10260
Szczegóły |
Tytuł |
10260 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10260 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aleksander Dumas (ojciec)
J�zef Balsamo
Tom II
T�um. Leon Rogalski
XXVII
KSIʯNA LUDWIKA FRANCUSKA
Najstarsza c�rka kr�la czeka�a na ojca w wielkiej galerii Lebrun. Ludwik XV przyby� w
chwili, gdy grupy dworzan zacz�y si� gromadzi� w przedsionku. Powzi�te przez ksi�niczk�
postanowienie by�o przedmiotem og�lnego zainteresowania.
Kr�lewna Ludwika, o majestatycznej postawie i i�cie kr�lewskiej urodzie, ksi�na, na obliczu
kt�rej znaczy� si� niewys�owiony smutek wzbudza�a z powodu swych licznych cn�t szacunek
u otoczenia dla siebie i dla w�adzy, kt�rej od lat pi��dziesi�ciu poddawano si� jedynie ze
wzgl�du na korzy�� osobist� lub strach.
W owych czasach og�lnej niech�ci dla w�adc�w, j� jedn� tylko szczerze kochano. By�a pe�na
cn�t, ale nie surowa; cho� niewiele o niej m�wiono, pami�tano, �e ma dobre serce.
Przypomina�a o tym dobrymi uczynkami, podczas gdy reszta dworu sia�a zgorszenie.
Ludwik XV obawia� si� jej, ale tym bardziej j� szanowa�. Niekiedy by� z niej nawet dumny.
Ona te� by�a jedyn� z jego c�rek, kt�r� pomija� w swych z�o�liwych �arcikach i p�askich
konceptach. I kiedy trzy swoje c�rki: Adelajd�, Wiktori� i Zofi�, nazywa� �achmankiem,
Ga�gankiem i Och�apkiem, to Ludwik� zawsze tytu�owa� �Madame�.
Od czasu �mierci marsza�ka de Saxe, o charakterze i umy�le Tureniusz�w i Kondeusz�w, oraz
Marii Leszczy�skiej, kt�rej w�adza kr�lewska godna by�a majestatu kr�lowej Marii Teresy �
wszystko skarla�o wok� tronu.
Jedynie pe�en dostoje�stwa charakter kr�lewny Ludwiki ja�nia� w�r�d jej otoczenia. Ksi�na
Ludwika, o prawdziwie kr�lewskim, heroicznym charakterze, by�a dum� korony francuskiej,
jak prawdziwa per�a w�r�d fa�szywych b�yskotek.
Trudno stwierdzi�, czy Ludwik XV kocha� swoj� c�rk�. Kocha� on bowiem tylko siebie.
Mo�na jedynie s�dzi�, �e obchodzi�a go ona wi�cej ni� pozosta�e c�rki.
Kiedy kr�l wszed�, spostrzeg� ksi�niczk� na �rodku galerii wspart� o inkrustowany drogimi
kamieniami stolik.
Ubrana by�a na czarno. Jej pi�kne w�osy, bez pudru, skryte by�y pod dwoma rz�dami
koronek, spi�tych wysoko ponad g�ow�. Wyraz jej twarzy by� �agodny i smutny zarazem.
Pe�en melancholii wzrok przesuwa� si� po wizerunkach kr�l�w Europy, w�r�d kt�rych na
czo�owych miejscach ja�nieli jej przodkowie, w�adcy Francji.
Czarny ubi�r posiada� d�ugie kieszenie, jakie noszono jeszcze w owej epoce, podobnie jak za
dawnych czas�w, i kr�lewna Ludwika, jak dawne kr�lowe, mia�a na z�otym k�ku u pasa
mn�stwo kluczy od swoich szaf i kufr�w.
Kr�l zaduma� si�, widz�c z jak� ciekawo�ci� i uwag� przypatrywano si� c�rce i jemu.
Ale galeria by�a tak d�uga, �e dworzanie stoj�c w obu jej ko�cach mogli wszystko widzie�,
nie mogli jednak nic us�ysze�.
Kr�lewna zbli�y�a si� do kr�la i uca�owa�a z uszanowaniem jego r�k�.
� M�wi�, pani, �e wyje�d�asz? � spyta� Ludwik. � Podobno do Pikardii?
� Nie, Najja�niejszy Panie � odpowiedzia�a kr�lewna.
� A! � rzek� kr�l podnosz�c g�os � udajesz si� wi�c z pielgrzymk� do Noirmoutiers.
� Nie, Najja�niejszy Panie � odpowiedzia�a Ludwika � udaj� si� do klasztoru
karmelitanek w Saint-Denis, gdzie jak ju� Jego Kr�lewska Mo�� wie, mog� by� prze�o�on�.
Kr�l drgn��, ale zapanowa� nad sob�. Twarz jego zachowa�a spok�j, cho� by� wzruszony.
� Nie, moja c�rko! � powiedzia�. � Nie opu�cisz mnie, nie wierz� w to! To niemo�liwe,
�eby� mia�a mnie opu�ci�.
� Ojcze! Od dawna ju� postanowi�am, �e udam si� do klasztoru, na co Wasza Kr�lewska
Mo�� wyrazi� zgod�. Racz�e nie cofa� jej teraz,
� Tak, prawda, zgodzi�em si�, ale od tego czasu stara�em si� zawsze wp�yn�� na zmian� twej
decyzji, zgodzi�em si�, maj�c jednak wci�� nadziej�, �e gdy przyjdzie chwila twego odjazdu,
twoje serce nie pozwoli ci mnie porzuci�. Nie mo�esz pogrzeba� si� w klasztorze. Dzi� ju� si�
tak nie post�puje. Do klasztoru wst�puje si� tylko z powodu ci�kiego zmartwienia lub
niedostatk�w. C�rka kr�la francuskiego, o ile wiem, nie jest uboga, a je�li jest nieszcz�liwa,
nikt o tym wiedzie� nie powinien.
Kr�l wzrusza� si� coraz bardziej w�asnymi s�owami, czuj�c si� kr�lem i ojcem jednocze�nie.
� Najja�niejszy Panie! � rzek�a Ludwika, spostrzeg�szy wyruszenie ojca, tak rzadkie u
egoisty jakim by� Ludwik XV, Zrobi�o to na niej wi�ksze wra�enie, ni�by chcia�a okaza�.
� Najja�niejszy Panie � ci�gn�a dalej. � Nie os�abiaj mej decyzji wasz� czu�o�ci�. Moje
zmartwienie nie jest zwyczajne, tote� i moje postanowienie nie jest zgodne ze zwyczajami
naszego wieku.
� Masz wi�c zmartwienie? � zawo�a� kr�l z uniesieniem i czu�o�ci�. � Zmartwienie! O!
Moje biedne dziecko!
� Straszne zmartwienie, Najja�niejszy Panie! � odpowiedzia�a ksi�na.
� C�rko moja, dlaczego ja nic o nim nie wiem?
� Bo to s� takie zmartwienia, jakim r�ka ludzka nie mo�e zapobiec.
� Nawet r�ka kr�la? � Nawet kr�la.
� Ani ojca?
� Ani ojca, Najja�niejszy Panie.
� Jeste� pobo�na, Ludwiko, w religii wi�c powinna� znale�� si��...
� To za ma�o, Najja�niejszy Panie! Pragn� zamkn�� si� w klasztorze, aby znale�� tam wi�cej
si�. W ciszy B�g przemawia do serca cz�owieka. W samotno�ci cz�owiek przemawia do Boga.
� Ale czynisz z siebie ogromn� ofiar�, kt�rej nic nie wynagrodzi. Tron Francji otacza opiek�
dzieci wychowane w jego cieniu. Czy� ciebie on nie ochrania?
� W celi, m�j ojcze, jest cie� jeszcze g��bszy. Orze�wia on serce, jest mi�y dla silnych i
s�abych, dla pokornych' i dumnych, dla wielkich i maluczkich.
� Czy� s�dzisz, �e zagra�a ci jakie� niebezpiecze�stwo?, W takim razie, Ludwiko, masz
przecie� kr�la na sw� obron�.
� Najja�niejszy Panie, oby B�g samego kr�la najpierw; obroni�.
� Powtarzam ci, Ludwiko, unosisz si� �le rozumian� �arliwo�ci�. Dobrze jest si� modli�, ale
nie modli� bez ustanku. Ty, tak dobra, tak pobo�na, czy musisz si� stale modli�?
� Nigdy mej modlitwy za du�o, m�j ojcze! Nigdy za du�o, aby odsun�� wszelkie
nieszcz�cia jakie maj� nas spotka�. Dobro�, jak� mnie B�g obdarzy�, niewinno��, jak� od
dwudziestu lat staram si� zachowa� bez skazy, to na t� intencj� jeszcze o wiele za ma�a ofiara.
Kr�l cofn�� si� o krok i patrz�c ze zdziwieniem na Ludwik�, rzek�:
� Nigdy nie przemawia�a� do mnie w podobny spos�b. B��dzisz, moje dziecko. Gubi ci�
asceza!
� Och, Najja�niejszy Panie! Nie nazywaj tak prawdziwego po�wi�cenia, po�wi�cenia, kt�re
jest najbardziej potrzebne ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poddana mog�a ofiarowa�
swemu kr�lowi, a c�rka ojcu w najwi�kszej potrzebie. Najja�niejszy Panie! Tw�j tron, w
kt�rego cieniu, jak dumnie m�wi�e�, mia�am znale�� opiek� � chwieje si� pod ciosami, o
kt�rych ty jeszcze nie wiesz, ale kt�rych istnienie ja ju� odgaduj�. Otwiera si� przed nami
przepa��, kt�ra nagle mo�e pogr��y� monarchi�. Czy m�wiono ci,' Panie, kiedykolwiek
prawd�?
Ludwika spojrza�a wok� siebie, aby si� przekona�, czy nikt jej rozmowy z ojcem nie mo�e
dos�ysze�, a widz�c, �e wszyscy znajduj� si� w nale�ytej odleg�o�ci, m�wi�a dalej:
� A ja wiem, ja, kt�ra w habicie siostry mi�osierdzia po dwadzie�cia razy odwiedza�am
ciemne ulice, wyg�odnia�ych ludzi na poddaszach, uliczki, w kt�rych rozlega si� j�k. W tych
ulicach, na tych poddaszach, Najja�niejszy Panie, umieraj� ludzie z g�odu i zimna w porze
zimowej, a w lecie z pragnienia i upa�u. We wsiach, kt�rych nie widzisz, Najja�niejszy Panie,
bo je�dzisz tylko z Wersalu do Marly i z Marly do Wersalu, we wsiach nie ma zbo�a, nie
tylko na �ywno�� dla ludu, ale na zasiew grunt�w, kt�re jakby przekl�te przez wrog� moc,
po�eraj� nasienie, nie wydaj�c plonu. Wszyscy ci, kt�rym brak chleba szemrz� g�ucho. Nowe
idee, mgliste i jeszcze nieznane kr��� w powietrzu, wyp�ywaj� z mrok�w nocy. M�wi si� o
kajdanach, tyranii, a na te s�owa nieszcz�liwi ludzie przestaj� narzeka� � lecz si� burz�.
Izby poselskie ze swej strony domagaj� si� prawa g�osu, prawa wypowiedzenia tego g�o�no, o
czym wszyscy m�wi� po cichu: �Kr�lu gubisz nas. Ratuj nasi Albo sami zaczniemy si�
ratowa�!�
Uczeni szerz� idee wolno�ci, m�wi� ludowi o tym jak post�pujesz, Najja�niejszy Panie, a
poddani marszcz� czo�o ilekro� ujrz� swych w�adc�w.
Wasza Kr�lewska Mo�� �eni obecnie syna! Niegdy�, gdy �eni� si� syn Anny Austriackiej,
Pary� ni�s� w darze upominki dla ksi�niczki Marii Teresy. Dzi� przeciwnie... miasto nie
ofiarowuje nic i trzeba by�o podnie�� gwa�tem podatki, aby op�aci� powozy wioz�ce c�rk�
cesarzy synowi Ludwika �wi�tego.
Czy� wreszcie m�wi� ci trzeba, Panie, o tym, o czym sam wiesz dobrze, na co patrzy�e� z
tak� gorycz�, �e nikomu nie chcia�e� o tym m�wi�?
Kr�lowie, nasi bracia, kt�rzy zazdro�cili nam dawniej, dzi� odwracaj� si� od nas. Twoje
cztery c�rki, Najja�niejszy Panie, c�rki kr�la Francji, nie wysz�y za m��. A jest przecie�
dwudziestu ksi���t w Niemczech, szesnastu w krajach p�nocnych, nie licz�c naszych
krewnych Bourbon�w w Hiszpanii i Neapolu, kt�rzy albo o nas zapomnieli, albo odwracaj�
si� od nas, podobnie jak i inni. Mo�e by zechcia� o�eni� si� z nami Turek, gdyby�my nie by�y
c�rkami arcychrze�cija�skiego kr�la. Och! Nie m�wi� o sobie, m�j ojcze! Ja nie narzekam.
Uwa�am, �e jestem szcz�liwa, poniewa� jestem wolna, poniewa� nie jestem potrzebna
nikomu z mojej rodziny, poniewa� pragn� w samotno�ci, w ciszy i ub�stwie prosi� Boga, aby
odwr�ci� od was nadci�gaj�c� straszn� burz�.
� C�rko! Dziecko moje! � rzek� kr�l. � Twoje obawy sprawiaj�, �e widzisz przysz�o�� w
tak czarnych barwach.
� Najja�niejszy Panie! O! Najja�niejszy Panie! � rzek�a Ludwika. � Przypomnij sobie ow�
ksi�niczk� staro�ytn�, kr�lewsk� prorokini�. Przepowiada�a ona wojn�, zniszczenie, po�ar.
A jej ojciec i bracia �miali si� z tych wr�b, nazywaj�c j� szalon�. Nie post�puj ze mn�, jak
oni z ni�. Strze� si�, m�j ojcze! Zastan�w si�, m�j kr�lu!
Ludwik XV skrzy�owa� r�ce na piersi i opu�ci� g�ow�.
� C�rko moja � rzek� � surowo do mnie przemawiasz. Czy� nieszcz�cia, o kt�rych
m�wisz, s� moj� win�?
� Niech B�g uchowa, �ebym mia�a tak my�le�. Ale s� one dzie�em czas�w, w kt�rych
�yjemy. Jeste� wci�gni�ty w wir zdarze�, jak i my wszyscy. Zwr�� uwag�, panie, jak
oklaskuj� w teatrze najmniejsz� aluzj� wymierzon� przeciwko w�adzy kr�lewskiej. Zobacz,
jak wieczorem grupy weso�ych ludzi zbiegaj� po ma�ych schodkach, podczas gdy tymczasem
wielkie, marmurowe schody ponure s� i puste. Najja�niejszy Panie! Lud i dworacy znale�li
sobie rozrywki, r�ne od naszych. Bawi� si� bez nas. A gdy zjawiamy si� tam, gdzie oni si�
bawi� � zachmurzaj� si� zaraz. Niestety! � m�wi�a dalej kr�lewna, z pe�n� s�odyczy
melancholi� w g�osie. � Niestety! Pi�kni m�odzie�cy! �liczne kobiety! Kochajcie si�!
�piewajcie! Bawcie si�! B�d�cie szcz�liwi! Tu wam zawadzam, tam � s�u�y� wam b�d�.
Tutaj m�j widok t�umi� wasz radosny; �miech, tam modli� si� b�d� z ca�ego serca za kr�la, za
siostry, za siostrze�c�w, za was, za nar�d francuski, za wszystkich wreszcie, kt�rych
ukocha�am ca�� si�� mego serca, da kt�rego dot�d �adna nami�tno�� nie mia�a przyst�pu.
� C�rko moja � rzek� po chwili ci�kiego milczenia kr�l � b�agam ci�, nie opuszczaj
mnie. Przynajmniej w tej chwili.
Ludwika wzi�a w swe d�onie r�k� ojca i wpatruj�c si� w jego szlachetn� twarz, powiedzia�a;
� Nie, nie, m�j ojcze! Nie pozostan� w tym pa�acu, ani godziny d�u�ej. Czas ju�, abym si�
modli�a. Czuj� w sobie si�� okupienia mymi �zami wszystkich rozrywek, jakim si� oddajecie.
Przebacz mi, dobry ojcze, kt�ry umiesz przebacza�.
� Pozosta� z nami, Ludwiko, pozosta� z nami � prosi� kr�l trzymaj�c j� w obj�ciach.
Kr�lewna odm�wi�a ruchem g�owy.
� �Kr�lestwo moje nie jest z tego �wiata�� powiedzia�a wyzwalaj�c si� z u�cisk�w. �
�egnam ci�, ojcze. Powiedzia�am dzi� to, co od dziesi�ciu lat le�a�o mi na sercu. Ten ci�ar
mnie przygniata�. �egnam ci�! Jestem zadowolona. Patrz! U�miecham si�. Jestem szcz�liwa
dopiero od tej chwili. Niczego nie �a�uj�.
� Nawet mnie, moja c�rko?
� Och! �a�owa�abym ci�, gdybym nie mia�a ci� wi�cej widzie�. Ale odwiedzisz czasem
Saint-Denis. Nie zapomnisz o mnie zupe�nie.
� Och! Nigdy! Nigdy!
� Nie roztkliwiaj si�, Najja�niejszy Panie! Niech si� nie domy�laj�, �e rozstajemy si� na
zawsze. Jak mi si� zdaje, moje siostry nie domy�laj� si� jeszcze niczego. Tylko moje dworki
dopuszczone s� da tej tajemnicy. Od tygodnia poczyni�am wszystkie przygotowania i
pragn�abym gor�co, aby wie�� o moim odje�dzie wtedy dopiero si� rozesz�a, gdy zamkn� si�
za mn� ci�kie wrota klasztoru.
Kr�l wyczyta� w oczach c�rki, �e jej postanowienie jest nieodwo�alne. Wola� przy tym, by
wyjecha�a bez rozg�osu. Je�li Ludwika ba�a si� lament�w, jakie mog�y towarzyszy� jej
odjazdowi, kr�l l�ka� si� jeszcze wi�cej o stan swych nerw�w.
Ponadto, wybiera� si� do Marly, a nie chcia�, by �ale i p�acze op�nia�y jego wyjazd.
Wreszcie pomy�la� sobie, i� mo�e b�dzie lepiej, gdy powracaj�c z jakiej� uczty, niegodnej
kr�la i ojca, nie napotka wi�cej tej twarzy powa�nej i smutnej, patrz�cej na niego z wyrzutem
za niew�a�ciwe post�powanie.
� Niech si� wi�c stanie tak, jak chcesz, moje dzieci� � rzek�. � Przyjm b�ogos�awie�stwo
ojca, kt�remu zawsze przynosi�a� szcz�cie.
� Daj mi, Najja�niejszy Panie, tw� r�k� do uca�owania i w my�lach mnie pob�ogos�aw! �
powiedzia�a Ludwika.
Dla tych, kt�rzy wiedzieli o jej postanowieniu, by�a to wielka i uroczysta chwila, w kt�rej
szlachetna kr�lewna zdawa�a si� �wiadczy� swym post�powaniem, �e godna jest cn�t swych
wielkich przodk�w, kt�rzy patrzyli teraz na ni� z obraz�w oprawionych w z�ociste ramy.
Kr�l dochodz�c do drzwi odwr�ci� si� i z�o�y� uk�on c�rce. Po czym wyszed� nie rzek�szy ju�
ani s�owa.
Za nim uda� si� dw�r, jak tego wymaga�a etykieta.
XXVIII
�ACHMANEK, GA�GANEK I OCH�APEK
Kr�l skierowa� swe kroki do gabinetu. Tam zazwyczaj przed polowaniem lub przeja�d�k�
sp�dza� kilka chwil, aby wyda� rozkazy s�u�bie.
Gdy doszed� do ko�ca galerii, da� znak r�k� dworzanom, �e pragnie pozosta� sam w
gabinecie.
Potem poszed� korytarzem, kt�ry prowadzi� do apartament�w c�rek. Stan�� na chwil� przed
portier� os�aniaj�c� drzwi i mrukn��:
� Jedna tylko by�a dobra i ta odjecha�a!
Na to zdanie us�ysza� w odpowiedzi krzyk trzech c�rek.
Uchyli�a si� portiera i Ludwik powitany zosta� przez rozgniewan� tr�jk�. C�rki otoczy�y
kr�la.
� Ach! To ty �achmanku � rzek� do najstarszej, Adelajdy. � No, c�, gniewaj si� czy nie
gniewaj, ale powiedzia�em prawd�.
� Och! � odezwa�a si� Wiktoria. � Nie powiedzia�e� nam nic nowego. Najja�niejszy
Panie, wiemy, �e wola�e� od nas Ludwik�.
� Istotnie! Powiedzia�a� prawd�, Ga�ganku!
� I z jakiej to racji te wyj�tkowe wzgl�dy? � rzuci�a kwa�no najm�odsza z ksi�niczek,
Zofia.
� Bo Ludwika nigdy i niczym mi nie dokuczy�a � odpowiedzia� dobrodusznie kr�l, tonem
charakterystycznym dla niego w chwilach, kiedy ulega� w�asnemu egoizmowi.
� O! Dokuczy ci ona, dokuczy jeszcze nie raz. B�d� na to przygotowany, m�j ojcze! �
rzek�a Zofia, w spos�b tak uszczypliwy, �e zwr�ci�a tym szczeg�ln� uwag� kr�la.
� Sk�d�e to przypuszczenie, Och�apku? � rzek�. � Czy Ludwika odje�d�aj�c zwierza�a ci
si�? Bardzo by mnie to zdziwi�o, bo o ile wiem, nie bardzo ci� ona kocha.
� Mniejsza z tym. Odp�ac� jej za to z procentem.
� Doskonale! � rzek� Ludwik XV. � Nienawid�cie si�, gniewajcie, k���cie si� mi�dzy
sob�, byle by�cie nie kaza�y mi przywraca� porz�dku w waszym kr�lestwie Amazonek. Ale
radbym jednak wiedzie�, czym to ma mi dokuczy� Ludwika?
� Biedna Ludwika! � powt�rzy�y razem Wiktoria i Adelajda, wykrzywiaj�c usta, ka�da w
inny spos�b.
� Czym ci ma dokuczy�? Owszem, mo�emy ci powiedzie�, ojcze.
Ludwik XV zasiad� w wielkim fotelu, przy drzwiach, tak umieszczonym, aby w ka�dej chwili
m�g� si� wycofa� z pokoju.
� Tym oto, �e Ludwika � zacz�a Zofia � jest op�tana przez demona, tego samego, kt�ry
nagabywa� ksieni� z Chelles, i uda�a si� do klasztoru dla przeprowadzenia do�wiadcze�.
� Tylko bardzo prosz� � o�wiadczy� Ludwik XV � pro sz� bez �adnych dwuznacznik�w.
Nikt, nigdy nie m�g� jej nic zarzuci�, cho� ludzie zawsze wiele gadaj�. No, zaczynaj�e, ty.
� Ja? � spyta�a Zofia.
� Tak, ty.
� Och! Ja nie m�wi� o jej cnocie � rzek�a Zofia � dotkni�ta do �ywego szczeg�lnym
tonem, z jakim ojciec wyrzek� s�owo �ty�, i powt�rzeniem tego s�owa w spos�b przesadny.
� M�wi�, �e b�dzie robi�a do�wiadczenia. Nic wi�cej!
� A gdyby nawet zajmowa�a si� chemi�, gdyby wyrabia�a bro� lub k�ka do foteli, gdyby
gra�a na flecie lub b�bni�a na klawikordzie. C� by�cie widzia�y w tym z�ego?
� M�wi�, �e chce si� zajmowa� polityk�. Ludwik XV drgn��.
� B�dzie studiowa�a filozofi� i teologi�. My za� przy niej nic nie b�dziemy znaczy� w
rodzinie, my...
� Je�eli wasza siostra pragnie w ten spos�b torowa� sobie drog� do nieba, c� wam to mo�e
przeszkadza�? � odpar� Ludwik XV, wspominaj�c z przykro�ci� polityczn� tre�� rozwa�a�
Ludwiki. � Czy jej czasem nie zazdro�cicie? By�oby to nie po chrze�cija�sku.
� O! Wcale jej nie zazdroszcz� � powiedzia�a Wiktoria. � I nie p�jd� w jej �lady.
� Ani ja � doda�a Adelajda.
� Ani ja � wtr�ci�a Zofia.
� Ta biedna, kochana Ludwika, nienawidzi�a nas � zauwa�y�a Wiktoria.
� Was? � zapyta� Ludwik XV.
� Tak, nas � odpowiedzia�y siostry.
� Widzicie wi�c � powiedzia� kr�l � �e dlatego tylko wybra�a sobie niebo, �eby si� tam
nie spotka� z rodzin�.
�art ten roz�mieszy� na chwil� siostry. Najstarsza, Adelajda wysila�a tymczasem sw�j umys�,
aby znale�� s�owa, kt�re by dotkn�y kr�la bole�niej ni� dotychczasowe docinki.
� Moje panie � rzek�a tonem uszczypliwym, jakim zwykle si� pos�ugiwa�a w chwilach, w
kt�rych opuszcza�a j� ospa�o��,, dzi�ki czemu zyska�a sobie przezwisko �achmanka �
moje panie, albo nie znacie, ale nie macie odwagi wyjawi� kr�lowi prawdziwego powodu
odjazdu Ludwiki.
� No, no, m�w! � czuj� znowu jakie� oszczerstwo, no, co tam �achmanku, co tam? �
odezwa� si� kr�l.
� Jestem jednak pewna, Najja�niejszy Panie, �e sprawi� ci tym przykro��.
� Powiedz raczej, �e si� tego spodziewasz. Adelajda przygryz�a wargi.
� Powiem tylko prawd�.
� Prawd�?... No, no... to co� interesuj�cego. Radz� ci si� oduczy� powtarzania podobnych
rzeczy. Czy� ja m�wi� kiedy prawd�. Nigdy... i wcale mi z tym nie jest �le, dzi�ki Bogu!
I Ludwik XV wzruszy� ramionami.
� Zaraz si� dowiemy, m�w siostro, m�w � zawo�a�y dwie m�odsze ksi�niczki,
zaciekawione tym, co tak mocno mia�o zrani� kr�la.
� Dobre serduszka � mrukn�� Ludwik XV � jak one kochaj� swego ojca.
Pocieszy� si� jednak zaraz my�l�, �e wyp�aca� im pi�knym za nadobne.
� Ot� � zacz�a znowu dalej Adelajda � siostra nasza Ludwika, kt�ra tak bardzo
przestrzega�a etykiety, ba�a si� najbardziej tego...
� Czego?... � podchwyci� kr�l. � M�w�e, m�w, skoro zacz�a�.
� Ba�a si�, Najja�niejszy Panie, wtargni�cia tu nowych os�b...
� Wtargni�cia, m�wisz?... � powt�rzy� kwa�no Ludwik XV, domy�liwszy si� o co chodzi...
� Wtargni�cia!... Czy� maj� wst�p na dw�r jacy� intruzi? Czy mnie kto� zmusi, abym kogo�
przyjmowa�, je�li sobie tego nie �ycz�.
By� to do�� zr�czny spos�b do zmiany tematu rozmowy. Ale ksi�niczka Adelajda mia�a zbyt
du�o sprytu i z�o�liwo�ci, by si� da� zbi� z tropu.
� Mo�e �le si� wyrazi�am � powiedzia�a � mo�e u�y�am niew�a�ciwego wyrazu. Zamiast
�wtargni�cia� trzeba mi by�o powiedzie�: �wprowadzenia�.
� O! O! Nieszczeg�lne, ale zawsze w�a�ciwsze jest wyra�enie �wprowadzenie� ni�
�wtargni�cie�, bezwarunkowo w�a�ciwsze � rzek� kr�l.
� Nie jest to jednak, Najja�niejszy Panie, najodpowiedniejsze jeszcze okre�lenie � wtr�ci�a
Wiktoria.
� Jakie� wi�c b�dzie najw�a�ciwsze?
� Przedstawienie!...
� Tak, tak! � odezwa�y si� dwie siostry, zgadzaj�c si� ze starsz�. � To doskonale.
Przedstawienie!...
Kr�l przygryz� wargi.
� Tak s�dzicie? � rzek� po chwili.
� Tak � powiedzia�a Adelajda. � Kr�l obawia si� ogromnie nowych prezentacji.
� C� dalej? � powiedzia� kr�l chc�c jak najszybciej sko�czy� rozmow� na ten temat. �
C� dalej?
� Przera�a�a j� pog�oska, �e ta pani... hrabina Dubarry ma by� przedstawiona na dworze.
� Dosy�! � zawo�a� kr�l w porywie niepohamowanego gniewu. � M�w wprost, bez tych
wykr�t�w i ko�owania. Co masz do powiedzenia ty �m�wi�ca prawd�?
� Najja�niejszy Panie � odpowiedzia�a Adelajda � je�eli nie chcia�am wprost oznajmi� ci,
co ci chcia�am powiedzie�, to tylko dlatego, �e mnie wstrzymywa� szacunek dla ciebie. Tylko
wyra�ny rozkaz Waszej Kr�lewskiej Mo�ci otworzy� mi usta.
� Nie tak bardzo trzymasz je zamkni�te, m�wisz, ziewasz, k�sasz!...
� Jednak�e to prawda � ko�czy�a Adelajda � �e ta prezentacja, to istotna przyczyna
usuni�cia si� st�d Ludwiki.
� Mylisz si�, moja kochana!
� Najja�niejszy Panie � odezwa�y si� razem Wiktoria i Zofia � jeste�my tego najzupe�niej
pewne!
� Patrzcie no! � przerwa� Ludwik XV. � Ach! Ach! Zjednoczy�y�cie si� jak widz� w
opinii. Zdaje si�, �e mam tu do czynienia z prawdziwym spiskiem w rodzinie. Wi�c dlatego ta
prezentacja nie mo�e doj�� do skutku? Dlatego nie ma pa� w domu w�a�nie wtedy, gdy ma
by� z�o�ona im wizyta? Dlatego nie odpowiadaj� na pisma, ani na pro�by o pos�uchanie?
� Jakie pro�by, jakie ��dania? � spyta�a Adelajda.
� Jak to, nie wiesz? � wtr�ci�a Zofia. � Na pisma panny Joanny Vaubernier.
� Na pro�by o pos�uchanie panny Lange � doda�a Wiktoria.
Kr�l powsta�, zagniewany. Jego zazwyczaj spokojne i o �agodnym spojrzeniu oczy, ciska�y
teraz b�yskawice. Poniewa� �adna z trzech si�str nie by�a zdolna do przeciwstawienia si�
ojcowskiemu oburzeniu, wszystkie trzy schyli�y czo�a, aby nie wywo�ywa� jeszcze wi�kszej
burzy.
� I to wszystko dlatego tylko, �eby mnie przekona�, �e si� myli�em utrzymuj�c, i� najlepsza
z mych c�rek odjecha�a.
� Najja�niejszy Panie � powiedzia�a Adelajda. � Wasza Kr�lewska Mo�� obchodzi si� z
nami �le, gorzej ni� ze swymi psami.
� Moje psy ciesz� si�, gdy do nich przychodz�. Moje psy to moi prawdziwi przyjaciele.
�egnam panie. Id� w�a�nie do Charlotki, Belle-Filletki i Gredinet. Kocham bardzo te biedne
zwierz�ta, kocham za to, �e nie szczekaj� prawdy.
Kr�l wyszed� rozgniewany, ale nim zd��y� zrobi� kilka krok�w, pos�ysza� jak trzy ksi�niczki
�piewa�y ch�rem:
W Pary�u, wielkim mie�cie, Serca m�skie i niewie�cie, Bez wyj�tku mi�kkie, s�abe,
Wykrzykuj� ach! ach! ach!
B�a�eja faworyta Ma si� �le i kwita.
�le,
�le,
�le,
Le�y sobie na szezlongu, Ach! Ach! Ach!
By�a to pierwsza zwrotka wodewilu, skierowanego przeciw pani Dubarry, a obiegaj�cego
ulice pod tytu�em Pi�kna burbonka.
Kr�l mia� zamiar wr�ci�, co zapewne nie wysz�oby na dobre jego c�rkom, ale zmieni� zamiar
i poszed� dalej, wo�aj�c, aby zag�uszy� dobiegaj�cy go �piew c�rek:
� Panie kapitanie od chart�w! Panie kapitanie! Oficer, kt�rego zaszczycano tym
szczeg�lnym tytu�em, nadbieg�.
� Prosz� otworzy� psiarni� � powiedzia� kr�l,
� Najja�niejszy Panie � zawo�a� oficer rzucaj�c si� przed kr�la � niech Wasza Kr�lewska
Mo�� zatrzyma si�! Ani kroku dalej!
� C� tam znowu? Zobaczmy � rzek� kr�l, zatrzymuj�c si� przed drzwiami, spod kt�rych
wysuwa�y si� pyski ps�w.
� Wybacz mi, Najja�niejszy Panie, moj� gorliwo��, nie mog� jednak pozwoli�, aby Wasza
Kr�lewska Mo�� wszed� do ps�w.
� Acha! Rozumiem, psiarnia nie jest w nale�ytym porz�dku. Wypu�� wi�c Gredineta!
� Najja�niejszy Panie! � wyszepta� oficer, a twarz jego wyra�a�a smutek. � Gredinet od
dw�ch dni nie je, ani nie pije. Zachodzi obawa, czy nie jest w�ciek�y.
� Och! Jestem zatem -niew�tpliwie najnieszcz�liwszym z ludzi � zawo�a� Ludwik XV. �
Gredinet w�ciek�y? To przepe�nia miar� moich utrapie�.
Oficer od chart�w poczu� si� w obowi�zku uroni� �z� dla okazania wsp�czucia kr�lowi.
Ludwik XV odwr�ci� si� i poszed� do swego gabinetu, w kt�rym czeka� na niego pokojowiec.
Spostrzeg�szy zmartwion� twarz kr�la ukry� si� on we framudze okna.
� Tak. Dobrze widz� � m�wi� do siebie Ludwik XV, nie zwracaj�c uwagi na wiernego
s�ug� � widz� to dobrze � powtarza� chodz�c wielkimi krokami po gabinecie � widz�!
widz�! Pan de Choiseul drwi sobie ze mnie. Delfin uwa�a si� ju� niemal za pana i s�dzi �e
zaraz nim zostanie, gdy tylko posadzi Austriaczk� obok siebie na tronie. Ludwika mnie
kocha, ale prawi mora�y i odje�d�a. Trzy m�odsze c�rki wy�piewuj� piosenki, w kt�rych
nazwano mnie B�a�ejem. Hrabia Prowansji t�umaczy Lukrecjusza. Hrabia d'Artois w��czy si�
po uliczkach. Moje psy w�ciekaj� si� i chc� mnie k�sa�. Ostatecznie kocha mnie tylko ta
jedna, biedna hrabina. Niech diabli porw�� tych wszystkich, kt�rzy chc� jej sprawi�
przykro��!
Z rozpaczliwym postanowieniem usiad� przy stoliku, przy kt�rym Ludwik XIV podpisywa�
pa�stwowe papiery i gdzie le�a�y ostatnie traktaty oraz listy wielkiego kr�la. M�wi�:
� Dopiero teraz rozumiem, dlaczego ca�e moje otoczenie tak przy�piesza przybycie
narzeczonej delfina. S�dz�, �e gdy ona Si� tu poka�e, stan� si� jej niewolnikiem, ulegn�
wp�ywom jej rodziny. Doprawdy! Nie mam po co przy�piesza� przybycia mojej synowej,
je�li jej przyjazd ma spowodowa� nowe powik�ania i k�opoty. Trzeba nam spokoju, jak mo�na
najd�u�ej, aby wi�c go osi�gn��, zatrzymajmy j� w drodze. Mia�a, nie zatrzymuj�c si� w
Reims i Noyon, przyby� prosto do Compiegne. Utrzymajmy poprzedni ceremonia�. Trzy dni
przyj�cia w Reims i jeden... nie, dwa... nie, trzy dni uroczysto�ci w Noyon, to razem sze��
dni, kt�re zyskamy, sze�� wspania�ych dni.
Kr�l wzi�� pi�ro i sam napisa� rozkaz do pana de Stain-ville, rozkaz zatrzymania si� przez
trzy dni w Reims i trzy dni w Noyon. Potem wezwawszy kuriera, powiedzia�:
� P�d�, co ko� wyskoczy, p�ki nie wr�czysz tego rozkazu pod�ug adresu.
Tym samym pi�rem napisa� nast�pnie:
�Droga hrabino! Urz�dzamy dzi� Zamor� na gubernatorstwie. Wyje�d�am do Marly. Dzi�
wieczorem przyb�d� do Luciennes, aby powiedzie� ci wszystko o czym teraz my�l�. Francja�
� Masz, Lebel, zanie�� ten list pani hrabinie. A spraw si� szybko. To rada, jak� ci daj�.
Pokojowiec sk�oni� si� i wyszed�.
XXIX
PANI DE B�ARN
Pani hrabina de Bearn, b�d�ca przyczyn� wielu skandal�w, przedmiotem licznych atak�w
oraz postrachem na dworze � pod��a�a w po�piechu ku Pary�owi. O tym fakcie zawiadomi�a
panna Chon swego brata wicehrabiego Jana Dubarry.
Pani de Bearn wybra�a si� w podr� na ��danie wicehrabiego, kt�remu bujna wyobra�nia
podsuwa�a nieraz po��dane pomys�y w najtrudniejszych okoliczno�ciach.
Nie mog�c znale�� mi�dzy damami dworu matki chrzestnej, bez kt�rej prezentacja pani
Dubarry nie mog�a doj�� do skutku, hrabia rozejrza� si� po prowincji, prze�ledzi� koligacje,
poszuka� w miastach, i nad brzegami Mozy znalaz� w zamku gotyckim, dobrze utrzymanym,
t�, kt�ra by�a mu potrzebna.
Znalaz� star� pieniaczk� i zadawniony proces. Star� pieniaczk� by�a hrabina de Bearn.
Proces, od wyniku kt�rego zale�a� ca�y maj�tek hrabiny, prowadzi� teraz pan de Maupeou.
Nawi�za� on niedawno kontakt z pani� Dubarry, z kt�r� odnalaz� nawet jaki�, nikomu
przedtem nieznany, stopie� pokrewie�stwa i zacz�� j� nazywa� kuzynk�. Spodziewaj�c si�
otrzymania godno�ci kanclerza, okazywa� faworytce wszystkie wzgl�dy godne zar�wno
dawnej przyja�ni jak i oczekiwanych korzy�ci w przysz�o�ci. Jego post�powanie sprawi�o, �e
kr�l nazywa� go ju� wicekanclerzem, a wszyscy przez skr�cenie: Vice.
Pani de Bearn by�a rzeczywi�cie star� pieniaczk� w stylu hrabiny d'Escarbagnas lub pani
Pimbeche, dw�ch charakterystycznych postaci owej epoki.
�ywa, chuda, ko�cista, wodz�ca spod siwych brwi oczyma przestraszonego kota, pani de
Bearn, zachowa�a spos�b ubierania si� z czas�w swojej m�odo�ci, to jest sprzed trzydziestu
lat.
Szerokie koronki, zdobi�ce peleryn� powycinan� w z�by i olbrzymi czepek; na szyi jedwabna
chustka w kwiaty i przy sukni olbrzymie kieszenie, a ponadto olbrzymi worek w r�ku � oto
str�j, w jakim zasta�a hrabin� panna Chon, ukochana siostra pani Dubarry, posiadaj�ca jej
nieograniczone zaufanie. Panna Chon przedstawi�a si� hrabinie jako c�rka adwokata Flageot.
Stara hrabina ubiera�a si�, tak jak to opisywali�my, nie tylko z upodobania lecz i przez
oszcz�dno��.
Nie nale�a�a do rz�du tych, kt�rzy wstydz� si� swego ub�stwa, nie by�o ono bowiem jej win�.
�a�owa�a, �e nie jest bogata, bo chcia�aby zostawi� godny swego rodu maj�tek synowi,
typowemu prowincjonalnemu d�entelmenowi, nie�mia�emu jak panienka, kt�ry bardziej ceni�
�ycie w dostatku ni� s�aw� i rozg�os.
Jedyn� pociech�, jaka jej pozosta�a, by�a mo�no�� m�wienia: �moje dobra�, o maj�tkach o
jakie si� procesowa�a, mimo �e obdarzona zdrowym rozs�dkiem, wiedzia�a dobrze, i� ani
jeden lichwiarz, a nie brakowa�o ich w�wczas we Francji, nie udzieli�by na te jej dobra ani
z�amanego grosza po�yczki.
Tote� hrabina de Bearn, zmuszona do poprzestawania na dochodach z cz�ci maj�tku, nie
b�d�cej przedmiotem sporu w procesie, a przynosz�cej oko�o tysi�ca talar�w rocznie, unika�a
dworu, gdzie musia�aby wydawa� po dwana�cie liwr�w dziennie jedynie na utrzymanie
karety dla odwiedzania pan�w s�dzi�w i pan�w adwokat�w.
Unika�a tak�e dworu i dlatego, �e zw�tpi�a, i� uda jej si� szybko odgrzeba� swoje prawa z
py�u zapomnienia, bo procesy, je�li i dzi� nawet wlok� si� d�ugo, to za owych czas�w
ci�gn�y si� nieraz przez dwa lub trzy pokolenia, i jak �w bajeczny krzew z Tysi�ca i jednej
nocy, zakwita�y dopiero po latach dwustu lub trzystu.
Bior�c to wszystko pod uwag�, pani de Bearn nie chcia�a topi� w kosztach procesu ostatniej
cz�stki ojcowizny. By�a to, jak si� w takich wypadkach zwyk�o m�wi�, kobieta dawnych
czas�w, czyli przenikliwa, ostro�na, wytrwa�a i sk�pa.
Niew�tpliwie sama lepiej pokierowa�aby swoj� spraw� ni� wszelkiego rodzaju prawnicy. Ale
nosi�a nazwisko de Bearn, co stanowi�o w wielu przypadkach powa�n� przeszkod�.
Trawiona smutkiem i niepewno�ci�, podobna by�a do Achillesa, kt�ry cierpia� niewys�owione
m�ki w chwili gdy pod os�on� swego namiotu musia� udawa�, �e g�uchy jest na d�wi�k tr�by,
kt�r� przecie� dobrze s�ysza�. Tote� pani de Bearn ca�e dnie przep�dza�a z okularami na nosie
przy odczytywaniu starych pergamin�w, a ka�dej niemal nocy ubrana w szlafrok, z
rozpuszczonymi siwymi w�osami broni�a przed poduszk�, niby przed s�dzi�, swej sprawy
przeciw panom Saluces. Spraw� zawsze wtedy wygrywa�a dzi�ki swemu krasom�wstwu, z
kt�rego by�a tak rada, �e �yczy�a takiego daru wymowy w podobnej okoliczno�ci swemu
adwokatowi.
�atwo wi�c poj��, �e przy takim usposobieniu, zjawienie si� Chon, pod przybranym
nazwiskiem Flageot, bardzo wzruszy�o pani� de Bearn.
M�ody hrabia, jej syn, s�u�y� w�wczas w wojsku.
Poniewa� bardzo ch�tnie wierzymy w to, czego pragniemy, wi�c i pani de Bearn da�a si�
�atwo przekona� m�odej kobiecie.
Pewne podejrzenia wzbudzi�o w niej jednak u�wiadomienie sobie faktu, �e cho� zna�a pana
Flageot od lat dwudziestu i w ci�gu tego czasu odwiedzi�a go przynajmniej z jakie� dwie�cie
razy, nigdy nie s�ysza�a o �adnym dziecku. Ale wreszcie postanowi�a o tym nie my�le�, mia�a
przecie� przed sob� c�rk� adwokata Flageot.
Ta ostatnia o�wiadczy�a, �e jest zam�na, �e w Verdun, po drodze oczekuje na ni� m��. To
ostatecznie rozwia�o w�tpliwo�ci hrabiny. Mo�e powinna by�a zapyta� pann� Flageot o list,
ale czy� ojciec nie mo�e przys�a� c�rki, w�asnej c�rki bez listu? Komu� m�g�by bardziej
zaufa�? Po c� by wreszcie przebywa�a sze��dziesi�t mil? Po to tylko, by z takim k�amstwem
tu wyst�pi�?
Gdyby pani de Bearn by�a bogata, mog�aby przypuszcza�, �e to spisek uknuty przeciwko niej
przez z�odziei, dla zrabowania w drodze powoz�w i kosztowno�ci. W po�o�eniu, w jakim si�
znajdowa�a, my�l ta pobudza�a j� tylko do �miechu, gdy sobie wyobrazi�a rozczarowanie
jakiego doznaliby �le poinformowani z�odzieje.
Skoro wi�c Chon odjecha�a jednokonnym kabrioletem, wynaj�tym na ostatniej stacji, na
kt�rej zostawi�a sw�j pow�z, pani de Bearn, przekonana, �e nadesz�a chwila dzia�ania wsiad�a
do swej starej karety i do tego stopnia nagli�a pocztylion�w, i� dojecha�a do la Chaussee na
godzin� przed przybyciem tam �ony delfina, a w pi�� czy sze�� godzin p�niej do rogatki
Saint-Denis ni� panna Dubarry.
Poniewa� pakunk�w mia�a niewiele, a spraw� dla niej najpilniejsz� by�o zobaczenie si� z
adwokatem, kaza�a zatrzyma� si� przy ulicy du Petit-Lion, przed drzwiami pana Flageot.
Mo�na si� domy�le�, �e znaczna liczba ciekawych, a wszyscy pary�anie takimi s�, musia�a
si� skupi� wok� staromodnej landary, kt�r� jak si� zdawa�o, wyprowadzono z wozowni
Henryka IV, gdy� przypomina�a jego ulubiony pow�z solidn� robot�, monumentalnymi
rozmiarami i sk�rzanymi firankami, kt�re z okropnym skrzypieniem przesuwa�y si� na
zardzewia�ym pr�cie.
Ulica Petit-Lion nie jest szeroka. Pani de Bearn zatarasowa�a j� swym powozem. Zap�aciwszy
pocztylionowi kaza�a pojazd odstawi� do ober�y, gdzie zwykle zaje�d�a�a, to jest �Pod
Piej�cym Kogutem� przy ulicy Saint-Germain-des-Pres.
Trzymaj�c si� zat�uszczonego sznura wchodzi�a na ciemne schody, zadowolona po przebytej
podr�y w upalny dzie�, z ch�odu jaki tutaj panowa�.
Adwokat, po oznajmieniu o przybyciu pani de Bearn, wcisn�� w po�piechu peruk� na g�ow� i
narzuci� na siebie gruby szlafrok w pasy.
Tak wystrojony i u�miechni�ty wyszed� przywita� klientk�.
Twarz jego jednak wyra�a�a takie zdziwienie, �e zaskoczy�o to hrabin�.
� No, jestem, kochany panie Flageot � zawo�a�a � jestem!
� A, widz�, pani hrabino � odpowiedzia� adwokat � i poprowadzi� pani� de Bearn do
obitego sk�r� fotela stoj�cego w najlepiej o�wietlonym k�cie gabinetu, przezornie sadzaj�c j�
z dala od rozrzuconych na biurku papier�w, bowiem zna� ciekawo�� swego go�cia.
� Pozw�l pani � odezwa� si� z galanteri� � nacieszy� si� przede wszystkim mi��
niespodziank�.
Pani de Bearn rozsiad�a si� w�a�nie w fotelu i w chwili gdy adwokat do niej m�wi�,
Ma�gorzata podsuwa�a pod jej stopy sk�rzan� poduszk�. Nagle wyprostowa�a si�.
� Jak to! Niespodziank�? � zawo�a�a, wciskaj�c na nos okulary i przypatruj�c si�
adwokatowi.
� Nie inaczej. By�em przekonany, �e pani przebywa w swoich dobrach � odpowiedzia�
prawnik, przez grzeczno�� okre�laj�c w ten spos�b trzy morgi ogrodu warzywnego b�d�cego
bezsporn� w�asno�ci� hrabiny.
� Przebywa�am tam rzeczywi�cie, lecz na wezwanie pa�skie, natychmiast wyjecha�am.
� Na moje wezwanie?
� No, tak. Naturalnie.
Ze zdziwienia oczy pana Flageot zrobi�y si� tak wielkie, jak okulary hrabiny.
� Zdaje mi si�, �e stawi�am si� do�� szybko. Chyba powinien by� pan zadowolony.
� Pani! Jestem ni� zachwycony jak zawsze. Ale pozw�l mi powiedzie�, �e nie pojmuj� co
mog� mie� z tym wsp�lnego.
� Jak to?! � zawo�a�a pieniaczka � przecie� pan to sprawi�e�!
� Ja?
� Naturalnie, �e pan... A zatem, co s�ycha� nowego?
� M�wi�, ze kr�l zastanawia si� nad energicznymi posuni�ciami wobec parlamentu. Ale
czym mog� pani s�u�y�?
� Akurat! Chodzi mi o kr�la, chodzi mi o parlament! � zawo�a�a ironicznie hrabina.
� O c� wi�c pani chodzi?
� O m�j proces. Pytam, co s�ycha� nowego w mojej sprawie?
� Och! Je�li o to chodzi, �askawa pani, to nic � odpowiedzia� prawnik, potrz�saj�c g�ow� �
To... nic.
� Nic?
� Nic, a nic.
� No, naturalnie nic, od chwili, w kt�rej widzia�am si� z pa�sk� c�rk�.
� Z moj� c�rk�?
� Tak.
� Powiedzia�a pani: z moj� c�rk�?...
� Oczywi�cie, z t�, kt�r� pan do mnie przys�a�.
� Wybacz hrabino, ale to niemo�liwe, abym moj� c�rk� wysy�a� do pani.
� Niemo�liwe?
� Z tej bardzo prostej przyczyny, �e jej nie mam.
� Jest pan tego pewny?
� Pani � rzek� Flageot � mam zaszczyt by� w stanie bez�ennym.
� Masz tobie! � zawo�a�a hrabina.
Adwokat zaniepokojony zawezwa� Ma�gorzat�, aby poda�a hrabinie co� ch�odz�cego, a
przede wszystkim, by mia�a na ni� baczenie.
� Biedna kobieta � pomy�la� adwokat � w g�owie si� jej pomiesza�o.
� Jak to? � pyta�a dalej hrabina � pan naprawd� nie ma c�rki?
� Nie, pani.
� Zam�nej c�rki, w Strasburgu?...
� Nie, pani, absolutnie nie...
� I nie upowa�nia� pan jej � ko�czy�a hrabina, nie mog�c uwolni� si� od swych my�li � do
oznajmienia mi, �e moja sprawa wesz�a na wokand�?
� Nie!
Hrabina podskoczy�a w fotelu, uderzaj�c si� d�o�mi po kolanach.
� Mo�e pani hrabina napije si� � zaproponowa� pan Flageot. � To pani dobrze zrobi...
I skin�� na Ma�gorzat�, kt�ra poda�a na tacy dwie szklanki piwa. Ale hrabina straci�a ju�
pragnienie. Odepchn�a tac� i szklanki tak mocno, �e Ma�gorzata, kt�ra jak si� zdaje, cieszy�a
si� w tym domu pewnymi przywilejami, poczu�a si� tym dotkni�ta.
� Zobaczymy! � powiedzia�a hrabina, patrz�c spod okular�w na pana Flageot. �
Spr�bujmy sobie to wszystko wyja�ni�.
� W�a�nie pragn� tego bardzo. Ma�gorzato, zatrzymaj si�. Mo�e pani zechce si� napi�,
hrabino. Wyja�nimy to wszystko.
� Bardzo prosz�. Jest pan dzi� dla mnie zagadkowy, drogi panie Flageot. Mo�na by rzec, �e
ze zbytniego upa�u pomiesza�o ci si� w g�owie.
� Niech si� pani nie unosi!... � powiedzia� prawnik odsuwaj�c jak najdalej od hrabiny fotel,
na kt�rym siedzia�. � Niech si� pani nie unosi. Wyja�nimy sobie wszystko spokojnie.
� Owszem, owszem. M�wi pan zatem, panie Flageot, �e nie ma pan c�rki?
� Nie, hrabino, i �a�uj� tego szczerze, bo, jak widz�, zrobi�oby to pani pewn� przyjemno��,
jakkolwiek...
� Jakkolwiek...? � powt�rzy�a hrabina.
� Jakkolwiek, je�li o mnie chodzi, wola�bym ju� w tym wypadku ch�opca, bo ch�opcom
lepiej si� powodzi w tych czasach.
Pani de Bearn z wielkim niepokojem skrzy�owa�a r�ce.
� Jak to? Nie wzywa�e� mi� pan do Pary�a przez siostr�, siostrzenic�, lub jak�� krewn�?
� Ani mi to przez my�l nie przesz�o. Wiem przecie�, jak kosztowny jest pobyt w Pary�u.
� A m�j proces?
� Wstrzymuj� si� ze zdawaniem z niego sprawy, �do czasu kiedy b�dzie wznowiony.
� Wi�c jeszcze nie jest?
� Przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
� Wi�c nawet nic nie s�ycha� o terminie?
� Niestety, pani.
� A wi�c � zawo�a�a stara dama wstaj�c z fotela � za�artowano sobie ze mnie niegodnie.
Pan Flageot zsun�� peruk� na czubek g�owy i mrukn��:,
� W�a�nie, boj� si� tego.
� Panie Flageot!... � krzykn�a hrabina.
Adwokat uni�s� si� na krze�le, daj�c znak Ma�gorzacie, aby by�a gotowa przyj��, w razie
czego, z pomoc� swemu panu.
� Nigdy nie daruj� tego poni�enia, udam si� dc ministra policji, aby kaza� odszuka� t�
b�a�nic�, kt�ra tak mnie obrazi�a.
� Ba! � odezwa� si� pan Flageot � to b�dzie trudna sprawa.
� Gdy tylko j� znajd� � prawi�a hrabina w uniesieniu � natychmiast pozw� j� przed s�d.
� Przyb�dzie zatem nowy proces � powiedzia� smutno adwokat.
� Bo�e! A ja jecha�am tu taka szcz�liwa!
� Ale c� ta kobieta powiedzia�a pani?
� Najpierw, �e przybywa od pana.
� Jaka� intrygantka.
� W pa�skim imieniu powiadomi�a mi�, �e moja sprawa jest wznowiona i �e powinnam
natychmiast przyby�, pod gro�b� nowej, jeszcze wi�kszej zw�oki w terminie rozpocz�cia
procesu.
� Niestety! Pani hrabino! Daleko, bardzo nam jeszcze daleko do wznowienia sprawy.
� Zapomniano o nas. Tak?
� Zapomniano, pogrzebano i chyba cudem... ale cud si� rzadko zdarza.
� Zapewne � westchn�a hrabina. Pan Flageot zawt�rowa� jej.
� Panie Flageot, czy chce pan, �ebym mu co� powiedzia�a?
� Prosz�.
� Ja tego nie prze�yj�.
� Tak nie mo�na m�wi�, pani hrabino!
� Bo�e, m�j Bo�e! Czuj�, �e wyczerpuj� si� moje si�y.
� Odwagi! Pani, odwagi!
� Czy� nie ma pan dla mnie �adnej rady?
� Owszem. Wr��, pani, do swych d�br i nie dawaj wiary nikomu kto b�dzie si� zg�asza�
rzekomo ode mnie, bez listu pisanego moj� r�k�.
� Trzeba, abym wr�ci�a do mojego maj�tku?
� Tak b�dzie najrozs�dniej.
� Wierz mi, panie Flageot � rzek�a hrabina � �e ju� wi�cej nie zobaczymy si� na tym
padole p�aczu.
� Okropno��!
� Mamy, wida�, strasznych nieprzyjaci�!
� Przysi�g�bym, �e to sztuczka Saluces�w.
� W ka�dym razie nikczemna.
� Tak, nikczemna.
� O! Sprawiedliwo��, sprawiedliwo��! � wykrzykn�a hrabina � to otch�a�, drogi panie
Flageot!
� A dlaczego? � odpar� prawnik. � Dlatego, �e sprawiedliwo�� nie jest ju�
sprawiedliwo�ci�, bo pan de Maupeou chce by� kanclerzem, zamiast pozosta� prezesem.
� Panie Flageot, napi�abym si� teraz czego� ch�tnie.
� Ma�gorzato! � krzykn�� adwokat.
Nie by�o jej jednak. Wysun�a si� z pokoju, spostrzeg�szy �e rozmowa wesz�a na tor
normalny. Po chwili powr�ci�a z dwiema szklankami na tacy. Pani de Bearn wychyli�a powoli
piwo, tr�ciwszy si� przedtem szklank� z adwokatem. Nast�pnie po�egna�a si� z nim i
skierowa�a si� do przedpokoju.
Pan Flageot szed� za ni� z peruk� w r�ku. Pani de Bearn przystan�a nad schodami i zacz�a w
mroku szuka� por�czy, gdy jaka� r�ka spocz�a na jej r�ce, a jaka� g�owa dotkn�a jej piersi.
R�ka ta i g�owa nale�a�y do jednego z dependent�w, kt�ry przeskakuj�c po trzy stopnie p�dzi�
co tchu na g�r�.
Stara hrabina, zrz�dz�c, poprawi�a sukni� i schodzi�a dalej. Dependent za� dopad� drzwi,
pchn�� je i zawo�a� rozradowanym g�osem:
� Oto jest, panie Flageot, jest � w sprawie Bearn! I poda� papier adwokatowi.
Zanim dependent zd��y� otrzyma� od Ma�gorzaty dwa policzki, kt�re wymierzy�a mu lub te�
udawa�a, �e wymierza w zamian za dwa ca�usy, hrabina zd��y�a powr�ci�, bowiem b�d�c na
schodach us�ysza�a swoje nazwisko. Odepchn�a teraz od drzwi dependenta, rzuci�a si� na
pana Flageot i wyrwa�a mu papier z r�ki.
� Co?... � wykrzykn�a. � Co tam powiedziano o mojej sprawie, panie Flageot?
� Na honor! Jeszcze nic nie wiem, hrabino. Je�eli jednak raczy pani odda� mi papiery to si�
dowiem.
� Prawda! Prawda! M�j dobry panie Flageot. Masz i czytaj pr�dko.
Adwokat spojrza� na podpis.
� Od pana de Guildou, prokuratora � powiedzia�.
� Zaprasza mnie � m�wi� dalej adwokat z wzrastaj�cym os�upieniem � abym si�
przygotowa� do obrony sprawy na wtorek, bo sprawa wchodzi na wokand�.
� Wchodzi na wokand�! � krzykn�a hrabina, niemal�e skacz�c z rado�ci. � Tylko prosz�
ci�, panie Flageot, niech pan nie �artuje, bo tym razem ju� bym si� nie podnios�a wi�cej.
� Pani � powiedzia� prawnik, og�uszony niespodziewan� wiadomo�ci� � je�li tu jest kto�,
kto �artuje, to chyba pan Guildou, a zdarzy�oby mu si� to po raz pierwszy w �yciu.
� Czy ten list jest na pewno od niego?
� Tak, to jego podpis. Prosz� spojrze�!
� Prawda. Sprawa dzi� wznowiona, broniona we wtorek. A wi�c ta dama, kt�ra mnie
odwiedzi�a nie by�a intrygantk�.
� Widocznie, nie.
� Skoro jednak nie przez pana by�a przys�ana? Czy pan jeste� tego pewien?
� Na Boga! Najzupe�niej pewien,
� Przez kogo wi�c?
� W�a�nie, to ciekawe, przez kogo?
� Niew�tpliwie by�a przez kogo� przys�ana.
� Ja trac� g�ow�.
� Ja tym bardziej nic z tego nie rozumiem. Pozw�l mi jeszcze raz odczyta�, m�j drogi panie
Flageot. Jest wznowiona... tak... jest napisane, �e b�dzie broniona przed panem prezesem
Maupeou...
� Diabli si� tu chyba wdali.
� Dlaczego?
� Bo pan Maupeou to wielki przyjaciel Saluces�w.
� Masz tobie! To znaczy ze jeste�my w wi�kszym ni� kiedykolwiek k�opocie. Dziwne mam
szcz�cie!
� A jednak, trudno. Musi pani by� u niego.
� Zapewne bardzo �le mnie przyjmie.
� Prawdopodobnie.
� Nie tylko, �e sam tracisz odwag�, panie Flageot, ale i mnie j� odbierasz.
� Nie. Nie mo�e by� nie dobrego, je�li pan Maupeou...
� Do tego stopnia pan zw�tpi�?
� I Cyceron przegra�by spraw�, gdyby jej broni� przed Verresem, a nie przed Cezarem �
odpowiedzia� pan Flageot.
� Radzi pan zatem, �eby go nie odwiedza�?
� Uchowaj Bo�e! Nie mog� pani tego odradza�, �a�uj� tylko, �e jest pani do tego zmuszona.
� M�wi pan, panie Flageot, jak �o�nierz, kt�ry ma zamiar zdezerterowa�. Mo�na by
przypuszcza�, �e chcesz zrezygnowa� z obrony.
� Pani hrabino � odpowiedzia� adwokat � przegra�em w moim �yciu niejedn� spraw�,
by�y to nieraz takie, kt�re bardziej rokowa�y wygran� ni� ta.
Hrabina westchn�a, a skupiaj�c ca�� swoj� energi�, rzek�a z godno�ci�:
� Nie ust�pi�! Przynajmniej nikt mi nie powie, �e maj�c za sob� prawo cofn�am si� przed
intryg�. Przegram, ale przeniewiercom czo�o kobiety, o takich warto�ciach, jakie si� rzadko
spotyka u dworu. Czy chcesz, panie Flageot, towarzyszy� mi w mojej wizycie do pana
wicekanclerza?
� Pani � odpowiedzia� adwokat, przywo�uj�c tak�e na pomoc ca�� sw� godno��. � Pani
Przysi�gli�my sobie, cz�onkowie opozycji w parlamencie paryskim, �e poza obr�bem sali
s�dowej nie b�dziemy mieli nic wsp�lnego z tym, kt�rzy odst�pili od sprawy pana
d'Aiguillon. Jedno�� stanowi si��, a pan de Maupeou prowadzi� dwulicow� gr�. Poniewa�
mamy mu wiele do zarzucenia, pozostaniemy w naszym obozie, p�ki nie uka�e nam swego
prawdziwego oblicza.
� W z��, wida�, por� odbywa si� m�j proces � westchn�a hrabina. � Adwokaci por�nieni
Z s�dziami, s�dziowie z klientami... Ale wszystko jedno, wytrwam...
� Niech ci B�g dopomo�e, pani hrabino � rzek� adwokat, zarzucaj�c po�� szlafroka na lewe
rami�, niby rzymski senator tog�.
� Niet�gi adwokacina � rzek� w duchu pani de Bearn. Obawiam si�, �e b�d� mia�a z nim
mniejsz� nadziej� wygranej przed parlamentem, ni� gdybym wzi�a innego.
� Do widzenia, panie Flegeot � rzek�a � przestudiuj pan dobrze moj� spraw�. Nie
wiadomo jeszcze jaki przybierze obr�t.
� Och! O moj� obron� niech si� pani nie l�ka, hrabino. Moja mowa obro�cy b�dzie bardzo
pi�kna, bo obieca�em sobie �e u�yj� w niej dosadnych aluzji.
� Jakich aluzji, do czego?
� Do zepsucia obyczaj�w Jerozolimy, a por�wnam j� do miast wykl�tych i b�d� wzywa� na
ni� ognia z nieba. Pani pojmuje, �e nie b�dzie si� zbyt trudno domy�le�, �e ta Jerozolima �
to Wersal.
� Panie Flageot � wykrzykn�a stara pieniaczka � nie kompromituj pan siebie, a przede
wszystkim nie zaprzepaszczaj mojej sprawy!
� Ech! Ona i tak stracona, je�li si� w ni� wda� pan Maupeou. Chodzi tylko o moralne
zwyci�stwo przed s�dem wsp�czesnych. A poniewa� i tak nie dost�pimy sprawiedliwo�ci,
wywo�ajmy wi�c skandal.
� Panie Flageot...!
� B�d�my filozofami, pani... Ciskajmy piorunami!
� Bodaj ci� piorun trzas�! � mrukn�a hrabina. � Pod�y adwokacino, kt�ry szukasz tylko
okazji do drapowania si� w swoje filozoficzne �achmany. Id�my do pana Maupeou. On nie
filozof i z nim na pewno �atwiej b�dzie mo�na si� porozumie� ni� z tob�.
I stara hrabina opu�ci�a pana Flageot.
XXX
WICEKANCLERZ
Stara hrabina, jad�c do pana Maupeou bardzo by�a zdenerwowana.
W drodze przysz�o jej na my�l, �e godzina na przyj�cia jest ju� sp�niona i �e
prawdopodobnie nie zastanie ju� pana Maupeou w domu. My�l ta uspokoi�a j�. Mia�a
nadziej�, �e poprzestanie na zapowiedzeniu przez lokaja swej wizyty w dniu nast�pnym.
Wyda�o si� jej to tym bardziej prawdopodobne, �e by�a ju� prawie si�dma godzina, a
rozpowszechniony w�wczas w�r�d arystokracji zwyczaj jadania obiadu o czwartej sprawia�,
�e za�atwianie wszelkich spraw po tej godzinie odk�adano a� do dnia nast�pnego.
Tak to pani de Bearn gor�co pragn�c widzie� si� z wicekanclerzem, r�wnocze�nie dodawa�a
sobie otuchy nadziej�, ze go nie zastanie.
W przedsionku pa�acu spotka�a lokaja, kt�ry rozmawia� z portierem. Ten ostatni, wydawa�o
si�, udziela lokajowi jakich� polece�. Portier spostrzeg�szy dam� w wynaj�tym powozie,
oddali� si�.
Lokaj zbli�y� si� do pojazdu i spyta� o nazwisko.
� Zdaj� sobie spraw� � rzek�a � �e jest ju� zby� p�no i �e nie b�d� mia�a zaszczytu
widzie� si� z Jego Ekscelencj�.
� Nie wiem � rzek� lokaj � ale niech pani b�dzie �askawa powiedzie� mi swoj� godno��.
� Hrabina de Bearn.
� Jego Ekscelencja jest w pa�acu � odpowiedzia�.
� Co takiego? � wykrzykn�a hrabina niezmiernie zdziwiona.
� M�wi�, �e Jego Ekscelencja jest w pa�acu.
� Ale zapewne nie przyjmuje?
� Pani� hrabin� przyjmie � odpar� lokaj.
Hrabina wysiad�a nie b�d�c pewn� czy to sen czy jawa. Lokaj poci�gn�� za sznurek i odezwa�
si� dzwonek. Na schodach ukaza� si� lokaj i portier da� znak hrabinie, �e mo�e wej��.
� Pani chce si� widzie� z Ekscelencj�? � spyta� lokaj.
� Pragn�abym dost�pi� tego zaszczytu, cho� si� go nie spodziewam.
� Prosz� za mn�, pani hrabino.
� Tyle z�ego s�ysza�am o tym dygnitarzu � my�la�a hrabina � a przecie� posiada wielk�
zalet�, �e jest taki przyst�pny. I to kanclerz!
Id�c, dr�a�a jednak na my�l, �e ujrzy cz�owieka, o kt�rym m�wiono, i� jest szorstki,
opryskliwy i skrupulatny w pe�nieniu swoich obowi�zk�w.
Pan de Maupeou ubrany w czarny aksamit, w obszernej peruce na g�owie, pracowa� w
gabinecie przy otwartych drzwiach.
Wchodz�c, hrabina rzuci�a doko�a okiem i z wielkim zdziwieniem spostrzeg�a, �e opr�cz jej
twarzy i chudej, ��tej, z wyrazem cz�owieka bardzo zaj�tego, twarzy pana de Maupeou �
�adna inna nie odbija�a si� w zawieszonych na �cianach zwierciad�ach.
Lokaj oznajmi�: �Pani hrabina de Bearni�
Pan de Maupeou zerwa� si� i stan�� oparty plecami o kominek.
Pani de Bearn uk�oni�a si� trzy razy stosownie do panuj�cych zwyczaj�w.
Chcia�a powiedzie� jakie� uprzejme s��wka, ale wypad�o to niezr�cznie. Nie spodziewa�a si�
tego zaszczytu, nie wierzy�a, �e kanclerz, tak zaj�ty, zechce rezygnowa� z chwili
wypoczynku.
Maupeou odpowiedzia�, �e czas jest nie mniej cenny tak dla poddanych Jego Kr�lewskiej
Mo�ci jak i dla kr�lewskich ministr�w, a ponadto �e s� jeszcze pewne r�nice pomi�dzy
osobami, kt�rym pilno, zatem on nie �a�uje swego czasu przeznaczonego na spoczynek i
ch�tnie go po�wi�ci tym, kt�rzy zas�uguj� na wyr�nienie.
Pani de Bearn z�o�y�a nowe uk�ony, potem zapad�o k�opotliwe milczenie, gdy� zako�czy�y
si� komplementy, a nale�a�o przej�� do poruszenia sprawy.
Pan de Maupeou czeka� g�adz�c sobie podbr�dek.
� Panie ministrze � zacz�a hrabina � staj� przed Wasz� Ekscelencj�, aby mu pokornie
przedstawi� pewn� wa�n� spraw�, od kt�rej zale�y ca�e moje mienie.
Pan de Maupeou sk�oni� lekko g�ow�, co mia�o oznacza�: �Niech pani m�wi!�
� Dowie si� Wasza Ekscelencja, �e w istocie ca�y m�j maj�tek, a w�a�ciwie syna mojego,
jest przedmiotem procesu, kt�ry prowadz� przeciw rodzinie Saluces�w.
Wicekanclerz s�ucha� w zamy�leniu.
� Lecz sprawiedliwo�� Waszej Ekscelencji jest tak znana, �e cho� wiem, jak� Ekscelencja
�ywi przyja�� dla strony przeciwnej, bez wahania przychodz� b�aga� go o wys�uchanie.
Pan de Maupeou nie m�g� si� powstrzyma� od u�miechu, s�ysz�c poch