12194
Szczegóły |
Tytuł |
12194 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12194 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12194 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12194 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edmund Puzdrowski
Bursztynowe drzewo ba�nie kaszubskie
Bartkowi
O z�otym ptaku,
kt�ry nie chcia� �piewa�
W kr�lestwie ani du�ym, ani ma�ym zdarzy�o si� wielkie nieszcz�cie. Gdy kr�l
wraz z
dworem wyruszy� w doroczn� podr� po kr�lestwie � w czasie kt�rej mia�y si�
odby� przepi-
sane prawem s�dy � w pa�acu kr�lewskim zacz�y si� dzia� rzeczy tak dziwne, i�
s�udzy,
rozleniwieni cisz�, zacz�li szepta� sobie, �e musia�o si� zdarzy� jakie� wielkie
nieszcz�cie.
To samo z siebie, bez �adnej przyczyny p�k�o kryszta�owe lustro wisz�ce w
kr�lewskiej
bawialni, to znowu przedziwne drzewo cytryny zacz�o z dnia na dzie� traci�
swoje li�cie.
Prawdziwa trwoga ogarn�a jednak wszystkich w pa�acu wtedy, gdy kr�lewski
p�zegar sam
od siebie stan��, a nikt nie m�g� go poruszy�.
Rzeczywi�cie, nie min�y cztery dni od chwili wyjazdu dworu, gdy na spienionych
koniach
pojawili si� pos�a�cy, polecaj�c przygotowa� kr�lewskie komnaty. W �lad za nimi
pojawi� si�
ca�y orszak kr�lewski. Kr�l zachorowa�.
Choroba, kt�ra wybuch�a prawie w chwili wyjazdu, pog��bia�a si� z ka�dym dniem.
Nic
wi�c dziwnego, �e ca�y orszak, zachowuj�c najwi�ksz� ostro�no��, powr�ci� do
kr�lewskiego
grodu. Trzej synowie wnie�li kr�la do komnaty.
Przyboczny lekarz, kt�ry od wielu ju� lat opiekowa� si� kr�lem, u�ywa�
wszystkich zna-
nych sobie lekarstw. Okadza� kr�la bursztynem, poi� nalewk� z r�nych zi�
zbieranych o
tajemnych porach � lecz �aden z tych �rodk�w kr�lowi nie pom�g�.
Gdy wiadomo�� o chorobie kr�la rozesz�a si� w�r�d ludu, w ca�ym kraju zapanowa�
wielki
smutek. Pr�no oczekiwali na kr�la wszyscy ci, kt�rzy pok�adali ufno�� w
kr�lewskiej spra-
wiedliwo�ci. Kr�lewskiego s�du nie b�dzie. Nie min�y dwa dni, a wszyscy
obywatele pa�-
stwa wiedzieli o tym, �e kr�l jest nieuleczalnie chory.
Tymczasem z kr�lewskiego pa�acu dniem i noc� wyje�d�ali pos�a�cy. Z ca�ego
�wiata za-
cz�li przybywa� znani lekarze, lecz �aden z nich nie m�g� wskaza� lekarstwa ani
przyczyny
choroby. Lekarzom p�acono najczystszym z�otem, a byli i tacy, kt�rzy kazali
sobie p�aci�
wielkimi bursztynowymi bu�ami, w kt�rych zamkni�te by�y ga��zki tui i sosny, czy
te� deli-
katne muszki. Jeden ze szczeg�lnie s�ynnych lekarzy zgodzi� si� przyjecha� pod
tym tylko
warunkiem, i� otrzyma jako honorarium najcenniejszy skarb kr�lestwa � wielk�
bry�� zielo-
nego bursztynu z zamkni�t� w nim jaszczurk�. Ale i ten medyk okaza� si�
bezradny.
Mija� dzie� za dniem, a los dobrego kr�la zdawa� si� by� ju� przes�dzony. Dawno
opu�cili
kr�lewski pa�ac s�ynni medycy. Tylko nadworny lekarz czyta� stare ksi�gi, maj�c
nadziej�, i�
w pisanych inkaustem pergaminach znajdzie opis podobnej choroby. Ale i to na nic
si� zda�o.
Nic dziwnego, �e gdy pewnego dnia do furty w obronnym murze zastuka� siwy jak
go��bek
starzec, z brod� do pasa, m�wi�c, �e zna lekarstwo na kr�lewsk� chorob�, czym
pr�dzej za-
prowadzono go do komnaty, w kt�rej le�a� stary kr�l. Wraz z nim oczekiwali
starca kr�lew-
scy synowie i nadworny medyk.
Starzec wszed�szy do komnaty pok�oni� si� nisko i rzek�:
� Kr�lu, wszyscy wiedz� o tym, i� jeste� cz�owiekiem dobrego serca, ale wok�
ciebie pe�-
no jest fa�szu i z�a. Z�o zupe�nie zag�uszy�o dobro i dlatego nie s�yszysz.
Powr�cisz do zdro-
wia, gdy us�yszysz g�os z�otego ptaka.
� Gdzie mo�na go kupi�? � zapyta� najstarszy syn kr�lewski.
� Ca�y skarbiec b�dzie tw�j, je�eli kr�l powr�ci do zdrowia � rzek� syn �redni.
5
� S�ysza�e�, co rzekli synowie? � zapyta� medyk. � Mo�esz by� pewien wspania�ej
nagro-
dy, je�eli przyniesiesz tego z�otego ptaka.
� O, nie! � powiedzia� starzec. � Nie ja mam tego ptaka i nie wiem, gdzie si�
znajduje.
Mo�e go zdoby� rycerz odwa�ny i prawego serca, a tych � mam nadziej� � jest na
kr�lew-
skim dworze niema�o.
Kr�l, widz�c starca, lecz nie s�ysz�c, co m�wi�, napisa� czerwonym woskiem na
z�otej ta-
bliczce kilka s��w. Medyk przeczyta� je, uj�� laseczk� wosku w swoje r�ce i pod
s�owami
kr�lewskimi napisa� kilka innych. Tak trwa�a ta milcz�ca rozmowa, a starzec
rozgl�da� si�
woko�o, jak gdyby szuka� w�r�d obecnych tego rycerza, kt�ry przyniesie z�otego
ptaka na
kr�lewski dw�r.
O �wicie nast�pnego dnia najstarszy syn kr�lewski wyruszy� na poszukiwanie
z�otego pta-
ka. Droga kr�lewskiego syna wiod�a w stron� po�udniow�, w kt�rej rozci�ga�y si�
wielkie
bory. Na p�nocy o zimny i piaszczysty brzeg bi�y fale gro�nego morza i tam
ptaka by� nie
mog�o.
Min�� dzie�, drugi, a borom nie wida� by�o ko�ca. Wreszcie poja�nia�o za
s�dziwymi
drzewami, ale to tylko polana, nie zwiastuj�ca nawet kra�ca lasu. Na tej polanie
zobaczy�
kr�lewicz bia�ego wilka, chwyci� wi�c �uk i naci�gn�wszy ci�ciw� � wypu�ci�
strza��. Nie
powstrzyma�y go s�owa, kt�re wilk wypowiedzia� ludzkim g�osem. Strza�a nawet nie
musn�a
wilka, a szmer li�ci �wiadczy�, i� opad�a ona gdzie� po�r�d roz�o�ystych buk�w.
Wilk znikn��
w g�stwinie boru.
Kr�lewicz jecha� wci�� dalej i dalej, a� wreszcie b�r si� zako�czy�. Nie min�o
wiele
chwil, gdy zobaczy� karczm� stoj�c� na rozstaju dr�g. Do niej skierowa�
kr�lewicz swojego
konia, maj�c nadziej�, �e nie tylko wierzchowiec, lecz i on sam odpoczn� po
trudach podr�y.
Wieczorem pojawili si� w karczmie muzykanci i grali tak, �e g�osy skrzypiec i
bas�w s�y-
cha� by�o w pokoju, w kt�rym odpoczywa� kr�lewicz. W kilka chwil p�niej
kr�lewicz us�y-
sza� pukanie do drzwi. To karczmarz zaprasza� swojego go�cia, aby i on si�
zabawi�, a wkr�t-
ce przemin� wszelkie smutki i strapienia.
Kr�lewicz zszed� na d�. Bawi�c si� wraz z innymi i pij�c bia�e wino, straci�
wkr�tce rachu-
b� czasu, a jeszcze wcze�niej ca�y mieszek pieni�dzy. Karczmarz tak d�ugo
dolewa� mu wina,
dop�ki i ko� nie sta� si� jego w�asno�ci�. Gdy to si� sta�o, wyda� go zb�jcom,
kt�rzy ob�upiw-
szy kr�lewicza ze wszystkiego, co jeszcze mu pozosta�o, zamkn�li go w ciemnej
piwnicy.
Mija� dzie� za dniem, a na kr�lewskim zamku nie wiedziano, co si� sta�o z
najstarszym
kr�lewiczem. Gdy min�� rok, w drog� wyruszy� �redni syn. I on spotka� na swojej
drodze wil-
ka, do kt�rego wypu�ci� strza�� z �uku. Kr�lewicz cieszy� si� na sam� my�l o
tym, jaki wzbu-
dzi podziw, gdy przywiezie nie tylko z�otego ptaka, ale i sk�r� bia�ego wilka.
Strza�a jednak
chybi�a, a wilk znikn�� w g�stych zaro�lach.
Min�o kilka dni dalszych, gdy na drodze �redniego syna pojawi�a si� znana nam
karczma.
Ju� z daleka dolatywa� j�kliwy d�wi�k skrzypiec i gruby g�os basetli. Gdy
kr�lewicz przeje�-
d�a� obok karczmy, wyszed� mu naprzeciw karczmarz, pytaj�c:
� Dok�d jedziesz, panie?
� Szukam z�otego ptaka � odpowiedzia� rycerz.
Za�mia� si� karczmarz i rzek�:
� Wiele lat mija od chwili, gdy na tym rozdro�u wybudowa�em karczm�, lecz po raz
pierwszy s�ysz� o z�otym ptaku. Czy nie jeste� jednym z tych b��dnych rycerzy,
kt�rzy we
mgle nocy i przywidze� szukaj� rzeczy i zjawisk, kt�rych nie ma? Lepiej wejd� do
karczmy.
Tam si� ogrzejesz i zgubisz trosk�, kt�r� widz� na twym czole.
Nie min�o wiele chwil, gdy karczmarz wprowadzi� nowego go�cia do karczmy. Bia�e
wi-
no la�o si� strug� z solidnie okutych beczek. Nim nasta� �wit, i �redni syn
kr�lewski znalaz�
si� w mocy zb�jc�w. Ograbionego z cenniejszych rzeczy zamkn�li w piwnicy, w
kt�rej spo-
tka� starszego brata.
6
Gdy min�� rok, a �redni syn nie powr�ci�, stary kr�l pogodzi� si� z tym, �e musi
umrze�.
Przekonany, �e dwaj starsi synowie zgin�li, nie zgodzi� si�, aby i najm�odszy
wyruszy� w
drog�, na kt�rej czeka�a go niechybna zguba. Najm�odszy syn d�ugo prosi� ojca,
nim ten ze-
zwoli� mu wyruszy� na poszukiwanie z�otego ptaka. Jedzie kr�lewicz dzie�, drugi
� a� wresz-
cie zobaczy� bia�ego wilka. Zobaczywszy go, zdumia� si� bardzo, gdy� nigdy
jeszcze wilka o
takiej ma�ci nie widzia�. Zdumienie to powi�kszy�o si� wtedy, gdy us�ysza�, �e
zwierz� m�wi
do niego ludzkim g�osem.
� Nie b�j si�, wilku � odpowiedzia� kr�lewicz. � Nie zrobi� tobie �adnej
krzywdy. Dziwi�
si� tylko ma�ci twojej sk�ry, gdy� takiej jeszcze nie widzia�em.
� Wiem � odpowiedzia� wilk � �e szukasz z�otego ptaka. Nie znajdziesz go, je�eli
ja tobie
nie pomog�. Pozostaw tutaj swojego konia i si�d� na mnie. Zanios� ciebie do tego
pa�acu, w
kt�rym jest z�oty ptak.
Kr�lewicz uczyni� tak, jak powiedzia� wilk. Zdj�wszy nogi ze strzemion zeskoczy�
na zie-
mi�. Ko� nie chcia� odej�� od swojego pana, lecz gdy ten kilka razy powt�rzy�
polecenie,
najpierw k�usem, a p�niej galopem ruszy� w drog� powrotn�.
W pe�ni s�o�ca do kr�lewskich stajen przybieg� okryty pian� ko� najm�odszego
kr�lewi-
cza. Masztalerze pobiegli po koniuszego, a gdy ten przyszed� i zobaczy� konia,
�cisn�o mu
si� serce. Sam od najm�odszych lat uczy� kr�lewicza sztuki je�dzieckiej. Powr�t
konia bez
je�d�ca m�g� oznacza� to jedynie, �e kr�lewicz nie �yje. To samo my�leli wszyscy
dworza-
nie, lecz nikt nie odwa�y� si� zakomunikowa� tej smutnej wiadomo�ci kr�lowi.
Min�o kilka
dni, nim kr�l dowiedzia� si� o tym, i� wierzchowiec najm�odszego syna powr�ci�
bez je�d�ca.
Od tej chwili kr�l zupe�nie zoboj�tnia� na to, co dzia�o si� wok� niego. Ca�ymi
dniami nie
odrywa� si� od pisania traktatu o prawie i kr�lewskiej sprawiedliwo�ci. Pracowa�
gor�czkowo,
jak gdyby przeczuwaj�c, i� los nie pozwoli mu zako�czy� tego dzie�a.
Tymczasem najm�odszy syn, ani przypuszczaj�c o jak� bole�� przyprawi� swojego
ojca,
wtulony w sier�� bia�ego wilka p�dzi� do z�otego pa�acu, w kt�rym znajdowa� si�
ptak o z�o-
tych pi�rach. Wilk p�dzi� tak, �e strza�a przez kogokolwiek wypuszczona, �e
g�osy przez ko-
gokolwiek wypowiedziane nie mog�y ich dogoni�.
Gdy na widnokr�gu zaja�nia�y z�ote banie pa�acowych wie�, wilk stan�� i rzek�:
� Id� teraz do z�otego pa�acu, lecz uwa�aj, aby twoich oczu nie spali�y
promienie s�o�ca odbite
od z�otych blach. Gdy wejdziesz do pa�acu, zabierz klatk� ze z�otym ptakiem,
lecz niczego nie ru-
szaj. Gdyby� zrobi� inaczej, b�dzie �le, a ja nawet nie wiem, czy b�d� m�g�
tobie pom�c.
Kr�lewicz poszed� w stron� pa�acu, a gdy by� ju� zupe�nie blisko, zamkn�� oczy,
ale i tak
dobrze widzia�, gdy� promienie s�o�ca, odbijaj�c si� od z�otych kopu�,
prze�wietla�y jego po-
wieki. Zdziwi�o go to jedynie, �e id�c nie spotka� wok� pa�acu nikogo z ludzi.
Nie by� to
jednak pa�ac przez ludzi opuszczony. Wszyscy jego mieszka�cy spali snem tak
g��bokim, �e
nie s�yszeli kr�lewicza przechodz�cego z komnaty do komnaty. Wreszcie doszed� do
tej, w
kt�rej zobaczy� z�otego ptaka zamkni�tego w drewnianej klatce, gdy tu� obok
sta�a otwarta
klatka z�ota.
Kr�lewicz widz�c to pomy�la�, i� z�oty ptak powinien znajdowa� si� w z�otej
klatce i za-
pominaj�c o s�owach wilka pochwyci� z�ot� klatk�. Gdy tylko dotkn�� z�otej
klatki r�k� � ptak
si� odezwa�, a w tym samym momencie obudzili si� mieszka�cy pa�acu.
Nie min�o wiele chwil, gdy do komnaty, w kt�rej znajdowa� si� kr�lewicz,
wbieg�a stra� i
zaprowadzi�a go przed oblicze swojego pana. Ten, patrz�c na kr�lewicza, rzek�:
� Chcia�e� okra�� m�j pa�ac i zgodnie z prawami, kt�re tutaj obowi�zuj�,
powiniene� by�
powieszony. �al mi jednak ciebie, twojego m�odego wieku. Daruj� tobie �ycie,
je�eli dasz
s�owo, �e przyprowadzisz mi z�otego konia.
Kr�lewicz podzi�kowa� za okazan� �ask� i przyrzek�, �e przyprowadzi z�otego
konia.
Stra�nicy, na dany przez pana znak, pu�cili go wolno. Kr�lewicz wyszed� z
pa�acu, a nie mi-
n�o wiele chwil, gdy spotka� bia�ego wilka.
7
� �le tobie sz�o, gdy� nie s�ucha�e� mnie � powiedzia� wilk. � Si�d� na mnie, a
zanios�
ciebie tam, gdzie znajdziesz z�otego konia.
Wkr�tce kr�lewicz zobaczy� pa�ac bursztynowy. Jego �ciany by�y zupe�nie
przezroczyste,
tak �e wida� by�o przez nie wszystko to, co znajdowa�o si� w komnatach. I tutaj
ludzie spali
ci�kim, kamiennym snem.
� Pami�taj � powiedzia� wilk � nie dotykaj niczego poza z�otym koniem!
Kr�lewicz poszed� do pa�acu. Potrzebowa� wiele czasu, aby znale�� stajnie, lecz
gdy tam
wszed�, zobaczy�, �e pomi�dzy wielu ko�mi stoi jeden ca�y z�oty. Ka�de drgni�cie
sk�ry ko-
nia miota�o snop iskier � to �wiat�o odbijaj�ce si� od z�otej sier�ci rzuca�o
takie promienie.
Ko� by� okulbaczony, lecz zdziwi� si� kr�lewicz, gdy zobaczy� na nim drewniane
siod�o, gdy
tu� obok wisia� ca�y rz�d z�oty, inkrustowany bursztynowymi guzami. Zapominaj�c
o prze-
strodze wilka rozkulbaczy� konia, lecz gdy chcia� na�o�y� na niego z�ote siod�o,
ko� zar�a�, a
w tej�e chwili przebudzili si� stajenni i wszyscy mieszka�cy pa�acu. Kr�lewicza
poprowa-
dzono przed oblicze pana mieszkaj�cego w bursztynowym pa�acu.
Ten, gro�nie spogl�daj�c na niego, rzek�:
� Powinienem ciebie srogo ukara�, ale �al mi twojego m�odego �ycia. Daruj� ci
je, a tak�e
z�otego konia, gdy przyprowadzisz kr�lewiank�, kt�r� z�y czarnoksi�nik
zaczarowa� i za-
mkn�� w diamentowym pa�acu.
Gdy kr�lewicz przyrzek�, �e odnajdzie kr�lewiank�, nie uczyniono mu nic z�ego i
pusz-
czono wolno. Nie min�o wiele chwil, jak spotka� wilka, kt�ry obieca�
kr�lewiczowi po raz
trzeci pomoc.
Nim zasz�o s�o�ce, wilk zatrzyma� si� przed pa�acem diamentowym, kt�rego �ciany
by�y
tak przezroczyste jak morska to� albo jak zimowe powietrze. Poza ch�odnymi
�cianami wida�
by�o pi�kn� kr�lewiank�, u�pion� jak wszyscy ludzie w pa�acu.
� Id� do pa�acu � powiedzia� wilk � a gdy dotrzesz do kr�lewianki, poca�uj j�, a
ona zaraz
si� ocknie. Nie czekaj�c na nic, wyprowad� kr�lewiank� z pa�acu. Nie pozw�l, aby
po�egna�a
si� z zakl�tymi przez czarownika rodzicami.
Poszed� kr�lewicz do diamentowego pa�acu i min�� wiele komnat, nim znalaz� t�, w
kt�rej
spa�a kr�lewianka o tak cudownej urodzie, �e przez chwil� sta�, patrz�c na ni� z
podziwem,
nim wreszcie podszed� do niej i poca�owa�. W tym momencie gdy jego usta dotkn�y
kr�le-
wianki, ta si� ockn�a i podzi�kowa�a za wybawienie. Gdy kr�lewicz chcia� j�
wyprowadzi� z
pa�acu, prosi�a go o to, aby mog�a po�egna� si� ze swoimi rodzicami. Kr�lewicz,
pami�taj�c
s�owa wilka, nie chcia� si� zgodzi� na to. Kr�lewna jednak prosi�a tak gor�co,
tak przekony-
wa�a, �e wreszcie pod��y� za ni� do tej komnaty, w kt�rej czarownik u�pi� jej
rodzic�w. Kr�-
lewianka, prowadz�c kr�lewicza, wesz�a do komnaty, pochyli�a si� nad ojcem i
poca�owa�a
go. W tej samej chwili ockn�� si� kr�l, a w �lad za nim wszyscy s�udzy. Ci
podbiegli i kr�le-
wicza skr�powali.
Kr�l rzek�.
� Poniewa� chcia�e� porwa� moj� c�rk�, powiniene� by� �ci�ty. Jednocze�nie
jednak
zdj��e� z nas czar rzucony przez cz�owieka o z�ej mocy, kt�ry b�dzie nad nami
tak d�ugo pa-
nowa�, dop�ki nie zginie g�ra, zas�aniaj�ca pa�ac przed s�o�cem. Je�eli
zniesiesz j� i promie-
nie s�o�ca b�d� mog�y budzi� nas ze snu, daruj� tobie �ycie i b�dziesz m�g�
zabra� moj� c�r-
k�.
Kr�lewicz, powtarzaj�c przestrog� wilka, obiecywa� sobie, �e b�dzie go ju�
zawsze s�u-
cha�: nie by� jednak pewien, czy ten zechce mu po raz czwarty pom�c. Pomimo tej
niepewno-
�ci przyrzek� kr�lowi, i� zniesie g�r�, a w moment p�niej m�g� wolny opu�ci�
diamentowy
pa�ac.
Czuj�c si� winnym, kr�lewicz nie poszed� w t� stron�, gdzie czeka� na niego
wilk. Ruszy�
na wsch�d, aby jak najszybciej doj�� na wierzcho�ek g�ry. Im d�u�ej szed�, tym
g�ra wyda-
wa�a mu si� wi�ksza. Dopiero gdy zaszed� na jej szczyt, przekona� si� o wysi�ku,
jaki go czeka�.
8
� Nie � pomy�la� � tej g�ry jeden cz�owiek nie jest w stanie przenie�� nawet,
gdyby mia�
niejedno �ycie, ale trzydzie�ci.
Pami�ta� jednak o s�owie rycerza, nie min�o wiec wiele chwil, gdy zabra� si� do
pracy. W
pierwszej chwili g�azy turkota�y w powietrzu, ale nie min�o kilka godzin, gdy
zm�czy� si� tak
bardzo, �e po�o�ywszy si� na stoku g�ry, odpoczywa�. Wtedy pojawi� si� wilk,
kt�ry rzek�:
� Po trzykro� nie spe�ni�e� tego, co tobie nakaza�em; powinienem wi�c ciebie
opu�ci�. Po-
niewa� jednak podj��e� si� olbrzymiej pracy i rozpocz��e� j� sam, nie szukaj�c
pomocy u
mnie � i tym razem tobie pomog�. Zejd� ni�ej i odpocznij.
Zm�czony wielkim wysi�kiem kr�lewicz zasn��, a gdy si� obudzi�, nie zobaczy� ju�
g�ry.
Tak�e i kr�l mieszkaj�cy w diamentowym pa�acu po raz pierwszy m�g� przez
diamentowe
szyby ogl�da� wsch�d s�o�ca. Ca�y pa�ac b�yszcza� t�czowymi kolorami w
pierwszych pro-
mieniach s�o�ca, a w tej samej chwili czarownik straci� moc czynienia z�a
wszystkim jego
mieszka�com.
Kr�lewicz poszed� do pa�acu diamentowego i otrzyma� � zgodnie z obietnic� �
kr�lewsk� c�rk�.
Bia�y wilk przyni�s� ich przed pa�ac bursztynowy i rzek� do kr�lewicza:
� Gdy otrzymasz z�otego konia, si�d� na niego. �egnaj si� ze wszystkimi po
kolei, a na
ko�cu po�egnaj kr�lewiank�. Gdy podasz jej r�k�, wci�gnij j� na konia, a nikt
was nie dogo-
ni, gdy� nie ma szybszego konia od tego.
I tak si� sta�o.
Gdy kr�lewicz przyby� przed pa�ac z�oty, wilk czeka� ju� na nich, m�wi�c:
� Pozostaw kr�lewiank� przy mnie, a sam id� do pa�acu. Gdy dadz� tobie klatk� ze
z�otym
ptakiem, wskocz szybko na konia, a nikt was nie dogoni, gdy� i tutaj nie ma
szybszego konia
od twego.
Kr�lewicz pilnie spe�ni� s�owa wilka. Nie min�o wiele chwil, jak powr�ci� na
z�otym ko-
niu, trzymaj�c w r�ku klatk� z ptakiem o z�otych pi�rach.
� Zdoby�e� nie tylko z�otego ptaka, kt�ry uleczy twojego ojca � powiedzia� wilk.
� Dzi�ki
mojej pomocy otrzyma�e� r�k� najpi�kniejszej w �wiecie kr�lewianki i dosiadasz
najszybsze-
go w �wiecie konia. Teraz nadszed� czas, aby� i ty mi pom�g�.
� Tyle dla mnie uczyni�e� � powiedzia� kr�lewicz � �e jestem na twoje rozkazy.
Jed� ze
mn�, a b�dzie tobie dobrze na dworze mojego ojca.
� Nie o tak� pomoc prosz� � rzek� wilk. � We� swoj� szabl� i utnij mi g�ow�!
Kr�lewicz zasmuci� si� i powiedzia�:
� Tyle dla mojego ojca i dla mnie uczyni�e� dobrego, wi�c jak�e mo�esz prosi� o
to, abym ja
by� sprawc� twojego nieszcz�cia? Sta�e� si� moim przyjacielem, kt�remu po
trzykro� zawdzi�-
czam �ycie. Nie mo�esz ��da� ode mnie tego, abym odebra� twoje �ycie b�yskiem
miecza.
� Pomaga�em tobie zawsze � rzek� wilk. � Teraz, gdy ty mog�e� mi pom�c, nie
chcia�e� te-
go uczyni�. Musz� ciebie opu�ci�, lecz pami�taj � to ostatnie rady dla ciebie:
nie wykupuj
nikogo spod szubienicy ani nie siadaj na studni.
Gdy wilk wypowiedzia� te s�owa, opu�ci� kr�lewicza. Ten jeszcze d�ugo patrzy� za
nim,
rozwa�aj�c s�owa, kt�re s�ysza�, a kt�rych sensu nie rozumia�. Po chwili
wyruszy� w drog�
powrotn�. Powraca� radosny do swojego kr�lestwa. Z�oty ptak ca�y czas cudownie
�piewa�, a
wt�rowa�a mu kr�lewianka.
Z�oty ko� galopowa� bez przerwy. Migota�y przydro�ne drzewa i ani kr�lewicz si�
spodzia�,
gdy znalaz� si� blisko granic swojego kr�lestwa. Przy karczmie stoj�cej na
rozstaju wznoszono
szubienic�, na kt�rej miano powiesi� dw�ch m�czyzn oddaj�cych si� zb�jeckiemu
rzemios�u.
Kr�lewicz, kt�ry w skaza�cach rozpozna� braci, rozpacza� i szuka� dla nich
ratunku. Rozmawiaj�c
z dow�dc� stra�y dowiedzia� si�, i� dwaj skaza�cy, przehulawszy w bandyckiej
karczmie wszyst-
kie swoje pieni�dze i zamkni�ci przez zb�jc�w w ciemnicy, przystali do nich.
Kr�lewicz zasmuci� si� jeszcze bardziej, lecz nie daj�c pozna�, i� dwaj skaza�cy
to kr�le-
wscy synowie, zapyta�, co trzeba uczyni�, aby uwolni� ich od strasznej �mierci.
Gdy us�ysza�,
9
�e mo�na ich wykupi�, p�ac�c za ka�dego po tysi�c talar�w, wyci�gn�� z kiesy
��dan� sum� i
zap�aci�. Kupiwszy im odzie� i konie, pozostawi� ich swojemu losowi.
Bracia jednak pod��ali za nim. Maj�c serca zupe�nie zniszczone zb�jeckim
rzemios�em,
zmawiali si� przeciw niemu, przewidywali bowiem, �e skoro on przywiezie z�otego
ptaka,
niechybnie zostanie dziedzicem tronu. Jad�c w �lad za m�odszym bratem dogonili
go, gdy ten
zrobi� popas, nie tylko po to, aby ko� m�g� odpocz��, gdy� po nim zm�czenia nie
by�o wida�,
lecz aby kr�lewianka nabra�a si� przed ostatnim odcinkiem drogi.
� Mo�e by� i nas przyj�� na odpoczynek � powiedzieli starsi bracia i zsiadaj�c z
koni sta-
n�li ko�o studni.
Gdy najm�odszy z braci usiad� w czasie rozmowy na cembrowinie, starsi zepchn�li
go na
d�. Zabrawszy konia, kr�lewiank� i z�otego ptaka powr�cili do samotnego ojca.
Lecz z�oty
ptak nie chcia� �piewa�, a choroba ojca nie opuszcza�a. Kr�lewianka by�a smutna
i ca�ymi
dniami wygl�da�a przez okno. Ko� nie chcia� r�e� i pomimo �e podk�adano mu
najlepsze sia-
no, ani go ruszy�.
Dwaj bracia, dokonawszy zbrodniczego zamachu, nie byli jednak pewni tego, czy
ich
m�odszy brat uton�� w studni. Dlatego postawili na granicy stra�e, kt�re mia�y
go zabi�, gdy-
by wkroczy� na ziemie swojego ojca.
Najm�odszy brat nie utopi� si�, gdy� studnia ta by�a studni� bez dna i nie by�o
w niej wody.
A i tutaj nie zawi�d� go bia�y wilk, kt�ry opu�ciwszy do studni srebrny ogon
zawo�a�, aby
kr�lewicz mocno si� go chwyci�. Gdy kr�lewicz to uczyni�, wilk wyci�gn�� go ze
studni.
Bia�y wilk powt�rzy� swoj� pro�b�. Kr�lewicz wyj�� tym razem miecz, a gdy ci��
nim
przez g�ow� wilka - zobaczy� przed sob� kr�lewicza pi�knej urody, kt�ry zosta�
przez z�ego
czarownika zakl�ty w bia�ego wilka. Dwaj kr�lewicze rzucili si� sobie w obj�cia
i ca�uj�c si�
przyrzekli sobie wieczn�, prawdziwie bratersk� pami��.
Gdy si� �egnali, zakl�ty kr�lewicz przestrzeg� jeszcze swojego przyjaciela przed
stoj�cymi
na granicy stra�ami, kt�re maj� go z rozkazu braci zg�adzi�. Podzi�kowa�
najm�odszy syn
chorego ojca i za t� przestrog� i wyruszy� w drog�.
Id�c przez las zobaczy� staruszka zbieraj�cego chrust, kt�ry ch�tnie przysta� na
zapropo-
nowan� mu zamian� odzie�y. Gdy kr�lewicz przebra� si� i ruszy� w dalsz� drog�,
nie pozna�
go nikt na granicy, a gdy tylko granic� przekroczy� � ko� zacz�� r�e�, ptak
�piewa� i kr�le-
wianka nie by�a ju� smutna, mimo i� w dalszym ci�gu wygl�da�a przez okna
komnaty, jak
gdyby czeka�a na przyj�cie kogo� bliskiego.
W tym momencie, gdy ptak zacz�� �piewa�, kr�l poczu� si� lepiej, z ka�dym dniem
odcho-
dzi�a od niego choroba, a� wreszcie zupe�nie wyzdrowia�.
Bracia nie wiedzieli, co si� sta�o, ale przypadkowo jeden z nich us�ysza�, jak
kr�lewianka
m�wi�a do siebie:
� Ptak zacz�� �piewa�, a ja jestem radosna � m�j ulubieniec jest w pobli�u.
Przerazili si� bracia, gdy jeden drugiemu przekaza� t� wiadomo��. Nie pozosta�o
im nic in-
nego, jak tylko si��� na konie i ucieka� z kr�lestwa. Byli przekonani, �e z
chwil� powrotu
m�odszego brata nie tylko dawne zbrodnie wyjd� na jaw, ale i ostatnie oszustwo,
a znaj�c
prawo�� swojego ojca liczyli si� z ci�k� kar�.
Jeszcze teraz, gdy do ziemi ucho przy�o�y� � mo�na us�ysze� g�uchy t�tent koni.
To ucie-
kaj� wci�� dwaj bracia, kt�rzy nie mog� znale�� dla siebie takiego zak�tka
ziemi, w kt�rym
czuliby si� bezpieczni.
Nie min�o wiele dni, gdy najm�odszy z syn�w pok�oni� si� swojemu ojcu. Kr�l,
s�ysz�c o
wszystkich jego przygodach, mianowa� go nast�pc� tronu. Wesele kr�lewicza z
kr�lewiank�
by�o tak wspania�e, �e jeszcze dzisiaj opowiadaj� o nim w d�ugie jesienne
wieczory swoim
wnukom babcie, kt�re same t� opowie�� s�ysza�y, gdy nie mog�y zasn��.
Kr�lewna i kr�lewicz �yli szcz�liwie przez d�ugie lata i �yj� zapewne jeszcze
teraz, je�eli
wczoraj nie umarli.
10
O siedmiu krukach
i ich wiernej siostrze
W pi�knym pa�acu nad samym brzegiem gro�nego morza �y�a szcz�liwa rodzina
kr�lew-
ska. Kr�l, nazywany M�nym, opiewany w wielu pie�niach, by� najlepszym ojcem dla
sied-
miu swoich syn�w i jednej c�rki � pi�knej kr�lewianki. Szcz�liwe dni
kr�lewskiej rodziny
nie trwa�y jednak d�ugo. Pewnej nocy okrutna �mier� zabra�a kr�low�. W zamku
zapanowa�
smutek, kt�ry trwa� d�u�ej ni� �a�obne uroczysto�ci.
Nie min�o wiele miesi�cy, gdy wici rozpalone u zachodnich granic pa�stwa
obwie�ci�y,
�e wikingowie ogniem i mieczem niszcz� sio�a i miasta. Kr�l wraz z rycerzami
opu�ci� stoli-
c�. Nim jednak to uczyni� � mniemaj�c, �e kraj jego, podobnie jak i dzieci,
powinny zna�
czu�� r�k� kr�lowej � o�eni� si� po raz wt�ry. Sm�tnym tonem �egna�y kr�la
bazuny i cytry.
Wiatr p�nocny, dm�cy od p�asko�ci morza, roznosi� ich przejmuj�cy g�os po ca�ym
kr�le-
stwie.
W zamku zapanowa�a cisza. Dzieci kr�lewskie nie mog�y si� przyzwyczai� do nowej
mat-
ki ani do jej c�rki. Macocha stroi�a j� w najpi�kniejsze suknie i wywy�sza�a
ponad dzieci
kr�la, kt�re musia�y jej s�u�y�. Nie min�o wiele dni, gdy macocha, pragn�c
zachowa� tron
dla swojej c�rki, wyp�dzi�a dzieci kr�la M�nego z zamku. W�r�d s�u�by
rozpu�ci�a jedno-
cze�nie wie��, �e pod��y�y one na spotkanie swojego ojca.
Dzieci kr�lewskie w�drowa�y po �wiecie, a� przyszed� taki dzie�, �e nie znalaz�y
ju� po-
�ywienia w podr�nych sakwach, a wok� nie by�o �adnej chaty, gdzie mog�yby
otrzyma�
posi�ek.
Id�c �cie�k� ledwo widoczn� w�r�d traw, napotka�y drzewo, na kt�rym w�r�d
zielonych
li�ci czerwieni�o si� osiem dorodnych jab�ek. Dzieci nie wiedzia�y, do kogo te
jab�ka nale��,
ale poniewa� doskwiera� im g��d, postanowi�y je zerwa�, aby g��d przynajmniej
za�agodzi�.
Pi�kna kr�lewianka b�aga�a i prosi�a braci, aby nie czynili tego, jednak pro�by
jej nie na
wiele si� zda�y. Bracia zerwali siedem jab�ek, a gdy je zjedli, przemienili si�
w kruki i z ci�-
kim �opotem skrzyde� wzbili si� w b��kitne niebo, gin�c wkr�tce za widnokresem.
Siostra pozosta�a przy jab�oni. �zy zaperli�y si� w jej oczach. Przez chwil�
jeszcze wo�a�a
w �lad za odlatuj�cymi bra�mi, ale odpowiedzia�o jej jedynie echo, a po nim
milczenie. Kr�-
lewianka kocha�a braci. Postanowi�a wi�c ich odszuka�, chocia�by z�y los zes�a�
ich na kra-
niec �wiata.
Od tej chwili w�drowa�a samotnie po ca�ej krainie, szukaj�c, gdzie mogliby
przebywa� jej
bracia, ale nikt z napotkanych ludzi nie potrafi� na to pytanie odpowiedzie�.
Wreszcie, gdy
min�o ju� kilka miesi�cy, postanowi�a zapyta� S�o�ca, czy nie widzia�o siedmiu
jej braci
zamienionych w kruki.
Sz�a nie odpoczywaj�c ani przez chwil�. Mija�a coraz wy�sze g�ry, coraz g�stsze
lasy.
Trawy wyrastaj�ce z ziemi zacz�y mieni� si� z�otem � niechybny to znak, �e
zbli�a�a si� do
siedziby S�o�ca.
Min�o dni ma�o-niema�o, w sam raz tyle, ile min�� mia�o, nim kr�lewna przyby�a
przed
pa�ac S�o�ca, mieni�cy si� z�otem i diamentami. Kr�lewna sta�a przed pa�acem,
nie mog�c
11
patrze� w okna mieni�ce si� barwami t�czy, gdy� te rani�y jej oczy. Czeka�a, a�
S�o�ce po-
wr�ci ze swojej codziennej w�dr�wki po sklepieniu nieba.
Gdy s�o�ce przyby�o na nocny odpoczynek, kr�lewna, zakrywaj�c swoje oczy bia�ymi
d�o�mi, podesz�a do S�o�ca m�wi�c:
S�o�ce z�ote,
oko dnia bia�ego,
szukam moich braci,
ich skrzyd�a czarnego.
Powiedz mi s�o�ce,
kt�re �wiat�em p�oniesz,
w jakiej krainie mam szuka�
ich cienia czarnego?
Zasmuci�o si� S�o�ce, poniewa� nie widzia�o braci � kruk�w czarnych. Aby
za�agodzi� b�l
kr�lewianki, S�o�ce podarowa�o jej z�ot� sukni�, kt�r� z najpi�kniejszych
promieni przez ca�e
lato prz�d�y skowronki. Zasmucona kr�lewianka podzi�kowa�a pi�knie S�o�cu,
w�o�y�a suk-
ni� do sakwy i wyruszy�a w �wiat daleki, aby dalej szuka� braci.
Id�c przed siebie pomy�la�a o Ksi�ycu, kt�ry noc� b��dzi. Mo�e on gdzie�
widzia� sied-
miu jej braci, siedmiu junak�w przemienionych w kruki? Postanowi�a wi�c
odwiedzi� Ksi�-
�yc w jego dworze.
Min�� tydzie�. Min�� miesi�c. Na porannej rosie rozesz�y si� chodaki, kt�re da�a
jej maco-
cha na drog�, a dworu Ksi�yca nie by�o wida�. Wreszcie zobaczy�a srebrn� �un�,
to bi�y
�wiat�a z okien dworu, w kt�rym mieszka� Ksi�yc. Kr�lewianka przy�pieszy�a
jeszcze kroku,
tak �e za chwil par� wprowadzono j� przed oblicze Ksi�yca, kt�ry odpoczywa� po
nocnych
trudach.
Gdy podesz�a bli�ej do Ksi�yca, odezwa�a si� m�wi�c:
Ksi�ycu bia�y,
srebrna szablo nieba,
poratuj mnie w mej biedzie
i powiedz, co trzeba,
Mia�am siedmiu braci,
w mleku wykapanych,
spotka� ich los ci�ki,
zes�a� czary na nich.
Z siedmiu braci bia�ych
ni jednego sta�o �
siedem kruk�w czarnych
w niebo odlecia�o.
Kr�lewianka, wypowiedziawszy te s�owa, sk�oni�a si� najpi�kniejszym dygiem
dworskim i
skromnie czeka�a na odpowied�. Ksi�yc wys�ucha� tych s��w, nie m�g� jednak
pocieszy�
kr�lewianki ani jednym s�owem. W swojej w�dr�wce po nocnym niebie nie widzia�
siedmiu
jej braci, siedem kruk�w czarnych.
Gdy kr�lewianka dowiedzia�a si� o tym, oczy zaszkli�y si� jej �zami, a w ka�dej
z nich po
tysi�c Ksi�yc�w si� odbija�o. Zobaczy� te �zy ksi�yc i podarowa� jej sukni�
srebrn�.
Kr�lewianka w�o�y�a sukni� do sakwy, po�egna�a si� z Ksi�ycem, ale nie podda�a
si� lo-
sowi. Postanowi�a dalej szuka� swoich braci. Id�c przez coraz ciemniejsze bory,
przez coraz
wy�sze g�ry przypomnia�a sobie, jak matka m�wi�a jej niegdy� o siedmiu gwiazdach
b��d-
12
nych. Postanowi�a zaj�� na ich dw�r. Kr�lewianka mia�a nadziej�, �e kt�ra� z
gwiazd, b��dz�c
po niebie, mog�a widzie� jej braci.
I nie omyli�a si�. Na dworze siedmiu gwiazd b��dnych dowiedzia�a si�, i� bracia
jej miesz-
kaj� w warownym zamku, wzniesionym na z�otej g�rze. Wej�� do zamku mo�e ten
jedynie,
kto posiada czarodziejski klucz.
Kr�lewianka zasmuci�a si�, poniewa� nie mia�a czarodziejskiego klucza i nie
wiedzia�a,
gdzie mog�aby go zdoby�. Wtem odezwa�a si� najstarsza z siedmiu gwiazd b��dnych
m�wi�c,
�e przed wieloma laty zimowy wiatr z�o�y� w ich dworze czarodziejski klucz na
przechowa-
nie. Gdy us�ysza�y to gwiazdy m�odsze, pobieg�y zaraz do tajemnej skrytki, sk�d
przynios�y
puzderko wyk�adane bursztynami, w kt�rym spoczywa� czarodziejski klucz, tak ma�y
jak ser-
deczny palec kr�lewianki.
Gwiazdy b��dne podarowa�y ten klucz kr�lewiance, a tak�e b��kitn� sukni�, kt�r�
z noc-
nych mgie� splot�y �piewaj�ce w gaju s�owiki.
Bez chwili wytchnienia bieg�a kr�lewianka do z�otej g�ry. W�drowa�a �piesznie
przez bo-
ry i lasy, brn�a przez rzeki i lodowate strumienie, aby jak najszybciej
zobaczy� si� ze swoimi
bra�mi. �piesz�c i biegn�c nawet nie zauwa�y�a, gdy bursztynowe puzderko
otworzy�o si� i
czarodziejski klucz wypad� do strumienia.
Wreszcie przybieg�a kr�lewianka pod stoki z�otej g�ry, opasanej pot�nym murem,
lecz
gdy otworzy�a puzderko, nie by�o w nim czarodziejskiego klucza. Nie wiedzia�a,
co teraz po-
cznie. Pr�bowa�a przeby� mur, ale gdy tylko dotkn�a go r�k�, ten stawa� si�
jeszcze wy�szy.
Pr�bowa�a przej�� korytem strumienia, kt�ry toczy� swoje wody ze z�otej g�ry,
ale jego dno
by�o tak �liskie, �e nawet nie mog�a postawi� w nim stopy. Kr�lewianka zaklina�a
wiatry i
ptaki, ale te nie przyby�y jej z pomoc�.
Wreszcie, po tylu daremnych wysi�kach, podj�a ostatni� pr�b�. Przypomnia�a
sobie, �e
czarodziejski klucz by� wielko�ci jej serdecznego palca.
� Mo�e wi�c serdecznym palcem otworz� bramy tego muru? � pomy�la�a kr�lewna.
Wyj�a z sakwy z�ot� sukni� i jednym promieniem odci�a serdeczny palec, kt�ry
otworzy�
jej bramy warownego muru.
Kr�lewianka wchodzi�a coraz wy�ej i wy�ej. Sz�a w�r�d cudownych drzew, kt�rych
jesz-
cze nigdy nie widzia�a, w�r�d szemrz�cych wodospad�w, graj�cych cudown� melodi�,
a�
wreszcie dosz�a do szczeroz�otego pa�acu, w kt�rym mieszkali jej bracia.
Gdy min�a siedem komnat, w �smej zobaczy�a siedem nakry� na stole. Nakry�
szczero-
z�otych, a na ka�dym posi�ek dla jednego brata. Kr�lewianka by�a g�odna, wi�c z
ka�dego
talerza uszczkn�a nieco dla siebie, a gdy to uczyni�a, us�ysza�a g�o�ny szum w
powietrzu. Jej
bracia powracali z dalekiej wyprawy.
Kr�lewianka schowa�a si� za wielk� szaf�, kt�ra sta�a w rogu komnaty. Przez
otwarte okno
wlecia�o siedem czarnych kruk�w. Gdy znalaz�y si� w komnacie, opad�y z nich
czarne skrzy-
d�a. Przed kr�lewiank� sta�o siedmiu jej braci, siedmiu kr�lewicz�w. Wysz�a na
�rodek kom-
naty i pi�knie braci powita�a, aby w chwil� potem pa�� w ich obj�cia.
Bracia go�cili siostr� w pa�acu przez kilka dni, a� wreszcie nasta� dzie�
ostatni, dzie� po-
�egnania. Bracia musieli w�o�y� tego dnia swoje skrzyd�a krucze i szybowa� w
powietrzu.
Kr�lewianka wiele razy prosi�a ich, aby powiedzieli jej, w jaki spos�b mo�e z
nich zdj�� za-
kl�cie, ale bracia milczeli. Dopiero w chwili po�egnania, gdy raz jeszcze
powt�rzy�a to pyta-
nie, a w jej oczach pokaza�y si� �zy � bracia powiedzieli siostrze, �e jedynie
ona mo�e zdj�� z
nich zakl�cie.
Je�eli kr�lewianka b�dzie przez siedem lat milcze�, bracia jej na zawsz� pozb�d�
si� czar-
nych skrzyde� i powr�c� mi�dzy ludzi. Gdyby jednak odezwa�a si� w tym czasie do
kogokol-
wiek, czy nawet do siebie, bracia jej na zawsze ju� pozostan� czarnymi krukami.
Gdy kr�lewianka us�ysza�a te s�owa, po�egna�a si� z bra�mi i ruszy�a w drog�.
Gdy wesz�a
w g�sty las, zboczy�a z wydeptanych �cie�ek i wesz�a w takie ost�py, kt�rymi nie
pod��a�a
13
nawet zwierzyna. Sz�a borem przez wiele dni, aby jak najdalej odej�� od ludzi.
Kr�lewianka
spotka�a na swej drodze olbrzymie drzewo z dziupl� i w tej dziupli zamieszka�a.
Poniewa�
zbli�a�a si� ju� zima, zbiera�a jagody i grzyby, aby mie� w zimie zapas
po�ywienia. Dziupla
by�a tak obszerna, �e z �atwo�ci� pomie�ci�a w niej wszystkie zapasy.
Min�� rok, drugi i trzeci. Nadesz�a ponownie zima i ga��zie drzew pokry�y si�
sadzi�, a
wiatr gra� na nich jak na najpi�kniejszych fletach. T� delikatn� muzyk�
zag�uszy� pewnego
dnia pot�ny g�os rogu.
To kr�l tego pa�stwa, kt�ry wraz ze �wit� wyruszy� na zimowe polowanie, zwo�ywa�
swoich towarzyszy. Nikt jednak si� nie odezwa�. Zbyt daleko odjecha� kr�l w g��b
bor�w, aby
ktokolwiek z jego towarzyszy m�g� go us�ysze�.
Kr�lewianka wiedzia�a, co znaczy� g�os rogu. Nieraz rozmawia�a na dworze ojca z
�ow-
czym, kt�ry uczy� j� sztuki strzelania z �uku. Wiedzia�a, co znaczy� g�os rogu,
ale nie mog�a
podej�� do kr�la, aby wskaza� mu drog�. To silniej, to s�abiej s�ysza�a
kr�lewianka g�os rogu,
a� wreszcie zupe�nie zanik�. Widocznie kr�l zm�czony polowaniem zasn��. Las
milcza�.
Kr�lewianka przypomnia�a sobie o srebrnej sukni. Wyj�a j� z sakwy i wynios�a
przed
dziupl�. Od sukni roztoczy� si� blask tak silny, jak gdyby w tym miejscu
rozpalono wielkie
ognisko i blask ten odbijany w kryszta�kach �niegu i lodu dotar� do kr�la. Kr�l
ockn�� si�, a
gdy zobaczy� srebrn� �un�, pod��y� w jej stron�.
Zdziwi� si� kr�l, gdy zobaczy� w g��bi boru tak pi�kn� dziewczyn�. Pr�bowa�
podzi�ko-
wa� jej za wskazanie drogi, ale kr�lewianka milcza�a. Nie odpowiedzia�a na �adne
z posta-
wionych jej pyta�. Kr�l postanowi� zabra� j� do swojego pa�acu i o�eni� si� z
ni�. Wkr�tce
wyjechali na bity trakt i pod��aj�c nim dotarli do pa�acu, w kt�rym kr�l
mieszka� razem ze
sw� matk�.
Nie min�o wiele dni, a heroldowie obwie�cili w cztery strony �wiata, �e kr�l
poj�� za �on�
pi�kn� i m�od� dziewczyn�.
Min�� rok nast�pny, a kr�lewna przez ca�y czas milcza�a. W pa�acu nie urz�dzano
przyj�� i
dworskich zabaw, w kt�rych kr�lewna i tak nie mog�a uczestniczy�. Kr�l kocha�
swoj� �on�
coraz mocniej, natomiast jego matka z ka�dym dniem mocniej nienawidzi�a synowej.
Matka kr�la, przyzwyczajona do przyj�� i dworskich zabaw, nie mog�a pogodzi� si�
z t�
cisz�, kt�ra od chwili �lubu syna zapanowa�a na kr�lewskim dworze.
Wybuch�a wojna. Kr�l wraz z ca�ym wojskiem pod��y� ku granicom, aby w ci�kich
wal-
kach broni� niepodleg�o�ci kr�lestwa. �ona kr�la pozosta�a w opuszczonym pa�acu.
W czasie
nieobecno�ci kr�la zosta�a matk�. Gdy to si� sta�o, matka kr�la wezwa�a swoje
s�u�ebnice i
rozkaza�a im, aby noc� porwa�y jej wnuka i zabi�y w lesie.
Siostra siedmiu kruk�w z niecierpliwo�ci� oczekiwa�a na powr�t m�a. Chcia�a mu
poka-
za� nast�pc� tronu. Nie podejrzewaj�c nic z�ego, po�o�y�a si� spa�. Noc� wesz�y
do komnaty
s�u�ebnice te�ciowej i wynios�y ch�opca do lasu.
Stoj�c w�r�d le�nej g�stwiny m�wi�y do siebie:
� Wykrad�y�my dziecko z pa�acu, ale nie splamimy r�k naszych jego niewinn�
krwi�. Zo-
stawmy je tutaj.
Jak powiedzia�y, tak zrobi�y, m�wi�c swojej pani, �e wype�ni�y otrzymane
polecenie.
Kr�lowa wys�a�a do syna pos�a z wiadomo�ci�, i� jego �ona jest dzieciob�jczyni�.
Kr�l,
znaj�c niech�� swojej matki do �ony, powr�ci� jak naj�pieszniej do stolicy.
Przybywszy na
zamek wezwa� matk�, by popar�a tak straszne oskar�enie dowodami. Jego matka nie
potrafi�a
tego uczyni�. Kr�l wezwa� r�wnie� �on�, ale ta milcza�a.
W rok po tych wydarzeniach u granic wybuch�a nowa wojna. Kr�l wiedz�c, �e jego
�ona
ma sta� si� matk� � po�egna� j� czule. Min�� miesi�c od chwili wyjazdu kr�la,
gdy narodzi�
si� pi�kny syn. �ona kr�la dba�a o niego, czule go piel�gnowa�a, ale matka kr�la
postanowi�a i
tego wnuka zg�adzi�.
14
S�u�ebnice matki kr�la wykrad�y dziecko noc� i wynios�y do lasu. Nie mia�y
jednak odwa-
gi pozbawi� je �ycia. Gdy s�u�ebnice wynios�y ju� wnuka, do komnaty wesz�a matka
kr�la i
pomaza�a ko�ysk� dziecka krwi�. Rankiem, gdy do komnaty kr�lewicza wesz�a mamka,
zoba-
czy�a ko�ysk� pomazan� krwi� i podnios�a krzyk. Ca�a s�u�ba widzia�a t� ko�ysk�,
a matka
kr�la za��da�a od tych ludzi, aby dali �wiadectwo prawdzie.
M�oda i pi�kna �ona kr�la by�a smutna. Mimo i� na jej obliczu widoczne by�o
cierpienie,
nikt nie us�ysza� jednak ani s�owa skargi.
Po sko�czonej wojnie kr�l pod��a� �piesznie do stolicy. Chcia� jak najszybciej
zobaczy�
�on� i dziecko. Matka kr�la postara�a si� jednak o to, aby wiadomo�� o �mierci
kr�lewicza
dotar�a do niego, gdy by� jeszcze daleko od stolicy.
Kr�l przyjecha� smutny, a gdy s�udzy wprowadzeni przez matk� potwierdzili, i�
widzieli
ko�ysk� zbroczon� krwi� � uwierzy� w to, �e jego �ona jest dzieciob�jczyni�.
Rada kr�lewska postanowi�a, aby kat spali� kr�low� na stosie, a nim to si�
stanie, ma cze-
ka� na spe�nienie wyroku w ciemnych zamkowych lochach. Zbrojni pacho�kowie
zabrali
kr�low� i pe�nili przy niej stra� dniem i noc�. Kr�l zamkn�� si� w swoich
komnatach i nie
spotyka� si� z lud�mi.
Nadszed� wreszcie dzie�, w kt�rym kat mia� wymierzy� sprawiedliwo�� kr�lewskiej
�onie.
Kr�l �udzi� si� jeszcze, �e zdarzy si� co�, co odwr�ci wyrok. M�g� moc� swojego
kr�lewskie-
go s�owa zmieni� wyrok ci���cy na �onie, ale szanuj�c prawo nie chcia� i nie
m�g� tego uczy-
ni�. By� ju� teraz, podobnie jak i jego �ona, poddany konieczno�ci � kat musia�
spe�ni� swoje
dzie�o.
Po�rodku najwi�kszego placu stolicy wzniesiono wielki stos, wok� sta� t�um
czekaj�cy na
przybycie kr�lowej. Wreszcie podni�s� si� gro�ny krzyk, zauwa�ono pomocnik�w
kata pro-
wadz�cych dzieciob�jczyni�.
Sz�a powoli, mia�a spuszczone oczy. Oboj�tnie mija�a gawied�, kt�ra �mia�o
podnosi�a
dzisiaj r�k� na t�, kt�r� jeszcze przed paroma dniami czcili jako swoj� kr�low�.
Kr�lowa sz�a
powoli, nie zwa�aj�c na okrzyki t�umu. B��kitna suknia, kt�r� otrzyma�a od
siedmiu gwiazd
b��dnych, falowa�a w powiewach wiatru.
Pacho�kowie stan�li przy stosie. Karetami nadje�d�ali znaczniejsi panowie.
Najwcze�niej
przyjecha�a matka kr�la, sprawczyni jej nieszcz�cia. Wszyscy czekali na kr�la,
a kr�l si� nie
pojawia�.
Ju� min�a godzina, w kt�rej miano wykona� wyrok, a kr�la nie by�o. Z t�umu
zacz�y si�
wznosi� coraz gro�niejsze okrzyki, kt�re nagle zamilk�y. Pojawi� si� kr�l.
Przyjecha�, samotnie. Czarny ko� przykryty by� srebrn� derk�. Pomocnicy kata
przymo-
cowali kr�low� do stosu. Kat sta� obok, trzymaj�c w r�ku zapalone �uczywo.
W nag�ym milczeniu zabrzmia�y s�owa:
� Kacie, czy� swoj� powinno��!
W g��bokiej ciszy, spot�gowanej rozkazem, zabrzmia� jak gdyby g�uchy szloch.
Kr�l opu-
�ci� g�ow�.
Kat podni�s� wy�ej �uczywo. Jeszcze trzy, dwa kroki � a stos zap�onie. W dymie i
ogniu
zniknie twarz m�odej kr�lowej. Lecz co to? � stos zap�on��, lecz zaraz zgas�!
Zgas�o r�wnie�
katowskie �uczywo. T�um odst�pi� o krok. Ba� si�.
A to b��kitna suknia, spleciona z mg�y nocnej � kt�r� kr�lowa otrzyma�a od
siedmiu
gwiazd b��dnych � zagasi�a ogie�.
Kat zapali� �uczywo, po raz drugi zbli�y� si� do stosu, ju� mia� go zapali�, gdy
w powietrzu
rozleg� si� gwa�towny szum. Nadlecia�o siedem czarnych kruk�w. Siedem kruk�w
okr��y�o
stos, a gdy dotkn�y ziemi, zdumieni ludzie zobaczyli siedmiu wspania�ych
kr�lewicz�w.
T�um odst�pi� ponownie o krok. W pustce ko�a, kt�re powsta�o pomi�dzy gawiedzi�
a stosem,
pozostali jedynie kr�l i jego matka.
Najstarszy z kr�lewicz�w rzek� do kr�la:
15
� Kr�lu, straszn� by� pope�ni� zbrodni�, co za�wiadczamy my, bracia tej
przywi�zanej do
stosu kr�lewianki, kt�rych z�e zakl�cie przemieni�o w kruki. By kl�twa mog�a by�
z nas
zdj�ta, nie wolno by�o siostrze naszej przez siedem lat odezwa� si� s�owem.
Dzisiaj min��
ostatni dzie� si�dmego roku. Siostro � jeste�my ju� wolni. Siostro � jeste� ju�
wolna.
M�odsi bracia przyst�pili do stosu, przeci�li sznury, kt�re kr�powa�y ich
siostr�, a ona sta-
n�a pomi�dzy nimi. Najstarszy z siedmiu kr�lewicz�w m�wi� dalej:
� Kr�lu, straszn� by� pope�ni� zbrodni�, gdy� siostra nasza jest najwierniejsz�
�on� i nie-
winna jest zbrodni, kt�r� przypisa�a jej twoja matka, kr�lu, a za ni� s�d
koronny.
Gdy kr�lewicz wypowiedzia� te s�owa, matka kr�la znikn�a w t�umie i nim
ktokolwiek
zd��y� si� spostrzec, odjecha�a swoj� karet�.
Najstarszy kr�lewicz m�wi� dalej:
� Kr�lu, straszn� by� pope�ni� zbrodni�, gdy� dzieci twoje �yj�, a na �mier�
skaza�a je
twoja matka. S�u�ebnice z rozkazu twojej matki wynios�y dzieci do lasu i tam
pozostawi�y,
nie maj�c odwagi ch�opc�w pozbawi� �ycia. �yj�, kr�lu, twoje dzieci, b�dziesz je
widzia�.
Wznios�y si� wiwaty. To t�um jeszcze tak wrogi przed chwil�, wiwatowa� na cze��
pary
kr�lewskiej. Nie min�o wiele chwil, a m�odsi bracia, wys�ani wraz z rycerzami
do lasu, po-
wr�cili z kr�lewskimi dzie�mi.
Rado�� kr�lewska nie zna�a granic i od tej pory wszyscy �yli szcz�liwie, bracia
z siostr�
swoj� i jej m�em. Kr�lowa matka sama wymierzy�a sobie sprawiedliwo��, a nikt po
niej nie
p�aka�.
16
O le�niczym
i jego cudownym pi�rze
W g��bokich borach �y� le�niczy, kt�ry rzadko widzia� ludzi i nie maj�c z kim
rozmawia�,
nauczy� si� mowy ptak�w i zwierz�t. Gdy przebywa� ju� tak d�ugo w lasach, �e
wydawa�o mu
si�, i� zapomina ludzkiej mowy, postanowi� wybra� si� do du�ego miasta, aby tam,
spotkaw-
szy si� przy winie czy piwie z lud�mi, pogada� nieco i wywiedzie� si�, co si�
dzieje na szero-
kim �wiecie.
Jak postanowi�, tak i zrobi�.
Te same pnie pot�nych sosen, te same buki roz�o�yste, kt�re otacza�y jego
chat�, towa-
rzyszy�y le�niczemu w drodze, jakby i one chcia�y zobaczy� to dalekie i
tajemnicze miasto.
Wreszcie kt�rego� dnia za roz�o�ystymi pniami drzew i nisko strzelaj�cymi
krzewami le-
�niczy zobaczy� b��kitn� plam� nieba. Nie min�o wiele chwil, a le�niczy kroczy�
ju� po zie-
lonych niwach ��k, aby za chwil� wej�� na trakt prowadz�cy prosto do miasta.
Na rozstajnych drogach spotka� le�niczy star� kobiet�, nie oci�ga� si� wi�c ze
wsparciem.
Si�gn�� do kalety, ale w niej przecie� nie by�o pieni�dzy. W lesie pieni�dze s�
niepotrzebne.
Poda� wi�c le�niczy kobiecie nie pieni�dze, nie srebrny grosz, ale ma�e
zawini�tko z jedze-
niem. Kobiecina podzi�kowa�a, a gdy le�niczy ju� odchodzi�, poprosi�a go, aby
strzeli� do
ptak�w na najbli�szym drzewie.
� To, co ustrzelisz � powiedzia�a kobiecina � b�dzie twoim prawdziwym
szcz�ciem.
Nim przysz�o po�udnie, le�niczy zobaczy� drzewo, a na nim siedz�ce ptaki.
Pami�taj�c
s�owa staruszki, zdj�� �uk i naci�gn�wszy ci�ciw� wypu�ci� strza��. Powietrze
zadr�a�o, kilka
ptak�w ulecia�o, a spo�r�d li�ci � powoli wiruj�c, okr�caj�c si� � spada�o ma�e
pi�rko.
Le�niczy w pierwszej chwili by� z�y na siebie, �e tak niecnie chybi�, i�
ustrzeli� tylko ptasie
pi�ro. Podni�s� z ziemi bia�e pi�rko i w�o�y� je do kalety. Wszak staruszka
powiedzia�a wy-
ra�nie, �e to b�dzie jego szcz�ciem, co ustrzeli.
Le�niczy ledwo zd��y� pod miejskie bramy. By� ostatnim, kt�rego tego dnia
wpuszczono
do miasta. Za nim opad�a ci�ka brona. Gdyby nie przy�pieszy� kroku, musia�by
ca�� noc
przedrzema� pod murami miasta. Nie min�o wiele chwil, gdy odszuka� znan� sobie
karczm�,
w kt�rej za zimow� sk�rk� lisa wynaj�� izb�, a za drug� dosta� wolny st�.
Pozostawiwszy �uk i reszt� dobytku w izbie, oporz�dzi� si� i zszed� na d�. Tam
czeka�a
ju� na niego wieczerza i wcale wdzi�czny dzban piwa. Zjad�, rozejrza� si� po
karczmie, ale
zmorzony d�ug� drog� wr�ci� do izby, gdzie rych�o zasn��.
Gdy za�wieci� pierwszy promie� s�o�ca, le�niczy ju� nie spa�. Si�gn�� do kalety
i zobaczy�
w niej z�oty karbowany pieni�dz. Zdziwi� si�, ale poniewa� powtarza�o si� to
ka�dego ranka,
uzna�, i� to jest widocznie to przepowiedziane mu przez staruszk� szcz�cie.
Nic dziwnego, �e le�niczy przed�u�y� sw�j pobyt w tym zacnym mie�cie, s�yn�cym
nie
tylko z dobrego piwa, ale i najlepszych sk�ad�w, w kt�rych mo�na by�o kupi�
towary z ca�ego
�wiata.
Siedz�c pewnego wieczoru po�r�d zacnej kompanii, us�ysza�, i� w s�siednim
kr�lestwie
ma mieszka� w pi�knym pa�acu kr�lewianka, kt�rej pilnuje z�a macocha.
17
Istnia�a przepowiednia m�wi�ca, �e gdy kr�lewianka wyjdzie za m��, jej ojciec
przeka�e
zi�ciowi tron i kr�lestwo. Macocha nam�wi�a kr�la, aby wysiedli� c�rk� ze
stolicy. Kr�l, ko-
chaj�c c�rk�, ale b�d�c tak�e pod wp�ywem �ony, m�g� uczyni� tylko tyle, �e
daleko od stoli-
cy wybudowa� kr�lewiance wspania�y pa�ac. Macocha, nie ufaj�c s�u�bie, a tym
bardziej pa-
sierbicy, uda�a si� na dobrowolne wygnanie i zamieszka�a razem z kr�lewn�.
Macocha pilno-
wa�a pasierbicy na ka�dym kroku, nie chc�c dopu�ci� do tego, aby mog�a si�
spe�ni� przepo-
wiednia.
Gdy le�niczy us�ysza� t� opowie��, by� pewien, �e tam � w drugim kr�lestwie �
kryje si�
jego prawdziwe szcz�cie.
Le�niczy by� ju� bogatym cz�owiekiem i m�g�by si� nie tylko pi�knie przyodzia�,
ale na-
wet kupi� konia. Nie by� jednak pewien, czy dopu�ci go wtedy s�u�ba macochy do
pa�acu.
Mog� go nawet wtr�ci� do ciemnicy, przypuszczaj�c, �e mo�e by� tym, kt�ry chce
po�lubi�
kr�lewiank�.
� Je�eli pojawi� si� tak, jak jestem, w najskromniejszym stroju � pomy�la�
le�niczy � mo�e
uda mi si� w pa�acu znale�� jak�� prac�? A skoro ju� tam b�d�, lepiej zorientuj�
si� w sytu-
acji.
Min�o kilka dni, nim zobaczy� pa�ac, w kt�rym macocha wi�zi�a kr�lewiank�. Jego
plan
si� powi�d�.
Mieszka� w s�u�b�wce. Co drugi dzie� ochmistrzyni posy�a�a dziewczyn�, kt�ra
sprz�ta�a
jego skromny pokoik. On sam natomiast przez ca�y czas dzielnie pracowa�.
Zajmowa� si� nie
tylko lasem i zwierzyn�, ale za wyra�nym zezwoleniem macochy zak�ada� pa�acowy
park.
Pewnego dnia, gdy le�niczy by� w lesie, dziewczyna przys�ana przez ochmistrzyni�
znala- z�a
jego kalet� pe�n� z�otych pieni�dzy. Ochmistrzyni zanios�a wie�� o odkryciu w
izdebce
le�niczego do macochy. Kr�lowa kaza�a przynie�� kalet�, a na widok tylu z�otych
pieni�dzy
zupe�nie zapomnia�a o przepowiedni.
Z�ote monety z�o�ono do skarbca, a kaleta wraz z pi�rkiem znalaz�a si� w
komodzie kr�-
lowej.
Gdy le�niczy powr�ci� wieczorem do swojego pokoiku, nie znalaz� ani kalety, ani
pieni�-
dzy. Obawiaj�c si� o sw�j los, zbieg� do ciemnego lasu.
Rankiem kr�lowa zajrza�a raz jeszcze do kalety, a w niej by� jeszcze jeden
karbowaniec.
Z�oci� si� na samym dnie kalety. Pieni�dz z�o�ono w skarbcu, ale sam fakt nie
dawa� kr�lowej
spokoju. Sen jej by� ci�ki, a gdy si� przebudzi�a, najpierw zajrza�a do kalety
� znowu na jej
dnie z�oci� si� pieni�dz.
Od tej pory ka�dego ranka odnosi�a kr�lowa do skarbca jeden z�oty pieni�dz, a�
wreszcie
boj�c si�, �e kto� mo�e przenikn�� tajemnic� kalety, zamkn�a j� tak�e w
skarbcu.
Po tych wszystkich faktach przypomnia�a sobie dopiero o le�niczym i poleci�a,
aby stra�
przyprowadzi�a go przed jej oblicze. Izdebka le�niczego by�a pusta. Nie widziano
go ju�
zreszt� od kilku dni.
Le�niczy ukrywa� si� w lesie. By� ju� bardzo g�odny, wi�c ucieszy� si�, gdy
zobaczy� na
polanie le�n� kapust�. Urwa� li�� i zjad�. W tej samej chwili spostrzeg�, �e
jego r�ce pokry�y
si� sier�ci�, a gdy przejrza� si� w napotkanej ka�u�y � zobaczy� w niej os�a.
Le�niczy schowa� si� w g��bokim borze. Obawia� si� ju� je�� cokolwiek, ale jego
g��d by�
coraz wi�kszy. Gdy zobaczy� na polanie szczaw, pocz�� go skuba�, a po chwili
przekona� si�,
�e na powr�t zmieni� swoj� posta�. Sta� si� znowu cz�owiekiem. Nazbierawszy
szczawiu,
odszuka� to miejsce, w kt�rym ros�a kapusta i narwawszy sporo li�ci postanowi�
powr�ci� do
pa�acu.
Tymczasem kr�lowa coraz wi�cej czasu sp�dza�a w skarbcu, radowa�a si� i cieszy�a
z�o-
tym potokiem monet. Ka�dego dnia pojawia�a si� w kalecie nowa, b�yszcz�ca
najprawdziw-
szym z�otem moneta.
18
Gdy macocha w skarbcu przelicza�a monety i liczy�a, ile ich b�dzie za rok, za
dwa, za lat
dziewi��? � kr�lewianka, korzystaj�c ze swobody, chodzi�a nie tylko po komnatach
pa�acu,
ale najwi�cej czasu sp�dza�a w pa�acowym parku.
Skradaj�cy si� do pa�acu le�niczy zobaczy� kr�lewiank� w pa�acowym ogrodzie i
zakocha�
si� w niej od pierwszego wejrzenia. Patrz�c na kr�lewiank� przekona� si�, i� w
s�yszanej
opowie�ci nie by�o �adnej przesady. Pi�kniejszej panny nie mog�o by� na ca�ym
�wiecie.
Po chwili le�niczy ockn�� si� z zamy�lenia i ostro�nie, prawie nie dotykaj�c
ziemi, ruszy�
w dalsz� drog�. Doszed�szy do pa�acowej kuchni, nastawi� gar z gor�c� wod� i
zacz�� goto-
wa� kapust�. Cudowny zapach kapusty rozszed� si� po ca�ym pa�acu. Nie min�o
wiele