10911

Szczegóły
Tytuł 10911
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

10911 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 10911 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10911 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

10911 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Anna Onichimowska ALEKSANDER Ilustrowała Aneta Krella-Moch Anna Onichimowska ALEKSANDER Ilustrowała Aneta Krella-Moch tmissu i im-05-800 w filia Ht Anna Onichimowska „Aleksander" Anna Onichimowska, Warszawa 1999 Ilustrowała: Aneta Krella-Moch PUBLIG7"'* ISBN 83-87080-96-9 Wydanie I Wydawnictwo LITERATURA, Łódź 1999 90-731 Łódź, ul.Wólczańska 19 tel. 0-42 630 25 17, tel/fax 630 23 81 *, Braciszek -Aleksandrze - powiedział do mnie tatuś podczas deseru - co byś powiedział na braciszka? - Iza też miała być braciszkiem - przypomniałem cierpko. - Tym razem to jest braciszek - zapewniła mamusia, gładząc się po brzuszku. Popędziłem do siebie. -Hej, Wacuś - szepnąłem mojemu żółwiowi w miejsce, gdzie powinien mieć ucho. - Będziemy mieli braciszka. Co ty na to? Wacuś pokiwał pomarszczonym łebkiem na znak, że się zgadza i poszedł spać. - Będzie ryczeć i psuć ci zabawki - odezwało się zza paprotki. I Głos był skrzypiący jak źle naoliwione drzwi. - Magnus? - Zdziwiłem się, odsuwając doniczkę. Siedział na krawędzi spodka i pykał fajkę. Czerwona czapeczka przekrzywiła mu się głupio, biała broda była nieporządnie skudlona, a kaftanik poplamiony. - Zaniedbałeś się przez ten czas - upomniałem go surowo. - A poza tym miałeś rzucić palenie... - Przyjechałem w odwiedziny - zaskrzypiał nie na temat. - Nie cieszysz się? - Cieszę... - wybąkałem niepewnie. - Przynieść ci trochę budyniu? - spytałem po chwili. - Jasne. Wyszedłem z pokoju. Tatuś klęczał przed mamusią z uchem przy jej brzuchu. - Chodź, posłuchaj... - Kiwnął na mnie. W brzuchu mamusi coś wierzgało i w jednym miejscu sterczała niewielka gulka. -To jest pewnie jego pięta. Twojego braciszka -wyjaśnił tata. Poczułem się strasznie dumny. - Mój brat ma już pięty - pochwaliłem się od razu Magnusowi. Podrapał się niepewnie w czerwoną czapeczkę. -To ekstra... - mruknął. - Moje gratulacje - dodał po chwili uroczyście, zgasił fajkę i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ją z powagą. Afryka Szliśmy z tatusiem przez las i zbieraliśmy żołędzie. - Co z nich zrobimy? - spytał tatuś. -Żołędziowąwieś. Żołędziowe domy i krowy, i kury, konia, wielbłądy, małpy... - wyliczałem jednym tchem. Tatuś zmarszczył czoło i podrapał się w brodę. To znaczyło, że się nad czymś zastanawia. -Nie wiem, jak wygląda afrykańska kura... Bo jeśli mają tam być wielbłądy i małpy, to wieś jest afrykańska. - Wcale nie afrykańska, tylko żołędziowa - zaprotestowałem. - Afrykańskie kury są czarne, tak samo jak Murzyni - wytłumaczyłem mu i przykucnąłem na piaszczystej ścieżce. - Jeśli mi nie wierzysz, zaraz ci pokażę. - Zacząłem patykiem drążyć dół. 7 - Co to będzie, Aleksandrze? - zagadnął tatuś i przykucnął obok. - Jeśli będziemy długo kopać, przedostaniemy się na drugą stronę Ziemi, a tam jest Afryka. - Piach zrobił się żółty, wilgotny. - Masz - podałem mu sporą garść - to jest złoto. - Skoro tak - uśmiechnął się do mnie - jesteśmy teraz bogaci i polecimy do Afryki samolotem. Nie możemy za długo kopać, bo mama czeka na nas z obiadem. Zgodziłem się i wróciliśmy do domu. Magnus siedział w moim samochodzie strażackim i majstrował przy drabince. - Lecimy do Afryki - powiedziałem od progu. - Jak chcesz lecieć z nami, musisz się przyzwoicie ubrać i zgolić brodę. - Jestem przyzwoicie ubrany - odrzekł z godnością, poprawiając czerwoną czapeczkę. - A do Afryki się nie wybieram. Zostaję strażakiem. Po obiedzie już go nie było. Zabrał mój strażacki wóz i odjechał. Nie zmartwiłem się za bardzo, bo wiedziałem, że wróci. Zawsze kiedyś wracał. 8 Gwiazdka Na Gwiazdkę dostałem od Mikołaja łyżwy, od tatusia plecak, od Izy grubą książkę z kolorowymi obrazkami, a od mamusi braciszka. Tego braciszka to nie dostałem tak zupełnie na własność, mamusia przyniosła go w prezencie dla całej rodziny. Poszła do szpitala z brzuszkiem jak piłeczka, a wróciła już chuda, za to z Filipem na rękach. Bo mój braciszek nazywa się Filip. Ma cztery rude włosy, nie ma zębów i ciągle śpi. -Aleksandrze - powiedział do mnie tatuś - mam nadzieję, że będziesz się opiekował swoim małym bratem. -A ja mam nadzieję, że będziesz grzeczny przez cały przyszły rok, bo inaczej zamiast prezen- tów dostaniesz rózgę - zaczął nudzić Święty Miko- J - Dziękujemy Mikołajowi, że nas odwiedził... - Tatuś stał już przy drzwiach. Kiedy Mikołaj sobie poszedł, zapaliliśmy zimne ognie i odśpiewaliśmy po kolei wszystkie kolędy. Filip leżał owinięty kocykiem w niebieskie słonie. Nagle otworzył oczy i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Odmrugnąłem, z bijącym sercem. To on znowu zamrugał. Patrzyliśmy tak na siebie i patrzyliśmy i mrugaliśmy za zmianę, a ja coraz bardziej cieszyłem się, że mam brata. - Zabiorę cię do Afryki - szepnąłem. - Tatuś mi obiecał, że tam polecimy, jak się urodzisz. Musisz tylko szybko zacząć chodzić, bo nikt nie będzie cię targać na plecach przez pustynię. Widziałem po nim, że się zgadza. -Mamusiu... - Przytuliłem się do niej. - Podoba mi się ten brat. Nie masz czasem jeszcze jednego? - upewniałem się, przytykając ucho do jej brzucha. - Nie. - Pokręciła głową. - Myślę, że jesteśmy już w komplecie. Za oknem spadła gwiazda i zawisła na ośnieżonej jabłonce. 10 Zielony śnieg -Nie uważasz, że śnieg powinien być zielony? -spytałem tatusia, przyklejając nos do szyby. - Nie myślałem o tym - odpowiedział tatuś ze skruchą. - W takim razie pomyśl - poradziłem mu i poszedłem lepić bałwana. Miał już gotowy brzuch i guziki z węgielków, kiedy usłyszałem wycie syreny. Do ogródka wjechał mój strażacki samochód. - Magnus! - ucieszyłem się, skacząc po śniegu. -Zabieraj tego rupiecia... - Kichnął niechętnie, gramoląc się z szoferki. - Drabinka mu się nie rozsuwa. Mogłem gasić pożary tylko na parterze. Kompromitacja i tyle - zrzędził po swojemu. 11 - Tak czy owak miło, że wróciłeś. - Podniosłem samochodzik i przyglądałem mu się uważnie. Drabinka była zepsuta, to fakt. - Dlaczego ten facet nie ma głowy? - Magnus patrzył na bałwana z niechęcią. -Jeszcze mu nie zrobiłem - przyznałem, tocząc kolejną kulę. Zamiast nosa i ust wetknąłem mu patyczki, a zamiast oczu szyszki. - Przydałaby się jeszcze czapeczka... - pomyślałem na głos. -Nie dam! - krzyknął Magnus, przytrzymując swoją. - Zresztą nic mu nie pomoże. I tak jest paskuda -stwierdził złośliwie. Podałem bałwanowi starą miotłę. Zamachnął się natychmiast. Magnus zawirował w powietrzu i zniknął w zamieci. Krzyczałem za nim, ile sił, a potem spojrzałem na bałwana z szacunkiem. -Nie sądzisz, że śnieg powinien być zielony? -spytałem drżącym z przejęcia głosem. -Nie myślałem o tym. Mam głowę dopiero od niedawna - przypomniał mi i stanowczo poprosił o czapkę. - Strasznie pada... Dałem mu swoją, wziąłem wóz strażacki i wróciłem do domu. Magnus spadł na parapet wraz ze śniegiem następnego dnia. 12 Smok -Zobacz, Iza... - szepnąłem do mojej siostry i pokazałem jej kąt ogrodu. - Ojej... - zdziwiła się -jakieś niebieskie... Podeszliśmy bliżej. Był nieduży, wielkości średniego kota i miał okrągłe oczy. Oczywiście niebieskie. Wyglądał na smoka. Przestępował niepewnie z łapy na łapę. - Nie bój się... - Wyciągnąłem do niego rękę. Schował się za pień kasztana. Wystawał mu tylko czubek ogona. - Przyniosę mleka - szepnęła mi do ucha Iza i pobiegła do domu. - Jesteś smokiem? - spytałem. 13 Zaszurało niespokojnie, a koniuszek ogona zadrgał nerwowo. - Jak chcesz, możesz tu mieszkać. Albo jak wolisz, u nas w domu. Tam są jeszcze nasi rodzice, Filip, żółw Wacuś i czasami Magnus, taki mały z brodą w czerwonej czapce - opowiadałem, próbując podejść bliżej. - Przyniosłam mleko... - wysapała Iza, stawiając koło drzewa pełny spodek. Najpierw pokazał się nos, a potem cała reszta. Wyciągnął niebieski język i zaczął chłeptać. - Skąd wiedziałaś, że on to lubi? - Spojrzałem na Izę z podziwem. - Wcale nie lubię - powiedział smok, wylizując spodek do czysta. - A co lubisz? - spytałem, ale już odwrócił się od nas. Był coraz dalej. - Przyjdź jeszcze kiedyś! - krzyknąłem za nim. Zatrzymał się na chwilkę, zanim zniknął w krzakach. Pobiegłem do domu. - Gdybyście widzieli czasem w ogródku małego niebieskiego smoka, dajcie mu mleka - poprosiłem. - Powiedział, że nie lubi, ale wszystko wypił - dodała Iza. - Smoki na ogół bywają przekorne. - Uśmiechnął się tatuś i zaczął rozkładać pasjansa. 14 & Stacja Mój dziadek podobny jest trochę do Magnusa. Ma brodę i pali fajkę, tylko nie chodzi w czerwonym kubraku i jest wysoki. Mieszka w drewnianym domu koło lasu, razem z psem Wackiem. - Ubierz się ciepło, Aleksandrze - powiedział do mnie - pójdziemy na stację. Szliśmy ścieżką, a nad nami wisiały ciężkie od śniegu gałęzie. - Kto przyjedzie? Tatuś? - zgadywałem, podskakując na zmianę z radości to na prawej, to na lewej nodze. - Och, nie... - Roześmiał się dziadek. - Tam już nic nie jeździ... - dodał, zapalając fajkę. Stacyjka była maleńka, resztki torów porastały młode brzózki, a koło jednej z nich stała zardzewiała 15 lokomotywa. Miała wielgachne koła i wspaniały komin. Już chciałem się na nią wdrapać, gdy dostrzegłem w śniegu ślady małych łapek. -Zobacz dziadku! - Pokazałem tajemnicze wgłębienia. Obiegały kilka razy wokół lokomotywy, a potem nagle urywały się. Koło jednego z kół stała pusta miseczka. - Dziadku! - Pociągnąłem go za rękaw. Wyjął z kieszeni torebkę z plasterkami kiszonego ogórka. - Straszny z niego łakomczuch... - mruknął. - Kto? - Aż przytupywałem z emocji. - Taki jeden... - Dziadek wykręcał się od odpowiedzi. - Smok? - spytałam, tknięty nagłym przeczuciem. - Skąd wiesz? -U mnie w ogródku też mieszka smok. Niebieski. Dlatego od razu sobie pomyślałem... To może być jego brat... Tamten wsiadł kiedyś w pociąg i odjechał, potem zlikwidowali stację... - mówiłem jak nakręcony. - Dziadku, trzeba coś z tym zrobić, bo może oni się zgubili i teraz za sobą tęsknią... -Musimy się tym zająć. - Kiwnął głową dziadek wsypując ogórki do miseczki. 16 Lucuś Od wczoraj coś dziwnego działo się pod podłogą, zupełnie jakby ktoś tam zamieszkał i robił wielkie porządki. Odsunąłem dywanik i przytknąłem ucho do desek. Coś biegało pospiesznie, pomrukując z zadowoleniem. Zastukałem w podłogę. Biegało nadal, ale przestało mruczeć. Zastukałem mocniej. Przestało biegać, ale zaczęło dzwonić. - Jest tam kto? - spytałem drżącym głosem. - Jest... - przyznało się, dzwoniąc coraz głośniej. - A co to tak dzwoni? -Moje zęby... - Dam ci jakiś kocyk - zaproponowałem - albo herbatę. 17 -Nie jest mi zimno - wyjaśniło - tylko się przestraszyłem. Nie chcesz mnie zjeść? - Zadzwoniło znowu. - Zjeść? - wyjąkałem w osłupieniu. - Nie jestem żadnym wilkiem ani tygrysem. Mam na imię Aleksander, a ty? - Nie wiem... - powiedziało po chwili. - A co to jest imię? - No... jak na ciebie wołają? -Nikt nigdy na mnie nie wołał - przyznało się ze smutkiem. - Będziesz miał na imię Lucuś, chcesz? - wymyśliłem szybko. - A jak się do ciebie wchodzi? - Bardzo chciałem go zobaczyć. - Tam jest przecież bardzo... bardzo płasko, prawda? - Tak - przyznał Lucuś - ale ja też jestem płaski. - Ja nie... - Zmartwiłem się na chwilę. - Ale może przyszedłbyś do mnie, co? -Za dwa tygodnie, po południu i mam przynieść bombonierkę? - Przyjdź zaraz, bez bombonierki - zdecydowałem szybko. Po chwili z drugiej strony podłogi rozległo się pukanie. - Kto tam? - spytałem z napięciem. - To ja, Lucuś - powiedział uroczyście i zaraz potem przyszedł. 18 Wiosna Magnus siedział na półce i wgapiał się w globus. Od czasu do czasu kręcił kulą to w jedną, to w drugą stronę. - Nie wiesz czasem, gdzie podział się Wacuś? -spytałem. - Wiem - zaskrzypiał. - Szukam żółwia. - Przed nami stanęła moja siostra, Iza. - Ja też - przyznałem. - On coś wie, ale nie chce powiedzieć. - Oskarżycielskim gestem wskazałem Magnusa. -Nowy grzebień, bilet na Borneo i cztery żetony na telefon - postawił swoje warunki. - Przecież możesz stąd zadzwonić... - zdziwiła się Iza. 19 w - Musicie się targować? - spytał z żalem. - Uuu! Uuu! - krzyknął nagle Filip, grzmocąc grzechotką. - On nam coś pokazuje... Z kąta wolniutko sunął mały jasieczek w drobną kratkę. Magnus wdrapał się na globus, Iza na tapczan, a ja za bardzo się przestraszyłem, żeby zrobić cokolwiek. - Jest już wiosna - przemówił jasieczek głosem Wacusia. - Zabierzcie ze mnie tę pierzynkę. -Wacuś!!! - krzyknęliśmy chórem, oswobadzając żółwia. -Zepsułeś mi interes... - narzekał Magnus. - Nie mogłeś wyleźć trochę później? - Wiedziałeś, że on tam jest? - spojrzałem na Magnusa z ciekawością. - Zaczyna się śledztwo - mruknął niechętnie i stuknął palcem w globus. Była tam mała plamka na niebieskim tle, a to znaczy, że w tym miejscu na ziemi jest wyspa. -Jeśli zostanę uniewinniony, wiecie już, gdzie mnie szukać. -1 zniknął. - Chciałbym tylko wyjaśnić, że nie jestem żółwiem dalekomorskim - powiedział na wszelki wypadek Wacuś i poszedł jeść sałatę. 20 Prima aprilis Tatuś siedział i patrzył w deszcz. - Magnus pojechał na Wyspę Wielkanocną! Pokazał nam ją na globusie, zanim zniknął! - wykrzyknąłem, podniecony swoim odkryciem. - Myślę, że trudno o lepszy adres na spędzenie świąt. - Uśmiechnął się tatuś. - No właśnie. Dlatego chcielibyśmy też tam pojechać. - Na znak poparcia przybiegł do mnie na czworakach Filip, a za nim Iza z Wacusiem na ręku. Spod podłogi dało się słyszeć wymowne stukanie. - To Lucuś - wyjaśniłem. - On też się wybiera. Następnego dnia szykowaliśmy się już do drogi, a jeszcze następnego byliśmy na wyspie. °* 21 dzieci Wszędzie leżało tam pełno pisanek: maleńkich jak ziarenka piasku i wielgachnych jak góry. Niektóre jajka były jeszcze nie pomalowane. Stały koło nich wiaderka z farbami i pędzle. - Musimy zdążyć przed świętami! - Spieszyła się Iza, malując swoje jajko w esy-floresy. -Koniecznie! - przyznała mamusia i zabrała się za sprzątanie wyspy. - Wydaje mi się, że coś stuka - szepnął Lucuś, rozpłaszczając się na dużej pisance. Po chwili pisanka rozpadła się z trzaskiem, a z jej wnętrza wyskoczył duży kolorowy kurczak. - Wesołych świąt! - pisnął wesoło. - Jaki śliczny Lucuś! - Westchnął z zachwytem i dziobnął go leciutko w płaską stopę. - Ja tu zostaję! - zdecydował szybko Lucuś i ruszył za kurczakiem. - Nawet nam nie pomachał na pożegnanie... -Rozżaliłem się. - Pewnie nie miał chusteczki - usprawiedliwił go tatuś. - Ale naśmiecił... - Zmartwiła się mamusia. - Lucuś?! - Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia. -Nie, kurczak! - Mamusia krzątała się, zbierając skorupki. -Nie będę malował tego jaja - zdecydował tatuś, drapiąc się pędzlem po głowie. - W nim też coś puka. Na jaju pokazały się rysy, a potem skorupka pękła i ze środka wylazł Magnus kurząc fajkę. - Prima aprilis! - mruknął i przeciągnął się z zadowoleniem. 22 Hulajnoga - Chodź, Filipie. - Wziąłem za rękę mojego brata. -Pójdziemy w odwiedziny do smoka. Nalałem mleka i wyszliśmy do ogródka. - Hej, smoku, gdzie jesteś? - Rozglądałem się uważnie, ale nigdzie go nie było. Filip pokrzykiwał w porzeczkowych krzaczkach i pakował sobie do buzi gałązki. - Czy on musi tak piszczeć? - spytał smok i wyszedł zza drzewa. - Jest bardzo mały... - A jutro też będzie mały? - Trochę większy... - wyjaśniłem niepewnie. -Ale będzie jeszcze piszczał? - Smok popatrzył na Filipa, a ten krzyknął coś po swojemu i rzucił w niego garścią piachu. 23 - Jak ty się zachowujesz, Filipie? - Zdenerwowałem się nie na żarty. -Najpierw zostawiliście mnie samego na święta, a teraz obsypujecie mnie piaskiem. Wyjeżdżam -oznajmił smok i wypuścił z nosa malutką chmurkę niebieskiego dymu. - Czy jedziesz może do swojego brata? - spytałem nieśmiało. - Może. - Czy zanim się wybierzesz, wypijesz mleko? - Postawiłem przed nim miseczkę. - Pod warunkiem, że pożyczysz mi hulajnogę... -Dobrze - zgodziłem się. Gdybyś jednak pojechał i długo nie wracał, pozwolisz, że cię odwiedzę? Nie odpowiedział. Biegł już ile sił w łapach w stronę opartej o ganek hulajnogi. A potem zaskrzypiała furtka i między sztachetami mignął niebieski czubek ogona. A jednak wyjechał, pomyślałem i zaraz zacząłem za nim tęsknić. 24 Skarb Magnus szukał skarbu już cztery dni. Najpierw grzebał w rurach kanalizacyjnych, potem w starym mieszkaniu Lucusia pod podłogą, a jeszcze później wlazł do ptasiej budki i za nic nie mógł wyjść. - Poproszę naleśniki z serem i śmietaną! - krzyczał. Wnosiliśmy mu garnki po drabinie, albo wciągaliśmy w koszyku na sznurku. - Jak będziesz tyle jadł, już na pewno zostaniesz tu na zawsze! - ostrzegałem go. - Wpuść mnie wreszcie! - denerwowała się sikorka i waliła dziobkiem w dach. - Zapal mi fajkę! - żądał Magnus, hałasując od środka cybuchem. 25 -Tatusiu! Na pomoc! - zawołałem wreszcie i tatuś odmontował boczną ścianę budki. Magnus miał w brodzie resztki ze wszystkich kolejnych obiadów, pognieciony kubraczek i spłaszczoną czapkę. - Jedno jest pewne - sapnął, rozprostowując kości. -Tu go nie ma. - Kogo? - spytał z zaciekawieniem tatuś. - On szuka skarbu - wyjaśniłem. - Tak! - potwierdził Filip i z dziury w piasku wyciągnął pięć złotych. - O! - Pokazał nam triumfalnie i zaraz zakopał w innym miejscu. - Myślę, że jeśli pokopiesz koło niego, uda ci się to znaleźć - zachęcałem Magnusa, ale tylko popatrzył na mnie z pogardą, oznajmił: „zostaję piratem" i przewiązał sobie pół twarzy czarnym szalikiem. Sikorka schowała się spiesznie w naprawionej już przez tatusia budce, a Filip aż krzyknął ze strachu. - Masz statek? — spytałem. - Będę piratem powietrznym - zadudnił spod szalika, zabrał mój samolot i odleciał. Ciekawe, czy w powietrzu też są skarby? -zastanawiałem się, wracając do domu. 26 Magnus śpiewa Coś śpiewaało zupełnie jak w radiu, a nawet jeszcze ładwtir7eli4miy z Filipem na drogę. Sunął nią Mag-Wyjrzelism v f Przeszedł obok nas jik^^^c Fwlaz. na" najniższą gałąź starej SrSSTże bałem sie, czy nie S U & coś w gardle. K.edy przerwał, ZaCZfeSo' nfkTnie wola „bis"? - spytał swoim normSnymltóosem i odetchnął z ulgą. - A poza tym, gdz.e są kwiaty i pięfekne kot.'^7 27 - Mamusia poszła na zakupy, ale mogę zawołać Izę -zaproponowałem. Machnął nieuprzejmie ręką i sięgnął po fajkę. - Gdzie się nauczyłeś tak śpiewać? - spytałem z ciekawością. - Tam. - Wskazał palcem w górę, wypuszczając obłoczek dymu o zapachu suszonych śliwek. - Miałeś zostać piratem powietrznym -przypomniałem. - Miałeś znaleźć skarb i... - Było, minęło - przerwał mi Magnus i popadł w zadumę. - Też bym chciał tak śpiewać - pisnął Wacuś. -Nauczysz mnie? -Nie sądzę. - Wzruszył ramionami i poprawił czapeczkę. - Ja bym wcale nie chciał śpiewać - przyznał się nagle - tylko mi tak od czasu do czasu śpiewa w środku. Zupełnie jakbym coś połknął. - Już wiem - szepnąłem z przejęciem. - Musiałeś połknąć ptaka. Filip ziewnął szeroko i Magnus zrobił to samo. W powietrze wzbił się maleńki różowy ptaszek, nie większy od motyla. Rozprostował pogniecione piórka, a potem usiadł na skorupie Wacusia i zaśpiewał. - Widzisz, Wacusiu, zostałeś śpiewającym żółwiem -szepnąłem tak cichutko, że tylko bardzo małe ucho mogło to usłyszeć. 28 Urodziny mamusi - Wszystkiego najlepszego, mamusiu! - zawołałem, wpadając z bukietem do jej pokoju. Za mną biegła Iza z koralikami z fasoli, Filip z rysunkiem, który sam namalował, Magnus ze schowaną za plecami fajką i tatuś. Mamusi nie było. Obiegliśmy cały dom i wyszliśmy do ogródka. Mamusia latała nad jabłonką na starym chodniczku i robiła sweter na drutach. - Bardzo dziękuję! - Ucieszyła się i chodniczek opadł tuż nad trawę. Dosiedliśmy się od razu. Trochę było ciasno i trzeba było uważać, żeby nie spaść. 29 Najpierw polecieliśmy do kawiarni w parku na ciastka i czekoladę do picia, a potem kupiliśmy bułeczki, by karmić ptaki w locie. A jeszcze później mamusia powiedziała, że chce koniecznie zobaczyć lwy i pofrunęliśmy do zoo. Krążyliśmy nad lwami i przytulaliśmy się do siebie ze strachu, a one ryczały. -Nie wiedziałem, że mamy latający dywan - szepnąłem do Izy. - I latającą mamusię - dodał Filip, jakby nigdy nic, a ja mało co nie spadłem z wrażenia między lwy. - Słyszycie?! - krzyknąłem. - Filip mówi! - A to dopiero prezent! - Ucieszyła się mamusia. -Proszę nie hałasować, tam, na górze! - Dozorca pogroził nam miotłą. - Dziś są moje urodziny - tłumaczyła się mamusia i dozorca złożył jej życzenia. Potem pofrunęliśmy na wyścigi konne. Tam mamusia mogła sobie pohałasować, a potem wygrała cały worek pieniędzy. - Poszalejemy sobie! - obiecała nam radośnie i znów wzbiliśmy się w powietrze. 30 Decyzja Za pieniądze, wygrane przez mamusię na wyścigach, kupiliśmy sobie po parze tenisówek, gumę do żucia, słomiane czapeczki i zastanawialiśmy się, co zrobić z resztą. -Kiedyś obiecywałeś, że polecimy do Afryki -przypomniałem tatusiowi. - Ten chodniczek jest za mały i za bardzo przetarty na tak daleką podróż. - Mamusia pogładziła dywanik, którym fruwaliśmy nad zoo. Tatuś z zapałem liczył pieniądze. - Starczy tylko na jeden bilet - powiedział wreszcie ze smutkiem. - Trudno. Jakoś obejdę się bez was, chociaż nie będzie to łatwe - zaskrzypiał Magnus i oddalił się spiesznie. 31 -Nic z tego. - Pokręciła głową mamusia, gdy znów stanął na progu, taszcząc walizę. - Ale nie musisz się rozpakowywać. Wynajmiemy samochód bagażowy i pojedziemy na lato do dziadka. Wszyscy razem. - Hurra! Hurra! Hurra! - wykrzyknęliśmy trzy razy zgodnym chórem. - Tam może być nawet fajniej niż w Afryce, zobaczysz - przekonywała Iza Magnusa. - W Afryce są bardzo dzikie zwierzęta. I one łażą luzem, bez żadnych klatek, a my nie mamy broni! - dodałem. - A poza tym odwiedzimy smoka! -Cieszyłem się z każdą chwilą bardziej. A potem rozbiliśmy z Filipem nasze świnki--skarbonki i kupiliśmy prezenty dla dziadka, smoków, krowy Zośki, konia Józka, kłaczki Milusi i psa Burka. I już mogliśmy jechać. 32 Spotkanie Siedzieliśmy z dziadkiem na werandzie i oglądaliśmy książkę z obrazkami. - Powiedz, dziadku, gdzie on jest? - spytałem nagle. Miałem nadzieję, że będzie wiedział, o kogo chodzi. Popatrzył na mnie uważnie. -On chyba chce, żebyś go poszukał - powiedział tylko. Przypomniałem sobie ślady małych łapek. Cmoknąłem dziadka w policzek, nalałem do słoiczka mleka i popędziłem na zarośniętą chwastami stacyjkę. Stanąłem obok lokomotywy i wstrzymałem oddech. Wysokie ostre trawy kołysały się łagodnie. - Smoku... - Starałem się, żeby mój głos brzmiał naturalnie. - Wiem, że tu jesteś. Pożyczyłeś ode mnie 33 I !• kiedyś hulajnogę. Możesz ją sobie zatrzymać, ale chciałbym trochę pojeździć... Trawy zaszeleściły gwałtownie i usłyszałem ciche skrzypienie. - Trzeba ją przy okazji naoliwić. - Niebieski smok zeskoczył z hulajnogi i popatrzył na mnie spod oka. Wyciągnąłem z kieszeni słoiczek z mlekiem. - Masz tu jakąś miseczkę, czy możesz ze słoika? Milczał, przyglądał mi się i wypuszczał nosem niebieskie chmurki dymu, jak to miał w zwyczaju. - Chodź - powiedział wreszcie. Po drugiej stronie lokomotywy były uchylone małe drzwiczki. W środku stał stół z obrusem w kratkę i liczne krzesełka. Na jednym z nich siedział różowy smok i rozkładał puzzla. -To mój brat... - Mam w domu jeszcze większego puzzla -pochwaliłem się. — Mogę k,jedyś przynieść. -Nie kiedyś, tylko jbk najprędzej... - Różowy przestępował już niecierpliwie1 z łapy na łapę. Spojrzałem na niebieskiego, a on pokiwał głową. Hulajnoga skrzypiała, kiedy gnałem do domu ile sił. Dziadek nie pytał o nic, tylko uśmiechnął się i dał mi na drogę całą kankę mleka i słoik ogórków. Rzecz jasna, kiszonych. 34 Przygoda Magnusa - Zobaczcie, jaka górka! - krzyknął Magnus, grzebiąc w niej patykiem. - Ona się rusza! - Nie właź tam! - wrzasnąłem, ale było już za późno. Magnus stał po szyję w mrowisku. - Cha cha cha! - śmiał się Filip. - Ojej, ojej! - piszczała Iza, przebierając nogami. - Zapadło się - powiedział Magnus ze zdziwieniem. -Auuu! - zawył i wyskoczył na dróżkę. - Dziadku, na pomoc! - wołał. - Coś mnie gryzie, coś mnie drapie! Ratunku!!! - Pędził na oślep. - Skacz do beczki z deszczówką! - krzyknął dziadek i Magnus skoczył. Powiesiliśmy go potem za kubrak na sznurku do suszenia bielizny i pobiegliśmy do domu różowego smoka. 35 - Magnus wlazł do mrowiska i pogryzły go mrówki... A potem tańczył. Zanurkował do beczki... -opowiadaliśmy mu jedno przez drugie. - Napijecie się coli? - spytał smok. - Tak, ale... szkoda, że tego nie widziałeś... - wyjąkałem niepewnie. - Ja nie żałuję - uciął i dołożył do wielkiego puzzla dwa nowe kawałki. Bohater f 36 Znosiliśmy właśnie patyki na szałas, kiedy gdzieś z góry zaczęło miauczeć. Siedziało na czubku wielkiej sosny. Było małe i rude. - Wiewiórki nie miauczą... - Wypowiedziałem na głos moje myśli. -To kot! Nie może zejść! - Iza poczerwieniała ze zdenerwowania. - Magnus... - zacząłem prosząco. -Zapomniałem wam powiedzieć, że jestem umówiony. Ważne sprawy rodzinne - przerwał i zniknął. - Nigdy nie można na niego liczyć. - Złościłem się, pędząc w stronę domu. - Tato! Tato! - wołałem od progu. - Na drzewie siedzi kot. Bardzo mały. I on nie może zejść... 37 r Za mną stała już Iza z Filipem. - Idziemy - zdecydował tatuś, wziął drabinę i poszliśmy do lasu. Drabina sięgała akurat do najniższej gałęzi sosny. Tatuś wdrapał się na ostatni szczebelek, a potem zaczął się wspinać coraz wyżej i wyżej, ledwie mogliśmy go zobaczyć. Kot płakał rozpaczliwie, ale ja już prawie przestałem 0 nim myśleć, tylko bałem się o tatusia i czułem, że kocham go coraz mocniej. A potem tatuś zszedł. Był trochę podrapany i miał we włosach pełno igieł. - Macie swojego bohatera - powiedział i postawił na ziemi potarganego kotka. - Dziękujemy, tatusiu! - Zarzuciłem mu ręce na szyję 1 przytuliłem się do niego z całej siły. - Jesteś najwspanialszy na świecie! Bohater był na początku też tego zdania, bo nie opuszczał tatusia na krok. Ale kiedy zobaczył dziadka, oszalał ze szczęścia. - Dziwne... — mruknął zakłopotany dziadek. - Koty zwykle chadzają własnymi drogami... - Lepiej, żeby on nie chadzał. - Roześmiał się tatuś. -Nic z tego dobrego nie wynika. - W takim razie witaj w domu. - Dziadek posadził go na dłoni, a Bohater zwinął się w kłębek i natychmiast zasnął. 38 Potwór z jeziora Jezioro było małe i ciemne. Pływały po nim zeschłe listki, kawałki kory i para kaczek. - W tym jeziorze mieszka potwór - szepnął Filip. - Ma osiem nóg, pazurzaste łapy i czerwony cienki ogon? - spytał Magnus. - Nie. - Pokręcił głową mój brat. - Jedną nogę, trąbę i pióropusz. Zarzuciliśmy wędki, a Iza sypała okruszki z ciasta, żeby zwabić potwora. - Ojej! Ojej! - krzyknęła nagle i uciekła w krzaki. Chwyciłem rękę Filipa i zamknąłem oczy. Słyszeliśmy głośny plusk wody i ciężkie kroki. - Dlaczego chcieliście mnie złapać na wędkę? - spytał potwór. 39 Nie mogłem wykrztusić słowa ze strachu. Siedziałem z zaciśniętymi mocno powiekami i wyobrażałem go sobie, i bałem się coraz bardziej. - Chcieliśmy cię zobaczyć. - Usłyszałem głos Magnu-sa. - A teraz już sobie idź. - Dobrze - zgodził się potwór i coś plusnęło. Uchyliłem troszkę jedno oko i zobaczyłem na jeziorze rozszerzające się wciąż kręgi. Listki kołysały się niespokojnie, a kaczki przytulały do siebie, pokrzykując cicho ze zdumienia. Magnus drapał się w zadumie fajką po brodzie. - Jaki... jaki on był? - wyjąkałem. - Jeszcze inny... 40 Sąsiad Leon - Młodzieńcze, nie przyniósłbyś mi trochę drewek do kominka? - Usłyszałem gdzieś obok. Rozejrzałem się wokół uważnie, bo nikogo poza mną w pobliżu nie było. - Do ciebie mówię... - Ujrzałem utkwione we mnie spojrzenie bardzo niebieskich oczu bardzo małego, siwego staruszka. Stał za płotem, na którego sztachetach suszyły się garnki. Domyśliłem się, że był to pan Leon, sąsiad mojego dziadka. - Dobrze - zgodziłem się od razu i pobiegłem do lasu. Kiedy wróciłem, zaprosił mnie na werandę i zaczął dreptać, uśmiechać się miło i opowiadać mi o swojej suce. Nazywała się Hrabina, była mała, ruda i miała podwinięty ogonek. 41 - Czy to właśnie pan... - zająknąłem się - czy to pan nie odzywa się do mojego dziadka od trzydziestu lat? - To on się do mnie nie odzywa! — Staruszek zamachał rękami jak wiatrak. A kiedy spytałem, o co im poszło, przyznał, że już nie pamięta. - Niech pan do nas wpadnie wieczorem - zaprosiłem go, wychodząc. - Będą knedle - dodałem znacząco i poleciałem do domu. Dziadek naprawiał dziurawą rynnę. - Dziadku, zaprosiłem na kolację pana Leona! -pochwaliłem się. Dziadek z wrażenia wbił sobie drut w palec. - Dlaczego? - wykrztusił. - Bo on już bardzo dawno nie jadł knedli -powiedziałem pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy i już mnie nie było. Kiedy czerwone słońce zawisło między gałązkami gruszy, rozległo się skrzypienie furtki i stanął w nich pan Leon. Trzymał pod pachą zielone kalosze. - Pożyczyłem kiedyś od ciebie, pamiętasz? - spytał dziadka na przywitanie. -Nie, nie pamiętam. - Roześmiał się dziadek i zaprosił gościa do stołu. 42 Bańka mydlana Kończyły się wakacje. Siedzieliśmy w stodole na sianie: mój brat Filip, tatuś i ja. Na dworze padał deszcz, a my układaliśmy piosenki i puszczaliśmy bańki mydlane. Niektóre były maleńkie, inne dorodne jak jabłka, a jeszcze inne wielkie jak arbuzy. Kiedy wylatywały ze stodoły, rozbijały je lecące z nieba krople. -Czy to czasem nie wasze? - spytała Iza, stając we wrotach. Na talerzu leżała bańka w kształcie gruszki. -Wleciała nam na chwilę do garnka... Pierwszy dotknął bańki Filip. Dotyk jego palca zrobił w niej niewielkie wgłębienie. - Ciekawe - stwierdził tatuś, gładząc ją delikatnie. -Jest ciepła - powiedział ze zdumieniem. 43 - Mówiłam przecież, że wpadła do garnka - wyjaśniła Iza i już jej nie było. Troszkę przestało padać i wyszliśmy z bańką na podwórko. - Co to? - zamruczała krowa Zośka. - Co to? Co to? - zarżał koń Józek i kłaczka Milusia. - Co to? Co to? Co to? - zakwiczały prosiaczki. - Co to? Co to? Co to? Co to? - zagęgały gęsi. -Chcę to, chcę to, chcę to, chcę to!!! - rozszczekał się Burek. Filip przytulił bańkę do policzka i pobiegł, rozchlapując kałuże, na pole. Biegliśmy za nim, błoto kląskało pod bosymi stopami, a na niebie pokazała się tęcza. Bańka zalśniła wszystkimi kolorami świata. - Weźmiemy ją do miasta. Położymy na parapecie, żeby mogła sobie wyglądać - powiedziałem szybko. - Będę z nią wychodził na spacer - dodał Filip. Bańka wzbiła się wolno w powietrze. Frunęła coraz wyżej i wyżej, aż zawisła na gałęzi starej dzikiej gruszy. Wyglądała jak dojrzały owoc. - Tu jej będzie najlepiej - pocieszył nas tatuś. - Wrócimy w przyszłym roku! - obiecałem, machając na pożegnanie. 44 Wspomnienia z wakacji Na dywanie przede mną leżały: ptasie gniazdko, różowa muszelka i okrągły kamyk. - W co się bawisz? - spytał żółw Wacuś. - Ja się nie bawię, ja wspominam - wyjaśniłem i dotknąłem ostrożnie kamyka. - W co się bawisz? - usłyszałem za chwilę pytanie mojego brata, Filipa. - Wspominam wakacje... - W co się bawisz? - Z fajki Magnusa wylatywał śliwkowy dymek. -Kurczę blade! - zdenerwowałem się, zbierając z dywanu swoje skarby. Pobiegłem z nimi w najcichszy kąt ogrodu. Położyłem w trawie gniazdko, a w nim kamyk i muszelkę. A potem 45 zamknąłem oczy. Widziałem znów dziadka i drogę przez las, ciemne jezioro i wrzosowisko za opuszczoną stacją. Widziałem smoki, nie dokończone puzzle i banki mydlane. . -Aleksandrze! - Usłyszałem głos tatusia. - Wywołałem zdjęcia z wakacji! Po chwili siedzieliśmy wszyscy dookoła stołu. - A co to jest? - zdziwiła się mamusia, oglądając ze wszystkich stron fotografię, na której był tylko czubek czyjegoś łokcia i kawałek gałęzi. - Och... - roześmiałem się - to musiało być wtedy, kiedy Magnus uciekał przed mrówkami. Chciałem mu zrobić zdjęcie, ale biegł za szybko. Wspominaliśmy wakacje, pijąc sok z tarniny, tej, która rosła za płotem dziadka, koło dzikiej gruszy. - Co masz taką sniutnąminę? - zagadnął mnie tatuś. - Chciałbym, żeby znów były wakacje... - Będą- obiecał. _ Na pewno. 46 Pies Filipa -Mam psa - pochwalił się pewnego dnia Filip i pobiegł do kuchni. Obszedłem całe mieszkanie i ogródek, a potem zajrzałem pod kanapę. Może to jest jamnik, pomyślałem. -Hej, piesku, wyłaź, nie bój się - szepnąłem. Przesuwało się bezgłośnie coraz bliżej. - Możesz sobie nawet szczeknąć, jeśli chcesz. - Dlaczego każesz mi szczekać? - spytał żółw Wacuś. -Myślałem, że jesteś jamnikiem... - Chrząknąłem z zakłopotaniem. - Podobno Filip ma psa - dodałem szybko, bo Wacuś zrobił dziwną minę i popukał się łapą w czoło. - Nie wiesz nic o tym? - Nie., - Pokręcił łebkiem i wrócił pod kanapę. 47 1 Poszedłem do kuchni. Mamusia lepiła właśnie pierogi, a Filip udawał, że jej pomaga. - Filipie - spytałem z powagą- gdzie jest ten pies? - Jaki pies? - zaniepokoiła się mamusia. - Tam. - Filip machnął umączoną łyżką przez okno. - Aleksandrze... — poprosiła mamusia i spojrzała na mnie błagalnie. Wziąłem Filipa za rękę i wyprowadziłem go z kuchni. Wyszliśmy do ogródka, a potem na ulicę. Minęliśmy kilka domów, aż wreszcie mój brat stanął przed jakimś ogrodzeniem. - Tu jest - powiedział. Zaraz potem podbiegł z drugiej strony rudy pies, merdając ogonem. - Widzisz? - Filip pękał z dumy. - Jest mój. Wczoraj go tu znalazłem. - Z kieszeni wyjął kawałek parówki i wsunął przez siatkę. -A ja mam słonia - pochwaliłem się. - Jutro ci go pokażę, jeśli chcesz. Filip chciał i nazajutrz pojechaliśmy do zoo. Ii 48 Muzyka Muzyka była taka, że aż nogi same podrygiwały do tańca. - Mogę panią prosić? - Ukłoniłem się przed moją siostrą. Iza zgodziła się i już po chwili deptaliśmy sobie w zapamiętaniu po stopach. - Ja też chcę! - Mamusia wyjęła tatusiowi gazetę z ręki i pociągnęła go na parkiet. Żółw Wacuś schował się przezornie pod szafę, a Magnus wlazł na globus. Ale całkiem niepotrzebnie, bo właśnie muzyka zmieniła się. Była teraz wolna i nastrojowa. Kołysaliśmy się prawie w miejscu. A potem, nieoczekiwanie, zabrzmiały pierwsze takty marsza. 49 - Idziemy do ogródka - zarządził tatuś. Maszerowaliśmy gęsiego: tatuś, mamusia, Iza, ja, Magnus i Filip, wybijając rytm piętami. Przeszliśmy osiem razy w kółko, podśpiewując pod nosem. - To już się dawno skończyło! - krzyknął z domu Wacuś. - Posłuchajcie teraz! W tej muzyce nie było nic do tańca. Można było tylko stać w miejscu i patrzeć w chmury. Było w niej coś jakby wiatr i noc i jeszcze bębnienie deszczu o stary, trochę przeciekający namiot. A potem nagle zaległa cisza. Zaćwierkał wróbel, zaszumiały gałęzie. - Tatusiu, czy to też jest muzyka? - spytałem w zamyśleniu, a on przyłożył palec do ust i pokiwał głową. Mamusia przyniosła z domu koce i położyliśmy się wszyscy razem, trzymając się za ręce. Słuchaliśmy, jak wszystko, co żyje, śpiewa i gra na swoich tajemniczych niewidzialnych instrumentach. 50 Wacuś marzy Żółw Wacuś siedział na parapecie i gapił się w niebo. - Co słychać? - zagadnąłem go przyjaźnie, ale on tylko wzruszył skorupą i nic nie odpowiedział. - Chyba jesteś nie w sosie. - Obraziłem się troszkę. - Jestem smutny - wyjaśnił. Pogładziłem go po łebku. Każdy czasem jest smutny i nie bardzo wie, dlaczego. Ale Wacuś wiedział. - Chciałbym latać... - Kiedyś chciałeś śpiewać i znalazł się na to sposób -przypomniałem mu. - Zawsze musisz robić coś, co jest trudne? - Nie idę na łatwiznę - skwitował żółw i schował łebek pod skorupę na znak, że rozmowa skończona. 51 Opowiedziałem o tym przy obiedzie. - Polecimy na wycieczkę - zdecydował tatuś - i damy Wacusiowi popatrzeć na świat z góry. Pogoda była śliczna, świeciło słońce i chmurki wyglądały jak wata cukrowa. -Zobacz, Wacusiu, zobacz! - cieszyłem się, przysuwając mu łebek do okna. - Widzisz, tam, między chmurami, taka cienka nitka, to droga, a te żuczki, co po niej suną, to samochody! - Widzę - powiedział Wacuś i znowu posmutniał. -Mnie wcale by stamtąd nie było widać - westchnął. - Nikogo by nie było - wyjaśniłem szybko. - Nawet tatusia. - To mnie nie pociesza - mruknął Wacuś i wtedy stewardesa przyniosła nam śniadanie. Każde z nas oddało żółwiowi swój listek sałaty. - Ale to tak - przyznał, zjadł, oblizał się i zapadł w drzemkę. 52 Komputer Magnus siedział przed monitorem i walił w klawisze. Na ekranie złotowłosą księżniczkę gonił groźny lew. - Zaraz ją zje - powiedział Magnus. - Nie chcę! - zdenerwował się Filip i wskoczył do środka. - Ale numer... - zdziwił się Magnus i zapalił fajkę. Z jednej strony ekranu stał lew, a z drugiej mój mały brat uspokajał płaczącą dziewczynkę w przekrzywionej koronie. - Filipie, wyłaź stamtąd zaraz. - Zdenerwowałem się nie na żarty. - Mama wołała nas na obiad. - Zerknąłem niespokojnie na lwa. -Jeśli mnie też zaprosicie, mogę zrezygnować z księżniczki - zaryczał lew. 53 - Przyślemy ci obiad na tamtą stronę, jeśli wiesz, co mam na myśli - powiedziałem szybko, cofając się na wszelki wypadek. - Wiem - zamruczał lew i oblizał się od ucha do ucha. Magnus nacisnął nagle jakiś klawisz. Księżniczka siedziała już na okręcie, w towarzystwie mamy i taty, wszyscy byli uśmiechnięci i pili lemoniadę. Po lwie nie było nawet śladu. Po Filipie też. - Coś ty najlepszego zrobił! - krzyknąłem. - Gdzie jest Filip? - Pojęcia nie mam. - Magnus nadrabiał miną. Naciskał różne klawisze i działo się dużo ciekawych rzeczy, ale ja tylko wyglądałem na mojego brata i martwiłem się coraz bardziej. Nagle ukazała się pędząca z niewiarygodną szybkością wyścigówka. Za kierownicą siedział Filip. - Zatrzymaj to natychmiast!!! - darłem się na Magnu-sa. - On nie ma prawa jazdy! Wyścigówka zatrzymała się gwałtownie, parę metrów od mety. - Przez ciebie nie zdobył złotego medalu - narzekał Magnus. Filip wyłaził niezdarnie z ekranu. - Zrobię to za niego - postanowił. Po chwili został po nim tylko znikający punkcik i huk motoru. 54 Wynalazek Magnusa Magnus pracował bez wytchnienia od kilku dni. Siedział na werandzie, obłożony różnymi przedmiotami, które tylko z powodu zapomnienia nie wylądowały jeszcze w śmietniku. - Co robisz? - pytaliśmy go od czasu do czasu, a on gniewnie naciągał na czoło czapeczkę i pykał fajkę. Przestałem więc pytać, siedziałem cicho i przyglądałem się uważnie temu, co Magnus robi. W końcu cisnął we mnie starą szczotką do zębów. Podałem mu ją bez słowa. Zawarczał coś pod brodą i wrzucił ją w rurę od odkurzacza. I wtedy klasnął w ręce i aż podskoczył do góry z radości. - Eureka! - wrzasnął. 55 - Magnus zaczął mówić jakimś dziwnym językiem. -Pobiegłem do tatusia, a on mi wyjaśnił, że to jest po grecku i jeśli Magnus tak krzyknął, to znaczy że wpadł na jakiś wspaniały pomysł i że jest wynalazcą. Wyjrzeliśmy przez okno. Na środku ogródka wyrastała dziwna maszyna z rurą skierowaną prosto w niebo. A obok niej stał Magnus. - Gratulujemy! - krzyknął tatuś, a Magnus zamachał do nas przyjaźnie. Widać było, że puchnie z dumy. - A co to jest? - Nie mogłem się powstrzymać. - Maszyna do karmienia klucza żurawi w locie -wyrecytował jednym tchem. - Wspaniale! - Westchnęła z podziwem mamusia. -Nigdy jeszcze nie było w tych stronach żurawi, ale jakby co, jesteśmy zabezpieczeni. - Ucieszył się tatuś i dał Magnusowi w nagrodę paczkę miętowych cukierków. 56 Kotek Usiedliśmy przy oknie z jednej strony, a z drugiej usiadł kotek. Był malutki, bury i miał niebieskie oczy. - Ojej... - zdziwił się Filip i wybiegliśmy z domu. - Czyj ty jesteś, koteczku? - spytałem, a on zapłakał. - Mówi, że niczyj i że nie ma gdzie mieszkać - przetłumaczyła Iza. -Dla takiego biedaczka na pewno znajdzie u nas miejsce - zapewniłem go i przytuliłem siebie. Nic nie ważył i drżał jak listek. Zanieśliśmy go do kuchni. Od razu wspiął się firance pod sam sufit i znowu zaczął płakać. - Mówi, że nie może zejść - przetłumaczyła Iza. Ustawiłem na jednym taborecie drugi, a na nim kilka książek. Wlazłem na górę i za chwilę wszyscy się do po 57 leżeliśmy na ziemi, owinięci w firankę. Kotek płakał wniebogłosy. - Mówi, że się potłukł i chce się wydostać -przetłumaczyła Iza. - To ja się potłukłem. - Dlaczego demolujecie mieszkanie? - zdziwiła się mamusia, stając w progu, ale zaraz zobaczyła kotka, nie pytała już o nic, tylko wzięła go na ręce, a on zapłakał. - Mówi, że jest głodny - przetłumaczyła Iza. -Bo jest maleńki. Wszystkie niemowlaki płaczą - wyjaśniła mamusia, umoczyła palec w mleku i dała kotkowi possać, a on zaraz zaczął mruczeć. -*? Widzicie? - spytała z dumą, a ja pomyślałem, że już wiadomo, czyj jest ten kot. 58 Prezent Leżałem na dywanie i rysowałem kreski na kartce papieru. - Co to będzie, Aleksandrze? - spytał tatuś. - Prezenty na Mikołajki. Liczę, ile dostanę. No i ile muszę przygotować. - Ładny gips - powiedział. - Pójdziesz z torbami. - Nie szkodzi. -Mną się nie przejmuj - mruknął z kąta żółw Wacuś. - Zapadam w sen zimowy. A poza tym nie mam szans na rewanż. - Wykupiłem wycieczkę co ciepłych krajów! -pochwalił się Magnus, taszcząc walizy. -Wrócę na święta! - obiecał i trzasnął drzwia- mi. 59 - Wygląda na to, że wcale nie będzie tyle prezentów, jak myślałem... - Wyjrzałem przez okno. - Dziadek! - Ucieszyłem się i już po chwili wisiałem mu na szyi. Miał na ramionach plecak. Z kieszeni wystawał mu Bohater, a koło nóg plątał się niebieski smok. - Przyjechaliśmy na mikołajki - pochwalił się smok, a dziadek zrzucił plecak. - A gdzie twój brat? - spytałem smoka. -Nie skończył jeszcze tego puzzla. - Puścił chmurkę dymu. - Zobacz, co dla was zrobiłem. - Dziadek wyciągnął wielkie skarpety z kolorowej włóczki. - To na prezenty. Powiesimy je na noc przy łóżkach. W nocy wszyscy chodzili na palcach, żeby się nawzajem nie pobudzić i wkładali prezenty do skar-petkowych worków. W mojej na stercie paczek siedział smok. - Postanowiłem być twój - powiedział. - Na zawsze? - Z emocji aż dostałem gęsiej skórki. - Och, bez przesady. Ale na pewno do wtorku. Nie było to długo, ale i tak cieszyłem się z niego bardziej niż z innych prezentów. Smoki są zwykle bardzo niezależne. 60 Zaproszenie Wyszliśmy do ogródka ubrać choinkę. - Ja tam wieszam na gałązkach słoninę - oznajmił Magnus. - Sikorki się ucieszą. Mam pomysł! - Klasnął w ręce tatuś. - Zrobimy tu Wigilię dla różnych stworzonek. I powiesiliśmy koszyczki pełne ciasta, czerwone jabłuszka, piernikowe serca, orzechy i cukierki. A na szczycie gwiazdę. - Ona nam zostanie, bo nie jest do jedzenia... Zaszumiało, zaszeleściło i sypnęło śniegiem w oczy. -Zapodziała nam się pierwsza gwiazdka -powiedziało. - Ta, której wypatruje się przed Wigilią. Moglibyście pożyczyć waszą? 61 Zgodziliśmy się, a wtedy znów zaszumiało, zaszeleściło i nasza gwiazdka zawisła na niebie. Wróciliśmy do domu. Podzieliliśmy się opłatkiem i Magnus popukał fajką w stół. - Dzisiaj ja rozdaję prezenty. Też mam imię na „M" i brodę. - Grzebał po kieszeniach, aż znalazł wymiętą kopertę. - To dla was - powiedział uroczyście. -A paczki w kolorowych papierkach znajdziecie w szafie. Tatuś otworzył kopertę. Były w niej bilety lotnicze i zaproszenie: „Rodzina Magnusa zaprasza wszystkich chętnych do siebie. Czas wizyty - dowolny". - Nie wiedzieliśmy, że masz rodzinę - przyznałem. - Teraz wy pomieszkacie u mnie. - Magnus był z siebie bardzo dumny. - Czy to daleko? - spytała mamusia. - Bardzo. - Uśmiechnął się tajemniczo. Usiedliśmy do stołu. Ciekawe, kiedy tu wrócimy, myślałem, patrząc za okno. Zaczął padać śnieg. MIEJSKA B1BLSOTF im. H. S- 05-800 w Pruszl łel. Filia Nr 2 Wy I SPIS TREŚCI Braciszek.........................................................5 Afryka..............................................................7 Gwiazdka.........................................................9 Zielony śnieg.................................................11 Smok..............................................................13 Stacja.............................................................15 Lucuś.............................................................17 Wiosna...........................................................19 Prima aprilis..................................................21 Hulajnoga......................................................23 Skarb..............................................................25 Magnus śpiewa..............................................27 Urodziny mamusi..........................................29 Decyzja..........................................................31 Spotkanie.......................................................33 Przygoda Magnusa........................................35 Bohater..........................................................37 Potwór z jeziora............................................39 Sąsiad Leon...................................................41 Bańka mydlana..............................................43 Wspomnienia z wakacji................................45 Pies Filipa......................................................47 Muzyka..........................................................49 Wacuś marzy.................................................51 Komputer.......................................................53 Wynalazek Magnusa.....................................55 Kotek.............................................................57 Prezent....................,......................................59 Zaproszenie...................................................61 62

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!