10033
Szczegóły |
Tytuł |
10033 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10033 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10033 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10033 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Zimniak
POD OCHRON�
Dudnienie uciekaj�cych do ty�u p�yt autostrady tworzy�o rytm, na kt�rego tle gor�cy wiatr wygwizdywa� radosn� melodi� wakacji. Rozbujane �any traw powiewa�y ku mnie kwiatami o�dusz�cej woni, a�daleko w�dole nieprzyzwoicie turkusowe morze szepta�o w�szczelinach ska� i�pod rumowiskami g�az�w..
Odchyli�em na chwil� g�ow� do ty�u tak, �e w�zdr�twia�ym karku poczu�em zn�w ciep�e pulsowanie krwi. Niebo by�o jasne i�wyp�owia�e jak zapomniany na s�o�cu arkusz niebieskiego papieru; odruchowo opu�ci�em wzrok na lini� widnokr�gu, aby sprawdzi�, czyjego brzegi s� ��te i�poskr�cane. Moment okaza� si� odpowiedni, bo rozp�dzony pocisk samochodu gna� wprost na pobocze. Gwa�towny skr�t zarzuci� pojazdem, kt�ry pozostawi� za sob� chmur� ��tego kurzu.
Skurcz w�krtani puszcza� stopniowo, a�po piersi rozchodzi�a si� setkami drobnych strumyk�w gor�ca fala ciep�a. �adnie m�g�bym si� urz�dzi�! I�to na samym pocz�tku urlopu. Lecz strach powoli mija�, a� zn�w niepodzielnie ow�adn�a mn� �ywio�owa, ch�opi�ca rado��:. Rado�� ze swobody, z�dzikiego p�du, ze s�o�ca i�wiatru. A�tak�e z�tego, �e pozostawi�em za sob� oplataj�cy mnie na co dzie� ochronny kokon zale�no�ci, obowi�zk�w i�praw, wzajemnych �wiadcze�, grzeczno�ci i�obustronnie wywa�anych przyjemno�ci. Nareszcie wyrwa�em si� z�tej sieci i�mog�em odetchn�� pe�n� piersi�.
Wiatr hucza� i�gwizda� nad opuszczon� szyb�, a�dalej ucieka� szereg ob�ych wzg�rz z�kolczastym nalotem krzew�w i�kaktus�w. Spu�ci�em r�k� za okno, w�g�st� strug� gor�cego powietrza. Maszyna ci�a stalowym cielskiem szeroki, p�ynny przestw�r wiatru wp�ywaj�cego na l�d niby l�ejsza frakcja ciemniej�cego ju� oceanu. Czu�em si� w�tej chwili zespolony w�jedno�� z�pojazdem, odbiera�em wszystkimi tkankami jego wyt�on� wibracj�, kiedy pos�uszny i�gotowy na ka�dy rozkaz mkn�� wst�g� szosy, nurkuj�c co chwila w�g�stniej�cy mrok dolin.
Robi�o si� duszno, w�z�bach zgrzyta� drobny py�, kt�rego chmury wirowa�y nad pobliskimi wzniesieniami. Zamkn��em okno i�w��czy�em klimatyzacj�.
Mimo �e wszystkie wczorajsze rado�ci i�problemy ju� dawno powinny schowa� si� za krzywizn� Ziemi, my�l o�Helenie powraca�a natr�tnie i, cho� nie chciana, co chwila przes�cza�a si� przez rdzawy krajobraz suchych wzg�rz. Moje niezdecydowanie i�g�upie skrupu�y pozwoli�y temu zwi�zkowi trwa� o�wiele za d�ugo. Jeszcze rok temu w�a�ciwie wystarczy�o mi zauroczenie kobiecym cia�em i�alkoholowe odurzenie - Helena z�ochot� partycypowa�a w�obu tych przyjemno�ciach. Gdy min�� czas pryrriatu rozbuchanej fizjologii, na pierwszy plan zacz�y wysuwa� si� s�owa. A�tych coraz cz�ciej nam brakowa�o. Lecz jej by�o dobrze, mia�a przecie� swojego m�czyzn� - i�za ka�dym razem, kiedy chcia�em powiedzie� ��egnaj�, przytula�a si� do mnie ufnie i�mi�kko, zupe�nie jakby mog�a czyta� w�my�lach. Wi�c m�wi�em tylko - do jutra.
Jeszcze raz spr�bowa�em odegna� natr�tne wspomnienia i�uwa�niej spojrza�em po okolicy. Autostrada bieg�a teraz po�r�d ciastowatych, nap�cznia�ych pag�rk�w, kt�re przysiad�y po obu stronach drogi jak ogromne, zm�czone w�dr�wk� hipopotamy. Wierzcho�ki wzniesie� by�y ochlapane p�ynn� miedzi�, a�mrok dolin w�tym dzikim krajobrazie skrywa� nie dopowiedziana gro�b�.
Czu�em sztywno�� w�karku i�b�l plec�w, a�oznakowane na bia�o brzegi jezdni coraz cz�ciej rozpoczyna�y nieodpowiedzialny taniec. Tote� z�ulg� skr�ci�em na najbli�szy� post�j. Wzniecaj�c chmur� kurzu zjecha�em na utwardzany placyk tu� nad strumieniem, gdzie w�cieniu drzew przycupn�o kilka drewnianych stolik�w z��awami.
Nigdzie nie by�o �ywego ducha - tak�e autostrada sprawia�a wra�enie opuszczonej, bocznej szosy; w�ci�gu ostatniej godziny jazdy nie spotka�em nikogo. Specjalnie wybra�em okr�n� drog� dla jej walor�w krajobrazowych, lecz nie przypuszcza�em, �e b�dzie a� tak wyludniona. Zreszt� nie przeszkadza�o mi to wcale - nie lubi�em t�oku.
Odemkn��em drzwi i�z wych�odzonego wn�trza wyszed�em w�duszne powietrze wieczoru pe�ne w�ciek�ego grania cykad. Spu�ci�em si� strom� �cie�k� na sam brzeg strumienia, uwa�aj�c po drodze na w�e. Woda sp�ywaj�cej z�g�r rzeczki, lodowato zimna i�przejrzysta, w�g��bszych miejscach mia�a jasnozielone zabarwienie. Usiad�em na piasku i, obserwuj�c drobne zawirowania ko�o brzegu, odda�em si� chwili odpr�aj�cej, leniwej, bierno�ci.
W stan przyjemnego zapomnienia wdar� si� obcy d�wi�k, nie nale��cy do tego zak�tka - chrz�st krok�w na �wirowym podje�dzie. Potrzebowa�em zaledwie sekundy, aby przestawi� si� na zwyk�e funkcjonowanie - wir my�li zn�w Wype�ni� ci�k� fal� wszystkie zakamarki ja�ni.
Szybko wspi��em si� strom� �cie�k� w�r�d kolczastych krzew�w na g�r�. Brzegiem skarpy zbli�a�o si� dw�ch ludzi, kt�rych widok by� mi jakby znajomy. Jeden z�przybysz�w da� znak r�k�, �ebym zaczeka�; przyspieszyli kroku.
Sk�d ja ich zna�em? Gdzie� ju� musia�em widzie� te dw�jk�, by�em tego pewien. Niczego wi�cej jednak nie mog�em wydoby� z�zawodnej pami�ci.
Gdzie jest ich samoch�d? - znowu podejrzliwa my�l przemkn�a mi przez g�ow�. Na placu sta� tylko m�j w�z. Czy�by przyszli piechot�? Nie, to niemo�liwe. Najbli�sze osiedle le�a�o o�dobre kilkana�cie mil st�d. Z�pewno�ci� mieli defekt techniczny gdzie� w�pobli�u i�szukaj� pomocy - uspokaja�em sam siebie, bo spotkanie podejrzanie zachowuj�cych si� nieznajomych na takim odludziu na pewno nie nale�a�o do przyjemno�ci.
M�czy�ni wci�� przyspieszali kroku, ju� niemal�e biegli; roz��czyli si�, oskrzydlaj�c m�j w�z z�obu stron. I�wtedy przysz�o ol�nienie. Tak! Spotka�em tych ludzi par� dni przed wyjazdem w�ma�ej greckiej pizzerii, i�bynajmniej nie by�o to mi�e spotkanie.
Jednym szarpni�ciem otworzy�em drzwi samochodu i�wskoczy�em do �rodka, s�ysz�c z�obu stron chrz�st �wiru pod butami biegn�cych. Zatrzasn��em w�z, zablokowa�em zamek i�w��czy�em elektryczny podno�nik szyby, kt�ra zamyka�a si� tak powoli, jak jeszcze nigdy dotychczas. Brudne, spocone d�onie rozpostar�y si� na szkle, w�okna zab�bni�y pi�ci, miga�y czerwone, nabrzmia�e wysi�kiem twarze. Widziad�a sp�yn�y raptem do ty�u, ze�lizgn�y si� po masce jak zdmuchni�te wiatrem li�cie i�roztopi�y w�chmurze ��tego py�u. Grzechot drobnych kamieni o�podwozie zast�pi�o miarowe dudnienie p�yt autostrady, silnik szumia� g�ucho na wysokich obrotach, a�stalowy pocisk pojazdu p�dzi� z�wiatrem w�zawody. Dopiero po chwili przesta�em dusi� akcelerator; elastyczny fotel �agodnie wypchn�� mnie ze swojego wn�trza, a�ska�y wok� zako�czy�y wariacki taniec. Gna�em pomara�czowo o�wietlon� autostrad�, wycieniowan� do najdrobniejszych nier�wno�ci nawierzchni, a�s�o�ce k�ad�o barwy zachodu na �agodnych wzg�rzach i�suchym stepie. W�dole, w�wype�nionej ju� wieczornym mrokiem dolinie, w�kt�rej g��bi pe�za�a struga nik�ych �wiate�ek, bieg�a g��wna droga wprost do Huantanejo.
Po chwili w��czy�em si� w�potok mkn�cych cicho pojazd�w, kt�rych przytulne wn�trza wype�nia�a rozmowa, �miech, muzyka lub samotne milczenie. Lecz dla mnie ludzie, zamkni�ci w� kapsu�ach swoich samochod�w, wygl�dali jak unieruchomione kukie�ki z�animowanego filmu.
Tak, to sta�o si� w�ma�ej greckiej pizzerii, po�o�onej w�r�d innych podobnych restauracyjek, pub�w i�piwiarni, sklep�w muzycznych i�troch� zapuszczonych hotelik�w, w�malowniczo rozrzuconej na zboczu wzg�rza cyga�skiej dzielnicy. O�tej porze t�tni�o tam wieczorne �ycie, z�ciemnych wn�trz lokali niby z�ogromnych uli dochodzi� bucz�cy szum g�os�w, czasem tylko urozmaicany brz�kiem szk�a lub sztu�c�w, pachnia�o dymem tytoniowym i�gor�cym olejem, jak spod ziemi dobiega�o g�uche dudnienie rytmicznej muzyki. Na chodniki wylegli chi�scy handlarze krabami i�Ustawiali swoje ogrzewane w�glem kot�y wprost na trotuarze, po�r�d wielobarwnego t�umu, a�ca�e to kolorowe �ycie zdawa�o si� wisie� w�lu�nej sieci w�skich i�stromych uliczek, k�ad�cej si� na zboczu wzg�rza mistern� mozaikow� plecionk�.
By�o ich dw�ch. Jeden, przedwcze�nie wy�ysia�y, z�ostrym d�ugim nosem i��widruj�cymi, blisko osadzonymi oczami, przypomina� drapie�nego ptaka; drugi by� troch� niechlujnym, chudym dryblasem w�znoszonej sk�rzanej kamizelce. Przysiedli si� do mojego stolika i�w milczeniu s�czyli tani gatunek piwa. Poczu�em si� nieswojo, sko�czy�em wi�c pospiesznie posi�ek i�chcia�em wsta�, kiedy zobaczy�em ta�cz�cy kufel. Pe�en pienistej cieczy przemieszcza� si� nieregularnymi posuni�ciami po b�yszcz�cej p�ycie stolika, w�grubym szkle przep�ywa�y fali�cie w�rytm przechy��w naczynia pomara�czowe refleksy i�karykaturalnie rozci�gni�te twarze. Potar�em powieki, pr�bowa�em zebra� my�li. Halucynogeny? Spojrza�em po swoich s�siadach - ich twarze wyra�a�y skupienie i�powag�, wpatrywali si� we mnie siedz�c bez najmniejszego ruchu, rozrastali si� i�pot�nieli, wype�niali ju� prawie ca�e pole widzenia. Tak, to sprawka tych dw�ch. Chcia�em zerwa� si� i�uciec, lecz ten ptakowaty przytrzyma� mnie za r�k� swoj� wielk� �ap� i�mrukn��: �chwileczk�. M�wi� cicho, lecz owo �chwileczk� zako�ata�o mi w�g�owie jak d�wi�k dzwonu. Musia�em wygl�da� nie-. szczeg�lnie, i�to okaza�o si� wybawieniem. Kto� chwyci� mnie mocno pod ramiona i�wyci�gn�� na dw�r, a�na miejscu tamtych ptasich twarzy rozla�a si� jaskrawa piania rudej brody jednego z�moich znajomych. Jak to dobrze, �e i�on zajrza� do tej przekl�tej knajpy - my�la�em w�k�ko powoli przychodz�c do siebie.
Ale czego chcia�o tych dw�ch? Wtedy widzia�em ich po raz pierwszy w��yciu i�sk�onny by�em przypuszcza�, �e chodzi�o o�drobne na w�dk� lub mo�e o�sprawy seksualne. Lecz tylko wi�ksza forsa albo inne wa�kie powody mog�y ich sk�oni�, kimkolwiek byli, do tak d�ugiego po�cigu. W�moim przypadku pieni�dze odpada�y - wi�c co? Najprawdopodobniej pomylili mnie z�kim� innym pomy�la�em z�ulg�, lecz ju� w�nast�pnym momencie zda�em sobie spraw� z�faktu, �e bynajmniej nie poprawia to mojej sytuacji. Je�li �ywi� wrogie zamiary, zapewne nie zd��� wyja�ni� im pomy�ki, je�li za� po prostu czego� chc�, to nieporozumienie wkr�tce wyjdzie na jaw tak czy owak. Mo�e po prostu z�nimi porozmawia�? Nie, to zbyt niebezpieczne. Nie warto nara�a� si� bez potrzeby. Zn�w maj�c g�ow� pe�n� nie chcianych my�li wymkn��em si� ze stalowej rzeki b�yskaj�cych �wiat�ami pojazd�w, opu�ci�em autostrad� i�ju� po chwili jecha�em powoli pe�nym s�onego wiatru bulwarem w�Huantanejo. Ci�kie pi�ropusze palm wykonywa�y sw�j powolny, dostojny taniec, a�sennie mrucz�cy ocean spowija� we�nisty ca�un ciemno�ci, przebity tylko w�jednym punkcie iskr� �ywego srebra.
Opu�ci�em szyby i�z lubo�ci� wci�ga�em g��boko w�p�uca ostre morskie powietrze, patrzy�em na weso�e pary na bulwarze, zagl�da�em do zgie�kliwych bar�w, wyczuwa�em pod mglist� zas�on� nocnego mroku mi�kkie pla�e, szepcz�ce morze i�pierwotn� g��bi� oceanu. Tak! To by�o ponad wszelk� w�tpliwo�� najw�a�ciwsze na Ziemi miejsce do sp�dzenia urlopu!
Zostawi�em samoch�d na parkingu przed dobrze mi znanym pensjonatem �Albatros� i�z szerokiej spacerowej alei, po kt�rej ta�czy�y barwne kr�gi �wiate� rozhu�tanych lamp, pobieg�em wprost na ciemn� pla��. Zm�czenie d�ug� jazd� znik�o; czu�em dotyk wiatru na twarzy i�we w�osach, w�ustach mia�em smak soli. � Pla�a by�a pe�na dziwnych szept�w, szmer�w i�westchnie�. Fale szumia�y cicho gdzie� tu� obok, �agodny powiew od morza poj�kiwa� w�r�d rozstawionych parasoli, lecz przez g�st� wat� ciemno�ci przes�cza�y si� jeszcze inne, niezrozumia�e, ledwie s�yszalne d�wi�ki, jakie� niewyra�ne kszta�ty porusza�y si� w�mroku - jak�e wyraziste by�y to z�udzenia! Migotliwe �wiate�ko na morzu przybli�a�o si� i�oddala�o, chwilami nik�o zupe�nie. Nagle zimnym u�ciskiem obj�� mnie niepoj�ty l�k - obejrza�em si� raptownie za siebie, lecz by�a tam tylko dysz�ca strachem ciemno��. Ruszy�em z�powrotem, sam nie wiedz�c kiedy nogi zacz�y nie�� mnie w�coraz szybszym biegu, a�co� nieokre�lonego i�gro�nego p�dzi�o tu� za mn�, a�mo�e ju� obok mnie? Wreszcie bez tchu dopad�em o�wietlonej alei, kln�c w�duchu swoje idiotyczne zachowanie. Jak dobrze, �e nikt tego nie widzia�!
Lecz myli�em si�. W�rozhu�tanym kr�gu �wiat�a sta�a kobieta, przytrzymuj�c targane zajadle przez wzmagaj�cy si� wiatr kosmyki w�os�w. Mia�em nieodparte wra�enie, ze sta�a tam, czekaj�c na mnie; jej uniesione rami� by�o smuk�e i�delikatne, wiotko�� talii i�harmoni� linii bioder i�ud podkre�la�a obcis�a, d�uga sukienka, kt�rej barwny jedwab trzepota� jak lu�ny �agiel. Na twarzy zastyg� wyraz rozbawienia, lecz szeroko rozstawione, wielkie oczy patrzy�y badawczo. By�a bardzo �adna, nie waha�bym si� nawet nazwa� j� pi�kn� kobiet�, lecz wyczu�em tak�e co� obcego, mo�e cie� pogardy w�spojrzeniu. Takim lalom woda sodowa �atwo uderza do g�owy - zd��y�em pomy�le� niech�tnie i�zamierza�em oddali� si� z�godno�ci�, gdy jej nieprzyjazny wzrok z�agodnia�, wargi wyd�y si� i�us�ysza�em d�wi�czny �miech, kt�rego cz�� zabra�a wichura. Przystan��em, coraz bardziej z�y na ni� i�na siebie.
- No, niech pan si� ju� nie gniewa - m�wi�a niskim, mi�kkim g�osem, zbli�aj�c si� powoli. - Tak nagle wyskoczy� pan z�ciemno�ci, �e przez chwil� obawia�am si� napadu, s�dzi�am, �e to jaki� rzezimieszek. A�tu sympatyczny, m�ody cz�owiek - uj�a mnie lekko pod rami� i�delikatnie popchn�a alej�, pod rozhu�tanymi sznurem r�nobarwnych lamp. M�wi�a co� jeszcze, lecz wiatr porywa� wi�kszo�� s��w, a�mo�e to ciep�a blisko�� dziewcz�cego cia�a, mi�kka wypuk�o�� piersi muskaj�cej moje rami� i�zapach rozwianych w�os�w sprawi�y, �e nie mog�em skupi� uwagi na rozmowie?
- Ania - dziewczyna patrzy�a na mnie wyczekuj�co, a�ja wci�� ch�on��em jej blisko��.
- Robert - odrzek�em dopiero po chwili, i�w�a�nie chcia�em wzi�� j� za r�ce, gdy odsun�a si�, po�egna�a i�szybko odesz�a boczn� ciemn� drog�. Nie wiedzia�em, czy mam biec za ni�; kr�ci�o mi si� w�g�owie. Troch� zbyt wiele mia�em prze�y� jak na jeden* skromny dzie�.
Frida, w�a�cicielka pensjonatu, przyj�a mnie z�wylewn� serdeczno�ci�. By�a przyjaci�k� mojej matki z�lat szkolnych, a�mnie traktowa�a nieomal jak cz�onka rodziny. Od lat prowadzi�a tutaj nieco staro�wiecki, lecz wygodny pensjonat; by�em u�niej cz�stym go�ciem.
Zaraz po powitaniu Frida zbeszta�a mnie za zbyt p�ne przybycie, a�dopiero potem zaprosi�a do sto�u. Z�pe�nymi ustami musia�em opowiada� o�matce, rodzinie, o�pracy. Wreszcie pochyli�a si� konfidencjonalnie i�rzek�a tajemniczo:
- Uwa�aj na siebie, Rob. Czasy takie niespokojne...
- Dlaczego, ciociu?
- Ano, w�a�ciwie nic takiego. Tyle tu ludzi wiosn�, r�ni przyje�d�aj�.
- W�sezonie zawsze tak jest.
- Ale w�tym roku jest inaczej, jako� dziwnie.
- Jak to dziwnie? - zaciekawi�em si�.
- Wi�cej ludzi przyjecha�o. Wczoraj widzia�am karetki wojskowe, podobno przywleczono jak�� chorob�. Zapalenie m�zgu czy co� takiego... Nie wiem...
- Niech ciocia si� nie obawia. Jestem m�ody, odporny i�przyjecha�em pop�ywa� w�morzu. A�s�ona woda zabija bakterie - doda�em z�u�miechem, wstaj�c od sto�u.
- Ty zawsze sobie �artujesz, Rob, raz m�g�by� by� powa�ny - gdera�a Frida, lecz jak zwykle przyja�nie.
- A�po co? - rzuci�em, taszcz�c na g�r� sw�j worek �eglarski. - Wystarczy, �e �wiat wok� jest �miertelnie powa�ny. Cho�by dla r�wnowagi, ja musz� by� inny. Dobranoc!
- Zamknij dobrze okna, w�nocy bywa ch�odno - napomina�a mnie jeszcze. Poczciwa kobieta - pomy�la�em.
Pok�j by� stary, wysoki, z�trzema wielkimi weneckimi oknami i�pot�nym �o�em, pasuj�cym dobrze do ca�o�ci, tylko �azienka okaza�a si� niewielka i�nowocze�nie urz�dzona. Ciotka zainwestowa�a wreszcie - pomy�la�em, bior�c gor�cy tusz.
Okna wychodzi�y na ciemn� pla��, fale szumia�y gdzie� w�g�stym mroku, a�po�r�d czerni w�oddali wci�� majaczy�o mrugaj�ce �wiate�ko. Wiatr naciera� na wielkie szyby kt�re a� j�cza�y pod jego naporem.
Sprawdzi�em skrupulatnie, czy okna s� dobrze pozamykane, zablokowa�em zamek u�drzwi i�w�lizgn��em si� do obszernego zimnego �o�a. Pomy�la�em o�Helenie, lecz jednocze�nie odczu�em ulg�, �e jej tu nie ma. Zm�czony, natychmiast zapad�em w�kamienny sen.
Kana�em wyci�tym po�r�d mangrowcowej d�ungli p�yn�li�my ku otwartemu morzu. Zbity. pocz�tkowo g�szcz dziwacznych krzew�w, bujaj�cych si� na swoich szczud�owatych korzeniach, rzed� stopniowo, rozdziela� si� ods�aniaj�c lazurowe prze�wity, w�kt�rych majestatycznie unosi�y si� wielkie ��wie i�pluska�y nieznane ryby. Woda be�kota�a w�r�d zwa��w �odyg, a�w mulistym g�szczu kot�owa�o si� jakie� nieodgadnione �ycie. Wreszcie min�li�my ostatni� wysepk� sko�tunionych jak sier�� zaro�li i�jacht wydosta� si� na szeroki przestw�r pe�nego morza.
Delikatne burty wpar�y si� w�szkliste pag�ry, pomarszczone kr�tkimi uderzeniami wiatru. Wewn�trz kryszta�owych wzniesie� falowa�y spl�tane lasy o�odcieniu g��bokiej zieleni lub otwiera�y si� rozpe�zni�te bia�e polanki koralowego piasku. S�o�ce liza�o ciep�ymi dotkni�ciami ramiona i�plecy, lecz bryza znad morza natychmiast sch�adza�a nagrzan� sk�r�.
Po godzinie byli�my na miejscu; kotwica z�hurgotem �a�cucha polecia�a przez rozbuja�a to� i�znik�a w�piasku mielizny, ja�niej�cej po�r�d barwnego labiryntu rafy. Opodal sta� tylko jeden ma�y jachcik. By�o wcze�nie, inni jeszcze nie dop�yn�li.
Przygotowywali�my si� do zej�cia pod wod�. Za�o�y�em ju� na plecy stalowe butle i�opasa�em si� sznurem o�owianych ci�ark�w, gdy spostrzeg�em, �e morze na du�ej powierzchni gwa�townie pociemnia�o. Kilka lataj�cych ryb wyskoczy�o z�poszarza�ej toni i�w szale�czych skokach, �lizgaj�c si� po zmarszczonej fali, pogna�o w�stron� l�du.
Uchwyci�em si� mocno barierki, bo przechy�y jachtu rzuca�y ci�kim ekwipunkiem na wszystkie strony. Czuj�c lekkie �askotanie strachu widzia�em ciemn�, teraz juz niemal granatow� po�a� oceanu, spienion� drobnymi falami. Co� by�o pod wod� - ogromna �awica ryb? D�ungla wodorost�w? A�mo�e cie� chmury pad� na ocean? Lecz nic nie zas�ania�o s�o�ca, kt�re tkwi�o na wyblak�ym niebie jak misa pe�na �aru.
Podwodny cie� przesuwa� si� b�yskawicznie w�naszym kierunku. Jego nieostry brzeg znik� pod kad�ubem, granatowy przestw�r zdawa� si� rosn��, wybrzusza�, ciemna powierzchnia zje�y�a si� kr�tkimi falami, rozmydlonymi biel� piany. �a�cuch kotwiczny j�kn�� p�aczliwie i�pot�ne szarpni�cie zwali�o nas na pok�ad. Run�li�my jeden przez drugiego na deski, �omocz�c ci�kimi butlami i�chlastaj�c umocowanymi do st�p p�etwami niby wielkie ryby wyrzucane z�sieci na pok�ad trawlera.
Wyswobodzi�em si� jak najszybciej z�kr�puj�cego ruchy ekwipunku i�przypad�em do barierki. Lecz morze zn�w by�o zielone i�pe�ne s�onecznych refleks�w, a�przejrzyste, g�adkie ju� teraz wa�y wodne przesuwa�y si� niespiesznie, omywaj�c nieomal przyja�nie burty naszego ma�ego jachtu.
- Co... co to by�o?! - wykrztusi� John, k�dzierzawy blondyn, kt�ry mia� by� moim partnerem przy pierwszym zej�ciu pod wod�.
- Mo�e wielka �awica barrakud? - rzuci�em niepewnie.
- Zupe�nie nieprawdopodobne.
- No w�a�nie. Nigdy przecie� nie s�ysza�em o�tak pot�nej �awicy, na dodatek taranuj�cej wszystko przed sob�.
- To wygl�da�o jako� inaczej. Jakby ciemne podwodne zawirowania lub wielkie szare... ptaki.
Uda�em zdziwienie, chocia� w�duchu zazdro�ci�em mu. Bez obawy powiedzia� to, o�czym ja wstydzi�bym si� cho�by wspomnie�. Nie lubi�em nara�a� si� na �mieszno��.
- Ha, to dobre! - zawo�a� w�a�ciciel jachtu. By� to rubaszny, nieco grubosk�rny typ; wygl�da� na cz�owieka, kt�ry przynajmniej po�ow� �ycia sp�dzi� na morzu Na jego p�askiej, ogorza�ej twarzy od pocz�tku rejsu nie widzia�em ani cienia u�miechu, nawet teraz, mimo ze by� wyra�nie ubawiony spostrze�eniami Johna. - Jeste� odkrywc� podwodnego ptactwa! No a�teraz, ch�opcy, do roboty, je�li chcecie troch� pop�ywa�. Za godzin� wyruszamy st�d.
Z pewnym oci�ganiem doprowadzili�my ekwipunek do porz�dku. John okaza� si� odwa�niejszy i�pierwszy znik� w�rozfalowanej zieleni; po chwili i�ja skoczy�em w��lad za nim.
Opada�em na pewno zbyt szybko w�rzadkiej, ciep�ej toni. Trzeba by�o wzi�� mniej o�owiu - pomy�la�em. Narasta� gniot�cy b�l w�uszach, z�trudem nad��a�em z�wyr�wnywaniem ci�nienia. Daleko w�g�rze, za zas�on� opalizuj�cych refleks�w, wgnieciony w�rozbiegane lustro powierzchni ta�czy� zmniejszony do rozmiar�w zabawki kad�ub nasiej �odzi.
Nareszcie poczu�em grunt, zary�em p�etwami w�gruby koralowy piasek.
By�a tu� obok. Jej d�ugie nogi, rozrzucone bez�adnie, poddawa�y si� falowaniu w�zgodnym rytmie z�powolnymi ruchami lasu wodorost�w, w�r�d kt�rych nikn�y tu��w i�g�owa. Rzuci�em si� ku niej, rejestruj�c jakim� bocznym torem postrzegania kszta�tn� kr�g�o�� dziewcz�cych bioder, podkre�lon� jeszcze mocno zaci�ni�tym pasem. Z��atwo�ci� wyswobodzi�em bezw�adne cia�o z�g�stwiny traw i�odsun��em na bok czarn� chmur� w�os�w.
Odetchn��em z�ulg�. Ustnik aparatu tkwi� wci�� mi�dzy zaci�ni�tymi wargami dziewczyny, cho� maska os�aniaj�ca oczy przekrzywi�a si� i�nape�ni�a wod�. Mocno uchwyci�em opadaj�c� r�k� i�ruszy�em ku g�rze, uderzaj�c gwa�townie p�etwami.
Lecz nie da�em rady - sp�yn�li�my z�powrotem na pofa�dowany piasek. By�em za ci�ki. Dopiero po odrzuceniu pasa z�o�owianymi p�ytkami uda�o mi si� wyholowa� cia�o dziewczyny na powierzchni�.
U�o�y�em j� na nagrzanych deskach pok�adu i�okry�em grubym pledem. Powolny i�flegmatyczny dotychczas kapitan dwoi� si� i�troi�. Natychmiast uruchomi� aparat do sztucznego oddychania, a�gdy ju� stwierdzi� ledwie wyczuwalny puls, da� zastrzyk wzmacniaj�cy prac� serca. Po chwili gwa�towny dreszcz wstrz�sn�� cia�em, do kt�rego pocz�o wraca� �ycie.
- No, wygl�da na to, �e wybawili�my jeszcze jedn� pi�kn� duszyczk� od ogni piekielnych - stwierdzi� z�ulg� John, kt�ry zaniepokojony moj� nieobecno�ci� wyszed� przed chwil� z�wody i�sta� za nami na pok�adzie w�rosn�cej ka�u�y. - Wracam na d�, do��cz� do tamtych - doda� widz�c, �e zdejmuj� reszt� ekwipunku. Skoczy� pod za�amuj�c� si� fal�, kt�ra rozchybota�a, rozmy�a, a� wreszcie ca�kowicie zatar�a jego malej�c� sylwetk�.
- Ona musi by� z�tamtego jachtu - wskaza�em kierunek, gdzie kotwiczy�a ma�a ��d�. Jednak�e morze, smagane coraz silniejszym wiatrem, kt�ry wciska� w�bol�ce oczy porwany z�fal s�ony py� wodny, by�o puste. Wspi��em si� na dach ster�wki. Jak okiem si�gn�� rozci�ga�a si� turkusowa powierzchnia oceanu z�rozlanymi atramentowymi rzekami ciemnego b��kitu. �adnej �odzi nie by�o w�zasi�gu wzroku. Wobec pogarszaj�cej si� pogody nikt widocznie nie chcia� ryzykowa� opuszczenia przystani.
- Ta ��d�... znik�a - stwierdzi�em, zsuwaj�c si� z�powrotem na pok�ad.
- A�mo�e po prostu odp�yn�a, drogi panie? - - Ale jej nigdzie nie wida�.� W�ci�gu kwadransa nie mog�a dotrze� do granicy mangrowc�w.
- Nie mierzy�em czasu. Zreszt� nie m�j interes! Musimy jeszcze pom�c tej dziewczynie.
Drobnym cia�em wstrz�sa�y dreszcze, ramiona drga�y gwa�townie pod pledem. Po raz pierwszy otworzy�a oczy - by�y czarne jak w�gle, nieprzyjemnie kontrastowa�y z�sin� biel� twarzy. Patrzy�a na nas jak przestaszone zwierz�tko. Powinna by� nawet �adna, jak si� troch� ogarnie - pomy�la�em. Przypomnia�em sobie jej d�ugie, kszta�tne nogi, wpl�tane w�g�szcz wodorost�w, i�kr�g�o�� bioder podkre�lon� zaci�ni�tym pasem.
- Tamta ��d�. mog�a zaton�� - zwr�ci�em si� do kapitana. - S�dz�, �e powinni�my przeszuka� obszar jej niedawnego postoju.
Jego t�pa twarz st�a�a z�o�ci�.
- Niczego nie b�dziemy przeszukiwa�. Ja dysponuj� tym jachtem, a�wy p�acicie mi za godzinne zej�cie pod wod�. Czas si� ko�czy, zaraz wracamy.
Wzruszy�em ramionami i�odwr�ci�em si�. Napotka�em wzrok dziewczyny. Wygl�da�a ju� troch� lepiej, znik�y sine obw�dki wok� ust i�oczu. U�miechn�a si� blado, gdy po�o�y�em d�o� na jej popl�tanych w�osach.
- W�a�ciwie niewiele zmieni�e� si�, Karolu. Wci�� jeste� podobny do ch�opa pa�szczy�nianego z�XVI-wiecznej ryciny w�podr�czniku szkolnym, tylko czo�o jakby troch�...
- Masz racj�,� stary. Czo�o mam znacznie wy�sze - to m�wi�c si�gn�� do rzedniej�cych w�os�w. - �eby tak jeszcze proporcjonalnie przybywa�o oleju w�g�owie... Gdyby nie tego rodzaju niespodzianki, wierz mi, �e spotkania po latach ze starymi znajomymi mia�yby naprawd� sporo uroku.
- Co porabiasz? Rzuci�e� prac� naukow�, tak jak to kiedy� zapowiada�e�?
- Tak jest, m�j drogi. Oczywi�cie je�li przez nauk� rozumiesz dosy� ja�owe wy�wietlanie coraz to nowych obrazk�w z�filmu pod tytu�em �Spos�b postrzegania �wiata przez cz�owieka� i�traktowanie ich jako prawd obiektywnie niewzruszonych.
- Wci�� taki sam, zawsze mia�e� co� z�mistyka. Zdrad� po cichu tajemnic�, w�wir jakiego rodzaju dzia�alno�ci rzuci�e� si� obecnie.
- W�nic si� nie rzucam, Robercie. Ewolucyjnie przechodz� na coraz wy�sze poziomy rozwoju.
- Ho, ho! Ale je�li wzniesiesz si� zbyt wysoko, stracisz z�oczu ludzi.
- O�nie, m�j drogi. Tego jednego w�a�nie nie zrobi�. Wzajemne relacje cz�owieka i�jego szeroko rozumianego otoczenia ciekawi� mnie najbardziej. Uczeni byliby tak�e ca�kiem sympatyczni, gdyby dostrzegali subiektywizm w�asnych obserwacji.
- Zajmujesz si� wi�c g�oszeniem pozanaukowych prawd nie u�wiadomionym ludziom podczas pielgrzymki swego �ycia?
- Ludziom wystarczy�oby zupe�nie troch� skromno�ci. A�prawdy po prostu nie ma, lub, je�li wolisz, jest tych prawd zbyt wiele. Na jedno wychodzi. Ale pyta�e�, co porabiam, czyli, o�ile dobrze rozumiem, jak zdobywam �rodki utrzymania. Ot� jestem dziennikarzem, notorycznie pisuj� do prasy i�w ten spos�b zarabiam na chleb. Uwa�am to za sensowniejsze zaj�cie ni� osi�ganie kolejnych stopni naukowego wtajemniczenia. Czasem udaje mi si� wywo�a� przynajmniej u�kilku czytelnik�w cie� w�tpliwo�ci, a�to jest ju� sukces. Chcia�bym te� wyda� ksi��k�, a�honorarium przepu�ci� w�podr�y na Ziemi� Franciszka J�zefa. Jak widzisz, Robercie, opowiedzia�em ci r�wnie� o�swojej przewidywalnej przysz�o�ci. Czy tego rodzaju prognozy tak�e zaliczasz do kult�w mistycznych?
- O�czym ma by� ta ksi��ka? - spyta�em nie bez zaprawionego odrobin� zazdro�ci respektu.
Karol pu�ci� pytanie mimo uszu; przywo�a� kelnera i�zam�wi� co� do picia. S�abe podmuchy wiatru nie dawa�y och�ody, a�przez rozpi�ty nad stolikiem parasol z�cienkiego p��tna przes�cza� si� powoli �ar po�udniowego s�o�ca.
- Sp�jrz na to akwarium - odwr�ci� si� w�stron� drugiej cz�ci restauracji, gdzie w�klimatyzowanej jej cz�ci za �cian� ze szk�a znajdowa� si� spory zbiornik. W�zielonkawej, wzburzonej wodzie k��bi�y si� ryby r�nych gatunk�w. - Oto �ywa spi�arnia. Klient sam wybiera sobie odpowiadaj�c� mu sztuk�, kt�r� natychmiast wy�awia si�, oprawia i�Sma�y. Oczekiwanie na obiad nie trwa d�u�ej ni� kwadrans. Co ty na to?
- Nie widz� wielkiej r�nicy mi�dzy tym sposobem a�po�owami morskimi lub hodowl� - odpar�em nieco zdziwiony. - Ryba jest po prostu �wie�a.
- Nie na tym rzecz polega. Po prostu wst�pne dra�nienie �o��dk�w mo�e wydatnie wzm�c wydzielanie sok�w trawiennych. Cz�owiek czuje si� jak pierwotny �owca, kt�ry poluje, kiedy odczuwa g��d. A�patrz�c z�drugiej strony, od strony obiektu manipulacji...
- Nie przesadzaj. Jakie� znaczenie m�g�by mie� dla ryby spos�b od�owu? Dotyczy to zreszt� wszystkich zwierz�t, pozbawionych przecie� �wiadomo�ci istnienia.
- M�wisz z�du�� pewno�ci� siebie i�jeste� przekonany o�swojej racji, czyli osi�gn��e� pewien rodzaj komfortu psychicznego. Mo�e w�a�nie o�to tobie, mnie, nam wszystkim chodzi? �eby czu� si� dobrze i�mie� do tego pe�en brzuch?
- Zawsze ten sam marzyciel...
- Chwileczk�. Je�li kto� nie m�wi po angielsku, a�na dodatek nie mo�e z�tob� dyskutowa� na przyk�ad o�wp�ywie cz�stotliwo�ci stosunk�w seksualnych na wydajno�� pracy w�przemy�le, to jest baranem i�nic nie wie o��wiecie? Mo�e wiedzie� co innego, o�czym ty z�kolei masz dosy� mgliste poj�cie.
Otar� pot z�czo�a.
- Przepraszam, unios�em si� nieco. My�lenie stereotypami zawsze wyprowadza�o mnie z�r�wnowagi. Widzisz - im co� jest do nas, ludzi, bardziej podobne, tym wi�ksz� otaczamy to czci� i��ochron�. Je�li nie mo�emy dogada� si� z�cz�owiekiem, nazywamy go ma�o inteligentnym. Je�li za� jest to zupe�nie inne stworzenie, a�na dodatek sk�adaj�ce si� z�dobrze przyswajalnego bia�ka, natychmiast budujemy sobie pi�kn� konstrukcj� etyczno-naukow�, zezwalaj�c� nam na wszystko.
- To bardzo pi�kne i�szlachetne podej�cie, lecz niestety ca�kowicie bezu�yteczne. Wznios�e my�li nie odmienia naszej fizjologii, wci�� pozostaniemy na szczycie piramidy �wiata o�ywionego, w�kt�rym walka o�przetrwanie polega g��wnie na wzajemnym po�eraniu si�. Wi�cej walka ta jest warunkiem dzia�ania wewn�trznej regulacji ca�ego systemu ekologicznego. A�w og�le, to czy nie mamy pilniejszych, bli�szych nam ludzkich spraw, czekaj�cych na rozwi�zanie?
Karol �achn�� si�, by� wyra�nie zniecierpliwiony.
- Nie obra� si�, ale u�y�e� jednego z�bardziej wy�wiechtanych slogan�w. Czy wolno traci� czas na obserwacje nieba, skoro na Ziemi g�oduj� ludzie? Lub para� si� sztuk�, gdy braknie �o�nierzy?
- Sztuka te� jest dla ludzi...
- Tak? Dobrze, �e to pojmujesz. Powiem ci wi�cej: wszystko, o�czym m�wimy, to te� sprawy dla ludzi. Do przemy�lenia, zrozumienia i�jako punkt wyj�cia do dzia�ania. O�tym w�a�nie chc� co� napisa� - doda� po chwili ju� spokojniej.
Ailie sz�a przez k�uj�c� oczy jasno�� tarasu. By�a wysoka, wy�sza ni� s�dzi�em. Wydawa�a si� wtedy taka niewielka i�drobna, gdy le�a�a p�przytomna, skulona pod kocem na pok�adzie jachtu. Sploty czarnych, teraz l�ni�cych i�puszystych w�os�w tworzy�y ostry kontrast z�ci�gle jeszcze blad� cer�. Podesz�a do nas z�wahaniem, spodziewa�a si�, �e b�d� sam. Podnios�em si� i�dokona�em prezentacji.
Karolowi wyra�nie poprawi� si� humor, gada� teraz du�o i�troch� bez sk�adu. Co chwila ogarnia� dziewczyn� chciwym spojrzeniem. Przy�apa�em si� na tym, �e odczuwam co� w�rodzaju zazdro�ci, chocia� nie mia�em przecie� do niej �adnych podstaw - fakt przypadkowego uratowania kogo� od utoni�cia nie oznacza� jeszcze niczego. A�jednak chcia�em sam pie�ci� wzrokiem jej drobne, kszta�tne piersi, smuk�� tali� i�kr�g�e biodra.
- Nie wiem dlaczego, ale w�tym roku mamy w�Huantanejo istn� inwazj� pi�kno�ci - papla� Karol. - Zreszt� to wida�. W�innym przypadku prawdopodobie�stwo twojego pojawienia si� w�a�nie tutaj...
- By�am um�wiona z�Robertem - przerwa�a Ailie, rozbawiona jego gadulstwem.
- To nic nie szkodzi. Zmieniaj� si� tylko wsp�czynniki r�wna� statystycznych. Naprawd�, tylu pi�knych kobiet co tutaj w�ci�gu tygodnia, nie widzia�em przez ca�e swoje �ycie.
- Mo�e wreszcie doros�e� do tych rzeczy? Wszystko ma sw�j optymalny moment - wtr�ci�em troch� z�y, �e da�em mu przej�� inicjatyw�.
- Nie zdradzisz mi, Ailie, gdzie mieszkasz i�pracujesz? - mizdrzy� si� dalej Karol, ca�kowicie ignoruj�c moja zaczepk�.
- Kiedy.. nie mog� - Ailie patrzy�a z�zak�opotaniem w�dese� serwety.
- Nie mo�esz? Czy�by� by�a z�tajnej policji? - Karol by� przekonany, �e dziewczyna wreszcie podj�a jego gr�.
- Nie, to nie to. Ja po prostu... nie pami�tam. Niczego nie pami�tam.
- Jak to? Nie wiesz te�, jak znalaz�a� si� pod wod�? zapyta�em zaskoczony. Dotychczas nie rozmawiali�my jeszcze o�szczeg�ach wypadku; chcia�em, aby najpierw przysz�a do siebie.
- Nie, Robercie. Pami�tam tylko, jak le�a�am na twardym pok�adzie �odzi i�by�o mi strasznie zimno. Ty. kl�cza�e� obok, a�ten kapitan mia� aparat...
- I�nic wi�cej nie pami�tasz? Sk�d si� tu wzi�a�, kim s� twoi rodzice?
Potrz�sn�a g�ow�.
- Przepraszam was bardzo - Karol podni�s� si� raptownie, a� stolik zad�wi�cza� porcelana - ale musz� ju� i��. Zupe�nie zapomnia�em, ze mam wa�ne spotkanie, i. tak ju� jestem sp�niony. Cze��! Aha, Robert, gdzie mieszkasz? Zadzwoni� do ciebie.
- W��Albatrosie�, ale...
Ju� go nie by�o. Oddali� si� spiesznie pustym o�tej porze, rozgrzanym bulwarem. Wzruszy�em ramionami.
- Zawsze by� dziwakiem. Dziennikarz.
- Ciekawy cz�owiek, taki o�ywiony. Ale nie w�moim typie, cho� nie mam nic przeciwko dziennikarzom - doda�a pojednawczo. U�miechn��em si� i�po�o�y�em r�k� na jej smuk�ej d�oni. Nie cofn�a jej.
- Jeste� taki dobry, zaopiekowa�e� si� mn�. Nie wiem, sk�d mam wzi�� pieni�dze, �eby zwr�ci� ci d�ug, ale z�czasem wszystko na pewno si� wyja�ni.
- G�upstwo - rzek�em troch� nieszczerze, lecz dziewczyna niczego nie zauwa�y�a. Cho� odczuwa�em zawsze przyjemno�� przy umiarkowanym po�wi�caniu si� dla potrzebuj�cych, wola�em przy tym nie uszczupla� swojego stanu posiadania. - Dosta�a� wygodny pok�j?
- Oczywi�cie. Z�klimatyzacj�, �azienk� i�balkonem. Mam nawet telewizor. To zupe�nie przyzwoity hotel.
Poczu�em si� zm�czony, cho� ekscytacja blisk� obecno�ci� dziewczyny wybitnej urody, jak� z�pewno�ci� by�a Ailie, utrzymywa�a mnie wci�� w�napi�ciu. Jednakie trudy porannej eskapady morskiej dawa�y zna� o�sobie. Sk�d ona ma tyle energii? Kilka godzin temu by�a przecie� na wp� martwa.
- Jeste� blada i�zm�czona, moja droga. Proponuj� sjest� poobiednia, wieczorem przyjd� i�zabior� ci� na dobr� kolacj�. Co ty na to?
- Przyjdziesz na pewno? - spojrzenie jej sta�o si� mi�kkie, wilgotne oczy b�yszcza�y.
By�bym g�upi nie przychodz�c - pomy�la�em, przytakuj�c skwapliwie. Odprowadzi�em j� do pobliskiego motelu, gdzie wynaj�a pok�j, i�skierowa�em si� w�stron� �Albatrosa�.
Cho� otacza�o mnie g�ste od upa�u powietrze, a�ostre s�o�ce dokuczliwie przypieka�o przez koszul�, czu�em si� lekki i�pe�en energii. Pomimo wyczerpuj�cej porannej wycieczki morskiej i�p�niejszych emocji znalaz�em jeszcze do�� si�, aby prawie p�dem pu�ci� si� wyludnion� o�tej porze alej�. P�jd� z�ni� pota�czy�, a�p�niej - zobaczymy. Prze�y�em ju� wystarczaj�co wiele, aby tego rodzaju pop�dy zlokalizowa� na do�� niskim poziomie w�hierarchii d��e� i�motywacji ludzkich, lecz jeszcze o�wiele za ma�o, aby w�imi� cel�w wy�szych zrezygnowa� z�drobnych atawistycznych przyjemno�ci. Te w�a�nie przyjemno�ci s� pot�nym, pierwotnym mechanizmem nap�dowym wi�kszo�ci ludzkich poczyna�, t�umaczonych zwykle zupe�nie inaczej. Dlaczego mam by� lepszy lub gorszy ni� inni? Tak wi�c prost� drog� - �mia�em si� sam z�siebie - doszed�e� do solidnej �wiatopogl�dowej podbudowy wszelkich planowanych na ten wiecz�r akcji. W�celach dzia�ania i�sposobach ich realizacji ludzie niewiele oddalili si� od swoich praprzodk�w. Stworzyli natomiast doskona�e samouspokajaj�ce systemy motywacyjne.
Czerwona kula s�o�ca dotyka�a ju� wierzcho�k�w najwy�szych palm, gdy dotar�em w�pobli�e pensjonatu. Wtem kto� zawo�a� mnie po imieniu. Po drugiej stronie jezdni bieg� skulony, przedwcze�nie wy�ysia�y cz�owiek o�fizjonomii drapie�nego ptaka. Z�daleka widzia�em jego ostry, pa��kowaty nos. ^
W pierwszym odruchu chcia�em rzuci� si� do ucieczki, lecz w�nast�pnej sekundzie zatrzyma�em si� z�determinacj�. Mo�e wreszcie powie mi, o�co tu chodzi. Jest sam, w�razie czego dam mu rad�.
Dalsze wypadki potoczy�y si� jak w�przyspieszonym filmie. M�j prze�ladowca wskoczy� na jezdni�, nie dostrzegaj�c nadje�d�aj�cego z�du�� pr�dko�ci� samochodu. Pisk hamulc�w, krzyk, trzask p�kaj�cej szyby, histeryczny, k�uj�cy uszy wrzask kobiecy. W�z stan�� w�poprzek drogi o�kilkana�cie metr�w dalej, sypi�c wok� okruchami sp�kanego szk�a, a�na betonie pozosta� w�nienaturalnie skurczonej pozycji niewielki �ysy cz�owiek. Sta�em jak sparali�owany, z�piersi� �ci�ni�t� zimn� obr�cz� strachu.
I wtedy sta�o si� co� dziwnego. Ludzie, kt�rzy Wyskoczyli z�uszkodzonego samochodu i�podbiegli do le��cego, cofn�li si� raptownie. Nad skurczonym na betonie cz�owiekiem pojawi� si�, tak, w�a�nie pojawi� si� - dym, a�w�a�ciwie co� jakby szybko wiruj�ce strz�py szarej mg�y. Drga�y one tak pr�dko, �e przypomina�y k��bi�cy si� nad rozbitym gniazdem r�j pszcz�. Nigdy nie widzia�em czego� podobnego. Mg�a znikn�a po chwili r�wnie nagle, jak si� pojawi�a. A�cz�owiek o�fizjonomii ptaka podni�s� ci�ko g�ow�, potem d�wign�� si� ca�y. Sta� przez kilka sekund na chwiej�cych si� nogach, a�potem wskaza� na mnie.
Mia�em ju� dosy�. Pu�ci�em si� biegiem do pensjonatu, nie ogl�daj�c si� za siebie. W�pokoju zaryglowa�em drzwi, sprawdzi�em okna i�bez tchu upad�em na ��ko.
Czu�em si� osaczony. Jacy� ludzie �cigali mnie wytrwale, z�uporem godnym wa�nej sprawy. Mo�e to zemsta mafii, kt�rej resztki podobno jeszcze przetrwa�y? A�mo�e wybryki szale�c�w? Ciekawe, �e przy ka�dym zetkni�ciu z�nimi ulegam dziwnym halucynacjom. Mo�e maj� co� wsp�lnego z�narkotykami? Pomy�la�em, �e powinienem jednak zg�osi� spraw� policji.
Gor�cy, mocny tusz sp�uka� skorup� soli z�powierzchni sk�ry i�jednocze�nie jakby zmy� i�cz�ciowo usun�� obawy. Ma�a zmiana w�ukrwieniu m�zgu, i�od razu �wiat jest pi�kniejszy - za�mia�em si� g�o�no do swojego odbicia w�lustrze. - I�do tego jeszcze perspektywa przyjemnego wieczoru...
Telefon dzwoni� zapewne od d�u�szego czasu, us�ysza�em go dopiero gdy zakr�ci�em wod�. W�s�uchawce zabrzmia� znajomy - g�os.
- No, nareszcie. My�la�em, �e jeszcze zabawiasz t� panienk�.
- Karol?
- Chcia�em ci� ostrzec. Wcze�niej nie mia�em okazji...
- Nie trud� si�. Wiem, co robi�.
- Poczekaj. Nie o�to chodzi. Czy ty... mia�e� z�ni� kontakt bezpo�redni? � - Masz mi jeszcze co� do powiedzenia? Spiesz� si�.
- Widzisz, ona twierdzi�a, �e nic nie pami�ta. I�chyba m�wi�a prawd�. W�Huantanejo od tygodnia dziej� si� dziwne rzeczy. Dlatego tu jestem.
- Jakie rzeczy?
- Teren otoczony jest wojskiem, rozwa�a si� mo�liwo�� ca�kowitej izolacji miejscowo�ci. W�adze miejskie sprzeciwiaj� si�, bo wszyscy �yj� tutaj z�turystyki. Ale b�d� musia�y ulec. _ - Powiedz wreszcie, o�co chodzi.
- Podejrzewa si� pocz�tki epidemii. W�wyniku nieznanej choroby ludzie ulegaj� ca�kowitej amnezji, pami�� maj� czyst� jak nowo narodzeni. Nie umiej� chodzi�, m�wi�. Przypuszczalnie nigdy nie b�d� w�stanie powr�ci� do normalnego �ycia; nie wiadomo, czy mo�na nauczy� si� wszystkiego od pocz�tku w�wieku dojrza�ym. Oczywi�cie choroba mog�a dokona� r�wnie� innych spustosze� w�organizmie, chorych poddaje si� nadal intensywnym badaniom.
- Ale Ailie nie ma tych objaw�w!
- Owszem, uleg�a na razie cz�ciowej amnezji. Choroba mo�e by� dopiero w�pocz�tkowym stadium. Nic wci�� nie wiadomo o�stopniu jej zara�liwo�ci i�o czynnikach chorobotw�rczych. Uwa�aj na siebie, a�miejsce jej pobytu zg�o� natychmiast w�szpitalu miejskim. Je�li chcesz, ja mog� to zrobi� za ciebie.
- Nie, dzi�kuj�, poradz� sobie. Czy ca�kowit� amnezj� zawsze poprzedza�a cz�ciowa utrata pami�ci?
- 0 ile wiem, dotychczas chorych znajdowano zawsze ju� w�beznadziejnym stanie, co jednak nie wyklucza istnienia wst�pnego etapu inkubacji.
- Jak wiele przypadk�w zanotowano dotychczas?
- Ja wiem o�kilkunastu, innych danych nie znam. Sprawa utrzymywana jest na razie w��cis�ej tajemnicy, z�by nie wzbudzi� paniki. Ko�cz� na razie, kto� na - mnie czeka. Nie zwlekaj.
- Cze��.
Nie by�o czasu do stracenia. Szybko narzuci�em ubranie i�wybieg�em z�pokoju. Wr�ci�em jednak zaraz i�nakr�ci�em numer odczytany z�ok�adki ksi��ki telefonicznej.
- Szpital - us�ysza�em mi�kki kobiecy g�os.
- Czy... chcia�em spyta�, ile zarejestrowano do dzi� przypadk�w amnezji?
- Prosz� zaczeka� - w�s�uchawce zaszumia�o, a�potem rozleg� si� g�os starszego m�czyzny.
- S�ucham.
- Pyta�em o�liczb� przypadk�w amnezji.-
- Nie wiem, o�co panu chodzi. Czy zg�asza pan jaki� przypadek? Sk�d pan dzwoni? Halo! Prosz� poda�, sk�d pan dzwoni!
Od�o�y�em s�uchawk�. A�wi�c Karol m�wi� prawd�, nie by� to wybieg, o�kt�ry go podejrzewa�em. Tak, to jego nag�e odej�cie wtedy...
Drzwi gara�u otwiera�y si� niezno�nie powoli. Samoch�d by� przyjemnie ch�odny, sta� w�klimatyzowanym wn�trzu. Silnik zaskoczy� od razu, z�piskiem opon wyjecha�em na drog�. Przyspieszenie wgniot�o mnie w�fotel, wok� maszyny narasta� szum wiatru. Za oknami ta�czy�y roz�o�yste-pi�ropusze palm, przelatywa�y niskie pawilony sklep�w i�kokieteryjnie kolorowe przydro�ne snack-bary. Wreszcie z�chrz�stem �wirowego podjazdu zatrzyma�em samoch�d przed motelem, w�kt�rym wynaj�a pok�j Ailie.
�niada kobieta w�recepcji ogl�da�a telewizj�. Niech�tnie podnios�a si� i�bez po�piechu odszuka�a odpowiedni numer.
Gdy wpad�em do pokoju, Ailie le�a�a na wznak na ��ku. Twarz mia�a blad�, oczy zamkni�te, w�osy rozrzucone czarn� chmura na poduszce.
- Ailie! �
Budzi�a si� powoli. Usiad�a, przesun�a d�oni� po twarzy.
Przepraszam - mrukn�a niewyra�nie - spa�am. Nie spodziewa�am si� ciebie tak wcze�nie.
- Ailie! Spr�buj sobie przypomnie�...
- Co...?
- To, co by�o przedtem, zanim zesz�a� pod wod�.
- Nie wiem, nie jestem pewna...
- Spr�buj, to wa�ne!
- Nie mog�. Jestem wci�� taka zaspana, Robercie... Gdzie uciek� ten tw�j kolega... Karol?
- �a�ujesz?
- Nie m�w tak. Przecie� to ty...
- Dobrze ju�, dobrze. Na szcz�cie amnezja nie post�puje. Chod� teraz ze mn�.
- Co nie post�puje?
- Utrata pami�ci.
- Ju� wychodzimy?
- Tak. Zabierz swoje rzeczy. Zmieniamy motel.
- Ale� dlaczego? Ten nie jest wcale z�y.
- Powiem ci p�niej. Idziemy.
Wzruszy�a ramionami, lecz pos�usznie zapakowa�a swoj� niewielk� torb� i�zesz�a ze mn� do samochodu. Zaspana recepcjonistka spojrza�a na nas ze zdziwieniem, pewnie pomy�la�a, �e nie spisa�em si� zbyt dobrze. Mia�em ochot� roze�mia� si� jej w�twarz, ale powstrzyma�em si� i�wybieg�em na dw�r. Im mniej nas tu b�d� pami�tali, tym lepiej. -
Ruszy�em ostro i�zn�w szeregi palm zata�czy�y za oknami. Droga by�a pusta, tylko ma�y czerwony kabriolet jecha� w�pewnej odleg�o�ci za nami. Zbli�ali�my si� do - centrum miasteczka.
Po raz pierwszy od telefonu Karola zebra�em spokojnie my�li. W�a�ciwie nie by�em pewien, czy dobrze post�puj�, lecz wsp�czucie - a�mo�e co� wi�cej? - do tej drobnej, czarnej dziewczyny, kt�ra �wydawa�a si� taka bezradna, nie dopuszcza�o �adnej innej drogi dzia�ania. Ona naprawd� by�a zagubiona w��wiecie, o�kt�rym zapomnia�a pod wp�ywem jakiego� szoku. Nie mog�o to mie� przecie� niczego wsp�lnego z�ca�kowit� amnezj�, o�kt�rej m�wi� Karol. Na pewno nie mog�o.
Siedzia�a obok mnie z�pochylon� g�ow�, struga granatowoczarnych w�os�w sp�yn�a jej na piersi ods�aniaj�c kark i�delikatny zarys zgrabnej, mo�e troch� zbyt cienkiej szyi.
- Ailie?
- S�ucham? - odgarn�a w�osy z�czo�a. Twarz mia�a blad� jak kreda. Poczu�em fal� ciep�ego wsp�czucia.
- Jak si� czujesz... moja droga?
- Zupe�nie dobrze, Rob - u�miechn�a si� bezkrwistymi wargami. Okr�g�a twarzyczka rozja�ni�a si�, tylko rozszerzone �renice pozosta�y nieruchome i�g��bokie jak okna do innego �wiata. Wyci�gn�a smuk�� r�k� i�pog�adzi�a mnie delikatnie po szyi. D�onie mia�a ch�odne i�suche. Zapragn��em jej ca�ym cia�em, ka�dym centymetrem sk�ry.
Wtedy pomy�la�em o�Helenie. By�o to jak ostrze�enie przed niespe�nieniem, niedotrzymaniem, przed unurzaniem si� w�rynsztoku, kt�rego przyschni�te do mojego jestestwa nieczysto�ci ludzie b�d� pokazywali sobie palcami. Szerokie d�onie Heleny by�y gor�ce, wilgotne i�niecierpliwe. Gdy obejmowa�em j�, odchyla�a g�ow� daleko do ty�u...
Ailie raptownie cofn�a r�k� i�odwr�ci�a si� do okna.
- Co si� sta�o? -.spyta�em niepewnie.
- Nic, g�upstwo.
- Mo�e jednak odwiedzimy lekarza?
- �artujesz, Robercie - znowu zwr�ci�a ku mnie u�miechni�t� twarz. - M�wi�am ci, �e czuj� si� doskonale. Jest juz prawie ciemno, powiniene� w��czy� �wiat�a.
Rzeczywi�cie mrok nasta� natychmiast, gdy tylko tropikalne s�o�ce zapad�o pionowo za spl�tane morze zaro�li otaczaj�cych miejscowo�� ciasnym pier�cieniem. Dotkn��em prze��cznika i���te plamy �wiat�a rozla�y si� po umykaj�cej do ty�u szosie. Niedaleko za nami wci�� trzyma� si� ma�y czerwony kabriolet.
W milczeniu wjechali�my do centrum. Wok� zab�ys�y �wiat�a, rozkrzyczany i�wielobarwny t�um po brzegi wype�nia� w�skie uliczki, ciep�y blask rozja�nia� fasady stylowych kamieniczek. O��ciany opiera�y si� �niade dziewcz�ta, wystrojone w�jasne sukienki, ostro kontrastuj�ce z�karnacj� sk�ry, a�z wn�trz bar�w i�kawiarenek na wolnym powietrzu dobiega�a muzyka. Ludzie rozst�powali si� powoli przed mask� wozu, dawali nam jakie� znaki, wok� przep�ywa�y rozbawione twarze. Po kilkunastu minutach dotarli�my do hotelu, gdzie wynaj�li�my pok�j.
- Chcesz troch� odpocz��? - nie mog�em powstrzyma� si�, aby nie dotkn�� jej puszystych w�os�w. Nie odsun�a si�.
- Po czym, m�j drogi? Obieca�e� mi kolacj�, jestem g�odna.
- Doskonale, ja te� mam ochot� co� zje��, zw�aszcza w�twoim towarzystwie. Chod�my wi�c!
Zn�w wtopili�my si� w�rozbawiony t�um. Og�lny nastr�j udzieli� si� nam szybko; obj�li�my si� i�szli�my powoli, u�miechni�ci, upojeni zabaw�, swoj� m�odo�ci� i�sob� nawzajem.
W p�mroku przestrzennej sali bia�e, pe�zaj�ce po �cianach punkty �wietlne sprawia�y wra�enie pr�sz�cego �niegu. Niemal naga dziewczyna porusza�a si� zwinnie jak kotka w�rytmie jakiego� dzikiego ta�ca na wysokiej scenie w�dra�ni�cym czerwonym blasku reflektora. Dudni�ca muzyka gwa�tem wdziera�a si� do wn�trza g�owy. Poni�ej sceny miarowo falowa� t�um, w�kt�ry co chwila wbija� si� snop barwnego �wiat�a, wywo�uj�c z�mroku czyj�� spocon� twarz, �ciskaj�c� si� par� lub cia�o rzucaj�ce si� w�ekstatycznym ta�cu.
Sala wch�on�a nas natychmiast, c�tkowany mrok zamkn�� si� nad g�owami jak bura powierzchnia wody. Ta�czyli�my blisko, zrazu powoli, potem coraz szybciej w�miar� jak rozgrzewali�my si� i�podniecali rytmiczn� muzyk�. Jej twarz by�a tu� obok, muska�a mnie kosmykami w�os�w, wielkie czarne oczy b�yszcza�y jak w�gor�czce. Ta�czy�a doskonale, ca�ym cia�em, �wietnie akcentowa�a ka�d� zmian� szybko�ci i�rytmu. Cho� sam poch�oni�ty ta�cem, patrzy�em na ni� z�podziwem i�niedowierzaniem - dzi� rano wy�owi�em topielca, a�teraz przede mn� szaleje �ywa jak iskra, zdrowa kobieta!
P�niej pili�my szampana, zsuwaj�c si� ci�gle z�g�adkich, wysokich sto�k�w i�zanosz�c si� �miechem, jakby�my robili co� najzabawniejszego pod s�o�cem. �miech Ailie d�wi�cza� niby szklane kule rozsypane w�jakiej� kryszta�owej sali, lampy wirowa�y przed oczyma, a�barman dolewa� pienistego szampana do wysokich kielich�w. W�og�le - wszyscy wok� byli �yczliwi, nie mieli niczego za z�e i�chcieli tylko zabawy.
Poszli�my ta�czy� w�r�d wiruj�cych wok� p�atk�w �niegu, a�potem ca�owa�em jej mokr�, gor�c� twarz i�wtula�em usta w�zburzone w�osy.
Wyszli�my do ogrodu i�w�sk� alejk�, po�r�d nachylaj�cych si� ku nam ciemnych li�ci rododendron�w, oddalili�my si� od innych uczestnik�w zabawy. Noc by�a parna, duszna i�gor�ca; spoza woalu mg�y, unosz�cej si� z�pobliskiej d�ungli, przegl�da�a wielka, rozmazana tarcza ksi�yca w�pe�ni.
Pod srebrnym dachem najwy�szej warstwy li�ci, w�sk��bionym mrocznym g�szczu szala� w�ciek�y ch�r cykad. Na kamiennych �awkach, ukrytych w�oplecionych bluszczem altankach, przysiad�y przytulone pary.
Doszli�my a� do ko�ca alejki, do otaczaj�cego ogr�d starego muru, w�kt�rego p�kni�ciach i�szczelinach rozros�y si� k�py traw. Padaj�ce niemal r�wnolegle do jego powierzchni �wiat�o ksi�yca posrebrzy�o i�wycieniowa�o chropowat� �cian� a� do najdrobniejszych szczeg��w. W�jednej ze �miesznych, starych nisz, pogr��onych w�ca�kowitym mroku, znale�li�my woln� �awk�.
Przylgn�a do mnie wilgotnym, gor�cym cia�em, kt�re przez cienk� sukienk� wyczuwa�em prawie tak, jakby by�a naga; drobne d�onie g�adzi�y mnie po piersiach i�plecach. Obj��em j� mocno i�przyci�gn��em jeszcze bli�ej, jej usta by�y s�one, w�osy pachnia�y delikatnie. Nasze wzajemne pieszczoty stawa�y si� coraz �mielsze; w�tej chwili odda�bym chyba wszystko na �wiecie, �eby tak by� z�ni� jeszcze i�jeszcze, na zawsze.
Ailie odchyli�a g�ow� nieco do ty�u, tak �e czarna chmura w�os�w sp�yn�a na ramiona i�plecy, i�spojrza�a badawczo, jakby chcia�a upewni� si� co do mojego zaanga�owania. U�miechn��em si� do niej, lecz ta kr�tka chwila przerwy wystarczy�a, aby strz�py dawnych my�li i�wspomnie� powr�ci�y jak odbita od brzegu fala. Helena podobnie odchyla�a g�ow�, lecz zamyka�a przy tym oczy. I�mia�a kr�tkie, kasztanowe w�osy, kt�re sumiennie farbowa�a raz na tydzie�. Co ona teraz robi? Czy zawsze musi czeka�?
Ailie westchn�a i�odsun�a si�. Odrzuci�a w�osy na plecy i�upi�a je w�ci�ki w�ze�. Ju� zamierza�a wsta�, gdy powstrzyma�em j� ruchem r�ki.
Na wprost przed nami, na �awce zalanej teraz pe�nym �wiat�em ksi�yca, jaka� para by�a w�jeszcze dalszym stadium pieszczot ni� my przed chwil�. Poniewa� musieliby�my przej�� obok nich, wola�em nie stawia� wszystkich w�niezr�cznej sytuacji.
Ailie kr�ci�a si� niespokojnie, ci�gn�a mnie za r�k�, lecz przygarn��em j� do siebie �agodnie *i stanowczo. Mi�kko poca�owa�a mnie w�usta. Przytuli�em j�, lecz ukradkiem spogl�da�em w-stron� pobliskiej �awki. Spleceni w�u�cisku kochankowie zdawali si� nie spostrzega� �wiata wok�, istnieli tylko dla siebie. Wtem dziewczyna odchyli�a nieco g�ow� i�spojrza�a badawczo na partnera. O�ile dobrze widzia�em z�odleg�o�ci kilku metr�w, twarz jej st�a�a, rysy stwardnia�y i�nabra�y dziwnego, obcego i�odpychaj�cego wyrazu, co stanowi�o ostry kontrast z�nie przerywanymi pieszczotami obojga. Trwa�o to tylko sekund�, mo�e nawe