10108

Szczegóły
Tytuł 10108
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10108 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10108 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10108 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kr�l Globares i m�drcy Stanis�aw LEM Globares, pan Eparydy, wezwa� raz przed swoje oblicze trzech najwi�kszych m�drc�w i rzek� do nich: � Zaprawd�, okropny jest los kr�la, kt�ry pozna� wszystko, co mo�na pozna�, tak �e to, co do niego m�wi�, brzmi pusto jak p�kni�ty dzban! Pragn� si� zadziwi�, a jestem nudzony, �akn� wstrz��nienia, a s�ysz� ja�owe baj�-dy, ��dam niezwyk�o�ci, a cz�stuj� mnie p�askimi pochlebstwami. Wiedzcie, o, m�drcy, �e kaza�em dzisiaj �ci�� wszystkich moich trefnisi�w i b�azn�w, na r�wni z radcami tajnymi i jawnymi, i ten sam los czeka was, je�li nie wype�nicie mego rozkazu. Niechaj ka�dy opowie mi najdziwniejsz� histori�, jak� zna, a je�li nie pobudzi mnie do �miechu ani do p�aczu, nie oszo�omi ani nie zatrwo�y, nie zabawi i nie zmusi do zastanowienia�� straci g�ow�!�� Kr�l skin�� i m�drcy us�yszeli stalowy krok siepaczy, kt�rzy otoczyli ich u st�p tronu, a ich obna�one miecze b�yszcza�y jak p�omie�. Zatrwo�yli si� i tr�cali �okciami, �aden bowiem nie chcia� si� narazi� na gniew kr�lewski i nadstawi� g�owy pod katowski cios. A� rzek� pierwszy: � Kr�lu i panie! Najdziwniejsza w ca�ym Kosmosie widzialnym i niewidzialnym jest bez w�tpienia historia plemienia gwiezdnego, kt�re zwane jest w kronikach Opackim. Od zarania swych dziej�w czynili Opakowie wszystko odwrotnie ni� jakiekolwiek istoty rozumne. Przodkowie ich osiedlili si� na Urdrurii, planecie s�yn�cej z wulkan�w; co rok rodzi ona �a�cuchy g�r i wstrz�saj� ni� wtedy straszliwe kurcze, od kt�rych nic nie ustoi. Aby za� bied� ich uczyni� pe�n�, spodoba�o si� niebiosom przecina� ich globem wielki Pr�d Meteor�w; ten przez dwie�cie dni w roku grzmi o planet� stadami kamiennych taran�w. Opakowie (kt�rzy pod�wczas jeszcze si� tak nie nazywali) wznosili budowle z hartownego �elaza i stan�li, a sami obijali si� tak� ilo�ci� stalowych arkuszy, �e byli podobni do pancernych kopc�w chodz�cych. Wszelako otwieraj�cy si� podczas trz�sie� grunt po�yka� ich stalowe grody, a m�oty meteor�w mia�d�y�y im pancerze. Gdy zguba zagrodzi�a ca�emu ludowi, m�drcy jego zebrali si� dla rady i rzek� pierwszy: �Nie ostanie si� nasz lud w obecnej postaci i nie masz innego zbawienia poza transmutacj�. Ziemia otwiera si� od spodu szczelinami, wi�c aby nie wpa�� tam, ka�dy Opak musi posiada� szerok� i p�ask� podstaw�, meteory zn�w lec� z g�ry, ka�dy zatem musi si� sta� u szczytu ostroko�czysty. Je�eli b�dziemy sto�kowaci, nie zagrozi nam nic.� I rzek� drugi: �Nie tak trzeba uczyni�. Je�li ziemia otworzy paszcz� szeroko, poch�onie i sto�ek, a spadaj�cy sko�nie meteor przebije mu boki. Idealna b.�dzie posta� kuli. Bo gdy grunt pocznie dr�e� i falowa�, kula zawsze odtoczy si� sama, a meteor padaj�cy trafi ob�y bok i omsknie si�; winni�my si� wi�c tak przeistoczy�, aby si� potoczy� w lepsz� przysz�o��.� I rzek� trzeci: �Kula mo�e tak samo ulec zmia�d�eniu lub poch�oni�ciu jak ka�dy kszta�t materialny. Nie ma tarczy, kt�rej nie przebije miecz do�� pot�ny, ani miecza, kt�ry si� na twardej tarczy nie wyszczerbi. Materia, o, bracia, jest wieczn� zmian�, p�ynno�ci� i przekszta�ceniem, jest ona nietrwa�a i nie w niej powinny zamieszka� istoty prawdziwie rozumem si� szczyc�ce, lecz w tym, co niezmienne, wieczne i doskona�e, chocia� doczesne!� �A co to jest?��� spytali tamci m�drcy. �Nie powiem wam inaczej, ani�eli czynem!��� odpar� trzeci. I na ich oczach j�� si� rozbiera�; zdj�� szat� wierzchni�, nabijan� kryszta�ami, i drug� z�otolit�, i spodni� srebrn�, zdj�� wierzch czerepu i piersi, a potem rozbiera� si� coraz szybciej i coraz drobniej, od przegub�w przeszed� do z��czy, od z��czy do �rub, od �rub do druciczk�w, do okruszyn, a� ima� si� atom�w. I j�� �w m�drzec �uska� swe atomy i �uska� je tak chy�o, �e nie by�o wida� nic opr�cz jego topnienia i znikania, lecz post�powa� tak zr�cznie i spieszy� si� tak bardzo, �e w trakcie owych ruch�w rozbiorczych, na oczach ra�onych zdumieniem innych m�drc�w, zosta� jako doskona�a nieobecno��, kt�ra jest w�a�nie odwr�ceniem tak wiernym, �e obecnym. Tam bowiem, gdzie poprzednio mia� jeden atom, teraz nie mia� tego jednego atomu, gdzie by�o ich przed mgnieniem sze��, pojawi� si� brak sze�ciu, gdzie by�a �rubka, pojawi� si� brak �rubki, doskonale wierny i niczym si� od niej nie r�ni�cy. A w taki spos�b stawa� si� pr�ni�, uporz�dkowan� tak samo, jak poprzednio by�a uporz�dkowana jego pe�nia; i by� jego niebyt bytem nie zak��conym, albowiem tak szybko dzia�a� i tak zr�cznie manewrowa�, aby �adna cz�stka, �aden materialny intruz nie pokala� wtargni�ciem doskona�ej jego nieobecno�ci obecnej! I widzieli go inni jako pustk� uformowan� tak, jak on by� przed chwil�, poznawali jego oczy po nieobecno�ci barwy czarnej, jego twarz po braku l�nienia b��kitnego, a jego cz�onki po znik�ych palcach, przegubach i naramiennikach! �W taki to spos�b, o, bracia��� rzek� Obecny Nieobecny�� �poprzez wcielenie si� czynne w nico��, zdob�dziemy nie tylko pot�n� odporno��, ale i nie�miertelno��. Bo tylko materia zmienia si�, a nico�� nie towarzyszy jej na drodze ci�g�ej niepewno�ci, dlatego perfekcja mieszka w niebycie, nie w bycie, i nale�y sta� si� pierwszym, a nie drugim!� Jak postanowili, tak uczynili. Odt�d s� Opakowie plemieniem niezwalczonym. �ywot sw�j zawdzi�czaj� nie temu, co w nich jest, bo w nich nic nie ma, jeno temu, co ich otacza. I kiedy kt�ry� wchodzi do domu, jest widomy jako domowa niebytno��, a je�li wst�puje w mg�ꠗ jako jej brak lokalny. Wyp�dziwszy z siebie chwiejn� los�w zmiennych materi�, niemo�liwe uczynili mo�liwym... � A w jaki� to spos�b podr�uj� oni przez pustk� kosmiczn�, m�j m�drcze?�� spyta� Globares. � Tego jednego nie mog�, o, kr�lu, gdy� pustka zewn�trzna zwar�aby si� z ich w�asn� i przesta�aby istnie� jako nieistnienia skupione lokalnie. Dlatego musz� te� czuwa� nieustannie nad czysto�ci� swego niebytu, nad pr�ni� swych jestestw, i na str�owaniu takim p�ynie im czas�� a zw� ich tak�e Nico�ciowcami lub Neantami... � M�drcze�� rzek� kr�l�� jest to historia niem�dra, jak bowiem mo�na zast�pi� materialn� r�norodno�� jednorodno�ci� tego, czego nie ma? Czy tym samym jest ska�a, co dom? A przecie� brak ska�y mo�e przybra� tak� sam� form�, jak brak domu, przeto jedno i drugie staje si� jak gdyby tym samym. � Panie�� broni� si� m�drzec�� s� r�ne rodzaje nico�ci... � Zobaczymy�� rzek� kr�l�� co si� stanie, kiedy ka�� ci �ci�� g�ow�: czy jej nieobecno�� stanie si� obecno�ci�, jak my�lisz?�� Tu za�mia� si� obrzyd�e monarcha i da� znak siepaczom. � Panie!�� wo�a� chwycony ju� ich stalowymi gar�ciami m�drzec.�� Raczy�e� si� roze�mia�, historia moja obudzi�a wi�c tw� weso�o��, zgodnie z dan� obietnic� winie-ne� mi wi�c darowa� �ycie! � Nie, to ja sam siebie rozweseli�em�� rzek� kr�l.�� Chyba �e przy��czysz si� do mego konceptu: je�eli zgodzisz si� dobrowolnie na �ci�cie, ta zgoda rozweseli mnie i wtedy stanie si� po twojej my�li. � Zgadzam si�!�� krzykn�� m�drzec. � A wi�c �cinajcie go, skoro sam o to prosi!�� rzek� kr�l. � Ale�, panie, zgodzi�em si� po to, aby� mnie nie �ci��... � Je�li zgadzasz si�, trzeba ci� �ci�栗 wyja�ni� kr�l.�� A je�li si� nie zgadzasz, nie rozweselisz mnie, a przeto i wtedy trzeba ci� �ci��... � Nie, nie, na odwr�t!�� zawo�a� m�drzec.�� Je�eli zgadzam si�, ty, rozweselony, masz darowa� mi �ycie, a je�li si� nie zgadzam... � Dosy�!�� rzek� kr�l.�� Kacie, czy� sw� powinno��! B�ysn�� miecz i g�owa m�drca spad�a. Po chwili martwego milczenia odezwa� si� drugi z m�drc�w: � Kr�lu i panie! Najdziwniejszym ze wszystkich plemion gwiazdowych jest bez w�tpienia lud Poliont�w, czyli Wielowc�w, zwanych tak�e Mnogistami. Ka�dy z nich ma wprawdzie tylko jedno cia�o, ale za to tym wi�cej n�g, im wy�szy piastuje urz�d. Co si� za� g��w tyczy, maj� je od wypadku do wypadku: ka�dy urz�d obejmuje si� u nich wraz z odpowiadaj�c� mu g�ow�, rodziny ubogie posiadaj� pospo�u tylko jedn� g�ow�, bogacze natomiast gromadz� w skarbcach r�ne, na wszelkie okoliczno�ci: maj� tedy g�owy poranne i wieczorne, strategiczne na wypadek wojny i szybko�ciowe, gdyby im si� spieszy�o, jak r�wnie� g�owy zimno-roztropne, wybuchowe, nami�tne, weselne, mi�osne, �a�obne, a przeto wyekwipowani s� na ka�d� �yciow� okoliczno��. � Czy to ju� wszystko?�� spyta� kr�l. � Nie, panie!�� odpar� m�drzec, widz�c, �e ju� z nim �le.�� Wielowcy miano swe bior� i st�d, �e wszyscy s� przy��czeni do swego w�adcy, i to tak, �e gdyby ich wi�kszo�� uzna�a dzia�ania kr�lewskie za szkodliwe dla dobra og�lnego, w�adca �w traci spoisto�� i rozsypuje si� na kawa�ki... � Trywialny koncept, by nie rzec�� kr�loburczy!�� rzek� ponuro Globares.�� Skoro� sam, m�drcze, tyle m�wi� o g�owach, mo�e mi powiesz, co s�dzisz: czy ka�� ci� teraz �ci��, czy nie ka��? � Je�li powiem, �e ka�e�� szybko pomy�la� m�drzec�� uczyni to, bo jest �le dla mnie usposobiony. Je�eli powiem, �e nie ka�e, zaskocz� go, a je�li si� zdziwi, b�dzie musia� pu�ci� mnie wolno wed�ug obietnicy. I rzek�: � Nie, panie, nie ka�esz mnie �ci��. � Omyli�e� siꠗ rzek� kr�l.�� Kacie, czy� sw� powinno��! � Ale�, panie!�� wo�a� m�drzec, ju� w u�cisku kat�w�� zalim ci� nie zaskoczy� mymi s�owami? Czy� nie przypuszcza� raczej, i� powiem, �e ka�esz mnie �ci��? � S�owa twoje nie zaskoczy�y mnie�� odpar� kr�l�� bo dyktowa� je strach, kt�ry masz wypisany na twarzy. Dosy�! Precz z t� g�ow�! � I, zad�wi�czawszy, potoczy�a si� po posadzce g�owa drugiego m�drca. Trzeci, najstarszy ze wszystkich, patrza� na ow� scen� w ca�kowitym spokoju. Gdy za� kr�l ponownie za��da� zadziwiaj�cej opowie�ci, rzek�: � Kr�lu! M�g�bym ci opowiedzie� histori� prawdziwie niezwyk��, lecz tego nie zrobi�, bo zale�y mi bardziej na tym, aby ci� uczyni� szczerym, ni� na tym, aby ci� zadziwi�. Zmusz� ci� bowiem do tego, aby� mnie �ci�� nie pod lichym pretekstem tej zabawy, w jak� usi�ujesz obr�ci� zabijanie, ale w spos�b w�a�ciwy twej naturze, kt�ra, cho� okrutna, nie wa�y si� czyni� tego, co jej mi�e, bez przywdziewania maski fa�sz�w. Chcia�by� nas bowiem �ci��, aby potem m�wiono, �e kr�l zg�adzi� g�upc�w, nad stan zw�cych si� m�drcami. Ja jednak �ycz� sobie, aby m�wiono prawd� i dlatego b�d� milcza�. � Nie, nie dam ci� teraz katu�� rzek� kr�l.�� Rzetelnie i szczerze pragn� niezwyk�ego prze�ycia. Chcia�e� mnie rozgniewa�, ale umiem poskromi� m�j gniew a� do czasu. Powiadam ci: m�w, a uratujesz, by� mo�e, nie tylko siebie. To, co powiesz, mo�e graniczy� nawet z obraz� majestatu, kt�rej si� ju� zreszt� dopu�ci�e�, ale tym razem musi to by� obraza tak monstrualna, aby sta�a si� ju� pochlebstwem, kt�re zn�w przez swe rozmiary zmienia si� w zniewag�! Pr�buj zatem, za jednym zamachem r�wnocze�nie wywy�szy� i poni�y�, powi�kszy� i pomniejszy� swego kr�la! Nasta�a cisza, w kt�rej obecni dokonywali drobnych porusze�, jakby pr�buj�c, jak mocno trzymaj� si� jeszcze g�owy na ich karkach. Trzeci m�drzec zdawa� si� namy�la� g��boko. Wreszcie rzek�: � Kr�lu, spe�ni� twoje �yczenie i wyjawi� ci, czemu to uczyni�. Zrobi� to dla wszystkich tu obecnych, dla siebie, ale i dla ciebie, aby po latach nie powiedziano, �e by� kr�l, kt�ry kaprysem swoim zniszczy� w pa�stwie m�dro��; je�eli nawet tak jest jeszcze w tej chwili, je�li twoje �yczenie nie znaczy prawie nic lub nic, moj� rzecz� jest nada� twej przelotnej zachciance warto��, uczyni� j� czym� znacznym i trwa�ym�� i dlatego b�d� m�wi�... � Starcze, do�� ju� tego wst�pu, kt�ry znowu graniczy z obraz� majestatu, nie s�siaduj�c wcale z pochlebstwem�� rzek� gniewnie kr�l.�� M�w! � Kr�lu, nadu�ywasz w�adzy�� odpar� m�drzec�� wszelako nadu�ycia twoje s� niczym wobec tych, jakie sta�y si� udzia�em nie znanego ci, zamierzch�ego przodka, a zarazem za�o�yciela dynastii Eparyd�w. �w pra-pra-pradziad tw�j, Allegoryk, tak�e nadu�ywa� by� w�adzy monarszej. Aby wyja�ni� najwi�ksze, jakiego si� by� dopu�ci�, prosz� ci�, aby� zechcia� spojrze� na ten nocny niebosk�on, kt�ry wida� w g�rnych oknach sali pa�acowej.�� Kr�l spojrza� w niebo, rozgwie�d�one i czyste, a starzec ci�gn�� powoli: � Patrz i s�uchaj! Wszystko, cokolwiek istnieje, bywa przedmiotem drwin. Nie ostoi si� wobec nich �adna godno��, wiadomo bowiem, �e ten i �w �mie podrwiwa� nawet z kr�lewskiego majestatu. �miech uderza w trony i pa�stwa. Jedne ludy drwi� z iimych lub z samych siebie. Bywa�o, �e wyszydzano to nawet, co nie istnieje�� czy� nie �miano si� z mitycznych bog�w? Nawet zjawiska pe�ne powagi, ba�� tragiczne, bywaj� przedmiotem �art�w. Do�� wspomnie� o humorze cmentarnym, o pokpi-waniu ze �mierci i nieboszczyk�w. Zreszt� szyderstwo nie zatrzyma�o si� w atakach i wobec cia� niebieskich. We�my cho�by s�o�ce lub ksi�yc. Ksi�yc bywa przedstawiany jako chytry chudzielec z rogat� czapk� b�aze�sk� i wystaj�cym jak sierp podbr�dkiem, s�o�ce za� jako pyzaty, poczciwy grubas w rozczochranej aureoli. A jednak, cho� przedmiotem kpin jest zar�wno kr�lestwo �ycia jak i �mierci, zar�wno rzeczy ma�e jak wielkie, jest co�, czego nikt dot�d nie o�mieli� si� wyszydzi� ani wy�mia�. Przy tym owa rzecz nie nale�y do rz�du takich, o kt�rych da�oby si� zapomnie�, kt�re uj�� mog� uwagi, albowiem idzie o wszystko, co istnieje, to znaczy o Kosmos. Je�eli za� zastanowisz si� nad tym, kr�lu, pojmiesz, jak bardzo jest Kosmos �mieszny... W tym miejscu po raz pierwszy zdziwi� si� kr�l Glo-bares i z rosn�cym skupieniem s�ucha� s��w m�drca, kt�ry m�wi�: � Kosmos sk�ada si� z gwiazd. Brzmi to do�� powa�nie, ale kiedy rozwa�ymy rzecz g��biej, trudno nie pow�ci�gn�� u�miechu. W samej istocie�� czym s� gwiazdy? Kulami ognistymi, zawieszonymi w�r�d wiekuistej nocy. Obraz z pozoru patetyczny. Czy przez sw� natur�? Bynajmniej, tylko wskutek rozmiar�w. Rozmiary nie mog� jednak same przes�dzi� wagi zjawiska. Czy bazgroty kretyna, przeniesione z kartki papieru na rozleg�� r�wnin�, stan� si� przez to czym� donios�ym? G�upstwo, rozmno�one, nie przestaje by� g�upstwem, pot�guje si� tylko jego �mieszno��. Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropk�w! Gdziekolwiek spojrze�, dok�dkolwiek si�gn�栗 nic nad to! Monotonia Kreacji wydaje si� najbardziej trywialnym i p�askim konceptem, jaki mo�na sobie wyobrazi�. Kropkowane nic i tak w niesko�czono�栗 kt� sprokurowa�by rzecz tak niepomys�ow�, gdyby nale�a�o j� dopiero stworzy�? Chyba tylko kretyn. Wzi��, prosz�, niezmierzone obszary pustki i kropkowa� je raz ko�o razu, jak popadnie�� jak mo�na takiej budowie przypisywa� �ad i majestatyczno��? Rzuca na kolana? Chyba przez rozpacz, �e nie ma od niej odwo�ania. Przecie� to tylko wynik autoplagiatu, dokonanego na pocz�tku, a pocz�tek �w z kolei by� najbezmy�lniejszym aktem z mo�liwych, c� bowiem mo�na zrobi�, maj�c przed sob� czyst� kart� papieru, a w r�ku pi�ro, i nie wiedz�c, ale to nie maj�c najs�abszego poj�cia, czym j� wype�ni�? Rysunkami? Ba, trzeba wiedzie�, co jest do narysowania. A je�li nie ma si� na uwadze nic? Je�li jest si� pozbawionym cienia imaginacji? C�, pi�ro, postawione na papierze niejako samo, mimowolnym dotkni�ciem zrobi kropk�. A raz postawiona kropka stworzy, w owym bezmy�lnym zapatrzeniu, towarzysz�cym takiej impotencji tw�rczej�� wz�r, sugestywny przez to, �e opr�cz niego nie ma absolutnie niczego i �e najmniejszym wysi�kiem da si� �w wz�r powtarza� w niesko�czono��. Powtarza�, ale jak? Kropki mog� si� przecie� z�o�y� na jak�� konstrukcj�. Ale c�, je�li si� i tego nie mo�e? Nie pozostaje nic innego, jak tylko, potrz�saj�c w takiej niemocy pi�rem, chlapi�c kropelkami atramentu, wype�nia� j� byle jak, na o�lep stawianymi kropkami.�� M�wi�c to, m�drzec wzi�� wielk� kart� papieru i umoczonym w ka�amarzu pi�rem bryzn�� na ni� kilkakro�, po czym doby� spod szaty map� nieba i pokaza� jedno i drugie kr�lowi. Podobie�stwo by�o uderzaj�ce. Miliardy kropek widnia�y na papierze, wi�kszych i mniejszych, bo czasem pi�ro chlapa�o obficiej, a czasem sch�o. A niebo na mapie przedstawia�o si� tak samo. Kr�l patrza� z tronu na obie p�achty papieru i milcza�. A m�drzec ci�gn��: � Uczono ci�, kr�lu, �e Wszech�wiat to budowla niesko�czenie wspania�a, pot�na w majestacie ogrom�w, przeszywanych gwiazdami. Ale sp�jrz, czy czcigodna ta, wszechobecna i wszechwieczna konstrukcja nie jest dzie�em skrajnej g�upoty, czy nie stanowi przeciwie�stwa my�li i porz�dku? Dlaczego nikt dot�d tego nie zauwa�y�?�� spytasz. Gdy� g�upstwo jest wsz�dzie! Ale powszechno�� ta tym przera�liwiej zas�uguje na drwin�, na �miech dystansuj�cy, gdy� �miech taki b�dzie zarazem zwiastunem buntu i wyzwolenia. Niechybnie godzi�oby si� napisa� w takim w�a�nie duchu Paszkwil na Wszech�wiat, aby to dzie�o najwy�szej bezmy�lno�ci otrzyma�o zas�u�on� odpraw�, aby odt�d towarzyszy� mu ju� nie ch�r rozmodlonych westchnie�, lecz ironiczny �miech. Kr�l s�ucha�, os�upia�y, a m�drzec podj�� po chwili milczenia: � Obowi�zkiem ka�dego uczonego by�oby napisanie takiego Paszkwilu, gdyby nie to, �e w�wczas musia�by po�o�y� palce na pierwszej przyczynie, jaka powo�a�a do bytu ten stan godny tylko ironicznego ubolewania, zwany Uhiversum. A sta�o si� to, kiedy Bezmiar by� jeszcze doskonale pusty i oczekiwa� dopiero czyn�w stw�rczych, �wiat za� p�czkuj�cy z mniej ni� nico�ci poprzez nico�� wyda� zaledwie garstk� skupionych cia�, na kt�rych sprawowa� w�adz� tw�j pra-pra-praprzodek, AUegoryk. Zamierzy� on w�wczas rzecz niemo�liw� i szalon�, postanowi� bowiem zast�pi� Natur� w jej dziele niesko�czenie cierpliwym i powolnym! Postanowi� on, za ni�, stworzy� Kosmos obfity i pe�en dziw�w bezcennych. A �e nie umia� uczyni� tego sam, kaza� zbudowa� maszyn� najrozumniejsz�, aby dokona�a dzie�a. Budowano tego molocha przez trzysta i jeszcze raz trzysta lat, rachuba czasu by�a zreszt� inna w�wczas ni� teraz. Nie szcz�dzono si� ani �rodk�w i mechaniczny potw�r osi�gn�� rozmiary i moc jakby bezgraniczne. Kiedy maszyna by�a gotowa, kaza� j� uzurpator uruchomi�. Nie przeczuwa�, co w�a�ciwie czyni. By�a ona, wskutek jego bezgranicznej pychy, nazbyt ju� wielka, a przez to m�dro�� jej, pozostawiwszy daleko w tyle szczyty rozumu, przekroczywszy kulminacj� geniuszu, stoczy�a si� w ca�kowity rozk�ad my�lowy, w be�kotliw� ciemno�� od�rodkowych pr�d�w, rozszarpuj�cych wszelk� tre��, tak �e owo niczym metagalaktyka poskr�cane monstrum, pracuj�c zaciek�ymi obrotami, rozpe�z�o si� duchem ju� na pierwszych nie wypowiedzianych s�owach i z ca�ego niby my�l�cego najstraszliwszym wysi�kiem chaosu, w kt�rym gromady niedorozwini�tych poj�� obraca�y si� wzajem w nico��, z tych skurcz�w, zmaga� i zderze� daremnych wys�cza� si� j�y do pos�usznych podsystem�w wykonawczych kolosa jedynie pozbawione sensu znaki przestankowe! Nie by�a to przecie� maszyna najrozumniejsz� z mo�liwych, Kosmokreator Omnipotens, lecz nierozwa�n� uzurpacj� zrodzona ruina, kt�ra potrafi�a, na znak, �e by�a przeznaczona do rzeczy wielkich, jedynie j�ka� kropki. C� si� w�wczas sta�o? W�adca oczekiwa� wszechspe�nienia, potwierdzaj�cego jego plany, naj�mielsze, jakie kiedykolwiek �ywi�a istota my�l�ca, i nikt nie wa�y� mu si� wyjawi�, �e stoi u �r�de� bezsensownego be�kotu, agonii mechanicznej, kt�ra na �wiat przysz�a ju� jako konanie. Lecz martwo pos�uszne ogromy machin wykonawczych gotowe by�y wype�ni� ka�dy rozkaz, wi�c pod takt nadawany j�y z mi�siwa materialnego wytacza� to, co w przestrzeni tr�jwymiarowej odpowiada dwuwymiarowemu obrazowi punktu: kule�� i w ten spos�b, powtarzaj�c bezustannie jedno i to samo, a� do wynikni�cia �aru, rozpalaj�cego tworzywo, ciska�y w otch�anie pustki miot za miotem ognistych ku� i w takt j�kania powsta� Kosmos! By� wi�c pra-pra-pra-dziad tw�j stw�rc� Wszech�wiata, ale zarazem by� on sprawc� g�upstwa, kt�rego wielko�ci nic ju� nigdy nie dor�wna. Akt bowiem unicestwienia tak poronionego dzie�a na pewno b�dzie o wiele bardziej rozumny, a przede wszystkim�� chciany i zamierzony �wiadomie, czego doprawdy o tamtym, o Kreacji, nie da si� powiedzie�. To wszystko, co mia�em ci wyja�ni�, kr�lu, potomku Allego-ryka, budowniczego �wiat�w. Kiedy kr�l odprawi� ju� m�drc�w, obsypawszy ich �askami, a szczeg�lnie starca, kt�remu uda�o si� za jednym zamachem przedstawi� mu najwy�sze pochlebstwo i najwi�ksz� obelg�, jeden z m�odych uczonych, kiedy zosta� -w cztery oczy ze starcem, spyta� go, ile prawdy mie�ci�o si� w jego opowie�ci. � Co mam ci powiedzie�?�� rzek� starzec.�� To, co powiedzia�em, nie pochodzi�o z wiedzy. Nauka nie zajmuje si� takimi w�asno�ciami bytu, do kt�rych nale�y �mieszno��. Nauka obja�nia �wiat, ale pogodzi� z nim mo�e jedynie sztuka. C� wiemy naprawd� o powstaniu Kosmosu? Pustk� tak obszern� mo�na wype�nia� legendami i mitami. Pragn��em, w mitologizowaniu, doj�� granic nieprawdo-podobie�stwa i my�l�, �e by�em tego bliski. Ty i tak wiesz o tym, wi�c chcesz tylko zapyta�, czy doprawdy Kosmos jest �mieszny. Ale na to pytanie ka�dy musi sam sobie odpowiedzie�. ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ 2 ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/ ?????????? �????????� � http://andrey.tsx.org/