Jaś i Małgosia bajka

Szczegóły
Tytuł Jaś i Małgosia bajka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Jaś i Małgosia bajka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Jaś i Małgosia bajka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Jaś i Małgosia bajka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Bracia GR I MM J A Ś i M A Ł G O S I A Strona 4 „Księgarni P o p u l a r n e j 44 w W a r s z a w ie , do nabycia we w s zystkich księgarniach. MALA BIBLIOTECZKA: G o ł ą b e k .............................................. C e n a 10 kop. D la n a s z e j d z i a t w y ....................... ...... 10 5? S p a d k o b i e r c a s k a r b ó w o jc o w s k ic h 10 Im R y b a k z C a p r i .......................................... 10 99 0 k ró le w ic z u , p a s t u s z k u i g n ia z d k u ,, 10 99 B a je c z k i dla m a ł y c h c z y te l n ik ó w „ 10 99 > J e ń c y .........................................• • » 10 99 0 k o ro n ę .............................................. » 10 99 i B ia ła G ó r a ...................................• • *» 10 99 S z l a c h e t n y In d y a n in 10 99 S z y b k o n o g i J e l e ń ....................... • >* 10 99 T a j e m n i c z y J e ź d z ie c 10 99 S a m o t n y J e ź d z ie c 10 99 S z la c h e tn o ś ć s e r c a 10 99 C z a r n y N ie d ź w ie d ź 10 '■9 M ic h a łe k C y g a n 10 99 R ozb ójn ik C hiński 10 9 9 W niew o li 11 M a h d ie g o . . . . 10 99 Z d z ie n n ic z k a m a łe g o w i s u s a • . „ 10 99 M is trz n a d m i s t r z e ............................. ...... 10 99 P o w r ó t do g n ia z d a 10 99 M a ł y k s i ą ż ę ................................................ 10 99 D o b o s z w ielkiej arm ii 10 99 K a ż d a k s i ą ż k a o z d o b io n a k o l o r o w ą o k ła d k a Strona 5 SKARBNICA MILUSIŃSKICH pod r e d a k c ją S . NYRTYCA BRACIA GRIMM BAJKA z ilustracjam i spolszczyła. | E. KOROTYŃSKA i ■ ^ . m; I * _____ ' , /' ./ ( , **p)... .... ' i f ........ *■ . A'* W YDAW NICTW O K t i Ę f i A R N I P O P U L A R N E J W W AR SZA W IE Strona 6 RINTFF* IN POLAND *)ruk. S Sikora Strona 7 JAŚ I MAŁGOSIA P od lasem , w biednej chylącej się ku ziemi chatce, m ieszkali ubodzy lu­ dzie, m ający dwoje m iłych i dobrych dzieci. J a ś i M ałgosia kochali się bardzo j jedno od drugiego nie oddalało się n a chwilę. ł Śliczne oczy dziewczynki nigdy łez­ ką nie były zroszone, tak zabaw iał ją i rozw eselał starszy braciszek i tak um iejętnie ją zaw sze pocieszał. M ałgosia odw dzięczała się dobre­ m u Jasiow i, zaw sze jak ąś drobną przy­ sługą i przyw iązaną była do niego bez granic. Rodzicom dzieci było bardzo cięż­ ko. Ojciec nie m iał roboty, choć od św itu chodził i dopytywał wszędzie Strona 8 0 zajęcie — bieda więc była przeraża­ jąca. Przyszedł taki dzień, że nie było ani okruszyny chłeba ani kaszy i m ąki w całym dom u. Co dadzą dzieciom, gdy te prosić zaczną o pożyw ienie? Radzili, radzili w noc pew ną, wre­ szcie uradzili zaprowadzić je do lasu, a gdy usną, odejść od nich i nie po­ w racać. — Bóg ulituje się nad nim i— szep­ tał w zruszony i zrozpaczony ojciec, — m oże znajdzie się ktoś litościwy, co przytuli biedne dzieciny i otoczy opieką 1 nie da im zaznać głodu, widać wola to Boża... — S traszn a to ostateczność, ale cóż począć ? M usimy to zrobić, gdyż patrzeć na śm ierć głodową naszych dzieci, nie mielibyśmy siły. Jak uradzili, tak zrobili. N azajutrz, gdy tylko słońce oś wie- Strona 9 ciło ziem ię prom ieniam i, obudzili dzie­ ci, m ów iąc, że idą zbierać jagody n a obiad i że w lesię dostaną śniadanie. Wzięły się za rączki i poszły. Ja ś w esół był i baw ił siostrzyczkę, nie prze­ czuw ając, jaki los je czeka. Biegały dzieciny po m chach zielo­ nych i paprociach, zbierały jagody i do dzbanka i do usteczek i daleko w las zaszły. Szły i szły bez przerwy, zachw yca­ jąc się cudnem i kw iatam i i ślicznym śpiew em ptaków , nie oglądając się po­ za siebie i nie obserw ując drogi prze­ bytej. W reszcie zm ęczone usiadły w raz z rodzicam i n a pniach drzew zrąbanych, zapytując kiedy d o stan ą śniadanie. — Z araz w am przyniesiem y, zacze­ kajcie chwilkę I — rzekli rodzice. I poszli wgłąb lasu, zostaw iając nieszczęśliw e dzieci sam otne. S ta n ęła jeszcze biedna m atka za­ słonięta przez drzew a i przeżegnała opu- Strona 10 szczone dzieci i z cichym płaczem ode­ szła w raz z m ężem , który szedł, nie oglądając się poza siebie, z sercem peł- nem rozpaczy i sm utku. A Jaś i Małgosia czekali długie go­ dziny na rodziców, wreszcie szukać ich i błądzić po lesie poczęli. Uzbierał Jaś trochę jagódek zgłod- Strona 11 niałej siostrzyczce i przyniósł, aby się posiliła. Nie chciała jeść sam a, podzieliła się z braciszkiem i przytuliwszy się do niego, drżąc z zim na, gdyż noc już za­ p ad ała i ro sa ochładzała powietrze, u- sn ę ła w jego objęciach. B ał się J a ś i zw ierząt dzikich i ciem ­ ności, ale m u siał m ieć odw agę za sie­ bie i za siostrzyczkę. Był to chłopczyk wątły, mały, za­ ledwie ośm ioletni, a odwagę m iał do­ rosłego człowieka. Nie bał się o siebie,, żal m u było m aleńkiej M ałgosi i gdy przebudzała się, uspokajał, jak um iał, dopóki nie wyw ołał n a jej usteczkach uśm iechu. T ak doczekali się ranka. Śliczny dzień się zapow iadał od św itu. To też ptaki śpiew em powitały przebudzenie się natury i w esołym św iergotem napełniły powietrze, budząc uśpione dzieciny. Podniosły główki i rozejrzawszy się dookoła zrozum iały, że są sam iuteńkię n a św iecię, Strona 12 — Chodźmy — odezw ał się braci­ szek, — m oże natrafim y n a dobrych lu­ dzi, może nakarm ią n a s i ogrzeją. Chociaż to lato, ale w nocy zziębliś­ my okropnie, przydałaby się n am go­ rąc a herbata. Chodźmy, M ałgosiu, zm ów­ my paciorek i szukajm y ratunku. Uklękli n a m chu zielonym i po­ w tarzali słow a modlitwy, a gdy doszli do słów „C hleba naszego powszedniego daj n am dzisiaj" — M ałgosia podniosła ku niebu sw e cudne błękitne oczęta i zap łakała żałośnie. G łodna była i iść nie m ogła, gdy ukończyli m odlitwę, ale J a ś nie tracił energji. O bjął ją ram ieniem i prowadził, po­ cieszając m aleństw o i w ypatrując, czy gdzie nie pokazuje się siedziba. N araz okrzyk zdziwienia wyrwał się z piersi dzieci. Przed nim i sta ła chatka, ale jakże d ziw n a! Dach m iała z piernika, ściany cze- Strona 13 koladowe, a okna z lodowatego cukru. Rzuciły się zgłodniałe dzieciny i ob­ rywać i jeść poczęły. Nie zastanawiały się nawet nad tern, że to nie ich własność. Ach! cóż je toi m ogło obchodzić, do ynależą te przepyszne łakocie... Aby jeść, aby się nasycić. , . .. Rozejrzały się wokoło, nikogo nie było i zamierzały nabrawszy na zapas Strona 14 słodyczy iść dalej i szukać drogi do do­ m u, gdy n a raz oczom ich ukazała się potw orna postać starej kobiety. Siwe kosm yki włosów spadały n a poorane zm arszczkam i czoło, nos kro- gulczy zakrzywiony, dotykał brody spi­ czastej, z u st wychodziły dwa kły stra ­ szliwe... P otw orna ta czarow nica trzym ała w ręku sow ę, która zahukała przeraź­ liwie i rzucić się chciała n a dzieci. Ale kobieta uderzyła sow ę po skrzy­ dłach i ta z piskiem uciekła w kąt izby. — Chodźcie dziateczki, chodźcie!— zasyczała czarow nica, w łaśnie n a w as czekałam ... Ale kto to pozwolił w am niszczyć dach m ej chatki i okienka? Co za n ieg rzeczn o ść! — Przebacz n am p an i,— w yszeptał przerażony chłopiec, podczas, gdy M ał­ gosia tuliła się do niego ze strach em .— Nie wiedzieliśmy, że to do kogo należy, sądziliśm y, że n iem a ten dom ek w łaściciela. Nie gniew aj się n a nas... Strona 15 _ 11 — — Nie gniewam się,—odparła, jak mogła najsłodziej czarownica, — chodź­ cie do domu, dostaniecie jeść i spać się położycie, a jutro zobaczymy, co bę­ dzie z wami, moje dzieci. Z trwogą wewnętrzną weszły dzieci do chaty, ale cóż miały począć? Drugiej takiej nocy nie przeżyłyby... Ułożyły się cicho w kątku za pie­ cem i nie słyszały i nie widziały, jak zła kobieta zacierała ręce z radości, że zdarzyła się jej taka gratka. Czarami robiła to, że gdy ktoś szedł chatka jej pokrywała się przysmakami i przynęcała ludzi, których ona zwabiw­ szy do mieszkania, piekła i zjadała ze smakiem. Tenże sam los miał spotkać biedne zabłąkane dzieci. Nazajutrz kazała Małgosi sprzątać izbę i gotować śniadanie, co mała dzie­ weczka robiła z trudem, za ciężkie to było zadanie na jej siły. Krzyczała, hałasowała, groziła, że Strona 16 — 12 — zje zaraz i ją i braciszka, tak, że biedne , dziewczątko upadało ze znużenia. Zrobiła jednak, co jej kazano, pod­ czas gdy m ały J a ś m usiał n anieść drze­ wa z lasu i narąbać. Po obiedzie odezw ała się tak do dzieci: — Jesteście w obecnej chwili za chudzi dla m nie, m usicie wpierw utyć, zanim w as zjem. Najpierw zjem po utuczeniu chłopca. Strona 17 Musisz mu dawać jedzenie dobre i tłu­ ste, a gdy już dostatecznie utyje—upie­ kę go i zjem. Będzie smaczny kąsek. Powiedziawszy to, zamknęła Jasia !w komórce, w której był otwór do po­ dawania jedzenia i kazała mu wciąż coś dawać z pożywnych potraw. Małgosia z płaczem spełniała swój obowiązek, rozmyślając nad tem, jakby uratować braciszka. Wreszcie powzięła myśl taka: — Jasiu,—odezwała się pocichutku do braciszka — ponieważ czarownica chcąc się dowiedzieć, czyś utył, każe ci pokazywać paluszek wskazujący, aby wymiarkować z niego twą tuszę, trzymaj więc wciąż w ustach ten palec, a bę­ dzie zawsze chudy i w ten sposób od­ wlecze się twój smutny koniec i może się coś takiego zdarzy, że nie padniesz ofiarą tej okrutnej kobiety. Jaś robił, jak mu poradziła sio­ strzyczka, a za każdem obejrzeniem pa­ luszka przez czarownicę, ta ostatnia od- Strona 18 — 14 chodziła rozgniew ana, że tak tyje po­ woli zam knięta w kom órce ofiara. W reszcie pewnego razu, gdy apetyt Ijej na dzieci doszedł do szczytu, rzekła do Małgosi: — Źle go tuczysz, ciebie więc zjem pierwszą, boś grubsza od niego, a po­ tem twego brata... K azała przerażonej dziewczynce n a ­ nieść drzewa, napalić w piecu do czer­ w oności i gdy już było wszystko goto­ we, k azała położyć się n a blasze i niby spróbow ać, czy piec rozpalony dosta­ tecznie. Rozpacz i strach biednej Małgosi nauczyły w o statniej chwili przebieg- i / • łosci. U daw ała, że nic nie wie, jak się to trzeba kłaść n a blasze, u tru d n iała jej zam iar bezustanku, w reszcie rzekła pod­ stępnie: — Nie potrafię pani dogodzić, chy­ ba, że pani mi pokaże, jak m am się po­ łożyć n a blasze... Strona 19 — 15 Czarow nica nie przeczuw ała, co ją czeka. Położyła się w całej długości n a łopacie, wtedy M ałgosia z całej siły w su n ęła ją szybko do pieca i czem prę- dzej drzwi do pieca zatrzasnęła. Krzyczała, w ołała o ratu n ek niego­ dziwa czarow nica, w reszcie ucichła. J a ­ kie życie, taki i koniec. M ałgosia uw olniła czem prędzej b ra ­ ciszka z kom órki. Całow ali się i płakali z radości. Z nalazłszy dużo złota u cza­ rownicy, zabrali co się dało i wyszli. Gdy w kilka m inut obejrzeli się po­ za siebie, zobaczyli tylko trochę popiołu. Z chatki nie pozostało ani śladu. Wrócili szczęśliw ie do dom u, pro­ w adzeni przez kruka, który pam iętał, że rzucali m u nieraz pokarm ukradkiem przed czarow nicą. Witali ich rodzice ze łzam i radości tem bardziej, że dostali trochę zajęcia i poszukiwali swojej M ałgosi i Ja sia w lesie, nie m ogąc n a ich ślad n a ­ trafić. Strona 20 B ogactw a przyniesione przez dzieci posłużyły do pędzenia życia w dostatku i bez troski o chleba kaw ałek dla uko­ chanych i dla siebie.