1730
Szczegóły |
Tytuł |
1730 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1730 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1730 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1730 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT
LUDLUM
"Dziedzictwo Scarlattich"
Prze�o�y�a
AGATA NOWICKA
Tytu� orygina�u
THE SCARLATTI INHERITANCE
Autor ilustracji
KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Opracowanie graficzne
Studio Graficzne "Fototype"
Redaktor techniczny
ANNA WARDZA�A
Copyright (c) 1971 by Robert Ludlum
For the Polish edition
Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-261-4
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1994. Wydanie II
Sk�ad: "Fototype" w Milan�wku
Druk: Zak�ady Graficzne im. K.E.N. w Bydgoszczy
Dla Mary:
Z dobrze znanych jej przyczyn -
"Przede wszystkim by�a Mary"
The New York Times, 21 maja 1926
ZAGINIONY NOWOJORCZYK
Nowy Jork, 21 maja. Pi�� tygodni temu znikn�� ze swej
rezydencji na Manhattanie potomek jednej z najbogatszych
rodzin w Ameryce, odznaczony za m�stwo pod Meuse-
-Argonne, pan...
The New York Times, 10 lipca 1937
KONFERENCJA I.G. FARBEN, PRZERWANA
PRZEZ WSPӣPRACOWNIKA HITLERA
Berlin, 10 lipca. Nie zidentyfikowany pracownik Minister-
stwa Wojny III Rzeszy zaskoczy� dzi� przedstawicieli kom-
panii I.G. Farben i firm ameryka�skich w trakcie konferencji
po�wi�conej dwustronnym umowom handlowym. W obel-
�ywym przem�wieniu, wyg�oszonym po angielsku, okre�li�
wyniki rozm�w jako nie do przyj�cia. Nast�pnie nieznany
m�wca odjecha� wraz ze swoim sztabem...
The New York Times, 18 lutego 1948
ZDRADA NAZISTOWSKIEGO DOSTOJNIKA W 1944
Waszyngton, 18 lutego. Ujawniono dzi� cz�ciowo ma�o
znan� histori� z czas�w drugiej wojny �wiatowej. Okaza�o
si�, �e wysoko postawiony urz�dnik III Rzeszy, u�ywaj�cy
pseudonimu "Saxon", przeszed� w pa�dzierniku 1944 na
stron� aliant�w. Podkomisja senacka...
The New York Times, 26 maja 1951
ODNALEZIENIE DOKUMENT�W Z CZAS�W WOJNY
Kreuzlingen, Szwajcaria, 26 maja. W szwajcarskiej wiosce
nad Renem, obok ma�ej gospody, natkni�to si� na ukryty
w ziemi ortalionowy pakunek zawieraj�cy mapy umocnie�
wojskowych Berlina i okolic. Gospoda jest w trakcie rozbi�r-
ki, na jej miejscu ma powsta� hotel. Nie znaleziono �adnych
dokument�w m�wi�cych o pochodzeniu map, na kawa�ku
ta�my doczepionym do paczki napisane by�o jedynie s�owo:
SAXON.
CZʌ� PIERWSZA
ROZDZIA� 1
10 pa�dziernika 1944, Waszyngton
Genera� brygady usiad� sztywno na d�ugiej �awie pod �cian�,
przedk�adaj�c tward� powierzchni� sosny nad mi�kk� sk�r� foteli.
By�a dziewi�ta trzydzie�ci rano, a on �le spa� w nocy - nie d�u�ej
ni� godzin�.
Kiedy ma�y zegar na kominku zaznacza� pojedynczymi uderze-
niami ka�de p� godziny, genera� zauwa�y� ku swojemu zdumieniu,
�e chcia�by przyspieszy� bieg czasu. Poniewa� dziewi�ta trzydzie�ci
i tak musia�a nadej��, wola� to mie� ju� za sob�.
O dziewi�tej trzydzie�ci mia� stan�� przed sekretarzem stanu,
Cordellem S. Hullem.
Siedz�c w poczekalni biura twarz� do ogromnych czarnych
drzwi z mosi�nymi klamkami, b�bni� palcami po bia�ej papierowej
teczce, kt�r� wyj�� z neseseru. Chcia� unikn�� niezr�cznej ciszy
w chwili, gdy przyjdzie czas j� pokaza�, i wszyscy b�d� czekali, a�
otworzy neseser i znajdzie teczk�. Zamierza�, je�li zajdzie taka
potrzeba, rzuci� j� z ca�� stanowczo�ci� prosto w r�ce sekretarza.
Ale Hull mo�e o ni� wcale nie poprosi�. Mo�e za��da� jedynie
ustnego wyja�nienia, a potem uzna� jego wypowied� za nie do
przyj�cia. W takim przypadku brygadier b�dzie m�g� tylko za-
protestowa�. Niezbyt gwa�townie, rzecz jasna. Informacje zawarte
w teczce nie stanowi�y dowodu, mog�y jedynie podeprze� jego
przypuszczenia.
Genera� spojrza� na zegarek. Dziewi�ta dwadzie�cia cztery.
Ciekaw by�, czy s�ynna punktualno�� Hulla sprawdzi si� tak�e
w przypadku tego spotkania. On sam zjawi� si� we w�asnym biurze
o 7.30, p� godziny wcze�niej ni� normalnie.
Mo�liwe, �e przez memorandum, kt�rego wynikiem by�o dzisiej-
sze spotkanie, b�dzie mia� k�opoty. Bez trudu mog� si� go pozby�.
Wiedzia� jednak, �e ma racj�.
Odgi�� brzeg teczki na tyle, by przeczyta� stron� tytu�ow�
maszynopisu: Canfield, Matthew. Major rezerwy Armii Stan�w
Zjednoczonych. Departament Wywiadu Wojskowego.
Canfield, Matthew... Matthew Canfield. On jest dowodem.
Na biurku niem�odej recepcjonistki zabrz�cza� sygna� interkomu.
* Genera� Ellis? - Prawie nie podnios�a wzroku znad gazety.
* Tak?
* Pan sekretarz przyjmie pana.
Ellis spojrza� na zegarek. Dziewi�ta trzydzie�ci dwie.
Wsta�, podszed� do z�owieszczych czarnych drzwi i otworzy� je.
- Pan wybaczy, generale Ellis. Uzna�em, �e charakter pa�skiego
memorandum wymaga obecno�ci os�b trzecich. Pozwoli pan, �e
przedstawi� podsekretarza Brayducka.
Brygadier by� zaskoczony. Nie spodziewa� si� nikogo wi�cej,
wyra�nie prosi� o rozmow� sam na sam.
Podsekretarz Brayduck sta� po prawej stronie biurka, w odleg�o�ci
oko�o trzech metr�w. Najwyra�niej by� jednym z tych pracownik�w
Bia�ego Domu i Departamentu Stanu, kt�rzy uko�czyli uniwer-
sytet - pe�no ich by�o w administracji Roosevelta. Nawet jego
ubranie jasnoszare flanelowe spodnie i obszerna marynarka w jode�-
k� - stanowi�o niedba�e przeciwie�stwo nieskazitelnego munduru
brygadiera.
- Oczywi�cie, panie sekretarzu... panie Brayduck - skin��
g�ow� genera�.
Cordell S. Hull usiad� za szerokim biurkiem. Dobrze znana
twarz - bardzo jasna cera, przerzedzone bia�e w�osy, zielononiebies-
kie oczy,za szk�ami w stalowej oprawce - wydawa�a si� wi�ksza ni�
w rzeczywisto�ci. Jego zdj�cia nieustannie pojawia�y si� w gazetach
i kronikach filmowych. Nawet na plakatach wyborczych - tych
z nachalnym pytaniem: CZY CHCESZ ZMIENIA� ZAPRZ�G
W �RODKU RZEKI? - wzbudzaj�ca zaufanie, inteligentna twarz
Hulla by�a widoczna tu� za wizerunkiem Roosevelta, czasem bardziej
wyeksponowana ni� twarz Harry'ego Trumana.
Podsekretarz wyj�� z kieszeni kapciuch na tyto� i zacz�� nabija�
fajk�. Hull uporz�dkowa� papiery na biurku, powoli otworzy� tak�
sam� teczk� jak ta, kt�r� brygadier trzyma� w r�ku, i popatrzy� na
ni�. Ellis rozpozna� j�. By�o to jego w�asne poufne memorandum,
kt�re przekaza� Hullowi.
Brayduck zapali� fajk�. Zapach tytoniu sprawi�, �e Ellis ponow-
nie przyjrza� si� podsekretarzowi. By�a to jedna z tych dziwacznych
mieszanek uwa�anych za oryginalne przez ludzi uniwersytetu, lecz
zazwyczaj niestrawnych dla innych znajduj�cych si� w tym samym
pokoju. Brygadier Ellis odetchnie z ulg�, kiedy wojna si� sko�czy.
Roosevelt si� wtedy wyniesie, wynios� si� te� ci tak zwani intelek-
tuali�ci razem ze swoim �mierdz�cym tytoniem.
Trust m�zg�w, po�al si� Bo�e. Lewicowcy, co do jednego.
Najpierw jednak wojna.
Hull podni�s� wzrok na brygadiera.
* Nie musz� chyba panu m�wi�, generale, �e pa�skie memoran-
dum jest bardzo niepokoj�ce.
* Informacje, kt�re uzyska�em, by�y bardzo niepokoj�ce,
panie sekretarzu.
* Niew�tpliwie... niew�tpliwie. Ale czy s� podstawy do wyci�g-
ni�cia takich wniosk�w? To znaczy, czy ma pan co� konkretnego?
* Tak mi si� wydaje.
* Ile os�b z wywiadu wie o tym, Ellis? - wtr�ci� si� Brayduck.
Brak s�owa "genera�" nie uszed� uwagi brygadiera.
* Z nikim na ten temat nie rozmawia�em. I szczerze m�wi�c,
nie s�dzi�em, �e dzi� b�dzie tu kto� opr�cz pana sekretarza.
* Darz� pana Brayducka ca�kowitym zaufaniem, generale
Ellis. Jest tu na moj� pro�b�... na m�j rozkaz, je�li pan woli.
* Rozumiem.
Cordell Hull odchyli� si� do ty�u.
* Bez obrazy, ale zastanawiam si�, czy rzeczywi�cie pan
rozumie... Przysy�a pan �ci�le tajne, bardzo pilne memorandum -
lecz zawarte w nim wywody wydaj� si� nieprawdopodobne.
* Niedorzeczne oskar�enie, kt�rego, jak pan sam przyznaje,
nie mo�na udowodni� - doda� Brayduck z fajk� w z�bach,
podchodz�c do biurka.
- Mo�e nie formu�ujmy tego tak ostro... - Hull za��da�
obecno�ci Brayducka, ale nie zamierza� tolerowa� jego nadmiernej
aktywno�ci, a tym bardziej bezczelno�ci.
Brayduck jednak nie da� si� zby�.
- Panie sekretarzu, wywiad wojskowy trudno nazwa� nie-
omylnym. Mieli�my ju� okazj� wielokrotnie si� o tym przekona�.
Chodzi mi jedynie o to, by kolejna pomy�ka, domys�y oparte na
nie�cis�ych informacjach, nie sta�a si� broni� w r�ku politycznych
przeciwnik�w obecnego rz�du. Za nieca�e cztery tygodnie mamy
wybory!
Wielka g�owa Hulla pochyli�a si�. Powiedzia� nie patrz�c na
Brayducka:
* Nie musi mi pan o tym przypomina�... Natomiast niech mi
b�dzie wolno panu przypomnie�, �e ci��� na nas tak�e inne
zobowi�zania... Nie dotycz�ce polityki wewn�trznej. Czy wyra�am
si� jasno?
* Jak najbardziej. - Brayduck powstrzyma� si� od kolejnych
uwag.
Hull m�wi� dalej:
* Jak zrozumia�em z pa�skiego memorandum, generale Ellis,
twierdzi pan, �e wp�ywowy cz�onek niemieckiego dow�dztwa jest
obywatelem ameryka�skim dzia�aj�cym pod przybranym nazwi-
skiem - i to nazwiskiem znanym nam bardzo dobrze - Heinrich
Kroeger.
* Tak. Tyle �e wyrazi�em to w trybie przypuszczaj�cym -
napisa�em, �e by� mo�e tak jest.
* Ponadto daje pan do zrozumienia, �e Heinrich Kroeger
wsp�pracuje lub jest powi�zany z du�ymi korporacjami w tym
kraju. Z zak�adami realizuj�cymi zam�wienia rz�dowe, z produkcj�
zbrojeniow�.
* Zgadza si�, panie sekretarzu. Ale napisa�em, �e by�, nieko-
niecznie jest.
* Czasy gramatyczne trac� znaczenie w przypadku takich
oskar�e�. - Cordell Hull zdj�� okulary w stalowej oprawce i po�o�y�
je obok teczki. - Zw�aszcza podczas wojny.
Podsekretarz Brayduck odezwa� si� pykaj�c fajk�:
* Stwierdza pan r�wnie�, �e nie ma pan na to �adnego
konkretnego dowodu.
* To, czym dysponuj�, okre�la si� jako poszlaki. Poszlaki
takiego rodzaju, �e gdybym nie powiadomi� o nich pana sekretarza,
by�oby to wed�ug mnie naruszeniem obowi�zk�w. - Brygadier
wzi�� g��boki oddech. Wiedzia�, �e po tym, co teraz powie, nie
b�dzie si� m�g� ju� wycofa�. - Chcia�bym wskaza� na kilka
istotnych fakt�w dotycz�cych Heinricha Kroegera... Po pierwsze,
jego akta personalne s� niepe�ne. Nie dosta� opinii z partii, jak
wi�kszo�� cz�onk�w. A jednak, podczas gdy inni przychodz�
i odchodz�, on pozostaje. Z pewno�ci� musi mie� poparcie Hitlera.
* Wiemy o tym. - Hull nie lubi� powtarzania znanych
wiadomo�ci tylko po to, �eby zwi�kszy� si�� argumentacji.
* Samo nazwisko, panie sekretarzu. Heinrich jest imieniem
r�wnie popularnym jak William czy John, a Kroeger to tak jak
Smith albo Brown u nas.
* Nonsens, generale. - Z fajki Brayducka wydobywa�y si�
spiralki dymu. - Gdyby�my brali pod uwag� nazwiska, po�owa
naszego dow�dztwa polowego by�aby podejrzana.
Ellis odwr�ci� si� do Brayducka, daj�c mu w pe�ni odczu�, czym
jest pogarda wojskowego.
- Mimo wszystko uwa�am ten fakt za istotny, panie podsek-
retarzu.
Hull zacz�� si� zastanawia�, czy obecno�� Brayducka by�a
rzeczywi�cie takim dobrym pomys�em.
* Panowie, nie ma sensu odnosi� si� do siebie z wrogo�ci�.
* Przykro mi, �e pan tak to widzi, panie sekretarzu. -
Brayduck ponownie nie przyj�� upomnienia do wiadomo�ci. - Jak
rozumiem, mam tu dzi� pe�ni� funkcj� adwokata diab�a. �aden
z nas, a zw�aszcza pan, panie sekretarzu, nie ma zbyt du�o czasu...
Hull spojrza� na Brayducka, obracaj�c si� jednocze�nie na fotelu.
* Wykorzystajmy wi�c ten czas. Prosz� kontynuowa�, generale.
* Dzi�kuj�, panie sekretarzu. Miesi�c temu przekazano przez
Lizbon� wiadomo��, �e Kroeger chce si� z nami skontaktowa�.
Zorganizowali�my wszystko i oczekiwali�my podj�cia normalnych
w takim przypadku krok�w... Kroeger jednak nie zgodzi� si� na
standardow� procedur� - odm�wi� jakichkolwiek kontakt�w
z jednostkami brytyjskimi lub francuskimi - i domaga� si�
porozumienia bezpo�rednio z Waszyngtonem.
* Je�li mo�na... - ton Brayducka by� uprzejmy. - Nie
uwa�am tej decyzji za niezwyk��. W ko�cu jeste�my czynnikiem
dominuj�cym.
* Jest niezwyk�a, panie Brayduck. Kroeger chce rozmawia�
tylko z majorem Canfieldem... majorem Matthew Canfieldem,
kt�ry jest, a raczej by�, oficerem wojskowego wywiadu sta-
cjonowanym w Waszyngtonie.
Brayduck wyj�� fajk� z ust i spojrza� na genera�a. Cordell Hull
pochyli� si� do przodu, opieraj�c �okcie na biurku.
* Nie wspomina pan o tym w swoim memorandum -
stwierdzi�.
* Pomin��em t� kwesti�, na wypadek gdyby przeczyta� to kto�
jeszcze poza panem.
- Zwracam honor, generale. - Brayduck m�wi� szczerze.
Ellis u�miechn�� si�, rad ze zwyci�stwa.
Hull odchyli� si� w fotelu.
* Wysoko postawiony cz�onek hitlerowskiego dow�dztwa
domaga si� kontaktu jedynie z nieznanym oficerem wywiadu.
Niezwyk�e!
* Niezwyk�e, ale mog�o si� zdarzy�... Za�o�y�em, �e major
Canfield spotka� Kroegera przed wojn�. W Niemczech.
Brayduck zrobi� krok w stron� brygadiera.
* Ale jednocze�nie sugeruje pan, �e Kroeger mo�e nie by�
Niemcem. A wi�c w okresie mi�dzy wiadomo�ci� od Kroegera
z Lizbony a pa�skim memorandum do sekretarza zmieni� pan
zdanie. Co by�o tego przyczyn�? Canfield?
* Tak. Major Canfield jest kompetentnym oficerem wywiadu.
Do�wiadczony cz�owiek. Jednak�e, odk�d zacz�a si� ta sprawa
z Kroegerem, zacz�� wykazywa� wyra�ne objawy napi�cia. Zrobi�
si� bardzo nerwowy i przesta� dzia�a� tak, jak przysta�o na oficera
z jego przesz�o�ci� i do�wiadczeniem... Niekt�re jego instrukcje
i polecenia wydaj� si� dosy� dziwne...
* Mianowicie?
- Mam wyst�pi� do prezydenta Stan�w Zjednoczonych z ��-
daniem, by zanim major Canfield skontaktuje si� z Kroegerem,
dostarczono mu tajne akta z archiwum Departamentu Stanu z nie
naruszonymi piecz�ciami.
Brayduck wyj�� fajk� z ust zamierzaj�c zaprotestowa�.
* Chwileczk�, panie Brayduck. - Brayduck niew�tpliwie jest
bardzo bystry, pomy�la� Hull, ale czy zdaje sobie spraw�, co dla
zawodowego oficera pokroju Ellisa oznacza takie t�umaczenie -si�
przed nimi dwoma? Wielu oficer�w wola�oby zostawi� ca�� spraw�
w spokoju, ni� znale�� si� w takiej sytuacji.
* Czy mam racj� zak�adaj�c, �e jest pan jednak za wydaniem
tych akt Canfieldowi?
* To pa�ska opinia. Zwr�c� jedynie uwag�, �e Heinrich
Kroeger ma sw�j udzia� w ka�dej wa�nej decyzji podejmowanej
przez narodowych socjalist�w od czasu powstania tej partii.
* Czy dezercja Heinricha Kroegera mo�e przyspieszy� zako�-
czenie wojny?
* Nie wiem. Ale bra�em pod uwag� tak� mo�liwo��. Dlatego
tu jestem.
- Co to za akta, kt�rych domaga si� ten major Canfield? -
Brayduck by� zirytowany.
* Znam tylko ich numer i rodzaj klasyfikacji podany przez
archiwum Departamentu Stanu.
* To znaczy? - Cordell Hull ponownie si� pochyli� i opar� na
biurku.
Ellis zawaha� si�. Okre�lenie kategorii akt bez udzielenia Hullowi
dok�adniejszych informacji o Canfieldzie nie za�atwia�o sprawy.
M�g�by to zrobi�, gdyby nie by�o Brayducka. Niech szlag trafi
ch�opc�w z uniwersytetu. Zawsze czu� si� niepewnie w towarzystwie
takich ludzi. Cholera, pomy�la�. Chyba musi powiedzie� wszystko
w obecno�ci podsekretarza.
- Zanim odpowiem na pana pytanie, pozwol� sobie udzieli�
pewnych wyja�nie�, kt�re wed�ug mnie s� nierozerwalnie zwi�zane
z ca�� t� spraw�.
- Prosz� bardzo. - Hull nie by� pewien, czy jest zirytowany,
czy zafascynowany.
* Ostateczne porozumienie pomi�dzy Heinrichem Kroegerem
a majorem Canfieldem uzale�nione jest od spotkania z kim�, kogo
okre�lono jedynie jako... April Red - Czerwony Kwiecie�. Spot-
kanie to ma si� odby� w Bernie, w Szwajcarii, przed podj�ciem
rozm�w z Kroegerem.
* Kim jest ten April Red, generale? Z pa�skiego tonu wnios-
kuj�, �e pan wie. - Bardzo ma�o umyka�o uwagi podsekretarza
Brayducka, u�wiadomi� sobie z niepokojem brygadier Ellis.
* Owszem. Wydaje mi si�, �e wiem... - Ellis otworzy�
trzyman� w r�ku bia�� teczk� i przerzuci� pierwsz� stron�. - Je�li
pan pozwoli, panie sekretarzu, wynotowa�em z kartoteki majora
Canfielda nast�puj�ce dane.
* Prosz� bardzo, generale.
* Matthew Canfield zacz�� pracowa� dla rz�du w Depar-
tamencie Spraw Wewn�trznych w marcu tysi�c dziewi��set siedem-
nastego. Wykszta�cenie - rok na Uniwersytecie Stanowym w Okla-
homie, potem p�tora roku wieczorowych kurs�w w Waszyngtonie.
Zatrudniony jako m�odszy inspektor w sekcji nadu�y� rz�dowych
Departamentu. Awansowany na inspektora terenowego w tysi�c
dziewi��set osiemnastym. Przydzielony do Grupy 20, kt�ra, jak
panowie wiedz�...
Cordell Hull przerwa� mu:
* Ma�a, �wietnie wyszkolona jednostka wkraczaj�ca w przy-
padkach konfliktu interes�w, powa�nych malwersacji itp. w czasie
pierwszej wojny �wiatowej. Dzia�aj�ca bardzo skutecznie... a� do
chwili, gdy, jak wi�kszo�� tego typu jednostek, zacz�a mie� o sobie
zbyt wysokie mniemanie. Rozwi�zana, jak s�dz�, w dwudziestym
dziewi�tym lub trzydziestym.
* W trzydziestym drugim, panie sekretarzu. - Genera� Ellis
by� zadowolony, �e rozporz�dza dok�adnymi danymi. Prze�o�y�
kartk� i czyta� dalej: - Canfield pracowa� dla Departamentu
Spraw Wewn�trznych przez dziesi�� lat, wci�� awansuj�c. Wyr�nia�
si�. Mia� doskona�� opini�. Odszed� w maju dwudziestego si�dmego
i zosta� zatrudniony w Zak�adach Scarlatti.
Na d�wi�k nazwiska Scarlatti Hull i Brayduck zesztywnieli.
- W kt�rym z zak�ad�w?
- Biura. Pi�ta Aleja pi��set dwadzie�cia pi��, Nowy Jork.
Cordell Hull bawi� si� cienkim czarnym sznureczkiem od binokli.
* Niez�y skok. Z wieczorowej szko�y w Waszyngtonie do
dyrekcji firmy Scarlatti. - Odwr�ci� wzrok od genera�a.
* Czy Scarlatti to jedna z korporacji, o kt�rych wspomina pan
w swoim memorandum? - Brayduck nie nale�a� do cierpliwych.
Zanim brygadier zd��y� odpowiedzie�, Cordell Hull podni�s� si�
z fotela. By� wysoki i barczysty, du�o pot�niejszy od dw�ch
pozosta�ych m�czyzn.
- Generale Ellis, prosz� nie odpowiada� na �adne dalsze
pytania!
Brayduck wygl�da�, jakby wymierzono mu policzek. Wpatrywa�
si� w Hulla zmieszany i zaskoczony rozkazem sekretarza. Hull
popatrzy� na niego i powiedzia� cicho:
- Przepraszam, panie Brayduck. Nie mog� nic zagwarantowa�,
jednak mam nadziej�, �e b�d� m�g� to panu p�niej wyja�ni�. Czy
do tego czasu mo�e nas pan zostawi� samych?
* Oczywi�cie. - Brayduck wiedzia�, �e ten uczciwy i dobry
starszy cz�owiek ma powody, by tak post�pi�. - Nie ma potrzeby
niczego wyja�nia�.
* Zas�uguje pan na to.
* Dzi�kuj�, panie sekretarzu. Je�li chodzi o to spotkanie, mo�e
pan by� pewien mojej dyskrecji.
Hull odprowadzi� Brayducka wzrokiem. Kiedy zamkn�y si� za
nim drzwi, zwr�ci� si� do genera�a, kt�ry sta� z wyrazem ca�kowitej
dezorientacji na twarzy.
- Podsekretarz Brayduck jest doskona�ym pracownikiem ad-
ministracji pa�stwowej. Moje polecenie, by nas opu�ci�, w �adnym
wypadku nie powinno by� rozumiane jako krytyka jego postawy
lub pracy.
- Tak jest.
Hull z powrotem usiad� w fotelu.
- Poprosi�em pana Brayducka, by wyszed�, poniewa� chyba
wiem co� o tym, o czym b�dzie pan za chwil� m�wi�. A je�li mam
racj�, to lepiej, �eby�my byli sami.
Brygadier by� poruszony. Niemo�liwe, �eby Hull co� wiedzia�.
* Prosz� si� uspokoi�, generale. Nie jestem jasnowidzem...
By�em w Izbie Reprezentant�w w czasie, o kt�rym pan m�wi.
Pa�skie s�owa przywo�a�y pewne wspomnienie. Odleg�e wspomnienie
jednego bardzo ciep�ego popo�udnia w Izbie... Ale by� mo�e si�
myl�. Wr��my do miejsca, w kt�rym pan przerwa�. Nasz major
Canfield zosta� zatrudniony w Zak�adach Scarlatti... to do��
niezwyk�e, zgodzi si� pan?
* Istnieje logiczne wyt�umaczenie. W sze�� miesi�cy po �mierci
Ulstera Stewarta Scarletta w Zurychu Canfield po�lubi� wdow� po
nim. Scarlett by� m�odszym z dw�ch �yj�cych syn�w Giovanniego
i Elizabeth Scarlattich, za�o�ycieli Zak�ad�w Scarlatti.
Cordell Hull zamkn�� na chwil� oczy.
* Prosz� m�wi� dalej.
* Ulster Scarlett i jego �ona, Janet Saxon Scarlett, mieli syna
Andrew Rolanda, kt�ry zosta� zaadoptowany przez Matthew
Canfielda po jego �lubie z wdow�. Ma teraz osiemna�cie lat.
Ch�opiec jest prawowitym dziedzicem maj�tku Scarlattich. Canfield
pracowa� dla Zak�ad�w do sierpnia czterdziestego roku, a potem
ponownie zacz�� pracowa� dla rz�du i otrzyma� przydzia� do
wywiadu.
Genera� Ellis przerwa� i spojrza� na Cordella Hulla znad teczki.
Zastanawia� si�, czy Hull zaczyna rozumie�, ale twarz sekretarza
by�a bez wyrazu.
* Wspomnia� pan o aktach, kt�rych Canfield za��da� z ar-
chiwum. Co w nich jest?
* To nast�pna sprawa, kt�r� mia�em poruszy�, panie sek-
retarzu. - Ellis prze�o�y� kolejn� kartk�. - Znamy jedynie numer
tych akt, wskazuj�cy na rok zg�oszenia informacji... tysi�c dziewi��-
set dwudziesty sz�sty, a �ci�lej m�wi�c, czwarty kwarta� tego roku.
* Jaki jest stopie� ich utajnienia?
* Najwy�szy. Mog� by� wydane tylko na rozkaz podpisany
przez prezydenta - w przypadku, gdy w gr� wchodzi bezpiecze�-
stwo pa�stwa.
* Przypuszczam, �e jednym z sygnatariuszy by� cz�owiek
zatrudniony w Departamencie Spraw Wewn�trznych. Cz�owiek
o nazwisku Canfield.
Brygadier by� wyra�nie zdenerwowany.
* Zgadza si�.
* Jak s�dz�, u�wiadomi� mu pan, �e jego zachowanie jest
niezgodne z prawem?
- Zagrozi�em mu s�dem wojennym. Odpar� na to, �e mo�emy
mu odm�wi�.
* Ale w�wczas kontakt z Kroegerem nie zostanie nawi�zany?
* Tak... Moim zdaniem major Canfield wola�by sp�dzi� reszt�
�ycia w wojskowym wi�zieniu, ni� zmieni� stanowisko.
Cordell Hull podni�s� si� z fotela i spojrza� na genera�a. -
Pa�skie wnioski?
- Wed�ug mnie April Red, o kt�rego chodzi Heinrichowi
Kroegerowi, to Andrew Roland, syn Kroegera. Inicja�y s� takie
same. Ch�opak urodzi� si� w kwietniu, w dwudziestym sz�stym.
Uwa�am, �e Heinrich Kroeger to Ulster Scarlett.
- Scarlett zmar� w Zurychu. - Hull uwa�nie obserwowa�
genera�a.
- Okoliczno�ci tej �mierci s� niejasne. W rejestrze jest tylko
�wiadectwo zgonu z podrz�dnego s�du w ma�ej miejscowo�ci
po�o�onej trzydzie�ci mil od Zurychu i niemo�liwe do sprawdzenia
za�wiadczenia podpisane przez ludzi, o kt�rych ani wcze�niej, ani
potem nikt nie s�ysza�.
Hull ch�odno patrzy� genera�owi w oczy.
* Zdaje sobie pan spraw� z tego, co pan m�wi? Korporacja
Scarlatti to jeden z gigant�w �wiata biznesu.
* Tak, panie sekretarzu, zdaj� sobie spraw�. Co wi�cej,
twierdz�, �e major Canfield wie, kim jest Kroeger, i zamierza
zniszczy� tamte akta.
* Uwa�a pan, �e to spisek? Spisek maj�cy na celu ukrycie
to�samo�ci Kroegera?
- C�... Nie potrafi� okre�la� motyw�w post�powania innych
ludzi. Ale reakcje majora Canfielda wydaj� si� tak bardzo emo-
cjonalne, �e jestem sk�onny uzna� to za spraw� w najwy�szym
stopniu osobist�.
Hull u�miechn�� si�.
- My�l�, �e bardzo dobrze radzi pan sobie z okre�laniem
motyw�w... Lecz czy s�dzi pan, �e w tych aktach zawarta jest
prawda? I je�li tak jest, to dlaczego Canfield zwraca na nie nasz�
uwag�? Z pewno�ci� wie, �e skoro mo�emy wydosta� je dla niego,
to r�wnie dobrze mo�emy wydosta� je dla siebie. Gdyby siedzia�
cicho, mogliby�my si� nigdy o tym wszystkim nie dowiedzie�.
* S�dz�, �e Canfield wie, co robi. Prawdopodobnie wychodzi
z za�o�enia, i� wkr�tce i tak o wszystkim si� dowiemy.
* Jak?
* Od Kroegera... Poza tym Canfield postawi� warunek, �e
piecz�cie akt maj� by� nietkni�te. A on jest w tych sprawach
ekspertem, panie sekretarzu. Zorientowa�by si�, gdyby kto� przy
nich co� robi�.
Cordell Hull, z d�o�mi splecionymi z ty�u, obszed� biurko
dooko�a, omijaj�c brygadiera. Ch�d mia� sztywny, nie dopisywa�o
mu zdrowie. Brayduck mia� racj�, pomy�la�. Je�li wyjdzie na jaw
cho�by jakikolwiek zwi�zek pomi�dzy pot�nymi ameryka�skimi
przemys�owcami a dow�dztwem Trzeciej Rzeszy, mo�e to rozbi�
kraj. Zw�aszcza teraz, w okresie wybor�w.
* Wed�ug pana, czy je�li dostarczymy akta majorowi Canfiel-
dowi, zabierze on ch�opca na spotkanie z Kroegerem?
* Uwa�am, �e tak.
- Dlaczego? To okrutne zrobi� co� takiego osiemnastolatkowi.
Genera� zawaha� si�.
- Nie jestem pewien, czy Canfield ma jaki� wyb�r. Nic nie
powstrzyma Kroegera od zorganizowania wszystkiego w inny
spos�b.
Hull przesta� chodzi� i spojrza� na genera�a. Podj�� ju� decyzj�.
* Prezydent podpisze rozkaz wydania akt. Ale tylko pod
warunkiem, �e pa�skie domys�y pozostan� mi�dzy nami.
* Mi�dzy nami...?
* Przeka�� prezydentowi Rooseveltowi tre�� naszej rozmowy,
lecz nie b�d� go obci��a� pa�skimi przypuszczeniami, kt�re mog�
okaza� si� bezpodstawne. By� mo�e jest to jedynie zbieg okoliczno-
�ci, kt�ry da si� �atwo wyja�ni�.
* Rozumiem.
* Je�li jednak ma pan racj�, Heinrich Kroeger mo�e do-
prowadzi� Berlin do upadku. Niemcy s� w agonii... Jak pan
zauwa�y�, Kroeger w niezwyk�y spos�b utrzyma� si� na stanowisku.
Jest cz�onkiem elity otaczaj�cej Hitlera. Ale je�li pan si� myli, wtedy
obaj musimy pomy�le� o dw�ch ludziach, kt�rzy wkr�tce b�d�
w drodze do Berna.
Genera� Ellis schowa� papiery do bia�ej teczki, podni�s� neseser
stoj�cy u jego st�p i podszed� do wielkich czarnych drzwi. Kiedy
zamyka� je za sob�, dostrzeg� utkwiony w nim wzrok Hulla. Poczu�
nieprzyjemne �ciskanie w do�ku.
Hull jednak nie my�la� o generale. Przypomina� sobie tamto
ciep�e popo�udnie dawno temu w Izbie Reprezentant�w. Kolejni
cz�onkowie wstawali i odczytywali p�omienne teksty, wpisane potem
do Kroniki Kongresu, wychwalaj�ce dzielnego m�odego Ameryka-
nina, kt�ry zosta� uznany za poleg�ego. Wszyscy spodziewali si�, �e
on, czcigodny przedstawiciel wspania�ego stanu Tennessee, tak�e
si� wypowie. G�owy nieustannie zwraca�y si� w jego kierunku.
By� jedynym cz�onkiem Izby, kt�ry zna� osobi�cie s�ynn�
Elizabeth Scarlatti, matk� dzielnego m�odzie�ca gloryfikowanego
przez Kongres Stan�w Zjednoczonych.
Mimo r�nic w pogl�dach politycznych, Hull i jego �ona od lat
przyja�nili si� z Elizabeth Scarlatti.
A jednak w owo ciep�e popo�udnie Hull zachowa� milczenie.
Zna� Ulstera Stewarta Scarletta i gardzi� nim.
ROZDZIA� 2
Br�zowa limuzyna z emblematem Armii Stan�w Zjednoczonych
na drzwiach skr�ci�a w prawo na Dwudziestej Drugiej i wjecha�a na
plac Gramercy.
Siedz�cy z ty�u Matthew Canfield pochyli� si�, zdj�� z kolan
neseser i postawi� go przy nogach. Naci�gn�� prawy r�kaw p�aszcza,
�eby zakry� gruby srebrny �a�cuch ciasno oplataj�cy jego przegub
i przyczepiony do metalowej r�czki walizeczki.
Wiedzia�, �e jej zawarto��, a raczej fakt, i� on jest jej posiada-
czem, oznacza jego koniec. Kiedy ju� b�dzie po wszystkim -
ukrzy�uj� go, �eby tylko oczy�ci� armi� z zarzut�w.
Wojskowy samoch�d skr�ci� dwukrotnie w lewo i zatrzyma� si�
przed wej�ciem do budynku Gramercy Arms Apartments. Portier
w uniformie otworzy� tylne drzwi i Canfield wysiad�.
- B�d� z powrotem za p� godziny - powiedzia� do szofera. -
Nie p�niej.
Blady sier�ant, najwyra�niej zaznajomiony ze zwyczajami zwierz-
chnika, odpar�:
- Wr�c� za dwadzie�cia minut, panie majorze.
Canfield skin�� g�ow� z zadowoleniem, odwr�ci� si� i wszed� do
budynku. Jad�c wind� w g�r� u�wiadomi� sobie, jak bardzo
jest zm�czony. Zdawa�o mu si�, �e numer ka�dego pi�tra wy�wiet-
lany jest du�o d�u�ej ni� trzeba; przerwy mi�dzy kondygnacjami
ci�gn�y si� bez ko�ca. A przecie� si� nie spieszy�. Wcale si� nie
spieszy�.
Osiemna�cie lat. Koniec k�amstwa, lecz nie koniec strachu.
Strachu pozb�dzie si� dopiero wtedy, gdy Kroeger umrze.
Janet i Andrew b�d� �yli. Je�li potrzebna jest czyja� �mier�, to
w�a�nie Kroegera. Ju� on tego dopilnuje.
Nie wyjedzie z Berna, dop�ki Kroeger nie umrze.
Kroeger albo on.
A najprawdopodobniej obaj.
Z windy skr�ci� w lewo i przeszed� przez kr�tki korytarz.
Otworzy� kluczem drzwi i wszed� do du�ego przyjemnego salonu,
urz�dzonego w stylu w�oskim. Dwa wielkie wykuszowe okna
wychodzi�y na park.
Drzwi od biblioteki otworzy�y si� i do salonu wszed� m�ody
cz�owiek. Bez entuzjazmu kiwn�� Canfieldowi g�ow�.
- Cze��, tato.
Canfield popatrzy� na ch�opca. Z ogromnym trudem powstrzy-
ma� si�, �eby nie podbiec do syna i nie u�ciska� go.
Jego syn.
I nie jego.
Wiedzia�, �e gdyby pozwoli� sobie na jaki� bardziej czu�y gest,
zosta�by odtr�cony. Ch�opiec by� czujny i, cho� stara� si� tego nie
okazywa�, przestraszony.
* Cze�� - odezwa� si� major. - Pom� mi z t� walizk�, co?
M�odzieniec podszed� do starszego m�czyzny i powiedzia� cicho:
* Jasne.
Razem otworzyli g��wne zapi�cie �a�cucha, po czym ch�opak
przytrzyma� walizk� tak, by Canfield m�g� otworzy� drugi, szyfrowy
zamek, przymocowany do przegubu. Kiedy j� odczepili, Canfield
zdj�� kapelusz, p�aszcz i marynark� od munduru i rzuci� je na fotel.
Ch�opiec trzyma� neseser stoj�c nieruchomo przed majorem. By�
bardzo przystojny. Mia� jasne niebieskie oczy pod ciemnymi
brwiami, zgrabny, cho� leciutko zadarty nos i czarne w�osy starannie
zaczesane do ty�u. Smag�a cera sprawia�a wra�enie opalenizny. By�
wysoki - ponad metr osiemdziesi�t wzrostu. Mia� na sobie szare
flanelowe spodnie, niebiesk� koszul� i tweedow� marynark�.
- I co ty na to? - zapyta� Canfield.
Po chwili milczenia us�ysza� odpowied�:
- Bardziej mi si� podoba�a �agl�wka, kt�r� dosta�em od ciebie
i mamy na dwunaste urodziny.
Starszy m�czyzna odwzajemni� u�miech m�odszego.
* Nie w�tpi�.
* Czy to jest to? - Ch�opak po�o�y� walizk� na stole i zab�bni�
po niej palcami.
* Tak.
* Powinienem czu� si� zaszczycony.
* Potrzebne by�o specjalne zarz�dzenie prezydenta, �eby dosta�
si� do archiwum.
* Naprawd�? - Ch�opiec podni�s� wzrok.
* Nie denerwuj si�. W�tpi�, �eby wiedzia�, co tam jest.
* Jak to?
* Taka by�a umowa.
* Nie wierz�.
* My�l�, �e uwierzysz, jak przeczytasz. Chyba tylko dziesi�ciu
ludzi widzia�o to w ca�o�ci i wielu z nich ju� nie �yje. Kiedy
opracowywali�my ostatni�, czwart� cz�� akt, robili�my to partiami...
w tysi�c dziewi��set trzydziestym �smym. Jest w oddzielnej teczce
z o�owianymi plombami. Kartki s� pomieszane i trzeba je dopiero
u�o�y�. Klucz, wed�ug kt�rego masz je uporz�dkowa�, podano na
pierwszej stronie. - Major rozlu�ni� krawat i zacz�� rozpina� koszul�.
* Czy te wszystkie �rodki ostro�no�ci by�y konieczne?
* Uwa�ali�my, �e tak. Korzystali�my te� z kilku zespo��w
maszynistek. - Major ruszy� w stron� drzwi do sypialni. Wszed�
do �rodka, zdj�� koszul� i rozwi�za� buty. M�odzieniec pod��y� za
nim i stan�� na progu. /
* Kiedy wyruszamy? - spyta�.
* W czwartek.
* Czym?
* Samolotem Dow�dztwa Lotnictwa Bombowego. Z bazy
lotniczej Matthews do Nowej Fundlandii, potem Islandia, Grenlan-
dia i Irlandia. Z Irlandii prosto do Lizbony.
* Do Lizbony?
* Tam przejmie nas szwajcarska ambasada. Zabior� nas do
Berna...
Zdj�wszy spodnie, Canfield wyci�gn�� z szafy drug�, jasnoszar�
par� i za�o�y� j�.
- Co powiemy mamie? - zapyta� ch�opak.
Nie odpowiadaj�c, Canfield poszed� do �azienki. Nape�ni�
umywalk� gor�c� wod� i zacz�� namydla� twarz.
Ch�opiec wodzi� za nim oczami, ale nie poruszy� si� i nie
przerwa� milczenia. Wyczu�, �e Canfield jest bardziej zdenerwowany,
ni� chcia� to okaza�.
- Wyjmij mi czyst� koszul� z drugiej szuflady, dobrze? I po��
j� na ��ku.
- Jasne. - Ze sterty w szufladzie komody ch�opiec wybra�
popelinow� koszul� z szerokim ko�nierzykiem.
Canfield gol�c si� m�wi�:
* Dzi� jest poniedzia�ek, wi�c b�dziemy mieli trzy dni. Ja
zajm� si� ostatnimi przygotowaniami, a tobie da to czas, �eby
przestudiowa� akta. B�dziesz mia� pewnie sporo pyta�, ale chyba
nie musz� ci m�wi�, �e masz si� z nimi zwraca� wy��cznie do mnie.
Zreszt� i tak nie ma nikogo innego, kto m�g�by ci udzieli�
odpowiedzi, lecz gdyby ci� przypili�o i chcia�by� z�apa� za telefon,
powstrzymaj si�.
* Rozumiem.
* Tak na marginesie, nie czuj si� zobowi�zany do zapami�tania
czegokolwiek. To nie jest wa�ne. Musisz tylko zrozumie�.
Czy by� uczciwy wobec ch�opca? Czy obci��anie go tym
wszystkim by�o rzeczywi�cie konieczne? Canfield przekonywa� sam
siebie, �e tak, gdy� niezale�nie od razem prze�ytych lat, niezale�nie
od ��cz�cego ich uczucia, Andrew nosi� nazwisko Scarlett. Za par�
lat odziedziczy jedn� z najwi�kszych fortun na ziemi.
Ale czy na pewno jego decyzja jest s�uszna?
A mo�e wybra� drog�, kt�ra by�a naj�atwiejsza dla niego?
O Bo�e! Niech kto� zdejmie z niego t� odpowiedzialno��.
Wytar� r�cznikiem twarz, skropi� j� wod� Pinaud i zacz��
zak�ada� koszul�.
* Je�li chcesz wiedzie�, to zostawi�e� wi�kszo�� brody -
odezwa� si� ch�opiec.
* Nie chc� wiedzie�.
Z wieszaka na drzwiach szafy zdj�� krawat, z drugiego �ci�gn��
ciemnoniebieski blezer.
- Mo�esz zacz�� czyta�, kiedy wyjd�. Je�li p�jdziesz na obiad,
schowaj teczk� do sekretarzyka po prawej stronie drzwi. I zamknij
go. Tu masz klucz. - Odczepi� z k�ka ma�y kluczyk.
Wyszli z sypialni i Canfield ruszy� w kierunku drzwi wyj�ciowych.
* Albo mnie nie s�ysza�e�, albo nie chcesz odpowiedzie�, ale co
z mam�? - Andrew nie dawa� za wygran�.
* S�ysza�em. - Canfield odwr�ci� si� do m�odzie�ca. - Janet
nie b�dzie o niczym wiedzia�a.
* Dlaczego? A je�li co� si� stanie? |
Canfield by� wyra�nie zdenerwowany.
* Zdecydowa�em, �e nie dowie si� o niczym.
* Nie zgadzam si� z tob�.
* To mnie nie obchodzi.
* Mo�e powinno. Jestem teraz dosy� wa�ny... nie z w�asnej
woli, tato.
* I my�lisz, �e upowa�nia ci� to do m�wienia mi, co mam
robi�?
* Po prostu my�l�, �e mam prawo by� wys�uchanym... Wiem,
�e jeste� zdenerwowany, ale ona jest moj� matk�.
- A moj� �on�. Nie zapominaj o tym, Andy, dobrze?
Zrobi� kilka krok�w w stron� ch�opca, ale Andrew Scarlett
odwr�ci� si� i podszed� do sto�u, na kt�rym obok lampy le�a�a
czarna sk�rzana walizka.
- Nie pokaza�e� mi, jak si� otwiera ten neseser.
- Nie jest zamkni�ty. Zamki otworzy�em w samochodzie.
Teraz otwiera si� jak ka�da inna walizka.
M�ody Scarlett nacisn�� zapi�cia. Odskoczy�y.
* Wiesz, wczoraj wieczorem ci nie uwierzy�em - powiedzia�
cicho, podnosz�c wieko walizki.
* Nie dziwi� si�.
* Nie. Nie chodzi mi o mojego prawdziwego ojca. W to
uwierzy�em, bo odpowiada�o na wiele pyta� dotycz�cych ciebie. -
Odwr�ci� si� i spojrza� na starszego m�czyzn�. - Zreszt� to nawet
nie by�y pytania, bo zawsze zdawa�o mi si�, �e wiem, dlaczego tak
si� zachowywa�e�. Domy�li�em si�, �e ty po prostu nie lubisz
Scarlett�w... Nie mnie, ale rodziny Scarlett. Wujka Chancellora,
ciotki Allison, wszystkich dzieciak�w. Ty i mama zawsze si� z nich
�miali�cie. Ja te�... Pami�tam, ile b�lu ci sprawi�o wyja�nienie mi,
dlaczego moje nazwisko nie mo�e by� takie samo jak twoje.
Przypominasz sobie?
* Oczywi�cie... - Canfield u�miechn�� si� �agodnie.
* Ale przez te ostatnie kilka lat zmieni�e� si�. Znienawidzi�e�
Scarlett�w. W�cieka�e� si� za ka�dym razem, gdy kto� wspomnia�
o Zak�adach Scarlatti. Dostawa�e� sza�u, kiedy prawnicy Scarlat-
tich ustalali terminy spotka�, �eby om�wi� moje sprawy z tob�
i mam�. Mama by�a na ciebie z�a, uwa�a�a, �e zachowujesz si�
bezsensownie... Myli�a si�. Teraz to rozumiem... Widzisz wi�c, �e
jestem got�w uwierzy� we wszystko, cokolwiek tu jest. - Zamkn��
teczk�.
* Nie b�dzie to �atwe.
* Teraz te� nie jest. Dopiero co otrz�sn��em si� z pierwszego
szoku. - Usi�owa� si� u�miechn��. - C�, zapewne naucz� si�
z tym �y�... Nie zna�em go. Nigdy nic dla mnie nie znaczy�. Nie
zwraca�em uwagi na opowie�ci wujka Chancellora. Widzisz, ja nie
chcia�em nic wiedzie�. Wiesz, dlaczego?
Canfield uwa�nie patrzy� na ch�opca.
* Nie - odpowiedzia� po chwili.
* Poniewa� nie chcia�em nale�e� do nikogo innego opr�cz
ciebie... i Janet.
Wielki Bo�e, pomy�la� Canfield.
* Musz� i��. - Ponownie ruszy� w stron� drzwi wyj�ciowych.
* Jeszcze nie. Niczego nie ustalili�my.
* Nie ma nic do ustalania.
* Nie dowiedzia�e� si�, w co nie uwierzy�em wczoraj wieczorem.
Canfield zatrzyma� si� z r�k� na klamce.
* W co?
* �e matka... nie wie o nim.
Canfield zdj�� r�k� z klamki i stan�� przy drzwiach. Kiedy si�
odezwa�, g�os mia� cichy i opanowany.
- My�la�em, �e da si� tego" unikn��. Przynajmniej do czasu,
gdy przeczytasz akta.
- Odpowiedz mi teraz albo nawet do nich nie zajrz�. Je�li
mamy co� przed ni� ukry�, chc� wiedzie� dlaczego, zanim zrobi�
nast�pny krok.
Major wr�ci� na �rodek pokoju.
* Co mam powiedzie�? �e zabi�oby j� to, gdyby si� do-
wiedzia�a?
* A zabi�oby?
* Prawdopodobnie nie. Ale nie mam odwagi tego sprawdza�.
* Od jak dawna wiesz?
Canfield podszed� do okna. W parku nie by�o ju� dzieci.
Zamkni�to bram�.
* Dwunastego czerwca trzydziestego sz�stego dokona�em
ostatecznej identyfikacji. P�tora roku p�niej, drugiego stycznia
trzydziestego �smego, wprowadzi�em poprawki do akt.
* Chryste Panie.
* Tak... Chryste Panie.
* I nigdy jej nie powiedzia�e�?
* Nie.
* Dlaczego, tato?
* M�g�bym wyliczy� dwadzie�cia albo trzydzie�ci dobrych
powod�w - powiedzia� Canfield spogl�daj�c wci�� na park
Gramercy. - Ale trzy zawsze wydawa�y mi si� najwa�niejsze. Po
pierwsze - do�� przez niego wycierpia�a; zamieni� jej �ycie w piek�o.
Po drugie, po �mierci twojej babci nie �y� ju� nikt, kto m�g�by go
zidentyfikowa�. Pow�d trzeci - da�em twojej matce s�owo, �e go
zabi�em.
* Ty?!
Major odwr�ci� si� od okna.
- Tak. Ja... Bo wydawa�o mi si�, �e to zrobi�em... zmusi�em
nawet dwudziestu dw�ch ludzi do podpisania o�wiadcze�, �e on nie
�yje. Przekupi�em skorumpowany urz�d pod Zurychem, �eby wyda�
�wiadectwo zgonu. Tamtego ranka w czerwcu trzydziestego sz�stego,
kiedy dowiedzia�em si� prawdy, byli�my w letnim domku, pi�em
kaw� na tarasie. Ty i twoja matka myli�cie ��dk� i wo�ali�cie mnie,
�ebym spu�ci� j� na wod�. Ci�gle oblewa�e� mam� wod� z w�a,
�mia�a si� i ucieka�a przed tob� dooko�a �odzi. By�a taka szcz�-
liwa...! Nie powiedzia�em jej. Nie mog�em.
M�ody cz�owiek usiad� na krze�le obok sto�u. Wida� by�o, �e
chce co� powiedzie�, ale s�owa wi�z�y mu w gardle.
Canfield odezwa� si� cicho:
* Jeste� pewien, �e chcesz by� ze mn�?
Ch�opiec podni�s� wzrok.
* Musia�e� bardzo j� kocha�.
* Nic si� nie zmieni�o.
* W takim razie... chc�.
Odpowied� ch�opca sprawi�a, �e Canfield prawie si� za�ama�.
Ale przyrzek� sobie, �e wytrzyma bez wzgl�du na to, co si� wydarzy.
Za du�o jeszcze by�o przed nimi.
- Dzi�kuj� ci. - Odwr�ci� si� do okna. Zapalono ju� latarnie
uliczne.
* Tato...?
* Tak?
- Czemu wr�ci�e� i zmieni�e� akta?
Po d�u�szej chwili ciszy major odpowiedzia�:
* Musia�em... Teraz to "musia�em" brzmi �miesznie. Za-
stanawia�em si� przez osiemna�cie miesi�cy. Kiedy ju� w ko�cu
podj��em decyzj�, wystarczy�o mniej ni� pi�� minut, �eby przekona�
samego siebie. - Przerwa� na chwil� zastanawiaj�c si�, czy nale�y
m�wi� o tym ch�opcu. Uzna�, �e tak.
* W Nowy Rok trzydziestego �smego twoja matka kupi�a mi
nowego sportowego packarda. Dwana�cie cylindr�w. Pi�kne auto.
Pojecha�em na przeja�d�k� drog� do Southampton... Nie wiem
dok�adnie, co si� sta�o - chyba zablokowa�a si� kierownica.
W ka�dym razie dosz�o do wypadku. Samoch�d przekozio�kowa�
dwukrotnie, zanim mnie wyrzuci�o. Wyszed�em z tego ca�o. Troch�
krwawi�em, poza tym nic mi nie by�o. Ale uprzytomni�em sobie, �e
mog�em zgin��.
* Pami�tam. Zadzwoni�e� z czyjego� domu i razem z mam�
pojechali�my po ciebie. Wygl�da�e� okropnie.
* Zgadza si�. W�a�nie wtedy zdecydowa�em si� jecha� do
Waszyngtonu i zmieni� akta.
- Nie rozumiem.
Canfield usiad� przy oknie.
- Gdyby co� mi si� sta�o, Scarlett... Kroeger m�g�by rozegra�
ca�� t� spraw� du�o gorzej... i zrobi�by to, je�li przynios�oby
mu to jak�� korzy��. Janet �atwo by�o zrani�, bo o niczym
nie wiedzia�a. Trzeba wi�c by�o komu� powiedzie� prawd�...
ale powiedzie� w taki spos�b, by jedynym wyj�ciem dla obu
rz�d�w by�a natychmiastowa eliminacja Kroegera. W tym kraju
Kroeger z wielu osobisto�ci zrobi� g�upc�w. Niekt�rzy z owych
pan�w s� dzi� w rz�dzie. Inni produkuj� samoloty, czo�gi, okr�ty.
Ujawnienie, �e Kroeger to Scarlett, oznacza�oby postawienie
nowych pyta�. Pyta�, na kt�re nasz rz�d wola�by teraz nie
odpowiada�. By� mo�e nawet nie tylko teraz. - Major rozpi��
p�aszcz, ale nie zamierza� go zdejmowa�. - Adwokaci Scarlattich
maj� list, kt�ry w przypadku mojej �mierci lub znikni�cia ma
by� dostarczony najbardziej wp�ywowemu cz�onkowi gabinetu...
niezale�nie od tego, kto w danej chwili urz�duje w Waszyngtonie.
Prawnicy Scarlattich s� dobrzy w takich sprawach... Wiedzia�em,
�e zbli�a si� wojna. Wszyscy wiedzieli. Pami�taj, by� trzydziesty
�smy rok... Ten list skierowa�by adresata na w�a�ciwy trop.
Wzi�� g��boki oddech i spojrza� w sufit, po czym m�wi� dalej:
- Jak zobaczysz, nakre�li�em specjalny plan dzia�ania na
wypadek naszego przyst�pienia do wojny... i drugi na wypadek,
gdyby do tego nie dosz�o. Twoja matka mia�a by� poinformowana
o wszystkim tylko w ostateczno�ci.
- Czemu kto� mia�by si� tym w og�le interesowa�?
Andrew Scarlett by� bystry. Podoba�o si� to Canfieldowi.
* Czasem zdarza si�, �e pa�stwa... nawet pa�stwa pozostaj�ce
ze sob� w stanie wojny, maj� te same cele. Wtedy zawsze mo�na si�
porozumie�... Heinrich Kroeger jest takim przypadkiem. Dla obu
stron stanowi zbyt du�y k�opot...
* To cyniczne.
* Owszem... Zgodnie z moimi wskaz�wkami w ci�gu czter-
dziestu o�miu godzin od mojej �mierci dow�dztwo Trzeciej Rzeszy
ma zosta� poinformowane, �e paru naszych g��wnych agent�w
wywiadu wojskowego od dawna podejrzewa, i� Heinrich Kroeger
jest obywatelem ameryka�skim.
Siedz�cy na brzegu krzes�a Andrew Scarlett pochyli� si� do
przodu. Canfield m�wi� dalej, jak gdyby nie dostrzegaj�c rosn�cego
zainteresowania ch�opca.
- Poniewa� Kroeger ci�gle potajemnie kontaktuje si� z wieloma
Amerykanami, podejrzenia te wydaj� si� uzasadnione. Jednak�e... -
Canfield przerwa�, �eby dok�adnie przypomnie� sobie u�yte w li�cie
s�owa - "...na skutek �mierci niejakiego Matthew Canfielda,
kontaktuj�cego si� w przesz�o�ci z cz�owiekiem znanym obecnie
jako Heinrich Kroeger... nasz rz�d wszed� w posiadanie... dokumen-
t�w, kt�re stwierdzaj� jednoznacznie, �e Heinrich Kroeger jest...
niepoczytalny. Nie chcemy mie� z nim do czynienia. Ani jako
z by�ym obywatelem, ani jako z cz�owiekiem pracuj�cym dla dw�ch
stron".
M�ody cz�owiek podni�s� si� z krzes�a ze wzrokiem utkwionym
w starszego m�czyzn�.
* Czy to prawda?
* W wystarczaj�cym stopniu. Kombinacja gwarantuj�ca szyb-
k� egzekucj�: zdrajca i do tego ob��kany.
* Nie o to pyta�em.
* Wszystkie informacje s� w aktach.
* Chcia�bym dowiedzie� si� teraz. To prawda? Czy on jest...
by� naprawd� ob��kany? Mo�e to tylko podst�p?
Canfield wsta�. Odpowiedzia� prawie szeptem:
- Chcesz prostej odpowiedzi, a taka nie istnieje. Dlatego
chcia�em poczeka�.
* Chc� wiedzie�, czy m�j... ojciec by� chory.
* Chodzi ci o to, czy mamy dowody w postaci �wiadectw
lekarzy, �e by� chory psychicznie...? Nie, nie mamy. Ale w Zurychu
spotka�o si� dziesi�ciu pot�nych ludzi - sze�ciu z nich wci��
�yje - kt�rzy chcieli, by Kroeger zosta� uznany za wariata... Dla
nich stanowi�o to jedyne wyj�cie. Uda�o im si�, poniewa� byli tym,
kim byli. Heinrich Kroeger zosta� opisany przez wszystkich dziesi�ciu
jako szaleniec. Schizofrenik. Nie mieli wyboru... Ale je�li chcesz
zna� moje zdanie... Kroeger by� najnormalniejszym cz�owiekiem
pod s�o�cem. I najokrutniejszym. O tym te� przeczytasz w aktach.
- Dlaczego nie u�ywasz jego prawdziwego nazwiska?
Canfield odwr�ci� si� gwa�townie.
Andrew patrzy� na wzburzonego starszego cz�owieka po drugiej
stronie pokoju. Zawsze go kocha�, bo ten cz�owiek zas�ugiwa� na
mi�o��. Wiedzia�, czego chce, mo�na by�o na nim polega�, du�o
potrafi�, umia� si� bawi� i - jak on to uj��...? - �atwo by�o go
zrani�.
- Ochrania�e� nie tylko mam�, prawda? Ochrania�e� i mnie.
Zrobi�e� to, �eby mnie te� ochroni�... Gdyby on kiedykolwiek
wr�ci�, by�bym napi�tnowany do ko�ca �ycia.
Canfield odwr�ci� si� powoli i spojrza� na przybranego syna.
* Nie ty jeden by�by� napi�tnowany.
* Tamci to co innego. - M�ody Scarlett podszed� z powrotem
do stolika z aktami.
* Masz racj�. Co innego. - Canfield ruszy� za ch�opcem
i stan�� za jego plecami. - Da�bym wszystko, �eby ci tego nie
m�wi�, chyba o tym wiesz. Ale nie mia�em wyboru. Stawiaj�c twoj�
obecno�� jako warunek spotkania, Kroeger sprawi�, �e nie pozosta�o
mi nic innego, jak powiedzie� ci prawd�. On s�dzi, �e kiedy si�
dowiesz, b�dziesz przera�ony, a wtedy ja zrobi� wszystko, �eby� nie
wpad� w panik�. Informacje zawarte w aktach mog�yby zniszczy�
twoj� matk�, mnie za� pos�a� do wi�zienia, prawdopodobnie na
ca�e �ycie. Tak, Kroeger dok�adnie to wszystko przemy�la�. Ale si�
przeliczy�. Nie zna� ciebie.
* Czy naprawd� musz� si� z nim zobaczy�?
- B�d� z tob�. On ma zawrze� z nami umow�.
Andrew Scarlett by� zaskoczony.
* Wi�c zamierzasz wchodzi� z nim w uk�ady. - By�o to pe�ne
niesmaku stwierdzenie faktu.
* Musimy si� dowiedzie�, co mo�emy od niego dosta�. Kiedy
zobaczy, �e dotrzyma�em swojej cz�ci umowy przywo��c ciebie,
b�dziemy wiedzie�, co ma do zaoferowania. I za ile.
* Czyli nie musz� czyta� akt. - Nie by�o to pytanie. - Musz�
jedynie tam by�... W porz�dku, b�d�!
* Przeczytasz je, poniewa� ja tego ��dam!
* Dobrze. Dobrze, tato. Przeczytam.
* Dzi�kuj�... Przepraszam, �e krzykn��em. - Canfield zacz��
zapina� p�aszcz.
- Jasne... Zas�u�y�em na to. Ale tak przy okazji-je�eli mama
postanowi zadzwoni� do mnie do szko�y...? Jak wiesz, zdarza si� jej
to dosy� cz�sto.
* Tw�j telefon jest od rana na pods�uchu. �ci�lej m�wi�c,
zosta� prze��czony. Dzia�a bez zarzutu. Masz nowego koleg�,
nazywa si� Tom Ahrens.
* Kto to jest?
* Porucznik wywiadu. Stacjonuje w Bostonie. Ma tw�j rozk�ad
dnia i zajmie si� telefonem. Wie, co ma m�wi�. Pojecha�e� do
Smitha na d�ugi weekend.
* My�lisz o wszystkim.
- Staram si�. - Canfield by� ju� przy drzwiach. - By� mo�e
nie wr�c� na noc.
* Dok�d jedziesz?
* Mam troch� pracy. Wola�bym, �eby� nie wychodzi�, ale je�li
b�dziesz musia�, pami�taj o sekretarzy ku. Schowaj wszystko. -
Otworzy� drzwi.
* Nigdzie nie b�d� wychodzi�.
* Dobrze. I, Andy... ci��y na tobie ogromna odpowiedzialno��.
Mam nadziej�, �e wychowali�my ci� tak, by� sobie z tym poradzi�.
My�l�, �e potrafisz. - Canfield wyszed� i zamkn�� za sob� drzwi.
M�ody cz�owiek wiedzia�, �e jego ojczym pr�bowa� wyrazi� co�
innego. Wpatrywa� si� w drzwi i nagle poj��, co to by�o.
Matthew Canfield nie wr�ci.
Jak on to uj��? Janet mia�a by� poinformowana tylko w ostatecz-
no�ci. I nie by�o nikogo innego, kto m�g� jej powiedzie�.
Andrew Scarlett spojrza� na le��c� na stole teczk�.
Syn i przybrany ojciec wybierali si� do Berna, ale powr�ci� mia�
tylko syn.
Matthew Canfield jecha� na �mier�.
Canfield zamkn�� drzwi i opar� si� o �cian� w korytarzu. By�
mokry od potu, a rytmiczny �omot w klatce piersiowej rozlega� si�
tak g�o�no, �e chyba s�ycha� go by�o w mieszkaniu.
Spojrza� na zegarek. Rozmowa zabra�a mu mniej ni� godzin�
i uda�o mu si� zachowa� spok�j, teraz jednak chcia� znale�� si� jak
najdalej od tego miejsca. Wiedzia�, �e powinien zosta� z ch�opcem,
lecz w tej chwili nie mo�na by�o tego od niego ��da�. Nie wszystko
naraz, bo oszaleje. Najpierw jedna sprawa, dopiero potem druga.
Co dalej?
Kurier do Lizbony ze szczeg�owymi instrukcjami. Jeden b��d
i wszystko mo�e si� rozsypa� jak domek z kart. Kurier odjedzie
najwcze�niej jutro o si�dmej wieczorem.
Mo�e wi�c sp�dzi� noc i wi�ksz� cz�� dnia z Janet. A nawet
musi. Gdyby Andy si� za�ama�, spr�buje najpierw skontaktowa� si�
z matk�. Skoro nie by� w stanie zosta� z Andym, zostanie z Janet.
Do diab�a z biurem! Do diab�a z armi�! Do diab�a z rz�dem
Stan�w Zjednoczonych!
W zwi�zku ze zbli�aj�cym si� wyjazdem by� przez dwadzie�cia
cztery godziny na dob� pod obserwacj�. Niech ich diabli!
Nie powinien znajdowa� si� dalej ni� dziesi�� minut drogi od
teleksu.
W porz�dku.
Sp�dzi z Janet ka�d� minut�, jaka mu jeszcze zosta�a. Janet
przygotowywa�a do zimy ich letni dom w Oyster Bay. B�d� sami,
by� mo�e po raz ostatni.
Osiemna�cie lat. Zbli�a�a si� chwila rozwi�zania szarady.
Na szcz�cie winda nadjecha�a szybko. Teraz mu si� spieszy�o.
Do Janet.
Sier�ant przytrzyma� otwarte drzwi i zasalutowa� najzgrabniej,
jak potrafi�. W innych okoliczno�ciach major roze�mia�by si�
i przypomnia� mu, �e jest w cywilnym ubraniu. Ale teraz machinalnie
odwzajemni� honory i wskoczy� do samochodu.
* Do biura, panie majorze?
* Nie, sier�ancie. Do Oyster Bay.
ROZDZIA� 3
Ameryka�ska historia sukcesu
24 sierpnia 1892 towarzyski �wiatek Chicago zbulwersowa�a
wiadomo��, �e Elizabeth Royce Wyckham, dwudziestosiedmioletnia
c�rka przemys�owca Alberta O. Wyckhama, po�lubi�a ubogiego
imigranta z Sycylii, niejakiego Giovanniego Merighi Scarlatti.
Elizabeth Wyckham by�a wysok� dziewczyn� o arystokratycz-
nych manierach i stanowi�a dla rodzic�w nieustaj�ce �r�d�o zmart-
wie�. Cho� ju� nie najm�odsza, odrzuca�a wszystkie najlepsze
partie, o jakich mo�na by�o marzy� w Chicago, a jej odpowied�
zawsze brzmia�a: "Tombak, papciu!"
Wydali wi�c maj�tek na wspania�� podr� po Europie, inwes-
tuj�c wielkie pieni�dze w wielkie nadzieje. Po czterech miesi�cach
przebierania w najlepszych propozycjach matrymonialnych Anglii,
Francji i Niemiec Elizabeth stwierdzi�a: "Gorzej ni� tombak, papciu!
Ju� bym wola�a tabun kochank�w." Ojciec wymierzy� c�rce siar-
czysty policzek, a ona odwzajemni�a mu si� kopniakiem w kostk�.
Po raz pierwszy zobaczy�a swojego przysz�ego m�a na jednym
z piknik�w urz�dzanych przez szef�w z firmy jej ojca dla za-
s�u�onych urz�dnik�w i ich rodzin. Zosta� jej przedstawiony niczym
wasal c�rce feudalnego barona.
By� pot�nym m�czyzn� z ogromnymi, cho� dziwnie delikat-
nymi d�o�mi i twarz� o wyrazistych w�oskich rysach. S�abo m�wi�
po angielsku, ale zamiast podkre�la� to niezdarn� pokor�, emanowa�
pewno�ci� siebie i za nic nie przeprasza�. Natychmiast spodoba� si�
Elizabeth Wyckham. Chocia� nie by� urz�dnikiem ani nie mia�
rodziny, zrobi� na prze�o�onych wra�enie doskona�� znajomo�ci�
mechaniki, a do tego zaprojektowa� maszyn�, kt�ra obni�y�a koszt
produkcji papieru o jakie� 16 procent. Zosta� wi�c zaproszony na
piknik.
Ciekawo�� Elizabeth by�a ju� pobudzona przez wcze�niejsze
opowie�ci ojca. Makaroniarz mia� smyka�k� do majsterkowania -
by� w tym wr�cz niewiarygodny. Ju� po dw�ch tygodniach pracy
wypatrzy� dwa urz�dzenia, w kt�rych wystarczy�o zastosowa� prost�
d�wigni�, �eby m�c zrezygnowa� z jednego z obs�uguj�cych je ludzi.
Poniewa� by�o po osiem maszyn obu typ�w, przedsi�biorstwo
Wyckham mog�o zwolni� szesnastu pracownik�w, kt�rzy najwyra�-
niej dawno ju� przestali si� wysila�. Wyckham zatrudni� W�ocha
z drugiego pokolenia imigrant�w, mieszkaj�cego we w�oskiej
dzielnicy Chicago, by ten towarzyszy� Scarlattiemu w jego w�dr�w-
kach po fabryce i by� jego t�umaczem. Stary niech�tnie p�aci� osiem
dolar�w tygodniowo dwuj�zycznemu W�ochowi, ale uzna� ten
wydatek za konieczny, poniewa� spodziewa� si�, �e Giovanni
wprowadzi dalsze ulepszenia. Niechby spr�bowa� nie wprowadzi�!
P�aci� mu przecie� dwa i p� dolara dziennie.
Je�li chodzi o Elizabeth, to tak naprawd� co� j� tkn�o dopiero
w kilka tygodni po pikniku. Ojciec przechwala� si� przy obiedzie,
�e jego w�oski prostak poprosi� o zgod� na przychodzenie do pracy
w niedziel�! I to bez dodatkowego wynagrodzenia, po prostu nie
mia� nic lepszego do roboty. Oczywi�cie Wyckham przysta� na to,
poniewa� do jego chrze�cija�skich obowi�zk�w nale�a�o zapewnienie
temu ch�opcu zaj�cia i utrzymanie go z dala od wina i piwa,
kt�rymi w wolnym czasie bez umiaru raczyli si� wszyscy W�osi.
Drugiej niedzieli Elizabeth znalaz�a pretekst, �eby wyjecha�
z eleganckiego podmiejskiego domu w Evanston do Chicago
i wst�pi� do fabryki. Tam znalaz�a Giovanniego, nie w maszyno-
wni, ale w jednym z pomieszcz