Indriðason Arnaldur - Głos

Szczegóły
Tytuł Indriðason Arnaldur - Głos
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Indriðason Arnaldur - Głos PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Indriðason Arnaldur - Głos PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Indriðason Arnaldur - Głos - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 $51$/'85 ,1'5,s$621 JïRV Strona 2 Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Czytelnia Online. Strona 3 $UQDOGXU,QGULÑDVRQ XU Strona 4 ļSLVDU] LVODQG]NLDXWRUVFHQDULXV]\ =Z\NV]WDïFHQLDKLVWRU\NSUDFRZDïMDNR G]LHQQLNDU]LNU\W\NILOPRZ\0LHV]ND Z5H\NMDYLNX]ĝRQÈLWURMJLHPG]LHFL-HVW DXWRUHPNU\PLQDïöZ 6\QLUGXIWVLQV   Strona 5  'DXÑDUöVLU   Strona 6  :EDJQLH  :$%  Strona 7  *URERZDFLV]D :$% Strona 8  *ïRV   Strona 9  .OHLIDUYDWQ   Strona 10  9HWUDUERUJLQ   Strona 11  +DUÑVNDIL   Strona 12  L 6YùUWXORIW   Strona 13 DWDNĝH 1DSöOHRQVVNMùOLQ   Strona 14  %HWWĘ   Strona 15  L .RQXQJVEöN   Strona 16   ,QGULÑDVRQRWU]\PDïGZXNURWQLH QDJURGÚ6]NODQHJR.OXF]DDWDNĝH=ïRW\ 6]W\OHWSU]\]QDZDQ\SU]H]%U\W\MVNLH 6WRZDU]\V]HQLH7ZöUFöZ/LWHUDWXU\ .U\PLQDOQHM  Strona 17 E\ïWHĝQRPLQRZDQ\ GR%DUU\$ZDUG  Strona 18   .U\PLQDï\ķLVODQG]NLHJR+HQQLQJD 0DQNHOODĵ]RVWDï\]QDNRPLFLHSU]\MÚWH Z(XURSLHV]F]HJöOQLHZ6NDQG\QDZLL L:LHONLHM%U\WDQLLDWDNĝHZ$PHU\FH .VLÈĝNL,QGULÑDVRQDVÈWïXPDF]RQHPLQ QDDQJLHOVNLIUDQFXVNLQLHPLHFNL ZïRVNLF]HVNLGXñVNLV]ZHG]NL QRUZHVNLLILñVNL Strona 19 ARNALDUR ,1'5,s$621 JïRV SU]HïRĝ\ï-DFHN*RGHN Strona 20 Tytuö oryginaöu: Röddin Copyright © Arnaldur Indriðason, 2003 Published by agreement with Forlagið, www.forlagid.is Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2011 Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2011 Wydanie I Warszawa 2011 Strona 21 Lecz biada mi! Bo zimî Gdzie znajdò kwiaty I súoôce, I gdzie siò skryjò w cieniu? Mury stojî milczîce I lodowate na wietrze èopoczî gúucho chorîgwie. Fragment wiersza Poúowa íycia Friedricha Hölderlina (töum. Antoni Libera) Strona 22 Wreszcie nadszedö ten moment. Odsöoniëto kurtynë. Widownia staöa otworem, a on czuö sië cudownie, widzîc wszystkich tych ludzi patrzîcych na niego. Trema minëöa w mgnieniu oka. Widziaö niektórych spoðród kolegów szkolnych i nauczycieli, widziaö tak÷e dyrektora szkoöy. Zdaöo mu sië, ÷e z uznaniem skinîö göowî w jego stronë. Ale wiëkszoðci zebranych nie kojarzyö. Wszyscy ci ludzie przyszli tu posöuchaì, jak ðpiewa, posöuchaì jego piëkne- go göosu, który ju÷ wzbudziö zainteresowanie nawet poza granicami kraju. Powoli gwar ucichö i oczy zebranych w milczîcym oczekiwaniu skierowaöy sië na niego. Po- ðrodku pierwszego rzëdu siedziaö jego ojciec w grubych rogowych okularach, z kapeluszem na kolanach. Widziaö, jak patrzy przez lornetkë i uðmiecha sië, dodajîc mu otu- chy. To wielka chwila w ich ÷yciu. Od tej pory ju÷ nic nie bëdzie takie jak wczeðniej. Dyrygent uniósö rëce. Na sali zalegöa cisza. I zaczîö ðpiewaì swoim jasnym, piëknym göosem, o którym ojciec powiadaö, ÷e jest niebiaéski. Strona 23 Dzieé pierwszy 1 Elinborg czekaöa na nich w hotelu. W holu staöa ogromna choinka, wszëdzie a÷ mieniöo sië od ðwiîtecznych ozdób, gaöîzek ðwierkowych i lðniîcych bombek. Przed hotelem zatrzymywaöy sië ogromne auto- kary, a ich pasa÷erowie wchodzili do recepcji. To obco- krajowcy chcîcy spëdziì Bo÷e Narodzenie i sylwestra na Islandii, w kraju, który wydawaö im sië bajkowy i cieka- wy. Wprawdzie dopiero wylîdowali, ale niektórzy z nich ju÷ zdî÷yli kupiì swetry z owczej weöny i teraz ochoczo meldowali sië w tej dziwnej krainie zimy. Erlendur otrzîs- nîö wilgoì z pöaszcza. Sigurdur Oli zlustrowaö hol uwa÷- nym spojrzeniem i opodal wind dostrzegö Elinborg. Trîciö Erlendura i obaj podeszli do niej. Ona widziaöa miejsce zbrodni. Policjanci, którzy przybyli tam jako pierwsi, do- pilnowali, by niczego nie zadeptano. Dyrektor hotelu poprosiö ich o dyskrecjë. Takiego söowa u÷yö, gdy po nich zadzwoniö. To jest hotel, a hotele funkcjo- nujî dziëki opiniom ludzi, i stîd jego proðba. Dlatego na zewnîtrz nie byöo söychaì ÷adnych syren, a mundurowi nie krëcili sië po holu. Dyrektor uczuliö ich, by starali sië nie wzbudzaì ÷adnych podejrzeé wðród hotelowych goðci. Islandia nie mogöa przecie÷ okazaì sië zbyt ciekawa i bajkowa. 9 Strona 24 Teraz staö obok Elinborg i uðciskiem döoni przywitaö Erlendura i Sigurdura Olego. Byö tak gruby, ÷e garnitur ledwo go mieðciö. Marynarka zapiëta na jeden guzik na brzuchu wyglîdaöa tak, jakby zaraz miaöa pëknîì. Pasek zniknîö pod wylewajîcym sië spod niej bandziochem, a facet pociö sië tak obficie, ÷e nie mógö pozwoliì sobie na odöo÷enie choìby na chwilë wielkiej biaöej chustki, którî regularnie ocieraö czoöo i kark. Biaöy koönierzyk spöywaö potem. Erlendur chwyciö jego wilgotnî döoé. – Dziëkujë wam bardzo – powiedziaö dyrektor, dyszîc niczym wieloryb. Kierowaö tym hotelem od niemal dwu- dziestu lat i nigdy z czymð takim sië nie spotkaö. – I to w samym ðrodku ðwiîtecznego szczytu – westchnîö. – Nie rozumiem, jak coð takiego mogöo sië zdarzyì! Jak coð takiego mogöo sië zdarzyì? – powtórzyö. Widaì byöo, ÷e czuje sië zupeönie bezradny. – Na górë czy na dóö? – spytaö Erlendur. – Na górë czy na dóö? – dyszîc, spytaö dyrektor hotelu – Chodzi ci o to, czy trafiú do nieba? – Tak – odparö Erlendur. – Koniecznie musimy to wie- dzieì. – Wje÷d÷amy windî na górë? – spytaö Sigurdur Oli. – Nie – odparö dyrektor, patrzîc ze zdumieniem na Erlen- dura. – Jest tutaj, w piwnicy. Ma u nas malutki pokój. Nie chcieliðmy go stamtîd wyrzucaì. A tu coð takiego. – A dlaczego nie chcieliðcie go wyrzucaì? – zaintereso- waöa sië Elinborg. Dyrektor hotelu spojrzaö na niî, lecz nie odpowiedziaö. Wolno szli schodami przy windach. Dyrektor na czele. Schodzenie w dóö najwyraõniej stanowiöo dla niego du÷y wysiöek, tote÷ Erlendur zastanawiaö sië, jak on da radë wejðì z powrotem na górë. 10 Strona 25 Policjanci zgodzili sië zachowywaì dyskretnie. Ale Erlendur nie. Podjechali pod hotel, starajîc sië nie rzu- caì w oczy. Trzy radiowozy i karetkë zaparkowano na ty- öach budynku. Policjanci i zaöoga karetki weszli tylnymi drzwiami. Lekarz okrëgowy byö w drodze. Miaö potwier- dziì zgon i zadzwoniì po karawan. Szli döugim korytarzem. Tu czekali na nich umunduro- wani policjanci. Im dalej w göîb korytarza, tym robiöo sië ciemniej, poprzepalaöy sië ÷arówki i nikomu nie zale÷aöo na tym, by je wymieniì. W koécu stanëli w ciemnoðciach przed otwartymi drzwiami malutkiego pokoju. Bardziej przypominaö jakið schowek ni÷ pomieszczenie mieszkal- ne, znajdowaöo sië w nim wîskie öó÷ko i niedu÷e biurko, a na brudnych kaflach podöogowych le÷aö wyðwiechtany dywanik. Pod sufitem byöo niedu÷e okno. Më÷czyzna siedziaö na öó÷ku oparty o ðcianë. Miaö na sobie soczystoczerwony kostium ðwiëtego Mikoöaja, a göowë wciî÷ wieéczyöa czerwona czapka z pomponem, choì zdî÷yöa ju÷ osunîì sië na twarz. Biaöy, gësty zarost zakrywaö jego twarz. Rozpiëty pas i czerwony kubrak odsöaniaöy biaöî podkoszulkë na ramiîczkach. Na lewej piersi plama krwi. Wprawdzie ran köutych byöo wië- cej, ale to ten cios w serce okazaö sië ðmiertelny. Rëce miaö pociëte, jakby usiöowaö osöaniaì sië przed ciosami no÷em. Spodnie spuszczone. Na czöonku prezerwatywa. – ...dzyé, dzyé, dzyé – zanuciö Sigurdur Oli, spoglîda- jîc na ciaöo. Elinborg go uciszyöa. W pokoju staöa niedu÷a szafa na ubrania. Otwarta. Po- sköadane spodnie i swetry, wyprasowane koszule, bieli- zna, skarpetki. Na wieszaku wisiaö uniform, granatowy ze 11 Strona 26 zöotymi epoletami i böyszczîcymi guzikami. Wyglancowa- ne czarne buty ze skóry staöy obok szafy. Na podöodze walaöy sië gazety. Przy öó÷ku staö niedu÷y stolik nocny z lampkî. Na stoliku ksiî÷ka: A History of the Vienna Boys’ Choir. – On tutaj mieszkaö? – spytaö Erlendur, rozglîdajîc sië wkoöo. Oboje z Elinborg weszli do pokoju, Sigurdur Oli i dyrektor hotelu zostali na korytarzu. Dla nich w ðrodku zabraköo miejsca. – Pozwalaliðmy mu tu mieszkaì – odparö dyrektor, ðcie- rajîc pot z twarzy. – Döugo u nas pracowaö. Jako portier. – Czy kiedy go znaleziono, drzwi byöy otwarte? – spy- taö Sigurdur Oli. Staraö sië przybraì ton jak najbardziej formalny, jakby wstydzîc sië tego, ÷e przed chwilî nuciö jakîð melodië. – Poprosiöem jî, ÷eby na was poczekaöa – odrzekö dy- rektor. – Dziewczynë, która go znalazöa. Siedzi w pomiesz- czeniu socjalnym dla pracowników. Jak sië zapewne spo- dziewacie, jest w szoku, biedaczka. – Dyrektor hotelu nie zdecydowaö sië wejðì do pokoju. Wciî÷ staö w kory- tarzu. Erlendur zbli÷yö sië do zwöok i pochyliö nad ranî w ser- cu. Nie potrafiö wyobraziì sobie jakiego rodzaju no÷em zadano ðmiertelny cios më÷czyõnie. Podniósö wzrok. Nad öó÷kiem wisiaö stary, po÷óököy plakat filmowy z Shirley Temple, przylepiony taðmî klejîcî. Erlendur nie kojarzyö filmu. Nosiö tytuö The Little Princess. Maúa ksiòíniczka. Pla- kat byö jedynî ozdobî ðciennî w pokoju. – Kto to taki? – spytaö Sigurdur Oli z drzwi, wpatrujîc sië w plakat. – To akurat jest napisane – odparö Erlendur. – Shirley Temple. 12 Strona 27 – A kim ona byöa? Nie ÷yje ju÷? – Kim byöa Shirley Temple? – Elinborg sië zadumaöa nad ignorancjî Sigurdura Olego. – Nie wiesz, kim ona byöa? Przecie÷ chyba studiowaöeð w Ameryce? – To jakað hollywoodzka gwiazda? – pytaö Sigurdur Oli, wciî÷ wpatrujîc sië w afisz. – Dzieciëca gwiazda – odparö Erlendur z niechëciî. – I nie ma jej ju÷ od dawna, niezale÷nie od tego, czy ÷yje, czy nie. – Co? – Sigurdur Oli zupeönie nie zrozumiaö odpowie- dzi. – Dzieciëca gwiazda – rzeköa Elinborg. – Wydaje mi sië, ÷e jeszcze ÷yje. Ale nie pamiëtam. Zdaje sië, ÷e jest kimð przy ONZ-ecie. Erlendur zauwa÷yö, ÷e w pokoju nie ma ÷adnych innych osobistych rzeczy. Rozejrzaö sië dookoöa, ale nigdzie nie dostrzegö póöki z ksiî÷kami, pöyt c d czy komputera, radia ani telewizora. Jedynie biurko, przed nim krzesöo i öó÷ko z wygniecionî poduszkî i brudnî poðcielî. Pomieszcze- nie przypominaöo celë. Wyszedö na korytarz, wpatrzyö sië w mrok na jego koé- cu i poczuö coð w rodzaju söabego swîdu, zupeönie jak- by ktoð w ciemnoðci bawiö sië zapaökami. Albo oðwietlaö sobie nimi drogë. – Co jest tam dalej? – zapytaö dyrektora hotelu. – Nic – odparö tamten i spojrzaö w sufit. – Po prostu koniec korytarza. Brakuje kilku ÷arówek, ale zajmë sië tym. – Jak döugo ten czöowiek tu mieszkaö? – Erlendur wróciö do pokoju. – Nie mam pojëcia, chyba jeszcze zanim ja tu zaczîöem pracowaì. 13 Strona 28 – Mieszkaö tu, zanim zostaöeð dyrektorem hotelu? – Tak. – Chcesz powiedzieì, ÷e mieszkaö w tym sköadziku dwadzieðcia lat? – Tak. Elinborg przyglîdaöa sië prezerwatywie. – Ale przynajmniej uprawiaö bezpieczny seks – wtrîciöa. – Nie do koéca bezpieczny – odrzekö Sigurdur Oli. W tym momencie pojawiö sië lekarz okrëgowy w asy- ðcie hotelowego pracownika, który natychmiast zniknîö. Lekarz byö grubawy, choì nie dorównywaö jeszcze dyrek- torowi hotelu. Wcisnîö sië do pokoju, co spowodowaöo, ÷e niezadowolona Elinborg musiaöa wyjðì na korytarz. – Czeðì, Erlendur – przywitaö sië lekarz. – Jak to wyglîda? – spytaö policjant. – Zawaö, ale bëdë musiaö lepiej sië temu przyjrzeì – od- parö lekarz, znany z osobliwego poczucia humoru. Erlendur wyjrzaö na korytarz do uðmiechajîcych sië szeroko Sigurdura Olego i Elinborg. – Wiesz, kiedy to sië staöo? – zapytaö Erlendur. – Niezbyt dawno. Mniej wiëcej w ciîgu ostatnich dwóch godzin. On jeszcze wöaðciwie nie zaczîö stygnîì. Znaleõ- liðcie jego renifera? Erlendur westchnîö. Lekarz puðciö rëkë nieboszczyka. – Wystawië akt zgonu – powiedziaö. – Potem wyðlecie go na ulicë Baronsstigur i tam go otworzî. Mówi sië, ÷e orgazm jest swego rodzaju zgonem – dodaö, spoglîdajîc na zwöoki. – On miaö podwójny. – Podwójny? – Erlendur nie bardzo rozumiaö. – Orgazm – rzuciö lekarz. – Robicie zdjëcia, prawda? – Tak – odpowiedziaö Erlendur. 14 Strona 29 Spis rzeczy * 7 Dzieé pierwszy 9 Dzieé drugi 49 Dzieé trzeci 87 Dzieé czwarty 163 Dzieé piîty 217 Wigilia 293 Strona 30 Fragment wiersza Friedricha Hölderlina 3RúRZD í\FLD, j´cemX^öTWm\X´9agba\XZb´D\UXel€´fgTabj\îVl´`bggb´cbj\XðV\´ 9eaT_WheT´AaWe\ðTfbaT€´Vlgh]X`l´mT}´>e\XWe\V[´@%_WXe_\a€´ Co VLò RVWDQLH, XVWDQDZLDMî SRHFL}´100 QDMVú\QQLHMV]\FK ZLHUV]\, cemXöb÷lö´9agba\´D\UXeT€´föbjbŒbUeTmŒgXelgbe\T€´?WTéf^´qyyx| HemX^öTW}´BTVX^´?bWX^ JXWT^gbe´fXe\\}´>\_\c´EbWemX]Xjf^\ JXWT^V]T}´=_÷U\XgT´HgTfmléf^TKTWbjf^T CbeX^gT}´Eba\^T´:TeTabjf^T€´RhmTaaT´CbjT_f^T JXWT^V]T´gXV[a\VmaT}´HTh_\aT´Hbgel^hfObõa\T^ Heb]X^g´b^öTW^\´\´fgeba´glghöbjlV[}´ETZWT_XaT´CeT]Xjf^T>XeXaV aT´cbWfgTj\X´^baVXcV]\´ETe^T´?bXU_T >bgbZeTY\T´jl^bemlfgTaT´aT´A´fgeba\X´b^öTW^\}´²´Eba\^T´ETV[_X]W >bgbZeTY\T´ThgbeT}´²´=\aTe´>T_he´AaZ&_Yffba K^öTW´\´öT`Ta\X}´LX^fg´´ETöZbemTgT´Cemlj\V^T H\TfXVmab€´ø&ö^\Xjf^\XZb´vT OlWTja\Vgjb´O|9|:| yqrwu´OTefmTjT€´h_|´Mflc\f^bjT´t gX_|ŒYTk´‘qq’´usu´yp´vs€´usu´yp´vt€´usu´yt´py€´usu´yt´pp jTUœjTU|Vb`|c_ jTU|Vb`|c_ AK:F´xvwwrvvsvryxq Strona 31 =UHFHQ]ML*URERZHMFLV]\ )DVF\QXMÈFHRNQRQDQLH]QDQ\ ĂZLDWDMHGQRF]HĂQLHRU\JLQDOQD L]DJDGNRZDKLVWRULD 9DO0F'HUPLG *URERZDFLV]DMHVWQDV]\P]GDQLHP MHV]F]HOHSV]DQLĝZF]HĂQLHMV]H :EDJQLH1LHSU]HV]NDG]D]XSHïQLH WRĝHPQLHMZLÚFHMZSRïRZLHNVLÈĝNL PRĝQDMXĝRGJDGQÈÊNWRLGODF]HJR ]DELï,QGULÑDVRQRZL]DOHĝ\EDUG]LHM QDSRND]DQLXVWUDV]OLZHJR RNUXFLHñVWZDZSU\ZDWQ\Pĝ\FLX *U]HJRU].R]HUD V D O R Q N X O W X U D O Q \ S O Strona 32 1DMOHSV]\F\NONU\PLQDOQ\MDNL F]\WDïHP>@$UQDOGXU,QGULÑDVRQ VWDïVLÚ]UHV]WÈPLÚG]\QDURGRZ\P IHQRPHQHPOLWHUDFNLP'ODF]HJR" 7RSURVWHMHJRSRZLHĂFLVÈLQWU\JXMÈFH DXWHQW\F]QHDSU]\W\POLU\F]QH 1LHPRJÚVLÚGRF]HNDÊNROHMQ\FK +DUODQ&REHQ 3V\FKRORJLF]QDJïÚELDVDPRWQHOXG]NLH FLHQLHLSU]HMPXMÈF\FKïöG*ïRVWR NROHMQDSRZLHĂÊ]NRPLVDU]HP(UOHQGXUHP DXWRUVWZDLVODQG]NLHJRJHQLXV]D NU\PLQDïöZ  5H\NMDYLN]LPRZDSRUDĂZLÚWD ]DSDVHP:GXĝ\PKRWHOXSHïQ\PJRĂFL ]RVWDMH]DPRUGRZDQ\SRUWLHU:ïDĂQLH MDNFRURNXPLDïVLÚXGDÊQD]DEDZÚ FKRLQNRZÈSU]HEUDQ\]D¥ZLÚWHJR 0LNRïDMDRGZLHOXODWSUDFRZDï LPLHV]NDïZKRWHOXZPDOHñNLPSRNRMX .WRPöJï]DELÊWHJRQLHPïRGHJRMXĝ VDPRWQHJRPÚĝF]\]QÚ"  .RPLVDU](UOHQGXUV]\ENRSU]HNRQXMH VLÚĝHZKRWHOXQLNWQLFQLHZLHRRILHU]H ]EURGQL¥OHG]WZRWRF]\VLÚEDUG]R SRZROL(UOHQGXUMHVWZSRGï\PQDVWURMX DGRGDWNRZ\FKWURVNSU]\VSDU]DPXFöUND QDUNRPDQND*G\NRPLVDU]GRZLHVLÚ ĝHSRUWLHUE\ïNLHG\ĂJZLD]GÈG]LHFLÚFÈ ĂSLHZDNLHPREGDU]RQ\PFXGRZQ\P JïRVHPVÈG]LĝHMHVWRNURNRGXMÚFLD ]DEöMF\ Strona 33 Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Czytelnia Online.