Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1]
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1] |
Rozszerzenie: |
Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1] PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1] pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1] Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Steven Erikson - Dom Lancuchow [cz. 4-1] Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
1
Steven Erikson
Dom �a�cuch�w:
Dawne dni
House of Chains
Opowie�� z Malaza�skiej ksi�gi poleg�ych
Prze�o�y�: Micha� Jakuszewski
Wydanie polskie: 2003
2
Dla Marka Paxtona MacRae, za nokautuj�cy cios.
Ta ksi��ka jest ca�a twoja, przyjacielu.
3
PODZI�KOWANIA
Autor pragnie podzi�kowa� swej kadrze czytelnik�w: Chrisowi
Porozny�emu, Richardowi Jonesowi, Davidowi Keckowi i
Markowi Paxtonowi MacRae. Jak zwykle Clare i Bowenowi.
Simonowi Taylorowi oraz ekipie z Transworld. A tak�e
wspania�emu (i cierpliwemu) personelowi z Baru Italia
Tony�ego: Erice, Steve�owi, Jessemu, Danowi, Ronowi,
Orville�owi, Rhimpy, Rhei, Cam, Jamesowi, Dornowi,
Konradowi, Darrenowi, Rusty�emu, Philowi, Toddowi, Mamie,
Chrisowi, Leah, Adzie, Kevinowi, Jake�owi i Jamiemu.
Dzi�kuj� te� Darrenowi Nashowi (gdy� dro�d�e zawsze
wyrastaj�) oraz Peterowi Crowtherowi.
Dramatis personae
Teblorzy z plemienia Uryd�w
Karsa Orlong: m�ody wojownik
Bairoth Gild: m�ody wojownik
Delum Thord: m�ody wojownik
Dayliss: m�oda kobieta
Pahlk: dziadek Karsy
Synyg: ojciec Karsy
Armia przybocznej
Przyboczna Tavore
Pi�� Gamet/Gimlet
T�jantar
Pi�� Tene Baralta
Pi�� Blistig
Kapitan Keneb
P�drak: jego adoptowany syn
Admira� Nok
Komendant Alardis
Nul: wicka�ski czarnoksi�nik
Nadir: wicka�ska czarownica
Temul: Wickanin z Klanu Wron (ocalony ze Sznura Ps�w)
Patrza�ek: �o�nierz Gwardii Are�skiej
Per�a: szpon
Lostara Yil: oficer Czerwonych Mieczy
Gall: w�dz wojenny Khundryl�w z Wypalonych �ez
Imrahl: khundrylski wojownik z Wypalonych �ez
Topper: Szponmistrz
4
5
�o�nierze piechoty morskiej z 9 kompanii 8 legionu
Porucznik Ranal
Sier�ant Struna
Sier�ant Gesler
Sier�ant Borduke
Kapral Tarcz
Kapral Chmura
Kapral Hubb
Flaszka: mag dru�yny
�mieszka
Koryk: �o�nierz, p�krwi Seti
M�twa: saper
Prawda
Pella
Tavos Pond
Piasek
Balgrid
Ibb
Mo�liwe
Lutnia
�o�nierze ci�kiej piechoty z 9 kompanii 8 legionu
Sier�ant Mosel
Sier�ant Sobelone
Sier�ant Tugg
M�drala
Uru Hela
Micha
Kr�tkonos
Wybrani �o�n. �redniozbrojnej piechoty z 9 komp. 8 leg.
Sier�ant Balsam
Sier�ant Moak
Sier�ant Thom Tissy
Kapral Trupismr�d
Kapral Spalony
6
Kapral Tulipan
Rzezigardzio�
Opak
Galt
P�atek
Stawiacz
Rampa
Zdolny
Inni �o�nierze Imperium Malaza�skiego
Sier�ant Postronek: Druga Kompania, Pu�k Ashocki
Ebron: Pi�ta Dru�yna, mag
Kulas: Pi�ta Dru�yna
Dzwon: Pi�ta Dru�yna
Kapral Odprysk: Pi�ta Dru�yna
Kapitan Milutek: Druga Kompania
Porucznik Pryszcz: Druga Kompania
Jibb: Gwardia Ehrlita�ska
Mewi�lad: Gwardia Ehrlita�ska
Bazgro�: Gwardia Ehrlita�ska
Starszy sier�ant Wy�am Z�b: Miejski Garnizon Malaza�ski
Kapitan Irriz: renegat
Sinn: uchod�ca
Gentur
Opluwacz
Hawl
Nathijczycy
Handlarz niewolnik�w Silgar
Damisk
Balantis
Astabb
Borrug
7
Inni na Genabackis
Torvald Nom
Cisza
Ganal
Armia Apokalipsy sha�ik
Sha�ik: Wybrana przez Bogini� Tornada (ongi� Felisin z rodu Paran�w)
Felisin M�odsza: jej adoptowana c�rka
Toblakai
Leoman od Cep�w
Wielki mag L�oric
Wielki mag Bidithal
Wielki mag Febry
Heboric Widmowor�ki
Kamist Reloe: mag Korbolo Doma
Henaras: czarodziejka
Fayelle: czarodziejka
Mathok: w�dz wojenny Pustynnych Plemion
T�morol: jego osobisty stra�nik
Corabb Bhilan Thenu�alas: oficer z kompanii Leomana
Scillara: markietanka
Duryl: pos�aniec
Ethume: kapral
Korbolo Dom: napa�ski renegat
Kasanal: jego wynaj�ty skrytob�jca
Inni
Kalam Mekhar: skrytob�jca
Trull Sengar: Tiste Edur
Onrack: T�lan Imass
No�ownik: skrytob�jca (znany te� jako Crokus)
Apsalar: skrytob�jczyni
Rellock: ojciec Apsalar
Kotylion: patron skrytob�jc�w
W�drowiec
Rood: Ogar Cienia
Blind: Ogar Cienia
Darist: Tiste Andii
Ba�ienrok (Stra�nik): pustelnik
Ibra Gholan: w�dz klanu T�lan Imass�w
Monok Ochem: rzucaj�cy ko�ci T�lan Imass�w Logrosa
Haran Epal: T�lan Imass
Olar Shayn: T�lan Imass
Szara �aba: demon chowaniec
Apt: demonica (matrona Aptorian z Cienia)
Azalan: demon z Cienia
Panek: dziecko Cienia
Mebra: szpieg z Ehrlitanu
Iskaral Krost: kap�an Cienia
Mogora: jego �ona, d�ivers
Cynnigig: Jaghut
Phyrlis: Jaghutka
Aramala: Jaghutka
Icarium: Jhag
Mappo Konus: Trell
Jorrude: seneszal Tiste Liosan
Malachar: Tiste Liosan
Enias: Tiste Liosan
Orenas: Tiste Liosan
8
9
10
11
12
13
PROLOG
14
Na pograniczu Zacz�tku, 943 dzie� Poszukiwa�
1139 rok snu Po�ogi
Szare, rozd�te, pokryte plamami cia�a pokrywa�y muliste wybrze�e tak daleko, jak okiem
si�gn��. Na gnij�cych zw�okach � zar�wno wyrzuconych na brzeg niczym drewno, jak i
ko�ysz�cych si� jeszcze na falach � roi�o si� od czarnych krab�w o dziesi�ciu nogach. Ma�e
niczym monety stworzenia dopiero rozpoczyna�y sut� uczt�, kt�r� zawdzi�cza�y rozdarciu si�
groty.
Kolor morza stanowi� zwierciadlane odbicie zachmurzonego nieba. Matowa, �aciata
szaro�� na g�rze i na dole, m�cona gdzieniegdzie ciemniejsz� barw� mu�u oraz � w odleg�o�ci
trzydziestu ruch�w wios�a � ochrowymi plamami ledwie widocznych g�rnych pi�ter
budynk�w zatopionego miasta. Sztormy min�y i po�r�d szcz�tk�w poch�oni�tego przez fale
�wiata panowa� teraz spok�j.
Tutejsi mieszka�cy byli niscy i kr�pi. Twarze mieli p�askie, a d�ugie, jasne w�osy opada�y
im na ramiona. S�dz�c po ciep�ym odzieniu, w ich �wiecie panowa�y ch�ody. Po rozdarciu
temperatura zmieni�a si� jednak drastycznie. By�o tu teraz gor�co i parno, a w powietrzu
unosi� si� od�r rozk�adu.
Morze zrodzi�o si� z rzeki p�yn�cej w innym kr�lestwie. Pot�na, szeroka s�odkowodna
arteria bieg�a zapewne przez ca�y kontynent, nios�c ze sob� r�wninny mu�. Jej mroczne g��bie
by�y siedliskiem ogromnych sum�w i wielkich jak ko�o wozu wodnych paj�k�w, a na
p�yciznach roi�o si� od krab�w oraz drapie�nych ro�lin pozbawionych korzeni. Potem nios�cy
niezmiern� mas� wody nurt wdar� si� do tej bezkresnej, p�askiej krainy. P�yn�� przez dni,
tygodnie, miesi�ce.
Burze, wywo�ane przez gwa�towne starcie tropikalnych pr�d�w powietrznych z
miejscowym umiarkowanym klimatem, da�y pocz�tek szalonym wichrom, kt�re p�dzi�y wody
wci�� dalej i dalej. Razem z niepowstrzymanym potopem nadesz�y epidemie, odbieraj�ce
�ycie tym, kt�rzy nie uton�li.
15
Ostatniej nocy rozdarcie w jaki� spos�b si� zamkn�o. Rzeka z innego kr�lestwa wr�ci�a
do pierwotnego koryta.
Ci�gn�ca si� przed Trullem Sengarem linia brzegowa zapewne nie zas�ugiwa�a na te
nazw�, lecz �adne inne okre�lenie nie przychodzi�o mu do g�owy. Brzeg sk�ada� si� wy��cznie
z mu�u gromadz�cego si� pod wysokim murem, kt�ry zdawa� si� si�ga� od horyzontu po
horyzont. Mur opar� si� powodzi, cho� z jego szczytu sp�ywa�y na drug� stron� kaskady
wody.
Po lewej stronie mia� cia�a, a po prawej pionowy spadek wysoko�ci siedmiu, mo�e o�miu
m�czyzn. Szczyt muru liczy� sobie niespe�na trzydzie�ci krok�w szeroko�ci. Fakt, �e ta
konstrukcja powstrzyma�a ca�e morze, sugerowa� czary. Szerokie, p�askie kamienie, z kt�rych
j� zbudowano, by�y usmarowane b�otem, schn�cym ju� na upale. Na powierzchni muru
ta�czy�y ciemnobr�zowe owady, kt�re uskakiwa�y z drogi Trullowi Sengarowi i jego
oprawcom.
Trullowi ta my�l nadal nie chcia�a si� pomie�ci� w g�owie. Moi oprawcy. Nie�atwo mu
by�o si� z tym pogodzi�. Przecie� to byli jego bracia. Rodzina. Zna� ich twarze przez ca�e
�ycie, widzia�, jak si� u�miechaj�, s�ysza� ich �miech, a niekiedy dostrzega� te� na ich
obliczach �al stanowi�cy zwierciadlane odbicie tego, kt�ry sam czu�. Sta� u ich boku podczas
wszystkiego, co si� wydarzy�o, czy by�y to chwalebne triumfy, czy te� rozdzieraj�ce dusz�
straty.
Oprawcy.
Teraz nie by�o u�miech�w, nie by�o �miechu. Twarze tych, kt�rzy go pilnowali, by�y
zimne i nieruchome.
Jak nisko upadli�my.
Marsz dobieg� ko�ca. M�czy�ni obalili Trulla Sengara na ziemi�, nie zwa�aj�c na jego
siniaki, na zadrapania i rany, z kt�rych nadal s�czy�a si� krew. Nie�yj�cy ju� mieszka�cy tego
�wiata umie�cili w jakim� nieznanym celu na szczycie muru masywne, �elazne pier�cienie,
umocowane w sercu wielkich, kamiennych blok�w. Rozmieszczono je wzd�u� muru co jakie�
pi�tna�cie krok�w, tak daleko, jak Trull m�g� si�gn�� wzrokiem.
Teraz mia�y znale�� now� funkcj�.
Opletli Trulla Sengara �a�cuchami. Jego r�ce i nogi zakuli w kajdany. Wok� talii
bole�nie zacisn�li mu nabijany gwo�dziami pas. Potem przewlekli �a�cuchy przez �elazne
k�ka pasa i naci�gn�li je mocno, by unieruchomi� go obok pier�cienia. Do szcz�ki
przytwierdzili mu metalowe imad�o. Nast�pnie zacisn�li je, zmuszaj�c go do otwarcia ust, i
wepchn�li do nich metalow� p�ytk�, kt�ra przyciska�a j�zyk.
P�niej nast�pi�o odci�cie. Na czole Trulla wyrysowali sztyletem kr�g, kt�ry potem
przeci�li zygzakowat� lini�, wbijaj�c czubek no�a tak g��boko, �e a� naruszy� ko��. W rany
wtarli popi�. D�ugi, pojedynczy warkocz obci�li brutalnymi uderzeniami, od kt�rych jego
kark pokry�y krwawe rany. W reszt� w�os�w wtarli g�st�, lepk� ma��. Za kilka godzin 16
wszystkie w�osy odpadn� i Trull Sengar na zawsze stanie si� �ysy.
Odci�cie by�o absolutnym, nieodwracalnym aktem odrzucenia. By� teraz wyrzutkiem. Dla
swych braci przesta� istnie�. Nikt nie b�dzie obchodzi� po nim �a�oby. Jego czyny zostan�
zapomniane, tak jak jego imi�. Jego rodzice wydali na �wiat jedno dziecko mniej. To by�a
najsurowsza kara znana jego ludowi, znacznie straszliwsza od egzekucji.
Ale Trull Sengar nie pope�ni� �adnej zbrodni.
Oto jak nisko upadli�my.
Stan�li nad nim. By� mo�e dopiero w tej chwili dotar�o do nich, co uczynili.
Cisz� zm�ci� znajomy g�os.
� Teraz o nim pom�wimy, a gdy ju� opu�cimy to miejsce, przestanie by� naszym bratem.
� Teraz o nim pom�wimy � zaintonowali inni.
� On ci� zdradzi� � doda� jeden z nich.
Pierwszy g�os by� ch�odny, nie by�o w nim s�ycha� triumfu, cho� Trull Sengar wiedzia�,
�e m�wi�cy go czuje.
� Twierdzisz, �e mnie zdradzi�.
� Tak, bracie.
� Jaki masz na to dow�d?
� S�ysza�em to z jego ust.
� Czy tylko ty jeden utrzymujesz, �e s�ysza�e� owe s�owa zdrady?
� Nie, ja r�wnie� je s�ysza�em.
� I ja, bracie.
� A co nasz brat wam powiedzia�?
� �e przeci��e� ��cz�ce ci� z nami wi�zy krwi.
� �e s�u�ysz ukrytemu panu.
� �e twoja ambicja przywiedzie nas wszystkich do zguby...
� Ca�y nasz lud.
� To znaczy, �e wyst�pi� przeciwko mnie.
� Tak.
� W�asnymi ustami oskar�y� mnie o zdrad� naszego ludu.
� Tak.
� A czy jestem winny? Rozwa�my ten zarzut. Po�udniowe ziemie ogarn�� ogie�. Armie
nieprzyjaciela zrejterowa�y. Nasi wrogowie kl�cz� przed nami, b�agaj�c nas, by�my pozwolili
im zosta� naszymi niewolnikami. Z niczego stworzyli�my imperium, a nasza si�a nadal ro�nie.
Co musicie czyni�, by�my stali si� silniejsi, bracia?
� Musimy poszukiwa�.
� Tak jest. A gdy ju� znajdziecie to, czego szukacie?
� Musimy to odda� tobie, bracie.
� Czy rozumiecie, dlaczego trzeba tak post�pi�?
17
� Rozumiemy.
� Czy rozumiecie, jak wiele po�wi�ci�em dla was, dla naszego ludu i naszej przysz�o�ci?
� Rozumiemy.
� A mimo to podczas poszukiwa� ten m�czyzna, nasz by�y brat, wyst�pi� przeciwko
mnie.
� Tak.
� Co gorsza, pr�bowa� broni� tych nowych wrog�w, kt�rych znale�li�my.
� Pr�bowa�. Zwa� ich Czystymi Kuzynami i twierdzi�, �e nie powinni�my ich zabija�.
� A gdyby rzeczywi�cie byli Czystymi Kuzynami...
� Nie gin�liby tak �atwo.
� To prawda.
� On ci� zdradzi�, bracie.
� Zdradzi� nas wszystkich.
Zapad�a cisza.
Ach, chcesz si� z nimi podzieli� sw� zbrodni�. A oni si� wahaj�.
� Zdradzi� nas wszystkich, nieprawda�, bracia?
� Tak � rozleg� si� ch�r, w�tpi�cych g�os�w, wypowiadaj�cych chrapliwie, niemal
szeptem, to s�owo.
Przez d�ug� chwil� nikt si� nie odzywa�. Potem rozleg� si� g�os, w kt�rym pobrzmiewa� z
najwy�szym wysi�kiem t�umiony gniew.
� To prawda, bracia. Czy mamy zlekcewa�y� to niebezpiecze�stwo? T� gro�b� zdrady, t�
trucizn�, t� zaraz�, kt�ra pr�buje zniszczy� nasz� rodzin�? Czy b�dzie si� ona szerzy�? Czy
jeszcze tu przyjdziemy? Musimy by� czujni, bracia. Uwa�a� na swoje my�li. Na siebie
nawzajem. Tak oto pom�wili�my o nim. Ju� go nie ma.
� Ju� go nie ma.
� Nigdy nie istnia�.
� Nigdy nie istnia�.
� Opu��my wi�c to miejsce.
� Tak, opu��my.
Trull Sengar wyt�a� s�uch, a� wreszcie przesta� s�ysze� ich kroki, wyczuwa� dr�enie
kamienia pod ci�kimi butami. Zosta� sam. Nie m�g� si� poruszy�, widzia� tylko ub�ocony
kamienny mur u podstawy �elaznego pier�cienia.
Trupy ko�ysa�y si� leniwie na falach u brzegu. Biega�y po nich kraby. Woda nadal
przes�cza�a si� przez zapraw� murarsk�, wnika�a w cyklopowy mur, szepcz�c niczym duchy,
a potem sp�ywa�a z niego po drugiej stronie.
Jego lud od dawna zna� t� prawd�, by� mo�e jedyn� prawd�. Natura toczy tylko jedn�,
wieczn� wojn�. Ma tylko jednego wroga. U�wiadomi� to sobie znaczy�o zrozumie� �wiat.
Ka�dy �wiat.
18
Natura ma tylko jednego wroga.
I jest nim nier�wnowaga.
Mur powstrzymywa� morze.
Kryj� si� w tym dwa znaczenia. Bracia, czy� nie dostrzegacie tej prawdy? Mur
powstrzymuje morze.
Na pewien czas.
Temu potopowi nie da si� zapobiec. On si� dopiero zacz��. Jego bracia tego nie
pojmowali. By� mo�e nigdy to do nich nie dotrze. W�r�d jego ludu utoni�cie by�o cz�st�
przyczyn� �mierci. Nie obawiano si� go. Trull Sengar r�wnie� mia� uton��. Wkr�tce.
Podejrzewa�, �e ca�y ich lud nied�ugo p�jdzie w jego �lady. Jego brat naruszy� r�wnowag�. A
tego natura nie b�dzie tolerowa�a.
19
KSI�GAPIERWSZA
TWARZE W SKALE
Im wolniej toczy swe wody rzeka, tym czerwie�szy jej nurt.
Nathijskie porzekad�o
20
21
Rozdzia� pierwszy
Dzieci z mrocznego domu
wybieraj� �cie�ki skryte w cieniu.
Nathijskie porzekad�o ludowe
Pies rozszarpa� kobiet�, starca i dziecko, nim wojownicy zdo�ali zap�dzi� go do
opuszczonego pieca do wypalania gliny na skraju wioski. Do tej pory wierno�� zwierz�cia
by�a niezachwiana. Strzeg�o ono ziem Uryd�w z gwa�townym zapa�em odpowiednim do jego
twardych, lecz sprawiedliwych obowi�zk�w. Na jego ciele nie widzia�o si� ran, kt�re
mog�yby si� paskudzi�, wpuszczaj�c do �y� ducha szale�stwa. Pies nie zapad� te� na pieni�c�
chorob�. �adne inne zwierz� nie rzuci�o wyzwania jego pozycji w sforze. Nie by�o nic,
zupe�nie nic, co mog�oby wyt�umaczy� t� nag�� zmian�.
Wojownicy osaczyli psa pod �ukowat� tyln� �cian� pieca i k�uli w��czniami ujadaj�ce
szale�czo, pr�buj�ce k�sa� zwierz�, a� wreszcie pad�o martwe. Gdy przyjrzeli si� w��czniom,
zobaczyli, �e drzewca s� pogryzione i mokre od krwi i �liny, a �elazne okucia powgniatane i
porysowane.
Wiedzieli, �e szale�stwo mo�e si� czai� ukryte g��boko pod powierzchni�, a nawet jego
nieznaczna domieszka obraca stopniowo krew w co� gorzkiego. Szamani zbadali trzy ofiary.
Dwie z nich zmar�y, lecz dziecko jeszcze si� trzyma�o �ycia.
Ojciec zani�s� ch�opca do Twarzy w Skale. Towarzyszy� mu pos�pny orszak. Po�o�y�
syna na polanie przed Siedmioma Bogami Teblor�w i zostawi� je tam.
Ch�opiec wkr�tce skona�, sam ze swym b�lem wobec bezlitosnych twarzy wykutych w
�cianie urwiska.
Los, kt�ry go spotka�, nie by� niespodziank�. Ch�opiec by� jeszcze za ma�y, �eby si�
modli�.
Rzecz jasna, wszystko to zdarzy�o si� przed wielu wiekami.
Na d�ugo przed tym, nim Siedmiu Bog�w otworzy�o oczy.
22
Rok Urugala Utkanego
1159 snu Po�ogi
Opowie�ci by�y pe�ne chwa�y. P�on�ce gospodarstwa rolne, dzieci w��czone za ko�mi
przez d�ugie mile. Trofea z owych dawnych dni zdobi�y �ciany d�ugiego domu jego dziadka.
Pokiereszowane czerepy, delikatne �uchwy. Dziwne fragmenty ubra� z jakiego� nieznanego
materia�u, poczernia�e od dymu i wystrz�pione. Ma�e uszy przybite do ka�dego z
drewnianych s�up�w, na kt�rych wspiera�a si� niska strzecha.
Te dowody �wiadczy�y, �e Srebrne Jezioro istnieje w rzeczywisto�ci, za lesistymi g�rami
i ukrytymi przesmykami, tydzie� � a mo�e dwa tygodnie � drogi od ziem klanu Uryd�w.
Droga tam by�a pe�na niebezpiecze�stw, wiod�a przez terytoria Sunyd�w i Rathyd�w. Sama
podr� sta�a si� legend�. Trzeba by�o przemyka� si� bezg�o�nie i niepostrze�enie przez
wrogie obozowiska, przesuwaj�c po drodze kamienie z palenisk, co stanowi�o najstraszliwsz�
zniewag�, dniem i noc� wymyka� si� my�liwym albo tropicielom. Dalej ci�gn�o si�
pogranicze, kt�re r�wnie� nale�a�o sforsowa�, a za nim dopiero le�a�y nieznane krainy pe�ne
bogactw, o jakich nikomu si� nawet nie �ni�o.
Karsa Orlong od dziecka nasi�kn�� opowie�ciami dziadka. By�y one niczym legion,
nieustraszony i wojowniczy, wobec bladego, pustego dziedzictwa Synyga, syna Panika i ojca
Karsy. Synyga, kt�ry nie dokona� w �yciu niczego, kt�ry pas� konie w swej dolinie i ani razu
nie wypu�ci� si� na nieprzyjacielskie ziemie. Synyga, kt�ry by� najwi�ksz� ha�b� zar�wno dla
ojca, jak i dla syna.
Co prawda, Synyg nieraz broni� swego stada koni przed rabusiami z innych klan�w. Robi�
to dobrze, wykazuj�c si� honorow� waleczno�ci� i godnymi podziwu umiej�tno�ciami. Tego
jednak wymagano od wszystkich, w kt�rych �y�ach p�yn�a krew Uryd�w. Twarz� w Skale
tego klanu by� Urugal Utkany, uwa�any za najgwa�towniejszego z siedmiu bog�w. Inne klany
mia�y powody, by si� ba� Uryd�w.
Synyg wykaza� si� te� mistrzostwem w nauczaniu jedynego syna ta�c�w walki. Karsa
w�ada� mieczem z krwawego drewna z bieg�o�ci� znacznie przewy�szaj�c� jego lata. By�
jednym z najlepszych wojownik�w w klanie. Urydowie gardzili �ukami, lecz za to byli
mistrzami w��czni i atlatla, z�batego dysku i czarnego sznura. Synyg nauczy� syna
znakomicie walczy� ka�d� z tych broni.
Niemniej jednak, tego typu szkolenia oczekiwano od ka�dego ojca z klanu Uryd�w.
Karsa nie znajdowa� w tym wszystkim powod�w do dumy. W ko�cu ta�ce walki by�y tylko
przygotowaniem. Chwa�� przynosi�o to, co nast�powa�o p�niej, pojedynki, wypady i okrutne
wendety.
Nie mia� zamiaru na�ladowa� ojca. Nie b�dzie bezczynny. Pod��y szlakiem dziadka.
Dalej ni� si� komukolwiek wydawa�o. Zbyt wielka cz�� s�awy klanu wywodzi�a si� z
dalekiej przesz�o�ci. Urydowie stali si� zanadto pewni siebie, swej pozycji pierwszych mi�dzy
Teblorami. Pahlk nieraz mamrota� pod nosem, gdy ko�ci bola�y go od starych ran, a wstyd, 23
jaki przynosi� mu syn, pali� go szczeg�lnie dotkliwie.
Powr�t do dawnych zwyczaj�w. Ja, Karsa Orlong, poprowadz� klan t� drog�. Delum
Thord jest ze mn�. Bairoth Gild r�wnie�. Wszyscy jeste�my w pierwszym roku naznaczenia
bliznami. Dokonali�my pierwszego czynu. Zabili�my wrog�w. Ukradli�my konie.
Przenie�li�my kamienie z palenisk Kellyd�w i Buryd�w.
A teraz, z nastaniem nowego ksi�yca, w roku twojego imienia, Urugalu, ruszymy do
Srebrnego Jeziora, by zabi� dzieci, kt�re tam mieszkaj�.
Kl�cza� na polanie, chyl�c g�ow� przed Twarzami w Skale. Wiedzia�, �e na obliczu
Urugala, wykutym wysoko na �cianie klifu, odbija si� jego gwa�towne pragnienie, a inni
bogowie spogl�daj� na m�odego Uryda z zazdro�ci� i nienawi�ci�. Ka�dy z nich mia� bowiem
w�asny klan � pomijaj�c �Siballe, kt�ra by�a Nieznaleziona � a �adne z ich dzieci nie kl�ka�o
przed nimi, by z�o�y� tak �mia�e �luby.
Karsa podejrzewa�, �e samozadowolenie jest plag� n�kaj�c� wszystkie klany Teblor�w.
Mieszka�cy �wiata le��cego za g�rami nie odwa�yli si� wkracza� na ich tereny. Podobnych
pr�b nie podejmowano ju� od dziesi�cioleci. Ziem Teblor�w nie odwiedzali go�cie, a oni
sami nie spogl�dali z mrocznym g�odem na tereny le��ce za pograniczem, co przed
pokoleniami zdarza�o si� cz�sto. Ostatnim m�czyzn�, kt�ry dokona� wypadu na obce
terytorium, by� jego dziadek, kt�ry dotar� a� do brzeg�w Srebrnego Jeziora. Gospodarstwa
rolne przycupn�y tam niczym przegni�e grzyby, a dzieci pierzcha�y przed nim jak myszy.
Wtedy by�y tam tylko dwa gospodarstwa, na terenie kt�rych sta�o sze�� budynk�w. Karsa by�
przekonany, �e teraz b�dzie ich wi�cej. Trzy, mo�e nawet cztery. Nawet rze� Pahlka zblednie
wobec tej, kt�rej dokonaj� Karsa, Delum i Bairoth.
Oto moja przysi�ga, umi�owany Urugalu. Przynios� ci wspania�e trofea, jakie nigdy
jeszcze nie czerni�y gleby na tej polanie. By� mo�e to wystarczy, by uwolni� ci� z kamienia,
by� m�g� znowu zst�pi� mi�dzy nas i nie�� �mier� naszym wrogom.
Tak �lubuj� ja, Karsa Orlong, wnuk Pahlka Orlonga. Je�li w�tpisz w moje s�owa,
Urugalu, dowiedz si�, �e wyruszamy dzisiejszej nocy. Zaczniemy podr�, gdy tylko zajdzie to
w�a�nie s�o�ce. I gdy tylko s�o�ce ka�dego dnia zrodzi s�o�ce nast�pnego, wszystkie one b�d�
kolejno spogl�da�y z g�ry na trzech wojownik�w z klanu Uryd�w, kt�rzy poprowadz� swe
rumaki przez w�wozy ku nieznanym krainom. Po z g�r� czterech stuleciach Srebrne Jezioro
znowu zadr�y, s�ysz�c kroki nadchodz�cych Teblor�w.
Karsa uni�s� powoli g�ow�, wodz�c wzrokiem po wyszczerbionej powierzchni urwiska,
a� wreszcie odnalaz� bezlitosn�, zwierz�c� twarz Urugala, widoczn� mi�dzy obliczami jego
kuzyn�w. Czarne otwory oczodo��w by�y skierowane na Kars� i wojownik mia� wra�enie, �e
dostrzega w nich chciw� satysfakcj�. By� wr�cz tego pewien i zamierza� powt�rzy� to jako
prawd� Delumowi i Bairothowi, a tak�e Dayliss, albowiem bardzo pragn�� us�ysze� jej
b�ogos�awie�stwo, jej zimne s�owa...
�Ja, Dayliss, kt�ra jeszcze nie znalaz�am nazwiska, b�ogos�awi� ciebie, Karso Orlong, 24
przed tw� straszliw� wypraw�. Oby� zabi� legion dzieci. Oby twe sny karmi�y si� ich
krzykami. Oby ich krew sprawi�a, �e zapragniesz jej wi�cej. Oby �cie�k� twego �ycia spowi�y
p�omienie. Oby� wr�ci� do mnie z ci�arem tysi�ca �mierci na duszy i wzi�� mnie za �on�.
By� mo�e rzeczywi�cie pob�ogos�awi go tymi s�owami. To by�by z jej strony pierwszy
niezaprzeczalny przejaw zainteresowania Kars�. Z pewno�ci� nie pob�ogos�awi Bairotha.
Bawi�a si� tylko z nim, co cz�sto zdarza�o si� m�odym, niezam�nym kobietom. Rzecz jasna,
nie wyj�a jeszcze z pochwy No�a Nocy, gdy� Bairothowi brakowa�o wyrachowania. M�g�
przeczy�, jakoby posiada� t� wad�, by�o jednak jasne, �e nie potrafi dowodzi�, a jedynie
s�ucha�. To nie zadowoli Dayliss.
Nie, ona b�dzie nale�a�a do niego, do Karsy, z chwil� jego powrotu znad Srebrnego
Jeziora. To b�dzie kulminacja jego triumfu. Dla niego, i tylko dla niego, Dayliss wyjmie z
pochwy N� Nocy.
�Oby� zabi� legion dzieci. Oby �cie�k� twego �ycia spowi�y p�omienie�.
Karsa wyprostowa� si�. Nie by�o wiatru, kt�ry szele�ci�by li��mi otaczaj�cych polan�
brz�z. Powietrze by�o ci�kie i nieruchome, nizinne powietrze, kt�re wspi�o si� w �lad za
maszeruj�cym s�o�cem i teraz, gdy dzie� ju� si� ko�czy�, zosta�o uwi�zione na polanie przed
Twarzami w Skale. Niby oddech bog�w, mia�o wkr�tce wnikn�� w butwiej�c� gleb�.
Karsa nie w�tpi�, �e Urugal jest tu obecny, �e zbli�y� si� do kamiennej powierzchni swej
twarzy bardziej ni� kiedykolwiek dot�d. Przyci�gn�a go moc �lubowania Karsy, obietnica
powrotu chwa�y. Pozostali bogowie r�wnie� byli blisko. Beroke Cichy G�os, Kahlb Milcz�cy
�owca, Thenik Strzaskany, Halad Nosz�cy �ubki, Imroth Okrutna i �Siballe Nieznaleziona.
Wszyscy oni si� przebudzili i �akn�li krwi.
A ja dopiero wst�puj� na t� �cie�k�. Niedawno wkroczy�em w osiemdziesi�ty rok �ycia i
wreszcie zosta�em prawdziwym wojownikiem. S�ysza�em najdawniejsze s�owa, szepty, o
Wybra�cu, kt�ry zjednoczy Teblor�w, po��czy klany w jedno i poprowadzi je na niziny, by
rozpocz�� wojn� ludu. Owe szepty wyra�aj� obietnic�, a ta nale�y do mnie.
Niewidoczne ptaki oznajmi�y nadej�cie zmierzchu. By�a pora, by st�d odej��. W wiosce
czekali na niego Delum i Bairoth. A tak�e Dayliss, milcz�ca, lecz wierna s�owom, kt�re mia�
od niej us�ysze�.
Bairoth si� w�cieknie.
*
Wyspa ciep�ego powietrza utrzymywa�a si� na polanie jeszcze d�ugo po odej�ciu Karsy
Orlonga. Z mi�kkiej, b�otnistej gleby nie znika�y odciski jego kolan oraz obutych w
mokasyny st�p, a na surowe oblicza bog�w wci�� pada� blask opadaj�cego w d� s�o�ca,
mimo �e na sam� polan� wype�z�y cienie.
Z ziemi wynurzy�o si� siedem postaci. Sk�r� mia�y pomarszczon� i pokryt�
ciemnobr�zowymi plamami, mi�nie wyschni�te, ko�ci masywne, a z czerwonych jak ochra 25
w�os�w skapywa�y krople czarnej, cuchn�cej st�chlizn� wody. Niekt�rym przybyszom
brakowa�o ko�czyn, inni stali na roz�upanych, skruszonych b�d� rozszarpanych nogach. Jeden
z nich nie mia� �uchwy, natomiast lew� ko�� policzkow� i lew� po�ow� czo�a drugiego
sp�aszczy�o pot�ne uderzenie, kt�re zniszczy�o ga�k� oczn�. Ka�dy z siedmiu by� w jaki�
spos�b uszkodzony. Niedoskona�y. Wadliwy.
Gdzie� za skaln� �cian� kry�a si� szczelnie zawarta jaskinia, kt�ra przez wiele stuleci by�a
dla nich grobowcem. Okaza�o si� jednak, �e uwi�ziono ich w nim jedynie tymczasowo. Nikt
si� nie spodziewa�, by mogli powr�ci�. Byli zbyt uszkodzeni, by m�c nadal towarzyszy�
swym kuzynom, zostawiono ich wi�c, zgodnie z obyczajem ich rodzaju. Wyrokiem za
przegran� by�o porzucenie, unieruchomienie na wieki. Je�li pora�ka by�a honorowa, nadal
�wiadome szcz�tki zostawiano pod otwartym niebem, gdzie mia�y widok na �wiat zewn�trzny
i znajdowa�y ukojenie w obserwacji mijaj�cych eon�w. Tych siedmioro nie zachowa�o jednak
honoru. Dlatego skazano ich na ciemno�� grobowca. Nie czuli z tego powodu goryczy.
Mroczny dar pojawi� si� p�niej, spoza ich pogr��onego w ciemno�ciach wi�zienia.
Razem z nim nadesz�a szansa.
Trzeba by�o tylko z�ama� �luby i przysi�c wierno�� komu� innemu. Nagrod� za to mia�y
by� ponowne narodziny i wolno��.
Ich kuzyni oznaczyli miejsce poch�wku rze�bionymi w skale twarzami. Ka�da z nich
stanowi�a szydercz� podobizn�, spogl�daj�c� na �wiat niewidz�cymi oczyma. Potem
wypowiedzieli imiona winowajc�w, by doko�czy� rytua�u wi�zi. Imiona te po dzi� dzie�
zalega�y w tym miejscu z si�� wystarczaj�c�, by wypaczy� umys�y szaman�w ludu, kt�ry
schroni� si� w tych g�rach oraz na p�askowy�u o staro�ytnej nazwie Laederon.
Siedmioro siedzia�o bez s�owa i ruchu na polanie, a wok� nich zapada� mrok. Sze�cioro
czeka�o, a� przem�wi jeden, ale jemu si� nie �pieszy�o. Wolno�� dawa�a szalon� rado��,
nawet gdy by�a ograniczona do tej polany. Wkr�tce ju� skrusz� ostatnie �a�cuchy: kr�tki
zasi�g wzroku wyrze�bionych w skale oczu. S�u�ba nowemu panu nios�a ze sob� obietnic�
podr�y. Mieli na nowo odkry� ca�y �wiat i zada� �mier� niezliczonym wrogom.
� On jest odpowiedni � odezwa� si� wreszcie Urual, kt�rego imi� znaczy�o Omsza�a Ko��
i kt�rego Teblorzy znali jako Urugala.
Sin�b�alle � Porost Dla Mchu � kt�ra by�a �Siballe Nieznalezion�, nie kry�a sceptycyzmu.
� Pok�adasz zbyt wielk� wiar� w tych upad�ych Teblorach. Teblorach! Oni nic nie
wiedz�. Nawet nie znaj� swego prawdziwego imienia.
� I ciesz si�, �e nie znaj� � poradzi� Ber�ok chrapliwym g�osem, dobiegaj�cym ze
zmia�d�onego gard�a. Mia� skr�cony kark i g�ow� skierowan� w bok, musia� wi�c obr�ci�
ca�e cia�o, by spojrze� na skalne urwisko. � Masz zreszt� w�asne dzieci, Sin�b�alle, i one s�
powiernikami prawdy. Je�li chodzi o pozosta�ych, dla naszych cel�w lepiej by�oby, gdyby nie
przypomnieli sobie zapomnianej historii. Ich ignorancja jest dla nas najlepsz� broni�.
� Martwy Jesion m�wi prawd� � popar� go Urual. � Nie uda�oby si� nam tak wypaczy� 26
ich wiary, gdyby byli �wiadomi swego dziedzictwa.
Sin�b�alle wzruszy�a wzgardliwie ramionami.
� Ten, kt�ry zwie si� Pahlkiem, r�wnie� by�... odpowiedni. Twoim zdaniem, Urualu.
� Nie z w�asnej winy, lecz z naszej � warkn�� Haran�alle. � Byli�my niecierpliwi, zanadto
� I co nam da� w zamian nasz nowy pan, Poro�e Z Lata? � zapyta� Thek Ist. � Tylko w�t��
� A czego si� spodziewa�e�? � skontrowa� cicho Urual. � Dopiero wraca do si� po swych
� Wierzysz wi�c, Omsza�a Ko�ci, �e ten wnuk Panika utoruje nam drog� ku wolno�ci �
Wydawa� si� godnym kandydatem na wodza moich dzieci. A mimo to zawi�d�.
pewni swych mo�liwo�ci. Zerwanie �lub�w ograbi�o nas ze znacznej cz�ci mocy...
stru�k�.
przej�ciach, tak samo jak my.
odezwa�a si� Emroth. Jej g�os by� g�adki jak jedwab.
� Wierz�.
� A je�li znowu spotka nas rozczarowanie?
� Zaczniemy od nowa. Z dzieckiem Bairotha w macicy Dayliss.
� Kolejne stulecie czekania! � sykn�a Emroth. � Niech szlag trafi tych d�ugowiecznych
Teblor�w!
� Sto lat to nic...
� Nic, a zarazem wszystko, Omsza�a Ko�ci! Doskonale wiesz, co mam na my�li.
Urual przyjrza� si� kobiecie, kt�r� trafnie zwano Z�batym Szkieletem. Przypomnia� sobie
jej jednopochwycon� posta�, kt�rej g��d by� niezaprzeczaln� przyczyn� ich pradawnej
pora�ki.
� Powr�ci� rok mojego imienia � oznajmi�. � Kto spo�r�d nas zaprowadzi� teblorski klan
po naszej �cie�ce tak daleko, jak ja? Ty, Z�baty Szkielecie? Porost Dla Mchu? Noga Z
W��czni?
Nikt si� nie odezwa�.
Wreszcie z ust Martwego Jesiona wydoby� si� d�wi�k, kt�ry mo�na by�o uzna� za
�miech.
� Jeste�my cisi jak Czerwony Mech. Droga przed nami si� otworzy. Tak obieca� nasz
nowy pan. Jego moc powraca. Wybrany przez Uruala wojownik ju� w tej chwili prowadzi w
swym �a�cuchu zab�jcy dwadzie�cia dusz. I to teblorskich. Pami�tajcie te�, �e Pahlk wyruszy�
w drog� sam, a Karsa b�dzie mia� za towarzyszy dw�ch straszliwych wojownik�w. Gdyby
zgin��, zostanie jeszcze Bairoth albo Delum.
� Bairoth jest stanowczo za sprytny � warkn�a Emroth. � Przypomina syna Pahlka,
swego wuja. Co gorsza, jego ambicje dotycz� tylko w�asnej osoby. Udaje, �e pod��a za
Kars�, ale w rzeczywisto�ci trzyma r�k� na jego plecach.
� A ja z kolei na jego � wyszepta� Urual. � Zapada ju� noc. Musimy wr�ci� do grobowca.
� Pradawny wojownik odwr�ci� si�. � Z�baty Szkielecie, trzymaj si� blisko dziecka w macicy 27
Dayliss.
� W�a�nie w tej chwili karmi� j� piersi� � oznajmi�a Emroth.
� To dziewczynka?
� Tylko w ciele. To, co ukszta�tuj� w jej wn�trzu, nie b�dzie dziewczynk� ani dzieckiem.
� Znakomicie.
Siedem postaci wr�ci�o do ziemi, gdy tylko na niebie rozb�ys�y pierwsze gwiazdy.
Rozb�ys�y i spojrza�y na polan�, na kt�rej nie by�o bog�w. Na kt�rej nigdy nie by�o �adnych
bog�w.
Wioska le�a�a na kamienistym brzegu rzeki nosz�cej nazw� Laderii. Jej rw�cy, lodowaty
nurt sp�ywa� z g�r, rze�bi�c g��bok� dolin�, kt�ra przecina�a iglasty b�r, a potem kierowa� si�
ku jakiemu� odleg�emu morzu. Budynki mia�y podwaliny z g�az�w, a �ciany z grubo
ciosanych cedr�w. Ich zaokr�glone, kryte grub� strzech� dachy porasta� mech. Wzd�u�
brzeg�w ustawiono stojaki, na kt�rych pe�no by�o susz�cych si�, pokrajanych w paski ryb. Za
w�sk� zas�on� lasu kry�y si� polany, kt�re wyr�bano, by stworzy� pastwiska dla koni.
Przez podnosz�c� si� mi�dzy drzewami mg�� mo�na ju� by�o wypatrzy� migotliwy blask
ognisk. Karsa dotar� do domu ojca, mijaj�c oko�o tuzina koni, kt�re sta�y na polanie,
spokojnie i bezg�o�nie. Jedyne zagro�enie dla nich stanowili rabusie, gdy� te olbrzymie
zwierz�ta hodowano na zab�jc�w i g�rskie wilki dawno ju� nauczy�y si� ich unika�. Od czasu
do czasu z g�r schodzi� nied�wied� o rdzawej kryzie, ale dzia�o si� to na og� w okresie tar�a
�ososi i bestie nie by�y wtedy zainteresowane rzucaniem wyzwania koniom, psom z wioski
ani jej nieustraszonym wojownikom.
Synyg przebywa� w korralu s�u��cym do tresury. Czesa� Havoka, swojego najlepszego
rumaka. Zbli�aj�c si�, Karsa wyczuwa� ciep�o cia�a zwierz�cia, cho� by�o ono jedynie czarn�
plam� w ciemno�ci.
� Czerwonooki nadal pozostaje na swobodzie � warkn�� Karsa. � Czy nie chcesz nic
zrobi� dla syna?
Jego ojciec nie przestawa� czesa� Havoka.
� Czerwonooki jest za m�ody na tak d�ug� podr�. Jak ju� m�wi�em...
� Ale to m�j ko� i pojad� na nim.
� Nie. Brak mu niezale�no�ci i nie towarzyszy� jeszcze wierzchowcom Bairotha i
Deluma. B�dziesz jak cier� dla jego nerw�w.
� Mam wi�c i�� na piechot�?
� Dam ci Havoka, synu. Noc� troch� go rozrusza�em i nie zdj��em mu uzdy. Id� po
ekwipunek, nim ko� zanadto ostygnie.
Karsa milcza�. Prawd� m�wi�c, by� zdumiony. Odwr�ci� si� i ruszy� w stron� domu.
Ojciec zawiesi� jego sakw� na belce kalenicy obok drzwi, �eby nie przemok�a. Obok niej
wisia� na szelkach miecz z krwawego drewna. Naoliwiono go, a na szerokiej klindze 28
namalowano �wie�� farb� god�o wojenne Uryd�w. Karsa wzi�� or� i za�o�y� szelki, tak by
opleciona sk�r� r�koje�� obur�cznego miecza stercza�a mu nad lewym barkiem. Sakwa
pojedzie na k��bie Havoka, przytroczona do pasa strzemion, cho� wi�ksz� cz�� ci�aru b�d�
d�wiga�y kolana Karsy.
W sk�ad teblorskiego rz�du dla konia nie wchodzi�o siod�o. Wojownik jecha� na oklep, z
nogami w wysokich strzemionach, tak �e wi�ksza cz�� jego ci�aru spoczywa�a tu� za
k��bem wierzchowca. W�r�d pochodz�cych z nizin �up�w by�y siod�a, lecz gdy za�o�ono je
mniejszym nizinnym koniom, okaza�o si�, �e przenosz� ci�ar je�d�ca znacznie do ty�u.
Prawdziwy rumak powinien mie� zad swobodny, by m�c wykonywa� szybkie kopni�cia. Co
wi�cej, wojownik musia� os�ania� szyj� i g�ow� wierzchowca mieczem, a je�li zasz�a taka
potrzeba, r�wnie� chronionymi przez naramienniki przedramionami.
Karsa wr�ci� do oczekuj�cego przy Havoku ojca.
� Bairoth i Delum czekaj� na ciebie u brodu � oznajmi� Synyg.
� A Dayliss?
� Dayliss pob�ogos�awi�a Bairotha, gdy tylko poszed�e� do Twarzy w Skale �
odpowiedzia� Synyg pozbawionym wyrazu g�osem. Karsa nie widzia� jego ukrytej w mroku
twarzy.
� Bairotha?
� Tak.
� Chyba �le j� oceni�em � przyzna� Karsa, walcz�c z nieznanym mu dot�d uciskiem w
gardle.
� Nic w tym dziwnego. Przecie� jest kobiet�.
� A ty, ojcze? Czy udzielisz mi swego b�ogos�awie�stwa?
Synyg wr�czy� Karsie pojedyncz� wodze i odwr�ci� wzrok.
� Pahlk ju� to uczyni�. Niech to ci� zadowoli.
� Pahlk nie jest moim ojcem!
Synyg znieruchomia� w ciemno�ci. Wydawa�o si�, �e zastanawia si� przez chwil�.
� To prawda, nie jest � przyzna�.
� Czyli, �e mnie pob�ogos�awisz?
� A co w�a�ciwie mia�bym pob�ogos�awi�, synu? Siedmiu Bog�w, kt�rzy s� fa�szem?
Chwa��, kt�ra jest pusta? Czy uciesz� si�, gdy b�dziesz zabija� dzieci? Czy uraduj� mnie
trofea, kt�re przytroczysz sobie do pasa? M�j ojciec, Pahlk, chcia�by od�wie�y� blask swej
m�odo�ci. Osi�gn�� ju� ten wiek. Jak brzmia�y s�owa jego b�ogos�awie�stwa, Karso? Czy
�yczy� ci, by� za�mi� jego czyny? Nie s�dz�. Rozwa� starannie jego s�owa. Podejrzewam, �e
przekonasz si�, i� s�u�y�y raczej jemu ni� tobie.
� �Pahlk, odkrywca �cie�ki, kt�r� pod��ysz, b�ogos�awi tw� podr�. Tak brzmia�y jego
s�owa.
Synyg milcza� przez moment, a gdy si� odezwa�, syn wyczu� w tonie jego g�osu cie� 29
smutnego u�miechu, kt�rego nie m�g� zobaczy�.
� A nie m�wi�em?
� Matka by mnie pob�ogos�awi�a � warkn�� Karsa.
� Taka ju� dola matki. Ale uczyni�aby to z ci�kim sercem. Id� ju�, synu. Czekaj� na
ciebie towarzysze.
Karsa warkn�� ze z�o�ci� i wskoczy� na szeroki grzbiet rumaka. Havok odwr�ci� g�ow�,
czuj�c ci�ar nieznanego je�d�ca, po czym prychn�� dono�nie.
� On nie lubi nosi� gniewu � dobieg� z mroku g�os Synyga. � Uspok�j si�, synu.
� Co za po�ytek z bojowego rumaka, kt�ry boi si� gniewu? Havok b�dzie si� musia�
przyzwyczai� do nowego pana.
Karsa prze�o�y� nog� przez ko�ski grzbiet i szarpni�ciem za wodz� zawr�ci� zgrabnie
wierzchowca. Skin�� d�oni�, w kt�rej trzyma� wodz�, i ko� ruszy� prowadz�c� do wioski
�cie�k�.
Sta�y przy niej cztery krwawe s�upy, upami�tniaj�ce z�o�one w ofierze rodze�stwo Karsy.
W przeciwie�stwie do innych Synyg niczym nie ozdobi� rze�bionych pali. Wyry� na nich
tylko znaki sk�adaj�ce si� na imiona trzech syn�w i jednej c�rki, kt�rych oddano Twarzom w
Skale, i rozla� odrobin� krewniaczej krwi, kt�ra nie przetrwa�a pierwszego deszczu. Nie by�o
tu warkoczy owini�tych wok� wysokich jak m�czyzna s�up�w zwie�czonych zszytymi
sznurem z jelit pi�ropuszami. Zwietrza�e drewno pokrywa�y jedynie pn�cza, a t�pe szczyty
by�y usmarowane ptasimi odchodami.
Karsa uwa�a�, �e jego rodze�stwo zas�uguje na lepsze upami�tnienie. Gdy nadejdzie pora
ataku, b�dzie pami�ta� imiona wszystkich czworga, by wykrzykiwa� je w chwili zab�jstwa.
Kiedy nadejdzie �w czas, jego g�os stanie si� ich g�osem. Zbyt d�ugo ju� cierpieli z powodu
ojcowskiego zaniedbania.
�cie�ka sta�a si� szersza. Z obu stron ogranicza�y j� stare pniaki oraz niski ja�owiec.
Przed sob� widzia� czerwony blask ogni wioski oraz mroczne, przysadziste, sto�kowate
domostwa spowite k��bami dymu. Obok jednego z do��w na ogie� czeka�y dwie dosiadaj�ce
koni postacie. Trzecia, piesza, sta�a nieco z boku, owini�ta w futra.
Dayliss. Pob�ogos�awi�a Bairotha Gilda, a teraz przysz�a si� z nim po�egna�.
Karsa podjecha� do nich, zmuszaj�c Havoka do zwolnienia kroku. By� wodzem i
zamierza� da� wyraz tej prawdzie. W ko�cu Bairoth i Delum czekali na niego. I kt�ry z nich
trzech poszed� do Twarzy w Skale? Dayliss pob�ogos�awi�a podw�adnego. Czy�by Karsa
otoczy� si� zbyt wysok� barier�? Taka jednak by�a dola tych, kt�rzy dowodzili. Z pewno�ci�
to rozumia�a. Jej zachowanie nie mia�o sensu.
Bez s�owa zatrzyma� rumaka przed nimi.
Bairoth by� masywniej zbudowany od Karsy, cho� nie tak wysoki jak on, czy nawet jak
Delum. Dawno ju� zda� sobie spraw�, �e przypomina nied�wiedzia, i zacz�� �wiadomie
na�ladowa� to zwierz�. Zako�ysa� ramionami, jakby chcia� je rozlu�ni� przed podr�, i 30
u�miechn�� si� szeroko.
� Zaczynasz od �mia�ego czynu, bracie � zagrzmia� basem. � Ukrad�e� konia w�asnemu
ojcu.
� Nie ukrad�em go, Bairoth. Synyg da� mi Havoka wraz ze swym b�ogos�awie�stwem.
� Chyba mamy noc cud�w. A czy Urugal wyszed� ze ska�y, by poca�owa� ci� w czo�o,
Karso Orlong?
Dayliss �achn�a si� na te s�owa.
Gdyby rzeczywi�cie zst�pi� na ziemi� �miertelnik�w, zasta�by u swych st�p tylko jednego
z naszej tr�jki.
Karsa nie odpowiedzia� ani s�owem na sarkazm towarzysza. Skierowa� powoli spojrzenie
na Dayliss.
� Pob�ogos�awi�a� Bairotha?
Wzruszy�a lekcewa��co ramionami.
� �al mi, �e straci�a� odwag� � oznajmi� Karsa.
Spojrza�a na� z nag�� furi�.
Wojownik u�miechn�� si� i spojrza� na Bairotha i Deluma.
� �Gwiazdy zataczaj� kr�g. Ruszajmy�.
Bairoth zignorowa� te s�owa. Zamiast udzieli� rytualnej odpowiedzi, warkn��:
� Nierozs�dnie post�pi�e�, mszcz�c si� na niej za sw� zranion� dum�. Gdy wr�cimy,
Dayliss zostanie moj� �on�. Uderzaj�c j�, uderzasz mnie.
Karsa znieruchomia�.
� Ale�, Bairoth � zacz�� cichym, g�adkim g�osem � uderzam, kogo zechc�. Brak odwagi
mo�e si� szerzy� jak zaraza. Czy jej b�ogos�awie�stwo okaza�o si� dla ciebie kl�tw�? Jestem
wodzem wojennym. Zach�cam ci�, by� rzuci� mi wyzwanie teraz, nim jeszcze opu�cimy dom.
Bairoth zgarbi� si� i pochyli� do przodu.
� To nie brak odwagi � wychrypia� � powstrzymuje moj� r�k�, Karso Orlong...
� S�ysz� to z rado�ci�. �Gwiazdy zataczaj� kr�g. Ruszajmy�.
Bairoth skrzywi� si�, z�y, �e mu przerwano. Chcia� doda� co� jeszcze, ale si�
powstrzyma�. U�miechn�� si� uspokojony, zerkn�� na Dayliss i skin�� g�ow�, jakby ��czy�a ich
jaka� tajemnica.
� �Gwiazdy zataczaj� kr�g. Prowad� nas, wodzu wojenny, ku chwale�. � zaintonowa�.
� �Gwiazdy zataczaj� kr�g. Prowad� nas, wodzu wojenny, ku chwale� � powt�rzy� po
nim Delum, kt�ry dot�d przygl�da� si� temu wszystkiemu bez s�owa, z pozbawion� wyrazu
twarz�.
Trzej wojownicy przejechali przez wiosk�. Karsa prowadzi�, a dwaj pozostali pod��ali za
nim. Starsi plemienia byli przeciwni tej wyprawie, nikt wi�c nie przyszed� ich po�egna�.
Karsa wiedzia� jednak, �e wszyscy s�ysz� ci�ki, g�uchy t�tent kopyt ich rumak�w i �e
pewnego dnia b�d� sobie czynili wyrzuty, i� nie widzieli ich odjazdu. Bez wzgl�du na 31
wszystko, �a�owa�, �e nie by�o �adnego �wiadka opr�cz Dayliss. Nawet Pahlk si� nie pojawi�.
Mimo to mam wra�enie, �e kto� nas obserwuje. By� mo�e Siedmiu. Urugal wzni�s� si�
ku gwiazdom i mknie z pr�dem ich kr�gu, spogl�daj�c na nas z g�ry. Wys�uchaj mnie,
Urugalu! Karsa Orlong zabije dla ciebie tysi�c dzieci! Z�o�y u twych st�p tysi�c dusz!
Nieopodal jaki� pies j�kn�� przez sen, ale si� nie obudzi�.
Po p�nocnej stronie doliny, nad wiosk�, na samym skraju lasu, sta�o dwudziestu trzech
milcz�cych �wiadk�w odjazdu Karsy Orlonga, Bairotha Gilda i Deluma Thorda. Widmowe
postacie rysowa�y si� niewyra�nie w mroku pod szerokolistnymi drzewami. Czeka�y bez
ruchu jeszcze przez d�ugi czas po tym, jak trzej wojownicy znikn�li im z oczu na wschodnim
trakcie.
W ich �y�ach p�yn�a krew Uryd�w, lecz zostali z�o�eni przez plemi� w ofierze. Wszyscy
byli spokrewnieni z Kars�, Bairothem albo Delumem. Ka�dego z nich w czwartym miesi�cu
�ycia oddano Twarzom w Skale. Matki po�o�y�y ich na polanie o zachodzie s�o�ca,
ofiarowa�y Siedmiu. Dzieci znika�y przed �witem. Wszystkie trafia�y w obj�cia nowej matki.
Stawa�y si� dzie�mi �Siballe, �Siballe Nieznalezionej, jedynej spo�r�d Siedmiu, kt�ra nie
mia�a w�asnego plemienia. Dlatego stworzy�a je dla siebie, tajemne plemi� powsta�e z sze�ciu
pozosta�ych. Ka�dego informowa�a o jego pochodzeniu, by zachowali wi� ��cz�c� ich z
niez�o�onymi w ofierze krewniakami. M�wi�a im r�wnie� o ich szczeg�lnym celu,
przeznaczeniu, kt�re nale�a�o wy��cznie do nich.
Zwa�a ich Znalezionymi i sami siebie r�wnie� znali pod tym mianem, kt�re by�o nazw�
ich ukrytego plemienia. Mieszkali w ukryciu po�r�d kuzyn�w. Nikt w sze�ciu plemionach
nawet sobie nie wyobra�a�, �e mog� istnie�. Wiedzieli, �e niekt�rzy mog� co� podejrzewa�,
ale na podejrzeniach si� ko�czy�o. M�czy�ni tacy, jak Synyg, ojciec Karsy, kt�ry traktowa�
�a�obne krwawe s�upy z oboj�tno�ci� albo wr�cz wzgard�, z regu�y nie stanowili powa�nego
zagro�enia, niekiedy jednak ryzyko by�o realne i konieczne stawa�y si� drastyczne kroki. Tak
by�o w przypadku matki Karsy.
Dwudziestu trzech Znalezionych, kt�rzy obserwowali pocz�tek podr�y wojownik�w
ukryci mi�dzy drzewami, by�o bra�mi i siostrami Karsy, Bairotha albo Deluma, lecz
jednocze�nie byli dla nich obcy, cho� w tej chwili �w szczeg� wydawa� si� ma�o istotny.
� Jeden powr�ci � zapowiedzia� najstarszy brat Bairotha.
Bli�niacza siostra Deluma w odpowiedzi wzruszy�a ramionami.
� B�dziemy wi�c czekali na jego powr�t � stwierdzi�a.
� Zaiste, b�dziemy.
Wszyscy Znalezieni mieli jeszcze jedn� wsp�ln� cech�. �Siballe naznacza�a swe dzieci
straszliw� blizn�, zrywaj�c cia�o i mi�nie po lewej stronie od skroni a� po �uchw�.
Uszkodzone w ten spos�b twarze mia�y znacznie zmniejszon� zdolno�� wyra�ania uczu�; ich
lewe po�owy na zawsze zamar�y w grymasie przypominaj�cym wyraz permanentnej trwogi. Z 32
jakiego� dziwnego powodu owo fizyczne uszkodzenie pozbawia�o r�wnie� intonacji ich g�osy
� albo mo�e to bezbarwny g�os �Siballe odciska� na nich sw�j wp�yw.
Pozbawione intonacji s�owa nadziei nawet dla ich uszu brzmia�y fa�szywie. Wystarczy�o
to, by uciszy� tego, kt�ry przem�wi�.
Jeden powr�ci.
By� mo�e.
*
Drzwi otworzy�y si� nagle za plecami Synyga, kt�ry nie przesta� miesza� gotuj�cego si�
nad ogniem gulaszu. Us�ysza� cichy charkot, pow��czenie nog�, stukot laski uderzaj�cej o
framug�. Potem pad�o ochryp�e, pe�ne wyrzutu pytanie:
� Czy pob�ogos�awi�e� syna?
� Da�em mu Havoka, ojcze.
� Dlaczego?
Pahlk zdo�a� w jaki� spos�b nasyci� to jedno s�owo wzgard�, niesmakiem i
podejrzliwo�ci� jednocze�nie.
Synyg nadal si� nie odwraca�. S�ucha�, jak jego ojciec wlecze si� ze straszliwym
wysi�kiem ku krzes�u stoj�cemu najbli�ej paleniska.
� Havok zas�ugiwa� na ostatni� walk�, a wiedzia�em, �e ja mu jej nie dam.
� Tak jak my�la�em. � Pahlk usiad� ze st�kni�ciem na krze�le. � Zrobi�e� to dla konia, nie
dla syna.
� Mo�e co� zjesz? � zapyta� Synyg.
� Nie odm�wi� ci tego gestu.
Synyg pozwoli� sobie na gorzki u�mieszek. Wyj�� drug� misk� i postawi� j� obok swojej.
� On zr�wna�by z ziemi� g�r�, �eby� tylko ruszy� si� ze swego siennika � warkn�� Pahlk.
� Tego, co robi, nie robi dla mnie, ojcze, tylko dla ciebie.
� Uwa�a, �e wy��cznie najwi�ksza mo�liwa chwa�a pozwoli mu osi�gn�� to, co
konieczne. Zmaza� ha�b�, kt�r� jeste� ty, Synygu. Jeste� kar�owatym krzewem, kt�ry wyr�s�
mi�dzy dwoma pot�nymi drzewami, dzieckiem jednego, a ojcem drugiego z nich. Dlatego
w�a�nie wyci�ga� r�k� do mnie. Czy gryziesz si� i zamartwiasz w cieniu mi�dzy Kars� a mn�?
No c�, wyb�r zawsze nale�a� do ciebie.
Synyg nape�ni� obie miski i wyprostowa� si�, by jedn� wr�czy� ojcu.
� Blizna, kt�r� zaros�a stara rana, nic nie czuje � stwierdzi�.
� Nieczu�o�� nie jest cnot�.
Synyg usiad� z u�miechem na drugim krze�le.
� Opowiedz mi jak�� histori�, ojcze, tak jak robi�e� to kiedy�. W dniach po twoim
triumfie. Raz jeszcze opowiedz mi o dzieciach, kt�re zabi�e�. O kobietach, kt�re powali�e�. O
p�on�cych domostwach, ryku byd�a i beczeniu owiec gin�cych w p�omieniach. Chc� znowu 33
ujrze� w twych oczach odbicie tego ognia. Rozpal go na nowo, ojcze.
� Synu, gdy wspominasz tamte dni, s�ysz� tylko t� cholern� bab�.
� Jedz, ojcze, bo inaczej obrazisz mnie i m�j dom.
� Zjem.
� Zawsze by�e� sumiennym go�ciem.
� Nie inaczej.
Obaj m�czy�ni nie powiedzieli ju� ani s�owa, dop�ki nie sko�czyli posi�ku. Potem
Synyg odstawi� misk�. Wsta�, uni�s� naczynie, z kt�rego jad� Pahlk, odwr�ci� si� i cisn�� je w
ogie�.
Jego ojciec wyba�uszy� oczy.
Synyg przeszy� go gro�nym spojrzeniem.
� �aden z nas nie do�yje chwili powrotu Karsy. ��cz�cy nas most zosta� zerwany. Je�li
jeszcze kiedy� przyjdziesz do mych drzwi, zabij� ci�, ojcze.
Wyci�gn�� r�ce, podni�s� Pahlka na nogi, pchn�� prychaj�cego ze z�o�ci� starca ku
drzwiom i bezceremonialnie wyrzuci� go na dw�r. Laska pofrun�a w �lad za nim.
W�drowali starym szlakiem, kt�ry bieg� r�wnolegle do grzbietu g�r. Tu i �wdzie
blokowa�y go osypiska pozosta�e po dawnych skalnych lawinach, kt�re unios�y ze sob� jod�y
i cedry ku le��cym ni�ej dolinom. Na g�azach wyros�y krzewy i szerokolistne drzewa,
utrudniaj�ce przej�cie. Dwa dni i trzy noce drogi przed nimi le�a�y ziemie Rathyd�w, a ze
wszystkich teblorskich plemion to z Rathydami Urydowie wojowali najcz�ciej. Napady i
okrutne morderstwa po��czy�y oba plemiona motkiem nienawi�ci, kt�ry ci�gn�� si� ca�e
stulecia w przesz�o��.
Karsa bynajmniej nie zamierza� przemkn�� si� niepostrze�enie przez tereny nale��ce do
Rathyd�w. Planowa� utorowa� sobie krwaw� �cie�k�, pom�ci� prawdziwe i urojone zniewagi,
a tak�e doda� do swej kolekcji dwadzie�cia lub wi�cej teblorskich dusz. �wietnie wiedzia�, �e
dwaj pod��aj�cy za nim wojownicy s�dz�, i� ich podr� b�dzie pe�na ukrywania si� i forteli.
W ko�cu by�o ich tylko trzech.
Ale jest z nami Urugal. Nasta�a jego pora. I w jego imi� oznajmimy sw� obecno��,
znacz�c j� krwi�. Brutalnie obudzimy szerszenie w ich gnie�dzie. Rathydowie poznaj� imi�
Karsy Orlonga i naucz� si� go ba�. A po nich r�wnie� Sunydowie.
Rumaki st�pa�y ostro�nie po lu�nym osypisku pozosta�ym po niedawnej skalnej lawinie.
Ostatnia zima by�a bardzo �nie�na. Karsa w ca�ym swym �yciu nie widzia� takich ilo�ci
�niegu. Na d�ugo przed tym, nim Twarze w Skale przebudzi�y si�, by objawi� starszym w
snach i podczas trans�w, �e pokona�y dawne duchy Teblor�w i ��daj� teraz ho�d�w, na d�ugo
przed tym, nim zdobywanie nieprzyjacielskich dusz zaj�o pierwsze miejsce w�r�d aspiracji
ich ludu, duchami, kt�re w�ada�y krain� i jej mieszka�cami, by�y ko�ci ze ska�y, cia�o z gleby,
w�osy i futro z las�w i ��k, a ich oddech by� zmieniaj�cym si� z ka�d� por� roku wiatrem. 34
Zima przychodzi�a i odchodzi�a, wywo�uj�c wysoko w g�rach gwa�towne burze � odbicie
wysi�k�w tocz�cych ze sob� wieczn� wojn� duch�w. Lato i zima by�y jak jedno: nieruchome i
suche, ale to pierwsze zdradza�o oznaki wyczerpania, natomiast zima przynosi�a ze sob�
niepewny, lodowaty pok�j. Dlatego Teblorzy traktowali lato z sympati� nale�n� zm�czonym
walk� duchom, natomiast zim� gardzili za s�abo�� jej ascendentnych wojownik�w, gdy�
iluzja pokoju nie ma �adnej warto�ci.
Zosta�o jeszcze niespe�na dwadzie�cia dni wiosny. Cz�stotliwo�� i furia nawa�nic s�ab�y.
Cho� Twarze w Skale ju� przed wiekami unicestwi�y dawne duchy, a im samym up�yw p�r
roku wydawa� si� oboj�tny, Karsa wyobra�a� sobie po cichu, �e on i jego dwaj towarzysze s�
zwiastunami ostatniej burzy. Ich miecze z krwawego drewna stan� si� dla
niespodziewaj�cych si� ataku Rathyd�w i Sunyd�w echem starodawnego gniewu.
Zostawili za sob� osypisko. �cie�ka schodzi�a zakolami do p�ytkiej doliny. Rozci�gaj�ca
si� w niej g�rska ��ka l�ni�a jasno w blasku popo�udniowego s�o�ca.
� Powinni�my rozbi� ob�z na drugim ko�cu tej doliny, wodzu wojenny � odezwa� si�
jad�cy za plecami Karsy Bairoth. � Konie potrzebuj� odpoczynku.
� By� mo�e tw�j ko� go potrzebuje, Bairoth � warkn�� Karsa. � D�wigasz na swych
ko�ciach zbyt wiele nocy sp�dzonych na ucztowaniu. Mam nadziej�, �e ta wyprawa znowu
zrobi z ciebie wojownika. Twoje plecy za cz�sto ostatnio spoczywa�y na s�omie.
Kiedy Dayliss ci� dosiada�a.
Bairoth roze�mia� si�, lecz nie odpowiedzia� ani s�owem.
� M�j ko� r�wnie� potrzebuje odpoczynku, wodzu wojenny � zawo�a� Delum. � Ta ��ka
�wietnie si� nadaje na obozowisko. S� tu kr�licze nory. Zastawi� sid�a.
Karsa wzruszy� ramionami.
� Widz�, �e musz� taszczy� za sob� dwa ci�kie �a�cuchy. Og�uszy�y mnie bojowe
okrzyki waszych �o��dk�w. Niech i tak b�dzie. Rozbijmy ob�z.
Nie mogli pali� ognisk, zjedli wi�c na surowo z�apane przez Deluma kr�liki. W dawnych
czasach taka uczta by�aby ryzykowna, gdy� kr�liki cz�sto przenosi�y choroby � na og�
�miertelne dla Teblor�w � kt�re zabija�a tylko wysoka temperatura. Ale od czasu nadej�cia
Twarzy w Skale cz�onkowie plemion nie chorowali ju� na nic. Co prawda, nadal zdarza� si�
w�r�d nich ob��d, lecz takie przypadki nie mia�y nic wsp�lnego z tym, co jedli albo pili. Starsi
t�umaczyli, �e brzemiona nak�adane przez Siedmiu okazywa�y si� niekiedy zbyt ci�kie.
Umys� musi by� silny, a si�� znajdowa�o si� w wierze. Dla s�abego m�czyzny, kt�ry zna�
zw�tpienie, regu�y i rytua�y mog