Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01 |
Rozszerzenie: |
Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Houck Colleen - Klątwa Tygrysa 01 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
William Blake
Tygrys
Tygrysie! Ł u n ą dzikiej m o c y
W o g r o m n y c h świecisz borach nocy!
T w ą przeraźliwą piękność jakież
Stworzyły ręce, jakież oczy?
W jakich głębinach czy niebiosach
Z a ż e g ł a się t w y c h ślepi siła?
J a k a ją burza tu przyniosła?
J a k a ją śmiałość pochwyciła?
Czyja to sztuka, czyje dzieło,
Potworne m i ę ś n i twoich sploty?
Kiedy twe serce bić zaczęło,
Jakie tam p r a c o w a ł y młoty?
Jakie prężyły się powrozy?
Jakie t a m piece ogniem ziały,
G d y mózg śmiertelnej pełen grozy
Straszliwe palce kształtowały?
Włócznie gwiazd kiedy spadły Bożych
I płacz gwiaździsty skrzył się w niebie,
Czy On polubił cię? On stworzył
J a g n i ę ! Czy stworzył także ciebie?
Tygrysie! Ł u n ą dzikiej mocy
W o g r o m n y c h świecisz borach nocy!
Tę straszną piękność jakież śmiały
Kształtować ręce, jakież oczy?
tłum. Zygmunt Kubiak
Strona 2
PROLOG
KLĄTWA
W i ę z i e ń stał z r ę k o m a z w i ą z a n y m i z przodu, zmęczony, poobi
j a n y i brudny, ale w y p r o s t o w a n y d u m n i e jak przystało na potom
ka k r ó l e w s k i e g o rodu I n d i i . L o k e s h spoglądał na n i e g o z wyższością
z bogato zdobionego, złoconego tronu. Wysokie b i a ł e k o l u m n y pod
p i e r a ł y sufit, rozmieszczone wokół k o m n a t y n i c z y m strażnicy. Prze
zroczystych kotar nie poruszał n a w e t najmniejszy p o d m u c h w i a t r u
z dżungli. J e d y n y m d ź w i ę k i e m , jaki dochodził do uszu więźnia, b y ł o
m i a r o w e p o s t u k i w a n i e w y s a d z a n y c h k l e j n o t a m i pierścieni na pal
cach L o k e s h a o złocony tron. N i k c z e m n y w ł a d c a spojrzał na pojma
nego z m r u ż o n y m i o c z y m a , p e ł n y m i pogardy i t r i u m f u .
Więzień był księciem indyjskiego królestwa Mudźulain. Tech
nicznie rzecz biorąc, jego obecny tytuł brzmiał: Książę i Najwyższy
Protektor I m p e r i u m M u d ź u l a i n , ale on w o l a ł m y ś l e ć o sobie po pro
stu jako o synu swojego ojca.
I b , ż e L o k e s h , radża n i e w i e l k i e g o s ą s i e d n i e g o k r ó l e s t w a B h r i -
n a m , zdołał pojmać księcia, nie b y ł o aż tak wstrząsające jak to, kto
siedział w tej c h w i l i u boku o k r u t n e g o w ł a d c y : byli to Yesubai, cór
ka radży oraz n a r z e c z o n a księcia, a t a k ż e m ł o d s z y brat w i ę ź n i a —
K i s h a n . P o j m a n y bacznie przyglądał się k a ż d e m u z n i c h , ale t y l k o
L o k e s h o d w z a j e m n i ł jego ś m i a ł e spojrzenie. N a piersi, pod koszulą,
książę czuł c h ł o d n y dotyk k a m i e n n e g o a m u l e t u , a jego ciało opa
n o w y w a ł gniew.
W i ę z i e ń p r z e m ó w i ł pierwszy, z t r u d e m powstrzymując w głosie
gorycz zdrady.
9
Strona 3
- C z e m u ty, mój przyszły ojciec, traktujesz m n i e tak... niegoś
cinnie?
Na twarz I .okesha powoli w y p ł y n ą ł lekceważący, prowokacyjny
uśmiech.
- Mój drogi książę, masz coś, czego pożądam.
Nic, czego możesz p r a g n ą ć , nie u s p r a w i e d l i w i a t w e g o czynu.
Czyż nasze królestwa nie m a j ą się wkrótce połączyć? Wszystko, co
m a m , jest do twojej dyspozycji. Wystarczyło tylko poprosić. C z e m u
tak postępujesz?
Lokesh potarł dłonią podbródek, a jego ocz\ zalśniły.
- P l a n y się zmieniają. Wygląda na to. że twój brat chciałby wziąć
moją córkę za żonę. '/.łożył mi p e w n e obietnice w z a m i a n za p o m o c
w osiągnięciu tego celu.
Książę przeniósł w/rok na Yesubai, która, z p ł o n ą c y m i policzka
m i , przyjęła skromną, p e ł n ą uległości pozę i skłoniła g ł o w ę . Ich za
a r a n ż o w a n e m a ł ż e ń s t w o m i a ł o z a g w a r a n t o w a ć trwały pokój między
d w o m a k r ó l e s t w a m i . Książę przez ostatnie cztery miesiące nadzoro
w a ł operacje m i l i t a r n e na d r u g i m końcu i m p e r i u m i na straży kró
lestwa pozostawił brata.
N a j w y r a ź n i e j K i s h a n m i a ł oko na coś w i ę c e j niż t y l k o króle
stwo.
Więzień ś m i a ł o wystąpił naprzód, stanął przed l . o k e s h e m i za
wołał:
- Oszukałeś nas wszystkich! Jesteś jak zwinięta kobra, która cze
ka na w ł a ś c i w y m o m e n t , by zaatakować. — Obrzucił w z r o k i e m brata
i narzeczoną. — N i e rozumiecie? Wasze d z i a ł a n i e uwolniło węża, któ
ry pokąsał nas wszystkich. J e g o jad krąży w naszych ż y ł a c h i niszczy
wszystko, co napotka na swej drodze.
L o k e s h roześmiał się z pogardą, po czym p r z e m ó w i ł :
- Jeśli zgodzisz się oddać swój k a w a ł e k a m u l e t u D a m o n a , być
może pozwolę ci żyć.
Żyć? S ą d z i ł e m , że stawką jest moja narzeczona.
- O b a w i a m się, że twoje p r a w a jako przyszłego m a ł ż o n k a za
właszczył kto inny. B y ć m o ż e nie w y r a z i ł e m się jasno. Twój brat
dostanie Yesubai.
Więzień zacisnął zęby, po czym spokojnym tonem odrzekł:
- A r m i a mojego ojca zniszczy cię, jeśli m n i e zabijesz.
Lokesh parskną! ś m i e c i ł e m .
- Twój ojciec nie zaatakowałby nowej rodzin\ K i s h a n a . Bądź pe
wien, że uglaszczemy twego drogiego rodzieiela, w m a w i a j ą c mu, iż
10
Strona 4
padłeś ofiarą nieszczęśliwego w y p a d k u . — Pogładził się po krótkiej,
szorstkiej brodzie, po c z y m dodał, t o n e m wyjaśnienia: — R o z u m i e s z
oczywiście, że n a w e t jeśli pozwolę ci żyć, to ja przejmę w ł a d z ę nad
o b y d w o m a k r ó l e s t w a m i . - L o k e s h u ś m i e c h n ą ł się. - Jeżeli mi się
sprzeciwisz, twój f r a g m e n t a m u l e t u odbiorę ci siłą.
K i s h a n n a c h y l i ł się ku L o k e s h o w i i c h ł o d n y m t o n e m zaprote
stował:
— M y ś l a ł e m , że z a w a r l i ś m y u m o w ę . P r z y p r o w a d z i ł e m ci mojego
brata, p o n i e w a ż przysiągłeś, że go nie zabijesz! M i a ł e ś tylko zabrać
a m u l e t . To wszystko.
R ę k a L o k e s h a w y s t r z e l i ł a w powietrze szybko jak wąż i c h w y c i ł a
nadgarstek Kishana.
— P o w i n i e n e ś był się już domyślić, że biorę to, na co m a m ocho
tę. Jeżeli wolisz spoglądać na m n i e z tego s a m e g o miejsca, co twój
brat, z radością ci w t y m p o m o g ę .
K i s h a n poruszył się na swoim tronie, ale zachował milczenie.
L o k e s h m ó w i ł dalej.
— Nie? To znakomicie, w ł a ś n i e z m i e n i ł e m w a r u n k i naszej umowy.
Twój bral zginie, jeśli nie postąpi wedle mojej woli, a ty nic poślubisz
mojej córki, jeżeli nie oddasz mi również swojej części a m u l e t u . Nasz
p r y w a t n y kontrakt m o ż n a łatwo a n u l o w a ć , a ja zawsze m o g ę oddać
Yesubai i n n e m u mężczyźnie, którego s a m w y b i o r ę . B y ć może jakiś
stary sułtan ochłodzi jej gorącą krew. Jeśli pragniesz pozostać blisko
Yesubai, będziesz mi posłuszny.
I tokesh ściskał nadgarstek K i s h a n a , aż rozległ się chrzęst. K i s h a n
nawet nie m r u g n ą ł .
Rozciągając palce i powoli kręcąc dłonią, K i s h a n odchylił się na
tronie i dotknął rzeźbionego f r a g m e n t u a m u l e t u ukrytego pod ko
szulą, po c z y m p o r o z u m i a ł się w z r o k i e m z bratem.
P o r a c h u n k i między sobą z a ł a t w i ą później. To, co zrobił L o k e s h ,
oznaczało wojnę, a dobro królestwa było dla obu braci priorytetem.
Obsesja tętniła w szyi L o k e s h a , p u l s o w a ł a w jego skroniacłi i wy
g l ą d a ł a z czarnych oczu, podobnych do ślepi węża. Te w ł a ś n i e oczy
sondowały teraz t w a r z w i ę ź n i a , usiłując w y ł a p a ć słabe punkty. Prze
pełniony g n i e w e m , 1 .okesh skoczył na r ó w n e nogi.
A więc niech tak będzie!
D o b y ł z fałd swej szaty lśniący nóż z w y s a d z a n ą klejnotami ręko
jeścią i brutalnie podciągnął rękaw brudnej, n i e g d y ś białej kurty
pojmanego. S z n u r zacisnął się wokół nadgarstka księcia, który jęk
nąl z bólu, gdy L o k e s h przejechał ostrzem po jego p r z e d r a m i e n i u .
11
Strona 5
Rozcięcie było na tyle głębokie, że n a t y c h m i a s t w y p e ł n i ł o się krwią,
która rozlała się poza k r a w ę d ź r a n y i s p ł y n ę ł a na kafle podłogi.
L o k e s h z e r w a ł z szyi d r e w n i a n y talizman i umieścił go pod ra
m i e n i e m więźnia. K r e w s p ł y n ę ł a z noża na amulet, a rzeźbiony sym
bol rozbłysnął ognistą czerwienią, po c z y m zaczął pulsować niena
turalnym białym światłem.
J a s n y p r o m i e ń wystrzelił, przeszył pierś księcia i objął go całego
s w o i m i m a c k a m i . M i m o swej siły p o j m a n y n i e był g o t o w y n a tak
wielki ból. G d y jego ciało ogarnął palący żar, książę krzyknął i upadł.
O b r o n n y m g e s t e m w y c i ą g n ą ł przed siebie ręce, ale j e d y n i e prze
j e c h a ł słabo palcami po z i m n y c h , białych kaflach. Pozostało mu tyl
ko bezradnie przyglądać się bratu i Yesubai, którzy skoczyli w stronę
L o k e s h a . W ł a d c a odepchnął ich brutalnie. Yesubai upadła i mocno
u d e r z y ł a g ł o w ą o k a m i e n n y podest. Książę w i d z i a ł rozpacz Kisha
na, g d y życie uciekało z w ą t ł e g o ciała jego u k o c h a n e j . A p o t e m n i e
czuł już nic prócz bólu.
Strona 6
1
KELSEY
S t a ł a m na krawędzi. D o k ł a d n i e j rzecz biorąc, była to kolejka do
pośredniaka w O r e g o n i e , ale c z u ł a m się jak nad przepaścią. D z i e
ciństwo, szkołę ś r e d n i ą i iluzję, że życie jest dobre, a czasy są ł a t w e ,
pozostawiłam za sobą. P r z e d e m n ą m a j a c z y ł a przyszłość: studia, roz
m a i t e w a k a c y j n e prace, które p o m o g ą opłacić czesne, oraz prawdo
podobieństwo spędzenia dorosłego życia w samotności.
Ogonek powoli p o s u w a ł się do przodu. Z d a w a ł o mi się, że cze
k a m tu już od w i e l u godzin, usiłując znaleźć w a k a c y j n e zajęcie. G d y
w końcu nadeszła moja kolej, znudzona kobieta za b i u r k i e m rozma
w i a ł a przez telefon. P r z y w o ł a ł a m n i e gestem i w s k a z a ł a mi krzesło.
G d y odłożyła s ł u c h a w k ę , w r ę c z y ł a m jej swoje formularze, a ona
m e c h a n i c z n y m t o n e m rozpoczęła w y w i a d .
— I m i ę i nazwisko, proszę.
— Kelsey. Kelsey H a y e s .
— Wiek?
— S i e d e m n a ś c i e , p r a w i e o s i e m n a ś c i e . N i e d ł u g o m a m urodziny.
Kobieta p o d s t e m p l o w a ł a formularze.
— S k o ń c z y ł a pani szkołę średnią?
— Tak, kilka tygodni temu. J e s i e n i ą m a m z a m i a r zacząć studia
w Chemeketa.
— I m i o n a rodziców?
— M a d i s o n i J o s h u a H a y e s , ale m o i m i o p i e k u n a m i są S a r a i M i -
chael Neilson.
— Opiekunami?
l
3
Strona 7
Z n ó w sic zaczyna, p o m y ś l a ł a m . J a k i m ś cudem tłumaczenie się
ze swojego życia z czasem wcale n i e staje się prostsze.
Tak. M o i r o d z i c e . . . z m a r l i . Z g i n ę l i w w y p a d k u s a m o c h o d u
w y m , gdy b y ł a m w pierwszej klasie l i c e u m .
Kobieta za b i u r k i e m pochyliła się nad p a p i e r a m i i d ł u g o coś noto
w a ł a . S k r z y w i ł a m się, m y ś l ą c , co takiego pisze, że zajmuje jej to tyle
czasu.
— P a n n o 1 layes. czy lubi pani zwierzęta'.'
- J a s n e . I l m m , w i e m . jak j e k a r m i ć . . . — W i d z i e l i ś c i e kie
dyś w i ę k s z ą frajerkę? Po t a k i c h s ł o w a c h na p e w n o m n i e n i e za
trudnią. O d c h r z ą k n ę ł a m . — J a s n e , u w i e l b i a m zwierzęta.
Kobieta nie zwróciła szczególnej u w a g i na moją odpowiedź i wrę
czyła mi ogłoszenie.
POSZUKIWANY PRACOWNIK
NA DWA TYGODNIE
ZAKRES OBOWIĄZKÓW:
SPRZEDAŻ BILETÓW, KARMIENIE ZWIERZĄT
I S P R Z Ą T A N I E PO W Y S T Ę P A C H .
Ponieważ tygrys i psy potrzebuję całodobowej opieki,
z ap e wn i am y zakwaterowanie oraz wyżywienie.
O g ł o s z e n i e d a ł n i e w i e l k i rodzinny C y r k M a u r i z i o . P r z y p o
m n i a ł o mi się, jak w spożywczaku d o s t a ł a m kupon na bilet i na
w e t p o m y ś l a ł a m , że zabiorę na w y s t ę p dzieci moich p r z y b r a n y c h
rodziców, sześcioletnią R e b e k ę i czteroletniego S a m u e l a , żeby S a r a
i M i k e mogli mieć c h w i l ę dla siebie. Ale w końcu z g u b i ł a m kupon
i o wszystkim z a p o m n i a ł a m .
— C h c e pani tę pracę czy nie? — rzuciła kobieta niecierpliwie.
Jeszcze raz p r z y w o ł a ł a m w m y ś l a c h treść ogłoszenia.
— T y g r y s , co? B r z m i c i e k a w i e ! A czy są tam też słonie? Bo m i m o
wszystko nie m a m z a m i a r u sprzątać s ł o n i o w y c h kup. — C i c h o zaclii
c h o t a ł a m z w ł a s n e g o dowcipu, ale kobieta za biurkiem nawet się nie
u ś m i e c h n ę ł a . A ponieważ nie m i a ł a m żadnych innych możliwości,
p o w i e d z i a ł a m jej, że biorę tę pracę. D a ł a mi kartkę z a d r e s e m i po
instruowała, bym zjawiła się na miejscu jutro o szóstej rano.
Z m a r s z c z y ł a m nos.
— Potrzebują m n i e już od szóstej rano?
14
Strona 8
Kobieta tylko na m n i e spojrzała, po czym zawołała: „ N a s t ę p n y ! " ,
w stronę n i e c i e r p l i w i e wiercącej się za m o i m i p l e c a m i kolejki.
W co ja się w p a k o w a ł a m ? p o m y ś l a ł a m , wsiadając do s a m o c h o d u ,
który p o ż y c z y ł a m od Sary, po c z y m r u s z y ł a m w stronę domu. Wes
t c h n ę ł a m . M o g ł o być gorzej. M o g ł a b y m od jutra p r z e w r a c a ć h a m
burgery na patelni. C y r k i są zabawne. M a m tylko nadzieję, że nie
będzie słoni.
Ż y c i e w d o m u S a r y i M i k e ' a b y ł o c a ł k i e m niezłe. D a w a l i m i
o w i e l e w i ę c e j wolności, niż rodzice większości m o i c h r ó w i e ś n i k ó w
dawali s w o i m dzieciom, i m y ś l ę , że m a m y do siebie n a w z a j e m zdro
wy szacunek — oni w k a ż d y m razie szanowali m n i e na tyle, na ile do
rośli ludzie m o g ą szanować siedemnastolatkę. P o m a g a ł a m w opie
ce nad ich dziećmi i nigdy nie w p a d a ł a m w kłopoty. Nie udało im
się w p e ł n i zastąpić mi rodziców, ale w p e w i e n sposób stanowili
śmy rodzinę.
S t a r a n n i e z a p a r k o w a ł a m samochód w garażu i weszłam do domu,
gdzie z a s t a ł a m S a r ę atakującą dużą m i s k ę z a p o m o c ą d r e w n i a n e j
łyżki. R z u c i ł a m torbę na krzesło i n a l a ł a m sobie szklankę wody.
— Widzę, że znów robisz w e g a ń s k i e ciasteczka. Co to za okazja? —
spytałam.
S a r a zaczęła wbijać łyżkę w gęste ciasto, jakby to b y ł szpikulec
do lodu.
— J u t r o kolej S a m m y ' e g o , żeby przynieść przekąski do przedszkola.
U d a ł a m , że odkasłuję, by zdusić drwiący chichot.
S a r a spojrzała n a m n i e p r z e n i k l i w i e .
— Kelsey H a y e s , to, że twoja m a t k a p i e k ł a najlepsze ciasteczka
na świecie, nie znaczy, że ja sobie nie poradzę.
— N i e wątpię w twoje umiejętności, tylko w twoje s k ł a d n i k i — od
p a r ł a m , podnosząc jeden ze słoików. — Substytut m a s ł a orzechowego,
siemię lniane, białko w proszku, a g a w a i serwatka. D z i w i ę się. że nie
dorzuciłaś papieru z r e c y k l i n g u . A gdzie czekolada?
— C z a s e m u ż y w a m karobu.
— K a r o b to nie czekolada. S m a k u j e jak brązowa kreda. J e ś l i pie
czesz ciasteczka, to p o w i n n a ś z r o b i ć . . .
— W i e m , w i e m . D y n i o w o - c z e k o l a d o w e albo orzechowe z podwój
ną czekoladą. T a k i e rzeczy są n a p r a w d ę szkodliwe, Kelsey - odparła
Sara z westchnieniem.
»5
Strona 9
— Ale tak dobrze s m a k u j ą . . .
P a t r z y ł a m , jak oblizuje palec, po c z y m o z n a j m i ł a m :
— A tak w ogóle, to m a m pracę. B ę d ę k a r m i ć zwierzęta i sprzątać
w cyrku.
— W s p a n i a l e ! To m o ż e być dla ciebie ś w i e t n e d o ś w i a d c z e n i e —
o ż y w i ł a się S a r a . — O jakie zwierzęta chodzi?
— E e , g ł ó w n i e psy. No i zdaje się, że jest jeszcze t y g r y s . Ale
nie sądzę, ż e b y m m u s i a ł a robić coś niebezpiecznego. Na p e w n o
mają s p e c j a l n y c h opiekunów dla t y g r y s a . W k a ż d y m razie zaczy
n a m bardzo wcześnie rano i będę tam spać przez najbliższe dwa
tygodnie.
— H m m — z a d u m a ł a się S a r a . — Cóż, g d y b y ś nas potrzebowała,
zawsze możesz zadzw r onić. C z y m o g ł a b y ś wyjąć zapiekankę bruksel-
k o w ą a la „ g a z e t a z r e c y k l i n g u " z p i e k a r n i k a ?
U s t a w i ł a m podejrzanie p a c h n ą c ą z a p i e k a n k ę n a środku stołu,
a S a r a w ł o ż y ł a b l a c h ę z ciastkarni do p i e k a r n i k a i zawołała dzieci
na kolację. Do kuchni wszedł M i k e , odłożył teczkę i u c a ł o w a ł żonę
w policzek.
— Co to z a . . . woń? — zapytał nieufnie.
— Z a p i e k a n k a brukselkowa — o d p o w i e d z i a ł a m , zdziwiona, że za
p r a g n ą ł poznać źródło n i e c i e k a w e g o zapachu.
— Z r o b i ł a m też ciasteczka dla S a m m y ' e g o do przedszkola - oznaj
m i ł a S a r a z durną. — Najlepsze zostawię dla ciebie.
M i k e rzucił mi p o r o z u m i e w a w c z e spojrzenie. Niestety, S a r a to
z a u w a ż y ł a . T r z e p n ę ł a go ścierką w udo.
— Jeśli ty i Kelsey m a c i e z a m i a r tak się z a c h o w y w a ć , to dziś zmy
wacie.
— Och, kochanie, n i e g n i e w a j się. — M i k e pocałował S a r ę i objął
ją, robiąc wszystko, by w y m i g a ć się od uciążliwego obowiązku.
U z n a ł a m , że to dobry m o m e n t , żeby wyjść z k u c h n i . J u ż za pro
g i e m doszedł do m n i e chichot Sary. U ś m i e c h n ę ł a m się i pomyśla
ł a m , że c h c i a ł a b y m , żeby kiedyś jakiś facet w y m i g i w a ł się w podob
ny sposób od z m y w a n i a , które ja mu z a d a ł a m .
N a j w y r a ź n i e j M i k e okazał się z d o l n y m negocjatorem, p o n i e w a ż
przypadło mu w udziale położenie dzieciaków spać, a ja zostałam
z n a c z y n i a m i s a m a . N i e przeszkadzało mi to, ale k i e d y tylko skoń
c z y ł a m , p o s t a n o w i ł a m , że i ja pójdę już do łóżka. Szósta r a n o to
bardzo wczesna pora.
Po cichu w s p i ę ł a m się po schodach do swojego pokoju. B y ł m a ł y
i przytulny, z p r o s t y m ł ó ż k i e m , toaletką z l u s t r e m , b i u r k i e m do
16
Strona 10
o d r a b i a n i a lekcji, na k t ó r y m stal komputer, k o s z y k i e m różnobar
wnych wstążek do włosów i p i k o w a n y m pledem mojej babci.
Babcia uszyła go, gdy b y ł a m m a ł a , ale i tak p a m i ę t a m , jak nad
nim p r a c o w a ł a , zawsze z t y m s a m y m m e t a l o w y m n a p a r s t k i e m na
palcu. Przesuwając palcem po m o t y l u w y h a f t o w a n y m na m o i m zu
ż y t y m pledzie o postrzępionych krawędziach, p r z y p o m n i a ł a m sobie,
jak pewnej nocy w y k r a d ł a m tamten naparstek z p u d e ł k a babci tyl
ko po lo. żeby poczuć jej bliskość. C h o ć jestem już nastolatką, nadal
co noc śpię pod p i k o w a n y m pledem mojej babci.
P r z e b r a ł a m się w piżamę, potrząsnęłam g ł o w ą , by u w o l n i ć wło
sy z warkocza, i rozczesałam je, wspominając, jak robiła to za m n i e
m a m a i jak przy t y m rozmawiałyśmy.
W ś l i z n ę ł a m się pod c i e p ł y pled i n a s t a w i ł a m budzik na uff...
wpół do piątej rano. Z a s t a n a w i a ł a m się przy t y m , co, na Boga, moż
na o lak wczesnej porze robić z tygrysem i jak poradzę sobie w tym
cyrku, który n a g l e wkroczy! w moje życie. Z a b u r c z a ł o mi w brzuchu.
Z e r k n ę ł a m na d w a zdjęcia u s t a w i o n e na komódce przy łóżku.
Pierwsze przedstawiało całą nasza trójkę m a n i e , tatę i dwunasto
letnią m n i e - świętującą N o w y B o k . P a m i ę t a ł a m , że t a m t e g o dnia
m a m a zakręciła m o j e d ł u g i e brązowe włosy, ale na fotografii są już
prz\ klapnięte, p o n i e w a ż a w a n t u r o w a ł a m się, że nie c h c ę u ż y w a ć
lakieru. N a zdjęciu b y ł a m szeroko uśmiechnięta, chociaż n a zębach
lśnił mi srebrzysty aparat. T e r a z jestem wdzięczna za swoje proste
zęby, ale w t e d y z c a ł e g o serca go n i e n a w i d z i ł a m .
D o t k n ę ł a m szklanej szybki, muskając k c i u k i e m w ł a s n ą bladą
d w u n a s t o l e t n i ą twarz. Z a w s z e c h c i a ł a m być s m u k ł a , jasnowłosa,
opalona i błękitnooka, ale m i a ł a m p i w n e oczy s w e g o ojca i skłon
ność do tycia odziedziczoną po m a t c e .
D r u g i e zdjęcie pochodziło ze ślubu rodziców, zrobione było znie
nacka, nieupozowane. W tle w i d a ć przepiękną fontannę, a m a m a
i ojciec są na n i m młodzi, szczęśliwi i uśmiechają się do siebie. P r a g
n ę ł a m kiedyś być częścią takiej sceny, c h c i a ł a m , żeby w przyszłości
ktoś patrzył na m n i e w ten s a m sposób.
P r z e w r ó c i ł a m się na brzuch, w c i s n ę ł a m poduszkę pod policzek
i już wkrótce o d p ł y n ę ł a m w sen, m y ś l ą c o ciasteczkach mojej mamy.
T a m t e j nocy ś n i ł a m , że ktoś ściga m n i e przez dżunglę, a gdy się
obejrzałam, ze z d u m i e n i e m ujrzałam w i e l k i e g o tygrysa.
Kelsey ze snu roześmiała się, obróciła do przodu i pobiegła jeszcze
szybciej, c a ł y czas słysząc za sobą delikatny, s t ł u m i o n y odgłos kocich
kroków, rozbrzmiewający w t y m s a m y m r y t m i e , co bicie jej serca.
Strona 11
Budzik w y r w a ł m n i e z g ł ę b o k i e g o snu o w p ó ł do piątej rano.
Wszystko w s k a z y w a ł o na to, że na dworze było ciepło, ale nie za
gorąco. W O r e g o n i e nigdy n i e jest zbyt gorąco. G u b e r n a t o r stanu
chyba już dawno, d a w n o t e m u ustanowił prawo, że będą tu zawsze
u m i a r k o w a n e temperatury.
Ś w i t a ł o . S ł o ń c e n i e w y ł o n i ł o się jeszcze sponad gór, ale niebo roz
jaśniało się, nadając c h m u r o m nad w s c h o d n i m horyzontem wygląd
różowej w a t y cukrowej. W nocy m u s i a ł o padać, p o n i e w a ż c z u ł a m
w powietrzu c u d o w n y zapach mokrej trawy i sosnowych igieł.
W y s k o c z y ł a m z łóżka, o d k r ę c i ł a m prysznic, p o c z e k a ł a m , aż ł a
zienka będzie c i e p ł a i zaparowana, po c z y m w s k o c z y ł a m pod stru
m i e ń gorącej wody, który bębnił mi po plecach, budząc do życia
rozespane m i ę ś n i e .
J a k p o w i n n a w y g l ą d a ć pracownica cyrku'.' Nie w i e d z i a ł a m , jaki
strój będzie o d p o w i e d n i , w c i ą g n ę ł a m w i ę c na siebie koszulkę z krót
kimi r ę k a w a m i i robocze dżinsy. Stopy w s u n ę ł a m w tenisówki, wy
tarłam włosy ręcznikiem, zaplotłam je szybko w dobierany warkocz
i z w i ą z a ł a m błękitną wstążką. N a ł o ż y ł a m błyszczyk na usta i mila,
c y r k o w y image gotowy.
Czas się spakować. S t w i e r d z i ł a m , że nie muszę brać ze sobą wiele,
tylko kilka podstawowych rzeczy, w końcu będę w cyrku zaledwie
dwa tygodnie i zawsze m o g ę w p a ś ć do domu. W y c i ą g n ę ł a m z szafy
trzy zestawy strojony, które wisiały tam s t a r a n n i e rozmieszczone
w e d ł u g koloru, a p o t e m o t w o r z y ł a m szufladę komody. C h w y c i ł a m
18
Strona 12
k i l k a z w i n i ę t y c h par s k a r p e t e k , r ó w n i e ż u p o r z ą d k o w a n y c h kolo
rystycznie, i w c i s n ę ł a m wszystko do swojego w i e r n e g o szkolnego
plecaka. Dorzuciłam jeszcze k i l k a kosmetyków i książek, pamiętnik,
pióro, ołówek i parę kredek, portfel i zdjęcia rodziny. Z w i n ę ł a m
w rulon babciny pled, w e t k n ę ł a m na sarn wierzch i z p e w n y m wy
siłkiem zaciągnęłam zamek.
P r z e w i e s i ł a m plecak przez r a m i ę i z b i e g ł a m na dół. S a r a i M i k e
już nie spali, jedli w kuchni śniadanie. Każdego r a n k a zrywali się
o absurdalnie wczesnej porze i szli biegać. Wariactwo. O w p ó ł do
piątej r a n o codzienną przebieżkę mieli już za sobą.
— H e j , dzień dobry — w y m a m r o t a ł a m .
— H e j , dzień dobry — o d p o w i e d z i a ł M i k e . — G o t o w a zacząć n o w ą
pracę?
— A h a . B ę d ę przez d w a t y g o d n i e sprzedawać bilety i k u m p l o w a ć
się z t y g r y s e m . Ś w i e t n i e , co?
M i k e zachichotał.
— B r z m i super. W każdym razie lepsze to niż praca na budowie.
Podwieźć cię? M a m po drodze.
U ś m i e c h n ę ł a m się do niego.
— J a s n e . Dzięki, M i k e . B a r d z o c h ę t n i e — p o w i e d z i a ł a m .
O b i e c a ł a m co parę dni d z w o n i ć do Sary, c h w y c i ł a m batonik
z z i a r n a m i i łykając szybko, z m u s i ł a m się do w y p i c i a polowy szklan
ki m l e k a sojowego - z trudnością powstrzymując odruch w y m i o t n y —
po c z y m w r a z z M i k i e m s k i e r o w a l i ś m y się do wyjścia.
G d y dojechaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się wielki
niebieski szyld zapowiadający nadchodzące atrakcje.
HRABSTWO POLK
WITA
W Y S T Ę P U J Ą AKROBACI MAURIZIO
ORAZ WIELKA SŁAWA - D H I R E N !
No to z a c z y n a m y . W e s t c h n ę ł a m i r u s z y ł a m ż w i r o w ą ś c i e ż k ą
w stronę g ł ó w n e g o b u d y n k u . Z a b u d o w a n i a placu w y g l ą d a ł y jak lot
nisko albo wojskowy bunkier. P o p ę k a n a farba miejscami odpadała
ze ścian, a okna były brudne. D u ż a a m e r y k a ń s k a flaga trzepotała na
l
9
Strona 13
wietrze, a łańcuch, do którego była prz\ m o c o w a n a , z lekkim brzę
kiem obijał się o m e t a l o w y maszt.
T e r e n , na k t ó r y m rozstawił się cyrk, był d z i w n y m zbiorowiskiem
starych b u d y n k ó w /. p a r k i n g i e m i n i e w y a s f a l t o w a n ą ścieżką, która
w i ł a się w głębi i naokoło placu. D w i e ciężarówki /. p ł a s k i m i plat
f o r m a m i zaparkowały obok kilku n a m i o t ó w z b i a ł e g o płótna. Afisze
c y r k o w e wisiały wszędzie; przynajmniej po j e d n y m na każdym bu
d y n k u . Niektóre przedstawiały akrobatów, inne żonglerów. Na żad
n y m afiszu nie dostrzegłam słonia, o d e t c h n ę ł a m więc /. ulgą. < 'dyby
były tu jakieś słonie, z pewnością już b y m je poczuła.
Rozdarty afisz łopotał na wietrze, / . ł a p a ł a m n a d e r w a n ą k r a w ę d ź
i p r z y ł o ż y ł a m ją do słupa, na k t ó r y m w i s i a ł . Na plakacie w i d n i a ł o
zdjęcie b i a ł e g o tygrysa. Proszę, proszę, p o m y ś l a ł a m . Witaj, m a m na
dzieję, że nie ma was w i ę c e j . . . i że pożeranie nastolatek nie s p r a w i a
u szczególnej przyjemności.
O t w o r z y ł a m drzwi do g ł ó w n e g o budynku i w e s z ł a m do środka.
U j r z a ł a m przed sobą c y r k o w ą arenę. Wyblakłe czerwone krzesełka
ustawione były jedne na d r u g i c h pod ś c i a n a m i . W kącie rozmawia
ło ze sobą dwoje ludzi. Wysoki mężczyzna, który w y g l ą d a ł na sze
fa, stał z boku, notując coś i sprawdzając zawartość pudeł leżących
nieopodal. Kus/.ylam w jego stronę po czarnej, g u m o w e j podłodze
i p r z e d s t a w i ł a m się.
— Dzień dobry, j e s t e m Kelsey, wasza p r a c o w n i c a na najbliższe
dwa tygodnie.
M ę ż c z y z n a z m i e r z y ł m n i e wzrokiem od stóp do głów, żując coś
jednocześnie, po c z y m s p l u n ą ! na podłogę.
- Wyjdź tylnymi d r z w i a m i i skręć w lewo. K i e r u j się w stronę
czarno-srebrnej przyczepy.
— D z i ę k i ! - S p l u w a n i e t y t o n i e m n a p a w a ł o m n i e obrzydzeniem,
ale m i m o to udało mi się u ś m i e c h n ą ć do nieznajomego. Wyszłam
z b u d y n k u , odnalazłam przyczepę i z a p u k a ł a m do drzwi.
- M o m e n t ! — rozległ się donośny męski głos. Drzwi otworzyły
się nadspodziewanie szybko, a ja aż odskoczyłam, z d u m i o n a . Stojący
n a d e m n ą mężczyzna w ozdobnej szacie z a ś m i e w a ł się serdecznie
z mojej reakcji. I>\1 bardzo wysoki. Ze s w o i m m e t r e m siedemdzie
siat w y g l ą d a ł a m przy nim jak krasnal. Miał okrągły brzuch, jego gło
wę p o k r y w a ł y k r ę c o n e c z a r n e włosy o lekko cofniętej linii. Z uśmie
c h e m podniósł rękę i poprawił tupecik. Nad górna, wargą sterczał
mu cienki czarny wąsik /. na w o s k o w a n y m i k o ń c ó w k a m i . Mężczyzna
m i a ł również n i e w i e l k ą kozią bródkę.
JO
Strona 14
— Ty się n i e bój m ó j w y g l ą d - rzucił na wstępie.
S p u ś c i ł a m oczy i z a c z e r w i e n i ł a m s i ę .
— N i e boję się. Po prostu p r z y s z ł a m c h y b a w z ł y m m o m e n c i e .
Przepraszam, jeśli pana o b u d z i ł a m .
N i e z n a j o m y roześmiał się.
— I ,ubię le sorprese. I )zięki n i m j e s t e m m ł o d y i bardzo przystojny.
Z a c h i c h o t a ł a m , ale /.ara/, u m i l k ł a m , g d y ż p r z y p o m n i a ł a m sobie.
że n a j p r a w d o p o d o b n i e j r o z m a w i a m ze s w o i m szefem. Kurze łapki
okalały jogo lśniące błękitne oczy. C i e m n a karnacja podkreślała biel
szerokiego u ś m i e c h u . Wydał mi się t y p e m człowieka, który przez
cały czas ś m i e j e się z jakiegoś z r o z u m i a ł e g o tylko dla siebie żartu.
W końcu z a p y t a ł g r o m k i m , t e a t r a l n y m g ł o s e m z s i l n y m w ł o s k i m
akcentem:
— A pani to kto, m ł o d a damo.'
U ś m i e c h n ę ł a m się n e r w o w o .
— Dzień dobry, .lesiem Kelsey. M a m tu pracować przez najbliższe
parę tygodni.
Mężczyzna nachylił się i uścisnął mi rękę. J e g o wielka łapa cal
kowicie p o c h ł o n ę ł a moją dłoń, którą potrząsał tak entuzjastycznie,
że aż zadzwoniły mi zęby.
— ki\,fantastico\ Bardzo u d a t n i e ! Witaj w C y r k u Maurizio! Mamy.
jak to m ó w i ą , p e w n e braki w personel i potrzebna n a m assistenzo,
póki zostajemy w w a s z y m magnifica cittd, hę? Splendido, że jesteś!
Zaczynajmy imniedial anie nie.
Spojrzał na przechodzącą obok ł a d n ą jasnowłosą dziewczynkę,
na oko czternastoletnią.
— C a t h l e e n , weź giorane donna do M a t t a i injormare go, że ja
desido... chcę. żeby razem pracowali. Będzie ją dzisiaj uczył. - Z n ó w
zwrócił się do m n i e . M i ł o cię poznacz, Kelsey. M a m nadzieje, że ty
piąci, ee, że będzie się tobie podobacz p r a c a w nasza piccola tenda
di c ircol
— Dziękuję. M n i e też m i l o p a n a poznać — p o w i e d z i a ł a m .
M ę ż c z y z n a puścił do m n i e oko, po c z y m odwrócił się i zniknął
w przyczepie, z a m k n ą w s z y za sobą drzwi. C a t h l e e n u ś m i e c h n ę ł a się
i poprowadziła m n i e tylem g ł ó w n e g o b u d y n k u w stronę c y r k o w y c h
sypialni.
— W7itaj w n a s z y m w i e l k i m . . . ł i m m , no dobrze, n i e w i e l k i m cyr
ku. C h o d ź za m n ą . Jeśli chcesz, możesz spać w moim namiocie. M a m y
k i l k a w o l n y c h łóżek. M i e s z k a m razem z m a m ą i ciocią. Podróżu
j e m y z c y r k i e m . Moja m a m a jest akrobatką, ciocia też. W n a s z y m
-'i
Strona 15
n a m i o c i e jest m i ł o , tylko musisz się przyzwyczaić do kostiumów, któ
re wiszą wszędzie.
Z a p r o w a d z i ł a m n i e do przestronnego n a m i o t u i w s k a z a ł a wol
ne miejsce. W e t k n ę ł a m plecak pod łóżko i rozejrzałam się dooko
ła. M i a ł a rację co do kostiumów. B y ł y wszędzie. K o r o n k i , cekiny,
pióra i lycra p o k r y w a ł y każdy kąt n a m i o t u . Poza t y m dostrzegłam
o ś w i e t l o n y stolik z lustrem. Przybory do makijażu, szczotki do w ł o
sów, zapinki i lokówki zagracały każdy c e n t y m e t r k w a d r a t o w y blatu.
N a s t ę p n i e odnalazłyśmy M a t t a . Wyglądał na jakieś c z t e r n a ś c i e -
piętnaście lat. M i a ł brązowe włosy, obcięte krótko jak to u chłopa
ka, p i w n e oczy i beztroski uśmiech. I siłował w ł a ś n i e samodzielnie
ustawić budkę biletową — i nie w y c h o d z i ł o mu to ani trochę.
Cześć. Matt - powiedziała C a t h l e e n , gdy c h w y c i ł y ś m y dolną
część budki, by mu pomóc.
Z a c z e r w i e n i ł a się. I rocze.
— H m m , to jest Kelsey - m ó w i ł a dalej. - B ę d z i e z n a m i przez
najbliższe d w a tygodnie. M a s z jej pokazać co i jak.
— N i e ma s p r a w y — odparł M a t t . — Na razie, C a t h !
— Na razie! — U ś m i e c h n ę ł a się i już jej n i e b y ł o .
— No to, Kelsey, będziesz dziś m o j ą p o m o c n i c ą . Zobaczysz, spo
doba ci się — powiedział M a t t p r z e k o r n y m t o n e m . — .Moja działka
to sprzedaż biletów, budka z p a m i ą t k a m i , sprzątanie śmieci i nadzór
n a d r e k w i z y t a m i . Czyli g e n e r a l n i e jestem c h ł o p c e m do wszystkiego.
Mój tata jest tu treserem.
— F a j n a praca — o d p a r ł a m , po c z y m d o d a ł a m żartem: — B r z m i
lepiej niż sprzątanie śmieci.
M a t t roześmiał się.
— W takim razie do roboty — powiedział.
N a s t ę p n e kilka godzin spędziliśmy, d ź w i g a j ą c pudła, ustawiając
budkę z przekąskami i przygotowując wszystko na przybycie publicz
ności. E c h , brak mi kondycji, p o m y ś l a ł a m , gdy po jakimś czasie m o j e
m i ę ś n i e jakby sprzysięgły się przeciwko m n i e . T a t a zawsze m ó w i ł :
„ c i ę ż k a praca sprawia, że stąpasz t w a r d o po z i e m i " , gdy tylko m a m a
w y m y ś l a ł a n a m jakieś a m b i t n e zadanie, n a p r z y k ł a d sadzenie kwia
tów w ogródku. B y ł bezgranicznie cierpliwy, a gdy n a r z e k a ł a m na
dodatkową pracę, uśmiechał się tylko i powtarzał: „ K e l l s , kiedy kogoś
kochasz, uczysz się d a w a ć i brać. Któregoś dnia się o t y m przekonasz".
'Ib c h y b a jednak nie była tego typu sytuacja.
G d y wszystko było już gotowe, M a t t w y s ł a ł m n i e do C a t h l e e n
z p o l e c e n i e m przebrania się w c y r k o w y kostium, który okazał się
22
Strona 16
złoty i błyszczący. Na co dzień nic d o t k n ę ł a b y m czegoś podobnego
t r z y m e t r o w y m kijem.
— L e p i e j , żeby ta robota była tego warta - w y m a m r o t a ł a m pod
nosem, wciągając przez g ł o w ę p o ł y s k l i w ą szatkę.
Odziana w n o w y m i e n i ą c y się strój, r u s z y ł a m w stronę budki
z b i l e t a m i . M a t t w y w i e s i ł już cennik i czekał na m n i e z instruk
cjami, kasetką na pieniądze oraz stosem biletów. Przyniósł mi rów
nież p a p i e r o w ą torebkę z l u n c h e m .
— P r z e d s t a w i e n i e czas zacząć. Zajadaj szybko, kolonijne autokary
są już w drodze.
Z a n i m s k o ń c z y ł a m jeść, dzieciaki obskoczyły m n i e h a ł a ś l i w ą ,
g w a ł t o w n ą c h m a r ą d r o b n y c h ciał. P o c z u ł a m się jak t r a t o w a n a
przez rozpędzone stado m i n i a t u r o w y c h bizonów. Mój „ z a w o d o w y "
uśmiech prawdopodobnie p r z y p o m i n a ł bardziej wystraszony gry
mas. N i e m i a ł a m dokąd uciec. Dzieci były wszędzie i każde z nich
k r z y k l i w i e d o m a g a ł o się mojej u w a g i .
Do budki podeszli o p i e k u n o w i e , w i ę c z nadzieją w głosie spy
tałam:
— Czy płacą państwo r a z e m czy osobno?
J e d e n z nauczycieli powiedział:
— A c h , nic. Postanowiliśmy, że każde dziecko będzie m o g ł o s a m o
kupić sobie bilet.
— Ś w i e t n i e — w y m a m r o t a ł a m ze sztucznym u ś m i e c h e m .
Z a c z ę ł a m sprzedawać bilety i w k r ó t c e dołączyła do m n i e C a t h
leen, aż w końcu u s ł y s z a ł y ś m y pierwsze takty m u z y k i dobiegające
z n a m i o t u . Posiedziałam w budce jeszcze dwadzieścia minut, ale nikt
więcej się nie zjawił, z a m k n ę ł a m więc na klucz kasetkę z pieniędzmi
i w e s z ł a m do n a m i o t u . Przy wejściu zastałam Matta, który przypa
trywał się spektaklowi.
Mężczyzna, którego p o z n a ł a m rano, był konferansjerem.
— Jak on się nazywa? - s z e p n ę ł a m do M a t t a .
— Agostino M a u r i z i o - odpowiedział. — Jest w ł a ś c i c i e l e m c y r k u ,
a wszyscy akrobaci to c z ł o n k o w i e jego rodziny.
P a n M a u r i z i o w p r o w a d z a ł na scenę klaunów, akrobatów i żon
glerów, a ja o d k r y ł a m , że dobrze się bawię, oglądając przedstawienie.
Jednak już wkrótce Matt szturchnął m n i e ł o k c i e m i powiódł w stro
nę budki z p a m i ą t k a m i . N i e d ł u g o miał zacząć się antrakt.
R a z e m n a d m u c h a l i ś m y h e l e m dziesiątki kolorowych balonów.
Dzieciaki oszalały! Biegały od budki do budki i w y l i c z a ł y m o n e t y
tak, żeby je w y d a ć co do centa. Z baloników największym powodze-
Strona 17
rńem zdawały się cieszyć czerwone. Matt przyjmował pieniądze, a ja
n a d m u c h i w a ł a m balony. N i g d y wcześniej tego n i e r o b i ł a m , w i ę c
kilka pękło, co na początku przestraszyło maluchy. S t a r a ł a m się ob
rócić głośny trzask w żart, krzycząc „ O j o j ! " z k a ż d y m p ę k n i ę c i e m .
Wkrótce dzieciarnia w o ł a ł a już „ O j o j ! " r a z e m ze m n ą .
/ n ó w rozbrzmiała m u z y k a i dzieci szybko w r ó c i ł y na miejsca,
ściskając w r a m i o n a c h swoje zdobycze. Kilkoro z nich kupiło świe
cące plastikowe miecze i m a c h a ł y n i m i teraz w ciemnościach, z ucie
c h ą strasząc się nawzajem.
( i d y i my zajęliśmy miejsca, na a r e n i e pojawił się ojciec M a l t a
ze s w o i m i psami. Po n i m p o n o w n i e wyszli klauni i wciągnęli do
sztuczek osoby z w i d o w n i . J e d e n z n i c h obrzucił dzieciaki w i a d r e m
konfetti. W y b o r n i e ! Z a p e w n e to m n i e p r z y p a d n i e w udziale sprzą
tanie.
Na a r e n i e znów pojawił się pan M a u r i z i o . K o z b r z m i a ł a drama
tyczna m u z y k a rodem z safari, a ś w i a t ł a zgasły tak szybko, jakby
zostały w tajemniczy sposób z d m u c h n i ę t e . Ś w i a t ł o p u n k t o w e g o re
flektora padło na konferansjera na środku areny.
— A t e r a z . . . g ł ó w n y punkt p r o g r a m u ! W y r w a n y z brutalnej, dzi
kiej indyjskiej giungla i p r z y w i e z i o n y tu, do A m e r y k i . Z a w z i ę t y
myśliwy, cacciatore biaiiro. który wszród dziczy tropi s w ą ofiarę, za
czajony czeka na w ł a ś c i w y m o m e n t , aż w r e ś c i e . . . daje susa! Mori
( i d y pan M a u r i z i o m ó w i ł , k i l k u mężczyzn w n i o s ł o n a a r e n ę
dużą, o k r ą g ł ą klatkę. M i a ł a kształt w i e l k i e j m i s k i ustawionej do
góry d n e m , a z boku p r z y m o c o w a n y był tunel z metalowej siatki.
Mężczyźni ustawili klatkę w c e n t r u m areny i przykuli ją do meta
lowych obręczy zatopionych w blokach c e m e n t u .
P a n M a u r i z i o cały czas p r z e m a w i a ł . Z a r y c z a ł do mikrofonu, aż
wszystkie dzieci podskoczyły na swoich miejscach. Ś m i e s z y ł a m n i e
jego teatralna m a n i e r a . B y ł z d o l n y m g a w ę d z i a r z e m .
— Nasz tigre to jeden z najbarżej pericoloso... niebezpiecznych
drapieżczów na c a ł y m ś w i e c i e ! — o z n a j m i ł . — Patrzcie pańsztwo
u w a ż n i e , jak nasz treser r y z y k u j e życie, by przedstawicz w a m . . .
D h i r e n a ! — Z a r z u c i ł g ł o w ą w p r a w ą stronę, po c z y m w y b i e g ł z areny,
a t y m c z a s e m ś w i a t ł o reflektora p o w ę d r o w a ł o ku tylnej części na
miotu. D w ó c h mężczyzn w c i ą g a ł o do środka s t a r o m o d n ą klatkę na
kołach. W y g l ą d a ł a jak pojazd w y m a l o w a n y n a s t y l i z o w a n y m
na retro pudełku herbatników. M i a ł a biały, lekko w y p u k ł y dacii
ze złoconymi k r a w ę d z i a m i oraz czarne koła z b i a ł y m i o b w ó d k a m i
Strona 18
i ozdobnie rzeźbionymi s z p r y c h a m i , p o m a l o w a n y m i na złoty kolor.
Czarne m e t a l o w e pręty na górze w y g i ę t e były w łuk.
Mężczyźni przynieśli rampę i jeden koniec prz\ morów ali do klat
ki, drugi zaś - do tunelu z siatki. 1 )o klatki wszedł ojciec Matta i roz
stawił trzy stołki. M i a ł na sobie efektowny złoty kostium i potrząsał
krótkim pejczem.
— Wypuścić tygrysa! — z a k o m e n d e r o w a ł .
Drzwi klatki się otworzyły i stojący obok mężczyzna szturchnął
kijem u k r y t e w środku zwierzę. W s t r z y m a ł a m oddech na widok
o g r o m n e g o b i a ł e g o tygrysa, który w y ł o n i ł się z pojazdu, zszedł po
r a m p i e i w k r o c z y ł do tunelu z siatki. C h w i l ę później był już z oj
cem M a t t a w w i e l k i e j klatce pośrodku areny. R o z l e g ł się trzask bata
i tygrys wskoczył na stołek. Kolejny trzask i zwierz stał na t y l n y c h
łapach, a przednimi, uzbrojonymi w pazury, przebierał w powietrzu.
Na w i d o w n i w y w o ł a ł o to aplauz.
T y g r y s skakał po stołkach, które ojciec Matta rozsuwał coraz sze
rzej. Przy ostatnim skoku w s t r z y m a ł a m oddech. N i e b y ł a m p e w n a ,
czy zwierz doskoczy do taboretu, ale treser w y k o n a ł zachęcający gest.
T y g r y s zebrał się w sobie, skulił, ostrożnie ocenił odległość i w końcu
dał susa. Przez kilka c h w i l całe jego rozciągnięte ciało p ł y n ę ł o w po
wietrzu. B y ł n i e s a m o w i t y . D o s i ę g n ą w s z y stołka ł a p a m i , przeniósł
ciężar ciała do przodu i z g r a c j ą w y l ą d o w a ł na t y l n y c h n o g a c h . '/. ła
twością obrócił swoje o g r o m n e cielsko na stosunkowo n i e w i e l k i m
stołku i usiadł przodem do tresera.
D ł u g o b i ł a m braw r o, z a c h w y c o n a tą n i e z w y k ł ą bestią. T y g r y s za-
ryczał na k o m e n d ę , stanął na t y l n y c h łapach i zaczął m ł ó c i ć pazura
mi powietrze. Ojciec M a t t a w y k r z y k n ą ł kolejny rozkaz. D r a p i e ż n i k
zeskoczył ze stołka i puścił się biegiem dookoła klatki. T r e s e r podą
żał za n i m , ze w z r o k i e m u t k w i o n y m w zwierzęciu. T r z y m a ł pejcz
tuż za o g o n e m tygrysa, m o t y w u j ą c go, by nie z w a l n i a ł kroku.
N a s t ę p n i e m ł o d y asystent podał mu przez pręty klatki dużą
obręcz. Tygrys przeskoczył przez nią, po czym szybko się odwrócił
i w y k o n a ł skok w d r u g ą stronę, i jeszcze raz, i jeszcze. Ostatnim nu
m e r e m tresera było wsadzenie g ł o w y do tygrysiej paszczy. Przez wi
d o w n i e przeszedł szmer. Matt zesztywniał. T y g r y s otworzy! paszczę
n i e m o ż l i w i e szeroko. D o s t r z e g ł a m jego ostre zęby i ze zdenerwowa
nia aż w y c h y l i ł a m się do przodu. Ojciec Matta powoli zbliżył g ł o w ę
do pyska bestii. T y g r y s z a m r u g a ł oczami, ale się nie poruszył, a jego
m o c n e szczęki rozwarły się jeszcze szerzej. Ojciec M a t t a wsunął mu
g ł o w ę d o paszczy t a k głęboko, j a k się t y l k o dało. W y s t a r c z y ł o b y
25
Strona 19
jedno kłapnięcie. W końcu p o w o l i w y c i ą g n ą ł g ł o w ę . O d y b y ł już
poza zasięgiem ostrych zębisk, odsunął się, a publiczność w y b u c h ł a
h a ł a ś l i w y m a p l a u z e m . T r e s e r u k ł o n i ł się kilka razy. Wokół pojawili
się pomocnicy, by rozmontować klatkę.
Nic m o g ł a m oderwać wzroku od tygrysa, który siedział teraz na
j e d n y m ze stołków. P a t r z y ł a m , jak się oblizuje. M a r s z c z y ł pysk, zu
pełnie jakby poczuł jakiś d z i w n y zapach. Wyglądał prawie jak kot,
który usiłuje wykrztusić kłaczek sierści. Po c h w i l i otrząsnął się i da
lej siedział już spokojnie.
Ojciec M a t t a uniósł ręce do góry. W i d o w n i a klaskała i w /.nosiła
okrzyki. Z n ó w rozległ się trzask bicza i tygrys szybko zeskoczył ze
stołka, ruszył t u n e l e m i z n i k n ą ł w m o b i l n e j klatce. Ojciec M a t t a
zbiegi ze sceny i ukrył się za płócienną zasłoną.
P a n M a u r i z i o zakrzyknął d r a m a t y c z n y m g ł o s e m :
— B r a w o D h i r e n ! Mille grazie! D z i ę k u j e m y za przy bicze do C y r
ku M a u r i z i o !
G d y k l a t k a z tygrysem przetaczała się obok m n i e , n a g l e zaprag
n ę ł a m pogłaskać zwierzę po g ł o w i e i pocieszyć je. N i e w i e d z i a ł a m ,
czy t y g r y s y okazują emocje, ale z d a w a ł o mi się, że w jakiś d z i w n y
sposób w y c z u w a m jego nastrój. S p r a w i a ł w r a ż e n i e smutnego.
W tej w ł a ś n i e c h w i l i o w i a ł m n i e delikatny w i e t r z y k , niosący za
pach j a ś m i n u i d r z e w a s a n d a ł o w e g o , który całkowicie s t ł u m i ł uno
szącą się w n a m i o c i e silną woń prażonej kukurydzy z m a s ł e m i waty
cukrowej.
S e r c e zabiło mi szybciej, a r a m i o n a p o k r y ł y się gęsią skórką. A l e
c u d o w n y zapach zniknął r ó w n i e szybko, jak się pojawił, a ja z jakie
goś tajemniczego powodu p o c z u ł a m pustą, czarną dziurę na s a m y m
dnie żołądka.
Z a p a l o n o ś w i a t ł a . Dzieci p ę d e m ruszyły d o wyjścia. J a wciąż
jeszcze do końca się nie otrząsnęłam. Powoli w s t a ł a m , o b r ó c i ł a m
się i w b i ł a m wzrok w zasłonę, za którą zniknął tygrys. Nadal czu
ł a m n i e z r o z u m i a ł y niepokój i leciutki zapach d r z e w a s a n d a ł o w e g o
w powietrzu. Uff! C h y b a cierpię na nadwrażliwość.
P r z e d s t a w i e n i e się skończyło, a ja n a j w y r a ź n i e j z w a r i o w a ł a m .
Strona 20
3
TYGRYS
Dzieciaki z h a ł a s e m w y b i e g ł y z c y r k u . Autobus na p a r k i n g u od
palił silnik i obudził się do życia, warcząc, sycząc i sapiąc z r u r y wy
d e c h o w e j . M a t t wstał i przeciągnął się.
— G o t o w a na p r a w d z i w ą pracę?
J ę k n ę ł a m . J u ż teraz bolały m n i e m i ę ś n i e r a m i o n .
— J a s n e , do roboty.
M a t t zaczął sprzątać śmieci z siedzeń, a ja szłam za n i m i ustawia
ł a m krzesełka pod ścianą. G d y skończyliśmy, M a t t p o d a ł m i miotłę.
— M u s i m y pozamiatać cały n a m i o t i zapakować wszystko do pu
deł, które później schowamy. Zacznij tutaj, a ja zaniosę kasetki z pie
niędzmi parna Maurizio.
— N i e ma sprawy.
Z a c z ę ł a m powoli i s y s t e m a t y c z n i e przesuwać m i o t ł ą po podło
dze. P r z e m i e s z c z a ł a m się po sali t a m i z p o w r o t e m , jak p ł y w a c z k a
w basenie. M y ś l a m i w r ó c i ł a m do spektaklu. Najbardziej podobały
mi się psy, ale to w tygrysie b y ł o coś przyciągającego. N i e m o g ł a m
przestać o n i m myśleć.
C i e k a w e , jaki jest z bliska. I c z e m u p a c h n i e d r z e w e m sanda
łowym?
Na temat tygrysów nie w i e d z i a ł a m nic prócz tego, co w i d y w a ł a m
czasem późnym w i e c z o r e m na N a t u r ę C h a n n e l , a także w starych
n u m e r a c h National G e o g r a p h i c . W p r a w d z i e n i g d y wcześniej n i e
i n t e r e s o w a ł a m się zbytnio w i e l k i m i kotami, ale i n i g d y wcześniej
nie p r a c o w a ł a m w cyrku.
1
7