Indriðason Arnaldur - Głos
Szczegóły |
Tytuł |
Indriðason Arnaldur - Głos |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Indriðason Arnaldur - Głos PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Indriðason Arnaldur - Głos PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Indriðason Arnaldur - Głos - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
$51$/'85
,1'5,s$621
JïRV
Strona 2
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Czytelnia Online.
Strona 3
$UQDOGXU,QGULÑDVRQXU
Strona 4
ļSLVDU]
LVODQG]NLDXWRUVFHQDULXV]\
=Z\NV]WDïFHQLDKLVWRU\NSUDFRZDïMDNR
G]LHQQLNDU]LNU\W\NILOPRZ\0LHV]ND
Z5H\NMDYLNX]ĝRQÈLWURMJLHPG]LHFL-HVW
DXWRUHPNU\PLQDïöZ 6\QLUGXIWVLQV
Strona 5
'DXÑDUöVLU
Strona 6
:EDJQLH :$%
Strona 7
*URERZDFLV]D :$%
Strona 8
*ïRV
Strona 9
.OHLIDUYDWQ
Strona 10
9HWUDUERUJLQ
Strona 11
+DUÑVNDIL
Strona 12
L 6YùUWXORIW
Strona 13
DWDNĝH
1DSöOHRQVVNMùOLQ
Strona 14
%HWWĘ
Strona 15
L .RQXQJVEöN
Strona 16
,QGULÑDVRQRWU]\PDïGZXNURWQLH
QDJURGÚ6]NODQHJR.OXF]DDWDNĝH=ïRW\
6]W\OHWSU]\]QDZDQ\SU]H]%U\W\MVNLH
6WRZDU]\V]HQLH7ZöUFöZ/LWHUDWXU\
.U\PLQDOQHM
Strona 17
E\ïWHĝQRPLQRZDQ\
GR%DUU\$ZDUG
Strona 18
.U\PLQDï\ķLVODQG]NLHJR+HQQLQJD
0DQNHOODĵ]RVWDï\]QDNRPLFLHSU]\MÚWH
Z(XURSLHV]F]HJöOQLHZ6NDQG\QDZLL
L:LHONLHM%U\WDQLLDWDNĝHZ$PHU\FH
.VLÈĝNL,QGULÑDVRQDVÈWïXPDF]RQHPLQ
QDDQJLHOVNLIUDQFXVNLQLHPLHFNL
ZïRVNLF]HVNLGXñVNLV]ZHG]NL
QRUZHVNLLILñVNL
Strona 19
ARNALDUR
,1'5,s$621
JïRV
SU]HïRĝ\ï-DFHN*RGHN
Strona 20
Tytuö oryginaöu: Röddin
Copyright © Arnaldur Indriðason, 2003
Published by agreement with Forlagið, www.forlagid.is
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2011
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2011
Wydanie I
Warszawa 2011
Strona 21
Lecz biada mi! Bo zimî
Gdzie znajdò kwiaty
I súoôce,
I gdzie siò skryjò w cieniu?
Mury stojî milczîce
I lodowate na wietrze
èopoczî gúucho chorîgwie.
Fragment wiersza Poúowa íycia Friedricha Hölderlina
(töum. Antoni Libera)
Strona 22
Wreszcie nadszedö ten moment. Odsöoniëto kurtynë.
Widownia staöa otworem, a on czuö sië cudownie, widzîc
wszystkich tych ludzi patrzîcych na niego. Trema minëöa
w mgnieniu oka. Widziaö niektórych spoðród kolegów
szkolnych i nauczycieli, widziaö tak÷e dyrektora szkoöy.
Zdaöo mu sië, ÷e z uznaniem skinîö göowî w jego stronë.
Ale wiëkszoðci zebranych nie kojarzyö. Wszyscy ci ludzie
przyszli tu posöuchaì, jak ðpiewa, posöuchaì jego piëkne-
go göosu, który ju÷ wzbudziö zainteresowanie nawet poza
granicami kraju. Powoli gwar ucichö i oczy zebranych
w milczîcym oczekiwaniu skierowaöy sië na niego. Po-
ðrodku pierwszego rzëdu siedziaö jego ojciec w grubych
rogowych okularach, z kapeluszem na kolanach. Widziaö,
jak patrzy przez lornetkë i uðmiecha sië, dodajîc mu otu-
chy. To wielka chwila w ich ÷yciu. Od tej pory ju÷ nic nie
bëdzie takie jak wczeðniej. Dyrygent uniósö rëce. Na sali
zalegöa cisza. I zaczîö ðpiewaì swoim jasnym, piëknym
göosem, o którym ojciec powiadaö, ÷e jest niebiaéski.
Strona 23
Dzieé pierwszy
1
Elinborg czekaöa na nich w hotelu.
W holu staöa ogromna choinka, wszëdzie a÷ mieniöo sië
od ðwiîtecznych ozdób, gaöîzek ðwierkowych i lðniîcych
bombek. Przed hotelem zatrzymywaöy sië ogromne auto-
kary, a ich pasa÷erowie wchodzili do recepcji. To obco-
krajowcy chcîcy spëdziì Bo÷e Narodzenie i sylwestra na
Islandii, w kraju, który wydawaö im sië bajkowy i cieka-
wy. Wprawdzie dopiero wylîdowali, ale niektórzy z nich
ju÷ zdî÷yli kupiì swetry z owczej weöny i teraz ochoczo
meldowali sië w tej dziwnej krainie zimy. Erlendur otrzîs-
nîö wilgoì z pöaszcza. Sigurdur Oli zlustrowaö hol uwa÷-
nym spojrzeniem i opodal wind dostrzegö Elinborg. Trîciö
Erlendura i obaj podeszli do niej. Ona widziaöa miejsce
zbrodni. Policjanci, którzy przybyli tam jako pierwsi, do-
pilnowali, by niczego nie zadeptano.
Dyrektor hotelu poprosiö ich o dyskrecjë. Takiego söowa
u÷yö, gdy po nich zadzwoniö. To jest hotel, a hotele funkcjo-
nujî dziëki opiniom ludzi, i stîd jego proðba. Dlatego na
zewnîtrz nie byöo söychaì ÷adnych syren, a mundurowi nie
krëcili sië po holu. Dyrektor uczuliö ich, by starali sië
nie wzbudzaì ÷adnych podejrzeé wðród hotelowych goðci.
Islandia nie mogöa przecie÷ okazaì sië zbyt ciekawa
i bajkowa.
9
Strona 24
Teraz staö obok Elinborg i uðciskiem döoni przywitaö
Erlendura i Sigurdura Olego. Byö tak gruby, ÷e garnitur
ledwo go mieðciö. Marynarka zapiëta na jeden guzik na
brzuchu wyglîdaöa tak, jakby zaraz miaöa pëknîì. Pasek
zniknîö pod wylewajîcym sië spod niej bandziochem,
a facet pociö sië tak obficie, ÷e nie mógö pozwoliì sobie na
odöo÷enie choìby na chwilë wielkiej biaöej chustki, którî
regularnie ocieraö czoöo i kark. Biaöy koönierzyk spöywaö
potem. Erlendur chwyciö jego wilgotnî döoé.
– Dziëkujë wam bardzo – powiedziaö dyrektor, dyszîc
niczym wieloryb. Kierowaö tym hotelem od niemal dwu-
dziestu lat i nigdy z czymð takim sië nie spotkaö. – I to
w samym ðrodku ðwiîtecznego szczytu – westchnîö. –
Nie rozumiem, jak coð takiego mogöo sië zdarzyì! Jak coð
takiego mogöo sië zdarzyì? – powtórzyö. Widaì byöo, ÷e
czuje sië zupeönie bezradny.
– Na górë czy na dóö? – spytaö Erlendur.
– Na górë czy na dóö? – dyszîc, spytaö dyrektor hotelu –
Chodzi ci o to, czy trafiú do nieba?
– Tak – odparö Erlendur. – Koniecznie musimy to wie-
dzieì.
– Wje÷d÷amy windî na górë? – spytaö Sigurdur Oli.
– Nie – odparö dyrektor, patrzîc ze zdumieniem na Erlen-
dura. – Jest tutaj, w piwnicy. Ma u nas malutki pokój. Nie
chcieliðmy go stamtîd wyrzucaì. A tu coð takiego.
– A dlaczego nie chcieliðcie go wyrzucaì? – zaintereso-
waöa sië Elinborg.
Dyrektor hotelu spojrzaö na niî, lecz nie odpowiedziaö.
Wolno szli schodami przy windach. Dyrektor na czele.
Schodzenie w dóö najwyraõniej stanowiöo dla niego du÷y
wysiöek, tote÷ Erlendur zastanawiaö sië, jak on da radë
wejðì z powrotem na górë.
10
Strona 25
Policjanci zgodzili sië zachowywaì dyskretnie. Ale
Erlendur nie. Podjechali pod hotel, starajîc sië nie rzu-
caì w oczy. Trzy radiowozy i karetkë zaparkowano na ty-
öach budynku. Policjanci i zaöoga karetki weszli tylnymi
drzwiami. Lekarz okrëgowy byö w drodze. Miaö potwier-
dziì zgon i zadzwoniì po karawan.
Szli döugim korytarzem. Tu czekali na nich umunduro-
wani policjanci. Im dalej w göîb korytarza, tym robiöo sië
ciemniej, poprzepalaöy sië ÷arówki i nikomu nie zale÷aöo
na tym, by je wymieniì. W koécu stanëli w ciemnoðciach
przed otwartymi drzwiami malutkiego pokoju. Bardziej
przypominaö jakið schowek ni÷ pomieszczenie mieszkal-
ne, znajdowaöo sië w nim wîskie öó÷ko i niedu÷e biurko,
a na brudnych kaflach podöogowych le÷aö wyðwiechtany
dywanik. Pod sufitem byöo niedu÷e okno.
Më÷czyzna siedziaö na öó÷ku oparty o ðcianë. Miaö
na sobie soczystoczerwony kostium ðwiëtego Mikoöaja,
a göowë wciî÷ wieéczyöa czerwona czapka z pomponem,
choì zdî÷yöa ju÷ osunîì sië na twarz. Biaöy, gësty zarost
zakrywaö jego twarz. Rozpiëty pas i czerwony kubrak
odsöaniaöy biaöî podkoszulkë na ramiîczkach. Na lewej
piersi plama krwi. Wprawdzie ran köutych byöo wië-
cej, ale to ten cios w serce okazaö sië ðmiertelny. Rëce
miaö pociëte, jakby usiöowaö osöaniaì sië przed ciosami
no÷em.
Spodnie spuszczone. Na czöonku prezerwatywa.
– ...dzyé, dzyé, dzyé – zanuciö Sigurdur Oli, spoglîda-
jîc na ciaöo.
Elinborg go uciszyöa.
W pokoju staöa niedu÷a szafa na ubrania. Otwarta. Po-
sköadane spodnie i swetry, wyprasowane koszule, bieli-
zna, skarpetki. Na wieszaku wisiaö uniform, granatowy ze
11
Strona 26
zöotymi epoletami i böyszczîcymi guzikami. Wyglancowa-
ne czarne buty ze skóry staöy obok szafy.
Na podöodze walaöy sië gazety. Przy öó÷ku staö niedu÷y
stolik nocny z lampkî. Na stoliku ksiî÷ka: A History of the
Vienna Boys’ Choir.
– On tutaj mieszkaö? – spytaö Erlendur, rozglîdajîc sië
wkoöo. Oboje z Elinborg weszli do pokoju, Sigurdur Oli
i dyrektor hotelu zostali na korytarzu. Dla nich w ðrodku
zabraköo miejsca.
– Pozwalaliðmy mu tu mieszkaì – odparö dyrektor, ðcie-
rajîc pot z twarzy. – Döugo u nas pracowaö. Jako portier.
– Czy kiedy go znaleziono, drzwi byöy otwarte? – spy-
taö Sigurdur Oli. Staraö sië przybraì ton jak najbardziej
formalny, jakby wstydzîc sië tego, ÷e przed chwilî nuciö
jakîð melodië.
– Poprosiöem jî, ÷eby na was poczekaöa – odrzekö dy-
rektor. – Dziewczynë, która go znalazöa. Siedzi w pomiesz-
czeniu socjalnym dla pracowników. Jak sië zapewne spo-
dziewacie, jest w szoku, biedaczka. – Dyrektor hotelu
nie zdecydowaö sië wejðì do pokoju. Wciî÷ staö w kory-
tarzu.
Erlendur zbli÷yö sië do zwöok i pochyliö nad ranî w ser-
cu. Nie potrafiö wyobraziì sobie jakiego rodzaju no÷em
zadano ðmiertelny cios më÷czyõnie. Podniósö wzrok. Nad
öó÷kiem wisiaö stary, po÷óököy plakat filmowy z Shirley
Temple, przylepiony taðmî klejîcî. Erlendur nie kojarzyö
filmu. Nosiö tytuö The Little Princess. Maúa ksiòíniczka. Pla-
kat byö jedynî ozdobî ðciennî w pokoju.
– Kto to taki? – spytaö Sigurdur Oli z drzwi, wpatrujîc
sië w plakat.
– To akurat jest napisane – odparö Erlendur. – Shirley
Temple.
12
Strona 27
– A kim ona byöa? Nie ÷yje ju÷?
– Kim byöa Shirley Temple? – Elinborg sië zadumaöa
nad ignorancjî Sigurdura Olego. – Nie wiesz, kim ona
byöa? Przecie÷ chyba studiowaöeð w Ameryce?
– To jakað hollywoodzka gwiazda? – pytaö Sigurdur Oli,
wciî÷ wpatrujîc sië w afisz.
– Dzieciëca gwiazda – odparö Erlendur z niechëciî. –
I nie ma jej ju÷ od dawna, niezale÷nie od tego, czy ÷yje,
czy nie.
– Co? – Sigurdur Oli zupeönie nie zrozumiaö odpowie-
dzi.
– Dzieciëca gwiazda – rzeköa Elinborg. – Wydaje mi sië,
÷e jeszcze ÷yje. Ale nie pamiëtam. Zdaje sië, ÷e jest kimð
przy ONZ-ecie.
Erlendur zauwa÷yö, ÷e w pokoju nie ma ÷adnych innych
osobistych rzeczy. Rozejrzaö sië dookoöa, ale nigdzie nie
dostrzegö póöki z ksiî÷kami, pöyt c d czy komputera, radia
ani telewizora. Jedynie biurko, przed nim krzesöo i öó÷ko
z wygniecionî poduszkî i brudnî poðcielî. Pomieszcze-
nie przypominaöo celë.
Wyszedö na korytarz, wpatrzyö sië w mrok na jego koé-
cu i poczuö coð w rodzaju söabego swîdu, zupeönie jak-
by ktoð w ciemnoðci bawiö sië zapaökami. Albo oðwietlaö
sobie nimi drogë.
– Co jest tam dalej? – zapytaö dyrektora hotelu.
– Nic – odparö tamten i spojrzaö w sufit. – Po prostu
koniec korytarza. Brakuje kilku ÷arówek, ale zajmë sië
tym.
– Jak döugo ten czöowiek tu mieszkaö? – Erlendur wróciö
do pokoju.
– Nie mam pojëcia, chyba jeszcze zanim ja tu zaczîöem
pracowaì.
13
Strona 28
– Mieszkaö tu, zanim zostaöeð dyrektorem hotelu?
– Tak.
– Chcesz powiedzieì, ÷e mieszkaö w tym sköadziku
dwadzieðcia lat?
– Tak.
Elinborg przyglîdaöa sië prezerwatywie.
– Ale przynajmniej uprawiaö bezpieczny seks – wtrîciöa.
– Nie do koéca bezpieczny – odrzekö Sigurdur Oli.
W tym momencie pojawiö sië lekarz okrëgowy w asy-
ðcie hotelowego pracownika, który natychmiast zniknîö.
Lekarz byö grubawy, choì nie dorównywaö jeszcze dyrek-
torowi hotelu. Wcisnîö sië do pokoju, co spowodowaöo,
÷e niezadowolona Elinborg musiaöa wyjðì na korytarz.
– Czeðì, Erlendur – przywitaö sië lekarz.
– Jak to wyglîda? – spytaö policjant.
– Zawaö, ale bëdë musiaö lepiej sië temu przyjrzeì – od-
parö lekarz, znany z osobliwego poczucia humoru.
Erlendur wyjrzaö na korytarz do uðmiechajîcych sië
szeroko Sigurdura Olego i Elinborg.
– Wiesz, kiedy to sië staöo? – zapytaö Erlendur.
– Niezbyt dawno. Mniej wiëcej w ciîgu ostatnich dwóch
godzin. On jeszcze wöaðciwie nie zaczîö stygnîì. Znaleõ-
liðcie jego renifera?
Erlendur westchnîö.
Lekarz puðciö rëkë nieboszczyka.
– Wystawië akt zgonu – powiedziaö. – Potem wyðlecie go
na ulicë Baronsstigur i tam go otworzî. Mówi sië, ÷e
orgazm jest swego rodzaju zgonem – dodaö, spoglîdajîc
na zwöoki. – On miaö podwójny.
– Podwójny? – Erlendur nie bardzo rozumiaö.
– Orgazm – rzuciö lekarz. – Robicie zdjëcia, prawda?
– Tak – odpowiedziaö Erlendur.
14
Strona 29
Spis rzeczy
* 7
Dzieé pierwszy 9
Dzieé drugi 49
Dzieé trzeci 87
Dzieé czwarty 163
Dzieé piîty 217
Wigilia 293
Strona 30
Fragment wiersza Friedricha Hölderlina 3RúRZD í\FLD,
j´cemX^öTWm\X´9agba\XZb´D\UXel´fgTabj\îVl´`bggb´cbj\XðV\´
9eaT_WheT´AaWe\ðTfbaT´Vlgh]X`l´mT}´>e\XWe\V[´@%_WXe_\a´
Co VLò RVWDQLH, XVWDQDZLDMî SRHFL}´100 QDMVú\QQLHMV]\FK ZLHUV]\,
cemXöb÷lö´9agba\´D\UXeT´föbjbbUeTmgXelgbe\T´?WTéf^´qyyx|
HemX^öTW}´BTVX^´?bWX^
JXWT^gbe´fXe\\}´>\_\c´EbWemX]Xjf^\
JXWT^V]T}´=_÷U\XgT´HgTfmléf^TKTWbjf^T
CbeX^gT}´Eba\^T´:TeTabjf^T´RhmTaaT´CbjT_f^T
JXWT^V]T´gXV[a\VmaT}´HTh_\aT´Hbgel^hfObõa\T^
Heb]X^g´b^öTW^\´\´fgeba´glghöbjlV[}´ETZWT_XaT´CeT]Xjf^T>XeXaV
aT´cbWfgTj\X´^baVXcV]\´ETe^T´?bXU_T
>bgbZeTY\T´jl^bemlfgTaT´aT´A´fgeba\X´b^öTW^\}´²´Eba\^T´ETV[_X]W
>bgbZeTY\T´ThgbeT}´²´=\aTe´>T_he´AaZ&_Yffba
K^öTW´\´öT`Ta\X}´LX^fg´´ETöZbemTgT´Cemlj\V^T
H\TfXVmab´ø&ö^\Xjf^\XZb´vT
OlWTja\Vgjb´O|9|:|
yqrwu´OTefmTjT´h_|´Mflc\f^bjT´t
gX_|YTk´qq´usu´yp´vs´usu´yp´vt´usu´yt´py´usu´yt´pp
jTUjTU|Vb`|c_
jTU|Vb`|c_
AK:F´xvwwrvvsvryxq
Strona 31
=UHFHQ]ML*URERZHMFLV]\
)DVF\QXMÈFHRNQRQDQLH]QDQ\
ĂZLDWDMHGQRF]HĂQLHRU\JLQDOQD
L]DJDGNRZDKLVWRULD
9DO0F'HUPLG
*URERZDFLV]DMHVWQDV]\P]GDQLHP
MHV]F]HOHSV]DQLĝZF]HĂQLHMV]H
:EDJQLH1LHSU]HV]NDG]D]XSHïQLH
WRĝHPQLHMZLÚFHMZSRïRZLHNVLÈĝNL
PRĝQDMXĝRGJDGQÈÊNWRLGODF]HJR
]DELï,QGULÑDVRQRZL]DOHĝ\EDUG]LHM
QDSRND]DQLXVWUDV]OLZHJR
RNUXFLHñVWZDZSU\ZDWQ\Pĝ\FLX
*U]HJRU].R]HUD
V D O R Q N X O W X U D O Q \ S O
Strona 32
1DMOHSV]\F\NONU\PLQDOQ\MDNL
F]\WDïHP>@$UQDOGXU,QGULÑDVRQ
VWDïVLÚ]UHV]WÈPLÚG]\QDURGRZ\P
IHQRPHQHPOLWHUDFNLP'ODF]HJR"
7RSURVWHMHJRSRZLHĂFLVÈLQWU\JXMÈFH
DXWHQW\F]QHDSU]\W\POLU\F]QH
1LHPRJÚVLÚGRF]HNDÊNROHMQ\FK
+DUODQ&REHQ
3V\FKRORJLF]QDJïÚELDVDPRWQHOXG]NLH
FLHQLHLSU]HMPXMÈF\FKïöG*ïRVWR
NROHMQDSRZLHĂÊ]NRPLVDU]HP(UOHQGXUHP
DXWRUVWZDLVODQG]NLHJRJHQLXV]D
NU\PLQDïöZ
5H\NMDYLN]LPRZDSRUDĂZLÚWD
]DSDVHP:GXĝ\PKRWHOXSHïQ\PJRĂFL
]RVWDMH]DPRUGRZDQ\SRUWLHU:ïDĂQLH
MDNFRURNXPLDïVLÚXGDÊQD]DEDZÚ
FKRLQNRZÈSU]HEUDQ\]D¥ZLÚWHJR
0LNRïDMDRGZLHOXODWSUDFRZDï
LPLHV]NDïZKRWHOXZPDOHñNLPSRNRMX
.WRPöJï]DELÊWHJRQLHPïRGHJRMXĝ
VDPRWQHJRPÚĝF]\]QÚ"
.RPLVDU](UOHQGXUV]\ENRSU]HNRQXMH
VLÚĝHZKRWHOXQLNWQLFQLHZLHRRILHU]H
]EURGQL¥OHG]WZRWRF]\VLÚEDUG]R
SRZROL(UOHQGXUMHVWZSRGï\PQDVWURMX
DGRGDWNRZ\FKWURVNSU]\VSDU]DPXFöUND
QDUNRPDQND*G\NRPLVDU]GRZLHVLÚ
ĝHSRUWLHUE\ïNLHG\ĂJZLD]GÈG]LHFLÚFÈ
ĂSLHZDNLHPREGDU]RQ\PFXGRZQ\P
JïRVHPVÈG]LĝHMHVWRNURNRGXMÚFLD
]DEöMF\
Strona 33
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Czytelnia Online.