1751

Szczegóły
Tytuł 1751
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1751 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1751 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1751 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Zwierciad�o" Autor: Tom Clancy drobna korekta: [email protected] T�umaczy�: Leszek Erenfeicht Tytu� orygina�u: "The Mirror Image" Podzi�kowania Chcieliby�my serdecznie podzi�kowa� Jeffowi Rovinowi za jego inspiruj�ce pomys�y i znacz�cy wk�ad w powstanie r�kopisu. Podzi�kowania za wsp�prac� nale�� si� tak�e Martinowi H. Greenbergowi, Larry'emu Segriffowi, panu Robertowi Yondelmanowi oraz wspania�emu zespo�owi wydawnictwa Putnam Berkeley Group, w sk�ad kt�rego wchodzili Phyllis Grann, David Shanks i Elizabeth Beier. Jak zwykle dzi�kujemy naszemu agentowi i przyjacielowi, Robertowi Gottliebowi z agencji Williama Morrisa, bez kt�rego ta powie�� zapewne nigdy by nie powsta�a. Os�d�cie, drodzy Czytelnicy, na ile ten nasz wsp�lny wysi�ek zako�czy� si� sukcesem. Tom Clancy i Steve Pieczenik * * * Prolog ( Pi�tek, 17.50 - Sankt Petersburg - Pawe� - odezwa� si� Pietia Wo�odin - ja tu czego� nie rozumiem. Pawe� Makarow mocniej �cisn�� kierownic� i z rozdra�nieniem spojrza� na swojego s�siada. - Czego ty znowu nie rozumiesz, Pietia? - No bo skoro wybaczyli�my Francuzom - odpar� pytaj�cy, g�adz�c syntetyczn� tapicerk� - to dlaczego Niemcom nie? Przecie� jedni i drudzy napadli na Matuszku Rassiju, nie? Pawe� zmarszczy� brwi. - S�uchaj, skoro nie widzisz r�nicy, to z ciebie naprawd� patentowany osio�. - To nie jest odpowied� - odezwa� si� Iwan, jeden z czterech pasa�er�w z ty�u. - No c�, Pawe� ma racj�, ale to rzeczywi�cie nie jest odpowied� - dorzuci� Eduard, siedz�cy obok Iwana. Pawe� przerzuci� biegi. Tej cz�ci codziennej p�godzinnej jazdy z pracy do ich hotelu na Prospekcie Niepokoriennych najbardziej nie lubi�. Par� minut od wyjazdu z Ermita�u z regu�y pakowali si� nad New� w korek. Pawe� wyj�� z kieszeni papierosa, a Pietia poda� mu ogie�. - Spasiba, Pietia. - No to w ko�cu odpowiesz mi, czy nie? - zapyta� Pietia. - Odpowiem, tylko najpierw wjed�my na ten cholerny most. Nie potrafi� jednocze�nie my�le� i s�a� job�w. Pawe� dostrzeg� luk� otwieraj�c� si� przed nimi i szarpn�� kierownic�, zje�d�aj�c ze �rodkowego na lewy pas. Ich mikrobus gwa�townie zako�ysa� si� przy tym manewrze, budz�c Olega i Konstantina, kt�rzy przysn�li na siedzeniach w ostatnim rz�dzie. - Co si� tak ciskasz, Pawka? - zapyta� Iwan. - Odk�d to ci si� zacz�o tak do �ony �pieszy�, co? - Ale� ty dowcipny, Wania - odpowiedzia� Pawe� znad kierownicy. Nie �pieszy� si� donik�d ani do nikogo. Chcia� tylko jak najszybciej wyrwa� si� z tego t�oku, znale�� jak najdalej od roboty i tego napi�cia, kt�re ich z�era�o przez ostatnie tygodnie, od terminu, kt�ry wisia� im nad g�owami jak miecz Damoklesa. Teraz, gdy praca by�a ju� na uko�czeniu, nie m�g� si� doczeka� powrotu do Mosfilmu, do projektowania animacji komputerowej. Szybko zmieniaj�c biegi, Pawe� bezceremonialnie rozpycha� si� w�r�d rz�d�w Toyot. Mercedes�w i Volkswagen�w, kt�re od niedawna zacz�y dominowa� w motoryzacyjnym krajobrazie Rosji. Ich, u�yczony przez telewizj� Chrysler Minivan, sk�din�d ulubiony �rodek transportu mafii, sprawia�, �e pozostali u�ytkownicy jezdni pow�ci�gali uwagi cisn�ce im si� na usta. Niestety, kiedy sko�cz� swoj� prac�, trzeba go b�dzie odda�. Jedynym aspektem tego kontraktu, za kt�rym m�g�by kiedy� t�skni�, b�dzie ten w�z. No, mo�e jednak nie, pomy�la� spogl�daj�c na zach�d. Po drugiej stronie Newy oko cieszy�y strzeliste iglice Twierdzy Pietropaw�owskiej. Tych widok�w te� mu b�dzie brakowa�o w pude�kowatym chaosie Moskwy. B�dzie t�skni� za Pitrem, za tymi ognistopomara�czowymi zachodami s�o�ca nad Zatok� Fi�sk�, za Fontank�, za koj�cym nerwy nurtem Newy, za przejmuj�cym pi�knem zapuszczonych w wi�kszo�ci kana��w. Teraz, gdy po upadku komunizmu zaj�to si� troch� ekologi�, z ich w�d, cho� nadal brudnych, znikn�a warstwa oleistej mazi, co dawa�o nadziej� na to, �e budynkom da si� przywr�ci� dawny splendor Wenecji P�nocy. B�dzie t�skni� za majestatycznym, rubinowoczerwonym masywem Pa�acu Bie�ozierskiego, kapi�cym od z�ota wn�trzem soboru Aleksandra Newskiego, gdzie czasami chodzi� si� modli�, za cebulastymi kopu�ami pa�acu Katarzyny Wielkiej, pe�nymi spokoju ogrodami i zapieraj�cymi dech w piersiach fontannami Petrodworca, pa�acu Piotra Wielkiego, za�miewaj�cego rozmachem Wersal. B�dzie mu brakowa�o tych smuk�ych, bia�ych wodolot�w przemykaj�cych po Newie niczym statki kosmiczne z powie�ci Stanis�awa Lema. B�dzie te� t�skni� za widokiem przyt�aczaj�cych je swym ogromem okr�t�w wojennych wp�ywaj�cych do portu Nachimowskogo Ucziliszczia, szko�y morskiej na Wyspie Aptekarskiej na Newie. A przede wszystkim b�dzie t�skni� za Ermita�em. Nie mieli czasu na zwiedzanie, ale gdy tylko ich cerber, pu�kownik Rosski czym� si� zaj��, Pawe� wyrywa� si� ukradkiem i w��czy� po salach, napawaj�c oczy pi�knem. Mieli przykazane siedzie� w studiu i nigdzie nie wychodzi�, ale nawet je�eli kto� by go tam codziennie spotyka�, to w ko�cu przecie� tam pracowa�, nie? Zreszt� nikt si� na pewno nim nie interesowa�. A poza tym, by� cz�owiekiem wierz�cym i nie zobaczy� z bliska "Zdj�cia z krzy�a" Rembrandta, "Op�akiwania Chrystusa" Carracciego albo jego ulubionego "�w. Wincentego w lochu" ze szko�y Ribalta? Zw�aszcza, �e w tej pracy by�o co�, co bardzo go zbli�a�o do uwi�zionego, ale niez�omnego �wi�tego. Tak, b�dzie mu tego wszystkiego brakowa�, ale z rado�ci� zostawi za sob� t� ci�k� har�wk� w �wi�tek, pi�tek i niedziel�, po kilkana�cie godzin dziennie, a zw�aszcza �widruj�cy, jawnie dozoruj�cy wzrok pu�kownika Rosskiego. S�u�y� ju� pod jego rozkazami w Afganistanie i mia� szczer� nadziej�, �e wi�cej tego sukinsyna w �yciu nie zobaczy. Przeklina� �lepy los, gdy dowiedzia� si�, kto b�dzie kierowa� prac� nad tym kontraktem. Co on takiego przeskroba� w �yciu? Jak zawsze za mostem na Prospekcie Kirowa zjecha� na prawy pas, kt�rym ruch wzd�u� niskiej betonowej balustrady odbywa� si� nieco spokojniej. Odetchn�� z ulg� i wcisn�� peda� gazu. - Dalej chcesz odpowiedzi? - zapyta� Pieti�, zaci�gaj�c si� papierosem. - Na kt�re pytanie, to o Niemc�w, czy to o �on�? - zapyta� Iwan. Pawe� przewr�ci� oczyma. - Powiem ci, jaka jest r�nica mi�dzy Francuzami a Niemcami. Francuzi poszli za Napoleonem z g�odu. Zawsze przedk�adali wygod� nad uczciwo��. - Tak, to dlaczego w czasie ostatniej wojny mieli ruch oporu? - To by�a chwilowa dewiacja, odruch konwulsyjny. Gdyby mieli tyle determinacji, co nasi w Stalingradzie, Hitler nigdy nie zaj��by Pary�a. Pawe� docisn�� gaz, nie puszczaj�c Mercedesa 500, kt�ry pr�bowa� skr�ci� ze �rodka na ich pas. Obrzuci� pogardliwym wzrokiem kobiet� siedz�c� za kierownic�. Jeszcze jedna kochanka miejscowego mafioso, pomy�la�. Ciekawe, ile narkotyk�w musia� przerzuci� przez Polsk� do Niemiec, �eby ci go kupi�? W lusterku zauwa�y� ci�ar�wk�, kt�ra zjecha�a na ich pas za nimi. - Francuzi nie s� tacy �li - ci�gn��. - A Niemcy wci�� w duszy zostali Wandalami. Tylko spu�ci� ich z oka, a zobaczysz, rok nie minie, jak ich fabryki znowu zaczn� wypuszcza� bombowce i czo�gi. - To co powiesz o Japo�czykach? - zapyta� Pietia, kr�c�c g�ow�. - Bydlaki. Zobaczycie, jak Dogin wygra wybory, te� im da popali�. Kuryli im si� zachcia�o, ��tkom przekl�tym. - Czyli wed�ug ciebie paranoja to dobry pow�d, �eby na kogo� g�osowa� w wyborach prezydenckich, tak? - Obawa przed dawnymi wrogami to nie paranoja, to ostro�no��. - Podpuszczasz nas, Pawka - odpowiedzia� Wo�odin. - Przecie� nie g�osuje si� na kogo� tylko dlatego, �e obieca� uderzy� na Niemcy po pierwszych oznakach remilitaryzacji. - To tylko jeden z powod�w. - Droga przed nimi opustosza�a i Pawe� przy�pieszy�, gdy przejechali nad szerokim, ciemnym kana�em. Silny wiatr sprawi�, �e zamkn�li okna. - Dogin przyrzek� o�ywi� program kosmiczny, co wzmocni gospodark�. Takich studi�w jak to, kt�re�my budowali, te� b�dzie wi�cej. Powstan� nowe fabryki wzd�u� Kolei Transsyberyjskiej, kt�re dadz� na rynek du�o tanich i dobrych towar�w, uruchomi si� program budownictwa mieszkaniowego. - Ale kto zap�aci za te cuda, Pawe�ku? To nasze przytulne gniazdko pod Ermita�em kosztowa�o drobne dwadzie�cia pi�� miliard�w rubli! Sk�d ten tw�j Dogin we�mie tyle szmalu? Z bud�etu? Mo�e zabierze tym biurokratom na Kremlu, co? Pawe� wydmucha� dym i pokiwa� g�ow�. Pietia wybuch�. - Trzeba by�o s�ucha� co pu�kownik m�wi� tam, na dole. Pods�ucha�em, jak gada� z adiutantem o funduszach od mafii. To od nich b�d� te pieni�dze, g��bie, a to bardzo niebezpieczny... Pawe� instynktownie nacisn�� hamulec i skr�ci� kierownic� w prawo, gdy Mercedes zajecha� mu drog�. W tym momencie us�yszeli g�uche pykni�cie, a spod deski rozdzielczej zacz�� si� wydobywa� g�sty zielony dym. - Co to jest? - zapyta� Pietia, krztusz�c si�. - Otw�rzcie okno! - krzykn�� kto� z ty�u. Nieprzytomny Pawe� opad� na kierownic�. Nikt ju� nie prowadzi� mikrobusu, gdy najecha�a na niego od ty�u ci�ar�wka. Popychany przez ci�ar�wk� Chrysler otar� si� o bok Mercedesa, dojecha� do bariery, wspi�� si� na ni� i przelecia� na drug� stron�. P�k�a lewa przednia opona, a tylny most ze zgrzytem przetoczy� si� przez wierzch bariery, gdy mikrobus nosem w d� run�� w fale brudnej rzeki. W�z uderzy� w wod� z g�o�nym pluskiem, przez chwil� sta� pionowo na wodzie, a potem przechyli� si� na bok i do g�ry ko�ami. Para i ba�ki powietrza wydobywa�y si� bokami, mieszaj�c si� z zielonym dymem, gdy mikrobus zacz�� pogr��a� si� w falach. Wkr�tce ju� tylko ko�a wystawa�y nad powierzchni�. Kr�py kierowca ci�ar�wki i m�oda blondynka z Mercedesa byli pierwszymi osobami, kt�re znalaz�y si� przy wyszczerbionej barierce. Chwil� p�niej do��czyli do nich pasa�erowie innych samochod�w. Oboje nie odezwali si� do siebie ani s�owem, w milczeniu �ledz�c odp�ywaj�cy na po�udniowy zach�d, lekko ko�ysz�cy si� w nurcie rzeki wrak. Z pojazdu wydobywa�o si� coraz mniej baniek powietrza, dym tak�e si� ju� rozwia�. Samoch�d by� za daleko, by ktokolwiek pr�bowa� ratowa� kogokolwiek. Oboje odpowiadali, �e czuj� si� dobrze. Potem wr�cili do swoich pojazd�w, czekaj�c na milicj�. Nikt nie zauwa�y�, �e kierowca ci�ar�wki dyskretnie upu�ci� do rzeki ma�e pude�ko, przypominaj�ce telewizyjnego pilota. * * * 1 ( Sobota, 10.00 - Moskwa Wysoki, postawny minister spraw wewn�trznych Miko�aj Edmundowicz Dogin zaj�� miejsce za stuletnim biurkiem w swoim gabinecie na Kremlu. Na �rodku poczernia�ego ze staro�ci blatu jarzy� si� ekran komputera. Na prawo od niego sta� czarny telefon, a z lewej fotografia jego rodzic�w w ramce. Zdj�cie mia�o na �rodku �lad za�amania. To jego ojciec, ruszaj�c na wojn� z�o�y� je na po�ow�, by mie�ci�o si� w kieszeni gimnastiorki. Srebrzystosiwe w�osy ministra zaczesane by�y do ty�u. Policzki mia� zapadni�te, a w jego ciemnych oczach wyra�nie malowa�o si� zm�czenie. Jego nie wyr�niaj�cy si� tani br�zowy garnitur by� zawsze lekko pognieciony, jasnobr�zowe buty lekko rozdeptane, tworz�c starannie wystudiowany obraz ci�ko pracuj�cego swojaka, kt�ry a� do dzisiaj, przez tyle lat dzia�a� na rodak�w. A teraz przesta�, pomy�la� z gorycz�. Po raz pierwszy od z g�r� trzydziestu lat s�u�by pa�stwowej, jego obraz faceta z s�siedztwa zawi�d�. A tak si� stara� rozbudzi� w nich narodow� dum�, kt�rej podobno tak pragn�li. Odnowi� szacunek dla munduru, pieczo�owicie podsyca� ogie� zadawnionych strach�w i niech�ci, pami�� o odwiecznych wrogach Rosji. A Rosjanie odsun�li si� od niego. Dogin wiedzia� doskonale dlaczego tak si� sta�o. To jego rywal, Kiry� �anin jeszcze raz wyci�gn�� z zanadrza z�ot� rybk� kapitalizmu i kaza� im wierzy�, �e spe�ni ich wszystkie �yczenia. Czekaj�c na swego asystenta, Dogin patrzy� ponad g�owami siedmiu ludzi siedz�cych w gabinecie na �wiadectwa zwyci�skich pochod�w ozdabiaj�ce �ciany. Podobnie jak jego biurko, wystr�j �cian uciele�nia� histori�. Pokrywa�y je oprawione w ozdobne ramy mapy Rosji, niekt�re pociemnia�e przez wieki, ukazuj�ce zdobycze car�w od czas�w Iwana Gro�nego. Zm�czone oczy Dogina prze�lizgiwa�y si� po nich, raz jeszcze omiataj�c je wszystkie, od tej pergaminowej mapy Ksi�stwa Moskiewskiego, o kt�rej wie�� nios�a, �e malowano j� krwi� je�c�w krzy�ackich, a� po drukowany na jedwabiu plan Kremla, znaleziony w nogawce zabitego niemieckiego agenta. Taki by� �wiat, pomy�la�, zawieszaj�c spojrzenie na mapie ZSRR, kt�r� zabra� w kosmos Herman Titow w 1962 roku. I taki zn�w b�dzie. Siedmiu m�czyzn, siedz�cych przed nim na fotelach i kanapach, r�wnie� nie by�o m�odzieniaszkami. Wi�kszo�� mia�a wi�cej ni� pi��dziesi�t lat, dw�ch mocno ponad sze��dziesi�t. Cz�� w garniturach, cz�� w mundurach. Nikt nic nie m�wi�. Cisz� przerywa� jedynie szum komputera. W ko�cu rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Prosz� wej��. W otwartych drzwiach stan�� m�ody cz�owiek. Serce Dogina zamar�o na widok ponurego wejrzenia go�cia. Dogin domy�li� si� co ma do obwieszczenia, jeszcze zanim przybysz otworzy� usta. Zreszt� go�� nie �pieszy� si� z zakomunikowaniem z�ej wie�ci. - No i co tam? - przynagli� go w ko�cu minister. - Bardzo mi przykro, panie ministrze - smutnym g�osem zacz�� m�odzieniec - ale to ju� oficjalne dane. Sam sprawdza�em wyniki. - Dzi�kuj� - skin�� g�ow� Dogin. - Czy mog� si� odmeldowa�? Dogin ponownie skin�� g�ow� i go�� znikn��, cicho zamykaj�c drzwi. Minister spojrza� na uczestnik�w zebrania. Starzy wyjadacze zachowali kamienne twarze pokerzyst�w, podobnie jak ich gospodarz. - Nu gaspada, tego si� mo�na by�o spodziewa� - zacz��. Przysun�� bli�ej ramk� ze zdj�ciem rodzic�w i zacz�� m�wi�, bardziej do nich, ni� do reszty obecnych w gabinecie. - Pan minister spraw zagranicznych �anin wygra� wybory prezydenckie. Takie to ju� czasy, sami wiecie. Wszyscy s� pijani wolno�ci�, ale i pijacka w�a�nie to wolno��, bez odpowiedzialno�ci, rozs�dku i ostro�no�ci. Rosja wybra�a sobie prezydenta, kt�ry chce ustanowi� now� walut�, uczyni� nasz� gospodark� niewolnic� eksportu, zlikwidowa� czarny rynek przez pozbawienie warto�ci naszego rubla i maj�tku, na kt�rym si� opiera�. W ten spos�b pozb�dzie si� te� opozycji, bo usuni�cie go wystraszy�oby przecie� inwestor�w, kt�rzy za jego �askawym pozwoleniem grabi� Matuszku Rassiju. Wojsko te� sobie kupi, p�ac�c genera�om i marsza�kom tyle, �eby bardziej im si� op�aca�o trzyma� z nim ni� z ojczyzn�. Z naszym potencja�em gospodarczym, powiada, mo�emy by� drug� Japoni� czy Niemcami i �aden wr�g nie b�dzie nam straszny. - Oczy Dogina pociemnia�y od gniewu, gdy spogl�da� na zdj�cie ojca w mundurze. - Przez siedemdziesi�t lat �aden wr�g nie by� nam straszny! Nasz w�dz, towarzysz Stalin rz�dzi� nie Rosj�, tylko ca�ym �wiatem! Nasi ludzie byli wtedy ze stali, a nie z g�wna jak teraz! Szli za g�osem w�adzy, a nie hucpy i pr�nych obietnic. - No c�, Miko�aju Edmundowiczu, witamy w zaczarowanej krainie demokracji - grzmi�cym g�osem podsumowa� monolog ministra genera� Wiktor Mawik. - Witamy w �wiecie, w kt�rym NATO przyjmuje w swoje szeregi kraje naszej strefy bezpiecze�stwa, nawet nie pytaj�c nas o zdanie. - Panowie, nie przesadzajmy z czarnowidztwem - w��czy� si� wiceminister finans�w Jewgienij Growlew, opieraj�c w�ski podbr�dek na kciukach z�o�onych jak do modlitwy r�k, wspartych �okciami o blat sto�u. - Reformy �anina nie zadzia�aj� od razu, ludzie odwr�c� si� od niego jeszcze szybciej ni� od Gorbaczowa i Jelcyna. - M�j konkurent jest m�ody, ale nie g�upi - odpar� Dogin. - Nie obiecywa�by z�otych g�r, gdyby tego wcze�niej nie ustali� z zagranic�. I zobaczycie, �e nie minie wiele czasu, jak Niemcy i Japo�czycy zdob�d� tu wi�cej ni� w czasie II wojny �wiatowej, a Amerykanie osi�gn� bez trudu to, czego nie wymusili w czasie zimnej wojny. Tak, czy inaczej, zagarn� ca�� Rosj�. - Dogin przerwa� i odwr�ci� si� do klawiatury komputera. Na ekranie widnia�a mapa �rodkowo-wschodniej Europy i Rosji. Nacisn�� klawisz i Europa wype�ni�a ca�y ekran. Rosja znikn�a. - Zobaczycie, historia naci�nie klawisz i b�dzie po nas. - I to przez nasze zaniechanie - doda� Growlew. - Tak - zgodzi� si� Dogin. - Przez zaniechanie. - W pokoju zrobi�o si� duszno. Otar� chusteczk� pot z g�rnej wargi. - Ludzie zwiedzeni mira�em �atwego zarobku zatracili nieufno�� w stosunku do obcych. Trzeba im pokaza�, �e nie t�dy droga. - Podni�s� wzrok na zebranych. - To, �e nasi kandydaci przegrali wybory, najlepiej pokazuje, jak dalece Rosjanie postradali rozum. Ale to, �e si� tu zebrali�my, dowodzi, �e chcemy co� na to zaradzi�. - Zgadza si� - odezwa� si� genera� Mawik, rozlu�niaj�c ko�nierzyk. - I wierzymy, �e pan, panie ministrze, mo�e co� z tym zrobi�. Dobrze sobie pan radzi� jako mer Moskwy, w Politbiurze dowi�d� pan lojalno�ci Partii. Kiedy spotkali�my si� tu pierwszy raz, us�yszeli�my, �e ma pan co� w zanadrzu na wypadek, gdyby starej gwardii nie uda�o si� wr�ci� na siod�o. No c�, wszyscy wiemy, �e do tego dosz�o. Chcieliby�my wi�c dowiedzie� si� jakich� szczeg��w tego planu, je�eli mamy bra� udzia� w jego realizacji. - Zgadzam si� ze zdaniem przedm�wcy - powiedzia� genera� Pokrywkin z lotnictwa. Jego szare oczy l�ni�y spod ci�kich brwi. - Ka�dy z nas m�g�by przewodzi� opozycji. Dlaczego mieliby�my na pi�kne oczy udzieli� poparcia akurat panu, panie ministrze? Obiecywa� pan wsp�prac� wojskow� z Ukrain�. I co z tego wysz�o? Jak dot�d mia�o miejsce zaledwie kilka gier wojennych z udzia�em oficer�w z obu pa�stw, a i to posz�o na konto �anina. Zreszt�, nawet gdyby dosz�o do wspomnianych manewr�w, to co z tego? Ot, pobawili�my si� z bra�mi S�owianami, Zach�d przelotnie si� zaniepokoi�, co to zmieni? Czy to ma cokolwiek wsp�lnego z odbudow� silnej Rosji? Prosimy o konkrety, panie ministrze. Bez nich b�dzie pan musia� sam sobie radzi�. Dogin zmierzy� Pokrywkina badawczym spojrzeniem. Pe�ne policzki genera�a p�on�y rumie�cem podniecenia, jego t�usty drugi podbr�dek opada� na ko�nierz koszuli, wylewaj�c si� znad ciasno zaci�gni�tego krawata. Opas�e wieprze, pomy�la� minister. Gdyby�cie znali szczeg�y tego planu, podkuliliby�cie ogony i uciekli z piskiem do �anina. Przesun�� wzrokiem po pozosta�ych. Wi�kszo�� spojrze� i twarzy wyra�a�a si�� woli i przekonanie, ale w spojrzeniach kilku, zw�aszcza Mawika i Growlewa jedynie ostro�ne zainteresowanie. Ich pow�ci�gliwo�� by�a dla niego obraz�, przecie� tylko on oferowa� Rosji zbawienie. Zapanowa� nad uczuciami i zachowa� spok�j. - Chcecie konkret�w? - bardziej stwierdzi� ni� zapyta� Dogin. Wystuka� ci�g komend na klawiaturze i obr�ci� laptopa tak, by zebrani widzieli ekran. Podczas gdy twardy dysk komputera zgrzyta� i szumia� realizuj�c polecenia, minister raz jeszcze spojrza� na zdj�cie ojca. Dogin-senior by� w czasie wojny bohaterskim �o�nierzem, obsypanym odznaczeniami, a po niej jednym z najbardziej zaufanych ochroniarzy Stalina. Powiedzia� kiedy� synowi, �e wojna nauczy�a go nosi� zawsze przy sobie Flag�. Gdziekolwiek by�, w ka�dych okoliczno�ciach, w ka�dym niebezpiecze�stwie, ten p�at materia�u zawsze znajdzie mu przyjaci� i sojusznik�w. Gdy dysk umilk� i obraz zmieni� si�, do stoj�cego Dogina do��czy�o pi�ciu innych m�czyzn, kt�rzy zerwali si� na r�wne nogi. Mawik i Growlew wymienili podejrzliwe spojrzenia i tak�e wstali, cho� z oci�ganiem. - Oto m�j plan odbudowy Rosji - odezwa� si� Dogin. Obszed� biurko i stoj�c przed zebranymi wskaza� palcem na ekran, wype�niony przez czerwony prostok�t, w rogu kt�rego widnia�y: z�oty sierp, m�ot i gwiazda. - Chc� przypomnie� ludziom o ich obowi�zkach. Patrioci nie odm�wi� zrobienia tego co niezb�dne, niezale�nie od tego, czego plan b�dzie wymaga� i nie zwracaj�c uwagi na koszty. Zebrani usiedli z powrotem, pr�cz Dogina sta� teraz tylko Growlew. - Wszyscy jeste�my patriotami - przem�wi�. - Te tanie zagrywki nie by�y potrzebne. Je�eli jednak mam w pa�skie r�ce odda� zasoby, nad kt�rymi sprawuj� piecz�, chc� wiedzie� na co zostan� wydatkowane. Na zamach stanu? Czy te� mo�e nie zas�ugujemy na to, by si� o tym dowiedzie�? Dogin zmierzy� go wzrokiem. Nie m�g� mu powiedzie� wszystkiego. Nie m�g� mu zdradzi� swoich plan�w dotycz�cych roli armii ani powiedzie� o swoich uk�adach z mafi�. Wielu Rosjan nadal �y�o w przekonaniu o swojej prowincjonalno�ci. by�o pozbawionych globalnego spojrzenia na sytuacj�. Gdyby mu powiedzia� o wszystkim, Growlew m�g�by si� wystraszy�, odm�wi� udzia�u albo przej�� do obozu �anina. - Ma pan racj�, panie ministrze. Tak, nie ufam panu - odpowiedzia� Dogin. Growlew wyra�nie zesztywnia� na takie dictum. - A z pa�skich pyta� wynika, �e i pan mi nie ufa. Jestem zdecydowany zas�u�y� sobie na pa�skie zaufanie czynami, ale i pan musi w ten sam spos�b zdoby� moje. �anin wie, kto stawa� przeciw niemu, a w tej chwili jest prezydentem. Wiele mo�e zrobi�. Mo�e panu zaproponowa� stanowisko albo jak�� �akom� synekur� i pan mo�e na to p�j��. A wtedy musia�by pan stan�� przeciw mnie. Prosz� si� uzbroi� w cierpliwo��. Przez najbli�sze siedemdziesi�t dwie godziny b�dzie to musia�o wszystkim panom wystarczy�. - Dlaczego akurat siedemdziesi�t dwie godziny? - zapyta� wiceminister bezpiecze�stwa Skulin. - Bo tyle jeszcze potrwa rozruch mojego centrum dowodzenia. Skulin zamar� z wra�enia. - Trzy dni? Chyba nie m�wi pan o Sankt Petersburgu? Dogin skin�� g�ow�. - Jak to? To pan kieruje petersburskim centrum? Dogin ponownie skin�� g�ow�. Skulin westchn�� cicho. Wszyscy spojrzeli na niego z zainteresowaniem. - Moje najszczersze gratulacje, panie ministrze. To znaczy, �e ca�y �wiat spoczywa teraz w pa�skich r�kach. - Dos�ownie - u�miechn�� si� Dogin. - Zupe�nie jak w r�kach Josifa Wissarionowicza. - Przepraszam - przerwa� im Growlew - ale znowu nie mam poj�cia, o czym panowie m�wi�. Panie ministrze, o co chodzi z tym Sankt Petersburgiem? Czym pan kieruje? - Petersburskim O�rodkiem Kontroli Operacyjnej, panie Growlew. Najbardziej zaawansowanym technicznie centrum ��czno�ci i rozpoznania w Rosji. Stamt�d mo�na uzyska� wszelkie informacje: od zdj�� satelitarnych po dost�p do �wiatowej sieci ��czno�ci elektronicznej. Pr�cz tego O�rodek ma r�wnie� specjalny oddzia� operacyjny, do wykonywania precyzyjnych uderze� tam, gdzie s�owa nie wystarcz�. - Zaraz, czy pan m�wi o tym nowym studiu telewizyjnym w Ermita�u? - zapyta� os�upia�y Growlew. - Tak - odpar� Dogin. - To studio to tylko przykrywka. Pa�skie ministerstwo wyasygnowa�o pieni�dze na studio, reszt� prac finansowa� i nadzorowa� m�j resort. - Widz�, �e przygotowywa� si� pan do tej chwili ju� od dawna - powiedzia� Growlew. - Od dw�ch lat, panie ministrze. A wieczorem w poniedzia�ek wchodzimy na anten�. - Ten O�rodek - odezwa� si� Pokrywkin. - On ma na celu co� wi�cej ni� tylko szpiegowanie �anina, prawda? - Du�o wi�cej, panie generale. - Ale co, to ju� pan nam nie powie, tak? - g�os Growlewa znowu nabra� napastliwego tonu. - Od nas wymaga pan wsp�dzia�ania. ale sam si� pan do tego nie pali! - Chce pan. �ebym si� panu zwierzy�, panie ministrze? Prosz� bardzo. Przez ostatnie p� roku moi ludzie z O�rodka doskonalili swoje umiej�tno�ci, u�ywaj�c �rodk�w technicznych i przydzielonych im fachowc�w do skrytego zbierania wiadomo�ci o moich potencjalnych sojusznikach i wrogach. Zebrali�my wiele informacji o korupcji, podejrzanych powi�zaniach i hmm, oryginalnych preferencjach w �yciu osobistym - tu wymownie spojrza� na Growlewa. - Bardzo ch�tnie si� nimi podziel�, teraz czy kiedy indziej, z wszystkimi razem albo z ka�dym z osobna. - Z zadowoleniem zauwa�y�, �e wi�kszo�� obecnych zmiesza�a si� i nerwowo wierci�a w fotelach. Tylko Growlew pozosta� niewzruszony. - Skurwysyn - mrukn��. - Mog� by� i skurwysynem, panie Growlew - odpar� spokojnie Dogin. - Ale je�eli ju�, to przynajmniej skutecznym. - Spojrza� na zegarek, potem podszed� do Growlewa i spojrza� mu prosto w oczy. - Musz� teraz wyj��, panie ministrze, nowy prezydent czeka. Trzeba mu pogratulowa�, par� papier�w podsun�� do podpisu. Kiedy ju� z tym sko�cz�, w ci�gu dwunastu godzin b�dzie pan m�g� sam oceni�, czy robi� to wszystko dla w�asnej pr�no�ci, czy dla tego - wskaza� na monitor. Nie m�wi�c ju� nic wi�cej, skin�� zebranym g�ow� i wyszed� z biura. Wraz z depcz�cym mu po pi�tach sekretarzem po�pieszy� do samochodu, kt�ry zawiezie go do �anina i z powrotem. A kiedy ju� zostanie sam, jednym telefonem pu�ci w ruch machin�, kt�ra zmieni �wiat. * * * 2 ( Sobota, 10.30 - Moskwa Keith Fields-Hutton wpad� do swego pokoju w niedawno wyremontowanym hotelu "Rossija", rzuci� klucz na ��ko i pobieg� do �azienki. Po drodze zatrzyma� si� i podni�s� dwie zwini�te w rulon kartki, le��ce obok kom�rkowego faksu, kt�ry przywi�z� ze sob�. Tej cz�ci swojej pracy najbardziej nie lubi�. Nie chodzi�o mu o to, �e czasami by�o to naprawd� niebezpieczne. Nawet nie normowany czas pracy i godziny zmarnowane na lotniskach w oczekiwaniu na wiecznie sp�niaj�ce si� samoloty Aerof�otu, ani d�ugie tygodnie roz��ki z Peggy nie stanowi�y problemu. Nienawidzi� tego morza herbaty, kt�re musia� wypija�. Przyje�d�aj�c co miesi�c do Moskwy Fields-Hutton zawsze zatrzymywa� si� w "Rossiji", tu� obok Kremla, i siedzia� godzinami w eleganckim barku hotelowym. W tym czasie czyta� te� kilka gazet od deski do deski, ale przede wszystkim wypija� mn�stwo herbaty, kt�r� uzupe�nia� mu kelner Andriej, przynosz�c trzy, cztery, czasem pi�� torebek. Do etykietki na ko�cu sznureczka ka�dej z nich przymocowany by� odcinek mikrofilmu, kt�ry Fields-Hutton wrzuca� do kieszeni, gdy nikt nie patrzy�. Zwykle by� jednym z nielicznych go�ci, wi�c kierownik sali wci�� mu si� przypatrywa�. Musia� czeka�, a� kt�ry� z kelner�w go zas�oni albo zagadnie kierownika. Andrieja zwerbowa�a Peggy. Znalaz�a jego nazwisko na li�cie afga�skich weteran�w. Po wojsku Andriej chcia� pracowa� w przemy�le naftowym na zachodniej Syberii, ale postrza� w l�d�wia doprowadzi� do tego, �e nie m�g� d�wiga� ci�ar�w. Po reformach Gorbaczowa ledwie wi�za� koniec z ko�cem. To by� idealny ��cznik mi�dzy agentami, kt�rych nie zna� i nigdy nie widzia�, a Fields-Huttonem. Gdyby wpad�, m�g� sypn�� tylko Fields-Huttona, ale to ju� by�o ryzyko zawodowe. Wbrew temu, co uwa�a�a opinia publiczna, KGB nie znikn�o wraz z upadkiem ZSRR. Przeciwnie, nowe Ministerstwo Bezpiecze�stwa by�o jeszcze bardziej wszechobecne. Na jego us�ugach by�a teraz nie tylko armia zawodowych agent�w, ale tak�e ca�a rzesza cywilnych kapusi�w, kt�rym nie opodatkowane honoraria pozwala�y prze�y� do pierwszego. Ka�dy chcia� zarobi�, wi�c polowanie na szpieg�w sta�o si� nowym narodowym sportem. Pr�cz szpieg�w zwierzyn� byli wszyscy zagraniczni go�cie, kt�rzy nie�wiadomi tego, �e ka�dy ich krok jest meldowany gdzie trzeba, co krok pakowali si� w k�opoty, a to nielegalnie sprzedaj�c walut� swoim rosyjskim przyjacio�om i przyjaci�kom, a to kupuj�c im towary na czarnym rynku, albo szpieguj�c poczynania konkurencji. Aresztowanym dawano do wyboru spraw� s�dow� albo wsp�prac�. Fields-Hutton �artowa�, �e ministerstwo bardziej zajmuje si� teraz ochron� handlu ni� bezpiecze�stwa narodowego. Sami tylko Japo�czycy p�acili agentom MGB miliony dolar�w rocznie za ochron� ich przedsi�biorstw w Rosji. Podobno wpompowali nawet par� milion�w dolar�w w kampani� wyborcz� Dogina w nadziei na to, �e po jego zwyci�stwie zagraniczni inwestorzy machn� r�k� na Rosj�. W szpiegowskim biznesie ruch by� jak za najlepszych czas�w i, mimo siedmiu ju� lat pracy w Rosji, Fields-Hutton wci�� by� w oku cyklonu. Keith by� absolwentem rusycystyki w Cambridge, po studiach chcia� zosta� powie�ciopisarzem. Par� dni po otrzymaniu dyplomu, siedzia� w niedziel� w kawiarni w Kensington, czytaj�c "Notatki z podziemia" Dostojewskiego. W pewnym momencie kobieta siedz�ca przy s�siednim stoliku obr�ci�a si� ku niemu. - A nie chcia�by pan wi�cej dowiedzie� si� o Rosji? - zapyta�a. - Znacznie wi�cej - doda�a z u�miechem. Okazj� do tego poznawania Rosji dawa�a praca w brytyjskim wywiadzie. Nieco p�niej dowiedzia� si�, �e DI 6 mia�o �cis�e zwi�zki z Cambridge od czas�w wojny i szuka�o nowych pracownik�w w�r�d absolwent�w. Fields-Hutton zgodzi� si�, wi�c wyszli na spacer porozmawia� i Peggy um�wi�a go na rozmow� kwalifikacyjn�. W ci�gu roku od tej niedzieli wywiad za�o�y� mu wydawnictwo komiksowe, specjalizuj�ce si� w wydawaniu komiks�w dostarczanych przez rosyjskich rysownik�w. Ta specjalizacja dawa�a mu znakomit� przykrywk� do cz�stych podr�y do Rosji z baga�ami pe�nymi teczek z rysunkami i czasopism, kaset wideo, nawet zabawek produkowanych wed�ug rosyjskich projekt�w. Keith szybko nauczy� si�, jak pot�nym i czyni�cym cuda argumentem w rozmowie z pracownikami lotnisk, hoteli, nawet z milicjantami, mog�y by� zwyk�e, niemal bezwarto�ciowe na Zachodzie kubeczki, koszulki czy r�czniki z postaciami z komiks�w. Wypchane baga�e mia�y jeszcze jedn�, du�o wi�ksz� zalet�. W ich licznych zakamarkach mo�na by�o przemyca� mikrofilmy i sprz�t dla agent�w. Poza tym przykrywka zacz�a �y� w�asnym �yciem i wkr�tce ku zdumieniu dyrekcji DI 6 firma Keitha zacz�a przynosi� spory doch�d. Poniewa� jednak przepisy stanowi�y, �e wywiad jest instytucj� bud�etow�, a nie przedsi�biorstwem zarobkowym, pieni�dze sz�y na specjalny fundusz zapomogowy dla rodzin poleg�ych agent�w. Fields-Hutton szczerze polubi� swoje zaj�cie wydawcy komiks�w, a z pracy dla DI 6 wyni�s� tyle do�wiadcze�, �e na emeryturze m�g� przez d�ugie lata �y� z pisania powie�ci sensacyjnych. W zamian za to prowadzi� nadz�r nad dzia�alno�ci� krajowych i zagranicznych firm budowlanych we wschodniej Rosji. �wiat si� zmienia�, ale tajna dzia�alno�� pa�stw niezmiennie wymaga�a ukrytych pomieszcze�, podw�jnych �cian, podziemnych kompleks�w w miejscach, gdzie diabe� m�wi dobranoc i nawet satelity nie zagl�daj� zbyt cz�sto. Wszelkie plotki i prawdziwe wiadomo�ci na ten temat, podejrzane lub pods�uchane, dostarcza�y wa�nych informacji wywiadowczych. Jego obecni wsp�pracownicy, kelner Andriej oraz Leonid, rysownik z Sankt Petersburga, dostarczali mu szkice i zdj�cia wszelkich nowych budowli i podejrzanych remont�w w swoich rejonach dzia�ania. Po wyj�ciu z �azienki Keith usiad� na brzegu ��ka, wyj�� z kieszeni etykietki od torebek herbaty i porozrywa� je, ostro�nie oddzielaj�c kr��ki mikrofilmu. K�ad� je kolejno pod silnym szk�em powi�kszaj�cym przegl�darki do prze�roczy, kt�r� przywi�z� do ogl�dania wyci�g�w ilustracji, tak przynajmniej powiedzia� celnikom. T�umaczeniu towarzyszy�o wr�czenie kilku czapeczek z wizerunkiem Duszka Artioma dla syna celnika i jego koleg�w, co zako�czy�o kontrol�, zanim zdarzy�a si� sposobno�� do zadawania bardziej k�opotliwych pyta� o reszt� sprz�tu. To, co zobaczy� na jednym ze zdj��, przypomnia�o mu artyku�, kt�ry przeczyta� przy �niadaniu w barze. Zdj�cie przedstawia�o scen� pakowania sterty rolek papy do windy towarowej na podw�rzu Ermita�u. Kolejne fotografie pokazywa�y sterty skrzy�, wed�ug napis�w zawieraj�cych dzie�a sztuki, znikaj�ce w tej samej windzie. Na poz�r nie by�o w tym nic niezwyk�ego. Ermita� ci�gle by� remontowany i rozbudowywany, zw�aszcza �e jubileusz trzechsetlecia miasta w 2003 roku by� ju� za pasem i ca�y Sankt Petersburg szykowa� si� do obchod�w. Poza tym, budynek sta� tu� nad New� i by� mo�e papa mia�a s�u�y� do lepszego zabezpieczenia zbior�w przed wilgoci�. Tyle �e co� tu nie gra�o. Faks, kt�ry podni�s� z pod�ogi po powrocie do pokoju ze �niadania, zawiera� dwustronicow� opowie�� rysunkow� autorstwa Leonida. Pierwsza strona opowiada�a o locie Kapitana Legendy na planet� Eremit�w, czyli innymi s�owy o wizycie Leonida w Ermita�u, w tydzie� po tym, jak wykona� zdj�cia z pap� i skrzyniami. Na �adnym z trzech poziom�w �adnego z trzech budynk�w nie prowadzono �adnych prac z u�yciem papy. Nic te� nie przyby�o na salach wystawowych, a i w magazynach nikt nie wiedzia� nic o nowych nabytkach. DI 6 pewnie sprawdzi. czy kto� wysy�a� ostatnio co� do Ermita�u, ale Keith w�tpi�, �eby si� czego� dowiedzieli. No i godziny pracy robotnik�w dawa�y du�o do my�lenia. Wed�ug komiksu Leonida niewolnicy Eremit�w przywozili zapasy tajnej broni wczesnym rankiem, znikali wraz z ni� w czelu�ciach planety i wracali dopiero pod wiecz�r. Leonid zwr�ci� uwag� zw�aszcza na dw�ch, kt�rzy pojawiali si� tam codziennie. To mogli by� tylko robotnicy dokonuj�cy jakich� prac remontowych w muzeum, ale r�wnie dobrze prace te mog�y stanowi� przykrywk� dla jakiej� tajnej dzia�alno�ci w podziemiach. Drugi faks od Leonida zawiera� inny komiks, relacjonuj�cy wypadek opisany w porannej gazecie. Poprzedniego dnia mikrobus wioz�cy sze�ciu pracownik�w muzeum spad� z nabrze�a Prospektu Kirowa do Newy. wszyscy pasa�erowie uton�li. Leonid by� na miejscu wypadku i jego komiks powiedzia� Keithowi du�o wi�cej ni� wzmianka w gazecie. Kapitan Legenda ratowa� w nim niewolnik�w Eremit�w, kt�rych rakieta rozbi�a si� na ruchomych piaskach. Ton�cy korpus rakiety spowity by� gazem, kt�ry Leonid opisa� strza�k� z napisem "zielony". Cholera, zielony dym? Chyba chlor. Czy�by tych ludzi zagazowano? A wi�c ta ci�ar�wka, kt�ra uderzy�a ich od ty�u, nie znalaz�a si� tam przypadkowo? Ten wypadek mia� po prostu zamaskowa� morderstwo. Co tam si� dzia�o? To m�g� by� zwyk�y wypadek, ale co� tu za du�o zbieg�w okoliczno�ci. Co� by�o nie tak w Sankt Petersburgu i Fields-Hutton postanowi� rzuci� na to okiem. Przesy�aj�c komiksy Leonida do biura w Londynie, Keith dopisa� na jednym z nich, �eby wys�ali mu 270 funt�w, co znaczy�o, �e jego szefowie powinni zajrze� na si�dm� stron� dzisiejszego wydania gazety "Die�". Powiadomi� ich tak�e, �e jedzie do Sankt Petersburga spotka� si� z rysownikiem, kt�ry szykowa� projekt ok�adki. Je�eli uda si� powi�za� histori� kopalni Eremit�w z katastrof� rakiety na ruchomych piaskach, wyjdzie z tego fascynuj�ca historia" - dopisa�. Po uzyskaniu potwierdzenia z Londynu, Keith spakowa� aparat fotograficzny, kosmetyczk�, discmana, rysunki i zabawki do torby, zszed� do holu i zam�wi� taks�wk�, kt�ra zawioz�a go na Dworzec Petersburski na ulicy Krasnopriestnej. Tam kupi� bilet i usiad� na twardej �awce w poczekalni, oczekuj�c na poci�g maj�cy zawie�� go do oddalonej o 600 kilometr�w, dawnej carskiej stolicy nad Zatok� Fi�sk�. * * * 3 ( Sobota, 12.20 - Waszyngton W czasie zimnej wojny pi�trowy, niepozorny budynek ko�o pasa startowego marynarki w bazie si� powietrznych Andrews, pe�ni� rol� poczekalni, miejsca dy�ur�w elitarnej grupy pilot�w, kt�rych zadaniem by�a ewakuacja w�adz USA ze stolicy w przypadku wybuchu wojny nuklearnej. Po zako�czeniu zimnej wojny be�owy budynek nie sta� si� jej martwym pomnikiem. Trawniki wok� wyra�nie si� poprawi�y, ci�kie wojskowe buciory nie depta�y ich ju� tak bezlito�nie. Gdzieniegdzie pojawi�y si� klomby oraz ci�kie betonowe kwietniki, kt�re pr�cz w�a�ciwo�ci estetycznych mia�y te� inn� zalet� - nie dopuszcza�y w pobli�e samochod�w-pu�apek. Ludzie przybywaj�cy rano do pracy w tym budynku nie przyje�d�ali ju� teraz d�ipami ani nie przylatywali wojskowymi �mig�owcami. Parking zape�nia�y kombi, czasem jakie� Volvo, Saab, a czasem trafia�o si� te� i BMW. Ich kierowcy i pasa�erowie, ��cznie siedemdziesi�t osiem os�b, pracowali teraz na pe�nych etatach w Narodowym Centrum Zapobiegania Kryzysom. Tych ludzi: taktyk�w, genera��w, dyplomat�w, analityk�w wywiadu, specjalist�w od komputer�w, psycholog�w, specjalist�w od rozpoznania, �rodowiska naturalnego, prawnik�w i rzecznik�w prasowych dobrano bardzo starannie. Pr�cz nich w Centrum pracowa�y jeszcze czterdzie�ci dwie osoby oddelegowane z Departamentu Obrony i CIA, a ca�o�ci dope�nia� dwunastoosobowy zesp� interwencyjny Iglica, stacjonuj�cy w pobliskiej Akademii FBI w Quantico. Centrum Kryzysowe nie mia�o sobie r�wnych w historii Stan�w Zjednoczonych. Przez dwa lata na jego organizacj� i wyposa�enie wydano ponad 100 milion�w dolar�w, przekszta�caj�c poczekalni� zimnej wojny w centrum kierowania agencjami po��czone bezpo�rednio z CIA, Agencj� Bezpiecze�stwa Narodowego, Bia�ym Domem, Departamentem Stanu, Departamentem Obrony, DIA i Narodowym Biurem Zwiadu. Po sze�ciu miesi�cach rozruchu, w ci�gu kt�rych jego pracownicy mieli pe�ne r�ce roboty rozwi�zuj�c sytuacje kryzysowe zar�wno w kraju, jak i na �wiecie, Centrum, jak je w skr�cie nazwano, osi�gn�o pozycj� r�wn� wcze�niej powo�anym instytucjom. Dyrektor Centrum, Paul Hood, sk�ada� raporty bezpo�rednio prezydentowi Michaelowi Lawrence'owi. Nikt ju� nie negowa� uprawnie� Centrum do samodzielnego inicjowania, planowania i przeprowadzania operacji na ca�ym �wiecie, cho� pocz�tkowo uwa�ano je za instytucj� zajmuj�c� si� jedynie sortowaniem informacji, kt�rej nie wiadomo po co nadano uprawnienia interwencyjne. Zesp� Centrum ��czy� w jedno rutynowanych zawodowc�w, rozwa�nych, metodycznych i polegaj�cych raczej na ludziach ni� na technice, z m�odymi zapale�cami, lubuj�cymi si� w elektronicznych zabawkach i b�yskotliwych akcjach rodem z komiks�w. Paul Hood mia� nimi kierowa� i wyci�ga� to co najlepsze z zapa�u i rutyny. Hood nie by� mo�e �wi�tym, ale jego oddanie s�u�bie i altruizm powodowa�y, �e wsp�pracownicy nazywali go Papie�em. By� to cz�owiek do g��bi uczciwy, co nie przeszkadza�o mu za kadencji Reagana zrobi� b�yskotliwej kariery w bankowo�ci. Nawet dwa lata na stanowisku burmistrza Los Angeles nie wp�dzi�y go w nadmiern� dum�. Bezustannie szkoli� sw�j zesp� w sztuce likwidowania w zarodku kryzys�w. Jego doktryna odrzuca�a tradycyjny waszyngto�ski model ignorowania problem�w a� do momentu, w kt�rym dla jego rozwi�zania trzeba by�o przerzuca� dziesi�tki tysi�cy �o�nierzy. W Los Angeles wypracowa� inn� metod�, kt�ra sprowadza�a si� do tego, by rodz�cy si� konflikt podzieli� na poszczeg�lne zagadnienia, p�ki jeszcze dawa�o si� je za�atwi�, a nast�pnie zleca� ich rozwi�zywanie ludziom kompetentnym w swoich dziedzinach, �ci�le ze sob� wsp�pracuj�cym. To, co sprawdzi�o si� w LA, dawa�o rezultaty i tutaj, cho� wymaga�o zerwania z tradycyjnym modelem jednoosobowego kierownictwa. Zast�pca Hooda, genera� Mike Rodgers, powiedzia� mu kiedy�, �e narobi� sobie w ten spos�b wi�cej wrog�w w stolicy, ni� mia� ich na ca�ym �wiecie. Szefowie biur, dyrektorzy agencji, dygnitarze uznawali doktryn� wsp�pracy Hooda za zagro�enie dla ich pozycji. Rodgers ostrzega�, �e ura�eni urz�dnicy mog� si� nie ograniczy� w swoim odwecie do prostego sabotowania dzia�alno�ci Centrum. - Tutejsi bonzowie s� jak wampiry. Wstaj� ze swych trumien, gdy tylko zmieni si� polityczna moda i zaczynaj� �y� na nowo. Popatrz na takiego Nixona, albo Jimmy'ego Cartera. Skutek jest taki, �e rywale nie zaspokoj� si� tym, �e zniszcz� twoj� karier�. Nie spoczn�, p�ki nie wbij� ci jeszcze osikowego ko�ka, nie zrujnuj� ci� ca�kowicie. Czasem i to im nie wystarcza, a wtedy zabior� si� za twoj� rodzin� i przyjaci�. Hood nie przejmowa� si� jego przestrogami. Jego zadaniem by�o umacnianie bezpiecze�stwa Stan�w Zjednoczonych, a nie dobrego imienia i popularno�ci swojej czy Centrum. Hood by� cz�owiekiem, kt�ry bardzo powa�nie traktowa� swoje obowi�zki. Wierzy� te�, �e, je�eli Centrum b�dzie funkcjonowa� bez zarzutu, jego rywale nie b�d� mu w stanie zaszkodzi�. Ann Farris, siedz�ca teraz naprzeciwko Hooda, nie widzia�a w nim w tej chwili ani polityka, ani b�yskotliwego organizatora, ani �wi�tego. Jej ciemne oczy potrafi�y wydoby� z jego wn�trza zak�opotanego ch�opca. Za fasad� masywnej szcz�ki, lekko szpakowatych, czarnych, k�dzierzawych w�os�w i stalowego wejrzenia kry� si� ch�opiec, kt�ry wola�by zosta� w Waszyngtonie i dalej bawi� si� ze swoimi kolegami w policjant�w i z�odziei przy u�yciu najnowocze�niejszych komputer�w i satelit�w. szpiegowskich. Wyjazd z rodzin� na wakacje nie by� dla niego wystarczaj�co atrakcyjn� alternatyw�. Ann wiedzia�a, �e gdyby nie to, �e dzieciaki t�skni�y za dawno nie widzianymi przyjaci�mi, a przenosiny na Wschodnie Wybrze�e bardzo zaci��y�y na jego ma��e�stwie, nic nie by�oby go w stanie zmusi� do tego wyjazdu. Czterdziestotrzyletni dyrektor Centrum siedzia� w swoim biurze w samym �rodku �ci�le strze�onego budynku. Jego zast�pca, genera� Mike Rodgers, zajmowa� fotel po lewej stronie biurka, a rzeczniczka prasowa Centrum, Ann Farris, siedzia�a na kanapce stoj�cej pod praw� �cian� gabinetu. Na ekranie komputera wida� by�o rozk�ad podr�y Hooda do Kalifornii. - Sharon musia�a wywalczy� ten tydzie� urlopu od swojego szefa, kt�ry uwa�a, �e jego kabl�wk� szlag trafi bez jej program�w o zdrowym �ywieniu. A wiecie, co jest w tym naj�mieszniejsze? Czuj�, �e jak tylko tam trafimy, to dzieciaki zaci�gn� nas do "Bloopers", a to przecie� zaprzeczenie zdrowego �ywienia. Tak, czy inaczej - pierwszy wiecz�r mam z g�owy. S�dz�c z tego co pokazuj� w MTV, nawet nie us�ysz� pagera, gdyby�cie chcieli si� ze mn� skontaktowa�. Ann pochyli�a si� i poklepa�a go po d�oni. - Za�o�� si�, �e urw� ci �eb, je�li o�mielisz si� b�kn�� cho� s�owo na ten temat - powiedzia�a. - Czyta�am co nieco o "Bloopers". Zam�w sobie hotdoga z piklami i sma�one ciastko. Powinny ci smakowa�. Hood prychn�� pod nosem. - S�uchajcie, a mo�e by�my to umie�cili w naszym herbie? "Czyni �wiat bezpiecznym dla hotdog�w z og�rkiem" - pi�kne motto. - Trzeba tylko b�dzie zapyta� Lowella, jakby to by�o po �acinie - u�miechn�a si� Ann. - Wtedy b�dzie to brzmie� bardziej podnio�le. Rodgers chrz�kn��, przerywaj�c t� doskonale zapowiadaj�c� si� konwersacj�. Genera� siedzia� w fotelu, z nog� za�o�on� na nog�. - Przepraszam, Mike - powiedzia� Hood. - Chyba za wcze�nie wczu�em si� w rol� dyrektora na wakacjach. - Nie, to nie to - odpowiedzia� Rodgers. - Po prostu m�wicie w jakim� obcym j�zyku. Ann wyczu�a w jego g�osie krytyk�, ale i lekki ton zazdro�ci. - Dla mnie to te� obcy j�zyk, ale dzieci ucz� cz�owieka, a my�l�, �e i Ann to potwierdzi, �e warunkiem prze�ycia jest zdolno�� przystosowania. Ostatnio zauwa�y�em, �e m�wi� o rapie i heavy metalu dok�adnie to samo, co moi rodzice o The Rolling Stones. Tak to ju� bywa. Rodgers nie by� do ko�ca przekonany. - Wiesz, co George Bernard Shaw powiedzia� o przystosowaniu? - Nie mam poj�cia. - Powiedzia�, �e poniewa� cz�owiek rozumny przystosuje siebie do otaczaj�cego �wiata, a tylko nierozumny stara si� przystosowa� �wiat do siebie, ca�y post�p ludno�ci zale�y od tych bezrozumnych. Rapu nie lubi� i nie polubi�. Nikt mnie nie zmusi, �ebym chocia� udawa�, �e jest inaczej. - To co robisz, gdy pu�kownik Squires go s�ucha? - Ka�� mu wy��cza�. A on mi m�wi, �e to bez sensu... - A wtedy ty mu cytujesz Shawa, tak? - doko�czy�a Ann. Genera� spojrza� na ni� i skin�� g�ow�. - Fascynuj�ce. No dobra, zastan�wmy si� nad planami na najbli�sze dni. Po pierwsze, m�j rozk�ad jazdy. - Z twarzy Hooda zgin�� ch�opi�cy u�mieszek, a jego umys� ponownie skoncentrowa� si� na zagadnieniu, kt�re mieli omawia�. Wr�ci� do ekranu komputera. Ann usi�owa�a z kolei wydusi� u�miech z jego zast�pcy, ale bezskutecznie. Rodgers u�miecha� si� bardzo rzadko, a wyraz szcz�cia go�ci� na jego twarzy tylko wtedy, gdy polowa� na dziki, terroryst�w albo oficer�w przedk�adaj�cych swoje ambicje nad bezpiecze�stwo podw�adnych. - W poniedzia�ek b�dziemy na wycieczce w Magna Studio, we wtorek w Parku Wallace'a. Dzieciaki chcia�y posurfowa�, wi�c w �rod� pewnie wyl�dujemy na pla�y. Wsz�dzie b�d� zabiera� kom�rk�, wi�c gdybym by� potrzebny, jestem pod r�k�. Gdyby to by�o co� powa�nego, zawsze mog� si� urwa� i p�j�� na policj� albo do FBI, �eby porozmawia� na bezpiecznej linii. - Zapowiada si�, �e to b�dzie spokojny tydzie� - tu� przed odpraw� Ann sko�czy�a wpisywa� do komputera prognoz� Boba Herberta, analityka wywiadu. Otworzy�a teraz swojego notebooka i w��czy�a go. - Na Ba�kanach, w Europie �rodkowej i na Bliskim Wschodzie cisza i spok�j. CIA bez wi�kszych ofiar pomog�a Meksykanom zlikwidowa� bazy rebeliant�w w Jalapa. Nawet w Azji si� uspokoi�o po tym ostatnim ostrym kryzysie z Kore�. Rosja i Ukraina wznowi�y rokowania na temat Floty Czarnomorskiej i Krymu. - Mike, jak my�lisz, czy wybory prezydenckie w Rosji mog� w tym przeszkodzi�? - zapyta� Hood. - Uwa�amy, �e nie - odpar� genera�. - Nowy prezydent Rosji, Kiry� �anin by� kiedy� na no�e z prezydentem Ukrainy, Wiesnikiem, ale to zawodowiec. Na pewno wyci�gnie teraz ga��zk� oliwn�. Tak czy owak, nasza prognoza nie przewiduje �adnych Czerwonych Alarm�w w najbli�szym tygodniu. Hood skin�� g�ow�. Ann wiedzia�a, �e dyrektor po staremu nie dowierza� prognozom, badaniom opinii publicznej i psychoanalitykom, ale teraz przynajmniej nauczy� si� udawa�, �e ich s�ucha. Na pocz�tku pracy w Centrum, Paul i psycholog Centrum, Liz Gordon omijali si� szerokim �ukiem. - Mam nadziej�, �e si� nie mylicie. Gdyby jednak og�oszono cokolwiek powy�ej Niebieskiego, pami�tajcie, �e to ja mam podpisywa� rozkazy. Noga Rodgersa przesta�a si� kiwa�. Jego piwne oczy pociemnia�y. - Paul, dam sobie rad�... - Nigdy nie uwa�a�em inaczej. W czasie kryzysu korea�skiego udowodni�e�, �e nikt poza tob� nie by�by w stanie zatrzyma� tych rakiet. - No to o co chodzi? - O nic. To nie sprawa zdolno�ci, tylko odpowiedzialno�ci, Mike. - Rozumiem i doceniam, ale przepisy pozwalaj� na to. Zast�pca ma prawo prowadzi� operacje pod nieobecno�� dyrektora. - Tam jest napisane "niezdolny do wykonania swych obowi�zk�w", a nie "nieobecny", Mike - zauwa�y� Hood. - Nie b�d� "niezdolny", a wiesz, jak Kongres reaguje na dzia�ania za granicami. Jak co� p�jdzie nie tak, to mnie zaci�gn� przed komisj�, �ebym si� t�umaczy�, a nie ciebie. Chc� m�c udziela� wyja�nie� na podstawie tego, w czym uczestniczy�em, a nie tego, co wyczyta�em w raportach. Uniesiony nos Rodgersa opad� nieco. - Rozumiem. - Ale nadal si� nie zgadzasz, tak? - Nie. I prawd� m�wi�c, mia�bym cholern� ochot� stan�� przed komisj� kongresow� i pogoni� kota tym pierdzisto�kom, �eby raz w �yciu zobaczyli, jak si� rz�dzi podejmuj�c decyzje, a nie zawieraj�c ugody. - I w�a�nie dlatego ja si� nimi b�d� zajmowa�. Mike. Tak si� sk�ada, �e to oni p�ac� nasze rachunki. - Co doprowadza ludzi takich jak Ollie North do tego, �e pr�buj� obej�� te zasrane Rady Konsultacyjne Zast�pc�w Cz�onk�w Komitet�w Doradczych. Te zgraje dupk�w, kt�rzy dostaj� do zatwierdzenia plany pilnych operacji, a potem siedz� na nich przez p� roku, �eby w ko�cu nie zezwoli� na u�ycie si�y i wyasygnowanie �rodk�w, bez kt�rych te operacje nie maj� sensu. Hood wygl�da� jakby chcia� co� powiedzie�, a genera� jakby tylko na to czeka�, �eby przej�� pi�k� i odbi� j� z powrotem. Zamiast tego obaj popatrzyli na siebie w milczeniu. - Tak - odezwa�a si� Ann - czyli zwalasz na nas czarn� robot� z alarmami Zielonymi i Niebieskimi, czyli zak�adnikami w kraju, a sobie zostawiasz �atwizn�, same ��te, zak�adnicy za granic�, i Czerwone, czyli wojny. - Zamkn�a notebooka, spojrza�a na zegarek i wsta�a. - Paul, mo�e by� rozes�a� sw�j rozk�ad do naszych komputer�w, co? Hood spu�ci� wzrok z genera�a i pochyli� si� nad klawiatur�. Wystuka� F6/Alt, potem PB/Enter i Mr/Enter. - Gotowe. - Fajnie. Obiecujesz, �e postarasz si� rozerwa� i mie� wspania�e wakacje? Kiwn�� g�ow�, a potem odwr�ci� si� do Rodgersa. - Dzi�ki za pomoc - powiedzia�, wstaj�c i podaj�c mu d�o� nad biurkiem. - Wiesz, �e gdybym tylko m�g�, rozegra�bym to inaczej. - Do zobaczenia za tydzie� - odpowiedzia� genera� i wyszed�. - Do zobaczenia - powt�rzy�a Ann, machaj�c r�k� na do widzenia Paulowi. U�miechn�a si�. - Pisz cz�sto. Wyluzuj si�. - Przy�l� ci kartk� z "Bloopers" - odpowiedzia�, tak�e si� u�miechaj�c. Ann zamkn�a za sob� drzwi i po�pieszy�a za Rodgersem, wymijaj�c wsp�pracownik�w. - Wszystko w porz�dku? - zapyta�a, gdy si� z nim zr�wna�a. Rodgers kiwn�� g�ow�. - Nie wygl�da na to. - Ci�gle nie mog� si� z nim dogada�. - Wiem. Czasem zdaje si�, �e on naprawd� jest w�a�ciwym cz�owiekiem na w�a�ciwym miejscu, ale na co dzie� zachowuje si� jak przem�drza�y belfer, kt�ry ci�gle sprawdza, czy aby na pewno znasz swoje miejsce w szeregu. Rodgers spojrza� na ni�. - S�uszna ocena, Ann. Wygl�da na to, �e sporo o nim, znaczy, o tym, my�la�a�. Zarumieni�a si�. - Mam taki brzydki nawyk, �e staram si� ka�demu znale�� jak�� szufladk�. - Zaakcentowa�a to "ka�demu", �eby zmieni� temat rozmowy. Od razu zrozumia�a, �e to by� b��d. - O, a do jakiej szufladki mnie w�o�y�a�? - Jeste� prostolinijnym, uczciwym, zdecydowanym cz�owiekiem �yj�cym w �wiecie, kt�ry sta� si� zbyt skomplikowany, �eby doceni� te cechy. - To dobrze, czy �le? - zapyta�, gdy stan�li przed drzwiami jego gabinetu. - To przede wszystkim k�opotliwe - odpar�a. - Gdyby� czasem cho� troch� ust�pi�, m�g�by� du�o wi�cej uzyska�. Genera� wystuka� kod otwieraj�cy drzwi gabinetu na klawiaturze wpuszczonej we framug�, nie odwracaj�c wzroku od Ann. - Ale je�eli to co� nie jest tym, czego by si� chcia�o, to czy warto to mie�? - Zawsze mi si� wydawa�o, �e lepiej mie� p� ni� nic - odpowiedzia�a. - Rozumiem. Ale si� nie zgadzam. - U�miechn�� si�. - Wiesz co, Ann? Jak nast�pnym razem b�dziesz chcia�a mi powiedzie�, �e jestem upartym palantem, to si� nie kr�puj i wal prosto z mostu. - Machn�� jej r�k� na po�egnanie, jakby salutuj�c i wszed� do swego gabinetu, zamykaj�c drzwi. Ann posta�a tam jeszcze chwil�, a potem odwr�ci�a si� i posz�a do swego biura. �al jej by�o Mike'a. To by� dobry cz�owiek, jasny umys�, ale wci�� przedk�ada� dzia�anie nad dyplomacj�, nawet wtedy, gdy dzia�anie sta�o w sprzeczno�ci z takimi drobiazgami, jak zgoda Kongresu czy zasada samostanowienia suwerennych pa�stw. To w�a�nie jego reputacja po�ykacza ognia spowodowa�a, �e przesz�o mu ko�o nosa stanowisko zast�pcy sekretarza obrony i na pocieszenie mianowano go zast�pc� dyrektora Centrum. Przyj�� nominacj�, bo dobry �o�nierz s�ucha rozkaz�w, ale nie by� z tego powodu szcz�liwy. Jeszcze gorzej znosi� podleganie cywilom... No c�, ka�dy d�wiga jaki� krzy�, pomy�la�a. Ona te�. I zdaje si�, �e wida� to po niej, bo Mike p�g�bkiem o tym wspomnia�. B�dzie t�skni� za Paulem, swoim dobrym, szlachetnym rycerzem, kt�ry nie opu�ci swej �ony, cho�by nie wiem jak bardzo by�o mi�dzy nimi �le. Co gorsza, Ann nie mog�a uwolni� si� od marze� o tym, jak mog�aby pom�c dyrektorowi naprawd� si� rozlu�ni�, gdyby to ona i jej syn, a nie Sharon i ich dzieciaki, pojechali z nim do Kalifornii... * * * 4 ( Sobota, 14.00 - Brighton Beach, Nowy Jork Od czasu przerzutu z Rosji w roku 1989, Jefrimow, przystojny brunet, pracowa� w piekarni precli nale��cej do sieci Bestonia Bagel w cz�ci Brooklynu zwanej Brighton Beach. Pokrywa� tam gor�ce ciasto sol�, ziarnami sezamu, czosnkiem, cebul�, makiem czy czym tam jeszcze klienci sobie �yczyli. Praca przy piecach by�a w lecie uci��liwa, w zimie przyjemna, a przez reszt� roku dawa�a si� wytrzyma�. Tak czy owak, z tym