Edwards Adrienne - Gdy kobieta zostaje sama
Szczegóły |
Tytuł |
Edwards Adrienne - Gdy kobieta zostaje sama |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Edwards Adrienne - Gdy kobieta zostaje sama PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Edwards Adrienne - Gdy kobieta zostaje sama PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Edwards Adrienne - Gdy kobieta zostaje sama - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
ADRIENNE EDWARDS
GDY KOBIETA ZOSTAJE SAMA
Przełożył Krzysztof Wronisz
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Caro, zawsze ostrożna, a teraz pełna złości, nie zważała na nic. Niepozorny wzrost czynił
ją Dawidem przeciwko Goliatowi. Drzwi baru ustąpiły łatwiej, niż się tego spodziewała.
Puszczone, głośno trzasnęły o ścianę. Weszła do środka i nagle poczuła się w innym świecie.
W barze było chłodno. Cały obezwładniający upał późnosierpniowego popołudnia
pozostał na zewnątrz. Ściany budynku z zewnątrz otynkowane, podobnie jak inne w Foxford,
w środku były wykonane z drewnianych bali i kamieni. Na kołkach rozwieszono miecze i
tarcze. Stylowe lampy rzucały dziwne cienie, tańczące na drewnianej podłodze i wśród
ciężkich, drewnianych stołów i krzeseł. Grający w szachy mężczyźni i ich kibice spojrzeli na
nią.
Obrzuciła wściekłym wzrokiem bywalców baru i pomaszerowała w kierunku mężczyzny
stojącego za rzeźbioną mahoniową ladą.
– Panie O’Neal – powiedziała szybko – jestem Carolyn Rushford. Moja córka, Maggie,
trenuje w pańskiej drużynie futbolowej. Opowiedziała mi o dzisiejszym treningu, a także o
pańskim wulgarnym słownictwie.
Mężczyzna spojrzał na nią ponad szklankami ustawionymi w półkole. Ściągnął
krzaczaste, czarne brwi.
– Nie wydaje mi sie...
Zaprzecza! Tego się właśnie spodziewała.
– Proszę pana, nie przyszłam tutaj, aby z panem dyskutować. Nie pochwalam słów, jakich
używał pan w obecności dziewcząt. Rozumiem, że był to pana pierwszy trening, a Maggie
mówiła mi, że nie zna sie pan na dziewczętach, ale młode panienki to nie rekruci Marines!
Wzięła głęboki oddech. Mężczyzna przyglądał się jej ze zdziwieniem, powstrzymując
uśmiech.
Właściwie trudno było potraktować go jako człowieka wywierającego zły wpływ na
młodzież. Z tymi wesołymi niebieskimi oczami i smukłą sylwetką mógłby uchodzić za
jednego z pomocników Świętego Mikołaja. Cały gniew Caro wypalił się nagle, pozostawiając
ją z poczuciem wyrządzonej krzywdy.
– Mam nadzieję, że nie uraziłam pana swoim wybuchem. Był on spowodowany
zdenerwowaniem – powiedziała łagodniej. – Jednak pańskie słownictwo było niewłaściwe.
– Tak, proszę pani, bez wątpienia – odpowiedział mężczyzna i szeroko się uśmiechnął.
Oparł się o politurowany bar. – Przekażę to panu majorowi przed treningiem.
– Majorowi? – W pierwszej chwili nie zrozumiała. – Maggie powiedziała, że trener jest
stary, ale ile lat wystarczy, by być starym dla dziesięciolatki?
– O, Boże! Pan nie jest... – Głos Caro załamał się. Mężczyzna zachichotał i wyciągnął do
niej prawą rękę.
– Jestem Cutter Hennessy, sierżant artylerii I Corpusu Marines Armii Stanów
Zjednoczonych w spoczynku.
Caro uścisnęła mu dłoń.
Strona 3
– Panie Hennessy, ja...
– Cutter, proszę pani – przerwał jej. – Proszę mi mówić Cutter.
– Strasznei mi przykro, panie Cutter, przepraszam, Cutter.
Wzięła głęboki oddech, aby zahamować jąkanie. Zdała sobie sprawę z tego, że się
wygłupiła, ale skoro już zaczęła, musiała doprowadzić rzecz do końca.
– Przepraszam – kontynuowała – powinnam lepiej zorientować się, kogo mam zamiar
oskarżać. Zwykle nie robię takich błędów, ale gdy Maggie zaczęła cytować pana O’Neala...
– Podziałało to na panią jak płachta na byka – dokończył Cutter. – Tak? W gruncie rzeczy
major nie jest taki zły, ale czasem trzeba mu przytrzeć nosa.
Całe wzburzenie Caro zamieniło się teraz w chłodny rozsądek. Nie miała ochoty
komukolwiek przycierać nosa.
– Ja tylko chciałam zwrócić uwagę na pewne sprawy.
– Major! – wrzasnął Cutter barytonem jak w czasie musztry. – W szeregu zbiórka!
Zanim zdążyła coś powiedzieć, major podszedł do nich. Miał ciemne włosy i
jasnobrązowe oczy. Był dobrze zbudowany i szczupły. „Oczywiście, nie należy sądzić książki
po okładce ani człowieka po jego wyglądzie” – pomyślała.
– Panie O’Neal, nazywam się...
– Carolyn Rushf ord i jest pani matką Maggie – dokończył za nią, – Keith O’Neal. Miło
mi powitać panią wśród nas. – Powiódł ręką wokoło, wskazując na obecnych.
Caro nie podążyła za tym gestem, nie mogła jednak opanować rumieńca, który oblał jej
policzki.
– Jeśli pan wszystko słyszał, to już pan wie, dlaczego tu jestem.
– Aby zganić moje postępowanie! – Uśmiech Keitha mógłby rozbudzić romantyczne
marzenia i pragnienia w niejednej kobiecie. Podziałał również na nią.
Minęło osiem lat od śmierci Boba. Osiem lat podzielonych pomiędzy Maggie, dom i
pracę. Osiem lat od czasu, gdy ostatni raz była w ramionach mężczyzny.
– Chciałabym tylko, aby uważał pan, co pan mówi w obecności dziewcząt – powiedziała
powoli.
– Co on takiego powiedział? – zapytał Cutter. – Prosiłem cię, żebyś uważał.
– „Psiakrew! Świetny strzał!” – zacytowała Caro. – „Wykop, do cholery, tę piłkę!”
– Ciii... – powiedział Cutter, potrząsając głową i udając srogie spojrzenie.
– Nie jestem pruderyjna – powiedziała Caro. – Ale moja córka nie jest przyzwyczajona
także do czteroliterowych słów.
– To niedobrze!
Caro poczuła wzbierającą złość.
– Niedobrze? A to dlaczego?
– Więcej, to straszne – powiedział Keith. – Jest wiele czteroliterowych słówek. Czy nigdy
nie powiedziała „mama” albo „buzi”?
Zatkało ją. Spojrzała w jego łagodne, brązowe oczy.
– Dalej, proszę pani – zamruczał Cutter. – Major zdobył punkt, ale to nie powód, żeby się
poddawać.
Strona 4
Caro nie potrzebowała dopingu. Gniew rozwiązał jej język.
– Maggie jest miłą, małą dziewczynką. Uczę ją, co dobre a co złe. Tak więc proszę nie
grać ze mną w słówka, panie O’Neal.
– Punkt dla pani – powiedział Cutter. Keith zaśmiał się.
– Maggie mówiła mi, że jej mama jest ładną, młodą wdową, ale nie wspomniała nic o
temperamencie.
– Faul! – wykrzyknął Cutter – mieszanie pochlebstw ze złośliwością. Minus piętnaście
dla majora.
– Cutter! Jeden z naszych gości właśnie umiera z pragnienia. Czy mógłbyś podać mu
jakieś napoje, abyśmy nie stracili klienta? – powiedział spokojnie, ale nie było wątpliwości,
że to rozkaz. Cutter, mrugnąwszy do niej, odszedł.
– A co ma wspólnego mój stan cywilny z tematem naszej rozmowy? – zapytała.
Major oparł się o bar, jednocześnie zbliżając się do niej. Nie mogła zebrać myśli. Starała
się rzucić mu jedno ze swych spojrzeń, którymi przywracała ciszę w bibliotece, niestety –
nieskutecznie.
– Muszę poznać moje dziewczęta, nieprawdaż? Czyż nie najlepszym sposobem jest
poznać także ich rodziców?
– To znaczy, że chce pan wścibiać nos w nasze osobiste życie?
– Nie za bardzo.
Położył ręce na barze. Wyglądały na mocne; ręce, którym możesz zaufać. Caro odsunęła
od siebie wspomnienie dotyku męskich rąk. Osiem lat udało jej sie przeżyć bez tych
dziwnych pragnień. Dlaczego pojawiły się właśnie teraz?
– Niedawno dowiedziałem się – ciągnął dalej – wielu nowych rzeczy. Wiem, że Jean
Haggard jest najlepszą przyjaciółką Maggie, a jej mama lubi długo spać.
– Nie ma w tym nic złego.
– Dowiedziałem się także, że Jenny Taylor nienawidzi koloru czerwonego, że Tisha
Morgan zderzyła się z Dave’m Hemplingiem i że od chwili, gdy zostałaś dyrektorką Horton
Memoriał Library, pracujesz tak dużo, że nie masz czasu się z nikim zaprzyjaźnić.
Caro zmarszczyła brwi, niepewna, czy powinna poczuć się obrażona za te słowa. Wygrał
smutek i uczucie żalu.
– Maggie ci to powiedziała?
Jego uśmiech złagodniał. Pomógł jej siąść na stołku przy barze. – Ona bardzo cię kocha i
martwi się o ciebie.
– Martwi się? Dlaczego?
– Ponieważ, jak powiedziała: „nie miałaś nigdy żadnej uciechy”.
Zakłopotanie Caro sięgnęło szczytu, a policzki oblały się purpurą.
– Po pierwsze, nie twój interes, a po drugie, mam wiele przyjemności w życiu.
Keith nie był w najmniejszym stopniu zawstydzony, że wsadza nos w jej życie osobiste.
Właściwie, to nie był tego świadomy.
– Ostatni wieczór spędziłaś u swoich rodziców.
– Panie O’Neal!
Strona 5
– Keith.
– Jak tam sobie chcesz! – wykrzyknęła. – Nie twoja sprawa, jak spędzam wieczory!
Cutter, przechodząc obok, aby wydać resztę, znowu mrugnął do niej.
– Dobrze mu pani powiedziała – szepnął. – Dziesięć punktów dla pani. Panie i panowie,
proszę o ciszę, ta potyczka zaczyna nabierać rumieńców.
Caro poczuła się trochę lepiej, ale Keith zachmurzył się.
– Myślę, że moja – powiedział.
– Co twoja?
– Myślę, że to moja sprawa, w jaki sposób spędzasz wieczory.
– W jaki sposób doszedłeś do takich wniosków? – zapytała lodowatym głosem. Przysunął
się do niej jeszcze bliżej i zaczął mówić:
– W sporcie bardzo ważną sprawą jest psychiczne nastawienie zawodnika, czasem
ważniejsze niż jego fizyczna kondycja. Wygląda na to, że Maggie ma szanse zostać dobrą
zawodniczką i grać jako napastnik. Czy rozumie pani, o co mi idzie?
Caro kiwnęła głową.
– Jeśli będzie czymś zmartwiona, to ucierpi na tym jej gra, nie będzie strzelać goli i
będziemy przegrywać. – Powiedział to poważnie, ale w oczach migotały mu figlarne iskierki.
– Tak więc ze względu na piłkarską karierę córki i dla dobra całej drużyny obawiam się, że
będę musiał w dalszym ciągu interesować się tym, w jaki sposób spędzasz wieczory.
Był już najwyższy czas wprowadzić trochę rozsądku do tej rozmowy.
– Słuchaj, Keith, jesteś nowy w Foxford i być może nie zdajesz sobie sprawy, że nie ma
tu zbyt wielu rozrywek. Mamy tu trzy bary, włączając twój, cztery restauracje i kino, w
którym puszczają filmy z rocznym opóźnieniem. Kolacja u moich rodziców jest jednym z
ciekawszych wydarzeń, jakie może zaoferować to miasto.
W jego oczach pojawił się blask, który zaczął ją interesować.
– Moja droga Carolyn, wydaje mi się, że nie wiesz zbyt wiele o Marines – powiedział
łagodnie.
– Maggie mówiła mi, że jesteś już na emeryturze – zauważyła, żałując, że nie
powiedziała, iż dla niego nie jest „drogą Carolyn”.
– Gdy raz zostaniesz żołnierzem, to będziesz nim do końca. Czy znasz nasze hasło?
– „Bądź gotowy” – zakpiła.
– To dobre dla harcerzy – zaśmiał się, a ona poczuła mrowienie na plecach.
– Ja do nich należałam. Słuchaj, Keith, przyszłam tu tylko po to...
– „Semper fidelis” – powiedział. – „Zawsze wiemy”.
– Co to ma do rzeczy?
– Wszystko. To znaczy, że zawsze jestem wiemy mojej jednostce, społeczeństwu i
krajowi. To znaczy, 12
że uczynię wszystko, co będzie w mojej mocy, aby zapewnić dziewczętom udany sezon.
– Rozumiem.
– To znaczy, że muszę przekonać moją napastniczkę, aby nie martwiła się o swoją matkę,
gdy powinna myśleć o grze.
Strona 6
To było tak zabawne, że zmusiło Caro do uśmiechu.
– Widzę, że jesteś trenerem z powołania.
– Myślę, że tak.
Caro zmarszczyła brwi. Rozmowa zaczynała zbaczać z tematu, był to najwyższy czas,
aby wracać do domu.
Keith spoważniał.
– Czy wciąż jeszcze jesteś niezadowolona z tego, że zapisałaś Maggie na treningi?
Dzisiejszy poszedł jej bardzo dobrze.
– Skąd wiedziałeś, że nie byłam pewna, czy powinna grać? – spytała Caro. – Czy to także
gdzieś podsłuchałeś?
– Pudło. Maggie mi powiedziała.
Caro westchnęła, nie wiedząc, czy może zaufać temu dziwnemu mężczyźnie, czy też nie.
– Panie O’Neal...
– Następnym razem, gdy powiesz do mnie po nazwisku, zwrócę się do ciebie „kochanie”.
Zawahała się, ale uznała, że nie warto zaczynać.
– Nie wiem, co ci Maggie powiedziała, ale nie mam nic przeciwko uprawianiu sportu. Po
prostu nie jestem pewna, czy będzie to dobre dla Maggie. Ona nie jest większą atletką ode
mnie.
– Tak? Nic o tym nie wiedziałem. – W jego oczach pojawił się zachwyt. –
Prawdopodobnie jesteś silniejsza, niż myślisz. Założę się, że potrafiłabyś z założonymi
rękoma wyprosić z biblioteki bandę hałasujących nastolatków.
Tańczący w jego oczach blask spowodował przyśpieszenie jej oddechu.
– Nie mam ochoty zabawiać kogoś moim kosztem...
– Kto bawi się twoim kosztem? Na pewno nie ja.
– Poza tym – powiedziała – ja nie zajmuję się utrzymaniem dyscypliny w bibliotece. Od
tego są inni.
– A jak to wygląda w przypadku bardzo trudnych spraw? – zapytał. – Co stałoby się,
gdybym przyszedł w najbardziej krzykliwym krawacie?
Znowu zaczynał stroić z niej żarty. Poczuła, jak pieką ją policzki.
– Nie zajmuję się takimi głupstwami. Pokiwał głową.
– Teraz rozumiem, dlaczego twoje wieczory są takie monotonne.
Nie miała ochoty wysłuchiwać jego diagnoz na temat życia.
Zsunęła się ze stołka i powiedziała:
– Miło było cię poznać i skoro mam już twoje zapewnienie, że będziesz bardziej uważał
na język, to lepiej będzie, jak pójdę do domu. – Odwróciła się w stronę wyjścia.
– Nie masz!
Powoli odwróciła się z powrotem.
– Czego nie mam?
– Nie masz mojego zapewnienia.
Próbował powiedzieć to poważnie, ale nie udało mu się.
– Posłuchaj, jako żołnierz piechoty morskiej, nie zawsze potrafię zachować się
Strona 7
poprawnie. Miałem pod sobą kilku ludzi, wśród których nie można było zdobyć uznania, jeśli
się ich dobrze nie sklęło przed śniadaniem. Czy rozumiesz teraz, dlaczego czasami trudno mi
zapanować nad moim słownictwem?
– Przyzwyczajenia można zmieniać. Przytaknął skinieniem głowy.
– Ale ja jestem strasznie zapominalski. Gdybym miał w pobliżu kogoś, kto by mi stale o
tym przypominał...
– Masz dziewczęta.
– One tylko chichoczą, gdy przeklinam.
– To dobrze, chichot będzie ci o tym przypominał.
– One chichoczą także, gdy na nie gwiżdżę. Chichoczą, gdy każę im ustawić się w
szeregu. Chichoczą cały czas.
– W takim razie umieszczę na koszulce Maggie napis: „Nie przeklinaj”.
Keith nagle spoważniał.
– Pani Rushford, przestańmy się wygłupiać. Trenowanie dziewcząt nie było moim
pomysłem, ale mój bar sponsoruje drużynę i zapłacił za koszulki. Ponieważ nikt z rodziców
nie podjął się tego zadania, musiałem to zrobić sam albo wyrzucić koszulki. Ponieważ nie
lubię wyrzucać pieniędzy w błoto, zgodziłem się trenować dziewczęta, ale wciąż potrzebuje
pomocy. Szczególnie od osób, które rozumieją panienki w tym wieku.
– Rozumiem, że potrzebujesz pomocy – powiedziała. – Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z
niektórymi matkami, może udzieliłyby pomocy.
– Dlaczego nie ty?
– Ja mam ci pomagać?
Potrząsnęła głową i zrobiła krok do tyłu.
– Nie, nic nie wiem na temat futbolu. Ponadto nie jestem wysportowana. Mówiłam ci o
tym.
– He sił potrzebujesz, aby dmuchać w gwizdek?
– Nie mam gwizdka.
– Mam jeden dodatkowy – uśmiechnął się.
– To mi się nie uda – odpowiedziała szybko.
– Ależ uda się! Już go wypróbowałem, dobrze brzmi. Kusiło ją, aby czymś w niego
rzucić, ale nic odpowiedniego nie miała w zasięgu ręki.
– Miałam na myśli to, że nie uda mi się pomaganie ci w trenowaniu – wyjaśniła. – Jestem
nieodpowiednią osobą i Maggie mogłaby umrzeć ze wstydu.
– Nauczę cię wszystkiego, co będzie potrzebne. – Jego oczy zachęcały obiecująco. –
Może przyszłabyś na trening w czwartek i wtedy zapytalibyśmy Maggie, co o tym myśli?
– Nie ma mowy! – Sytuacja zaczęła wymykać jej się z rąk. – Nie zgadzam się na to.
Ten demoniczny blask znów pojawił się w jego oczach.
– Hej, jeśli zajmę się twoimi wieczorami dla dobra drużyny, to ty powinnaś pomóc mi
trenować dla dobra Foxford.
– Dla dobra Foxford? – Wiedziała, że musi odwrócić się i wyjść. Facet był szalony.
– Oczywiście – powiedział poważnie. – Już to widzę. Najpierw dziewczęta zaczną
Strona 8
przeklinać, potem zaczną pić i grasować w mieście, kopiąc śmietniki. Wkrótce założą gang
motorowy, będą nosić skóry i łańcuchy i przestaną się uczyć. Chcesz mieć to na sumieniu?
Zamiast się rozgniewać, zaczęła się śmiać.
– Pewnie, że nie chcę!
– Carolyn!
Odwróciła się, zdziwiona, słysząc głos ojca. Spieszył do niej, przeciskając się między
stołami.
– Carolyn, czy wszystko w porządku? – zapytał, stając przy niej. Dyszał tak, jakby brał
udział w maratonie, każdy energiczny spacer męczył go tak od zeszłorocznego zawału.
– Maggie powiedziała nam, że wybierasz się tutaj. – Spojrzał na Keitha. – Powinienem
był przyjść tu zamiast ciebie – powiedział.
Caro była przyzwyczajona do nadmiernej opiekuńczości. Wzięła go pod ramię.
– Wszystko w porządku, tato. To jest Keith O’Neal, trener Maggie. To jest mój ojciec,
Ted Daley.
Keith wyciągnął rękę i powiedział.
– Miło mi cię poznać, Ted.
Ojciec uścisnął jego dłoń, aczkolwiek niechętnie.
– Słuchaj, jeżeli chodzi o dzisiejszy trening... – zaczął. Keith podniósł ręce do góry.
– Jestem otoczony. Jedyne słowa, jakich będę używał od dzisiaj, to „piłka” i „kopać”.
Ted skinął głową.
– Chodźmy – powiedział – Caro. – Matka nakazała Maggie, żeby nie podgrzewała sosu
do spaghetti, zanim nie wrócisz.
– Świetnie!
Miała zamiar zapomnieć o całym zdarzeniu i spędzić cichy wieczór w domu, nie mówiąc
o tym nawet matce. Spojrzała na Keitha i powiedziała.
– Dziękuję.
Kiwnął głową. Znów pojawił się w jego oczach ten błysk, ale tym razem nic nie
powiedział aż do chwili, gdy znaleźli się w drzwiach.
– Carolyn! – zawołał. Odwrócili się.
– Ludzie to nie lalki, ich życie powinno być pasjonujące!
Spojrzała na niego. „O czym on mówi?”
– Nie martw się – dodał. – Zajmiemy się tym w odpowiednim czasie. Miłego wieczoru.
Od dawna mężczyzna nie uśmiechał się do niej w ten sposób. Oczy, głos, śmiech otaczały
ją zewsząd; serce już go przyjęło. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, przylgnęła bardziej do
ojcowskiego ramienia.
– O czym on mówi? – zapytał.
Caro, zamiast odpowiedzieć, pociągnęła go za ramię.
– Nie martw się tym, tato – powiedziała. – Chodźmy. Mama czeka z kolacją.
Opuścili bar, ale minęło kilka chwil, zanim śmiech Keitha przestał brzmieć w jej głowie.
Keith patrzył, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi baru. W Foxford zaczynało robić się
coraz weselej.
Strona 9
– Proszę bardzo – powiedział Cutter, stawiając przed nim dzban zimnej wody.
Keith zamrugał zdziwiony.
– Co to ma znaczyć? Nie jestem spragniony.
– To nie do picia – odpowiedział Cutter. – To na twoją rozpaloną głowę.
– Ale śmieszne! – powiedział Keith, odchodząc, aby nałożyć precli do miseczek. – Masz
zbyt bujną wyobraźnię.
Cutter wycierał nieistniejącą plamę na błyszczącym barze. Na jego twarzy odbijało się
zdenerwowanie. Keith’a nęciło by dowiedzieć się, co takiego go gryzie.
– Posłuchaj – powiedział. – Ta pani miała pewne uwagi do sposobu, w jaki odzywam się
na treningu. Powiedziała mi o tym i udało nam się załatwić sprawę. Nic więcej.
– Jeżeli tak mówisz, to w porządku – wymamrotał Cutter.
– Jesteś podejrzliwym, starym facetem.
– Za dobrze cię znam – powiedział Cutter. Jeden z szachowych kibiców podszedł do baru.
– Sześć razy duże jasne – zamówił.
Keith pomógł Cutterowi podać piwo, a następnie przyglądał się nieobecnym spojrzeniem,
jak grają w szachy. Cutter znał go lepiej niż ktokolwiek inny. Był jego instruktorem, gdy
Keith jako siedemnastolatek wstąpił do piechoty morskiej, i pomógł mu zmienić się z
dzikiego punka w dorosłego, odpowiedzialnego mężczyznę. To on poradził mu, aby poszedł
do szkoły oficerskiej. Cutter spowodował wypadek, w którym Keith został ranny w nogę, co
zmusiło go do przejścia na emeryturę. Stało się to po dwudziestu latach jego służby w
Marines i zaczynał właśnie rozglądać się za inną pracą. Bar w Foxford wydawał się być
szansą dla nich obu. Tak więc zakupili bar, nazwali go „Morgan” i wszystko szło według
planu.
– Dziwnie patrzysz, Keith.
– Na nic nie patrzę, bo właśnie się odprężałem.
– Pewnie!
– Naprawdę – Upierał się Keith.
– Odprężałeś się? Jak? Licząc rude główki? – uśmiechnął się głupio Cutter.
– Co one mają do rzeczy?
– Chcesz powiedzieć, że nie zauważyłeś, iż ta pani ma rude włosy? – zapytał Cutter.
– To było dość łatwe – powiedział Keith. – I co z tego?
– Lepiej uważaj – ostrzegł Cutter.
– O czym ty mówisz?
– W czynnej służbie unikałeś polowań na rudowłose. Z czasem się poważnieje, jednak
lepiej by było, gdyby ta pani poszukała sobie kogoś innego. Przemierzyłeś pół świata, ale
pamiętaj, że w Foxford nie ma dokąd uciekać.
– Nie zamierzam nigdzie uciekać.
– O?! – Zdziwił się Cutter i rozejrzał po sali barowej. – Wiesz co, prawdopodobnie, nie
zmieścimy tu więcej niż trzysta osób.
– Nie jestem pewien, czy w całym Foxford jest tylu ludzi w odpowiednim wieku.
– Ja nie mówiłem o klientach – odparł Cutter. – Miałem na myśli przyjęcie weselne.
Strona 10
Uśmiech Keitha zniknął jak zdmuchnięty. Odszedł, aby pozmywać szklanki. Ten
człowiek chyba spędził zbyt wiele lat na pustyni bez hełmu. Słońce wypaliło mu mózg.
Przyjęcie! O mało co nie parsknął na głos. Dobry Boże! Kobieta ma córkę w jego drużynie.
To wszystko.
Jednak gdy zmywał naczynia, ta wspaniała ruda główka z iskrzącymi się oczami i
ślicznym zadartym noskiem wciąż tkwiła w jego myślach.
Strona 11
ROZDZIAŁ DRUGI
Kate ukroiła kawałek czekoladowego torcika i podała go Maggie.
– Proszę, kochanie. Czy mogłabyś pójść do salonu pooglądać telewizję?
Caro westchnęła w duchu, wiedząc, że w ten sposób matka rozpoczyna rozmowę.
Żałowała, że nie mogła pójść do salonu razem z Maggie, która nie miała większych
zmartwień, jak to, który program wybrać. Życie Maggie bardzo różniło się od tego, jakie
miała Caro, gdy była dzieckiem. Dzieciństwo spędziła w łóżku i na czytaniu książek. Była
chora na astmę. Maggie natomiast jeździła rowerem i chodziła na lekcje baletu, a teraz
jeszcze na treningi.
– Jaki jest ten pan O’Neal? – prosto z mostu zapytała matka.
– On jest majorem, mamo.
– Nie wiedziałam, że jest jeszcze w czynnej służbie. – Dolała kawy i usiadła. – Maggie
mówiła, że jest na rencie.
– Cóż, gdy raz wstąpisz do piechoty, pozostajesz tam już na zawsze. – Oni tak o sobie
mówią.
– Nie uważasz, że jest trochę za stary? Caro żachnęła się.
– W wojsku można przejść na emeryturę już po dwudziestu latach służby – powiedział
ojciec, wchodząc do kuchni i siadając z nimi przy stole. – Według mnie major może mieć
około czterdziestki. Caro zobaczyła troskę w oczach rodziców – Tak więc pan O’Neal jest
człowiekiem całkiem młodym – skomentowała matka.
Temperatura policzków Caro zrównała się z temperaturą kubka kawy, który trzymała w
ręku.
– Nie powiedziałabym, że jest „całkiem młody” – zauważyła ostrożnie. – Jest starszy ode
mnie, a ja nie uważam się za całkiem młodą. Byłam „całkiem młoda”, gdy wychodziłam za
Boba.
Kate poklepała córkę po ręku.
– Jesteś wciąż młoda – powiedziała. – Zbyt młoda, żeby brać tyle odpowiedzialności na
swoje barki.
Z radością powitała stałą propozycję matki, aby razem zamieszkać w jednym domu. Nie
dlatego, żeby chciała to zrobić, ale aby odciągnąć matkę od rozmowy na temat Keitha.
– Opowiedz mi lepiej o tym O’Nealu – poprosiła matka.
Serce w niej zamarło, gdy starała się dobrać słowa w taki sposób, aby nie wzbudzić w
rodzicach podejrzeń. Ted pochylił się do przodu i zapytał:
– O której Maggie ma trening?
– Trening? – powtórzyła Caro, zbita z tropu jego niespodziewanym pytaniem.
– Tak – powiedział, cierpliwie czekając. – Maggie ma trening pojutrze, prawda? Mówiłaś
mi, że masz zamiar pomagać trenerowi.
– Tak, zgodziłam się mu pomóc – ostrożnie przyznała się Caro. – Trening będzie o
czwartej trzydzieści. Dlaczego pytasz?
Strona 12
– Myślę, że powinienem pójść z wami.
Caro wstrzymała oddech. Ojciec miał ja zaprowadzić na trening? Co Keith sobie o tym
pomyśli? Ojciec przyszedł za nią do baru. Jeśli teraz jeszcze pójdzie z nią na trening, Keith
może sobie pomyśleć, że jest jeszcze dzieckiem.
– To nie będzie potrzebne, tato.
Kate pokręciła głową. – Nie jestem pewna, Carolyn. Poczuła się osaczona, nie wiedziała,
komu najpierw odpowiedzieć.
– Ależ, tato – zaprotestowała – ty nic nie wiesz o piłce nożnej.
– Tak jak i ty – wytknęła jej Kate.
– Jestem pewna, że pan O’Neal przeszkoli mnie w tym – powiedziała Caro. – Chce, abym
pomogła mu zajmować się dziewczętami.
– Ja także mogę pomóc mu zajmować się dziewczętami – powiedział ojciec. – Prawdę
mówiąc, jeżeli ja tam pójdę, to ty już nie musisz.
Zastanawiała się nad najlepszym sposobem wyjaśnienia im, że chce tam pójść, chce znów
zobaczyć Keitha. Wiedziała, że takie bezpośrednie wyznanie mogło rodziców zmartwić.
– Posłuchaj – powiedziała wreszcie. – Nie jestem pewna, jak Maggie zareaguje na mój
udział w treningach, ale jestem pewna, że umrze ze wstydu, gdy przyjdzie tam cała rodzina.
Dobrze wiesz, jakie są dzieci w tym wieku.
– Bardziej martwimy się o ciebie, niż o wstyd Maggie – powiedziała cicho Kate.
Caro miała przeczucie, że ich obawy kierują się bardziej w stronę Keitha, niż treningów.
– Jestem w stanie wygospodarować trzy godziny w tygodniu na treningi – powiedziała,
po czym zaczęła zbierać się do wyjścia. – Idziemy. Mam jeszcze dzisiaj pranie.
Kate podeszła do niej.
– Myślisz, że jesteśmy starymi, wścibskimi ludźmi, a my tylko martwimy się o ciebie.
Nie chcemy, abyś została skrzywdzona.
– Wiem, mamo – powiedziała Caro i serdecznie ją uścisnęła. – Ale pomoc na treningu to
przecież nic złego.
Zmrużyła oczy, przeglądając kolumny cyfr. Wciąż nie wiedziała, za co zakupić te
wszystkie zamówione książki, aby przy tym nie przekroczyć wyznaczonego budżetu. Tym
bardziej, że przez ostatnich kilka lat nie uległ on zmianie. Wszystkie wnioski o podniesienie
lokalnych podatków upadły, ponieważ miastu brakowało rozwoju ekonomicznego.
Przeciągając się odgarnęła niesforny kosmyk za ucho i sięgnęła po kubek z kawą. Była
przekonana, że zrobiła z siebie idiotkę. Powinna była rozmawiać z nim w jego stylu:
nonszalancko, pośmiać się trochę, a potem zapytać go, czy mógłby bardziej uważać na język.
Było jasne, że nie potrafiła rozmawiać z mężczyznami.
Oczywiście, umiała dogadać się ze starym panem Wheelerem, który przychodził do
biblioteki każdego ranka, aby przeczytać „Chicago Tribune”. Nie miała też kłopotów z
aptekarzem czy szeryfem, ale każdy z nich miał ponad pięćdziesiąt lat i żaden nie miał
śmiejących się, brązowych oczu, których blask potrafił onieśmielić tak, że czuła się bardziej
jak nastolatka, niż jak trzydziestodwuletnia kobieta.
Strona 13
Wstała, aby się przejść. Chciała wyrwać się na chwilę ze swojego małego biura,
zapchanego stertami książek, katalogów, listów i faktur. Wychodząc z biura, zdumiona,
zatrzymała się w drzwiach. Serce zaczęło bić szybciej a na twarzy pojawił się wymuszony
uśmiech.
– Oto ktoś, kogo miałem nadzieje zobaczyć – powiedział Keith.
Umysł Caro wołał „uciekaj”, ale nogi poniosły ją do przodu.
– Pan O’Neal – powiedziała. – Jakże miło znów pana widzieć.
– Keith – przypomniał jej z kuszącym uśmiechem.
– Czy zrozumiałeś, że błędem było prosić mnie o pomoc? – zapytała.
– Nic z tego – powiedział. – Wciąż potrzebuję pomocy. Pomyślałem sobie, że może
potrzebujesz na początek paru prywatnych lekcji?
– Nie mam na to czasu – powiedziała i zaraz zbeształa samą siebie za oficjalny i
nieprzyjazny ton głosu. Ale to była prawda. Nie miała czasu ani na prywatne lekcje piłki
nożnej, ani na nic innego. – Czy masz jeszcze do mnie jakąś sprawę?
– Tak, mam. Przyszedłem założyć kartę biblioteczną.
– Kartę biblioteczną?
– Tak. – Uśmiechnął się szeroko. – Żołnierze też potrafią czytać.
Caro zarumieniła się i szybko sięgnęła do szuflady po formularz.
– Czy mógłbyś to wypełnić?
– Pewnie – powiedział, biorąc długopis z biurka.
Patrzyła na jego włosy, zapragnęła ich dotknąć, zanurzyć palce w tej gęstej, ciemnej
czuprynie. Silne ramiona, szerokie barki, delikatne włoski na ręce, to wszystko przyciągało ją
do niego.
– Gotowe – powiedział i przesunął formularz w jej stronę.
– Bardzo dobrze – powiedziała automatycznie, jak gdyby wpisanie nazwiska, adresu i
numeru telefonu było jakimś wielkim wyczynem. – Jeżeli chcesz coś wypożyczyć, twoja
karta będzie gotowa za chwilkę.
Wydawało się jej, że widział to pragnienie zbliżenia, ale tylko się uśmiechnął. To
uspokoiło panikę w jej duszy.
– Nawet nie wiem, od czego zacząć – powiedział. – Czy nie mogłabyś oprowadzić mnie
po bibliotece?
– Oprowadzić?
– Tak. Założę się, że przychodzą tu dzieci, aby zwiedzać bibliotekę. Wtedy dajesz im
zakładki, pokazujesz, co gdzie jest i pomagasz wybierać książki. Ja też potrzebuję takiego
szkolenia.
Chciała odpowiedzieć, że nic z tego, i odejść, ale nie mogła tak postąpić w obecności
dwóch bibliotekarek i pana Wheelera. Nie była tchórzem, który boi sie rozmawiać z
przystojnym mężczyzną.
– Dobrze, chodźmy.
Ich spojrzenia zetknęły się, a umysł zaczął poszukiwać czegoś sensownego do
powiedzenia.
Strona 14
– Czy byłeś tu już kiedyś? – zapytała.
– Nigdy.
Wystarczyło, aby rozpocząć rozmowę.
– Nasza biblioteka jest unikalna – powiedziała mu. – Budynek został nam przekazany
przez Diane Horton około dziesięciu lat temu. To był jej dom rodzinny, największy dom w
okolicy. Przedtem biblioteka mieściła się w byłym sklepie zoologicznym.
– Razem z rybkami i papużkami?
Caro zignorowała ten komentarz i wprowadziła go do pokoju obok wypożyczalni.
– Kiedyś tu był salon. Przechowujemy tu nasze zbiory poezji, dramatów i podań
ludowych. Tam dalej, w rogu, znajduje się nasz katalog.
– Czy używacie kominka w długie zimowe wieczory?
– Nie. – Przecząco potrząsnęła głową. – Dym mógłby zniszczyć książki.
– Szkoda – szepnął zbliżając się. – Miałem zamiar zaproponować ci wieczór poezji przy
kominku.
Zarumieniła się. Keith zachichotał, powodując zdumione spojrzenie pana Wheelera, który
właśnie usiadł z gazetą w ręku.
– Chodźmy tędy – powiedziała szybko, prowadząc Keitha przez mały przedpokój do
dużego narożnego pokoju. – To nasz pokój dla dzieci.
– Czy macie oddzielny dział z powieściami do poduszki?
– To zależy, jaki rodzaj powieści ci odpowiada powiedziała i zarumieniła się pod
wpływem jego uśmiechu. – To znaczy...
– Myślę, że spodoba mi się każda, jaką mi zaproponujesz.
– Nie to miałam na myśli – zaprotestowała. Fala gorąca z policzków spłynęła do serca.
– Szkoda!
Znowu wszystko zaczynało wymykać jej się z rąk.
– Nasz dział fantastyki znajduje się na górze – powiedziała, wskazując ręką schody po
lewej stronie. – Książki naukowe są w suterenie w pokojach gościnnych.
– Czy zjadłabyś ze mną lunch? – zapytał niespodziewanie.
Lunch? Zadrżała na myśl, że miałaby usiąść z nim przy stole. Nie wiedziałby, co
powiedzieć. Od lat nie umawiała się na randki – od czasu, gdy w liceum chodziła z Bobem.
Nagle przypomniała sobie, że dzisiaj jest trzecia środa miesiąca.
– Niestety, nie mogę – powiedział szybko. – Przykro mi, ale dziś w czasie lunchu mamy
spotkanie w bibliotece.
– W takim razie będę musiał skupić się na twoich wieczorach.
Miała zamiar wyjaśnić mu, że to wszystko nie ma sensu, że spędza wieczory miło, a
nawet wspaniale, ale słowa nie chciały ułożyć się w logiczną całość.
– Do jutra! Zobaczymy się na treningu – powiedział i puściwszy do niej oko, wyszedł.
Jutro go zobaczy. Świadomość tego towarzyszyła jej do końca dnia.
Założyła koszulkę i nerwowym ruchem poprawiła włosy. Być może powinna uczesać je
w koński ogon, ale czy ktoś jeszcze tak się czesze? Zaczesała włosy do tyłu i przytrzymała
ręką.
Strona 15
– Co tu robisz, mamo? – Maggie stała w drzwiach łazienki z męczeńską miną na twarzy.
Związała włosy gumką, a potem odwróciła się do córki.
– Przygotowuję się do treningu – powiedziała, mając nadzieję, że nie słychać
zdenerwowania w jej głosie.
– Stroisz się tak już od godziny. Czyżbyś chciała dobrze wypaść przed panem O’Nealem?
– Daj spokój – gorąco zaprzeczyła. Być może zbyt gorąco, ponieważ Maggie z
niedowierzaniem uniosła brwi.
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz się wygłupić?
– Z czym, na przykład? Czy zwykle przynoszę ci wstyd?
– No, nie – odparła Maggie. – Ale...
Caro założyła na rękę zegarek. Rozmawiały już wcześniej na temat jej pracy z Keithem w
drużynie. Maggie nie miała nic przeciwko temu, chociaż nie skakała z zachwytu. Czyżby
zmieniła zdanie?
– Ale co? – zapytała Caro.
– Ale ty nigdy tak długo nie szykowałaś się do pracy.
– Maggie – zaczęła cierpliwie – do biblioteki chodzę prawie każdego dnia. Wiem, w co
się ubrać, bo wiem, czego się ode mnie oczekuje. Natomiast nigdy wcześniej nie pomagałam
trenerowi.
– Zrobiłaś sobie makijaż – wytknęła jej Maggie.
– Zrobiłam go rano, gdy wychodziłam do pracy.
– Układałaś sobie włosy na trzysta sposobów. Caro westchnęła. „Czemu ona tak mnie
denerwuje?”
– Próbuje uczesać się tak, żeby było wygodniej. Maggie nie wyglądała na przekonaną.
– Czy według ciebie pan O’Neal jest miły?
– Tak mi się wydaje – powiedziała powoli Caro. – Wygląda na miłego, ale co to ma do
rzeczy?
Maggie spojrzała na nią.
– Bo mama Tishy też robi różne dziwne rzeczy – powiedziała szybko. – Całuje się z
każdym spotkanym mężczyzną, a nawet gwiżdże, gdy widzi zgrabne męskie nogi.
– Nie będę się z nikim całować ani gwizdać – obiecała Caro.
– On ma ładne nogi!
– Nie mam zamiaru na nie patrzeć. Czy możemy już wreszcie iść? – zapytała Caro. –
Jeszcze trochę, a spóźnimy się.
Do parku dojechały w milczeniu. „Bzdura – zirytowała się na siebie Caro. – Nie stało się
nic takiego, żeby zaraz tracić panowanie nad sobą. „ Zaparkowała samochód na żwirowym
parkingu, tuż obok dużego jeepa.
– Mamo! – krzyknęła Maggie. – Pan O’Neal już jest. Wyskoczyła z samochodu i pobiegła
do swoich koleżanek z drużyny, zgromadzonych wokół Keitha. Zauważyła u siebie lekkie
przyśpieszenie oddechu.
Patrzyła na jego wysportowaną sylwetkę. Miał rzeczywiście wspaniałe, umięśnione nogi.
Dziewczęta pobiegły na boisko, niosąc torby, piłki i chorągiewki. Caro wysiadła z samochodu
Strona 16
i ruszyła powoli w jego kierunku. „Tylko bez gwizdania” – upomniała siebie.
– Cześć, szefie powitał ją Keith. – Jak samopoczucie?
– Szefie?
– Tak – powiedział i objął ją ramieniem. – Czyż nie ; jesteś zastępcą szefa? – dodał.
– Chyba tak – powiedziała ostrożnie, oczekując, kiedy wypuści ją z uścisku. Obiecała
Maggie, że będzie odpowiednio się zachowywać.
– Proszę – powiedział, podając jej gwizdek. Teraz i już oficjalnie jesteś trenerem.
– Dzięki.
– Nie wypróbujesz? – zapytał. Jej policzki oblał rumieniec.
– Co mam wypróbować? – zapytała.
Zaśmiał się, a Caro zastanowiła się, czy czasem nie , potrafi on czytać w myślach. –
Gwizdek. Spróbujesz zagwizdać?
– Po co? Przecież umiem.
Zawiesiła go sobie na szyi i ostrożnie ułożyła na koszulce.
– Ale jednak spróbuj.
Podniosła gwizdek do ust i dmuchnęła. Wydobył się tylko słaby, żałosny dźwięk.
– Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak trudno jest wydobyć dobry dźwięk.
Musisz dmuchać silniej – uśmiechnął się – albo poćwiczyć wargi.
– Wargi są w porządku – powiedziała nieswoim głosem.
Następna próba wypadła równie żałośnie jak pierwsza, głównie dlatego, że Keith stał zbyt
blisko niej.
– Wygląda na to, że jednak potrzebujesz ćwiczeń – powiedział poważnie. – Tak się
składa, że jestem ekspertem w ćwiczeniu warg.
– Tego się właśnie spodziewałam – powiedziała i gwizdnęła jeszcze raz.
Dźwięk rozległ się w całym parku. Dziewczęta zatrzymały się i spojrzały na nią.
– Potrzebujesz ćwiczeń. W porządku. Dziewczęta! – krzyknął. – Chodźcie tutaj!
Dziewczynki popychały się, przepychały i wykopywały sobie piłki.
– Skończcie z tym albo ja skończę z wami! – wrzasnął Keith.
Wrzawa opadła do poziomu chichotów.
– Chciałbym wam przedstawić nowego pomocnika trenera. Oto pani Rushford, mama
Maggie.
– Wiemy – powiedziała chichocząc jedna z dziewcząt. – Pracuje w bibliotece.
– Była moją wychowawczynią w trzeciej klasie – dodała druga.
– Robi smaczne czekoladowe ciasteczka.
– Naprawdę? – Keith powiedział to z takim entuzjazmem, że dziewczęta zaczęły
chichotać.
– Miałam okazję ich spróbować! – wykrzyknęła jedna z przyjaciółek Maggie.
Caro miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wyczuł to i powiedział:
– Najlepiej będzie, jeżeli rozpoczniemy trening! „Masz rację” – pomyślała z
wdzięcznością.
– Świetnie, dziewczęta! Teraz trochę pogramy. Wydawało się, że wszyscy wiedzą, co
Strona 17
mają robić.
Dziewczęta rozbiegły się po boisku, podając sobie piłkę. Caro przyglądała się grze. Keith
prezentował się na boisku całkiem nieźle, zwłaszcza gdy biegał.
– Dziewczęta! – krzyknęła, ale jej głos utonął ! w gwarze. – Dziewczęta! – spróbowała
jeszcze raz; dmuchnęła w gwizdek. Wszyscy zatrzymali się i skierowali na nią spojrzenia.
– Dziewczęta – powiedziała oficjalnym tonem – je – ‘ stem pewna, że nie zauważyłyście,
iż ta gra staje się coraz bardziej niesprawiedliwa. Każda z was stara się trafić pana O’Neala
piłką.
Spojrzało na nią szesnaście par oczu.
– To nie jest zbyt grzeczne – zauważyła.
– Mamo – powiedziała Maggie zbolałym głosem – to jest właśnie to, co powinnyśmy
robić.
Dziewczęta zaczęły chichotać, a Caro zastanowiła się, czy Maggie odezwie się jeszcze
kiedyś do niej. Wtedy Keith przyszedł jej z pomocą.
– Hej, dość już śmiechów! – skrzyczał dziewczyny. – Ta miła pani nie chce oglądać
mojego ciała rozbitego na miazgę przez was, małe diabły. Jestem jej wdzięczny za uratowanie
mi życia.
Dziewczęta zaczęły chichotać jeszcze bardziej. Nie miała pojęcia, czy to z powodu
rumieńca na jej twarzy, czy też z powodu słów Keitha. Dlaczego zgodziła się na to
szaleństwo?
– Czy wiesz, co się mówi, gdy ktoś ocali ci życie? – kontynuował Keith. – Mówi się, że
jesteś własnością tego człowieka.
Keith szeroko rozłożył ramiona.
– Teraz jestem własnością pani Rushford i może ona robić ze mną, co tylko zechce.
Nawet Maggie zaśmiała się na takie stwierdzenie.
– Niech pani kopnie w niego piłką – zaproponowała któraś z dziewcząt.
– Połaskocz go – powiedziała inna.
– Pocałuj go! – wykrzyknęła następna, wywołując falę dzikich krzyków.
– Chcę, abyś dalej prowadził trening – powiedziała głośno.
W tym czasie Caro stała na swoim miejscu jak przykuta, starając się uspokoić szamocące
się serce. Keith był wszędzie. To wrzeszczał na jedną, to łagodnie coś tłumaczył innej. Tu
puścił oczko, tam zrobił minkę. Wyglądało na to, że wie, jak dać sobie radę z dziewczynami.
Wszystkie uwielbiały go. „Co ja tu robię?” – zastanawiała się.
Tymczasem trening dobiegł końca.
– Pozbierajcie sprzęt! – zakomenderował. – Te, które nic nie mają, niech zaniosą mój
sprzęt do samochodu.
Dziewczęta zakrzątnęły się przy zbieraniu rozrzuconego sprzętu, pakowaniu piłek i
odnoszeniu wszystkiego na parking. Keith podszedł do Caro.
– I co? – zapytał. – Czy użyłem dzisiaj zakazanych słów?
Przybrała godny wyraz twarzy i powiedziała: ‘
– Nie przyszłam tu po to, żeby kontrolować pański jeżyk.
Strona 18
– Uśmiechnął się.
– Miło mi to słyszeć! Miałem nadzieję, że tak właśnie będzie. Szczerze mówiąc, nie
byłem o tym do końca przekonany. Miałem nadzieję upewnić się, spotykając się z panią na
kolacji.
Wzięła się w garść i powiedziała:
– Lepiej znajdźmy coś pożyteczniejszego, co mogłabym robić na treningu.
– Oczywiście, szefie! Zanim to zrobimy, musisz poznać trochę lepiej zasady gry.
– Brzmi rozsądnie zgodziła się. – Może powinnam wypożyczyć jakieś książki z
biblioteki.
– Nie nauczysz się futbolu z książek. Potrzebujesz paru wskazówek.
– Posłuchaj, Keith – zaczęła i przerwała.
Dlaczego wciąż ucieka? Keith jest wspaniałym mężczyzną, czarującym, delikatnym,
potrafiącym wywołać u niej uśmiech. Był pierwszym mężczyzną po śmierci Boba, który
wzbudził jej zainteresowanie. Nie miała powodu uciekać.
– Dobrze – zgodziła się szybko. – Niech to będą \ osobiste wskazówki.
– Jutro o tej samej porze, pasuje ci? – zaproponował.
Kiwnęła głową.
– Do jutra.
Poszli powoli na parking, chociaż miała ochotę skakać i tańczyć. „Dość tego – złajała
siebie ostro. – To tylko trening, nic więcej”. Mimo to, wciąż uśmiechała się, gdy wsiadała z
Maggie do samochodu.
Strona 19
ROZDZIAŁ TRZECI
Rozsądek powrócił, zanim doszło do następnego spotkania na boisku. Z dala od jego
uśmiechu i docinków, od jego ognistych oczu była w stanie myśleć. Nie potrzebowała
mężczyzny, którym miałaby się jeszcze opiekować. Z tym niezachwianym postanowieniem
poszła do parku. Keith już tam był.
– Cześć – powiedział, a jego uśmiech prawie zburzył jej plan.
– Cześć – odpowiedziała i podeszła do jeepa, z którego wypakowywał piłki. – Potrzebna
ci pomoc?
– Od ciebie? W każdej chwili.
– Po to tu jestem – zauważyła ostrożnie. – Miałam ci pomagać w treningach.
– Jakże mógłbym zapomnieć? – powiedział, rzucając piłki na parking. – Jesteś w moich
myślach od chwili, gdy się spotkaliśmy.
Zabrzmiało to tak, jakby chciał jej dokuczyć.
– Niech pan posłucha, panie O’Neal... – zaczęła surowym tonem.
– Tak, kochanie?
To ją powstrzymało. Serce nagle zatęskniło, aby być kochaną. Ta tęsknota wywołała
nawet rumieniec na policzkach, ale Caro była zbyt dojrzała i mądra, aby złapać się na gładkie
słówka.
– Posłuchaj, Kełth – powiedziała. – Myślę, że powinniśmy wyjaśnić sobie pewne sprawy.
Jestem tutaj ze względu na dziewczęta, a nie w celu flirtowania z tobą.
Oparł się o samochód, skrzyżował ręce na piersiach, a jego spojrzenie stało się poważne.
To migotanie w jego spojrzeniu skłoniło ją do wznowienia rozmowy. Rozmowy, która
pomogłaby zrozumieć te uczucia.
– Prawdopodobnie myślisz, że jestem głupia – powiedziała ale...
– Jesteś bardzo sprytna – uśmiechnął się. – Obiecałem, że będę uważał na swój język. I
lepiej, żebym się pilnował, bo inaczej zabierzesz Maggie z drużyny. Będę wtedy musiał
wymyślić nowy powód, aby cię widywać.
– Domyśliłeś się tego? O to mi właśnie chodziło. Zawsze flirtujesz i drażnisz się ze mną,
nigdy nie jesteś poważny.
Na to Keith wyprostował się i nowy płomień zabłysł w jego oczach.
– Tutaj pani się myli, pani Rushford. To, że ktoś się śmieje, wcale nie znaczy, że jest
niepoważny.
– Daj spokój, Keith. Nie możesz oczekiwać, że będę wierzyła we wszystkie twoje głupie
uwagi.
Wyciągnął z tyłu torbę sportową i zamknął bagażnik.
– Jakie głupie uwagi? – Jego głos nie brzmiał tak niewinnie.
– Dobrze wiesz, co mam na myśli – odparła, patrząc w ziemię. Musiała mu to wyjaśnić. –
Te wszystkie teksty, że śnisz o mnie i tak dalej. To było zabawne za pierwszym razem, ale już
nie jest. Jestem znana i szanowana w tym mieście i nie chcę, aby ludzie zmienili o mnie
Strona 20
zdanie.
Ogniki w jego oczach przygasły.
– Czy trenowanie ze mną może zepsuć ci reputację?
– Nie, nie to miałam na myśli.
Rozmowa wymykała się jej. Zawiedziona, kopnęła piłkę i obserwowała, jak toczy się po
pochyłości w stronę boiska. Potem podniosła wzrok na Keitha.
– Chciałam powiedzieć, że ludzie mogą nie zrozumieć. Wiesz, mogą sobie myśleć różne
głupie rzeczy. Niedługo każdy mieszkaniec tego miasta będzie się zastanawiał nad zalotami,
naszym ślubem i nad tym, ile będziemy mieli dzieci. Nie wiesz, jakie są małe miasteczka?
Jego oczy zaiskrzyły się.
– Czyż nie robią dobrej roboty? – zapytał.
– Jakiej dobrej roboty?
– Planując naszą przyszłość – powiedział, po czym pochylił się ku niej. – A ile dzieci
chciałabyś mieć?
Gniew i irytacja zmyły wszystkie ciepłe uczucia, jakie żywiła do niego.
– Ty w ogóle mnie nie słuchasz.
– Oczywiście, że słucham – stwierdził. – Słyszałem każde słowo. Ale nie odpowiedziałaś
na moje pytanie. Czy chcesz mieć więcej dzieci?
– Czy zdajesz sobie sprawę, że – opanowała się, żeby nie krzyczeć – każdy w tym
mieście, włączając w to dziewczynki, będzie źle rozumiał twoje uwagi?
– Myślę, że jesteś jedyną osobą, która mnie źle rozumie – powiedział z dezaprobatą.
Te słowa powstrzymały ją. Czyżby się wygłupiła?
– Dlaczego myślisz, że wszystko, co powiem, jest żartem? – zapytał cicho. – Czy nie jest
możliwe, że spodobałaś mi się, że wciąż pojawiasz się w moich snach?
Słuchała tego z trudem, wytarła spocone ręce o szorty. Ich spojrzenia spotkały się.
– To wszystko wydaje się nieprawdopodobne – odpowiedziała.
Uśmiechnął się.
– Dlaczego? Czy jest coś takiego w tobie, co starasz się przede mną ukryć? Już wiem –
jęknął. – Wyrzucasz z biblioteki wdowy i sieroty? Całe miasteczko o tym wie, a ty boisz się,
żeby ktoś nie wyjawił mi tej tajemnicy.
– Jesteś szalony – powiedziała łagodnie. Gdzie podział się jej gniew?
– Myślę, że mógłbym być. – Odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. Delikatność jego
dotyku uwolniła w niej głęboko ukrytą nadzieję na miłość, ale absurdalność tych nadziei
wywołała ponownie złość.
– To wszystko jest śmieszne! – Kopnęła następną piłkę, która poszybowała w powietrzu i
wylądowała w pobliżu bramki.
– Bardzo dobrze – powiedział Keith z uznaniem. – Widzisz, jak emocje mogą wzmocnić
umiejętności?
– Czy to wszystko, co chciałeś powiedzieć? – zapytała podejrzliwie. – Krótki wykład na
temat motywacji?
Otoczył ją ramieniem i poprowadził na boisko.