Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8037 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Tom Clancy
Kwant
Net Force - Tom 3
Powie�ci Toma Clancy'ego w Wydawnictwie AiB
Patrioci
Polowanie na �Czerwony Pa�dziernik"
Kardyna� z Kremla
Stan zagro�enia
Suma wszystkich strach�w
D�ug honorowy
Dekret
T�cza sze��
Bez skrupu��w
Czerwony Sztorm
w przygotowaniu
Nied�wied� i Smok
Przy wsp�pracy Steve'a Pieczenika
Centrum Zwierciad�o Racja stanu Casus belli R�wnowaga Obl�enie
Net Force
Net Force
Akta
Kwant
Zwiadowcy
Wandale
�mierciono�na gra
Walka ko�owa
T�UMACZY� ANDRZEJ ZIELI�SKI
Kwant
WYDAWNICTWO ADAMSKI I BIELI�SKI WARSZAWA 2000
Tytu� orygina�u
Tom Clancys NET FORCE�: Knight Moves
Copyright � 2000 by Netco Partners
NET FORCE is trademark of Netco Partners, a partnership of
Big Entertainment, Inc., and CP Group
Redaktor Andrzej Kami�ski
Sk�ad i �amanie
Wydawnictwo Adamski i Bieli�ski,
Andrzej Pytka
Projekt graficzny ok�adki Klaudiusz Majkowski
For the Polish edition
Copyright � 2000 by Wydawnictwo Adamski i Bieli�ski
Wydanie pierwsze
ISBN 83-87454-73-7
Wydawnictwo Adamski i Bieli�ski
E-mail:
[email protected]
ark. wyd. 16,5; ark. druk. 26,5
Druk i oprawa:
Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA
w Krakowie, ul. Wadowicka 8
Podzi�kowania
Pragniemy gor�co podzi�kowa� Steve'owi Perryemu za jego
inspiruj�ce pomys�y, jak�e przydatne podczas przygotowywania
maszynopisu. Pragniemy r�wnie� podzi�kowa� nast�puj�cym osobom:
Martinowi G. Green-bergowi, Larryemu Segriffowi, Denise Uttle,
Johnowi Helfersowi, Robertowi Youdelmanowi, Esq., Richardowi
Hellerowi, Esq. i Tomowi Mallonowi, Esq.; Mitchell Ru-binstein
i Laurie Silvers z BIG Entertainment; cudownym ludziom z Penguin
Putnam Inc., a zw�aszcza Phyllis Grann, Davidowi Shanksowi i
Tomowi Colganowi; naszym producentom miniserialu ABC, Gilowi
Catesowi i Dennisowi Doty; re�yserowi i scenarzy�cie Robowi
Li-bermanowi i wszystkim wspania�ym ludziom z ABC. Jak zawsze,
pragniemy podzi�kowa� Robertowi Gottliebowi z agencji Williama
Morrisa, naszemu przyjacielowi i agentowi, bez kt�rego ta ksi��ka
nigdy nie ujrza�aby �wiat�a dziennego, oraz Jenyemu Katzmanowi,
wiceprzewodnicz�cemu agencji Williama Morrisa i jego kolegom z
telewizji. Ale, co najwa�niejsze, to ty, Czytelniku,
rozstrzygniesz, czy nasze przedsi�wzi�cie zako�czy si� sukcesem.
Historia miecza jest histori� ludzko�ci.
Richard Burton
Zak�adanie okular�w nauki w nadziei na znalezienie
odpowiedzi na wszystkie pytania �wiadczy
o wewn�trznej �lepocie.
J. Frank Dobie*
*James Frank Dobie (1888-1964), ameryka�ski historyk i etnograf
[przyp. t�um.].
NAD IMPERIUM BRYTYJSKIM S�O�CE NIGDY NIE ZACHODZI
* * *
Prolog
Pi�tek, 1 kwietnia 2011 roku, godz. 02.15 w pobli�u Sahiwal w
Pakistanie
Nawet teraz, w �rodku nocy, temperatura przekracza�a 30 stopni
Celsjusza. Wilgotno�� powietrza by�a tak du�a, �e pot nie m�g�
wyparowywa�; nasi�ka�y nim czarne mundury, kt�re mieli na sobie
m�czy�ni. By� dopiero kwiecie�, a tu, w Pend�abie, pad� ju�
kolejny rekord temperatury: 45 stopni w dzie�. Na jutro
zapowiedziano podobny upa�. Uff.
Trzej m�czy�ni w przesi�kni�tych potem czarnych mundurach
polowych czekali, le��c za kar�owatymi krzakami, kilka metr�w od
tor�w kolejowych.
Z oddali dobieg� gwizd lokomotywy, sygnalizuj�cy zbli�anie si�
poci�gu.
- Ju� nied�ugo - powiedzia� Bhattacharya. By� tak gruby, �e
pozostali nazywali go czasem Ganesia*, ale tylko kiedy nie m�g�
ich us�ysze�. Bhattacharya, chocia� do�� korpulentny, �atwo
wpada� w gniew, szybko si� porusza� i biada temu, kto mu si�
narazi�. Jeszcze dwa lata temu by� pu�kownikiem. Ale pewnego
dnia,
* Ganesia - w hinduizmie b�g m�dro�ci, przedstawiany jako
brzuchaty m�czyzna z g�ow� s�onia [przyp. t�um.].
na przyj�ciu w Panipat, pchn�� no�em innego oficera, kt�ry go
obrazi�. Szcz�liwym trafem na miejscu by� lekarz i tylko dzi�ki
temu grubas unikn�� oskar�enia
o zab�jstwo. Zdegradowano go, aresztowano i dano do wyboru:
wi�zienie albo przeniesienie do Jednostki Specjalnej.
Jednostka Specjalna, podobnie jak inne tajne formacje na ca�ym
�wiecie, oficjalnie nie istnia�a. �aden z m�czyzn, kt�rzy w niej
s�u�yli, nie by� wyposa�ony w bro� i sprz�t regularnej armii.
Mieli karabiny Ka�asznikowa wyprodukowane w Chinach, niemieckie
pistolety i japo�skie no�e. Ich sprz�t ��czno�ciowy pochodzi� z
Nowej Zelandii, buty z Indonezji, mundury z Australii. �aden nie
mia� przy sobie niczego, co pozwala�oby na identyfikacj�, a ju�
na pewno nie jako indyjskiego �o�nierza. A podczas akcji �adnemu
z nich nie wolno by�o da� si� wzi�� �ywcem. Gdyby pojawi�a si�
taka gro�ba, oczekiwano po nich, �e sami pozbawi� si� �ycia, za
pomoc� broni palnej lub no�a. Nie by�o to zreszt� takim
bohaterstwem, jakim mog�oby si� wydawa�. Ka�dy, kto nie spe�ni�by
tego obowi�zku i tak wkr�tce by nie �y�. Przed wyruszeniem na
akcj� wszyscy za�ywali powolnie dzia�aj�c� trucizn�. Kiedy
wracali po wykonaniu zadania, otrzymywali antidotum i przez kilka
dni czuli si�, jakby z�apali gryp�. Je�li kto� z jakiego� powodu
nie wr�ci�, musia� umrze�, konaj�c d�ugo
i w takich cierpieniach, �e samob�jstwo wydawa�o si� przy nich
piknikiem w parku. Cz�onkowie grupy wiedzieli, �e je�li przyjdzie
co do czego, lepiej sko�czy� ze sob� szybko i bezbole�nie.
Kiedy w Indiach trzeba by�o za�atwi� pewne wyj�tkowe sprawy
wojskowe, wzywa�o si� do tego Jednostk� Specjaln�. Prawie
wszystkie kraje maj� takie formacje, ale wi�kszo�� zdecydowanie
temu zaprzecza.
Ta misja te� mia�a charakter specjalny. Wypad na terytorium
Pakistanu w celu przeprowadzenia tajnej operacji by� co najmniej
ryzykowny. Pakista�czycy mieli si� na baczno�ci, co w obecnej
sytuacji politycznej by�o zupe�nie zrozumia�e.
Obok Ganesii le�a� Rahman, czterdziestolatek, pochodz�cy z Delhi,
nie nale��cy do �adnej konkretnej kasty. Wysoki i szczup�y, by�
przeciwie�stwem Bhattacharii. Rahman zna� ten region Pakistanu,
poniewa� s�u�y� kiedy� w indyjskich Granicznych Si�ach
Bezpiecze�stwa - formacji, kt�ra sta�a twarz� w twarz naprzeciw
pakista�skich Rangers�w, po drugiej stronie zasiek�w z drutu
kolczastego, na punkcie granicznym Wagah. Co wiecz�r obie strony
odprawia�y tam stylizowany rytua� agresji, pobrz�kuj�c szabelk�
podczas opuszczania flag przy d�wi�kach tr�bek. T�umy �ci�ga�y
z ca�ej okolicy, �eby ogl�da� ten spektakl, zagrzewaj�c swoich
okrzykami, jakby to by� mecz pi�ki no�nej.
Trzecim m�czyzn� by� Harbhajan Singh i oczywi�cie wo�ano na
niego Sikh. W�r�d sikh�w imi� Singh by�o bardzo popularne, ale
Harbhajan Singh otrzyma� swoje na cze�� s�ynnego �o�nierza, kt�ry
w latach 60. osi�gn�� stan moksza - wyzwolenie pierwiastka
duchowego z materii - podczas patrolowania granicy z Chinami w
rejonie NathuLa. Po tamtym Singhu odnaleziono tylko gogle
przeciws�oneczne, he�m i karabin. Do dzi� duch Singha patroluje
podobno tamten rejon; Chi�czycy cz�sto widzieli go, stoj�cego na
szczycie g�ry lub id�cego po powierzchni strumienia. Armia przez
d�ugi czas nie chcia�a uwierzy� w t� histori�, a� kiedy� pewien
genera�, wizytuj�cy tamten rejon, okaza� duchowi brak szacunku
i szybko zosta� za to ukarany: zgin�� w katastrofie �mig�owca w
drodze powrotnej do domu. Od tamtego czasu kolejni dow�dcy rejonu
raz do roku wysy�ali tam swe samochody, oferuj�c udaj�cemu si�
na doroczny urlop duchowi podwiezienie do stacji kolejowej. Duch
mia� te� zawsze zarezerwowane miejsce w poci�gu. Dla kierowc�w
musia�y to by� interesuj�ce wyprawy, chocia� �aden z nich nigdy
nie chwali� si�, �e widzia� Singha w swoim samochodzie, czy w
poci�gu.
Wszystko to by�o bardzo fascynuj�ce, ale w niczym nie poprawia�o
samopoczucia brodatego Singha, poc�cego si� pod turbanem w t�
upaln� noc. Wprawdzie jego pradziad mieszka� ko�o Lahore,
zaledwie kilkana�cie kilometr�w na p�noc od miejsca, w kt�rym
si� teraz znajdowali, jednak Singh wi�kszo�� �ycia sp�dzi� w
Madrasie, nad Zatok� Bengalsk�, i cho� w tym mie�cie by�o gor�co
przez ca�y rok, to przynajmniej wiatr od morza przynosi� jak��
ulg�. Prawda, mieszka� te� przez kilka lat w Kalkucie, gdzie by�o
gor�cej ni� w Madrasie, ale nawet Kalkuta nie by�a takim
rozpalonym piecem jak Pend�ab. M�wi�o si� o tym regionie, �e jest
najgor�tszym miejscem na Ziemi. Wierzy� w to bez zastrze�e�.
- Nadje�d�a - sapn�� Bhattacharya. - Widzicie �wiat�o?
Singh i Rahman skin�li g�owami, mrucz�c co� na potwierdzenie.
Wzd�u� tor�w pozostali cz�onkowie Jednostki Specjalnej szykowali
si� do ataku. By�o ich sze��dziesi�ciu i cz�� z nich
najprawdopodobniej zginie podczas tej akcji, ale opr�cz koleg�w
nie mieli nikogo, kto by ich potem �a�owa�. Ci, kt�rzy wst�powali
do Jednostki, nie mieli �on ani rodzin, ani w og�le �adnych
wi�z�w ze �wiatem. Jakby wcale nie istnieli.
Zn�w rozleg� si� gwizd lokomotywy, tym razem bli�ej.
Singh zacisn�� r�ce na swym Ka�asznikowie i odetchn�� g��boko
rozpalonym, cuchn�cym powietrzem nocy. Nie by� zbyt religijnym
sikhiem, i to ju� od wielu lat, ale i tak kilka razy przywo�a�
imi� Boga. W ko�cu nie mog�o to przecie� zaszkodzi�.
Zobaczyli nadje�d�aj�cy poci�g. Natomiast maszynista nie m�g�
zauwa�y� �elaznych sztab, przyspawanych do szyn w miejscu, w
kt�rym tory skr�ca�y nieco w lewo. Ich zadaniem by�o wykolejenie
poci�gu.
Poci�g specjalny z Multanu do Lahore czeka� nieplanowany i bardzo
gwa�towny przystanek.
Singh wstrzyma� oddech, kiedy lokomotywa najecha�a na sztaby.
Rozleg� si� g�o�ny huk i j�k protestuj�cego metalu, lokomotywa
wypad�a z szyn i zary�a si� w ziemi�, wyrzucaj�c w g�r� fontanny
piachu. Metal zn�w zazgrzyta�, kiedy lokomotywa przewr�ci�a si�
na bok i sun�a dalej.
Pierwszych pi�� wagon�w te� wypad�o z szyn, jakby poci�g by�
dziecinn� zabawk�. Noc wype�ni�a si� zgrzytem metalu i wielkimi
k��bami dymu oraz kurzu.
Singh poderwa� si�, bieg� w kierunku poci�gu, kt�ry jeszcze sun��
do przodu. Kilka wagon�w pozosta�o na szynach; jeden z nich,
kryty wagon towarowy, zatrzyma� si� naprzeciw Singha. Drzwi si�
otworzy�y i ze �rodka wyskoczy�o pi�ciu pakista�skich Rangers�w.
Singh otworzy� ogie�, wodz�c luf� z lewa na prawo. Obok niego
odezwa�a si� bro� Rahmana i Ganesii. Pakista�czycy padli,
skoszeni gradem pocisk�w.
Macie pecha, pata�achy, mo�e nast�pnym razem wam si� poszcz�ci.
Rozleg�y si� kolejne strza�y, ciemno�ci nocy roz�wietli�y
p�omienie wylotowe i eksploduj�ce granaty. O�lepiaj�cym blaskiem
rozkwit�y granaty fosforowe i czerwone race.
Pakista�skich �o�nierzy by�o tyle samo, co napastnik�w, ale
ludzie z Jednostki Specjalnej mieli po swojej stronie element
zaskoczenia i wykolejony poci�g. Jeszcze chwila i wszystko si�
sko�czy�o. Kilku rannych krzycza�o z b�lu, ale strza�y szybko ich
uciszy�y. Singh, Bhattacharya i Rahman zgodnie z planem ruszyli
do wagonu towarowego. Sta� pusty, ale nie mia�o to znaczenia.
Pod�o�yli �adunki wybuchowe i uaktywnili zapalniki czasowe.
- Znikamy st�d! - rzuci� Rahman. - Szybko!
Ca�� tr�jk� do��czyli do pozosta�ych �o�nierzy Jednostki
Specjalnej, biegiem oddalaj�cych si� od wraku poci�gu. Mieli
tylko kilka sekund na to, �eby znale�� si� w bezpiecznej
odleg�o�ci. Zapalniki czasowe zosta�y nastawione tak, �eby nikt
nie zd��y� rozbroi� pod�o�onych �adunk�w wybuchowych, o ile w
og�le kto� tam jeszcze pozosta� przy �yciu.
Z lewej strony dobieg� odg�os strza�u. Singh odwr�ci� si� i
zacz�� strzela� kr�tkimi, trzystrza�owymi seriami ze swego
Ka�asznikowa w miejsce, w kt�rym dostrzeg� p�omie� wylotowy,
dop�ki nie us�ysza� krzyku b�lu. Jeden z Pakista�czyk�w, jak si�
okaza�o, udawa� trupa. No, teraz ju� nie musia� udawa�.
Ale ostatni pocisk Pakista�czyka dosi�gn�� celu.
Bhattacharya upad�.
Singh zatrzyma� si� gwa�townie, natomiast Rahman bieg� dalej.
Grubas zosta� trafiony w pier�. Jego mundur by� ju� przesi�kni�ty
krwi�. Bhattacharya spojrza� na Singha. - Koniec ze mn� -
Powiedzia�. - Pom� mi, Sikh.
Sikh skin�� g�ow�, przystawi� luf� Ka�asznikowa do g�owy grubasa
i �ci�gn�� spust, oddaj�c pojedynczy strza�. Cia�o Bhattacharii
wypr�y�o si� na chwil�, po czym zwiotcza�o.
Nie by�o czasu na modlitw� za zmar�ego. Singh pobieg� dalej.
Kilka sekund p�niej gor�c�, wilgotn� noc rozdar�y jaskrawe
b�yski i odg�osy eksplozji, z pewno�ci� widoczne w promieniu paru
kilometr�w, je�li kto� akurat patrzy� w tamt� stron�.
W pewnym sensie fala uderzeniowa, towarzysz�ca tym eksplozjom,
przetoczy�a si� przez ca�y �wiat.
Pi�tek, 1 kwietnia
Hampton Court, Anglia
Posiad�o��, kt�rej pierwszym kr�lewskim mieszka�cem zosta� Henryk
VIII, by�a ogromna. Same kamienne budynki zajmowa�y dwa i p�
hektara, a trawniki i ogrody dziesi�� razy tyle. Ca�o�� otacza�
mur. Sale by�y wielkie, z wysokimi oknami, a w kilku znajdowa�y
si� kamienne kominki tak du�e, �e mie�ci� si� w nich wyprostowany
cz�owiek. Wi�kszo�� pomieszcze� pozosta�a pusta. Z sufit�w
zwiesza�y si� barokowe �yrandole, a �ciany ozdabia�y wielkie,
stare obrazy. W kilku salach sta�y monstrualne �o�a z
baldachimami, w innych sto�y i krzes�a. T� cz�� posiad�o�ci
nazywano Apartamentami Kr�lewskimi. W po�owie lat
osiemdziesi�tych strawi� j� po�ar, ale odrestaurowano j�,
przywracaj�c Apartamentom wygl�d, jaki zapewne mia�y w XVIII
wieku. Alex Michaels rozgl�da� si� z szacunkiem. Trudno by�o
sobie wyobrazi�, �e kiedy� kto� naprawd� mieszka� w takim
miejscu.
Za wej�cie do pa�acu musieli zap�aci� po pi�tna�cie euro.
Przyjechali metrem z Londynu, przeszli przez Tamiz� mostem Hamton
Court i dotarli do g��wnego wej�cia. Michaels sporo podr�owa�,
od kiedy zosta� dyrektorem Net Force, samodzielnej jednostki FBI,
ale dotychczas jako� nigdy nie dotar� do Anglii. On i Toni
postanowili zosta� tu jeszcze prywatnie po tygodniu obrad
Mi�dzynarodowej Konferencji w sprawie Przest�pczo�ci
Komputerowej. Potrzebowali kilku dni wolnego czasu; przez
ostatnie par� tygodni jako� nie bardzo si� mi�dzy nimi uk�ada�o
w �yciu prywatnym.
I oto byli tutaj, w wielkiej rezydencji kr�l�w, ale ca�y ten
ogrom pa�acu Hampton Court nie by� w stanie st�umi� gniewu, od
kt�rego a� gotowa�o si� w Toni Fiorelli. Michaels spodziewa� si�,
�e Toni lada chwila eksploduje. Nie byli ma��e�stwem, ale i tak
wydawa�o si�, �e ich miodowy miesi�c szybko dobiega ko�ca,
chocia� Michaels bynajmniej tego nie chcia�.
Pi�tna�cie euro to du�o pieni�dzy za spacer przez kilka godzin
po zat�ch�ych pa�acowych wn�trzach. Gdyby nie kalkulator,
wbudowany w elektronicznego virgila*, kt�rego mia� przy pasku,
Michaels potrafi�by obliczy�, ile to jest w dolarach. Mno�enie
u�amk�w nie by�o jego ulubionym sposobem sp�dzania wolnego czasu.
Zwr�ci� uwag� Toni na laserowy promie�, kt�ry, podobnie jak liny
z aksamitu, mia� powstrzymywa� turyst�w przed siadaniem na
antycznych krzes�ach. - Zr�b krok w t� stron�, a za�o�� si�, �e
zawyj� syreny alarmowe - powiedzia�.
Toni nie zareagowa�a.
*Wirtualny Interfejs Komunikacyjny o Zasi�gu Globalnym [przyp.
t�um.].
Bo�e, co ja znowu zrobi�em? - Wszystko w porz�dku? �
- Nic mi nie jest.
Michaels odetchn�� g��boko, powoli. Ruszyli dalej. Pod obrazem,
przedstawiaj�cym jak�� brzydk� par� i dwa znacznie lepiej
prezentuj�ce si� psy, cz�owiek w kostiumie z epoki, wygl�daj�cy
jak dworzanin Henryka, obja�nia� grupie turyst�w sens malowid�a.
M�wi� z akcentem, o kt�rym Michaels zd��y� si� ju� dowiedzie�,
�e jest charakterystyczny dla angielskich wy�szych sfer.
Michaels mia� ju� za sob� ma��e�stwo i rozw�d, zanim on i Toni
zostali kochankami. Wiedzia�, �e je�li kobieta m�wi �nic mi nie
jest" takim tonem, jak przed chwil� Toni, znaczy to, �e co� jej
jest, i to bardzo. �ycie nauczy�o go, �e nie nale�y dr��y�
tematu, chyba �e naprawd� got�w by� us�ysze�, co jest nie w
porz�dku; czasem bywa�o w takich sytuacjach bardzo g�o�no, jakby
cz�owiek sta� przy baterii g�o�nik�w na koncercie zespo�u
rockowego Tw�j M�zg Na Prochach. Czy Toni zacznie na niego
krzycze� tu, w Wielkiej Sali? Czy te� zaczeka, a� znajd� si� w
mniejszych komnatach Tudor�w, w kt�rych kardyna� Wolsey snu�
kiedy� swoje intrygi? Michaels by� przekonany, �e gdyby si�
odwa�y� dotkn�� Toni w tej chwili, na pewno poparzy�by sobie
palce. By�a pot�nie wkurzona, a on by� pewien, �e to przez
niego.
Dlaczego �ycie nie mo�e by� proste? Dwoje ludzi si� kocha, s�
razem i szcz�liwie do�ywaj� s�dziwego wieku?
Pewnie tak samo my�la�a Anna Boleyn, kiedy si� spikn�a z tym
grubym facetem, nie s�dzisz? - spyta� go wewn�trzny g�os.
Powiedzia� swemu wewn�trznemu g�osowi, �eby si� zamkn��.
Milcza�a, dop�ki nie znale�li si� na zewn�trz i nie ruszyli przez
mokry trawnik w kierunku Ogrod�w P�nocnych i wypiel�gnowanego
labiryntu z �ywop�otu. Spogl�da� na ni� spod oka, podziwiaj�c
pr�ny ch�d, pi�kn� twarz i smuk�� figur�. By�a jego
zast�pczyni�, od kiedy przeszed� do Net Force, i bardzo dobrze
wykonywa�a swoj� prac�. By�a te� m�odsza od niego o dobre
dziesi�� lat. Inteligentna, twarda, urocza w�oska dziewczyna z
Bronxu, adeptka indonezyjskiej sztuki walki zwanej pentjak silat.
Uczy�a go tej sztuki i robi� niez�e post�py, jednak gdyby
przysz�o co do czego, a ona by�aby naprawd� rozgniewana, mog�aby
zamie�� nim pod�og� i nawet si� przy tym nie spoci�. To by�o
troch� dziwne uczucie, �wiadomo��, �e kobieta, kt�r� kocha�,
mog�aby mu dokopa�, gdyby przysz�a jej na to ochota.
Kiedy si� odezwa�a, cicho, spokojnie, w jej g�osie nie by�o ani
�ladu gniewu. - Dlaczego na konferencj� w sprawie zorganizowanej
przest�pczo�ci wys�a�e� do Kabulu Marshalla?
Michaels zn�w g��boko zaczerpn�� powietrza. Dlaczego nie j� tam
wys�a�? Bo Afganistan nie by� miejscem, w kt�rym ch�tnie
widzia�by Toni. To zacofany kraj, w kt�rym kobiety nale�a�y do
istot czwartej kategorii, po m�czyznach, ch�opcach i koniach,
gdzie cz�sto dochodzi�o do terrorystycznych atak�w na
cudzoziemc�w, zw�aszcza na Amerykan�w. Nie chcia� jej nara�a�.
Nie m�g� te� jej o tym powiedzie�.
- Marshall chcia� tam polecie�.
Wydawa�o mi si�, �e ty nie mia�a� ochoty.
- Rzeczywi�cie, niespecjalnie mi na tym zale�a�o.
- No wi�c nie musia�a�. �aden problem, prawda? M�wi�c to, nie
wierzy�, �e sprawa jest zako�czona.
Toni powiedzia�a:
- To by�a moja kolej. Ja powinnam polecie�.
- Ale przecie� przed chwil� powiedzia�a�, �e wcale ci na tym nie
zale�a�o. �
Stan�a i wbi�a w niego wzrok. Bo�e, jak�e by�a pi�kna, nawet,
kiedy si� na niego w�cieka�a. A mo�e zw�aszcza wtedy.
- Nie o to chodzi. To by�a moja kolej i powiniene� by� mnie
wys�a�, czy chcia�am tego, czy nie. Dlaczego tego nie zrobi�e�?
Michaels mia� ca�kiem dobr� pami��, co jest niezb�dne, kiedy
cz�owiek musi si� ucieka� do wykr�t�w, ale i tak nie potrafi�
k�ama�. Jasne, sta� go by�o oczywi�cie na powiedzenie kobiecie,
�e ma �adn� fryzur�, chocia� by�a okropna. Potrafi� te� bez
s�owa, tylko u�miechem i skinieniem g�owy skwitowa� z�y gust
prze�o�onego w kwestii ubra�, ale poza niewinnymi k�amstewkami,
�eby nie rani� czyich� uczu�, m�wienie nieprawdy nie le�a�o w
jego naturze. Teraz tylko pokr�ci� g�ow� i zdecydowa� si�
powiedzie� prawd�. - Bo nie chcia�em ci� wysy�a� gdzie�, gdzie
mog�oby ci grozi� niebezpiecze�stwo.
- Tak te� my�la�am. - Ruszy�a dalej.
Po�pieszy� za ni�. - Hej, Toni, przecie� ja ci� kocham. Co w tym
z�ego, �e nie chc�, �eby ci si� co� sta�o?
- Taka postawa jest w porz�dku dla mojego kochanka. By�abym
nieszcz�liwa, gdyby� my�la� inaczej. Ale w wypadku kolegi ze
s�u�by wywiadowczej to nie jest w porz�dku. Dobrze wiesz, �e
potrafi� zatroszczy� si� o siebie.
- Wiem - przyzna�. Par� razy by� �wiadkiem, kiedy demonstrowa�a
swe umiej�tno�ci. W walce wr�cz by�a lepsza od niego, ale
przecie� nie by�a �adn� Superwoman...
- Chcia�abym, �eby� mnie traktowa� tak samo, jak ch�opak�w.
U�miechn�� si�. - Musia�bym udawa�. Nie potrafi� na ciebie
patrze� w taki spos�b, a gdybym potrafi�, hm... nie
zainteresowa�bym si� tob�. Ja lubi� dziewczyny, a zw�aszcza
ciebie.
U�miechn�a si� w odpowiedzi, blado, ale jednak. Pomy�la�, �e
mo�e nie jest na niego a� tak strasznie wkurzona. - Mam na my�li
sprawy zawodowe - powiedzia�a. - Bardzo pragn�, �eby� mnie
traktowa� jak kobiet�, ale po s�u�bie.
- Rozumiem.
- Mam nadziej�, �e rzeczywi�cie rozumiesz. Chc�, �eby� mnie
trzyma� za r�k�, kiedy spacerujemy w �wietle ksi�yca, ale nie
w pracy. Alex, musisz oddzieli� nasze �ycie prywatne od spraw
s�u�bowych.
- W porz�dku, postaram si�. Nast�pnym razem, kiedy b�dzie twoja
kolej, polecisz, nawet je�li to b�dzie Antarktyda.
Tym razem jej u�miech nie by� ju� taki blady.
- Doskonale. My�lisz, �e uda nam si� znale�� tu gdzie�
czekolad�?
Roze�mieli si� oboje, a on poczu� wielk� ulg�. �adne z nich nie
by�o przedtem w Anglii i jedn� z pierwszych rzeczy, jakie rzuci�y
im si� w oczy zaraz po przybyciu by�y automaty z cukierkami
czekoladowymi, poustawiane dos�ownie wsz�dzie, w sklepach, na
dworcach, nawet w pubach. Zabawiali si�, kt�re z nich dostrze�e
nast�pny taki automat. Oboje podejrzewali, �e zanim wr�c� do
Stan�w, przytyj� po kilkana�cie kilo i b�d� wygl�da� jak p�czki
w ma�le.
Jego virgil odegra� �Fanfary dla zwyk�ego cz�owieka" Aarona
Coplanda, sygnalizuj�ce przychodz�c� rozmow�. Odpi�� aparat od
paska, spojrza� na wy�wietlacz i zorientowa� si�, �e dzwoni� z
biura dyrektora FBI.
- Fajna muzyczka - powiedzia�a Toni, machaj�c r�kami, jakby
dyrygowa�a orkiestr�.
- To na pewno sprawka Jaya. Zakrad� si� do mojego gabinetu i
zn�w
przeprogramowa� sygna�. I tak jest lepiej ni� ostatnim razem,
kiedy ustawi� mi �Z�ego do szpiku ko�ci" George'a Thorogooda.
- Tra ra ra ra bum! - zanuci�a Toni.
- Wszyscy, z kt�rymi przychodzi mi pracowa�, maj� spaczone
poczucie humoru - mrukn��. - Alex Michaels, s�ucham.
- ��cz� z pani� dyrektor - powiedzia�a sekretarka.
Toni spojrza�a na niego pytaj�co. Zakry� d�oni� virgila i
szepn��: - Szefowa.
- Jaka szkoda, �e Walt Carver mia� ten atak serca - powiedzia�a
Toni.
- A ja my�l�, �e w sumie jest zadowolony. Ma wreszcie pow�d,
�eby
przej�� na emerytur� i zaj�� si� w�dkowaniem. To dopiero miesi�c,
powinni�my da� jej szans�...
- Dyrektorze, tu Melissa Allison. Przykro mi, �e przerywam panu
urlop, ale mamy tu do czynienia z sytuacj�, o kt�rej powinien pan
wiedzie�.
Na ciek�okrystalicznym wy�wietlaczu virgila pojawi�a si� jej
twarz, wi�c i Alex przeszed� na tryb wideo i trzyma� aparat tak,
�eby w rogu ekranu widzie� ikon� w�asnej twarzy.
Allison mia�a czterdzie�ci sze�� lat, by�a ruda, a jej g�os i
zachowanie charakteryzowa�y si� ch�odem, granicz�cym z
ozi�b�o�ci�. Nominacj� dosta�a z klucza politycznego, jako
prawnik nie mia�a �adnego do�wiadczenia w sprawach FBI, ale za
to dysponowa�a encyklopedyczn� wiedz� na temat mn�stwa ciemnych
sprawek w �wiecie polityki. Kr��y�a plotka, �e kilku wp�ywowych
kongresman�w skutecznie
nalega�o na prezydenta, �eby powierzy� jej stanowisko dyrektora
FBI, zwolnione przez Walta Carvera, kt�ry przeszed� niewielki
zawa� serca. Liczyli na to, �e Allison b�dzie trzyma�a buzi� na
k��dk� w sprawach, kt�rych lepiej nie rusza�. Michaels nie mia�
z ni� dot�d wiele do czynienia.
- S�ucham.
- Kilka godzin temu niezidentyfikowany oddzia� wojska zaatakowa�
pakista�ski poci�g w pobli�u granicy z Indiami. Napastnicy zabili
kilkunastu �o�nierzy ochrony i wysadzili jeden z wagon�w w
powietrze. Przewozi� on supertajny �adunek: podzespo�y
elektroniczne, kt�re mia�y by� wykorzystane w pakista�skim
programie nuklearnym.
- My�la�em, �e Indie i Pakistan podpisa�y uk�ad
o nierozprzestrzenianiu broni j�drowej.
- Podpisa�y, ale �adna ze stron nie przywi�zuje do tego wi�kszej
wagi. Rz�d Pakistanu jest przekonany, �e atak terrorystyczny
przeprowadzi�a jednostka specjalna armii indyjskiej.
- Maj� na to jakie� dowody?
- Nie na tyle, �eby rozpoczyna� wojn�, przynajmniej na razie,
ale
szukaj� z ca�ych si�.
Michaels spojrza� na male�ki wizerunek twarzy Melissy Allison.
- Z ca�ym szacunkiem, pani dyrektor, ale co my mamy z tym
wsp�lnego? Czy to nie robota dla CIA?
- Pracuj� ju� nad tym, ale je�li mo�na wierzy� im i
Pakista�czykom, nie istnia�a �adna mo�liwo��, �eby ktokolwiek
niepowo�any wiedzia� o tym poci�gu
i �adunku, jaki przewozi�. Terrory�ci mieli najwyra�niej mn�stwo
czasu na zorganizowanie zasadzki, a tymczasem Pakista�czycy
upieraj� si�, �e to wykluczone.
- Wi�c nie maj� racji - powiedzia� Michaels.
- Pakista�ski oficer ��cznikowy w CIA twierdzi, �e tylko
czterech ludzi wiedzia�o o tym �adunku i zna�o jego tras�.
Skrzynie by�y nieoznakowane, ludzie, kt�rzy je �adowali, nie
wiedzieli, co znajduje si� w �rodku, obs�uga poci�gu nie
wiedzia�a, co przewozi.
- A mo�e to po prostu zbieg okoliczno�ci? Mo�e terrory�ci
przypadkiem zaatakowali w�a�nie ten poci�g?
- W ci�gu dwudziestu czterech godzin przed napadem przejecha�o
tamt�dy dziewi�tna�cie poci�g�w. Zniszczony zosta� dwudziesty
- jedyny, kt�rym przewo�ono strategicznie wa�ne podzespo�y.
- Wi�c musia� by� przeciek.
- Pakista�czycy m�wi�, �e to niemo�liwe. Nikt nie mia� szansy
powiedzenia czegokolwiek. Kiedy operacja si� rozpocz�a, trzech
z tej czw�rki, kt�ra zna�a szczeg�y, by�o razem, a czwarty -
przypadkiem jest to szef ich tajnej policji - dopiero na godzin�
przed atakiem rozszyfrowa� wiadomo��, informuj�c� go o wysy�ce.
Mia� awari� komputera. Nawet gdyby chcia� kogo� powiadomi�, nie
mia�by na to czasu.
- Wi�c kto� przechwyci� t� wiadomo�� i z�ama� szyfr - stwierdzi�
Michaels.
- I dlatego nas to interesuje - powiedzia�a Allison. - Problem
w tym, �e szyfr by� nie do z�amania, oparty na czynnikach
pierwszych liczby z�o�onej z setek cyfr. Wed�ug spec�w od
kryptografii z CIA, SuperCray pracuj�cy pe�n� par� potrzebowa�by
oko�o miliona lat na z�amanie tego szyfru.
Cudownie, pomy�la� Michaels. - Ka�� si� tym zaj�� moim ludziom
- powiedzia�.
- Dobrze. Prosz� mnie informowa� na bie��co. Jej twarz znik�a
z ekranu, kiedy Allison przerwa�a po��czenie.
Toni, kt�ra przys�uchiwa�a si� rozmowie, pokr�ci�a g�ow�. -
Niemo�liwe - powiedzia�a.
- Masz racj�. Sprawy trudne za�atwiamy od r�ki. Rzeczy
niewykonalne zabieraj� nam troch� wi�cej czasu. Chod�, obejrzymy
ten labirynt.
- Nie zadzwonisz do Jaya?
- Nic si� nie stanie, je�li zrobi� to troch� p�niej.
Pi�tek, 1 kwietnia Londyn, Anglia
Kelner przyni�s� bombajski gin z tonikiem i postawi� go na
stoliku ko�o sk�rzanego fotela, na kt�rym siedzia� lord Geoffrey
Goswell, czytaj�c �Timesa". Japo�skie rynki lecia�y na �eb, na
szyj�, ameryka�ski rynek akcji jako� si� trzyma�, cena z�ota
ros�a.
Prognoza pogody na nast�pny dzie� dla Londynu m�wi�a o opadach
deszczu.
Nic, czym trzeba by si� niepokoi�.
Goswell uni�s� wzrok znad gazety. Kelner sta� z boku, nie
wiedz�c, czy nie b�dzie trzeba przynie�� jeszcze czego�. Goswell
skin�� mu g�ow�, kr�tko, po wojskowemu. - Dzi�kuj�, Paddington.
- Do us�ug, milordzie.
Kelner oddali� si� bezszelestnie. Dobry cz�owiek z tego starego
Paddingtona. Roznosi� tu, w klubie, gazety i drinki ju� od...
trzydziestu lat? Trzydziestu pi�ciu? By� uprzejmy, sprawny, zna�
swoje miejsce
i nigdy nie przeszkadza�. �eby tak wszyscy s�u��cy mieli cho� w
po�owie tak dobre maniery. Paddingtonowi nale�y si� przyzwoita
premia na Bo�e Narodzenie. Trzeba o tym pami�ta�.
Po drugiej stronie orientalnego dywanu, ciemnego i wytartego,
Bellworth czyta� jakiego� szmat�awca w rodzaju �The Sun", czy
�New York Times", pochrz�kuj�c i wydmuchuj�c wonny dym
kuba�skiego cygara. Opu�ci� nieco gazet� i spojrza� na Goswella.
- Wprost nie mog� uwierzy� w to, co dzi� powiedzia� ten
ameryka�ski prezydent. Nie pojmuj�, dlaczego toleruj� tam takie
bzdury. Gdyby nasz premier zrobi� co� takiego, zosta�by wytargany
za uszy, i s�usznie.
Sir Harold Bellworth mia� osiemdziesi�t dwa lata; by� o osiem lat
starszy od Goswella.
Goswell pos�a� mu uprzejmy u�miech. - No c�, to przecie�
Amerykanie, czy� nie tak?
- Hm, tak, oczywi�cie. - By�a to standardowa odpowied� na tak
wiele rozmaitych pyta�. Istnia� brytyjski spos�b �ycia i...
wszystkie inne. C�, przecie� to Amerykanie, prawda? Albo
Francuzi, albo Niemcy, albo, Bo�e uchowaj, Hiszpanie. Czeg�
mo�na si� by�o spodziewa� po cudzoziemcach, opr�cz tego, �e
niczego nie potrafi� zrobi�, jak nale�y?
- Hm. - Harry uni�s� gazet� i wr�ci� do lektury. Goswell zerkn��
na wielki okr�g�y zegar nad p�k�
z ksi��kami. Ju� wp� do sz�stej. Czas kaza� Paddingtonowi, �eby
zawo�a� Stephensa. Jazda do Cis�w b�dzie d�uga i nu��ca,
zw�aszcza w pi�tek wieczorem, kiedy ca�a ta ho�ota wyje�d�a z
miasta na weekend, ale c�, nie ma na to rady. W normalnych
warunkach zosta�by po prostu w mie�cie, w Portman House, do
soboty, a potem spokojnie pojecha� do swej posiad�o�ci w Sussex,
ale dzi� ten zaprzyja�niony naukowiec Peter Bascomb-Coombs mia�
przyjecha� na kolacj� o wp� do dziewi�tej, wi�c nie by�o rady.
Goswell doszed� do wniosku, �e b�dzie mia� szcz�cie, je�li w
og�le zd��y "na czas. Zamkn�� gazet�, od�o�y� j� na stolik obok
ginu z tonikiem, wzi�� drinka i poci�gn�� spory �yk, po czym
odstawi� szklaneczk�.
Chwil� p�niej pojawi� si� Paddington. - Milordzie?
- A, tak, powiedz Stephensowi, �eby podstawi� samoch�d, dobrze?
- Oczywi�cie, milordzie. Mo�e herbat� i kanapki na drog�?
- Nie, czeka mnie kolacja, kiedy przyjad� na wie�. - Machn��
niedbale r�k�, �eby go odprawi�.
Paddington odszed� poszuka� szofera. Goswell wsta�, wyj�� zegarek
z kieszonki kamizelki i por�wna� czas z tym, kt�ry pokazywa�
zegar klubowy.
Harry zn�w spojrza� znad gazety. - Opuszczasz nas?
- Tak, mam spotkanie z moim naukowcem w rezydencji na wsi.
- Naukowcy. - W ustach Harry"ego zabrzmia�o to jak �z�odzieje"
albo �dziwki". Pokr�ci� g�ow�. - No to bywaj. Aha, tak przy
okazji, wyci��e� ju� tego parszywego cisa za oran�eri�?
- Oczywi�cie, �e nie. Mam nadziej�, �e ju� nied�ugo ci� pod nim
zakopi�.
Harry za�mia� si� ochryple.
- To raczej ja zata�cz� jeszcze na
twoim grobie, m�odziku. I ogrzej� sobie r�ce tym parszywym cisem,
kiedy b�dzie weso�o p�on�� w moim kominku.
Obaj m�czy�ni u�miechn�li si� szeroko. Nie pierwszy raz tak
�artowali. Cisy cz�sto sadzi�o si� na cmentarzach i zdawa�y si�
szczeg�lnie dobrze rosn�� w takich miejscach, panowa�o wi�c
przekonanie, �erozk�adaj�ce si� zw�oki s� dobrym nawozem dla tych
drzew. Wielki cis za oran�eri� w posiad�o�ci Goswella mia� ponad
dwadzie�cia pi�� metr�w wysoko�ci i liczy� sobie zapewne dobre
czterysta lat. Goswell od lat grozi� Harry'emu, �e go pod nim
zakopie.
Spojrza� na zegarek. �pieszy� si� troch�, mo�e minut�, ale nie
wi�cej. By� to z�oty Waltham z dewizk�, niezbyt kosztowny, ale
nale�a� kiedy� do jego wuja Patricka, kt�ry zgin�� pod
niemieckimi bombami w czasie drugiej wojny �wiatowej. Goswell
dosta� ten zegarek jako ma�y ch�opiec. Mia� lepsze chronometry,
kt�re chodzi�y absolutnie dok�adnie, Rollexy i Cartiery, a tak�e
kilka r�cznie robionych zegark�w szwajcarskich, z kt�rych ka�dy
kosztowa� tyle, co nowy samoch�d. Waltham by� do�� prostym
urz�dzeniem. Nie podawa� daty ani informacji gie�dowych, nie
mo�na go by�o u�y� jako telefonu. By� to po prostu zegarek i
Goswellowi nawet si� to podoba�o.
Wsun�� Walthama z powrotem do kieszonki kamizelki i ruszy� do
wyj�cia. Wiedzia�, �e kiedy znajdzie si� na ulicy, Stephens
b�dzie ju� tam czeka� w Bentleyu z 1954 roku. Wola� Bentleya ni�
Rollsa. W zasadzie by� to ten sam samoch�d, ale bez ostentacyjnej
ch�odnicy, a przecie� d�entelmenowi ostentacja nie przystoi, czy�
nie tak?
W drodze do wiejskiej rezydencji zamierza� pos�ucha� wiadomo�ci
BBC. Chcia� si� dowiedzie�, czy te brudasy w Indiach i Pakistanie
zacz�y ju� do siebie strzela� w zwi�zku z... tym drobnym
incydentem, kt�ry im zaaran�owa�. Jak�e by�oby pi�knie, gdyby
zbombardowali si� nawzajem, cofn�li do poziomu z czas�w
brytyjskich rz�d�w kolonialnych i Imperium musia�oby tam wr�ci�,
�eby zn�w ich ucywilizowa�.
To by by�a sprawiedliwo��, czy� nie tak?
Epoka Imperium Brytyjskiego, pi�tek gdzie� w Indiach
Jay Gridley, mistrzowski cybernauta, w�drowa� po sieci.
By� w tej chwili w rzeczywisto�ci wirtualnej, w scenariuszu,
kt�ry opracowa� specjalnie w zwi�zku z tym nowym zadaniem, kt�re
powierzy� mu Alex Michaels. W �wiecie realnym siedzia� przy
konsoli komputera w centrali Net Force w Quantico w stanie
Wirginia. Na oczach i w uszach mia� sensory wej�ciowe, r�ce i
klatk� piersiow� pod��czy� do przewod�w tak, �e najmniejsze ruchy
cia�a mog�y by� przek�adane na impulsy kontrolne. Za to w
rzeczywisto�ci wirtualnej Jay mia� na g�owie chroni�cy przed
s�o�cem korkowy he�m, ubrany by� w szorty i wykrochmalon�
koszul� koloru khaki, podkolan�wki, mocne buty, a przy pasie mia�
rewolwer Webley Mark Ul .38. Siedzia� na grzbiecie indyjskiego
s�onia, wewn�trz howdah*, obok miejscowego rad�y. Popo�udniowe
s�o�ce bezlito�nie la�o �ar na ludzi, zwierz�ta i ro�liny. Przed
nimi ciemnosk�rzy tubylcy w przepaskach na biodrach uderzali
kijami w kawa�ki blachy, potrz�sali puszkami, w kt�rych by�y
kamienie i pokrzykiwali g�o�no, �eby z wysokich, si�gaj�cych
cz�owiekowi po pier� traw wyp�oszy� tygrysa, kt�ry m�g� si� tam
ukrywa�.
Jay u�miechn�� si� na ten widok, nie przejmuj�c si�, �e jego
scenariusz nie jest politycznie poprawny. Nie spodziewa� si�
napotka� nikogo ze znajomych, a poza tym, by� przecie� w po�owie
Tajem. W dawnych czasach, w �wczesnym Syjamie, kt�ry� z jego
przodk�w w linii m�skiej szed� prawdopodobnie
* Platforma dla dw�ch lub wi�cej os�b na grzbiecie s�onia, cz�sto
z baldachimem [przyp. t�um.].
boso w�r�d traw, robi�c ha�as i modl�c si� do wybranych bog�w,
�eby
tygrys wybra� sobie inn� okolic�. Tak, czy inaczej, lepiej by�o
siedzie� w ocienionej chatce na grzbiecie trzymetrowego s�onia,
maj�c pod r�k� dwulufowy sztucer Nitro Express, ni� biec po
ziemi, wal�c kijem w blaszany talerz. W swoim scenariuszu Jay
zawar� jeszcze pewien subtelny drobiazg - ma�ego ch�opca, kt�ry
siedzia� na zadzie s�onia i macha� wachlarzem, zamocowanym na
ko�cu d�ugiej tyczki, robi�c ciep��, ale przyjemn� bryz�.
Wszystko pierwsza klasa. Najlepszy, jedyny spos�b podr�owania.
W rzeczywisto�ci Jay poszukiwa� informacji, ale stukanie w
klawiatur� i rozsy�anie zakodowanych kwerend z pewno�ci� nie by�o
tak zabawne, jak polowanie na bengalskiego tygrysa-ludojada.
Oczywi�cie, nie natrafili jeszcze na wielkiego tygrysa, chocia�
ludzie z nagonki zd��yli si� ju� nie�le nabiega�. Rad�a nie
ukrywa� zak�opotania. - Tak mi przykro, sahib - powtarza�, cho�
nie by�a to jego wina. Nie mo�na wyp�oszy� tygrysa, je�li nie ma
go w okolicy.
Widzieli troch� mniejszej zwierzyny, uciekaj�cej przed my�liwymi.
Jay zauwa�y� jelenie, dziki, najrozmaitsze w�e, w tym dwie
wielkie kobry. Dostrzeg� nawet m�odego tygrysa, ale nigdzie nie
by�o tego wielkiego kota, kt�rego mia� nadziej� znale��. Tygrys
pojawi� si� i uciek�, porwa� swoj� ofiar� i znik�, nie
zostawiaj�c po sobie wyra�nego tropu. W rzeczywisto�ci wirtualnej
ofiar� by� w tym wypadku kozio�, zamkni�ty w klatce ze stali i
z tytanu, kt�rej pr�ty by�y grube jak uda kulturysty. I
tyranozaur nie m�g�by si� dosta� do tej klatki, nawet gdyby jego
wielkie z�biska by�y twarde jak diament. Nie mia�by szans. Kozio�
- w rzeczywisto�ci zaszyfrowany plik komputerowy z informacjami
o zaatakowanym poci�gu w Pakistanie, ��cznie z dok�adnym czasem
wyjazdu, tras� i innymi szczeg�ami - powinien by� bezpieczny
przed ka�d� besti�. A jednak co� wy�ama�o pr�ty klatki, jakby
by�y zrobione z rozgotowanego makaronu, dosta�o si� do �rodka i
dobra�o si� do koz�a.
W pierwszej chwili Jay nie m�g� w to uwierzy�, przypuszcza�, �e
kto� zdo�a� jako� wej�� w posiadanie unikatowego klucza do
szyfru, ale kiedy spojrza� na klatk� - matematyczny szyfr -
przekona� si�, �e do jej otwarcia u�yto brutalnej si�y, a nie
klucza. To nie by� jaki� prosty, standardowy szyfr nastolatka,
kt�ry chce ukry� przed rodzicami pliki z pornografi�, lecz
przyzwoity produkt wojskowej kryptografii. Oczywi�cie nawet taki
szyfr mo�na z�ama�, je�li si� ma du�o czasu, ale tutaj kto�
upora� si� z tym w ci�gu niespe�na doby.
A to by�o zupe�nie niemo�liwe. �aden komputer na �wiecie nie
zdo�a�by tego dokona�. Kilkana�cie SuperCray�w, pracuj�cych
r�wnolegle, mog�oby da� sobie z tym rad� w ci�gu, powiedzmy,
dziesi�ciu tysi�cy lat, ale na pewno nie w ci�gu tych niewielu
godzin, jakie min�y od wys�ania tej wiadomo�ci, do jej
przechwycenia i z�amania szyfru. Nie ma mowy. Koniec. Kropka.
Wykluczone...
Jay zdj�� korkowy he�m i ramieniem otar� pot z czo�a. Gor�co tu,
w Pend�abie, a howdah dawa�o wprawdzie troch� cienia, ale nie
by�o wyposa�one w klimatyzacj�. M�g�by, oczywi�cie, wprowadzi�
to do swego scenariusza, ale jaki mia�oby to sens? Byle pata�ach
potrafi� skleci� scenariusz, pe�en anachronizm�w; artyst�w
obowi�zywa�o zachowanie czysto�ci formy. Przynajmniej od czasu
do czasu, �eby pokaza�, �e jeszcze to potrafi�.
Jak ten szyfr m�g� zosta� z�amany? Nie m�g�, a przynajmniej nie
za pomoc� wiedzy, jak� dysponowa� Jay.
To mu przypomnia�o pewn� star� opowie�� z pocz�tk�w lotnictwa.
Kilku in�ynier�w przeprowadza�o badania nad trzmielami. Na
podstawie powierzchni skrzyde�, masy i kszta�tu tych owad�w,
liczby mi�ni i mocy, jak� dawa�y ustalili, po d�u�szych
wyliczeniach na suwaku logarytmicznym i na kartkach, �e takie
zwierz� po prostu nie mo�e lata�.
Bzzzz! Oho, zn�w przelecia� trzmiel...
To musia�o by� okropnie frustruj�ce - patrze� na kartk�, zapisan�
precyzyjnymi obliczeniami, dotycz�cymi aerodynamiki, oporu
powietrza, wznoszenia, wiedzie�, �e trzmiele nie mog� lata�, a
zaraz potem przygl�da� si�, jak przelatuj� z kwiatka na kwiatek,
nie�wiadome przekonania cz�owieka, �e nie s� w stanie tego robi�.
Nasuwa� si� oczywisty wniosek: badacze musieli co� pomin��.
Wr�cili wi�c do swych logarytmicznych suwak�w i ogryzk�w o��wk�w,
poczynili kolejne obserwacje, zapisali mn�stwo papieru i w ko�cu
ustalili, na czym polega synergizm lotu trzmiela.
Kiedy si� ju� mia�o odpowied�, wykoncypowanie pytania powinno by�
cholernie proste. Trzmiele lataj� od milion�w lat, bez wzgl�du
na to, co kto sobie o tym my�li i trzeba wzi�� to pod...
No wi�c istnia� ten komputerowy plik, zabezpieczony szyfrem
niemo�liwym do z�amania, a jednak z�amanym z r�wn� �atwo�ci�, jak
cz�owiek �amie w palcach zapa�k�. Jak powiedzia� Sherlock Holmes?
Je�li wyeliminowa�e� to, co niemo�liwe, to, co pozostanie, cho�by
nieprawdopodobne, musi by� prawd�".
Tego szyfru nie mo�na by�o z�ama� za pomoc� �adnej ze znanych
Jayowi Gridleyowi metod, a - przy ca�ej skromno�ci - wiedzia�,
�e nikomu w tym biznesie nie ust�puje wiedz�. Skoro wi�c szyfr
zosta� jednak z�amany, to znaczy, �e w okolicy pojawi� si� nowy
tygrys. Jay musia� teraz dociec, jak te� to zwierze mo�e
wygl�da�, wytropi� je i schwyta�. I nie da� si� po�re� przy
okazji.
U�miechn�� si�, wspominaj�c stary my�liwski przepis na gulasz z
kr�lika.
Najpierw trzeba z�apa� kr�lika...
Stonewall Fiat, Newada
Michai� Ru�jo zmru�y� oczy pod wp�ywem pustynnego s�o�ca. Cho�
mia� do�� jasn� karnacj�, opali� si�, od kiedy tu zamieszka�.
Jego sk�ra by�a teraz br�zowa, mia� pooran� bruzdami twarz i
�ylaste, ods�oni�te ramiona. W Newadzie dni nie by�y jeszcze tak
gor�ce; prawdziwy upa� mia� si� zacz�� dopiero za kilka miesi�cy.
Noce wci�� by�y ch�odne, ale nie na tyle, �eby marz�. Sta� przed
niewielk� przyczep� kempingow� Airstream, kt�r� kupi� i
przyholowa� na dwuhektarow�, piaszczyst� dzia�k�, z rzadka
poro�ni�t� kar�owatymi krzakami. Dzia�k� te� kupi�. By� tu
praktycznie sam. Tylko jedna z innych dwuhektarowych
�posiad�o�ci" w promieniu dw�ch kilometr�w by�a zabudowana, przy
czym ca�� zabudow� stanowi�a zielona szopa z plastiku, wy�o�ona
od �rodka foli� aluminiow� i wype�niona paczkami liofilizowanej
�ywno�ci, takiej, jak� w�drowcy zabieraj� na wyprawy. Ru�jo bez
trudu otworzy� prosty zamek, zabezpieczaj�cy szop� i uwa�nie
wszystko obejrza�. Co par� miesi�cy jaki� stary cz�owiek
podje�d�a� tam furgonetk� GMC, przywo��c kolejn� porcj�
liofilizowanej �ywno�ci. Chowa� j� w szopie, przekr�ca� klucz w
zamku i odje�d�a�. Ru�jo zastanawia� si�,
po co ten stary to robi. Zapasy na wypadek jakiej� katastrofy?
Wojny? Zarazy? A mo�e to jaki� biznes?
Trudno czasem zrozumie� motywy, kt�rymi kierowali si� Amerykanie.
Ani u siebie w domu, w Czeczenii, ani nawet w Rosji nigdy nie
widzia�, �eby starzy ludzie gromadzili tak� �ywno��. Mo�e
my�leli, �e nie warto? A mo�e chcieliby robi� takie zapasy, ale
nigdzie nie znale�li liofilizowanej �ywno�ci?
Ru�jo wzruszy� ramionami. Niewa�ne. Szopa by�a jedynym budynkiem
w najbli�szej okolicy; troch� dalej, jakie� pi�� kilometr�w, nad
rzeczk�, w kt�rej przez wi�ksz� cz�� roku nie by�o wody, sta�a
jeszcze chata, nale��ca do Ko�cio�a Metodyst�w. Od czasu, kiedy
Ru�jo si� tu sprowadzi�, zaledwie trzy razy zatrzymali si� tam
w�drowcy, nie zostaj�c d�u�ej ni� na dwie noce. �aden z nich nie
zbli�y� si� do jego przyczepy.
Ru�jo by� wdzi�czny losowi za t� samotno��. Od kiedy wycofa� si�
z mokrej roboty, rzadko mia� okazj� rozmawia� z lud�mi, nie
m�wi�c ju� o tym, �e wreszcie nie musia� ich zabija�. Mia�
pieni�dze w banku i m�g� z nich dowolnie korzysta�, pos�uguj�c
si� kart� komputerow�. Mniej wi�cej raz w tygodniu jecha�
samochodem dwie godziny do miasta, �eby zrobi� zakupy w jednym
z wielkich supermarket�w, gdzie by� kim� zupe�nie anonimowym.
Nigdy nie zamieni� s�owa z �adn� z kasjerek. Po zrobieniu zakup�w
tankowa� samoch�d i wraca� do domu. Mija� Dolin� �mierci od
zachodu, po czym zje�d�a� z autostrady na piaszczyst� drog�,
kt�ra prowadzi�a do jego przyczepy. Najbli�szym miastem - je�li
mo�na tak by�o nazwa� t� dziur� - by�o Scotty"s Junction. Po
stronie wschodniej rozleg�e tereny zajmowa� wojskowy poligon
artyleryjski Armii.
Ru�jo zap�aci� got�wk� za samoch�d, Toyot� Runner, u�ywan�, ale
niezbyt star�. Kupi� j�, podobnie jak przyczep�, z og�oszenia w
jednej z gazet w Las Vegas. Dzia�k� naby� pod Jednym z fa�szywych
nazwisk, kt�rymi si� pos�ugiwa�. �eby unikn�� niepotrzebnego
zainteresowania, wr�czy� poprzedniemu w�a�cicielowi spor�
zaliczk�, a reszt� sp�aca� w miesi�cznych ratach, przelewanych
przez bank pierwszego ka�dego miesi�ca z jego konta. W ten spos�b
nikomu nie rzuca� si� w oczy.
Przyczepa by�a wyposa�ona w generator i akumulatory, a nawet w
klimatyzator, z kt�rego jednak rzadko korzysta�. Lubi� ciep�o.
Nie m�g�by powiedzie�, �e jest szcz�liwy - nie by� szcz�liwy
od czasu, kiedy nowotw�r zabra� mu Ann� i Ru�jo nie oczekiwa�,
�e jeszcze kiedykolwiek zazna szcz�cia - ale na pewno by�
zadowolony. Prowadzi� proste �ycie, mia� skromne potrzeby.
Najwi�kszym przedsi�wzi�ciem, jakie sobie zaplanowa�, by�o
wybudowanie kamiennego muru wzd�u� granic posiad�o�ci. Mog�o to
potrwa� nawet dziesi�� lat, ale by�o mu to oboj�tne.
Tak, by� zadowolony, ale tylko do dzisiaj. Wodz�c teraz wzrokiem
po skalistej okolicy, po zakurzonych wzg�rzach widocznych przez
rozedrgane od upa�u powietrze, wiedzia�, �e co� jest nie w
porz�dku.
Nie dostrzeg� �adnych znak�w, po kt�rych m�g�by si� zorientowa�,
na czym polega problem. �mig�owce nie przelatywa�y mu nad g�ow�,
nie zauwa�y� tuman�w kurzu, kt�re zdradza�yby samochody,
pr�buj�ce tu podjecha� niepostrze�enie. Uni�s� siln� lornetk� i
powoli, uwa�nie obejrza� okolic�. Jego dwa hektary po�o�one by�y
na wznosz�cym si� terenie, jakie� dwadzie�cia metr�w wy�ej, ni�
wi�kszo�� pozosta�ych dzia�ek, wi�c mia� dobry widok. Stoj�c
przed swoj� przyczep� widzia� zielon� szop� starego cz�owieka.
Popatrzy� uwa�nie. Nic.
Wszed� na niewielkie, kilkumetrowe wzniesienie za przyczep�, z
kt�rego m�g� zobaczy� dach chaty metodyst�w. Nic si� tam nie
dzia�o.
Opu�ci� lornetk�. Niczego nie wida�, nie ma si� czym przejmowa�.
A jednak czu�, �e co� jest nie w porz�dku. Ruszy� z powrotem do
przyczepy. Mia� tam bro� w p�askiej skrzynce, schowanej pod
pod�og� w sypialni - mo�e czas ju� j� wyj�� i trzyma� pod r�k�?
Nie, jeszcze nie. Nie by�o do czego strzela�. Mo�e przeczucie go
myli�o; mo�e tylko zjad� co� niestrawnego albo z�apa� jakie�
zatrucie pokarmowe.
U�miechn�� si� sam do siebie. Nie prze�y�by tak d�ugo, gdyby
pr�bowa� szuka� takich racjonalnych wyja�nie�. U szczytu formy
reagowa� jak karaluch, dostrzegaj�cy nagle �wiat�o w ciemno�ciach
nocy. Najpierw ucieka�, a potem martwi� si� o reszt�. Pozwoli�o
mu to zosta� przy �yciu, podczas gdy wielu z jego bran�y zgin�o.
Z biegiem lat nauczy� si� ufa� swemu instynktowi. Teraz z ca��
pewno�ci� co� by�o nie w porz�dku. Pr�dzej czy p�niej to co�
b�dzie si� musia�o objawi�. A wtedy on si� tym zajmie.
Wszed� do przyczepy.
Sobota, 2 kwietnia Las Vegas, Newada
Na pu�kownika Johna Howarda, dow�dc� oddzia�u szturmowego Net
Force, czeka�y na lotnisku dwie niespodzianki, kiedy wysiad� ze
starego Lear Jeta, jednego z tych, kt�re po renowacji s�u�y�y im
do kr�tszych podr�y po kraju. Pierwsz� niespodziank� by�a
informacja, �e Wydzia� Taktycznych Operacji Satelitarnych Armii
USA - nazywany w skr�cie USAT, a czasem, nieformalnie, Wielki Zez
- jednoznacznie zidentyfikowa� wskazanego im faceta jako tego,
kt�rego poszukiwa� Net Force.
Niespodzianka nie by�a mo�e a� tak wielka, poniewa� Net Force
mia�a uzasadnione podejrzenia, wystarczaj�ce, �eby zwr�ci� si�
do tych z USAT o zmian� orbity jednego z satelit�w i przyjrzenie
si� facetowi. Ale dobrze, �e jest potwierdzenie.
Za to druga niespodzianka by�a czym� w rodzaju szoku: Howard mia�
dosta� awans.
Stopnie wojskowe by�y w Net Force spraw� do�� szczeg�ln�.
Oficjalnie, wszyscy oficerowie i zwykli �o�nierze pod dow�dztwem
Howarda byli �oddelegowani" z Gwardii Narodowej, bez wzgl�du na
to, w jakich formacjach s�u�yli wcze�niej. Tu, w Net Force, nie
mieli ju� �adnych powi�za� z Gwardi�, czy te� z si�ami zbrojnymi
USA. Wi�za�o si� to z kwesti� wykorzystywania wojska do
rozwi�zywania konflikt�w cywilnych, co w kraju by�o w zasadzie
niedozwolone, ale tak�e z pewn� dziwaczn� ustaw� podatkow�.
Howard jej nie rozumia�, jego szef zapewne te� nie, jego ksi�gowy
nie rozumia�, ale istnia�a i dzia�a�a.
Jednym z jej efekt�w by�o praktyczne zamro�enie awans�w
oficerskich w Net Force. Jako dow�dca, Howard m�g� awansowa�
szeregowych, ale tylko do stopni podoficerskich. Howard wiedzia�,
�e m�g� pozosta� w Armii i nawet w czasach pokoju przej�� na
emerytur� w randze o stopie�, dwa stopnie wy�szej od tej, kt�r�
mia� obecnie. Pomocny m�g� si� okaza� fakt, �e by�
Afroamerykaninem; w�r�d bia�ych libera��w wci�� jeszcze istnia�o
do�� poczucia winy, �eby czasem faworyzowa� troch� ludzi o
czarnej sk�rze. Odchodz�c z Armii i wst�puj�c do Net Force nie
oczekiwa�, �e kiedykolwiek wzniesie si� ponad stopie� pu�kownika.
Za to pieni�dzy i, co wa�niejsze, okazji do powojowania, mia�
znacznie wi�cej. Jego bezpo�rednim szefem by� cywil, wi�c w�r�d
wojskowych Howard by� najwy�szy stopniem.
Julio Fernandez, jego sier�ant i przyjaciel przez ca�y okres
s�u�by w Net Force, a i przez d�ugi czas przedtem, przekaza� mu
t� wiadomo��, wyra�nie rozradowany.
- Co takiego, sier�ancie?
Fernandez sta� w zadaszonym przej�ciu do prywatnego hangaru.
Wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- Kt�rej cz�ci pan genera� nie zrozumia�?
- Ujm� to dosadniej, bo strasznie tu gor�co. O czym ty, do
diab�a, m�wisz?
Ruszyli w stron� hangaru.
Fernandez roze�mia� si�. - C�, sir, chodz� s�uchy, �e w ci�gu
trzydziestu dni od 1 kwietnia zostanie pan genera�em brygady
- to wi�cej ni� pu�kownik, a mniej ni� genera� major, sir - w tej
cholernej przybud�wce Gwardii Narodowej, do kt�rej mnie pan
wci�gn��.
- Pewnie musia�em ci przystawi� pistolet do g�owy, co?
- O ile mnie pami�� nie myli, sir.
Howard u�miechn�� si�. - Julio, co ty wygadujesz? Nic nie
s�ysza�em o �adnym awansie, ani s��weczka. - Stara� si� ukry�
podniecenie. Fernandez lubi� si� wyg�upia�, ale przecie� nie
�artowa�by z czego� takiego. Howard zawsze pragn�� zosta�
genera�em, ale porzuci� wszelk� nadziej�, kiedy odszed� z Armii.
- To dlatego, John, �e nie jeste� zar�czony z najpi�kniejsz� i
najinteligentniejsz� kobiet� na ca�ej zachodniej p�kuli, a
pewnie i na wschodniej. Z kobiet�, kt�ra bez najmniejszego
wysi�ku potrafi sprawi�, �e komputer �piewa, ta�czy i robi
fiko�ki do ty�u. Sam widzia�em ten rozkaz i mo�esz mi wierzy�,
�e jest jak najbardziej oficjalny.
Mimo nag�ego wzrostu poziomu adrenaliny we krwi, Howard zapyta�:
- A porucznik Winthrop, oczywi�cie, nie w�szy tam, gdzie nie
powinna, co?
Fernandez roz�o�y� r�ce w ge�cie niewinno�ci.
- Co ja mog�? Jestem
tylko sier�antem, ona jest moim prze�o�onym. Moja wiedza o
komputerach jest guzik warta. Ale co za sens mia�oby nale�enie
do najlepszego na �wiecie zespo�u komputerowych zapale�c�w, gdyby
cz�owiek nie m�g� poszpera� tu i tam, kiedy tylko przyjdzie mu
na to ochota? Tw�j awans jest faktem, John. Gratulacje.
- Dzi�ki, ale uwierz�, kiedy sam zobacz�. - Poczu�, �e ogarnia
go radosne podniecenie. Genera� Howard. A to dopiero.
Fernandez zachichota�, czytaj�c w jego my�lach. Howard och�on��,
pow�ci�gn�� podniecenie i dum�, kt�ra go rozpiera�a. - No a co
z Joan?
- W ci��y, jak wszyscy diabli. Termin ma wyznaczony na wrzesie�
i musz� ci powiedzie�, �e chyba tego nie prze�yj�. Raz jestem jej
anio�em, rycerzem bez skazy, a za chwil� dostaj� po g�owie, bo
za g�o�no oddycham. Je ziemniaki puree, polane keczupem i
posypuje lody sol�. I chodzi siusiu czterdzie�ci dziewi�� razy
na dob�.
Howard roze�mia� si�. - Dobrze ci tak. A kiedy zamierzasz uczyni�
z niej przyzwoit� kobiet�?
- Pierwszego czerwca, a przynajmniej tak mi powiedziano. Ona
wola�aby oczywi�cie poczeka� z rok, bo podobno tyle czasu
potrzeba na przygotowanie wesela, ale ja uwa�am, �e to bez sensu.
A skoro tak, to Joan chce wyj�� za m��, zanim urodzi si� dziecko,
ale powiada, �e nie chce wygl�da� jak maciora, no wi�c �lub
odb�dzie si� pierwszego czerwca. Mnie nikt nie pyta o zdanie, w
ko�cu jestem tylko panem m�odym.
- Tak to ju� jest z ci��ami i �lubami, Julio.
- Ale przynajmniej b�d� m�g� sobie wybra� �wiadka. By�by�
zainteresowany?
Howard entuzjastycznie skin�� g�ow�. - �artujesz? Za nic nie