118
Szczegóły |
Tytuł |
118 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
118 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 118 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
118 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Obraz �wiata i aparatura poj�ciowa"
autor: Kazimierz Ajdukiewicz
tytu� orgina�u" Das Weltbild und die Begriffsapparatur", "Erkenntnis" IV, 1934, str. 259-287
� 1. Cel bada�
Zasadnicza teza zwyk�ego konwencjonalizmu, kt�rego
reprezentantem jest np. Poincare, g�osi, �e istniej� problemy, kt�rych nie mo�na rozwi�za� przez odwo�anie si� do do�wiadczenia, dop�ki nie wprowadzi si� pewnej konwencji, gdy� dopiero konwencja ta ��cznie z danymi do�wiadczenia pozwala problem rozwi�za�. S�dy, kt�re si� na to rozwi�zanie sk�adaj�, nie s� nam wi�c narzucone przez same dane do�wiadczenia, lecz ich przyj�cie zale�y cz�ciowo od naszego uznania, gdy� ow� konwencj�, kt�ra wsp�wyznacza rozwi�zanie problemu, mo�emy dowolnie zmienia� i otrzyma� w nast�pstwie tego inne s�dy. W niniejszej rozprawie mamy zamiar t� tez� zwyk�ego konwencjonalizmu uog�lni� i
zaktualizowa�. Chcemy tu mianowicie sformu�owa� i uzasadni� twierdzenie, �e nie tylko niekt�re, ale wszystkie s�dy, kt�re przyjmujemy i kt�re tworz� ca�y nasz obraz �wiata, nie s� jeszcze jednoznacznie wyznaczone przez dane do�wiadczenia, lecz zale�� od wyboru aparatury poj�ciowej, przy pomocy kt�rej odwzorowujemy dane do�wiadczenia. Mo�emy jednak wybra� tak� lub inn� aparatur� poj�ciow�, przez co zmieni si� ca�y nasz obraz �wiata. To znaczy: p�ki kto� pos�uguje si� pewn� okre�lon� aparatur� poj�ciow�, p�ty dane do�wiadczenia zmuszaj� go do uznania pewnych s�d�w. Same te dane do�wiadczenia nie zmuszaj� go jednak bezwzgl�dnie do uznania tych s�d�w. Mo�e on bowiem obra� inn� aparatur� poj�ciow�, na gruncie kt6rej te same dane do�wiadczenia nie zmusz� go wi�cej do uznania owych s�d�w, gdy� w nowej aparaturze poj�ciowej te s�dy w og�le ju� nie wyst�puj�.
To jest pokr�tce i bez szczeg�lnych stara� o precyzj� sformu�owania zasadnicza teza niniejszej pracy. Oficjalne sformu�owanie nadamy jej ni�ej. Chcieliby�my tez� t� nazwa� "skrajnym konwencjonalizmem" i przypuszczamy, �e jest ona spokrewniona z pogl�dami francuskiego filozofa Le Roy'a a mo�e tak�e innych.
M�wili�my powy�ej o s�dach jako o czym�, co wyst�puje w aparaturze poj�ciowej. Twierdzenie to nie odnosi si� jednak�e do wszystkich s�d�w, lecz tylko do jednej klasy s�d�w, mianowicie do s�d�w, kt�re nazywamy artyku�owanymi. Znaczenie tego wyra�enia wyja�nili�my w pracy pod tytu�em "Sprache und Sinn<1>." Tam te� zdefiniowany zosta� termin "aparatura poj�ciowa". Niniejsza praca opiera si� w og�le na wynikach tamtej i zak�ada ich znajomo��. Przypomnijmy pokr�tce najwa�niejsze poj�cia i osi�gni�te tam rezultaty, z kt�rych tu skorzystamy.
Wysun�li�my tam najpierw twierdzenie, �e podanie zapasu s��w oraz regu� sk�adni j�zyka jeszcze nie wystarcza dla
jednoznacznego okre�lenia tego j�zyka, lecz �e ponadto konieczne jest podanie w�a�ciwego mu przyporz�dkowania znacze�, to jest sposobu, w jaki s�owom i wyra�eniom przyporz�dkowuje si� w tym j�zyku ich znaczenia. Nast�pnie stwierdzili�my, �e mo�na
rozpozna�, czy kto� z pewnym zdaniem danego j�zyka ��czy
znaczenie przyporz�dkowane mu w tym w�a�nie j�zyku, czy te� nie, w ten spos�b, �e stawia si� go w sytuacji dla tego w�a�nie zdania wybranej i stwierdza, czy jest got�w w tej sytuacji zdanie to uzna�, czy nie. Je�li np. kto� w sytuacji, w kt�rej rzeczywi�cie doznaje b�lu, nie jest got�w uzna� zdania "boli", to mo�emy z tego wnioskowa�, �e nie ��czy on ze zdaniem "boli" znaczenia nadanego mu w j�zyku polskim. Mo�na wi�c ustanowi� regu�y, kt�re np. m�wi�: ten tylko pos�uguje si� zdaniami j�zyka S w znaczeniu nadanym im w tym j�zyku, kto zawsze znajduj�c si� w sytuacji L jest got�w uzna� zdanie typu T. Tego rodzaju regu�y nazwali�my dyrektywami znaczeniowymi j�zyka. Odr�nili�my trzy rodzaje dyrektyw znaczeniowych, a mianowicie : 1) aksjomatyczne
dyrektywy znaczeniowe, podaj�ce te zdania, kt�rych 0drzucenie niezale�nie od sytuacji, w kt�rej to odrzucenie nast�puje, wskazuje na gwa�cenie w�a�ciwego danemu j�zykowi
przyporz�dkowania znacze�; 2) dedukcyjne dyrektywy
znaczeniowe, podaj�ce pary zda� tego rodzaju, �e uznawszy pierwsze zdanie trzeba by� gotowym uzna� drugie, je�li nie ma si� gwa�ci� w�a�ciwego j�zykowi przyporz�dkowania znacze�;
3) empiryczne dyrektywy znaczeniowe, kt�re pewnym danym do�wiadczenia przyporz�dkowuj� pewne zdania, kt�re trzeba by� gotowym uzna� w obliczu tych danych do�wiadczenia, je�li nie ma si� gwa�ci� w�a�ciwego j�zykowi przy-porz�dkowania znacze�. Dyrektywy znaczeniowe j�zyka uwa�amy za charakterystyczne dla tego j�zyka. Je�li bowiem w j�zyku S, kt�rego zapas s��w i wyra�e� jest ten sam, co w j�zyku S', obowi�zuje dyrektywa znaczeniowa (np. aksjomatyczna) g�osz�ca, �e ten, kto odrzuca okre�lone zdanie Z gwa�ci w�a�ciwe temu j�zykowi
przyporz�dkowanie znacze�, natomiast taka dyrektywa znaczeniowa nie obowi�zuje dla j�zyka S', to przyporz�dkowania znacze�, w�a�ciwe obu j�zykom, musz� by� r�ne. Albowiem to samo
zachowanie si� (odrzucenie tego samego zdania 2)gwa�ci w�a�ciwe j�zykowi S przyporz�dkowanie znacze�, nie gwa�ci jednak
przyporz�dkowania znacze� w�a�ciwego j�zykowi S'.
Dalej ustalili�my nast�puj�c� terminologi�. M�wimy, �e dwa wyra�enia s� bezpo�rednio znaczeniowo zwi�zane, gdy b�d� 1) oba wyst�puj� w jednymi tym samym zdaniu dyktowanym przez jak�� aksjomatyczn� dyrektyw� znaczeniow�, b�d� 2) oba s� zawarte w jednej i tej samej parze zda� wymienionych przez jak�� dedukcyjn� dyrektyw� znaczeniow�, b�d� 3) oba wchodz� w sk�ad jednego i tego samego zdania przyporz�dkowanego pewnej danej do�wiadczenia przez jak�� empiryczn� dyrektyw� znaczeniow�. J�zyk nazywamy sp�jnym, je�li nie mo�na jego zapasu wyra�e� roz�o�y� na dwie niepuste klasy tak, �eby �adne z wyra�e� pierwszej klasy nie by�o bezpo�rednio znaczeniowo zwi�zane z jakim� wyra�eniem drugiej klasy. Nast�pnie odr�nili�my j�zyki otwarte i zamkni�te. Nazywamy j�zyk otwartym, je�li istnieje inny j�zyk, zawieraj�cy wszystkie wyra�enia pierwszego i nadaj�cy im to samo znaczenie, kt�re maj� w pierwszym, w kt�rym jednak�e wyst�puj� tak�e wyra�enia, nie wyst�puj�ce w pierwszym j�zyku ani co do postaci swej, ani co do znaczenia, przy czym z wyra�e� tych co najmniej jedno jest bezpo�rednio znaczeniowo zwi�zane z jakim� wyra�eniem wyst�puj�cym tak�e w pierwszym j�zyku. J�zyk, kt�ry nie jest otwarty, nazywa si� j�zykiem zamkni�tym.
Do j�zyka otwartego mo�na do��czy� nowe wyra�enia, nie b�d�ce synonimem �adnego ju� znajduj�cego si� w tym j�zyku wyra�enia, i zwi�za� je bezpo�rednio znaczeniowo z jakim� takim wyra�eniem, przy czym znaczenie wyra�e� ju� w j�zyku si�
znajduj�cych nie ulegnie zmianie. Natomiast j�zyki zamkni�te staj�! si� niesp�jnymi, je�li do��czy� do nich nowe wyra�enie nie b�d�ce synonimem wyra�enia ju� w j�zyku si� znajduj�cego. W dalszym ci�gu wywodzili�my, �e je�li zar�wno S, jak i S' s� j�zykami zamkni�tymi i sp�jnymi, i je�li pewne okre�lone wyra�enie jednego j�zyka znajduje, sw�j przek�ad w drugim, wtedy oba j�zyki s� wzajemnie przek�adalne, tzn. ka�de, wyra�enie jednego j�zyka znajduje sw�j przek�ad w drugim. Klas� wszystkich znacze� przynale�nych wyra�eniom nale��cym do pewnego zamkni�tego i sp�jnego j�zyka nazywamy aparatur� poj�ciow�. Dwie aparatury poj�ciowe s� wi�c albo identyczne, albo te� nie maj� wsp�lnych element�w. Twierdzimy, �e ka�de znaczenie jest elementem jakiej� aparatury poj�ciowej.
W ko�cu por�wnali�my to poj�cie j�zyka, kt�rym zajmowali�my si� w naszej rozprawie, z tym, kt�re zwykle ma si� na oku, gdy si� m�wi o j�zyku niemieckim, angielskim, polskim itd. Okaza�o si�, �e to, co si� nazywa np. j�zykiem niemieckim, zgodnie z naszym ujmowaniem poj�cia "j�zyka" nie jest jednym j�zykiem, lecz obejmuje wiele j�zyk�w (w naszym rozumieniu), przy czym j�zyki te r�ni� si� co najmniej pod wzgl�dem w�a�ciwego im przyporz�dkowania znacze�. Albowiem gdy dwie osoby pos�uguj� si� tymi samymi wyrazami j�zyka niemieckiego, lecz obie ��cz� z nimi znaczenie nieco, ale nie bardzo odmienne, b�dzie si� m�wi�o, �e obie osoby m�wi� tym samym j�zykiem (w zwyczajnym rozumieniu tego s�owa). Wed�ug naszego rozumienia s�owa "j�zyk" osoby te nie m�wi� tym samym j�zykiem, gdy� do tego trzeba by koniecznie, aby obie osoby ��czy�y z tymi samymi wyrazami j�zyka dok�adnie to samo znaczenie.
� 2. Hipotezy, teorie i sprawozdania z fakt�w
Z tego, co wy�ej powiedziano, wynika, �e mo�na bardzo �atwo przej�� od jednego j�zyka do drugiego (w naszym rozumieniu), nie opuszczaj�c gruntu danego tzw. "j�zyka" (w rozumieniu potocznym). W tym wypadku ulega zmianie znaczenie, kt�re ��czy si� ze s�owami, przy czym cz�sto zmiany tej nie jeste�my �wiadomi. Zdarza si� to w �yciu codziennym, a jeszcze cz�ciej w naukach w toku ich rozwoju. Obja�nimy teraz, przynajmniej na jednym przyk�adzie, to przej�cie od jednego j�zyka do innego, tak jak si� ono dokonuje w naukach. Jako kryterium wskazuj�ce na to, �e zasz�a zmiana j�zyka, mimo �e wyrazy Nie zosta�y zmienione, mo�e s�u�y� - zgodnie z duchem naszych wywod�w -zmiana dyrektyw znaczeniowych. Je�li potrafimy np. wskaza� zdanie, kt�rego odrzucenie zrazu nie by�oby wykroczeniem przeciw w�a�ciwemu j�zykowi przyporz�dkowaniu znacze�, p�niej jednak musia�oby by� uwa�ane za takie wykroczenie, b�dzie to dowodzi�o, �e zacz�a obowi�zywa� w j�zyku aksjomatyczna dyrektywa znaczeniowa, kt�ra dawniej w nim nie obowi�zywa�a. W wyja�nieniu niech pos�u�y nast�puj�cy przyk�ad.
W czasach przed Newtonem zdanie "cia�o, na kt�re dzia�a si�a nie zr�wnowa�ona przez inn� si��, zmienia swoj� pr�dko��" by�o ju� prawdopodobnie uznawane. Opiera�o si� ono jednak�e wy��cznie na indukcji. Wyraz "si�a" rozumiano antropomorficznie i znajdowano szczeg�lne przypadki stanowi�ce podstaw� dla tego uog�lnienia. Zdanie to by�o jednak, jak ka�de zdanie oparte jedynie na indukcji, tylko dosy� mocnym przypuszczeniem. Gdyby kto� zamiast uzna� to zdanie, odrzuci� je, to w tym stadium j�zyka nie �wiadczy�oby to o gwa�ceniu w�a�ciwego j�zykowi przyporz�dkowania znacze�. Gdyby tylko znaleziona zosta�a "instantia contraria", zdanie zosta�oby odrzucone bez wahania. Dzisiaj jednak �aden fizyk - o ile mog� s�dzi� - nie odrzuci�by tego zdania i o ka�dym cz�owieku nie uznaj�cym tego zdania powie si�, �e przez wyraz "si�a" nie rozumie tego, co j�zyk fizyki rozumie� nakazuje.
Opisany przypadek �wiadczy o tym, �e j�zyk, cho� nie zmieni� swego brzmienia, zmieni� si� jednak co do w�a�ciwego mu przyporz�dkowania znacze�. Zrazu odrzucenie przytoczonego zdania zawsze jeszcze by�o mo�liwe, nie ujrzano by w tym odrzuceniu gwa�cenia j�zyka. Nie by�o wi�c aksjomatycznej dyrektywy
znaczeniowej, w my�l kt�rej nale�a�oby to zdanie uzna�. W drugim stadium j�zyka sytuacja pod tym wzgl�dem zupe�nie si� zmieni�a. Znaczenie wyraz�w u�ytych w tym zdaniu jest teraz tego rodzaju, �e domaga si� bezwzgl�dnie uznania tego zdania. U�ywaj�c naszej terminologii, mo�emy t� zmian� j�zyka opisa� m�wi�c, �e w p�niejszym stadium j�zyka zaczyna obowi�zywa� aksjomatyczna dyrektywa znaczeniowa, do kt�rej zakresu to zdanie nale�y, a kt�ra w j�zyku wcze�niejszego stadium nie obowi�zywa�a. Mo�na by na wielu przyk�adach �ledzi� ten proces, polegaj�cy na tym, �e podnosi si� do poziomu aksjomat�w zdania, kt�re zrazu uchodzi�y za indukcyjne uog�lnienia. Proces ten �wiadczy jednak o tym, �e nast�pi�a zmiana w�a�ciwego j�zykowi przyporz�dkowania znacze�, a wi�c i zmiana j�zyka. Mo�e by�oby dobrze nazywa� zasadami takie zdania, kt�re we wcze�niejszym stadium zosta�y przyj�te tylko jako indukcyjne uog�lnienia z gotowo�ci� uchylenia si� w danym razie od ich uznania i p�niej przez zmian� j�zyka zosta�y tezami aksjomatycznie przyj�tymi, a termin "hipoteza" rezerwowa� dla indukcyjnych uog�lnie�, kt�rych odrzucenie nie jest zakazane przez dyrektywy znaczeniowe j�zyka (tzn. kt�rych odrzucenie nie jest gwa�ceniem znaczenia)<2>. S�dz�, �e wiele twierdze� geometrii euklidesowej (pojmowanej jako ga��� fizyki, a nie jako dyscyplina matematyczna), kt�re dzi� uchodz� za oczywiste, by�o kiedy� tak�e tylko bardzo prawdopodobnymi przypuszczeniami indukcyjnymi, �e jednak p�niej dokona�a si� zmiana j�zyka, polegaj�ca na powstaniu nowych aksjomatycznych dyrektyw
znaczeniowych, domagaj�cych si� gotowo�ci do bezwarunkowego uznania tych twierdze� geometrycznych i czyni�cych je
aksjomatami.
Pomi�dzy zdaniami, uznanymi na gruncie okre�lonego j�zyka, mo�e doj�� do sprzeczno�ci. Je�li sprzeczno�� zaistnieje pomi�dzy zdaniem, kt�rego uznania domaga si� dyrektywa znaczeniowa (a wi�c kt�rego odrzucenia ta regu�a zakazuje), a zdaniem, kt�re zosta�o uznane, cho� �adna dyrektywa znaczeniowa tego nie ��da�a, mo�na sprzeczno�� �atwo usun�� nie opuszczaj�c gruntu owego j�zyka. Wystarczy bowiem zaniecha� uznania zdania nie podyktowanego przez dyrektywy znaczeniowe. Z tym przypadkiem mamy do czynienia, ilekro� indukcyjna hipoteza jeszcze nie podniesiona do godno�ci zasady znajdzie si� w sprzeczno�ci ze zdaniami uzyskanymi wed�ug empirycznych i dedukcyjnych dyrektyw znaczeniowych. A�eby usun�� sprzeczno��, rezygnujemy po prostu z hipotezy. Inaczej jest, gdy dochodzi do konfliktu pomi�dzy dwoma zdaniami, kt�re oba s� podyktowane przez dyrektywy znaczeniowe. Wtedy nie mo�na pozby� si� konfliktu inaczej, jak tylko w ten spos�b, �e opuszcza si� teren j�zyka, kt�rego dyrektywy znaczeniowe domagaj� si� uznania dw�ch sprzecznych zda�.
Z takim przypadkiem mo�emy mie� do czynienia, gdy zdanie przyj�te jako zasada i zdanie podyktowane przez empiryczne dyrektywy znaczeniowe oraz dane do�wiadczenia prowadz� na dedukcyjnej drodze do sprzeczno�ci. Chc�c uwolni� si� od tej sprzeczno�ci trzeba opu�ci� j�zyk, na gruncie kt�rego konflikt powsta�, i przej�� do innego j�zyka. Przej�cie to nie mo�e jednak doprowadzi� nas do j�zyka daj�cego si� prze�o�y� na pierwotny j�zyk, gdy� je�li dyrektywy znaczeniowe pierwotnego j�zyka ��cznie z danymi do�wiadczenia da�y sprzeczno��, to tak�e dyrektywy znaczeniowe ka�dego j�zyka daj�cego si� prze�o�y� na tamten musz� na podstawie tych samych danych do�wiadczenia prowadzi� do sprzeczno�ci, kt�ra, co najwy�ej, mo�e si� ujawni� w inaczej brzmi�cych zdaniach. Je�li chcemy unikn�� takiej sprzeczno�ci, narzuconej nam przez dyrektywy znaczeniowe j�zyka i np. dane wra�eniowe, musimy uciec si� do j�zyka nie daj�cego si� prze�o�y� na pierwszy j�zyk, czyli musimy opu�ci� aparatur� poj�ciow� w�a�ciw� dla pierwszego j�zyka i uciec si� do innej aparatury poj�ciowej. Przy tym mo�e by� zachowane brzmienie j�zykowe jednego ze sprzecznych w pierwszym j�zyku zda�, a nawet oba zdania co do brzmienia mog� si� znale�� jako uznane w nowym j�zyku. Oba jednak trac� znaczenia, jakie mia�y w pierwszym j�zyku. Poniewa� znaczenie zdania nazwali�my s�dem, wi�c przy przej�ciu od jednej aparatury poj�ciowej do drugiej nie
zachowujemy ani empirycznego s�du, ani te� s�du wyra�onego w zdaniu-zasadzie pierwszego j�zyka<3>.
� 3. Skrajny konwencjonalizm
Dochodzimy tym samym do g��wnej tezy tej rozprawy. Dane do�wiadczenia nie narzucaj� nam w spos�b absolutny �adnego artyku�owanego s�du. Owszem, dane do�wiadczenia zmuszaj� nas do uznania pewnych s�d�w, gdy stajemy na gruncie danej aparatury poj�ciowej, je�li jednak zmienimy t� aparatur� poj�ciow�, mo�emy mimo obecno�ci tych samych danych do�wiadczenia powstrzyma� si� od uznania tych s�d�w.
To sformu�owanie naszej tezy by�o obrazowe i zapewne nie zadowoli kogo� domagaj�cego si� pedantycznie �cis�ych
sformu�owa�. Kto nie jest w dostatecznym stopniu pedantem, niech pominie tekst z�o�ony petitem (w niniejszej wersji tekst w nawiasie kwadratowym M.C).
[Mo�na by zasadnie pyta�: co to znaczy, gdy m�wimy, �e "do�wiadczenie nie zmusza nas do wydania pewnego s�du"? Co tu rozumiemy pod "przymusem"? Je�1i ma to by� przymus przyczynowy, to wypowiedziane wy�ej twierdzenie w swej cz�ci negatywnej wydaje si� po prostu trywialne. Natomiast w cz�ci pozytywnej, w kt�rej m�wimy, �e do�wiadczenie zmusza nas do uznania s�d�w, gdy stajemy na gruncie jakiej� aparatury poj�ciowej, wydaje si� fa�szywe. Jest bowiem jasn� rzecz�, �e przy prze�ywaniu danej do�wiadczenia, cho�by nawet bardzo mocno narzucaj�cej si� naszej uwadze (np. przy rwaniu z�ba), nie jeste�my zmuszeni do
wydawania s�d�w artyku�owanych, tzn. s�d�w wyra�alnych adekwatnie w s�owach, i to nawet wtedy nie jeste�my do tego zmuszeni, gdy jeste�my nastawieni na dan� aparatur� poj�ciow�.
Takie pojmowanie naszej tezy stanowczo odrzucamy. Je�li�my m�wili w niej obrazowo o przymusie, nie mieli�my na my�li jakiego� przymusu przyczynowego. Ten spos�b m�wienia o przymusie wybrali�my tylko dlatego, �eby zbyt ci�ki styl rozprawy sta� si� strawniejszy. M�wi�c o przymusie my�leli�my o zwi�zku hipotetycznym.
Skomentujmy to, co mamy na my�li, w spos�b niezupe�nie jeszcze pedantyczny, jednak ju� nieco �ci�lej: gdy m�wimy: "dane do�wiadczenia E zmuszaj� nas, je�li staniemy na gruncie
aparatury poj�ciowej B, do uznania s�du U", to ma to taki sens: "w aparaturze poj�ciowej B mo�na spotka� takie pytanie
rozstrzygni�cia (tzn. pytanie "czy tak, czy nie"), �e odpowied� na nie w obecno�ci danych do�wiadczenia E mo�e polega� tylko na dodatniej asercji s�du U, gdy� inaczej nie by�aby odpowiedzi� na to pytanie".
Zwrot "dane wra�eniowe E zmuszaj� nas bezwzgl�dnie (a wi�c bez wzgl�du na aparatur� poj�ciow�) do uznania s�du U" znaczy natomiast: "w ka�dej aparaturze poj�ciowej istnieje takie pytanie rozstrzygni�cia, na kt�re w obecno�ci danych
do�wiadczenia E mo�na odpowiedzie� tylko przez dodatni� asercj� s�du U". To sformu�owanie mo�na jeszcze upro�ci� zwa�ywszy, �e pytanie rozstrzygni�cia to tyle, co pytanie, kt�re dopuszcza tylko dwie odpowiedzi, z kt�rych jedna polega na dodatniej, druga na ujemnej asercji jednego i tego samego s�du ( zamiast "pytanie rozstrzygni�cia" m�wimy dlatego te� cz�sto: "pytanie stawiaj�ce s�d jako problem"). Takim pytaniem rozstrzygni�cia jest np. pytanie wyra�one w zdaniu pytajnym: "czy Europa jest kontynentem?". Gdy m�wili�my, �e istnieje pytanie
rozstrzygni�cia w aparaturze poj�ciowej, znaczy�o to, �e s�d, do kt�rego to pytanie si� odnosi, istnieje w tej aparaturze poj�ciowej. Rozwi�zuje si� zatem jaki� problem rozstrzygni�cia zawsze i tylko wtedy, gdy wydaje si� jaki� s�d z dodatni� lub z ujemn� asercj�. W my�l powy�szego mo�emy poprzednie
wyja�nienia w nast�puj�cy spos�b upro�ci�: "dane do�wiadczenia E zmuszaj� kogo� stoj�cego na gruncie aparatury poj�ciowej B do wydania s�du U z dodatni� asercj�" znaczy: " w aparaturze poj�ciowej B istnieje taki s�d X, �e je�li kto� w obecno�ci danych E wydaje s�d X z dodatni� albo ujemn� asercj�, wydaje tym samym s�d U z dodatni� asercj�". Je�li pominiemy w naszym sformu�owaniu, operuj�cym poj�ciem przymusu, relatywizacj� do aparatury poj�ciowej, je�li wi�c powiemy: "dane do�wiadczenia E zmuszaj� nas (niezale�nie od aparatury poj�ciowej) do wydania s�du U z dodatni� asercj�", b�dzie to znaczy�o: "w ka�dej aparaturze poj�ciowej istnieje taki s�d x, �e je�li kto� w obecno�ci danych E wydaje s�d x z dodatni� albo ujemn� asercj�, wydaje tym samym s�d U z dodatni� asercj�".
Skrajny konwencjonalizm przyznaje, �e dane do�wiadczenia ,,zmuszaj�" do wydawania pewnych s�d�w, jednak�e tylko
relatywnie do pewnej aparatury poj�ciowej. Przeczy jednak temu, �e dane do�wiadczenia zmuszaj� nas do jakiegokolwiek s�du niezale�nie od aparatury poj�ciowej, na kt�rej gruncie stoimy. Znaczenie obu twierdze� po powy�szych wywodach jest teraz jasne. Po tych wyja�nieniach wydaje si� jednak, �e pozytywna teza skrajnego konwencjonalizmu wymaga jeszcze dowodu. Twierdzi si� w niej: dla pewnych danych do�wiadczenia E istnieje taki s�d U i taka aparatura poj�ciowa B, �e w tej aparaturze poj�ciowej znajduje si� tego rodzaju s�d X, �e o ile kto� w obecno�ci danych E wydaje s�d X z dodatni� albo ujemn� asercj�, tym samym wydaje s�d U z dodatni� asercj�. Przyjmijmy, �e istnieje aparatura poj�ciowa B w�a�ciwa dla takiego j�zyka S, dla kt�rego obowi�zuje empiryczna dyrektywa znaczeniowa, w my�l kt�rej ten tylko nie gwa�ci w�a�ciwego S przyporz�dkowania znacze�, kto jest got�w uzna� zdanie Z w obecno�ci danych wra�eniowych E (a wi�c co najmniej nie odrzuca zdania Z w ich obecno�ci). Niech U b�dzie znaczeniem zdania Z w j�zyku S. Za�o�ywszy to
twierdzimy dalej, �e dane do�wiadczenia E zmuszaj� ka�dego stoj�cego na gruncie aparatury poj�ciowej B do uznania s�du U. Znaczy to, �e w B istnieje taki s�d X, i� dodatnia albo ujemna asercja X w obecno�ci E, to tyle, co dodatnia asercja U. Mianowicie: samo U jest takim s�dem X. Po pierwsze bowiem, U nale�y do aparatury poj�ciowej B. Trzeba jednak pokaza�, �e po drugie, je�li kto� wydaje w obecno�ci E s�d U z dodatni� albo ujemn� asercj�, to wydaje s�d U z dodatni� asercj�. S�d wydany w obecno�ci E z ujemn� asercj� nie m�g�by bowiem by� asercj� U tzn. nie m�g�by mie� U jako tre�ci. Gdyby kto� wyda� ujemny s�d o tre�ci U, musia�by to uczyni� w ten spos�b, �e odrzuci�by zdanie W, kt�rego znaczenie w j�zyku S' by�oby utworzone przez U (mamy tu na my�li tylko werbalne procesy s�dzenia) bez gwa�cenia w�a�ciwego S' przyporz�dkowania znacze�. Je�li jednak zdanie W ma w j�zyku S' znaczenie U, to jest ono przek�adem Z z j�zyka S na j�zyk S'. Za�o�yli�my, �e kto odrzuca zdanie Z w obecno�ci E, gwa�ci tym samym nadane znaczenia w S. Nie mo�na wi�c ani odrzuci� zdania Z w obecno�ci E, ani te� odrzuci� przek�adu Z z j�zyka S na j�zyk S' bez gwa�cenia przez to w�a�ciwego j�zykowi S, czy te� S', przyporz�dkowania znacze�. Z tego wniosek, �e w obecno�ci E nie mo�na wyda� s�du
negatywnego 0 tre�ci U Je�li wi�c kto� wydaje w obecno�ci E s�d U z dodatni� albo ujemn� asercj�, mo�e to uczyni� tylko z dodatni� asercj�. Tym samym wykazali�my, �e przy danych za�o�eniach istnieje w aparaturze poj�ciowej B taki s�d X, i� je�li kto� wydaje ten s�d z dodatni� albo ujemn� asercj�, wydaje s�d U z dodatni� asercj�. Pokazali�my bowiem, �e U samo jest takim X.
Mo�na wi�c uwa�a� za udowodnione, �e istniej� s�dy, do uznania kt�rych zmuszaj� pewne dane do�wiadczenia ka�dego, kto stoi na gruncie pewnej aparatury poj�ciowej. Trzeba si� tylko zgodzi� na uczynione w toku dowodu za�o�enia, �e istnieje j�zyk obejmuj�cy jak�� empiryczn� dyrektyw� znaczeniow�. To uwa�amy jednak za pewne (przynajmniej dla prostych empirycznych dyrektyw znaczeniowych). Przechodzimy teraz do drugiej tezy, przecz�cej temu, �e pewne do�wiadczenia zmuszaj� w spos�b absolutny do uznania pewnych s�d�w. Twierdzimy wi�c, �e nie istnieje taki s�d U i taka dana do�wiadczenia E, aby w ka�dej aparaturze poj�ciowej istnia� taki s�d X, �e je�li kto� wydaje s�d X z dodatni� albo ujemn� asercj� w obecno�ci E, wydaje tym samym s�d U z dodatni� asercj�. Przyjmijmy, �e istnieje taki s�d X w aparaturze poj�ciowej B; wtedy taki s�d nie mo�e ju� si� znale�� w innej aparaturze poj�ciowej B'. Gdyby bowiem w B istnia�o takie X, a w B' takie X', �e dodatnia albo ujemna asercja X w obecno�ci E r�wna�aby si� dodatniej asercji U, i �e tak�e dodatnia albo ujemna asercja X' r�wna�aby si� dodatniej asercji U, to asercja X musia�aby si� r�wna� asercji X'. Wi�c proces s�dzenia o tre�ci X musia�by wychodzi� na to samo, co proces s�dzenia 0 tre�ci X'. Je�li jednak dwa procesy s�dzenia s� takie same, to ich tre�� jest identyczna. X musia�oby by� identyczne z X'. X nale�y jednak do aparatury poj�ciowej B, X' za� do aparatury poj�ciowej B', r�ni�cej si� wed�ug za�o�enia od B. Dwie r�ne aparatury poj�ciowe jako klasy wszystkich znacze� dw�ch sp�jnych i zamkni�tych, a wi�c nieprzek�adalnych, j�zyk�w nie maj� jednak wsp�lnych element�w. Wi�c X musi by� r�ne od X'. Je�li wi�c dodatnia asercja U polega na
rozstrzygni�ciu - w obecno�ci E - pytania: "czy X?", to nie mo�e ona polega� na rozstrzygni�ciu - w obecno�ci E - pytania "czy X?", je�li X nale�y do innej aparatury poj�ciowej ni� X'. Tym samym udowodniona by�aby tak�e negatywna teza skrajnego
konwencjonalizmu, przy za�o�eniu, �e istniej� dwie r�ne aparatury poj�ciowe. Mo�na to z �atwo�ci� wykaza� przez wskazanie na aparatury poj�ciowe systemu �ci�le dedukcyjnego i j�zyka wyposa�onego w empiryczne dyrektywy znaczeniowe. Te aparatury poj�ciowe nie mog� by� identyczne, gdy� jedna z nich nie zawiera �adnych "empirycznych znacze�", natomiast druga zawiera takie znaczenia. S�dz�, �e nie sprawia�oby trudno�ci pokazanie, �e istniej� dwie "empiryczne", a jednak r�ne aparatury poj�ciowe. Moim zdaniem, np. aparatury poj�ciowe klasycznej fizyki i relatywistycznej fizyki s� r�nymi aparaturami poj�ciowymi. �eby to uzasadni�, trzeba by jednak napisa� odr�bn� rozpraw�.
Zanim p�jdziemy dalej w naszych rozwa�aniach, chcieliby�my jeszcze usun�� ewentualne nieporozumienie. M�g�by kto� poj�� nasze twierdzenie w ten spos�b, jakoby�my s�dzili, �e gdy przechodzimy od jednego j�zyka do drugiego, nieprzek�adalnego na�, a wi�c od jednej aparatury poj�ciowej do innej, osi�gamy w wyniku tego fakt, �e pewne zdanie jest prawdziwe w jednym j�zyku, a r�wnoznaczne z nim zdanie drugiego j�zyka jest fa�szywe, innymi s�owy, w jaki� czarodziejski spos�b mo�na spowodowa�, by np. zdanie "ten papier jest bia�y" by�o prawdziwe w jednym j�zyku, natomiast zdanie b�d�ce jego przek�adem na inny j�zyk by�o fa�szywe. By�oby to ca�kowitym nieporozumieniem. Nie m�wili�my dotychczas o prawdzie i fa�szu. Nie twierdzili�my te�, �e mogliby�my, b�d�c zmuszeni przyj�� zdanie Z na podstawie danych do�wiadczenia i stoj�c na gruncie j�zyka S, zyska� przez odpowiedni wyb�r innego j�zyka S' uprawnienie do odrzucenia przek�adu zdania Z z j�zyka S na S' wbrew tym samym danym do�wiadczenia. Takiego pogl�du nie �ywimy. Twierdzimy jedynie, �e przez zmian� j�zyka mo�na osi�gn�� to, �e chocia� byli�my zmuszeni, stoj�c na gruncie pewnego j�zyka, uzna� pewne zdanie w obecno�ci pewnych danych do�wiadczenia, nie znajdziemy ju� w zmienionym j�zyku zdania o tym samym znaczeniu, i dlatego te� nie pogwa�cimy przyporz�dkowania znacze� w�a�ciwego temu
zmienionemu j�zykowi, powstrzymuj�c si� od uznania owego zdania i jego przek�ad�w. Nie nale�y jednak s�dzi�, �e to
przej�cie do innego j�zyka, uwalniaj�ce nas od przymusu uznania jakiego� zdania, polega na tym, �e nowy j�zyk jest na to zbyt ubogi w s�owa, aby m�c ubra� w szat� s�own� s�d, kt�ry by� znaczeniem zdania podyktowanego nam przez dane do�wiadczenia na podstawie dyrektyw znaczeniowych pierwotnego j�zyka. Tak w�a�nie by�oby, gdyby to przej�cie od jednego j�zyka do drugiego polega�o na otwarciu pierwszego j�zyka. Po otwarciu pierwszego j�zyka zabrak�oby nam mo�e tylko s��w, by wyrazi� s�d, kt�ry poprzednio uznali�my. To przej�cie od jednego j�zyka do drugiego, kt�re my mamy na my�li, nie polega jednak na otwarciu
pierwotnego j�zyka. Mamy na my�li przej�cie od jednego j�zyka do innego, w zasadzie nieprzek�adalnego na pierwszy, a otwarcie j�zyka prowadzi nas zawsze do j�zyka w zasadzie przek�adalnego <4>. To przej�cie nie polega po prostu na zmianie s��w albo na zubo�eniu aparatury poj�ciowej. Polega ono na wybraniu nowej aparatury poj�ciowej, kt�ra w �adnym punkcie nie pokrywa si� z dawn� aparatur� poj�ciow�. 0 tym szczeg�le b�dziemy w dalszym ci�gu jeszcze m�wi�.
� 4. Zwyk�y konwencjonalizm
Rozwa�ymy teraz zastrze�enia, kt�re mo�na podnie��
przeciwko naszym twierdzeniom. Jedno z tych zastrze�e�, by� mo�e, oprze si� na rozr�nieniu takich zda�, kt�re zdaj� spraw� z fakt�w, i takich, kt�re s� tylko interpretacj� fakt�w. Nazwijmy pierwsze zdaniami sprawozdawczymi, drugie -
interpretacyjnymi. Rozr�nienie to spotykamy u przedstawicieli zwyk�ego konwencjonalizmu, kt�rzy twierdz�, �e skoro przyj�te zdanie, np. hipoteza, popadnie w sprzeczno�� z jak��
interpretacj�, mo�na przy nie zmienionych danych do�wiadczenia utrzyma� owo zdanie, a zrezygnowa� z interpretacji. Je�li jednak zjawi si� sprzeczno�� pomi�dzy jakim� zdaniem a pewnym zdaniem sprawozdawczym, to ju� nie mo�na ratowa� pierwszego kosztem zdania sprawozdawczego.
Przyjrzyjmy si� dok�adniej, co rozumiej� konwencjonali�ci przez zdanie sprawozdawcze i co przez interpretacj�. Rozpatrzmy w tym celu przyk�ad. Zdanie m�wi�ce: "pr�t A ma t� sam� d�ugo�� co pr�t B" jest zdaniem sprawozdawczym, gdy jest uznawane w sytuacji, w kt�rej uznaj�cy widzi koincydencj� obu pr�t�w, tzn. ich pokrywanie si� w bezpo�rednim zetkni�ciu. Zdanie "pr�t C ma t� sam� d�ugo�� co pr�t D" nie by�oby jednak zdaniem
sprawozdawczym, gdyby uznaj�cy to zdanie nie widzia� obu pr�t�w w bezpo�rednim kontakcie. Uznanie takiego zdania by�oby
interpretacj�. Wed�ug konwencjonalist�w bowiem zachodzi
niemo�liwo��, i to zasadnicza niemo�liwo��, rozstrzygni�cia tego zdania bez przyj�cia konwencji dotycz�cej por�wnywania
oddalonych pr�t�w. Natomiast dla rozstrzygni�cia o r�wno�ci dw�ch pr�t�w, gdy zachodzi koincydencja, nie potrzeba konwencji, mo�na tego rozstrzygni�cia dokona� tak�e bez jakiejkolwiek konwencji. R�nica pomi�dzy zdaniem sprawozdawczym a interpretacj� polega na tym, �e dla rozstrzygni�cia zdania sprawozdawczego wystarcz� pewne pierwotne kryteria, podczas gdy dla rozstrzygni�cia zdania interpretacyjnego te pierwotne kryteria nie wy . starczaj�, potrzeba jeszcze dalszych kryteri�w, kt�rych wyb�r od nas zale�y. Z tego powodu ma by� mo�liwe, zale�nie od wyboru dodatkowych kryteri�w, rozstrzygni�cie zda� interpretacyjnych w r�ny spos�b, co ma by� niemo�liwe w stosunku do zda� sprawozdawczych.
Spr�bujmy jasno uchwyci� t� r�nic� mi�dzy zdaniami
sprawozdawczymi a interpretacyjnymi. Charakteryzuje si� j� przez w kt�ry dochodzi si� do rozstrzygni�cia tych zda�. Jedne i drugie s� zdaniami empirycznymi, tzn. i takimi, do kt�rych rozstrzygni�cia potrzeba danych do�wiadczenia. R�nica polega na tym, �e kryteria wystarczaj�ce do uznania zdania sprawozdawczego na podstawie pewnych danych do�wiadczenia nie wystarczaj� jeszcze do rozstrzygni�cia (tj. uznania lub odrzucenia) zdania interpretacyjnego, jakimikolwiek by�my nie dysponowali danymi do�wiadczenia. Dlatego do rozstrzygni�cia zda� interpretacyjnych na drodze empirycznej trzeba do��czy� nowe kryteria.
C� to za kryteria, o kt�rych tu mowa? S�dz�, �e wolno mi powiedzie�, i� chodzi tu o empiryczne dyrektywy znaczeniowe. Owo kryterium, wystarczaj�ce dla wy�ej wymienionego zdania
sprawozdawczego, to nic innego jak empiryczna dyrektywa
znaczeniowa, kt�ra stwierdza, �e ten, kto na widok, zwany widokiem dw�ch b�d�cych w koincydencji pr�t�w A i B, nie by�by got�w uzna� zdania "pr�t A ma t� sam� d�ugo�� co pr�t B", nie u�ywa tych wyra�e� w znaczeniu, kt�re im przyporz�dkowuje j�zyk. Lecz - jaki j�zyk? S�dz�, �e chodzi tu o jeden ze zwyk�ych polskich j�zyk�w potocznych. Te dyrektywy znaczeniowe, zdaniem konwencjonalist�w, nie mia�yby jeszcze wystarczy� do zaj�cia stanowiska wobec zdania, zwanego interpretacyjnym, jakimikolwiek nie dysponowaliby�my danymi do�wiadczenia.
Jak si� zdaje, na podstawie powy�szego mo�emy w nast�puj�cy spos�b zdefiniowa� zdanie sprawozdawcze i interpretacyjne: pewne zdanie jest zdaniem sprawozdawczym, je�li empiryczne dyrektywy znaczeniowe jednego ze zwyk�ych J�zyk�w potocznych przy pewnych danych do�wiadczenia wystarczaj� do rozstrzygni�cia tego zdania. Natomiast pewne zdanie jest zdaniem interpretacyjnym, je�li przy �adnych danych do�wiadczenia wszystkie dyrektywy znaczeniowe jednego ze zwyk�ych j�zyk�w potocznych nie wystarczaj� do rozstrzygni�cia tego zdania, jednak�e dzi�ki do��czeniu pewnych nowych dyrektyw znaczeniowych do dyrektyw znaczeniowych jednego z j�zyk�w potocznych znajd� si� i dane do�wiadczenia, na
podstawie kt�rych wzbogacone w ten spos�b dyrektywy znaczeniowe, bezpo�rednio lub po�rednio (tzn. w jednym kroku lub kilku krokach), prowadz� do rozstrzygni�cia tego zdania. Te dyrektywy znaczeniowe, kt�re trzeba do��czy�, nazywa si� wtedy
konwencjami, definicjami przyporz�dkowuj�cymi itd. ("definicja przyporz�dkowuj�ca", to konwencja b�d�ca empiryczn� dyrektyw� znaczeniow�. Konwencje mog� jednak te� by� dedukcyjnymi albo aksjomatycznymi dyrektywami znaczeniowymi).
Zobaczmy teraz, czy w �wietle przeprowadzonej wy�ej analizy konwencjonalistycznego rozr�nienia zda� sprawozdawczych i zda� interpretacyjnych mo�na przypisywa� tym pierwszym wy�szy walor. Je�li trafne jest nasze uj�cie zda� sprawozdawczych i
interpretacyjnych, to jedyna r�nica pomi�dzy nimi polega na tym, �e dla empirycznego rozstrzygni�cia zda� sprawozdawczych wystarczaj� dyrektywy znaczeniowe jednego ze zwyk�ych j�zyk�w potocznych, podczas gdy nie wystarczaj� one dla rozstrzygni�cia zda� interpretacyjnych, kt�re to zdania s� jednak empirycznie rozstrzygalne na podstawie dyrektyw znaczeniowych wzbogaconych przez konwencje. Wy�szy walor przypada�by w udziale zdaniom sprawozdawczym tylko wtedy, gdyby dyrektywy znaczeniowe j�zyk�w potocznych bardziej zas�ugiwa�y na to, �eby przy nich trwa�, ni� do��czone konwencje. Je�li si� przyznaje, �e mimo nie zmienionych danych do�wiadczenia mo�na si� uwolni� od pewnych interpretacji zast�puj�c jedn� konwencj� przez inn�, trzeba te� zdawa� sobie spraw� z tego, �e r�wnie dobrze mo�na uwolni� si� od zda� sprawozdawczych przez zmian� dyrektyw znaczeniowych j�zyka potocznego.
Jedyna r�nica pomi�dzy zdaniami sprawozdawczymi a
interpretacyjnymi polega wi�c na tym, �e pierwsze s�
rozstrzygane w j�zykach, w kt�rych wyro�li�my, stworzonych bez naszego �wiadomego udzia�u, gdy drugie mog� by� rozstrzygni�te dopiero w takich j�zykach, przy kt�rych budowie brali�my �wiadomie udzia�. Z tego to powodu dyrektywy znaczeniowe, pozwalaj�ce rozstrzyga� zdania sprawozdawcze, na pierwszy rzut oka wydaj� si� nietykalne, podczas gdy konwencje potrzebne do rozstrzygni�cia interpretacji, jako wprowadzone aktem naszej woli, zdaj� si� podlega� odwo�aniu na mocy naszej decyzji. Nasze stanowisko jest znacznie bardziej skrajne ni� stanowisko om�wionego konwencjonalizmu. Nie widzimy �adnej istotnej r�nicy pomi�dzy zdaniami sprawozdawczymi a interpretacjami. S�dzimy, �e same dane do�wiadczenia nie zmuszaj� nas do uznania ani jednych, ani drugich. Mo�emy wstrzyma� si� od uznania zar�wno samych zda�, jak i ich przek�ad�w, je�li zechcemy wybra� aparatur� poj�ciow�, w kt�rej ich znaczenie nie wyst�puje. S�usznie wi�c nazywamy nasze stanowisko skrajnym
konwencjonalizmem.
� 5. Odrzucenie tendencji do uniwersalno�ci
Rozwa�my jeszcze inne zastrze�enie, kt�re mo�na wysun�� w stosunku do naszej g��wnej tezy. W tezie tej twierdzili�my, �e mo�emy uchyli� si� od przymusu uznania wobec okre�lonych danych do�wiadczenia pewnego zdania pewnego j�zyka przez przej�cie do innego j�zyka, w kt�rym tamto zdanie pierwszego j�zyka nie ma przek�adu. Jak to ju� powy�ej podkre�lali�my, przej�cie to nie polega na otwarciu pierwszego j�zyka, to jest nowy j�zyk nie r�ni si� od dawnego tylko bogactwem zapasu wyra�e�, tak �e po przej�ciu brakowa�oby nam s��w dla wyra�enia s�du, kt�ry byli�my zmuszeni uzna� stoj�c na gruncie pierwszego j�zyka.
Stwierdzili�my, �e przy tym przej�ciu nie tylko ulega zmianie zapas wyra�e�; nawet nie musi on si� zmieni�. Przej�cie to prowadzi nas do innego obszaru znaczeniowego, w kt�rym ju� nie wyst�puje znaczenie zdania uznanego w j�zyku wyj�ciowym. Powstaje jednak pytanie, czy przej�cie to nie udaje si� tylko dzi�ki temu, �e uciekli�my do zbyt ubogiego obszaru znaczeniowego? Czy ten s�d, kt�ry przyj�li�my na gruncie pierwszej aparatury poj�ciowej, nie zjawi�by si� ponownie w nowym obszarze znaczeniowym, gdyby ten obszar odpowiednio rozszerzy�, i czy wtedy dane do�wiadczenia nie zmusi�yby nas jednak znowu do przyj�cia tego s�du? Innymi s�owami, Czy nie zawdzi�czamy naszego uwolnienia si� od przymusu do�wiadczenia tylko tej okoliczno�ci, �e przeszli�my do zbyt ubogiego obszaru znaczeniowego?
Klas� wszystkich znacze� przyporz�dkowanych wyra�eniom danego j�zyka nazwijmy obszarem znaczeniowym tego j�zyka. Za��my jeszcze, �e j�zyk, na gruncie kt�rego zostali�my zmuszeni przez dane do�wiadczenia do uznania s�du U, by� j�zykiem sp�jnym, lecz niekoniecznie zamkni�tym. Przej�cie, kt�re mia�o nas uwolni� od przymusu uznania s�du U wobec danych do�wiadczenia, polega na przej�ciu od obszaru znaczeniowego El, zawieraj�cego s�d U i b�d�cego cz�ci� aparatury poj�ciowej Bl, do obszaru
znaczeniowego E2, nale��cego do aparatury poj�ciowej B2, r�nej od Bl. Przej�cie to scharakteryzowali�my przecie� jako takie, kt�re prowadzi od jednego j�zyka do innego, zasadniczo
nieprzek�adalnego na tamten. Aparatura poj�ciowa B2, r�ni�c si� od aparatury poj�ciowej B1, nie zawiera wi�c s�du U, tym samym te� U nie jest zawarte w E2. Je�li wi�c chcemy E2 rozszerzy� do E'2 tak, �eby wtedy s�d U wyst�powa� w E'2, to E'2 musi si� sk�ada� z dw�ch obszar�w znaczeniowych, nale��cych do r�nych aparatur poj�ciowych. To znaczy, �e j�zyk S'2 kt�rego wyra�enia s� przyporz�dkowane znaczeniom zawartym w obszarze znaczeniowym E'2, musia�by sk�ada� si� z wyra�e�, kt�re mo�na podzieli� na dwie klasy tak, �e wyra�enia jednej klasy nale�� do j�zyka zamkni�tego i sp�jnego G1, wyra�enia drugiej - do zamkni�tego i sp�jnego j�zyka G2, przy czym G1 i G2 s� nieprzek�adalne. Taki j�zyk musi jednak by� niesp�jny. Gdyby bowiem by� j�zykiem sp�jnym, to mo�na by do��czy� do jednego z j�zyk�w G1 lub G2 obce mu znaczeniowo wyra�enia drugiego, wyst�puj�ce w S'2 nie zmieniaj�c go przez to w j�zyk niesp�jny i nie zmieniaj�c przez to znaczenia jego wyra�e�. Jest to jednak niemo�liwe, jak udowodnili�my w rozprawie "J�zyk i znacznie".
Z powy�szego wyp�ywa jasno, co nast�puje. Gdy celem
uchylenia si� od przymusu uznania pewnego s�du przechodzimy od j�zyka, w kt�rym ten s�d da� si� wyrazi�, do j�zyka w zasadzie nieprzek�adalnego, b�dziemy mogli ten nowy j�zyk wzbogaci� o wyra�enie tego s�du tylko wtedy, gdy b�dziemy uwa�ali za dopuszczalne, by j�zyk p�niej przez nas u�yty zosta� j�zykiem niesp�jnym. Trzeba jednak zda� sobie jasno spraw�, co by to znaczy�o. W j�zyku niesp�jnym nie by�oby np. mo�liwo�ci og�lnego stosowania formu� logiki. Stosowanie tych formu� odbywa si� wed�ug dyrektywy podstawiania. Dyrektywa ta pozwala np. na podstawie formu�y "p zawiera si� w p" uzna� zdanie postaci, "A zawiera si� w A", przy czym A mo�e by� dowolnym zdaniem. Do zakresu dyrektywy znaczeniowej podstawiania, odpowiadaj�cej dyrektywie wnioskowania o tej, nazwie, nale�a�yby wszystkie takie pary zda�, kt�re by zawiera�y na pierwszym miejscu formu�� "p zawiera si� w p", a na drugim zdanie postaci "A zawiera si� w A", gdzie "A" jest dowolnym zdaniem. Je�li w j�zyku obowi�zuje taka dyrektywa, to wszystkie, zdania mog�ce
wyst�powa� na miejscu "A" s� bezpo�rednio zwi�zane znaczeniowo z formu�� "p zawiera si� w p", po�rednio za� pomi�dzy sob�. Taki j�zyk musia�by wi�c by� sp�jnym, przynajmniej przy za�o�eniu, �e ka�de jego wyra�enie wyst�puje w jednym z jego zda�, a zajmujemy si� tu tylko takimi j�zykami. J�zyk niesp�jny musia�by posiada� wiele logik, ca�kowicie ze sob� nie zwi�zanych, przy czym ka�da obowi�zywa�aby w innym obszarze zda�, o ile w og�le mia�yby istnie� formu�y logiczne dla ka�dego obszaru zda� <5>. Obszar znaczeniowy odpowiadaj�cy niesp�jnemu j�zykowi sk�ada�by si� z s�d�w, daj�cych si� podzieli� na r�ne obszary, pomi�dzy kt�rymi nie by�oby �adnych zwi�zk�w logicznych.
Nazwijmy taki j�zyk, w kt�rym mo�na wyrazi� ka�dy s�d, j�zykiem uniwersalnym, odpowiadaj�cy mu obszar znaczeniowy -uniwersalnym obszarem znaczeniowym. Z tego, co wy�ej
powiedziano, wynika, �e taki j�zyk musia�by by� niesp�jny. Jego obszar znaczeniowy by�by lu�nym zlepkiem aparatur poj�ciowych. Nie wierzymy, by rozw�j nauki wykazywa� tendencje do j�zyka uniwersalnego albo do uniwersalnego obszaru znaczeniowego. Rozw�j nauki zdaje si�, przeciwnie, zmierza� do sp�jnego obrazu �wiata, kt�ry nie zgadza si� z tendencj� do uniwersalno�ci. Je�li tak jest, to musimy przyzna�, �e nauka jak gdyby ogranicza�a swoj� swobod� spojrzenia i w��cza�a w sw�j system tylko takie s�dy, kt�re nale�� do jednej aparatury poj�ciowej, a pomija�a te, kt�re nale�� do innych aparatur poj�ciowych. Je�li za� nauce jaka� aparatura poj�ciowa nie odpowiada, mo�e ona zast�pi� j� przez tak�, kt�ra lepiej jej celom odpowiada, nie dbaj�c ju� o s�dy nale��ce do zaniechanej aparatury poj�ciowej. M�wili�my wy�ej o tym, �e s�dy empiryczne s� wyznaczone nie tylko przez dane do�wiadczenia, lecz zale�� tak�e od wybranej aparatury poj�ciowej. Ograniczyli�my si� zrazu do s�d�w empirycznych. Jest jednak jasn� rzecz�, �e to, co powiedziano, mo�e si� r�wnie dobrze odnosi� do s�d�w nieempirycznych. Tote� logika, kt�r� przyjmujemy w pewnym okresie, obowi�zuje tylko dop�ty, dop�ki stoimy na gruncie okre�lonej aparatury poj�ciowej. Wraz ze zmian� aparatury poj�ciowej tak�e logika si� zmienia. Jest to
uog�lnienie postawionej w poprzednim paragrafie tezy skrajnego konwencjonalizmu <6>.
� 6. "Prawdziwo��" r�nych obraz�w �wiata
M�wili�my powy�ej o mo�liwo�ci wyboru aparatury poj�ciowej, w kt�rej chcemy budowa� nasz obraz �wiata. Przyjmijmy, �e dwaj ludzie - nazwijmy ich Janem i Piotrem - pos�uguj� si� dwoma j�zykami sp�jnymi i zamkni�tymi, kt�re nie s� na siebie
przek�adalne. Ka�dy z nich rozwija obraz �wiata, lecz ka�dy inny. Nie ma s�du przyj�tego przez Jana, kt�ry by przyj�� Piotr, i na odwr�t, lecz Piotr nie odrzuci �adnego s�du przyj�tego przez Jana i na odwr�t. Oba obrazy �wiata s� r�ne, lecz nie koliduj� one ze sob�. Mo�e si� komu� narzuca� pytanie: czy oba obrazy �wiata s� prawdziwe, czy te� tylko jeden z nich zas�uguje na nazwanie go prawdziwym?. <7>
Nie b�dziemy tego pytania rozwa�a� na w�asny rachunek, gdy� orzekanie atrybutu "prawdziwy" wprowadza gro�b� wielorakich antynomii (wystarczy pomy�le� cho�by o antynomii Eubulidesa). Zostawmy lepiej zbadanie tego komu innemu, teoretykowi poznania, kt�remu damy imi� E i o kt�rym za�o�ymy, co nast�puje. E m�wi j�zykiem sp�jnym Se, w kt�rym wyst�puj� wyrazy tego j�zyka, w kt�rym napisana jest niniejsza rozprawa, i kieruje si� u�ywaj�c tych s��w tymi samymi dyrektywami znaczeniowymi, co my, poza tym jednak dysponuje s�owem "prawdziwy", kt�rego u�ycie m.in. jest okre�lone przez nast�puj�c� dyrektyw� znaczeniow�: ten tylko nie gwa�ci w�a�ciwego j�zykowi Se przyporz�dkowania znacze�, kto na podstawie uznania zdania Z j�zyka Se jest got�w uzna� zdanie "Z jest w Se prawdziwe".
S�dz�, �e teoretycy poznania, kt�rzy wypowiadaj� atrybut "prawdziwy" o zdaniach, rzeczywi�cie s� gotowi podporz�dkowa� si� tej dyrektywie znaczeniowej, kt�ra od uznania zdania Z prowadzi do uznania zdania "Z jest w moim j�zyku prawdziwe". Je�li kto� z przekonaniem wypowiada zdanie "Wis�a jest rzek�", b�dzie te� got�w wypowiedzie� z przekonaniem zdanie: "zdanie �Wis�a jest rzek�� jest w moim j�zyku prawdziwe", a je�li kto� nie zachowuje si� tak, b�dzie mo�na widzie� w tym niezawodn� oznak�, �e nie rozumie on wyrazu "prawdziwy" tak, jak si� go powszechnie rozumie. Dodatek "w moim j�zyku" jest istotny, gdy� "prawdziwy" wypowiada si� tutaj o zdaniu (nie o s�dzie), kt�re mo�e
wyst�powa� w r�nych j�zykach, i jako zdanie jednego j�zyka mo�e by� "prawdziwe", jako zdanie innego - mo�e nie by� "prawdziwe". Nie trzeba s�dzi�, �e teoretyk poznania przyznaj�cy si� do tej dyrektywy znaczeniowej wyg�asza tym samym deklaracj� o swej nieomylno�ci. Taka deklaracja polega�aby na o�wiadczeniu: "je�li uznaj� jakie� zdanie, to jest ono te� prawdziwe". Przyznanie si� do wymienionej dyrektywy znaczeniowej r�ni si� jednak od tego o�wiadczenia; brzmi ono mianowicie: "je�li uznaj� zdanie, jestem te� got�w powiedzie� o tym zdaniu, �e jest prawdziwe". Ta gotowo�� nazwania prawdziwym ka�dego wypowiedzianego z
przekonaniem zdania godzi si� ca�kowicie ze skromnym
pow�tpiewaniem, czy wszystko, co wypowiadam z przekonaniem i wobec tego, nazywam prawdziwym, jest te� prawdziwe.
Podana wy�ej dyrektywa znaczeniowa pozwoli�aby teoretykowi poznania E tylko na wypowiedzi o prawdziwo�ci zda� jego w�asnego j�zyka. Wierzymy, �e E posiada jeszcze jedn� dyrektyw�
znaczeniowy w stosunku do s�owa "prawdziwy", kt�ra umo�liwia mu wypowiedzenie atrybutu "prawdziwy" tak�e o zdaniach innych ni� jego w�asny j�zyk�w. Ta dyrektywa znaczeniowa brzmi: nie chc�c gwa�ci� nadanych wyra�eniom w j�zyku Se znacze�, nale�y na podstawie uznania przes�anki "Z jest przek�adem zdania Zx z j�zyka Sx na j�zyk Se" i r�wnoczesnego uznania zdania Z - by� gotowym do uznania zdania "Zx jest w j�zyku Sx prawdziwe". Post�puj�c wed�ug tej dyrektywy znaczeniowej dochodzi si� do nazwania prawdziwym zdania : "the sun is larger than the earth", gdy wiadomo, �e zdanie �S�o�ce jest wi�ksze od Ziemi" jest przek�adem powy�szego zdania z j�zyka angielskiego na polski i gdy wypowiada si� to polskie zdanie z przekonaniem. Wyposa�ony w te dyrektywy znaczeniowe mo�e E przyst�pi� teraz do problemu "prawdy" zda� swego j�zyka i tych zda� innych j�zyk�w, co do kt�rych przypuszcza, �e wie, na kt�re zdania w�asnego j�zyka nale�y je prze�o�y�. Przyjmiemy jeszcze, �e E ma mo�liwie bogate do�wiadczenie, a wi�c doznawa� lub dozna kiedy� wszystkich danych do�wiadczenia, kt�re s� komukolwiek dost�pne. Spowodujmy, �eby nasz E w swoim j�zyku rozstrzygn�� pytanie stawiaj�ce jako problem zdanie podyktowane przez aksjomatyczn� dyrektyw� znaczeniow� j�zyka Se. Rozstrzygni�cie to musi polega� na uznaniu tego zdania, gdy� inaczej E nie m�wi�by j�zykiem Se. W chwili kiedy E prze�ywa dan� do�wiadczenia D, kt�rej
empiryczna dyrektywa znaczeniowa j�zyka Se w znany spos�b przyporz�dkowuje zdanie Z, spowodujmy, by rozstrzygn�� pytanie, stawiaj�ce Z jako problem. Je�li E dokonuje rozstrzygni�cia, musi ono polega� na uznaniu Z, gdy� inaczej E nie m�wi�by j�zykiem Se. Nast�pnie, stawiaj�c E wobec kilku zda� Z1 ju� przez niego uznanych, spowodujmy, by rozstrzygn�� pytanie stawiaj�ce jako problem zdanie Z2, gdy istnieje dyrektywa znaczeniowa j�zyka Se, kt�ra w znany spos�b przyporz�dkowuje zdaniom Zl jako
przes�ankom zdanie Z2 jako wniosek. Je�li tak zrobimy, to E uzna tak�e zdanie Z2, gdy� inaczej nie m�wi�by j�zykiem Se. Wida� z tego, �e mo�na w zasadzie sk�oni� E pr�dzej czy p�niej (je�li tylko nie umrze przedtem), do uznania ka�dego poszczeg�lnego zdania jego j�zyka, kt�re nale�y do j�zykowego obrazu �wiata obszaru znaczeniowego E. Zostaje do tego zmuszony na gruncie swej w�asnej aparatury poj�ciowej przez odpowiednio dobrane sytuacje (w sensie jak w � 3 niniejszej rozprawy). Aby wyja�ni� to post�powanie na przyk�adzie, pomy�lmy, �e sk�onimy E do rozstrzygni�cia pytania "czy ka�de A jest A", tzn. do uznania albo odrzucenia zdania "ka�de A jest A", kt�re to zdanie niech b�dzie aksjomatem w j�zyku Se. Nasz E - o kt�rym zak�adamy, �e m�wi j�zykiem Se - musi to zdanie uzna�, inaczej bowiem
gwa�ci�by w�a�ciwe Se przyporz�dkowanie znacze�, nie m�wi�by wi�c j�zykiem Se.
Skoro E uzna� pewne zdanie nale��ce do obrazu �wiata jego j�zyka, stawiamy go wobec pytania: "czy to zdanie jest prawdziwe w Se?" Jasn� jest rzecz�, �e E musi odpowiedzie� twierdz�co, je�li nie chce gwa�ci� wymienionej dyrektywy znaczeniowej, odnosz�cej si� do u�ycia s�owa "prawdziwy", a wi�c je�li m�wi j�zykiem Se. Tak wi�c mo�na kolejno doprowadzi� E do tego, �e nazwie "prawdziwymi" wszystkie zdania, kt�re stanowi� obraz �wiata jego j�zyka. Do tego samego wyniku b�dzie mo�na te� doj�� pytaj�c E o prawdziwo�� tych zda�, kt�re stanowi� obraz �wiata uj�ty w innym ni� Se, ale przek�adalnym na Se j�zyku. Przet�umaczy on te zdania na sw�j w�asny j�zyk i kieruj�c si� drug� z wy�ej podanych dyrektyw znaczeniowych b�dzie musia� je uzna� za "prawdziwe".
Obie podane dyrektywy znaczeniowe nie daj� mu jednak �adnego �rodka, kt�ry by mu pozwoli� rozstrzygn�� o "prawdzie" zda� nieprzek�adalnych na jego w�asny j�zyk. I gdyby mia�a istnie� dla niego mo�liwo��, p�ki stoi na gruncie j�zyka Se czy te� aparatury poj�ciowej odpowiadaj�cej temu j�zykowi,
wypowiadania o zdaniach nieprzek�adalnych na jego j�zyk atrybutu "prawdziwy" lub "nieprawdziwy", musia�aby u niego dla s�owa "prawdziwy" obowi�zywa� dyrektywa znaczeniowa nie odnosz�ca si� wcale do znaczenia tych zda�, gdy� to znaczenie nie znajduje si� w jego aparaturze poj�ciowej. Musia�aby to by� dyrektywa znaczeniowa, kt�ra by pozwala�a wypowiada� atrybut "prawdziwy" np. na podstawie zewn�trznej formy tych zda�. Mo�na w�tpi�, czy kto� dysponuje tak� dyrektyw� znaczeniow� dotycz�c� s�owa "prawdziwy", a nie uwzgl�dniaj�c� znaczeniow� b�d� co b�d� prawdopodobnie ka�dy teoretyk poznania uzna�by tak� dyrektyw� znaczeniow� za niezgodn� z jego pojmowaniem s�owa i "prawdziwy" <8>. Mo�emy sobie jednak przedstawi� innego teoretyka poznania, m�wi�cego j�zykiem nieprzek�adalnym na j�zyk pierwszego teoretyka poznania. W j�zyku tym znowu istnia�by wyraz
"prawdziwy" (albo inny), do kt�rego odnosi�yby si� dyrektywy znaczeniowe analogiczne do dyrektyw znaczeniowych odnosz�cych si� do wyrazu "prawdziwy" pierwszego teoretyka poznania. Ten drugi teoretyk, poznania r�wnie� przypisa�by atrybut "prawdziwy" zdaniom tworz�cym jego, obraz �wiata, cho� to drugie "prawdziwy" nie znaczy�oby to samo, co pierwsze. Je�li wolno nam wyra�a� si� swobodniej, wtedy mora� ostatniego rozdzia�u tak si� da stre�ci�: je�li teoretyk poznania obce wydawa� s�dy
artyku�owane, tzn. wyra�a� swoje s�dy w jakim� j�zyku, to musi si� pos�ugiwa� jak�� okre�lon� aparatur� poj�ciow� i
podporz�dkowa� si� dyrektywom znaczeniowym j�zyka
odpowiadaj�cego tej aparaturze poj�ciowej. Nie mo�e on m�wi�, nie m�wi�c jakim� j�zykiem, nie mo�na wydawa� artyku�owanych s�d�w, nie stoj�c na gruncie jakiej� aparatury poj�ciowej. Je�li podporz�dkuje si� faktycznie dyrektywom znaczeniowym pewnego j�zyka i to podporz�dkowanie mu si� uda, to b�dzie te� musia� uzna� wszystkie zdania, do kt�rych wiod� dyrektywy znaczeniowe tego j�zyka wesp� z danymi do�w