10360
Szczegóły |
Tytuł |
10360 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10360 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10360 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10360 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZYGMUNT KRASI�SKI
STO LIST�W DO DELFINY
Wyboru dokona� i wst�pem opatrzy� Jan Kott
NAJWI�KSZA POWIE�� POLSKIEGO ROMANTYZMU
S� r�ne porz�dki tradycji literackiej. Pierwszym jest kanon lektur szkolnych.
Do tego kanonu
dzie�a wchodz� przewa�nie na zasadzie reprezentacji. Reprezentuj� pisarzy i
epoki, pr�dy
i stylistyki, rodzaje literackie i ideologie. S� ogniwami procesu �
historycznego, spo�ecznego,
literackiego. Do kanonu lektury s� wybierane zawsze ze wzgl�du na co�; maj�
uczy�,
stwierdza�, dowodzi�; same dla siebie prawie nie istniej�.
Drugi porz�dek tradycji literackiej tworz� utwory, kt�re nie przestaj� by�
obecne w wyobra�ni,
w j�zyku i w lekturach. Tutaj na r�nych prawach mie�ci si� i Pan Tadeusz,
Zemsta i
Trylogia, Kiedy ranne wstaj� zorze i Warszawianka. Trzeci porz�dek narodowej
tradycji
nazwa�
by mo�na interwencyjnym. Jest on mo�e najwa�niejszy, ale i najtrudniejszy do
okre�lenia.
Nale�� tutaj dzie�a, kt�rych do�wiadczenia nie daj� si� zamkn�� ani wyczerpa� w
jednej
epoce, kt�re si� wielokrotnie i nieraz gwa�townie aktualizuj�. Mieszcz� si� w
nich widocznie
jakie� zasadnicze i generalne narodowe prawdy, podstawowe i przez to stale si�
powtarzaj�ce
schematy tragedii i farsy narodowej. Tutaj nale�� znowu na r�nych prawach
Dziady i Wesele.
By� mo�e w tym porz�dku znajdzie si� kiedy� i Witkacy.
Ostatni wreszcie z porz�dk�w tradycji powstaje na zam�wienie wsp�czesno�ci. S�
to odkrycia
i rehabilitacje, przesuni�cia i degradacje; wielkie porz�dki w bibliotece
konieczne
przynajmniej raz na pokolenie. Tutaj nale�y odkrycie mistycznego S�owackiego
przez M�od�
Polsk� i Norwid patronuj�cy przemianom polskiej poezji co najmniej od p�wiecza.
W tym
porz�dku tradycji za�o�ona zosta�a nowa p�ka. S� na niej listy i dzienniki.
Korespondencja Sobieskiego z Marysie�k� sta�a si� nagle najciekawsz� ksi��k�
polskiego
XVII wieku, listy Krasickiego, zw�aszcza jego listy francuskie, uros�y do
najwi�kszej ksi��ki
polskiego O�wiecenia, najdojrzalszej intelektualnie, najbardziej niepokoj�cej.
Maj� one gorycz
osobist� i historyczn�, kt�rej smak znamy tak dobrze. Na tej samej p�ce stoj�
Dzienniki
�eromskiego. Wszystko s� to ksi��ki dla doros�ych i ksi��ki do czytania. S� one
w pewien
spos�b bliskie naszym gustom, zami�owaniem, do�wiadczeniom, upodobaniom w formie
otwartej, w przemieszaniu fikcji i dokumentu, refleksji i najbardziej osobistych
wyzna�. Na
tej p�ce puste dot�d miejsce czeka na pe�ne wydanie list�w Krasi�skiego.
Zygmunt Krasi�ski z wielkiej tr�jcy wypad� na dobre przed p� wiekiem. W
dwudziestoleciu
ju� nie tylko koncepcja tr�jcy wieszcz�w, ale samo poj�cie wieszcza wydawa�o si�
�mieszne. Potem nie tylko �e przesta� by� wieszczem, jeszcze przesta� by� dobrym
poet�. Dla
Tarnowskiego, jeszcze dla Chrzanowskiego, by� jednym z najwi�kszych Polak�w.
Przesta�
by�. Przesta� by� wieszczem, wielkim poet�, dobrym Polakiem. Zosta� autorem
Nieboskiej.
Na miejsce starej tr�jcy powsta�a nowa: Dziady, Kordian, Nieboska. Ta tr�jca
tak�e nie
utrzyma�a si� d�ugo. Wiemy ju� wszyscy, �e Dziady s� niepor�wnywalne z �adnym
innym
utworem. I w tym w�a�nie momencie okaza�o si�, �e Krasi�ski jest przede
wszystkim autorem
list�w. Najwi�kszym epistolografem epoki, a mo�e nawet najwi�kszym
epistolografem literatury
polskiej.
Pisane s� te listy wspaniale. Pani� de Noailles nazywano najczulszym punktem
�wiata. O
listach Krasi�skiego mo�na powiedzie�, �e obna�one s� w nich i ujawnione
wszystkie
sprzeczno�ci epoki. Bezlito�nie i gwa�townie. Pierwsz� z tych wielkich
sprzeczno�ci nale�a-
�oby nazwa� przeciwie�stwem s�d�w generalnych i szczeg�owych, idei i
historycznego
do�wiadczenia.
Krasi�ski by� urzeczony histori�, zafascynowany ni�, jak pokolenie urodzone u
pobrze�y pierwszej wojny �wiatowej. Historia by�a generalnym odwo�aniem,
zasadniczym
punktem odniesie�, wielk� scen�, na kt�rej rozgrywa�y si� wszystkie dramaty;
narodu i jednostki,
cywilizacji i religii. Krasi�ski w listach, jeszcze gwa�towniej ni� w Nieboskiej
i w Irydionie,
prowadzi nieustanny dialog z histori�.
Krasi�ski by� reakcjonist�, ale by� najprzenikliwszym z reakcjonist�w. Wiedzia�,
�e �yje w
epoce, kt�ra zacz�a si� od �ci�cia g��w kr�lom. R�wnie wcze�nie zda� sobie
spraw�, �e rz�dz�
bankierzy. I st�d wyci�gn�� bardzo trafny wniosek, �e bankierzy tak�e zostan�
powieszeni.
By� m�drzejszy od saint-simonist�w, chocia� wiele rys�w saint-simonizmu przyda�
towarzyszom
Pankracego. Bankierzy w Nieboskiej znajduj� si� w obozie �w. Tr�jcy, obok
hrabi�w,
ksi���t i fabrykant�w. Krasi�ski by� arystokrat� i m�g� sobie pozwoli� na
pogard� wobec
arystokracji. Do bankier�w i mieszcza�skich polityk�w czu� wstr�t po��czony z
obrzydzeniem.
Spiskowc�w, demokrat�w, karbonariuszy i wszelkiej ma�ci rewolucjonist�w po
prostu nienawidzi�. By� jeszcze w dodatku urodzonym heglist� i historia
ludzko�ci uk�ada�a
mu si� ci�gle w rozmaite triady. Rz�dy mieszcza�stwa traktowa� jako epok�
przej�ciow�.
Trzecia triada mog�a si� rozpocz�� tylko od zwyci�stwa ludu. Ale ta trzecia
triada to by� koniec
�wiata, koniec j e g o �wiata.
Nie mia� w sobie nic z mistyka. By� piekielnie trze�wy, wyrachowany i oszcz�dny;
mia�
do�wiadczenie polityczne, znajomo�� salon�w i mechanizm�w spo�ecznych
niepor�wnanie
wi�ksz� od Mickiewicza i S�owackiego; o wiele lepiej zna� Rosj� i Europ�,
filozofi� i finanse.
Historia prowadzi�a nieuchronnie do katastrofy. Wobec tego wprowadzi� Boga do
historii. Do
historii obserwowanej z tygodnia na tydzie� i z miesi�ca na miesi�c z
zadziwiaj�c� jasno�ci�.
St�d napi�cie sprzeczno�ci w jego dzie�ach. St�d ten nieustanny dialog z
histori�, prowadzony
na �nie�, w klimacie eschatologii. Gatunek tej eschatologii jest nies�ychanie
wsp�czesny, ma
ten sam smak katastrofizmu. Koniec �wiata jest dla Krasi�skiego wielk� metafor�
filozoficzn�
i historyczn�, jest rewolucj�. I to rewolucj� niwelator�w. Prawie jak u
Witkacego.
Do tego dochodzi�a jeszcze sprawa Polski. Krasi�ski odczuwa� g��boko ucisk
zaborc�w i
marzy� o wyzwoleniu narodu. Ale wszystkie drogi prowadz�ce do wyzwolenia Polski
prowadzi�y
jednocze�nie dla niego do ko�ca �wiata. Pod tym wzgl�dem nie mia� z�udze�. W
og�le
mia� ma�o z�udze�. Musia� wobec tego wymy�li� tak� konstrukcj� dziejow�,
p�chrze�cija�sk�,
p�heglowsk�, w kt�rej wyzwolenie Polski by�oby jednoczesnym pogn�bieniem
spiskowc�w,
demokrat�w, carofilskiej arystokracji i polityk�w zorientowanych na coraz
bardziej
zmieszczanione dwory. Gdzie pogn�biony by�by i Czartoryski, i Mieros�awski,
Lelewel i
towia�czycy.
Car i Ludwik Filip, i Rotschildowie. Pisa� w lipcu 1846 roku:
M�j Bo�e! Co to za �wiat � coraz bardziej na podobie�stwo romans�w. A koleje
�elazne
zaczynaj� si� buntowa�, a narodowo�ci przepada�, a Rotschildy kr�lowa� � idziemy
ku ci�kim
czasom.
A w pa�dzierniku tego samego roku w Heidelbergu:
O biedna szlachta i biedny nar�d, kt�ry jej zgonem b�dzie odnarodowiony,
przemieniony
na lud prosty, beznarodowy, i biedna Europa, bo po wygubieniu szlachty topolowej
nie ma w
Europie pierwiastka zdolnego zatrzyma� chaos barbarzy�ski, kt�ry wcze�niej czy
p�niej z
wn�trz�w samej�e Europy si� podniesie! Zatem trudno przypu�ci�, by B�g na jej
zatracenie
zupe�nie pozwoli�. Jakim za� j� sposobem wyrwie z otch�ani, w kt�r� zst�puje w
tej chwili, to
wielk� tajemnic�. Wiar� mam, �e wyrwie, ale jak � ani wiem, ani si� domy�lam!
Krasi�ski musia� wymy�li� takie wyzwolenie Polski, kt�re by odrodzi�o
wewn�trznie
arystokracj�
i pogodzi�o lud ze szlacht�. Takiej szansy historycznej oczywi�cie nie by�o.
Krasi�ski
dobrze o tym wiedzia�. Wobec tego znowu musia� wprowadza� osobist� interwencj�
Boga
w histori�. I to znowu w histori� poj�t� najtrze�wiej.
Krasi�ski wszystkie dramaty prze�ywa� naraz: Polaka i Europejczyka, byronisty i
heglisty,
m�a, kochanka i syna, rewolucjonisty i reprezentanta klasy skazanej na zag�ad�.
Oblicza�
naj�ci�lej straty intrat po oczynszowaniu ch�op�w, ale zawsze w prozie napi�tej
stylistycznie,
zawsze jako fragment dziejowego dramatu. Nawet z�by go nie mog�y zwyczajnie
bole�, duch
bo�y by� mu potrzebny nawet do p�ywania:
Tylko prosz� Ci�, nie pr�buj sekwanowa� pod St. Assise [...] Nie wiesz, co woda
biegn�ca,
jak trudno, cho� woln� si� wydaje, j� przecina� lub, up�yn�wszy z ni� kilka
krok�w, wstecz
obr�ci�. [...] Teraz przesta� na nauczeniu si� w szkole. A pami�taj, �e nikt
materialnie nie
p�ywa, jedno przez wiar� moraln� dochodzi mo�no�ci utrzymania si� na wodzie.
[...]
I jeszcze ojciec. Ojciec, kt�ry reprezentowa� dla niego maj�tek, tradycj� i r�d,
ojciec, przez
kt�rego musia� opu�ci� uniwersytet warszawski; ojciec, dla kt�rego nie wzi��
udzia�u w
powstaniu;
ojciec, kt�ry go zmusi� do zerwania z pani� Bobrow� i kt�ry kaza� mu si� �eni� z
Branick�. Ojciec w korespondencji Krasi�skiego jest alf� i omeg� wszystkich
�yciowych
poczyna�,
niemal bogiem, kt�ry usprawiedliwia. Usprawiedliwia wszystkie �wi�stwa. Ten
ojciec-
b�g potrzebny jest do zmiany farsy w tragedi�, do odegrania w najwy�szych
rejestrach
wszystkich dramat�w patriotycznych i mi�osnych.
Pisa� Krasi�ski do Reeve'a o sobie i pani Bobrowej, zim� 1837 roku:
Chcia� si� po�wi�ci� dla niej. Napisa� do ojca, �e chce j� nam�wi� do rozwodu i
o�eni� si�
ze sw� ukochan�. Tu rozpoczyna si� okropna komedia. Ojciec nie odpowiedzia�
wi�cej, pisuj�c
jedynie do jego przyjaciela. Zagrozi� synowi przekle�stwem, oskar�y� go, �e go
do grobu
wtr�ca, i o�wiadczy�, �e nigdy to ma��e�stwo nie dojdzie do skutku, chyba �eby
dosz�o z nim
do procesu, chyba �eby si� roz��czyli na zawsze i nigdy wi�cej nie zobaczyli.
C� m�g� syn
wobec gr�b tak strasznych? Czy� mia� prawo narazi� si� na przekle�stwo
ojcowskie? Czy�
mia�by serce to uczyni�? A wi�c kilka dni temu przysi�g� ojcu, �e b�dzie jedynie
przyjacielem
tej, kt�ra go kocha�a. A ona jest w Dre�nie. Droga jej wiedzie wzd�u�
przera�aj�cych przepa�ci.
Wszystkie sprzeczno�ci romantyzmu i epoki zbieg�y si� w Krasi�skim. By� jeszcze
w dodatku
nienawistnikiem i reagowa� jak najczulszy sejsmograf na ka�dy podmuch
rewolucyjnego
wrzenia. Rozj�trzenie sprzeczno�ci, niesp�jno�� obserwacji i idei, ca�a
dialektyka szczero�ci
i zak�amania, obna�ania si� i pozy � s� chyba najlepsz� postaw� przy pisaniu
dziennik�w.
Krasi�ski dziennik�w nie pisa�, ale wszystkie jego listy s� wielkimi
dziennikami. Wysy�a� je
do kochanki i przyjaci�, nieraz po dwa, po trzy dziennie. Wielkie sprzeczno�ci
�ami� dramat.
Ale wielkie sprzeczno�ci nie szkodz� dziennikom. Nie szkodzi im ani pogarda, ani
nienawi��.
Nale�� do poetyki gatunku. Mo�e w�a�nie dlatego korespondencja Krasi�skiego jest
arcydzie�em.
Jest wsp�czesna nie tylko w swoim katastrofizmie. Jest wsp�czesna nawet w
swojej stylistyce,
w�a�nie na zasadzie pomieszania wszystkich styl�w. Heglia�skie tyrady
historyczne i
j�zyk Cieszkowskiego, niemal r�wnie ufilozoficzniony, jak egzystencjalistyczne
traktaty,
potem, niemal bez przej�cia, romantyczne powinowactwa dusz, gwiazdy, komety,
planety i
archanio�y, wschody, zachody i lodowce, a w �rodku mole, kt�re zal�g�y si� w
sukniach Delfiny:
Oba kufry bia�e kaza�em otworzy� i przewietrzy�. W jednym z nich ju� mola
paskudnego
na flaneli siedz�cego znalaz�em. [...] Ojciec mi donosi, �e wszystkie dobra
czynszowa� za-
cznie, co z po�ow� intraty na kilka lat zabierze. Cesarz wyjecha� 9 czerwca.
My�l o mnie. [...]
Kocham Ci�, kocham, kocham, o ile duch �mier� przej�� jeszcze maj�cy kocha�
zdolen i mocen.
A kiedy� kocha� Ci� b�d� jak Anio� [...].
I dalej w tych listach zgubione klucze do walizek, rachunki dzier�awc�w,
maskarady i bale,
wypadki uliczne i polityczne zamachy, rozwa�ania o gie�dzie i gro�ne opisy
podr�y
pierwszymi kolejami. I do tego najbardziej rozj�trzona, na przemian liryczna,
patetyczna i
szydercza, egocentryczna psychologia. I wierne jak dagerotyp sylwetki postaci,
dok�adnie
notowane gesty, stroje i s�owa.
Zygmunt Krasi�ski pozna� Delfin� w Neapolu, w dzie� wigilijny roku 1838.
Pierwszy list
do Delfiny jest z pierwszej po�owy 1839 roku, ostatni z og�oszonych z wiosny
roku 1848.
Korespondencja zreszt� trwa�a dalej, cho� z pocz�tkiem lat pi��dziesi�tych sta�a
si� rzadsza i
o wiele spokojniejsza. W�r�d wszystkich list�w Krasi�skiego listy do Delfiny
zajmuj� miejsce
wyj�tkowe. S� zbiorem najwi�kszym i najintensywniejszym. Ilo�� tych list�w,
wed�ug
oceny Z�towskiego, wynosi�a pi�� tysi�cy p�arkusik�w listowego papieru.
Krasi�ski potrafi�
pisa� do Delfiny codziennie, nieraz rano i wiecz�r. Ale o niezwyk�o�ci tej
korespondencji
m�wi� nie tylko jej rozmiary. Uk�ada si� ona w zadziwiaj�cy romans listowny,
kt�ry mo�na
by nazwa� najwi�ksz� powie�ci� polskiego romantyzmu, t� powie�ci�, kt�rej nie
by�o. Ta
korespondencja ma swoj� dramatyczn� budow�, w�z�y fabularne i bohater�w.
Najwspanialsz�
ma zw�aszcza bohaterk�. ,,Literatura francuska dzisiejsza zna takie kobiety,
cywilizacja
dzisiejsza
takie p�odzi twory...� Cytata jest z listu do Adama So�tana, z 31 grudnia 1838
roku.
Delfina ma lat trzydzie�ci jeden w chwili poznania Zygmunta i jest o wiele
bardziej autentycznie
arystokratyczna, o wiele bardziej przynale�y do wielkiego �wiata, a mo�e nawet i
do
owej epoki, od wszystkich wielkich dam Komedii ludzkiej, kt�rym zarzucano cie�
parweniuszostwa.
Delfina go na pewno nie mia�a.
Balzakowskie jest w tej powie�ci nie tylko t�o: gie�da i skoki akcji, Rotschildy
i koleje �elazne,
ksi��� Orlea�ski, kt�ry by� jednym z g�o�nych romans�w Delfiny przed poznaniem
Zygmunta, i ci ch�opi pa�szczy�niani, kt�rych w ko�cu trzeba kiedy� przecie�
oczynszowa�.
Balzakowskie s� nie tylko realia obyczajowe i historyczne, i nawet materialne:
miniatury,
szkatu�ki, klejnoty. Balzakowski jest w tej korespondencji rozdzia� mi�o�ci i
ma��e�stwa.
Oboje byli przecie� wolni. M�� Delfiny, syn Szcz�snego, Mieczys�aw Potocki
wszcz�� ju�
przedtem kroki rozwodowe. Delfina broni�a si� przed rozwodem. Jeszcze bardziej
opiera�a si�
rozwodowi jej rodzina. Rozw�d by� rezygnacj� z fortuny Potockich i wygodniejsza
towarzysko
by�a pozycja �ony ni� rozw�dki. Dla Zygmunta Delfina tak�e nie by�a parti�, tym
bardziej
nie by�a parti�, kt�rej by sobie �yczy� jego ojciec. Ju� w pierwszych listach do
Delfiny
odnajdujemy ten balzakowski ton, t� pozbawion� wszystkich iluzji, zimn� i
bezlitosn� analiz�
sytuacji kobiety mi�dzy �wiatem, m�em i kochankiem.
I pierwsze serio �ycia, pierwsz� godno�� jej �ycia, kto jej przyniesie?
Kochanek! Ten sam,
co sk�din�d zgubi j� pod pewnymi wzgl�dami! Tak� jest logika zgubna los�w kobiet
na tym
�wiecie. Uci�nione, opuszczone, mamione przez �wiat s�ysz� same k�amstwa i
�arty. M�� im
k�amie, salony im k�ami� � bo i m�� ma w tym interes, i salony tak�e. Pierwszy,
co im prawd�
przynosi i og�asza, to ten sam, kt�ry ich nieszcz�cie zn�w sprawi� musi! Biedna
Ludmi�a!
Ludmi�a by�a m�odsz� siostr� Delfiny, �wietnie wydan� za m�� za ksi�cia Beauvau.
Mi�dzy
ma��e�stwem i mi�o�ci� przepa�� jest nie do przebycia, nale�� one do innych
porz�dk�w,
jak gdyby do zupe�nie innych stref. Krasi�ski w listach do Delfiny, przy ca�ej
ich egzaltacji i
rozj�trzeniu uczuciowym, powtarza w gruncie rzeczy stale ten sam realistyczny
stereotyp
romantycznych kochank�w. Pierwszy raz zaaplikowa� go biednej Henrietcie Willan:
Przyszed�em, by ��da� wszystkiego, a nic nie przyrzec. M�wi�em: �B�dziesz mnie
zawsze
kocha�a, a ja nigdy nie zostan� twoim m�em�. Na co biedaczka w�r�d �ez
odpowiedzia�a mi,
wierz�c w to szczerze: �Przyjmuj� twoja serce, moje do ciebie nale�y, o reszcie
nie m�wmy!�
Pisa� to Krasi�ski do H. Reeve'a w kwietniu 1837 roku. Pi�knej, biednej i
nieszcz�liwej
Joannie Bobrowej Krasi�ski tak�e m�wi�, �e ma��e�stwo jest grobem mi�o�ci, m�wi�
to
oczywi�cie na cmentarzu, w najbardziej romantycznej ze wszystkich romantycznych
scenerii:
Na cmentarzu, gdy� wsz�dzie indziej by�y zawsze t�umy go�ci k�pielowych. Tam, na
grobach
niemieckich ca�kowicie pokrytych kwiatami, sp�dzi�em z ni� dziesi�� do pi�tnastu
wieczor�w
letnich. Je�li burza nas zastawa�a, zgadza�a si� mokn�� a� do nitki; nie blad�a
ju� jak
dawniej na odg�os grzmotu. Tam, w sukni jedwabnej, w kapeluszu paryskim na
g�owie, w
a�urowych po�czochach na nogach, sta�a na wilgotnej murawie z d�oni� w mojej
d�oni. Jednym
s�owem, by�a to kobieta, kt�ra dosz�a do najwy�szego stopnia egzaltacji,
porzuci�a konwenanse
�wiatowe, spokojnie rozwa�aj�c, �e �wiat j� wkr�tce odtr�ci, i nie widz�c na
ziemi
nikogo, pr�cz tego, kt�ry nie powinien by� nigdy doprowadzi� jej do tej smutnej
ostateczno�ci.
I po raz trzeci ten sam stereotyp, te same g�sta, tyle tylko, �e lasek i katedra
we Fryburgu
zast�pi�y cmentarz niemiecki, powt�rzy wobec Delfiny:
Zapewne, nie jestem na najprostszej drodze, ale kto wymiarkuje drogi serca, kto
rzuci kamie�
na drugiego. Przynajmniej niechaj go nie rzuca d�o� przyjaciela...
To z listu do So�tana, z 16 marca 1839 roku. A w dwa i p� miesi�ca p�niej:
On (ojciec) jeszcze marzy o moim o�enieniu: nie o�eniony, nie mam �adnej
warto�ci w jego
oczach; zatem zapewnie mnie znienawidzi lub zoboj�tnieje dla mnie. Ja za� o�eni�
si� �
nie o�eni�, a to z wielu przyczyn:
l. �e nie czuj� powo�ania do tego �wi�tego stanu; 2. �e �y� jeszcze my�l�, bo
�y� mi potrzeba
i �y� pragn�.
W tej korespondencji jest r�wnie� strona stendhalowska. Romans dwojga istot
doskonale
inteligentnych, o jakim marzy� Stendhal; niemal jasnowidz�cych w analizach
nami�tno�ci.
Mi�dzy nimi wszystkie pejza�e W�och. Analizy nami�tno�ci i jednocze�nie, jak w
Pustelni,
niemal mistyczne upojenie a� do zatracenia i ob��du:
M�g�bym si� podpisywa� Tobie nie Zygmunt Tw�j, ale Twoja �w. Teresa, bo czuj�,
�e tak
ogromnie, tak wiecznie, tak niesko�czenie Ci� kocham.
S� listy nachylone w stron� Stendhala i r�wnie�, niestety, w stron� Georges
Sand. Mo�emy
odczytywa� listy Zygmunta poprzez karty powie�ci romantycznych, ale r�wnie� i
poprzez
nasze w�asne lektury. Odnajdziemy w nich wtedy zadziwiaj�ce prekursorstwo. S� w
nich r�ne
j�zyki i r�ne style. Uderza, na przyk�ad, ile w tych listach jest
Dostojewskiego, mo�e po
prostu jest w nich cz�stka podobnych do�wiadcze�. Krasi�ski d�ugo i szczeg�owo
opisuje
Delfinie przewlek�e konkury i potem r�wnie d�ugo i szczeg�owo dzieje miodowego
miesi�ca.
Jest to w�a�ciwie nie tr�jk�t, bo g��wn� rol� znowu spe�nia ojciec Krasi�skiego,
kt�ry
broni praw synowej i zmusza niemal Zygmunta do wywi�zywania si� z obowi�zk�w
ma��e�skich.
Dzi� rano poszed�em do niego � oskar�a� mnie o nies�ychane rzeczy, z czego
wypada
wszystkiego, �em lord Byron, szelma, ga�gan, bez serca, kiep fizycznie i
moralnie...
I dalej w tym samym li�cie do Delfiny o swojej �onie, jak zawsze per ,,ta
panna�;
Co to za zima b�dzie, co to za zima! W ko�cu ko�c�w ta panna szlachetn� jest
istot�! Co
za sza� j� ogarn��, �e chcia�a, chcia�a, chcia�a mimo wszystkie przestrogi i
moje, i cudze, to
zrobi�, co zrobi�a! Nic mi nie pozostanie, tylko wzgl�dem niej by� szlachetnym
zawsze
najszlachetniej,
a co do serca, wie ona dobrze, �e nigdy mojego nie mo�e mie� i ju� przysta�a na
to; serce raz si� daje, nigdy wi�cej. B�g widzi, �e ten raz jeden, raz ten
uroczysty, wi���cy
Duchy na zawsze, sta� si� ju� dla mnie, sta� si� i trwa na wieki!
Eliza Branicka musia�a przej�� w Opinog�rze przez szekspirowsk� zimn� noc.
Niew�tpliwie
z Dostojewskiego jest jej podr� w roku 1845 do W�och i Francji, gdzie oddana
zosta�a
pod opiek� Delfiny z surowymi przykazaniami, aby si� nie wyda�a zanadto
parafialna. Z
Dostojewskiego
na pewno jest wsp�lny pobyt w Nicei, zim� i wiosn� 1846 roku. Eliza by�a w
ci��y, Krasi�ski mieszka� z ni� obok willi Delfiny. A potem, kiedy Delfina
wyjecha�a, przeni�s�
si� do jej willi z przyjaci�mi, zostawiaj�c �on� w ostatnich miesi�cach. Pisa�
wtedy do
Delfiny o powinowactwie dusz.
Z Dostojewskiego r�wnie�, tylko z innego Dostojewskiego, s� wszystkie opisy
towia�szczyzny,
charakterystyki mistrza Andrzeja, mateczki Makryny i mniejszych braci.
Tymczasem kiedy siedzia� w Dre�nie, gdzie d�ugo przebywa�, m�wi� niekt�rzy, co
go tam
znali, �e uwi�d� biedn� dziewczyn� i by� ojcem dziecka jej, a to do kr�lestwa
ducha nie nale�y!
S�owem, ca�e �ycie tego cz�owieka dziwn� jest mieszanin�, nierozpl�tan�
gmatwanin�,
pokostem mistycznym poci�gnion�.
W tej gmatwaninie obcowania duch�w i cia�, mistycyzmu i erotyki, rewolucjonist�w
i
agent�w carskich rysuj� si� nam nagle polskie emigracyjne Biesy. Wszyscy budzili
w nim -
wstr�t; mo�e dlatego, jak stary ksi��� di Salina z Lamparta, widzia� wszystko z
ca�� jasno�ci�,
z przera�aj�c� jasno�ci�.
Coraz bardziej s�ycha�, �e pan Andrzej, nim si� wyprawi� na proroczk�,
natchnienie wzi��
w stolicy lod�w. B�d� co b�d�, ko�o zaczarowane nie p�k�o dot�d dla pana Adama,
a p�ki nie
p�knie, duch si� jego nie wyzwoli i na nowo nie zacznie dzia�a�.
Mickiewicz w tych listach wyrasta ponad wszystkich. Jest dla Krasi�skiego
upartym Litwinem,
z kt�rym �ka�da rozmowa jest b�jk� na no�e�, jedynym cz�owiekiem, kt�rego
nienawidzi
i mi�uje, kt�rego czci i zarazem si� l�ka, kt�ry wyrasta ponad wszystkich i jest
jednocze�nie
zbawieniem, nadziej� i kl�sk� Polski.
Dziwny duch! Taki twardy, taki rewolucjonista w gruncie, a taki despota na
powierzchni.
Taki konwencj� i Piotrem Wielkim przepojon. Taki sam niewolnik, a taki tyran!
[...] Chce
�wi�tych musztry wyuczonych, chce �wi�tych kierowanych przez sier�ant�w,
oficer�w,
pu�kownik�w.
�ni mu si� metoda moskiewska w Nowej Hierozolimie!
Jest wreszcie w tych listach, przynajmniej dla nas, ich dzisiejszych
czytelnik�w, strona
Prousta. Czas jest w nich obecny, niemal materialny, zg�szcza si� albo wyd�u�a;
w listach
ewokuje si� ci�gle wspomnienia, maj� one jak gdyby swoje w�asne �ycie, osadzaj�
si� w
pami�ci,
s� rzeczywistsze nieraz od rzeczywisto�ci. Romans ten sk�ada si� z nieustannych
przywita� i rozsta� i najpi�kniejsze mo�e z tej ca�ej korespondencji,
najbardziej proustowskie
s� w�a�nie dwa listy z 13 i 17 grudnia 1847 roku, w kt�rych jest jedynie suche i
niemal
ograniczone
do samych dat calendarium przywita� i rozsta�. By�o do tej chwili trzydzie�ci
cztery
przywita� i trzydzie�ci trzy rozsta�.
Proustowska wreszcie, i to proustowska z Czasu odnalezionego, jest przekazana
przez tradycj�
ostatnia scena tego romansu. W roku 1859, kiedy Krasi�ski �miertelnie chory nie
wychodzi�
ju� ze swojego paryskiego mieszkania przy ulicy Pentievre, Delfina wybra�a si� w
odwiedziny; Krasi�ski nie chcia� jej wpu�ci� i tylko pani Eliza da�a jej do
odczytania biuletyn
lekarski. Krasi�ski mia� wtedy czterdzie�ci siedem lat, Eliza trzydzie�ci
dziewi��, a Delfina
pi��dziesi�t dwa.
Ca�o�ci list�w Zygmunta do Delfiny prawdopodobnie nie poznamy nigdy. Adam
��towski
w swoich trzech tomach, wydanych w latach 1930�38, og�osi�, jak wynika z
pobie�nego i
nie daj�cego si� �ci�le sprawdzi� obliczenia, jedn� trzeci� tej korespondencji.
Orygina�y wed�ug
wszelkiego prawdopodobie�stwa uleg�y w czasie wojny zag�adzie. Wydanie
��towskiego
dokonane zosta�o bez �adnego aparatu krytycznego i nawet opuszczenia nie zawsze
zosta�y wiarogodnie zaznaczone. W tych warunkach ograniczy� si� musia�em do
przedruku,
wprowadzaj�cego jedynie modernizacj� pisowni i pewne ujednolicenie interpunkcji.
Wyb�r tych stu list�w nie ma ambicji naukowych, komentarz ograniczony zosta� do
niezb�dnych
wyja�nie�, umo�liwiaj�cych lektur�. Wyb�r ten nie mo�e zast�pi� pe�nego wydania,
pierwszym celem jest jego przy�pieszenie. Ju� naprawd� czas najwy�szy, �eby
listy
Krasi�skiego,
wszystkie ocalone listy, znalaz�y si� na p�ce bibliotecznej.
Jan Kott
DELFINA Z KOMAR�W POTOCKA
...w�r�d nich wszystkich jest dziwna istota, kt�ra stoi ju� za przepa�ci�;
istota, kt�rej dusz�
�yw� i siln�, i prawdziwie wszystkimi dary, kt�rymi B�g Polki obdarzy�, do
najwy�szego
stopnia obrzucon�, przepsu� Pary� i Londyn [...] Mimo to jednak zosta�y w tej
duszy iskry,
podobne wybuchom wulkanu, kiedy wspomnienie jakie lub nadto silna bole�� je
rozdmucha...
( l. I. 1839, list do A. So�tana)
FRYBURG
Pami�tasz, Dialy, owe spokojne s�o�ca Niemiec, co nam tak r�wno i cicho
zachodzi�y co
dzie�? Ow� wie�� Katedry, co tak p�on�a o wzmierzchu [...] Serce mi si� kraje,
gdy widz� to
wszystko przed oczyma, bo widz�, widz�, jakbym tam by� z Tob�. (29 XII 1839)
[ Z l i s t u d o A. S o � t a n a1, l s t y c z n i a 1839 r.]
Zapozna�em si� z domem Komar�w2 ; znasz ich, one mnie m�wi�y du�o o tobie.
Natalia
chora wci��, nie pokazuje si�; Ludmi��a t�ga postaci� i �mia�omowna. Sama matka
i domu
pani naturalna, uprzejma, ludzka. Ju� mi wszystkie lampy przys�onili tam
zielonymi
umbrelkami.
Bywam wi�c co wiecz�r. S� i kuzynki, i siostry jakie� stare z Podola, s�
synowie, og�em
ze czterna�cie os�b ten salon zape�nia. Ale w�r�d nich wszystkich jest dziwna
istota, kt�ra
stoi ju� za przepa�ci�; istota, kt�rej dusz� �yw� i siln� i prawdziwie
wszystkimi dary, kt�rymi
B�g Polki obdarzy�, do najwy�szego stopnia obrzucon�, przepsu� Pary� i Londyn,
ksi���
d'Orl�ans3 , pan Flahault4 , m�� niegodny i pr�no�� fashionu, najn�dzniejsza z
pr�no�ci.
1 Adam S o � t a n (1782?�1863) � pu�kownik wojsk polskich, krewny (matki Z. K.
i A. S.
pochodzi�y z tej samej linii Radziwi���w) i przyjaciel poety. Krasi�ski tak go
charakteryzowa�
w li�cie do B. Trentowskiego:
,,Pozna�by� zacnego i szlachetnego So�tana, pu�kownika, kt�ry a� z Malborgskiej
ziemi
przyjecha� tu do mnie, pos�yszawszy, �em chory. Niegdy� na Litwie zamo�ny pan, a
dzi�
emigrant, ale dusza �elazna i ca�e �ycie jak kryszta�, czy na pobojowiskach, czy
w zaciszy
domowej. Przy tym nieszcz�� wiele a wiele...� (List z 24 III 1851 r. Listy Z.
Krasi�skiego. T.
3. Listy do J. S�owackiego, R. Za�uskiego, E. Jaroszy�skiego, Kajetana, Andrzeja
i
Stanis�awa
Ko�mian�w, B. Trentowskiego, Lw�w 1887).
2 K o m a r o w i e herbu Korczak � dawna mazowiecka rodzina, kt�ra przenios�a
si� na
Ru� Czerwon�. S t a n i s � a w D e l f i n K o m a r (zm. 1832) � syn J�zefa i
Zuzanny
Ciszkowskiej, major wojsk rosyjskich w r. 1799, marsza�ek powiatu uszyckiego w
1800 r.,
marsza�ek szlachty gubernii podolskiej w 1817 r., zawar� w r. 1800 zwi�zek
ma��e�ski z H o
n o r a t � O r � o w s k � (zm. 1845), c�rk� Jana Onufrego, �owczego nadwornego
koronnego.
Z ma��e�stwa tego urodzi�y si� trzy c�rki: D e l f i n a (1805 a. 1807�1877) �
wydana w
r. 1825 za Mieczys�awa Potockiego, �yj�ca z nim w separacji i rozwiedziona w r.
1844; L u d
w i k a, zwana L u d m i � � � (zm. 1881) � od r. 1839 ksi�na de Beauvau �
Craon (Dicctionnaire
de Biographie Fianoaise, Paris 1851, podaje imi�: Eugenia J�zefina i dat� �lubu:
1840)
oraz N a t a l i a (ur. ok. 1815 a. 1818) � p�niejsza hr Spada-Medici, a tak�e
trzech syn�w:
A l e k s a n d e r (zm. 1875), dziedzic Kury�owiec, marsza�ek powiatu
uszyckiego, o�eniony
z Pelagi� Mostowsk�; M i e c z y s � a w (zm. 1880) i
W � o d z i m i e r z (zm. 1869).
3 Ferdinand Philippe ks. Chartres (1810�1842) po wst�pieniu na tron ojca,
Ludwika Filipa
ks. d'Orl�ans (1773�1850), kr�la francuskiego w latach 1830�1848, otrzyma� tytu�
k s i � c i a O r l e a n u i nast�pcy tronu. Od r. 1837 �onaty z ks. H�l�ne
Louise Elisabeth de
Macklemburg � Schwerin, mia� z ni� dw�ch syn�w: Ludwika Filipa (1838�1894) i
Roberta
ks. de Chartres(1840�1910). Zgin�� tragicznie w wypadku.
4 Auguste Charles hr. de F l a h a u l t (1785�1870), naturalny syn Charles
Maurice'a de
Talleyrand-P�rigord (1754�1838), biskupa Autun, znakomitego nast�pnie dyplomaty,
i Adelajdy
Marii Emilii Filleul (1761�1836) 1� v. Al. S. de Flahault de la Billarderie, 2�
v. J. M. de
Souza-Botelho, autorki licznych romans�w. Oficer francuski, adiutant J. Murata i
Napoleona
I, w r. 1814 genera� dywizji. W okresie monarchii lipcowej � par Francji i
ambasador tego
kraju w Wiedniu, ,,... nie b�d�c klasycznie pi�knym, posiada� twarz
zachwycaj�c�, spojrzenie
jego by�o przys�oni�te melancholi�, zdradzaj�c� ukryty smutek. Jego maniery by�y
wytworne,
ruchy naturalne, rozmowa dowcipna, pogl�dy niezale�ne; �aden cz�owiek nie
uosabia� lepiej
wyobra�enia, jakie�my sobie wyrobili o bohaterze romansu i dzielnym rycerzu.
Tote� jego
matka, pani de Souza, pos�ugiwa�a si� nim jako typem, kt�ry przedstawia�a pod
rozmaitymi
imionami w swoich md�ych romansach� � pisze A. Potocka w Pami�tnikach, W-wa
1898.
Mimo to jednak zosta�y w tej duszy iskry, podobne wybuchom wulkanu, kiedy
wspomnienie
jakie lub nadto silna bole�� je rozdmucha; zosta�a ��dza d�uga, nami�tna, d�uga
jak nuta
w�oska,
przeci�gniona przez doskona�� �piewaczk�; ��dza wy�szego stanu rzeczy,
pi�kniejszej
sfery dla ducha, spokoju jakiego� promiennego po tylu ob��dach i prawdziwych
nieszcz�ciach.
Kiedy za� te iskry gasn� lub drzemi�, niezno�na to kapry�nica, nie mog�ca dw�ch
s��w powa�nych wyrzec, potrzebuj�ca �mia� si� i �artowa�, by unikn�� strasznej
nudy, kt�ra
j� toczy; podobna znarowionemu dziecku, �le wychowanej dziewczynce lub Don
Juanowi w
sp�dnicy, kt�ry wszystkiego dozna� i teraz krzyczy: �Dajcie mi ksi�yc, chc�
skosztowa�,
czy
z ksi�yca dobry marcypan, bo na ziemi ju� nic nie ma�. Literatura francuska
dzisiejsza zna
takie kobiety, cywilizacja dzisiejsza takie p�odzi twory; ale w nich jest jaka�
niesko�czono��
b�lu, jaka� przysz�o�� nieodwo�alna coraz sro�szych cierpie�, kt�re mnie
przejmuj� lito�ci�.
Czy poznasz z tych rys�w pani� Delfin� Potock�? Nieraz mi ona przypomina...
wiesz kogo;
nie wtedy, gdy wpadnie w chwile swoje buffo, ale kiedy smutna serio. T� sam�
widz� wtedy
nieutulon� rozpacz w niej, t� sam� nieudolno�� do uczucia jakiegokolwiek
szcz�cia � i ta
przekwit�o�� serca wywiera silniejsze wra�enie na mnie ni� �wie�o�� m�odociana,
ni�
szcz�cie,
zdrowie, przysz�o��, kwitn�ce razem na panie�skim licu. Kiedy widz� istot�,
kt�rej nie
potrzeba pociechy, kt�rej �ycie stoi otworem i kt�r� ka�dy zrozumie, ka�dy
�miechem
powita,
zdaje mi si�, �e ona mnie nie potrzebuje, �e ona tysi�c ludzi zdatniejszych do
podzielenia
czy jej dumy, czy jej bogactw, czy pi�kno�ci, czy niczym nie zatrutej duszy
znajdzie; nic
mnie nie wabi, nie ci�gnie do niej, siedz�c na uboczu lubi� patrze� na jej marsz
tryumfalny,
jak na pi�kne zjawisko, ale si� nie zbli�am, do�� mi na tym, �e ta sztuka gran�
jest przed
moimi oczyma. Tak samo nie czuj� �adnej ��dzy do arcydzie�a jakiego sztuki, nie
�cisn� r�ki
Wenerze Medycejskiej, do�� mi patrze� na ni�; my�l moja, nie serce, wchodzi w
stosunek z
takim idea�em. Zupe�nie przeciwnie si� dzieje, gdy na czyim czole ujrz� �lad
�a�obny,
wyci�niony
kolejami �ycia; wtedy marzy mi si�, �e moje s�owo lub przyja��, lub r�ki u�cisk
mo�e
w tych piersiach obudzi� na nowo �ycie. Co do kobiet myl� si� zapewne, bo one
zmartwychwsta�
nie umiej�; ale z�udzenie jest mocnym i �udz� si�. W tym le�y to moje stronienie
od
panien, jest to natury mojej po prostu uk�adem; tak mnie stworzono. Przez to,
com
powiedzia�,
prosz� ci�, nie rozumiej jednak, by cokolwiek innego pr�cz lito�ci wi�za�o mnie
do pani
Delfiny. Zrazu k��cili�my si� okropnie, bo szyi nie chcia�em zgi�� przed jej
zewn�trznym
fashionem; tak si� nawet k��cili�my, �e ona mnie, a ja jej dziwnie przykre
powiedzia�em
rzeczy.
Ale dopiero kiedy ton sw�j paryski odmieni�a i zacz�a m�wi� szczerze i ja ton
odmieni�em,
i teraz co wiecz�r ona smutno �a�obnie opowiada mi swoje �ycie moralne, a ja
s�ucham
i czasem j� ciesz�. *
2 4 D e c e m b r a, w t o r e k [1 8 3 9 R z y m].
Czas dop�yn�� i zwi�za� si� w pier�cie�, jak w�� si� po�kn��. Dzi� wi�c
rocznica5 . Pami�tasz,
w tym �licznym lasku frejburgskim, jak koniecznie ��da�em zosta� si� z Tob� a�
do dnia
dzisiejszego. My�l zawsze harmonijnie si� uk�ada, ale �ycie nie tak � �ycie ma
co� �lepego w
sobie, byleby sz�o naprz�d, wszystko mu jedno. Jakie niebo czyste, jakie s�o�ce
dzisiaj, jakby
natura czu�a, �e si� Chrystus dzi� narodzi. I mnie te� w ten sam dzie� zdarzy�o
si�, �e nowa
pot�ga, �e boska si�a urodzi�a si� w Duchu moim. Gdzie� ten wiecz�r, jak�e�
daleki i bliski
* Listy Zygmunta Krasi�skiego, T. 2. Do A. So�tana. Lw�w 1883.
5 Rocznica poznania Delfiny Potockiej przez Zygmunta Krasi�skiego.
zarazem! Przesz�o�� ma to strasznego w sobie, �e nas co krok zatrzymuje, ka�e
siada�,
przymusza
p�aka� nad sob�, ka�e wzdycha� do siebie, a tymczasem sama stoi opodal, nie
zbli�y
si�, nie powr�ci, nie przytuli nas do serca, nas, co by�my za ni� reszt� naszej
przysz�o�ci oddali.
Jest to gorzka ironia � wszystko, co jest cz�ci� tylko, a nie ca�o�ci�, musi na
nas wywrze�
taki poz�r ironii. Przysz�o�� tak�e na podobny spos�b �artuje z nas i trucizn�
do serca
nam s�czy. Przesz�o�� � przysz�o��, s� to cz�ci tylko � my wi�cej znaczymy ni�
one, w nas
ju� i wieczno�� jest. Powiedz mi, o powiedz! Czy o tej godzinie cie� Twej
postaci nie oderwie
si� od cia�a Twego i nie przyp�ynie do mnie? B�d� czeka� na Ciebie, b�d� sam o
tej godzinie
mi�dzy sz�st� a si�dm�. Dlaczego� by� Ty nie mia�a si� mnie pokaza�? Wierz� w
to,
�e �atwiej �yj�cemu si� gdzie� w dalekim miejscu pokaza�, ni� umar�emu powr�ci�.
Czym�e
s� nasze my�li, je�li nie nas samych formami, kt�re p�yn� w stron� tych, kt�rych
kochamy.
Czym�e list Tw�j ka�dy, je�li nie Tob�, ale Tob� pod tym kszta�tem. Dlaczeg�
nie mog�aby�
i pod innym mi si� objawi�? Dlaczego by Twoja posta� nie zdo�a�a powt�rzy� si�
tysi�c razy,
polecie� do mnie przez fale powietrza jak �wiat�o, jak magnetyzm? Dialy, dzi�
wiecz�r ja
czekam na Ciebie. Czy przyjdziesz w p�aszczu b��kitnym i bia�ej sukni, czy
przyjdziesz do
mego pokoju, kiedy ja sam b�d�, kiedy powiem: ,,Poka� mi si�, Dialy!� Uka�esz mi
si� cicha
i w milczeniu przesuniesz si� i znikniesz, ale b�dziesz o tej chwili ze mn�, ale
ujrz� Ciebie,
ale ten dzie� nie przeminie jako wszystkie inne dni. On do drugich niepodobny �
to by� dzie�
przeznaczenia!
D�browski6 dot�d si� nie zjawi�. Czekam na niego, dzi� musi tu przyby�, je�li
wyjecha�
wtedy, cho�by weturynem7 by� wyruszy�. List mi Tw�j przywiezie, czekam na niego
tak�e
jakby na ducha, cho� do ducha niewiele podobny. W nocy ci�gle my�la�em o tym,
com na
ko�cu listu Twego wyczyta� wczoraj. Ka�de cierpienie Twoje ci��y mi jak
przekle�stwo na
g�owie. Dawniej jak �za w oczach mi tylko b�yszcza�o, gdy Konstanty8 Ci
powiedzia�, �e nie
zdo�am by� bardzo nieszcz�liwym; zapewne chcia� ulg� tym sercu Twemu przynie��,
bo
czuj�, �e gdyby mnie to samo kto o Tobie zar�cza� i gdybym m�g� mu uwierzy�,
westchn��bym
z wdzi�czno�ci� do Boga. Ale mam w duszy zupe�nie przeciwne przekonanie. Wiem,
jak
serce Twoje umie by� olbrzymem bole�ci � co do mnie tak�e wiem, �e ma�o ludzi
potrafi tak
ostro, tak dra�liwie, tak bez nadziei cierpie� jak ja. Nie umiem si� rozerwa�,
upi� si�
zewn�trznym
�wiatem nie mog�. Wewn�trz siebie ci�gle �yj�, wewn�trz rozdzieram sam siebie.
Nie mam takiej chwili, w kt�rej bym zapomnia�, co ci��y nade mn�. B�l nigdy nie
zasypia we
mnie � gdy cia�o moje za�nie, on jeszcze w snach moich �yje.
W i g i l i a , 2 4 � g o , p o zachodzie s�o�ca. Nie darmom czeka�, nie darmom
m�wi�, �e
o tej godzinie Ty przyjdziesz do mnie. Dzwonek zad�wi�cza�, drzwi si� otworzy�y,
pod jakim�e
kszta�tem Ty� przysz�a! Ot! W�os�w pier�cie� i listk�w zielonych dwoje, jedno
z�ote
ricordarsi9 i my�li Twoje pisane, i w�� koralowy, co po�yka siebie, symbol dnia,
co powr�ci�,
symbol rocznicy � to s� cz�stki Dialy mojej, kt�re przysz�y do mnie o
naznaczonej godzinie!
Ca�a nie mog�a przenie�� si� do Rzymu, tylko tym sposobem zdo�a�a. Jak�e� Ty
dobra i czu�a,
nie spostrzeg�em si�, �e zamiast Tobie dzi�kowa� za ka�d� paczk�, kt�r� z
kieszeni wydobywa�,
dzi�kowa�em D�browskiemu, �ciska�em D�browskiego, musia� sam si� zdziwi�, �e go
tak tkliwie ca�uj�. Dzi�ki Tobie serdeczne, tysi�czne, �ez pe�ne, i dzi�ki za
wszystko, ale naj-
6 Jan D � b r o w s k i � s�u��cy Delfiny Potockiej.
7 Yetturino (w�os.) � wo�nica, doro�karz. Tu: wynaj�ty pow�z.
8 Konstanty D a n i e l e w i c z (1808�1842) � poeta i publicysta, uczestnik
powstania
listopadowego,
a tak�e opiekun, powiernik i najserdeczniejszy przyjaciel Zygmunta Krasi�skiego,
obro�ca poety w s�ynnym zaj�ciu uniwersyteckim. Uwieczniony przez niego jako
Aligier w Niedoko�czonym poemacie. W epitafium Krasi�ski napisa�: ,,towarzyszowi
m�odo�ci
ca�ej, przyjacielowi, wi�cej ni� bratu�.
9 Ricordarsi (w�os.) � przypomnienie, pami�tka.
bardziej za t� obr�czk� w�os�w, �pi�c� w�r�d dw�ch li�ci, i za ten sznurek do
serca z turkus�w,
o kt�ren Ci� prosi�em, o kt�rym Ty� nie zapomnia�a. O moja droga, Ty o tej
godzinie, o
tej samej chwili, w kt�rej teraz pisz� do Ciebie, musisz my�le� o mnie z r�wnym
natchnieniem,
jak ja o Tobie. Coraz ciemniej, zmierzch g�stnieje, blednieje niebo, na kt�re
patrz�,
kopu�a Piotra coraz czarniejsza, gwiazda narodzenia si� Chrystusa wschodzi ju�
nad Kampani�
Rzymsk�, za chwil� noc b�dzie, za chwil� czekam na Twoj� posta�. Nie mog� tej
pewno�ci
fantastycznej zrzuci� z duszy, �e Ty mi si� poka�esz o tej samej godzinie, o
kt�rej temu
rok pierwszy raz mi si� ukaza�a�. Jestem sam, mego Jana10 nie ma. Ju� kilka razy
dzwonili �
nie otworzy�em. Dialy, wo�am na Ciebie, Dialy, poka� mi si�! Ca�� pot�g� Ducha,
ca�� ��dz�
serca zaklinam Ci�, sta� tu przede mn�! Je�li to cud, pragn� cudu, je�li to
gor�czka si� dzieje,
niech mnie ogarnie gor�czka, je�li trzeba, by m�zg na to prysn��, niech mi
pry�nie. Szcz�cie
obaczenia Ciebie zlepi mi go na nowo. Powiadam Ci, ju� teraz ciemno, ju� litery
mdlej� mi w
oczach. Dzie� ten sam, godzina ta sama. Dialy, czekam. Dialy, wybierz si� w
drog� i le� do
mnie. Objaw mi si�, wierz� w to, �e mo�esz mi si� ukaza�. Teraz musisz. Stawaj
przede mn�.
Gdy si� odwr�c�, gdy p�jd� do tamtego pokoju � ujrz� Ciebie!
S z � s t a w w i e c z � r. Przesz�ego roku z Vittorii wyje�d�a�em z moim ojcem
do Palazzo
Valle11. W tej chwili grzmi� armaty �w. Anio�a, wszystkie dzwony �wiata hucz� w
powietrzu.
Sam jestem � czekam na Ciebie.
61 /2 Wzywam Ci�, w boskiej wspomnienia godzinie,
Sta� tu przede mn�, nim ta chwila minie.
Sta� tu przede mn� � lecz jak wtedy ca�a
Lekkimi szaty b��kitna i bia�a,
Z dumy ponurym na ustach znamieniem,
Z smutku na czole niewymownym cieniem,
Pi�kna w tym smutku i dumie zarazem,
Na p� stworzona pot�gi obrazem
Na p� nieszcz�cia. O, sta� tu przede mn�,
W tej samej chwili raz jeszcze b�d� ze mn�.
Niech g�os Tw�j s�ysz�, niech ujrz� Tw� posta�,
Cho�bym mia� potem w wiecznym szale zosta�
I wo�a� wiecznie: �gdzie ona, gdzie ona?
Ta cudna moja, ta moja stracona�. 12
Disz, nie ma Ciebie, min�a godzina � przed oczyma ciemno. Mi�o��, jak Religia,
ma obrz�dki
swoje. Te wiersze to by�a modlitwa do Ciebie, zupe�nie to samo, co modlitwa. O
wiem,
�e o tej chwili Ty jeste� ze mn�, cho� pewnie teraz w salonie u sto�u. Jak�e ja
pewny by�em,
�e Ty si� poka�esz mnie. Ale godzina przesz�a, z ni� urok prysn�� musia�, do
jutra, Dialy,
teraz ju� 71/2.
10 Jan K r u s z e w s k i (zm. 1855) � nieodst�pny przez lat blisko dwadzie�cia
s�u��cy
Krasi�skiego.
11 Palazzo Valle � mieszkanie Delfiny Potockiej w Neapolu w r. 1839.
12 Wiersz ten zosta� p�niej opublikowany w t, VI Pism Zygmunta Krasi�skiego,
Wyd.
Jubileuszowe,
Krak�w 1912 (�.)
* Przypisy oznaczone literk� (�.) pochodz� od wydawcy List�w do Delfiny
Potockiej, A.
��towskiego.
5 s t y c z n i a , n i e d z i e l a 3 p o p � � ., 1 8 4 0 [ R z y m ].
Nie mog� �y� d�u�ej w tym mie�cie. Nie mog� �y� d�u�ej bez Ciebie. Czuj�, �e si�
przerabiam
w ksi�n� Lubomirsk�13 lub w Natali�. Wczoraj o si�dmej w wiecz�r ju� le�a�em w
��ku,
teraz dopiero co wsta�em, a nie mog� powiedzie�, bym spa�, ni te�, bym czuwa�,
kamie�
jaki� mnie przywali�, kamie� grobowy smutku, i jak zwierz� le�a�em pod nim, nie
maj�c si�y
ani do wstania, ani do my�lenia. Ach! Straszne te noce, kiedy czasem w�r�d ich
ponurego
ci�gu spadnie na umys� jasna przytomno�� tera�niejszo�ci. Kiedy oczy si�
roztworz�, ujrz�
p�wiat�o lampy, zrazu zmylone, pomimowolnie rzuc� si� szuka� sn�w swoich
dawnych, a
wtem nagle stan� jak wryte, poznaj�, gdzie s�, obacz� nagi i odmienny pok�j � i
zalej� si�
�zami. Wtedy tak gorzko, tak niezno�nie gorzko. Wtedy wstaj� duchy przesz�o�ci,
wtedy milion
wspomnie� otoczy dusz�, pok�j ca�y pe�ny g�os�w i westchnie�, pe�ny obraz�w,
wisz�cych
w powietrzu i znikaj�cych, by znowu si� objawi�; w tej fantasmagorii szcz�cia i
rozpaczy
s�ycha� czasami, jak gdzie� tam godzina bije, jak tam pod oknem ten stary Tyber
niekiedy
zaskowyczy, jak gdzie� dalej pies jaki� zb��kany szczeka lub odzywa si� pie��
w�oska, czasem
krzyk przera�liwy! A tu zewsz�d go�cie znani, dawni znajomi, kochani, t�ocz� si�
do
pokoju, snuj� si� jak pogrzeb. Id� jeden za drugim: Szafuza, Konstancja, Choire,
Spl�gen,
Mediolan, Casal-Pusterlengo, Parma, Modena, la Serra, Pieve, S. Marcello, Lucca
i Livorno.
Campo Santo na ich czele przychodzi, �ciska za r�ce, ca�uje w czo�o � takie usta
zimne, taki
dreszcz mro�ny rozbiega si� po piersiach. Oni wszyscy kolejno przyst�puj�,
�ciskaj� za r�ce,
ca�uj� w czo�o. Chod�cie, chod�cie wszyscy, niech was obejm�, niech przycisn� do
serca,
rozedrzyjcie mi piersi, jedzcie serce moje.
A teraz zn�w dzie�, zn�w ruch niby to, niby to �ycie. Obrazy widziane w nocy
przemieni�y
si� w my�li ukryte, kt�re w m�zgu pracuj�, m�zg szarpi� i jako tamte serce
po�era�y, tak
te teraz z m�zgiem czyni�. Wyj�� na ulic�? A c� tam czeka? Oto ka�dy kamie�
krzyczy: ,,Ty
by�e� bogiem i depta�e� mnie z pogard�, lekki i dumny nie spojrza�e� na mnie,
gdy� przechodzi�.
Czemu dzi� nie w g�r� patrzysz, ale na mnie, ale ku mnie, ku ziemi?� I Correo14
jak olbrzym
milcz�cy tam czeka, gdy b�d� go mija�, wyci�gnie ramiona, �ci�nie mnie i udusi.
I
ka�da chmura, co przelatuje mi nad g�ow�, taka podobna do si�str swoich
przesz�orocznych,
kt�re w tych samych miejscach nade mn� mija�y. Powiedz, czy tak �y� mo�na?
P o n i e d z i a � e k , 6 s t y c z n i a. Dwa zak�ady zn�w przegra�a� do mnie
� pami�tasz,
�e w Frejburgu za ka�den bal, na kt�rym b�dziesz, zobowi�za�a� si� mnie zap�aci�
dwa
napoleony,
a za ka�dego, kt�ry si� b�dzie do Ciebie umizga�, tyle� � przesy�am Ci wi�c
rachunek:
Za bal u k-cia San Teodoro15......... 2 napol.
13 Maria z Granowskich, bezdzietna wdowa po trzech m�ach (Adamie Chreptowiczu,
Aleksandrze Zamoyskim i Kazimierzu Lubomirskim), osoba w�wczas bardzo ju�
wiekowa i
cierpi�ca na ostr� melancholi�. By�a to ciotka Krasi�skiego ze strony matki,
poeta po�wi�ca�
jej wiele czasu i troski.
14 P a l a z z o Correo, mieszcz�ce si� w Rzymie na Via di Pontifici, by�o
wiosn� 1839 roku
mieszkaniem Delfiny Potockiej.
15 Ksi��� S a n T e o d o r o � arystokrata w�oski, jeden z domniemanych
wielbicieli Delfiny,
o kt�rym Krasi�ski pisa�: ,,0 San Teodoro powiem Ci, �e dobrze czyni, gdy
rozpowiada
o swoich mi�ostkach, a wiesz czemu? Kobieta, kt�ra potrafi takiego kocha�,
godna, by j� taki
zdradza�. Za co go kobieta kocha� mo�e? Ju�ci nie za rozum, nie za dusz�, nie za
serce, bo ich
nie ma. Czego gdzie nie ma, tam tego kocha� nie mo�na. C� si� zostaje, co
stanowi ca�o��
San Teodora? Cia�o i tytu� ksi���cy...� (Nieznane dot�d listy Zygmunta
Krasi�skiego do
Delfiny
Potockiej [1839�1843]. Zebra� i obja�ni� Raymund Stanis�aw Kami�ski. �Tygodnik
Ilustrowany�
1899 r. List datowany: ,,Poniedzia�ek 23-go�).
Za zmartwychwstanie Meffrego16 pod postaci� Bedmara17................ 2 napol.
4 napol.
Nie gadaj�e temu Hiszpanowi wr�cz, �e ma z�y ton i brzydkie maniery, bo albo Ci
on musi
odpowiedzie� niegrzecznie, albo to przyj�� jak dobr� rad�, jak opiek�, kt�r� by�
nad nim
rozwie�� chcia�a. Daj mu to uczu�, ale nie �cigaj go przek�sami, nie m�w mu np.:
,,Pan zanadto
krzyczysz� � podobno rok temu, jak dzisiaj wiecz�r Ty� mnie to powiedzia�a!
Niesko�czenie wdzi�cznym pu�kownikowi Bojanowiczowi18 za jego zdanie o mojej
z a b a w i a l n o � c i. (Czy tak: amabilit� � po polsku?). Spotka�em go w
Dre�nie w ojca
mego pokoju, gdym przyjecha�. On mnie ocali� od burzy, na kszta�t druta, co na
dachu stoi i
piorun wolno chwyta w siebie.
O Aleks.19 pewny by�em zawsze, �e mi dobrze �yczy. Czego� Ty im tam o�wiadczy�a,
�e
ja sam Ci te ksi��ki czyta�em? S� rzeczy �wi�te, dop�ki o nich tylko dwoje serc
wie, a
�mieszne, gdy dowiaduj� si� drudzy. Z tego gatunku rzeczy w�a�nie jest czytanie
czego� komu�
przez tego, kt�ry to co� napisa�. Czy nie czujesz tego? Mog�em by� szcz�liwym
jako J a
czytaj�cy T o b i e, w tym pokoju odosobnionym, w tej sferze Duch�w naszych
zlanych wtedy
razem, ale wnet staj� si� �mieszny, wyst�puj�c jako p. Zyg. Kras. czytaj�cy pani
Delf. Pot.
Bo dla tych, kt�rym Ty� to o�wiadczy�a, ja nie jestem J a, Ty nie jeste� T y.
Zowi� si� dla
nich pan K., a Ty pani P. To samo na �wiecie dzieje si� z ka�d� duchown�,
wznios�� istot�
rzeczy, z mi�o�ci�, z ka�dym jej spojrzeniem, z ka�dym jej s�owem, u�ciskiem, z
ka�d� my�l�
pi�kn�, z ka�dym szlachetnym uczuciem. By by�o wznios�ym, musi sta� jak pos�g
lub obraz
w pewnej w�a�ciwej sobie framudze, otoczone pewn� gr� zgodnych z sob� kolor�w.
Przenie�
je na inne miejsce, na ni�sze pole, postaw w ciemnej piwnicy lub zawie� przed
szynkiem, a
sam Moj�esz Anio�a a Madonna Rafaela zwi�dn� i przepadn�. Z olbrzym�w stan� si�
kar�ami,
z bog�w przejd� na manekiny, bo gdzie� ich �ycie? W sercach, kt�re je czuj�, w
umys�ach,
kt�re je pojmuj�, a gdy tych serc nie ma, gdy tych umys��w nie ma ko�o nich,
gdzie�
ich �ycie? Chyba tam w duszy Rafaela, tam w m�zgu Micha�a Anio�a, ale gdzie� ich
szuka�?
Chyba p�j�� do nieba za nimi!
Powiedz�e mi, co mam z D�br. uczyni�? List do Twojej matki drugi napisa�em i
jutro posy�am.
Ojciec mi pisa�, bym zn�w poszed� do Vescovali, i prosi mnie, bym nie wyjecha� z
16 M e f f r a y � jeden z wielbicieli Delfiny, �artobliwie zwany przez
Krasi�skiego
,,panem Straszymnem�.
17 B e d m a r � markiz hiszpa�ski, jeden z wielbicieli Delfiny.
18 Adam B o j a n o w i c z (1787�1852) � oficer napoleo�ski, uczestnik kampanii
hiszpa�skiej,
p�niej pu�kownik generalnego kwatermistrzostwa Kr�lestwa Kongresowego, topograf
wojskowy; w powstaniu listopadowym szef sztabu gen. Dzieko�skiego i gen.
Ramorino,
po upadku powstania zamieszka� pocz�tkowo w Krakowie, p�niej przeni�s� si� do
Drezna,
gdzie zmar�.
19 Prawdopodobnie nie Aleksander K o m a r (por. przyp. do listu z I 1839), a
Aleksander
P o t o c k i (1798�1868) � najstarszy syn Szcz�snego Potockiego i Zofii
Wittowej, szwagier
Delfiny, a zarazem wuj Elizy Branickiej. Znany na emigracji z dziwactw i
dobroczynno�ci, Z.
K. tak o nim pisa� 19 VI 1839 r.; ,,...dobry, poczciwy, grubianin w mowie,
szlachetny w czynach.
Dziwna natura tego cz�owieka: wstydzi si� dobrych stron charakteru swego, a
wyszukuje
i w p�askorze�bie stawia przed lud�mi z�e; lecz w ka�dym post�pku jest pe�en
delikatno�ci
i wspania�omy�lno�ci. Od pierwszego wejrzenia sprawia odraz�, w drugim � lepiej
poznany
� musi by� kochanym i szanowanym� (Listy Z. Krasi�skiego, T. 2. Do A. So�tana,
Lw�w
1883).
Rzymu, a� to przedstawienie nadejdzie i wyrobi si�. Ka�e mi pojecha� do
Mezzofanta20, kt�ry
mu obieca� w tym pom�c, i jeszcze do drugiego kardyna�a. Cieszy mnie to.
Najprz�d by�em u
Vescovala � ten m�wi, �e przed dwudziestym nie b�dzie przedstawienia do
ambasady. Coraz
milej. Gdybym chcia� pi�tnastego wyjecha�, nie mog�. Lecz je�li� wszystko dobrze
rozwa�y�a,
je�li ju� nie masz przyjecha� do Rzymu, je�li si� w Neapolu zostaniesz a� do
chwili zupe�nego
wyjazdu, wtedy l lutego niezawodnie st�d wyje�d�am, �eby wszystkie fiolety
�wiata
jeszcze w drodze by�y, �eby wszystkie ziemi proboszcze w poprzek drogi mi
stawali i 2-go po
po�udniu lub wiecz�r przybywam we fraku i w ��tych r�kawiczkach widzie�, jak
potomek
ambasadora21, kt�ry niegdy� konspirowa� w Wenecji i za to o ledwo co przez
szpieg�w Rady
Trzech nie zosta� wrzucony do Gran Canale, jak potomek jego, m�wi�, konspiruje
przeciwko
mnie w salonie Gallo22 i nara�a si� na to, bym go w morze kiedy rzuci�. Przyjd�
usi��� w
krze�le jakim, trzyma� kapelusz w r�ku, poprawia� chustk� na szyi, z jednej nogi
na drug� si�
ko�ysa� przy kominie, co trzecie s�owo m�wi� do Ciebie: ,,Pani�, pyta� si�
Ciebie, co� robi�a
w lecie. Okrutny b�d� w wywiadywaniu si� o pi�kno�ciach g�r szwajcarskich, o
po�o�eniu
Lucerny, o widoku z Rhigi. B�dziesz musia�a mi opisywa� spadek Renu, kt�regom
nigdy nie
widzia�, i drog� Spl�genu, kt�rej nigdym nie przeby�. Ach! Ile� razy, wychodz�c
z tego domu,
p�jd� p�aka� nad brzegiem morza. Opisz�e mi, prosz� Ci�, granic� moich
przywilej�w, karby
moich praw, sfer� moich wolno�ci. Czy tylko wieczorna gwiazda mnie mo�e
zaprowadzi� do
Ciebie, czy te� czasem i s�o�ce poranka? Czy kiedy matka Twoja ju� ko�o 10-tej
lub 11-tej
zaczyna si� krz�ta�, wstawa�, do innego przechodzi� pokoju i wraca� znowu, czy
to znak
nieub�agany, �e wychodzi� musz�? Czy nigdy tak, jak przesz�ej zimy, nie
zostaniem razem w
salonie po jej odej�ciu? Ale� kt� zdo�a przewidzie� matematycznie podrzuty
�ycia? Kto
wiedzie� zawczasu, co b�l niezno�ny wymo�e na konwenansach? Nie, nie, tego nikt
nie powie!
Pytasz si�, co odpisz� pani Kulman23. Nic zupe�nie, a nic. Com raz jej napisa�,
wystarczy�
powinno. Gdyby sama p. B.24 by�a do mnie napisa�a, by�bym jej odpisa�; nie,
Dialy