920
Szczegóły |
Tytuł |
920 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
920 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 920 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
920 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ma�gorzata Musierowicz
Nutria i Nerwus
Wydawnictwo Akapit Press, ��d� 1999 r.
Na dysku pisa� F. Kwiatkowski
korekta Anna Koczaska
22 czerwca 1994, �roda
1.
Tu� przed p�noc� przetoczy� si� nad Poznaniem patetyczny, wagnerowski grzmot, a mieszka�cy, udr�czeni spiekot� ostatnich
tygodni, wznie�li w odpowiedzi - wszyscy naraz - tysi�ce okrzyk�w
ulgi.
Natalia Borejko te� wznios�a.
- Nareszcie! - zawo�a�a i rzuci�a si� do otwartego okna.
By� �rodek nocy, a ona jeszcze nawet nie po�o�y�a si� do ��ka.
Wiotka i szczup�a, z burz� rudych lok�w wok� subtelnej twarzy
o milionie pieg�w, odziana w obszern� pi�am�, Natalia przemierza�a
ciemny pok�j po raz setny - od �ciany do �ciany. Nie mog�a ani
usi���, ani si� po�o�y�, bo zaraz podrywa�y j� na nogi my�li,
uporczywe i przykre jak brz�czenie popsutego radia. Kiedy
szlachetny ton gromu uroczy�cie przeci�� cisz�, niczym pierwszy
akord uwertury, Natalia odczu�a ulg� i nadziej� na jaki� prze�om.
W ka�dej dziedzinie. Ale ju� po pi�ciu sekundach sta�o si� dla
niej oczywiste, �e grzmia�o na pogod�, nie na deszcz, a do
prze�omu w jej �yciu by�o jeszcze daleko. Niezno�ny brz�k my�li
powr�ci� teraz w towarzystwie niezno�nego obrazu; Natalia ujrza�a
m�sk� twarz z jasnym w�sem i jasnym spojrzeniem pe�nym wyrzutu.
A twarz ta nale�a�a do Antoniego Ptaszkowskiego, czyli do Tunia.
I po raz setny, z ca�� ostro�ci�, powr�ci�o do biednej Natalii
wspomnienie minionego w�a�nie wieczoru, kt�ry by� fina�em
dziwnego, m�cz�cego dnia.
By� to fina� rzeczywi�cie okropny.
I chyba nie do naprawienia.
Spotkali si� o sz�stej tam, gdzie zwykle, to jest tam, gdzie
zwykle �yczy� sobie Tunio. Czyli na rogu Roosevelta i Libelta,
w najwi�kszym zaduchu i smrodzie spalin, skumulowanych na tym
w�a�nie s�onecznym skrzy�owaniu w spos�b wyj�tkowy. Ona wraca�a
z biblioteki Towarzystwa Przyjaci� Nauk, gdzie dorabia�a sobie do
stypendium, a on z Politechniki, gdzie wyk�ada�.
Ona powiedzia�a, �e marzy o tym, by p�j�� zaraz do domu (mieszka�a
o par� krok�w dalej, przy Roosevelta 5), wzi�� ch�odn� k�piel
i napi� si� mro�onej herbaty z cytryn�.
On wys�ucha� �yczliwie jej s��w, po czym, jak zwykle, o�wiadczy�,
�e ma lepszy pomys�: p�jd� sobie spacerkiem w ten pi�kny wiecz�r
do parku So�ackiego, d�ug�, cienist� alej� Wielkopolsk�.
Naturalnie, post�pili dok�adnie tak, jak on sobie �yczy�.
Jak zwykle.
Aleja Wielkopolska nie by�a bynajmniej cienista o tej porze dnia,
wr�cz przeciwnie: poniewa� prowadzi�a prosto na zach�d, s�o�ce
wype�nia�o j� jak mi�d butelk�. W okropnym, lepkim upale dotarli
do parku So�ackiego, gdzie s�o�ce nadal robi�o, co mog�o; pali�o
nawet przez koron� wielkiego kasztanowca, celuj�c zab�jczym �arem
zw�aszcza w Natali� i powielaj�c b�yski w nie�wie�ej toni stawku
So�ackiego. Wok� roi�y si� niezno�ne, rozdra�nione upa�em dzieci
i wylewa�y na wszystko, co si� rusza, swoje syropy, cocacole
i przetwory mleczne. Ledwie usiedli - Tunio si� obejrza� za smuk�ymi
panterami w bia�ych szortach, sun�cymi wolno przez alejk�,
a nast�pnie poderwa� si�, wo�aj�c, �e musi kupi� truskawek, i szed�
powoli za dwiema parami czekoladowych n�g na wysokich obcasach, a�
do samego kiosku warzywnego stoj�cego u wej�cia do parku.
Wr�ci� z dwukilowym koszyczkiem pe�nym zmi�tych owoc�w i zacz�� je
je��, cho� Natalia uprzedzi�a go osowia�ym g�osem, �e o tej porze
dnia truskawki b�d� ju� z pewno�ci� do niczego.
By�y. Puszcza�y sok i roz�azi�y si� w palcach. Mimo to Tunio
zajada� je z entuzjazmem, cz�stuj�c Natali� co kilka sekund i nie
chc�c s�ysze� o odmowie. Zapach z lekka sfermentowanych truskawek
przyprawi� Natali� o md�o�ci, lecz nie chc�c urazi� Tunia - zjad�a
dwa owoce, odganiaj�c drobne muszki oraz wizj� tabun�w salmonelli,
�a��cych po ka�dym z nich w t� i z powrotem.
Posiliwszy si�, Tunio spowa�nia�, odstawi� koszyczek i zaj�� si�
wycieraniem palc�w w chusteczk� Natalii.
Natalia os�oni�a oczy daszkiem z d�oni, bo ju� si� jej zdawa�o, �e
�lepnie (jako osoba rudow�osa o bardzo bia�ej cerze sk�onnej do
oparze�, fatalnie znosi�a s�o�ce i upa�y) I powiedzia�a, �e jutro
o sz�stej w Collegium Novum, w sali C-2, b�dzie spotkanie
z doktorem Marianem Stal�, krytykiem literackim z Krakowa. Czy Tunio
mia�by ochot� p�j��, bo ona p�jdzie na pewno. Doktor Stala to
przenikliwy umys� i zarazem czaruj�ca osobowo��, doda�a, a temat
jego wyk�adu o modernizmie brzmi: "Mi�dzy zamkiem duszy a domkiem
mego cia�a".
Tunio prychn�� nieco ironicznie, po czym zn�w spowa�nia� i wzi��
Natali� za r�ce. By� to wielki b��d. Ich d�onie sklei�y si� ze
sob� natychmiast i Natalia, kryj�c dreszcz, z trudem si�
pohamowa�a przed wyrwaniem r�k z tego u�cisku. A Tunio, na domiar
z�ego, spojrza� na ni� �mia�ymi oczami spod jasnej grzywy i rzek�
tonem sobie tylko w�a�ciwym, tonem zarazem entuzjastycznym
i w�adczym, tonem �eglarza, zwyci�zcy regat mi�dzynarodowych, tonem
specjalisty informatyka:
- Nie, dziecko, zapomnij o tym. Zignoruj doktora Stal� wraz z jego
zamkiem i domkiem, bo nasze plany na jutro s� inne. Jak wiesz,
w sierpniu dostaj� mieszkanie. A wi�c czas na wielk� decyzj�. Jutro
u mnie herbatka zapoznawcza. Mama przyjecha�a specjalnie, �eby
pozna� moj� przysz�� ma��onk�.
Tak powiedzia� i spojrza� na ni� ufnie.
A c� ona?
Ona poczu�a, �e sk�d�, z g��bi jestestwa, narasta w niej protest:
gor�ca, gwa�towna, niepowstrzymana fala oburzenia, kt�ra - je�li
natychmiast co� si� nie stanie - wybuchnie z jej gard�a potokiem
ohydnych przekle�stw. Tak jest, czu�a dok�adnie co� takiego, i to
po raz pierwszy w �yciu! Nigdy dot�d nie odczuwa�a tak pal�cego
gniewu, po prostu samej siebie nie poznawa�a. I co zrobi�a?
Zerwa�a si�, z�apa�a koszyczek z truskawkami, wywali�a prawie dwa
kilo owoc�w na asfaltow� �cie�k� i zacz�a je tratowa� nogami,
depta�, mia�d�y� i rozmazywa� po ziemi.
I wrzasn�a. Ale jak!...
- Aaaa! - rykn�a. - Tylko nie to!!! Nie b�d� �adn� ma��onk�!!! - po
czym zamachn�a si� na Tunia i w ostatniej chwili zmieniwszy o par� centymetr�w trajektori� pocisku - z furi� cisn�a koszykiem
prosto w zat�ch�e g��biny stawku.
A on co na to?
Najpierw milcza�, g��boko wstrz��ni�ty chamstwem, jakie ujrza�,
a nast�pnie zapyta�:
- A co z zastawem za koszyk?
I wtedy Natalii nie pozosta�o nic innego, tylko albo go uderzy�
pantoflem w g�ow�, albo natychmiast odej��.
Wi�c odesz�a, tak jak sta�a, w bia�ej sukience z kretonu,
zbryzganej truskawkow� posok� od kolan a� do pasa.
Tym, co gn�bi�o j� w tej chwili i dr�czy�o do obrzydliwo�ci, by�
najzwyczajniej w �wiecie wstyd.
I jeszcze co�: przera�enie.
Przera�a�o j� to, �e odkry�a w sobie niespodziewanie jakie�
absolutnie nieprzewidywalne, czarne otch�anie.
A tak�e - chyba najbardziej - to, �e wcale, ani przez chwil�, ani
przez sekund�, nie �a�owa�a swego ohydnego post�pku.
Stan�a teraz w oknie, szukaj�c cho�by odrobiny och�ody. Daremnie.
Niebo, rozpalone ��tymi �unami miejskich �wiate�, roz�wietlane co
jaki� czas kr�tkimi, bezg�o�nymi b�yskawicami, wpatrywa�o si�
w ni� surowym okiem ksi�yca w pe�ni. S�aby powiew przyni�s� gor�cy zapach tor�w kolejowych i spalin.
Natalia poczu�a, �e je�li chce pozosta� przy zdrowych zmys�ach,
musi st�d ucieka�. Jak najszybciej.
2.
Gabriela te� jeszcze nie spa�a. A teraz ju� wiedzia�a, �e spa� nie
b�dzie nadal: grzmot wcale nie zwiastowa� burzy i o�ywczego
deszczu.
- To by�o na pogod�, biedaku. Jak ci za gor�co, to si� powachluj
uszkami - doradzi�a �yczliwie Ignacemu Grzegorzowi Strybie, kt�ry
- sapi�c i utyskuj�c na drugiej po�owie ��ka - wystawia� pionowo
w g�r� go�e nogi.
W pokoju nie by�o ciemno, bo nienaturalna po�wiata ��tych lamp
jodowych przenika�a przez firank�. Na suficie dr�a� i falowa� jej
dese�, misterny jak cienie m�odych li�ci, i Gabriela zat�skni�a
nagle za lasem, namiotem i m�odo�ci�. Tak dawno ju� nie by�a na
wakacjach! - co gorsza, jej dzieci te� nie by�y. Nie mia�a z kim
wys�a� Pyzy i Tygryska. Tata i mama, jak co roku w czerwcu,
pojechali do sanatorium, Grzesia nie by�o ju� drugi miesi�c
(dosta� stypendium zagraniczne i nie wr�ci przed jesieni�),
a siostry - c�... wszystkie by�y w spos�b najzupe�niej zrozumia�y
zaj�te w�asnymi sprawami. Patrycja na Wielkanoc wysz�a za m��. Ida
by�a w pi�tym miesi�cu ci��y i pracowa�a na dw�ch etatach,
a Natalia, cho� cicha i wycofana na ubocze rodzinnych wydarze� -
najwyra�niej prze�ywa�a jakie� k�opoty.
Gabrysia u�miechn�a si� w p�mroku. Kochana Nutria.
W dzieci�stwie chcia�a by� ch�opcem, gdy� tata nie doczeka� si�
wymarzonego syna. Przez kilka lat, chc�c wynagrodzi� ukochanemu
ojcu to bolesne rozczarowanie, Nutria usi�owa�a przeistoczy� si�
w ch�opczyka: m�wi�a o sobie w rodzaju m�skim, nosi�a spodnie
i bawi�a si� demonstracyjnie samochodzikami. Potem jej z wolna
przechodzi�o, zw�aszcza, �e tata nie takiego syna pragn��. A od
pierwszego roku studi�w nast�pi�a radykalna odmiana: Nutria nagle
wypi�knia�a i nabra�a �rebaczkowatego wdzi�ku, przesta�a si�
ubiera� jak magazynier z bazy transportowej, kupi�a sobie bardzo
kobiece sukienki i koraliki, a nawet czerwon� szmink�, kt�r�
rytualnie malowa�a usta od rana do wieczora, w odst�pach
p�godzinnych.
Nutria by�a zwykle rozmarzona lub pogr��ona w depresji, a zawsze
niesk�onna do zwierze� - ale najstarsza siostra odgadywa�a wiele
z tego, co si� dzia�o w tej poetycznej g�owie. Teraz, na przyk�ad,
mia�a pewno��, �e Natalia co� przeskroba�a, mimo �e ruda nie
pisn�a na ten temat ani s�owa. Przysz�a ukradkiem do domu,
zap�akana, w malinowych wypiekach, i wrzuci�a ca�� odzie� do
pralki, sypi�c mn�stwo Silu. Nast�pnie wlaz�a na godzin� do wanny,
gdzie cicho chlupa�a i nieco g�o�niej chlipa�a. Przy kolacji nie
odezwa�a si� ani s�owem, siedzia�a tylko przy du�ym stole,
spuszczaj�c czerwone, zapuchni�te oczy, i grzeba�a widelcem
w porcji sa�atki. By�a to pyszna sa�atka, jej ulubiona (rzodkiewki,
zielony og�rek, kukurydza i chrzan), i Nutria, wielbicielka kuchni
wegetaria�skiej, potrafi�a jej spo�ywa� ca�e miski, niezale�nie od
pory dnia. Dzi� jednak nie prze�kn�a ni odrobiny! Gabrysia,
chrupi�c sa�atk� i zagryzaj�c j� �wie�ym chlebem kminkowym, ze
wsp�czuciem, w milczeniu przypatrywa�a si� Nutrii przez st�,
rejestruj�c takie objawy, jak dr�enie delikatnych r�k,
obsypanych jasnymi piegami, oraz powracaj�c� co jaki� czas fal�
westchnie�.
Biedaczka zdawa�a si� ca�kowicie wyczerpana! Gabriela mia�a wielk�
ochot� zagadn�� siostr�, co zasz�o, ale si� powstrzyma�a.
Wiedzia�a, �e Nutria nie lubi by� do czegokolwiek przymuszana,
a ju� do zwierze� zw�aszcza. Je�li zechce, sama opowie - cho�,
niew�tpliwie, ma�e by�y na to szanse.
Uff, jak gor�co. Gabriela, kt�ra od dw�ch tygodni tkwi�a w ��ku,
unieruchomiona przez chorob� naczy�, mia�a tego upa�u powy�ej
uszu. Ignacy Grzegorz najwyra�niej te�. Co prawda, jemu powodzi�o
si� lepiej: rodzina wprost si� bi�a o przywilej wywo�enia go do
parku So�ackiego albo na Teatralk�, gdzie przesypia� ca�e godziny
na golasa, w cieniu najwi�kszych drzew. Za to duszne od spalin
noce sp�dza� na rzewnym biadoleniu. Uspokaja� si� jedynie wtedy,
gdy mu czytano g�o�no i dobitnie Uczt� Platona.
Gabrysia prychn�a �miechem, z�apa�a synka za t�ust� n�k�
i poca�owa�a soczy�cie. Wunderkind! Wszyscy Borejkowie, nie m�wi�c
ju� o rodzinie Stryb�w, zgodnie oszaleli na jego punkcie. Pierwsze
od lat dziecko p�ci m�skiej w obu rodzinach - i od razu jakie
genialne! �eby pi�ciomiesi�czne niemowl� - cho�by i z wiadomymi
genami - reagowa�o tak nieomylnie, z takim intuicyjnym znawstwem,
na literatur� antyczn�! Dziadek Borejko, czo�owy wielbiciel
Ignacego Grzegorza oraz wynalazca metody, zauwa�y� nawet, �e malec
lekcewa��cym pobekiwaniem kwituje komedie Plauta, podczas gdy
Rozmy�lania Marka Aureliusza wzbudzaj� w nim niech�tny respekt,
za� wybrane sceny z Sofoklesa �miesz� go do rozpuku. Jedynie
Platonowi okazywa� wnuk Borejk�w wyra�n�, skupion� uwag�. Rozumia�
absolutnie ka�de s�owo! - dziadek rozpoznawa� to nieomylnie po
takich objawach, jak mars na czole wnuka, skupiony wyraz jego
m�drych oczu oraz znacz�ce, przeci�g�e mlaskanie plus �linotok.
Ale tej nocy czytanie ju� by�o i niewiele pomog�o.
- Spr�buj pospa�, Motylku - uciek�a si� Gabriela do �agodnej
perswazji. Popatrzy�a poprzez p�mrok na pyzat� twarzyczk�
z odstaj�cymi po bokach znacznymi uszami, kt�rym Ignacy Grzegorz
zawdzi�cza� swe obrazowe przezwisko. Kr�g�a, ciemna g��wka,
wtulona w ja�niejsze t�o poduszki, zwr�ci�a si� z ufno�ci�
w stron� matki; wilgotne, po�yskuj�ce tajemniczo oczy synka
odnalaz�y jej spojrzenie.
- Gl-glu-g-bba! - o�wiadczy� z przekonaniem, serdecznie
i stanowczo.
- Tak, wiem. Ja te� ci� kocham - zapewni�a go Gabriela szeptem. -
C���... �pij, dobrze?
Umilkli oboje. Gabrysia, oparta niewygodnie na �okciu, d�oni�
drugiej r�ki obj�a czo�o synka. On natomiast wpatrzy� si�
z nag�ym zainteresowaniem w drzwi pokoju.
- Hm? Co ty tam widzisz? - obejrza�a si� Gabriela. - A! �wiat�o!
Kogo to licho nosi po nocy?
Lekkie kroczki w przedpokoju ucich�y i �wiat�o w szparze zgas�o.
Ignacy Grzegorz zn�w zwr�ci� spojrzenie na matk�, u�miechn�� si�
do niej poprzez ciemno��, s�odko westchn�� i zapad� w nag�y sen.
A w okno zajrza� wielki, okr�g�y ksi�yc. �wieci� i �wieci�,
zalewa� blaskiem ca�� rozpalon� ulic�, miasto, wojew�dztwo i spor�
cz�� planety, srebrzy� nieruchome li�cie drzew i duszne domy.
Daleko za miastem jeszcze b�yska�o, a niebo by�o znacznie
ciemniejsze, g��bokie, pok�ute s�abymi �wiate�kami innych planet.
3.
Przera�aj�cy grom zbudzi� Laur� zwan� Tygryskiem - sko�nook�,
koci� istotk� o stalowym spojrzeniu i jedwabistych, ciemnych
lokach do pasa. Przez kilka sekund dziewczynka okropnie si� ba�a,
�e oto nadesz�a kara za jej wszystkie grzechy, a przede wszystkim
za to, �e - zbieraj�c, jako skarbniczka, sk�adki na fundusz
klasowy w swojej III e - nie odprowadza�a pieni�dzy do
sekretariatu, lecz wr�cz przeciwnie, kupowa�a sobie za nie swoje
ukochane lody Banana Joe.
Ale wystarczy�o jej jedno spojrzenie w okno, by stwierdzi�, �e nie
jest to jeszcze S�d Ostateczny, tylko zwyk�e wy�adowanie
elektryczne, a od wy�adowa� elektrycznych chroni wszak
najzwyklejszy piorunochron. Co do sk�adek, to przecie� sprawa
�wie�utko wysz�a na jaw przed ko�cem roku szkolnego i zosta�a
poddana sprawiedliwo�ci ziemskiej: w�a�nie mamusia obmy�la�a, jak
by tu Laur� ukara�. Powiedzia�a, �e musi bardzo dobrze si�
namy�li�, bo wobec ohydy tego przewinienia kara musi by� wyszukana
i okrutna. Namy�la�a si� tak ju� trzy dni. Znaj�c wszak�e
usposobienie swej matki, Laura wiedzia�a, �e mo�e spa� spokojnie:
wyszukana i okrutna kara na pewno si� odwlecze, a wi�c i uciecze.
Zw�aszcza �e biedna mamusia jest chora, le�y ju� tak d�ugo
z fascynuj�co brzydk� nog� u�o�on� na poduszkach, a ciotka Ida,
kt�ra jest lekarzem, straszy j� co dzie�, �e ten zakrzep mo�e si�
urwa�. Biedna mamusia ma te� zmartwienia innego rodzaju: urodzi�
si� jej ten antypatyczny t�u�cioch z uszami s�onia, kt�ry j� budzi
po nocach, a w dzie� zanieczyszcza potworne ilo�ci pieluch,
wymiotuje twarogiem i w og�le zajmuje ca�y jej czas i uwag�.
Ponadto Pyza zapad�a na wietrzn� osp� i dopiero niedawno
ozdrowia�a, lecz twarz jej wci�� pokryta jest strupami. Na dobitk�
babuni ukradziono w tramwaju portmonetk� wraz, niestety,
z zawarto�ci� i mama musia�a po�yczy� mn�stwo forsy od wuja Florka.
No i nauczycielka, okropne babsko - upar�a si� z�o�liwie, �e musi
z powodu tych sk�adek obni�y� Laurze ocen� ze sprawowania.
I obni�y�a. Na bardzo, bardzo nisk�.
Co si� oka�e pojutrze, przy rozdawaniu �wiadectw.
Trzeba jednak�e przyzna�, �e mama radzi sobie nie�le. Jest jak
zwykle opanowana, energiczna, u�miechni�ta i wszystkimi rz�dzi.
Laura nie lubi�a, kiedy ni� ktokolwiek rz�dzi�, lecz dla mamy
czyni�a wyj�tek i pozwala�a jej od czasu do czasu troch�
podyrygowa�. By�a to jedna z tych rzeczy, za pomoc� kt�rych, bez
zb�dnego wysi�ku, mo�na by�o okaza� mamusi swoje przywi�zanie.
Laura bardzo kocha�a swoj� mam�, ale by�a doprawdy zbyt leniwa, by
okazywa� to na spos�b Pyzy. Ta wyrywa�a mamie z r�ki ka�d� robot�,
hu�ta�a t�u�ciocha, przyrz�dza�a sto razy dziennie lemoniad�
z lodem i biega�a w ten upa� po zakupy, na pierwsze wezwanie. No,
ale Pyza ju� taka by�a, po prostu.
Laura westchn�a, wsta�a z ��ka i przeci�gn�a si� jak kot.
Znalaz�a po ciemku swoje pantofelki i posz�a zrobi� siusiu. Kiedy
wraca�a z �azienki, us�ysza�a przez drzwi be�kot tego dzieciaka
i cichy, �artobliwy g�os mamusi. Mi�y, kochany, znajomy od zawsze
g�os, kt�ry poci�gn�� j� ku sobie jak magnesem. Przez chwil�
waha�a si� pod drzwiami. Mia�a wielk� ochot� wej�� do pokoju,
wskoczy� do ��ka mamusi, przytuli� si� do niej i zasn��, bez
�adnych obaw i strach�w, w atmosferze bezpiecze�stwa i aprobaty.
Ale po tej historii ze sk�adkami na aprobat� raczej nie mia�a
prawa ju� liczy�. A poza tym... czu�a, �e mog�aby by� tam,
w pokoju - intruzem. Mama na pewno wola�aby by� sama z tym dzieciakiem. No, to dobrze. To niech tak sobie z nim gada, skoro to w�a�nie woli!
Zagniewana Laura wr�ci�a do pokoiku i ju� mia�a wle�� do ��ka,
kiedy ujrza�a wielki, p�on�cy jak lampa ksi�yc.
Natychmiast j� poci�gn�o do okna. To si� nazywa pe�nia.
W encyklopedii Larousse'a dla dzieci, kt�r� kupi� jej dziadziu�, by�
rysunek z dok�adnym obja�nieniem faz Ksi�yca. A w Radiu Merkury
m�wili dzi� rano, �e Ksi�yc wejdzie w pe�ni�.
No i wszed�, oczywi�cie, tylko wtedy nie by�o tego wida�, bo by�
dzie�. Teraz widoczno�� by�a doskona�a, da�o si� zobaczy� nawet
Twardowskiego na kogucie. Gwiazd nie by�o wida� w og�le, cho� na
pewno �wieci�y. To przez te latarnie uliczne. Ciekawe, czy
widoczno�� jest ograniczona w obie strony.
Zn�w mocno b�ysn�o i wszystko wok� zrobi�o si� bia�e
i niebieskie. Laura przezornie wycofa�a si� od okna, z pola widzenia
Opatrzno�ci. Zapali�a stoj�c� lamp�, �eby by�o nieco ra�niej.
Wysoki, w�ski pokoik, kt�ry dzieli�a z Pyz�, wype�ni� si� ciep�ym,
pomara�czowym �wiat�em. Nale�a� przedtem do m�odszych ciotek,
Natalii i Patrycji. Ale odk�d ciotka Ida si� wyprowadzi�a do
sutereny, a ciotka Patrycja - na zaplecze kwiaciarni "Florek",
pokoik dosta� si� najm�odszym pannom w rodzinie. Najstarsza panna,
czyli ciotka Natalia, pomieszkiwa�a boczkiem w zielonym pokoju
sto�owym i chyba w�a�nie nie spa�a, bo co� tam u niej z brz�kiem
upad�o.
4.
Str�cona po ciemku ze stolika fotografia Tunia ocala�a, lecz szk�o
w ramce rozbi�o si� w jak�e symboliczne drzazgi. Ze stolika spad�
te� gruby zielnik, ostatnia pasja Natalii, i wszystkie tak
starannie zbierane i suszone kwiaty wala�y si� teraz zapewne
po�r�d szk�a. Spiesz�c im na ratunek, Natalia rzuci�a si� zapala�
�wiat�o, lecz przedtem nadepn�a po ciemku na jedn� z drzazg
szklanych. Bos� stop�! - i oto nareszcie mia�a wyra�ny pow�d do
p�aczu, z czego skwapliwie skorzysta�a. �zy przynosi�y wyra�n�
ulg�. Siedzia�a na dywanie i zbieraj�c sw�j zielnik w ca�o��,
czu�a si� jak Ofelia. Popatrywa�a to na po�amane kwiatki, to na
sw� krwawi�c� nog� (stercza�a z niej ig�a szklana, d�uga na ca�e
dwa centymetry); to zn�w na zdj�cie weso�ej twarzy o �mia�ych
ustach i oczach. Widok drzazgi przera�a� j� a� do b�lu brzucha,
a r�wnie silnie przera�a�a j� niezbita pewno�� co do tego, �e nigdy
nie wyjdzie za Tunia.
Nie mo�e.
Tak jakby ten intensywnie �wiec�cy ksi�yc rozja�ni� jej w g�owie
i w sercu. Ukaza�o si� bardzo du�o r�nych my�li i uczu�, ale
zupe�nie nie by�o wida� mi�o�ci do Tunia.
A to oznacza�o, �e przez ostatnie miesi�ce po prostu sama siebie
oszukiwa�a.
Ostry kawa�ek szk�a stercza� z jej stopy jak lodowa ig�a. Powinna
chyba teraz wyrwa� to z cia�a, p�j�� do �azienki i przemy� ran�
oraz czym� j� zalepi�. Ale nie mog�a si� zdecydowa� na tak
brutaln� akcj�, jak wyj�cie szk�a z �ywego cia�a. Przecie�
natychmiast lunie z nogi rw�cy potok krwi t�tniczej i co ona wtedy
pocznie, a w og�le to ca�a operacja b�dzie potwornie bolesna.
Niezdolna do podj�cia jakiejkolwiek decyzji (przypadek jak�e
cz�sty w jej �yciu!), Natalia siedzia�a pogr��ona w inercji. W g��bi
duszy �ywi�a do siebie pogard�.
Jak na zawo�anie, drzwi pokoju uchyli�y si� nieco i w szparze
pokaza�a si� jasna, potargana g�owa Gabrysi. Najstarsza siostra
oceni�a sytuacj� jednym spojrzeniem, po czym wesz�a do pokoju. Jej
spos�b chodzenia by� wyj�tkowo zabawny, stara�a si� bowiem zarazem
u�ywa� i nie u�ywa� chorej nogi.
- Mia�a� nie chodzi�! - przestraszy�a si� Natalia. Gab� wci��
nosi�o po domu, jakby nie rozumia�a, �e jest powa�nie chora i �e
ten zakrzep mo�e si� naprawd� urwa� w ka�dej chwili i spowodowa�
jej natychmiastowy zgon (Natalia a� j�kn�a, ujrzawszy w wyobra�ni
t� okropn� wizj�).
- E, tam - rzuci�a beztrosko Gabriela, kt�ra nigdy nie wierzy�a,
�e mo�e by� naprawd� chora. - Przecie� to ju� dawno si� zagoi�o.
Dziwnie by�o na ni� patrze�, na t� zawsze szybk�, wysportowan�
i energiczn� Gabrysi�, jak teraz siada bokiem, krzywi�c si� z b�lu.
- Jaka ty jeste� nieostro�na! Dlaczego wsta�a�!
- A, bo s�ysza�am, �e tu rozrabiasz - wyja�ni�a Gabriela, uk�adaj�c
nog� na przeciwleg�ym krze�le. - Od razu wiedzia�am, co ujrz�. Nie
becz, Nutria, i daj kopytko.
Natalia wsta�a od razu i skacz�c na jednej nodze, zbli�y�a si� do
Gabrieli. Usiad�a przed ni� i spojrza�a ufnie w t� kochan�,
pogodn� twarz o ciep�ych br�zowych oczach i stanowczych ciemnych
brwiach. Jasny kosmyk w�os�w spada� Gabrysi prawie na piegowaty
nos, a pod oczami rysowa�y si� promyki pierwszych zmarszczek, tych
od �miechu. Wygl�da�a tak domowo, odpowiedzialnie i zabawnie
zarazem, �e serce Natalii zawibrowa�o odwieczn� mi�o�ci�
siostrzan�, a z jej oczu pola�y si� �zy wzruszenia.
- Ale� nie rycz, niedojdo, bo ci nie wyjm� tego szk�a -
powiedzia�a Gabriela, a Natalia poczu�a, jak ca�e jej jestestwo
wyrywa si� do siostry i topnieje w oceanie jej mocnej, ciep�ej
osobowo�ci. - Nos! - zakomenderowa�a Gabriela i Natalia pos�usznie
wytar�a nos w podan� jej chusteczk� ligninow�, po czym - zgodnie
z kolejnym poleceniem siostry - natychmiast przesta�a si� mazgai�.
- Bo wszystkich pobudzisz! - doda�a ostrze�enie Gabriela, u�o�y�a
nog� Natalii na kolanie swojej zdrowej nogi i zupe�nie bez
uprzedzenia wydoby�a szklany od�amek jednym mocnym szarpni�ciem,
zanim jeszcze siostra zd��y�a si� przestraszy�.
- Aj! - pisn�a Natalia, kiedy ju� by�o po wszystkim.
Gabrysia u�y�a do dezynfekcji wody Adidas-woman, kt�rej buteleczka
z rozpylaczem sta�a tu� obok.
- Mo�na? Nie szkoda ci? - upewni�a si�, nim spryska�a ran�.
- A! - j�kn�a Natalia na sam widok buteleczki. - Mo�na... nie
szkoda. Ju� nigdy nie b�d� tym - ajajaj! - pachnia�a.
- O - zastanowi�a si� Gabriela, zawieszaj�c r�k� w p� gestu. -
A dlaczego w�a�ciwie?
Natalia, kt�ra ju� przesta�a by�a la� �zy, teraz rozklei�a si� na
nowo.
- Bo to od Tunia - wyzna�a.
5.
Laura pochyla�a si� nad tapczanem swej siostry R�y i pob�a�liwie
przygl�da�a si� u�pionej. Ha! Tej to nie wyrwie ze snu ani grzmot,
ani wystrza� armatni, ani nawet rozpaczliwe szlochy oraz fragmenty
fascynuj�cych dialog�w, dobiegaj�ce z zielonego pokoju.
No to niech sobie Pyza �pi dalej, biedaczka poczciwa, kr�g�a
i rumiana, ze swoj� miedzian� grzywk� i strupami. I niech sobie
dalej chrapie. Kiedy si� jej m�wi�o w dzie�, �e chrapa�a w nocy,
Pyza si� widowiskowo obra�a�a i nie chcia�a wierzy�. Uwierzy�a
dopiero, kiedy si� jej pewnej nocy podstawi�o mikrofon pod nos
i nagra�o ca�� kaset�. Ale cho� uwierzy�a, i tak si� potem
w niezrozumia�y spos�b d�sa�a przez ca�y tydzie�. Co robi�. Mamusia
twierdzi, �e Pyza wkroczy�a w wiek dojrzewania, a przecie i ona,
Laura, nie jest ju� taka m�oda; za trzy miesi�ce sko�czy lat
dziesi�� i te� pewnie wkroczy w to i owo.
Ciekawe, czy wszyscy tym si� b�d� tak przejmowa�.
C�, mo�e lepiej, �e Pyza �pi. Jutro si� jej opowie, co si�
s�ysza�o. A ta dobra c�reczka i tak by nie pozwoli�a pods�uchiwa�.
Laura zgasi�a �wiat�o i wymkn�a si� mi�dzy rega�ami pe�nymi
ksi��ek i czasopism. Pachnia�o kurzem i - oho! - wod� Adidasa,
jednym z ulubionych pachnide� Laury. Lubi�a u�ywa� - oczywi�cie
potajemnie - wszystkich dost�pnych perfum swoich trzech pi�knych
ciotek. Rzecz jasna - dyskretnie i nie za cz�sto. Jak�e �a�owa�a,
�e ciotka Patrycja wyprowadzi�a si� z tym s�odkogorzkawym
Givenchy, a ciotka Ida znik�a wraz ze swoim ci�kim Jade, zbyt
ci�kim, prawd� m�wi�c (dyskretne ich u�ycie by�o praktycznie
niemo�liwe; mamusia od razu je wyczuwa�a, a c� dopiero ich
w�a�cicielka, kt�ra od tego dostawa�a wprost piany na ustach!).
Drzwi zielonego pokoju by�y niedomkni�te, miodowa kreska �wiat�a
k�ad�a si� zach�caj�co na pod�odze.
- ...nie, ja si� nie myl�, to by�y regularne o�wiadczyny! -
doni�s� si� przez szpar� �wiszcz�cy szept ciotki Natalii i Laura,
s�ysz�c te s�owa, w odruchu niepohamowanej ciekawo�ci przylgn�a
do �ciany tu� obok drzwi.
Zajrza�a jednym okiem do wn�trza. Na pierwszym planie zobaczy�a
plecy mamusi, ubranej w koszul� nocn�, r�ow� w kwiatuszki. G�owa
mamy by�a mi�o przechylona w bok, jak zwykle, gdy czego� uwa�nie
s�ucha�a. Nutria (trudno by�o nie my�le� o tym jej rodzinnym
przezwisku, kiedy tak z otwartymi ustami poci�ga�a zapchanym
nosem, ukazuj�c swoje du�e, bia�e siekacze) siedzia�a na wprost
drzwi, ton�c w odm�tach tej swojej okropnej pasiastej pi�amy.
Zabeczana jak nieboskie stworzenie (ale, trzeba przyzna�, nawet
w takim stanie ca�kiem niebrzydka), trzyma�a d�ug�, szczup�� nog� na
kolanie mamusi. K�dzierzawa g�owa ciotki l�ni�a pomara�czowym
blaskiem w �wietle lampy.
Na dalszym planie wida� by�o zielony pok�j (zwany tak od koloru
tapet) zaba�aganiony jak zwykle, pe�en ksi��ek pootwieranych
i porozk�adanych w r�nych miejscach, czasopism literackich
zdobi�cych ka�dy mebel i r�norodnego �miecia na dywanie. Pos�anie
Nutrii, nietkni�te, biela�o w g��bi, po prawej stronie.
- No, no? - powiedzia�a mamusia lekko.
Laura doskonale wiedzia�a, co si� kryje za t� lekko�ci�: mama chce
zebra� jak najwi�cej informacji. Nie zapyta wprost, bo to by by�o,
jej zdaniem, natr�tne. Okazuje tylko przychylne zainteresowanie.
W efekcie ca�y �wiat jej si� zwierza. Osobi�cie Laura w obliczu
takiego "no, no?" stawa�a si� dosy� skryta. Ale ciotka
najwyra�niej nie mia�a czego ukrywa�.
Chocia�...
- Zrobi�am co� okropnego, co� ohydnego - wyzna�a w�a�nie w tej
chwili i Laura zamieni�a si� w s�uch. Niestety, ciotka nie poda�a
bli�szych szczeg��w, udzieli�a tylko innych informacji: -
Odesz�am! - kontynuowa�a rzewnie, zu�ywaj�c jedn� chusteczk� po
drugiej. Laura nigdy nie mog�a zrozumie�, jak to jest, �e doros�y
cz�owiek p�acze. Ona sama nie p�aka�a z regu�y, a mia�aby przecie�
prawo! By�a wszak dzieckiem, cho�, prawd� m�wi�c, niekiedy czu�a,
�e sama siebie niejako przerasta. - Nie wiem, czy go kocham -
ci�gn�a ciotka sm�tnie. - A raczej wiem, �e go nie kocham.
Bomba! Laura a� zesztywnia�a po swojej stronie drzwi. Ciotka
Natalia chyba oszala�a?!
- Bardzo interesuj�ce - sceptycznie powiedzia�a mama. - To teraz
dopiero na to wpad�a�? Przecie� chodzicie ze sob� ju�... od kiedy?
- Tak na dobre to od niespe�na p� roku - wyszlocha�a Nutria. -
Sama przyznasz, �e to za kr�tko, �eby sobie wyrobi� pewn� opini�.
Na te s�owa mamusia parskn�a �miechem i potarga�a ciotce jej
bujne loki, po czym zauwa�y�a, �e u Patrycji, na przyk�ad, posz�o
to piorunem.
- Ale jej nikt nie chcia� sobie podporz�dkowa�! - krzykn�a
ciotka, a mama uspokoi�a j� natychmiast tym swoim "C���!", po czym
doda�a:
- To normalne w mi�o�ci, �e ludzie podporz�dkowuj� si� sobie
nawzajem.
- Ale chyba nie jest normalne, je�li ta ch�� jest jednostronna -
powiedzia�a ciotka powa�nie. - Nie wiem, dlaczego on mnie uwa�a za
jednostk� duchowo niepe�nosprawn� i m�wi do mnie per "dziecko".
Mo�e dlatego, �e jest ode mnie starszy o dziewi�� lat.
- No, to wiedzia�a� od pocz�tku - zauwa�y�a mamusia logicznie. -
Zawsze by� od ciebie starszy o dziewi�� lat. Odk�d �yje.
- Nie odk�d on �yje, tylko odk�d ja �yj� - sprostowa�a ciotka. -
Kr�tko m�wi�c, Gabuniu: ja nie chc�.
- Jasne - pokiwa�a g�ow� mama. - Z tob�, Nutria, jest taki k�opot:
ty wiesz, czego nie chcesz, ale nie wiesz, czego chcesz.
Zapad�a cisza. Nutria przetrawia�a s�owa siostry. Za drzwiami
Laura z uznaniem pokiwa�a g�ow�. Ju� jak ta mama co� powie! - zawsze utrafi w sedno. Och, doprawdy, trudno poj��, dlaczego tej
ciotce tak odbi�o. Pan Tunio Ptaszkowski by� niew�tpliwie
najbardziej interesuj�cym z absztyfikant�w, jacy przewin�li si�
przez ten dom, zwabieni przez poszczeg�lne ciotki. Wysoki,
elegancki, a jaki weso�y! A jaki sympatyczny! Od razu polubi� j�,
Laur�, od pierwszego po prostu wejrzenia. Ile� to mi�ych chwil
przegadali ze sob�, podczas gdy ciotka suszy�a w�osy przed
wyj�ciem albo prasowa�a bluzk�. A jak �wietnie gra� w makao!
Zawsze pozwala� Laurze wygrywa�. Od razu odgad�, �e ona to bardzo
lubi.
I co?
I teraz mia�oby si� to wszystko sko�czy� tylko dlatego, �e ciotka
oszala�a?
W Laurze zacz�o dojrzewa� pragnienie czynu.
Mamusi te� najwyra�niej wiele rzeczy nie mie�ci�o si� w g�owie.
- A jednak... to dziwne - powiedzia�a. - Wydawa�a� si� kompletnie
szcz�liwa. My�la�am, �e wszystko sko�czy si� jak najlepiej.
Ciotka zapyta�a, co to znaczy: jak najlepiej, a us�yszawszy mamin�
odpowied�, z�apa�a si� za bia�� szyj�, szepcz�c g�osem zd�awionym:
- Ma��e�stwem? Ma��e�stwem? Przecie� ma��e�stwo to jest
przera�aj�ca loteria, w kt�rej wi�kszo�� los�w przegrywa! Przecie�
nawet tobie uda�o si� dopiero za drugim podej�ciem! A je�li Tunio
oka�e si� nieodpowiedzialnym uwodzicielem? Utajonym sadyst�? Albo
po prostu nudziarzem?
Mama za�artowa�a, �e naprawd� nie wiadomo, co gorsze, ale ciotce
by�o nie do �miechu.
- Czy serce ci nic nie powiedzia�o? - �artowa�a mama nadal, na co
ciotka:
- Powiedzia�o, Gabuniu. Powiedzia�o. Powiedzia�o mi bardzo
wyra�nie: uwa�aj, Borejk�wna! Baczno��! To grozi �mierci� lub
kalectwem.
- Nemo scit, ubi calceus urat, nisi qui eum portat (Tylko ten
wie, gdzie trzewik ci�nie, kto go nosi) - o�wiadczy�a ze
�miechem mamusia, ale ciotka nic nie rzek�a. Zapad�a dzwoni�ca
cisza i Laura z wra�enia zacz�a obgryza� paznokcie.
- Chcia�abym... uciec... - odezwa�a si� nagle ciotka Nutria jakim�
dziwnym, rozwlek�ym g�osikiem. - Ja... chyba wyjad�. Na d�u�ej.
Mo�e po powrocie spotkam si� z Tuniem i co� mu odpowiem.
Ach! - Laura si� ucieszy�a. A wi�c ciotka jeszcze nic mu nie
odpowiedzia�a! Jeszcze nie wszystko stracone!
- Dok�d chcesz jecha�? - spyta�a mamusia.
- Ale� absolutnie do jakiej� odleg�ej samotni, Gabuniu. Nad morze.
Sama, na pustej pla�y, milcz�ca, nie podlegaj�c �adnym wp�ywom...
b�d� patrze� na fale i podejmowa� decyzj�.
- Hm? Nad morze, m�wisz? - zacz�a mama i urwa�a. - Nad morze! -
powt�rzy�a z entuzjazmem. - Ale� to po prostu genialny pomys�. A masz za co? Bo to du�o kosztuje.
- No... z trudem - mrukn�a ciotka. - Ale ja w�a�ciwie nie mam
�adnych potrzeb, wiesz. Pojad� do �eby autostopem. I ogranicz�
koszty do minimum. K�amczucha jest tam z rodzin� od maja, zaraz do
niej zadzwoni�. Na pewno mi pozwoli rozbi� namiot w ogr�dku.
- Oczywi�cie - powiedzia�a mama z namys�em. - S�uchaj, ja ci
funduj� podr� i w og�le sypn� ci groszem. Ale w zamian we� ze
sob� Pyz� i Tygryska.
Zapad�a cisza. Laura, trz�s�c si� z emocji, zajrza�a przez szpar�
i zobaczy�a twarz ciotki. Nutria gapi�a si� na starsz� siostr�,
usta mia�a wp�otwarte i wygl�da�a do�� nieciekawie.
- Jak to? - spyta�a wreszcie z niedowierzaniem. - Przecie� ja w�a�nie
chc� by� sama, zupe�nie sama. Jad� do odleg�ej samotni, �eby
w skupieniu podj�� najwa�niejsz� decyzj� mojego �ycia, a ty mi
�adujesz na plecy swoje dzieci!
- To s� tak�e i twoje dzieci! - paln�a mamusia �arliwie. I zaraz
si� g�o�no roze�mia�a. Ciotka te�. Ale wkr�tce si� uspokoi�y.
- No co ja mog� zrobi� innego? - szepn�a mama, wskazuj�c swoj�
nog�.
- Ja wiem, wiem - zacz�a si� t�umaczy� ciotka. - Nie masz z kim
ich wys�a�. Nie masz dok�d. Mo�e bym si� i zgodzi�a... ale, nie
gniewaj si�, zabra�abym tylko Pyz�. Tygrysek... mnie przera�a.
A to sensacja! Dobrze wiedzie�. Laura u�miechn�a si�
z zadowoleniem.
- O czym ty m�wisz! - oburzy�a si� mamusia. - Tygrysek to takie
dobre, kochane dziecko!
A na te zaskakuj�ce s�owa Laur� zala�a tak gor�ca fala mi�o�ci,
wdzi�czno�ci i wstydu, �e a� jej rumieniec buchn�� na twarz.
- Ciszej - powiedzia�a ciotka. - Kto wie, mo�e ona w�a�nie
pods�uchuje pod drzwiami? Czy ju� zapomnia�a�, co przeskroba�a?
I �e mia�a� jej wymy�li� kar�?
Mama chrz�kn�a z zak�opotaniem i oznajmi�a, �e kar� b�dzie
obmy�la�a przez te dwa tygodnie, w kt�rym to czasie Laura
przynajmniej pooddycha sobie �wie�ym morskim powietrzem, pe�nym
jodu.
- Och, och - poddawa�a si� z wolna ciotka. - To nie jest dobry
pomys�. To si� jako� �le sko�czy. Ale co ja mam zrobi�. Czy ty
wiesz, co mi zadajesz?
- Morze ci zadaj�, morze! Ogromne, hucz�ce i zielone morze!
Ch�odny wiatr, pomy�l tylko, zimne fale, czyste, ostre
powietrze... zamiast tego wszystkiego, co jest tu.
Ciotka, zas�uchana, skapitulowa�a.
- No, dobrze... morze. Zimne fale... no, niech b�dzie. Ale,
Gabuniu, pami�taj, �e to ty mnie zmuszasz. Ja znam swoje
mo�liwo�ci. Ja wiem, �e jestem niedojda. Nie umiem post�powa�
z �adnymi dzie�mi, a ju� zw�aszcza z twoimi. Bo�e! Dwa tygodnie
z Pyz� i Tygrysem w namiocie. Czy ja oszala�am?! Co ja robi�?
- Ratujesz mnie z opresji - wyja�ni�a jej mamusia.
- Ratuj�. No dobrze. Ratuj�. Dobrze, zrobi� to, Gabuniu, zrobi�
dla ciebie. Ale naprawd�... nie wi� mnie, je�li co� si� nie uda.
A po drugie - b�agam ci�, nie m�w Tuniowi, dok�d pojecha�am. Ja si�
boj�, �e on si� natychmiast zdenerwuje, przyjedzie za mn� i b�dzie
chcia� wp�ywa� na moj� decyzj�.
- C� - powiedzia�a mamusia. - Ka�dy by tak zrobi� na jego
miejscu. Ale, oczywi�cie, obiecuj�. Nie powiem Tuniowi ani s�owa.
Ba! - i co z tego. Laura doskonale wiedzia�a, kto powie Tuniowi a�
kilka s��w. Wiedzia�a, kto zadzwoni do niego, z samego rana, tak
�eby zd��y� zabra� przynajmniej szczoteczk� do z�b�w i kupi�
miejsc�wk� do Gdyni.
Zatar�a rado�nie r�czki i spiesznie uda�a si� do swego pokoju.
Najwy�szy czas si� pakowa�!
23 czerwca, czwartek
1.
O godzinie siedemnastej na dworcu Pozna� G��wny znajdowa�a si�
ca�a masa ludzi, kt�rzy mieli absolutnie do�� upa�u. A jednak
musieli podr�owa� lub te� w�a�nie z podr�y powracali.
Nie by� to wi�c t�um pogodny i przepe�niony pozytywnymi uczuciami.
Wlewa� si� on g�stym strumieniem do przej�� podziemnych, wylewa�
si� na innym peronie lub cisn�� si� w kolejkach do kas biletowych
albo te� kupowa� sobie napoje ch�odz�ce i lody w kolorowych,
p�kaj�cych od wszelkich mo�liwych �akoci kioskach firmy "Avanti".
W hallu g��wnym, gdzie kolejki wi�y si� w�owo po marmurowej
posadzce, s�ycha� by�o skoczn� muzyczk� i reklamy, a ruchome
ekrany wychwala�y towary konsumpcyjne, ubiegaj�ce si� o znak
"Wielkopolska jako��". Na dwu stoiskach, rozmieszczonych
symetrycznie po obu stronach hali g��wnej, sprzedawano l�ni�ce
pisma pornograficzne oraz literatur� wagonow�. Nie brakowa�o
i �ebrak�w r�nej narodowo�ci, i osowia�ych policjant�w, prawie
ugotowanych w swych uniformach. Je�eli wszyscy ci ludzie nie
warczeli na siebie nawzajem, to chyba tylko dlatego, �e
obezw�adnia� ich upa�.
Babilo�ska atmosfera tego miejsca natychmiast wywar�a wp�yw na
wra�liw� Natali� Borejko; biedaczka podupad�a na duchu zaraz po
wej�ciu na teren dworca. - To nie b�dzie �atwe - powiedzia�o co�
w g��bi jej duszy, kiedy przeciska�a si� przez spragniony wakacji
t�um, wlok�c ze sob� nie tylko plecak, namiot i gitar�, lecz tak�e
dwie ruchliwe siostrzenice z plecakami. Mog�a sobie pogratulowa�
tylko jednego: �e ju� rano zadba�a o bilety. Co do ca�ej reszty,
pytanie zasadnicze, jakie sobie zadawa�a, brzmia�o, jak nast�puje:
- Po jakie licho ja si� tego podj�am!
Przedosta�y si� teraz pod ziemi� na peron drugi, gdzie czeka� ju�
t�um pasa�er�w, st�skniony za zimnymi falami Ba�tyku. Tu Natalia
powiod�a siostrzenice przez �cisk i gwar do ko�ca peronu, gdzie,
jej zdaniem, powinien si� zatrzyma� wagon D, w kt�rym mia�y
miejsca. W�a�nie tam by�o mn�stwo s�o�ca i Natalia zaczyna�a ju�
na nowo odczuwa� te przykre zawroty g�owy i przy�mienia
inteligencji, jakie zwykle nawiedza�y j� podczas wielkich upa��w.
Oby tylko w �ebie by�o ch�odniej!
Peron drugi zdobi�y nowe, l�ni�ce foteliki czerwone, stoj�ce obok
siebie w dwu szeregach - wszystkie ju�, oczywi�cie, by�y zaj�te,
lecz i tak stanowi�y widok krzepi�cy. Od razu mia�o si� wra�enie,
�e cz�owiek �yje w ustroju darz�cym go czu�� trosk�. Natalia
postanowi�a skry� si� wraz z dziewczynkami w cieniu wielkiej
planszy, s�awi�cej lody Algida. Pyza i Tygrysek, ka�da ze swoim
plecakiem i swoj� torebk� �niadaniow� oraz swoim bidonem, sta�y
przed ni�, niecierpliwie wygl�daj�c przybycia ekspresu
"Pomorzanin", przy czym naturalnie ka�da patrzy�a w inn� stron�.
Sp�r, jaki wiod�y, dotyczy� kierunku, z jakiego mia�by
"Pomorzanin" przyby�. Obie c�rki Gabrieli ubrane by�y w p��cienne
czerwone szorty, kt�re na Tygrysku raczej wisia�y, za� na pulchnym
ty�eczku Pyzy opina�y si� niemal do ostateczno�ci. Dziewczynki
mia�y te� identyczne bia�e koszulki z kotem Garfieldem
i identyczne czapki, czerwone z bia�ym daszkiem, z napisem "Chicago
Bulls" (biedna Gaba musia�a zawsze kupowa� wszystkiego po dwa,
�eby nie dosz�o do gorsz�cych k��tni).
- Ciociu, no powiedz jej! - s�ysza�a Natalia co jaki� czas ich
gor�ce apele.
Plecaki dziewczynek, kt�re jeszcze dzi� rano wy�adowane by�y
w kszta�ty bez�adnych garb�w wielb��dzich, zmala�y znacznie po
ostrej selekcji, jak� urz�dzi�y najpierw Gabriela (z pozycji
roztropnej matki), a potem Natalia (z pozycji starej turystki
z wieloletni� praktyk�). Wyrzucono lub skonfiskowano: pud�o
drewniane o wymiarach pi��dziesi�t na trzydzie�ci, zawieraj�ce rze�bione szachy; tuzin dzwonk�w ceramicznych nanizanych na
rzemyk, dwie ciupagi, komplet powie�ci o Emilce ze Srebrnego Nowiu
oraz drugi o Winnetou i Old Shatterhandzie; wreszcie - akordeon
dzieci�cy produkcji radzieckiej (wyk�adany mas� per�ow�), kt�ry
ojciec Borejko w porywie szczodro�ci kupi� za bezcen od
rosyjskiego handlarza, podarowa� Pyzie i Tygryskowi na Gwiazdk�,
a potem cierpia� nieludzkie katusze, s�uchaj�c od rana do nocy
rozlewnego, kakofonicznego rz�polenia. Po dramatycznej (�zy
i wyrzuty) selekcji akordeon pow�drowa� do schowka, za� plecaki
spakowano na nowo, sk�adaj�c wszystko w kostk� (Natalia)
i uzupe�niaj�c ich zawarto�� ciep�ymi swetrami, kaloszkami oraz
skafandrami nieprzemakalnymi (Gabriela). Tym sposobem, po wymianie
zawarto�ci, plecaki by�y nadal mocno wy�adowane i bynajmniej nie
lekkie.
Natalia poprawi�a szelki w�asnego plecaka, kt�ry obci�ga� jej
ramiona, i przez chwil� po�a�owa�a, �e zabra�a gitar�. Jeden tob�
wi�cej do d�wigania - a przecie� i tak nie odwa�y si� �piewa� przy
ognisku pod ironicznym spojrzeniem Laury.
W�a�ciwie, najch�tniej wr�ci�aby teraz do domu, gdzie by�o,
owszem, r�wnie gor�co, jak na dworze, ale gdzie przynajmniej
panowa� cie� i gdzie istnia�a czysta, g��boka wanna pe�na
ch�odnej, seledynowej wody, tak�e czystej, oraz lod�wka pe�na
napoj�w orze�wiaj�cych, w tym mro�onej herbaty z cytryn�.
Ale przecie� w domu by� te� aparat telefoniczny, kt�ry zapewne
o tej porze ju� dzwoni�, a Tunio po drugiej stronie przewodu a�
dysza� ��dz� zorganizowania jej �ycia osobistego.
Nie, nie. Trzeba ucieka�.
Ledwie to pomy�la�a - a mo�e nawet tu� przedtem - przeszy� j�
przykry dreszcz niepokoju, co� jakby lodowate przeczucie.
- Przepraszam - powiedzia� w nast�pnej chwili kto�, kto potr�ci�
gitar�, opart� o jej nog�.
- Nie szkodzi - b�kn�a Natalia.
Dlaczego serce nagle jej zamar�o, jakby si� czego� przestraszy�a?
Przecie� zupe�nie nic si� nie sta�o.
- Przepraszam, o kt�rej przychodzi "Pomorzanin"? - spyta� obok
niej ten sam g�os. G�os mi�y w barwie, lecz niemi�y w tonacji.
Spojrza�a.
Rozczochrany i barczysty ch�opak w czarnej p��ciennej bluzie
i czarnych portkach sta� przed ni� z r�kami w kieszeniach, �ciskaj�c
pod pach� "Ruch Muzyczny". W uszach mia� s�uchawki i by�o w nim
co� niejasno, bardzo niejasno znajomego. Ach! Czy to nie ten, kt�ry sta� za ni� dzi� rano w kolejce do kasy biletowej?
- Wiem tylko, o kt�rej "Pomorzanin" odchodzi - odpowiedzia�a
z wahaniem. Mia�a wra�enie, �e w g�osie tego ch�opaka pobrzmiewa
jaka� ledwie uchwytna, metaliczna antypatia.
- Tyle to ja te� wiem - ch�opak u�miechn�� si�, ukazuj�c �adne
z�by. Ale nie by� to �adny u�miech. By� to u�miech dziwnie
nieprawdziwy.
Natalia spojrza�a na niego powa�nie, po czym odwr�ci�a g�ow�
i zatopi�a wzrok w nieokre�lonej dali. Przysun�a si� te� bli�ej
dziewczynek.
Facet ruszy� za ni�, kr�c�c si� jako� nerwowo.
Natalia ca�� powierzchni� sk�ry czu�a, �e on nie spuszcza z niej
wzroku. To by�o uczucie dziwnie przykre i niewygodne.
Laura te� chyba co� wyczu�a, bo obejrza�a si� nagle.
Na widok nerwusa w czerni zakrzykn�a odruchowo:
- O!
- Jedzie!!! - wrzasn�a Pyza triumfalnie. Jej prognozy okaza�y si�
trafne: poci�g nadje�d�a� z typowanej przez ni� strony. Na peronie
zrobi� si� ruch, ludzie �apali baga�e, pomara�czowy elektrow�z
przemie�ci� si� w swym gro�nym majestacie tu� obok Natalii i zaraz
potem zrozumia�a ona, �e je�li si� ma miejsce w wagonie D, to
powinno si� sta� w zupe�nie innej, tej zacienionej, cz�ci peronu.
- Pyza, Tygrys! - krzykn�a piskliwie, w panice. - To tam! To tam!
Zacz�y si� przeciska� przez t�um, bardzo zdenerwowane wszystkie
trzy. Megafon wrzeszcza� nad ich g�owami, zapowiadaj�c kolejne
wjazdy i odjazdy. Pyza uroni�a bidon i szuka�a go, wypi�ta, pod
nogami ci�by, a Tygryskowi kto� wsadzi� palec w oko. Wreszcie
jednak dotar�y do wagonu czwartego i w�adowa�y si� do �rodka wraz
z baga�em i gitar� - po czym okaza�o si�, �e jest jeszcze mn�stwo
czasu. Natalia mog�a odetchn�� i ze spokojem odda� si�
poszukiwaniu bilet�w. Wiedzia�a na pewno, �e schowa�a je bardzo
dobrze, tylko �e, niestety, w tej chwili nie pami�ta�a, gdzie.
Odby�o si� d�ugie, gor�czkowe przeszukiwanie kieszeni jej szort�w,
kieszonek jej p��ciennej bluzki, wreszcie - gdy ju� dziesi�ta
osoba, zawadziwszy o tarasuj�ce przej�cie trzy plecaki, gitar�
i namiot, wyda�a syk zniecierpliwienia - Nutria bilety szcz�liwie
znalaz�a. By�y w ukochanej lekturze podr�nej (Gor�czka
romantyczna Marii Janion).
W�adowa�y si� z baga�em do swojego przedzia�u, zidentyfikowa�y
swoje miejsca i natychmiast dosz�o do ostrej wymiany zda� na temat
miejsca pod oknem, a �ci�lej, czy powinna je zaj�� Pyza, czy te�
raczej Tygrysek.
- Ciociu, no powiedz jej! - co chwila dobiega�a do uszu Natalii
znienawidzona fraza. Trzy miejsca, zarezerwowane przez ni� - jak�e
bezmy�lnie! - dzi� rano, by�y po prostu po jednej stronie
przedzia�u, na jednej czteroosobowej kanapce. Rzecz jasna, przy
oknie zasi��� mog�a tylko jedna osoba i wszystko wskazywa�o na to,
�e b�dzie ni� Laura. Pod oknem po stronie przeciwnej zadomowi� si�
ju� chudy jegomo�� o cerze koloru rzemienia, ubrany w b��kitn�
koszul�.
Pozosta�e miejsca w przedziale by�y wolne, ale to w niczym nie
rozwi�zywa�o sytuacji.
- Ciociu, no powiedz Tygrysowi! - wrzasn�a roz�alona Pyza, lecz
zaraz g�os �ciszy�a, bo do przedzia�u wkroczy�a w�a�nie bardzo
zgrzana, sympatyczna pani w r�owej disneyowskiej koszulce. Jej
du�y biust rozpycha� sylwetk� Miki tak, �e zdawa�a si� nie myszk�,
ale turem.
Pani narobi�a nieco zamieszania, twierdz�c, �e to ona ma miejsce
przy oknie. Jednak�e Laura za��da�a jej miejsc�wki i wtedy wysz�o
na jaw, �e pani z myszk� wyrazi�a nie prawd�, ale jedynie swe
pobo�ne �yczenie, za� w�a�ciwe jej miejsce znajduje si� przy
drzwiach. W�wczas w�a�cicielka r�owej koszulki j�a nak�ania�
obecnych, by si� z ni� zamienili, gdy� ona, z racji chorego serca
i upa�u, powinna jecha� jednak w pobli�u �wie�ego powietrza.
- Ja te� - odpar� stanowczo jej zakusy pan w niebieskiej koszuli. -
A jestem na swoim miejscu.
- Przepraszam - odezwa� si� nagle od drzwi g�os obcy, a jednak
jakby znajomy. - Moim zdaniem, pani powinna oczywi�cie usi��� przy
oknie, a ma�e stworzonko - przy drzwiach. Obok mnie.
Natalia ze zdumieniem ujrza�a, jak Laura bez s�owa sprzeciwu,
a wr�cz z mi�ym u�miechem, opuszcza strategiczne miejsce przy oknie,
�eby zasi��� ko�o drzwi.
W kt�rych sta� - no, kt� by! - Nerwus z walkmanem i "Ruchem
Muzycznym"!
Wachluj�c si� tym pismem, wrzuci� plecak na p�k�, usiad� na
wolnym miejscu naprzeciwko Natalii i zdj�� s�uchawki, kt�re te�
zaraz zaczepi� za kiesze� p��ciennej bluzy, t� obci��on�
walkmanem. Po czym wyzywaj�co spojrza� Natalii prosto w twarz.
Oczy mia� ma�e, ciemne i bardzo b�yszcz�ce, o mocnym spojrzeniu,
a poci�g�a twarz o nerwowo skrzywionych ustach wyra�a�a wszystko,
tylko nie �yczliwo��.
- Sk�d pan tu si� wzi��? - zapyta�a Laura, robi�c min� male�kiego
elfa, przefruwaj�cego rankiem ponad wiosenn� ��k�.
- I ty o to pytasz? - Nerwus mrugn�� do niej porozumiewawczo, po
czym nagle zaci�� usta.
- Aha! - powiedzia�a domy�lnie Laura i te� mrugn�a.
Z powodu upa�u wszystko do Natalii dochodzi�o z pewnym op�nieniem,
a kiedy ju� dosz�o - rejestrowa�o si� w jej m�zgu
z du�� gnu�no�ci�. Dopiero wi�c po d�u�szej chwili zrozumia�a sens
us�yszanego przed chwil� dialogu.
- Lauro - spyta�a s�abo - czy ty znasz tego pana?
- Ja? Tak - us�ysza�a odpowied� Tygryska. - A ty nie?
Nerwus u�miechn�� si� krzywo.
- Nie, my si� nie znamy - rzek�, k�ad�c nacisk na s�owie "my". -
Moje nazwisko: Bratek. Imi�: Filip.
- Ale dlaczego pan tu siedzi? - dopytywa�a si� Laura dosy�
natarczywie.
- A... tak... jak by to powiedzie�... odprowadzam ci�, po prostu -
rzek� Filip Bratek i zn�w do niej mrugn��. Rozpar� si� na kanapce,
wsadzi� s�uchawki w uszy, w��czy� swojego kompaktowego walkmana
i za�o�ywszy na piersi szczup�e, muskularne ramiona, zacz��
wystukiwa� rytm palcami obu r�k.
"Zupe�nie mo�liwe - pomy�la�a sp�oszona nagle Natalia - �e Facet
jest zbocze�cem, a Laura, kt�ra przejawia nadmiern� chyba w jej
wieku �yczliwo�� dla p�ci odmiennej, zawar�a jak�� niew�a�ciw�
znajomo��, biedne, niewinne dziecko".
Spojrza�a badawczo w twarz m�odego cz�owieka.
Hm. Trudno powiedzie�!
Zboczeniec to mo�e nie, ale na pewno Nerwus.
Czarna, kud�ata czupryna opada na beethovenowskie czo�o. Garbaty
nos. Zygzakowata blizna, szpec�ca policzek. �adne r�ce o mocnych
palcach - paznokcie ogryzione, ale czyste. Pod rozpi�t� bluz�
koszulka z napisem "Salzburg". D�uga stopa w czarnej tenis�wce,
oparta bokiem o kolano drugiej nogi, nerwowo podryguje.
Ich oczy si� spotka�y, co Natalia odczu�a jak uderzenie. Opu�ci�a
wzrok. Matko kochana. Czy sobie tylko ubzdura�a, czy te� naprawd�
to spojrzenie wyra�a�o jawn� wrogo��?
Przez chwil� wszyscy siedzieli w milczeniu. Megafony dworcowe
zapowiedzia�y, �e ekspres "Pomorzanin" odjedzie za chwil� z peronu
drugiego. Przez ca�y sk�ad poci�gu przebieg�o d�ugie, hydrauliczne
sapni�cie, jaki� stukot i dr�enie.
- Chyba ruszamy - zauwa�y�a Pyza rado�nie.
Nerwus siedzia�, zas�uchany w swoj� muzyk�.
- Panie! Pan to ju� powinien wysiada� - doradzi�a mu �yczliwie pani
z myszk� Miki.
- Zd��� - flegmatycznie rzek� Nerwus. Ale stopa podrygiwa�a mu
nadal.
Natalia nie wytrzyma�a tego napi�cia, pochyli�a si� lekko w jego
stron�.
- Prosz� si� pospieszy� - powiedzia�a mu w s�uchawk�.
Nerwus u�miechn�� si� jako� niebezpiecznie, wsta�, ale nie
skierowa� si� do wyj�cia. Przeciwnie. Zaj�� miejsce pomi�dzy
r�ow� koszulk� a Natali�. Pyza i Tygrysek, siedz�ce po obu
stronach drzwi, wymieni�y spojrzenia.
- Ciociu - rzek�a Pyza. - Jestem g�odna.
- Ju�? - nieuwa�nie rzuci�a Natalia. - Poczekaj chocia�, a� poci�g
ruszy.
- On ju� rusza! - zniecierpliwi�a si� Pyza.
Nerwus opar� si� wygodnie o kanapk�. Mi�o pachnia� - wod� po
goleniu i - jakby - suchym sianem.
Z powodu jego niebezpiecznej i niezrozumia�ej blisko�ci Natali�
zacz�a ogarnia� panika.
- P� minuty - powiedzia�a w przestrze�.
- Panie kochany - nie zdzier�y�a pani z myszk�. - Wysiadaj pan, bo
z�api� pana bez biletu i b�dzie kara!
- Nie z�api� - rzek� Nerwus flegmatycznie.
- Ciociu - wtr�ci�a Pyza. - Poprosz� o bu�eczk�.
- Ach, Pyzo, Pyzo droga, ty wci�� o tym jedzeniu! - zawo�a�a Laura
z min� istoty, kt�ra od�ywia si� wy��cznie ros� i py�kiem
kwiatowym.
- Jedzenie jest bardzo wa�ne, moja droga - odpar�a Pyza
z godno�ci�. - Dla zdrowia.
- Za pozwoleniem, moja droga, ale nie najwa�niejsze.
- Za pozwoleniem, stul usta.
Na peronie, tu� za oknem, rozleg� si� gwizdek. Trzasn�y zamykane
drzwi.
Natalia chwyci�a Filipa Bratka za przedrami� i szarpn�a.
- Ruszamy! - krzykn�a z przera�eniem.
- Co za nerwowa dziewczyna - rzek� on, krzywi�c wargi, i po�o�y�
r�k� na jej d�oni.
Poci�g drgn�� i ruszy�.
- Jedziemy! - oznajmi�a Laura wielk� nowin�.
- Panie, skacz pan! - nie wytrzyma� pasa�er w b��kitnej koszuli.
- Ani my�l� - rzek� Nerwus, wci�� trzymaj�c r�k� na d�oni Natalii.
By� to uchwyt niezbyt przykry, ale dziwnie stanowczy. Przekazywa�
jakie� ukryte napi�cie. Tak jakby Nerwus co� zamierza� - my�la�a
Natalia, kt�ra umia�a wyczuwa� niebezpiecze�stwo, zanim si�
wydarzy�o. Spr�bowa�a co