3059
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3059 |
Rozszerzenie: |
3059 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3059 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3059 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3059 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Henry Kuttner
Drobne Szczeg�y
Kiedy ju� odni�s� wra�enie, �e zgubi� po�cig, pierwsze kroki
skierowa� do kiosku z gazetami. Ciekaw by� daty. Nie wiedzia�, jak d�ugo
przebywa� w Zamku If, bo ju� gdzie� po pierwszym roku sta�o si� jasne,
�e liczenie dni nie ma wi�kszego sensu.
Ucieczka by�a po prostu niemo�liwa. Wprawdzie Edmund Dantes zbieg� z
prawdziwej twierdzy If, ale taki fortel by� tu nie do powt�rzenia. Kiedy
"go�cie" tego jedynego w swoim rodzaju pensjonatu umierali, gdzie� w
podziemiach odbywa�a si� szybka kremacja.
By� to jeden z tych rozpaczliwie sk�pych strz�pk�w informacji, jakie
uda�o mu si� zebra� przez ca�y okres uwi�zienia. Przez ten d�ugi czas
ani razu nie opu�ci� pojedynczego, pozbawionego okien, niemal luksusowo
urz�dzonego pokoju i ju� zupe�nie luksusowej syjamskiej kotki Shan,
dzi�ki kt�rej nie czu� si� tak bezgranicznie samotny.
Z b�lem rozstawa� si� z Shan, ale ona przywi�zywa�a si� do
przedmiot�w, nie do ludzi, i dla niej nie by�o to wi�zienie. Cud, kt�ry
umo�liwi� mu ucieczk�, nie nale�a� do tych, kt�re przeci�gaj� si� w
niesko�czono��. Wykorzysta� nadarzaj�c� si� okazj� i wydosta� na
wolno��, kiedy nie przebrzmia�y jeszcze echa eksplozji, jaka nast�pi�a
na dole.
Nie wiedzia�, co to by�o, ale mo�liwo�ci wa�niak�w kieruj�cych tym
interesem by�y troch� nadprzyrodzone.
Wydosta� si� w worku ci�ni�tym z kilkunastoma innymi na platform�
windy, a potem pr�bowa� zachowa� orientacj� zdaj�c si� na jaki� czas na
zmys�y dotyku i s�uchu. Nie dowiedzia� si� wiele, ale przypuszcza�, �e
workami zajmowa�y si� urz�dzenia automatyczne.
Przez automat by� w ka�dym razie pilotowany helikopter - co odkry�
wydostawszy si� z worka. Prze�y� kilka pe�nych napi�cia chwil wprawiaj�c
si� w obs�udze ogromnie uproszczonych urz�dze� pok�adowych. W roku 1945
helikoptery by�y kolosalnie skomplikowanymi maszynami i nie potrafi�
wyzby� si� sk�onno�ci do niepotrzebnego utrudniania sobie zadania.
Przed l�dowaniem pulpit eksplodowa� �wiate�kami i krzykami. A wi�c
wszcz�to alarm. Wa�niacy przetrzymuj�cy go latami w If ju� go �cigali.
No i dobrze. Znajdowa� si� w znakomitej formie fizycznej. Zdrowie
fizyczne i psychiczne pozwoli�y mu zachowa� specjalne na�wietlania i
zabiegi. Wykszta�cenia i rozrywki dostarcza� mu telewizor. Mia� do
dyspozycji ksi��ki.
Ale nigdy nie ogl�da� ani nie czyta� niczego, co powsta�o p�niej ni�
w lipcu 1945 roku. Mo�e w�a�nie dlatego niepok�j nie w�ar� si� tak w
jego m�zg i system nerwowy. Nie czu� si� tak bardzo wyobcowany. Zdawa�
sobie, oczywi�cie, spraw�, �e �wiat idzie naprz�d, ale nie widzia� tego
ruchu. To pomaga�o.
Helikopter wyl�dowa� na zaoranym polu. By�a noc, ale ksi�yc
znajdowa� si� w pe�ni. Z sylwetek rysuj�cych si� na tle przy�mionej �uny
wywnioskowa�, �e do miasta ma niedaleko. Helikopter poderwa� si� w
powietrze i odlecia�. Nie mia� �wiate�ek pozycyjnych i znik� szybko w
g�rze, wznosz�c si� najwyra�niej do stratosfery.
Odetchn�� kilka razy g��boko. I wtedy poczu� na sobie spojrzenie
nieistniej�cych oczu; ciarki przesz�y mu po plecach - i ju� wiedzia�, �e
jest �cigany.
By�o inaczej, ale nie za bardzo. Nadal obowi�zywa�y te same normy. Po
ulicach chodzili ludzie, a kr�j odzie�y zbytnio si� nie zmieni�. Nosi�
kopi� tego samego garnituru, kt�ry mia� na sobie w 1945, w ten lipcowy
dzie�, kiedy przyszli po W ego wa�niacy. Wa�niacy, kt�rzy siedzieli na
zewn�trz i czekali z zakrytymi twarzami, podczas gdy ich goryle...
brali... Tenninga.
- Jestem Dave Tenning - pomy�la� i dozna� lekkiego wstrz�su nowo�ci.
Odwyk� od my�lenia o sobie w jakimkolwiek sensie osobistym. Spokojna,
niezachwiana �wiadomo�� to�samo�ci personalnej zanik�a stopniowo z
biegiem lat sp�dzonych w wi�zieniu. Sta� si� nie�wiadomy w�asnego ja,
jak dziecko. Nie istnia�a potrzeba jego okre�lenia.
- Jestem Dave Tenning, ale istnieje jeszcze inny Dave Tenning. - Tu
w�a�nie ko�czy�a si� rzeczywisto�� i zaczyna� strach. A� do tej pory nie
dociera�o do niego zbytnio, �e na zewn�trz spaceruje po �wiecie jakie�
alter ego. Bo po nied�ugim czasie �wiat zewn�trzny przesta� w�a�ciwie
dla niego istnie�, a zamieszkuj�cy go ludzie, nawet ci, kt�rych dobrze
zna�, stali si� mniej realni ni� zmys�owa oboj�tno�� syjamki Shan.
J ego ubi�r nie rzuca� si� w oczy. Nikt si� za nim nie ogl�da�. Nie
mia� oczywi�cie pieni�dzy i by�a to komplikacja, ale nie z tych nie do
przezwyci�enia. Ch�opaki ze Stara zrzuc� si� na niego. Ale musi uwa�a�,
�eby nie natkn�� si� na pseudo Dave'a Tenninga, dop�ki nie b�dzie do
tego przygotowany. Mo�e b�dzie mu potrzebny pistolet. Tych sobowt�r�w
mo�na by�o zabi�. Umierali zawsze razem ze swoim orygina�em.
To dlatego orygina�y utrzymywano przy �yciu oraz w dobrej kondycji
fizycznej i psychicznej. Istnia�a jaka� wa�na wi�, co� zwi�zanego z
psychik�, dynamo si�y �yciowej Orygina�u, kt�re podtrzymywa�o na chodzie
Kopi� na zasadzie indukcji. Snu� w tym kierunku teoretyczne rozwa�ania i
jak na razie wszystko si� zgadza�o.
Ale czu� si� dziwacznie, bo to nie by� ju� jego �wiat. Wydawa�o mu
si� wci��, �e mijaj�cy go m�czy�ni i kobiety zatrzymaj� si�, popatrz� i
wtedy rozlegnie si� okrzyk - jaki, tego nie wiedzia�, ale zdawa� sobie
spraw�, �e nie jest st�d. A w 1945 by� st�d.
Wiedzia� te�, za co go przyskrzynili. Felietonista rubryki
obyczajowej by� potencjalnym kandydatem do wiedzy. Potrzebowali swoich
ludzi - sobowt�r�w - na kluczowych stanowiskach. Bez w�tpienia mieli ich
wielu. 1945 by� rokiem prze�omowym. By� to jeden z nielicznych
przypadk�w, kiedy otworzono puszk� Pandory, kiedy z b y t w i e 1 e
udost�pniono wytrzeszczaj�cej oczy cywilizacji.
Niemcy by�y ju� na kolanach, dogorywa�a Japonia, a na powojenny �wiat
k�ad� si� cieniem strach. Nie dlatego, �e by�o tak wiele do zrobienia,
ale �e wy�ania�o si� tak wiele dr�g dalszego rozwoju. To nie by�a puszka
Pandory - to by�a w�dka szcz�cia.
Daleko trudniejszymi od technicznych by�y problemy spo�eczne, bo
stosunki mi�dzyludzkie pozosta�y niezmienione, a ludzie nie zmieniaj�
si� tak szybko jak wytwory ich r�k. Mo�na zaplanowa� kurczaka w garnku
dla ka�dego, ale przemiana, konwersja systemu spo�ecznego, to zupe�nie
inna sprawa.
Nie wygl�da�o na to, by wiele si� zmieni�o - naprawd� nie wygl�da�o.
Rozpoznawa� nawet niekt�re miejsca. Pojawi�o si� troch� nowych
budynk�w, chocia� niezbyt du�o. Samochody mia�y inny kszta�t, straci�y
op�ywowe linie i sprawia�y przyjemniejsze dla oka wra�enie. Przy
kraw�nikach sun�y autobusy bez kierowc�w zatrzymuj �c si� co kawa�ek.
Lampy uliczne dawa�y jaki� inny rodzaj �wiat�a. W witrynach sklepowych
wystawiano ubrania, artyku�y sportowe, alkohole, zabawki, nic radykalnie
odmiennego.
Ale to te drobne szczeg�y sprawia�y, �e Tenning czu� si� w tym
mie�cie obco. Nie by� tu u siebie. Wiedzia� przy tym, �e istnieje gdzie�
drugi Dave Tenning, kt�ry go wypar�, i ta �wiadomo�� zaciera�a mu
cz�ciowo poczucie w�asnego ja.
Opanowa�o go na chwil� nieprawdopodobne poczucie winy - jak gdyby
uciekaj�c z If zak��ci� prawid�ow� realizacj� planu. Jeste� obcy, m�wili
ludzie przechodz�c obok i nie zaszczycaj�c go nawet spojrzeniem. Jeste�
obcy.
- �aden obcy. Mieszka�em w tym mie�cie osiem lat. Przenios�em si� tu
z nowojorskiego brukowca i ludzie czytali moj� kolumn�. No i co, �e nie
pisa�em jak Winchell, Pyle ani Dan Walker. Nigdy nie mierzy�em wy�ej ni�
pozycja drugorz�dnego felietonisty. Czytano mnie przy �niadaniu, przy
kawie i ludzie mieli ubaw z bagna, w kt�rym si� papra�em.
- Jestem Dave Tenning. Przez wiele lat, a mo�e stuleci siedzia�em
zamkni�ty w komfortowym, ma�ym wi�zieniu z bosk� bibliotek� i kotk�
imieniem Shan, kt�rej nie obchodzi�o nic z wyj�tkiem kotki imieniem
Shan. Ten duch spaceruje. Nie wiem, dok�d w�a�ciwie zmierza, ale szuka
jakich� punkt�w zaczepienia. Na przyk�ad daty.
W kiosku le�a�y normalne gazety, jak r�wnie� ma�e, grube kr��ki z
plastyku albo lakierowanej tektury. Tenning przystan��, �eby popatrze�.
Data...
/Decem fish 7./ No i co z tego?
- Gazet�, prosz� pana? - zapyta� kioskarz. - Papierow� czy roto?
- Panie - b�kn�� Tenning. - Co my dzi� mamy?
- Decem.
Chcia� zada� jeszcze jedno pytanie, ale tego nie zrobi�. Odwr�ci� si�
i odszed� �ami�c sobie g�ow�, co oznacza�a ta Si�demka. Si�dmy rok? Na
pewno nie Anno Domini. A wi�c?
Takie jak te drobne szczeg�y b�d� najtrudniejsze do wychwycenia.
Ludzie nie zmieniaj� si�, a tylko starzej�. Ale mody, urz�dzenia i
drobnostki podlegaj� szybkim przemianom, nawet do stopnia
nierozpoznawalno�ci. A on wci�� nie wiedzia�, kt�ry to rok.
Diabli z nim. Znajdowa� si� na Gardner Street i wiedzia�
przynajmniej, jak doj�� do budynku Stara. Wskoczy� do jednego z
automatycznych autobus�w, kiedy ten si� zatrzyma�, i przysz�a mu ochota
na papierosa. Po raz pierwszy od momentu ucieczki mia� chwil�
wytchnienia, ale jego nerwy nie odpoczywa�y.
Nikt z pasa�er�w autobusu nie pali�. Nie widzia� do tej pory n i k o
g o, kto by pali� .
Budynek Stara sta� tam gdzie zawsze, wielki, stary i, co
zastanawiaj�ce, ciemny. Z dachu znik� elektryczny neon. Tenning wszed�
po stopniach i zastuka� w wiekowe drzwi. By�y zamkni�te. Sta� przed nimi
niezdecydowany.
Tym razem naprawd� si� ba�. Tropiony lis chowa si� pod ziemi�, je�li
jednak zastanie swoj� nor� zablokowan�, jest �le. Tenning zacz��
automatycznie przetrz�sa�, jedna po drugiej, kieszenie. Wszystkie by�y
puste.
Pot�nie zbudowany m�czyzna krocz�cy ulic� zatrzyma� si� i zadar�
g�ow�, �eby na niego spojrze�. Pod nawis�ymi brwiami pojawi�y si�
diamentowe ostrza �wiata.
- Ten budynek jest zamykany o tiltej - poinformowa� Tenninga.
Tenning obejrza� si� na zamkni�te drzwi.
- O kt�rej?
- O tiltej.
- Do... doprawdy?
- To urz�d pa�stwowy - powiedzia� m�czyzna wzruszaj�c ramionami. -
Jest czynny w godzinach pracy. Nie ma si� co dobija�. W ka�dym razie nie
przed fent� rano.
Tenning zszed� po stopniach.
- My�la�em, �e to budynek Stara.
- Nie - wyprowadzi� go z b��du pewny siebie, spokojny g�os. - Ju�
nie. Ale spodziewali�my si� tu ciebie.
Napi�te, rozedrgane nerwy Tenninga trzasn�y. Podobny odg�os wyda�a
jego pi�� trafiaj�c w szcz�k� m�czyzny, po czym Tenning poprawi� ten
pierwszy cios kilkoma nast�pnymi. Wali� na o�lep ogarni�ty panik� i
histeri�. Dopiero wrzawa zaniepokojonych g�os�w sprawi�a, i� u�wiadomi�
sobie, �e jego przeciwnik le�y na ziemi i �e nadbiegaj� jakie� postacie.
Zna� tu ka�d� ulic� i zau�ek, uciek� wi�c z �atwo�ci�. To go troch�
podnios�o na duchu. �cigali go przypadkowi przechodnie. Gdyby byli to ci
z If, mia�by z ich zgubieniem o wiele wi�cej k�opot�w.
A wi�c wiedzieli i byli na jego tropie. �wietnie. Marzy� o
pistolecie. Marzy� o wielkiej pa�ce nabijanej kolcami. Marzy� o truj�cym
gazie, o bombach burz�cych i miotaczach p�omieni. A najbardziej ze
wszystkiego marzy� o kryj�wce.
Ta znajomo�� miasta by�a niebezpieczna. Wyst�powa�y r�nice w
drobnych szczeg�ach i to one mog�y go zdradzi�. Mog�a go zgubi� zbytnia
pewno�� siebie, bo na przyk�ad zau�ek, w kt�rym si� teraz znajdowa�,
wygl�da� zupe�nie jak znana mu Poplar Way, a kiedy b�dzie nim szed�, by�
mo�e trotuar uleci nagle w g�r� unosz�c go ze sob� z powrotem do If i do
kotki.
Doszed� do Slums�w i nie zauwa�y�, �eby co� si� tu zmieni�o. Zmienili
si� za to ludzie. Nie zna� nikogo z nich. By� mo�e w innym systemie
spo�ecznym inni ludzie stoczyli si� na dno. Ale czy system spo�eczny
uleg� zmianie?
Na ty�ach znajdowa�a si� szykowna piwiarnia z ogr�dkiem. Wszed� do
niej zwracaj�c uwag� na szczeg�y. Klienci p�acili za drinki jakimi�
�etonami. Przy stoliku pod dogorywaj�cym drzewkiem w doniczce siedzia�a
samotna dziewczyna pieszcz�ca w d�oniach wysoki kieliszek.
Popatrzyli na siebie. Na widok zbli�aj�cego si� kelnera Tenning wsta�
po�piesznie i wszed� do budki telefonicznej. By�o w niej kilka urz�dze�
nieznanego mu przeznaczenia, ale ksi��ki telefonicznej nie znalaz�.
Wyszed� z budki i stan�� bezradnie, niezdecydowany, co ma dalej pocz��.
Podszed� do dziewczyny. Ona te� sprawia�a wra�enie zagubionej .
- Przepraszam - zagai� Tenning - czy mog� si� przysi���?
- Nic... si� nie zgadza - wybe�kota�a. - Nie mog� si� w tym po�apa�.
Ty nie jeste� tym cz�owiekiem, cholera.
By�a wstawiona, porz�dnie wstawiona. Ale trzyma�a si� dzielnie i jej
uroda nic na tym nie ucierpia�a.
- Siadaj - burkn�a po chwili. - Te� si� zgubi�e�?
- Tak. Zgubi�em si� i za�ama�em. Potrzebna mi pi�ciocent�wka na telefon.
Jej b��kitne oczy rozszerzy�y si�. Wybuchn�a nieprzyjemnym �miechem.
I zawo�a�a kelnera.
- Dwie du�e whisky.
Tenning czeka�. Drink smakowa� nie�le, ale czego� w nim brakowa�o.
Alkohol nieodurzaj�cy, teoretyzowa�.
- O co chodzi? - spyta�. - Dzi�ki za drinka. Ale w�a�ciwie, to ja
chcia�em...
- Nie mo�esz zatelefonowa� do tak dawnych czas�w powiedzia�a, a
Tenningowi zesztywnia� kr�gos�up i ciarki przesz�y mu po plecach.
Zacisn�� palce na szklance.
- Co pani chce przez to powiedzie�? - zapyta� ostro�nie.
- Mnie te� si� to nie uda�o. Urodzi�am si� w niew�a�ciwym czasie.
Niekt�rzy ludzie nie potrafi� si� po prostu przystosowa�. My dwoje do
nich nale�ymy. Jestem Mary. A ty?
- Dave - przedstawi� si� czekaj�c na reakcj�. Ale nie doczeka� si�
�adnej .
A zatem nie wiedzia�a. Bo sk�d mog�aby wiedzie�? Nie szpiegowa� go
przecie� ca�y �wiat. Nie ca�y �wiat mia� powi�zania z If. Ten kot
skradaj�cy si� po ceglanej pod�odze nie znajdowa� si� przecie� w
kontakcie telepatycznym z Shan i nie przekazywa� jej relacji z
aktualnego miejsca pobytu zbieg�ego wi�nia.
- Dlaczego nie mo�esz zatelefonowa�? - spyta�.
- Nie warto zak�ada� telefon�w dla ludzi takich jak my. Wymrzemy,
Dave. Nie mo�emy si� rozmna�a�. Nie robi� nam krzywdy tylko dlatego, �e
nie wchodzimy im w drog�. Je�li tylko zawadzasz - za�atwione. Uchla� si�
tylko i rozmy�la� o Andym. Znasz Andy'ego?
- Kto...
Roze�mia�a si�.
- On umar�, a ja nie. Albo na odwr�t. Nigdy ci� tu nie widzia�am.
- Nie by�o mnie... w mie�cie. D�u�szy czas.
- Nigdy nie zdoby�am si� na wyjazd.
- Telefon...
- Wiesz, jak teraz dzia�aj� - powiedzia�a - i jak je nazywaj�.
Tenning patrzy� na zegar zawieszony wysoko na �cianie. Niewiele
rozumia� z cyfr naniesionych na jego tarczy. To nie by�y cyfry.
Zast�piono je jakimi� umownymi znakami.
- Sela plus - powiedzia�a Mary - mamy wi�c mn�stwo czasu. Andy nie
przyjdzie. M�wi�am ci, �e nie �yje.
Drobne szczeg�y s� wa�ne. Stworzyli w�asne daty, w�asne nazwy
godzin. Po co? Mo�e �eby zasia� w ludziach ziarno niepewno�ci. A mo�e
dlatego, �e okre�lenia czasu stanowi�y swego rodzaju wsp�lny mianownik i
zmieniaj�c je kierowano ludzi stopniowo na inn� drog� rozwoju.
Nag�e, wielkie przemiany by�yby nierealne. Miasta drapaczy chmur nie
wybijaj� pod niebo w jedn� noc. Statki kosmiczne nie polec� ni z tego ni
z owego ku planetom. Bo ludzie zmieniaj� si� wolniej ni� otaczaj�ce ich
przedmioty. Po odrodzeniu przychodz� chaos i rewolucja. Je�li ludzie
maj� si��.
Wtedy, w 1945 si�y by�o a� nadto.
Powstawa�o setki plan�w odbudowy nowego �wiata. I ka�dy mia� swych
zwolennik�w, nierzadko fanatycznych.
Wybrano Hardinga, bo obiecywa� n o r m a 1 n o � �. Ludzie byli
zm�czeni po wojnie. Chcieli wpe�zn�� z powrotem do �ona roku 1912. Nie
�yczyli sobie eksperyment�w, kt�re mog�yby jeszcze bardziej pogmatwa� im
�ycie.
Jeszcze przed kl�sk� Japonii droga do przysz�o�ci by�a jasno
okre�lona - setki plan�w i setki fanatyk�w. I pot�na bro�. Wybranie
jednego planu poci�gn�oby za sob� sprzeciw i �miertelne zagro�enie dla
cywilizacji. Bo do 1945 roku rozw�j nauki i techniki umo�liwi�
wynalezienie broni o sile ra�enia zbyt przera�aj�cej, by wa�y�by si� j�
zastosowa� ktokolwiek - pr�cz fanatyk�w.
Co do jednego zgadzali si� wszyscy - by�a platforma Hardinga.
Przedwojenne bezpiecze�stwo. Dobry stary styl �ycia. �atwo by�o
prowadzi� w tym kierunku propagand�. Ludzie pragn�li odpoczynku.
No i odpoczywali, a Utopia nie nadchodzi�a. Ale wyst�powa�y pewne
oznaki.
Op�ywowa linia nie by�a funkcjonalna dla pojazd�w poruszaj�cych si�
po powierzchni. Nie stosowano jej.
Napoje alkoholowe dzia�a�y po pewnym czasie odurzaj�co, nie wywo�uj�c
jednak objaw�w zatrucia.
/Decum fish 7. /
/ Sela plus./
Ale oficjalnie - �adnych zmian. Ludzie byli zadowoleni i czuli si�
bezpieczni. Mieli sw�j stary, wypr�bowany spos�b na �ycie. Poza tym byli
mo�e nie�wiadomie poddawani przystosowaniu. Przyjmowali teraz za rzecz
naturaln�, �e jest decum fish 7.
Garstka nieprzystosowanych, kt�rzy nie potrafili przyzwyczai� si� do
psychofon�w...
By� reporterem i z zawodowego nawyku poci�gn�� Mary troch� za j�zyk.
Kosztowa�o to sporo kolejek. Musia� do tego tak kierowa� rozmow�, �eby
nie zahacza� o Andy'ego, kt�ry nie �y�, ale kt�ry zwyk� robi� wiele
rzeczy w dawnych czasach, kiedy u�ywane by�y jeszcze telefony.
- Ludzie s� inni - powiedzia�a Mary. - To tak, jakby... sama nie
wiem. O co� im chodzi, ale nie wiem o co. Pami�tam, jak kiedy� w szkole
wszyscy byli ogromnie podnieceni pobiciem dru�yny Tech High w wielkiej
grze.
Mnie by�o to oboj�tne. Ale wszystkim innym nie. Wyst�pi�o co� w
rodzaju zbiorowej histerii. Wszyscy pracowali na to zwyci�stwo gdzie�
g��boko w sobie, a ja tego nie rozumia�am.
No i co, je�li nie wygramy? Co wtedy?
- Typ antyspo�eczny - zawyrokowa� Tenning.
- Teraz te� co� wisi w powietrzu. Wszyscy pracuj� na takie zwyci�stwo
nad Tech High. Tylko nie ja i... Machn�a r�k�. - Ludzie tacy jak my
nawet si� nie denerwuj� .
- Pracowa�em swojego czasu w redakcji Stara - powiedzia�. -
Przenie�li si� teraz, prawda?
- Oczywi�cie, przenios�y si� wszystkie gazety. S� gdzie� wydawane.
Tylko nikt nie wie gdzie.
- Czy ty... czyta�a� Stara?
- Nie chc� czyta� niczego.
- Mia�em na my�li takiego felietonist�... Tenninga.
Wzruszy�a ramionami.
- Wiem, o kogo chodzi. Nie pracuje teraz w redakcji Stara. Przeszed�
do rozg�o�ni lokalnej .
- To... radio...
- Ju� nie. Tenning jest teraz popularny, Dave. Wszyscy go s�uchaj�.
- O czym m�wi?
- Plotki. I polityka. Ludzie tego s�uchaj�...
Tak, ludzie s�uchaj� tego cholernego dublera, a on urabia opini�
publiczn�. Urabia j� tak, jak sobie tego �ycz� wa�niacy. To dlatego
capn�li mnie w tysi�c dziewi��set czterdziestym pi�tym. Nie by�em wtedy
na �wieczniku, ale s�ucha�y mnie szerokie masy. Cieszy�em si� rosn�c�
popularno�ci�. /Obsadzi� na kluczowych stanowiskach odpowiednich ludzi,
kt�rzy b�d� realizowali ich plan.../
Dublerzy, sobowt�ry na w�a�ciwych miejscach. Bezbolesna kuracja
psychologiczna, polana lukrem propaganda. I �wiat id�cy do przodu,
zostawiaj�cy za sob� Dave'a Tenninga; ogromna kula, popychana przez
tysi�c sobowt�r�w, zaczyna�a zbacza� z kursu i nabiera� rozp�du.
W porz�dku. Mo�e sam plan by� nawet dobry. Ale Dave Tenning by� przez
d�ugi czas wi�niem.
- Mam przyjaci�:.. a raczej mia�em - powiedzia�. Mary, jak mog� si�
skontaktowa� z facetem, kt�ry nazywa si� Pelham?
- Nie wiem.
- Royce Pelham. Wydawa� Stara.
- Zam�w jeszcze kolejk�.
- To wa�ne.
Wsta�a.
- Dobrze, Dave. Za�atwi� to.
I wesz�a do budki psychofonu. Tenning siedzia� i czeka�.
Noc by�a ciep�a. Ch�odzona na zasadzie indukcji szklanka by�a
przyjemna w dotyku. Piwiarnia w slumsach, cuchn�ca, nie za schludna, z
usychaj�cymi drzewkami w donicach, zdawa�a si� rozp�ywa� w blasku ksi�yca.
Witaj w domu, Dave Tenningu. Witaj z powrotem w�r�d �ywych. Nie ma
orkiestry d�tej, no i co z tego? Orkiestra d�ta posz�a przygrywa�
Dave'owi Tenningowi II. Pseudocz�owiekowi, kt�ry czyni� dobro. Sk�d�
dobiega�y szalone, skoczne rytmy melodii tr�caj�cej silnie struny
nostalgii.
Wr�ci�a Mary. By�a blada.
- Ci�gle my�l� o Andym - powiedzia�a - jaki by�, kiedy �y�. On
polubi� te psychofony. Ja za nic nie mog� si� do nich przekona�.
Czy po roku 1945 ludzie naprawd� chcieli �y� po staremu? A mo�e wci��
dochodzi�y do g�osu prawa rozwoju spo�ecznego, przemian ewolucyjnych?
Pozornie wszystko pozosta�o bez zmian. Ale ludzie lubili chyba otacza�
si� nowymi przedmiotami - je�li tylko nie by�y zbyt nowe, je�li tylko
nie wskazywa�y nachalnie drogi ku Zmianie. Zanim dziecko zacznie biega�,
trzeba je najpierw nauczy� chodzi�, przezwyci�a� strach.
- Co z Pelhamem? - spyta� Tenning.
- Carib Street wela tee.
- Jak... jak tam si� dosta�?
Wyja�ni�a mu. Wci�� sprawia� wra�enie zak�opotanego. Mary dopi�a drinka.
- A, sama ci� zaprowadz�. Odwalimy to i jeszcze tu wr�cimy.
Wsiedli do autobusu - nikt nie pobiera� w nim op�at za przejazd - i
dotarli w ko�cu do komfortowego, staromodnego domku na przedmie�ciach.
Mary oznajmi�a, �e zaczeka w naro�nym barku i napije si� changa.
Naciskaj�c dzwonek Tenning zastanawia� si�, jaki kolor ma ten chang.
Drzwi otworzy� sam stary Pelham. By� teraz ni�szy, jaki� przykurczony
i zupe�nie �ysy. Jego nalana, obwis�a twarz wyra�a�a pytanie.
- S�ucham?
- Royce. Poznajesz mnie, prawda?
- Nie - zaprzeczy� Royce Pelham. A powinienem?
- Nie wiem, jak dawno to by�o, ale... Tenning. Dave Tenning. Star.
Tysi�c dziewi��set czterdziesty pi�ty.
- Jest pan przyjacielem Tenninga? - spyta� Pelham.
- Musz� z tob� porozmawia�. Je�li potrafi� wyja�ni�. ..
- Prosz� bardzo. Niech pan wejdzie. Dzi� wieczorem jestem w domu sam,
dzieciaki wysz�y. Prosz�.
Zasiedli w komfortowym pokoju umeblowanym w wi�kszo�ci starymi
sprz�tami, mi�dzy kt�rymi zdarza�y si� jednak i nowe, zak��caj�ce
harmoni� przedmioty, takie jak b�yszcz�cy, poruszaj�cy si�,
pod�wi�kuj�cy kryszta� na podstawce w rogu. Pelham zachowywa� si�
uprzejmie. Siedzia� i s�ucha�. Tenning opowiedzia� mu wszystko; czego
do�wiadczy�, czego si� dowiedzia�, nie pomin�� niczego.
- Ale pan nie jest Tenningiem - powiedzia� Pelham.
- Powiedzia�em, �e on jest dublerem.
- Pan nie jest nawet podobny do Tenninga.
- Postarza�em si�.
- Pan nigdy nie by� Tenningiem - uci�� Pelham i wykona� jaki� gest.
Cz�� �ciany przeobrazi�a si� w lustro. Tenning odwr�ci� si� i spojrza�
na cz�owieka, kt�ry nie by� Tenningiem i kt�ry nawet nie przypomina�
Tenninga.
Zrobili to w If. Nie by�o tam ani jednego lustra. Tylko Shan mog�aby
powiedzie� prawd�, a Shan nie by�aby zaskoczona. Pi��, dziesi��, nawet
dwadzie�cia lat nie mog�o go tak zmieni�. Inna by�a budowa kostna. By�
starszy, ale nie by� starszym Dave'em Tenningiem. To kto� inny postarza�
si� w If.
- Odciski palc�w - b�kn�� Tenning po d�u�szej chwili. Powt�rzy� to
dwa razy, zanim g�os mu si� uspokoi�. - Odciski, Royce. Nie mogli ich
zmieni�.
Ale potem spojrza� na swoje d�onie. Wiedzia�, jak powinny wygl�da�
jego odciski palc�w. Te zwoje i spirale by�y jakie� niezwyk�e.
- Wydaje mi si�... - zacz�� Pelham.
- Niewa�ne. Nie zapomnieli o niczym. Ale umys� mam nadal sw�j.
Pami�tam czasy starego Stara.
Zamilk�. Sobowt�r te� by to pami�ta�. Sobowt�r by� idealn� kopi�
Dave'a Tenninga z roku 1945 wraz z jego wspomnieniami i wszystkim innym.
Enoch Arden. Obcy i wystraszony. W �wiecie, kt�rego nigdy nie stworzy�em.
- Musi istnie� jaki� spos�b dowiedzenia...
- Jestem cz�owiekiem o otwartym umy�le - powiedzia� Pelham - ale, na
Boga, znam Tenninga od wielu lat. Ostatniego questena jad�em z nim lunch
w Waszyngtonie. Pan po prostu nie mo�e oczekiwa�, �e uda si�... to co
pan chce, �eby mu si� uda�o.
- Mo�e nie - b�kn�� Tenning. - A wi�c dopadn� mnie w ko�cu i osadz� z
powrotem w moim przytulnym, ma�ym mieszkanku w gdziekolwiek - to - jest.
Pelham roz�o�y� r�ce.
- W porz�dku - doda� Tenning. - W ka�dym razie dzi�kuj� cho� za to.
P�jd� ju�.
Wyszed� .
Kiedy Tenning wszed� do barku, Mary popija�a przy kontuarze sw�j
pomara�czowy chang. Wdrapa� si� na sto�ek obok niej.
- Dobrze posz�o? - spyta�a.
- Wprost wspaniale - odpar� kwa�no.
- Masz jakie� plany?
- Jeszcze nie. Ale b�d� mia�.
- Chod� ze mn� - rozkaza�a. - Teraz moja kolej. Chc� co� zobaczy�.
Pojechali do �r�dmie�cia na centralny plac, kt�ry pami�ta�. Stan�li
przy trotuarze, naprzeciwko markizy nad wej�ciem do hotelu, a po�r�d
ciep�ej, proroczej nocy bi� s�abym rytmem puls nowego �ycia.
Tenning zauwa�y�, �e ludzie s� jacy� inni. By�o to co� nieuchwytnego.
Postarzeli si� po prostu, ale nie tak, jak on. Nawet nie tak, jak Mary.
Byli przystosowani do... zwolnionego tempa.
Ale z ka�dej twarzy przebija�a utajona �wiadomo�� bezpiecze�stwa. Nie
b�dzie �adnych rewolucji. Korzenie wros�y mocno w stare przedmioty. A
nowe przedmioty nadchodzi�y stopniowo, nieuchronnie.
- Niech to piek�o poch�onie - mrukn�� Tenning.
- Co?
Wszystko by�o nie tak. Potrafi�by si� �atwo przystosowa� do
ca�kowicie nowego �wiata. Ca�kiem nowa by�aby cywilizacja, kt�ra istnie�
b�dzie za tysi�c lat. To by�oby do przyj�cia. Ale do decem fish 7
zmianie uleg�y jedynie drobne szczeg�y. Drobne szczeg�y i ludzkie umys�y.
Jaki� m�czyzna wyszed� z hotelu i wsiad� do samochodu, kt�ry
zatrzyma� si� przy kraw�niku. By� to zupe�nie zwyczajny cz�owiek, ale
kiedy samoch�d ruszy� i odjecha� ulic�, palce Mary zacisn�y si�
kurczowo na ramieniu Tenninga.
- Co jest?
- To by� Andy - powiedzia�a.
Przez chwil� nie dociera�o to do niego.
Potem pomy�la�: - A wi�c to nie Andy umar�. To Mary. A raczej
przesta�a �y�. Upiera�a si� przy telefonach, kiedy Andy zaczyna� si�
przyzwyczaja� do psychofon�w.
Ona te� by�a ofiar�.
- Wracajmy do piwiarni - zaproponowa� Tenning.
- Z ch�ci�. Chod�my.
Nie trwa�o to d�ugo. Ale przy ich stoliku kto� czeka� m�czyzna o
krzaczastych brwiach, kt�rego Tenning spotka� na schodach budynku Stara.
Na jego szcz�ce widnia�a purpurowa pr�ga.
Wn�trzno�ci Tenninga zmrozi� ch��d. Spr�y� si� w sobie, zawaha� i
rozejrza� szybko dooko�a.
- Jestem sam - odezwa� si� m�czyzna. - Pos�uchaj, nie wszczynaj
�adnych awantur. Zapomnia�em da� ci to. Klepn�� d�oni� sk�rzan� akt�wk�
le��c� na stoliku.
- Nie zabierzesz mnie z powrotem - warkn�� Tenning. Odruchowo ugi��
nogi w kolanach zas�aniaj�c sob� Mary, a instynkt wla� gwa�t do jego
krwioobiegu.
- Nie. Wyszed�e� tydzie� czy co� ko�o tego za wcze�nie, ale to nie ma
znaczenia. Powodzenia. - M�czyzna u�miechn�� si�, wsta� i wyszed�
pozostawiaj�c roztrz�sionego, nie mog�cego si� opanowa� Tenninga.
Mary otworzy�a akt�wk�.
- To by� tw�j przyjaciel?
- Nnnie.
- Musia� nim by�. Skoro ci to zostawi�.
- Co to jest? - Tenning wci�� patrzy� za krzaczastobrewym m�czyzn�.
- �etony p�atnicze - powiedzia�a. - I to du�o. Teraz mo�esz postawi�
mi drinka.
Porwa� akt�wk�.
- Pieni�dze? To dlatego... do diab�a! Mog� teraz z nimi walczy�! Mog�
rozg�osi� prawd� po ca�ym kraju! Jeszcze zobaczymy...
Shan pomrukiwa�a na kolanach rudow�osego m�czyzny. - Jak dot�d
Tenning jest jedynym, kt�ry zbieg�, Jerry odezwa� si� m�czyzna
delikatnie �askocz�c kotk� w policzek.
- A nie dosz�oby do tego, gdyby�my nie przechodzili akurat
rekonwersji. Oczywi�cie, to i tak nie ma �adnego znaczenia. By�
wyznaczony do zwolnienia za tydzie� czy co� oko�o tego. Je�li kt�rego�
dnia znajdziesz chwilk� czasu, mo�esz przejrze� jego akta. Tenning jest
interesuj�cym zerem z gatunku tych bardziej k�opotliwych.
- Nie wszystko jest tu jeszcze dla mnie jasne - powiedzia� drugi
m�czyzna. - Zajmuj� si� geopolityk�. Nie jestem fizykiem. Te sobowt�ry...
- To zmartwienie technik�w. Ty jeste� specjalist� od spraw
administracyjnych z elementami psychologii. Ogl�dasz teraz ca�e
przedsi�wzi�cie jakby z lotu ptaka - przechodzisz co� w rodzaju praktyki.
A co do sobowt�r�w - no c�, poj�cie kopii jest interesuj�ce. Kiedy
pojawia si� taka kopia, wi� mi�dzy ni�, a orygina�em jest bardzo silna.
To dlatego, mi�dzy innymi, musimy przetrzymywa� Orygina� w zamkni�ciu.
Po pewnym czasie Kopia rozwija w�asn� osobowo�� na tyle, �e mo�e si�
ju� uniezale�ni� i wtedy wypuszcza si� Orygina� na wolno��. I tak jest
ju� wtedy nieszkodliwy.
- A z pocz�tku by�?
- O, tak. Taki kto�, jak Tenning na pewno. On nale�y do grupy
zagro�enia. Nie jest tw�rczy, ale wp�ywowy. Widzisz, tw�rcy i technicy
byli z nami od pocz�tku. Rozumieli, �e to jedyne bezpieczne rozwi�zanie.
Ale Tenning i jemu podobni, jednostki przeci�tnie uzdolnione, ale
obdarzone agresywno�ci� - wyobra� sobie, ile szk�d m�g� wyrz�dzi� w
tysi�c dziewi��set czterdziestym pi�tym wywrzaskuj�c w eter swoje
reakcje emocjonalne. Niezdyscyplinowane, niedojrza�e emocje ustawicznie
zmieniaj�ce kierunek.
To, oczywi�cie, normalne - w tysi�c dziewi��set czterdziestym pi�tym
wszyscy zmieniali �wiatopogl�dy. W�a�nie temu musieli�my po�o�y� kres,
p�ki nie zapanuje chaos. Tenning nale�a� do tych pechowych
niezdecydowanych, do facet�w o zbyt wielkich wp�ywach, by swobodnie
zmienia� zapatrywania, i zbyt ma�ej inteligencji, by zdecydowa� si� na
konstruktywn� wsp�prac� z nami.
Nie by�o widok�w na doj�cie do porozumienia z lud�mi jego pokroju.
Nie mogli�my nawet powiedzie� im ca�ej prawdy. Duplikat Tenninga uczyni�
wiele dobrego - pod kontrol�. Wszyscy nasi kluczowi ludzie dobrze si�
zas�u�yli. Potrzebujemy takich jak Tenning do naprowadzania ludzi na
w�a�ciw� drog�.
- Pod kontrol� - powiedzia� Jerry.
Rudow�osy m�czyzna roze�mia� si�. - Nie jeste�my nadzorcami. Nie
dopuszczaj do siebie tej my�li, nawet w g��bi duszy, Jerry. Ludzie z
dyktatorskimi zap�dami s� poddawani wt�rnemu przystosowaniu - i to
szybko. Oto odpowied� - w tym systemie nie mo�emy nigdy zosta�
nadzorcami, nawet gdyby�my tego chcieli. Zmiana post�puje zbyt wolno.
Taka by�a, oczywi�cie nasza koncepcja, a sama powolno�� procesu
sprzyja funkcjonowaniu systemu wzajemnej kontroli i r�wnowa�enia, kt�ry
wp�ywa na nasze zachowania. W chwili, w kt�rej kto� z nas przejawi�by
dyktatorskie zakusy, musieliby�my zmieni� system spo�eczny.
A ludzie nie zaakceptowaliby takiej gwa�townej zmiany. Mieli ich ju�
dosy�. Zapanowa�by chaos, jeden osamotniony dyktator by�by bez szans.
Mia�by zbyt wielu oponent�w. Wszystkie nasze wysi�ki - nie zapominaj o
tym, Jerry ukierunkowane s� na zogniskowanie zmian orientacji
�wiatopogl�dowej . Roboty wystarczy na razie dla ka�dej organizacji.
- A co z Tenningiem? Czy teraz, kiedy znajduje si� na wolno�ci, jest
nieszkodliwy?
- Zupe�nie nieszkodliwy Mellhorn wr�czy� mu wystarczaj�c� sum�
�eton�w p�atniczych, by przetrwa� okres przej�ciowy, i przystosuje si�,
jak wszyscy inni - je�li potrafi.
- Ci�ko mu, ci�ni�temu w obcy �wiat, prawda?
- Nie jest dla niego taki znowu obcy. Przyzwyczai si�. To znaczy,
przyzwyczai si� teraz albo nigdy. Nie jestem taki pewien. Niekt�rzy po
prostu nie mog� si� przystosowa�. Zdolno�� do zmieniania si� w miar�
zmian zachodz�cych w otoczeniu wymaga pewnej elastyczno�ci i pewno�ci
siebie.
Ludzie tacy jak Tenning - sam nie wiem. To zabawne, Jerry, pojawi�a
si� teraz ca�a nowa klasa zsuwaj�ca si� na dno systemu spo�ecznego.
Ludzie, kt�rzy nie potrafi� lub nie chc� zaadaptowa� si� do nowych
rzeczy. Ma to oczywi�cie miejsce po ka�dym wi�kszym wstrz�sie
spo�ecznym, ale tym razem otrzymali�my now� grup� nieprzystosowanych.
W makroskali procent korzy�ci jest oczywi�cie wy�szy. Szkoda mi tej
nieprzystosowanej grupy, ale niewiele mo�emy na to poradzi�. Nie wiem,
co si� stanie z Tenningiem. B�dziemy go obserwowali i pomo�emy, je�li
b�dziemy w stanie.
Ale przede wszystkim ci ludzie o przeci�tnych uzdolnieniach i
ci�gotach do przypochlebiama si� opinii publicznej maj� jedno s�abe
miejsce. Mam nadziej�, �e sobie poradzi. Mam nadziej�.
- Nie rozumiem, Dave - powiedzia�a Mary. - Z kim ty chcesz walczy�?
�cisn�� z w�ciek�o�ci� sk�rzan� akt�wk�.
- Z wa�niakami, z tymi, kt�rzy zmajstrowali psychofony i wprowadzili
ten popieprzony system z decem fish si�dmym. Z ca�ym tym - burdelem.
Powinna� to wiedzie�.
- Ale czego ty chcesz? - spyta�a. - O co, wed�ug ciebie, walczysz?
Spojrza� na ni�. I w ciep�ym p�mroku drgn�a fala przysz�o�ci niczym
obce przy�pieszenie, kt�re bardzo niewyra�nie wyczuwa� i kt�re
przepe�nia�o go nienawi�ci�.
- B�d� walczy� - obieca�. - Ja... ja to powstrzymam.
Odwr�ci� si� na pi�cie i wyszed�. Kelner przystan�� przy stoliku Mary.
- Du�a whisky z lodem - zam�wi�a. Pos�a� pytaj�ce spojrzenie za
Tenningiem.
- Jedna?
- Tak, jedna.
- On ju� nie wraca?
Nie odpowiada�a przez chwil� nas�uchuj�c dyskretnego rytmu muzyki
dochodz�cego zza jej plec�w.
- Dzi� ju� nie - powiedzia�a w ko�cu - Ale w og�le wr�ci. Nie ma tam
nic do roboty. Ju� nie. Jasne, �e wr�ci... pewnego dnia.
przek�ad : Jacek Manicki
<abc.htm> powr�t