4882
Szczegóły |
Tytuł |
4882 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4882 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4882 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4882 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALAN DEAN FOSTER
SPOTKANIE NA MIMBAN
STAR WARS
lata
Michael Reaves Darth Maul - �owca z mroku
- 32
Terry Brooks Cz�� I. Mroczne widmo -
- 32
Greg Bear Planeta �ycia
- 29
R.A. Salvatore Cz�� II. Atak klon�w
- 21,5
A.C. Crispin Rajska pu�apka
- 10...0
A.C. Crispin Gambit Hun�w
- 10...0
A.C. Crispin �wit Rebelii
- 10...0
L. Neil Smith Lando Carlissian i My�loharfa Shar�w
- 4
L. Neil Smith Lando Carlissian i Ogniowicher Oseona
- 3
L. Neil Smith Lando Carlfssian i Gwiazdogrota Thon Boka
- 3
Brian Daley Przygody Hana Solo
- 2
George Lucas Nowa nadzieja
0
Kevin Andersen Opowie�ci z kantyny Mos Eisley
0...3
Peter Schweighofer (red.) Opowie�ci z Imperium
0...3
Peter Schweighofer, Craig Carey (red.) Opowie�ci z Nowej Republiki
0...3
Alan Dean Foster Spotkanie na Mimban
1
Donald F. Glut Imperium kontratakuje
3
Kevin Andersen Opowie�ci �owc�w nagr�d
3
Steve Perry Cienie Imperium
3, 5
K.W. Jeter Mandaloria�ska zbroja
4
K.W. Jeter Spisek Xizora
4
K.W. Jeter Polowanie na �owc�
4
James Kahan Powr�t Jedi
4
Kathy Tyers Pakt na Bakurze
4
Michael Stackpole X-wingi. Eskadra �otr�w
6,5...7
Dave Wolverton �lub ksi�niczki Lei
8
Timothy Zahn Dziedzic Imperium
9
Timothy Zahn Ciemna Strona Mocy
9
Timothy Zahn Ostatni rozkaz
9
Kevin J. Anderson W poszukiwaniu Jedi
11
Kevin J. Anderson Licze� Ciemnej Strony
11
Kevin J. Anderson W�adcy Mocy
11
Michael Stackpole Ja, Jedi
11
Barbara Hambly Dzieci Jedi
12
Kevin J. Anderson Miecz Ciemno�ci
12
Barbara Hambly Planeta zmierzchu
13
Vonda N. Mclntyre Kryszta�owa Gwiazda
14
Michael P. Kube-McDowell Przed burz�
16
Michael P. Kube-McDowell Tarcza k�amstw
16
Michael P. Kube-McDowell Pr�ba tyrana
17
Kristine Kathryn Rusch Nowa Rebelia
17
Roger MacBride Allen Zasadzka na Korelii
18
Roger MacBride Allen Napa�� na Selonif
18
Roger MacBride Allen Zwyci�stwo na Centerpoint
18
Timothy Zahn Widmo przesz�o�ci
19
Timothy Zahn Wizja przysz�o�ci
19
Kevin J. Anderson, R. Moesta Spadkobiercy Mocy
23
Kevin J. Andersen, R. Moesta Akademia Ciemnej Strony
23
Kevin J. Anderson, R. Moesta Zagubieni
23
Kevin J. Anderson, R. Moesta Miecze �wietlne
23
Kevin J. Anderson, R. Moesta Najciemniejszy rycerz
23
Kevin J. Anderson, R. Moesta Obl�enie Akademii Jedi
23
NOWA ERA JEDI
R.A. Salvatore Wektor pierwszy
25
Michael Stackpole Mroczny przyp�yw I: Szturm
25
Michael Stackpole Mroczny przyp�yw II: Inwazja
25
James Luceno Agenci chaosu I: Pr�ba bohatera
25
James Luceno Agenci chaosu II: Zmierzch Jedi
25
Troy Denning Gwiazda po gwie�dzie
25
Kathy Tyers Punkt r�wnowagi
26
Greg Keyes Ostrze zwyci�stwa I: Podb�j
26
Greg Keyes Ostrze zwyci�stwa II: Odrodzenie
26
ALBUMY, ENCYKLOPEDIE, PRZEWODNIKI
Jonathan Bresman Gwiezdne Wojny: Cz�� I. Mroczne widmo - album
Lauren Bouzereau, Jody Duncan Gwiezdne Wojny: Cz�� I. Mroczne widmo - jak
powstawa� film
Pod redakcj� Deborah Cali Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje - album
Pod redakcj� Carol Titelman Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja - album
Lawrence Kasdan, George Lucas Gwiezdne Wojny: Powr�t Jedi - album
Bill Slavicsek Gwiezdne Wojny - przewodnik encyklopedyczny
Bill Smith Ilustrowany przewodnik po broniach i technice Gwiezdnych Wojen
Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po chronologii Gwiezdnych Wojen
Daniel Wallace Ilustrowany przewodnik po planetach i ksi�ycach
Gwiezdnych Wojen
Andy Mangels Ilustrowany przewodnik po postaciach Gwiezdnych Wojen
Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po robotach i androidach Gwiezdnych Wojen
Bill Smith Ilustrowany przewodnik po statkach, okr�tach i pojazdach Gwiezdnych
Wojen
Kevin J. Anderson Ilustrowany wszech�wiat Gwiezdnych Wojen
Ann Margaret Lewis Ilustrowany przewodnik po rasach obcych istot wszech�wiata
Gwiezdnych Wojen
Mark Cotta Vaz Gwiezdne Wojny: Cze�� II. Atak klon�w - album
ALAN DEAN FOSTER
SPOTKANIE NA
MIMBAN
(Prze�o�y� Wac�aw Najdel)
44 lata przed Now� nadziej�
UCZE� JEDI
33 lata przed Now� nadziej�
Maska k�amstw
Darth Maul: �owca z mroku
32 lata przed Now� nadziej�
Gwiezdne Wojny
Cz�� I Mroczne widmo
29 lat przed Now� nadziej�
Planeta �ycia
Nadci�gaj�ca burza
22 lata przed Now� nadziej�
Gwiezdne Wojny
Cz�� II. Atak klon�w
20 lat przed Now� nadziej�
Gwiezdne Wojny Cz�� III
10-8 lat przed Now� nadziej�
TRYLOGIA HANA SOLO
Rajska pu�apka
Gambit Hutt�w
�wit Rebelii
5-2 lata przed Now� nadziej�
PRZYGODY LANDA CALRISSIANA
Lando Calrissian i My�loharfa Shar�w
Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
Lando Calrissian i Gwiazdogrota Thon Boka
PRZYGODY HANA SOLO
Han Solo na Kra�cu Gwiazd
Zemsta Hana Solo
Han Solo i utracona fortuna
Rok 0 Gwiezdne Wojny,
Cz�� IV. Nowa nadzieja
Gwiezdne Wojny
Cz�� IV. Nowa nadzieja
0-3 lata po Nowej nadziei
Opowie�� z kantyny Mos Eisley
Spotkanie na Mimban
3 lata po Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny
Cz�� V. Imperium kontratakuje
Opowie�ci �owc�w nagr�d
3,5 roku po Nowej nadziei
Cienie Imperium
4 lata po Nowej nadziei
Gwiezdne Wojny
Cz�� VI. Powr�t Jedi
Pakt na Bakurze
Opowie�ci z pa�acu Hutta Jabby
WOJNY �OWC�W NAGR�D
Mandaloria�ska zbroja
Spisek Xizora
Polowanie na �owc�
6,5-7,5 roku po Nowej nadziei
X-WINGI
Eskadra �otr�w
Ryzyko Wedge'a
Pu�apka z Krytos
Wojna o Bact�
Eskadra Widm
�elazna Pi��
Dow�dca Solo
8 lat po Nowej nadziei
�lub ksi�niczki Leii
9 lat po Nowej nadziei
X-WINGI: Zemsta Isard
TRYLOGIA THRAWNA
Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy
Ostatni rozkaz
11 lat po Nowej nadziei
Ja, Jedi
TRYLOGIA AKADEMIA JEDI
W poszukiwaniu Jedi
Ucze� Ciemnej Strony
W�adcy Mocy
12-13 lat po Nowej nadziei
Dzieci Jedi
Miecz Ciemno�ci
Planeta zmierzchu
X-WINGI:
Gwiezdne my�liwce z Adumara
14 lat po Nowej nadziei
Kryszta�owa Gwiazda
16-17 lat po Nowej nadziei
Trylogia KRYZYS CZARNEJ FLOTY
Przed burz�
Tarcza k�amstw
Pr�ba tyrana
17 lat po Nowej nadziei
Nowa Rebelia
18 lat po Nowej nadziei
TRYLOGIA KORELIA�SKA
Zasadzka na Korelii
Napa�� na Selonii
Zwyci�stwo na Centerpoint
19 lat po Nowej nadziei
Duologia R�KA THRAWNA
Widmo przesz�o�ci
Wizja przysz�o�ci
22 lata po Nowej nadziei
NAJM�ODSI RYCERZE JEDI
Z�ota kula
�wiat Lyric
Obietnice
Wyprawa Anakina
Forteca Vadera
Ostrze Kenobiego
23-24 lata po Nowej nadziei
M�ODZI RYCERZE JEDI
Spadkobiercy Mocy
Akademia Ciemnej Strony
Zagubieni
Miecze �wietlne
Najciemniejszy rycerz
Obl�enie Akademii Jedi
Okruchy Alderaana
Sojusz R�norodno�ci
Mania wielko�ci
Nagroda Jedi
Zaraza Imperatora
Powrotna Ord Mantell
Tarapaty w Mie�cie w Chmurach
Kryzys w Crystal Reef
25-30 lat po Nowej nadziei
NOWA ERA JEDI
Wektor pierwszy
Mroczny przyp�yw I: Szturm
Mroczny przyp�yw II: Inwazja
Agenci chaosu I: Pr�ba bohatera
Agenci chaosu II: Pora�ka Jedi
Punkt r�wnowagi
Ostrze zwyci�stwa I: Podb�j
Ostrze zwyci�stwa II: Odrodzenie
Gwiazda po gwie�dzie
ROZDZIA� 1
Jak pi�kny jest wszech�wiat, pomy�la� Luke. Jak cudownie p�ynny i promieniej�cy,
podobny do kr�lewskiej szaty. Lodowa ciemno��, tak czysta w swej pustce i
samotno�ci,
jak�e r�ni si� od wielobarwnego k��bu ruchomych py�k�w kurzu, dumnie nazywanych
przez
cz�owieka jego �wiatem, gdzie �miertelne bakterie rozwijaj� si�, mno�� i
zabijaj� jedna drug�.
A wszystko po to, by kto� m�g� wywy�sza� si� ponad innych.
W chwilach depresji wydawa�o mu si�, �e nie ma ani jednego szcz�liwego
cz�owieka
na kt�rymkolwiek ze �wiat�w. Jedynie obfito�� niszcz�cych chor�b, szereg
zrakowacia�ych
cywilizacji, karmi�cych si� swoim w�asnym cia�em, nigdy nie zdrowiej�cych, ale
te� nie
ca�kiem umieraj�cych.
Jedna z tych szczeg�lnie z�o�liwych odmian choroby zabi�a jego rodzic�w, a
p�niej
ciotk� Baru i wuja Owena. Zabra�a r�wnie� cz�owieka, kt�rego szanowa� ponad
wszystkich
innych, starego rycerza Jedi Bena Kenobiego.
Chocia� na w�asne oczy widzia� Kenobiego powalonego ognistym mieczem Dartha
Vadera na pok�adzie nie istniej�cej ju� stacji bojowej Imperium, nie by� pewien,
czy stary
czarownik naprawd� nie �yje. Miecz Dartha Vadera pozostawi� za sob� tylko
powietrze. To,
�e Ben Kenobi opu�ci� ten wymiar istnienia, nie ulega�o w�tpliwo�ci. Nikt
natomiast nie wie,
do kt�rego wymiaru przeszed�. By� mo�e �mierci i...
A by� mo�e nie.
Czasami Luke do�wiadcza� dziwnego uczucia, jakby kto� czai� si� tu� za nim. Ta
niewidzialna osoba chwilami wydawa�a si� porusza� jego ko�czynami lub
podpowiada�
rozwi�zania, gdy jego w�asny umys� by� zupe�nie bezradny i pusty. Pusty, jak u
dawno nie
istniej�cego wiejskiego ch�opca z bezludnego �wiata Tatooine.
Zostawmy niewidzialne duchy, stwierdzi� Luke. Jedyn� rzecz�, kt�rej m�g� by�
pewny, by�o to, �e beztroski m�odzieniec, jakim niegdy� by�, ju� nie istnia�.
Podczas wojny
Sojuszu Rebeliant�w przeciwko skorumpowanej w�adzy, sprawowanej przez
Imperatora, nie
mia� �adnej oficjalnej funkcji. Mimo to nikt si� z niego nie wy�miewa� ani nie
nazywa� go
wie�niakiem, przynajmniej nie po tym, gdy zosta�a unicestwiona pot�na stacja
bojowa,
zbudowana przez gubernatora Moffa Tarkina i jego stronnika Dartha Vadera.
Luke nie zna� si� na oficjalnych tytu�ach i dlatego ich nie u�ywa�. Gdy
przyw�dcy
Rebelii chcieli wynagrodzi� go w dowolny, mo�liwy do spe�nienia spos�b, poprosi�
tylko o
prawo dalszego pilotowania my�liwca w s�u�bie aliant�w. Niekt�rzy uwa�ali jego
�yczenie za
przesadnie skromne, ale jeden przebieg�y genera� popar� go, twierdz�c, �e Luke
b�dzie
bardziej przydatny Si�om Rebelii bez zb�dnych tytu��w, kt�re mog�yby uczyni� go
celem
zamach�w ze strony Imperium. Tak wi�c Luke pozosta� pilotem, co zawsze by�o jego
marzeniem, doskonali� swe umiej�tno�ci i nieustannie zmaga� si� z Moc�, kt�r�
stopniowo
zaczyna� rozumie�.
Nie ma czasu na rozmy�lania, przypomnia� sobie nagle, patrz�c na przyrz�dy swego
my�liwca. Przed sob� mia� jasn�, pulsuj�c� kul� s�o�ca Circarpous Major, kt�rej
niszczycielsk� moc znacznie os�abia�a specjalna fotochromowa os�ona
prze�roczystego okna.
- Czy wszystko gra u ciebie, Artoo? - zapyta�. Radosne �biip� z wn�trza
przysadzistego robota, umieszczonego w tylnej cz�ci kokpitu, upewni�o go, �e
tak.
Ich celem by�a czwarta z kolei planeta za t� gwiazd�. Jak wiele innych �wiat�w,
mieszka�c�w Circarpous przera�a�y zbrodnie Imperium, lecz jednocze�nie strach
nie
pozwala� im na otwarte przyst�pienie do Sojuszu Rebeliant�w. Na przestrzeni lat
rozkwit�o
tam jednak podziemie, oczekuj�ce jedynie pomocy i zach�ty ze strony Rebeliant�w,
aby
powsta� i poprowadzi� sw� planet� ku wolno�ci.
Wyruszywszy z niewielkiej, tajnej stacji Rebeliant�w, po�o�onej na kra�cowej
planecie systemu, Luke i ksi�niczka zmierzali w�a�nie na arcywa�ne spotkanie z
przyw�dcami podziemia, nios�c im obietnic� poparcia. Luke zerkn�� na chronometr.
Powinni
si� zjawi� na czas.
Przechylaj�c si� lekko do przodu i patrz�c na tablic� gwiezdn�, podziwia�
l�ni�cy
kad�ub my�liwca zd��aj�cego tu� obok. Dwie postacie, o�wietlone �wiat�ami
instrument�w,
rysowa�y si� w kokpicie. Jedn� z nich by�a z�ocista sylwetka See Threepio.
Ta druga... Ka�de spojrzenie na ni� powodowa�o w Luke�u wybuch emocji,
niezale�nie od odleg�o�ci, jaka ich dzieli�a; pr�ni, jak teraz, czy d�ugo�ci
ramienia, jak w sali
konferencyjnej. To dla niej i dzi�ki niej - ksi�niczce Leii Organie, z nie
istniej�cego obecnie
�wiata Aldaraan, Luke przyst�pi� do Rebelii. Wpierw jej wizerunek, a nast�pnie
jej
osobowo�� zapocz�tkowa�y nieodwo�aln� przemian� wie�niaka w pilota my�liwca.
Teraz
oboje byli oficjalnymi wys�annikami Rady Rebelii do wahaj�cej si� opozycji na
Circarpous.
Pocz�tkowo Luke uwa�a�, �e wysy�anie Leii w tak niebezpieczn� misj� jest
ryzykowne. Jednak�e s�siedni system planetarny by� got�w przy��czy� si� do
Rebelii pod
warunkiem, �e uczyni to r�wnie� Circarpous. Tak wi�c oba systemy czeka�y na
rezultaty ich
misji. I gdyby si� nie powiod�a, oba upad�yby na duchu i wycofa�y sw� tak bardzo
potrzebn�
pomoc. Luke i Leia musieli odnie�� sukces.
Zmieniaj�c kurs statku o �wier� stopnia w stosunku do p�aszczyzny s�onecznej
ekliptyki, Luke nie w�tpi� w powodzenie ich misji. Nie by� w stanie wyobrazi�
sobie nikogo,
kto nie uleg�by perswazji Leii. By�a zdolna przekona� go do wszystkiego.
Szczeg�lnie ceni� te
chwile, gdy wydawa�a si� zapomina� o swych tytu�ach i obowi�zkach. Marzy�, �e
przyjdzie
chwila, gdy zapomni o nich na zawsze.
Sygna� zza plec�w wytr�ci� go z marze� i star� u�miech z jego twarzy. Szykowali
si�
do przelotu nad Circarpous V i Artoo przypomnia� mu o tym. Pot�na, otulona
chmurami
planeta, w wykazie Luke�a figurowa�a jako zupe�nie niezbadana, je�li nie liczy�
jedynej,
wczesnoimperialnej wyprawy skaut�w. Zgodnie z odczytem komputera, znana by�a
mieszka�com Circarpous jako Mimban, a poza tym... Zabrzmia� sygna� ��czno�ci.
- Odbi�r, ksi�niczko.
- M�j przedni silnik zaczyna wytwarza� nier�wne pulsy promieniowania. - Nawet
jej
pe�en zniecierpliwienia g�os brzmia� w uszach Luke�a s�odko jak harmonia sfer.
- Czy to wygl�da powa�nie? - zmarszczy� brwi.
- Dosy� powa�nie, Luke. - Jej g�os by� napi�ty. - Ju� trac� kontrol�, a
nier�wno�� staje
si� coraz wi�ksza. My�l�, �e nie zdo�am tego wyr�wna�. B�dziemy musieli
zatrzyma� si� w
najbli�szej bazie na Mimban i dokona� naprawy.
- Jeste� pewna, �e nie zdo�asz dotrze� bezpiecznie na Circarpous IV? -
odpowiedzia�
po chwili wahania.
- Chyba nie, Luke. Mog� dotrze� do niezbyt odleg�ej stacji orbitalnej, ale
musieliby�my skorzysta� z oficjalnych stacji naprawczych i nie wyl�dowaliby�my
zgodnie z
planem. Sp�niliby�my si� na spotkanie, a nie mo�emy do tego dopu�ci�.
Opozycjoni�ci z
ca�ego Circarpous ju� czekaj�. Je�eli nie przyb�d�, wpadn� w panik�. Stracimy
mn�stwo
czasu, by ponownie wyci�gn�� ich na powierzchni�. A system Circarpous jest
przecie� dla
nas bardzo wa�ny, Luke.
- Jednak my�l�, �e... - zacz��.
- Prosz�, nie zmuszaj mnie do wydania rozkazu, Luke.
Rezygnuj�c z dalszej rozmowy, przyst�pi� do sprawdzania odczyt�w graficznych i
analiz.
- Wed�ug moich danych, na Mimban nie ma �adnej stacji naprawczej. Je�li idzie o
�cis�o�� - doda�, spogl�daj�c w mroczn� przestrze� poni�ej - Mimban
prawdopodobnie nie
posiada nawet rezerwowej stacji awaryjnej.
- To niewa�ne, Luke. Musz� by� obecna na zebraniu i podchodz� do l�dowania, p�ki
jeszcze cho� troch� panuj� nad statkiem. Jestem pewna, �e ka�da planeta z
atmosfer�
nadaj�c� si� do oddychania musi posiada� awaryjne stacje naprawcze. Twoje dane
s�
przestarza�e. Zreszt� sam si� przekonaj, przesuwaj�c monitor komunikacyjny na
cz�stotliwo��
0461 - doda�a.
Luke przestawi� odbi�r. W tym momencie r�wnomierny, zawodz�cy sygna� wype�ni�
niewielk� kabin�.
- Co ci to przypomina? - spyta�a.
- To kierunkowy sygna� do l�dowania, zgoda - odpowiedzia� zmieszany. Dalsze
odczyty nie udzieli�y �adnych dodatkowych informacji odno�nie stacji na Mimban.
- Jednak wci�� nie mog� znale�� niczego w katalogach, ani tych sporz�dzonych
przez
Imperium, ani przez Aliant�w. Gdyby�my... - przerwa�, widz�c jak k��by
b�yszcz�cego gazu
buchaj� ze skrzyd�a pilotowanego przez ksi�niczk� my�liwca i rozp�ywaj� si� w
pr�ni.
- Leia! Ksi�niczko!
Jej niewielki statek skr�ca� ju� w przeciwnym kierunku.
- Straci�am boczn� kontrol�, Luke. Musz� l�dowa�.
Luke pospieszy� w kierunku �cie�ki dymu, pozostawionej przez opadaj�cy statek.
- Nie twierdz�, �e nie ma sygna��w. Mo�e dopisze nam szcz�cie! Spr�buj
przenie��
energi� na sterowanie wlotowe!
- Robi�, co w mojej mocy... Przesta� si� wierci�, See Threepio, i uwa�aj na
swoje
manipulatory! - sykn�a.
Rozleg�o si� pe�ne skruchy, metaliczne: �Przepraszam, ksi�niczko�, po czym
z�ocisty
robot zacz�� m�wi�:
- Ale co si� stanie, je�li oka�e si�, �e pan Luke ma racj� i nie ma tam �adnej
stacji?
Wtedy by� mo�e na zawsze pozostaniemy uwi�zieni na tej pustej planecie, bez
towarzystwa i
bez... bez olej�w maszynowych!
- S�ysza�e� sygna�, prawda?
Luke dojrza� kolejny niewielki wybuch w miejscu, gdzie skrzyd�o przypominaj�ce
kszta�tem liter� Y rozdziela�o si� na dwa p�aty. Przez d�ug� chwil� cisza by�a
jedyn�
odpowiedzi� na jego pe�ne niepokoju wezwania. P�niej zak��cenia ust�pi�y.
- To ju� koniec, Luke. Wysiad� mi zupe�nie g��wny silnik i tablica gwiezdna.
Zmniejszam moc o dziewi��dziesi�t procent, aby zr�wnowa�y� system nawigacyjny.
- Rozumiem. Zmniejszam pr�dko��, aby zr�wna� si� z tob�.
W niewielkiej kabinie my�liwca Threepio westchn�� i mocniej uchwyci� si�
otaczaj�cych go �cian.
- Spr�buj wyl�dowa� mi�kko, ksi�niczko. Wstrz�sy przy l�dowaniu fatalnie
wp�ywaj� na moje wewn�trzne obwody.
- Mnie te� nie sprawiaj� przyjemno�ci - burkn�a ksi�niczka, zaciskaj�c usta i
mocuj�c si� z powolnymi sterami.
- Poza tym nie masz si� czym martwi�. Roboty nie cierpi� na chorob�
przestrzenn�.
Threepio mia� inne zdanie na ten temat, jednak�e nie odezwa� si� wi�cej, mimo �e
my�liwiec wpad� w gwa�towny korkoci�g. Luke musia� wykaza� spory refleks, aby za
nim
nad��y�. By� w tym wszystkim tylko jeden pocieszaj�cy fakt: sygna�, kt�ry
us�yszeli, nie by�
wytworem ich fantazji. Ca�y czas rozbrzmiewa� w kabinie, podczas gdy Luke
sterowa� tak, by
sygna� by� ca�y czas s�yszalny. By� mo�e Leia mia�a racj�.
Wci�� jednak nie by� przekonany.
- Artoo, daj mi zna�, je�li zauwa�ysz co� niezwyk�ego podczas podchodzenia do
l�dowania. W��cz wszystkie czujniki sensoryczne.
W odpowiedzi kokpit wype�ni� uspokajaj�cy gwizd.
Byli na wysoko�ci dwustu kilometr�w i nadal tracili wysoko��, gdy Luke nagle
poderwa� si� z fotela. Co� zacz�o rozsadza� mu czaszk�. Drgania Mocy! Spr�bowa�
si�
uspokoi�, pozwoli� energii wype�ni� cia�o i przep�yn�� przez nie, tak jak kiedy�
uczy� go
stary Ben.
Wra�liwo�� Luke�a by�a daleka od idealnej i on sam szczerze w�tpi� w to, czy
kiedykolwiek zdo�a chocia� w po�owie posi��� umiej�tno�� sterowania Moc�,
w�a�ciw�
Benowi Kenobiemu, chocia� starzec by� przekonany o tkwi�cych w Luke�u
potencjalnych
zdolno�ciach. Pomimo wszystko Luke wiedzia� wystarczaj�co du�o, by m�c rozpozna�
to
subtelne dzwonienie w uszach. Wywo�ywa�o ono w nim prawie namacalne uczucie
niepokoju
i pochodzi�o od czego� nieznanego, znajduj�cego si� poni�ej. Wci�� nie by�
pewien. Nie
chodzi�o o to, �e czu� si� w tej chwili bezsilny. Jego jedyn� trosk� by�o to, by
statek
ksi�niczki wyl�dowa� bezpiecznie.
Jednak czu�, �e im pr�dzej opuszcz� Mimban, tym lepiej dla nich.
Mimo w�asnych problem�w, ksi�niczka po�wi�ci�a chwil� na przekazanie Luke�owi
wsp�rz�dnych, zupe�nie tak, jakby sam nie potrafi� ich odczyta�. Zamiast zaj��
si� tym,
pr�bowa� rozpozna� co�, co zauwa�y� poni�ej, gdy wchodzili w zewn�trzn�
atmosfer�. Co� w
chmurach, o zabawnym kszta�cie, nie potrafi� powiedzie� co.
Podzieli� si� z Lei� swoimi przeczuciami.
- Luke, za bardzo si� martwisz. Zamartwisz si� na �mier� w m�odym wieku. I
b�dzie
to strata...
Nigdy nie dowiedzia� si�, strat� czego spowoduje zamartwianie si�, poniewa�
w�a�nie
w tej chwili wlecieli w obr�b troposfery i ��czno�� zanik�a na moment.
Wygl�da�o to tak, jakby nagle przeszli z pochmurnego, ale niezwyk�ego nieba w
ocean p�ynnej elektryczno�ci. Gigantyczne, wielobarwne b�yskawice wybucha�y w
pr�ni i
uderza�y w kad�uby statk�w, powoduj�c ca�kowite rozstrojenie dotychczas
spokojnych
instrument�w. W miejsce oczekiwanego b��kitnego lub ��tawego firmamentu,
znale�li si� w
atmosferze na�adowanej dziwaczn�, ruchom� energi�, tak dzik� i rozszala��, �e a�
nierzeczywist�.
Za plecami Luke�a Artoo Detoo wydawa� nerwowe odg�osy.
Luke walczy� z szalej�cymi przyrz�dami pok�adowymi. To co wskazywa�y w tej
chwili by�o mieszanin� nonsens�w. My�liwiec znalaz� si� w mocy nieznanych si�,
tak
pot�nych, �e ciska�y nim jak zabawk�. W ko�cu barwna burza pozosta�a z ty�u,
ale aparatura
wci�� wykazywa�a co�, co bez w�tpienia by�o elektroniczn� g�upot�.
Statku ksi�niczki nie by�o w polu widzenia. Pr�buj�c r�cznym sterowaniem
opanowa� statek, drug� r�k� uruchomi� ��czno��.
- Leia! Leia, czy jeste�...
- Straci�am... panowanie, Luke - zabrzmia�a odpowied�, zniekszta�cona
zak��ceniami
atmosferycznymi. Z trudem rozr�nia� poszczeg�lne s�owa.
- Aparatura... wysiad�a. Spr�buj� wyl�dowa�... ca�o. Gdyby�my...
G�os zanik�, mimo desperackich pr�b utrzymania ��czno�ci. Powodowany depresj�,
Luke w��czy� radar, stanowi�cy cz�� szturmowego wyposa�enia statku i
stanowi�cego jeden
z jego najlepiej skonstruowanych tajnych element�w. Mimo to nie zdo�a� opanowa�
skutk�w
pot�nej burzy elektromagnetycznej.
Bezu�yteczny w tej chwili zapis automatyczny dzia�a� jednak, przez kilka chwil
pokazuj�c na monitorze pionow� spiral� dymu, kt�r� zostawi� za sob� statek
ksi�niczki.
Najlepiej jak potrafi�, Luke ruszy� w po�cig. Mia� znikome lub wr�cz �adne
szans� na to, by
porusza� si� dok�adnie po torze lotu Leii. Modli� si� w duchu ju� nie o to, by
nie wyl�dowali
na przeciwleg�ych kra�cach planety. Modli� si� o jakiekolwiek, byle szcz�liwe
l�dowanie.
Pochylaj�c si� niczym kaleki wielb��d w sercu burzy piaskowej, my�liwiec zacz��
opada�. W miar� zbli�ania si� bujnie zaro�ni�tej powierzchni Mimban, Luke
zauwa�a� coraz
wi�cej g�stych, zielonych kompleks�w, poprzecinanych b�otnisto-br�zowymi i
b��kitnymi
arteriami rzek.
Chocia� nie wiedzia� nic o geografii Mimban, ziele� oraz b��kitno-br�zowe rzeki
i
strumienie stanowi�y lepsze miejsce do l�dowania ni� na przyk�ad bezkresne
b��kity
otwartego morza czy szare granie g�rskich szczyt�w. Zaczyna� wierzy� w to, �e
mo�e uda mu
si�, jak i ksi�niczce, prze�y� zderzenie z powierzchni�.
Desperacko usi�owa� odnale�� kombinacj� kod�w, kt�re na powr�t uruchomi�yby
celownik radaru. Na chwil� mu si� to uda�o. Na ekranie ukaza� si� obraz
my�liwca,
pod��aj�cego ustalonym kursem. Szans� na wyl�dowanie w pobli�u statku Leii
wzros�y.
Mimo innych problem�w, nie m�g� si� powstrzyma� od rozwa�ania przyczyn awarii
wszystkich instrument�w. Fakt, �e t�czowy, elektronowy wir ograniczony by� tylko
do
jednego obszaru, bardzo bliskiego temu, sk�d pochodzi� sygna�, wzbudza�
niepok�j.
Pr�buj�c zminimalizowa� skutki szale�stwa instrument�w, Luke wy��czy� silniki i
schodzi� w d� lotem szybowcowym. B�d�c jeszcze na Tatooin, �wiczy� to
wielokrotnie na
swym podniebnym skoczku. R�ni�o si� to jednak znacznie od szybowania w
poje�dzie tak
skomplikowanym jak my�liwiec. Nie mia� poj�cia, czy ksi�niczka wpad�a na ten
sam pomys�
i czy mia�a ona jakiekolwiek do�wiadczenie w lotach bezsilnikowych. Przygryzaj�c
z
niepokojem doln� warg�, Luke zda� sobie spraw� z tego, �e nawet gdyby Leia
spr�bowa�a
szybowa�, to jego my�li wiec, przez sw�j kszta�t, nadawa� si� do tego o wiele
lepiej.
Gdyby mia� j� w zasi�gu wzroku, czu�by si� du�o pewniej. Pr�bowa� odnale��
cho�by
�lad jej obecno�ci, lecz na pr�no. Wiedzia�, �e wkr�tce znikn� wszelkie
mo�liwo�ci
nawi�zania kontaktu wzrokowego. Jego statek szybko zanurza� si� w grub� warstw�
brudno-
szarych, pierzastych chmur.
Kilka kr�tych b�yskawic roz�wietli�o powietrze. Tym razem by�y to jednak zwyk�e
pioruny, lecz Luke, b�d�cy ju� g��boko w chmurach, nie zauwa�y� tego. Ogarn�a
go panika.
Je�eli widoczno�� si� nie poprawi, zauwa�y ziemi� zbyt p�no. W�a�nie gdy
rozwa�a�
mo�liwo�� ponownego w��czenia przyrz�d�w, wynurzy� si� z dolnej warstwy chmur.
Powietrze by�o g�ste od deszczu, jednak nie na tyle, by nie zauwa�y� terenu
poni�ej. Czas
bieg� coraz pr�dzej. Mia� go tak niewiele, �e zdo�a� tylko w��czy� czujniki
kontroli
atmosferycznej, aby unikn�� uszkodzenia statku przez jak�� naziemn� przeszkod�.
W chwil�
potem nast�pi�a seria znanych trzask�w, oznaczaj�cych �ci�cie przez statek koron
najwy�szych drzew.
Obserwuj�c pr�dko�ciomierz, Luke wystrzeli� rakiety hamuj�ce i �agodnie obni�y�
dzi�b statku. Przynajmniej nie musia� si� obawia� wzniecania po�aru ro�linno�ci
otaczaj�cej
miejsce l�dowania. Wszystko dooko�a zalewa� deszcz. Ponownie odpali� rakiety
hamuj�ce.
Bole�nie odczu� seri� gwa�townych wstrz�s�w i podrzut�w. Zielona fala
ro�linno�ci unios�a
si� i ogarn�a go ciemno��...
Zamruga� powiekami. Pogruchotane przednie okno my�liwca ogranicza�o obraz
d�ungli do krystalicznej, geometrycznej figury. Wok� panowa�a cisza. Pomog�o mu
to zebra�
my�li i wyostrzy� mglisty obraz, kt�ry mia� przed oczami.
Unosz�c g�ow�, Luke spostrzeg�, �e g�rna rama kabiny zosta�a precyzyjnie zdarta
przez gruby, teraz z�amany konar ogromnego drzewa. Gdyby my�liwiec lecia� nieco
wy�ej,
czaszka Luke�a by�aby dok�adnie rozdarta, a gdyby siedzia� bli�ej okna,
zmia�d�y�by go
pot�ny pie� drzewa. Jakkolwiek patrzy� na spraw�, unikn�� o w�os zgilotynowania
lub
zmia�d�enia.
Woda sp�ywaj�ca z drzew bezustannie przecieka�a do wn�trza rozbitej kabiny. Luke
nagle zda� sobie spraw�, �e ma sucho w gardle i otworzy� usta, by ugasi�
pragnienie. Poczu�
lekko s�ony smak, co wyda�o mu si� dziwne. Po chwili zrozumia�. S�ony smak
pochodzi� z
krwi sp�ywaj�cej z g��bokiego rozci�cia na czole.
Rozpi�wszy klamry, Luke wydosta� si� z pas�w. Nawet poruszaj�c si� wolno i
ostro�nie, czu�, jakby wszystkie jego mi�nie by�y zerwane lub naci�gni�te do
granic
mo�liwo�ci. Staraj�c si� nie zwraca� uwagi na b�l, popatrzy� na otaczaj�c� go
okolic�.
W rezultacie przelotu przez burz� elektron�w i uszkodze� przy �adowaniu,
aparatura
pok�adowa my�liwca nadawa�a si� wy��cznie na z�om. Sam pojazd chyba te�. Luke
spr�bowa� uruchomi� aparatur� na tablicy rozdzielczej, i nie by� zdziwiony, gdy
si� to nie
powiod�o. Nacisn�wszy podw�jny prze��cznik na r�cznym wyzwalaczu, przesun��
d�wigni�
alarmow�. Dwie z czterech rakiet �wietlnych zosta�y odpalone. Tablica
rozdzielcza
nieznacznie rozb�ys�a, po czym ponownie zamar�a.
Wciskaj�c si� w fotel, Luke zapar� si� r�kami i silnie poruszy� nogami. Jedynym
rezultatem tego zabiegu by� ostry b�l, kt�ry przeszy� st�uczone golenie.
Pozosta�o mu
standardowe wyj�cie, oczywi�cie pod warunkiem, �e nie by�o zablokowane.
Dosi�gn��
mechanizmu wyzwalaj�cego, po czym pchn��. Nic. Przez chwil� siedzia� dysz�c
ci�ko i
rozwa�a� inne alternatywy.
W�az do kabiny zacz�� si� samoistnie unosi�.
Zwijaj�c si� z b�lu, Luke pr�bowa� odnale�� pistolet. P�aczliwy pisk uspokoi� go
prawie natychmiast.
- Artoo Detoo!
Powyginana metalowa pokrywa spojrza�a na niego z niepokojem jedynym,
czerwonym elektronicznym okiem.
- My�l�, �e wszystko w porz�dku.
Pos�uguj�c si� Artoo jako podpor�, Luke uni�s� si� i wydosta� na zewn�trz.
Uni�s�
stopy i stan�� na czym�, co okaza�o si� by� kad�ubem zarytego w ziemi� my�liwca.
Opar� si�
plecami o drzewo.
Rozleg� si� pe�en �alu gwizd. Gdy Luke spojrza� w kierunku, sk�d dochodzi�,
ujrza�
robota, kurczowo trzymaj�cego si� metalowej burty.
- Bez t�umacza, nie jestem w stanie zrozumie� tego, co m�wisz, Artoo. Ale
spr�buj�
zgadywa�.
Powi�d� wzrokiem dooko�a.
- Nie mam poj�cia, gdzie oni si� teraz znajduj�. Nie wiem nawet, gdzie my sami
jeste�my.
Powoli zapoznawa� si� z powierzchni� Mimban. Otacza�a ich g�sta, pogrupowana w
k�py ro�linno��, r�ni�ca si� nieco od normalnej d�ungli, tworz�cej lit� �cian�
zieleni. By�o
tu sporo otwartej przestrzeni. Mimban, a przynajmniej ta cz��, gdzie
wyl�dowali, by�a po
trochu bagnem, d�ungl�, i trz�sawiskiem.
B�oto zape�nia�o wi�ksz� cz�� koryta leniwego strumienia, p�yn�cego na prawo od
statku. Po lewej wznosi� si� pie� ogromnego drzewa, z kt�rym o ma�o si� nie
zderzy�. Z
przodu kr�lowa�a pl�tanina wysokich ro�lin, obramowana krzewami i zwisaj�cymi
sm�tnie
paprociami. Wok� rozci�ga�a si� szaro-br�zowa r�wnina. Z daleka nie mo�na by�o
odgadn��,
jak twarda jest powierzchnia. Opieraj�c si� r�k� o niewielk� ga���, Luke
wychyli� si� poza
kad�ub statku. Skrzyd�o spoczywaj�ce na ziemi nie pogr��a�o si� w b�ocie.
Znaczy�o to, �e
cz�owiek powinien m�c po tym chodzi�. Stanowi�o to dla Luke�a pewn� pociech�,
mimo �e
strata my�liwca by�a niepowetowana.
U�miechaj�c si� lekko, przykucn�� i zajrza� pod pie�. Drugie podw�jne skrzyd�o
od�ama�o si� ca�kowicie, pozostawiaj�c po sobie tylko bli�niacze, metalowe
g�owice. Obydwa
silniki znajdowa�y si� po tej stronie i w rezultacie kolizji r�wnie� uleg�y
zniszczeniu. By�o
jasne, �e nie zdo�a wystartowa�.
Ostro�nie wpe�zaj�c do zrujnowanej kabiny, odsun�� fotel, po czym zacz�� szpera�
w
skrytce poni�ej, poszukuj�c rzeczy, kt�re musia� ze sob� zabra�. Awaryjne racje
�ywno�ciowe, miecz �wietlny ojca, kombinezon techniczny... to ostatnie by�o
niezb�dne,
gdy� - jak stwierdzi� - pomimo tropikalnej ro�linno�ci temperatura powietrza
by�a
zdecydowanie niska.
Luke wiedzia�, �e opr�cz d�ungli tropikalnych istniej� r�wnie� inne, rozwijaj�ce
si� w
klimacie umiarkowanym. Mimo �e temperatura najprawdopodobniej nie obni�y si�
znacznie,
ale w po��czeniu z wszechobecn� wilgoci� mog�oby to spowodowa� niemi�e
przemarzni�cie.
Awaryjny plecak by� umocowany za fotelem. Odpi�wszy go, Luke zacz�� wype�nia�
jego
przepa�ciste wn�trze przedmiotami ze skrytki.
Gdy plecak by� ju� zapakowany, m�odzieniec zamkn�� kokpit, cz�ciowo os�aniaj�c
si� przed deszczem, po czym usiad� w fotelu i zacz�� analizowa� sytuacj�.
Jak dot�d nie dostrzeg� statku ksi�niczki. Jednak w g�stym, mglistym powietrzu
nie
zauwa�y�by jej, nawet gdyby wyl�dowa�a o dziesi�� metr�w dalej. Leia
najprawdopodobniej
wyl�dowa�a lub rozbi�a si� troch� bardziej w g��b l�du, s�dz�c z pr�dko�ci, jak�
mia� jego
my�liwiec podczas l�dowania. Z braku innych informacji, Luke nie mia� wyboru i
musia�
pieszo wyruszy� na jej poszukiwania, zgodnie z ostatnimi odczytami kursu.
Wpad� mu do g�owy pomys�, by stan�� na dziobie i nawo�ywa�, ale szybko z niego
zrezygnowa�. Kakofonia krzyk�w, pohukiwa�, gwizd�w i bzycze�, kt�ra rozlega�a
si�
woko�o, nie zach�ca�a do ujawniania swojej obecno�ci.
Wpierw nale�a�o odszuka� statek ksi�niczki. Przy odrobinie szcz�cia znajdzie
j�
rozs�dnie siedz�c� w kabinie, ca�� i zdrow�, z niecierpliwo�ci� oczekuj�c� jego
przybycia.
Wychodz�c ponownie z kabiny, Luke przytrzyma� si� ga��zi i opu�ci� na d�.
Ostro�nie stan�� na ziemi. Pod�o�e by�o mi�kkie, prawie spr�yste. Unosz�c
stop�, ujrza�, �e
podeszw� oblepia lepka szara ma�, przypominaj�ca wilgotn� modelin�.
Ale mo�na by�o po tym chodzi�. Artoo do��czy� do niego w chwil� p�niej.
Dzi�ki gwa�towno�ci przymusowego l�dowania Luke nie musia� traci� czasu na
poszukiwania kija do podpierania si�. Mn�stwo po�amanych konar�w le�a�o na
drodze
pozostawionej przez l�duj�cy statek. Wybra� jeden, dobrze nadaj�cy si� do
sprawdzania
wytrzyma�o�ci pod�o�a. Potem, traktuj�c dzi�b statku jako kierunkowskaz,
nastawi� sw�j
kompas, zmieniaj�c k�t o kilka stopni w stosunku do tablicy gwiezdnej.
Powodem wzi�cia tej poprawki mog�o by� poruszenie ga��zi w lesie, Moc, lub
zwyk�e
przeczucie, ale nawet Ben Kenobi przyzna�by, �e Luke mia� tylko jedn� szans�
odnalezienia
statku ksi�niczki. Je�eli nie le�a� on dok�adnie przed nim, je�eli przeoczy�by
go lub min��,
m�g�by udeptywa� powierzchni� Mimban przez nast�pne tysi�clecia i nigdy wi�cej
nie
zobaczy� ksi�niczki.
Je�eli odczyt kursu by� dok�adny, a Leia nie zmieni�a trasy z jakich� nieznanych
przyczyn, powinien odnale�� j� w przeci�gu tygodnia.
Mg�a zmieni�a konsystencj�, ale nie rozproszy�a si�. Wkr�tce wszystkie cz�ci
odzienia Luke�a, wystawione na dzia�anie deszczu, zupe�nie nasi�k�y wilgoci�.
Stru�ki wody
co chwila �cieka�y mu za ko�nierz lub za mankiety.
W pewnej chwili Luke spostrzeg� d�ugiego, bia�awego w�a, umykaj�cego w zaro�la
na jego widok. Gad zostawi� za sob� rowek pe�en b�yszcz�cego �luzu. Nie zrobi�o
to na
m�odzie�cu wra�enia. Badaniom zoologicznym po�wi�ca� niewiele czasu. Nawet na
Tatooine,
gdzie �y�y r�ne protoplazmatyczne dziwad�a, te sprawy zupe�nie go nie
interesowa�y. Je�eli
tylko �w stw�r nie usi�owa� go po�re�, uk�si� lub okaza� inny spos�b
zainteresowania, by�y
inne, godniejsze uwagi sprawy.
Pomijaj�c wszystko inne, Luke musia� si� skupi� na trzymaniu wytyczonego szlaku.
Mimo kompasu, wszytego w r�kaw kombinezonu, wiedzia�, �e �atwo mo�e zgubi�
drog�.
Zboczenie z trasy nawet o jedn� dziesi�t� stopnia mog�oby mie� nieprzewidziane
nast�pstwa.
W chwili gdy wspina� si� na niewielkie wzniesienie, nast�pi�o chwilowe
przeja�nienie.
Przez mg�� i wilgo� spostrzeg� w oddali szare, monolityczne blanki obronne.
Wydawa�o mu
si� nieprawdopodobne, by takie mury mog�y zosta� wzniesione ludzkimi r�kami. Ich
jednolita, stalowoszara barwa sprawia�a, �e wygl�da�y jak skonstruowane z
dzieci�cych
klock�w. Z tej odleg�o�ci Luke nie m�g� os�dzi�, czy ich kolor by� w�a�nie taki,
czy sprawi�a
to szara mg�a. Strzeliste wie�e wy�o�one by�y czarnym kamieniem czy metalem i
uwie�czone
niekszta�tnymi kopu�ami.
Luke zatrzyma� si� na chwil�. Kusi�o go, by zboczy� z trasy i zbada� budowl�.
Niew�tpliwie mia� okazj� dokonania nowych odkry�. Jednak�e ksi�niczki z
pewno�ci� nie
by�o w tym niesamowitym mie�cie, czeka�a gdzie� dalej, w otoczeniu, kt�re w
ka�dej chwili
mog�o okaza� si� nieprzyjaznym.
Jakby w odpowiedzi na t� my�li, zauwa�y� ruch w k�pie rdzawo-zielonych krzew�w
przed sob�. Wyt�aj�c wszystkie zmys�y, przypad� do ziemi i schwyci�
przytroczony do pasa
�wietlny miecz. Krzewy gwa�townie zaszele�ci�y. Przesun�� kciuk na w��cznik.
Artoo
zabzycza� nerwowo.
Cokolwiek tam by�o, porusza�o si� wprost na nich. Luke pomy�la� o sprawdzeniu
kierunku wiatru, ale dla stworzenia, zbli�aj�cego si� w jego kierunku, nie
musia�o to robi�
r�nicy.
Zielona �ciana przed nim rozst�pi�a si� gwa�townie i wyszed� z niej Mimbanita.
Wygl�da� jak metrowej �rednicy wielka, ciemnobr�zowa kula, pokryta strz�pkami i
skrawkami ro�lin. Cztery kr�tkie, ow�osione ko�czyny, zako�czone podw�jnymi
palcami
podpiera�y korpus. Dwie pary podobnych �r�k� wyrasta�y z g�rnej cz�ci tu�owia.
Kr�tki,
podobny do szczurzego ogon, by� nieow�osiony.
Para szeroko rozstawionych oczu, wygl�daj�cych spoza szczeciniastego futra, by�a
jedynym widocznym elementem twarzy. Oczy te rozszerzy�y si� na widok Luke�a i
Artoo.
M�odzieniec zamar� w bezruchu z palcem na w��czniku miecza.
Stw�r nie pragn�� walki. Wyda� przera�ony, st�umiony skowyt i zawr�ci�.
Poruszaj�c
si� na wszystkich o�miu ko�czynach, znikn�� w g��bi g�stwiny.
Po kilku minutach ciszy Luke uni�s� si� z kolan i na powr�t przytroczy� bro� do
pasa.
Pierwsze spotkanie z mieszka�cem tego �wiata nape�ni�o go otuch�. By� mo�e ta
dzika
okolica, chocia� niezbyt przyjacielska, nie oka�e si� wroga. Pokrzepiony t�
my�l� ruszy� w
drog�, stawiaj�c d�u�sze kroki i pewniej dotykaj�c ro�lin.
ROZDZIA� 2
Leia Organa zrobi�a kolejn�, beznadziejn� pr�b� u�o�enia przemoczonych w�os�w,
po
czym zrezygnowawszy z tego, z niesmakiem spojrza�a na otaczaj�c� j� bujn�
ro�linno��.
Straciwszy ca�kowicie kontakt z Luke�em, zdo�a�a wyl�dowa� w tym wilgotnym
piekle.
Odwagi dodawa�o jej prze�wiadczenie, �e je�eli Luke prze�y� l�dowanie, na pewno
spr�buje
do niej dotrze�. B�d� co b�d�, jego zadaniem by�o pilnowanie, aby bezpiecznie
dotar�a na
Circarpous. Chocia� z�o�ci�o j� to, wiedzia�a, �e teraz sp�nienie b�dzie o
wiele wi�ksze.
Pobie�ny przegl�d my�liwca dowi�d�, �e nie ma ju� sensu martwi� si� z�ym
funkcjonowaniem silnika, kt�ry by� w tej chwili powyginanym kawa�kiem metalu,
niezdolnym do wprawienia w ruch ani siebie, ani czegokolwiek innego. Pozosta�a
cz��
skrzyd�a by�a w nieco lepszym stanie.
Zastanowi�a si�, czy wyruszy� na poszukiwania Luke�a. Lepiej by�o jednak
zaczeka�
na przybycie towarzysza, a wiedzia�a, �e Luke przyb�dzie po ni�, gdy tylko
b�dzie m�g�.
- Przepraszam, ksi�niczko - odezwa� si� za jej plecami z�ocisty robot. - Czy
my�lisz,
�e Artoo i pan Luke wyl�dowali bezpiecznie na tym okropnym �wiecie?
- Oczywi�cie, �e tak! Luke jest najlepszym pilotem, jakiego mamy. Je�eli ja
zdo�a�am
posadzi� maszyn�, on na pewno nie mia� �adnych k�opot�w.
By�a to cz�� prawdy. A je�eli Luke le�y gdzie� ranny, niezdolny si� ruszy�, a
ona po
prostu siedzi tutaj, czekaj�c na niego? Lepiej o tym nie my�le�. Obraz
pogruchotanego
przyjaciela, wykrwawiaj�cego si� na �mier� w kabinie my�liwca, �cina� jej krew w
�y�ach.
Ponownie odsun�a dach kabiny, marszcz�c nos na wo� opar�w, wydzielanych przez
otaczaj�ce ich mokrad�a. Dociera�y do niej r�norakie odg�osy, wydawane przez
stwory,
poruszaj�ce si� skrycie pod powierzchni�. Na razie jednak ukaza�a si� jej oczom
tylko para
jaskrawo zabarwionych insekt�w. Pistolet spoczywa� na jej kolanach. Nie
potrzebowa�a go,
siedz�c bezpiecznie w kabinie i mog�c w ka�dej chwili b�yskawicznie zasun��
pokryw�. By�a
ca�kowicie bezpieczna.
Threepio czu� co innego.
- Nie podoba mi si� to miejsce, ksi�niczko. Wcale mi si� nie podoba.
- Uspok�j si�. Tam na pewno nie ma niczego - wskaza�a g�ow� zaro�la - co mog�oby
ci� zje��.
Przenikliwy gwizd rozleg� si� z lewej. Leia rozejrza�a si� pr�dko, wstrzymuj�c z
przera�enia oddech. Niczego jednak nie spostrzeg�a.
Przysun�a twarz jak najbli�ej otwartego wlotu, staraj�c si� przenikn�� wzrokiem
zielon� �cian� ro�linno�ci. Poniewa� odg�os nie powt�rzy� si�, zmusi�a si� do
spokoju.
- Czy co� widzisz, Threepio?
- Nie, ksi�niczko. Niczego wi�kszego od kilku niewielkich stawonog�w, a patrz�
r�wnie� w podczerwieni. Co nie znaczy, �e co� du�ego i nieprzyjemnego nie ukrywa
si�
dalej...
- Ale nie widzisz niczego?
- Nie!
By�a w�ciek�a na siebie. Zwyk�y ha�as wyprowadzi� j� z r�wnowagi. By� to pewnie
tylko przypadkowy krzyk nieszkodliwego ro�lino�ercy, a ona przerazi�a si� jak
dziecko. By�a
z�a, poniewa� cokolwiek by�o przyczyn� katastrofy, udaremni�o to jej planowe
przybycie na
Circarpous i niew�tpliwie wystraszy�o oczekuj�cych. Na Luke�a by�a podw�jnie
z�a. Dlatego
�e nie zdo�a� dokona� cudu nawigacyjnego i pod��y� za ni� mimo uszkodzonej
aparatury, i
dlatego �e mia� racj�, sprzeciwiaj�c si� l�dowaniu na tej planecie. Tak wi�c
siedzia�a i
w�cieka�a si� na siebie, wymy�laj�c przekle�stwa, jakimi go przywita, gdy tylko
przyb�dzie, i
dr��c na my�l co b�dzie, gdyby jednak nie przyby�.
- Aaa! �up!
Znowu d�wi�k przypominaj�cy tr�bienie. Cokolwiek wyda�o go z siebie, by�o w
pobli�u. Co wi�cej, ostry d�wi�k zabrzmia� jakby z mniejszej odleg�o�ci. Tym
razem
zacisn�a d�o� na pistolecie. Ponownie powiod�a wzrokiem po otaczaj�cej d�ungli,
r�wnie� i
tym razem nie spostrzegaj�c niczego.
Zacz�a analizowa� sytuacj�. Przypu��my, �e �le zinterpretowa�a sygna� do
l�dowania. Przypu��my, �e by� to tylko figiel automatycznej instalacji, a ten
�wiat
pozbawiony by� nie tylko mechanik�w, ale r�wnie� mo�liwo�ci prze�ycia?
Je�eli Luke zgin��, pozostanie tutaj samotna, uwi�ziona, bez �adnego pomys�u
na...
Obr�ciwszy si� b�yskawicznie w fotelu, instynktownie nacisn�a spust, kieruj�c
wi�zk� ognia
w ciemno��. Rozszed� si� od�r palonej, mokrej ro�linno�ci. Na szcz�cie
spud�owa�a
dos�ownie o w�os.
- To ja! - rozleg� si� roztrz�siony g�os mocno wystraszonego See Threepio.
- To ja i Artoo - odpowiedzia� g�os Luke�a.
- Artoo Detoo! - Threepio wygramoli� si� z kabiny i pod��y� na spotkanie
p�katego
towarzysza. -Artoo, dobrze by�oby... - Threepio przerwa�, po czym kontynuowa�
zmienionym
g�osem - co wyrabiasz, ka��c mi tak d�ugo czeka�? Gdy pomy�l� o tym, co przez
ciebie
prze�ywam...
- Luke, wszystko w porz�dku?
Wspi�� si� na rozbit� stron� my�liwca i usiad� przy kabinie.
- Tak, wyl�dowa�em zaraz po tobie. Obawia�em si�, �e nie zdo�amy was odnale��.
- Martwi�am si�, �e... - przerwa�a i opu�ci�a wzrok, nie mog�c spojrze� mu w
oczy. -
Przepraszam, Luke. Zrobi�am b��d, pr�buj�c tutaj l�dowa�.
Zmieszany Luke popatrzy� w bok:
- Nikt nie m�g� przewidzie� zak��ce� atmosferycznych, kt�re zmusi�y nas do
l�dowania, Leiu.
Z roztargnieniem popatrzy�a na d�ungl�:
- Zdo�a�am zlokalizowa� sygna� naprowadzaj�cy, zanim instrumenty zupe�nie
wysiad�y. To tam - wskaza�a. - Gdy ju� dotrzemy do stacji, mo�e uda nam si�
ustali�, kto tu
rz�dzi i zorganizujemy jako� odlot.
- Je�eli jest tu jaka� stacja - wtr�ci� Luke �agodnie.
- Wpad�o mi do g�owy, �e by� mo�e jest to ca�kowicie zautomatyzowana stacja -
stwierdzi�a - ale nie mam poj�cia, co ponadto mo�emy uczyni�.
- Zgoda - rzek� Luke. - Siedzeniem tutaj nic nie zyskamy. Kiedy� wierzy�em w
cuda,
ale to by�o dawno temu. Je�eli co� ma nas po�re�, mo�e to si� r�wnie dobrze
wydarzy� tutaj,
jak i na szlaku.
Ksi�niczka spojrza�a na bagno.
- Wi�c spotka�e� jakie� mi�so�erne zwierz�ta?
- Nie. Jedyne zwierz�, kt�re spotka�em, wzi�o nogi za pas i uciek�o. - Wszed�
do
kabiny. - Trzeba wyruszy� jeszcze za dnia. Pomog� ci w pakowaniu.
Ostro�nie wcisn�� si� obok niej. Gdy odczepia� jej fotel, zda� sobie spraw� z
blisko�ci,
jaka by�a pomi�dzy nimi. Niezr�cznie przyci�ni�ta do niego, ksi�niczka zdawa�a
si� nie
zwraca� uwagi na t� blisko��. Jednak�e wskutek panuj�cej wilgoci kombinezon
dok�adnie
oblepi� jej cia�o i sporo wysi�ku kosztowa�o Luke�a skoncentrowanie si� na tym,
co robi.
Wydostawszy si� z kabiny, ksi�niczka stan�a na dziobie my�liwca i nachyli�a
si� w
kierunku Luke�a.
- Podaj mi to, Luke.
Uni�s� p�katy plecak.
- Nie za ci�ki? - spyta�.
Bez s�owa narzuci�a go na ramiona i dopasowa�a ta�my.
- Ci�ar stanowiska rz�dowego jest o wiele wi�kszy - odci�a si�.
- Ruszajmy.
Dziarsko zeskoczy�a na ziemi�, zrobi�a dwa kroki i zapad�a si� po kolana.
- Luke... Threepio...
- Spokojnie, ksi�niczko! - Przechylaj�c si� ostro�nie w t� sam� stron�, Luke
wszed�
na nieuszkodzone, obr�cone w jej kierunku skrzyd�o.
- Luke! - By�a ju� po uda w szarym b�ocie. Cokolwiek to by�o, zapada�a si� coraz
szybciej.
Pr�buj�c zahaczy� o co� lew� r�k�, Luke wyci�gn�� w jej kierunku praw� d�o�.
- Przechyl si� w moim kierunku. Artoo, chwy� si� statku. Threepio, podaj r�k�!
Zrobi�a, jak powiedzia�, a ruch ten jakby rozdra�ni� grz�zawisko. Jej r�ka
rozmin�a
si� z jego, uderzaj�c bezsilnie o mi�kk� ziemi�.
Luke wgramoli� si� na powr�t do kokpitu, odnalaz� sw�j kij, po czym wyci�gn�� go
w
jej kierunku.
- Przechyl si� do mnie - ponagli� j�. - Threepio, ty i Artoo trzymajcie z ca�ych
si�, bo
inaczej zapadn� si� razem z ni�.
- Niech si� pan nie martwi - zapewni� go Threepio. Artoo zagwizda� twierdz�co.
Tkwi�a ju� po pas w grz�zawisku. Za pierwszym razem rozmin�a si� z kijem. Za
drugim, jej palce zacisn�y si� na nim i pr�dko schwyci�a go drug� r�k�.
Luke chwyci� kij obur�cz i usiad� na skrzydle, odginaj�c ca�e cia�o do ty�u.
Jego stopy
po�lizn�y si� i przejecha�y po g�adkim metalu.
- Artoo! Threepio... ci�gnijcie!
Maj�c Lei� w swojej mocy, bagno nie chcia�o odda� zdobyczy. Napr�ywszy
wszystkie mi�nie, Luke usi�owa� przywo�a� Moc. Z ca�ej si�y szarpn�� kij w
swoj� stron�.
Rozleg� si� g�uchy, zasysaj�cy odg�os i ksi�niczka lekko przechyli�a si�
naprz�d. Luke
pozwoli� swoim wyczerpanym ramionom na chwil� odpoczynku i wzi�� g��bszy oddech.
- P�niej b�dziesz odpoczywa� - upomnia�a go ksi�niczka. - Teraz ci�gnij.
Chwilowy gniew doda� mu si�. Wyrwa� j� na powierzchni� jak korek, poda� r�k� i
za
chwil� obydwoje siedzieli na skraju skrzyd�a.
Oblepiona od �eber w d� zielono-szarym b�otem i kawa�kami czego�, co
przypomina�o rozmok�� s�om�, ksi�niczka wygl�da�a zdecydowanie nie po
kr�lewsku.
Bezskutecznie usi�owa�a pozby� si� b�ota, kt�re wysycha�o b�yskawicznie, tworz�c
warstw�
tward� jak beton. Nic nie m�wi�a i Luke wiedzia�, �e cokolwiek odwa�y�by si�
powiedzie�,
zostanie to �le przyj�te.
- We� si� w gar�� - powiedzia� po prostu. Podnosz�c sw�j kij, przeszed� na tyln�
stron� skrzyd�a. Wychyli� si� i zbada� pod�o�e, kt�re tu nie zdradza�o ochoty
poch�oni�cia
kija. Jednak dla bezpiecze�stwa jedn� r�k� trzyma� si� skraju skrzyd�a,
stawiaj�c nogi na
ziemi. Jego stopy natychmiast zanurzy�y si� na p� centymetra w g�bczastym
pod�o�u. Jednak
ziemia w tym miejscu wygl�da�a identycznie jak glina, kt�ra o ma�o co nie
wessa�a
ksi�niczki.
Zeskoczy�a i stan�a obok niego, a wkr�tce szli razem otoczeni nieznan�
ro�linno�ci�.
Ga��zie i krzewy utrudnia�y marsz i czasem we znaki dawa�y im si� r�wnie�
ciernie, jednak
za�o�enie Luke�a, �e ziemia pod wy�sz� ro�linno�ci� jest najtwardsza, okaza�o
si�
nadspodziewanie trafne. Nawet ci�kie roboty nie zapada�y si� w b�ocie.
W trakcie w�dr�wki, ksi�niczka od czasu do czasu usi�owa�a doprowadzi� do
porz�dku doln� po�ow� swego kombinezonu. Jak dot�d nie odezwa�a si� ani s�owem.
Luke
nie wiedzia�, czy jej milczenie spowodowane by�o ch�ci� zebrania si�, czy te�
zak�opotaniem.
Uzna�, �e przyczyn� jest to pierwsze. Z tego co wiedzia�, zak�opotanie nie by�o
czym�, na co
Leia by�a podatna.
Cz�sto robili przerwy, obracali si� wok� w�asnej osi i por�wnywali odczyty na
kompasach, by upewni� si�, �e faktycznie id� w kierunku, sk�d pochodzi�y
sygna�y.
- Nawet je�eli jest to automatyczna stacja - stwierdzi� Luke kilka dni p�niej,
usi�uj�c
j� pocieszy� - kto� j� tutaj zainstalowa� i na pewno musz� j� konserwowa�. Nawet
je�eli nie
dzieje si� to cz�sto. Widzia�em wspania�e, ogromne ruiny niedaleko miejsca
naszego
l�dowania. By� mo�e tubylcy wci�� w nich mieszkaj�, a nawet je�eli s� puste,
stacja mo�e
funkcjonowa� dla potrzeb ksenoarcheologjcznej misji badawczej.
- Mo�liwe - przyzna�a z entuzjazmem. - Tak... T�umaczy�oby to r�wnie�, dlaczego
sygna� nie znajdowa� si� w katalogu. Niewielkie stanowisko naukowe mog�o mie�
charakter
tymczasowy.
- Pewnie za�o�ono je niedawno - dorzuci� Luke, podekscytowany
prawdopodobie�stwem swoich przypuszcze�. Samo m�wienie o takiej mo�liwo�ci
sprawia�o,
�e oboje czuli si� o wiele lepiej.
- Je�eli tak jest, to nawet zautomatyzowana stacja, u�ywana okazjonalnie,
powinna
posiada� schron i zapas �ywno�ci. Do diab�a, mo�e tam by� r�wnie�
subprzestrzenny
przeka�nik planetarny do rozm�w z Circarpous IV, gdy przybywa stamt�d ekspedycja
badawcza.
- Wo�anie o pomoc nie by�oby najlepszym sposobem ujawnienia mojej obecno�ci -
stwierdzi�a ksi�niczka, szczotkuj�c swoje ciemne w�osy. - Nie chodzi o to -
doda�a pr�dko -
�e jestem zbyt drobiazgowa. Jestem zdecydowana przyby� za wszelk� cen�!
Przez chwil� szli w milczeniu, zanim Luke�owi nie za�wita�a nast�pna my�l.
- Wci�� zastanawiam si� nad tym, ksi�niczko - zacz�� - jaka by�a przyczyna
awarii
naszych instrument�w. Te ogromne ilo�ci wyzwolonej energii, przez kt�re
przelecieli�my...
b�yskawice przeskakuj�ce pomi�dzy niebem a statkiem i z powrotem... Nigdy
wcze�niej nie
widzia�em czego� takiego.
- Ani ja - odezwa� si� Threepio. - My�la�em, �e zwariuj�.
- Ani ja - stwierdzi�a zamy�lona ksi�niczka. - I nigdy nie czyta�am o tego typu
zjawiskach naturalnych. W atmosferach gigant�w gazowych powstaj� nawet wi�ksze
burze,
ale nie tak barwne. B�yskawice to rzecz normalna, ale byli�my powy�ej warstwy
chmur, gdy
to si� wydarzy�o. Jednak - tu si� zawaha�a - wszystko to wydawa�o mi si� dziwnie
znajome...
- My�lisz, �e kto� nadaj�cy sygna� do l�dowania powinien te� umie�ci� informacj�
ostrzegaj�c� przed niebezpiecze�stwem?
- Tak mi si� wydaje - rzek�a ksi�niczka. - Trudno wyobrazi� sobie a� tak
beztrosk�
ekspedycj� naukow�. Pomini�cie takiej informacji to prawie przest�pstwo - wolno
pokr�ci�a
g�ow�.
- Ten efekt... wydaje mi si�, �e pami�tam co� takiego... - U�miechn�a si�
nie�mia�o. -
To spotkanie wci�� chodzi mi po g�owie!
Powinno, pomy�la� Luke, kt�rego uwag� zajmowa�a tylko jedna rzecz; dotarcie do
sygna�u i nadzieja na znalezienie tam czego� wi�cej ni� tylko mechanizmy.
- Rozumiem, ksi�niczko! - powiedzia� tylko.
Jakie� wewn�trzne prze�wiadczenie, od wiek�w tkwi�ce w cz�owieku i nie maj�ce
niczego wsp�lnego z Moc�, m�wi�o mu, �e s� obserwowani. Z�apa� si� na tym, �e
obraca si�
niespodziewanie, penetruj�c wzrokiem zaro�la i mg�� za plecami i po bokach. Nie
spostrzeg�
niczego, ale niemi�e uczucie nie ust�powa�o.
W pewnej chwili Leia zauwa�y�a jego wzrok przepatruj�cy nasi�kni�t� wilgoci�
k�p�
zaro�li.
- Jeste� zdenerwowany? - By�o to p�pytanie, p�wyzwanie.
- Za�o�ysz si�, �e jestem zdenerwowany? - sykn��. - Jestem zdenerwowany i
przestraszony, do diab�a! Wola�bym by� teraz na Circarpous. Gdziekolwiek na
Circarpous,
zamiast przedziera� si� pieszo przez te moczary!
Ksi�niczka spowa�nia�a.
- Trzeba nauczy� si� akceptowa� to, co przynosi ze sob� �ycie - odpowiedzia�a,
patrz�c przed siebie.
- W�a�nie tak post�puj� - przyzna� Luke - akceptuj� swe �ycie w jak najlepszym
nastroju; zdenerwowania i strachu.
- No dobrze, ale nie patrz tak na mnie, jakby to wszystko by�o moj� win�.
- Czy da�em ci to odczu�? Czy tak powiedzia�em? - burkn�� Luke, mo�e troch�
ostrzej, ni� zamierza�. Spojrza�a na niego przelotnie, a on przekl�� sw�
nieumiej�tno��
skrywania uczu�. Stwierdzi�, �e by�by kiepskim pokerzyst� lub politykiem.
- Nie, lecz... - zacz�a zacietrzewiona.
- Ksi�niczko - przerwa� jej �agodnie - mamy przed sob� d�ug� drog�. Sam fakt,
�e
dotychczas �aden z�baty stw�r z pazurami nie rzuci� si� na nas, nie oznacza, �e
takie
stworzenia tutaj nie �yj�. Nie mamy czasu na walk� pomi�dzy sob�. Ponadto
kwestia
odpowiedzialno�ci w tej chwili ju� nie istnieje. Zast�pi�a j� kwestia prze�ycia.
Prze�yjemy,
je�eli Moc b�dzie z nami.
Nie by�o �adnej odpowiedzi. Ju� sam ten fakt doda� mu odwagi. Podczas marszu,
gdy
Leia nie patrzy�a, Luke rzuc