1060

Szczegóły
Tytuł 1060
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1060 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1060 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1060 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Narkotyki w Polsce - Mity i rzeczywisto��" autor: Ewa Korpetta Ewa Szmerd-Sisicka Pr�szynski i S-ka Warszawa 2000 Copyright (c) by Ewa Korpetta, Ewa Szmerdt-Sisicka, 2000 Projekt ok�adki Natalia Cyrankiewicz Redakcja Lidia Doma�ska Redakcja techniczna El�bieta Urba�ska Korekta Gra�yna Nawrocka �amanie Gra�yna Janecka Spis tre�ci WSt�P 7 Wprowadzenie 9 CZʌ� I. PROBLEMATYKA UZALE�NIE� 13 ROZDZIA� I. Uzale�nienie jako choroba 17 1. Uzale�nienie psychiczne 18 2. Uzale�nienie fizyczne 22 3. Uzale�nienie spo�eczne 24 ROZDZIA� II. Drogi ku uzale�nieniu 27 1. "Ja si� nie uzale�ni�" 28 2. "M�odo�� ma swoje prawa" 31 3. "Winna rodzina" 33 4. "Winna szko�a" 38 5. "Na skr�ty" 39 ROZDZIA� III. Leczenie uzale�nie� 41 1. Wchodzenie w trze�wo�� 43 2. Trze�wo�� 48 3. Zapobieganie nawrotom 50 4. Programy redukcji szk�d 51 5. Praca z rodzin� 52 Podsumowanie 55 CZʌ� II. SUBSTANCJE PSYCHOAKTYWNE 57 ROZDZIA� I. Substancje wziewne 59 ROZDZIA� II. Konopie indyjskie 63 ROZDZIA� III. Psychostymulanty 69 1. Amfetamina (amfa, proszek, speed) 69 2.Ecstasy 76 3. Kokaina 78 4. Crack 81 5.Khat 82 ROZDZIA� IV. Halucynogeny 83 1. Ro�linne i syntetyczne 83 2. "Kwasy" 87 ROZDZIA� V. Pochodne opium 89 1. Morfina 90 2. Heroina 92 3. "Kompot" 94 ROZDZIA� VI. Skuny 97 ROZDZIA� VII. Leki 99 1. Barbiturany 100 2. Benzodiazepiny 101 3. Przeciwb�lowe leki opiatowe 102 CZʌ� III. l CO DALEJ? - GDZIE SZUKA� POMOCY 103 ^'^'i CZʌ� N. LIST DO... - ZAMIAST ZAKO�CZENIA lii? �CZʌ� \/. S�OWNIK 117 WSt�P Ksi��ka ta nie jest publikacj� naukow�. Nie przytaczamy w niej ani psychologicznych koncepcji uzale�nie�, ani te� mechanizm�w fizjologicznych, towarzysz�cych przyjmowaniu �rodk�w odurzaj�cych. Chcemy natomiast podzieli� si� naszymi obserwacjami p�yn�cymi z pracy zespo�u terapeutycznego Poradni Uzale�nie� w Warszawie przy ul. Dzielnej 7, a tak�e wiedz�, jak� nabywamy w codziennych kontaktach z m�odymi narkomanami i ich rodzinami. Kontakty te pozwalaj� nam bezpo�rednio i szybko zapoznawa� si� z nowymi zjawiskami zwi�zanymi z narkomani� w Polsce. Problem u�ywania substancji psychoaktywnych od dziesi�ciu lat narasta lawinowo, pojawiaj� si� nowe �rodki, obni�a si� wiek inicjacji narkotykowej, zdecydowanie nasila si� przest�pczo�� w�r�d m�odych narkoman�w. Zdajemy sobie spraw�, �e do�wiadczenia nasze r�ni� si� nieco od do�wiadcze� praktyk�w z innych o�rodk�w w kraju. Jeste�my natomiast g��boko przekonane, �e za kilka lat obraz narkomanii z terenu Warszawy i okolic "p�jdzie w Polsk�". Wprowadzenie Narkotyki znane s� od tysi�cy lat i od tysi�cy lat w�a�ciwo�ci, jakie maj�, by�y wykorzystywane do zmieniania rzeczywisto�ci. Ju� przed nasz� er� u�ywano ich dla relaksu, w rytua�ach religijnych i spo�ecznych, w celu �agodzenia b�l�w. Stosowano je na wszystkich kontynentach - w Afryce, obu Amerykach, Azji, Europie, na Dalekim i Bliskim Wschodzie. Historii stosowania narkotyk�w mo�na po�wi�ci� wielk� ksi�g�. W tej ksi��ce zajmiemy si� narkotykami, kt�re w ci�gu ostatnich lat pojawi�y si� i zacz�y upowszechnia� w Polsce. Liczba przyjmuj�cych je os�b ro�nie w post�pie geometrycznym. S� to przewa�nie ludzie m�odzi, a �rednia wieku obni�a si� z ka�dym rokiem. Po narkotyki si�gaj� ju� 12- i 13-latki. Zmiana sytuacji gospodarczej (w tym wzrost warto�ci z�ot�wki wzgl�dem dolara) spowodowa�a, �e od pocz�tku lat dziewi��dziesi�tych dystrybucja narkotyk�w w Polsce sta�a si� op�acalna, zw�aszcza �e do pa�dziernika 1997 roku przepisy prawne dotycz�ce przest�pczo�ci zwi�zanej z dystrybucj� i handlem narkotykami by�y przestarza�e, wr�cz gwarantowa�y bezkarno��. Brak adekwatnych przepis�w da� szans� na rozwini�cie si� szerokiej i �wietnie zorganizowanej sieci dealer�w, docieraj�cych do dyskotek, klub�w, szk�, osiedli. Umo�liwi� r�wnie� powielanie w mass mediach informacji nieprawdziwych, czasem wr�cz zach�caj�cych do brania narkotyk�w, bo utrwalaj�cych ich podzia� na "twarde" i "mi�kkie". Sprzyja� nawet rozwojowi w niekt�rych kr�gach mody na branie. Zmieni�a si� r�wnie� forma handlu - zw�aszcza w Warszawie. Dawniej zawsze mo�na by�o zaopatrzy� si� na tzw. bajziu. Obecnie dealerzy narkotyk�w przenie�li si� "w miasto" - handluj� przede wszystkim w miejscach, w kt�rych zbiera si� m�odzie�, ale handluj� wsz�dzie, gdzie tylko si� da. "Dobry" dealer zawsze wie, gdzie znajdzie klienta i jak do niego trafi�. Wie dobrze, kto jest "potrzebuj�cy", kto ma problemy i - rzecz najwa�niejsza - kto jest wyp�a-calny. Zna mo�liwo�ci finansowe swoich nabywc�w i mo�liwo�ci ich rodzin. "Dobry" dealer nie bierze narkotyk�w, jest trudny do zidentyfikowania. Cz�sto dostarcza towar na zam�wienie telefoniczne - najcz�ciej s�u�y do tego telefon kom�rkowy, st�d nazwa slangowa wsp�czesnych narkoman�w "Hera GSM". Obecnie prawie nie u�ywa si� nazwy "�pun". �pun by� dawniej - pi�� - dziesi�� lat temu. Wsp�czesny narkoman to kto� zupe�nie inny. Inny w wygl�dzie zewn�trznym, inny w zachowaniu, inne ma cele, z innego pochodzi domu, inna jest jego rodzina. Wi�kszo�� spo�ecze�stwa tkwi jednak w starym schemacie. Brudny, wychudzony, zaniedbany, obdarty m�ody cz�owiek z patologicznej rodziny, z b�yszcz�cym wzrokiem, marz�cy tylko o tym, by zdoby� "towar", "da� sobie w kana�" i "odlecie�". Oto obraz narkomana, kt�ry znamy, kt�ry - niestety - nadal si� powiela. A to ju� tylko mit. Wsp�czesny narkoman wygl�da zupe�nie inaczej - w pierwszej fazie uzale�nienia nie rozpoznamy go w grupie m�odych ludzi. Jest czysty, zadbany, uczy si� lub pracuje, czasem bywa wprawdzie bezrobotny, ale wtedy szuka pracy, oczywi�cie bardzo dobrze p�atnej. Chce co� osi�gn�� w �yciu i w�a�nie narkotyk ma mu w tym pom�c. Nierzadko pochodzi z pe�nej, tzw. dobrej rodziny. "Dobra rodzina" obecnie nie chroni przed narkotykami. Rodzice bardzo cz�sto s� pewni, �e ten problem ich nie dotyczy, bo wi�kszo�� z nich dostrzega tylko �puna, a bardzo niewielu wie o "towarze, kt�ry obecnie chodzi na rynku"... R�wnie� strzykawka przesta�a by� atrybutem narkomana. Teraz nie bierze si� do�ylnie. Teraz si� w�cha, pali, wdycha - to nie zostawia �lad�w, a r�wnie dobrze "kr�ci"... A przecie� �lady wk�u� do�ylnych stanowi� dla doros�ych jedyny dow�d brania narkotyk�w: nie ma �lad�w - nie ma narkotyku. To kolejny mit. M�ody narkoman zacznie bra� do�ylnie - stanie si� �punem - dopiero za kilka lat. Mity dotycz�ce narkomanii mo�na mno�y� w niesko�czono��. Nasza ksi��ka ma na celu przybli�y� Czytelnikom problem narkomanii, rozwia� cho� cz�� istniej�cych mit�w, pom�c m�odym ludziom w dokonaniu w�a�ciwego wyboru. 10 Jeste�my przekonane, �e gdyby nasi pacjenci posiadali ca�� wiedz� o tym, co zaczynaj� przyjmowa�, to 85%, a mo�e nawet wi�cej, nigdy nie si�gn�oby po �rodki psychoaktywne. Niestety, oni znaj� wy��cznie mity, wiedz� jedynie, �e po za�yciu "jest super", a o dalszych skutkach na og� nie maj� poj�cia. Zdarza si�, �e po otrzymaniu od nas informacji o tragicznych konsekwencjach stosowania narkotyku m�wi�: "to nie mo�e by� prawda" lub nawet "pani si� na tym nie zna, skoro m�wi takie rzeczy", "�aden m�j znajomy, a niekt�rzy d�ugo bior�, nic takiego nie m�wi�"... Najcz�ciej zaczyna si� od "spr�bowania", od tego "tylko jednego jedynego razu". Nikt nie bierze narkotyku po to, �eby si� uzale�ni�. I nie uwzgl�dnia takiej ewentualno�ci. My natomiast wiemy, �e ten "jeden jedyny raz" mo�e by� pocz�tkiem uzale�nienia, ze wszystkimi zagra�aj�cymi skutkami, o kt�rych powiemy w dalszej cz�ci tej ksi��ki. Mamy nadziej�, �e si�gn� po ni� ludzie m�odzi i �e da im szans� na poznanie ca�ej prawdy. Mamy nadziej�, �e r�wnie� rodzice, wychowawcy i opiekunowie skorzystaj� z przekazanych tu informacji. CZʌ� PROBLEMATYKA UZALE�NIE� ...D��eniem naszym jest, by przyczyny przesta�y by� grzechem, a skutki katem... F.W. Nietzsche Uzale�nienie - jak ju� wspomina�y�my - jest jednym z tych zjawisk, doko�a kt�rych naros�o wiele mit�w i fa�szywych przekona�. B��dne opinie na temat czynnik�w jego powstawania, sposob�w leczenia i innych zagadnie� zwi�zanych z t� chorob� s� niestety powielane na coraz szersz� skal� i czyni� coraz wi�cej z�ego. To one �agodz� obaw� przed pierwsz� pr�b� wzi�cia narkotyku. To one w du�ej mierze sprawiaj�, i� chory i jego najbli�si bardzo d�ugo nie widz� objaw�w choroby. To one cz�sto stanowi� przyczyn� braku efektywnej pomocy dla osoby uzale�nionej ze strony rodziny i przyjaci� uwik�anych we wsp�-uzale�nienie. To one w ko�cu utrudniaj� decyzj� o podj�ciu leczenia oraz powoduj�, �e chory cz�sto je przerywa. C� wi�c jest prawd�, a co mitem dotycz�cym zjawiska uzale�nienia? Czym�e jest samo uzale�nienie? Spr�bujmy si� nad tym zastanowi�... ROZDZIA� l Uzale�nienie jako choroba Istnieje wiele teorii psychologicznych staraj�cych si� wyja�ni� mechanizmy powstawania uzale�nienia, jego przebiegu, sposob�w leczenia. Nie b�dziemy powo�ywa� si� na �adn� z nich, �adnej z nich nie przytoczymy. Postaramy si� natomiast podzieli� do�wiadczeniami p�yn�cymi z praktyki, z codziennej pracy terapeutycznej z lud�mi uzale�nionymi od narkotyk�w, a wi�c tym wszystkim, czego nauczy�y�my si� o uzale�nieniu od naszych pacjent�w. Wszyscy teoretycy i praktycy zajmuj�cy si� uzale�nieniami s� zgodni co do tego, i� uzale�nienie jest chorob�. Jedyn� za� sp�jn� definicj� choroby, z jak� zgadzaj� si� wszyscy, jest jak�e proste stwierdzenie, �e "choroba to brak zdrowia". Co to znaczy? Wed�ug WHO (�wiatowa Organizacja Zdrowia) zdrowie to stan dobrego samopoczucia psychicznego, fizycznego i spo�ecznego. Subiektywny dyskomfort w kt�rej� z tych sfer �ycia mo�e wi�c by� ju� chorob�. Ale czy tylko dyskomfort subiektywny? Cz�sto chorujemy, nie wiedz�c o tym, poniewa� objawy choroby nie s� jeszcze dost�pne naszym zmys�om czy naszej �wiadomo�ci. Wychwytuj� je natomiast badania lekarskie, dodatkowe badania diagnostyczne, a nawet po prostu inni ludzie - pojawia si� czynnik obiektywny diagnozuj�cy chorob�. Mo�na zatem uzna�, �e choroba to brak dobrego samopoczucia w sferze naszej psychiki, naszego cia�a lub naszego funkcjonowania spo�ecznego, czyli pod wzgl�dem tego, jak my odbieramy �wiat zewn�trzny i jak �wiat zewn�trzny odbiera nas. Bardzo cz�sto trzy sfery naszego funtelffi^ESWilmia rozdzielamy na: "moja psychika" (czyli "ja"), ,j^re cia�of^ynoje bycie w �wiecie". Trudno nam u�wiadomi�|Kfpie do k^i^i�e te trzy 2. Narkotyki w Polsce M� ^ .^^\ A"y 17 sfery �ycia s� ze sob� nierozerwalnie zwi�zane, �e zawirowanie w jednej z nich rzutuje w mniejszym lub wi�kszym stopniu na pozosta�e. S� choroby, w kt�rych g��wne objawy dotycz� psychiki cz�owieka, oddzia�uj�c po�rednio na jego stan fizyczny i funkcjonowanie spo�eczne. S� takie, kt�re atakuj� sfer� naszego cia�a - te uwa�amy za "chorob� prawdziw�", bo s� namacalne dowody tego, �e jeste�my chorzy, np. co� nas boli, wyst�pi� konkretny objaw, mo�liwy do opisania, a jego przyczyn� da si� zlokalizowa� i usun��. Przy chorobie fizycznej bez trudu znajdujemy wyja�nienie dla naszego dyskomfortu psychicznego i spo�ecznego. S� te� choroby wynik�e z szeroko poj�tych zaburzonych relacji ze �wiatem, te najtrudniej zdiagnozowa�, ale ich wp�yw na nasz� kondycj� psychiczn� jest bezdyskusyjny. Istniej� ponadto choroby, kt�re zaburzaj� wszystkie trzy sfery �ycia jednocze�nie, przy czym zaburzenia w jednej pot�guj� zaburzenia w pozosta�ych. Uzale�nienie nale�y do ostatniej z wymienionych grup chor�b, co oznacza, �e jest chorob� ci�k� i przewlek��. Przyjrzyjmy si� zatem trzem aspektom uzale�nienia - psychicznemu, fizycznemu i spo�ecznemu. l. Uzale�nienie psychiczne O uzale�nieniu psychicznym zazwyczaj m�wi si� lekko. Mo�emy us�ysze�, �e co� "tylko uzale�nia psychicznie", �e psychika "to �aden problem, bo jak si� ma siln� wol�, to...", �e "wystarczy wzi�� si� w gar��", �e "gdyby nie chcia�, to by nie bra� (nie pi�)", �e "to tylko kwestia kontroli". Nikomu nie przychodzi natomiast do g�owy, by choremu na raka powiedzie�: "gdyby� nie chcia�, to by ci� nie bola�o", a komu� ze z�amaniem otwartym nogi poradzi�: "we� si� w gar��, gdyby� mia� siln� wol�, to samo by ci si� zros�o". Dlaczego? Dlatego, �e objaw fizyczny jest czym� namacalnym, znajomym, swojskim, wczucie si� za� w czyj�� psychik�, czyje� doznania i emocje jest bardzo trudne. Emocji nie wida� - mo�na spr�bowa� je opisa�, okaza� gestem^c�y^ca�a gam� zachowa�, ale nigdy nie nabior� kszta�tu realnego, do�t�toego zmys�om drugiego cz�owieka. Nasze postrzeganie i prze�ywanie �wiata oraz swojego bycia w nim 18 . .'/ - niezale�nie od tego, jak bardzo si� staramy to uzewn�trzni� - pozostaje w znacznej mierze tylko nasze. Nie mo�emy zapomina� o tym, �e ca�okszta�t naszego �ycia psychicznego determinuje jako�� naszego bycia w �wiecie i ze �wiatem. Dlatego bagatelizowanie tego, co dzieje si� w psychice cz�owieka uzale�nionego, bagatelizowanie ca�ej z�o�ono�ci mechanizm�w psychicznych uzale�nienia, sprowadzanie ich do prostych stereotyp�w jest zasadniczym b��dem. Czym�e wi�c jest uzale�nienie psychiczne? Jest ono g��bokim przymusem za�ycia �rodka lub wykonania pewnej czynno�ci, przymusem manifestuj�cym si� narastaj�cym napi�ciem, l�kiem, niepokojem. Osoba uzale�niona ma wra�enie, �e nie roz�aduje ich w danym momencie w �aden inny spos�b. Te emocje s� tak silne, �e stopniowo zag�uszaj� racjonalne my�lenie, a procesy intelektualne nakierowuj� na osi�gni�cie celu, jakim jest roz�adowanie napi�cia za wszelk� cen�. Nasi pacjenci nazywaj� �w stan "ci�nieniem" i w tym s�owie zawiera si� w�a�ciwie wszystko. "Niewa�ne, co b�dzie za godzin�, za dwie, za trzy, za tydzie�, za rok - niewa�ne, poniewa� jak teraz nie wezm�, to p�kn�, wi�c �wiat i tak si� sko�czy". Dodatkowo, je�eli pomi�dzy cz�owiekiem w silnym stanie napi�cia a jego narkotykiem pojawi si� jaka� przeszkoda, to wtedy napi�cie jeszcze si� kumuluje, narasta z�o��, gniew, agresja o r�nym nat�eniu - od s�ownej do czynnej (w tym zdarza si� i autoagre-sja). W stanie napi�cia cz�owiek jest zdolny, w mniejszym lub wi�kszym stopniu, z�ama� swoje tabu, nakazy swojego sumienia, swoje zasady moralne. Wie, �e post�puje �le, ale z drugiej strony ma poczucie, �e musi tak post�powa� - wszystko zale�y od stopnia napi�cia. Jak wida�, bierze si� nie po to, �eby "mie� odlot", "�eby czu� si� �wietnie" - bierze si� po to, �eby zn�w by�o normalnie, �eby dozna� ulgi. Narkotyk staje si� wi�c jedynym gwarantem normalnego, zwyk�ego samopoczucia, a ka�de zaburzenie r�wnowagi psychicznej (niezale�nie z jakiego powodu) staje si� sygna�em: "we�". Mo�na powiedzie�, �e cz�owiek uzale�niony traci zdolno�� prze�ywania emocji, radzenia sobie z nimi - nie potrafi by� ani "zimny", ani "gor�cy" - potrafi by� jedynie "letni". Zawirowanie emocjonalne staje si� sygna�em uruchamiaj�cym proces przymusu psychicznego. Czasem takim zawirowa-19 niem mo�e by� wyobra�enie sobie, �e �rodek stanie si� niedost�pny lub �e go zabraknie - narasta niepok�j: "trzeba zdoby� . Wystarczy zaobserwowa� pal�cych papierosy i ich reakcje, gdy wieczorem zostaje jeden lub dwa papierosy Po mc w nocy by nie wyszli, po papierosy p�jd� albo b�d� mieli ci�k� noc . Je�eli przyjmujesz jakikolwiek �rodek psychoaktywny, wyobra� sobie, �e go ju� nie ma i nigdy me b�dzie. Co czujesz? Je�eli masz nawet ulotne poczucie straty, zawodu, niepokoju, potraktuj to jako sygna� ostrzegawczy. Tak ju� zosta�o powiedziane, uzale�nienie psychiczne jest przymusem spowodowanym silnym napi�ciem emocjonalnym, niweluj�cym przes�anki intelektualne i uniemo�liwiaj�cym odroczenie czynno�ci, przesuni�cie jej w czasie. Uzale�nienie jest wi�c utrat� kontroli nad swoim �yciem, nad swoim funkcjonowaniem. Kontrol� przejmuje narkotyk, on jest silniejszy, z nim si� nie wygra. I tu dochodzimy do jednego z mit�w, kt�ry g�osi, �e uzale�nienie jest chorob� woli. Nasza wola jest nierozerwalnie zwi�zana z naszym intelektem - je�eli emocje wy��czaj� intelekt, wy��czaj� te� wol�, w danym momencie przestaje ona istnie�. Czy� wi�c chore mo�e by� co�, czego nie ma? Osoba uzale�niona cz�sto obiecuje sobie i innym, �e wi�cej nie we�mie, �e "to by� ostatni raz". Wierzy w swoj� "siln� wol�", wierzy, �e nast�pnym razem uda jej si� zwyci�y�, wierzy w to, co m�wi, bo w danym momencie jej r�wnowaga psychiczna jest zachowana, a przymusu nie czuje, cho� pami�ta, co si� z ni� dzieje, gdy �w przymus daje o sobie zna�. A ponadto wierzy, �e w gruncie rzeczy kontroluje swoje "branie". Do ca�ego procesu mechanizm�w uzale�nienia dorabia swoist� ideologi� - zaprzecza cz�sto faktom oczywistym, przedstawia nieraz absurdalne usprawiedliwienia i wyja�nienia, znajduje zawsze przyczyn� przyj�cia narkotyku w �wiecie zewn�trznym. U innych widzi i potrafi opisa� uzale�nienie - na swoje, takie same objawy jest po prostu �lepa. Zwyk�o si� uwa�a�, �e narkoman, lekoman czy alkoholik k�amie i manipuluje i �e to wyp�ywa z jego "zaburzonej moralno�ci". To prawda, �e cz�owiek uzale�niony k�amie i manipuluje, ale wyp�ywa to z jego choroby, stanowi jeden z objaw�w uzale�nienia. W odr�nieniu od cz�owieka o "zaburzonej moralno�ci", kt�ry �ami�c zasady, czerpie z tego korzy�ci i zadowolenie, cz�owiek uza 20 le�niony wie, �e robi �le, i zamiast zadowolenia ma stale pog��biaj�ce si� poczucie winy. Wiemy doskonale, jak silny dyskomfort psychiczny powoduje poczucie winy, jak trudno upora� si� z p�yn�cymi st�d negatywnymi emocjami. Cz�owiek uzale�niony radzi sobie z nimi tylko w jeden spos�b - si�ga po narkotyk. Czasem najbli�si chorego, borykaj�cy si� z problemem, jakim jest dla nich jego uzale�nienie, s�dz�, �e najlepiej u�wiadomi� mu zaburzenia, kt�re wyst�puj� w jego funkcjonowaniu, gdy b�d� go "zawstydza� i demaskowa�", czyli wywo�ywa� poczucie winy. Nie zdaj� sobie sprawy, �e poczucie winy ju� jest -"oszukuj�, k�ami�, zawodz� zaufanie, zaczynam �ama� w�asn� hierarchi� warto�ci" - i �e towarzysz�ce mu uczucia (l�k, niepok�j, napi�cie) s� sygna�em: "we�". Musimy zrozumie�, �e poczucie winy wzmacnia mechanizmy uzale�nienia na zasadzie b��dnego ko�a - bior�, �eby zlikwidowa� dyskomfort psychiczny, gdy trze�wiej�, czuj� si� winny, dyskomfort narasta, wi�c bior�. Ale z drugiej strony, skoro "nie bior� codziennie, skoro bior� �z jakiego� powodu�, to znaczy, �e nadal mam kontrol�". Cz�sto spotykamy si� z argumentem: "przecie� mog� nie bra� (nie pi�) przez tydzie� czy dwa, a zatem nie jestem uzale�niony i kontroluj� swoje branie (picie)". Argument wydaje si� i m�wi�cemu, i s�uchaczom logiczny, ale z drugiej strony tak naprawd� oznacza: "mog� nie bra� (nie pi�) tylko przez tydzie� czy dwa - p�niej moja kontrola si� ko�czy". Mechanizmy uzale�nienia psychicznego narastaj� stopniowo, pocz�tkowo - niedostrzegalnie tak�e dla najbli�szego otoczenia. Cz�sto choroba trwa ju� wiele lat, zanim otoczenie si� zorientuje w problemie. A zanim sam chory zorientuje si�, �e straci� kontrol� nad swoim �yciem, mo�e min�� kilka kolejnych lat. Uzale�nienie psychiczne nie daje objaw�w, kt�re zwykli�my uwa�a� za chorob� - cia�o nie boli, wi�c jest w porz�dku. L�k, niepok�j, napi�cie, szeroko rozumiane zaburzenia zachowania zwykli�my rozpatrywa� nie jako objawy choroby, ale jako "co�", co mo�na ocenia�, gdy� zaburza jako�� funkcjonowania cz�owieka. Nie pami�tamy, a mo�e po prostu nie wiemy, �e to, co zaburza jako�� naszego funkcjonowania, mo�e by� tak�e objawem choroby, mo�e by� sam� chorob�. Musimy zda� sobie spraw� z tego, �e psychiczny aspekt uzale�nienia jest chorob� przewlek��, determinuj�c� funkcjonowanie cz�owieka na wiele lat. Wymaga ona specjalistycznego lecze-21 ni�, kt�rego podstaw� jest u�wiadomienie pacjentowi, co utraci�, i rozbudzenie w nim ch�ci odbudowy swojego �ycia, rekonstrukcji swego funkcjonowania psychicznego. Trzeba przy tym pami�ta�, �e w chorob� t� "wpisane" s� nawroty w sytuacjach silnego stresu emocjonalnego (czyja� �mier�, rozstanie, problemy w pracy itp.), mog�cego sta� si� sygna�em: "we�". 2. Uzale�nienie fizyczne Uzale�nienie fizyczne stanowi jedyny aspekt uzale�nienia, kt�ry w obiegowej opinii jest traktowany jako choroba. Jest chorob�, poniewa� daje obiektywny, namacalny objaw. Jest chorob�, poniewa� cierpi cia�o. Niew�tpliwie uzale�nienie fizyczne to forma uzale�nienia, kt�r� najszybciej widzi otoczenie i najszybciej odczuwa sam chory. Nic dziwnego - objawy s� bezpo�rednio dost�pne "m�drca szkie�ku i oku". Czym�e jest uzale�nienie fizyczne? Jest to stan biologicznego przystosowania si� organizmu do przyjmowanej substancji. Jej brak w organizmie prowadzi do dolegliwo�ci fizycznych, p�yn�cych ze wszystkich uk�ad�w - pojawia si� zesp� abstynencyjny. Objawy tego zespo�u wyst�pi� mog� tak�e wtedy, gdy organizm dostanie zbyt ma�� dawk� w stosunku do zapotrzebowania. Zespo�y abstynencyjne towarzysz� jedynie trzem grupom �rodk�w uzale�niaj�cych: alkoholowi, lekom uspokajaj�cym oraz op�atom. Zesp� abstynencyjny przy barbituranach i benzodiazepi-nach oraz alkoholu objawia si� dr�eniem, potliwo�ci�, l�kiem, podnieceniem, nudno�ciami, b�lami i skurczami mi�ni, zaburzeniami postrzegania, og�lnym z�ym samopoczuciem, a czasami tak�e napadami drgawkowymi. Z odstawieniem opiat�w zwi�zane s� dreszcze, b�le mi�nio-wo- stawowe, zaburzenia wydzielania, nudno�ci i wymioty, b�le brzucha, biegunka, zaburzenia w uk�adzie sercowo-naczynio-wym, zaburzenia pracy poszczeg�lnych narz�d�w (serce, w�troba, nerki), zaburzenia hormonalne. Z tymi zaburzeniami ��cz� si�: silny l�k, niepok�j, napi�cie (cz�sto roz�adowywane zachowaniami agresywnymi), problemy ze snem (we wszystkich jego fazach). 22 Wymienione objawy powoduj�, �e osoba uzale�niona od wspomnianych �rodk�w nie mo�e ju� wmawia� sobie, �e to ona decyduje o tym, kiedy we�mie. Decyduje objaw, decyduje cia�o. Stopniowo, �eby uzyska� efekt, trzeba systematycznie przyjmowa� coraz wi�ksze dawki �rodka (ro�nie tolerancja) i coraz cz�ciej - nawet kilka razy dziennie. Cala aktywno�� �yciowa zaczyna by� skierowana na zdobycie narkotyku, �yje si� "od dzia�ki do dzia�ki", wszystko inne przestaje by� wa�ne. Przymus fizyczny przes�ania mechanizmy psychologiczne brania. Na plan pierwszy wchodz� doznania, kt�rych �r�d�em jest cia�o - "to nie ja utraci�em kontrol�, to moje cia�o". Zatem "dajcie mi leki, wyleczcie mnie, a ja ju� sobie poradz�". W tej fazie na og� nie trzeba nikogo motywowa� do leczenia farmakologicznego, natomiast niezwykle trudno jest przebi� si� do sfery psychicznej pacjenta i ukaza� mu ca�y z�o�ony proces uzale�nienia psychicznego. Osoba maj�ca objawy fizyczne wywo�ane narkotykami przychodzi do psychologa czy psychiatry z w�asn� koncepcj� leczenia, z konkretnymi, cz�sto nieadekwatnymi, oczekiwaniami. Ka�d� pr�b� przekonania jej, �e leczenie uzale�nienia, tak jak leczenie wielu innych chor�b, zawiera w sobie element szeroko poj�tej rehabilitacji i �e jej koncepcje i pomys�y na "wyj�cie z brania" b�d� nieefektywne, traktuje jako odmow� pomocy. Fakt, �e odtrucie, najlepiej w warunkach szpitalnych, jest dopiero pocz�tkiem leczenia, dociera do �wiadomo�ci pacjent�w dopiero po kolejnej pr�bie odstawienia narkotyk�w, kiedy to na w�asnej sk�rze ucz� si�, �e objawy fizyczne ukrywaj� si�� uzale�nienia psychicznego, kiedy sami zobacz�, �e po ust�pieniu objaw�w fizycznych nadal jedynym celem i sensem ich istnienia pozostaje narkotyk, �e nadal s� sk�onni zrobi� wszystko, �eby go zdoby�, �e to jednak nie cia�o determinuje ich zachowanie, lecz rozregulowana psychika. Cz�sto spotykamy si� z oczekiwaniem na lek idealny, na z�oty �rodek, kt�ry zlikwiduje chorob�, bo - niestety - w obiegowej opinii choroba to objawy, a ust�pienie objaw�w to koniec choroby. Zapominamy, �e objaw jest sygna�em, i� dzieje si� co� z�ego. Ust�pienie objawu nie oznacza, �e przyczyna przesta�a istnie�. Warto zda� sobie spraw� z tego, �e najcz�ciej narkotyki z grupy opiat�w przyjmowane s� po kilkunastu miesi�cach czy kilku latach u�ywania innych �rodk�w - takich, kt�re spowodo-23 wa�y ju� uzale�nienie psychiczne, ale ca�y czas dawa�y pozorne poczucie, �e wci�� ma si� nad sob� kontrol�. Tak modna dzi� heroina (brown sugar, br�z), sama z siebie bardzo silnie uzale�niaj�ca psychicznie, wchodzi najcz�ciej na grunt przygotowany ju� przez inne narkotyki. Bardzo szybko do objaw�w uzale�nienia psychicznego do��cza uzale�nienie fizyczne - u osoby bior�cej pojawia si� paradoksalny podzia� na narkotyk "z�y" (brown) i narkotyk "dobry", bo daj�cy poczucie iluzorycznej wolno�ci. Pojawia si� oczekiwanie: "wyleczcie mnie z heroiny, bo ca�a reszta mi nie szkodzi". Pojawia si� du�e zapotrzebowanie na �rodek "chroni�cy" wy��cznie przed heroin�. Takie �rodki ju� si� pojawi�y - efekt jest przera�aj�cy. M�ody cz�owiek, kt�ry wie, �e jednoczesne przyjmowanie tych �rodk�w i opiat�w grozi �mierci�, a ca�y czas czuje dyskomfort psychiczny (patrz: uzale�nienie psychiczne), likwiduje ten dyskomfort tak jak potrafi -bierze inne narkotyki, i to w dawkach kilkakrotnie wi�kszych ni� wcze�niej. I ju� nawet bez tej pozornej kontroli. Zaczyna si� wi�c codzienne przyjmowanie ponad l g amfetaminy, ponad l g skuna, du�ych dawek kokainy czy te� codzienne picie alkoholu. A� do momentu, kiedy zn�w mo�na "przypali� browna". Trzeba wiedzie�, �e nie ma leku lecz�cego mechanizmy uzale�nienia, nie ma leku gwarantuj�cego pe�n� abstynencj� od wszystkich �rodk�w psychoaktywnych. S� natomiast leki, kt�re - stosowane pod �cis�� kontrol� lekarza - mog� wspomaga� wchodzenie w trze�wo��, likwiduj�c elementy dyskomfortu psychicznego, spowodowanego "�a�ob� po narkotyku". Wspomaga� wchodzenie w trze�wo�� to wspomaga� d�ugoterminow� psychoterapi�. 3. Uzale�nienie spo�eczne O spo�ecznych aspektach uzale�nie� zazwyczaj m�wi si� w kontek�cie zjawisk patologicznych, zwi�zanych ze szkodami ponoszonymi przez spo�ecze�stwo. Natomiast spo�eczny aspekt uzale�nienia jest niezwykle istotny tak�e dla samego narkomana. Wszak kontakty z narkotykami - cel i spos�b ich przyjmowania, kontynuacja, rodzaj u�ywanego narkotyku, mo�liwo�ci zdobycia go, nast�pstwa i powik�ania, proces uzale�nienia i proces leczenia - maj� swoje uwarunkowania spo�eczne. Nikt z nas nie �yje w pr�ni. 24 Najcz�ciej narkotyk pojawia si� pierwszy raz w grupie zaprzyja�nionych lub znanych sobie os�b. Pocz�tkowo zaczyna istnie� w formie pozytywnych mit�w i legend, w ko�cu kto� go zdobywa. Tym kim� jest dobry kolega, kumpel, osoba bliska, do kt�rej mo�na mie� zaufanie. Stopniowo zaczyna pojawia� si� coraz cz�ciej, "bo czas inaczej p�ynie, bo mo�na si� �wietnie bawi�, bo og�lnie jest fajnie". Staje si� zazwyczaj nieod��cznym atrybutem spotka� danej grupy. Jak go nie ma, mo�na godzinami rozmawia� o tym, kto si� jak "upali�", kto co wzi��, kiedy i z kim. Pojawia si� "klimat" - co� wsp�lnego, co�, co ��czy i fascynuje, daje gwarancj�, �e jak nawet nie ma co robi�, to przecie� zawsze mo�na wzi��. Stopniowo rozchodz� si� drogi bior�cych i niebior�cych, "bo niebior�cy s� nudni, nie czuj� klimatu, nie ma z nimi o czym rozmawia�". Narkotyk zwalnia z wysi�ku nawi�zywania kontakt�w z innymi lud�mi, bo zainteresowane nim grono nie musi ju� szuka� �adnych innych punkt�w stycznych, "klimat" wystarcza. Tkwi�cy za� w nim cz�owiek coraz bardziej traci ��czno�� ze �wiatem zewn�trznym, zamyka si� w swoistej subkulturze. We wst�pnej pracy z pacjentem cz�sto na plan pierwszy wysuwa si� dramat samotno�ci. Nieraz �atwiej poradzi� sobie z odstawieniem narkotyku ni� z odstawieniem grupy, z kt�r� si� dorasta�o i poza kt�r� praktycznie nie ma si� �adnego �ycia towarzyskiego. A skoro chcesz przesta� bra�, to musisz "wyj�� z klimatu", zerwa� nawet bierny kontakt z narkotykiem, bo jest on od ciebie silniejszy i zetkni�cie si� z nim mog�oby sko�czy� si� twoj� pora�k�. Nie do�� wi�c, �e cz�owiek, kt�ry decyduje si� na abstynencj�, musi poradzi� sobie z szeregiem bolesnych prze�y� psychicznych, to jeszcze zostaje w tym wszystkim sam - bez bliskich koleg�w, z nieumiej�tno�ci� bycia z innymi lud�mi. Okazuje si�, �e �wiat niebior�cych jest tak inny, tak obcy, i� trzeba od nowa uczy� si� �y�. Nieraz nawet te same s�owa i gesty maj� w nim inne znaczenie ni� "w klimacie". A jeszcze pojawia si� nuda i pustka, kt�r� trzeba zape�ni�, umiej�tno�� za� zorganizowania sobie czasu bez narkotyku jest �adna. Jest mi �le, jestem sam, nudz� si�, nikt mnie nie rozumie, ja nikogo nie rozumiem. Na dodatek od koleg�w wcale nie jest �atwo si� uwolni�. O�mieszaj�, kusz�, namawiaj�, robi� wszystko, �eby grupa si� nie rozpad�a. Nie jest te� �atwo uwolni� si� od 25 dealera kt�ry nie chce straci� �r�d�a dochodu - on te� zrobi wszystko, �eby odzyska� klienta. Innym aspektem spo�ecznym uzale�nienia jest samo "zdobywanie towaru" lub pieni�dzy, �eby go kupi�. Sposoby s� r�ne, w zale�no�ci od narkotyku i stopnia uzale�nienia. Przy heroinie, kt�ra jest droga i kt�r� trzeba systematycznie przyjmowa�, pojawia si� �amanie prawa - kradzie�e, w�amania, handel narkotykami. Konsekwencje tego znamy wszyscy. Nast�pnym spo�ecznym skutkiem przyjmowania narkotyku staje si� utrata szko�y czy pracy. Pr�dzej czy p�niej ka�dy z narkotyk�w destabilizuje zdolno�� do wysi�ku psychicznego i fizycznego, do systematyczno�ci, do wykonywania swoich obowi�zk�w. Psychiczne, fizyczne i wspomniane spo�eczne aspekty uzale�nienia zaburzaj� w ko�cu rodzin� i zwi�zki partnerskie. Bywa, �e na wymienione trudno�ci nak�adaj� si� jeszcze zaburzenia psychiczne, b�d�ce efektem przyjmowania narkotyk�w, i dodatkowo niszcz� relacje z otoczeniem. Stopniowo mo�na straci� wszystko - tylko czy warto? ROZDZIA� II Drogi ku uzale�nieniu Dr�g prowadz�cych ku uzale�nieniu jest wiele, a przyczyn wkraczania na nie dociekaj� zar�wno psycholodzy, jak i filozofowie. W tym rozdziale nie zamierzamy jednak dyskutowa�^ ich koncepcjami, lecz z mitami i obiegowymi opiniami, kt�re naros�y wok� przyczyn si�gania przez m�odzie� po narkotyki i wok� przyczyn samego powstawania uzale�nie�. W obiegowych opiniach wskazuje si� przede wszystkim winnych. Z jednej strony wymienia si� winnych "instytucjonalnych", zewn�trznych. Mo�emy wi�c us�ysze�: "winna jest rodzina", "winna jest szko�a", "winne jest pa�stwo, spo�ecze�stwo, urz�dy". Zapominamy przy tym, �e te instytucje nie s� oderwane od nas, �e sami je tworzymy. Na og� je�eli widzimy dziecko pij�ce alkohol czy pal�ce papierosy (najcz�ciej s� to pierwsze �rodki psychoaktywne, z kt�rymi styka si� przysz�y narkoman), to nie zastanawiamy si�, �e dziecko kupi�o je w sklepie czy kiosku od czyjego� ojca czy czyjej� matki. Rzadko zdarza si�, aby kto� z nas, jako cz�onek spo�ecze�stwa, zareagowa� na powy�szy proceder - nie nasza sprawa, nie trzeba si� wtr�ca�, unikamy odpowiedzialno�ci. Chyba �e... problem dotknie bezpo�rednio nas czy naszych bliskich. Bo wtedy mamy pretensj�, �e w odpowiednim czasie nikt nie interweniowa�. Z drugiej strony winy poszukuje si� te� w samym uzale�nionym. Czasami s�yszymy przecie�, �e uzale�nienie jest chorob� z wyboru, �e zadecydowa� o niej sam narkoman. To prawda. To on dokonuje wyboru. Najcz�ciej jednak dokonuje go na podstawie mit�w, a nie pe�nej, rzetelnej wiedzy, wi�c nie do ko�ca jest to wyb�r w pe�ni �wiadomy. Kolejnego winowajcy mo�emy poszuka� w mediach, kt�re teoretycznie maj� obowi�zek poma-27 ga� w kszta�towaniu hierarchii warto�ci i norm, a tak�e dawa� nam rzeteln� wiedz� o rzeczywisto�ci. Jednak zapominamy czy po prostu nie wiemy, �e od momentu wzrostu konkurencyjno�ci mi�dzy stacjami radiowymi i telewizyjnymi oraz mi�dzy czasopismami, to my, jako spo�ecze�stwo, kszta�tujemy ich obraz (problem ogl�dalno�ci i nak�adu) i to my decydujemy - "skacz�c" po kana�ach - o tym, co ogl�damy. A media dostosowuj� si� do naszych gust�w i zainteresowa�. Mo�na r�wnie� poprzesta� na stwierdzeniu, �e uzale�nia si� kto� "s�aby, zagubiony w rzeczywisto�ci, z poczuciem braku akceptacji, zaburzon� hierarchi� warto�ci, zaburzonym poczuciem to�samo�ci", czyli specyficzna grupa ludzi "i tak niedostosowanych". I wreszcie mo�emy znale�� zbiorowego winowajc�, powielaj�c obecne od tysi�cleci has�o: "ach, ta dzisiejsza m�odzie�". Ale nawet je�eli uda nam si� znale�� winnych, to czy st�d wyniknie co� konstruktywnego? Chyba jednak nie. Znalezienie winnego nie rozwi��e problemu, nie zniweluje powsta�ych szk�d. C� wi�c mo�emy zrobi�? S�dzimy, �e mo�emy zapozna� si� z patologicznymi mechanizmami, kt�re spotykamy w codziennym �yciu. Zapozna� si� po to, �eby ich unika�, �eby zobaczy� prawdy nieraz oczywiste, �eby zapobiega� pewnym zjawiskom, �eby nie musie� kiedy� szuka� winy w sobie i innych. Kiedy m�wimy o uzale�nieniach, jedno jest pewne - nie ma jednej, �ci�le okre�lonej przyczyny uzale�nienia. Warto wi�c przyjrze� si� pewnym czynnikom, sprzyjaj�cym powstaniu tej choroby. l. "Ja si� nie uzale�ni�" �aden z naszych pacjent�w nie wzi�� po raz pierwszy narkotyku z my�l�: "chc� by� narkomanem". �aden z nich nie przypuszcza�, �e to w�a�nie on po pewnym czasie straci kontrol� nad swoim �yciem. Do tego pierwszego razu zawsze dorabia� stosown� ideologi� - to mia� by� ten jedyny raz, "kt�ry nie uzale�nia", to mia�o by� "wzi�cie pod kontrol�, bo przecie� ja mam siln� wol�". To mia�a by� pr�ba, eksperyment, bo "eksperymentowa� mo�na bezkarnie, wszystko zale�y od cz�owieka". 28 Sk�d takie przekonanie? Warto u�wiadomi� sobie, �e podobne przekonania, dotycz�ce r�nych aspekt�w naszego �ycia, towarzysz� nam codziennie, cho� nie zdajemy sobie do ko�ca z tego sprawy. Wiemy, �e �wiat, w kt�rym �yjemy, nie jest wolny od r�nego rodzaju zagro�e�, wiemy, �e nie tylko rodzimy si�, ale i umieramy. Mamy �wiadomo�� tego, �e ludzkie cia�o podatne jest na liczne choroby, �e w pewnych sytuacjach okazuje si� kruche i bezbronne. To wszystko wiemy, ale nasza psychika broni nas przed t� wiedz�. I dobrze, �e tak si� dzieje, gdy� w przeciwnym wypadku �yliby�my w sta�ym l�ku o nasze �ycie i zdrowie. Dzi�ki mechanizmowi izolowania od siebie zagro�e�, mo�emy spe�nia� marzenia, cieszy� si� �yciem, snu� plany na przysz�o��. Gdyby nie ten mechanizm, z l�ku przed �wiatem tkwiliby�my zamkni�ci w domach, w silnym poczuciu zagro�enia, przewiduj�c kolejne nieszcz�cia i kataklizmy. Nie ja z�ami� nog�, nie ja b�d� mie� wypadek, nie ja zachoruj� - to wszystko mo�e przydarzy� si� innym, mnie - nie. Ka�dy z nas ma, w mniejszym lub wi�kszym stopniu, poczucie wyj�tkowo�ci i odr�bno�ci. S�usznie - ka�dy z nas jest jedyny i niepowtarzalny. Kto� kiedy� powiedzia�, �e jest tyle �wiat�w, ile ludzi. Ka�dy z nas prze�ywa swoje jedno niepowtarzalne �ycie. S� jednak sytuacje, w kt�rych warto pami�ta�, �e prawa gatunku, jakim jest Homo sapiens, dotycz� nas wszystkich. Szczeg�lnie wtedy, gdy dokonujemy wyboru mog�cego mie� wp�yw na nasze �ycie lub �ycie innych ludzi, np. pijany kierowca odrzuca my�l, �e to w�a�nie on mo�e spowodowa� wypadek, lub gdy m�ody cz�owiek si�ga po jaki� narkotyk, bo "wszyscy mog� si� uzale�ni�, tylko nie ja". A sk�d to przekonanie, sk�d ta pewno��? Je�eli dzia�anie narkotyku ci si� spodoba, nie �ud� si�, �e na tym poprzestaniesz - we�miesz po raz kolejny. Czy chcemy tego, czy te� nie - kierujemy si� cz�sto w �yciu zasad� przyjemno�ci - powtarzamy czynno��, kt�ra daje nam zadowolenie, unikamy tej, kt�ra nam sprawia b�l. Je�eli narkotyk da ci przyjemno��, b�dziesz do niej d��y�. Je�eli dodatkowo, poza przyjemno�ci�, da ci jeszcze jaki� inny profit, "trafi w tw�j s�aby punkt", tym bardziej b�dziesz do niego wraca�. Stopniowo oduczysz si� czerpania przyjemno�ci i umiej�tno�ci "radzenia sobie z problemami" w inny spos�b. Tak nie musi by�, ale jest du�e prawdopodobie�stwo, �e tak b�dzie. 29 Istnieje szansa, �e narkotyk ci si� nie spodoba, nie spe�ni twoich oczekiwa�. S� wtedy dwie drogi - albo nigdy ju� po niego nie si�gniesz, albo - w poczuciu bezkarno�ci - zaczniesz eksperymentowa� z czym� nowym. Warto mie� �wiadomo��, �e przy ca�ej gamie tak r�nie dzia�aj�cych �rodk�w "ka�dy z nas mo�e trafi� na co� swojego". Mo�e by� i tak, �e narkotyk poka�e ci swoje dwa oblicza -dzia�anie, na kt�re czekasz i kt�re ci zachwalano, a nast�pnie "zej�cie", "kaca" - stan szalenie przykry i dla cia�a, i dla ducha. "Na zej�ciu" pomy�lisz: "nigdy wi�cej, to okropne". Ale miej i t� �wiadomo��, �e pami�� rzeczy przykrych szybko blednie, za to �wietnie pami�tamy rzeczy przyjemne. Mo�e by� i tak, �e niepomny nast�pstw, we�miesz znowu, a �eby unikn�� przykrych prze�y�, b�dziesz przyjmowa� "dzia�ki", kt�re je likwiduj�. Z czasem zaczniesz bra� "ci�gami" - codziennie przez kilka, kilkana�cie dni. P�niej - od "ci�gu" do "ci�gu" - b�dziesz sobie i innym udowadnia�, �e masz nad sob� kontrol�, "bo mo�esz tydzie� czy dwa nie bra�". A tak naprawd� kontroli ju� nie masz, bo wprawdzie mo�esz nie bra�, ale tylko przez tydzie� lub dwa. Czasami mo�emy us�ysze� lub przeczyta� wypowiedzi os�b doros�ych, kt�re osi�gn�y znaczny status spo�eczny (bywa, �e i tytu� profesorski) i - powo�uj�c si� na w�asne do�wiadczenie z narkotykami - twierdz�, �e jednorazowe pr�by nie prowadz� do uzale�nienia. Warto pami�ta�, �e to ich nie doprowadzi�y do uzale�nienia - innych mog�. Ka�dy z nas w du�ej mierze widzi to, co chce widzie�, s�yszy to, co chce s�ysze�. Takie wypowiedzi mog� by� wr�cz zach�caj�ce - "pr�bowa�, zosta� profesorem, nawet si� przyzna�, �e egzaminy zdawa�, wspomagaj�c si� narkotykiem, wi�c dlaczego ja nie mog� skorzysta� z tej drogi, mnie te� si� uda". Cz�ciej jednak nie udaje si�. Wi�cej odpowiedzialno�ci, Panie i Panowie, w tym, co i jak m�wicie, co i jak piszecie. Bo czy� to pow�d do chwa�y, �e w czasie studi�w "za�pa�o si�, zaku�o, zda�o i zapomnia�o"? Po jednej z takich wypowiedzi w prasie przez kilkana�cie tygodni podczas zaj�� z m�odzie�� by� to "�elazny argument" za przyjmowaniem amfetaminy. Tylko jeden pi�tnastolatek powiedzia�, �e nie chcia�by by� pacjentem lekarza, kt�ry na studiach zdawa� egzaminy "na am-fie", ale tylko jeden - to o czym� �wiadczy. 30 2. "M�odo�� ma swoje prawa" Mo�na powiedzie�, �e w�a�ciwie ka�dy okres w �yciu cz�owieka ma swoje prawa i przywileje, ale ma te� i swoje powinno�ci. Bywaj� chwile, �e ka�dy z nas chcia�by si� znale�� w innym momencie �ycia, ni� jest aktualnie. Dziecko t�skni za doros�o�ci�, "bo doros�ym wszystko wolno", doros�y za dzieci�stwem, "bo nic nie musia�", przy czym doros�y ocenia dzieci�stwo z perspektywy czasu i w�asnych do�wiadcze�, dziecko - poprzez pryzmat wyobra�e� i oczekiwa�. Pomi�dzy dzieci�stwem i doros�o�ci� plasuje si� "bycie nastolatkiem". Nie jest si� dzieckiem, nie jest si� doros�ym. Jest si� m�odzie��. Nikt nie w�tpi, �e jest to dla cz�owieka bardzo trudny okres. Okres poszukiwania w�asnej to�samo�ci, swojego miejsca w �wiecie. Okres, gdy chce si� znale�� odpowiedzi na pytania o sens i cel istnienia, o istot� bytu. M�ody cz�owiek czuje si� nie-rozumiany. Uwa�a si� za doros�ego, a �wiat doros�ych to neguje, dla doros�ych jest nadal dzieckiem. Pomi�dzy nastolatkiem i rodzicami powstaje "konflikt interes�w". M�ody cz�owiek pragnie korzysta� i z praw dziecka, i z praw doros�ego, doro�li pragn� wyegzekwowa� obowi�zki p�yn�ce z tych�e praw. M�odzie� buntuje si� przeciwko nakazom i zakazom, uwa�aj�c, �e jej wolno�� jest ograniczana. Wszak m�ody cz�owiek nie naby� jeszcze tej wiedzy i do�wiadczenia, kt�re uczy, �e wolno�� ma swoje granice, kt�rymi mi�dzy innymi s� prawa i wolno�� innych ludzi. M�odzie� "�wie�ym okiem" patrzy na otaczaj�cy nas �wiat. Zwraca uwag� na wiele rzeczy, kt�rych my, doro�li, ju� nie dostrzegamy. Buntuje si� przeciwko zastanemu stanowi rzeczy. Cz�sto chce zmienia� te same rzeczy, kt�re i nam przeszkadza�y, kt�re my chcieli�my zmieni�, gdy mieli�my "na�cie" lat. Nam si� cz�sto nie uda�o, z czasem okaza�o si�, �e nasze wewn�trzne i zewn�trzne ograniczenia na wiele dzia�a� nam nie pozwoli�y. Nasze dzieci po prostu nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e my w ich wieku nie byli�my ani lepsi, ani gorsi - tylko bardzo do nich podobni. Obwiniaj� nas za to, �e �wiat jest taki, jaki jest, �e my nic nie zmienili�my, �e nam tak by�o, jest i b�dzie dobrze. Chcemy cz�sto ustrzec nasze dzieci przed problemami, kt�re sami mieli�my, ale warto pami�ta�, �e nasza wiedza nie zast�pi w�asnego 31 odkrycia, w�asnego do�wiadczenia. Staraj�c si� przekaza� m�odzie�y swoj� wiedz�, pami�tajmy, �e i sami w kontaktach z m�odymi lud�mi mo�emy wiele skorzysta� dzi�ki ich nowemu spojrzeniu na �wiat i cz�sto trafnym interpretacjom. Reklamodawcy i dealerzy narkotyk�w znacznie lepiej rozumiej� specyfik� wieku dojrzewania ni� wi�kszo�� doros�ych. Oni doskonale wiedz�, �e bardziej podatni na uzale�nienie s� ci, kt�rzy szukaj� swojej to�samo�ci, borykaj� si� z problemami emocjonalnymi i egzystencjalnymi, maj� k�opoty z akceptacj� siebie i poczucie bycia niezrozumianym - czyli w�a�nie m�odzie�. Reklama narkotyk�w jest przekazywana w�r�d m�odych ludzi "poczt� pantoflow�". Zosta�a tak opracowana, �eby narkotyk sta� si� szans� na pozbycie si� "kompleks�w", na "bycie z lud�mi", na "�wietn� zabaw�", na "spotkanie ze swoim wy�szym ja". Ma dawa� szans� na zrozumienie siebie, zrozumienie �wiata, realizacj� ambicji. Ma sta� si� czym�, co ��czy, stwarza "klimat". Narkotyk trafia przez koleg�, do kt�rego ma si� zaufanie, a kt�ry zach�ca, namawia, wzbudza ciekawo��. Je�eli ciekawo�� nie jest wystarczaj�cym bod�cem, dealer znajdzie inny spos�b, by nak�oni� do wzi�cia. Czasem presja koleg�w jest tak silna, �e nie spos�b odm�wi�, bo mo�na wypa�� z grupy lub by� wy�mianym jako gorszy i "niewtajemniczony". S� te� m�odzi ludzie, kt�rzy bior� "dla szpanu". Chc� udowodni� za wszelk� cen�, �e s� dojrzalsi i doro�lejsi od innych. Naprawd� szukaj� czego�, co podniesie ich presti� i ukryje kompleksy. Naj�atwiejsze s� gad�ety doros�o�ci - papieros, alkohol i narkotyk. Bywa, �e narkotyk pojawia si�, gdy m�ody cz�owiek ma idola, kt�rego tw�rczo�� odzwierciedla i wypowiada to, co m�ody cz�owiek my�li i czuje, co stanowi istot� prze�ywanych przez niego problem�w. �w idol staje si� kim�, z kim mo�na si� identyfikowa�. Je�eli elementem jego tw�rczo�ci jest narkotyk, m�ody cz�owiek - na�laduj�c idola - bezkrytycznie si�ga po ten �rodek. Na og� pierwszym miejscem, w kt�rym si� bierze, jest "impreza". Na "imprez�" idzie si� po to, �eby si� "�wietnie bawi�". Je�eli nie ma nastroju, je�eli "jest dr�two", a ty czujesz si� nieatrakcyjny, bo np. �le ta�czysz - narkotyk zniesie wszystko, co "przeszkadza zabawie", da "luz". Niewa�ne, jakim kosztem, niewa�ne, �e tak naprawd� nie ty si� bawisz, tylko "prochy" bawi� si� tob�. Wa�ne, �e "impreza si� uda�a". Zaczyna si� �ycie od im-32 pr�y do imprezy, od weekendu do weekendu. Bez poczucia utraty zdolno�ci prawdziwej zabawy i bez poczucia, �e zacz�o si� �y� "od dzia�ki do dzia�ki" - tyle �e w systemie tygodniowym. W momencie gdy cz�owiek przestaje by� dzieckiem, zaczyna dostrzega� i prze�ywa� nowy, dot�d niedost�pny mu zakres zjawisk, poj�� i do�wiadcze�. Niby pocz�tkuj�cy badacz i podr�nik chcia�by dowiedzie� si� jak najwi�cej, a cz�sto jak najszybciej. Szuka wi�c i eksperymentuje. Cz�sto, niestety, b��dzi na �lepo lub decyduje si� na pozornie �atwiejsz� drog� - drog� "na skr�ty". Dokonuje w�asnych wybor�w zgodnie z wiedz�, jak� posiada. I tu tkwi sedno rzeczy. Wydaje si�, i� nasz� rol� nie powinno by� pouczanie m�odych ludzi, co i jak maj� robi�, lecz dawanie im rzetelnych podstaw do dokonywania tych wybor�w. W tym wypadku - pe�nej i rzetelnej wiedzy o narkotykach, uzale�nieniu i innych nast�pstwach przyjmowania �rodk�w psychoaktywnych, wiedzy o tym, co kryje si� pod has�em "zagra�a zdrowiu", oraz o tym, czym naprawd� jest wolno��. Dost�pna im dotychczas wiedza na temat narkotyk�w pochodzi od zainteresowanych zarobkiem dealer�w oraz od bior�cych koleg�w, kt�rzy �yj� w nie�wiadomo�ci strat, jakie ju� ponie�li. M�odzie� potrafi my�le� i przy pe�nej "bazie danych" dokonuje naprawd� trafnych wybor�w. Dajmy m�odym ludziom szans� na dysponowanie t� "baz� danych". 3. "Winna rodzina" Trzy lata temu, zim�, w jednym z program�w telewizyjnych psycholog o g�o�nym nazwisku autorytatywnie stwierdzi�: "narkomana wychowuje zimny dom". Nast�pnego dnia najtrafniej skomentowa�a to piel�gniarka, od lat pracuj�ca w naszej poradni: "s�uchajcie, wychowuj� narkomank�, od tygodnia w domu nie grzej� mi kaloryfery". Czasem s�yszymy: "gdzie byli rodzice, �e nie widzieli, �e dziecko zacz�o bra�?". A jak mieli widzie�, skoro tkwi� w schemacie "�puna z Centralnego", skoro narkotyk to "kompot", a spos�b brania to strzykawka. Od dziesi�ciu lat bierze si� inaczej i co innego, ale zim� 1998 roku ca�a Polska oplakatowana by�a stylizowanym trupem ze strzykawk� w sercu. Skoro tak to wygl�da - my�li rodzic - to mnie ten problem nie dotyczy i dok�adniejsza wiedza na ten te- mat nie jest mi potrzebna. Moja rodzina jest "ciep�a" i "dobra", a to przecie� chroni przed narkotykami. "Wszyscy inni, ale nie moje dziecko". Takie postawy, niestety, cz�sto obserwujemy na organizowanych w szko�ach naszych spotkaniach z rodzicami. Uczestniczy w nich 20-30% zaproszonych os�b. A szkoda, gdy� w wielu wypadkach jest to jedyna szansa poznania prawdy o problemie; trzeba wtedy jej wys�ucha�; "kana�u zmieni� nie mo�na", bo to nie telewizor. O roli rodziny i jej znaczeniu dla rozwoju dziecka, dla kszta�towania si� jego �ycia emocjonalnego, sposob�w komunikacji i relacji ze �wiatem, stosunku do samego siebie czy hierarchii warto�ci nie trzeba nikogo przekonywa�, a na rynku dost�pnych jest szereg interesuj�cych publikacji na te tematy. Co natomiast warto wiedzie� o roli rodziny maj�cej w swym gronie osob� uzale�nion�? Na pewno trzeba ca�y czas pami�ta�, �e rodzina nie tkwi w pr�ni, �e �yje w �ci�le okre�lonym miejscu i czasie, w �ci�le okre�lonych uwarunkowaniach spo�ecznych i kulturowych. I podobnie jak nie ma ludzi idealnych, nie ma tak�e idealnych rodzin (dobrze sobie to uprzytomni�, zanim zaczniemy "wbija�" kogokolwiek w poczucie winy). Przyjrzyjmy si� polskiej rodzinie, przyjrzyjmy si� uwarunkowaniom spo�ecznym i kulturowym, w kt�rych jest ona osadzona. W ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat nast�pi�y w naszym kraju zmiany ustrojowe i gospodarcze, co nie jest bez wp�ywu na funkcjonowanie typowej polskiej rodziny. Pojawi�o si� nieznane dot�d zjawisko bezrobocia i pracy "na czarno" (niedaj�cej �adnych zabezpiecze� socjalnych). Przy stale trwaj�cej restrukturyzacji przedsi�biorstw i reformach tzw. sfery bud�etowej pojawi� si� l�k przed utrat� �r�d�a utrzymania. Rodzice "trzymaj�cy si� pracy" lub "�api�cy cha�tury" cz�sto nie maj� czasu dla dzieci (poza: "jak by�o w szkole"), a na dodatek dzieci nie s� g�uche i s�ysz� o trudnym, szarym, bezsensownym �yciu. Nasze rodziny coraz bardziej "zamykaj� si�" w domu, najcz�stszy model sp�dzania wolnego czasu to siedzenie przed telewizorem. Telewizor "zwalnia nas" od rozmowy, towarzyszy nam przy obiedzie i przy kolacji, w czasie �wi�t i spotka� towarzyskich. Towarzyszy te� naszym dzieciom, a nierzadko przecie� nie jeste�my w stanie kontrolowa�, co, jak i kiedy ogl�daj�, gdy 34 nie ma nas w domu. Pojawia si� cz�sto konflikt mi�dzy warto�ciami kszta�towanymi przez rodzin� (opartymi na katolickim "by�") a warto�ciami kszta�towanymi przez spoty reklamowe i r�nego rodzaju programy (opartymi na "mie�"). Nie oznacza to wcale, �e w�r�d telewizyjnej "papki" nie ma program�w warto�ciowych, ale... Coraz mniej rozmawiamy ze sob�. Coraz cz�ciej te� w tym, co nazywamy rozmow�, umiemy tylko m�wi�, natomiast nie umiemy s�ucha�, w rezultacie wi�c narzucamy swoje racje, nie przyjmuj�c racji innych; ginie sztuka dialogu i kompromisu. W kontaktach z ma�ymi dzie�mi rodzice zwykle przekazuj� te sformu�owania, kt�re kiedy� sami s�yszeli, b�d�c dzie�mi. Nie zdaj� sobie sprawy z wagi s�owa w kszta�towaniu struktur poznawczych u dziecka, np. dziecko namawiane do jedzenia mo�e by� motywowane: "zjedz zupk�, to b�dziesz dobrym synkiem mamusi", z czego wynika: "je�eli nie zjesz, b�dziesz z�ym synkiem". Czasem mo�emy us�ysze�: "gdy zrobisz to i to, mama b�dzie ci� bardzo kocha�a", czyli: "je�eli nie spe�ni� oczekiwa�, to nie b�d� kochany". Dziecko jest niechc�cy uczone tego, co stanowi problem tak�e dla wielu os�b doros�ych. Uczone jest warunkowej mi�o�ci: "je�eli nie b�d� takim, jakim chc�, �ebym by�, to nie b�d� mnie kocha�". Pojawia si� l�k przed odrzuceniem, przed negatywn� ocen� swoich dzia�a�, r�wnoznaczn� dla wielu os�b z utrat� sympatii czy mi�o�ci. Kocha si� za co�, lubi si� za co�, szanuje si� za co�. Cz�sto obserwujemy ten mechanizm u naszych pacjent�w. Pragn� pomocy rodzic�w, a zarazem staraj� si� jak najd�u�ej ukrywa� sw�j problem narkotykowy -boj� si�, �e skoro zrobili "co� z�ego", strac� mi�o�� i akceptacj�. Zacz�li co� bra�, bo bali si� odrzucenia ze strony koleg�w. W bardzo podobny spos�b, dzi�ki s�owom, kszta�towane jest przekonanie, �e skoro robi� �le, to znaczy, �e jestem z�y. Skoro zrobi�em co� "g�upiego", to znaczy, �e jestem g�upi. Ocena zachowania staje si� dla cz�owieka ocen� jego jako osoby. Pami�tajmy, �e mo�e nam si� nie podoba� czyje� zachowanie, nie mo�emy jednak na jego podstawie ocenia� cz�owieka. Innym wa�nym elementem, o kt�rym warto wspomnie�, jest tzw. wychowywanie bezstresowe, niepozwalaj�ce dziecku naby� do�wiadczenia i nauczy� si� ponoszenia konsekwencji w�asnych dzia�a� i w�asnych wybor�w. W doros�e �ycie wchodzi ono wtedy z przekonaniem, �e je�eli w wyniku jego dzia�a� powstan� ja-35 kies komplikacje, to w "cudowny spos�b" same znikn� albo ich konsekwencje b�dzie ponosi� kto� inny - "czego Ja� si� nie nauczy, tego Jan nie b�dzie umia�...". Tak wychowany m�ody cz�owiek stosunkowo �atwo si�ga po narkotyki, a potem oczekuje, �e kto� lub co� go "wyleczy", i jest wr�cz oburzony, �e nie ma "proszk�w" na jego chorob� i �e proponuje mu si� "jakie� spotkania z terapeut�". Warto te� zwr�ci� uwag� na to, �e oczekiwania i wymagania rodzic�w wobec dziecka powinny by� adekwatne do jego mo�liwo�ci i zainteresowa�. Nie ka�dy - cho�by chcia� - zostanie wirtuozem, uzdolnionym sportowcem czy geniuszem matematycznym i nie zawsze wymarzona przez rodzic�w przysz�o�� dla dziecka jest wymarzon� przysz�o�ci� samego dziecka. Bywaj� wr�cz skrajno�ci, kiedy rodzice wymuszaj� na dorastaj�cym lub doros�ym dziecku podj�cie wymarzonych przez siebie studi�w. Znam lekarza, kt�ry zosta� nim pod presj� rodzic�w (chcia� studiowa� na politechnice) i nie by� wcale dobrym lekarzem, a po kilku latach po prostu odszed� z zawodu. Nie dokonujmy wybor�w za dziecko, starajmy si� wa�ne decyzje podejmowa� z udzia�em dziecka,