12648
Szczegóły |
Tytuł |
12648 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12648 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12648 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12648 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jules Verne
PRZYGODY TRZECH ROSSYAN
I TRZECH ANGLIK�W
W PO�UDNIOWEJ AFRYCE
55 ilustracji Ferata i jedna mapa
Nak�adem Ksi�garni Ferdynanda Hoesicka
Warszawa 1883
� Andrzej Zydorczak
SPIS TRE�CI
Rozdzia� I Nad brzegami rzeki Pomara�czowej
Rozdzia� II Przedstawienie urz�dowe.
Rozdzia� III Przenosiny
Rozdzia� IV Kilka s��w odnosz�cych si� do
metra.
Rozdzia� V Wie� Hottentot�w
zRozdzia� VI Poznanie si� bli�sze.
Rozdzia� VII Pierwsza podstawa tryangulacyi.
Rozdzia� VIII Po�udnik dwudziesty czwarty.
Rozdzia� IX Kraal
Rozdzia� X Pr�d.
Rozdzia� XI Odszukanie Miko�aja Polandra.
Rozdzia� XII Stacya w gu�cie sir Johna Murray.
Rozdzia� XIII Za pomoc� ognia.
Rozdzia� XIV Wojna.
Rozdzia� XV Jeden stopie� dalej.
Rozdzia� XVI Rozmaite przygody.
Rozdzia� XVII W pustyni.
Rozdzia� XVIII Brak wody.
Rozdzia� XIX Mierzy� lub zgin��.
Rozdzia� XX Dziesi�� dni obl�enia.
Rozdzia� XXI Fiat lux.
Rozdzia� XXII Nowe znikni�cie Polandra.
Rozdzia� XXIII Wodospady Zambezy.
Jules Verne
PRZYGODY TRZECH ROSSYAN
I TRZECH ANGLIK�W
W PO�UDNIOWEJ AFRYCE
(Rozdzia� I-V)
55 ilustracji Ferata i jedna mapa
Nak�adem Ksi�garni Ferdynanda Hoesicka
Warszawa 1883
� Andrzej Zydorczak
ROZDZIA� I
Nad brzegami rzeki Pomara�czowej
dniu 27 Stycznia 1854 roku, dw�ch ludzi, wygodnie rozci�gni�tych u st�p brzozy
p�acz�cej, prowadzi�o rozmow�. U st�p ich toczy�y si� szerokie nurty rzeki
Pomara�czowej. Wodozbi�r ten, zwany przez Hollendr�w wielk� rzek�, a przez
Hottentot�w Garrjepem, mo�e �mia�o wsp�zawodniczy� z trzema wielkiemi
arterjami afryka�skiego l�du: Nilem, Zambez� i Nigrem. Nie zbywa jej, r�wnie jak
tamtym, ani na wodospadach, ani na pr�dach gwa�townych i wylewach. Znakomici
podr�nicy, jak Thompson, Alexander i Burchell, kt�rych imiona dobrze s� znane
nad brzegami tej rzeki, s�awi� czysto�� jej w�d i czarowny wdzi�k jej wybrze�y.
W miejscu, gdzie nasi w�drowcy spoczywaj�, rzeka Pomara�czowa zbli�a si� ku
�a�cuchowi g�r ksi�cia Jorku. Okolica tutaj prze�liczna: nieprzebyte skaliste
�ciany,
pot�ne masy nastroszonych g�az�w, mn�stwo pni drzewnych skamienia�ych,
olbrzymie lasy dziewicze, nietkni�te dot�d niszcz�c� siekier� europejskiego
przybysza � wszystko to razem, uj�te w ram� b��kitniej�cych zdala g�r Garrjepu,
wspania�y przedstawia widok.
W g�rze, rzeka zgnieciona skalistemi brzegami, niedozwalaj�cemi ciasnemu
�o�ysku obj�� ogromnej masy w�d � wre, kipi, szaleje, a� wreszcie, straciwszy
nagle
pod sob� grunt, rzuca si� z wysoko�ci czterystu st�p z przera�aj�cym grzmotem w
przepa��. Powy�ej wodospadu szeroko rozlane nurty rozbijaj� si� o podwodne
g�azy,
a dalej op�ywaj� mn�stwo k�p zieleni� okrytych. Poni�ej czarna, niezg��biona
otch�a�, w kt�r� bez przerwy spadaj� wody z hukiem, przewy�szaj�cym turkot
grom�w szalonej burzy. Z przepa�ci tej wypadaj� k��by pary, a w kropelkach ich
�wietlne promienie s�oneczne rozszczepiaj�c si�, tworz� wieczyst� t�cz�.
Z pomi�dzy dw�ch podr�nych, kt�rych tu niezawodnie zap�dzi�a ch�� zbadania
tych tajemniczych krain Afryki po�udniowej, jeden prawie nie zwa�a� na
roztoczone
przed nim wdzi�ki przyrody. By�to my�liwiec � pi�kny okaz walecznego plemienia o
bystrem oku i muskularnej budowie, prowadz�cego �ycie koczuj�ce �r�d
nieprzebytych puszcz po�udniowej Afryki.
Anglicy zowi� je Bushmanami1. Plemiona te koczuj� w p�nocno-zachodniej
stronie Przyl�dka, a w�a�ciwie osady i miasta Kapu. Nie maj� one sta�ych
siedzib,
�ycie im sp�ywa na ci�g�em b��kaniu si� w krainach le��cych pomi�dzy rzek�
Pomara�czow� a wschodniemi g�rami. Bushmani prowadz� wieczn� wojn� z
osadnikami, kt�rzy ich wyparli z �yznej rodzinnej ziemi i zap�dzili w te ja�owe
okolice, gdzie g�az zast�puje ro�linno��. Mszcz�c si� za to, pl�druj� i pal� ich
fermy,
niszcz� zbiory i zabieraj� ca�y dobytek.
Bushman, o kt�rym m�wimy, mia� oko�o lat czterdziestu; odznacza�y go, wysoki
wzrost i silna muskularna budowa; cia�o jego nawet podczas spoczynku, zdradza�o
energi�. Twarz spalona s�o�cem, si�a i �atwo�� ruch�w, przypomina�y s�awionych
pi�rem Coopera my�liwc�w kanadyjskich; nie posiada� jednak�e zimnej krwi
�Sokolego Oka�, kt�rego powie�ciarz ameryka�ski w �Ostatnim Mohikanie�
uwieczni�; zmiana cery za ka�dem silniejszem wzruszeniem wewn�trznem,
dowodzi�a tego dobitnie.
Bushman nie by� dzikim, jak pokrewne mu plemiona Sagnas�w. Syn Anglika i
niewiasty krajowej � metys ten zyska� raczej, ani�eli straci� na ci�g�em
obcowaniu z
Europejczykami. Ubi�r jego p�-europejski, p�-hottentocki, sk�ada� si� z
szkar�atnej
koszuli we�nianej, a kaftana i spodni ze sk�ry antylopy, z kamaszy, na kt�re
�bik
swej odzie�y dostarczy�. Na szyi mia� zawieszon� torb� z no�em, fajk� i
tytuniem;
barania czapka pokrywa�a mu g�ow�; pas sk�rzany surowcowy otacza� mu kibi�; r�ce
powy�ej pi�ci zdobi�y bransolety misternie wyrzezane z ko�ci s�oniowej;
nakoniec z
ramion zwiesza� mu si� p�aszcz sporz�dzony ze sk�ry lamparciej i sp�ywaj�cy a�
do
kolan. U st�p jego spoczywa� pies rasy krajowej.
Bushman, co chwila poci�gaj�c dym i puszczaj�c go k��bami, dawa� widocznie
oznaki niecierpliwo�ci.
� Uspok�j si�, uspok�j Mokumie � rzek� do niego towarzysz w j�zyku angielskim,
kt�ry Bushman dobrze posiada�. � Nie zdarzy�o mi si� jeszcze widzie� tak
niecierpliwego cz�owieka jak ty, gdy nie polujesz. Zastan�w�e si�, zacny m�j
towarzyszu, �e po�o�enia naszego nie jeste�my w stanie zmieni�; ci, na kt�rych
czekamy, pr�dzej czy p�niej przyby� musz�, je�eli nie dzi�, to jutro.
Towarzysz my�liwca by� cz�owiekiem m�odym, zaledwie 25 lat licz�cym, a
zupe�nie odmiennym od Mokuma. Ka�dy ruch jego odznacza� si� spokojem i flegm�.
Doj�� by�o spojrze�, a�eby pozna� �e to Anglik. Ubi�r zbyt miejski �wiadczy�
wymownie, �e w��czenie si� po lasach nie by�o jego rzemios�em. Mia� min�
mieszczucha zb��kanego w pustyni, co� nakszta�t buchaltera, tak �e oko
mimowolnie
szuka�o pi�ra po za uchem, kt�re wiecznie tkwi tam u wszystkich kasyer�w,
buchalter�w, rachmistrz�w i tym podobnych okaz�w z licznej rodziny pracuj�cych w
bankach i komtoarach.
W istocie, m�odzian ten nie by� podr�nikiem, a tem mniej kancelist�, ale za to
uczonym astronomem, kt�rego wys�ano do Kapu dla pracowania w tamecznem
obserwatoryum, oddaj�cem od wielu lat, jak wiadomo, prawdziwe us�ugi nauce.
Uczony ten, przesiedlony nagle w pustynie afryka�skie, oddalony o kilkaset mil
angielskich od miasta Kapu, z trudno�ci� powstrzymywa� niecierpliwo�c swego
towarzysza.
� Panie Emery � rzek� Mokum czyst� angielszczyzn� � od o�miu ju� dni napr�no
oczekujemy zapowiedzianych go�ci na punkcie zbornym, nad rzek� Pomara�czow�,
przy wodospadzie Morgheda. Jeszcze si� te� �adnemu z mej rodziny nie
przytrafi�o,
a�eby na jednem i tem�e samem miejscu pozostawa� przez tydzie�; pami�taj pan, �e
jeste�my plemieniem koczowniczem, i �e nam si� ziemia pali pod nogami, gdy tak
bezczynnie siedzimy.
� M�j kochany Mokumie, pami�taj znowu ty o tem, �e ci, na kt�rych czekamy,
przybywaj� z Anglii, a wi�c, �e mo�na im jaki� tydzie� sfolgowa�. Trzeba� wzi��
w
rachub� rozleg�o�� oceanu, trudno�ci jakich doznaj� p�yn�c w g�r� rzeki
Pomara�czowej statkiem parowym, s�owem tysi�czne przeszkody, po��czone z
podobnem przedsi�wzi�ciem. Polecono nam, a�eby�my przygotowali wszystko do
wyprawy, maj�cej na celu zapuszczenie si� w g��b po�udniowej Afryki, a nast�pnie
oczekiwali przy wodospadzie Morgheda, mego uczonego kolegi pu�kownika
Everesta, z obserwatoryum w Cambridge. Ot� jeste�my w miejscu naznaczonem,
przy katarakcie. Czego chcesz wi�cej, m�j zacny Nemrodzie?
Zdaje si�, �e my�liwiec pragn�� czego� wi�cej, bo palce jego raz wraz
konwulsyjnie dotyka�y sztu�ca wybornej dziwer�wki, kt�rej kule sto�kowe
zatrzymywa�y w odleg�o�ci dziewi�ciuset jard�w p�dz�cego �bika lub antylop�;
pokazuje si�, �e Bushman wzgardzi� ko�czanem i strza�ami zatrutemi swych ojc�w,
a
przenosi� nad nie bro� europejsk�.
� Czy nie mylisz si� tylko, panie Emery? Czy w istocie naznaczono ci w tem
miejscu i w ko�cu stycznia spotkanie?
� Nieinaczej, m�j przyjacielu, oto list pana Airy, dyrektora obserwatoryum w
Greenwich, kt�ry ci� przekona, �e si� wcale nie myl�.
Strzelec wzi�� list, obraca� go na wszystkie strony, ale zna� nieobznajmiony z
wynalazkiem Fenicyan, odda� go napowr�t Williamowi, m�wi�c:
� Powiedz�e mi pan, co nabazgrano na tym �wistku papieru?
M�ody uczony, obdarzony zadziwiaj�c� cierpliwo�ci�, powt�rzy� co najmniej po
raz dwudziesty tre�� listu. W ostatnich dniach zesz�ego roku otrzyma� on pismo,
zapowiadaj�ce pr�dkie przybycie pu�kownika Everesta i komisyi naukowej
mi�dzynarodowej do po�udniowej Afryki. O celu, w jakim j� wysy�ano na ko�czyn�
najdalsz� sta�ego l�du afryka�skiego, list nie wspomina�. P. Airy o tem
zamilcza�.
Stosownie do otrzymanych instrukcyj, Emery uda� si� do Lattakou, stacyi
angielskiej, posuni�tej najdalej na p�noc w krainie Hottentot�w. Przygotowa�
tam
wozy, zapasy �ywno�ci, s�owem wszystko, czego w pustyni mog�a potrzebowa�
karawana. P�niej, znaj�c z rozg�osu Mokuma, strzelca krajowca, kt�ry
towarzyszy�
Andersonowi w wycieczkach my�liwskich, przedsi�branych na zachodzie Afryki, i
by� przewodnikiem nieustraszonego Dawida Livingstone, kiedy ten udawa� si� po
raz
pierwszy na wyszukanie jeziora Ngami i obejrzenia wodospad�w Zambezy � William
ofiarowa� mu dow�dztwo karawany.
Po zrobieniu przygotowa�, Bushman, znaj�cy wybornie krain� do kt�rej si�
karawana mia�a uda�, podj�� si� doprowadzi� Emerego do miejsca, gdzie naznaczono
spotkanie. Tu mia�a si� z niemi po��czy� komisya naukowa. Rzeczon� komisy�
wyprawiono na fregacie �Eagle�, nale��cej do marynarki kr�lewskiej; mia�a ona
zarzuci� kotwic� przy uj�ciu rzeki Pomara�czowej, na wysoko�ci Przyl�dku Voltas,
i
wyprawi� ma�� szalup� parow� w g�r� tej rzeki, a� do wodospadu Morgheda, a tam
wysadzi� uczonych na l�d. William i Mokum przybyli tutaj wozem, kt�ry
pozostawili
w g��bi doliny. W�z ten mia� przywie�� oczekiwanych go�ci i ich rzeczy do
Lattakou, w razie gdyby nie chcieli na�o�y� kilku mil drogi dla omini�cia
wodospadu
i odby� podr�y rzek� Pomara�czow� i jej dop�ywami a� do rzeczonej stacyi.
Wys�uchawszy relacyi i tym razem ulokowawszy j� sobie dobrze w g�owie,
Bushman posun�� si� a� na kraw�d� otch�ani, w g��b kt�rej spieniona rzeka rzuca
si�
z �oskotem. Astronom posun�� si� za nim. Miejsce to, g�ruj�ce nad biegiem w�d,
pozwala�o obj�� okiem kilkumilow� przestrze� w d� wodospadu.
Przez kilka minut obadwa �ledzili pilnie powierzchni� rzeki, kt�ra o �wier� mili
poni�ej przybiera�a znowu posta� g�adkiego zwierciad�a. Na osamotnionych jej
falach nie wida� by�o ani �odzi europejskiej, ani cz�en krajowc�w.
By�a godzina trzecia z po�udnia; w miesi�cu styczniu, kt�ry tutaj zupe�nie
odpowiada naszemu lipcowi, upa� by� nie do zniesienia. Pod dwudziestym
dziewi�tym r�wnole�nikiem szeroko�ci po�udniowej, promienie s�o�ca padaj�ce
prawie pionowo, pal� niezno�nie. Upa� dochodzi� w cieniu do stu pi�ciu stopni
Farenhejta2, �agodzi� go jedynie s�aby wietrzyk zachodni; gdyby nie to, by�by
nie do
wytrzymania dla ka�dego innego cz�owieka, wyj�wszy Bushmana. Ale i m�ody
uczony, budowy zawi�d�ej, jakoby z samych nerw�w i ko�ci z�o�onej, wcale nie
cierpia�. A zreszt� g�ste sklepienie ga��zistych drzew, zwieszaj�cych si� a�
ponad
otch�a�, nie dopuszcza�y promieniom s�onecznym przypieka� naszych podr�nik�w.
Pora to najgor�tsza w ca�ym dniu; podczas niej wszelkie stworzenie kryje si�
przed
skwarem � ptak w ga��ziach drzew, zwierz w g�stych zaro�lach, i gdyby nie huk
wodospadu, panowa�aby tutaj g�ucha cisza.
Po dziesi�ciu minutach daremnego �ledzenia, nic nie dostrzeg�szy, Mokum
gwa�townie uderzy� nog� w ziemi�, a zwr�ciwszy si� do Williama, z
niecierpliwo�ci�
zawo�a�:
� A je�eli nie przyb�d�? to c�?
� Ale� przyb�d�, m�j dzielny my�liwcze! S� to astronomowie, a wi�c ludzie
nadzwyczaj s�owni i punktualni, jak gwiazda przechodz�ca przez po�udnik. C�
wreszcie mo�esz im zarzuci�: powiedzieli, �e przyb�d� w ko�cu stycznia. Dzi�
dwudziesty si�dmy, a zatem maj� jeszcze cztery dni czasu.
� A je�eli te cztery dni min�, a oni nie przyb�d�?
� W takim razie b�dziemy mieli wyborn� sposobno�� nauczenia si� cierpliwo�ci;
postanowi�em bowiem na nich czeka�, dop�ki nie przyb�d�, lub dok�d nie otrzymam
pewnej wiadomo�ci, �e zaniechali przybycia.
� Na Boga! pan got�wby� czeka� cierpliwie, a� ta rzeka przestanie spada� w
otch�a� � krzykn�� Bushman gwa�townie.
� Nie, m�j celny strzelcze � odpar� Emery z flegm� � trzeba si� zawsze rz�dzi�
rozs�dkiem. Ot� c� nam m�wi rozs�dek? �Gdyby pu�kownik Everest i jego
towarzysze, strudzeni uci��liw� podr�, pozbawieni najpierwszych potrzeb,
zb��kani w tej samotnej okolicy, nie zastali nas w miejscu naznaczonem,
zas�u�yliby�my na wielk� nagan�. Gdyby ulegli jakiemu nieszcz�ciu,
odpowiedzialno�� spad�aby na nas. Musimy wi�c zosta� na stanowisku, dop�ki
obowi�zek nam to nakazuje. Zreszt� c� nam tu brakuje? W�z nasz oczekuje w g��bi
doliny i daje nam bardzo wygodny nocleg; zapas�w mamy poddostatkiem; okolica
tak pi�kna, tak cudowna. Dla mnie jestto �ycie zupe�nie nowe. Jakie� to
szcz�cie
sp�dzi� kilka dni zdala od teleskop�w i sekstans�w, po�r�d cienia tych
przepysznych
las�w, nad brzegami tej wspania�ej rzeki: a tobie, m�j Mokumie, c� brakuje:
zwierzyny skrzydlatej i czworonogiej nieprzebrane mn�stwo uwija si� w ko�o; bro�
twoja nie pr�nuje i codziennie dostarcza nam przysmak�w. Id� wi�c i poluj,
zabijaj
zwierzyn� i czas, morduj daniele lub bawo�y. Ja sobie tymczasem b�d� tutaj
spoczywa� i wygl�da� naszych go�ci � a ty w pole! �eby� przypadkiem nie
zapomnia�
chodzi�.
My�liwcowi sna� trafi�a do przekonania rada astronoma, bo powsta� z ziemi i
postanowi� przejrze� okoliczne zaro�la. Dzielny strzelec, nawyk�y do b��dzenia
po
lasach po�udniowo-afryka�skich, nie l�ka� si� ani lwa, ani pantery, lub
lamparta;
gwizdn�� na psa zwanego Top, podobnego z sier�ci do hyeny a pochodz�cego z
pustyni Kalahari, z rasy, z kt�rej niegdy� Balabasowie utworzyli swoje psy
go�cze, i
skierowa� si� ku zaro�lom. Roztropne zwierz� zdawa�o si� podziela�
niecierpliwo��
pana, gdy� w skok zerwa�o si� z miejsca, a radosnem szczekaniem zdawa�o si�
potakiwa� zamiarom pana. Wkr�tce i my�liwy i pies znikli w g�szczu, kt�rego
rozleg�e obszary zaleg�y wzg�rza po za wodospadem.
William Emery, pozostawszy sam, rozci�gn�� si� pod wierzb�, a w b�ogiem
oczekiwaniu snu, kt�ry mu dusz�ce powietrze obiecywa�o sprowadzi�, a tymczasem
rozmy�la� o swem obecnem po�o�eniu. Oddalony od osad, znajdowa� si� nad ma�o
znanemi brzegami rzeki Pomara�czowej. Oczekiwa� Europejczyk�w, wsp�rodak�w,
kt�rzy opu�cili ojczyzn� dla rzucenia si� w wir przyg�d, nieod��cznych od
dalekiej
podr�y. Ale jaki� by� cel tej wyprawy? jakie� zdania naukowe postanowiono
rozwi�za� w tych pustyniach po�udniowej Afryki? jakie spostrze�enia miano
zbiera�
pod trzydziestym stopniem szeroko�ci po�udniowej? Tego wszystkiego nie wyja�nia�
bynajmniej list szanownego Airy, dyrektora obserwatoryum w Greenwich. A �e jego,
Williama Emery, jako uczonego, obeznanego z tutejszym klimatem, wezwano do
wsp�dzia�ania, wi�c widocznie sz�o o jakie� prace naukowe i wiadomo�ci jego
by�y
niezb�dne uczonej komisyi trzech po��czonych kr�lestw.
Podczas, gdy m�ody astronom rozmy�la� nad temi kwestyami i zadawa� sobie
tysi�ce pyta�, na kt�re odpowiedzi znale�� nie m�g�, upa� przygniata� o�owiem
jego
powieki i nakoniec, nie wiedz�c kiedy, usn�� g��boko. Gdy si� obudzi�, s�o�ce
ju�
zapad�o za wzg�rza zachodnie, kt�rych �agodne, siniej�ce kontury wyra�nie
rysowa�y
si� na szkar�atnem niebie wieczornem. Kurczenie si� �o��dka zapowiada�o mu, �e
si�
zbli�a godzina wieczerzy; w istocie by�a ju� godzina sz�sta � czas, w kt�rym
zwykle
odwiedzano w�z prowiantami nape�niony.
Prawie w tej chwili wystrza� rozleg� si� w�r�d zaro�li, okrywaj�cych stoki
wzg�rz
i dochodz�cych do pi�tnastu st�p wysoko�ci. Zaraz potem wybieg� z nich Top, a
tu�
za nim ukaza� si� my�liwiec.
Mokum wl�k� za rogi zwierza, kt�rego powali� celny strza� jego strzelby.
� Pr�dzej, pr�dzej, kochany szafarzu � zawo�a� William Emery. C� nam
przynosisz na wieczerz�?
� Kozioro�ca � odrzek� strzelec, rzucaj�c u st�p astronoma pi�kne zwierz�,
kt�rego pot�ne rogi zakrzywia�y si� �ukiem.
By�a to antylopa, znana pod imieniem koz�a skalnego, znajduj�cego si� licznie w
tych okolicach Afryki po�udniowej. Pi�kne to zwierz� cisawej barwy, ma grzbiet
pokryty bujnym jedwabistym w�osem, podbrzusze �nie�nej bia�o�ci, centkami
kasztanowatemi upstrzone. Mi�so jego wybornego smaku, mia�o stanowi� g��wn�
potraw� dzisiejszej wieczerzy.
My�liwy zwi�za� nogi koz�a, za�o�y� je na dr�g, a obadwaj z astronomem,
wzi�wszy go na ramiona i opu�ciwszy brzegi wodospadu, w p� godziny potem
doszli do swego obozowiska, k�dy czeka� na nich w�z, strze�ony przez dw�ch
ochjesma�skich przewodnik�w.
ROZDZIA� II
Przedstawienie urz�dowe.
rzez trzy dni nast�pne Mokum i Emery nie opuszczali miejsca zbornego; w czasie
gdy pierwszy, ulegaj�c nawyczkom my�liwskim, ugania� si� po przyleg�ych
wodospadowi okolicach, za p�ow� zwierzyn� i dziczyzn� wszelkiego rodzaju, m�ody
astronom wci�� zwraca� uwag� na rzek�. Widok tej przecudnej krainy, tak dzikiej
a
tak uroczej, wprawia� go w zachwycenie i dusz� przepe�nia� przyjemnemi
wra�eniami. Matematyk ten, bez odpoczynku pochylony nad stolikiem przy robieniu
zawik�anych oblicze�, przep�dzaj�cy noce z okiem przykutem do szk�a lunety,
licz�cy godzinami sekundy przechodzenia gwiazd przez po�udnik, poluj�cy na
chwil�
w kt�rej jedna chowa si� za drug� � nagle znalaz� si� w obj�ciach dziewiczej
przyrody, pod ciemnym lazurem niebios, pod li�ciastemi sklepieniami pierwotnych
las�w, �r�d wzg�rz fantastycznie zatoczonych doko�a wodospadu Morgheda.
Nieznane uczucie poezyi owion�o tego zaple�nia�ego ducha, kt�ry, otrz�sn�wszy
p�ta matematycznych oblicza�, lubowa� si� wdzi�kiem pustych i nieznanych
Europejczykom obszar�w. Wra�enia te os�adza�y mu nud� oczekiwania, a duch i
cia�o ros�y w si�y na �onie przyrody. W�a�nie po�o�enie to, ca�kiem dla niego
nowe,
wyt�umaczy� potrafi t� niezachwian� cierpliwo��, kt�rej towarzysz jego zrozumie�
nie zdo�a�. Zt�d te�, gdy my�liwiec z�yma� si� i szerzy� nieustannie skargi �
uczony
odpowiada� mu z s�odkim spokojem, kt�ry jednak�e nie zdo�a� u�agodzi� nerwowej
natury Mokuma.
Nakoniec nadszed� 31 stycznia, ostateczny termin spotkania si�, naznaczony
listem
p. Airy. Gdyby uczeni nie pojawili si�, Emery by�by w niema�ym k�opocie.
Sp�nienie bowiem mog�o przed�u�y� si� do niesko�czono�ci, a dop�ki� mia�
pozostawa� w takim razie na swojem stanowisku.
� Przysz�a mi pewna my�l � odezwa� si� w tym dniu Mokum. � Jak mniemasz,
panie Williamie, czy nie by�oby stosownem uda� si� w d� rzeki na ich spotkanie?
Wszak nie maj� innej drogi, jak koryto rzeki Pomara�czowej. Poniewa� wi�c p�yn�
w g�r� rzeki, wi�c jest niepodobie�stwem, aby�my si� z nimi rozmin�li, id�c w
d�.
� Przewyborna my�l, pogromco kozioro�c�w! Id�my� wi�c wd�. a w najgorszym
razie wr�cimy tutaj dolin� po�udniow�; ale czy znasz dobrze dolny bieg rzeki?
� Ba! przebywa�em j� dwukrotnie a� do samego uj�cia i znam jej ca�y bieg, jak
moj� kiesze�, od przyl�dka Voltas, a� do po��czenia si� z ni� Harta, na granicy
rzeczypospolitej transvallskiej.
� Czy od wodospadu a� do uj�cia ca�a jest �eglown�?
� Wyj�wszy, �e na pi�� lub sze�� mil przed uj�ciem przy schy�ku pory suchej,
wody ma bardzo ma�o; tworzy si� tam wtenczas rodzaj mielizny, o kt�r� bij�
w�ciekle od zachodu fale oceanu.
� Mniejsza o to; w czasie kiedy j� nasi przyjaciele przebywali, wody jeszcze
by�o
poddostatkiem, a zatem nie istnieje �aden pow�d, kt�ryby im nie dozwoli� przyby�
na czas � i przyb�d�.
Bushman nie odrzek� s�owa, zarzuci� strzelb� na rami�, gwizn�� na psa i,
poprzedzaj�c towarzysza, ruszy� w�zk� �cie�k�, kt�ra spuszczaj�c si� z wy�yny
wodospadu o czterysta krok�w poni�ej, zbiega�a na brzeg rzeki.
By�o to oko�o godziny dziewi�tej zrana; dwaj badacze, kt�rych tem mianem godzi
si� obdarzy�, szli lewym brzegiem rzeki w kierunku uj�cia. �cie�ka ta nie mia�a
najmniejszego podobie�stwa ze zwyk�emi nadbrze�nemi drogami, jakie s�u�� do
holowania statk�w w g�r�. Urwiste i strome brzegi g�sta pokrywa�a ro�linno��;
girlandy cynanchum filiforme, wspominanego przez Burchella, przeskakuj�c z
drzewa na drzewo, rozci�ga�y g�st� sie� na drodze w�drownik�w. N� Bushmana
wci�� szerzy� zniszczenie, wycinaj�c w tym �ywym murze zieleni przej�cie.
William Emery pe�n� piersi� wci�ga� balsamiczny oddech las�w, a szczeg�lnie
przenikaj�c� wo�, kt�r� niezliczone kwiaty diosm�w wko�o rozsiewa�y.
W�dr�wka wi�c, jak widzimy, nie mog�a odbywa� si� �piesznie. Szcz�ciem,
miejscami brzegi by�y obna�one, a tam obaj podr�ni przy�pieszali kroku,
wynagradzaj�c czas stracony na przebywanie g�szcz�w.
Do godziny jedenastej przebyli zaledwie cztery mile angielskie; w odleg�o�ci tej
�oskot wodospadu zaledwie s�ysze� si� dawa�, bo powiew zachodni ni�s� go w
przeciwn� stron�, tem �atwiej zato mogli uchwyci� uchem szmery dochodz�ce z do�u
rzeki.
William Emery i my�liwiec, zatrzymawszy si� wtem miejscu, mogli przejrze�,
przynajmniej na trzy mile w d�, �o�ysko rzeki, wrzynaj�ce si� tutaj g��boko, o
brzegach urwistych, kt�re kredowem wzg�rzem wybiega�y blizko na dwie�cie st�p
ponad zwierciad�o w�d.
� Zaczekajmy w tem miejscu � odezwa� si� astronom � i odpocznijmy; nie mam
stalowych n�g twoich, Mokumie, bo jestem bardziej przyzwyczajony do przebiegania
okiem przestrzeni niebieskich, ani�eli do mierzenia nogami ziemskich odleg�o�ci.
Zt�d mo�emy co najmniej przejrze� trzy mile biegu rzeki, a je�eliby tylko statek
parowy ukaza� si� na ostatecznym zakr�cie, �atwo go dostrzedz b�dziemy mogli.
M�ody astronom opar� si� o pie� wilczo-mleczu drzewnego, kt�rego wierzcho�ek
strzela� na czterdzie�ci st�p w g�r�; zt�d wzrok jego si�ga� daleko. Strzelec,
nieprzyzwyczajony do siedzenia, w ci�g�ym by� ruchu, nie zwa�aj�c wcale na Topa,
kt�ry, uwijaj�c si� do ko�a, p�oszy� chmury dzikiego ptactwa.
Nie up�yn�o p� godziny, gdy William dostrzeg�, �e Bushman, stoj�cy w
oddaleniu stu krok�w, robi� dziwne poruszenia, daj�c pozna�, �e co� zauwa�y�.
Czy�by dostrzeg� statek, tak niecierpliwie wygl�dany?
Natychmiast, zerwawszy si� ze mchu, na kt�rym chwil� spoczywa�, po�pieszy� ku
my�liwcowi.
� Czy widzisz co, Mokumie? � zapyta� z niespokojno�ci�.
� Dot�d nie widz� nic, ale mniemam �em co� us�ysza�. Ucho moje, nawyk�e do
odg�os�w przyrody, zda mi si� pochwyci�o jaki� niezwyk�y szmer w dole rzeki.
Poczem, zaleciwszy cicho�� astronomowi, po�o�y� si� na ziemi, przytkn�� do niej
ucho i s�ucha� z wyt�on� uwag�.
Po kilku minutach podni�s� si�, a wstrz�s�szy g�ow�, rzek�:
� To nic, pomyli�em si�; odg�os, jaki s�ysza�em, jest po�wistem wiatru igraj�cym
z
li��mi, albo te� szumem wody rozbijaj�cej si� o g�azy �o�yska� a jednak� � I
znowu wyt�y� s�uch, lecz i tym razem nadaremnie.
� Mokumie � zauwa�y� uczony � je�eli �oskot kt�ry s�ysza�e�, pochodzi od
machiny parostatku, to aby go rozr�ni�, nale�y zej�� na d� i przy�o�y� ucho do
powierzchni wody.
� Masz pan s�uszno��; kilkakrotnie ju� wytropi�em tym sposobem p�yn�cego konia
rzecznego.
I z niezwyk�� lekko�ci� zbieg� na brzeg wody, wszed� w ni� po kolana, a
schyliwszy si�, przy�o�y� ucho do jej powierzchni.
� S�ysz�, wyra�nie s�ysz�! � tam w dole rzeki, w znacznej odleg�o�ci, s�ycha�
jakie� uderzenia, bij�ce gwa�townie w wod� � pluskanie jednotonne w jej g��bi.
� To skrzyd�a szruby parowej, m�j drogi � zawo�a� z rado�ci� William.
� A wi�c ci, na kt�rych tyle dni czekamy, s� ju� niedaleko.
Emery, znaj�cy dobrze bystro�� s�uchu syna puszcz, nie w�tpi� bynajmniej o
prawdziwo�ci s��w jego. My�liwy wr�ci� na dawne stanowisko, a obadwaj w niemem
oczekiwaniu wyt�ali wzrok ku zachodowi, wygl�daj�c niecierpliwie, rych�o
potwierdzi si� to, co im s�uch zapowiada�.
Pomimo cierpliwego usposobienia, m�ody uczony przep�dzi� nast�pne p� godziny
w wielkiej niespokojno�ci; czas mu si� d�u�y�, co chwila zdawa�o mu si�, �e
dostrzega kontury statku, prze�lizguj�cego si� po zwierciadle rzeki, lecz zawsze
si�
myli�. Nareszcie z dumania wyrwa� go dono�ny g�os strzelca, wo�aj�cego:
� Dym! dym!
William, zapu�ciwszy wzrok w kierunku przez Bushmana wskazanym, z trudno�ci�
zaledwie dostrzeg� lekki ob�oczek bia�y, unosz�cy si� nad wod�. Nie by�o ju�
w�tpliwo�ci. Statek posuwa� si� szybko w g�r� rzeki; wkr�tce dostrzegli i jego
komin, wyrzucaj�cy k��by czarnego dymu, pomieszanego z bia�emi ob�oczkami pary.
Widocznie osada nie �a�owa�a w�gla, a�eby spot�gowa� si�� pary i na oznaczony
czas stawi� si� na miejscu.
Statek znajdowa� si� jeszcze w odleg�o�ci siedmiu mil angielskich od wodospadu
Morghedy.
S�o�ce dochodzi�o po�owy dziennego biegu, a poniewa� miejsce, w kt�rym
znajdowali si� oczekuj�cy, nie by�o odpowiedniem do wyl�dowania, przeto astronom
postanowi� wr�ci� do wodospadu. U�wiadomi� on o tem Mokuma, kt�ry, w miejsce
odpowiedzi, pu�ci� si� z powrotem drog� przez siebie wyci�t�. William szed� za
nim,
a obejrzawszy si� jeszcze raz w d� rzeki, ujrza� na maszcie tylnym flag�
Wielkiej
Brytanii.
Powr�t odby� si� szybko. O godzinie pierwszej, astronom i strzelec wstrzymali
si�
o �wier� mili od wodospadu, w miejscu gdzie brzeg, zataczaj�c si� w p�kole,
tworzy� ma�� zatok�, bardzo przydatn� do wyl�dowania, w tem bowiem miejscu
g��bia wody dochodzi�a do samego brzegu.
Statek, p�yn�cy daleko szybciej, ani�eli id�cy pieszo, by� ju� zapewne
niedaleko;
dostrzedz go nie by�o mo�na, bo zaro�le wysokie, zbiegaj�ce a� do samego kra�ca
wody, zas�ania�y widok; lecz s�yszeli wyra�nie je�eli nie turkot szruby
rozbijaj�cej
fale, to przynajmniej przera�liwy gwizd machiny parowej, g�ruj�cy nawet nad
grzmotem blizkiego wodospadu.
Gwizd nie ustawa�; zna� komenderuj�cy dawa� sygna� oczekuj�cym przy
katarakcie o przybyciu statku.
My�liwiec na to has�o odpowiedzia� wystrza�em ze sztu�ca, kt�rego huk
powt�rzy�y kilkakrotnie nadbrze�ne ska�y.
Statek ukaza� si� wreszcie; obydw�ch oczekuj�cych spostrze�ono. Na znak dany
przez astronoma statek, skierowany ku brzegowi lewemu, przybi� do l�du;
my�liwiec
pochwyci� wyrzucon� lin� i przymocowa� do drzewa.
W tej chwili cz�owiek wysokiego wzrostu, wyskoczy� lekko na brzeg, zwr�ci� si�
ku Wiliamowi, reszta osady tak�e na l�d wysiad�a. Wiliam Emery poszed� naprzeciw
wysiadaj�cego i zagadn��:
� Pan pu�kownik Everest?
� Pan Wiliam Emery?
M�ody astronom i kolega jego z obserwatoryum w Grenwich powitali si�, podaj�c
sobie r�ce.
� Panowie � rzek� pu�kownik, zwracaj�c si� do swych towarzyszy � pozw�lcie
sobie przedstawi� szanownego Wiliama Emery, z obserwatoryum w mie�cie Kap,
kt�ry by� �askaw oczekiwa� nas przy wodospadzie Morgheda.
Czterech podr�nych, otaczaj�cych pu�kownika, powita�o kolejno Emerego, a
nast�pnie z angielsk� flegm� Everest oficyalnie prezentowa� swych towarzysz�w
Wiliamowi.
� Panie Emery, oto rodak tw�j, sir John Murray z Devonshire; pan Mateusz Strux,
astronom z Pulkowa; pan Miko�aj Polander z obserwatoryum w Helsingforsie i pan
Micha� Zorn, z obserwatoryum w Kijowie, trzech uczonych, bior�cych udzia� w
naszej mi�dzynarodowej komisyi.
ROZDZIA� III
Przenosiny
o przedstawieniu wzajemnem, Wiliam Emery ofiarowa� przyby�ym swoje us�ugi.
Jako pomocnik g��wnego astronoma w Captownie, uwa�a� on uczonego Everesta za
swego zwierzchnika, delegowanego rz�du kr�lowej, kt�ry razem z Struxem obj��
prezydyum komisyi naukowej. Zna� on go jako bardzo wykszta�conego astronoma,
kt�ry zjedna� sobie rozg�os w �wiecie uczonym badaniem mg�awic i obliczaniem
za�mie� gwiazd sta�ych. To� ten licz�cy oko�o 50 lat, zimny, systematyczny,
roz�o�y� sobie zaj�cia, godziny za godzin� z matematyczn� �cis�o�ci�. Wszystkie
prace przedsi�bra� on pod�ug chronometru, a ka�d� wykonywa� z punktualno�ci�
gwiazdy, przechodz�cej przez po�udnik. Wiedz�c o tem, Emery by� przekonanym, �e
komisya stawi si� na miejscu przeznaczenia w um�wionym czasie.
William oczekiwa� na wyja�nienie ze strony pu�kownika, w jakim celi komisya
zosta�a wys�an� do po�udniowej Afryki, lecz Everest milcza�, a William nie �mia�
go
bada�. Zapewne jeszcze nie by� czas stosowny do objawienia celu misyi.
Emery zna� tak�e z opinii Johna Murraya, wsp�zawodnika James Rossa i lorda
Elgina; bogaty ten uczony, chocia� nie w s�u�bie rz�dowej, ale mimo to pracowa�
u�ytecznie na polu astronomicznem w Anglii. Po�wi�ci� on 20 tysi�cy funt�w
szterling�w na wybudowanie olbrzymiego reflektora, walcz�cego o lepsz� z
teleskopem z Parson-Town, za pomoc� kt�rego obliczono �ci�le elementa pewnej
liczby gwiazd podw�jnych. By�-to m�� czterdziestoletni, o pa�skiej minie, lecz
kt�rego powierzchowno�� nie zdradza�a bynajmniej jego charakteru. Co do pan�w
Struxa, Palandra i Zorna, nazwiska ich nie by�y obcemi Emeremu, ale nie zna� ich
osobi�cie. Polander i Zorn okazywali Struxowi pewne wzgl�dy, odnosz�ce si�, by�
mo�e nie do zas�ug na polu naukowem, jak raczej do stanowiska przeze�
zajmowanego.
Jedn� tylko rzecz zauwa�y� Emery, to jest, �e liczba uczonych obojga narod�w
by�a r�wn�, a nawet za�oga statku, nosz�cego nazw� �Kr�lowa i cesarz�, sk�ada�a
si� z 10 ludzi z kt�rych po pi�ciu nale�a�o do dw�ch narodowo�ci.
� Panie Emery � zagai� pu�kownik zaraz po przedstawieniu � znamy si� dobrze, jak
gdyby�my wsp�lnie odbyli podr� z Londynu do Przyl�dka Voltas. � Powa�am pana
bardzo za prac�, kt�rej pomimo swej m�odo�ci zawdzi�czasz zas�u�on� s�aw�. Na
moje przedstawienie, rz�d kr�lowej wezwa� pana do wzi�cia udzia�u w wa�nych
pracach, jakich komisya pragnie dokona� w Afryce Po�udniowej.
William sk�oni� si� na znak podzi�kowania i mniema�, �e dowie si� nareszcie w
jakim celu komisya mi�dzynarodowa zosta�a wys�an� na po�udniow� p�kul�, lecz
pu�kownik wcale nie dotkn�� tej kwestyi; zapyta� tylko:
� Czy pan uko�czy� przygotowania?
� Zupe�nie � odpowiedzia�; � stosownie do instrukcyi nades�anej mi przez p.
Airy,
przed miesi�cem wyjecha�em z Kapu do Lattakou; przybywszy tam, zgromadzi�em
wszystkie przedmioty, niezb�dne do odbycia d�u�szej podr�y w g��b l�du: wozy,
konie, �ywno�� i przewodnik�w. Eskorta, ze stu ludzi uzbrojonych z�o�ona,
oczekuje
pan�w w Lattakou, a dow�dc� jej jest do�wiadczony my�liwiec Bushman Mokum,
kt�rego pozwoli sobie pu�kownik przedstawi�.
� Bushman Mokum! � wykrzykn�� Everest, wychodz�c po raz pierwszy na chwil� z
flegmatycznego usposobienia � Bushman Mokum � powt�rzy�, ale� to nazwisko jest
mi znanem.
� Jestto nazwisko zr�cznego i nieustraszonego my�liwca � odezwa� si� John
Murray, zwracaj�c si� do niego � kt�remu Europejczycy, pomimo swej
zarozumia�o�ci, nie zdo�aj� zaimponowa�.
� My�liwiec Mokum � rzek� Emery, przedstawiaj�c go pu�kownikowi.
� Ach! ach! przypominam sobie � m�wi� Everest, zwr�ciwszy si� do strzelca. �
Imi� twe doskonale jest znanem w po��czonych trzech kr�lestwach. Wszakto pan
by�e� przyjacielem Andersona i przewodnikiem Davida Livingstone, kt�ry mi� sw�
przyja�ni� zaszczyca? Przez moje usta sk�ada ci podzi�kowanie Anglia, a ja panu
Emery, �e ci� wybra� na naczelnika naszej karawany. Strzelec taki, jak pan,
zapewne
jest lubownikiem pi�knej broni; mamy tu ze sob� ca�y arsena�; zechciej z
pomi�dzy
wszystkich wybra� t�, kt�ra ci si� najlepiej podoba. Wiemy, �e si� dostanie w
dobre
r�ce.
Bushman zarumieni� si� z rado�ci. Uznanie jakiego u�ywa� w Anglii, pochlebia�o
mu, ale bardziej zachwyci� podarek pu�kownika. Podzi�kowa� dobranemi wyrazami i
usun�� si� na bok, aby nie przeszkadza� rozmowie, tocz�cej si� pomi�dzy Emerym a
nowo przyby�ymi. Sprawozdanie pod wzgl�dem przygotowa�, zrobionych przez
uczonego z Kapu, zachwyci�o pu�kownika. Sz�o teraz o dostanie si� jaknajpr�dsze
do
miasta Lattakou, gdy� karawana wyruszy� mia�a w pierwszych dniach lutego,
natychmiast po przemini�ciu pory d�d�ystej.
� Racz, pu�kowniku, oznaczy� spos�b, w jaki pragniesz dosta� si� do Lattakou.
� Rzek� Pomara�czow�, a nast�pnie uchodz�cym do niej Kurumanem, nad kt�rym
le�y Lattakou.
� Jakkolwiek szybkim i wybornym jest tw�j statek, nie zdo�a jednak wp�yn�� w
g�r� wodospadu Morgheda.
� Ominiemy go � odpowiedzia� spokojnie pu�kownik. � Szalupa przewiezion�
zostanie o kilka mil w g�r� wodospadu, zk�d, o ile mi wiadomo, rzeka
Pomara�czowa znowu jest sp�awn� dla statk�w ma�o wody bior�cych.
� Sp�awn� jest, lecz jakim�e sposobem przewie�� tak ci�ki parowiec? � zauwa�y�
Emery.
� To najmniejsza � statek nasz jest arcydzie�em warsztat�w Learda i Sp�ki w
Liverpoolu, rozbiera si� na drobne cz�ci i sk�ada z najwi�ksz� �atwo�ci�. Klucz
i
pewna ilo�� nit�w a� nadto wystarczy ludziom, kt�rzy si� zajm� t� robot�. Czy
pan
masz jaki w�z przy wodospadzie?
� Opodal zt�d w dolinie, gdzie jest nasze obozowisko � odpowiedzia� William.
� Dobrze wi�c. Panie Mokum, ka� sprowadzi� ten w�z do miejsca, gdzie�my
wyl�dowali; za jego pomoc� przewieziemy kolejno cz�� �odzi, a nast�pnie i
machin�, kt�ra r�wnie� si� rozbiera, na miejsce odk�d rzeka zaczyna by�
�eglown�.
Rozkazy pu�kownika wykonano; Mokum, przyrzek�szy sprowadzi� w�z za
godzin�, znik� w g�stwinie. podczas jego nieobecno�ci, szybko szalup�
wypr�niono.
�adunek nie by� zbyt wielkim; sk�ada�y go skrzynie z instrumentami fizycznemi;
powa�ny zapas wyborowej broni z fabryki Purdey-Moore z Ebymburga, kilka bary�ek
w�dki i mi�sa suszonego, skrzynka amunicyi, t�omoczki mo�liwie ma�ej obj�to�ci,
p��tno na namioty i dob�r utensyli�w, pochodz�cych jakby z jakiego bazaru,
urz�dzonego wy��cznie dla podr�nych, wreszcie ��dka kauczukowa, zajmuj�ca
niewi�cej miejsca jak dobrze zwini�ty i skr�powany pled; nakoniec rodzaj
wachlarzowatej kartaczownicy, niezbyt jeszcze udoskonalonej, ale straszliwej dla
tych, kt�rzyby chcieli naprzek�r woli osady dosta� si� do statku.
Wszystko to z�o�ono na brzegu. Machina parowa o sile o�miu koni, niewa��ca nad
250 kilogram�w, sk�ada�a si� z trzech cz�ci: kot�a, ogrzewacza, kt�ry do niego
umocowanym by� na gwintach, a wreszcie szruby przytwierdzonej do sztuki drzewa
na spodzie statku. W miar� wynoszenia tych cz�ci, statek si� wypr�nia�;
szalupa,
opr�cz miejsca obejmuj�cego machin� parow�, mia�a jeszcze dwie kajuty, tyln� dla
oficer�w, przedni� dla ludzi sk�adaj�cych osad�. W mgnieniu oka �ciany przegr�d
znik�y, a rzeczy i pos�ania wyniesiono na brzeg; pozosta�o jedynie jakby pud�o
na
wodzie.
Pud�o statku, d�ugie na dziesi�� do jedenastu metr�w, sk�ada�o si� z trzech
cz�ci,
podobnie jak szalupa M�-Robert, w kt�rej Livingstone odby� pierwsz� po Zambezie
przeja�d�k�. Sporz�dzono je z galwanizowanej stali, nader lekkiej i wytrzyma�ej,
z
blach pojedynczych, spojonych nitami, kt�re w razie potrzeby mo�na by�o odj��;
blachy przystawa�y nadzwyczaj szczelnie, a nity spaja�y cz�ci statku tak
dok�adnie,
�e kropla wody przesun�� si� wewn�trz nie mog�a.
William Emery zachwyca� si� prostot� budowy, sk�adu i szybko�ci�, z jak� ��d�
rozbierano. Nie up�yn�a jeszcze godzina, a by�a ju� w kawa�kach gotow� do
�adowania; w�a�nie te� i Mokum przyprowadzi� w�z w towarzystwie dw�ch
Bushman�w.
W�z ten, bardzo pierwotnej konstrukcyi, spoczywa� na czterech ci�kich ko�ach;
z�o�ony z dw�ch p�wozi osobnych, oddzielonych od siebie dwudziesto stopow�
odleg�o�ci�, podobny zupe�nie do podw�d p�nocno-ameryka�skich, u�ywanych
przez przebywaj�cych stepy. Ci�k� t� machin�, kt�rej skrzypi�ce przera�liwie
osie
wystawa�y na stop� z piast, ci�gn�o sze�� par oswojonych bawo��w, zaprz�onych
w
trzy pary i nadzwyczaj czu�ych na pop�dzaj�cy ich kolec wo�nicy. Takich-to
silnych
zwierz�t trzeba by�o u�y�, a�eby uci�gn�� t� machin� ci�arem na�adowan�. Mimo
zr�czno�ci powo��cego, nieraz on wi�zn�� w wybojach.
Osada �Kr�lowej i Cesarza� zaj�a si� w�adowaniem szalupy na w�z,
przestrzegaj�c, aby ci�ar wsz�dzie r�wno by� roz�o�ony. Znan� jest cudowna
zr�czno�� marynarzy; �adowanie by�o dla nich igraszk�! najci�sze sztuki
umie�cili
ponad osiami, to jest w najmocniejszych cz�ciach wozu. Pomi�dzy niemi uk�adali
inne cz�ci statku, w samym za� �rodku przedmioty, kt�re nale�a�o jaknajmniej
nara�a� na wstrz��nienia. Podr�ni poszli pieszo: przebycie czterech mil
angielskich
by�o dla nich przechadzk�.
O godzinie trzeciej z po�udnia uko�czono �adug�, a pu�kownik Everest da� znak
odjazdu. On i jego towarzysze ruszyli przodem, pod przewodnictwem Wiliama
Emery; Bushman i poganiacze wo��w, oraz osada statku otaczali w�z.
Poch�d nie zm�czy� podr�nych; pochy�o�� ku g�rze wodospadu wznosi�a si�
lekko, a tem samem bardzo sprzyja�a transportowi ci�kiego wozu; po�wi�ceniem
nieco d�u�szego czasu zd��a�o si� do celu tem pewniej.
Cz�onkowie komisyi naukowej wspinali si� lekko na wzg�rze, prowadz�c rozmow�
og�ln�; o celu jednak wyprawy nikt nie wspomina�. Europejczycy zachwycali si�
wspania�o�ci� doko�a roztoczonych krajobraz�w: urocza w ca�ej swej dziko�ci
przyroda wprawia�a ich w takie� samo zachwycenie, jakiego doznawa� Emery.
Wra�enia �wie�e nie przesyci�y ich jeszcze pi�kno�ci� tych stron Afryki.
Podziwiali
cuda stworzenia, lecz z pewn� wstrzemi�liwo�ci�, w�a�ciw� Anglikom, wrogom
wszystkiego, coby zakrawa�o na jakie� �ywsze uniesienie. Wodospad z swej strony
otrzyma� tak�e pochwa�y, ale bardzo ogl�dne. Anglicy w tym razie podobni byli
jakby do owych wielkich znawc�w teatralnych, kt�rzy racz� dawa� autorom i
aktorom oklaski ko�cami palc�w, trzymaj�c si� wreszcie maksymy �nil admirari�.
William Emery uwa�a�, i� jego obowi�zkiem jest pe�nienie wzgl�dem przybysz�w
obowi�zk�w gospodarza w Afryce po�udniowej, a czyni� to z pewn� dum�, okazuj�c
im pi�kno�� swego parku, podobnie do dorobkiewicz�w, kt�rzy oprowadzaj�c go�cia
po swoim domu, usi�uj� zwr�ci� jego uwag� na wszystko, co tylko si� w nim
znajduje.
Oko�o godziny w p� do pi�tej, Europejczycy, omin�wszy wodospad, stan�li na
wy�ynie, z kt�rej wida� by�o g�rny bieg rzeki Pomara�czowej; roz�o�yli si� tu
obozem, oczekuj�c na przybycie wozu; wp� godziny potem przyby�a reszta ludzi w
celu wzi�cia statku. Przew�z odby� si� szcz�liwie; Everest poleci� im, aby
wy�adowali i z�o�yli napowr�t statek, zapowiadaj�c, �e o �wicie w dalsz� wyrusz�
podr�.
Ca�� noc sp�dzono na rozmaitych pracach. Kad�ub statku z�o�ono w ci�gu godziny.
Po przytwierdzeniu machiny parowej i szruby, za�o�ono przegrody kajut, a
nast�pnie
pownoszono rzeczy i przybory. Wykonanie szybkie i dok�adne tych prac dobrze
�wiadczy�o o zr�czno�ci osady statku. Majtkowie obu narodowo�ci byli lud�mi
karnymi i zr�cznymi. W wyborze ich wida� starano si� o to, a�eby mie� ekwipa�,
na
kt�ry mo�na liczy� w ka�dej okoliczno�ci.
Nazajutrz dnia 1-go lutego o �wicie statek by� got�w do podniesienia kotwicy. Z
komina bucha�y ju� k��by czarnego dymu, a od czasu do czasu rozdziera�y go g�ste
ob�oki pary. Machina o wysokiem ci�nieniu, bez kondensatora, za ka�dem
poruszeniem t�oku, na wz�r lokomotywy, traci�a cz�� pary. Kocio�, zaopatrzony
genialnie skomplikowanemi rurami, kt�re przedstawia�y bardzo wielk� ogniowi
powierzchni�, nie potrzebowa� wi�cej czasu nad p� godziny dla wywi�zania
dostatecznej ilo�ci pary. Osada nagromadzi�a wielki zapas hebanu i gwajaku, w
kt�re
okolice te bardzo obfitowa�y, i tym drogocennym materya�em podsycano hojnie
ognisko.
O sz�stej pu�kownik da� znak odjazdu. Pasa�erowie i majtkowie wsiedli na statek.
My�liwiec, obznajmiony dok�adnie z rzek�, wst�pi� na pok�ad w charakterze
pilota,
polecaj�c bushmanom doprowadzenie wozu do Lattakou.
W chwili, gdy podnoszono kotwic�, Everest, zwr�ciwszy si� do Williama,
zagadn��:
� Ale, ale, czy wiesz, panie Emery, poco�my tu przybyli?
� Nie wiem, m�j pu�kowniku.
� Zadanie bardzo proste � przyjechali�my wymierzy� �uk po�udnika w Afryce
po�udniowej.
ROZDZIA� IV
Kilka s��w odnosz�cych si� do metra.
d niepami�tnych mo�na powiedzie� czas�w, ludzie genialni my�leli nad
wynalezieniem powszechnej, a niezmiennej miary, kt�rej podstaw� oznacza�aby
sama przyroda. Sz�o im g��wnie o to, a�eby miara ta, mimo jakichkolwiekb�d�
przewrot�w, mog�cych zaj�� na kuli ziemskiej, nie zagin�a, a raczej, aby mog�a
by�
odnalezion�. Przypu�ci� nale�y, �e i staro�ytni o tem marzyli, brak jednak
odpowiednich instrument�w i metody do jej oznaczenia z mo�liw� dok�adno�ci�,
sta�y im na przeszkodzie.
Najlepszym i najodpowiedniejszym �rodkiem wynalezienia takiej miary by�oby
zmierzenie cz�ci obwodu kuli ziemskiej, kt�ry nie ulega zmianom, ale nale�a�o
pomiar ten z matematyczn� dok�adno�ci� wykona�.
Ju� staro�ytni pr�bowali oznaczy� ten pomiar. Arystoteles, wed�ug podania
niekt�rych wsp�czesnych mu uczonych, uwa�a� stadyum egipskie z czas�w
Sezostrysa jako stutysi�czn� cz�� czwartej cz�ci obwodu ziemi. Erastotenes, w
czasach Ptolemajos�w, obliczy� z dosy� przybli�on� dok�adno�ci� stopie� d�ugo�ci
Nilu, pomi�dzy Syen� a Aleksandry�; ale ani Posidonius, ani Ptolemajos,
podejmuj�c
prace geodezyjne w tym rodzaju, nie mogli im da� potrzebnej dok�adno�ci.
Pierwszy Picard zacz�� we Francyi wydoskonala� metod� u�ywan� do zmierzenia
stopnia. W roku 1669 oznaczy� on d�ugo�� �uku ziemskiego i niebieskiego pomi�dzy
Amiens a Pary�em, na pi��dziesi�t siedm tysi�cy sze��dziesi�t s��ni francuzkich
(toise).
Dominik Cassini i Lahire pomi�dzy latami 1683, a 1713 przed�u�yli pomiary
Picarda od Dunkierki do Callioure. W r. 1739 Franciszek Cassini i Lahire,
zajmowali
si� obliczeniem tego� �uku od Dunkierki a� do Perpignanu. Nakoniec Mechain
przed�u�y� pomiar po�udnika do Barcelony w Hiszpanii. Mechain umar� ze
zbytecznej pracy w 1802 r., a dzie�o jego podj�li Arado i Biot w 1807 r. Dwaj ci
uczeni posun�li je a� do Formentery, jednej z wysp Balearskich. Wymierzono wi�c
�uk od Dunkierki do Formentery, wynosz�cy 12� 22� i 13��; sam jego �rodek
przecina� r�wnole�nik p�nocny 45-ty, le��cy w r�wnej odleg�o�ci od bieguna i
r�wnika, a w�a�nie z tego powodu nie zachodzi�a potrzeba brania w rachub�
przybiegunowego sp�aszczenia ziemi. Pomiar ten, wykonany z mo�liw�
dok�adno�ci�, wskazywa� jako przeci�tn� d�ugo�� jednego stopnia po�udnika
ziemskiego 57,025 s��ni francuskich.
Jak widzimy, to podzi�dzie� uczeni francuscy jedynie zajmowali si� oznaczeniem
tej pracy, wymagaj�cej nadzwyczajnej �cis�o�ci. Na wniosek Talleyranda,
Zgromadzenie prawodawcze wyda�o w r. 1790 dekret, polecaj�cy Akademii
francuskiej, a�eby obmy�li�a wz�r niemog�cy uledz zmianie, dla wszelkiego
rodzaju
miar i wag. Akademia wywi�za�a si� z zadania; raport jej, podpisany przez
s�awnych
uczonych Borda, Lagrange, Laplace, Monge i Condorceta, przedstawia�
Zgromadzeniu prawodawczemu projekt, a�eby za podstaw� miary d�ugo�ci przyj�to
jedn� dziesi�ciomilionow� cz�� po�udnika ziemskiego, a dla miar obj�to�ci
sze�cian, kt�rego ka�da kraw�d� mia�aby d�ugo�� dziesi�tej cz�ci powy�szej
miary,
za jednostk� za� wagi ci�ar wody destylowanej, sze�cianem tym obj�tej;
proponowano te� dla wszystkich miar przyj�� system dziesi�tny.
Dokonywano przedtem, a w nast�pnych czasach przedsi�wzi�to nowe pomiary
po�udnika w r�nych cz�ciach ziemi, w celu uzyskania jaknajdok�adniejszej
przeci�tnej jego d�ugo�ci. Wiadomo, �e kula ziemska nie jest sferojd�, ale
elipsoid�,
wi�c te� licznych trzeba by�o pomiar�w, a�eby za ich pomoc� oznaczy�
przybiegunowe sp�aszczenie ziemi.
Z dawniejszych wyliczamy nast�pne:
W r. 1736 Maupertuis, Clairant, Camus, Lemonnier, Outier i Szwed Celsius
mierzyli �uk w Laponii i oznaczyli jego d�ugo�� na pi��dziesi�t siedm tysi�cy
czterysta dziewi�tna�cie toaz�w.
W r. 1745 La Condamine, Bouguer, Godin i dwaj Hiszpanie Juan i Antonio Ulloa,
obliczyli d�ugo�� po�udnika w Peru na pi��dziesi�t sze�� tysi�cy siedmset
trzydzie�ci
siedm s��ni francuskich.
W r. 1752 Lacaile poda�, �e d�ugo�� po�udnika na Przyl�dku Dobrej Nadziei
wynosi pi��dziesi�t siedm tysi�cy trzydzie�ci siedm tych�e s��ni.
W r. 1754 O. O. Maire Boscovich, mierz�c po�udnik mi�dzy Rzymem a Rimium,
obliczyli jego d�ugo�� na pi��dziesi�t sze�� tysi�cy dziewi��set siedmdziesi�t
trzy.
W latach 1762 i 1763 Beccaria oznaczy� d�ugo�� po�udnika piemonckiego na
pi��dziesi�t siedm tysi�cy czterysta sze��dziesi�t o�m.
W r. 1768 astronomowie Mason i Dikson w Ameryce p�nocnej, na granicy mi�dzy
Marylandem, znale�li po�udnik ziemski w tem miejscu d�ugi na pi��dziesi�t siedm
tysi�cy o�mdziesi�t o�m toaz�w.
Ganos w Hanowerze na pi��dziesi�t siedm tysi�cy sto dwadzie�cia siedm.
W p�niejszych znowu czasach, a mianowicie w ci�gu dziewietnastego stulecia,
mierzono wiele innych po�udnik�w, mi�dzy innemi w Bengalu, Indyach Wschodnich,
Piemoncie, Finlandyi i Kurlandyi, Prusach ksi���cych, Danii i t.d., ale Anglicy
i
Rossyanie mniej od innych narod�w zajmowali si� temi pomiarami mozolnemi.
G��wn� prac� geodezyjn� na tem polu przedsi�wzi�� major Roy, a to w celu
uregulowania stosunku miar angielskich do francuskich. Z rozlicznych tych,
powy�ej
przytoczonych pomiar�w, mo�na by�o wzi�� za zasad�, �e �rednia d�ugo�� stopnia
po�udnika ziemskiego wynosi pi��dziesi�t siedm tysi�cy s��ni francuzkich, czy 25
dawnych mil (lieus) a mno��c te 25 mil przez 360 stopni, oznaczy� obw�d ziemski
w
kierunku jej osi na dziewi�� tysi�cy tych�e mil.
Z przytoczonych atoli powy�ej liczb widzimy, �e szczeg�owe pomiary �uku
po�udnikowego w rozmaitych miejscach kuli ziemskiej dokonywane, nie zgadza�y si�
ze sob�. Pomimo to jednak, wed�ug przyj�tej �redniej d�ugo�ci jego, na
pi��dziesi�t
siedm tysi�cy toaz�w obliczonej, ustanowiono miar� metra, kt�ry wynosi� ma jedn�
dziesi�ciomilionow� cz�� �wierci po�udnika, przebiegaj�cego od bieguna do
r�wnika, czyli na trzy stopy, jedena�cie cali i dwie�cie dziewi��dziesi�t sze��
tysi�cznych linii wed�ug s��nia francuskiego.
Cyfra ta jest w istocie za nizk�: pod�ug najnowszych oblicze�, sp�aszczenie
ziemi
przy biegunach wynosi 1/29915 a nie 1/334, jak dawniej wyrachowano. �wier�
po�udnika nie zawiera zatem dziesi�ciu milion�w metr�w, ale dziesi�� milion�w
o�mset pi��dziesi�t sze��.; r�nica ta w stosunku tak ogromnej d�ugo�ci jest
nieznaczn�, niemniej przeto, bior�c rzeczy z dok�adno�ci� matematyczn�, metr nie
oznacza �ci�le dziesi�cio-milionowej cz�ci po�udnika ziemskiego, jestto b��d,
skracaj�cy metr o dwie dziesi�ciotysi�czne linie.
Metr tak oznaczony, przyj�tym zosta� przez wi�ksz� cz�� pa�stw
ucywilizowanych. Belgia, Hiszpania, W�ochy, Grecya, Hollandya, a w ostatnich
czasach Austrya, dalej dawne osady hiszpa�skie w Ameryce, mianowicie Ecuador,
Nowa Grenada, Costu-Rice i wiele innych u�ywaj� miar metrycznych; Anglia,
pomimo wy�szo�ci miar metrycznych, wierna swym zachowawczym tradycyom,
wzbrania�a si� a� dot�d ich zaprowadzi�.
System ten mo�eby nie napotka� oporu w trzech zjednoczonych kr�lestwach,
gdyby nie zawik�ania polityczne, wichrz�ce Europ� w ko�cu o�mnastego wieku,
gdyby nie zapami�ta�a niech�� ku wszystkiemu co z Francyi pochodzi.
Zgromadzenie prawodawcze, uchwalaj�c przytoczony dekret w dniu 8 maja 1790
roku, zaprosi�o uczonych angielskich, a�eby wsp�lnie z francuskimi zaj�li si�
rozstrzygni�ciem kwestyi. Sz�o mianowicie o to, co wzi��� za podstaw� do
oznaczenia miary zasadniczej: czy d�ugo�� wahad�a sekundowego, czy jak�� cz�stk�
jednego z wielkich k� ziemskich. Wiadomo jednak jak� nienawi�ci� tchn�a
w�wczas Wielka Brytania ku wszystkiemu, co by�o francuskie, porozumienie wi�c
doj�� nie mog�o.
Dopiero w r. 1854 rz�d angielski, oceniaj�cy oddawna korzy�ci systemu
metrycznego, a widz�c z drugiej strony stowarzyszenie uczone i handlowe,
tworz�ce
si� w celu jego zaprowadzenia, zdecydowa� si� go przyj��.
Ale rz�d postanowi� decyzy� sw� zachowa� w tajemnicy, a� do chwili, gdy nowe
prace geodezyjne, przeze� podj�te, pozwol� oznaczy� z jaknajwi�ksz� �cis�o�ci�
d�ugo�� stopnia; do wzi�cia udzia�u w tej pracy zaprosi� trzech uczonych
rossyjskich
w nadziei, �e kiedy� mo�e i rz�d cesarski sk�oni si� do wprowadzenia u siebie
miar
metrycznych. W tym celu wybrano najbieglejszych uczonych.
Komisya ta, zgromadzona w Londynie, postanowi�a, �e przedewszystkiem nast�pi
pomiar po�udnika na po�udniowej p�kuli; �e po dokonaniu tej czynno�ci taka�
sama
przedsi�wzi�t� zostanie na p�kuli p�nocnej, a po por�wnaniu obu tych pomiar�w,
b�dzie mo�na wyprowadzi� �redni�, odpowiedni� �ci�le warunkom u�o�onego
programu.
Pozostawa�o zrobi� wyb�r pomi�dzy osadami angielskiemi, po�o�onemi z tamtej
strony r�wnika, Przyl�dkiem Dobrej Nadziei, Australi� i Now� Zelandy�. Dwie
ostatnie, le��ce na przeciwleg�ej stronie kuli ziemskiej, zmusza�y uczonych do
odbycia zbyt d�ugiej podr�y. Z drugiej strony dzikie pokolenia Australii i
Maorowie
Nowej Zelandyi, wiod�cy nieustann� wojn� ze swymi najezdnikami, mogli
pomiarowi przeszkadza�; przeciwnie, osada przyl�dkowa mia�a za sob� wiele
dogodno�ci. Najprz�d po�o�enie pod tym samym po�udnikiem, co ziemie przerzni�te
Wis��; a wi�c po dokonaniu pomiaru na po�udniowej p�kuli, mo�na by�o ten�e sam
po�udnik zmierzy� na p�nocnej; powt�re podr� do Przyl�dka wymaga�a nier�wnie
kr�tszego czasu, a wreszcie po��czeni astronomowie mieli wyborn� sposobno��
skontrolowania pomiaru Lacailla, pracuj�c w tych samych miejscach, gdzie on
przed
up�ywem wieku zajmowa� si� mierzeniem i sprawdzaniem czy obliczy� dobrze,
o