10397

Szczegóły
Tytuł 10397
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10397 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10397 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10397 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ian Watson Okna Sk�d si� wzi�y Okna, Danny? - Wiadomo, z Marsa. -Wyprawa Venturera znalaz�a je na Marsie. Ale jak przypuszczasz, sk�d si� tam wzi�y? - Tato, czy mog� dosta� Okno na urodziny? - Jak mi odpowiesz... - Wiesz, �e nikt tego nie wie. - Spr�buj zgadn��. - Mo�e robili je Marsjanie. - Jacy Marsjanie, Danny? - Mo�e Okna to s� Marsjanie! - To sk�d si� bior� mali Marsjanie? - Od�amuje si� jedno Okno i ustawia si� je w ziemi. Z niego wyrasta drugie Okno pod k�tem, e-e-e, czterdziestu pi�ciu stopni. Potem z drugiego wyrasta trzecie Okno, co tworzy triad�. Triada Okien jest jak wielki pryzmat pusty w �rodku. - I co wtedy? - Nic. P�ki si� nie oderwie jednego Okna, �eby zacz�� od nowa. - Zatem, �eby Okna si� rozmna�a�y, potrzeba interwencji z zewn�trz. - Jak z pszczo�ami zapylaj�cymi kwiaty. - Niezupe�nie. Potrzebna jest istota, kt�ra jest ciekawa, zach�anna i ma r�ce. - Albo macki. Albo kleszcze. Mo�e pradawni Marsjanie byli... - O�miornicami? Krabami? - To g�upie! - Okna te� nie maj� wielkiego sensu, Danny. Chyba �e zosta�y zostawione na Marsie specjalnie po to, �eby�my je znale�li. - Mo�e wyros�y z marsja�skiej gleby same z siebie, jak olbrzymie kryszta�y? - Zaledwie kilka lat temu by�o tylko sze�� triad. Teraz na Ziemi s� ich miliony i nadal je rozmna�amy. - Ogrodnicy te� rozsadzaj� ro�liny, �eby je rozmna�a�. - Ale to nie s� ro�liny. Nie wiemy, co to jest. - Je�eli my�lisz, tato, �e to s� naje�d�cy, to jeste� paranoik. Okna nie mog� nic robi� bez nas. Nasz nauczyciel m�wi, �e z tego powodu nie mog� by� maszynami von Neumanna. - Co to za maszyny? - Takie, kt�re mog� si� rozmna�a�. Od nazwiska Johna von Neumanna, geniusza od komputer�w. Przypu��my, �e jaka� obca rasa chce opanowa� wszech�wiat. Najprostszym sposobem by�oby rozes�a� maszyny von Neumanna do najbli�szych uk�ad�w gwiezdnych. Maszyny te z materia�u asteroid budowa�yby swoje kopie. Cz�� zostawa�aby na miejscu, wi�kszo�� rusza�aby do nast�pnych gwiazd. Te, kt�re zosta�y, bada�yby swoje uk�ady s�oneczne i przesy�a�yby informacje do swoich tw�rc�w, albo maj�c wzorce DNA swoich tw�rc�w budowa�yby ��obki i odtwarza�y swoich tw�rc�w. Ale Okna tylko stoj�. Czy mogliby�my i my mie� jedno? - Nie, bo zrobi�yby si� z niego trzy. To jest kwintesencja przynajmniej setki takich rozm�w, kt�re Danny ze mn� przeprowadzi�, zanim m�j op�r wreszcie os�ab�. Rz�d nasz w swojej m�dro�ci postanowi�, �e ka�da osoby prywatna mo�e posiada� Okna, je�eli tylko wykupi licencj� i ma sko�czone osiemna�cie lat, jakby posiadanie Okna by�o odpowiednikiem prowadzenia samochodu albo kupowania alkoholu. Co prawda, system licencyjny pozwala� rz�dowi na kontrolowanie ilo�ci Okien w kraju i ich lokalizacji - z wy��czeniem, oczywi�cie, dzikich. Limit wieku, rzekomo dla ochrony wra�liwej m�odzie�y, by� tu dodatkow� wym�wk�, kt�ra zreszt� nie mia�a najmniejszego sensu, bo dzieciaki mia�y a� nadto okazji, �eby gapi� si� na Okna. Okna by�y wsz�dzie. Jestem przekonany, �e rz�d kierowa� si� g��wnie ch�ci� pozyskania dodatkowych pieni�dzy. Podobno w osiemnastym wieku rz�d brytyjski ob�o�y� podatkiem zwyk�e szyby okienne. Pami�tk� tego s� zamurowane okna w r�nych starych budynkach. Teraz mieli�my podatek okienny w nowej formie. Mnie to nie przeszkadza�o. Potrafi�em, si� oprze� naleganiom Danny'ego przez lata. Rzecz jasna, pocz�tkowo Okna by�y diablo drogie: rzadkie cuda z Marsa. Po sze�ciu czy siedmiu latach widzia�o si� Okna na ka�dym kroku; ch�tne ludzkie r�ce rozmno�y�y je i cena ich odpowiednio spad�a. Nie s�dz�, �eby widzia�o si� zbyt wiele Okien w Mongolii Zewn�trznej albo na Nowej Gwinei. Ale wi�kszo�� miejsc na Ziemi szczyci�a si� bogatym plonem Okien - prywatnych, publicznych, firmowych i innych. "Tato, kiedy dorosn�, chc� by� pomywaczem Okien!". To Danny, w wieku o�miu lat. W tamtym roku jego matka zgin�a w wypadku samochodowym. Danny widzia� wtedy Okno tylko raz na w�asne oczy, chocia� w telewizji pokazywano je cz�sto i Danny wymy�li� sobie, �e skoro zwyk�e okna trzeba my�, to Okna z Marsa te� wymagaj� mycia. W pewnym sensie mia� racj�. W pierwszym okresie niekt�rzy sprytni biznesmeni zbili fortun� wmawiaj�c ludziom, �e mycie marsja�skich Okien wymaga szczeg�lnych umiej�tno�ci i �rodk�w chemicznych. Teraz w�a�ciciele po prostu zlewali je ogrodowym w�em. Okna nie ulega�y zadrapaniom i nie matowia�y. Nie by�y te� zbyt kruche, chocia� ceg�a rzucona z odpowiedni� energi� mog�a rozbi� Okno i zniszczy� widok. Widok... Pami�tam, jakby to by�o wczoraj, �e pierwszy. prawdziwy widok przez marsja�skie Okno zobaczyli�my z Dannym, kiedy on mia� osiem lat. Owo Okno, kt�re w�wczas kosztowa�o jeszcze tyle co Rolls Royce, by�o wystawione w domu towarowym Harrodsa i musieli�my sta� w kolejce, �eby do niego podej��. Wygl�da�o jak szklana tafla rozmiar�w drzwi w mieszkaniu, z pogrubion� podstaw� na dole, wyrastaj�c� ze skrzynki z ziemi�. Z jednego boku wyrasta�o z niego drugie, jeszcze �lepe i nie w pe�ni uformowane Okno, czerpi�c materia� z gleby zapewne drog� osmozy, a mo�e tak�e z powietrza przesyconego aromatami �wie�o palonej kawy, pasztet�w z dziczyzny i ser�w. Widok w Oknie nie przedstawia� rozci�gaj�cego si� za nim dzia�u delikates�w, lecz krajobraz ksi�ycowy: kratery i g�azy, czarne jak noc cienie i o�lepiaj�co bia�e r�wniny pod rozgwie�d�onym niebem. Widok by� niezwykle realny. Zdawa�o si�, �e mo�na wej�� w ten ksi�ycowy krajobraz - tyle �e nikt nie potrafi� przej�� przez Okno. Ten ksi�yc z decydowanie nie by� naszym ksi�ycem, bo na niebie wisia�y dwa s�o�ca. Jedno ma�e, o�lepiaj�co b��kitne, drugie wielkie, czerwone. Z jego ma�� �apk� w mojej d�oni krok po kroku przeciskali�my si� z Dannym przez t�um, obchodz�c wok� Okno. Z drugiej strony widok by� inny. Pokazywa� on ��k� zielonych mch�w, otoczonych k�pami drzewiastych paproci, kt�rych li��mi ko�ysa� wiatr. Cytrynowe o�wietlenie, baranki chmur na niebie. Przelatuj� t�uste, w�ochate owady, przypominaj�ce ogromne pszczo�y. Okno na obcy �wiat z obcym �yciem. W miar� jak Okna mno�y�y si� w ci�gu nast�pnych lat, przekonali�my si� o zakresie - i ograniczeniach - dost�pnych nam widok�w. Wiele Okien pokazywa�o planety i ksi�yce pozbawione �ycia. Inne pokazywa�y �wiaty z ro�linno�ci� i istotami �ywymi. �adna z tych istot �ywych nie zdradza�a objaw�w wysokiej inteligencji. Nigdy nie wypatrzyli�my oznak cywilizacji, nawet w postaci ruin. Czy niekt�re Okna pokazywa�y obce cywilizacje? Czy takie Okna zosta�y natychmiast przej�te przez w�adze? Ma�o prawdopodobne. Nowe widoki pojawia�y si� nieustannie w nowo wyros�ych Oknach i tajemnicy nie uda�oby si� utrzyma�. Pewna cz�� Okien ukazywa�a obrazy Ziemi i ludzi. Bezludne krajobrazy mo�na by�o przypisa� jakim� okolicom w Chinach, Kanadzie, Argentynie lub Australii. Sceny z lud�mi mo�na by�o umiejscowi� dok�adnie: winnica we W�oszech, stacja kolejowa w Japonii. Mo�e po prostu jeszcze nie natrafili�my na widok obcej cywilizacji. Mo�e pierwszy taki widok znajdziemy po pi��dziesi�ciu milionach Okien, albo po stu milionach. Czy to mia�a by� zach�ta? Przyn�ta maj�ca nas sk�oni� do tworzenia coraz to nowych Okien? Ludzie wci�� rozdzielali triady i osadzali ka�d� cz�� osobno, �eby je rozmno�y�. - Zgoda, Danny, kupimy Okno. Do tego czasu by�a na Marsie i wr�ci�a druga ekspedycja. Venturer Dwa nie znalaz� nowych gniazd Okien ani nic innego, co wywo�a�oby poruszenie na Ziemi, To prawda, �e nie przeczesano drobiazgowo ca�ego Marsa, ale mo�e na naszej bratniej planecie nie by�o ju� nic do odkrycia poza ska�ami, piargami i pustkowiem. Mo�e kiedy� powstanie sta�a baza ludzi na Marsie, a mo�e nie. - Gdzie je ustawimy, tato? - Przy tarasie. Wyrzucimy r�e. Ale ograniczymy si� do jednej triady, zgoda? Nie b�dziemy ich rozsadza�. - Wtedy nie mo�na obejrze� widoku z drugiej strony. - Mo�na, tylko trzeba skorzysta� z drabiny. Badania naukowe nad Oknami nie przynios�y, m�wi�c ogl�dnie, rewelacji. Nie wiedzieli�my nic o ich wewn�trznej strukturze, kiedy by�y ca�e i demonstrowa�y widok. Z drugiej strony mo�na je by�o t�uc i topi� - co niszczy�o t� struktur� - �eby analizowa� ich sk�ad chemiczny. Sk�ada�y si� g��wnie z krzemu plus inne pospolite pierwiastki. Widocznie potrafi�y przekszta�ca� materia� z otoczenia w potrzebne im sk�adniki we w�a�ciwych proporcjach. Co czyni�o je zaiste niezwyk�ymi przedmiotami, tak niezwyk�ymi, �e nauka nie wiedzia�a, co z nimi pocz��. Dop�ki �y�a Ruth, pracowa�em jako projektant wyposa�enia domowego. (Ruth zosta�a zabita przez ci�ar�wk� z przyczep�, kt�ra zarzuci�a na chodnik). Zacz��em od kuchni, potem zacz��em robi� �azienki. To ja zaprojektowa�em Wielorybi� Wann� w kszta�cie kaszalota (tylko mniejsz�!). A tak�e wann�-krokodyla i wann�-hipopotama. �e nie wspomn� o kabinie natryskowej Grota Nimfy. Po �mierci Ruth musia�em si� zaj�� Dannym i pracowa�em na zlecenia w domu. Wymy�li�em totemowe kurtki z g�owami zwierz�t albo ludzi jak Hitler czy Yoko Ono. Projektowa�em sedesy w kszta�cie zwierz�t z otwartymi paszczami. Siada�o si� na skraju paszczy a na zako�czenie opuszcza�o j�zor. Projektowa�em umywalki z holograficznymi nagimi damami pluskaj�cymi si� w zbiorniku. Wszystko to zyskiwa�o popularno�� w�r�d ludzi maj�cych za du�o pieni�dzy: Dlaczego nikt nie pomy�la� o tym wcze�niej? Bo nikt nie wiedzia�, �e jest zapotrzebowanie na takie rzeczy, p�ki ja ich nie wymy�li�em. Mo�na by�o zawsze na mnie liczy�, �e wyskocz� z jak�� now� ekstrawagancj�. Mo�e kiedy� kto� napisze ksi��ka o moich udziwnionych projektach. Gdybym pisa� do niej wst�p, zasugerowa�bym, �e by�em zwiastunem czego�, co mia�o dopiero nadej��, a mianowicie wykorzystania in�ynierii genetycznej do tworzenia z mi�sa i futra zwierz�t przedmiot�w na u�ytek cz�owieka: ��ek, kt�re masuj� i ogrzewaj�, krzese� dostosowuj�cych si� do kszta�tu siedz�cego, sedes�w �ywi�cych si� odchodami. Niewykluczone, �e m�j brak entuzjazmu dla Okien wynika� z podejrzenia, �e nas te� kto� wykorzystuje. Plus to, �e one same siebie projektowa�y. Nasze Okno z jednej strony pokazywa�o w dzie� o�ywion� ulic� targow�, niew�tpliwie arabsk�, w nocy za� t� sam� ulice prawie zupe�nie opustosza��. Widok z drugiej strony przedstawia� niezmienn� z�ocist� pustynie. S�o�ce tak wolno w�drowa�o przez niebo, �e dzie� m�g� tam trwa� rok. Urz�dzili�my oblewanie Okna. W�r�d innych go�ci Danny zaprosi� swoj� pierwsz� w �yciu sympati� imieniem Thea (skr�t od Dorothea), pulchn�, rud� szesnastolatk�. Ja zaprosi�em swoj� aktualn� dystyngowan� przyjaci�k�, Denise. Denise by�a trzydziestoletni� popielatow�os� rozw�dk� z nieco zadartym nosem, zgrabn� figur� i ironicznym, zaczepnym spojrzeniem. Byli�my w ��ku trzy razy w ci�gu tylu� miesi�cy. Dwa razy by�a s�odka, raz okropna. Denise nadawa�a na kilku cz�stotliwo�ciach zrozumienia i przyja�ni, a jednocze�nie na pewnej fali, kt�ra nie budzi�a we mnie najmniejszego zaufania; by�o to co� skrycie niszcz�cego osobowo��, jakie� egoistyczne okrucie�stwo. Obawia�em si�, �e przy bardziej d�ugotrwa�ym zwi�zku mo�e to zag�uszy� przyjemniejsze cz�stotliwo�ci. Teraz jednak by�a to szczypta niebezpiecze�stwa dodaj�ca naszemu zwi�zkowi pieprzyku. Denise zmusza�a mnie do ci�g�ego napi�cia. (Gdybym si� z ni� o�eni�, mog�aby mnie zam�czy� na �mier�.) Gwo�dziem naszego przyj�cia wcale nie by�o nasze nowe Okno. W ostatnich dziesi�ciu latach ludzie naogl�dali si� do�� Okien. O�rodkiem zainteresowania by�a Donna Jean Scott, geolog z drugiej ekspedycji na Marsa. D J by�a drobn� czarnosk�r� kobiet� z Nowego Orleanu, kt�ra b�yskawicznie bogaci�a si� na honorariach z telewizji, prawach do ksi��ki, konsultacjach i reklamie. Za�oga Venturera Dwa sk�ada�a si� z siedmiu m�czyzn i czterech kobiet. D-J zyska�a wielk� popularno��, kiedy zdradzi�a, sk�d si� wzi�a ta proporcja - zaproponowa� j� psycholog-astrolog z Kalifornii, stoj�cy na czele O�rodka Numerologii Emocjonalnej. �ci�gn��em j� na przyj�cie przez Sama Jakobsa, szefa londy�skiego oddzia�u mi�dzynarodowej korporacji, dla kt�rego zaprojektowa�em unikaln� zwierz�c� �azienk�. D J reklamowa�a ostatnio nowy o�rodek turystyczny na Antarktydzie, kt�ry firma Sama uruchomi�a w ramach dzia�alno�ci ubocznej. Antarktyda i Mars by�y pod pewnymi wzgl�dami bardzo do siebie podobne. Oba miejsca by�y pustynne i piekielnie zimne. Nie musz� m�wi�, �e czarna sk�ra znakomicie kontrastowa�a z biel� lod�w, a �nie�ne po�acie filmowane przez czerwony filtr bardzo przypomina�y marsja�skie wydmy. Moje motywy, �eby �ci�gn�� na przyj�cie Donn� Jean Scott by�y wielorakie. Po pierwsze, �eby zrobi� przyjemno�� Danny'emu i podbudowa� go w oczach przyjaci�ki. Po drugie, �eby pohamowa� jej m�odzie�cz� zuchwa�o�� - kto� ze statusem (czy raczej s�aw�) D J powinien pow�ci�gn�� najbardziej rozwydrzon� pannic�. Po trzecie, �eby da� do zrozumienia Denise, �e potrafi� zainteresowa� dam� z wielkiego �wiata. A tak�e dlatego, �e stawszy si� na koniec posiadaczem Okna, szuka�em gwarancji, potwierdzenia. Wiecz�r by� s�oneczny. Na ruszcie skwiercza�y kebabcze i bratwursty. Lutnista w �redniowiecznym stroju �adny pomys� - �piewa� ballady. Dw�ch wynaj�tych kelner�w kr��y�o z tacami zimnego Hocka i cieplejszego burgunda. D J uprzejmie podziwia�a ruchliwy arabski rynek i obcoplanetarn� pustyni�. - Czy to Mars? - spyta�a Thea wskazuj�c obraz pustyni. - Nie, kochanie, to nie ten kolor. - Mo�e to jaka� okolica Marsa, kt�rej pani nie odwiedzi�a? - powiedzia�a Denise. - Le�a�a za nast�pn� wydm�, ale nasypa�o si� pani piasku do but�w i wr�ci�a pani na statek. - Je�dzili�my pojazdami pustynnymi - pouczy�a j� D J. - A gdyby komu� nasypa�o si� piasku do but�w, by�by nieboszczykiem. - Szkoda, �e nie ma tam piramid i wielb��d�w - ci�gn�a Denise. - To musi by� strasznie nudne miejsce, ten Mars. Poza Oknami. Przypomnienie, �e Okna zosta�y odkryte przez pierwsz� wypraw�? - Nuda, kochanie, to stan duszy. A w miejscu takim, jak Mars, nuda zabija. - Naprawd� jest a� tak �le? - spyta�a niewinnym g�osem Denise. - Chodzi mi o to, �e je�eli cz�owiek nie ma si� na baczno�ci przez ca�y czas... - Donna Jean - wtr�ci�em si� - by�a�, zdaje si�, na miejscu odkrycia pierwszych Okien? - Tak, zajrzeli�my tam. Nadal sta�o tam sze�� triad, takich samych jak wtedy. Pami�tacie, �e pierwsza wyprawa przywioz�a dwie nie tkni�te triady na Ziemi�. Ale przedtem rozebrali jedn�, kt�ra wypu�ci�a dwie kopie. Patrzcie, to wasze Okno te� ju� p�czkuje. I rzeczywi�cie. - Czy Okna mog� kiedy� zaj�� ca�� Ziemi? - spyta�a Thea. D J roze�mia�a si�. - Nie, bo to zale�y od konsument�w. Musi istnie� jaka� granica nasycenia rynku, podobnie jak dla ka�dego innego produktu. Nale�y rozpatrywa� mod� na Okna jako zjawisko ekologiczne. Po jakim� czasie nisza wype�nia si�, tak samo jak w przyrodzie, i zapotrzebowanie spada. - Czy nie my�li pani, �e to Obcy nas mog� obserwowa� przez Okna? �e do tego w�a�nie s�u��? - odezwa� si� Danny. - W�tpi�. W jaki spos�b ten obraz mia�by do nich dotrze�? - Za pomoc� szybszych od �wiat�a cz�stek, kt�rych nie potrafimy wykry�. - I na kt�rych istnienie nie ma �adnego dowodu. - D J potrz�sn�a g�ow� i wznios�a szklanka z burgundem. Za wasze nowe Okno i jego potomstwo. �eby pokaza�y co� naprawd� fascynuj�cego. - Nie s�dzicie, �e Okna s� jak automaty do gry? - zauwa�y�a Denise. - Gramy i gramy w nadziei, �e kiedy� trafimy na wielk� wygran�. Przyszed� mi do g�owy obraz toalet wzorowanych na automatach do gry, w kt�rych spuszcza�oby si� wod� za naci�ni�ciem d�wigni. Co stary Freud m�wi� na temat pieni�dzy? �e pieni�dze s� jak fekalia? �e gromadzenie pieni�dzy to powr�t do dzieci�cego syndromu zatrzymywania stolca. Gdybym zaprojektowa� toalety wzorowane na automatach do gry, mog�yby trafi� do g��bokiej pod�wiadomo�ci bogatych nabywc�w... Czy te� wzbudzi�yby w moich klientach niewyt�umaczalny l�k przed bankructwem, powoduj�c zatwardzenie? Wymaga�o to przemy�lenia. Okno numer dwa wyros�o w ci�gu tygodnia. Kiedy tylko osi�gn�o pe�ne rozmiary, ukaza�y si� obrazy. Jeden przedstawia� lodowiec, kt�ry m�g� si� znajdowa� na Ziemi albo na jakiej� planecie w drugim ko�cu galaktyki. Trudno by�o os�dzi�; s�o�ce i ksi�yc wygl�da�y bardzo podobnie do naszych. Drugie przedstawia�o sawann�, zdecydowanie ju� nie na Ziemi. Pas�y si� na niej szczud�owate stwory przypominaj�ce szare flamingi z g�owami gazeli. Co jaki� czas stwory rzuca�y si� do ucieczki, mo�e sp�oszone przez jakiego� skradaj�cego si� drapie�nika, a mo�e po prostu, �eby nie wyj�� z wprawy Danny sp�dza� d�ugie godziny przygl�daj�c si� tym widokom, jakby si� czu� w�a�cicielem tej sawanny i tego lodowca. - Dwie wi�nie - powiedzia�a Denise, kiedy przysz�a nast�pnym razem. Nie rozumiem. - Dwie wi�nie z automatu do gry na owoce. Najni�sza wygrana. - Obj�a mnie w pasie i przytuli�a si� czule. Mo�e po prostu, �eby nie wyj�� z wprawy. W owym czasie jaka� cz�� mnie uzna�a, �e wi�kszo�� mojej tw�rczej energii zosta�a zmarnowana lub wykorzystana dla cel�w groteskowych. W tym samym czasie inna cz�� mnie nadal produkowa�a nowe pomys�y w rodzaju toalet w kszta�cie automat�w do gry. Okna dawa�y jakby perwersyjne odbicie mojej dzia�alno�ci. Tworzy�y coraz to nowe obrazy odleg�ych miejsc... kt�re nie warte by�y odwiedzin. Nawet, gdyby istnia�a taka mo�liwo��. Jedyne naprawd� poci�gaj�ce widoki przedstawia�y Ziemi�. Czy�by to by� prawdziwy cel Okien? Zniech�ci� nasz Dostarczy� nam mn�stwa pustych obcoplanetarnych krajobraz�w, plus gar�� ziemskich widok�w, gdzie nareszcie dzia�o si� co� interesuj�cego? Czy�by Okna by�y dobrotliwym, cho� zagadkowym dziedzictwem jakiej� wy�szej obcej cywilizacji, kt�ra znajdowa�a si� w przededniu za�amania, a mo�e emigracji do s�siedniej galaktyki lub osi�gni�cia nirwany? Czy�by mia�y nas ostrzec przed marnowaniem czasu na daremne poszukiwania? Zawsze uwa�a�em si� za pioniera mody. Czy�by m�j obecny nastr�j mia� zarazi� ca�� ludzko��, w miar� jak Okna b�d� si�. rozmna�a� ukazuj�c nowe pustynne miejsca? Ale rozwa�my te� mo�liwo�� z�o�liwego spisku. Czy Okna mog�y zosta� umieszczone na Marsie po to, �eby nam odebra� ducha? �e w rzeczywisto�ci wszech�wiat jest pe�en bajecznych �wiat�w i cud�w, marze� i przyg�d, miast i pa�ac�w? A my, po obejrzeniu miliona Okien, nigdy by�my w to nie uwierzyli. Mo�liwe te�, �e si� zwyczajnie starza�em. Danny chyba wola� puste obce krajobrazy od arabskiego bazaru. By�y dla niego bardziej poci�gaj�ce. To samo z The�. Mo�e odpowiada�o to poczuciu dojmuj�cej pustki wieku dojrzewania, temu hormonalno-elegijnemu smutkowi, kt�ry sk�ania do pisania marnej poezji. Z naszego drugiego Okna zacz�o wyrasta� trzecie, maj�ce dope�ni� triady. Ostatnie Okno w��czy�o obraz pewnego popo�udnia, kiedy by�em w domu sam. Wyszed�em do ogr�dka, �eby zobaczy�, co si� tam dzieje. Ujrza�em smagan� wichrami i o�wietlon� zimnym blaskiem tundr�. �wiat�o rozsiewa� kwartet ma�ych ksi�yc�w. Na niebie dominowa�a jedna wielka konstelacja. Natychmiast pomy�la�em o niej jako o "Ma�pie". Ma�pa iska�a si� z pche�, czyli mniejszych gwiazd. Mo�e nasze S�o�ce by�o jedn� z tych pche�, ale raczej nie. To urocze i niesamowite: w s�oneczne popo�udnie sta� i ogl�da� noc na obcej planecie. Tak, urocze. Oto by�o okno w m�j w�asny mrok. A jak�e ol�niewaj�cy by�by to widok, gdyby nad t� tundr� wzesz�o s�o�ce po zachodzie naszego S�o�ca i nie musieliby�my wtedy zapala� wieczorem lampy na tarasie. Oszcz�dno�� elektryczno�ci dzi�ki nieznanej gwie�dzie. Kiedy w godzin� p�niej wr�ci� Danny z nieod��czn� teraz The�, zachwycili si� tundr� w �wietle ksi�yc�w i wyszczerzon� ma�p� na krzywych nogach drapi�c� si� pod pachami, kt�ra zajmowa�a �rodek nieba. - A co jest od wewn�trz? - spyta� Danny. - W�a�nie, co pokazuje druga strona? - zawt�rowa�a mu Thea. Wzruszy�em ramionami. - Nie zajrza�e�, tato? - Pomy�la�em, �eby zostawi� to wam - sk�ama�em. Danny przyni�s� z szopy dwa wysokie stopnie. - Przynie� te� drabin� - przynagla�a go Thea. - Chc� wej�� do �rodka. Mo�emy tam wej�� oboje. Drabina plus dwa cia�a wci�ni�te mi�dzy trzy p�aszczyzny wielko�ci drzwi? - B�dzie wam tam ciasno - powiedzia�em. - Wcale nie b�dzie ciasno. B�dzie zabawnie - nalega�a Thea. - Jak sobie chcecie. I Danny poszed� po nasz� lekk� aluminiow� drabin. Czy b�d� si� tam �ciska� i ca�owa�, w przestrzeni mi�dzy trzema �wiatami? Przez chwil� wyobrazi�em sobie (i natychmiast odrzuci�em) projekt wykorzystania triady Okien jako kabiny natryskowej. Bo kt� chcia�by wchodzi� do kabiny po drabinie? Ale to doprowadzi�o mnie do my�li, �e nikt nie pr�bowa� wprowadzi� Okien do wn�trza dom�w. Oczywi�cie trudno wprawi� na miejsce zwyk�ej szyby Okno, kt�re wypuszcza dwa nast�pne. Ale mo�e jest jakie� zastosowanie dla Okien we wn�trzu? Miejmy nadziej�, �e nie takie, jak wykorzystywanie dolnej cz�ci n�g s�oni jako stojak�w na parasole. Elementy stroju i dekoracji wn�trz z martwych zwierz�t, zebr, krokodyli, tygrys�w, zdecydowanie wysz�y z mody. Zosta�y pot�pione. Jednak odwieczne pragnienie my�liwego, �eby udekorowa� swoj� jaskini� trofeami polowa�, musia�o znale�� uj�cie. St�d m�j sukces z wannami i toaletami w kszta�cie zwierz�t. W tym momencie us�ysza�em znajomy tryumfalny ryk samochodu Denise. Doje�d�aj�c na miejsce, Denise zawsze dawa�a gaz do dechy, zanim si� zatrzyma�a. Zupe�nie jakby samoch�d by� zakatarzonym dzieckiem, a ona z przesadnym staraniem wyciera�a mu nos. Wpu�ci�em j� i bez pytania nala�em jej Campari z wod� sodow�, a sobie whisky. K�tem oka, przez otwarte drzwi na taras, zauwa�y�em Danny'ego, kt�ry balansowa� na stopniach. Ze �rodka triady wystawa� koniec drabinki, ruda g�owa w�a�nie znika�a z pola widzenia. Dlaczego ludzie pij� Campari? Dla mnie to mia�o smak p�ynu do p�ukania ust. Wed�ug mnie Campari z wod� sodow� powinno si� stosowa� wy��cznie w gabinetach dentystycznych jako �rodek dezynfekcyjno-uspokajaj�cy. Denise i ja tr�cili�my si� szklankami. - Na zdrowie. - Salute. Wyra�nie wpada�em w coraz g��bsz� depresj�, tak jak Danny zag��bia� si� teraz w ciasny graniastos�up dalekich �wiat�w. Wszystko wydawa�o mi si� nieudane i bezwarto�ciowe. Mo�e najbardziej przygn�biaj�ca w tym wszystkim by�a niemo�liwo�� przekroczenia granicy �wiat�w, nawet je�eli nie by�y one warte odwiedzin. W ten spos�b dra�ni�y podw�jnie. Nagle poczu�em nienawi�� do Okien, cho� prawdopodobnie by�a to tylko nienawi�� do samego siebie. Krzyk rozci�� popo�udnie niczym n� rozcinaj�cy cia�o. Wybieg�em z domu, Denise za mn�. To nie by� krzyk, jaki wydaje kto�, komu nadepni�to na palce. - Danny! - zawo�a�em. - Thea! - krzykn�a Denise. Widocznie zauwa�y�a, �e ruda czupryna te� znik�a. Tylko dlaczego wo�a�a The�? Czy dlatego, �e ja tego zaniedba�em? Zapewne! Danny po�piesznie wychodzi� ze �rodka triady na schodki, omal ich nie przewracaj�c. - Tato, na pomoc, tato! - krzycza�. Podbieg�em i podtrzyma�em go. - Co z The�? - Nie ma jej, tato. Nie ma. B�ysn�o �wiat�o, zrobi� si� przeci�g i... ona przesz�a przez Okno! Jest po drugiej stronie! - Zejd� ze schodk�w! Pu�� mnie tam! Danny po�piesznie zszed�, a ja stan��em na g�rnym schodku, przechyli�em si� przez kraw�d� i zajrza�em do �rodka. Z�ota pustynia. Thea sta�a rozgl�daj�c si� w przera�eniu. Oddycha�a, nie pad�a otruta i nie straci�a przytomno�ci. Macha�a bez przekonania r�k� raz w jedn� stron�, raz w drug�. Nie widzia�a mnie, mo�e nie widzia�a te� Okna. Pali�o s�o�ce. Sawanna. Tam te� sta�a Thea, po kolana w trawie. Kilka tych flamingo-gazeli podskakiwa�o w tle. Thea sta�a jak skamienia�a, blada, wpatrzona w jeden punkt. Trzecie Okno.,. Jeszcze raz Thea. Tym razem w mie�cie. Nie by�o to miasto na Ziemi. Kolumny z r�nokolorowych p�yt przebite czarnymi wie�ycami pi�y si� ku staremu, pochmurnemu niebu. P�yty przyczepione do wie�, jak kwiaty �ubinu. Thea sta�a na poboczu szerokiej brunatnej ulicy, po kt�rej porusza�y si� pojazdy jak m�tne banie na mi�kkich ko�ach. Thea krzycza�a, zbli�a�y si� do niej... istoty. By�y to pionowe szare walce, z oczami i jakimi� innymi organami na szczycie, z ma�ymi kaczymi �apami i cienkimi, wiciowatymi r�kami. Chodz�ce robaki obwieszone jakimi� torebkami, pude�kami i gronami srebrzystych kulek. To by�a g��wna wygrana Obcych. Nagrod� stanowi�o natychmiastowe przeniesienie do tego miasta. A przy okazji na pustyni�. I na sawann�. Przera�aj�c� g��wna wygrana. W jaki spos�b Thea mog�a by� jednocze�nie w tym mie�cie i zarazem w dw�ch innych miejscach? Napar�em na Okna. �eby lepiej widzie�, czy �eby ratowa� The�? Sam nie wiem. Okna rozdzieli�y si� z trzaskiem. Triada sta�a si� opartymi o siebie trzema oddzielnymi Oknami. Czym pr�dzej zszed�em na d�, odstawi�em schodki i ustawi�em Okna w jednym rz�dzie, �eby wszyscy mogli zobaczy� The� w trzech osobach. Oraz miasto z jego mieszka�cami. - Dlaczego to zrobi�e�? - wyj�ka�a Denise. - Obcy - powiedzia�em. Danny rzuci� si� na Okno z sawann�, jakby m�g� p�j�� w �lady Thei. Nie m�g�. - Jakim cudem ona jest w trzech miejscach? - spyta�a os�upia�a Denise. Na pustyni Thea zacz�a wspina� si� na wydm�. Na sawannie udeptywa�a traw�, jakby chcia�a sobie, przygotowa� gniazdo, bezpieczne miejsce. W mie�cie Obcy tworzyli dyskretny i zaciekawiony kr�g wok� Thei. Wywijali i potrz�sali w jej stron� swoimi wiciowatymi ko�czynami. - Okna si� mno�� - powiedzia�a Denise - i j� te� rozmno�y�y... Czy kt�ra� z nich jest prawdziwa? Czy inne s� tylko jej odbiciami? Wygl�da jak �ywa we wszystkich trzech. - To prawda - zgodzi�em si�. - Tylko dok�d ona p�jdzie na pustyni? Albo na sawannie? Na sawannie mo�e znale�� jedzenie i wod�... ale na pustyni? M�j Bo�e. W mie�cie Thea przesta�a krzycze� i tylko trz�s�a si� ze strachu, wpatruj�c si� w Obcych. - Rozbi�e� triad�! - powiedzia� oskar�ycielskim tonem Danny. - Rozerwa�e� j�. Teraz Thea jest uwi�ziona po drugiej stronie. Ona nie mo�e wr�ci�! - Nic nie rozbija�em. Musieli�my to zobaczy�. Sk�d ci przysz�o do g�owy, �e ona mog�aby wr�ci�? - To ja m�g�bym p�j�� za ni�, by� z ni�! - Na pustyni, �eby tam umrze�? - Wi�c o to chodzi�o - powiedzia�a cicho Denise. - Nie chcia�e� straci� syna. Ty draniu. - Ja... wcale nie dlatego. Jak sobie wyobra�asz p�j�cie za ni�, Danny? - Teraz to ju� niemo�liwe - wtr�ci�a Denise. - Uniemo�liwi�e� to. Obcy rozsun�li si�. Podjecha� jeden z baniastych pojazd�w. Wij�ce si� ko�czyny zap�dzi�y The� do �rodka. Danny zrobi� g��boki wdech, zamkn�� oczy i rzuci� si� na Okno z miastem. Jakby zamykaj�c oczy m�g� przedosta� si� na drug� stron�. Uderzy� ca�ym ci�arem cia�a w Okno, kt�re �i� przewr�ci�o. Uderzy�o o stalowy brzeg ogrodowego rusztu. Danny rozci�gn�� si� jak d�ugi. Okno p�k�o. Obraz znik�. Na pustyni i na sawannie te�. Thea odwr�ci�a si� gwa�townie, jakby us�ysza�a nag�y huk albo poczu�a, �e co� si� zrywa. Przez chwil� rozgl�da�a si� zaskoczona. Potem na sawannie wr�ci�a do udeptywania trawy, a na pustyni podj�a marsz ku grzbietowi z�otej wydmy. Miasto znik�o, p�kni�ta szyba by�a pusta. - Ty durniu sko�czony - powiedzia�em do Danny'ego, pomagaj�c mu wsta�. - Durniu? Durniu? - wyrwa� si� z moich r�k. - Przez ciebie stracili�my miasto. - Chyba chcesz powiedzie�, �e stracili�my j�. - Tak, tak. To okropne... �e st�uk�e� Okno. Gdybym ich nie rozdzieli�, nie m�g�by� tego zrobi�. Widz�c wyraz twarzy Danny'ego, poczu�em to samo lodowate puste ssanie, jakiego do�wiadczy�em, kiedy zgin�a Ruth. Uczucie, jakbym by� opr�niany. Przestraszy�em si�, �e jednak straci�em syna. Stracili�my te� przez g�upot� miasto Obcych, najwa�niejsze z miliona Okien. Tylko nas troje je widzia�o - nas czworo, je�eli liczy� The�. Ale jak j� liczy�? Nie by�o ju� jej na Ziemi. A przecie� jednak mog�em j� liczy�. Thea Pierwsza, tam, na pustyni, znikaj�ca za grzbietem wydmy w poszukiwaniu wody i �ycia. Thea Druga, na sawannie, te� wyruszaj�ca w drog�. Teraz zrozumia�em, dlaczego udeptywa�a traw�. �eby zaznaczy� miejsce, w kt�rym przyby�a, �eby m�c je potem odnale��. Ile czasu potrzeba, �eby trawa si� podnios�a? Czy ka�da Thea s�dzi�a, �e jest jedyna? Pewnie tak. C� to za zwariowany system transportowy, kt�ry produkuje dwie skazane na pewn� �mier� kopie podr�nika? Nigdy dot�d Okna nie przekazywa�y nic poza obrazami. Czy nigdy ju� nic innego nie przeka��? Ten jedyny raz Okno przekaza�o cz�owieka, a myje zniszczyli�my. - Danny! Jak zosta�o uruchomione Okno? Co wy tam robili�cie? Patrzy� na mnie z wyrzutem. - Ca�owali�cie si�? Czy robili�cie co� wi�cej? - nalega�em. - Czy... - Jeste� brutalny - przerwa�a mu Denise. - Ona tam umrze - powiedzia� Danny. - Mo�e b�d� j� dobrze traktowa� w tym mie�cie- spr�bowa�em go uspokoi�. - Mo�e nawet potrafi� j� odes�a�. - Przez st�uczone Okno? - spyta�a Denise. - A co z tymi innymi Theami? - dopytywa� si� m�j syn. - Mo�e to s� tylko fantomy? Jak kto� mo�e si� rozdzieli� na trzy osoby? - O ile wiem, Bogu si� to raz uda�o - powiedzia�a Denise. U�miechn��em si�. - B�dziemy musieli zameldowa� o tym, co si� sta�o. - Przecie� nikt nam nie uwierzy - zaoponowa�a Denise. - Musimy, poniewa� biedna Thea znik�a. Zagin�a. Tak�e dlatego, �e zobaczyli�my pozaziemsk� cywilizacj�, do kt�rej Okna mog� nas przenie��! - Jaki mamy na to dow�d? - Je�eli wszyscy przysi�gniemy... Denise kiwn�a g�ow� w stron� dw�ch pozosta�ych Okien. - Jedyny dow�d w�a�nie odchodzi. - Na pewno wr�ci, je�eli nie znajdzie... - Ja bym nie wraca� - powiedzia� Danny. - Szed�bym przed siebie. J�kn��em. Dlaczego nie wpad�o mi do g�owy, �eby skoczy� po aparat? Teraz ju� za p�no. Thea znik�a za grzbietem wydmy. Na sawannie, w oddali, na p� zas�oni�ta przez trawy, mog�a uj�� za ka�dy rodzaj stworzenia. Danny rozp�aka� si�. Potem zaci�� kl��. Denise da�a pokaz pocieszania. Mnie nie pozwoli� si� nawet dotkn��. - Pos�uchaj ! - dorwa�em si� wreszcie do g�osu. - Ona znik�a, do jasnej cholery! Nie mo�emy udawa�, �e Thea wysz�a z domu i kto� j� na przyk�ad porwa�. Musimy powiedzie� prawd� jej rodzicom. Musimy wyt�umaczy� sprawa policji. Musimy by� uczciwi! Wszystko to by�o prawd�, o czym Danny i Denise mieli si� stopniowo przekona�. Tak wi�c z�o�yli�my zeznania, cho� nie przyznali�my si� do �adnego przest�pstwa. Przyjechali rodzice. Przyjecha�a policja. Przyjechali rz�dowi eksperci, �eby zabra� do zbadania st�uczone Okno wraz z dwoma pozosta�ymi. Przyjechali dziennikarze z kamerzystami. I odjechali. W �lad za nimi w dwa dni p�niej przyjecha�a Donna Jean Scott i sko�owany tym wszystkim przez chwil� my�la�em, �e przylecia�a z Marsa. - Kochanie - powiedzia�a do mnie w pustym ogr�dku - tak ci wsp�czuje. Musia�am przyjecha�, bo w pewnym sensie to ja inaugurowa�am twoje Okno. Czy opowiesz mi szczeg�owo, jak si� to wszystko sta�o? Zrozumia�em, �e nie jest to wizyta prywatna. Mimo to opowiedzia�em jej wszystko do najdrobniejszych szczeg��w. W��cznie z tym, �e nie krzykn��em imienia Thei. Liczy�em na to, �e kobieta z Marsa mo�e zrozumie� moje poczucie osamotnienia. Bez w�tpienia straci�em Denise, co raczej nie by�o katastrof�. Gorzej, �e straci�em te� Danny'ego, cho� nadal mieszkali�my pod wsp�lnym dachem. - Mo�na by pomy�le� - powiedzia�a D J - �e podwy�szony stan �wiadomo�ci... co tu kry�, erotycznej, mo�e uruchomi� Okno. - Danny wyskoczy� stamt�d natychmiast - przerwa�em jej - i by� kompletnie ubrany. - Nie szkodzi. To nie wyklucza podniecenia. Rzecz w tym, czy to miasto Obcych by�o ju� widoczne, kiedy oni weszli do �rodka. Nie wiesz? - Na zewn�trz widzieli�my tundr�. - Czy jeste� pewien, �e miasto robak�w by�o ju� widoczne wcze�niej? To bardzo wa�ne. Bo je�eli nie, to mo�e podniecenie dzieciak�w wywo�a�o te� obraz, nie tylko przenios�o The�? - Danny nie by� ze mn� zbyt rozmowny, jak ci ju� m�wi�em, a eksperci zadali ju� wystarczaj�co du�o pyta�. - Wiem. Ale nikt nie wysun�� takiego przypuszczenia. Bo wszystko zdarzy�o si� w mgnieniu oka. Je�eli pozwolisz, chcia�abym porozmawia� z Dannym: - Prosz� bardzo. On ci� powa�a. Siedzi teraz na g�rze i zamartwia si�. Ddwadzie�cia minut p�niej D J wr�ci�a z pokoju Danny'ego. Z drabiny wida� by�o sawann� - o�wiadczy�a. To wszystko, co widzia�. Przyznaje, �e by� seksualnie podniecony i przepe�niony duchem przygody. Thea w�a�nie si� odwraca�a, Danny sta� na najni�szym szczeblu i byli do siebie przyci�ni�ci. Danny chwyci� j� za ty�ek i wtedy b�ysn�o. Thea krzykn�a. Danny obejrza� si� i ujrza� miasto. Potem powia� wiatr i Thea znalaz�a si� za Oknami. - Gdyby Danny zszed� z drabiny, on te� by przepad�? - Prawdopodobnie. Podejrzewam, �e mamy do czynienia z do�wiadczeniem powtarzalnym. - Jak chcesz to zrobi�? To Okno jest zniszczone. - Trzeba wzi�� inn� nowo utworzon� triad�. Nie podgl�da� ostatniego Okna. Nie zapuszcza� do �rodka luster. Potem wej�� tam z kim�, kto ci� podnieca. Popie�ci� si� i odwr�ci�. Obce miasto mo�e rozb�ysn�� i wci�gn�� ci�. To samo miasto lub jaka� inna cywilizowana okolica. - Plus dwie inne, po kt�rych mo�esz w�drowa� a� do �mierci. To ma by� system transportowy? To wariactwo. - Wa�ne, �e dzia�a. Spe�nia swoje zadanie. Nie my�l�, �eby Okna zaprogramowano na niesko�czon� liczb� widok�w. My�l�, �e ka�de nowe Okno otrzymuje widok drog� jakiego� oddzia�ywania na odleg�o��. I zawsze jest to widok jakiej� planety albo ksi�yca, prawda? Nigdy pustka kosmiczna. Umys� w stanie pobudzenia mo�e skierowa� przypadkowe po��czenie na �wiat, w kt�rym te� �yj� istoty my�l�ce. - Plus do dw�ch innych �wiat�w. Kto by chcia� bra� udzia� w takim eksperymencie? - Ja. By�am ju� na Marsie. Ci�gnie mnie, �eby zobaczy� inny uk�ad gwiezdny, bez wzgl�du na to, co z tego wyniknie. My�l�, �e trzeba mie� partnera z du�ym �adunkiem uczuciowym. Najlepiej kogo�, kto jest osobi�cie g��boko zwi�zany z Oknami. - My�lisz o Dannym? - O tobie, m�j drogi. Du�o o tobie wiem. Jeste� przepe�niony poczuciem winy i pogardy do siebie, t�sknot� i po��daniem. - Czy nie za du�o tych pochlebstw? U�miechn�a si�. - Kiedy si� jest zamkni�t� z dziesi�cioma facetami w blaszanej puszce przez dwa lata, cz�owiek uczy si� czyta� w ludzkich sercach i przyjmowa� to, co w nich znajdzie, ze zrozumieniem. W przeciwnym razie wszyscy zgin�. - To, co proponujesz, nie wydaje si� dobr� recept� na prze�ycie. - Jest czas na walk� o przetrwanie i czas na po�wi�cenia. Czas ryzyka. Czas pod niebem. Jak chcesz stawi� czo�o pogardzie i gniewowi Danny'ego, je�eli nie spr�bujesz p�j�� w �lady jego dziewczyny? - Czy po dw�ch latach sp�dzonych w puszce sta�a� si� te� ekspertem od manipulowania cudzymi uczuciami? - Mo�liwe. - Gdzie mia�by si� odby� ten tw�j eksperyment? - Mo�e u Sama Jacobsa? Wyje�d�a w podr� s�u�bow�. Zainstalujemy u niego nowe Okno i pozwolimy mu si� rozrosn��. - Kto to jest "my'"? - Ja i kilku znajomych. Chcia�abym, �eby tw�j syn te� by� przy tym. - �eby m�g� zobaczy�, jak odchodz� w obcoplanetarn� dal? - �eby m�g� zn�w nabra� do swojego starego szacunku. Wiecz�r przed wyznaczonym eksperymentem Donna Jean przysz�a do mnie na kolacj� we dwoje. Prawie mnie uwiod�a, jednak nie do ko�ca. Danny'ego nie by�o ju� w domu; zosta� ulokowany u Sama Jacobsa. D-J rozmy�lnie doprowadzi�a mnie do szczytu podniecenia i tam mnie zostawi�a. Pokaza�a mi siebie i odm�wi�a mi siebie. Gdybym by� jaskiniowcem, si�gn��bym po maczug�, ale przecie� nie jeste�my jaskiniowcami. - To jest bezwstydny wyzysk - poskar�y�em si�, sil�c si� na dowcip. (D J by�a w�wczas prawie naga) - Wyzyskujesz bezwstydnie swoje mo�liwo�ci. - Kto tu kogo wyzyskuje, kochanie - zamrucza�a. - Ty wyzyskujesz mnie. A twoi szefowie ciebie. - Zwi�kszam tw�j �adunek, kochanie, na wypadek, gdyby to si� okaza�o kluczem do ca�ej sprawy. Nie powiniene� zreszt� m�wi� o wyzyskiwaniu seksu, ty, z twoimi nimfami w natryskach, go�ymi pi�kno�ciami w wannie i zwierz�cymi toaletami. - Przyznaj� si� do winy - j�kn��em. - Zwi�kszaj w sobie te� �adunek winy. - Jeste� niezwyk�� kobiet�, moja specjalistko od geologii. Zdaje mi si�, �e zaczynam si� w tobie kocha�. - Zdaje ci si�. Ale mo�esz sobie wyobrazi�, �e tak jest. D�ugo nie mog�em zasn�� tej nocy (samotnie). Nowo wyros�a triada zosta�a umieszczona w ma�ym ogr�dku na ty�ach domu, otoczonym wysokim murem, do�� podobnym do mojego ogr�dka. Do triady przystawiono moje schodki, obok le�a�a ta sama aluminiowa drabinka: nie szcz�dzono pieni�dzy, ani wysi�ku. Koledzy D-J zawiesili wysoko kamery wideo, �eby utrwali� scen� wewn�trz triady i widok w ostatnim Oknie. Na razie nikt nie wiedzia�, co pokazuje sz�ste Okno. Nie by�o �wiadk�w na wypadek, gdyby �wiadomo�� obserwator�w mog�a wp�yn�� na przedwczesne uruchomienie Okna. Dlatego te� kamery nie by�y monitorowane. Zewn�trzne widoki przedstawia�y nieziemskie bagno z odra�aj�cymi czo�gaj�cymi si� stworami; ��t�, smagan� falami pla�� z palmami kokosowymi w tle i r�wnin� kipi�cego b�ota. Pokazano mi zapisy pierwszych dw�ch widok�w wewn�trznych. Zobaczy�em nieziemski las ��obkowanych, beczkokszta�tnych drzew z olbrzymimi parasolowatymi li��mi i zwisaj�cymi ��tymi owocami. Grunt pokrywa�y aksamitne fioletowe porosty. Zobaczy�em te� skalisty stok z rzadkimi, sztywnymi tworami przypominaj�cymi korale w kszta�cie jelenich rog�w. Koledzy D-J trzymali si� dyskretnie wn�trza domu, uwa�aj�c, �eby nam nie wchodzi� w drog�. Danny by� z nimi. Oba krajobrazy wewn�trzne dawa�y szans� prze�ycia, przynajmniej przez jaki� czas. Gdyby kt�ry� z obraz�w przedstawia� pozbawiony atmosfery ksi�yc albo roztopion� law�, eksperyment zapewne zosta�by odwo�any. Zacz��em od powiedzenia Danny'emu, jeszcze w domu, �e ruszam na poszukiwanie Thei, potem wyszed�em na zewn�trz, gdzie zosta�em ogni�cie uca�owany przez Donn� Jean. D-J i ja zostali�my zaopatrzeni w mocne buty i spodnie oraz nieprzemakalne kurtki z kapturami, wyposa�one w liczne kieszenie pe�ne przydatnych rzeczy, w tym ma�ych aparat�w odbiorczych i pistolet�w. Oboje mieli�my te� odblaskowe okulary. Wszystko na koszt zespo�u D J. By� to ekwipunek pozosta�y po wyprawie marsja�skiej i przygotowany na wypadek, gdyby Venturer Dwa wyl�dowa� w amazo�skiej d�ungli albo w Arktyce. Czu�em si� idiotycznie stoj�c w tym stroju w ma�ym miejskim ogr�dku. - Okay chod�my. Ja pierwsza, ty gonisz. - D-J wesz�a na schodki, a ja poda�em jej drabink�, tak �eby mog�a wsun�� j� do �rodka triady. D-J, ustawiaj�c drabink� na ziemi, a nast�pnie schodz�c po niej w g��b, uwa�a�a, �eby nie spojrze� na nowe Okno jeszcze bez widoku. Ustalili�my, �e b�dziemy zwr�ceni twarzami do beczkowatego lasu, a� do chwili, kiedy si� przytulimy i oboje odwr�cimy. - Chod� do mnie - powiedzia�a cicho. - Woda jest ciep�a. Zacz��em schodzi� po drabinie. Pi�� szczebli do do�u. Cztery. Trzy. Teraz robi�o si� ciasno, czu�em jej piersi na swoich udach, potem na plecach. Dwa. Sta�em jedn� stop� na ziemi. Na Ziemi. - Okay - powiedzia�em. - Obie stopy, cwaniaku. - Obie - zgodzi�em si�. - Pu�� drabin�. Teraz obydwoje si� odwr�cimy i ty mnie popie�cisz. Wygl�dali�my jak para z balu przebiera�c�w, kt�ra utkwi�a w ciasnej szklanej windzie... sytuacja by�a absurdalna, ale, do licha, czu�em podniecenie. - Jak dolicz� do sze�ciu. Po �acinie to jest sex. - Bardzo zabawne. - Raz, dwa, trzy, cztery, pi��, seks. Z trudem uda�o nam si� odwr�ci�. Przez kurtk� dotkn��em jej piersi. Ostatnie Okno by�o puste, ale tylko przez kr�tk� chwil�. Nagle rozb�ysn�o i widok przedstawia�... Ku naszemu zaskoczeniu kontakt radiowy przez Okna nie stanowi problemu. Trzeba tylko mie� radia po obu stronach. Mamy dwa radia w tym skalistym terenie. S� dwa nast�pne, te� nasze, w nieziemskim lesie. I jeszcze dwa w obcej cywilizacji, do kt�rej trafili�my, ta "szcz�liwa" Donna Jean i ja. (Plus, oczywi�cie, te, kt�re mia� zesp� w domu Sama Jacobsa). Mo�emy rozmawia� ze sob� i z tymi w domu, na Ziemi. Nasza tryumfuj�ca bli�niacza para z obcej cywilizacji ma mas� do opowiadania: o t�tni�cym �yciem mie�cie, w kt�rym wyl�dowali, i o jego jaszczuropodobnych mieszka�cach, kt�rzy nie rozerwali przybysz�w na strz�py, ale okazali go�cinno�� i inteligentne zaciekawienie. Ta dw�jka uczy si� ju� miejscowego j�zyka. Druga para naszych bli�niak�w brnie po skalistym zboczu bez ko�ca, �ywi�c wbrew wszystkiemu nadziej�, �e znajd� jakie� bardziej go�cinne miejsce. Przynajmniej jest tam ch�odno, cho� trzeba uwa�a� na parz�ce promienie bia�ego s�o�ca. A my? My od dw�ch dni w�drujemy w�r�d beczkokszta�tnych drzew i zastanawiamy si�, kiedy mamy napi� si� po raz pierwszy wody ze strumienia, spr�bowa� owoc�w, a nawet ustrzeli� kt�rego� z miniaturowych plamiastych nied�wiadk�w na mi�so. Dziwne jest m�wi� do siebie przez radio i s�ucha� swoich w�asnych odpowiedzi. - Halo, Donna w�r�d ska� - m�wi moja D-J. - Hej, kochanie, jeste� teraz Skaln� Madonn�! - Na Marsie by�o gorzej - nadchodzi odpowied� ze spierzchni�tych warg. - Niedu�o. Troszeczk�. I ca�y czas mamy z g�rki. - Jutro rano spr�bujemy miejscowej gruszki. Jedno z nas. Wszystko jedno kt�re. Je�eli jedno z nas si� otruje, dni drugiego i tak s� policzone. - My tu mo�emy je�� miejscowe jedzenie - nadaje D-J z jaszczurowego miasta. - Niekt�rzy to maj� szcz�cie - rzuca moja D-J. Ja nie gadam za du�o z moimi bli�niakami. Nie lubi� d�wi�ku swojego g�osu. Zapada wiecz�r pod parasolami z li�ci. Pod stopami puszysty fioletowy mech. Czas na nocny spoczynek. Rozpalimy ognisko z kory i ga��zi, cho� nie widzieli�my �adnych �lad�w drapie�nik�w. Jakie� drapie�niki musz� tu by�, bo w przeciwnym razie mininied�wiadki zadepta�yby las. A mo�e mininied�wiadki nie s� skore do rozmna�ania. - Robimy tu post�j, D-J? - Tak. Koniec rozm�w, Ziemia i reszta. Musimy nazbiera� chrustu. P�niej, kiedy siedzieli�my w ciemno�ciach przy ognisku ws�uchani w odleg�e, nie budz�ce l�ku skrzeki i piski, odezwa�o si� radio. - Tu Ziemia. S�yszycie nas? D-J i jej bli�niaczki potwierdzaj�. - Z powodu tej historii z radiem doszli�my do wniosku, �e Okna s� jednak jakim� rodzajem urz�dzenia przeka�nikowego. Rodzajem galaktycznej ksi��ki telefonicznej. Wyra�nie u�ywali�my ich w jaki� krety�ski spos�b, mno��c je ca�ymi milionami. Prawdopodobnie zreszt� chodzi o przekazywanie sprz�tu, nie ludzi. Z powodu tego potrajania. Musi istnie� spos�b na przekazywanie rzeczy bez ludzi. B�dziemy nad tym pracowa�. Mo�e gdyby si� nam jako� uda�o przes�a� przez Okno drugie Okno, mieliby�my drzwi w obie strony. Nie wiemy na razie, jak zmie�ci� Okno do wn�trza triady... ale je�eli wy tam wytrzymacie jeszcze troch�, to jest szansa, �e was wyci�gniemy. - Wszystkie trzy kopie? - pyta Donna ze ska�. - Tak, nad tym te� trzeba si� zastanowi�. Mo�e po��czycie si� w jedno. Mo�e trzy egzemplarze s� wysy�ane r�nymi trasami i ��cz� si� w miejscu przeznaczenia, jak w systemie kontrolnym w przypadku utraty sygna�u. - Mnie osobi�cie si� nie �pieszy - wtr�ca m�j bli�niak z miasta jaszczur�w. - Pr�buj� zainteresowa� naszych gospodarzy nowymi rozwi�zaniami wn�trz. Doceniam, �e w tym skalnym miejscu D-J i ja mamy naprawd� ci�ko... - To nie �arty - rzuca ta druga Donna. - Cztery, pi�� dni i koniec z nami. Je�eli nie zdarzy si� jaki� cud. - A my tu w lesie - m�wi moja D-J - jeszcze nic nie wiemy. Je�eli to, co zerwiemy i upolujemy, nie jest truj�ce, to chyba uda nam si� przetrwa�. Z niedowierzaniem s�ucham g�osu swego bli�niaka. Jest mn�, a jednak nie jest mn�. Trudno mi pogodzi� si� z faktem, �e istniej� gdzie indziej i �e ta istniej�ca tam osoba jest mn�. Albo, �e on jest przekonany, �e jest prawdziwym mn�: A tak przecie� jest. Je�eli Okna potrafi� robi� kopie ludzi, to czy� ludzie nie s� niczym wi�cej ni� skomplikowanymi maszynami biologicznymi? Mo�liwe, tylko �e takie rozwa�ania to strata czasu. To dziwne, ale nie mam teraz poczucia daremno�ci... cho� przyznaj�, �e m�j bli�niak na tym skalnym zboczu mo�e mie� poczucie �miertelnej daremno�ci. Siedz�c tutaj przy ognisku pod nieziemskimi drzewami czuj� si� wreszcie dziwnie szcz�liwy. W ko�cu dok�d� przyby�em, cho� nie wiem, gdzie to jest. Znalaz�em nawet kogo� naprawd� bliskiego. Obejmuj� D-J, ona przytula si� do mnie. - Dobranoc, Ziemio - wy��czam radio. - B�dziemy si� kocha�? - proponuj�. - Tak - s�ysz� w odpowiedzi. Dzisiaj dotarli�my do skraju lasu. Zjedli�my tutejsze gruszki i nie zachorowali�my. Przed nami za p�ytk� rzek�, rozci�ga si� b��kitna ��ka z zagajnikami parasolowatych drzew. Wida� te� prymitywn� wiosk� lub obozowisko. Z plamiastymi mieszka�cami, kt�rzy maj� dwie nogi, dwie r�ce i guzowate g�owy z k�pkami w�os�w. Obserwujemy ich przez lornetk�. - Wygl�daj� na do�� prymitywnych - mruczy D J. - Mo�e nie zawsze tacy byli. A mo�e wiele Okien rozregulowa�o si�, odk�d je po raz pierwszy zaprojektowano, miliony lat temu. Mo�e zmieni�y si� klimaty. Wyros�y lasy. Przesun�y si� pustynie. Wypi�trzy�y si� g�ry. Mo�e Okna mo�na przesuwa� po krajobrazie w poszukiwaniu w�a�ciwego miejsca, tylko my nie wiemy, jak si� to robi. Milion lat temu ci mieszka�cy wioski mogli by� jeszcze zwierz�tami. Mog� mie� wy�ej rozwini�tych kuzyn�w o tysi�c mil st�d. W por�wnaniu ze zwierz�tami oni sami sprawiaj� wra�enie rozwini�tych. Co mamy do stracenia? Spr�bujmy. - Mamy do stracenia siebie, D j. Bo ja ju� nie czuj� si� zagubiony. Ruszamy wi�c w br�d przez rzek�. przek�ad : Lech J�czmyk powr�t