Jak Jacek znalazł szczęście bajka ludowa według Grimma

Szczegóły
Tytuł Jak Jacek znalazł szczęście bajka ludowa według Grimma
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Jak Jacek znalazł szczęście bajka ludowa według Grimma PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Jak Jacek znalazł szczęście bajka ludowa według Grimma PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Jak Jacek znalazł szczęście bajka ludowa według Grimma - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 WŁSOil BAJKI-i POW IASTKI ■ $21839 t P\\ Nr ~o Jak Jacek -znalazł szczęście Strona 6 Strona 7 Jak Jacek znalazł szczęście BAJKA LUDOWA WEDŁUG GRIMMA OPR ACO W AŁA HANKA BURSKA *U Y f WYDAWNICTWO BAJEK i BAŚNI Kraków, ul. Św. S ebastiana L. 20. Strona 8 Biblioteka Narodowa W arszaw a 30001010712717 — M-12914 — DRU KA RNIA W BOCHNI PO D ZARZ. PAŃSTW OW YM . Strona 9 Jak Jacek pozbył się złotej kuli Był raz pewien młody parobczak, imieniem Jacek. Siedem lat służył wier­ nie swemu panu, ale wreszcie znudziła mu się służba, więc rzekł do gospodarza: — Chcę wrócić do domu do matki. Zapłaćcie mi gospodarzu, co mi się na­ leży. Gospodarz był zawsze z Jacka bardzo zadowolony i lubił go też ogromnie, więc rzekł: > — Służyłeś mi zawsze wiernie, Jacku, dlatego dostaniesz też ode mnie piękną Strona 10 zapłatę. — I dał Jackow i kulę ze szczerego złota, tak w ielką, jak Jackow a głowa. Jacek w yciągnął z kieszeni’ chustkę, zaw inął w nią złotą kulę, potem przewie­ sił ją sobie przez plecy i ruszył w drogę do domu. Gdy tak m aszerow ał dłuższy czas i był już porządnie zmęczony, przejeżdżał dro- . gą jakiś jeździec. Jechał sobie lekkim , we- j sołym truchcikięih na ślicznym k o n iu ,— - Ach, zaw ołał Jacek, — jak to m usi być przyjem nie jeździć konno! biedzi się w y ­ godnie, jak w e fotelu i przybyw a się na m iejsce w znacznie szybszym czasie, nie trzeba się też wciąż potykać o kam ienie. Jeździec usłyszat te słow a i zaw ołał: — Hej, bej, Jacku, a czemuż ty cho­ dzisz pieszo? — Mie m am czym jeździć — odparł Jacek, — a muszę w dodatku dźwigać tak ą ciężką kulę. Je st ona w praw dzie ze szcze- Strona 11 rego złota, ale przygniata mi porządnie plecy i głow y naw et podnieść nie mogę! W tedy rzekł jeździec: wiesz co? Zam ieńm y się. J a ci dam mojego konia, a ty mi daj sw oją złotą kulę. — Jacek odpowiedział na to: - Z najw iększą przy­ jemnością! Ale zaznaczam, że^kula jest okropnie ciężka, i m usisz się dobrze n a­ męczyć, dźwigając ją. Jeździec zsiadł z kom a, wziąłvzłotą kulę i pomógł .lackowi w siąść na konia. Włożył mu do rąk lejce i powiedział: — Ja k bę­ dziesz chciał jechać prędko, cmoknij tylko i zawołaj: hop, hop! Jak Jacek pozbył się konia. J a c e k cieszył się bardzo, źe siedzi na koniu. Kula nie przygniatała go więcej, m ógł sobie jechać jak pan, czuł się zu­ pełnie szczęśliwym. Kiedy tak jechał jakiś czas pow olutku, pom yślał sobie: — Muszę Strona 12 teraz n a odm ianę troszkę pogalopować. C m oknął głośno i zawołał: hop, hop! Koń pogalopow ał naprzód, jak szalo­ ny. Nie upłynęły naw et dwie m inuty, a Jacek leżał już w przydrożnym rowie. Koń byłby m u też uciekł, ale na szczęście zatrzym ał go jakiś chłop. Chłop ten szedł w łaśnie drogą i prow adził krowę. — Ach, — powiedział do chłopa, jazda konna nie jest zbyt przyjem na. Mam konia, który mnie zrzuca, ledw ie za­ czynam trochę galopować. Nie m a to, jak tw oja krowa! Można ją sobie spo­ kojnie i bezpiecznie prowadzić n a pow ro­ zie i nie obaw iać się niczego. Po za tym, krow a daje co dzień smaczne mleko, m asło i serl Cóżbym dał za to, żebym mógł mieć tak ą w łasną, m iłą krówkę! — Mogę ci zrobić tę przyjem ność — powiedział chłop, — bardzo chętnie dam ci m oją krowę, jeżeli mi dasz za nią sw o­ jego konia. Strona 13 Jacek ucieszył się bardzo tą propo­ zycją. Dał chłopu konia, a ten dosiadł go w jednej chwili i szybko odjechał. Jak Jacek pozbył się krowy. Jacek pędził krow ę przed sobą i był bardzo zadowolony. Myślał sobie: — Ja k będę m iał tylko codzień kaw ałek chleba, to będę mógł dojadać do niego ser i m a­ sło. Ddy będę spragniony, udoję sobie m leka. Nie m a chyba szczęśliwszego ode m nie człowieka! Zatrzym ał się przy najbliższej gospo­ dzie. Z radości z powodu sw ego wielkiego szczęścia, zjadł w szystko, co tylko miał, cały obiad i całą kolację od razu. Za o sta t­ nich parę groszy kazał sobie podać pół szklanki piw a. Potem pognał krow ę dalej ku wsi, w której m ieszkała jego m atka. (idy nadeszło południe, upał w zm ógł Strona 14 się niemożliwie, .lacek znalazł się na w iel­ kiej pustej i piaszczystej drodze, która ciągnęła ■się na całą milę, nigdzie nie było żadnego schronienia. Język mu w y­ sechł z okropnego pragnienia, a nigdzie nie było ani śladu.w ody. W tedy Jacek pom yślał sobie: W ydoję moją krów kę i napiję się świeżego mleka. Przyw ią­ zał więc krow ę do drzewa, a ponieważ nie m iał skopca, ani żadnego innego na­ czynia, zdjął sw oją skórzaną czapkę, że­ by do niej udoić m leka. Jacek nigdy w życiu nie doił jeszcze krow y, więc za­ brał się do tego okropnie niezgrabnie. Kro­ w a staw ała się coraz niecierpliwsza, aż w końcu zdzieliła go tak kopytem w gło­ wę, że Jacek upadł i stracił przytom ność. Ma szczęście przechodził w łaśnie tam ­ tędy pewien handiarz i wiózł wózek z m ałą różow ą św inką. Ten zobaczywszy leżącego n a drodze chłopca, z a p y ta ł:-C o to znaćzy? — i pom ógł Jackow i w stać. Strona 15 Biedny Jacek opowiedział handlarzo­ wi, co mu się przydarzyło. Handlarz w y­ ciągnął sw oją flaszkę, dał się napić Jac­ kow i i rzekł: — Pij, to ci dobrze zrobi. Twoja krow a, to już stare zwierzę, pewnie nie umie w cale daw ać udeka. Nadaje się co najwyżej do zarżnięcia. Jacek zm artw ił się tym ogromnie, po- skrobał się zatroskany w głowę i rzekł: —- K toby się m ógł tego domyślić? Z krow y może być w praw dzie dużo m ięsa, ale kro­ wie mięso wcale mi nie sm akuje; jest za- mało soczyste. Gdybym to ja m iał ta k ą m łodą świnkę! Mógłbym z niej mieć św ietne mięso, nie mówiąc już o kiełba­ sach, których z takiej św inki m ożna mieć całą mocl H andlarz odpowiedział na to: — Zro­ bię ci tę przysługę, dam ci m oją św inkę ale daj mi za to sw oją krowę. Jacek ucieszył się niezmiernie. — Dzię­ kuję ci serdecznie za tw oją uprzejmość, — Strona 16 — 10 zaw ołał i dał handlarzow i krow ę za św inkę. Zdjął św inkę z wozu, wziął w ręce sznurek, k tó ry m iała uw iązany n a szyi i poszedł dalej, ciągnąc zwierzątko za sobą. Jak się Jacuś pozbył świnki. Jacuś w ędrow ał dalej wesoło. Myślał sobie, że m a we w szystkim wielkie szczę­ ście. (idy m u się tylko coś przykrego zdarzv, w net się to obraca n a dobre. Gdy uszedł już spory kaw ałek drogi, spotkał chłopca, k tóry niósł pod pachą wielką, ładną gęś. Powiedzieli sobie dzień dobry i szli kaw ałek drogi razem. Jacek opowie­ dział sw em u towarzyszowi, jakie to wiel­ kie spotyka go wciąż szczęście. Chłopiec znowu opowiedział Jackow i, że niesie gęś do sw ego stryja, u którego m ają się odbyć chrzciny. — Na tę uro­ czystość m a być w łaśnie upieczona jego Strona 17 — 11 — gęś. Potem wziął p taka za skrzydła i podał Jackow i. — Popróbuj — rzekł, jak a 3est ciężka! Tuczyliśmy ją kilka tygodni. Zaz­ droszczę tem u, kto będzie jadł jej w ątro­ bę, tłuszcz mu będzie po brodzie kapał. Jacek wziął gęś do ręki, podniósł ją w górę i rzekł: — Tak, piękna jest ta gęś, ale ja i tak wolę m oją świnkę. W tedy chłopiec obejrzał s ię .ostrożnie na w szystkie strony i rzekł ściszonym głosem, potrząsając przy tym głow ą: — Słuch aj no, ta Świnia może ci przy­ nieść wielkie nieszczęście; w ójtow i w tej oto w si skradziono w łaśnie m łodą św inkę z chlewka. O baw iam się, że to jest ta sam a św inka, k tó rą ty prowadzisz. W ójt w ysłał już parobków na w szystkie strony, żeby szukali złodzieja. Kiedy cię znajdą, zam kną cię do ciemnicy! Biedny Jacek zm artw ił się strasznie. — Pomóż m i — zaw ołał do sw ego Strona 18 _ 12 — tow arzysza i w ybaw mnie z tej opresji! Weź św inkę i daj mi za nią tw oją g ę ś ! — Mogę mieć z tego powodu duże przykrości, ale pomogę c i ’chętnie, — po­ w iedział chłopak, dał m u gęś, zabrał św inkę i zniknął w jednej chwili. Jacek b>ł szczęśliwy, że m u się tak łat­ wo udało uniknąć niebezpieczeństwa. — Zrobiłem zresztą doskonałą zam ianę — m ów ił do siebie. — Po pierwsze, będę m iał w spaniałą pieczeń, po drugie, będę m iał tyle gęsiego smalcu, że będzie pół roku czym chleb sm arow ać. W końcu będę m iał śliczne białe pióra. W ypcham sobie nimi poduszkę i będę spał na niej jak król! A jak się m oja m atka gęsią ucieszy! J a k Ja c e k pozbył się gęsi. W krótce przybył Jacek do w si sąsia­ dującej z jego rodzinną wioską. S tał tam Strona 19 — 13 szlifierz i ostrzył noże. W ydaw ał się b a r­ dzo zadowolony ze sw ego losu, szlifier­ skie koło turkotało wesoło, a on podśpie­ w yw ał ochoczo: Jestem sobie szlifierz m ały obchodzę kra] cały, kręcę koło sw e od rana, j danaż m oja dana! Jacek zatrzym ał się i przyglądał się chwilę robocie, potem rzekł: — W idać dobrze ci się powodzi, szli­ fierzu, bo jesteś tak i w esoły i ta k raźno śpiewasz. Szlifierz odpowiedział: — A, jakże! Szlifierka, to św ietny zawód. Dobry szli­ fierz jest szczęśliwym człowiekiem. Ile razy sięgnie do kieszeni, zawsze znajdu­ je pieniądze. Ale, powiedz-no mój przyja­ ciela, gdzie kupiłeś tę śliczną gęś. Jacek odpowiedział: - Nie kupiłem jej wcale, tylko dałem za nią świnię. — A skąd wziąłeś świnię? Strona 20 — 14 — — Dostałem ją w zam ian za krowę. — A co dałeś za krowę? — Za krow ę dałem konia. — A co dałeś za konia? — Dałem za niego złotą kulę, która była ta k w ielka, jak m oja głowa, — opo­ w iadał dalej Jacek. A szlifierz n a to! — Um iałeś sobie dobrze poradzić w każdym kłopocie, ale teraz m ógłbyś zdobyć praw dziw e szczę­ ście! Możesz mieć zawsze tyle pieniędzy, ile tylko chcesz. — W jaki sposób? — zapytał zdum io­ ny Jacek . Szlifierz odpowiedział: — Musisz zo­ stać szlifierzem, tak jak ja. Na to nie po­ trzebne nic więcej, jak ten szlifierski kam ień. Je s t on w praw dzie nieco uszko­ dzony, ale sprzedam ci go bardzo tanio. Daj m i za niego sw oją gęś! Jacek zgodził się natychm iast i powie-