9840
Szczegóły |
Tytuł |
9840 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9840 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9840 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9840 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ken Goddard
Zdobycz
Prze�o�y� Jan Krasko
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa 1994
Tytu� orygina�u Prey
Copyright � 1992 by Ken Goddard
Projekt ok�adki Adam Olchowik
Sk�ad i �amanie, opracowanie graficzne ok�adki
FOTOTYPE, Milan�wek,
tel./fax 55 84 14
For the Polish translation Copyright � 1994 by Jan Krasko
For the Polish edition Copyright � 1994 by Wydawnictwo Da Capo
Wydanie I
ISBN 83-86133-30-9
DRUK ( OPRAWA
Zak�ady Graficzne w Gda�sku
fax (058) 32-58-43
Ksi��k� t� dedykuj� mojej matce i ojcu
Najszczersze dzi�ki Wally'emu, Alowi, Rogerowi i Markowi za prawdziwie kumplowsk� atmosfer�, za opowie�ci wojenne i za wpraw�, z jak� pilotowali nasze samoloty.
Od autora
Zawsze istnieje mo�liwo��, �e gdy pisarz wykorzysta w fikcji literackiej w�tki zaczerpni�te z pracy, dzi�ki kt�rej zarabia na �ycie, jego koledzy po fachu pop�dz� do ksi�gar�, ogarni�ci rozkosznie niecierpliwym oczekiwaniem, nerwowym niepokojem, wzbieraj�cym gniewem lub te� niepohamowan� furi�. Dlatego na wszelki wypadek o�wiadczam, co nast�puje:
Nazw niekt�rych stanowisk rz�dowych u�yto w powie�ci w celu stworzenia pozor�w realizmu sytuacyjnego. Wszelkie podobie�stwo do postaci, kt�re w powie�ci stanowiska te zajmuj�, jest zupe�nie przypadkowe. Przypadkowa jest r�wnie� ich ewentualna zbie�no�� z osobami, kt�re obecnie lub w przesz�o�ci pe�ni�y jakiekolwiek funkcje w ameryka�skiej S�u�bie Ochrony Las�w i Jezior (U.S. Fish and Wildlife Service), w Departamencie Sprawiedliwo�ci, w Departamencie Spraw Wewn�trznych czy innych agencjach rz�dowych. Wszystkie postacie wyst�puj�ce w niniejszej powie�ci s� postaciami fikcyjnymi, tak samo jak jej tre��.
O ile wiem, departament spraw wewn�trznych USA nigdy nie powo�a� Specjalnej Komisji do spraw Ochrony �rodowiska (SKOS) (International Commission for En-vironmental Restoration � ICER), ani te� nie zorganizowa� operacji KONTRA (Operation Counter Wrench). Tym samym stanowisko dyrektora administracyjnegoS SKO jest stanowiskiem fikcyjnym.
Ken Goddard
Moi dobrzy przyjaciele, sprawa jest naprawd� bardzo prosta. Wszyscy wiemy, �e w lasach s� setki jeleni. Co znaczy, �e Kr�l i jego ludzie mog� polowa� do woli, nawet codziennie, a rogaczy i tak nie ub�dzie. Widzicie wi�c, �e
o ile tylko b�dziemy wykonywa� swoj� prac� i nie dopu�cimy, by wie�niacy zastrzelili cho�by jednego jelenia, nie
ma absolutnie �adnych powod�w, �eby do Jego Wysoko�ci
i tych szlachetnie urodzonych d�entelmen�w odnosi�y si�
jakiekolwiek prawa �owieckie.
Anonimowy Nadle�niczy Sherwood Nottingham
MY�LIWY
1
Sobota, 25 wrze�nia
Zacz�o si� to pewnej mro�nej nocy, w przeddzie� srogiej alaska�skiej �nie�ycy. Z czteroko�owego pojazdu wysiad�o dw�ch m�czyzn. Przystan�li na chwil� w jaskrawym �wietle latarni, sprawdzili zegarki i do kieszeni d�ugich kurtek ostro�nie wsun�li automatyczne pistolety typu SIG-Sauer z pe�nymi magazynkami.
Pozornie sami, popatrzyli w lewo, w prawo, przeci�li ulic� i weszli do jednej z najgorszych spelun w Anchorage.
M�czyzna obserwuj�cy ich z pokoju nad barem te� sprawdzi� czas. By�a dok�adnie jedenasta pi��dziesi�t pi��.
T�um k��bi�cy si� o p�nocy w Rasowym Koniu stanowi� wybuchow� mieszank� zbirowatych motocyklist�w, rybak�w i nafciarzy spod ciemnej gwiazdy. Henry Lightstone, jeden z obskurniejszych bywalc�w przybytku, siedzia� samotnie przy ma�ym stoliku w rogu sali.
� Poda� jedno zimne?
Lightstone zakry� r�k� kufel, ruchem g�owy odprawi� kelnerk� i wbi� wzrok w dw�ch m�czyzn wchodz�cych do baru przez podw�jne drzwi. Gdyby nie to, �e jeden z nich wygl�da� na gliniarza, tylko by na nich zerkn��, nic wi�cej. Gliniarz by� ostatni� osob�, jak� Lightstone chcia� w tej chwili ogl�da�.
Zn�w spojrza� na zegarek � jedenasta pi��dziesi�t sze��. Zaplanowa� sobie, �e za cztery minuty rozwi��e problem, kt�ry nie dawa� mu �y� od trzech miesi�cy. Mia� teraz tylko dwa wyj�cia: zosta� w barze i liczy� si� z ryzykiem, �e mo�e utkwi� na jaki� czas w areszcie, albo natychmiast
st�d sp�ywa� i... przekre�li� rezultaty p�toramiesi�cznej pracy.
Nowo przybyli podeszli do stolika przy �cianie, �ci�gn�li swoje grube kurtki i rzucili je na wolne krzes�o. Siadaj�c, zam�wili u kelnerki co� do picia.
Henry Lightstone odchyli� si� z fotelem do ty�u, opar� d�ugie r�ce na drewnianych pod�okietnikach i �l�cz�c nad drugim kuflem piwa usi�owa� przybra� wygl�d cz�owieka walcz�cego z co najmniej pi�tym albo sz�stym.
� No szybciej � mrukn�� do siebie. � Niech kto� tu wreszcie co� zrobi...
Zosta�y mu dwie minuty.
Kelnerka wr�ci�a z piwami i koszyczkiem jak zwykle nie�wie�ej pra�onej kukurydzy. Facet wygl�daj�cy na gliniarza wyci�gn�� z kieszeni dwa z�o�one banknoty, rzuci� je na tac� i zaj�� si� rozmow� ze swoim kompanem.
Oszo�omiona kelnerka wyba�uszy�a oczy. Zanim ruszy�a z powrotem do baru, jeden z banknot�w wetkn�a pospiesznie za du�y dekolt.
Dwie dwudziestki � skonstatowa� Henry. Nie s�dzi�, �eby kelnerka po�akomi�a si� na marnego pi�tala czy dych�, a skoro cztery piwa kosztuj� dwana�cie dolc�w, musia�y by� dwie dwudziestki.
Facet rzuca� fors�. Post�puj� tak ludzie nierozwa�ni, pr�buj�cy komu� zaimponowa�. Niestety, to r�wnie� sztuczka, jak� stosuj� tajniacy, �eby kogo� sp�awi�.
Henry wolno powi�d� wzrokiem po zadymionej sali, spodziewaj�c si�, �e zaraz zobaczy, jak pi�ciu czy sze�ciu gliniarzy z grupy operacyjnej obstawia tylne wyj�cie. Ale nie, drzwi by�y czyste.
Lightstone pr�bowa� przekona� samego siebie, �e ci dwaj to tylko przypadkowi tury�ci poluj�cy na �osie, faceci uziemieni w Anchorage przez niespodziewan� zamie�. �e to tylko dw�ch szpaner�w, kt�rzy nie maj� do�� rozumu, by o jedenastej pi��dziesi�t pi�� w nocy trzyma� si� z daleka od miejsc takich jak Rasowy Ko�.
Od kiedy przyjecha� tu p�tora miesi�ca temu. ci�gle si� na takich bubk�w natyka�.
Podszed� do nich motocyklista stoj�cy dotychczas przy barze. Klasyczny zabijaka: wielki, z wystrz�pion� czarn� brod�, brudnymi w�osami, w porwanej sk�rzanej kurtce i po�atanych d�insach. Run�� na stolik, ochlapuj�c siedz�cych piwem.
Nieznajomi spojrzeli na odzianego w czarn� kurtk� typa z og�upia�� oboj�tno�ci�.
Przy s�siednich stolikach zacz�y cichn�� rozmowy.
R�ce motocyklisty pow�drowa�y wolno do w�skich bioder, a prawa zawis�a nad sk�rzan� pochw� no�a u pasa. Facet wygl�daj�cy na gliniarza u�miechn�� si�, pokr�ci� lekko g�ow�, spojrza� prosto w nabieg�e krwi� �lepia pijanego zbira i co� do niego powiedzia�. Siedz�cy dziesi�� metr�w dalej Lightstone czyta� z ruchu warg:
� Nawet o tym nie my�l, dupku.
Oszo�omiony zuchwalstwem nieznajomego, bandzior na chwil� zg�upia�.
Przy stoliku nowo przyby�ych wyros�o dw�ch wykidaj��w: jeden czarny, drugi musia� pochodzi� ze Wschodu. Ani Murzyn, ani Azjata nie pr�bowali ukrywa� d�ugich, nape�nionych �rutem woreczk�w, kt�rymi poklepywali si� po udach.
Motocyklista zrobi� krok do ty�u i z czubkami palc�w prawej r�ki wci�� zatkni�tymi za sk�rzan� pochw� no�a stan�� twarz� w twarz z wykidaj�ami. I nagle... zmi�k�, stch�rzy�. Najwyra�niej zabluffowany i wymanewrowany, pos�a� im w�ciek�e spojrzenie i ruszy� chwiejnie w stron� kontuaru, jakby ca�y epizod by� tylko strat� czasu.
Z foteli podnios�o si� dw�ch nafciarzy, kt�rzy najwidoczniej nie pa�ali mi�o�ci� do chojrakowatych motocyklist�w i zamierzali wyj�� z baru z trofeum w postaci czarnej sk�rzanej kurtki.
Zamiast trofeum, na wysoko�ci nosa ujrzeli kiesze� innego wykidaj�y, by�ego stopera z futbolowej dru�yny Reiders�w. U�miechaj�c si� przyja�nie, olbrzym postawi� na stoliku kufel piwa na koszt firmy i pokr�ci� g�ow�.
Lightstone us�ysza� znajomy g�os:
� To amatorzy. Dw�ch lalusiowatych bubk�w.
Henry spojrza� na wysokiego m�czyzn� odzianego w sk�rzan� kurtk� i zaprosi� go do stolika.
� Znasz ich? � spyta�.
� Czasami tu wpadaj� � odpar� Brendon Kleinfelter.
� Wychylaj� kilka piw, potem sobie id� i maj� w dupie, �e
wygl�daj� jak gliniarze.
� Jeste� pewny, �e nimi nie s�?
Kleinfelter wzruszy� ramionami.
� Z tego, co wiem, nie s�. Wed�ug moich �r�de�, faceci
co� tam importuj�, eksportuj� i dorabiaj� na boku. Popper
nie lubi, jak si� tu kr�c�, i my�li, �e da rad� ich st�d
wyrzuci�. Tylko ci�gle zapomina o Larrym i Mike'u.
� O tym duecie od kichy?
Brodaty Kleinfelter kiwn�� g�ow�.
� Ale ty masz to chyba gdzie�, bo to tw�j lokal, co?
� rzuci� Henry.
� Ich forsa nie �mierdzi � przyzna� w�a�ciciel Rasowego
Konia.
� Wiesz o nich co� jeszcze?
� Bo co? Faceci ci� denerwuj�?
� Jak cholera � odrzek� powa�nie Lightstone. � W tym
roku nie od�o�y�em na adwokata.
� To Paul i Carl. Tak ich tu przynajmniej nazywaj�.
Z tego, co widz�, dziany jest Paul. Carl to tylko pozorant.
Po mojemu robi za goryla.
� Za goryla? A niby czego ten Paul si� boi?
Kleinfelter kiwn�� g�ow�.
� Tego nigdy nie wiadomo, co nie? Nie zapomnia�e�
przynie�� forsy?
� A sk�d. Da�em j� na przechowanie kelnerce � odrzek�
uszczypliwie Lightstone.
� Oby�my si� tylko dobrze zrozumieli... � Kleinfelter
b�ysn�� z�owieszczo oczami.
� Nie wiem jak ty, ale ja rozumiem, �e jestem tu po to,
�eby sprawdzi� towar. Jak mi si� toto spodoba, wykonam
telefon. Dadz� mi adres, a ty wy�lesz tam kilku ludzi, �eby
przeliczyli szmal. Je�li obie strony b�d� zadowolone, twoi
ch�opcy odbior� fors�, ja za�aduj� towar, a wy zaczniecie
�
nabija� konta, �eby na staro�� mie� z czego �y�. A je�li uk�ad b�dzie nam dalej odpowiada�, uruchomisz dostawy cotygodniowe, po pi��set funt�w ka�da. Ty te� tak to rozumiesz?
� Brzmi nie�le � stwierdzi� Kleinfelter. � Na zapleczu.
Pasuje?
Lightstone wzruszy� ramionami.
� Jasne, czemu nie.
� No to chod�my.
Przebili si� przez t�um, potem skr�cili w d�ugi, w�ski korytarz, zamkni�ty po obu ko�cach stalowymi drzwiami. Mniej wi�cej w po�owie korytarza ze �cian wystawa�y dwa wsporniki, tak �e mo�na by�o mi�dzy nimi przej�� tylko g�siego. Kiedy Lightstone je mija�, �adne buczki czy brz�czyki si� nie odezwa�y, ale Henry dawa� g�ow�, �e w belkach tkwi� czujniki, a z drugiej strony drzwi � uzbrojeni ludzie Kleinfeltera.
Lightstone postuka� palcami w solidne, grube drzwi.
� Starcze obsesje? � spyta�.
� Nie znam innego sposobu, �eby si� w tym interesie
zdrowo zestarze� � odrzek� Brendon Kleinfelter czekaj�c,
a� otworz� im od �rodka.
Pod�oga w magazynie za drzwiami by�a przynajmniej w po�owie zastawiona beczkami z nierdzewnej stali i setkami obci�gni�tych foli� karton�w najprzer�niejszych rodzaj�w puszkowanego piwa. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e �r�de�ko w Rasowym Koniu nie wyschnie bez wzgl�du na to, jak d�ugo potrwa tegoroczna zima.
� Nie�le, ca�kiem nie�le pomy�lane � przyzna� Light
stone.
� Pierwsza klasa. Nie lubi� fuszerki � odrzek� Klein
felter.
Podszed� do nich facet z detektorem.
� Masz co� przeciwko temu? � spyta� szef gangu
przemytnik�w.
Lightstone wzruszy� ramionami.
� A sk�d, prosz� bardzo.
Podni�s� r�ce i goryl przeczesa� mu detektorem piersi
i po�askota� pod pachami. Urz�dzenie niczego nie wykry�o. Podobnie na po�ladkach, biodrach i w kroku. �adnych rewolwer�w, no�y, magnetofon�w, radiolokator�w czy nadajnik�w. Dopiero kiedy r�d�ka detektora ruszy�a w d� d�ugiej nogi Lightstone'a, maszyneria wyda�a z siebie przenikliwy pisk.
� W prawym bucie � oznajmi� spokojnie Henry.
Facet obs�uguj�cy detektor ukucn��, podni�s� Lightstone'owi nogawk� i z kabury w bucie wyj�� ostro�nie pi�ciostrza�owy pistolet Chief Special kalibru dziewi�� milimetr�w. Wr�czy� bro� Kleinfelterowi, kt�ry zerkn�� na ni� i obrzuci� Lightstone'a pogardliwym spojrzeniem.
� Zawsze nosisz takie g�wno?
� Zawsze.
� Po jak�?
� Na nied�wiedzie. Por�czna jest. � Henry wytrzyma�
lodowaty wzrok bandziora.
Kleinfelter zachichota�.
� Jak cholera. Na p�tonowym misiu taka dziewi�tka
na pewno zrobi nieliche wra�enie. Nigdy nie s�ysza�e�
o Magnum?
� Nie lubi� du�ych rewolwer�w. Robi� za wiele ha�asu
i nie wchodz� do buta.
Brendon Kleinfelter u�miechn�� si� do niego z�ym u�miechem i rzuci� mu pistolet. Lightstone chwyci� wci�� nabit� bro� jedn� r�k� i wsun�� j� do kabury. Dalsze obszukiwanie nie przynios�o nic interesuj�cego.
Kleinfelter otworzy� nast�pne drzwi i Henry wszed� do nieco mniejszego magazynu. By�o tam kilkunastu ludzi, z kt�rych wi�kszo�� zna� z widzenia, z baru. Stali i przygl�dali si� co najmniej stu pi��dziesi�ciu skrzynkom na wojskow� amunicj�, wyposa�onym w uchwyty z grubego sznura. Obok ma�ej sterty Henry ujrza� dw�ch lalusiowatych bubk�w � tych nowo przyby�ych, kt�rzy rzucali fors�. Facet wygl�daj�cy na gliniarza by� w r�kawiczkach i w prawej �apie �ciska� �om.
� Co oni, u diab�a, tu robi�?! � warkn�� Lightstone,
piorunuj�c Kleinfeltera w�ciek�ym spojrzeniem.
� Paul i Carl? Mo�na by ich nazwa� twoimi konkurentami. My�lisz, �e tylko ty jeden przyjecha�e� na Alask�,
�eby ubi� interes?
Lightstone nie wierzy� w�asnym uszom.
� Chcesz powiedzie�, �e mam tu sta� i publicznie si�
z nimi licytowa�?!
� O to mniej wi�cej chodzi � odrzek� Kleinfelter.
Henry kiwn�� g�ow� w stron� dw�ch nieznajomych.
� No to w takim razie dlaczego im nie przysma�y�e� jaj
tym twoim pieprzonym rentgenem? � spyta�.
� Z Paulem i Carlem robi� interesy od kilku miesi�cy
� t�umaczy� tamten. � Sporo o nich wiem. A ty jeste� nowy.
� Nie do wiary, kurwa, nie do wiary... � mrukn�� Henry.
� Zreszt� prawd� powiedziawszy � m�wi� dalej Klein
felter � nie s�dz�, �eby�cie stanowili dla siebie konkurencj�.
� Taa? A dlaczego? � spyta� Henry.
� Zerknij tylko na towar.
Patrzyli, jak Carl podwa�a �omem wieko jednej ze skrzynek.
� Co to, do diab�a, jest?! � wykrzykn�� Lightstone,
zagl�daj�c do wn�trza.
Carl u�miechn�� si�.
� To jest co�, co pan Kleinfelter lubi nazywa� �alaska�skim �niegiem", m�j przyjacielu � wyja�ni�.
� Ale to przecie�... To przecie� jest...
� Ko�� s�oniowa? � podsun�� Paul, wyci�gaj�c ze
skrzynki rze�b�.
� Ja chyba �ni�... � szepn�� Henry.
� Co� ci nie pasuje?
G�os dobieg� go z ty�u. Nale�a� do zbira imieniem Popper.
Henry odwr�ci� si� i warkn��:
� Spierdalaj.
Zamar�, gdy us�ysza� dono�ny szcz�k pi�tnastocentymetrowej klingi spr�ynowca.
Wykona� b�yskawiczny zw�d w lewo, zablokowa� pchni�cie otwart� d�oni� prawej r�ki, lew� chwyci� napastnika za nadgarstek i mocno wykr�ci�.
Trzasku p�kaj�cej ko�ci nie zag�uszy� nawet zduszony wrzask Poppera.
Przez d�ug� chwil� wszyscy si� po prostu gapili.
Lightstone podni�s� n�, zamkn�� go i rzuci� wykidajle, eks-stoperowi Reiders�w, kt�ry wyr�s� mi�dzy nim a Kleinfelterem.
Chwytaj�c spr�ynowiec, olbrzym taksowa� Henry'ego wzrokiem, jakby jeszcze nie wiedzia�, czy wyrwa� mu najpierw r�ce czy nogi.
� O rany, zrobi� to z prawdziw� przyjemno�ci�...
� mrukn�� w ko�cu.
� Powinienem by� bardziej nad sob� panowa� � wykrztusi� Lightstone, chocia� wygl�da�o na to, �e zwijaj�cy
si� na betonowej pod�odze bandzior nikogo z obecnych nie
obchodzi.
� Popper z tego wyjdzie � odpar� Kleinfelter. Skin��
na dw�ch z obstawy, kt�rzy podnie�li kontuzjowanego
i ewakuowali go z magazynu. � Pytanie, czy wyjdziesz
z tego ty.
Kleinfelter si� u�miecha�, ale oczy mia� bez wyrazu.
� Nic by si� nie sta�o, gdyby� mnie jako� ostrzeg�
� zauwa�y� Henry.
� Kiedy Brendon zaproponowa� ci kupno pi�ciuset
kilogram�w �alaska�skiego �niegu", nie s�dzi�e�, �e chodzi
o ko�� s�oniow�, prawda? � spyta� Paul.
� A gdzie tam � przyzna� Lightstone.
� Nie przypuszczam, �eby twoi ludzie mieli tu jakie�
prochy, co? � Paul spojrza� na Kleinfeltera i roze�mia� si�.
� Stracisz klienta. Mo�e cho� troch� koki?
Kleinfelter wzruszy� ramionami.
� Z kilogram, mo�e dwa, da�oby si� wytrzasn��, ale...
� Taa? No to... � zacz�� Henry, ale Kleinfelter powstrzyma� go gestem r�ki.
� Ale opycha� kokain� tajniakowi? To chyba niezbyt
rozs�dne � doko�czy�.
Lightstone czu�, �e uginaj� si� pod nim nogi.
� Jeste� tego pewny? � spytaj Paul.
� O tak, absolutnie � potwierdzi� Kleinfelter. � Ten
�
facet to Henry Lightstone, �ledczy z wydzia�u zab�jstw departamentu policji w San Diego. Wkr�tce eks-�ledczy.
Henry pomy�la� o spluwie ukrytej w bucie, ale nagle u�wiadomi� sobie, �e trzech wykidaj��w �ciska w �apskach baseballowe kije, a pozosta�a �semka rozpi�a sk�rzane kurtki, by zademonstrowa� istny arsena� wszelakiego rodzaju broni r�cznej.
� Z wydzia�u zab�jstw? � Paul uni�s� brwi. � Chyba
raczej z wydzia�u do spraw walki z przemytem narkotyk�w, nie?
Kleinfelter pokr�ci� g�ow�.
� Nie, na pewno z wydzia�u zab�jstw. Widzisz, jakie�
p� roku temu szpicel z wydzia�u zab�jstw, go�� nazwiskiem
Bobby LaGrange, w�szy� w porcie, pr�buj�c wykry�,
dlaczego skasowano pewn� tani� kurewk�. LaGrange
doszed� do wniosku, �e to chyba nasza sprawka, wi�c
postanowili�my go troch� zwyobraca�. Tak by�o, Henry?
Lightstone milcza�.
� I ten Bobby LaGrange z nim pracowa�, zgadza si�?
� spyta� Paul, patrz�c na Henry'ego.
Kleinfelter przytakn��.
� Rozumiem � rzek� spokojnie Paul. � Powiedz mi...
hmm, Henry � m�wi� dalej, kompletnie nieporuszony
ostatni� informacj� - ile Brendonowi grozi, je�li oskar��
go o ten nieszcz�liwy wypadek, jaki spotka� twojego
przyjaciela?
Lightstone zdecydowa�, �e nie ma nic do stracenia. Odpowiadaj�c m�g� zyska� na czasie, oboj�tnie w co ten facet gra�.
� Je�li Bobby wy�yje, od trzech do dziesi�ciu � burk
n��.
� A je�li nie?
� B�dzie si� sma�y� na krze�le.
� Tylko od trzech do dziesi�ciu lat za pobicie oficera
policji? Niewiarygodne. Co ty na to, Carl?
� Nielichy uk�ad. � Carl kiwn�� g�ow�, nie przestaj�c
szpera� w skrzynce z rze�bami.
� Zw�aszcza je�li za sprzeda� cho�by takiego cacuszka
mo�na dosta� dziesi�� lat i zap�aci� dziesi�� tysi�cy grzywny
- m�wi� dalej Paul, obracaj�c w r�kach statuetk� morsa.
� Kie� s�onia afryka�skiego. Loxodonta africana. Trefny
towar, rzecz ca�kowicie zakazana. No i B�g jeden wie, ile
jeszcze mo�e dosta�, je�li znajdziemy tam troch� wi�cej
takich rze�b. � Machn�� r�k� w stron� sterty skrzy�.
� Dziesi�� lat?! Za to?! � wykrzykn�� zdumiony Lightstone.
� O! Jeszcze jedna! � zawo�a� Carl, demonstruj�c
zebranym figurk� foki.
� �wietnie � podsumowa� Paul. � Razem to b�dzie
dwadzie�cia lat i dwadzie�cia tysi�cy zielonych. Aha � rzek�
spogl�daj�c na Kleinfeltera, na kt�rego brodatej twarzy malowa� si� wyraz kompletnego zaskoczenia � czy wspomina�em ju�, �e Carl i ja jeste�my agentami federalnymi,
i �e ty, Brendon, oraz twoi wsp�pracownicy jeste�cie
aresztowani?
� �e co?! � Kleinfelter a� zamruga� z niedowierzania.
� Aresztowani � wyja�ni� Paul. � No wiesz, r�czki do
g�ry, masz prawo do tego i tamtego, i tak dalej.
� Chyba ci, kurwa, odbi�o � powiedzia� cicho Kleinfelter.
� Powtarzam, Brendon, jeste�my agentami � t�umaczy�
uprzejmie Paul. � A teraz bardzo prosz�, �eby wszyscy
zechcieli podnie�� �apki do g�ry...
Henry wci�� spogl�da� to na Kleinfeltera, to na Paula, to na eks-stopera Reiders�w z kijem baseballowym, kiedy szef gangu nagle o�y� i si�gn�� do kabury ukrytej pod sk�rzan� kurtk�, �eby przywita� si� ze Smithem & Wessonem.
Henry ju� mia� na niego run��, ale w ostatniej chwili zauwa�y� �migaj�cy kij i zd��y� ukucn��. Pot�ny wykidaj�o trafi� Kleinfeltera w sam �rodek brodatej g�by. Bandzior przekozio�kowa� po pod�odze w fontannie krwi i w deszczu wybitych z�b�w.
Motocyklista stoj�cy najbli�ej Lightstone'a wci�� szarpa� si� ze swoj� spluw�. Henry zd��y� ju� odzyska� r�wnowag�, wi�c czym pr�dzej go kopn��, najpierw w kolano, potem
w szyj�. Wyrwa� mu dziewi�ciomilimetrowego Rugera i �ciskaj�c bro� w wyci�gni�tych r�kach, wykona� b�yskawiczny obr�t.
Za p�no. G�uchy stukot, jaki rozleg� si� w magazynie � brzmia�o to tak, jakby spad�o na siebie kilkana�cie orzech�w kokosowych � obwie�ci� koniec walki.
Na pod�odze, tu� przed zdumionym Lightstone'em, le�a�o sze�ciu zbir�w. Kl�cza�o przy nich dw�ch wykidaj��w, kt�rzy badali im puls i zak�adali kajdanki. Dw�ch motocyklist�w dynda�o w r�kach olbrzymiego eks-futbolisty. Pu�ci� ich i grzmotn�li o beton z g�o�nym i pustym babuch.
Henry patrzy� na olbrzyma z niedowierzaniem w oczach.
Paul kiwn�� do niego g�ow�.
� To Dwight Stoner. By�y stoper dru�yny Reiders�w z Oakland. � Zerkn�� na rozci�gni�ty wyw�ok Brendona Kleinfeltera. � I na nasze nieszcz�cie agent specjalny rz�dowej S�u�by Ochrony Las�w i Jezior.
2
Niedziela, 26 wrze�nia
O jedenastej tego samego dnia, siedem godzin po tym, jak zamieszanych w afer� z �alaska�skim �niegiem" zameldowano w miejscowym wi�zieniu, Mik� Takahara otworzy� drzwi apartamentu na szczycie �r�dmiejskiego Hiltona.
� Ju� postawili�my na was krzy�yk - rzuci� weso�o
muskularny agent. Gestem r�ki zaprosi� m�czyzn do
�rodka i zatrzasn�� mocno drzwi. � Mamy towarzystwo,
panowie.
Kiedy do pokoju wkroczyli mecenas Jameson Wheeler i Henry Lightstone, trzech m�czyzn siedz�cych przy stole podnios�o wzrok.
� Sie masz, Jameson! Que pasa, hombret Kogo widz�!
To� to Henry Lightstone! � Larry Paxton u�miechn�� si�
szeroko.
� Zgadza si�, to ten wariat, we w�asnej osobie. �
Dwight Stoner, olbrzymi agent-wykidaj�o, kiwn�� g�ow�
i zn�w zaj�� si� wielkim jak talerz omletem.
� No nie wiem, stary, nie wiem. Mo�e z niego nie taki
wariat, na jakiego wygl�da � my�la� g�o�no Paxton.
� Cwaniak, tym razem przyprowadzi� z sob� jakiego�
adwokata.
� Ale marnego, brachu, bardzo marnego � rzuci� Carl
Scoby, mrugaj�c porozumiewawczo do Wheelera.
Mecenas Jameson Wheeler pokr�ci� smutno g�ow� i spojrza� na Lightstone'a.
� Wci�� im powtarzam, �e albo stan� si� wybredny
i zaczn� przebiera� w klientach, albo podnios� ju� i tak
horrendalne stawki. Ale mnie nie s�uchaj�. � Obr�ci� si�
i wrzasn�� w stron� kuchni: � McNulty! Jak si� tu zamawia co� do jedzenia?
� Najwy�sza pora. � Paul McNulty wystawi� g�ow�
zza drzwi i wszed� do pokoju, wycieraj�c r�ce w zat�uszczony fartuch. - Ju� my�la�em, �e postanowili�cie przek�si�
co� w wi�zieniu. Co poda�? Moje specialite de la maisonl
� Zjem to samo co Stoner, cokolwiek to jest. Tylko daj
mi porcj� jak dla normalnego cz�owieka � odrzek� Wheeler.
� Nie ma sprawy � rzuci� weso�o McNulty i spojrza�
na Lightstone'a, kt�ry wci�� sta� w progu przestronnego,
czteropokojowego apartamentu. � No i co powiesz, Henry?
� spyta� z u�miechem na zamy�lonej twarzy.
� Powiedzia�bym, �e lokal wygl�da bardziej na kryj�wk� handlarza narkotykami ni� na kwater� g��wn� szef�w
tajnej operacji rz�dowej. No i jest o wiele milszy ni�
miejsce, gdzie sp�dzi�em wiecz�r � doda�.
� Rozumiem. Sugerujesz, �e departament policji sk�pi
na wyposa�enie wn�trz � skonstatowa� McNulty.
� Czy za�wita�o wam kiedy, �e mogli�cie im o mnie
powiedzie�? Znaczy, nim mnie zamkn�li?
� �e co, �e jeste� gliniarzem? Cholera. Wiedzia�em, �e
o czym� zapomnieli�my � rzek� Paxton do Stonera.
� M�wi�e�, �e to zrobisz � wymlaska� Stoner z ustami
pe�nymi omletu.
� Ja?! My�la�em, �e to ty...
Lightstone zwr�ci� si� do Wheelera:
� Ale oczywi�cie nie zapomnieli mnie przypucowa�
i powiedzie� glinom, �e z�apali mnie na pr�bie zakupu
figurki z ko�ci s�oniowej. Kiedy wpakowali mnie do pierdla
z band� zalanych w trupa Eskimos�w, wszyscy ju� o tym
tr�bili.
� A tak, o tym nie zapomnieli�my. � U�miechni�ty
Stoner kiwn�� g�ow�.
� No i jak ta banda zareagowa�a, kiedy par� godzin
p�niej wyci�gn�� ci� stamt�d marny adwokacina? � Paxton
mrugn�� do Wheelera.
� Pogubili si� w tym wszystkim jak cholera � odrzek�
Lightstone. � Ja zreszt� te�. Pomy�la�em sobie, �e skoro
� Kleinfelter i Popper le�� w szpitalu, to zdo�am co� jeszcze z tamtych wyci�gn��.
Paul McNulty stan�� ko�o wysokiego policjanta, poklepa� go po ramieniu i wskaza� mu krzes�o obok Wheelera, u szczytu du�ego kuchennego sto�u.
� Henry, mo�esz nam wierzy� albo nie, ale mieli�my w tym pewien cel. Usi�d�. Martha poda ci fili�ank� kawy, a Scoby ci� we wszystko wprowadzi. Zrobi� tymczasem jeszcze dwa omlety, dla ciebie i Jamesona.
Godzin� p�niej Henry odstawi� talerzyk po jagodziance i spojrza� na McNulty'ego, kt�ry pos�uguj�c si� scyzorykiem wyskrobywa� z miseczki resztki ciasta z r�.
� Wi�c od kiedy wiedzieli�cie?
� O tobie? � spyta� McNulty.
Lightstone kiwn�� g�ow�.
� Mniej wi�cej od miesi�ca � odrzek� McNulty.
� To znaczy od chwili, kiedy pierwszy raz spotka�em
w barze Kleinfeltera... � wyliczy� Henry; by� speszony, bo
nagle u�wiadomi� sobie, �e rozpracowali go ju� na starcie.
� Dok�adnie � mrukn�� Dwight Stoner, prze�uwaj�c
olbrzymi k�s ciasta.
� Nie r�b sobie wyrzut�w, Henry � powiedzia� Paxton
z wsp�czuj�cym u�miechem. � Kiedy Stoner pod�apa�
w Rasowym Koniu fuch� wykidaj�y, i kiedy za�atwi� nam
robot� w barze, zacz�li�my prze�wietla� ka�dego, kto
zamieni� z Kleinfelterem wi�cej ni� trzy s�owa. Wzi�li�my
ci� na celownik, kiedy Mik� za nic nie m�g� sprawdzi�
karty kredytowej, na kt�r� wynaj��e� Hond�.
� Ano owszem � narzeka� dobrodusznie Takahara.
� Musia�em rozgryza� jeden kod zabezpieczaj�cy po drugim. Po�wi�ci�em niemal ca�y weekend, �eby wej�� do tego
cholernego komputera.
� Do jakiego komputera? Przecie� ja nie mam... � Light
stone urwa�, bo dozna� nag�ego ol�nienia. � Z�amali�cie kod
wej�ciowy do komputera departamentu policji w San Diego?!
Chryste, przecie� toto jest pono� doskonale zabezpieczone!
� � Nic trudnego. � Takahara wzruszy� ramionami.
� Umiem oszukiwa� i tyle.
� Rozumiem. � Lightstone kiwn�� wolno g�ow�, jakby
rozumia� sytuacj�, kt�rej nie rozumia� wcale.
� Kiedy taki facet jak Mik� bierze udzia� w operacji,
�aden �obuz si� przed nim nie ukryje � podsumowa� Larry
Paxton. � Inaczej nigdy by�my si� z tym karze�kiem nie
zadawali. Jezu, ten jego ry� z jajek, te �mierdz�ce wodorosty. Facet normalnego wzrostu od razu si� wyrzyga.
Lightstone zerkn�� na Azjat� i oceni�, �e maj�cy metr osiemdziesi�t trzy wzrostu i wa��cy nie mniej ni� dziewi��dziesi�t pi�� kilogram�w Takahara jest najwy�ej o trzy centymetry ni�szy i o dziewi�� kilogram�w l�ejszy od Paxtona. I by� wed�ug nich karze�kiem.
� Oto pot�ga ery komputer�w � rzek� z u�miechem
Takahara. � Uwa�ajcie, panowie. Mikroelektronika i cybernetyka doprowadz� do tego, �e tajniacy przestan� by�
w og�le potrzebni.
� Mnie ju� wyeliminowa�y � stwierdzi� kwa�no Light
stone. � Skoro taki dupek jak Kleinfelter mo�e w ka�dej
chwili w�ama� si� do policyjnego komputera, dwumiesi�czne
�l�czenie nad przygotowaniem tajnej operacji nie ma sensu.
� Twoim zdaniem to Kleinfelter z�ama� kod zabezpieczaj�cy? � Azjata parskn�� �miechem. � Daj spok�j,
brachu, nie roz�mieszaj mnie. Ci idioci przez tydzie�
szukaliby w��cznika pr�du!
� No to jakim cudem tak szybko wykombinowa�, �e
jestem gliniarzem?
� Pewnie dlatego, �e Stoner mu powiedzia� � stwierdzi�
trze�wo Takahara.
� �e niby jak? Co Stoner zrobi�?! � wykrzykn�� Light
stone, mrugaj�c nieprzytomnie i obracaj�c si� wolno, by
spojrze� na wielkoluda.
Dwight Stoner oderwa� wzrok od resztek ciasta i kiwn�� pot�n� g�ow�.
Przez d�ug� chwil� Henry milcza�, potem zwr�ci� si� do McNulty'ego.
� Czy istnia� jaki� szczeg�lny pow�d, dla kt�rego
postanowili�cie mnie wsypa� i pozwoli�, �eby odstrzelili mi ty�ek? � spyta� spokojnie.
� Istnia� � odrzek� McNulty g�osem idealnie opanowanym i pe�nym rozs�dku. � Urobili�my Brendona, nagrali�my u niego wielk� transakcj� i byli�my ca�kowicie przygotowani, �eby go zdj��. I naraz sta� si� podejrzliwy. Nie
chcia� pokaza� towaru, nasy�a� na nas tego kretynowatego
Poppera, �eby nam obrzydzi� �ycie. Chcia� sprawdzi�, jak
zareagujemy. I nagle pojawi�e� si� ty. Gna�e� jak pies na
�wie�ym tropie, par�e� samotnie do przodu niczym buldo�er.
No i mia�e� zgrabn� przykrywk�.
� Czy dla zmylenia przeciwnika znalaz�by� kogo�
lepszego? � Pa�eczk� przej�� Carl Scoby. � Stoner niby nas
sprawdzi�, wystawi� nam idealn� metryczk�, a potem da�
Brendonowi cynk, �e siedzi mu na ogonie jaki� gliniarz.
I nagle w oczach Kleinfeltera byli�my czy�ci jak �za.
� Wtedy Larry podsun�� mu ten pomys� z �alaska�skim
�niegiem" � wtr�ci� Takahara. � Kleinfelter na to poszed�,
uwa�a�, �e b�dzie �wietna zabawa. Do gry wszed� Stoner.
Powiedzia� Brendonowi, �e chce ci� za�atwi� osobi�cie, bo
jeszcze nigdy w �yciu nie skasowa� gliniarza. Da�o ci to
znakomity pretekst do wzi�cia udzia�u w transakcji.
� A mnie mi�� okazj� do ocalenia ci ty�ka � doko�czy�
Stoner.
� Kt�ry najpierw wpakowa�e� w nielich� kaba�� � przypomnia� mu Lightstone.
� Fakt, przyznaj�. Ale, z drugiej strony, jakie to
poetyczne, h�? � zagadn�� z u�miechem by�y stoper.
� Chyba zaprzyja�ni� si� z paroma napastnikami Reiders�w � oznajmi� po chwili Henry. � Na pocz�tek mo�e z takim
Lawrencem Taylorem? I z Carlem Banksem, co? Zobaczymy,
czy uda im si� zredukowa� ci� do moich rozmiar�w.
� Lawrence'owi i Carlowi? To mi�czaki. Nie ma problemu. � Stoner wyszczerzy� rado�nie z�by.
� No wi�c nasz hacker Mik� � m�wi� dalej Henry
� prze�wietli� mnie za pomoc� policyjnego komputera, tym
sposobem dowiedzia� si� o Bobbyra i wykombinowa�, �e
prowadz� tajn� operacj� a la samotny je�dziec, tak?
� � W�a�ciwie to nie - odrzek� McNulty. � Po prostu
zadzwonili�my do twojego kapitana i spytali�my, czy wie,
gdzie ci� �apa�. Oczywi�cie nie mia� poj�cia, bo od p�tora
miesi�ca nie chcia�o ci si� zameldowa� w centrali. Odnie�li�my wra�enie, �e gdyby�my znale�li w rowie twojego
trupa, ma�o by go to obesz�o.
� Chyba masz racj� � mrukn�� ponuro Henry.
� Typowa wierchuszka. � Martha McNulty na�o�y�a
Stonerowi kolejny kawa�ek ciasta, a wielkolud przyj��
pocz�stunek z prawdziw� wdzi�czno�ci�. � Mamy ten sam
problem.
� A propos � rzek� McNulty, ignoruj�c przytyk do jego
statusu kierownika grupy. � Bobby ma si� dobrze. Par�
tygodni temu wyci�gn�li go ze �pi�czki i od razu spyta�,
gdzie ci� do diab�a nosi.
� �artujesz! � wykrzykn�� Lightstone, wytrzeszczaj�c
oczy, w kt�rych malowa�a si� rado�� i ulga.
� Nie, jak Boga kocham � powiedzia� McNulty. � Lekarze twierdz�, �e wraca do formy. Potrzebuje tylko
odpoczynku, paru miesi�cy urlopu i tyle. Jego �ona i dzieciaki kazali ci� pozdrowi�. Chyba du�o o tobie my�l�.
� Rozmawia�e� z Mary i dzie�mi?
� Chcieli�my wiedzie�, z kim mamy do czynienia
- wyja�ni� McNulty, upijaj�c �yk gor�cej kawy. � Mi�dzy
kumplami po fachu cieszysz si� nader ciekaw� reputacj�.
� Tak, ciekaw�. To bardzo dobre okre�lenie � wtr�ci�
z u�miechem Mik� Takahara.
� W�a�nie � potwierdzi� Larry Paxton. � Widzisz,
chodzi o to, �e naszym zdaniem zebrali�my tutaj w pokoju
dru�yn�, paczk� najlepszych agent�w specjalnych, jakich
ziemia nosi�a. �eby sparafrazowa� w tym miejscu s�owa
jednego z nies�awnych eks-sekretarzy Departamentu Spraw
Wewn�trznych, mamy tu jednego prawdziwego czarnucha,
mianowicie mnie, jednego mniej lub bardziej prawdziwego
��tka... � Ruchem g�owy wskaza� Mike'a Takahar�.
- �Kulasa"... � Tu zerkn�� na Stonera. � I faceta, kt�ry,
jak sam wspomnia�e�, cholernie przypomina gliniarza.
- Tym ostatnim by� Carl Scoby.
-
� Ale kogo� nam w tej paczce brakuje � wtr�ci�
Takahara. � Kogo�, kto by j� ostatecznie uzupe�ni�. Brakuje
nam...
� Prawdziwego wariata � doko�czy� za niego Stoner,
u�miechaj�c si� pe�nym zadowolenia u�miechem.
Martha McNulty nachyli�a si� nad sto�em, dola�a Henry'emu gor�cej kawy i szepn�a:
� My�l�, �e usi�uj� ci� spyta�, czy nie zechcia�by� wyj��
i si� z nimi pobawi�. � Poklepa�a go po ramieniu.
� To znaczy, �e to co� w rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej?
� Tak jakby � przyzna� McNulty.
� Stwierdzili�my, �e policjanci nie nadaj� si� zazwyczaj
na agent�w naszej s�u�by � wyja�ni� Scoby. � Oni zawsze
chc� kontrolowa� sytuacj�. No wiesz, rzu� bro�, k�ad� si�
pyskiem do ziemi, te rzeczy. Nie umiej� podda� si� biegowi
wydarze�, jak ty z tymi pijakami w pudle.
� Obserwowali�cie cel�? � zapyta� Lightstone.
� Naszym podgl�daczem jest z regu�y Jameson � rzuci�
Scoby. � To pomaga mu utrzyma� ten marny image.
Henry spojrza� na mecenasa, kt�ry skin�� z u�miechem g�ow�.
� No i jeszcze co� � doda� Larry Paxton. � Niecz�sto
spotyka si� gliniarza gotowego stan�� w pojedynk� przeciwko trzydziestu sze�ciu bandziorom. Jeste� jak taki Don
Kichot ogarni�ty pragnieniem �mierci. To nam si� w ludziach podoba.
� Zw�aszcza �e w ci�gu paru najbli�szych miesi�cy
zamierzamy urz�dzi� na cacy kilku mocno szemranych acz
powa�nych klient�w � doda� Takahara.
� Powa�nych, w przeciwie�stwie do p�otek w rodzaju
Kleinfeltera? � spyta� Lightstone, z trudem t�umi�c u�miech.
� Owszem, nader powa�nych � odpar� Larry Paxton.
� Senator�w, kongresman�w, biurokrat�w na wysokim
sto�ku, s�dzi�w federalnych, prawnik�w, gliniarzy. Facet�w,
kt�rzy mog� do cna obrzydzi� agentowi �ycie.
� Facet�w, kt�rzy my�l�, �e stoj� ponad prawem,
kt�rzy nie lubi� przegrywa� � uzupe�ni� Scoby.
� Rzecz w tym � zako�czy� McNulty � �e my te� nie
lubimy przegrywa�. I w�a�nie dlatego szukamy kogo�, kto
w sytuacji krytycznej umie p�ynnie dostosowa� si� do
nowych warunk�w. Chcemy nasz� grup� dobrze wywa�y�.
Mo�e nada� jej troch� ostrzejszy charakter, na wypadek
gdyby�my natrafili na kogo� wysoko ustosunkowanego.
� S�owa samego szefa � wtr�ci� Stoner. � Szukamy
prawdziwego wariata. Widzisz, to taka gra. Wielkie, zafajdane g�wnem boisko, kurewskie regu�y gry i brak s�dziego.
Zwyci�a ten, kto utrzyma si� na nogach, jak ju� wszyscy
padn�.
Stoner urwa� na chwil�, potoczy� wzrokiem po siedz�cych przy stole i zn�w spojrza� na Lightstone'a. Jego mi�sista twarz przybra�a powa�ny wygl�d.
� Chcesz z nami zagra�, Henry?
3
Niedziela, 2 grudnia
Kot wyczu� ich obecno�� niemal p� godziny temu, ale
dopiero teraz zdecydowa� si� w ko�cu ukaza�. Wysun�� pot�ny �eb zza maskuj�cej g�stwiny ��tych kwiat�w i szerokich li�ci mangowca i zweryfikowa� �lepiami to, co jego o wiele czulsze uszy i nos sygnalizowa�y mu ju� od dawna.
Zobaczy� pi�� dwuno�nych istot ludzkich: cztery na drzewie, jedn� na ziemi.
Gdyby tygrysy bengalskie potrafi�y si� u�miecha�, bestia ukryta za ��to-zielon� kurtyn� na pewno by si� u�miechn�a.
Odebrany matce i wywieziony z ojczystych Indii w drugim roku �ycia, przez sze�� d�ugich i szarpi�cych nerwy lat niewoli olbrzymi samiec doznawa� cierpie� z r�k tych stworze�.
Sze�� d�ugich lat sp�dzonych w ma�ych, ciasnych klatkach, gdzie m�g� tylko chodzi� tam i z powrotem, warcze� na znienawidzonych prze�ladowc�w, czeka�, a� powi�zane �a�cuchami barierki wreszcie ust�pi�, rozerwane dzikimi wybuchami w�ciek�o�ci. Pr�ty wygina�y si�, lecz trzyma�y, a on widzia�, jak te kruche istoty kul� si� wbrew sobie i cofaj�, widzia�, jak pod wp�ywem instynktownego strachu rozszerzaj� im si� oczy.
Przez sze�� lat cierpia� z nieugi�t� cierpliwo�ci� i czeka� na t� jedn�, jedyn� chwil� � doczeka� si� jej nieca�� godzin� temu. Masywne stalowe drzwi podniesiono nagle do g�ry i oto ujrza� przed sob� d�ugi, w�ski korytarz wychodz�cy na rozleg�� r�wnin� poro�ni�t� krzewami i drzewami, korytarz prowadz�cy na wolno��, kt�rej ju� prawie nie
pami�ta�, a kt�ra przez te wszystkie lata stanowi�a g��wn� si�� nap�dow� jego egzystencji.
I kiedy moment �w nadszed�, tygrys zawaha� si� tylko na u�amek sekundy, a p�niej skoczy� na pokryt� trocinami ziemi�. Napi�� niewiarygodnie pot�ne mi�nie, wysun�� straszliwe pazury, w gard�owym, mro��cym krew w �y�ach ryku ods�oni� przera�aj�ce k�y i okrutnymi, ��tymi �lepiami omi�t� teren w poszukiwaniu pierwszej istoty ludzkiej, gotowej pope�ni� fatalny b��d, usi�uj�c zap�dzi� go z powrotem do znienawidzonej klatki.
Dostrzeg� ich kilka � obserwowa�y jego uwolnienie zza wysokiego, bezpiecznego p�otu. Przeszy� je dzikim, pe�nym nadziei spojrzeniem. Wszystkie, po kolei.
Lecz �adna z nich nie okaza�a si� na tyle g�upia, by przeskoczy� ogrodzenie i stawi� mu czo�o, wi�c by� teraz wolny, m�g� polowa�, zabija�, rozdziera� te kruche, dwuno�ne stworzenia na strz�py, jedno po drugim.
� Jest tam! � szepn�a Lisa Abercombie, a� za dobrze
zdaj�c sobie spraw�, �e jej zazwyczaj spokojny, nawyk�y do
wydawania polece� g�os jest zd�awiony i chrapliwy od
nerwowego podniecenia, jakiego nie czu�a od czas�w
dzieci�stwa.
� Gdzie? � wyszeptali jednocze�nie doktor Reston
Wolfe i doktor Morito Asai.
� Po prawej, w mangowcach � odrzek�a Lisa Aber
combie, z trudem kontroluj�c g�os. Lekko trz�s�c� si� r�k�
odgarn�a ze spoconej twarzy kosmyk w�os�w i wyregulowa�a ostro�� s�abej lornetki.
Siedzieli na drzewie, na wysoko�ci sze�ciu i p� metra. Pie� mia� metr �rednicy, a najni�sze ga��zie ros�y co najmniej trzy i p� metra nad ziemi�. Drzewo otacza�a wysoka do pasa zapora z d�bowych desek, wzmocniona tak� liczb� �elaznych pr�t�w, �e powstrzyma�aby s�onia-samotnika. Tygrys wiedzia�, gdzie s�, wi�c nie by�o w�a�ciwie powodu m�wi� szeptem.
Ale poniewa� platforma obserwacyjna, kt�ra rankiem wydawa�a si� tkwi� na tak bezpiecznej wysoko�ci, teraz sprawia�a wra�enie niedopuszczalnie kruchej i zawieszonej
o wiele za nisko, czuli instynktown� potrzeb� zachowania ciszy.
Czuli si� tym gorzej, �e mieli przera�aj�c� �wiadomo�� faktu, i� prawie trzystukilogramowy tygrys ich nienawidzi. Wszystkich i ka�dego z osobna.
Bo kiedy pot�na bestia rzuca�a si� raz po raz na stalow� siatk�, chc�c rozerwa� ukryte za ni� �a�cuchy, ka�dy z nich widzia� w jej w�ciek�ych, ��tych �lepiach b�ysk rozmy�lnej furii.
� Widz� go. � Reston Wolfe kiwn�� g�ow� i zn�w zerkn�� nerwowo na strzelb� Toma Franka wspart� o tyln� �ciank� platformy. Cho� czu�, �e belki podtrzymuj�ce ich stanowisko s� r�wnie mocne jak z rana, w tej chwili odda�by wszystko, �eby mie� w r�kach sw�j Weatherby Magnum kalibru jedena�cie milimetr�w. Dopiero teraz zrozumia� � wcze�niej zrozumie� tego nie m�g� � �e wysoko�� oraz zapora z d�bowych desek ani na moment nie powstrzymaj� tego straszliwie niebezpiecznego zwierz�cia, kt�re cz�ciowo ukryte w g�stwinie mangowc�w, obserwowa�o ich zimnymi, nieub�aganymi i pozbawionymi cienia lito�ci �lepiami.
Jak gdyby wyczuwaj�c ich strach, wielki kot otworzy� szeroko paszcz�, pokaza� b�yszcz�ce, ��tawobia�e k�y i zarycza�. Korony drzew rozbrzmia�y grzmi�cym, dzikim echem. Po grzbietach czterech obserwator�w skulonych sze�� i p� metra nad ziemi� przesz�y zimne ciarki.
Doktor Reston Wolfe prawdopodobnie nie wiedzia�, �e jego kariera i �ycie spoczywaj� w r�kach kobiety, kt�ra delektuje si� intensywno�ci� niebezpiecznej przygody. Gdyby bowiem wiedzia�, gdyby naprawd� rozumia� istot� si�, jakie kieruj� kobietami takimi jak Lisa Abercombie, by�by zmuszony uzna�, �e zrobiono z niego koz�a ofiarnego. Tego za� samowystarczalny biurokrata Wolfe nigdy by nie zni�s�.
Dwa lata wcze�niej zwyczajna, acz uderzaj�co pi�kna kobieta, bior�ca udzia� w pracach na rzecz komitetu
wyborczego w Riverdale, w Bronksie, skorzysta�a z wysokich koneksji politycznych swego ojca W�ocha i przekupiwszy kogo trzeba dosta�a si� do ekskluzywnej �p�tli w�adzy", skupiaj�cej bogatych i wp�ywowych konserwatyst�w z p�nocnego wschodu. Wreszcie mog�a g�o�no powiedzie� to, o czym wi�kszo�� starszych cz�onk�w partii ba�a si� nawet my�le�.
� Panowie � zacz�a swoim charakterystycznym, silnym
g�osem. � Tak samo jak ja, cholernie dobrze wiecie, �e
Stany Zjednoczone zmarnowa�y nale�ne im dziejowo przywileje.
Kilkana�cie par podesz�ych �zami oczu zamruga�o i w sali zaleg�a nagle cisza.
� Stali�my si� drugorz�dn� pot�g� gospodarcz� � m�wi�a dalej Lisa Abercombie � i z pewno�ci� staniemy si�
pot�g� trzeciorz�dn�, je�li nie zrobimy czego�, �eby powstrzyma� tych przekl�tych terroryst�w, tych zwolennik�w
ochrony �rodowiska naturalnego, kt�rzy podcinaj� naj�ywotniejsze ga��zie naszego przemys�u.
Przyciszony aplauz by� znakiem, �e wyniszczywszy kwesti� powinna czym pr�dzej przej�� do wniosk�w ko�cowych, by zawodowcy zebrani w sali mogli wr�ci� do swoich spraw.
Ale Lisa Abercombie zabrn�a za daleko, by na tym poprzesta�. Z oczami pa�aj�cymi w�ciek�o�ci� m�wi�a dalej:
� Wi�c do ci�kiej cholery, je�li zamiast odcina� kupony chcemy co� w tej sprawie naprawd� zrobi�, lepiej
zr�bmy to teraz, kiedy te g�wniane kupony s� jeszcze co�
warte!
W sali zn�w zaleg�a �miertelna cisza.
I wtedy, czym absolutnie zaszokowa�a wszystkich obecnych, Lisa Abercombie wyt�umaczy�a im nie tylko co i jak trzeba zrobi�, ale przekona�a ich, dlaczego to w�a�nie ona jest t� kobiet�, kt�r� powinno si� takim zadaniem obarczy�.
Potrzebowa�a tylko pieni�dzy i kontakt�w � i w�adzy, by z nich nieograniczenie korzysta�. We�mie na siebie ca�e ryzyko i misj� wype�ni. Wspomniane przez ni� kupony b�d� nadal odzwierciedleniem bogactwa i wszechw�adzy p�nocnowschodnich konserwatyst�w.
Na tym sko�czy�a i wysz�a z sali, zostawiaj�c zebranym numery telefon�w, pod kt�rymi mo�na j� z�apa� przez najbli�sze trzy dni.
Dyskusje, jakie wywo�a�a swoim wyst�pieniem, by�y burzliwe i pe�ne napi�cia. Na dziesi�tkach spotka� odbywanych w elektronicznie �odpluskwianych" pomieszczeniach dochodzi�o do k��tni. Decyzje podejmowano i anulowano w atmosferze kompletnego chaosu.
Trzy dni p�niej Lisa Abercombie znalaz�a, si� na si�dmym pi�trze g��wnego gmachu Departamentu Spraw Wewn�trznych w Waszyngtonie, gdzie zaprzysi�ono j� na nowo utworzone stanowisko zast�pcy pierwszego zast�pcy podsekretarza stanu.
Mia�a si� zajmowa� sprawami specjalnymi, a jej kandydatura nie wymaga�a zatwierdzenia Kongresu. Nadano jej jeden z tych nic nie m�wi�cych waszyngto�skich tytu��w, dzi�ki kt�remu mog�a zachowa� w departamencie pe�n� anonimowo��. Uwa�ano, �e anonimowo�� jest warunkiem sine quo. non dla jej tajnej, lecz teraz ju� oficjalnej misji: Lisa Abercombie mia�a stworzy� specjaln� jednostk� operacyjn�, zakonspirowan� w strukturach w�adzy wykonawczej rz�du federalnego.
Jednostce tej nadano nazw� Specjalnej Komisji do spraw Ochrony �rodowiska. T� celowo ma�o m�wi�c� nazw�, gin�c� w�r�d wielu podobnych i r�wnie mglistych nazw waszyngto�skich instytucji rz�dowych, uku�a sama Lisa Abercombie. SKO�. Ten skr�t bardzo jej przypad� do gustu.
U�wiadomiwszy sobie nagle, �e mo�e to wszystko straci�, tu i teraz, na tej nieszcz�snej platformie obserwacyjnej, obr�ci�a g�ow� i z b�yskiem w�ciek�o�ci w oczach spojrza�a na Wolfe'a.
� Reston, to szale�stwo! � sykn�a. � Przerwij to, zanim kto� zginie!
Powiedzia�a to z naciskiem, natarczywie, lecz Wolfe
wyczu� w s�owach Lisy ukryte podniecenie, kt�re kaza�o jej ponownie skupi� uwag� na tygrysie czyhaj�cym w odleg�ych mangowcach.
Sama tego chcia�a�, szefowo � pomy�la�, zapominaj�c na chwil� o strachu. Chcia�a� wiedzie�, jak si� czuje prawdziwy ryzykant, kto�, kto rzuca na szal� naprawd� wszystko. I teraz ju� wiesz.
Chcia� jej to powiedzie�, ale nie �mia�, bo mog�a go z miejsca wyrzuci�. Tak wiele ryzykowa� nie mia� zamiaru. Nie teraz, kiedy w�adza i wp�ywy, o jakich nawet nie marzy�, by�y w zasi�gu r�ki.
� Nic nie mo�emy zrobi� � mrukn��.
� Mo�esz zej�� i zabi� tego przekl�tego potwora, zanim
znajdzie Maasa � odparowa�a, �ciskaj�c dr��cymi r�kami
lornetk�, przez kt�r� widzia�a wielki koci �eb. � Nie
mo�emy go straci�. Nie teraz. We� strzelb� Toma i...
� Nic z tego � przerwa� jej Tom Frank. - Strzelba
zostanie tutaj. Tak uzgodnili�my. Dop�ki to bydl� chodzi
po ziemi, nikt jej st�d nie zabierze.
� Wiem, co uzgodnili�my, ale sytuacja si� zmieni�a
� pr�bowa�a przekona� go Lisa, nie mog�c oderwa� oczu
od pot�nego tygrysa. � To zwierz� nas dopadnie, zobaczysz. Tylko na niego sp�jrz. Wida� to po jego �lepiach.
� M�wili, �e kiepsko �azi po drzewach � rzuci� bez
przekonania Frank.
� Kto ci to powiedzia�? � warkn�a Lisa. � Kupi�e�
tego bydlaka od cyrkowc�w ledwie tydzie� temu. Co ty do
diab�a mo�esz wiedzie� o bengalskich tygrysach?
� Jak spr�buje tu wej��, to go zastrzel� - odrzek�
Frank g�osem, kt�ry � tak� przynajmniej mia� nadziej�
� brzmia� spokojnie i podnosi� na duchu.
Ca�y czas my�la� o pi�tnastu tysi�cach dolar�w, jakie mu obiecano za zorganizowanie tego zwariowanego polowania. Pi�tna�cie tysi�cy dolar�w to koniec tegorocznych k�opot�w z urz�dem skarbowym, ale wiedzia�, �e je�li nie dotrzyma warunk�w umowy, nie zobaczy ani centa.
Tom Frank prowadzi� swoje teksa�skie ranczo my�liwskie prawie od jedenastu lat i my�la�, �e dane mu by�o
stawi� czo�o chyba wszystkim niebezpiecznym zwierz�tom, jakie tylko istniej�. A przynajmniej tak m�wi� ka�demu, kto chcia� wys�uchiwa� jego zaprawionych whisky historyjek.
Ale w skryto�ci ducha musia� przyzna�, �e nigdy dot�d nie mia� u siebie tak gro�nego potwora. I chocia� naprawd� by� mistrzem w pos�ugiwaniu si� Weatherby Magnum kalibru jedena�cie milimetr�w, wcale nie dawa� g�owy, �e uda mu si� po�o�y� tygrysa jednym strza�em i ocali� ty�ek. Jeden z punkt�w umowy, jak� zawar� z Gerdem Maasem, g�osi�, �e podczas ca�ego polowania strzelba b�dzie nie nabita; w ma�ej �adownicy na zewn�trznej kieszeni koszuli Frank m�g� zachowa� jedynie trzy naboje z miedzianymi czubkami.
Zanim wspi�li si� na drzewo, wysoki, siwobrody Maas sprawdzi�, czy magazynek strzelby jest pusty i obmaca� go w poszukiwaniu zapasowych naboj�w. Mrugn�� do niego weso�o i swoim gard�owym niemieckim akcentem szepn��:
� Chc� mie� pewno��, �e dobrze si� rozumiemy.
Kurwa, tylko trzy naboje... � zakl�� w duchu Frank, jak gdyby ilo�� amunicji mia�a jakie� istotne znaczenie. Dobrze wiedzia�, �e je�li tygrys zaatakuje ich stanowisko, nie pomo�e nawet setka naboi.
Nie b�dzie szansy na strza� w �eb. Musi celowa� w szyj�, �eby kocura sparali�owa�, albo w bark, by go cho� troch� przystopowa�. Tak czy inaczej, tygrys �mignie na drzewo jak b�yskawica, wi�c najlepszym wyj�ciem b�dzie zm�wi� pacierz i wypali� mu prosto w pysk, z przy�o�enia.
Jeden strza�. Je�li spud�uje, bestia ich rozszarpie. Chyba �e z�amie warunki umowy i ju� teraz za�aduje trzy naboje do magazynka swojego Magnum.
K�opot polega� na tym, �e Tom Frank bardziej obawia� si� Gerda Maasa ni� tygrysa.
� Doktorze Asai... � szepn�a b�agalnie Lisa Abercombie, ale Morito Asai tylko mrukn��, spogl�daj�c przez lornetk� w przera�aj�ce ��te �lepia.
Asai � wytw�r szesnastu pokole� japo�skich samuraj�w � by� jedynym spo�r�d obserwator�w na platformie, kt�ry
ch�tnie stawi�by czo�o pogardliwej nienawi�ci rozszala�ego zwierz�cia. On i tylko on rozumia� prawdziw� natur� si�, jakie pchn�y Gerda Maasa do tak straszliwej konfrontacji. Tygrys ruszy�. Przypad� do ziemi i zacz�� si� do nich wolno zbli�a�. Tom Frank ju� si�ga� do �adownicy, gdy nagle bestia obr�ci�a �eb.
� O m�j Bo�e! � sapn�a Lisa Abercombie czuj�c na
karku lodowaty dreszcz.
Z lasu oddalonego o nieca�e pi��dziesi�t metr�w od zwierz�cia wyszed� Gerd Maas.
Tom Frank a� zamruga� z niedowierzania.
� Gdzie on ma strzelb�, do cholery?! - szepn��, gdy
Maas odgarn�� zwisaj�ce ga��zie i zrobi� jeszcze dwa kroki
w stron� tygrysa.
� Nie ma strzelby � rzuci� cicho Asai, u�miechaj�c si�
w pe�nym napi�cia oczekiwaniu. Przycisn�� obiektyw lor
netki do wystaj�cych ko�ci policzkowych i doda�: � Cieszy
si� zas�u�on� reputacj�. Ma tylko �uk, n� i jedn� strza��.
� Jedn� strza��?! � wybe�kota� Frank i, podobnie jak
Lisa Abercombie i Wolfe, zacz�� nerwowo regulowa�
ostro�� lornetki. � Bo�e wszechmog�cy! Ten sukinsyn chce
pope�ni� samob�jstwo! � Si�gn�� po strzelb�, ale przeszkodzi� mu doktor Asai.
Pokr�ci� zdecydowanie g�ow�.
� Bo nie zap�acimy. Broni nie wolno. To bardzo wa�ne.
� Pierdol� wasze pieni�dze i ca�� t� samob�jcz� umow�
� warkn�� Frank.
Chcia� obej�� szczup�ego Azjat�, ale nie zd��y�. Doktor Asai chwyci� go za nadgarstek, za�o�y� b�yskawiczn� d�wigni� i odepchn�� do ty�u. Frank zachwia� si� i zatoczy�. Nim ktokolwiek zd��y� to zauwa�y�, Asai podni�s� strzelb�, wysun�� j� poza kraw�d� platformy obserwacyjnej i z wysoko�ci sze�ciu i p� metra zrzuci� na ziemi�.
Tygrys us�ysza� ha�as i zareagowa� natychmiast: spi�ty i czujny, obr�ci� �eb ku platformie. ��tymi �lepiami ogarn�� tuman kurzu nad le��c� strzelb�, potem wbi� wzrok w cztery poblad�e twarze wysoko na drzewie. Wyda� gard�owy pomruk, zrobi� trzy p�ynne kroki w stron� drzewa, zamruga�
niepewnie i prychn��, jakby nagle zrozumia�, �e to nie stamt�d zagra�a mu niebezpiecze�stwo. Niebezpiecze�stwo czai�o si� tu, na ziemi.
Powoli odwr�ci� pot�ny �eb i na skraju polanki ujrza� samotne dwuno�ne stworzenie. Rozwar� straszliw� paszcz� i z�owieszczo rykn��, zapowiadaj�c, �e jak tylko intruz zacznie ucieka�, spotka go szybka i okrutna �mier�.
Ale Gerd Maas nie uciek�. U�miechn�� si� tylko.
Doprowadzony do furii nieustraszono�ci� cz�owieka � kt�r� prymitywny m�zg zwierz�cia poprawnie zinterpretowa� jako zagro�enie � tygrys rzuci� si� do ataku. Z g�uchym warkotem, z obna�onymi k�ami i szponami run�� na ofiar�.
Gerd Maas post�pi� krok do przodu, uni�s� �uk i praw� r�k� napi�� ci�ciw� o prawie czterdziestokilogramowym naci�gu. Z lotkami strza�y przy policzku, wci�� si� u�miecha� � z nieludzkim wprost opanowaniem czeka�, a� szar�uj�cy drapie�nik znajdzie si� nieca�e sze�� metr�w od niego i spadnie na przednie �apy, by u�amek sekundy p�niej odbi� si� do pot�nego skoku, kt�rym mia� powali� ofiar�.
Kiedy podkurczywszy tylne �apy odbi� si� od ziemi, kiedy w�ciekle rozdziawi� upiorn� paszcz�, Gerd Maas wyda� z siebie przenikliwy okrzyk i zwolni� ci�ciw� � strza�a o szerokim grocie �mign�a w powietrzu i utkwi�a w otwartym pysku olbrzymiego tygrysa. Tygrys nie wytraci� rozp�du. Maas uderzy� go w wyci�gni�t� �ap� �ukiem, po czym jednym ci�ciem ostrego, zagi�tego no�a � �ciska� go w prawym r�ku � przeci�� w niej �ci�gna.
P�niej, wci�� kieruj�c si� doskonale wy�wiczonym instynktem prze�ycia, Gerd Maas rzuci� si� na ziemi�, przetoczy� w lewo, przykucn�� i zastyg� w bezruchu z zakrwawionym no�em w wyci�gni�tej r�ce.
Tygrys le�a� na brzuchu. �eb mia� przekrzywiony, jego �lepia wci�� pa�a�y w�ciek�o�ci�, przednie �apy drga�y spazmatycznie na zbryzganej krwi� ziemi.
Ostry jak brzytwa grot strza�y przebi� kr�gos�up zwierz�cia u podstawy czaszki. Jego szerokie tr�jk�tne ostrze oraz pi�tna�cie centymetr�w tytanowego drzewca stercza�o z szyi tygrysa niczym pos�pny, zroszony krwi� maszt.
U�miechaj�c si� �agodnie, Gerd Maas � Niemiec o mi�dzynarodowej reputacji my�liwego, mordercy oraz cz�owieka z na�ogow� potrzeb� stawiania czo�a �mierci � ukl�k� przed dr��cym zwierz�ciem i bez chwili wahania po�o�y� r�k� na jego mokrym od