10351
Szczegóły |
Tytuł |
10351 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10351 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10351 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10351 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Inglot
Planeta syren
Odeusowi jak zwykle śniły się kobiety. A dokładniej rozległa połać
piachu, pełna krągłych, opalonych, zroszonych potem ciał, leżcych obok
siebie i przewracających się leniwie jak polegujące na plaży foki.
Piersi, pośladki i uda falowały w tysięczym, har- minijnym rytmie -
Odeusowi wydawało się, że stoi nad brzegiem morza wypełnionionego
pieniącą się, erotyczną cielesnością. Pod stopami czuł wibrującą
trampolinę, wystarczyło tylko odbić się sprężyście i runąć głową w dół,
wprost ku kłębiącym się w dole ciałom i szybować ku spełnieniu, słysząc
jedynie przenikliwy, rozdzierają uszy gwizd...
Kapitan Odeus zerwał się gwałtownie, wybity nieznośnym hała- sem z
jednego z najprzyjemniejszych snów. Przenikliwy gwizd oka- zał się
buczkiem pokładowego interkomu, sygnalizującym alarm III stopnia.
Natychmiast połączył się ze sterownią.
- Zgłasza się porucznik Kunert...
- Co się dzieje, poruczniku?
- Przed chwilą wyszliśmy z podprzestrzeni. Nawalił grawimet- ryczny
stabilizator, komputer wykrył awarię z dużym opóźnieniem, dlatego statek
dość znacznie zboczył z kursu. Nie wiadomo, gdzie jesteśmy.
Widoczna na ekranie twarzyczka Kunerta sprawiała wrażenie
rzeczywiście zatroskanej. Odeus wetchnął ciężko i spuścił nogi na podłogę.
- Zaraz przychodzę.
Na miejscu zastał już Nesthoora. Stary nawigator kłócił się z
komputerem o aktualne współrzędne - wyraźnie im nie szło. Ku- nert
oglądał na głównym ekranie ciemną stronę jakiejś planety.
- Tu jest życie - stwierdził, wskazując na grupę rozproszo- nych
świateł. - Wygląda to na niezbyt liczną kolonię.
- Bzdury - wtrącił się Nesthoor, który wreszcie pogodził się z
komputerem. - Tutaj nic nie ma, jesteśmy w gromadzie Perseu- sza, będą
zasiedlać ten rejon za jakieś dwieście lat. No, Ku- nert, możecie być z
siebie dumni: to na pewno ONI!
Porucznik spojrzał na nawigatora obojętnie, niezdarnie uda- jąc, że
nie wie, o co chodzi.
- Jacy ONI?
- Ot, bestia, Greka mi tu udaje, no przecież ci twoi Bracia w
Rozumie - Nesthoor zarechotał pod nosem, ciągle pamiętając, jak kiedyś
od pijanego w sztok Kunerta wydobył pewną tajemnicę - porucznik wierzył
w Obcych. Według nawigatora, starego kos- micznego wyjadacza, było to
równie naiwne co wiara w świętego Mikołaja.
- Raczej Siostry - zauważył Odeus, siedzący przy pulpicie łączności.
- Sami popatrzcie.
Ekran ukazywał wycinek plaży, zatłoczony setkami nagich ko- biecych
ciał. Leżały jedna obok drugiej, przeciągając się leni- wie jak kotki,
blodnynki i brunetki, smukłe i puszyste. Kamera wykadrowała jedną z
nich, blondynkę o złocistej skórze, wachlu- jącą się kwiatem o
dziwaczyn, storczykopodobnym kształcie. Uś- miechała się przy tym tak
zmysłowo, że oglądającym to mężczyznom drgnęło coś głęboko w trzewiach.
- Witamy na Wenus - powiedziała. - Najmodniejszym i najbar- dziej
ekskluzywnym kurorcie wszechściata, prawdziwym raju męż- czyzn. Spełnimy
wszystkie twoje pragnienia, najbardziej wyrafi- nowane zachcianki...
Naprawdę wszystkie.
Potem następował kilkudziesięcio sekundowy montaż najdzi- kszych
pornosów, jakie zdarzyło im się widzieć. Rzeczywiście, na Wenus
spełniano dokładnie w s z y s t k i e zachcianki.
- Czekamy - dodała zachęcająco blondynka. Przez jej twarz
przepłynęły dane częstotliwości sygnału naprowadzającego i tran- smisja
się skończyła.
Kunert i Nesthoor gapili się bezmyślnie w pusty monitor. Odeus gryzł
w zamyśleniu wargę. Pierwszy oprzytomniał nawigator.
- Do licha! - wrzasnął. - Toż to musi być Wenus II!
Odeus i Kunert popatrzyli na niego zdezorientowani.
- Nie ma takiej planety - powiedział kapitan.
- I tu się pan myli - Nestthoor rozsiadł się wygodnie, zado- wolony,
że będzie mógł opowiedzieć jedną z tych historyjek, z których słynął
między Alderaanem a Syriuszem. - Pamiętam, że siedziałem wtedy w
kosmoporcie na Woth, czekając na zakończenie załadunku. Nic się
specjalnego nie działo, z nudów oglądałem ja- kąś satelitaną transmisję,
kiedy nagle powietrze rozpruł zgrzyt- liwy grzmot, bardzo
charakterystyczny dla statku lądującego bez pomocy gravipassu. Pognałem
wraz ze wszystkimi do ekranów wido- kowych. Nad płytą lądowiska stał w
słupie ognia patrolowiec Flo- ty, wychylony od pionu tak, że byłby się
niechybnie roztrzaskał, gdyby nie operator pola bezpieczeństwa, który w
ostatniej chwili zdołał ustabilizować statek.
Gdy rakieta na dobre wylądowała, z otwartego luku wypadł nagi
mężczyzna, coś bełkocząc i wymachując rękami. Dopadła go Zigi, diabelnie
łada lekarka, w krórej kochał się cały kosmod- rom. Facet na widok
dziewczyny wrzasnął jak obdzierany ze skóry i rzucił się z powrotem do
rakiety. Nie chciał stamtąd wyjść, dopóki nie obezwładnili do
pielęgniarze. Statek wewnątrz przed- stawiał koszmarny widok, był
kompletnie zdemolowany, pilot tuż po wylądowaniu zniszczył główny
komputer i wszystkie bazy da- nych...
- Czekaj - przerwał Odeus. - Coś mi się chyba przypomina. Czy nie
chodzi tu o sprawę komandora Jasona z Patrolu?
- Dokładnie - potwierdził nawigator. - Po dwóch pozostałych
członkach załogi zaginął wszelki ślad...
- Zaraz, to właśnie temu facetowi uroiło się, że wylądował na
planecie Amazonek?
- Daj mi skończyć - Nesthoor zgromił kapitana wzrokiem, bo- jąc się,
że straci przez niego puentę. - Jason niczego dorzecz- nego nie był w
stanie powiedzieć, wszystkie klepki miał dokład- nie przemieszane. Cały
czas wrzeszczał o obrzydliwych babszty- lach, które chciały go na śmierć
zamęczyć, na widok kobiet sza- lał ze strachu. Wiecie, jak wyglądają
chłopcy z Patrolu: zwarte bryły stalowych mięśni, nerwy jak postronki.
Komandor Jason był niczym więcej jak kupą roztrzęsionej galarety.
Wreszcie jeden z psychologów wpadł na pomysł, aby wprowadzić go wstan
hipnozy. Komandor opowiedział wtedy ciekawą historię: w trakcie skoku
nadprzestrzennego nawalił stablizator i patrolowiec wypadł w normalną
przestrzeń gdzieś na obrzeżu gromady Perseusza...
- O, to zupełnie jak my - zauważył Kunert.
- Patrzcie, jaki spostrzegawczy - zakpił nawigator. - Potem złapali
emisję wideo...
- Przestawiającą stado laleczek chętnych do wszystkiego - uzupełnił
Odeus.
- Mniej więcej. Oczywiście natychmiat ustalili źródło nada- wania i
wylądowali na planecie... Jej mieszkanki nazywał ją "Wenus II".
Chłopakom wydawało się początkowo, że trafili do ra- ju. Okolica piękna,
panienki chętne i bez przesądów... Widzę po waszych rozmarzonych minach,
że też chcielibyście spróbować. Serdecznie odradzam.
- Pies ogrodnika - mruknął pod nosem Odeus. - Sam nie chce, innemu
nie da.
Nesthoor nie dał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał i spokojnie
perorował dalej.
- Po paru godzinach, kiedy chłopaki opadli trochę z sił i nieco
stracili zainteresowanie dla uroczych gospodyń, te zarea- gowały na to
żądaniem dalszych, jakby to powiedzieć, "usług". Jason z kolegami
odmówili, no bo przecież, panowie, ileż można. Kobiety początkowo
udawały, że się z tym pogodziły, a potem znienacka ich obezwładniły,
skrępowały i napompowawszy afrodyz- jakami kontuowały zabawę. Panowie,
nie przeczę, że przyjemnie jest mieć jedną kobietę, trzy, pięć nawet,
ale co powiedzieć o trzydziestu, czterdziestu i więcej? Przyjemność
stosowana w nad- miarze bywa wyrafinowaną torturą. Chłopcy zostali
zredukowani do roli worków mięśniowych tryskających w regularnych
odstępach czasu spermą. Jak się łatwo domyślić, panienkom nie chodziło
by- najmniej o mężczyzn, a raczej o d a w c ó w...
Dwaj towarzysze Jasona wytrzymali trzy dni, on sam żył jesz- cze,
ale wiedział, że zostało mu tylko kilka godzin. Wykorzystał chwilę
nieuwagi strażniczek w czasie jednej z nielicznych przerw, zwiał i
jakimś cudem przebił się do statku. Ostatkiem przytomności zdołał
wystartować i wejść w podprzestrzeń. Resztę znacie.
Milczeli, trawiąc powoli opowieść nawigatora.
- Ale skąd kobiety na Wenus II? I dlaczego takie groźne? - zapytał w
końcu Kunert.
- Tego się Jason nie dowiedział. Sprawa jest niejasna, sami wiecie,
ile w początkowym okresie kolonizacji ginęło statków, prawdopodobnie
któryś, z ładunkiem kobiet, przypętał się aż tu- taj. Swego czasu były
głośne ruchy femistek-tygrysek, szukają- cych jakiegoś gwiezdnego
bezmęskiego Edenu...
Dwa dni później nawigator zastał w sterówce porucznika Ku- nerta
hipnotycznie wpatrzonego w ekran. Chwilę oglądali razem.
- Długo one już tak? - zapytał Nesthoor.
Kunert nieprzytonie spojrzał na zegar.
- Dwie godziny.
- No cóż, poruczniku... miłość lesbijska to naprawdę piękna sprawa.
- Ehem, doprawdy... - Kunert zdawał się przebywać z zupełnie innej
rzeczywistości. Nawigator pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Czy wiesz, poruczniku, dlaczego w kosmos nie latają kobie- ty?
- Nie wiem..., to znaczy wiem, chodzi o słabszą odporność ma stresy
długiej podróży.
- Bynajmniej, to czynnik drugorzędny, naszym szefom chodziło o coś
innego?
- O co? - spojrzenie Kunerta było czyste i niewinne, niczym
zarażonego entuzjazmem pionierów eksploracji kadeta pierwszego roku.
- Właśnie o to - Nesthoor wskazał na ekran. - Zamiast myśleć o
interesach firmy jedna część załog kombinowałaby, jak tu by się przespać
z drugą. A za to nasi szefowie nie chcą płacić.
Do sterówki wpadł jak bomba Odeus - nie wyglądał dobrze, spocony jak
mysz, o rozbieganych oczach.
- Pieprzyć kobietony! - ryknął. - Bardziej durnym zajęciem od seksu
z komputerem jest lizanie lodów przez opakowanie. Precz z
machanomasturbacją, chcę kobietyyyy... - zawył przeciągle. - Prawdziwej,
a nie wirtualnej!
Po czym, trochę uspokojony, dodał:
- Trzeba wylądować i dać babom do wiwatu.
- Raczej to one nam - mruknął nawigator i dodał głośniej. - Chyba
upadłeś na głowę! Już nie pamiętasz, co zrobiły z Jasonem?
Odeus uśmiechnął się chytrze.
- A jakże, pamiętam. Gdzie są zdjęcia strefy umiarkowanej półkuli
południowej?
Z podanego pliku wyciągnął jedno i pokazał Nesthoorowi.
- Popatrz, te trzy światełka tutaj. To musi być mała osada, parę
domków, ale sądzę, że można już tam znaleźć coś odpowied- niego.
Wyląduję w nocy, potraktuję wszystko co się rusza pa- ralizatorem, w
ciągu dwóch, trzech godzin załatwię co trzeba i wrócę.
- Złapią cię - obwieścił ponuro Nesthoor. - Zrobią to samo co z
Jasonem.
- Pomyślałem o dodatkowym zabezpieczeniu - zachichotał dia- belsko
kapitan. - Coś, co uniemożliwi przekształceniu mnie w zmechanizowanego
dawcę. Wydaje mi się, że można tak przeprogra- mować mikroiniektor
automedu, aby w momencie, gdy poziom testos- teronu będzie zbyt wysoki,
wtrzyknął mi do krwi enzym blokujący wydzielanie hormonu. Wszyjecie mi
to pod skórę. To taka impoten- cja na życzenie, zapobiegająca
przegrzaniu instalacji.
- Rzeczywiście sprytne - nawigator pokręcił z uznaniem gło- wą. - Z
tym, że panienki mogą się wówczas nieco zdenerwować i na przykład
poobcinać panu to i owo, zwłaszcza jeśli wyda im się bezużeczne.
Odeus wzruszył ramionali.
- Do diabła, kto nie ryzykuje, ten nie posuwa, jak powiadał
Casanova. Gdybym się nie zjawił w ciągu doby, odlecicie stąd sa- mi.
Kapitan Odeus wrócił znacznie wcześniej niż oczekiwano. Wy- siadając
z lądownika nie miał miny pogromcy Amazonek. Natarczywe pytania Kunerta
zbywał półgębkiem, zaś na Nesthoora patrzył z nieukrywanym obrzydzeniem.
Tuż przez odlotem zabrał się do kaso- wania wszystkich śladów pobytu na
Wenus II, łamiąc przy tym po- łowę punktów świętego i nietykalnego
Regulaminu Służby.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kunert nawigatora.
- Taak - westchnął smutno Nesthoor. - Czy słyszałeś kiedyś opowieść
o Odyseuszu i syrenach? Był to, jak głoszą mity, jedyny żeglarz, który
słyszał ich cudowny, wabiący śpiew i pozostał przy życiu. Wiesz, jak mu
się to udało?
- Odyseusz zalepił załodze uszy woskiem, a siebie kazał przywiązać
do słupa.
- Doskonale! Istnieje jednak jeszcze jedna, bardzo mało zna- na
wersja tej historii. Podobno, kiedy zbliżali się do wyspy sy- ren, jeden
z majtków podszedł do uwiązanego już Odyseusza i ta- kże zalepił mu uszy
woskiem. Tłumaczył się później, że źle zro- zumiał rozkazy. Na próżno
Odyseusz ryczał jak opętany i rwał więzy - załoga, pamiętając o wydanych
przez niego poleceniach, ani drgnęła. Wyspa oddalała się z każdą chwilą
i żaden dźwięk cudownego syreniego śpiewu nie dotarł do uszu
najsprytniejszego ze śmiertelnych...
- Nie rozumiem, co ta historia ma wspólnego z Odeusem, poza
przypadkową zbieżnością nazwisk.
- Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się nawigator. - To proste.
Wyskalowanie mikroiniektora Odeus zlecił mnie i muszę przyznać, że chyba
się nie spisałem. Urządzenie mogło zadziałać już w przypadku bardzo
małego stężenia testosteronu. Wystarczyłoby zu- pełnie niewielkie
podniecienie, przypuszczam, że jeśli na przyk- ład Odeus jeszcze w
lądowniku pojechał dla rozgrzewki na ręcz- nym, to...
Kunert patrzył na nawigatora w niemym zadziwieniu, a potem zarżał
dzikim, nieopanowanym śmiechem, od którego cały zsiniał. Nesthoor
klepnął porucznika w plecy, aby go odetkać.
- Zresztą, sam wiesz, że byłem raczej sceptyczny jeśli cho- dzi o tę
wyprawę.
- Niezłe z ciebie bydlę - wykrztusił Kunert. - Coś mi się zdaje, że
na Wenus II jesteśmy spaleni.
- Osobiście uważam, że nie ma czego żałować - dodał Nesthoor i z
upodobaniem popatrzył na kształtne pośladki porucznika Ku- nerta.
<abc.htm> powrót