7047
Szczegóły |
Tytuł |
7047 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7047 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7047 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7047 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JE�DZIEC MIEDZIANY .
Paullina Simons
KSI�GA 1
LENINGRAD .
CZʌ� 1
Blask bezksi�ycowy
Kocham Marsowych P�l parad�
Wraz z wpadaj�cymi przez okno promieniami s�o�ca w pokoju zago�ci� poranek.
Tatiana Mietanowa spa�a, �ni�c sny niewinne, niespokojnie radosne, ciep�e, jasne i pachn�ce czerwcowym ja�minem jak leningradzkie noce.
Lecz przede wszystkim, odurzona �yciem, �ni�a rozbuchane sny nieokie�znanej m�odo�ci.
Nie dane jej by�o spa� d�ugo.
Gdy promyki s�o�ca wpe�z�y na ��ko, naci�gn�a na g�ow� prze�cierad�o, pr�buj�c od nich uciec.
Otworzy�y si� drzwi, zaskrzypia�a pod�oga: do sypialni wesz�a Dasza, jej starsza siostra.
Daria, Dasza, Dasze�ka, Daszka.
Dla Tatiany by�a uosobieniem wszystkiego, co najdro�sze, Lecz w tej chwili Tania mia�a ochot� j� udusi�.
Dasza pr�bowa�a j� obudzi� - niestety skutecznie.
Potrz�sa�a ni� energicznie silnymi r�kami, a w jej zwykle d�wi�cznym, melodyjnym g�osie pobrzmiewa�y irytuj�co zgrzytliwe nutki.
- Psst!
Tania!
Obud� si�.
Obud� si�!
Tatiana j�kn�a.
Dasza �ci�gn�a z niej prze�cierad�o.
To, �e jedna by�a starsza od drugiej o siedem lat, uwidoczni�o si� naj bardziej w�a�nie teraz, kiedy Tatiana chcia�a spa�, podczas gdy Dasza...
Tytu�y cz�ci i rozdzia��w zaczerpni�te z "Je�d�ca miedzianego" Aleksandra Pusz kina; tu w przek�adzie Juliana Tuwima (przyp.
red.).
11 .
- Przesta� - wymamrota�a Tania, na pr�no macaj�c r�k� w poszukiwaniu prze�cierad�a.
- Nie widzisz, �e �pi�?
Kim ty jeste�?
Moj� matk�?
Ponownie otworzy�y si� drzwi, ponownie zaskrzypia�a pod�oga.
O wilku mowa.
- Tania?
- rzuci�a Irina Mietanowa.
- Obudzi�a� si�?
Natychmiast wstawaj.
Trudno by�o powiedzie�, �e matka ma melodyjny g�os.
W og�le nie mia�a w sobie nic �agodnego.
Niska i porywcza, zawsze tryska�a gniewn� energi�.
Niebieska sukienka, przewi�zane chustk� w�osy: pewnie szorowa�a pod�og� we wsp�lnej �azience i nie chcia�a, �eby opada�y jej na oczy.
By�a brudna i zm�czona, lecz wygl�da�o na to, �e upora�a si� ju� z niedzieln� robot�.
- Dlaczego?
- spyta�a Tatiana, nie podnosz�c g�owy.
Dasza muska�a w�osami jej plecy.
W pewnej chwili po�o�y�a r�k� na nodze siostry i na chyli�a si�, jakby chcia�a j� poca�owa�.
Tanie zala�a fala czu�o�ci, lecz zanim Dasza zd��y�a cokolwiek powiedzie�, w sypialni ponownie za brzmia� szorstki g�os matki:
- Szybko.
W radiu b�dzie wa�ny komunikat.
Zaraz, za par� minut.
- Gdzie� ty by�a?
- spyta�a cichutko Tatiana.
- Wr�ci�a� dopiero po �wicie.
- Nie moja wina, �e �wit by� o p�nocy - odrzek�a szeptem rozanielona Dasza.
- Przysz�am o dwunastej, jak na porz�dn� dziewczyn� przy sta�o.
- U�miechn�a si�.
- Ju� spa�a�.
- �wita�o o trzeciej, a o trzeciej jeszcze ci� nie by�o.
Dasza zagryz�a warg�.
- Powiem tacie, �e nie zd��y�am.
�e kiedy podnosili mosty, by�am jeszcze po drugiej stronie rzeki.
- �wietnie.
I wyja�nij mu przy okazji, co tam robi�a� o trzeciej nad ranem.
- Tania przewr�ci�a si� na drugi bok.
Tego ranka Dasza wygl�da�a wyj�tkowo �adnie.
Mia�a niesforne, ciemnobr�zowe w�osy, ciemne oczy i okr�g��, pe�n� �ycia twarz z setk� min na ka�d� okazj�.
Teraz go�ci� na niej wyraz weso�ego rozdra�nienia.
Tatiana te� by�a rozdra�niona, cho� mniej weso�a.
Chcia�a jeszcze pospa�.
Matka mia�a napi�t� twarz.
Tatiana odchrz�kn�a.
- Jaki komunikat?
Matka bez s�owa �ci�gn�a prze�cierad�o z sofy.
- Mamo, jaki komunikat?
- Rz�dowy, za kilka minut - mrukn�a Irina Mietanowa, kr�c�c g�ow�, jakby sprawa by�a zupe�nie oczywista.
- To wszystko, co wiem.
Tatiana niech�tnie przetar�a oczy.
Komunikat.
Mieli przerwa� muzyczny program radiowy, �eby nada� rz�dowe obwieszczenie.
Rzadki przypadek.
- Mo�e znowu zaatakowali�my Finlandi�.
- Tania ziewn�a.
- Cicho b�d� - burkn�a matka.
- A mo�e Finowie zaatakowali nas?
W zesz�ym roku odebrali�my im kawa� ziemi i od tamtej pory bardzo chc� go odzyska�.
- Niczego im nie odbierali�my - zaprotestowa�a Dasza.
- W zesz�ym roku wkroczyli�my do Finlandii tylko po to, �eby odzyska� ziemie, kt�re stracili�my podczas wielkiej wojny.
Powinna� przesta� pods�uchiwa� do ros�ych.
- Nieprawda, nic nie stracili�my - odpar�a Tatiana.
- Towarzysz Lenin odda� im te ziemie dobrowolnie.
To si� nie liczy.
- Taniu, nie prowadzimy wojny z Finlandi�, jasne?
A teraz wstawaj.
Tatiana ani drgn�a.
- W takim razie kogo mogli�my napa��?
�otw�?
Litw�?
Bia�oru�?
Tylko po co?
Przecie� ju� tam jeste�my.
W zesz�ym roku Stalin zawar� pakt z Hitlerem i uznali�my, �e to nasze ziemie, prawda?
- Tatiano Gieorgijewno!
Prosz� natychmiast przesta�!
- Ilekro� mama nie by�a w nastroju do �art�w, do imienia dziewcz�t zawsze dodawa�a imi� ojca.
Tatiana spowa�nia�a, a przynajmniej uda�a, �e powa�nieje.
- To co nam jeszcze zosta�o?
- spyta�a.
- Mamy ju� p� Polski...
- Powiedzia�am, przesta�!
- krzykn�a matka.
- Do�� tych wyg�up�w.
Wstawaj.
Dario Gieorgijewno, �ci�gnij j� z ��ka, ale ju�!
Dasza nie zareagowa�a.
Irina Mietanowa wysz�a z pokoju, gniewnie mrucz�c pod nosem.
Dasza szybko odwr�ci�a si� w stron� siostry.
- Musz� ci co� powiedzie� - szepn�a konspiracyjnym szeptem.
- Co� mi�ego?
- Zaciekawiona Tatiana usiad�a.
Dasza rzadko kiedy zdradza�a jej sekrety ze swego doros�ego �ycia.
- Co� wspania�ego!
Zakocha�am si�!
Tatiana przewr�ci�a oczami i opad�a na poduszk�.
- Przesta�!
- wykrzykn�a Dasza i usiad�a na niej okrakiem.
- To po wa�na sprawa.
- No dobrze - odrzek�a Tania z u�miechem.
- Kiedy go pozna�a�?
Wczoraj?
Po tym, jak podnie�li mosty?
- Wczoraj spotkali�my si� trzeci raz.
Tatiana pokr�ci�a g�ow�.
Rado�� siostry by�a zara�liwa.
- Z�a� ze mnie.
- Nie - odpar�a Dasza, �askocz�c j� pod pachami.
- Zejd� dopiero wtedy, gdy powiesz, �e si� z tego cieszysz.
- Niby dlaczego mia�abym to m�wi�?
- zachichota�a Tatiana.
- Wcale si� nie ciesz�.
Przesta�!
To nie ja si� zakocha�am, tylko ty.
Przesta�!
Przesta�!
Do pokoju wr�ci�a mama.
Na okr�g�ej tacy nios�a sze�� fili�anek i srebrzysty samowar.
- Do�� tego!
- krzykn�a.
- S�yszycie?
- Tak, mamo - odrzek�a Dasza, �askocz�c siostr� po raz ostatni.
- Ajaj, boli!
- wrzasn�a Tatiana.
- Mamo, ona mi z�ama�a �ebro!
- Zaraz ja wam co� z�ami�.
Jeste�cie ju� za du�e na takie zabawy.
Dasza pokaza�a siostrze j�zyk.
- Od razu wida�, jak bardzo jeste� doros�a - mrukn�a Tatiana.
- Mama nie wie, �e masz dopiero dwa latka.
Poniewa� Dasza nie schowa�a j�zyka, Tania chwyci�a go dwoma pal cami i mocno �cisn�a.
Dasza g�o�no zapiszcza�a.
Tatiana zwolni�a chwyt.
- Co ja powiedzia�am!
- krzykn�a matka.
Dasza nachyli�a si� i szepn�a:
- Sama si� przekonasz.
Nigdy dot�d nie widzia�a� tak przystojnego ch�opaka.
- Naprawd�?
Jest przystojniejszy od Siergieja, kt�rym tak mnie katowa�a�?
Przecie� to on mia� by� naj�adniejszy.
- Przesta�!
- sykn�a Dasza, daj�c jej klapsa w nog�.
- Ale w zesz�ym tygodniu jeszcze by�, prawda?
- Nigdy tego nie zrozumiesz, bo wci�� jeste� niepoprawnym dzieckiem.
- Kolejny klaps i wrzask matki.
Dziewcz�ta spowa�nia�y.
Do pokoju wszed� tata, Gieorgij Wasiljewicz Mietanow, ojciec Tatiany.
By� niski, mia� czterdzie�ci kilka lat i g�ste, czarne, mocno zwichrzone w�osy, kt�re zaczyna�y ju� siwie�; Dasza odziedziczy�a po nim swoje.
Mijaj�c ��ko, zerkn�� na ukryte pod prze�cierad�em nogi Tani i po wiedzia�:
- Ju� po�udnie.
Wstawaj" albo b�d� k�opoty.
Za dwie minuty masz by� ubrana.
- Ju� si� robi.
- Tatiana b�yskawicznie wsta�a i okaza�o si�, �e spa�a w bluzce i sp�dnicy.
Dasza i mama pokr�ci�y g�ow�; mama prawie si� u�miechn�a.
Tata spojrza� w okno.
- Co my z ni� zrobimy, Irino?
Nic, pomy�la�a Tania.
Tylko niech tata na mnie nie patrzy.
- Musz� wyj�� za m��.
- Dasza usiad�a.
- Wyjd� za m�� i nareszcie b�d� mog�a si� przebiera� w swoim w�asnym pokoju.
- Chyba �artujesz - odrzek�a Tatiana, podskakuj�c na ��ku.
- B�dziemy mieszkali tutaj, w tym pokoju.
Ty, tw�j m�� i ja, wszyscy razem w jednym ��ku, z Pasz� w nogach.
Jakie to romantyczne...
- Nie wychod� za m��, Dasze�ko - odezwa�a si� matka.
- Tania ma racj�, cho� raz.
Za ma�o tu miejsca.
Ojciec bez s�owa w��czy� radio.
W d�ugim, w�skim pokoju sta�o du�e ��ko, w kt�rym spa�y siostry, sofa, na kt�rej spali mama i tata, oraz niska metalowa le�anka, na kt�rej spa� Pasza, bli�niaczy brat Tatiany.
Poniewa� prycz� ustawiono w nogach ��ka dziewcz�t, Pasza mawia�, �e jest ich ma�ym podn�kiem.
Dziadkowie mieszkali tu� obok, w pokoju na ko�cu kr�tkiego korytarza.
Niekiedy Dasza sypia�a na ma�ej sofie, kt�ra sta�a przed ich drzwiami.
Zdarza�o si� tak zw�aszcza wtedy, gdy wraca�a p�no do domu i nie chcia�a budzi� rodzic�w - nazajutrz dosta�aby bur�.
Sofa w korytarzu mia�a zaledwie p�tora metra d�ugo�ci i wygodniej spa�oby si� na niej Tatianie, kt�ra by�a niewiele d�u�sza.
Ale Tatiana nie musia�a sypia� w korytarzu, poniewa� rzadko kiedy wychodzi�a wieczorami, natomiast Dasza to zupe�nie inna historia.
- Gdzie Pasza?
- Ko�czy �niadanie - odrzek�a mama.
Jak zawsze, by�a w ci�g�ym ruchu.
Podczas gdy tata zamar� na starej sofie niczym kamienny pos�g, ona kr��y�a po pokoju, zbieraj�c pude�ka po papierosach, poprawiaj�c ksi��ki na p�ce i zmiataj�c r�k� kurz z ma�ego stolika.
Tatiana wci�� sta�a na ��ku, Dasza wci�� na nim siedzia�a.
Mietanowowie mieli szcz�cie: mieszkali w dw�ch pokojach na ko�cu wsp�lnego korytarza.
Przed sze�ciu laty zbudowali tam przepierzenie, dzi�ki czemu czuli si� niemal tak, jakby mieli osobne mieszkanie.
Natomiast Iglenkowie, ci z naprzeciwka - by�o ich a� sze�cioro - t�oczyli si� w jednym du�ym pokoju z drzwiami wychodz�cymi na korytarz.
To jest dopiero pech.
Przez wyd�te firanki s�czy�y si� jaskrawe promienie s�o�ca.
Tatiana wiedzia�a, �e nadejdzie taka chwila, kr�tka, kr�ciutka chwilka, kiedy ol�ni� j� wszystkie mo�liwo�ci, kt�re ni�s� z sob� ten dzie�, �e u�amek sekundy p�niej wszystko pierzchnie niczym pi�kny sen.
I rzeczywi�cie pierzch�o.
Mimo to...
To zalewaj�ce pok�j s�o�ce, ten odleg�y warkot autobus�w wpadaj�cy przez otwarte okno, ten lekki wiatr...
T� cz�� niedzieli Tatiana lubi�a najbardziej: pocz�tek.
Wszed� Pasza z dziadkiem i babci�.
Byli bli�ni�tami, Tania i on, lecz bli�ni�tami zupe�nie do siebie niepodobnymi.
Pasza - do z�udzenia przy pomina� ojca - oboj�tnie skin�� siostrze g�ow�.
- �adna fryzura - rzuci�.
Tatiana pokaza�a mu j�zyk; nie zd��y�a si� jeszcze uczesa�.
Brat usiad� na le�ance, babcia tu� obok niego.
Poniewa� by�a najwy�sza z Mietanow�w, ca�a rodzina radzi�a si� jej we wszystkim opr�cz kwestii moralnych, w kt�rych za autorytet uchodzi� dziadek.
Srebrzystow�osa babcia by�a kobiet� niezwykle imponuj�c�, konkretn�, praktyczn�.
Dziadek by� pokorny, ciemnow�osy i bardzo mi�y.
Usiad� na sofie obok taty i wymamrota�:
- To co� powa�nego, synu.
Tata w napi�ciu skin�� g�ow�.
Zdenerwowana mama wci�� sprz�ta�a.
Babcia pog�aska�a wnuczka po plecach.
- Pasza - Tatiana podpe�z�a do brzegu ��ka i poci�gn�a brata za nog� pobawimy si� w parku w wojn�?
Zobaczysz, �e tym razem wygram.
- Marzycielka - odrzek� Pasza.
- Nie masz ze mn� szans.
Zatrzeszcza�o radio.
By� 22 czerwca 1941 roku, godzina dwunasta trzydzie�ci.
- Tania, przesta� gada� i usi�d� - rozkaza� ojciec.
- Zaraz si� zacznie.
Irino, ty te�.
Siadaj.
Z radioodbiornika pop�yn�� g�os towarzysza Wiaczes�awa Mo�otowa, ministra spraw zagranicznych.
Towarzysze i towarzyszki, obywatele Zwi�zku Radzieckiego.
Rz�d radziecki pod przewodnictwem towarzysza Stalina poleci� mi z�o�y� na st�puj�ce o�wiadczenie.
O godzinie czwartej rano, bez wypowiedzenia wojny i bez �adnych konkretnych ��da� wzgl�dem Zwi�zku Radzieckiego, niemieckie wojska zaatakowa�y granice naszego kraju, bombarduj�c z powietrza �ytomierz, Kij�w, Sewastopol, Kowno i wiele innych miast.
Do ataku dosz�o, mimo �e Zwi�zek Radziecki i Niemcy podpisa�y pakt o nieagresji, pakt skrupulatnie przez nas przestrzegany.
Zostali�my za atakowani, chocia� od chwili ratyfikowania powy�szego paktu niemiecki rz�d nie wnosi� najmniejszych zastrze�e� co do sposobu, w jaki Zwi�zek Radziecki wywi�zuje si� ze swoich zobowi�za�...
Rz�d wzywa was, obywatele Zwi�zku Radzieckiego, do zwarcia szereg�w wok� partii bolszewickiej, wok� radzieckiego rz�du i jego wiel kiego przyw�dcy, towarzysza Stalina.
Walczymy o s�uszn� spraw�.
Wr�g zostanie zmia�d�ony.
Zwyci�stwo b�dzie nasze.
Radio umilk�o i zaszokowana rodzina Mietanow�w znieruchomia�a w pe�nej napi�cia ciszy.
Pierwszy otrz�sn�� si� tata.
- Bo�e - szepn�� i spojrza� na Pasz�.
- Musimy natychmiast podj�� pieni�dze z banku - powiedzia�a mama.
- Tylko nie kolejna ewakuacja - wymamrota�a babcia.
- Kt�ry to ju� raz?
Nie prze�yjemy.
Lepiej zosta� w mie�cie.
- I znowu zatrudni� mnie na kursach ewakuacyjnych?
- rzuci� dziadek.
- Mam prawie sze��dziesi�t cztery lata.
Mnie pora umiera�, a nie wyje�d�a�.
- Ale nasz garnizon nie idzie na wojn�, prawda?
- spyta�a Dasza.
- To znaczy, �e wojna przyjdzie do nas?
- Wojna!
- wykrzykn�� Pasza.
- Taniu, s�ysza�a�?
Zaci�gn� si� do wojska.
Zaci�gn� si� i b�d� walczy� za matk� Rosj�.
Zanim bezgranicznie podekscytowana Tatiana zd��y�a odpowiedzie� - na usta cisn�o jej si� tylko jedno s�owo: "Klawo!
" - ojciec spoj rza� na syna i zerwa� si� z sofy.
- Co ty wygadujesz?
Kto ci� przyjmie?
- Tatusiu - odrzek� z u�miechem Pasza.
- Na wojnie przyda si� ka�dy m�czyzna.
- M�czyzna tak, ale nie dziecko - warkn�� ojciec, kl�kaj�c na pod�odze i zagl�daj�c pod ��ko c�rek.
- Jak to?
- powiedzia�a powoli Tatiana.
- Wojna?
To niemo�liwe.
Przecie� towarzysz Stalin podpisa� z nimi traktat pokojowy.
Mama rozla�a herbat�.
- Mo�liwe, Taniu, mo�liwe.
- I co?
spyta�a Tatiana, z trudem panuj�c nad g�osem.
B�dziemy musieli si�...
ewakuowa�?
Tata wyci�gn�� spod ��ka star�, zniszczon� walizk�.
- Ju�?
spyta�a Tania.
- Tak szybko?
Dziadek i babcia opowiadali jej o niespokojnych czasach wielkiej rewolucji tysi�c dziewi��set siedemnastego roku, kiedy to wyjechali za Ural do jakiej� ma�ej wioski, kt�rej nazwy nawet nie pami�ta�a.
Najpierw d�ugie czekanie na poci�g, za�adunek ca�ego dobytku, potem ten straszny t�ok w wagonach, przeprawa barkami przez Wo�g�...
Ekscytowa�a j� odmiana.
Ekscytowa�o j� nieznane.
Kiedy mia�a osiem lat, by�a przejazdem w Moskwie, ale czy to si� liczy�o?
Moskwa nie jest egzotyczna, my�la�a.
Moskwa to nie Afryka, Ameryka czy cho� by Ural.
Moskwa to tylko Moskwa.
Odrobin� pi�kna mo�na tam znale�� tylko na placu Czerwonym, nigdzie wi�cej.
Kilka razy wraz z ca�� rodzin� by�a na ca�odziennej wycieczce w Carskim Siole i w Peterhofie, �eby zobaczy� letnie pa�ace car�w w pi�knie utrzymanych ogrodach.
Bolszewicy urz�dzili tam wspania�e muzea.
Chodz�c szerokimi korytarzami Peterhofu, ostro�nie st�paj�c po zimnej posadzce z �y�kowatego marmuru, wprost nie mog�a uwierzy�, �e kiedy� mieszkali tam ludzie, �e to wszystko nale�a�o do nich.
A potem wr�cili do Leningradu, do dw�ch pokoj�w przy Pi�tej Radzieckiej, i zanim dotarli na miejsce, musieli przej�� obok otwartych drzwi do klitki, w kt�rej gnie�dzi�o si� sze�cioro Iglenkow�w.
Kiedy mia�a trzy lata, sp�dzali wakacje na Krymie, na tym samym Krymie, kt�ry tego ranka zaatakowali Niemcy.
Z tamtej kwietniowej wyprawy pami�ta�a bardzo du�o: pierwszy raz w �yciu jad�a wtedy ziemniaka na surowo - pierwszy i ostatni - pierwszy raz w �yciu widzia�a ropuchy w ma�ym stawie, pierwszy raz w �yciu spa�a w wy�cie�anym kocami namiocie.
Jak przez mg�� pami�ta�a r�wnie� zapach morskiej wody.
To w�a�nie tam, w ch�odnych wodach Morza Czarnego, pierwszy i ostatni raz w �yciu poczu�a dotyk o�lizg�ej meduzy, kt�ra musn�a jej drobne, nagie cia�ko, prowokuj�c j� do radosnego, acz pe�nego trwogi krzyku.
Na my�l o ewakuacji z podniecenia �cisn�o j� w do�ku.
Urodzi�a si� w tysi�c dziewi��set dwudziestym czwartym, w roku �mierci Lenina, po rewolucji, po wielkim g�odzie i po wojnie domowej.
Urodzi�a si� po tym, co najgorsze, lecz nie zd��y�a jeszcze zazna� niczego lepszego.
Urodzi�a si� w trakcie, podczas.
Dziadek spojrza� na ni� swymi czarnymi oczami, chc�c odgadn��, ja kie miotaj� ni� emocje.
- Tanieczko, o czym ty tak dumasz?
Tatiana spr�bowa�a przybra� oboj�tn� min�.
- O niczym.
- Co ci chodzi po g�owie?
To wojna.
Rozumiesz?
Wojna.
- Rozumiem.
- Chyba nie.
- Dziadek zamilk� na chwil�.
- Taniu, �ycie, kt�re dot�d zna�a�, ju� si� sko�czy�o.
Zapami�taj moje s�owa.
Od dzisiaj nic ju� nie b�dzie tak, jak to sobie wyobra�a�a�.
- W�a�nie!
- wykrzykn�� Pasza.
- Damy Niemcom kopa i wy�lemy ich do piek�a, gdzie ich miejsce.
- U�miechn�� si� do Tatiany, kt�ra od powiedzia�a mu u�miechem.
Mama i tata milczeli.
- Tak - szepn�� tata.
- A co potem?
Babcia usiad�a obok dziadka.
Po�o�y�a swoj� du�� d�o� na jego r�ce, zasznurowa�a usta i lekko skin�a g�ow�, daj�c wnuczce do zrozumienia, �e pewnych rzeczy nie zamierza nikomu zdradza�.
Dziadek te� wiedzia� swoje, ale to, co wiedzieli, razem i osobno, nie mog�o r�wna� si� z podnieceniem, kt�re odczuwa�a Tatiana.
Nie szkodzi, pomy�la�a.
Oni tego nie rozumiej�.
Nie s� ju� m�odzi.
By�o ich siedmioro i wszyscy milczeli.
Cisz� przerwa�a mama.
- Co robimy, Gieorgiju Wasiljewiczu?
- Za du�o dzieci, Irino Fiodorowno - odrzek� ze smutkiem ojciec, mocuj�c si� z walizk� Paszy.
- Tyle dzieci i o ka�de trzeba si� martwi�.
- Naprawd�, tato?
- spyta�a Tatiana.
- A o kt�re z nas wola�by� si� nie martwi�?
Tata podszed� bez s�owa do wsp�lnej szafy, otworzy� szuflad� syna i zacz�� wrzuca� do walizki jego ubranie.
- Wysy�am go, Irino.
Na ob�z w To�maczewie.
Mia� wyjecha� w przysz�ym tygodniu, z Wo�odi� Iglenko, ale wyjedzie wcze�niej.
A Wo�odi� z nim.
Nina si� ucieszy.
Zobaczysz.
Wszystko b�dzie dobrze.
Mama otworzy�a usta i pokr�ci�a g�ow�.
- To�maczewo?
Czy tam aby bezpiecznie?
Na pewno?
- Absolutnie - odrzek� tata.
- Absolutnie nie - zaprotestowa� Pasza.
- Tato, wybuch�a wojna!
Nie jad� na �aden ob�z.
Wst�pi� do wojska.
Tak trzymaj.
Paszka, pomy�la�a Tatiana, tak trzymaj, lecz tata od wr�ci� si� nagle i przeszy� syna wzrokiem.
Tania wstrzyma�a oddech.
Wszystko zrozumia�a.
Ojciec chwyci� Pasz� za rami� i mocno nim potrz�sn��.
- Co� ty powiedzia�?
Oszala�e�?
Do wojska?
Pasza pr�bowa� si� wyszarpn��, lecz ojciec nie zwolni� uchwytu.
- Tato, pu�� mnie.
- Pawe�, jeste� moim synem i b�dziesz mnie s�ucha�.
Najpierw wyjedziesz z Leningradu.
O twoim wojsku porozmawiamy potem.
Teraz musimy z�apa� poci�g.
Ciasny pok�j i tylu obserwator�w - by�o w tej scenie co� �enuj�cego i niestosownego.
Tatiana chcia�a si� odwr�ci�, lecz nie mia�a gdzie.
Spoj rza�a na swoje r�ce i zamkn�a oczy.
Wyobrazi�a sobie, �e le�y latem na �rodku pi�knej ��ki i pogryza s�odk� koniczyn�.
A woko�o nikogo.
Jak to mo�liwe, �eby w ci�gu paru sekund wszystko si� zmieni�o?
Otworzy�a oczy i mrugn�a.
Jedna sekunda.
Mrugn�a ponownie.
I druga.
Przed kilkoma sekundami spa�a.
Przed kilkoma sekundami przemawia� Mo�otow.
Przed kilkoma sekundami by�a taka radosna.
Przed kilkoma sekundami m�wi� tata.
A teraz Pasza wyje�d�a.
Mrug, mrug, mrug.
Dziadek i babcia dyplomatycznie milczeli.
Jak zwykle, jak to oni.
Dziadek, niech mu B�g wybaczy, robi� wszystko, �eby si� tylko nie od zywa�.
Je�li chodzi o gadatliwo��, babcia by�a jego dok�adnym przeciwie�stwem, lecz tym razem najwyra�niej postanowi�a p�j�� w �lady m�a.
Mo�e dlatego, �e ilekro� otwiera�a usta, dziadek �ciska� j� za nog�, a mo�e z innego powodu, w ka�dym razie nie powiedzia�a ani s�owa.
Dasza, kt�ra nigdy nie ba�a si� ojca, i kt�rej nie przera�a�a odleg�a perspektywa wojny, wsta�a i o�wiadczy�a:
- Tato, to czysty ob��d.
Dlaczego wysy�asz go z domu?
Niemcy s� daleko.
S�ysza�e�, co powiedzia� towarzysz Mo�otow.
Zaatakowali Krym, to tysi�ce kilometr�w st�d.
- Milcz, Dasze�ko - odpar� ojciec.
- Nie znasz Niemc�w.
- Ale Niemc�w tu nie ma - powt�rzy�a Dasza nie znosz�cym sprzeciwu tonem.
Tatiana bardzo jej tego tonu zazdro�ci�a.
Jej w�asny g�os by� cichy i mi�kki jak echo - pewnie brakowa�o jej jeszcze jakiego� kobiecego hormonu.
Zreszt� nie tylko tego od g�osu.
Miesi�czkowa�a dopiero od roku, ale co to by�o za miesi�czkowanie.
Okres miewa�a raz na trzy miesi�ce.
Pierwszy dosta�a zim�.
Trwa� troch�, doszed� do wniosku, �e mu si� nie podoba, znikn�� i wr�ci� dopiero na jesieni.
Ot, tak, jakby nigdy nic.
Od tamtej pory nawiedzi� j� tylko dwukrotnie.
Gdyby miesi�czkowa�a cz�ciej, mia�aby pewnie bardziej sugestywny g�os, taki jak Dasza.
A wed�ug miesi�czek Daszy mo�na by regulowa� zegarek.
- Dario!
- krzykn�� tata.
- Nie zamierzam si� z tob� wyk��ca�.
Tw�j brat nie zostanie w Leningradzie, i kropka.
Ubieraj si�.
Pasza.
W�� spodnie i �adn� koszul�.
- Tato...
- Powiedzia�em, ubieraj si�!
Nie tra�my czasu.
Gwarantuj�, �e za godzin� nie b�dzie miejsca na �adnym obozie i nigdzie ci� nie wcisn�.
Mo�e to by� b��d, mo�e ojciec nie powinien by� tego m�wi�, bo Tatiana nigdy dot�d nie widzia�a, �eby brat porusza� si� tak niemrawo jak teraz.
Dobrych dziesi�� minut szuka� swojej jedynej koszuli.
Kiedy si� przebiera�, wszyscy odwr�cili wzrok.
Tatiana ponownie zacisn�a powieki, szukaj�c w pami�ci obrazu ��ki, zapachu czere�ni i pokrzyw.
Tak, ch�tnie zjad�aby czarnych jag�d...
Zda�a sobie spraw�, �e zg�odnia�a, i otworzy�a oczy.
- Nie chc� jecha� -j�cza� Pasza.
- Nied�ugo wr�cisz - odrzek� tata.
- Wysy�am ci� tylko na wszelki wypadek.
Na obozie b�dziesz bezpieczny.
Zostaniesz tam z miesi�c, a my zobaczymy, co z t� wojn�.
Potem wr�cisz, a je�li zarz�dz� ewakuacj� wywioz� was z miasta, ciebie i twoje siostry.
Tak! W�a�nie to Tatiana pragn�a us�ysze�.
- Gieorgij - odezwa� si� cicho dziadek.
- Gieorgij.
- Tak, tato?
- spyta� z szacunkiem ojciec.
Nikt nie kocha� dziadka bardziej ni� tata.
Nikt, nawet Tatiana.
- Gieorgij, nie mo�esz mu tego zabroni�.
- Czego?
Wst�pienia do wojska?
Oczywi�cie, �e mog�.
Ma dopiero siedemna�cie lat.
Dziadek potrz�sn�� siw� g�ow�.
- W�a�nie, siedemna�cie.
Ch�tnie go wezm�.
Ojciec zrozumia�, �e znalaz� si� w pu�apce, i na jego twarzy zago�ci� wyraz strachu.
Zago�ci� i szybko znikn��.
- Nie wezm�.
Co ty m�wisz?
- By�o wida�, �e tata nie jest w stanie wyrazi� tego, co naprawd� czuje, �e chce, by rodzina przesta�a wreszcie gada� i pozwoli�a mu ratowa� syna w jedyny spos�b, jaki zna�.
Dziadek opar� si� o poduszk�.
Wsp�czuj�c ojcu i chc�c mu jako� pom�c, Tatiana powiedzia�a:
- Chyba jeszcze nie...
- lecz przerwa�a jej mama, m�wi�c:
- Pasze�ka, we� sweter, kochanie.
- Nie wezm�!
- krzykn�� Pasza.
- Jest �rodek lata!
- Dwa tygodnie temu by� mr�z.
- A teraz jest gor�co.
Nie wezm� �adnego swetra.
- S�uchaj matki - sykn�� ojciec.
- Nocami b�dzie zimno.
Bierz sweter.
- Pasza westchn�� buntowniczo, mimo to wzi�� sweter i wrzuci� go do walizki.
Tata zamkn�� j� i trzasn�� zameczkami.
- A teraz pos�uchajcie, oto m�j plan...
- Jaki plan?
- spyta�a przygn�biona Tatiana.
- Mam nadziej�, �e uwzgl�dni�e� w nim jedzenie, bo...
- Milcz i pos�uchaj, bo dotyczy i ciebie - warkn�� tata, po czym zacz�� m�wi�.
Tatiana opad�a na ��ko.
Skoro nigdzie nie wyje�d�aj�-ju� teraz, za raz, natychmiast - nie chcia�a nic s�ysze�.
Pasza wyje�d�a� na obozy dla ch�opc�w co roku, do To�maczewa, do �ugi albo do Gatozyny.
Wola� �ug�, bo stamt�d mia� blisko do ich daczy - tylko pi�� kilometr�w prosto przez las - i Tania mog�a go odwiedza�.
Natomiast To�maczewo le�a�o dwadzie�cia kilometr�w od �ugi, a cz�onkowie prowadz�cej ob�z kadry byli bardzo surowi i urz�dzali po budk� ju� o �wicie.
Pasza m�wi�, �e jest tam troch� jak w wojsku.
No i dobrze, pomy�la�a Tatiana, nie s�uchaj�c tego, co m�wi ojciec.
Na bez rybiu i rak ryba.
Dasza uszczypn�a j� mocno w nog�.
- Aj!
- krzykn�a g�o�no Tania z nadziej�, �e siostra dostanie bur�.
Ale nikt nie zwr�ci� na ni� uwagi.
Nikt nic nie powiedzia�.
Nawet na ni� nie spojrzeli.
Wszyscy patrzyli na Pasz�, a chudy jak patyk Pasza - by� w br�zowych spodniach i be�owej koszuli o przetartym ko�nierzyku i wystrz�pionych r�kawach - sta� po�rodku pokoju niczym �wie�o rozkwit�y kwiat.
Taki pi�kny, taki kochany...
O czym doskonale wiedzia�.
By� ulubionym dzieckiem.
Ulubionym wnukiem i bratem.
Ulubionym, bo jedynym.
Jedynym synem.
Tatiana wsta�a z ��ka, podesz�a bli�ej, obj�a go i powiedzia�a:
- U�miechnij si�.
Szcz�ciarz z ciebie.
Ja zostaj� w domu.
Odsun�� si� od niej, ale tylko o �wier� kroku.
Nie dlatego, �e by� skr�powany, nie.
Po prostu nie uwa�a� si� za szcz�ciarza.
Tania wiedzia�a, �e brat chce wst�pi� do wojska, �e pragnie tego jak niczego innego na �wiecie.
Nie mia� ochoty jecha� na jaki� g�upi ob�z.
- Pasza - rzuci�a weso�o.
- Najpierw musisz wygra� wojn� ze mn�.
Dopiero wtedy b�dziesz m�g� walczy� z Niemcami.
- Zamknij si�, Taniu - mrukn�� Paszka.
- Zamknij si�, Taniu - powt�rzy� tata.
- Tato - spyta�a - mog� spakowa� swoj� walizk�?
Ja te� chc� jecha� na ob�z.
- Gotowy, Pasza?
- Tata nawet nie raczy� jej odpowiedzie�.
Obozy by�y tylko dla ch�opc�w.
- To chod�my.
- Opowiem ci kawa�, Paszka.
- Niezra�ona niech�ci� brata, Tatiana nie zamierza�a rezygnowa�.
- Nie mam ochoty wys�uchiwa� twoich g�upich kawa��w.
- Ten ci si� spodoba.
- W�tpi�.
- Tatiana!
- warkn�� gro�nie tata.
- Nie pora na �arty.
- Gieorgij - wstawi� si� za ni� dziadek.
- Niech opowie, co to komu szkodzi.
Podzi�kowawszy mu skinieniem g�owy, Tatiana odchrz�kn�a.
- Prowadz� �o�nierza na stracenie.
"Fatalna pogoda" - m�wi �o� nierz do tych z plutonu egzekucyjnego.
"Ty jeszcze narzekasz?
- odpowiadaj� tamci.
- My musimy wr�ci�".
Nikt nie zareagowa�.
Nikt si� nawet nie u�miechn��.
Pasza uni�s� brwi, uszczypn�� siostr� lekko i szepn��:
- Mi�o, �e si� starasz.
Tatiana ci�ko westchn�a.
Pewnego dnia b�dzie w wy�mienitym humorze.
Pewnego, ale chyba nie tego.
2
- Tatiano, tylko bez d�ugich po�egna� - powiedzia� ojciec, podnosz�c z pod�ogi walizk� i torb� z dodatkowym jedzeniem na ob�z.
- Zobaczysz brata za miesi�c.
Zejd� na d� i przytrzymaj drzwi.
Mam� bol� plecy.
- Dobrze, tato.
Mieszkanie przypomina�o poci�g, a raczej wagon: d�ugi korytarz, a w korytarzu dziewi�cioro drzwi do dziewi�ciu pokoj�w.
By�y tam dwie kuchnie, jedna od frontu, druga od ty�u, a przy kuchniach �azienki i ubikacje.
W dziewi�ciu pokojach t�oczy�o si� dwadzie�cia pi�� os�b.
Przed pi�ciu laty by�o ich jeszcze wi�cej, bo a� trzydzie�cioro troje, ale o�mioro przeprowadzi�o si�, umar�o albo...
Rodzina Tatiany mieszka�a na ko�cu korytarza.
To by�o najlepsze miejsce.
Mieli do dyspozycji wi�ksz� kuchni�, no i schody, na dach i na podw�rze; Tatiana lubi�a nimi chodzi�, gdy� id�c schodami, nie musia�a mija� pokoju szalonego S�awina.
Mieli te� wi�ksz� p�yt� w kuchni i wi�ksz� �azienk�.
Poza tym dzielili te pomieszczenia tylko z trzema rodzinami, z Pietrowami, Sarkowami i z szalonym S�awinem, kt�ry nigdy nie gotowa� i si� nie k�pa�.
S�awina w korytarzu nie by�o.
I dzi�ki Bogu.
Id�c do drzwi, musia�a min�� wsp�lny telefon.
Sta� przy nim Piotr Pietrow i Tatianie przemkn�o przez g�ow�, �e maj� du�o szcz�cia.
Bo ich telefon dzia�a�.
Bo mogli z niego korzysta�.
Telefon u jej kuzynki Mariny by� zepsuty, i to ca�y czas; stare kable czy co� w tym rodzaju.
Tania mog�a do niej tylko pisa� albo odwiedza� j� osobi�cie, co zdarza�o si� do�� rzadko, gdy� Marina mieszka�a za rzek�, na drugim ko�cu miasta.
Pietrow by� bardzo zdenerwowany, wr�cz wzburzony.
Czeka� na po��czenie, a poniewa� nie m�g� kr��y� po korytarzu - kabel by� za kr�tki - przebiera� nogami w miejscu.
Dosta� po��czenie w chwili, gdy Tatiana go mija�a; trudno by�o tego nie zauwa�y�, gdy� natychmiast zacz�� wrzeszcze� do s�uchawki:
- Luba!
To ty?
To ty, Luba?
Krzykn�� tak g�o�no, nagle i niespodziewanie, �e Tatiana a� podskoczy�a, wpadaj�c na �cian�.
Otrz�sn�a si�, min�a go szybko, po czym zwolni�a, �eby pos�ucha�.
- Luba, s�yszysz mnie?
Fatalne po��czenie, wszyscy gdzie� dzwoni�.
Luba, wracaj do Leningradu!
S�yszysz?
Wojna wybuch�a.
Bierz, co mo�esz, reszt� zostaw i wsiadaj do poci�gu.
Luba!
Nie, nie za godzin�, nie jutro, tylko teraz, rozumiesz?
Natychmiast!
- S�ucha� chwil�.
- Przecie� m�wi� ci, �eby� da�a sobie z tym spok�j!
Og�uch�a�, babo, czy co?
Tatiana zerkn�a przez rami� i ujrza�a jego zesztywnia�e plecy.
- Tatiana!
- Tata przeszywa� j� wzrokiem, kt�ry m�wi�: je�li zaraz tu nie przyjdziesz...
Lecz Tatiana zwleka�a, gdy� bardzo pragn�a us�ysze� co� jeszcze.
- Tatiano Gieorgijewno!
Prosz� natychmiast nam pom�c!
- Tak samo jak matka, tata u�ywa� tego oficjalnego zwrotu tylko wtedy, gdy chcia� podkre�li�, o jak wa�n� chodzi spraw�.
Tania ruszy�a spiesznie w�skim korytarzem, my�l�c o Pietrowie i o tym, dlaczego Paszka nie mo�e sam otworzy� drzwi.
Jak cho�by Wo�odia Iglenko, ch�opak w wieku Paszy, kt�ry mia� je cha� z nim na ob�z do To�maczewa, Schodzi� z Mietanowami d�wigaj�c walizk� i ani mu przez g�ow� nie przesz�o, �eby prosi� kogo� o otwarcie drzwi.
No tak, ale Wo�odia mia� trzech braci.
Wo�odia po prostu musia� dawa� sobie rad� sam.
- Pasza, co� ci poka�� - powiedzia�a cicho do brata.
- To bardzo proste.
K�adziesz r�k� na klamce i ci�gniesz.
Drzwi si� otwieraj�.
Wychodzisz na ulic� i drzwi si� zamykaj�.
Zobaczmy, czy sobie poradzisz.
- Przesta� gada� i otwieraj - mrukn�� Pasza.
- Nie widzisz, �e nios� walizk�?
Na ulicy przystan�li.
- Taniu - powiedzia� tata.
- We� sto pi��dziesi�t rubli, kt�re ci da�em, i kup troch� jedzenia.
Tylko nie marud�.
Id�, kup i wracaj.
S�yszysz?
- Tak, tato.
Zaraz p�jd�.
- Prosto do ��ka, co?
- prychn�� z u�mieszkiem Pasza.
- No, chod�my, ju� pora - powiedzia�a mama.
- Tak - odrzek� ojciec - pora.
- Na razie.
- Tatiana klepn�a brata w rami�.
Mrukn�� co� przygn�biony i poci�gn�� j� za w�osy.
- Tylko zwi�� sobie w�osy, zanim wyjdziesz.
Nie strasz ludzi.
- Przesta� - odpar�a weso�o Tania - bo w og�le je zetn�.
- Chod�my ju�, chod�my - ponagla� tata, ci�gn�c syna za r�kaw.
Tatiana po�egna�a si� z Wo�odia, pomacha�a matce, po raz ostatni spojrza�a na plecy przybitego brata i wr�ci�a na g�r�.
Dziadek i babcia w�a�nie wychodzili.
Szli z Dasz� do banku, �eby wyj�� oszcz�dno�ci.
Tania zosta�a sama.
Westchn�a z ulg� i opad�a na ��ko.
Wiedzia�a, �e urodzi�a si� za p�no.
Paszka te�.
Powinna by�a si� urodzi� w dziewi��set siedemnastym, jak Dasza.
Opr�cz nich rodzice mieli jeszcze troje dzieci, ale si� nie uchowa�y.
Dwaj bracia, jeden urodzony w tysi�c dziewi��set dziewi�tnastym, drugi w dwudziestym pierwszym, zmarli na tyfus.
Urodzona w dwudziestym drugim dziewczynka rok p�niej zmar�a na szkarlatyn�.
W tysi�c dziewi��set dwudziestym czwartym, kiedy umiera� Lenin, kiedy nagle sko�czy� si� NEP, ten kr�t kotrwa�y powr�t do prywatnej inicjatywy i wolnej przedsi�biorczo�ci, kiedy plutony egzekucyjne Stalina konsekwentnie powi�ksza�y jego wp�ywy we w�adzach, bardzo zm�czona trzydziestodwuletnia Irina Fiodorowna urodzi�a ich, najpierw Pasz�, a sze�� minut p�niej j�.
Tanie.
Rodzina pragn�a Paszy, ch�opca, syna, dlatego narodziny c�rki by�y dla nich kompletnym zaskoczeniem.
Bli�ni�ta?
Nikt nie mia� bli�ni�t.
Kto s�ysza� o bli�ni�tach?
Poza tym nie by�o dla niej miejsca.
Przez pierwsze trzy lata �ycia musia�a dzieli� ko�ysk� z bratem.
Potem spa�a z Dasz�.
Mimo to fakt pozostawa� faktem: zajmowa�a cenn� przestrze� �� kow�.
Dasza nie mog�a wyj�� za m��, poniewa� jej siostrzyczka le�a�a noc� tam, gdzie mia� le�e� jej m��.
Daszka cz�sto wyrzuca�a to Tatianie.
M�wi�a: "Przez ciebie umr� jako stara panna", na co Tania odpowiada�a:
"Oby jak najszybciej, �eby na twoim miejscu m�g� spa� m�j m��".
Przed miesi�cem sko�czy�a szko�� i natychmiast posz�a do pracy, �eby nie sp�dza� kolejnych wakacji w �udz� na czytaniu, p�ywaniu �odzi� i na g�upich zabawach z dzieciakami mieszkaj�cymi w domach przy wiecznie zapylonej drodze.
Sp�dza�a tam wszystkie wakacje, na daczy pod �ug� albo pod Nowogrodem nad jeziorem Ilmen, gdzie dacz� mieli rodzice kuzynki Mariny.
Kiedy� nie mog�a si� wprost doczeka� czerwcowych og�rk�w, lipcowych pomidor�w i sierpniowych malin; w my�lach zbiera�a grzyby i czarne jagody, w my�lach �owi�a ryby w rzece.
Kiedy�, ale nie tego lata.
Tego lata wszystko mia�o by� inaczej.
Zda�a sobie spraw�, �e zm�czy�o j� bycie dzieckiem.
Jednocze�nie nie bardzo wiedzia�a, jak by� kim� innym, dlatego za�atwi�a sobie prac� w Zak�adach Kirowa, w fabryce w po�udniowej cz�ci Leningradu.
Praca: to ju� prawie doros�o��.
A wi�c pracowa�a i nieustannie czyta�a gazet�, kr�c�c g�ow� na poczynania Francji, na marsza�ka Petaina, na Dunkierk� i na Nevillea Chamberlaina.
Pr�bowa�a by� bardzo powa�na i ze skupieniem kiwa�a g�ow�, czytaj�c o kryzysie w Ardenach i na Dalekim Wschodzie.
To by�y jej ust�pstwa na rzecz doros�o�ci: Kir�w i "Prawda".
Lubi�a tam pracowa�, w tej najwi�kszej fabryce w Leningradzie i prawdopodobnie w ca�ym Zwi�zku Radzieckim.
S�ysza�a, �e u Kirowa buduj� czo�gi, ale nie bardzo w to wierzy�a.
Jak dot�d nie widzia�a ani jednego.
Pracowa�a w dziale sztu�c�w: pakowa�a do pude�ek no�e, �y�ki i widelce.
By�a przedostatni� robotnic� na linii monta�owej.
Dziewczyna pracuj�ca za ni�, ta ostatnia, zakleja�a pude�ka ta�m�.
Tatiana bardzo jej wsp�czu�a; zaklejanie pude�ek musia�o by� okropnie nudne.
Ona mog�a przynajmniej pobrz�kiwa� trzema rodzajami sztu�c�w.
Fajnie b�dzie pracowa� tam latem, pomy�la�a, le��c na ��ku, ale jeszcze fajniejsza by�aby ewakuacja.
Ch�tnie by troch� poczyta�a.
W�a�nie zacz�a zabawn�, cho� bole�nie prawdziw� ksi��eczk� Michai�a Zoszczenki, zbi�r satyrycznych opowiada� na temat reali�w �ycia w Zwi�zku Radzieckim, ale polecenia ojca by�y bardzo wyra�ne.
Z ut�sknieniem popatrzy�a na ksi��k�.
Po co ten po�piech?
Doro�li zachowuj� si� tak, jakby si� gdzie� pali�o.
Niemcy s� dwa tysi�ce kilometr�w st�d.
Towarzysz Stalin na pewno nie pozwoli, �eby ten zdrajca Hitler wkroczy� w g��b kraju.
A ona na pewno nie zostanie w domu sama.
Gdy tylko zda�a sobie spraw�, �e natychmiastowej ewakuacji nie b�dzie, wojna straci�a dla niej ca�� atrakcyjno��.
Czy naprawd� jest a� tak interesuj�ca?
Mo�e, ale opowiadanie Zoszczenki "�a�nia", opowie�� o m�czy�nie, kt�ry idzie do �a�ni, rozbiera si� w szatni, a numerek przywi�zuje sobie do nogi w kostce, by�o przekomiczne: "...gdzie rozebrany do roso�u cz�owiek ma schowa� te numerki?
[...] A numerek zosta� na nodze.
Trzeba si� rozebra�; �ci�gam spodnie i szukam, numerka ani �ladu.
Sznurek jest, a numerka nie ma.
Sp�yn�� z wod�.
Podaj� szatniarzowi sznurek, a ten nie bierze.
Na podstawie sznurka - powiada - rzeczy nie wydaj�.
Gdyby tylko pozwoli�, to ka�dy obywatel naci��by sznurk�w i palt w kraju by zabrak�o.
Poczekaj, niech si� rozejd�, to wydam ci palto, kt�re pozostanie".
Poniewa� nikt nie zamierza� si� ewakuowa�, po�o�y�a si� na ��ku, opar�a nogi o �cian� i konaj�c ze �miechu przeczyta�a opowiadanie jesz cze raz.
Ale c�, rozkaz to rozkaz.
Musia�a i�� po zakupy.
Ale by�a niedziela, a w niedziel� Tatiana nie lubi�a wychodzi� ubrana byle jak.
Dlatego bez pytania po�yczy�a czerwone sanda�y Daszy.
Mia�y wysokie obcasy, tote� chodzi�a w nich jak nowo narodzone ciel� na uginaj�cych si� nogach; Daszce sz�o znacznie lepiej, bo ju� si� nauczy�a.
Szczotkowa�a ja�niutkie w�osy, �a�uj�c, �e nie ma g�stych, czarnych lok�w jak reszta rodziny.
Jej by�y takie proste, takie...
bez charakteru.
Zawsze wi�za�a je w kucyk albo zaplata�a warkocze.
Tego dnia uzna�a, �e kucyk b�dzie lepszy.
Nikt nie potrafi� wyt�umaczy�, dlaczego s� proste i jasne.
Broni�c c�rki, mama m�wi�a, �e jako ma�a dziewczynka te� mia�a jasne, proste w�osy.
Tak, a kiedy babcia wychodzi�a za m��, wa�y�a tylko czterdzie�ci siedem kilo.
Tatiana w�o�y�a swoj� jedyn� eleganck� sukienk�, sprawdzi�a, czy ma czyst� twarz, z�by i r�ce, po czym wysz�a.
Sto pi��dziesi�t rubli to olbrzymie pieni�dze.
Nie wiedzia�a, sk�d oj ciec je wzi��, i nie �mia�a pyta�, ale pojawi�y si� w jego r�kach jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki.
Co mia�a kupi�?
Ry�?
W�dk�?
Ju� zapomnia�a.
Mama powiedzia�a:
- Nie wysy�aj jej, ona nic nie za�atwi.
Tatiana ochoczo popar�a j� skinieniem g�owy.
- S�usznie - dorzuci�a.
- Wy�lij Dasz�, tato.
- Nie!
- wykrzykn�� ojciec.
- Na pewno sobie poradzisz.
We� torb�, id� do sklepu i kup...
No w�a�nie, i kup co?
Ziemniaki?
M�k�?
Mijaj�c pok�j Sarkow�w, zobaczy�a �ann� i �eni�, kt�rzy siedzieli w fotelach, pij�c herbat� i czytaj�c.
Robili wra�enie spokojnych i odpr�onych, jakby by�a to ot, kolejna zwyczajna niedziela.
Sami w takim wielkim pokoju, pomy�la�a.
Ci to maj� szcz�cie.
Szalonego S�awina w korytarzu nie by�o.
I dobrze.
Dziwne.
Zdawa�o si�, �e o�wiadczenie towarzysza Mo�otowa, to sprzed dw�ch godzin, by�o tylko niewielkim odst�pstwem od normalnego toku dnia.
Zacz�a nawet pow�tpiewa�, czy dobrze je zrozumia�a, i dopiero kiedy skr�ci�a na Grecki Prospekt, gdy zobaczy�a zwarte grup ki ludzi spiesz�cych w kierunku Newskiego, zda�a sobie spraw�, �e to jednak prawda.
Nie pami�ta�a, kiedy ostatni raz widzia�a takie t�umy na ulicach Leningradu.
Szybko zawr�ci�a i posz�a w stron� Prospektu Suworowskiego.
Tak, przechytrzy ich i wyprzedzi.
Skoro wszyscy szli na Newski, ona p�jdzie do sklep�w w okolicy parku Taurydzkiego, kt�re by�y troch� gorzej zaopatrzone, za to mniej ucz�szczane.
Naprzeciw niej sz�a jaka� para.
Popatrzyli na jej sukienk� i u�miechn�li si�.
Tatiana spu�ci�a oczy, ale te� si� u�miechn�a.
Sukienka by�a naprawd� wspania�a, bia�a w szkar�atne r�e.
Dosta�a j� w trzydziestym �smym, na czternaste urodziny.
Ojciec kupi� j� na tar gu w �wi�tokre�cie, w ma�ym miasteczku w Polsce, dok�d pojecha� s�u�bowo, gdy pracowa� w Leningradzkich Zak�adach Wodoci�gowych.
By� wtedy w �wi�tokre�cie, w Warszawie i w Lublinie.
Kiedy wr�ci�, Tatiana uzna�a, �e prawdziwy z niego �wiatowiec i globtroter.
Dasza i mama dosta�y czekoladki z Warszawy, lecz ostatni� czekoladk� zje dzono ju� dawno temu, a dok�adnie przed dwoma laty i trzystoma sze�� dziesi�cioma trzema dniami.
Tymczasem ona.
Tania, wci�� nosi�a swoj� sukienk� ze szkar�atnymi r�ami wyhaftowanymi na grubej, g�adkiej �nie�nobia�ej bawe�nie.
Tak, wyhaftowano na niej nie p�czki, tylko w pe�ni rozkwit�e r�e.
By�a to naprawd� doskona�a letnia sukienka, taka na w�skich rami�czkach.
Nie mia�a r�kaw�w, by�a mocno dopasowana w talii i szeroko rozkloszowana na dole, tak �e kiedy Tatiana okr�ca�a si� szybko wok� w�asnej osi, sukienka wirowa�a wraz z ni� niczym czasza spadochronu.
W czerwcu tysi�c dziewi��set czterdziestego pierwszego Tania mia�a z ni� tylko jeden problem: sukienka by�a na ni� za ma�a.
Krzy�uj�ce si� na plecach at�asowe paseczki, kt�re mog�a kiedy� bez trudu �ci�gn��, �ci�gn�� si� ju� nie dawa�y.
Dra�ni�o j�, �e jej w�asne cia�o, w kt�rym czu�a si� coraz bardziej nieswojo, przeros�o ulubion� sukienk�.
Nie to, �eby rozkwit�o jak cia�o Daszy, �eby mia�a roz�o�yste biodra, pe�ne piersi, j�drne uda i pr�ne ramiona.
Nie, wprost przeciwnie.
Jej biodra, cho� kr�g�e, wci�� by�y w�skie, nogi i r�ce szczup�e, za to piersi wci�� ros�y i w�a�nie w tym tkwi� problem.
Gdyby piersi nie uros�y, nie musia�aby polu�nia� pask�w na plecach i wystawia� na pokaz kr�gos�upa od �opatek a� po krzy�.
Bardzo lubi�a t� sukienk�.
Lubi�a, gdy materia� ociera� si� jej o sk�r�, lubi�a dotyka� haftowanych r�, dra�ni�a j� natomiast �wiadomo��, �e musi demonstrowa� �wiatu fragment swego cia�a, tkwi�cego w bawe�nianym kokonie, kt�ry bezlito�nie �ciska� jej p�uca.
Z przyjemno�ci� i rozrzewnieniem wspomina�a chwil�, kiedy jako chuda czternastolatka w�o�y�a sukienk� pierwszy raz, �eby p�j�� w niej na niedzielny spacer po Newskim Prospekcie.
To w�a�nie dlatego, dla tych pi�knych wspomnie�, w�o�y�a j� i dzisiaj, w dniu, kiedy Niemcy zaatakowali Zwi�zek Radziecki.
Jej dusz� �echta�a r�wnie� �wiadomo��, �e na sukience jest metka z napisem: "Fabrique en France".
"Fabrique en France"!
Jak�e mi�o by�o mie� co�, co zamiast z r�k radzieckich partaczy, wysz�o z r�k starannych i romantycznych Francuz�w.
Bo czy� istnieli na �wiecie ludzie bardziej romantyczni ni� oni?
Francuzi to prawdziwi mistrzowie mi�o�ci.
Ka�da nacja ma swoj� specjalno��.
Rosjanie s� niezr�wnani w cierpieniu, Anglicy w pow�ci�gliwo�ci, Amerykanie w umi�owaniu �ycia, W�osi w umi�owaniu Chrystusa, a Francuzi w nadziei na mi�o��.
Dlatego szyj�c sukienk� dla Tatiany, nas�czyli j� obietnic�, jakby chcieli powiedzie�: w�� j�, cherie, a b�d� ci� w niej kochali tak samo jak nas, w�� j�, a znajdziesz mi�o��.
Dlatego w okraszonej szkar�atem bieli Tania nigdy nie traci�a nadziei.
Gdyby sukienk� uszyli Amerykanie, by�aby szcz�liwa.
Gdyby uszyli j� W�osi, zacz�aby si� modli�, gdyby uszyto j� w Anglii, dumnie wyprostowa�aby ramiona, ale poniewa� uszyli j� Francuzi, �y�a nadziej�.
Cho� akurat teraz sz�a Prospektem Suworowa, pr�buj�c nie zwa�a� na to, �e sukienka �ciska jej rozkwitaj�ce piersi.
Na dworze by�o ciep�o i rze�ko, dlatego �wiadomo��, �e w�a�nie tego pi�knego, pe�nego nadziei dnia Hitler zaatakowa� Zwi�zek Radziecki, porazi�a j� jak pr�d.
Id�c, kr�ci�a g�ow�.
Dziadek nigdy Hitlerowi nie ufa� i powtarza� to od samego pocz�tku, od tysi�c dziewi��set trzydziestego dziewi�tego, kiedy to towarzysz Stalin podpisa� z Niemcami pakt o nieagresji.
M�wi�, �e Stalin przespa� si� z szatanem, no i teraz szatan go zdradzi�.
Wi�c dlaczego wszyscy s� tacy zaskoczeni?
Niby czego si� spodziewali?
�e szatan zachowa si� honorowo?
Zawsze uwa�a�a, �e dziadek jest najm�drzejszym cz�owiekiem na �wiecie.
Od trzydziestego dziewi�tego, od napadu Hitlera na Polsk�, ci�gle powtarza�, �e wkr�tce przyjdzie kolej na Zwi�zek Radziecki.
Od wiosny, a wi�c od paru miesi�cy, znosi� do domu konserwy.
Babcia m�wi�a, �e przesadza, �e za du�o ich kupuje; nie chcia�a, �eby wydawa� pieni�dze na co� tak nieuchwytnego jak "wszelki wypadek".
Szydzi�a z niego i drwi�a.
Wojna?
- m�wi�a, �ypi�c spode �ba na puszk� mielonki.
Jaka wojna?
I kto to b�dzie jad�?
Na pewno nie ja.
Po co wydawa� pieni�dze na �wi�stwa?
Dlaczego nie kupisz marynowanych grzyb�w albo pomidor�w?
A dziadek, kt�ry kocha� j�, jak �aden m�czyzna nie kocha� �adnej kobiety, pochyla� z pokor� g�ow�, czekaj�c, a� babcia da upust z�o�ci, i miesi�c p�niej przynosi� do domu kolejne konserwy.
Kupowa� r�wnie� cukier, kaw�, tyto� i w�dk�.
Z przechowywaniem tych ostatnich produkt�w mia� du�o k�opot�w, poniewa� na ka�de urodziny, na ka�d� rocznic� i na ka�dego 1 Maja otwierano butelk� w�dki, palono tyto�, pito kaw� i s�odzon� herbat� i pieczono s�odkie ciasto.
Dziadek nie potrafi� odm�wi� niczego rodzinie, natomiast sobie odmawia� niemal wszystkiego.
Dlatego na swoje urodziny nigdy nie otwiera� w�dki.
Ale babcia i tak napoczyna�a worek cukru, �eby upiec mu jagodziank�.
Tak wi�c w sumie przybywa�o jedynie mielonki - co miesi�c puszka lub dwie - kt�rej nikt nie lubi� i nikt nie jad�.
Tatiana mia�a kupi� w�dk� i ry�, lecz okaza�o si�, �e zadanie jest trudniejsze, ni� oczekiwa�a.
W sklepach przy Prospekcie Suworowa w�dki nie by�o.
Mieli ser.
Ale ser si� nie przechowa.
Mieli chleb, lecz chleb te� si� nie przechowa.
Kie�basa znikn�a, puszki te�.
I ca�a m�ka.
Przyspieszywszy kroku, sz�a Prospektem - mia� ledwie kilometr d�ugo�ci i krzy�owa� si� z jedenastoma innymi ulicami - zagl�daj�c do wszystkich sklep�w po kolei, ale nigdzie nie znalaz�a ani konserw, ani przetwor�w.
By�a dopiero trzecia po po�udniu.
Min�a dwa banki.
Oba by�y nieczynne.
Na drzwiach wisia�y po spiesznie nabazgrane napisy: ZAMKNI�TE.
Dziwne.
Jak to zamkni�te?
Chyba nie zabrak�o im pieni�dzy, to przecie� banki.
Tania zachichota�a.
Zda�a sobie spraw�, �e za d�ugo czekali.
Za d�ugo pakowali rzeczy Paszy, za d�ugo si� sprzeczali i gapili smutno na siebie.
Powinni byli natychmiast wyj��, ale nie, najpierw musieli wyprawi� Paszk� na ob�z.
Potem czyta�a Zoszczenk�.
Tak, szkoda, �e nie wysz�a godzin� wcze�niej.
Gdyby wysz�a i pobieg�a na New�ki, sta�aby ju� w kolejce wraz z innymi.
Ale chocia� przygn�bia�o j�, �e nie potrafi zdoby� nawet g�upiego pude�ka zapa�ek, czu�a, i� ciep�y, letni wiatr niesie ze sob� zapach nowego, �e zwiastuje porz�dek rzeczy, kt�rych dot�d nie zna�a i nie rozumia�a.
Bior�c g��boki oddech, pomy�la�a: czy�bym mia�a zapami�ta� ten dzie� do ko�ca �ycia?
Nieraz ju� to powtarza�am: och, tego a tego dnia na pewno nie zapomn�, a mimo to zapomina�am.
Wci�� pami�tam, kiedy pierwszy raz zobaczy�am ropuch�.
Zwyk�� ropuch�.
Kto by pomy�la�?
Wci�� pami�tam, jak pierwszy raz posmakowa�am s�onej wody z Morza Czarnego.
Pami�tam, jak pierwszy raz zgubi�am si� w lesie.
Mo�e pami�ta si� tylko to, co spotyka cz�owieka pierwszy raz w �yciu?
Nigdy dot�d nie widzia�am prawdziwej wojny, wi�c kto wie, mo�e ten dzie� te� zapami�tam.
Skr�ci�a w stron� sklep�w przy Taurydzkiej.
Lubi�a t� cz�� miasta po�o�on� z dala od Newskiego.
Drzewa by�y tu ziele�sze i wy�sze, a ludzi du�o mniej.
Lubi�a poby� troch� w samotno�ci.
Zajrzawszy do kilku sklep�w spo�ywczych, chcia�a ju� zrezygnowa�.
Zastanawia�a si� powa�nie, czy nie wr�ci� do domu i nie powiedzie� ojcu, �e nie sprosta�a zadaniu, kt�rym j� obarczy�, lecz my�l ta na pe�nia�a j� l�kiem.
Dlatego sz�a dalej.
Przed sklepem na rogu Suworowa i Sa�tykowa-Szczedrina sta�a d�uga kolejka.
Tania karnie stan�a za ostatni� osob� w ogonku.
Przest�puj�c z nogi na nog�, sta�a i sta�a, od czasu do czasu pyta�a o godzin�, po czym sta�a dalej.
Kolejka przesun�a si� o metr.
Tatiana ci�ko westchn�a i spyta�a, po co w�a�ciwie stoj�.
Stoj�ca przed ni� kobieta gniewnie wzruszy�a ramionami i odwr�ci�a si�.
- Co?
Co? - mrukn�a, tul�c do piersi torebk�, jakby Tania chcia�a j� obrabowa�.
- St�j jak wszyscy i nie zadawaj g�upich pyta�.
Wi�c Tania sta�a i czeka�a.
Gdy ogonek przesun�� si� o kolejny metr, ponownie spyta�a o godzin�.
- Pyta�a� mnie o to samo dziesi�� minut temu - warkn�a kobieta.
- Dodaj sobie.
Wtem m�oda kobieta stoj�ca przed ni� zacz�a m�wi� o bankach i Tatiana zastrzyg�a uszami.
- Zabrak�o pieni�dzy.
- To do stoj�cej obok staruszki.
- Wyobra�a pani sobie?
Zabrak�o pieni�dzy.
I co oni teraz zrobi�?
Mam nadziej�, �e trzyma pani troch� pod materacem.
Zmartwiona staruszka pokr�ci�a g�ow�.
- Mam dwie�cie rubli - odrzek�a.
- To oszcz�dno�ci ca�ego �ycia.
Wzi�am wszystko.
- I dobrze.
Niech pani kupuje co si� da, zw�aszcza konserwy...
Staruszka ponownie pokr�ci�a g�ow�.
- Nie lubi� konserw.
- No to kawior.
S�ysza�am, �e jaka� kobieta kupi�a na Newskim dziesi�� kilo kawioru.
Co ona z nim zrobi?
Ale to nie moja sprawa.
Ja kupu j� oliw�.
I zapa�ki.
- Niech pani kupi s�l - doradzi�a m�drze staruszka.
- Herbat� bez cukru wypijesz, owsianki bez soli nie zjesz.
- Nie lubi� owsianki.
Nigdy nie lubi�am.
Nie prze�kn� ani �y�ki.
Papkowate gluty.
- No to kawior.
Lubi pani kawior?
- Nie.
Ale mo�e wezm� kie�basy - rzuci�a w zadumie ta m�odsza.
- Troch� dobrej, suchej kie�basy...
Tak, proletariat obali� cara ponad dwadzie�cia lat temu.
Przez ten czas du�o si� nauczy�am i wiem, czego oczekiwa�.
Stoj�ca przed Tatian� j�dza g�o�no prychn�a.
Staruszka i jej s�siadka odwr�ci�y g�ow�.
- Akurat!
- warkn�a j�dza.
- Nic pani nie wie.
To wojna!
- I chrapliwie chrz�kn�a, co zabrzmia�o jak sapni�cie parowozu.
- A kto pani� pyta?
- To wojna, towarzyszki i towarzysze!
Witamy w rzeczywisto�ci, kt�r� podarowa� nam Hitler.
Nakupujcie kawioru i mas�a i zjedzcie wszystko jeszcze dzisiaj.
Tak, tak, zapami�tajcie moje s�owa: ju� w styczniu za dwie�cie rubli kupicie co najwy�ej bochenek chleba.
- Zamknij si�, babo!
Tatiana spu�ci�a g�ow�.
Nie lubi�a k��tni.
Ani w domu, ani na ulicy.
Ze sklepu wysz�o dwoje ludzi z wielkimi papierowymi torbami pod pach�.
- Co daj�?
- spyta�a grzecznie Tania.
- Such� kie�bas� - burkn�� m�czyzna i spiesznie odszed�, jakby si� ba�, �e Tatiana dop�dzi go, powali na ziemi�, pobije i odbierze mu t� przekl�t� kie�bas�.
Tymczasem ona nie lubi�a suchej kie�basy.
Wytrwale sta�a dalej.
P� godziny p�niej zrezygnowa�a.
Nie chc�c rozczarowa� ojca, szybko posz�a na przystanek.
Chcia�a z�apa� autobus dwadzie�cia dwa na Prospekt Newski.
Na Newskim mog�a przynajmniej kupi� kawior.
Kawior?
- pomy�la�a.
B�dziemy musieli zje�� go ju� w przysz�ym tygodniu, bo do zimy si� nie przechowa.
Czy po to ojciec wys�a� j� na zakupy?
Po �ywno�� na zim�?
Niemo�liwe.
Do zimy jeszcze daleko.
A nasza armia jest niezwyci�ona, sam towarzysz Stalin tak m�wi�.
Do wrze�nia po tych niemieckich �winiach nie b�dzie ju� ani �ladu.
Gdy skr�ca�a za r�g Sa�tykowa-Szczedrina, p�k�a gumka, kt�r� zwi�za�a w�osy, i wiatr dmuchn�� jej nimi w twarz.
Przystanek by� po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko parku.
Zwykle je�dzi�a stamt�d do Mariny, sto trzydziestk� sz�stk�, ale tego dnia chcia�a dojecha� na Newski.
Wiedzia�a, �e musi si� pospieszy�, bo wygl�da�o na to, �e i kawior wkr�tce wykupi�.
Par� krok�w dalej zobaczy�a stoisko z lodami.
Lody!
Dzie� sta� si� nagle pi�kniejszy.
Na sto�ku siedzia� sprzedawca.
Czy ta� gazet�, chroni�c si� przed s�o�cem pod ma�ym parasolem.
Tatiana przyspieszy�a kroku.
Wtem us�ysza�a warkot silnika.
Odwr�ci�a si�: autobus by� jeszcze daleko.
Gdyby kawa�ek podbieg�a, na pewno by zd��y�a.
Wesz�a na jezdni�, �eby przej�� na drug� stron� ulicy, spojrza�a na stoisko z lodami, potem na autobus, jeszcze raz na stoisko, i zatrzyma�a si�.
Mia�a wielk� ochot� na lody, ochot� wprost przemo�n�.
Zagryz�a warg� i przepu�ci�a autobus.
Nie szkodzi.
Nied�ugo nadjedzie nast�pny, a tymczasem usi�d� na przystanku i zjem lody.
Podesz�a do stoiska i spyta�a:
- Lody, tak?
- Przecie� pisze, �e lody.
Nie wida�?
Czego chcesz?
- Podni�s� g�ow� i natychmiast z�agodnia�.
- Na jakie masz ochot�, z�otko?
- Na...
- Zadr�a� jej g�os.
- Czy ma pan �mietankowe?
- Mam.
- Sprzedawca otworzy� pokryw� ch�odziarki.
- W pude�ku czy w ro�ku?
- W ro�ku poprosz