16971
Szczegóły |
Tytuł |
16971 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16971 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16971 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16971 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joe Buff
Głębokość Krytyczna
(Crush Depth)
Z dziejów przyszłej wojny podwodnej
Przełożył Piotr Maksymowicz
W hołdzie pamięci załogi rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego Kursk.
Może kiedyś byli naszymi wrogami, a ich kraj jest albo też nie jest teraz naszym przyjacielem, lecz byli podwodniakami.
Tam gdzie rdzewieją nieznane okręty i floty, gdzie niszczeją kotwice i pogrzebane nadzieje; gdzie w morderczych ładowniach fregaty zwanej Ziemią zalega balast milionów utopionych ludzi; tam, w tej straszliwej wodnej otchłani, tam właśnie był najlepiej ci znany twój dom.
Herman Melville,
Moby Dick
Nota od Autora
Wydarzenia na świecie w minionym stuleciu wielokrotnie dowiodły, że choć bardzo trudno przewidzieć, jaka będzie natura kolejnej próby sił, w którą zaangażuje się Ameryka i jej sprzymierzeńcy, to poczynając od pierwszej wojny światowej poprzez drugą przez zimną wojnę i jeszcze później, znaczenie okrętów podwodnych nabiera coraz większej wagi.
Z chwilą ich wejścia do służby okręty podwodne znajdowały się zawsze w czołówce nowoczesnych systemów broni, opierając się na najbardziej zaawansowanych standardach techniki i inżynierii, jakie kiedykolwiek osiągnął człowiek. Na kartach historii zapisano zdumiewające akty odwagi ich załóg, przykłady wielkiego poświęcenia i wytrwałości.
Narzędzia i technika wojny podwodnej ciągle się zmieniają. Ich rozwój będzie postępował naprzód, przyśpieszony koniecznością prowadzenia wojny z terroryzmem. Wraz z wejściem do służby amerykańskich okrętów podwodnych klasy Seawolf, nowe systemy sonarowe, zwane szerokopasmowymi, zrewolucjonizowały wyszukiwanie celów i kontrolowanie celności ognia. Funkcjonują także wyspecjalizowane desantowe mini-okręty podwodne, służące do przerzucania specjalnych oddziałów komandosów na linię działań operacyjnych. Zdalnie sterowane, bezzałogowe łodzie podwodne i bezzałogowe samoloty, sterowane z macierzystych okrętów podwodnych, stanowią dużą część zaplanowanych nabytków Pentagonu.
Sprzęt do nurkowania w bardzo głębokiej wodzie, przeznaczony do prowadzenia walki, operacji ratunkowych i wywiadowczych, zawsze ma najwyższe z możliwych parametry techniczne. Prawdziwa ich skuteczność jest pilnie strzeżoną tajemnicą wojskową, ale już wiadomo, że są ludzie, którzy spacerowali po dnie dziewięćset metrów pod wodą.
Udoskonalone wyciszenie i ściśle tajne sposoby redukcji nieakustycznych „wizytówek” okrętów podwodnych, takich jak ślady termiczne i chemiczne, turbulencje wody za śrubą itd., ogromnie rozszerzają pojęcie niewidzialności. Wszystkie te zmiany drastycznie wpływają na kształt podwodnej wojny przyszłości – w końcu ktokolwiek będzie kontrolował głębiny oceanów, będzie kontrolował większą część świata.
Prowadzi się badania nad zastosowaniem nietypowych materiałów do budowy kadłubów, aby zwiększyć głębokość operacyjną okrętów, na przykład odtajniony po zakończeniu zimnej wojny płaszcz z aluminy, kompozytu ceramicznego znacznie mocniejszego od stali. Pewnego dnia, gdy zajdzie pilna potrzeba, ogromne połacie dna morskiego staną się polem działania zaawansowanych technicznie uderzeniowych okrętów podwodnych, uzbrojonych w rakiety balistyczne, a także ich mniejszych, bezzałogowych odpowiedników – robotów.
Zasadnicze znaczenie dla losu naszej demokracji i wolności ma uzyskanie odpowiedzi na niektóre pytania dotyczące obrony narodowej: Które luki w naszym systemie bezpieczeństwa mogłyby w najbliższych latach zostać wykorzystane przez przebiegłe, agresywne nowe Imperium Zła lub inne państwa Osi? Z której strony może nadejść kolejny nieoczekiwany atak? Na jak wielkie poświęcenie i akty odwagi będzie musiała zdobyć się Ameryka, by zwyciężyć w następnej wojnie? Być może jedyną pewną rzeczą jest to, że okręty podwodne i ich bohaterskie załogi odegrają w niej istotną rolę.
Joe Buff 14 lutego 2002
Duchess Country, stan Nowy Jork
Prolog
W połowie 2011 roku reakcjoniści pod przywództwem Burów przechwycili władzę w Afryce Południowej, gdzie zapanował chaos i przywrócono apartheid. W odpowiedzi na embargo handlowe, narzucone przez ONZ, reżym burski zaczął zatapiać amerykańskie i brytyjskie statki handlowe. Siły koalicji zmobilizowały się, jedynie Niemcy powstrzymały się od jakichkolwiek kroków. Żołnierze i czołgi opuściły pozostałą część Europy Zachodniej oraz Amerykę, kierując zjednoczone siły do Afryki, wprost w wielką, dobrze zastawioną pułapkę.
Był jeszcze drugi przewrót, w Berlinie, gdzie po niemal wieku przywrócono monarchię Hohenzollernów, koronując prawnuka cesarza Wilhelma. Ultranacjonaliści, wykorzystując nieprzygotowanie Ameryki do totalnej wojny, chcieli wreszcie zapewnić Niemcom „miejsce na słońcu”. Spiskowcy powiązani z kręgami wojskowo-przemysłowymi planowali to w konspiracji od wielu lat – brutalni oportuniści, którzy nienawidzili przeciętności i głupoty Unii Europejskiej tak samo, jak odrzucali zabarwione poczuciem wyższości samozadowolenie Ameryki. Cesarz był dla nich figurantem, mającym usankcjonować Nowy Porządek. Przymusem przeciągnięto na swoją stronę obywateli, których jakoś nie przekonały patriotyczne hasła i szybki przebieg wydarzeń.
Owa Oś berlińsko-burska zbudowała potajemnie małe taktyczne rakiety nuklearne, wyrównujące szanse w walce, która bez nich byłaby bardzo nierówna – i znowu CIA nie miała o niczym pojęcia. Oś użyła tych taktycznych bomb atomowych, by wpędzić w zasadzkę zmierzające do celu siły ekspedycyjne sprzymierzonych, następnie zniszczyła Warszawę i Trypolis. Francja poddała się natychmiast i Europa wkrótce została opanowana. Niemcy zdobyły silną pozycję na północnym wybrzeżu Afryki, zaś z południa maszerowała armia południowoafrykańska, aby się z nimi połączyć.
Niemcy przejęły od Francji atomowe okręty podwodne, a od innych krajów nowoczesne okręty podwodne z napędem konwencjonalnym. Niektóre z nich podarowali Burom. Słaba finansowo Rosja, niby neutralna, jednak wierząca w praktyczne korzyści, jakie mogą wyniknąć z taktycznej wojny nuklearnej, sprzedawała broń państwom Osi za twardą walutę. Większość pozostałych państw świata pozostawała na uboczu, czekając biernie powodowana strachem bądź chciwością lub z obu tych powodów.
Amerykańskie konwoje z dostawami dla głodującej Wielkiej Brytanii znów są dziesiątkowane przez współczesne U-Booty w kolejnej, krwawej bitwie o Atlantyk. Dziesiątki tysięcy marynarzy floty handlowej zginęły w czasie drugiej wojny światowej, a teraz znów listy poległych niebezpiecznie szybko się wydłużają.
Sama Ameryka jest militarnie i ekonomicznie uzależniona od niepewnych tras morskich wiodących przez Pacyfik do neutralnej Azji i Zatoki Perskiej. Jeśli te szlaki zostaną odcięte, Stany Zjednoczone nie będą miały innego wyboru, jak tylko uznać zdobycze państw Osi i dążyć do zawieszenia broni, co oznaczałoby całkowite zwycięstwo Osi. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania mają po jednym supernowoczesnym uderzeniowym okręcie podwodnym z ceramicznym kadłubem najnowszej generacji – takim jak USS Challenger, zdolnym do osiągania wielkich głębokości – ale Niemcy i RPA również mają takie jednostki.
Teraz, w lutym 2012 roku, w pełni lata na południowej półkuli, Stany Zjednoczone są w defensywie na wszystkich frontach, a demokracja nigdy jeszcze nie była do tego stopnia zagrożona. W tej nowej, straszliwej wojnie, w której powierzchnie oceanów stają się strefą śmierci ostatnią deską ratunku i jedyną nadzieją Ameryki na zachowanie wolności jest ten unikalny w swoim rodzaju gatunek nieustraszonych podwodnych wojowników...
Dziesięć lat w przyszłości
Ocean Indyjski, na wschód od Afryki Południowej, na pokładzie Voortrekkera, burskiego okrętu podwodnego z ceramicznym kadłubem
W ciasnej i zatłoczonej centrali zalegała cisza. Było zbyt ciemno, by dokładnie zsynchronizować oświetlenie na okręcie z nocą, jaka panowała nad okrętem, na powierzchni wód targanych monsunowym wiatrem. Pierwszy oficer Gunther van Gelder odetchnął głębiej, lecz powietrze było stęchłe, gdyż zatrzymano wentylatory, aby zminimalizować możliwość wykrycia. Jan ter Horst siedział tuż obok po jego lewej stronie, na samym środku kabiny. W poświacie emanującej z instrumentów i ekranów van Gelder widział dość dobrze, lecz nie śmiał spojrzeć bezpośrednio na kapitana. Fizyczna obecność ter Horsta zwykle przygniatała go. Van Gelder znał ter Horsta aż za dobrze. Wiedział, że zaraz zacznie się puszyć.
– Trupy w wodzie – powiedział ter Horst, wodząc palcem po danych, jakie ukazały się na ekranie stanowiska dowódcy, stanowiących dźwiękową wizytówkę wrogiej jednostki podwodnej. Linia na wyświetlaczu sonaru stopniowo coraz bardziej się rozjaśniała. – Idą prosto na nas, Gunther. Nawet nie mają pojęcia, że tu jesteśmy.
– Tak, panie kapitanie – odpowiedział van Gelder. W takich chwilach najlepiej było po prostu zgadzać się z nim. – Bieżąca odległość dwadzieścia tysięcy metrów. – Niewiele ponad dziesięć mil morskich. Voortrekker szedł prosto na swoją ofiarę, poruszając się powoli, by nie zostać wykrytym. – Seehecht w wyrzutni numer jeden przygotowany do odpalenia, kapitanie. Wyrzutnia w pełnej gotowości.
Torpedy typu Seehecht miały konwencjonalne głowice z silnym ładunkiem wybuchowym, nic specjalnego. Zostały wyprodukowane przez sojusznika RPA w ramach Osi – wskrzeszone cesarskie Niemcy. Cel ter Horsta, dieslowski okręt podwodny klasy Collins, nie mógł się równać z południowoafrykańską bronią nuklearną na pokładzie Voortrekkera, wyposażoną w niezawodne głowice z uranem U-235. Należące do Australijskiej Królewskiej Marynarki Wojennej okręty typu Collins wyprodukowano w ich ojczyźnie, lecz było to jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, i tak naprawdę nigdy nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Van Gelder wiedział, że są głośne, nawet gdy płyną na akumulatorach, że mają słabe sonary. Straty poniesione w ciągu ośmiu miesięcy ograniczonej taktycznej wojny nuklearnej na połowie oceanów świata zmusiły koalicję, by wykorzystać w walce każdy dostępny okręt.
Rzeczywiście będą trupy w wodzie, pomyślał van Gelder. Niektóre okręty klasy Collins miały załogi koedukacyjne. Van Gelder nie wiedział, jaka jest sytuacja na tej jednostce. Nie miało to w końcu znaczenia.
– Pozwolimy im zbliżyć się jeszcze trochę – stwierdził ter Horst. – W ten sposób będą mieli mniej czasu na wykonanie uników. – W jego głosie zabrzmiała nie ostrożność, lecz samozadowolenie.
– Zrozumiałem. – Van Gelder czekał. Jako pierwszy oficer miał za zadanie na stanowiskach bojowych nadzorować obserwację celu – wykonywaną głównie przez sonar – a także broń pokładową, łącznie z pociskami manewrującymi i minami. Powiedział sobie, że biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia ter Horsta w czasie wojny, ten Collins stanowi zaledwie drobną zdobycz.
Ale dziś odbywał się jedynie rejs ćwiczebny. Voortrekker po dwóch miesiącach nieprzerwanych, pośpiesznych remontów i modernizacji, wyszedł wprost z podziemnego suchego doku. Rejs miał na celu przede wszystkim sprawdzenie, czy wszystko działa bez zarzutu. To było dla ter Horsta typowe – sprawdzić gotowość bojową jednostki, wdając się przy okazji w walkę na śmierć i życie ze znacznie słabszym przeciwnikiem.
– Odległość szesnaście tysięcy metrów – wyrecytował van Gelder.
– W porządku – odparł ter Horst. – Czekamy.
Van Gelder wrócił więc ponownie do swoich myśli. Współpraca z ter Horstem jak dotąd przebiegała dobrze. Dowódca uważał van Geldera za swojego protegowanego, swoją prawą rękę. Podczas prac Trybunału w Durbanie był adiutantem ter Horsta, który prowadził dochodzenie w sprawie tajemniczej chmury w kształcie grzyba, jaka w początkach grudnia pojawiła się na północ od miasta. Chmury, która zmiotła z powierzchni ziemi tajne laboratorium broni biologicznej państw Osi. Chmury, z którą jakiś związek miał amerykański okręt USS Challenger, a także być może zdrajcy w dowództwie sił burskich...
Trybunał nie zakończył jeszcze swoich prac. Po tym ćwiczebnym rejsie Voortrekker miał wrócić do schronów, wydrążonych w skale niedaleko centrum Durbanu. Gdy już znajdą się bezpiecznie w środku, dokonają pozostałych napraw mechanicznych – zawsze bowiem wynikały jakieś usterki, nawet po długotrwałym pobycie w stoczni. A potem van Gelder będzie miał dwa razy więcej pracy: nie kończące się inspekcje jakościowe na okręcie, szkolenie uzupełnień wśród załogi, a oprócz tego długotrwałe przesłuchania w trybunale. Ostateczne wyniki śledztwa bez wątpienia doprowadzą do egzekucji, do zademonstrowania owych przerażających wyroków przez powieszenie, transmitowanych przez ogólnokrajową telewizję. Kolejny kamień przytłaczający i tak już nieczyste sumienie van Geldera. A teraz ta mała akcja była niejako wytchnieniem. Van Gelder mógł się skoncentrować wyłącznie na sprawach wojskowych, pozostawiając na boku politykę i rywalizację o władzę w ojczyźnie. Na stałym lądzie nigdy nie czuł się zbyt pewnie. Uwielbiał morze, zanurzanie się w jego głębiny, cudowne poczucie jedności z oceanem.
– Odległość od celu? – rzucił pytanie ter Horst.
– Eee... bieżąca odległość dziesięć tysięcy metrów, panie kapitanie. – Pięć mil morskich.
– Dobrze, Pierwszy. Wyrzutnia numer jeden, cel bez zmian, okręt klasy Collins. Zaktualizować dane do wystrzału i odpalać. – Torpeda ruszyła przez morze.
Van Gelder, który uprzednio tak zaprogramował pocisk, by dążył do celu zygzakiem, zbliżył się do Collinsa z boku, ukrywając pozycję Voortrekkera. Torped Seehecht mógł używać każdy dowolny okręt podwodny we flotach państw Osi. Nikt nie odgadnie, że to właśnie Voortrekker ją odpalił. Van Gelder obserwował ekrany z danymi. Jednostronnie zaprogramowany dramat był coraz bliżej spełnienia.
W końcu cel zareagował. Collins zmienił nagle kurs i przyśpieszył. Okręt wyrzucił wabia, a po chwili kolejne, emitujące głośny szum. Podwładni van Geldera skupili się przy urządzeniach wzdłuż lewej burty centrali, kontrolując sterowaną przewodowo torpedę. Pasywne sonary Voortrekkera przenikały warstwy wody o różnej temperaturze, wyznaczając dokładnie pozycję celu poprzez szum monsunowego wiatru i deszczu. Collins nie miał się gdzie ukryć.
– Wykryto sygnały akustyczne! – zawołał dyżurny przy sonarze.
– Cel włączył aktywny sonar – powiedział van Gelder. – Echo stłumione sygnałami zakłócającymi. – Voortrekker, wyposażony w bardzo nowoczesny system maskowania akustycznego, był praktycznie niewidoczny dla tak prymitywnego przeciwnika.
Collins zdołał jeszcze wypuścić w odwecie dwie torpedy, tyle że jego załoga strzelała na ślepo, w zupełnie innym kierunku. Van Gelder wiedział, że taka bitwa sprowadza się do popełnionego z zimną krwią morderstwa.
– Torpedy wroga nie stanowią żadnego zagrożenia dla Voortrekkera – stwierdził – nawet jeśli mają taktyczne głowice nuklearne. – Ponieważ woda morska jest tak twarda i gęsta, że głowice torped z bronią atomową musiałyby być bardzo małe – kilotona lub mniej – w przeciwnym razie okręt, który by jej użył, sam mógłby stać się ofiarą własnej salwy. Te ładunki miały zaledwie ułamek siły niszczącej bomb, jakie Amerykanie zrzucili na Hiroszimę i Nagasaki, jedną tysięczną mocy megatonowych bomb wodorowych, testowanych w atmosferze w najgorszym okresie zimnej wojny. A jednak taktyczne głowice atomowe państw Osi były tysiąc razy mocniejsze od jakiejkolwiek torpedy z ładunkiem konwencjonalnym, dlatego ich właśnie używano, co z kolei zmusiło aliantów do zastosowania w samoobronie takiego samego oręża.
Jakby w celu uwypuklenia niemocy Collinsa, ter Horst rozkazał sternikowi zatrzymać okręt.
– Torpeda z wyrzutni numer jeden zdetonowała! – zawołał technik kontrolujący strzał. Dane powróciły do okrętu kablem sterującym z prędkością światła.
– Włączyć głośniki sonaru – rozkazał ter Horst.
Sekundę później van Gelder usłyszał ostry metaliczny brzęk uderzającej torpedy. Fala odbiła się od dna morskiego, mieszając się w głośnikach z dwoma innymi dźwiękami: odgłosem powietrza tłoczonego do zbiorników balastowych Collinsa, gdy jego załoga desperacko próbowała wynurzyć okręt, oraz odgłosem wody wdzierającej się pod dużym ciśnieniem przez dziurę w kadłubie.
Ciśnienie morza zwyciężyło. Cel utracił dodatnią wyporność i po chwili osiągnął głębokość krytyczną. Kadłub zapadł się w ogromnej implozji.
Straszliwy odgłos miażdżonego metalu był głośniejszy od uderzenia torpedy. Van Gelder zdawał sobie sprawę, że jeśli ktokolwiek z załogi utrzymał się jeszcze przy życiu, to teraz został spalony, gdyż powietrze sprężyło się i nagrzało do temperatury, przy której ubrania i ciało zaczynają płonąć.
– Znakomicie wykonane – powiedział ter Horst, jakby trochę rozczarowany. – Sternik, kurs sto osiemdziesiąt. – A więc na południe. – Zwiększyć prędkość. Maksymalne obroty i prędkość przy zachowaniu bezgłośnej pracy. – To oznaczało trzydzieści węzłów.
Sternik potwierdził przyjęcie rozkazu.
Van Gelder wstał i przeszedł za plecami siedzących z prawej strony marynarzy obsługujących sonar. Chciał się upewnić, że nie było żadnego zagrożenia, gdy Voortrekker wychodził z tego rejonu.
– Pierwszy – odezwał się ter Horst po kilku minutach. – My zostajemy przy stanowiskach bojowych. Ty przejmujesz pokład i mostek.
– Tak jest, panie kapitanie. Utrzymać bieżący kurs?
– Nie, zmienić na sto trzydzieści pięć.
– Południowy wschód? – To oznaczało oddalanie się od Durbanu, ich macierzystej bazy, znajdującej się na południowy zachód.
– Chcę połączyć się z ukrytym przekaźnikiem hydrofonicznym na podwodnym płaskowyżu Agulhas. Teraz udaję się do kabiny, by napisać meldunek dla dowództwa.
– Tak jest, panie kapitanie.
– Co się tu dzieje?
No cóż, van Gelder zawsze lubił dowodzić na pokładzie i mostku. Miał wtedy niemal całkowitą kontrolę nad okrętem, największą, jaką mógł mieć ktoś nie będący kapitanem.
Ter Horst wrócił po dłuższej chwili, trzymając w dłoni dyskietkę.
– Potrzebuję twojej elektronicznej kontrasygnaty. – Podał van Gelderowi dyskietkę.
Pierwszy oficer włożył ją do czytnika na swojej konsoli i przeczytał to, co pojawiło się na ekranie. Szok był mocny, a zaraz po nim nastąpił drugi. Ter Horst jako przewodniczący trybunału ferował ostateczne wyroki. Oskarżeni zostali skazani na śmierć bez względu na materiał dowodowy, a raczej jego brak. Orzeczenie o czyjejś winie bądź uniewinnieniu zdawały się wynikać z kaprysu bądź z żądzy krwi. Van Gelder zwrócił uwagę na to, że wszystkie kobiety obarczone cieniem podejrzenia miały zostać powieszone. To potwierdziło jego przypuszczenia, że ter Horst lubuje się w oglądaniu takich egzekucji. A ponieważ skazańców wieszano tak jak ich Pan Bóg stworzył, implikacje co do przypadku erotycznej perwersji nasuwały się jednoznacznie.
Było jednak coś jeszcze, co dawało do myślenia. Otóż ter Horst meldował o swoim zwycięstwie nad okrętem klasy Collins i stwierdzał, że Voortrekker jest gotowy do walki. Zrezygnował z planowanego powrotu do suchego doku i nalegał na wydanie pozwolenia na natychmiastowy rejs z kolejną ściśle tajną misją wojskową.
– Ależ panie kapitanie – zaprotestował van Gelder – mamy dziesiątki problemów mechanicznych i sporo usterek do usunięcia.
– Nie jęcz, Gunther. Podpisz to i wysyłaj.
Van Gelder otworzył usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale ter Horst nie dał mu dojść do głosu.
– Nie psuj dnia, który był tak dobry dla nas obu. Po prostu podpisz i dopilnuj, by to wysłano.
Van Gelder przekazał wiadomość do kabiny łączności.
– Dziękuję – rzekł wylewnie ter Horst. – Przejmuję mostek.
– Tak jest, przejmuje pan mostek, kapitanie. – Ter Horst znowu dowodził okrętem. Voortrekker utrzymywał kurs i prędkość, wchodząc coraz dalej w Ocean Indyjski i kierując się ku Antarktydzie.
Dopiero po godzinie zaświeciła się kontrolka na interkomie van Geldera. Podporucznik odpowiedzialny za łączność otrzymał odpowiedź z dowództwa, która bardzo zdumiała pierwszego oficera. Wyroki sędziowskie ter Horsta zostały zaakceptowane bez zmian. Z całą pewnością dowódca miał w kręgach burskich władz doskonałe koneksje. Van Gelder nie mógł się oprzeć wrażeniu, że całe to śledztwo było parodią, typowo pokazowym procesem politycznym. Poza tym producenci telewizyjni w Johannesburgu zawsze byli żądni jakiegoś spektakularnego widowiska zatrącającego o niezdrową sensację.
Ale to jeszcze nie wszystko. Naczelne dowództwo miało dla ter Horsta wiadomości. Ostatecznie potwierdzono, że w ataku na niemieckie umocnienia nadmorskie przed Bożym Narodzeniem brał udział USS Challenger. Okręt potem przez parę tygodni był wyłączony z akcji ze względu na prowadzone naprawy. Zaś w tej akcji przeciwko Niemcom bez wątpienia brała udział burska bojowniczka o wolność, Ilse Reebeck.
Van Gelder zorientował się, że ter Horst także czyta świeżo przekazane informacje, gdyż zaklął brzydko.
– Ta suka!
Van Gelder wiedział, że przez dwa lata, aż do samej wojny, ter Horst i Ilse Reebeck byli kochankami. Spotkał ją parę razy na przyjęciach i bankietach. Uważał ją za seksowną i przystojną babkę, odpowiednią żonę dla swojego kapitana. Tylko że teraz pracowała dla drugiej strony.
– Chciałbym zobaczyć, jak wije się na końcu liny.
Van Gelder pobladł i z wdzięcznością pomyślał o czerwonym świetle emitowanym z przyrządów, które ukryło jego mimowolny grymas niesmaku.
– A to jest bardzo ciekawe – podjął ter Horst. Znowu był spokojny, tak spokojny, że van Gelder aż się przestraszył. – Zdaje się, że w czasie naszej walki z Challengerem dowodził nim zastępca kapitana. Hmmm. Niejaki Jeffrey Fuller. Nie znam go. – Odwrócił się twarzą do van Geldera. – Ha! To zupełnie tak jakbyś ty ze mną walczył, Gunther.
– Dlaczego tylko zastępca? – zainteresował się van Gelder.
– Ponoć po naszych pierwszych torpedach ich kapitan doznał wstrząsu mózgu.
Van Gelder pomyślał, że służby wywiadowcze Osi były niezwykle dokładnie poinformowane.
– A więc dobrze – powiedział ter Horst, skończywszy czytać. – Zgadzają się, żebyśmy natychmiast rozpoczęli kolejną wojenną misję.
Van Gelder zawahał się.
– Panie kapitanie, jeśli mamy walczyć z głównymi siłami wroga, myślę, że potrzeba nam trochę czasu na czynności konserwacyjne. – Sami też doznali sporych uszkodzeń w pojedynku z Challengerem na początku grudnia, a nie wszystko zostało już naprawione.
– Znajdziecie na to sposoby, Gunther. Improwizujcie. Mam do ciebie pełne zaufanie, przyjacielu. – Ter Horst odwrócił się do sternika. – Ster zero dziewięćdziesiąt. – Sternik potwierdził kurs.
Ter Horst spojrzał van Gelderowi prosto w oczy i uśmiechnął się jak spragniony zdobyczy drapieżnik. – Na świecie panują obecnie idealne warunki pogodowe. Teraz są najważniejsze koordynacja w czasie i pełne zaskoczenie.
Van Gelder odchrząknął. Zero dziewięćdziesiąt oznaczało kurs wprost na wschód.
– Kapitanie, czy wolno mi spytać pana, jakie mamy rozkazy, jaki jest nasz kolejny punkt docelowy?
– Nie możesz.
1
Tego samego dnia później, kwatery oficerskie, baza okrętów podwodnych New London, stan Connecticut
Za oknem, w ciemnościach głębokiej nocy wył i pojękiwał mroźny wiatr. Podmuchy uderzały w bezlistne drzewa na zboczu, które prowadziło do rzeki. Co chwilę w szybę stukały krople marznącego deszczu, końcówka północno-wschodniego frontu, który zrzucił trzydziestocentymetrową warstwę śniegu. W pokoju, w jednym z narożników płonęła świeca. Ze staroświeckiego, syczącego kaloryfera na parę kapały krople wody. Ilse Reebeck popatrzyła z góry na Jeffreya Fullera.
– Chcesz, żebym już zeszła?
Spojrzał jej w oczy trochę mętnym wzrokiem, jak zawsze po tym, gdy się kochał. Kiwnął tylko głową, zbyt nasycony rozkoszą by mówić. Ilse czuła, że się jej przygląda, jak wstaje z łóżka. Sam leżał pod przykryciem – już w sylwestra, gdy po raz pierwszy doszło między nimi do zbliżenia, zauważyła, że jest dziwnie wstydliwy w kwestii swojego ciała, a przecież był dobrze zbudowany, muskularny, miał kręcone ciemne włoski i blizny po przynoszącej mu zaszczyt wojennej ranie. Ilse była dumna ze swojej figury, toteż pozwoliła, by Jeffrey zobaczył jeszcze jej ponętne kształty, po czym zdmuchnęła świecę.
Po ciemku wróciła do łóżka, położyła ramię na jego piersi i próbowała zasnąć. Dobrze było zatracić się w seksie z Jeffreyem Fullerem, oderwać się od reszty świata, ale gdy chwilowy żar ostygł, poczuła smutek. Jej rodzina nie żyła, bo stawiała opór burskim uzurpatorom, cała jej ojczyzna znajdowała się w rękach nieprzyjaciół. Dwa razy brała udział w bitwach na tyłach wroga podczas taktycznej wojny nuklearnej, zabijała i widziała, jak giną jej towarzysze. Do końca wojny droga była jeszcze daleka, a bardzo możliwe, że w ogóle nie uda się jej wygrać. Nawet ucieczka w sen była tylko połowicznym błogosławieństwem, gdyż niósł ze sobą koszmarne wizje. Obrazy walki, przelatujących granatów, szarż z bagnetami, ostrzału przez nacierające czołgi. Potworny widok powieszonych krewnych, wizje spotkań z przyjaciółmi, którzy byli już teraz tylko rozkładającymi się zwłokami.
Gdyby nie uczestniczyła w konferencji biologów morskich w USA, kiedy wybuchła wojna, sama także mogłaby już nie żyć, powieszona wraz z innymi.
Kaloryfer przestał syczeć. Jeffrey sięgnął ponad Ilse po budzik, stojący na szafce koło łóżka. Łokciem otarł się o jej lewy sutek. – Przepraszam – powiedział, a ona pomyślała, że to nienaturalne przepraszać za coś takiego w chwilę po seksie.
– Pierwsza zero zero – dodał. – Dokładnie o czasie.
Wojenna oszczędność energii, pomyślała Ilse. W całej bazie wyłączano ogrzewanie między pierwszą a piątą rano, łącznie z ciepłą wodą i prądem.
– Typowe dla amerykańskiej marynarki – rzekła głośno. – Zawsze punktualni. – Ilse sama nie bardzo wiedziała, czy miało to zabrzmieć sarkastycznie. Po prostu wyrwało się jej. Jeffrey nie odpowiedział. Obrócił się na bok, ona także, tak aby mógł przytulić się do niej mocno...
– Powinnaś już wrócić do swojego pokoju.
Poruszyła się. Widocznie zasnęła w tej pozycji, a tymczasem musiało już upłynąć dobrych kilka minut.
– Nie – odparła. – Chciałabym zostać. – Łóżko było wprawdzie jednoosobowe, ale oboje byli tak przyzwyczajeni do spania na wąskich kojach w łodziach podwodnych, że materac wydawał się im dość obszerny.
– Rano mamy zajęcia – wymamrotał.
Typowe dla Jeffreya, zawsze myślał do przodu, planował. Musisz zrobić to, nie wolno ci zrobić tamtego... Dusza oficera okrętowego nigdy w nim nie zasypiała, nie pozwalając mu być po prostu zwykłym człowiekiem. Nawet w sześć tygodni po tym, jak na stałe zostali zdjęci z Challengera – i mogli odpocząć po rajdzie na Niemcy, w którym Jeffrey pełnił rolę kapitana – nadal przestrzegał wojskowego rygoru prostą siłą nawyku. Brał też udział w kursie dla dowódców, ona zaś uczestniczyła w podstawowym kursie dla oficerów okrętów podwodnych, chociaż formalnie była cywilem, konsultantem amerykańskiej marynarki wojennej.
– Nastawię budzik na wpół do piątej – powiedziała Ilse. – Będzie dość czasu, by wrócić do swojego pokoju, zanim na korytarzach zacznie się ruch.
– Ktoś może cię zobaczyć. To pewien brak dyskrecji.
– Niedyskretne jest to, że przebywam tu o pierwszej w nocy. W torebce mam kosmetyki i inne rzeczy. Skorzystam u ciebie z łazienki i będę miała swój neseser, a więc ktokolwiek mnie zobaczy, pomyśli, że pracowałam na nocnej zmianie.
– Sprytna dziewczyna.
– Nie jestem dziewczyną. Mam już prawie trzydzieści lat. – Ta myśl czasami ją przerażała.
– Miałem na myśli...
– Nie musisz się usprawiedliwiać. – Wiedziała, że Jeffrey nie jest męskim szowinistą i naprawdę zależało jej na nim, ale cóż, po prostu... Jeffrey miał wielkie serce do walki, lecz w sytuacjach poza czysto wojskową działalnością tak jak tu i teraz, oględnie mówiąc, nie zawsze był w szczytowej formie. Miał już prawie czterdzieści lat, ale całe swoje dorosłe życie spędził w wojskowych kręgach.
Znowu zaczynała zasypiać z głową na jego przedramieniu. Poczuła, jak drugą ręką delikatnie ściska jej pośladki.
– Dosyć. Wystarczy – powiedziała. – Już bardzo późno. Przestał; w ciemności zapadła zupełna cisza.
– Kto jest lepszy? – spytał w końcu.
– Co takiego?
– No, pytam, kto jest lepszy? On czy ja?
– Co ty wygadujesz? – nasrożyła się.
– Ter Horst. Jaki on jest? Ma dużego jak koń? – Jeffrey wydawał się rozbawiony swoim porównaniem, jednak ta wesołość była jakby trochę wymuszona.
– Nie bądź niemądry. – „I proszę, nie psuj nam obojgu tego wieczoru”.
– Mówię poważnie.
– Nie ma porównania, Jeffrey. – Naprawdę dla niej był tylko Jeffreyem, nie Jeffem. Nie czuła potrzeby nadania mu jakiegoś specjalnego zdrobnienia. – Znałam Jana przez ponad dwa lata, a my, ty i ja, spotykamy się dopiero od niecałych dwóch miesięcy... To było przed wojną i w ogóle. Teraz jest zupełnie inna sytuacja.
Jeffrey czekał na ciąg dalszy, ale ponieważ nic więcej nie powiedziała, sam się odezwał.
– Jak długo go znałaś, zanim, no wiesz, zaczęliście uprawiać seks?
To już naprawdę rozzłościło Ilse. Powiedział „uprawialiście seks” a nie „kochaliście się”. Kiedyś kochała Jana, była aż do tego stopnia zaślepiona.
– Jest już po pierwszej w nocy. – Miała świadomość, że to zabrzmiało niezbyt miło. Nie chciała zranić jego uczuć. Był słodki, szczery, oddany, miał też inne zalety, które ceniła. Ale w porównaniu z Janem zachowywał się w łóżku z pewną rezerwą. Ilse wiedziała że Jeffrey był kiedyś zaręczony, dawno temu, i że źle się to skończyło. Z rodzicami też był skłócony, chociaż nie miała pojęcia dlaczego.
– Jeffrey, chcesz, żebym została czy nie?
Zesztywniał. Nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć. Ilse wiedziała, że zaraz się pokłócą. W tym momencie zadzwonił telefon na małym biurku.
– Nic ważnego – stwierdził spokojnie.
– Może jednak powinieneś odebrać. – Aparat dzwonił już o północy, ale Jeffrey zignorował go. Byli wtedy zajęci sobą, a Jeffrey powiedział, że to na pewno pomyłka. Teraz telefon znowu się odezwał.
Wstał w końcu z łóżka i po omacku sięgnął do telefonu. W pokoju zrobiło się już zimno. Pod koc wdarło się chłodne powietrze. Ilse zadrżała i otuliła się szczelniej. Za oknem wciąż szalała burza śnieżna, chociaż już nie tak gwałtownie jak wcześniej.
– Komandor porucznik Fuller – powiedział Jeffrey stanowczym tonem do telefonu. Potem słuchał dłuższą chwilę.
– Tak. Zrozumiałem. – Przerwał na moment. – Nie, ja sam jej to powiem... Tak, mam jej wewnętrzny. Zrobię to. Dobrze. – Odłożył słuchawkę.
– O co chodzi?
Jeffrey stał nagi w ciemności – jako młody komandos w grupie SEALs nauczył się być niewrażliwym na zimno, które u innych ludzi wywołałoby szczękanie zębami. Odchrząknął.
– Chcą, żebyśmy pierwszym rannym pociągiem przyjechali oboje do Waszyngtonu.
– Jak to? – niemal jęknęła.
– Spotkanie informacyjne w Pentagonie. Stare trepy chcą posłuchać o naszych ostatnich przygodach.
– Co znowu?
– Tym razem mamy jechać nocą. Musimy się spakować.
– Dlaczego pociągiem? Przecież tak będzie dłużej.
– Nie ma lotów w tak krótkim terminie. Ograniczenia w podróżach, Ilse, niedobory paliwa lotniczego... Mamy wojnę.
– To nie należy się nam pierwszeństwo?
– Takie nagłe zmiany zawsze wywołują zdziwienie, przykuwają uwagę, kompromitują ochronę. Tym razem zmieszamy się z tłumem podróżującym środkami transportu masowego.
– O której jest pociąg?
– Szósta piętnaście.
– Jak chcesz się tam dostać? Minibusem czy taksówką wodną? – Lokalna stacja kolejowa była na drugim brzegu rzeki.
– Taksówką. Adiutant powiedział, że zarezerwują dla nas miejsca. Goniec przekaże nam dokumenty podróżne.
– Na Thames River będzie dmuchało lodowato – powiedziała Ilse.
– Tak, ale przynajmniej zdążymy na pociąg. Widziałaś, jaki jest ruch na drodze I-95? Nie mam zaufania do tego mostu. Wciąż naprawiają uszkodzenia. – To po uderzeniu niemieckiej rakiety manewrującej przed Bożym Narodzeniem.
– Czy w taką pogodę na rzece nie będzie lodu?
– Holownik na pewno przebije się bez kłopotu. Do rana opady śniegu powinny ustąpić. Będzie chłodniej, ale słonecznie. Dobry dzień na podróż.
– Ustaw budzik na czwartą, dobrze? Muszę się jeszcze spakować. – Ilse usłyszała, jak Jeffrey nastawia budzenie. – Chodź do łóżka – powiedziała. – Boże, niecałe trzy godziny snu. O ile nic nam więcej nie przeszkodzi.
– Jak to zwykle w takiej pracy – odparł Jeffrey. – Możesz się zdrzemnąć w pociągu. – Podróż miała im zająć pięć godzin, elektrycznym pociągiem linii Aclea. W południe będą w Pentagonie.
Jeffrey wlazł pod koc i przytulił Ilse, tym razem nie zadając już głupich pytań. Wkrótce jego głęboki, spokojny oddech świadczył o tym, że zasnął.
Jej pamięć przywołała obraz ostatniej nocy, w czasie której z Janem kochali się dziko i perwersyjnie, gdy jeszcze myślała, że może mu zaufać, zanim cały jej świat się nie zawalił. Bardzo długo wpatrywała się w ciemność, myśląc z nienawiścią o wszystkich wojnach i zaabsorbowanych nimi bez reszty wojownikach.
Następnego dnia, w drodze do Waszyngtonu
Jeffrey zerknął na Ilse, drzemiącą tuż obok niego przy oknie. Potem spojrzał na zewnątrz, gdzie na tle nieba coraz wyraźniej rysowały się kontury Nowego Jorku. Pociąg miał opóźnienie. Było już dobrze po południu, a oni dopiero zbliżali się do Manhattanu. Jeffreya wprost skręcało z głodu – w bufecie już od paru godzin nie było nic do jedzenia, głównie z powodu niedoborów żywności w całym kraju.
Gdy pociąg wjechał do tunelu kolejowego pod East River, zgasły światła, a maszynista zatrzymał skład. Przez pozostały odcinek drogi do stacji Penn Station elektryczną lokomotywę miał ciągnąć głośny i śmierdzący dieslowski parowóz. Jeffrey dziwił się, że w tej sytuacji, mimo iż pociągi stojące na wszystkich torach były ciemne, perony zalewało jasne światło.
Podniósł wzrok na przechodzącego konduktora, który kazał wszystkim wysiąść. Jeffrey delikatnie szturchnął Ilse. Poruszyła się.
Tak jak wszyscy inni pasażerowie, Jeffrey i Ilse chwycili swoje płaszcze, bagaże i woreczki z maskami przeciwgazowymi, po czym schodami udali się do poczekalni. Była pełna ludzi przekazujących sobie pogłoski, narzekających. W środku panował nieprzerwany harmider. Na tablicy informacyjnej przy każdym zapowiedzianym pociągu widniał napis „odwołany na czas nieokreślony”.
W megafonach rozległ się głos zawiadowcy stacji. Zapowiedział, że systemy zasilania, sygnalizacji i sterowania ruchem w całym północno-zachodnim regionie kraju ucierpiały z powodu zmasowanego ataku elektronicznego państw Osi. Przywrócenie normalnego toku kursowania pociągów zajmie wiele godzin. Programy komputerowe kaskadowo uległy uszkodzeniu, zaś odnalezienie i skasowanie wirusów, a także przetestowanie systemów okazało się zabiegiem bardzo skomplikowanym, a przecież bezpieczeństwo było kwestią priorytetową. Powiedział też, że klub Wojskowej Organizacji Pomocy znajduje się przy Times Square, niedaleko od stacji. Wszyscy pasażerowie powinni zgłosić się z powrotem na dworcu przed dziewiątą wieczorem.
Jeffrey usłyszał chóralny jęk zawodu zgromadzonych tłumów. Od początku wojny nie było jeszcze takich zakłóceń w funkcjonowaniu kolei, zwłaszcza wywołanych przez wroga. Była to wiadomość na pierwsze strony gazet, wiadomość bardzo nieprzyjemna. Jeffrey spodziewał się, że transport naziemny w całym regionie – od stolicy kraju przez Pittsburgh, Filadelfię i całą drogę aż do Bostonu – będzie sparaliżowany do późnych godzin następnego dnia.
– Musimy znowu zadzwonić – stwierdził. Uśmiechnął się do Ilse i starał się zachować stoicki spokój, by zamaskować nurtującą go irytację i niepokój. Powinni już być w Pentagonie.
Spojrzał na długie kolejki do automatów telefonicznych.
– Lepiej może poszukajmy jakiegoś aparatu na ulicy. – Otrzymali bowiem wyraźne rozkazy, by nie zabierać ze sobą telefonów komórkowych w celu uniknięcia inwigilacji przez wywiad elektroniczny wroga.
– Czy możemy najpierw coś zjeść, Jeffrey? Bardzo proszę...
Usłyszał burczenie w żołądku Ilse. Stanęli w kolejce do stoiska z bajglami, zjedli je pośpiesznie i uzgodnili, że pójdą do klubu. Za sprawą państw Osi zostali uziemieni w Nowym Jorku i Jeffrey nie potrafił pozbyć się złego przeczucia.
Gdy dotarli na Times Square, opadły mu ręce. Wszystkie kolorowe ekrany telewizyjne – zwykle pełne życia i jaskrawego światła – były ciemne. Widać było jedynie kilka komunikatów dla ludności: Oszczędzaj energie. Uważaj na szpiegów. Czy ten e-mail jest naprawdę konieczny? Chodniki były opustoszałe, nawet biorąc pod uwagę panujące zimno. Wiele osób nosiło maski przeciwgazowe, chociaż natężenie promieniowania było dziś raczej normalne.
Płaszcze na ramionach wielu przechodniów wydawały się za luźne, jakby ludzie ci stracili sporo na wadze od poprzedniej, przedwojennej zimy. Teraz, podobnie jak reszta ludności, zgodnie z zaleceniami rządowymi nosili to, co mieli, aż ubranie zupełnie się zużyje. Przy bardzo ograniczonym imporcie i przestawieniu produkcji amerykańskiego przemysłu odzieżowego na mundury i kombinezony ochronne, ubrania cywilne zeszły na dalszy plan.
Jeffrey znowu rzucił spojrzeniem po wygłodzonych ludziach, po zamkniętych sklepach. Zerknął na Ilse i spróbował nadać głosowi mniej ponure brzmienie.
– Ta wojna unicestwia nawet restauracje i turystykę.
Jednakże widać było, że wojna w żadnym stopniu nie osłabiła siły, z jaką wygłaszali swoje proroctwa uliczni mówcy. – Żałujcie za swoje grzechy, zanim będzie za późno, koniec świata jest już bliski. – Przemawiali do każdego, kto tylko chciał ich słuchać.
– Tym razem – szepnął Jeffrey – mogą nawet mieć rację.
Znalazł nie zajęty automat telefoniczny, który w dodatku działał. Po przeprowadzonej rozmowie oznajmił Ilse, że oczekiwać ich będą w Waszyngtonie nazajutrz rano; zrozumiał, że będą musieli przespać się w pociągu.
Minęli plac budowy wysokiego biurowca, pogrążony w całkowitym bezruchu i ciszy: nie działały betoniarki, nie było dźwigów, nie pracował też żaden robotnik. Kilka miesięcy wcześniej budowę przerwano z powodu wojny – zabrakło materiałów i wykwalifikowanej siły roboczej. Jeffrey był przekonany, że jeśli sytuacja ulegnie pogorszeniu, szkielet budynku zostanie wkrótce rozebrany i zużyty jako cenna stal.
Zanim doszli do klubu, wewnątrz kłębiły się już takie tłumy, że w ogóle nie można było dostać się do środka. Obok, przed wejściem do Wojskowego Centrum Rekrutacji stała długa kolejka nastolatków; przywrócono pobór do wojska, ale wielu młodych ludzi zgłaszało się na ochotnika.
– Dobry materiał – stwierdził Jeffrey, taksując wzrokiem młodzież. – Lepszy nawet niż mieliśmy w czasach pokoju.
Nie powiedział Ilse tego, co sobie pomyślał: gdyby te dzieciaki wiedziały, w co się pakują – mięso armatnie w taktycznej wojnie nuklearnej – nie rwałyby się tak bardzo do walki. On i Ilse z konieczności dwukrotnie detonowali małe bomby atomowe na terenie wroga, przestrzegając przy tym surowych reguł wojennych, których wdrażanie było zadaniem Jeffrey’a. Ta retrospekcja przeraziła go wielce, podobnie jak wyczerpująca była świadomość nieustannego ryzyka, że Oś może rozszerzyć użycie tej broni, mimo złożenia deklaracji, iż nie uczyni tego na zaludnionych obszarach jako pierwsza. Eskalacja była dla wszystkich koszmarną wizją, a środowisko w strefach wojny już teraz ulegało straszliwej degradacji. Ilse została wysłana na swoją pierwszą misję do Afryki Południowej, gdyż opanowała bardzo pożądaną na tym terenie kombinację umiejętności technicznych wraz ze znajomością lokalnych warunków. Spisała się tak dobrze, że dowództwo marynarki wysłało ją na Challengerze po raz drugi, tym razem do Niemiec.
Żandarm z megafonem sprowadził Jeffreya z powrotem na ziemię, ogłaszając, że na szczycie Empire State Building jest czynny drugi klub Wojskowej Organizacji Pomocy. Jeffrey i Ilse zdecydowali się tam pójść. Ruszyli okrężną drogą, żeby trochę rozprostować nogi i zaczerpnąć powietrza, jako że mieli dość dużo wolnego czasu.
Wszędzie powiewały amerykańskie flagi, lecz wystawy wielu sklepów były puste i bezbarwne. Przechodząc obok wyniosłych apartamentowców, Jeffrey spoglądał do góry i widział, że w wielu mieszkaniach brak było zasłon i mebli. Wszędzie dookoła wisiały zniszczone deszczem, zapomniane od dawna tablice „Do wynajęcia” oraz „Na sprzedaż”.
Jeden z salonów samochodowych mijanych po drodze został przekształcony w centrum dystrybucji sprzętu ochronnego dla cywilów. Przez wielkie okna wystawowe Jeffrey ujrzał sterty zestawów do opatrywania oparzeń, pryzmy tabletek do oczyszczania wody, liczniki Geigera i dozymetry, a także stosy suszonego jedzenia. Oryginalne znaki dealera znikły, Jeffrey widział tylko ich jasne kontury na tle przybrudzonej ściany budynku. Porsche, Audi, BMW. To już nie były teraz marki cieszące się popularnością.
* * *
Ludzie na ulicach byli mniej agresywni i nieuprzejmi niż ci nowojorczycy, jakich wyobrażała sobie Ilse. Prawie nikt nie przechodził przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Z rzadka rozbrzmiewały klaksony taksówek, mało który kierowca przeklinał – zresztą ulicami jeździło bardzo niewiele prywatnych samochodów z powodu ścisłej reglamentacji paliwa i horrendalnie wysokich cen za galon.
Zamiast tego wyczuwało się powszechny opór przeciwko zagrożeniu ze strony Osi. Jednak Ilse dobrze wiedziała, że za pozornie zdeterminowaną postawą ludzi kryją się nękające ich wątpliwości: czy aby właściwą rzeczą jest przeciwstawianie się temu nieznanemu, szokującemu wrogowi, którego nadejścia CIA jak zwykle nie zauważyła, aż już było za późno? Dlaczego Ameryka nie mogła po prostu zająć się sobą i zostawić Europę oraz Afrykę Południową, by się wzajemnie gnoiły po drugiej stronie oceanu?
Jeffrey i Ilse minęli supermarket. Ze zgorszeniem ujrzała duży napis na wystawie reklamujący specjalną promocję na koninę. Uwielbiała konie, upajając się jazdą konną, niegdyś w Afryce Południowej. Te piękne, smukłe stworzenia, uczuciowe i szybkie, miały więcej rozumu, niż powszechnie sądzono. Myśl o zjadaniu koni rozstroiła ją zupełnie.
Wszystkie smutki nagle powróciły ze zdwojoną siłą. Jej zmarła rodzina, pucz Burów, przygniatające poczucie winy, że udało jej się przeżyć. Szczególnie wyraźnie wrócił do niej obraz młodszego brata, którego tak kochała, i którym zawsze starała się opiekować – a tymczasem zostawiła go bez pomocy, wtedy gdy najbardziej jej potrzebował, wyjechała sobie za granicę i była bezpieczna, uczestnicząc w jakiejś konferencji.
Przystanęła na chodniku z trudem powstrzymując się od płaczu. Jeffrey próbował ją pocieszyć, lecz go odtrąciła. Powiedziała, że to lodowaty wiatr wywołał łzawienie jej oczu.
* * *
Klub oficerski Organizacji Pomocy Wojskowych znajdował się na osiemdziesiątym piątym piętrze Empire State Building. Jeffrey zaprowadził Ilse do baru, dużego, głośnego, pełnego ludzi. Zespół muzyczny grał swinga z czasów drugiej wojny światowej.
Jednakże Ilse nie była w nastroju, aby wmieszać się w ten tłum. Przepchnęła się więc do okna, a Jeffrey poszedł jej śladem. Widok był doprawdy niezwykły. Zachodzące słońce wisiało niczym zastygła, pomarańczowoczerwona kropla, blednąc za chmurami nisko nad horyzontem w kierunku New Jersey. Przed nimi leżało miasto i port. Spoglądając na południowy wschód, w kierunku oceanu, Jeffrey zatęsknił nagle za rejsem na okręcie podwodnym. Po ukończeniu szkolenia w New London miał otrzymać jakieś dość nietypowe zadanie na stałym lądzie – nawet ci, którzy zaliczyli trudny kurs, nie od razu dostawali okręt.
Stopniowo rozległy widok podniebnego piętra i muzyka zaczynały wywierać na niego swój kojący wpływ. Dodały mu ducha, wprowadzając go w romantyczny nastrój. Poczucie, że jest na wojnie, podniecenie i niebezpieczeństwo, wzmacniały to wrażenie. Wziął Ilse za rękę. Odsunęła się.
– Nie jestem tutaj jako twoja przyjaciółka – rzekła przez zaciśnięte zęby. – Jesteśmy tylko w podróży służbowej.
* * *
Jeffrey namówił Ilse, żeby wejść piętro wyżej na znajdujący się tam taras widokowy. Funkcjonariusz służby pomocniczej podał im z wieszaka przy windzie ciepłe kurtki. Ilse ujrzała uzbrojonych strażników koło schodów prowadzących do centrum łączności marynarki wojennej, znajdującego się na najwyższych piętrach: domyśliła się, że centrum korzysta z wielkiej anteny na dachu budynku.
Funkcjonariusz wypożyczył im lornetkę do podziwiania widoków. Wyszli na zewnątrz. Widoczność była doskonała, panował mróz – znajdowali się ponad trzysta metrów nad ziemią. Zrobiło się już ciemno i taras był pusty. Dmuchał tak mocny wiatr, że musieli się schronić po zawietrznej stronie wysokościowca. Ilse spojrzała w górę. Antena nad jej głową sterczała w niebo na wysokość kolejnych dwudziestu czy trzydziestu pięter. Patrzyła, jak szczyt masztu kołysze się na wietrze; poczuła lekki zawrót głowy i musiała odwrócić wzrok. Skierowała spojrzenie na stojący w pobliżu wysoki biurowiec w stylu art deco – Chrysler Building. Jego srebrzysta iglica kończyła się dokładnie na poziomie jej oczu w odległości około trzystu metrów.
Spojrzała ku ziemi na dolny Manhattan. Wszystkie okna biur w wieżowcach były zasłonięte storami ze względu na zaciemnienie. Podobnie było w niższych budynkach przy Greenwich Village i innych dzielnicach mieszkaniowych. Reflektory wszystkich samochodów na ulicach miały nałożone ograniczniki, które pozostawiały jedynie cienki pasek niebieskiego światła. Paliła się tylko co trzecia latarnia – szkło ich żarówek było w kolorze ciemnej czerwieni.
Na horyzoncie od wschodu nad Brooklynem wisiał srebrny księżyc; Jeffrey i Ilse patrzyli na niego przez lornetkę. Jego blask rzucał poświatę na pokryte warstwą śniegu miasto. Niebo było zupełnie czyste. Gdy oczy Ilse przywykły do ciemności, ujrzała nad głową Drogę Mleczną.
Była na siebie zła za afront, jaki zrobiła Jeffreyowi w klubie. Ujęła go za rękę. I nagle wokół nich zawyły syreny, sygnalizując zbliżający się nalot.
2
Ponure wycie syren wciąż jeszcze przeszywało powietrze. Jeffrey widział z tarasu, jak po kolei we wszystkich dzielnicach gasły uliczne latarnie. Samochody zatrzymywały się, wyłączając światła. Nagle rozległ się ogłuszający ryk. Na pasach startowych lotniska Newark rozbłysły jasne, błękitno-fioletowe płomienie. Pędziły coraz szybciej i szybciej, kierując się ku niebu – ogień wylotowy z dysz startujących myśliwców. Cała eskadra – dwanaście samolotów – wzbiła się w powietrze i skierowała w stronę oceanu.
Porządkowy wyjrzał spoza drzwi.
– To prawdziwy nalot! Wszyscy na dół do schronu!
– Co się dzieje? – odkrzyknął Jeffrey.
– Nadlatują pociski manewrujące! Z okrętu podwodnego! Prosto na nas! Osiem machów!
– Osiem machów? �