7939
Szczegóły |
Tytuł |
7939 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7939 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7939 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7939 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stephen R. Donaldson
Mi�o�nik zwierz�t
� � Sta�em akurat przed klatk� Elizabeth, kiedy brz�czenie za prawym uchem powiedzia�o mi, �e inspektor Morganstark chce si� ze mn� zobaczy�. By�em z lekka zdziwimy, ale nie da�em tego po sobie pozna�. Tak zosta�em wyszkolony: pewnych rzeczy nie nale�y dawa� po sobie pozna�. Przesun��em j�zykiem jeden z male�kich w��cznik�w umieszczonych za moimi trzonowymi z�bami i powiedzia�em:
� � - Odebra�em. B�d� za p� godziny. - Musia�em m�wi� g�o�no, �eby mnie s�ysza�y odbiorniki i magnetofony w Centrali. Radiostacja nadawczo-odbiorcza, kt�r� mi wszczepiono w zgrubienie za uchem nie by�a na tyle czu�a, �eby pochwyci� m�j g�os gdybym szepta� (monitory traci�yby cholernie du�o czasu na s�uchanie mojego oddechu i odg�os�w prze�ykania). Ale poza mn� nie by�o w pobli�u nikogo, mog�em si� nie martwi�, �e mnie kto� us�yszy.
� � Po potwierdzeniu wezwania sta�em jeszcze kilk� minut przed klatk� Elizabeth. Nie to, �ebym mia� co� przeciwko temu, �e mnie wzywaj�, mimo �e by� to m�j wolny dzie�. Tak samo zreszt� nie mog� powiedzie�, �ebym si� tu szczeg�lnie dobrze bawi�. Nie tubie ogrod�w zoologicznych. Nie dlatego, �eby to by�o nieprzyjemne miejsce - przynajmniej dla ludzi: czyste �cie�ki, zdroje wody pitnej, tablice z opisami okaz�w. Ale dla zwierz�t...
� � W�a�nie, we�my na przyk�ad tak� Elizabeth. Kiedy j� tu przywioz�em, par� miesi�cy temu, by�a jednym z najpi�kniejszych kuguar�w, jakie widzia�em w �yciu. Mia�a bystre oczy, w�a�ciwe tylko autentycznym my�liwym, delikatny pysk i absolutnie wspania�e w�sy. Ale teraz oczy jej przygas�y, sta�y si� rozlatane, jakby ich nie mog�a na niczym skupi�. Krok, dawniej tak spr�ysty, zrobi� si� rozlaz�y, czasem nawet ociera�a sobie �apy, nie podnosz�c ich dostatecznie wysoko. Piel�gniarze przyci�li jej kr�tko w�sy, prawdopodobnie dlatego, �e niekt�re wielkie koty w ogrodach zoologicznych wtykaj� pyski miedzy pr�ty klatek, a r�ne skurwysyny potrafi� je za te w�sy ci�gn��, �eby pokaza�, jacy s� odwa�ni. W tej klatce Elizabeth by�a po prostu jeszcze jednym �a�osnym, skazanym na zag�ad� stworzeniem.
� � Nasuwa si� wi�c pytanie, dlaczego j� tam umie�ci�em. M�j Bo�e, a co mia�em robi�? Zostawi� j� i skaza� na �mier� g�odow�, kiedy by�a jeszcze ma�ym kociakiem? Odda� hodowcom, �eby po doro�ni�ciu przesz�a przez to wszystko, co wyko�czy�o jej matk�? Trzyma� j� w mieszkaniu, a� zrobi si� taka wielka i niebezpieczna, �e mi skoczy do gard�a? A mo�e mia�em j� pu�ci� ot, tak sobie, nie umiej�c� polowa�, w okolicy pe�nej ludzi, kt�rzy by j� bardzo szybko dopadli z granatami?
� � Nie, zoo stanowi�o jedyne miejsce - z kt�rego zreszt� nie by�em zadowolony.
� � Jako dziecko m�wi�em zawsze, �e kiedy�, jak b�d� bogaty, zbuduje prawdziwe zoo. Takie zoo - jakie bywa�y trzydzie�ci czy czterdzie�ci lat temu, gdzie zwierz�ta �y�y, jak to si� m�wi�o, w naturalnym �rodowisku. Ale ju� teraz wiem, �e nigdy nie b�d� bogaty. A tych starych, dobrych ogrod�w zoologicznych te� ju� nie ma. Zosta�y zamienione na rezerwaty my�liwskie, kiedy wzros�o zapotrzebowanie na "sport". Obecnie do ogrod�w zoologicznych trafiaj� jedynie zwierz�ta zbyt s�abe, �eby mog�y polowa�, albo z natury rzeczy niegro�ne. Z wyj�tkami w rodzaju Elizabeth, kt�re zdarzaj� si� od czasu do czasu.
� � Przypuszczam, �e nie odszed�em od klatki tak zaraz z tego samego powodu, dla kt�rego w og�le odwiedza�em Elizabeth i Emily, i Johna. Mia�em nadzieje na jaki� znak z jej strony, �wiadcz�cy, �e mnie pozna�a. S�aba szansa. By�a przecie� kuguarem, a wiec istot� zbyt ma�o wra�liw�, �eby wiedzie�, co to wdzi�czno��: Zreszt� atmosfera ogrodu zoologicznego nie sprzyja rozbudzaniu uczu� u zwierz�t drapie�nych. Nawet Emily, kojot; zapomnia�a mnie w ko�cu. A John; �ysy orze�, jest za g�upi na jakiekolwiek uczucia. Robi� wra�enie, jakby zapomnia� wszystko, cokolwiek w �yciu wiedzia�. Nie, uczuciowy z tego ca�ego towarzystwa by�em tylko ja. I dlatego sp�ni�em si� do Biura.
� � Ale nie o tym my�la�em, kiedy wreszcie tam przyszed�em. My�la�em o swojej pracy. Pod wp�ywem wizyty w zoo zawsze spogl�da�em na pok�j, w kt�rym siedzieli wszyscy agenci specjalni i inspektorzy z naszego wydzia�u �wie�ymi oczyma. By� rok 2011, ludzie spacerowali sobie po Marsie, budowano stacje ultrakr�tkofalowe do przesy�a energii s�onecznej, marihuana i wy�cigi samochodowe nabra�y takiego znaczenia, �e doczeka�y si� subsydi�w rz�dowych - ale pokoje, w kt�rych m�czy�ni i kobiety tacy jak ja wykonywali swoj� prace papierkow� w dalszym ci�gu przypomina�y posterunki policji ze starych, ogl�danych w dzieci�stwie film�w.
� � Nie by�o okien. Kurz i pety w k�tach tworzy�y niemal skamieliny. Biurka (zawalone papierami, kt�re robi�y wra�enie, jakby spad�y z sufitu) sta�y tak blisko siebie, �e czuli�my, jak si� pocimy przy pracy - bo mamy do�� sporz�dzania raport�w, bo nam si� chce rzyga� na my�l, �e nie jeste�my w stanie zrobi� najmniejszego wy�omu w poziomie przest�pczo�ci albo dlatego, �e si� boimy. Albo dlatego, �e jeste�my r�ni. Ten pok�j by� jak jedna wielka klatka. Nawet identyfikator w klapie mojej marynarki informuj�cy: Agent Specjalny Sam Browne, bardziej przypomina� tabliczk� z zoo ni� cokolwiek innego.
� � Nie pracowa�em tutaj tak bardzo d�ugo, je�li ten czas mierzy� w latach, ale dostatecznie d�ugo, �ebym by� zadowolony za ka�dym razem, kiedy inspektor Morganstark wysy�a� mnie w teren. Jedyna zmiana, jaka zasz�a w atmosferze Biura w ci�gu ubieg�ych czterdziestu lat, polega�a na tym, �e teraz wszystko by�o bar dziej ponure. Agenci specjalni nie zajmowali si� przest�pstwami pospolitymi, jak prostytucja, hazard czy zagini�cia, poniewa� mieli zbyt du�o roboty z porwaniami, terroryzmem, morderstwami, wojnami gang�w. No i pracowali�my w pojedynk�, bo by�o nas za ma�o.
� � Prawdziwe zmiany by�y ukryte. S�siedni pok�j, jeszcze wi�kszy od naszego, by� po sufit zawalony komputerami i programatorami. A w nastopnym pomieszczeniu znajdowa�y si� nadajniki i magnetofony, kt�re kontrolowa�y poczynania agent�w w terenie. Bo i agenci specjalni si� zmienili.
� � Ale filozofia (czy te� fizjologia, w zale�no�ci od punktu widzenia) jest jak uczucie - a ja ju� by�em sp�niony. Zanim zd��y�em podej�� do swojego biurka, inspektor dostrzeg� mnie i zawo�a� przez ca�y pok�j:
� � - Browne! - Poniewa� najwyra�niej nie mia� ochoty czeka�, wi�c ignoruj�c stert� nowych papier�w na swoim biurku pod szed�em prosto do niego.
� � Zamkn��em drzwi i sta�em czekaj�c, a� si� zdecyduje, czy mnie objecha�, czy nie. Nie to, �ebym mia� co� przeciwko objechaniu, bro� Bo�e. Lubi�em inspektora Morganstarka, nawet wtedy, kiedy si� na mnie z�o�ci�. By� ma�y, z cofaj�c� si� lini� w�os�w, a w ci�gu pracy w Biurze jego oczy wyblak�y i nabra�y wyrazu zm�czenia. Zawsze robi� wra�enie - i chyba s�usznie -zn�kanego. By� jedynym inspektorem w naszym Wydziale na tyle ludzkim, czy mo�e na tyle upartym, �e zdarza�o mu si� ignorowa� komputery. Czasem polega� po prostu na swoim nosie, ale bywa�o, �e ten nos przysparza� mu k�opot�w. Lubi�em go za to. Warto by�o znosi� jego humory, �eby tylko z nim pracowa�.
� � Siedzia� z �okciami na biurku, trzymaj�c obur�cz segregator, jakby w obawie, �e mu si� wyrwie. Jak na standardy Biura by� to do�� cienki segregator - trudno wy��czy� komputery, jak ju� si� je raz uruchomi. Nie spojrza� na mnie, co zwykle stanowi z�y znak, ale nie mia� w�ciek�ej miny. M�wi�a raczej: "co�-tu-jest-nie-w-porz�dku-i-bardzo-mi-si�-to-nie-podoba". Nagle zapragn��em, �eby mi powierzy� te spraw�. Skorzysta�em wi�c z okazji i usiad�em po drugiej stronie biurka. Pr�bowa�em promieniowa� pewno�ci� siebie - ale nie mia�em jej zbyt wiele. Po dw�ch latach pracy w charakterze agenta specjalnego w dalszym ci�gu by�em za popychle u inspektora Morganstarka. Jak do tej pory nie powierzy� mi jeszcze zadania, kt�re by nie mia�o �ci�le rutynowego charakteru.
� � Po chwili od�o�y� segregator i spojrza� na mnie. Ale i w jego oczach nie by�o z�o�ci. Tylko troska. Za�o�y� r�ce za g�ow� i opar� si� wygodnie w fotelu, a nast�pnie powiedzia�:
� � - By�e� w zoo?
� � I to by� kolejny pow�d, dla kt�rego lubi�em inspektora. Traktowa� moich podopiecznych powa�nie. Nie czu�em si� wtedy jedynie sprz�tem.
� � - Tak - odpar�em. �eby si� wyda� bardziej kompetentny, nie u�miechn��em si�.
� � - Ile ich teraz masz?
� � - Tr�jk�. Par� miesi�cy temu przywioz�em Elizabeth.
� � - No i jak ona si� miewa?
� � Wzruszy�em ramionami.
� � - Tak sobie. Zwykle jak si� je zamknie w klatce, niewiele im potrzeba, �eby oklap�y.
� � Bada� mnie wzrokiem jeszcze przez chwil�. Potem powiedzia�:
� � - Dlatego chce w�a�nie tobie powierzy� te spraw�. Bo znasz si� na zwierz�tach. I na polowaniu. Nie wyci�gniesz pochopnie fa�szywych wniosk�w.
� � No c�, nie by�em my�liwym, ale wiedzia�em, o co mu chodzi. Zna�em dobrze rezerwaty my�liwskie. Stamt�d w�a�nie wzi��em Johna, Emily i Elizabeth. Takie hobby. Ilekro� mam okazje (na przyk�ad kiedy jestem na urlopie), odwiedzam rezerwaty. P�ace za wst�p jak inni i - ryzykuje jak inni. Ale nigdy nie bior� ze sob� broni - nie chodz� tam zabija�. Poszukuj� m�odych - jak Elizabeth - skazanych praktycznie na �mier� po zastrzeleniu czy z�apaniu w potrzask matki. Przemycam takich malc�w na zewn�trz, hoduje, jak d�ugo mog�, a potem oddaj� do zoo.
� � Czasami nie znajd� ich w por�, a czasem znajd� ju� okaleczone przez jaki� niecelny strza� czy sid�a. Te dobijam. Jak powiedzia�em, jestem uczuciowy.
� � Ale nie wiedzia�em, co inspektor mia� na my�li m�wi�c o pochopnym wyci�ganiu fa�szywych wniosk�w. Zrobi�em pytaj�c� min� i czeka�em.
� � - S�ysza�e� kiedy� o Rezerwacie �owieckim Sharon's Point? - zapyta�.
� � - Nie, przecie� jest tyle tych rezerwat�w... S�, zaraz po wy�cigach najbardziej popularne...
� � Przerwa� mi w p� s�owa. Nachyli� si� i oskar�ycielsko wymierzy� palec w segregator.
� � - Tam gin� ludzie.
� � Nie odezwa�em si� na to s�owem. We wszystkich rezerwatach �owieckich gin�li ludzie. Po to one by�y. Od dwudziestu lat, od kiedy przest�pczo�� sta�a si� w tym kraju problemem numer jeden, rz�d przeznaczy� na to kup� pieni�dzy. Naprawd� ogromne sumy. Na "egzekwowanie prawa" i wiezienia oczywi�cie. Na narkotyki, jak marihuana, kt�re dzia�aj� uspokajaj�co. Ale r�wnie� na wszelkie urz�dzenia, umo�liwiaj�ce ludziom wy�adowanie agresji w spos�b nie powoduj�cy kolizji z prawem.
� � Jak na przyk�ad wy�cigi samochodowe. Wobec subsydi�w rz�dowych praktycznie nie ma osoby - czy to m�czyzny, czy kobiety - kt�ra by nie mog�a sobie pozwoli� na zrobienie podrasowanym wozem kilku rund po torze wy�cigowym. Zgodnie z tym, co twierdz� socjologowie, mo�liwo�� zrobienia czego� gwa�townego, co si� ��czy z ryzykiem �ycia, ma dla cz�owieka ogromne znaczenie. Aby osi�gn�� po��dan� katharsis, brutalno�� i ryzyko musz� by� rzeczywiste. Z ca�ym tym �wiatowym przeludnieniem i presj� ekonomiczn�, kt�rej ludzko�� podlega, musi istnie� jaka� klapa bezpiecze�stwa. Co�, co powstrzyma przest�pczo��, ku kt�rej ludzie mogliby si� zwr�ci� ze zwyk�ego znudzenia, frustracji czy sk�onno�ci do perwersji.
� � Po to s� rezerwaty �owieckie. Po to zape�nia si� zamkni�te dzikie ost�py wszelkiego rodzaju niebezpieczn� zwierzyn�, a potem wpuszcza tam my�liwych, samotnych oczywi�cie - i niech zabijaj� co si� da usi�uj�c przy tym ocali� w�asne �ycie. Ka�dy, kto lubi widok krwi mo�e wzi�� bro� i zmierzy� si� z najr�niejszymi wielkimi kotami, wilkami, antylopami gnu, nied�wiedziami grizzly i tym podobnymi.
� � Ten sport jest niemal tak popularny, jak wy�cigi samochodowe. Ludzie lubi� z�udzenie "zabijaj albo zosta� zabity". Morduj� zwierz�ta tak szybko, jak hodowcy je dostarczaj�. (Niekt�rzy u�ywaj� nawet zatrutych strza� i kul dum-dum. Inni pr�buj� przemyca� do rezerwat�w bro� laserow�, czego si� zreszt� surowo zabrania. Prywatnym osobom nie wolno posiada� laser�w). Wszystko to jest wysoce terapeutyczne. I obrzydliwe. Przypadki niedobicia i okaleczenia zwierz�t przewy�szaj� celne strza�y w stosunku dwadzie�cia do jednego i jak dla mnie ginie o wiele za ma�o ludzi. Ale uwa�am, �e mimo wszystko lepsze to ni� wojna. Przynajmniej nie pr�bujemy robi� tych rzeczy z Chi�czykami.
� � Inspektor powiedzia�:
� � - My�lisz na pewno: brawo lwy i tygrysy.
� � Wzruszy�em ramionami.
� � - Sharon's Point musi si� cieszy� wielkim powodzeniem:
� � - Tego nie wiem - odpar� cierpko. - Oni nie s� subsydiowani przez w�adze federalne i nie musz� si� rozlicza�. Dostaje tylko �wiadectwa zgon�w. - Tym razem dotkn�� segregatora czubkami palc�w, jakby to by�o co� bardzo delikatnego albo niebezpiecznego. - Od chwili otwarcia Sharon's Point, czyli od dwudziestu miesi�cy, zgin�o czterdzie�ci pi�� os�b.
� � Zupe�nie bezwiednie powiedzia�em:
� � - O kurwa! - przez co oczywi�cie nie wyda�em si� bardziej kompetentny. Ale by�em zdziwiony. Czterdzie�ci pi�� os�b! Zna�em rezerwaty, w kt�rych tyle nie zgin�o przez pi�� lat. Wi�kszo�� my�liwych nie lubi nara�a� si� a� do tego stopnia.
� � - I jest coraz gorzej - podj�� inspektor Morganstark. - Dziesi�� os�b w ci�gu pierwszych dziesi�ciu miesi�cy. Pi�tna�cie przez nast�pne pi��. I dwadzie�cia w ci�gu ostatnich pi�ciu.
� � - Maj� wielkie powodzenie - mrukn��em.
� � - I to jest dziwne - odpar� inspektor - poniewa� nie prowadz� �adnej reklamy.
� � - Czy�by polegali tylko na informacji ustnej? - To by wskazywa�o na kilka rzeczy, ale przede wszystkim nasun�o mi si�: - A co oni maj� takiego szczeg�lnego?
� � - To znaczy poza czterdziestoma pi�cioma zabitymi? - burkn�� inspektor. - Jest na nich wi�cej za�ale� ni� na jakikolwiek rezerwat w kraju. - Nie mia�o to wielkiego sensu, ale inspektor wyja�ni�: - Chodzi o skargi rodzin. Nie zwracaj� im cia�.
� � No c�, to rzeczywi�cie by�o co� szczeg�lnego - na sw�j spos�b. Jeszcze nie s�ysza�em o rezerwacie, kt�ry by nie zwraca� cia� najbli�szym.
� � - A co si� z nimi dzieje?
� � - Kremuj� je. W Sharon's Point. Rodziny skar�� si�, �e ma��onkowie musz� podpisywa� zgod�, zanim my�liwi zostan� tam wpuszczeni. Nie ka�demu ten zwyczaj odpowiada. Ale przede wszystkim nie odpowiada im to, �e cia�a m��w czy �on s� palone natychmiast. Tak, �e ci ma��onkowie nie maj� nawet okazji ich zobaczy�. Dostaj� jedynie zawiadomienie i �wiadectwo zgonu. - Spojrza� na mnie ostro. - Nie ma w tym nadu�ycia. Wszystkie zgody zosta�y podpisane z g�ry.
� � Zastanawia�em si� przez chwile, po czym spyta�em wymijaj�co:
� � - Co to byli za ludzie?
� � Inspektor pos�pnie zmarszczy� czo�o.
� � - Najlepsi. Wi�kszo�� z nich nie powinna by�a zgin��. - Wyj�� wydruk komputerowy z segregatora i rzuci� mi przez biurko. Zobacz.
� � Wydruk zawiera� komputerowe dane dotycz�ce czterdziestu pi�ciu zmar�ych. Wszyscy byli zamo�ni, ale tylko 26,67 % dosz�o do swoich pieni�dzy samodzielnie; 73,33 % odziedziczy�o je albo zyska�o przez ma��e�stwo. Przed 82,2 % rysowa�a si� wspania�a finansowa kariera, 91,1% stanowili do�wiadczeni my�liwi, a z tego 65,9 % cieszy�o si� opini� szczeg�lnie sprawnych. 84,4 % wiele podr�owa�o po �wiecie w poszukiwaniu "zwierzyny" - im bardziej niebezpieczna, tym lepsza.
� � - Mo�e i zwierz�ta te� s� do�wiadczone - powiedzia�em.
� � Inspektor nie roze�mia� si�. Czyta�em dalej.
� � Na dole kartki znalaz�em interesuj�c� informacje: 75,56 % zna�o przynajmniej pi�� os�b z tej listy; 0,00 % nie zna�o nikogo.
� � Zwr�ci�em inspektorowi wydruk.
� � - Z pewno�ci� informacja ustna. Na zasadzie klubu. - W rezerwacie �owieckim Sharon's Point dzia�o si� co� ciekawego i bardzo chcia�em si� dowiedzie�, co to takiego. Usi�uj�c nada� swojemu g�osowi oboj�tny ton spyta�em:
� � - A co zaleca komputer?
� � Inspektor spojrza� w sufit.
� � - �eby o ca�ej sprawie zapomnie�. Ta cholerna maszyna nie rozumie nawet, po co zadaj� sobie trud pytaj�c j� o cokolwiek. �adnego nadu�ycia nie ma. A �miertelno�� jest bez znaczenia. Kiedy zwr�ci�em si� po raz drugi, odes�a� mnie do innego komputera.
� � Obserwowa�em Morganstarka.
� � - Ale pan nie zapomni?
� � Wyrzuci� w g�r� r�ce.
� � - Ja? Mia�bym zapomnie�? Czy ja wygl�dam na cz�owieka, kt�ry ma a� tyle zdrowego rozs�dku? Wiesz doskonale, �e nie zapomn�.
� � - A dlaczego?
� � Pytanie wydawa�o mi si� zupe�nie uzasadnione, ale inspektor zby� je machni�ciem r�ki.
� � - Kr�tko m�wi�c - podj�� ju� spokojniejszym tonem - powierzam t� spraw� tobie. Chcia�bym, �eby� tam by� ju� jutro. Zacz��em co� m�wi�, ale mnie powstrzyma�. Patrzy� mi prosto w oczy, a ja wiedzia�em, �e zamierza powiedzie� co� bardzo dla siebie wa�nego.
� � - Powierzam ci te spraw� - rzek� - poniewa� si� o ciebie martwi�. Nie dlatego, �e jeste� zielony, a sprawa jest trywialna. Bo ona wcale nie jest trywialna. Ja to czuj� - o tu. - Po�o�y� r�k� na wypuk�o�ci czaszki za prawym uchem, jak gdyby jego przeczucia pochodzi�y z wmontowanej tam radiostacji. Po czym westchn��. Ale to nie wszystko. Wiem po prostu, �e gdybym si� myli�, nie zrobisz z tego afery. �e dlatego tylko, �e gin� ludzie, nie b�dziesz mi si� stawia�, �eby doprowadzi� do zamkni�cia Sharon's Point. Nie b�dziesz ich oskar�a� z tej jedynej przyczyny, �e maj� za wysoki wsp�czynnik zgon�w. �e b�dziesz si� cieszy� w imieniu zwierz�t.
� � A do tego wszystkiego - ci�gn�� tak, �e nie mia�em mo�liwo�ci mu przerwa� - chc�, �eby� si� tym zaj��; poniewa� uwa�am, �e jest ci to potrzebne. Nie musz� ci chyba m�wi�, �e nie le�y ci rola agenta specjalnego. Nie czujesz si� dobrze z t� ca�� wyszukan� aparatur�, w kt�r� musieli�my ci� wyposa�y�. Wszystkie testy na przystosowanie, jakim zosta�e� poddany, wskazuj� na g��boko zakorzenion� niemo�no�� zaakceptowania w�asnego ja. Tobie potrzebna jest sprawa, kt�ra ci pozwoli odnale�� siebie.
� � - Inspektorze - odpar�em - jestem ju� du�y. Jestem tu z w�asnej i nieprzymuszonej woli. Pan mnie nie posy�a tam jedynie po to, �eby mi u�atwi� przystosowanie. Dlaczego pan mi nie powie, z jakiego powodu postanowi� pan pomin�� komputer?
� � Wpatrywa� si� we mnie, tak jakbym mu zaproponowa� co� nienormalnego. Ale ja zna�em to spojrzenie. Znaczy�o ono, �e jest z�y i o krok od przyznania si� do tego przed nami obydwoma po raz pierwszy. Nagle wzi�� segregator i ze z�o�ci� popchn�� go w moj� stron�.
� � - Ostatnia pozycja na li�cie zmar�ych to Nick Kolcsz. By� agentem specjalnym.
� � Agent specjalny. To mi co� nieco� wyja�ni�o, ale nie wszystko. Nie zna�em Kolcsza. Mia� pieni�dze, ale ta informacja mi nie wystarcza�a. Wystawi�em humor inspektora na kolejn� pr�b�.
� � - A co on tam robi�?
� � Zerwa� si� na r�wne nogi, �eby mu by�o �atwiej krzycze�:
� � - A sk�d ja mam wiedzie�?! - Jak wszyscy porz�dni ludzie w Biurze, prze�ywa� �mier� agenta bardzo osobi�cie. - By� na urlopie! I mia� wy��czony ten cholerny komunikator! - Usiad� gwa�townie. Po chwili z�o�� mu przesz�a i by� po prostu tylko zm�czony. - Przypuszczam, �e wybra� si� tam na polowanie, jak wszyscy inni. Wiesz doskonale, �e nie kontrolujemy agent�w na urlopie. Nawet agentom potrzebna jest od czasu do czasu jaka� prywatno��. Nie wiedzieli�my nawet, �e on nie �yje, dop�ki nie wp�yn�a skarga jego �ony, kt�rej nie pokazali cia�a.
� � Nie chodzi mi o dezawuowanie resortu bezpiecze�stwa, o ten ca�y metal w jego prochach. Tak naprawd� niepokoi mnie - teraz w jego wygaszonych oczach pojawi�o si� co� w rodzaju strachu �e�my mu przecie� nie wy��czyli �r�d�a zasilania. Ale tego si� nigdy nie robi - nawet na okres urlopu. Powinien by� bezpieczny. Dzikie s�onie nie powinny mu by�y zrobi� krzywdy.
� � Wiedzia�em, o co mu chodzi. Nick Kolcsz by� cyborgiem. Jak ja. To, co go zabi�o, musia�o by� jeszcze bardziej niebezpieczne.
��� No c� - tak, cyborgiem. Ale to sprawa przereklamowana.
� � Ludziom si� nies�usznie wydaje, �e agent specjalny jest w jaki� spos�b "super". Bierze si� to z dawnych film�w, w kt�rych cyborgi by�y zawsze super szybkie i supersilne. I wyposa�one we wszelk� mo�liw� bro�. I mia�y wbudowane komputery, kt�re za�atwia�y za nie takie sprawy jak my�lenie. Te cyborgi niewiele si� r�ni�y od robot�w.
� � Mo�e kiedy� do tego dojdzie. Ale dzi� nikt jeszcze nie dysponuje odpowiedni� technik�. To znaczy w zakresie medycyny. Z wielu powod�w w ci�gu ostatnich dwudziestu lat medycyna zrobi�a niewielki post�p. Wobec k�opot�w z przeludnieniem nauka nastawiona na "ratowanie �ycia" nie ma ju� takiego zastosowania. A poza tym na skutek rozruch�w genetycznych z roku 1989 pozamykano wiele o�rodk�w badawczych.
� � Nie, moje jedyne wyposa�enie to: radiostacja nadawczo-odbiorcza wbudowana w zgrubienie za prawym uchem, �ebym m�g� by� stale w kontakcie z Central�, cienkie, praktycznie nic nie wa��ce plastenowe rozp�rki wzd�u� n�g, r�k i kr�gos�upa, tak �e bardzo trudno mi co� z�ama� (przynajmniej teoretycznie), i zasilacz j�drowy wszczepiony w klatk� piersiow�, tak, �e jego os�ona chroni zarazem i serce. I w�a�nie to �r�d�o energii zasila m�j nadajnik, jak r�wnie� nadd�wi�kowy eksploder umieszczony wewn�trz lewej d�oni.
� � Ma to i swoje z�e strony. Nie bardzo mog� zgina� pierwsze stawy tej r�ki, co oczywi�cie upo�ledza jej sprawno��. Eksploder jest pokryty b�on� lateksow�. (do z�udzenia przypominaj�c� sk�r�), kt�ra si� spala przy ka�dym u�yciu, dlatego zawsze musz� nosi� zapasow�. Ale ma to i swoje dobre strony - w pewnym sensie. Mog� na przyk�ad zabi� cz�owieka z odleg�o�ci dwudziestu pi�ciu metr�w, a og�uszy� z pi��dziesi�ciu; potrafi� te� wyrwa� dziur� w betonowej �cianie - o ile znajd� si� odpowiednio blisko.
� � To w�a�nie te sprawy inspektor mia� na my�li m�wi�c o moim nieprzystosowaniu. Nie jestem w stanie przyzwyczai� si� do tego, �e m�g�bym pozabija� wszystkich swoich przyjaci� jedynie naciskaj�c j�zykiem w okre�lony spos�b jeden z z�b�w trzonowych. Dlatego staram si� nie mie� zbyt wielu przyjaci�.
� � Tak czy siak, je�li chodzi�o o t� w�a�nie spraw�, fakt �e by�em cyborgiem, nie stanowi� dla mnie zbytniej pociechy. Jako jedyne zabezpieczenie mia�em bowiem dok�adnie to samo wyposa�enie, kt�re nie uratowa�o Nicka Kolcsza. A on mia� jeszcze co�, co go zreszt� te� nie uratowa�o: wiedzia�, w co si� �aduje. By� do�wiadczonym my�liwym i zna� trzy osoby z listy ofiar. (Musia� te� zna� niekt�rych spo�r�d tych, co prze�yli, a przynajmniej s�ysze� o nich od innych. Bo i sk�d by wiedzia�, �e jest to miejsce niebezpieczne?) Mo�e w�a�nie po to uda� si� do Sharon's Point - �eby na w�asn� r�k� pr�bowa� wyja�ni�, jak zgin�li tamci ludzie.
� � Niestety, nie znaczy�o to bynajmniej, �e mog� i�� do jednego z jego przyjaci� i zapyta�, co wiedzia� Kolcsz. Ludzie, kt�rzy korzystaj� (o ile "korzy��" jest tu w�a�ciwym s�owem) z instytucji ekskluzywnych nie maj� powod�w ufa� obcym, takim jak ja. A poza tym agentowi specjalnemu z pewno�ci� nie ujawniliby niczego, co by�o nielegalne. Nie wysz�oby to na dobre ani im, ani Sharon's Point.
� � Ale nie u�miecha�o mi si� le�� w to, co zabi�o Kolcsza bez jakich� bardziej szczeg�owych danych. Dlatego rozpocz��em poszukiwania.
� � Pewne informacje uzyska�em sprawdzaj�c rejestracj� rezerwatu, niewiele mi to jednak da�o. Rejestracja oznacza�a jedynie, �e inspektor federalny zatwierdzi� wyposa�enie Sharon's Point. A to dotyczy jedynie dw�ch spraw: ogrodzenia i urz�dze� medycznych.
� � Ka�dy rezerwat �owiecki odpowiada za to, �eby zwierz�ta nie wydostawa�y si� poza jego obr�b, musi te� utrzymywa� niewielk� klinik�, w kt�rej mogliby si� leczy� poszkodowani klienci (kto by si� przejmowa� okaleczonymi zwierz�tami). Ot� inspektor stwierdzi�, �e Sharon's Point spe�nia te warunki. �e wzd�u� ca�ego obwodu (w przybli�eniu 133 km) rezerwat jest odpowiednio ogrodzony, a na urz�dzenia sk�adaj� si�: dobrze wyposa�ona sala operacyjna i apteka, szpital dla zwierz�t (co mnie zdumia�o) oraz krematorium - rzekomo dla likwidowania zwierz�t zbyt powa�nie okaleczonych, �eby je mo�na by�o wyleczy�.
� � Pozosta�e informacje by�y sk�pe. Sam rezerwat obejmowa� oko�o 1100 kilometr�w kwadratowych las�w, bagien, wzg�rz i ��k. W�a�cicielem i dyrektorem by� niejaki Fritz Ushre. Personel sk�ada� si� z jednego chirurga (niejakiego dra Avida Paracelsa) i kilku opiekun�w zwierz�t.
� � Ale jednego wyra�nie brakowa�o: nazwiska hodowcy. Wi�kszo�� rezerwat�w �owieckich zaopatruje si� w zwierz�ta w jednej z trzech czy czterech wielkich firm hodowlanych, z kt�r� zwi�zane s� kontraktem. W dokumencie rejestracyjnym Sharon's Point nie by�o na ten temat ani s�owa. Nie wspomniano nawet o jakimkolwiek dostawcy zwierz�t. I z tej w�a�nie przyczyny pomy�la�em sobie, �e ludziom, kt�rzy tam je�dzili, nie chodzi�o o polowanie na zwierz�ta.
� � Czy�by zatem ludzie polowali na ludzi? To nielegalne jak cholera. Ale t�umaczy�oby wysok� �miertelno��. Same lwy i pawiany (nawet rozw�cieczone pawiany w stadach) nie zabij� czterdziestu pi�ciu my�liwych w ekskluzywnym rezerwacie w ci�gu dwudziestu miesi�cy. Zaczyna�em rozumie�, dlaczego w tej sprawie inspektor wola� pomin�� komputer.
� � Poszed�em do komputer�w i poprosi�em o wydruk dotycz�cy �wiadectw zgonu. Wszystkie by�y podpisane: "Dr med. Avid Paracels". Wszystkie podawa�y "normalne" dla rezerwat�w �owieckich przyczyny �mierci (wykrwawienie z ran albo �mier� na miejscu), ale nigdy nie wspominano rodzaju zwierz�t.
� � I to mnie w�a�nie niepokoi�o. Tym razem poprosi�em o pe�ne komputerowe dane dotycz�ce Fritza Ushre'a i Avida Paracelsa. Akta Ushre'a by�y skromne. Poza wiekiem, stanem cywilnym i grup� krwi, zawiera�y jedynie pobie�ne podsumowanie jego dotychczasowej kariery zawodowej. A wiec najpierw dwadzie�cia lat nie budz�cej najmniejszych zastrze�e� pracy in�yniera w r�nych firmach elektronicznych. Potem odziedziczy� kawa�ek ziemi. Natychmiast rzuci� prac� i w dwa lata p�niej otworzy� Sharon's Point. Obecnie (wed�ug danych z banku) by� w trakcie stawania si� cz�owiekiem bogatym. To mi nie powiedzia�o prawie nic, i tak wiedzia�em, �e Sharon's Point cieszy si� wielkim powodzeniem.
� � Ale co innego akta Avida Paracelsa, dra fil., dra med. Te by�y pe�ne informacji. Swego czasu musia� uzyska� zezwolenie wysoko postawionych czynnik�w z bezpieki na prowadzenie jakich� bada�, wiec Biuro przebada�o go dos�ownie od st�p do g��w, ujawniaj�c nieprzebrane masy danych, w wi�kszo�ci bez znaczenia, ale nie zaj�o mi wiele czasu dobranie si� do prawdziwych specja��w. W wyniku czego m�g�bym (jak mawia�a moja matka) nie wyjrze� zza kartek do ko�ca �ycia. Avid Paracels by� jedn� z ofiar rozruch�w genetycznych 1989 r.
� � A oto jak, z grubsza bior�c, wygl�da�y sprawy. Ot� w roku 1989 jedna z gazet opublikowa�a wiadomo��, �e zesp� biolog�w (z udzia�em znakomitego Avida Paracelsa) korzystaj�cy z silnego poparcia w�adz federalnych, dokona� prze�omowego odkrycia w dziedzinie bada� nad, jak to nazwali, rekombinuj�cym kwasem nukleinowym; dla takich ciemniak�w jak ja - w dziedzinie in�ynierii genetycznej. Opanowali mianowicie technik� hodowli zwierz�t ze zmienionymi genami. W owym czasie rozpoczynali w�a�nie eksperymenty na ludzkich embrionach. Ich celem, jak poda�a gazeta, by�y pr�by dokonania "drobnych ulepsze�" w istotach ludzkich - jak "kocie" oczy, na przyk�ad, czy chwytne palce u n�g.
� � C� wiec z tego wynik�o? Wynik�y z tego rozruchy, kt�re same w sobie nie by�y niczym niezwyk�ym. W roku 1989 przest�pczo�� wszelkiego rodzaju, nie m�wi�c o niepokojach spo�ecznych, sta�y si� najwi�kszym zagro�eniem dla kraju, ale w�adze w dalszym ci�gu jeszcze nie zdawa�y sobie w pe�ni sprawy z problemu. Tak wiec rozruchy i inne akty gwa�tu wybucha�y z lada przyczyny: z powodu podniesienia cen paliwa, �ywno�ci czy op�at za mieszkania. Innymi s�owy (wed�ug oceny socjolog�w), poziom agresji publicznej osi�gn�� krytyczn� wysoko��. Ludzie nie mieli �adnego godziwego uj�cia dla z�o�ci i dlatego z byle powodu dostawali ma�piego rozumu.
� � A ten artyku� wywo�a� rozruchy wprost piramidalne. By�o wiele krzyku na lemat "�wi�to�ci ludzkiego �ycia", ale przypuszczam, �e g��wnie chodzi�o o to, i� idea "wy�szej istoty ludzkiej" stanowi�a dla wi�kszo�ci zagro�enie. Atakowano na ulicach uczonych i kongresman�w. Trzy budynki publiczne (w tym - B�g jeden wie dlaczego - poczta) zosta�y kompletnie zniszczone. Zniszczono siedem osiedli mieszkaniowych. Spl�drowano i zburzono sto trzydzie�ci siedem sklep�w. Kompletnie zniszczony zosta� r�wnie� program bada� nad rekombinuj�cym kwasem nukleinowym. A przy okazji kilka karier. Bo tym razem rozruch�w nie da�o si� st�umi�. Z r�k policji (agent�w specjalnych) musia�oby zgin�� zbyt wielu ludzi. Tak wiec sam prezydent przyst�pi� do uspokajania ludzi, co w konsekwencji doprowadzi�o do naszej obecnej polityki roz�adowywania agresji.
� � Avid Paracels by� w�a�nie jednym z tych, kt�rzy przyp�acili to karier�. Uwa�am, �e mia� du�o szcz�cia, i� nie straci� dost�pu do komputer�w, a tym samym do informacji z dziedziny medycyny.
� � No c�, niczego to wszystko w�a�ciwie nie dowodzi�o, ale w ka�dym razie wzbudzi�o moj� ciekawo��. Wiadomo, �e ludzie, kt�rzy trac� pozycje bywaj� niepewni z punktu widzenia prawa. Udaj�c si� wiec do Sharon's Point mia�em ju� przynajmniej punkt zahaczenia. Przy odrobinie szcz�cia mo�e nawet nie musia�bym udawa�, �e przyjecha�em na polowanie.
� � Kiedy wiec wychodzi�em z Biura, �eby za�atwi� sprawy zwi�zane z wyjazdem i pieni�dzmi, czu�em si� tak, jakbym ju� wszystko wiedzia� (co powinno by� dla mnie wystarczaj�cym ostrze�eniem, �e si� �aduje w k�opoty). Ale to uczucie nie trwa�o d�ugo. Ju� po drodze bowiem dozna�em przeb�ysku - jak gdyby iluminacji. Sko�czywszy wiec z ksi�gowo�ci� poszed�em do komputer�w i poprosi�em o informacje na temat wszelkich nie wyja�nionych zbrodni, jakie wydarzy�y si� w rejonie Sharon's Point. Pod wp�ywem tej informacji moja tak zwana pewno�� siebie zosta�a zachwiana.
� � Sharon's Point le�y w odleg�o�ci zaledwie 80 km od Arsena�u Procureton, gdzie s� pot�ne sk�ady starej amunicji (g��wnie z lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych). Ot� dwa lata temu kto� w�ama� si� do Procureton (B�g jeden wie, w jaki spos�b) i uszczkn�� sobie par� drobiazg�w, jak na przyk�ad pi��dziesi�t karabin�w M-161 ( do tego pi�� tysi�cy za�adowanych magazynk�w), sto pistolet�w automatycznych magnum kalibru 22 (z kolejnymi pi�cioma tysi�cami magazynk�w), pi��set granat�w r�cznych i ponad pi��set min przeciwpiechotnych r�nych typ�w. Dosy�, �eby uzbroi� niez�� band�.
� � Ale to si� nie trzyma�o kupy. Ka�da banda w tych czasach organizacja terrorystyczna czy gang, kt�ra chcia�aby pos�u�y� si� tak przestarza�� broni� jak M-16, zosta�aby rozniesiona w py� w przeci�gu kilku minut przez gliniarzy uzbrojonych w dzia�ka laserowe. Ale kto inny po�aszczy�by si� na co� takiego?
� � Przed p�j�ciem do domu sp�dzi�em godzin� na strzelnicy �wicz�c z eksploderem. Chcia�em si� upewni�, �e dzia�a.
� � Nazajutrz wcze�nie rano poszed�em do Zaopatrzenia i pobra�em "szpanerskie" ciuchy i sprz�t my�liwski. A potem uda�em si� do zbrojowni i zafasowa�em starego Winchestera kaliber 30-06, kt�ry w mojej ocenie wygl�da� na strzelb� pasuj�c� do "prawdziwego" (ekscentrycznego) sportowca: wymaga do�� du�ej sprawno�ci i strzela zwyk�ymi, tradycyjnymi kulkami o�owianymi zamiast strza� ze �rodkiem usypiaj�cym czy pocisk�w od�amkowych - �e to niby daje szanse "zwierzynie". Nast�pnie sprawdzi�em magnetofony, �eby si� upewni�, �e "jestem w akcji". I dopiero wtedy wyruszy�em do Sharon's Point.
� � Wsiad�em w pochylni� Waszyngton - St. Louis (w rzeczywisto�ci jest to wahad�owiec elektrostatyczny, ale m�wi si� o nim "pochylnia", poniewa� wczesne plany kojarzy�y si� jakiemu� romantykowi ze starymi pochylniami z p�nocnego zachodu s�u��cymi do sp�awiania bali) ale p�niej musia�em wynaj�� samoch�d. Co by�o nawet stosowne, jako �e mia�em uchodzi� za bogacza. Bo dzi� jedynie bogacze mog� sobie pozwoli� na samoch�d, no i agenci specjalni - do cel�w s�u�bowych (przy tych cenach paliwa wi�kszo�� ludzi ogl�da samoch�d od wewn�trz jedynie na koszt pa�stwa). Ale nie by�a to dla mnie jaka� szczeg�lna frajda. Niezale�nie od tego, �e; nie maj�c okazji je�dzi�, nie by�em zbyt dobrym kierowc�. W St. Louis la�o jak z cebra, a ja musia�em przejecha� 300 kilometr�w przez wzg�rza Missouri - zupe�nie jakbym te traw przep�yn��. Tak mnie to op�ni�o, �e do Sharon's Point dobi�em ju� po ciemku.
� � Zatrzyma�em si� na noc w miasteczku o tej samej nazwie, po�o�onym w odleg�o�ci jakich� 5 kilometr�w od rezerwatu. By�a to obskurna dziura, zbyt zapad�a na to, �eby mog�a by� z jakichkolwiek wzgl�d�w interesuj�ca. Ale mia�a jeden motel. Kiedy w strugach deszczu dobrn��em przez b�ocko na miejsce i ociekaj�cy wod� wszed�em do holu, stwierdzi�em, �e ten jedyny przybytek radzi sobie nie najgorzej. Wytworno�ci� nie ust�powa� innym motelom, kt�re widzia�em: I by� drogi. Recepcjonistka nawet si� nie zarumieni�a podaj�c mi cena tysi�ca dolar�w za dob�.
� � A wiec nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e go�cie tego motelu nie wywodzili si� ani spo�r�d miejscowych, ani spo�r�d turyst�w. Prawdopodobnie motel s�u�y� udaj�cym si� do i wracaj�cym z rezerwatu my�liwym. To raczej ja m�g�bym si� zarumieni�, gdybym nie by� przygotowany na tego rodzaju sytuacj�. Ale wzi��em z Finans�w specjaln� kart� kredytow�. Dzi�ki niej robi�em wra�enie cz�owieka bogatego, kt�ry nie musi m�wi� o pieni�dzach. Zameldowa�em si�, jakby to by�a dla mnie rzecz powszednia. Recepcjonistka pos�a�a m�j baga� do pokoju, a ja poszed�em do baru.
� � Mia�em nadzieje, �e spotkani jednego czy dw�ch my�liwych. Ale poza barmanem nie by�o nikogo. Usadowi�em si� wi�c na wysokim sto�ku i usi�owa�em wybada� stopie� rozmowno�ci barmana.
� � By� do�� znaczny. Facet pewnie nie mia� zbyt wielu okazji do pogadania. Prawdopodobnie ludzie, dla kt�rych zap�acenie tysi�ca dolar�w za dob� w hotelu nie stanowi problemu nie zjawiali si� tak cz�sto. Jak ju� raz zacz��, my�la�em, �e nie zdo�am go powstrzyma� przed powiedzeniem mi dos�ownie wszystkiego, co wie.
� � Nie by�o tego zreszt� wiele wi�cej, ni� sam wiedzia�em - przynajmniej co si� tyczy�o rezerwatu. A wiec ludzie, kt�rzy tam przyje�d�ali, byli nadziani. I lubili si� rzuca�. Lubili si� napi� zar�wno przed polowaniem, jak i po. Ale mniej wi�cej po�owa nie zatrzymywa�a si� w drodze powrotnej, �eby opi� sukces. Po chwili zapyta�em barmana o trofea tych, kt�rzy si� zatrzymywali.
� � - To dziwne - odpar� - ale oni nie maj� �adnych trofe�w. Nawet nic nie opowiadaj�. Sam kiedy� polowa�em jako m�ody ch�opak, ale jeszcze nie spotka�em cz�owieka, kt�ry by si� nie lubi� pochwali� zdobycz�. Widzia�em doros�ych m�czyzn, kt�rzy z ustrzelenia kr�lika robili wielk� spraw�. Ale nie tutaj. Oczywi�cie - u�miechn�� si� - nigdy nie polowa�em w miejscu tak kosztownym jak Sharon's Point.
� � Ale ja nie my�la�em w tej chwili o pieni�dzach. My�la�em o czterdziestu pi�ciu cia�ach. A to by�o co�, czym by si� nawet najbogatszy my�liwy nie pochwali�. Bo te trofea by�y najprawdopodobniej podziurawione kulami.
��� Obieca�em sobie, �e wyja�ni� spraw� tych "trofe�w". W ten czy inny spos�b. Nie dlatego, �ebym by� pewny siebie. Wtedy nie wiedzia�em chyba jeszcze, co to znaczy. Nie, po prostu pewno�� siebie przesta�a si� liczy�. Nie mog�em sobie pozwoli�, �eby si� tym przejmowa�. Sprawa by�a zbyt powa�na.
� � Kiedy si� upewni�em, �e jestem jedynym go�ciem w motelu, machn��em r�k� na dalsze pr�by zdobycia informacji. Nie by�o rady- pozostawa�o mi jedynie jecha� do samego rezerwatu i blefuj�c zdobywa� odpowiedzi na pytania. Niezbyt mi�a perspektywa. Po�o�y�em si� do ��ka, ale zanim zasn��em, jeszcze d�ugo ws�uchiwa�em si� w deszcz.
� � Rano pada�o w dalszym ci�gu, ale nie uzna�em deszczu za pow�d do odk�adania tego, co mia�em za�atwi�. Sp�dzi�em wiec d�u�sz� chwile w �azience; pu�ci�em prysznic, �eby zag�uszy� sw�j. g�os, kiedy m�wi�em do magnetofon�w w Centrali (via przeka�niki mikrofalowe w St. Louis, Indianapolis, Pittsburghu i B�g jeden wie, gdzie jeszcze). Potem zjad�em �niadanie, a nast�pnie...zmok�em do suchej nitki biegn�c do samochodu.
� � Do rezerwatu jecha�em bardzo wolno z powodu deszczu. Droga wi�a si� to w g�r�, to w d�, pomi�dzy ciemnymi �cianami drzew, kt�re jak gdyby na mnie czyha�y; nie widzia�em poza nimi dos�ownie nic, dop�ki m�j samoch�d nie zacz�� si� wspina� d�ugim zboczem w kierunku zabudowan'sharon's Point.
� � Siedzia�y przycupni�te pod szczytem poprzecznego pasma wzg�rz, kt�re zas�ania�o przed ludzkim wzrokiem wszystko, co si� znajdowa�o za nim. Na wprost przed sob� mia�em du�y, przysadzisty budynek, mieszcz�cy najprawdopodobniej biura i urz�dzenia medyczne. Na prawo d�ugi barak, zajmowany, jak s�dz�, przez personel dogl�daj�cy zwierz�t. Na lewo znajdowa�o si� l�dowisko. Sta�y tam trzy poduszkowce w kszta�cie p�czk�w, z otwartymi kabinami. (Wi�kszo�� rezerwat�w �owieckich pos�uguje si� poduszkowcami do sprawdzania stanu ogrodze� czy poszukiwania zaginionych my�liwych). By�y przykryte styrenowymi p�achtami dla ochrony przed deszczem.
� � Za tym wszystkim, r�wnolegle do pasma wzg�rz, niby zapowied� czego� gro�nego, ci�gn�o si� ogrodzenie. Na tle czarnych chmur i deszczu wydawa�o si� szare i ponure. Stalowa siatka wznosz�ca si� na wysoko�� co najmniej pi�ciu metr�w, zagi�ta by�a do wewn�trz i miejscami naje�ona gro�nie drutem kolczastym, �eby uniemo�liwi� zwierz�tom ucieczk� g�r�. Ale mimo to nie czu�em si� bezpieczny. Oboj�tnie, co znajdowa�o si� tam wewn�trz - zabi�o jednak czterdzie�ci pia� os�b. Pi�ciometrowej wysoko�ci ogrodzenie by�o wiec albo niewystarczaj�ce, albo w og�le nie mia�o znaczenia.
� � Bardziej ze wzgl�du na siebie ni� na inspektora Morganstarka powiedzia�em do swojego nadajnika: "Porzu�cie wszelk� nadzieje, wy, kt�rzy tu wst�pujecie". Nast�pnie pojecha�em do przysadzistego budynku, zaparkowa�em, jak mog�em najbli�ej drzwi z napisem "Biuro" i pu�ci�em si� biegiem w deszcz, jakbym si� ju� nie m�g� doczeka�, kiedy wreszcie sam, z go�ymi r�kami, stawie czo�a Sharon's Point.
� � Wpad�em do biura, zamkn��em za sob� drzwi i ma�o nie run��em na twarz; g�owa przeszy� mi b�l przenikliwy jak stalowe ostrze, jak �wider dr���cy gdzie� za prawym uchem. Przez chwile by�em �lepy i g�uchy i mia�em mi�kkie kolana.
� � B�l pochodzi� ze zgrubienia za uchem, jakby nast�pi�o sprz�enie zwrotne w moim radionadajniku.
� � Poczu�em si� tak, jakby jeden z monitor�w w Centrali chcia� mnie zabi�. Wiedzia�em, �e to nie to, ale akurat w tym momencie ma�o mnie obchodzi�o wyja�nianie tej kwestii. Przesun��em j�zykiem w��cznik, �eby przerwa� transmisje. Ju� - ju� mia�em upa��, ale wysun��em jedn� noga i gwa�townie z�apa�em r�wnowag�. Koniec. B�l usta�. Po prostu.
� � By�em og�upia�y z poczucia ulgi. Dzwoni�o mi jeszcze w uszach, co utrudnia�o utrzymanie r�wnowagi. Up�yn�o kilka sekund, nim pozbiera�em si� na tyle, �eby si� rozejrze� doko�a. Nie my�l�c - po prosu patrz�c.
� � Znalaz�em si� w surowym wn�trzu biurowym, bez �adnych ozd�b, nawet bez jakichkolwiek zas�on w oknach, kt�re by izolowa�y od wilgoci na zewn�trz. Sta�em tak blisko d�ugiego kontuaru, �e prawie si�ga�em do niego r�k�.
� � Za kontuarem tkwi� m�czyzna. By� wysoki i t�usty; nie tyle zatuczony, co jak gdyby obrzmia�y, jakby si� stale opycha� usi�uj�c zaspokoi� jaki� dziwny apetyt. Jego twarz; jego szczwane, z�o�liwe oczy. przywodzi�y na my�l dzika; patrzy� na mnie, jakby si� zastanawia�, w kt�re miejsce wbi� k�y. Ale jego g�os zabrzmia� �agodnie i uprzejmie, kiedy si� odezwa�.
� � - Jak pan si� czuje? - zapyta�. - Co si� sta�o?
� � Nagle m�j umys� zaskoczy�.
� � Sprz�enie zwrotne. Co� spowodowa�o sprz�enie zwrotne w moim nadajniku. Jakie� elektroniczne urz�dzenie zag�uszaj�ce. W�adze u�ywa�y zag�uszaczy dla potrzeb bezpiecze�stwa. Ochrona tajnych narad. Zabezpieczenie przed lud�mi takimi jak ja. Sharon's Point u�ywa�o ekranowania zabezpieczaj�cego. Co chcieli ukry�?
� � Ale to by�a dalsza sprawa. Mia�em pilniejszy problem. Grubas obserwowa� mnie, kiedy w��cza�o si� urz�dzenie zag�uszaj�ce. Widzia� moj� reakcje. Zorientuje si�, �e mam wbudowany w czaszk� nadajnik. Chyba, �e co� zrobi�. I to szybko.
� � Nawet nie mrugn��.
� � - Co si� sta�o?
� � By�em ca�y mokry. R�ce mi si� trz�s�y.
� � Ale patrz�c mu prosto w oczy odpar�em: - To przejdzie. Za chwile wszystko b�dzie w porz�dku.
� � Trudno sobie wyobrazi� co� bardziej uprzejmego ni� jego pytanie:
� � - Ale co si� panu sta�o?
� � - Po prostu skurcz - odrzek�em bez wahania. - Przychodzi i odchodzi. Guz m�zgu. Nieoperacyjny. Mam przed sob� p� roku �ycia. Dlatego tu jestem.
� � - Aha - odpowiedzia� nawet nie drgn�wszy. - Dlatego pan jest tutaj. - Pulchne �apy z�o�y� na brzuchu. - Rozumiem. - Je�li mnie nawet podejrzewa� to w najmniejszym stopniu si� z tym nie zdradzi�. - Rozumiem doskonale.
� � - Nie lubi� szpitali - powiedzia�em stanowczo, po prostu �eby pokaza�, �e ca�kowicie odzyska�em panowanie nad sob�.
� � - To naturalne - zgodzi� si� ze mn�. Znalaz� si� pan we w�a�ciwym miejscu, panie...
� � - Browne - podpowiedzia�em. - Jestem Sam Browne.
� � - Panie Browne. - Ze skinieniem g�owy zakodowa� w pami�ci moje nazwisko. Odnios�em niemi�e wra�enie, �e nigdy go nie zapomni. - Znajdzie pan tutaj to, czego pan poszukuje. - Po raz pierwszy zauwa�y�em, �e mrugn��. Po czym zapyta�: Sk�d pan si� o nas dowiedzia�, panie Browne?
� � By�em przygotowany na to pytanie. Wymieni�em para nazwisk z listy ofiar tutejszego rezerwatu, po czym doda�em bez ogr�dek:
� � - Mam przyjemno�� z panem Ushre. Zn�w skin�� g�ow�.
� � - Jestem Fritz Ushre. - Powiedzia� to w taki spos�b, jakby m�wi�: " Jestem prezydentem Stan�w Zjednoczonych". - Cienia skr�powania.
� � Usi�uj�c mu w tym dor�wna� rzuci�em:
� � - Czy m�g�by mi pan powiedzie� co� wi�cej?
� � Jego �wi�skie oczka nawet nie mrugn�y, ale nie odpowiedzia� mi wprost. Zamiast tego poinformowa� mnie:
� � - Panie Browne, mamy zwyczaj pobiera� od naszych klient�w op�at� z g�ry. Standardowa stawka obejmuje tydzie� polowania. Czterdzie�ci tysi�cy dolar�w.
� � Musze powiedzie�, �e naprawd� podziwia�em jego zimn� krew: By� w tym znacznie lepszy ode mnie. Czu�em, jak maja twarz, zanim zdo�a�em nad ni� zapanowa�, reaguje na te informacje. Czterdzie�ci! Tyle wysz�o z mojego zgrywania bogacza. Dobrze, �e powstrzyma�em si� przed g�o�nym przekl�ciem samego siebie.
� � - Prowadzimy kosztown� dzia�alno�� - powiedzia�. By� g�adki jak stal nierdzewna. - Nasze urz�dzenia s� na najwy�szym poziomie. I mamy w�asn� hodowle zwierz�t. W ten spos�b jeste�my w stanie zagwarantowa� wysoki poziom naszej oferty. Ale i z tych te� wzgl�d�w musimy utrzymywa� opr�cz s�u�by lekarskiej - weterynaryjn�. Poniewa� nie jeste�my subsydiowani przez w�adze federalne i nie podlegamy ich kontroli - jego s�owa w niczym nie przypomina�y gro�by - nie mo�emy sobie pozwoli� na rozrzutno��.
� � M�g� spokojnie ci�gn�� dalej, nie usprawiedliwiaj�c si�, tylko taktownie usi�uj�c si� mnie pozby�, ale uci��em kr�tko:
� � - Lepiej poka�cie, �e trzymacie ten standard - powiedzia�em tak twardo, jak tylko by�o mnie na to sta�. - Jeszcze nie wiem, na co wyrzucam tyle pieni�dzy. -Jednocze�nie wyj��em moj� karle kredytow� i po�o�y�em j� na stole z energicznym trza�ni�ciem.
� � - Gwarantuje, �e b�dzie pan zadowolony. - Ushre przyjrza� si� szybko karcie i zapyta�: - Czy jeden tydzie� wystarczy, panie Browne?
� � - Na pocz�tek wystarczy.
� � - Rozumiem - rzek�, jakby mnie rzeczywi�cie rozumia� do ko�ca. Nast�pnie odwr�ci� si� na chwile, wrzucaj�c jednocze�nie moj� kart� kredytow� do komputera ksi�guj�cego. Komputer potwierdzi� m�j kredyt i wydrukowa� pokwitowanie, kt�re Ushre przedstawi� mi do zatwierdzenia. Zaraz po tym, jak zostawi�em odcisk palca na tabliczce identyfikacyjnej, Ushre zwr�ci� mi kart� kredytow�, a pokwitowanie w�o�y� do komputera.
� � Przez ca�y czas rozgl�da�em si� usi�uj�c od niechcenia (przynajmniej mia�em nadzieje, �e tak to wygl�da�o) wypatrzy� urz�dzenie zag�uszaj�ce. Ale go nie znalaz�em. Prawd� powiedziawszy, nie robi�em zbyt wielkich post�p�w w swoim dochodzeniu. Wiedzia�em, �e je�li w miar� szybko nie zaczn� si� posuwa� do przodu, b�d� mia� powa�ne k�opoty z wyt�umaczeniem si� przed naszymi Finansami z rachunku na czterdzie�ci tysi�cy dolar�w, nie m�wi�c ju� o utrzymaniu si� przybyciu.
� � Kiedy wiec Ushre odwr�ci� si� do mnie przodem, powiedzia�em
� � - Nie chcia�bym zaczyna� podczas deszczu. Zg�osz� si� jutro. Ale skoro ju� tu jestem, to chemie obejrza�bym sobie urz�dzenia. - Nie by�o to wiele, ale by�o to najlepsze, co mog�em w tej sytuacji zrobi� nie zdradzaj�c si�, �e tak naprawd� to nie zna�em tych dw�ch os�b, na kt�re si� powo�a�em. Powinienem przynajmniej wiedzie�, co robi�; nie mog�em spyta� wprost, jakie maj� zwierz�ta. Czy mo�e... nie maj�.
� � Ushre po�o�y� przede mn� na komputerze plik papier�w i zn�w powiedzia�:
� � - Rozumiem. - Od tego, w jaki spos�b to m�wi�, przesz�y mnie ciarki. - Jak ju� pan wype�ni te formularze, poprosz� doktora Paracelsa, �eby pana oprowadzi� po terenie.
� � Odpar�em: - W porz�dku. - I zacz��em wype�nia� formularze. Nie przejmowa�em si� specjalnie tym, co podpisywa�em. Z wyj�tkiem dokumentu dotycz�cego kremacji mego cia�a, by�y to standardowe zgody, na podstawie kt�rych Sharon's Point mia�o nie odpowiada� za nic, co mog�oby mi si� przytrafi�. Formularz zwi�zany z pozbywaniem si� moich zw�ok przeczyta�em ze szczeg�ln� uwag�, ale gnie dowiedzia�em si� niczego, czego bym do tej pory nie wiedzia�. Kiedy sko�czy�em, wszed� do biura doktor Avid Paracels.
� � Podczas prezentacji przyjrza�em mu si� dok�adnie. Poznanie takiego cz�owieka by�oby dla mnie interesuj�ce zawsze, ale w tym momencie by�em go szczeg�lnie ciekaw. Wiedzia�em o nim wi�cej ni� o Ushre'em, co oznacza�o, �e to on stanowi� dla mnie klucz do Sharon's Point. By� wysoki i szczup�y, a przy Ushre'em wydawa� si� wr�cz wychudzony. Mizerny i przygarbiony, robi� wra�enie cz�owieka wyniszczonego d�ug� seri� osobistych dramat�w. Wygl�da� na starszego ode mnie o trzydzie�ci lat z ok�adem. Cer� mia� szar�, jakby by� �miertelnie chory, a sk�r� naci�gni�t� miedzy ko��mi policzkowymi a szcz�k�, jakby jej brakowa�o na ca�� czaszk�. Oczy, prawie ca�y czas ukryte pod g�stymi, krzaczastymi brwiami, mign�y mi martwo, jakby by�y plastenowe. Pomy�la�bym, �e mam do czynienia z trupem - gdyby nie to, �e sta� i �e mia� na sobie bia�y kitel. I gdyby na m�j widok nie obliza� ust. Dos�ownie samym czubkiem j�zyka objecha� wargi doko�a - nie tak, jakby by� g�odny, tylko jakby si� w spos�b zupe�nie abstrakcyjny zastanawia�, czy okaza�bym si� smakowi
� � Ten nieznaczny r�owy ruch w szarej twarzy przej�� mnie nag�ym ch�odem. Przez sekund� wydawa�o mi si�, �e wiem, co on naprawd� my�li. Zastanawia� si�, jak mnie wykorzysta. I jak b�d� umiera�. Mo�e zreszt� w innym porz�dku.
� � - Doktor Paracels - powiedzia�em. Ciekaw by�em, czy on albo Ushre wiedz�, �e po plecach cieknie mi stru�ka potu.
� � - Nie poka�e panu naszej hodowli - rzek� w spos�b tak opryskliwy, �e a� mnie zdumia�. - Ani kliniki zwierz�cej. - Skoml�ca nuta w jego g�osie zabrzmia�a, jakby by�a niemal rozmy�lna, jakby usi�owa� nada� swemu g�osowi patetyczne brzmienie.
� � - Nigdy nie pokazujemy naszym klientom tych urz�dze� doda� g�adko Ushre. - Nasza oferta zawiera element niespodzianki. - Ponownie mrugn��. Sporadyczno�� tego gestu podkre�la�a tylko chytro�� i z�o�liwo�� jego oczu. - Uwa�amy, �e to uatrakcyjnia ten sport. Wi�kszo�� naszych klient�w jest tego samego zdania.
� � - Ale mo�e pan obejrze� moj� klinik� - doda� zniecierpliwiony Paracels. - Prosz� t�dy. - I nie czekaj�c na mnie odwr�ci� si� i wyszed� z biura wewn�trznymi schodami.
� � Ushre nie spuszcza� wzroku z mojej twarzy.
� � - Doktor Paracels to �wietny chirurg. Wielkie szcz�cie, �e go tu mamy.
� � Wzruszy�em ramionami. Wobec tego, co w tym momencie czu�em, nie pozostawa�o mi nic innego. Nast�pnie uda�em si� za �wietnym chirurgiem.
� � Drzwi wychodzi�y na szeroki korytarz biegn�cy wzd�u� ca�ego budynku. Mign�� mi na moment Paracels przechodz�cy przez podw�jne drzwi na ko�cu korytarza, ale po drodze kusi�o wiele innych. Mog�y one prowadzi� do kartoteki Ushre'a, a jego dokumenty mog�y mi powiedzie� o Sharon's Point wszystko. Ale nie by� to odpowiedni moment, by podejmowa� jakiekolwiek ryzyko. Gdyby mnie Ushre na tym z�apa�, nie wyt�umaczy�bym si�, �e zab��dzi�em tu przez przypadek - zak�adaj�c, �e znalaz�bym kartotek�. Ruszy�em wiec prosto ku podw�jnym drzwiom i wszed�em do kliniki.
� � W inspektoracie do spraw rezerwat�w mieli racje: Sharon's Point by�o wspaniale wyposa�one - kilka pokoi zabiegowych i szpitalnych (z rentgenem, butlami tlenowymi i urz�dzeniami okulistycznymi), kilka ��ek, apteka, kt�ra robi�a wra�enie bar dziej ni� wystarczaj�cej (mo�e nawet o wiele bardziej), no i sala operacyjna, na poziomie tej, w kt�rej zrobiono ze mnie cyborga.
� � Tutaj w�a�nie dogoni�em Paracelsa. Swoim j�cz�cym g�osem (czy�by rzeczywi�cie tak bardzo si� nad sob� litowa�?) scharakteryzowa� mi z grubsza obiekt. Uzna�, �e interesuje mnie, jak mo�e tutaj sam wykonywa� sprawnie operacje, i m�wi� g��wnie o tym.
� � Mia� rzeczywi�cie �wietny sprz�t, ale moj� uwag� przyku� lancet laserowy. (Nie spyta�em Paracelsa, czy ma na niego pozwolenie. Licencja wisia�a na �cianie). Nie by� to przyrz�d powszechnie u�ywany, a w tak ma�ej klinice wr�cz zaskakuj�cy. Lancet laserowy to narz�dzie wysoce specjalistyczne. Obecnie stosowane jedynie w chirurgii ocznej i do wykonywania lobotomii. I produkowania cyborg�w. Ale w przesz�o�ci, jakie� dwadzie�cia dwa lata temu, u�ywano go w in�ynierii genetycznej.
� � Przeszed� mnie dreszcz zgrozy. By�o w tym wszystkim co� z�owrogiego. Najniewinniej, jak tylko potrafi�em, zada�em Paracelsowi najbardziej perfidne pytanie:
� � - Czy zdarza si� panu ratowa� tu ludzkie �ycie, doktorze? - To wystarczy�o, �eby jego g�os straci� swoj� j�kliw� nut�. W jednej chwili sta� si� tak zjadliwy, �e czeka�em, kiedy na ustach Paracelsa pojawi si� piana.
� � - A co? Ma pan takie mi�kkie serduszko? - sykn��. - Ludzie, kt�rzy tu przyje�d�aj�, s� przygotowani, �e mog� zgin��. Robi� dla nich wszystko to, co m�g�by zrobi� ka�dy inny lekarz. A pan sobie wyobra�a, �e te urz�dzenia tutaj to dla przyjemno�ci?
� � Ze zdumieniem stwierdzi�em, �e mu wierze. Wierzy�em