9680
Szczegóły |
Tytuł |
9680 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9680 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9680 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9680 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOLES�AW LE�MIAN
KLECHDY POLSKIE
WST�P
ZNIKLIWA OBECNO��?
Wielkim pisarzom towarzyszy zwykle biograficzna legenda. Jednak tym, co zastanawia
naj�ywiej w przypadku Boles�awa Le�miana, jest � dokuczliwe odczucie nieistnienia
biografii. Wystarczy por�wna� pod tym wzgl�dem autora ��ki z pokrewnym mu � gdy idzie
o znaczenie i stopie� nasilenia literackiej osobno�ci � Witkacym, by doj�� do przekonania,
�e Le�mian�cz�owiek istnieje s�abo, niemal bez reszty ust�pi� pola Le�mianowi�autorowi, a
nawet � na po�y tajemnej sygnaturze po�o�onej na dziele. I zda si� wtedy, �e literacka
legenda biograficzna jednego z najwybitniejszych polskich poet�w nowoczesnych nie zosta�a
zbudowana i nie funkcjonuje � je�li nie liczy� kilku anegdot o zaprzyja�nionym z pisarzem
Franciszku Fiszerze i jego zwyczaju bezlitosnego natrz�sania si� z �nikczemnej� postury
male�kiego wzrostem Le�miana, kt�ry, jak kpi� Fiszer, zaje�d�a� pust� doro�k�, bywa�
poszkodowanym w wypadku, gdy przejecha� go jamnik, tudzie� stanowi� model male�kiego,
brzydkiego ch�opczyny, chudzielca postawionego w pewnej alegorycznej kompozycji
rze�biarskiej na d�oni Chrystusa. Te anegdoty stoj� zreszt� w zupe�nej zgodzie z przeci�tnym
wyobra�eniem Le�miana � ma�ego, kruchego i bezbronnego, tkwi�cego w sferze p�cienia,
istniej�cego jakby po�owicznie na marginesie kulturalnego �wiata jego epoki, a nawet � na
poboczu �ycia. Wyobra�enie to nie k��ci si� z �literatur� przedmiotu�, bo prawie ka�dy z
pisz�cych o Le�mianie wsp�tworzy� je albo podtrzymywa�.
Spornym i niepewnym mia� by� ju� pierwszy z fakt�w biografii � data narodzin pisarza.
Boles�aw Le�mian urodzi� si� w Warszawie 12 I 1878 roku . Poniewa� dwunasty dzie�
stycznia by� pierwszym tego miesi�ca (i nowego roku) wed�ug julia�skiego �starego stylu�
obowi�zuj�cego w Rosji, a dzieci� J�zefa Lesmana i Emmy z Sunderland�w przysz�o na
�wiat, prawdopodobnie, przed �witem � w metryce zapisano rok uprzedni, 1877. Trzecia z
kolei data urodzin, rok 1879, pojawi�a si� po �mierci poety, gdy jego kuzyn, Jan Brzechwa,
zleci� wykonanie p�yty nagrobnej na Pow�zkach, nakazuj�c, zapewne omy�kowo, takie
w�a�nie datowanie. Poniewa� sam Boles�aw Le�mian parokrotnie wskaza� 1878 jako rok
w�asnych urodzin, rzecz nie powinna budzi� w�tpliwo�ci. Je�eli zatem wi�kszo�� pisz�cych o
Le�mianie podaje trzy daty roczne narodzin poety, co prawda wyr�niaj�c �rodkow� jako
najbardziej prawdopodobn�, to mo�e dzieje si� tak z powodu wsp�lnego im poczucia, �e
jaka� tajemniczo�� i niedookre�lono�� po prostu do Le�miana pasuje. ��czy bowiem niejako
w �ca�o�� logiczn�� tak wyobra�onego tw�rc� z dzie�em, kt�re nadal wymyka si�
interpretacyjnym pr�bom �domkni�cia� i bezspornego zaszeregowania. Co z kolei
pozwala�oby stwierdzi�, �e (wbrew temu, co dot�d powiedziano) literacka legenda Boles�awa
Le�miana wci�� funkcjonuje. Jest ni� w�a�nie legenda o �znikliwej biografii� i �s�abym
istnieniu�, o cz�owieku unikaj�cym rozg�osu i tym, kt�remu zas�u�onego nag�o�nienia
posk�piono. To legenda o poecie nie do�� wyra�nie dostrzeganym i nie daj�cym si� dostrzec,
skrytym na prowincji i na marginesie �ycia, nie narzucaj�cym si� wsp�czesnym ze swym
istnieniem; o cichym, skromnym pracowniku o niewiadomych osobistych dziejach; o
genialnym tw�rcy, kt�ry wiedzia�, �e wsp�czesny mu �wiat i �wiat jego poezji to w istocie
antagonistyczne, niezdolne do wzajemnego przenikania �przeciw�wiaty�.
Biografi� Le�miana nale�y zatem poznawa� ze �wiadomo�ci� istnienia biograficznej
legendy, pilnie zwracaj�c uwag� na to wszystko, co mog�oby da� odpowied� na pytanie, w
jakiej cz�ci prawa autorskie do legendy nale�� do czytelnik�w poezji i do �le�mianolog�w�,
w jakiej za� � do samego poety.
WARSZAWSKIE INSPIRACJE
Debiutowa� Le�mian najprawdopodobniej w roku 1895 wierszem Sekstyny, og�oszonym
nie byle gdzie, bo w warszawskim �W�drowcu�, tygodniku literackim o ustalonej reputacji,
pi�mie, kt�re rozpropagowa�o na terenie zaboru rosyjskiego naturalizm. Wtedy w�a�nie, w
latach dziewi��dziesi�tych, dzi�ki wsp�pracownikom takim, jak Stanis�aw Witkiewicz,
Antoni Sygiety�ski i Adolf Dygasi�ski, przygotowywa�o zap�niony nieco i oporny grunt
warszawski na przyj�cie nowych idei wyzwolonej od utylitarnych d��no�ci m�odej literatury,
obecnej ju� w innych miastach sto�ecznych � Krakowie i Lwowie � gdzie wyra�niej
zaznaczali swoje istnienie liczni prozelici nowej sztuki. Jednakowo� to w�a�nie w Warszawie,
gdzie gleba okaza� si� mia�a najbardziej odporna na przeszczep nowych pr�d�w, skupi�o si�
grono tw�rc�w, kt�rzy najwcze�niej, przed artystami krakowskimi i lwowskimi, podj�li trud
torowania drogi przysz�ej literaturze M�odej Polski.
By�o to �rodowisko wsp�pracownik�w ��ycia�, z�o�one z wybitnych zwolennik�w
literackich nowinek. Pr�cz wymienionych Witkiewicza, Sygiety�skiego i Dygasi�skiego na
czo�o tej grupy pierwszych entuzjast�w uwolnienia sztuki od utylitarnych serwitut�w
wysun�li si�: Zenon Przesmycki (Miriam), autor studium o Maeterlincku, kt�ry wprowadzi�
do Polski teori� symbolizmu; Wac�aw Rolicz�Lieder, zapomniany p�niej i przemilczany
poeta, pierwszy polski ucze� Mallarmego, zaprzyja�niony i wsp�pracuj�cy z wybitnym
przedstawicielem nowej poezji niemieckiej Stefanem Georgem, t�umacz�cym jego utwory na
niemiecki; Antoni Lange, poeta, t�umacz, propagator Baudelaire�a, parnasizmu i symbolizmu.
Lange by� wujem Boles�awa Le�miana. Jemu te� przysz�y autor ��ki zawdzi�cza� b�dzie
pomys� przekszta�cenia nazwiska (z rodowego Lesman na literackie � Le�mian, u�ywane od
1897 roku), lecz przede wszystkim � wprowadzenie w samo centrum rodz�cego si�
polskiego symbolizmu i w kr�g warszawskich �kap�an�w� nowej sztuki.
Do Warszawy powr�ci� Boles�aw Le�mian w roku 1901, maj�c za sob� nauk� w
gimnazjum klasycznym w Kijowie i uko�czone tam�e studia prawnicze, przywo��c w
pami�ci �niepoj�to�� zielono�ci� sp�dzonego na Ukrainie dzieci�stwa. M�odemu poecie nie
by�o przeznaczone wyczekiwanie w przedpokojach �ycia literackiego ani nie�mia�e stukanie
do drzwi �nowej literatury�. Dzi�ki protekcji wuja trafi� wprost do grona jej warszawskich
entuzjast�w, zyska� przyja�� Miriama, kt�ry ch�tnie udzieli� mu miejsca na �amach
redagowanej przez siebie ekskluzywnej �Chimery�. Trudno doprawdy by�oby znale�� lepsze
otoczenie dla zainteresowanego nowymi pr�dami adepta sztuki pisarskiej, nieomal debiutanta,
kt�ry maj�c w odwodzie praktyczny fach prawniczy, zamierza� dopiero zakosztowa�
niepewnej kondycji literata. Le�mian pozna� od razu to, co w �yciu literackim �wczesnej
Warszawy by�o najciekawsze i najbardziej przepojone duchem nowej artystycznej epoki.
Dzi�ki wsp�pracy z Miriamem zyska� Le�mian szczeg�lne stanowisko w przestrzeni
umys�owego fermentu z prze�omu epok. By�o stamt�d widoczne zar�wno to, �e wszelkie
spo�eczne czy narodowe serwituty literatury mo�na potraktowa� jako zagrobowe i nie
znacz�ce postulaty martwej literackiej przesz�o�ci, jak i to, �e antypozytywistyczny
spirytualizm Miriama (i nowej epoki) opiera si� w istocie na zapo�yczonym u pozytywist�w
przekonaniu o jedno�ci bytu i zdeterminowaniu wszystkiego, co istnieje. Je�eli zatem
warszawski �arcykap�an� zaleca� poetom poszukiwanie niezmiennego, transcendentalnego
pierwiastka, ukrytego gdzie� pod powierzchni� ka�dego konkretu, to by�o (potencjalnie)
widoczne, �e � aby przej�� w jak�� supernow� epok� artystyczn�, poza widnokres doktryny
Miriama � nale�y uderzy� z najwi�ksz� si�� w �w pomys� obecnego pierwiastkowe zawsze i
we wszystkim Absolutu, w ow� �wi�to�� i niezmienno�� idei, kt�ra mia�a si� skrywa� pod
skorup� zjawisk, by� �istot� rzeczy�.
Oczywi�cie, nie ka�dy umys� i nie ka�dy poetycki talent m�g� takie mo�liwo�ci dzia�ania
rozpozna� i wykorzysta�. Jest jednak faktem, �e zosta�y one szcz�liwie darowane
Le�mianowi wraz z okazj� duchowego dojrzewania w kr�gu �Chimery�.
Zetkni�cie si� z programem artystycznym Miriama, niew�tpliwie najwa�niejsze z
�wczesnych do�wiadcze�, nie by�o jednak jedynym, by tak rzec, prze�yciem formacyjnym
m�odego Le�miana. Szuka� on wtedy w�asnej drogi poetyckiej i inspiracji (zar�wno
pozytywnych, jak i negatywnych) do budowania w�asnego pogl�du, kt�ry okre�li�by kszta�t
tw�rczych zamierze�, cel i zadania poezji. By� mo�e jaki� wp�yw m�g� mie� na Le�miana
wspomniany ju� Wac�aw Rolicz�Lieder. Ten ostatni (do czasu rezygnacji z tw�rczo�ci
oryginalnej i po�wi�cenia si� ca�kowitego, po roku 1903, przek�adaniu poezji orientalnej i
osobliwym projektom j�zykoznawczym) pr�bowa� w zupe�nym osamotnieniu nowej dykcji
poetyckiej, usi�uj�c stworzy� �sztuczny� j�zyk poezji, zgodnie z kierunkiem swego mistrza z
wyboru � Mallarmego. Uprawia� wi�c poletko zostawione od�ogiem przez polskich poet�w,
wskazuj�c inne, nie dostrzegane w Polsce, i bardziej interesuj�ce oblicze symbolizmu. Innych
inspiracji dostarczy�o Le�mianowi wkroczenie w �rodowisko m�odopolskiej warszawskiej
cyganerii literacko�artystycznej, a zw�aszcza przyja�� z g��wn� jej postaci�, Franciszkiem
Fiszerem, wtedy jeszcze uwa�anym za w�drownego (nic to, �e w�druj�cego g��wnie po
kawiarniach i cukierniach Warszawy fin de siecle�u) filozofa, g�osiciela systemu
filozoficznego radykalnego idealizmu i �absolutnej tw�rczo�ci�. W latach p�niejszych, ju� w
okresie II Rzeczypospolitej, Fiszer b�dzie s�ynnym z ob�arstwa facecjonist� i orygina�em,
miano �filozofa� b�dzie mu przyznawane zwyczajowo i �artobliwie. W�wczas jednak, na
prze�omie wiek�w, m�ody jeszcze i nie do�� zniszczony cyga�skim �ywotem Franc Fiszer by�
w kr�gach artystycznych uznanym autorytetem filozoficznym, s�yn�cym z coraz to nowych
definicji metafizyki oraz z w�asnego systemu, kt�rego nie zapisywa�, na wz�r my�licieli
przedplato�skich zadowalaj�c si� ustnym jego og�aszaniem.
Cech� charakterystyczn� �systemu� Fiszera, opartego na tezach jego akademickiego
nauczyciela z Lipska, Richarda von Schuberta�Solderna, zwolennika solipsyzmu, by�
�absolutny aktualizm, odmowa wiary w jak�kolwiek trwa�� �natur� rzeczywisto�ci i
przekonanie o zasadniczo tw�rczym i nieracjonalnym charakterze �wiata . Rekonstrukcj�
filozoficznych przekona� Fiszera zaprezentowa� Roman Loth:
St�d [tj. z solipsyzmu von Schuberta�Solderna, WL] wywodzi�o si� s�ynne
fiszerowskie �bytu nie ma� � dla wyznawc�w bowiem immanen�tyzmu istnia�y
tylko wyobra�enia, one sk�ada�y si� na to, co okre�la� si� zwyk�o �rzeczywisto�ci��.
Nie istnieje byt, wi�c nie istniej� i zjawiska. Nie istnieje �gotowy pozytywny �wiat
czy za�wiat� [�] Podmiot � cz�owiek my�l�cy i doznaj�cy � sam stwarza w swoich
aktach �wiadomo�ciowych �wiat, jest demiurgiem, stw�rc�, Bogiem [�] Owa negacja
bytu mia�a jeszcze inne znaczenie: przyjmuj�c akt �wiadomo�ci za substrat wszelkiego
istnienia, Fiszer traktowa� �w akt jako wiecznie p�ynny nurt tw�rczo�ci, jako wieczne
stawanie si�. Nie ma nic sta�ego, jest tylko ci�g�a zmienno��, ruch �wiadomo�ci. Nie
ma praw przyrodniczych, bo te s� tylko sposobem rozumienia �wiata, metod� jego
ogl�du. Nie ma przyczynowo�ci. Nie ma konieczno�ci. Wolno�� ducha, niczym nie
ograniczona, jest domen� �ycia i �wiata .
Fiszer, kt�rego Le�mian pozna� przez Antoniego Langego jeszcze w roku swego
prasowego debiutu i z kt�rym by� w systematycznych kontaktach od chwili przeniesienia si� z
Kijowa do Warszawy, podsuwa� wi�c pomys� zanegowania obiektywnego istnienia �wiata
idealnego, owego Absolutu symbolist�w. A tak�e � otwiera� kusz�c� perspektyw�
postrzegania rzeczywisto�ci w wiecznej zmienno�ci form, dokonuj�cej si� poza �prawami
rozumu� i poza racjonalnym uporz�dkowaniem przyczynowo�skutkowym. Mog�o to
inspirowa� Le�miana do pr�b stworzenia nowego j�zyka symbolistycznej poezji i do
wypatrywania, jak symbolizm przekroczy�. Tymczasem jednak m�ody poeta, dopiero
szukaj�cy w warszawskim �wiecie w�asnej drogi tw�rczej, postrzegany by� jako jeden z
�wyznawc�w� Miriama, jeden z autor�w �Chimery� i zwolennik artystycznego programu
wydawcy i redaktora ekskluzywnego czasopisma.
W takim charakterze, poety ze �szko�y� Przesmyckiego, zosta� Boles�aw Le�mian
parokrotnie nara�ony na k��liwe zaczepki Stanis�awa Brzozowskiego. Atakowa� on Miriama i
�Chimer� (w �G�osie�, w roku 1904) z furi� niezwyk��, prowokuj�c� czo�owych pisarzy
epoki, m.in. Berenta, Kasprowicza, Reymonta i �eromskiego, do protestu i publicznego
wyst�pienia w obronie Zenona Przesmyckiego i jego pisma . Rzecz jasna, potraktowanie
przez Brzozowskiego w�a�nie Le�miana jako jednego z �wyznawc�w� i na�ladowc�w
Miriama budzi z dzisiejszej perspektywy u�miech niedowierzania albo oburzenie na
niesprawiedliwo�� krytyka. Zamiast oburza� si�, lepiej jednak u�wiadomi� sobie, �e wtedy, w
roku 1904, nazwisko Przesmyckiego by�o w literaturze polskiej o wiele wa�niejsze od
nazwisk wielu autor�w pisz�cych dla �Chimery�, zw�aszcza tych, jak Le�mian, m�odych,
zaledwie objawionych w prasie literackiej. ��czenie obu, Przesmyckiego i Le�miana, niechby
nawet w zjadliwie krytycznych, napastliwych artyku�ach, by�o przecie� w�wczas dla tego
ostatniego nobilitacj�, przysparza�o mu rozg�osu. Na pewno nie by�o to nag�o�nienie, kt�re
mog�oby dawa� satysfakcj� jedynie na mocy przewrotnej zasady zabiegaj�cych o
popularno��: �niechby nawet �le, byle po nazwisku� � bo przecie nie mog�y przynie��
os�awy zarzuty i obelgi odrzucone i oprotestowane przez najwi�ksze autorytety pisarskie.
Niew�tpliwie zar�wno publikacje w �Chimerze�, jak i napa�� Brzozowskiego czyni�y
Le�miana pisarzem znanym na d�ugo przedtem, nim opublikowa� on pierwszy sw�j tom
poetycki.
Nie zarzucaj�c sta�ej wsp�pracy z �Chimer��, poszukiwa� m�ody poeta tak�e innych
inspiracji. Zwyczajem �wcze�nie rozpowszechnionym przedsi�wzi�� podr� artystyczn� po
Europie, na d�u�ej zatrzymuj�c si� w Monachium, wreszcie osiedlaj�c si� w Pary�u. Trzy lata
sp�dzone na obczy�nie (1903�1906) przynios�y m.in. o�ywione kontakty z rezyduj�cymi w
Pary�u symbolistami rosyjskimi, przede wszystkim z Konstantym Balmontem i Dymitrem
Mere�kowskim. Spotkania te by�y impulsem do tworzenia w j�zyku rosyjskim. Dwa cykle
wierszy opublikowa� Boles�aw Le�mian w czo�owych czasopismach rosyjskiego symbolizmu:
Pie�ni przem�drej Wasylisy � pi�� utwor�w � w pi�mie �Zo�otoje runo� (1906) oraz
sze�ciowierszowy cykl Ksi�ycowe upojenie � �Wjesy� (1907).
Pobyt w Pary�u przyni�s� te� zmian� w �yciu osobistym poety, kt�ry o�eni� si� z malark�
Zofi� Chyli�sk�. Z ma��e�stwa zrodz� si� dwie c�rki.
Powrotna droga do Warszawy wiod�a zn�w w kr�g �Chimery�, przez �amy kt�rej
przewija�y si� nazwiska naj�wietniejszych autor�w polskich, m.in. Berenta, Kasprowicza,
Mici�skiego, Przybyszewskiego, Wyspia�skiego i �eromskiego, oraz ca�a plejada wielko�ci
obcych, od romantyk�w do pisarzy wsp�czesnych: Baudelaire, Emerson, Grabbe, Keats,
Kierkegaard, Leconte de Lisie, Mallarme, Nietzsche, Poe, Verlaine, Verhaeren. Nie bez
wp�ywu na kszta�towanie si� artystycznych zamierze� wsp�pracownika �Chimery� musia�y
by� niew�tpliwe odkrycia redaktora pisma � jak wysuni�cie na nale�ne mu wysokie
stanowisko w historii literatury dot�d �prze�lepionego� Norwida, czy te� wczesne
rozpoznanie warto�ci i zamieszczanie przek�ad�w utwor�w najwybitniejszego poety
�wczesnej Irlandii � Williama Butlera Yeatsa, zainteresowanego okultyzmem i magi�
mistrza elegijnej fantastyki poetyckiej, tw�rcy mistyczno�symbolicznego systemu, kt�ry leg�
u podstaw jego poezji i dzia�alno�ci teatralnej.
WOBEC UPADKU ��WIATOPOGL�DU NAUKOWEGO�
Osi�gni�ciem m�odego Le�miana, umo�liwiaj�cym budowanie oryginalnego poetyckiego
programu, by�o prze�amanie pozytywistycznego i postpozytywistycznego, Miriamowskiego,
scjentyzmu. By�o to zatem � uwolnienie si� od prze�wiadczenia, �e nauka jest jedynym
wiarygodnym dostawc� informacji o �naturze� rzeczywisto�ci, ale uwolnienie
przeprowadzone bez odmawiania dzia�alno�ci naukowej tw�rczego aspektu i warto�ci
poznawczej. M�odzi ko�ca wieku dziewi�tnastego, odrzucaj�c scjentyzm, a wraz z nim
monizm deterministyczny, �w �punkt uzgodniony� pozytywistycznych nauk, stawali w
obliczu pustki, pora�aj�cego braku autorytetu poznawczego. Stwierdzaj�c nieistnienie prawd
wiarygodnych, czy raczej: wielo�� niby�prawd, zg�aszaj�cych nieuzasadnione pretensje do
wiarygodno�ci, buntownicy fin de siecle�u stawali si� schy�kowcami, dekadenta�mi
marz�cymi o nirwanicznym bezbycie.
Le�mian nie wkroczy� na ich drog�, by� mo�e dzi�ki kontaktowi z po�rednicz�cym mi�dzy
epokami �przej�ciowym� scjentyzmem Miriama. St�d wychodz�c, dopracowa� si� w�asnego
spojrzenia na istot� nauki, odkrywaj�c jej dwoisto�� i przeciwstawno�� sk�adowych
element�w. Myli si� bowiem zasadniczo filozof, pisz�cy dzisiaj, �e Le�mian �jak wielu
poet�w, czy humanist�w w og�le, mia� idiosynkrazj� do nauki�, nie rozumia� �rzeczywistej
wymowy nauki� i tego, i� jej �wiatopogl�d niewiele ma wsp�lnego ze scjentystycznym
��wiatopogl�dem naukowym�, bo �jak poezja, tak i nauka jest o za�wiatach�, skoro
�wyszukuje �wiaty idealne, w kt�rych spe�nione s� postulowane uproszczenia, aby dla tych
w�a�nie �wiat�w �jak�e r�nych i odleg�ych od naszego � ustali� swe podstawowe prawa�.
Mia� wi�c Le�mian, �wi�zie� swego czasu�, nie dostrzega�, �e ca�a nauka nastawiona jest na
�wiadome �odchodzenie od naszego �wiata� .
Tymczasem Boles�aw Le�mian jest by� mo�e pierwszym z polskich pisarzy, kt�rzy nie
tylko odrzucili scjentyzm, lecz tak�e wyzwolili si� od uto�samienia scjentystycznego
�naukowego �wiatopogl�du� z nauk� w og�le. Jako akt pierwszy i zasadniczy wszelkiej
tw�rczo�ci rozpozna� poeta ba��, w innym ni� literacki gatunek poj�ciu, ba�� przedstawion�
jako instynktowny, pozaracjonalny podszept czy zamys�, potem dopiero wt�aczany w
porz�dek logiki i staj�cy si� podstaw� rozumowania, albo przekszta�cany w praktyczne
zdobycze, w przydatne, u�atwiaj�ce �yciow� codzienno�� wynalazki.
W drukowanym cyklicznie (w czterech numerach �Nowej Gazety� warszawskiej z 1910
roku) szkicu Z rozmy�la� o Bergsonie Le�mian pisa�:
Ba�� po pewnym czasie zgin�� musi. To za�, co po niej i od niej zostaje, jest samo
przez si� zdobycz� pomniejsz�. Kilka dobrych rozumowa�, kilka niezgorszych prawd
na u�ytek codzienny my�lenia ludzkiego � oto wszystko. Ale powstanie tych prawd
by�oby niemo�liwe bez uprzedniego powstania rozkazodawczej ba�ni. Musi ona umys�
oczarowa�, zagrza� do pracy, pomimo i� ten sam niewdzi�czny umys� odrzuci j�
potem jako zbyteczny, szkodliwy i fantastyczny zagrzewek. Nigdy nie dowiedziona,
zawsze poza nawiasem logiki, z�oc�ca si� niby ubocznie i postronnie na marginesie
�ycia do�wiadczalnego � ba�� ta jednak�e gra rol� powa�n� w naszym my�leniu: rol�
t�czowego mostu, kt�ry nas ��czy z dziedzin� nielogiczn� istnienia, z brzegiem
urwistym owej tajemnicy, kt�rej twarz nie jest do twarzy ludzkiej podobna. Ba�� ta
jest zawsze wytworem � intuicji, instynktu, o kt�rym logika m�wi, �e jest �lepy,
poniewa� ma oczy innej ni� ona barwy. Widzi to, co logicznie rozumuj�c powinno by�
niewidzialne [�] Gdyby�my jednak zebrali w odpowiednim uk�adzie i o�wietleniu te
wszystkie ba�nie, mo�e by�my otrzymali w rezultacie cenny przyczynek do historii
instynktu ludzkiego [�] Sk�ada�by si� �w przyczynek [�] wy��cznie z my�li
niedowiedzionych, z wie�ci znik�d, z g�r szklanych, z wilk�w �elaznych, ze �wi�tych
kosza�k�w�opa�k�w, s�owem, z tego wszystkiego, co jest wzgardzone, pot�pione, nie
uznane i nie naukowe (Sz, s. 31�32) .
Z tak rozumianej ba�ni wszelka tw�rczo�� si� wywodzi, czy �ci�lej, taka ba�� jest
zarodkiem tw�rczo�ci, tak�e naukowej, podstaw� �znikliw�� i nietrwa�� jak sam akt
tworzenia, gin�c� tam, gdzie zaczyna si� sfera zastosowa� praktycznych.
Ale nie tylko one, nie tylko metafizyka i religia konarami swymi lub raczej
korzeniami tkwi� w soczystym czarnoziemie ba�ni. Nawet nauka, �cis�a, logiczna
nauka, nie mo�e si� obej�� bez wzgardzonej przez siebie ba�niowo�ci. Przypomnijmy
sobie, cho�by t� jedn�, nielogiczn� ba�� o eterze, jako o ciele jednocze�nie
twardym i niewa�kim� Czy� nie uczono nas tego uznanego nonsensu, czy�
nie powtarzali�my go z pewnym uczuciem w�asnej, nabytej nagle m�dro�ci? Czy�
wreszcie nie ma on w sobie �wi�tego nonsensu dogmat�w religijnych? W zasadzie
niczym si� od nich nie r�ni, pr�cz tylko tym, �e jest mniej zrozumia�y, stokro�
wzgl�dniejszy. Ka�dej chwili jest got�w do wykre�lenia siebie z liczby prawd
ludzkich. Jest w�a�nie � ludzki. Nie tytu�uje siebie ani objawieniem, ani dogmatem,
lecz tylko hipotez� [�] Sam o sobie m�wi: �Istniej� tylko tymczasem, bom chwilowo
potrzebny i u�yteczny. Cierpliwie czekam, a� mnie zu�ytkuj� i odrzuc� jak rupie�,
kt�ry � z lekka zabarwiony domys�em dalekiej prawdy � wyp�owieje wreszcie na
s�o�cu.� [�] Ile� to wynalazk�w u�ytecznych stworzy�o si� dzi�ki temu nonsensowi?
Ile� tego eteru, nie istniej�cego eteru, domy�lnego eteru by�o w ka�dej my�li ludzkiej,
ku tym lub innym wynalazkom skierowanej!� Wi�c nawet my�l naukowa czerpa�a z
tego �r�d�a ba�niowego, kt�re si� znajduje w krainie wolnej od rozumowa� [�]
Chcia�em tu jednak zaznaczy� ci�g�� i konieczn� styczno�� naszego my�lenia
logicznego z innym nielogicznym, bez kt�rego to pierwsze obej�� si� nie mo�e, o ile
chce czyni�, tworzy� i bada� (Sz, s. 32�33).
By dzia�a�, nauka powo�uje do istnienia �wiaty ba�niowe, poza ni� nigdzie nie istniej�ce,
jak � na przyk�ad � uk�ad, na kt�ry nie oddzia�uje �adna si�a zewn�trzna, zbudowany w
teorii Newtona. Na tym �ba�niowym� etapie dzia�anie wielkiego fizyka jest takim samym
aktem tworzenia, jak rozwijanie nowej wizji poetyckiej. R�nica zasadnicza pojawia si� w
drugiej fazie umys�owego dzia�ania, w procedurze u�ytkowania za�wiat�w ba�niowych.
Za�wiaty Newtonowskich uk�ad�w inercyjnych � by zosta� przy tym przyk�adzie � by�y
terenem wy�onienia praw dynamiki, kt�re, jako odniesienia idealne, mo�na wykorzysta� dla
praktycznego dzia�ania w �wiecie do�wiadczanym. Gdyby �ba�� o uk�adzie inercyjnym� nie
dawa�a takiej mo�liwo�ci, zaistnia�aby zaledwie migawkowo, musia�aby by� unicestwiona i
zast�piona innym za�wiatem. Ba�� jednak da�a mo�liwo�� ustalenia praw, kt�re � po
odrzuceniu za�o�e� idealizacyjnych i wprowadzeniu modyfikacji uwzgl�dniaj�cych warunki
panuj�ce w do�wiadczanym, nieidealnym �wiecie rzeczywistym � dadz� si� zastosowa�
praktycznie. Skoro tak, potrzebne s� ju� tylko owe prawa jako punkty odniesienia praktyki,
sama ba�� za� jest zb�dna i mo�e zosta� zapomniana. Inaczej m�wi�c, za�wiaty uk�ad�w
inercyjnych skazane s� na zag�ad� z chwil� ich praktycznego spo�ytkowania. Ten drugi etap
dzia�ania naukowego � wyzyskiwanie ba�ni � nie jest, zdaniem Le�miana, tw�rczo�ci� ani
poznaniem, lecz ho�dem sk�adanym przez nauk� praktyce spo�ecznej czy dosadniej �
spo�ecznej przeci�tno�ci, kt�ra nie uznaje innych ni� �u�ytkowe� cel�w i po�ytk�w.
Inaczej, wznios�ej i z wi�ksz� niezale�no�ci� od wymaga� spo�ecznych post�puje, s�dzi�
Le�mian, metafizyka. Ona tak�e wychodzi od kreacji ba�niowych za�wiat�w.
W ka�dym systemie metafizycznym to, co stanowi jego rdze�, g��wn� zasad�, objawianie
� jest niedowiedzione [�] Kant, pisz�cy o rzeczy samej w sobie, czy� nie jest z punktu
widzenia logiki zdarzeniem niemo�liwym, obrazem potwornym? Czy�by�my nie mogli go
zapyta�, jakim prawem wie, jakim prawem domy�la si� o istnieniu rzeczy samej w sobie,
kt�ra zgodnie z jego w�asnym mniemaniem jest niedost�pna naszemu badaniu, naszej
wiedzy?� (Sz, s. 29).
Metafizyka � zdaniem Le�miana � nie zdradza ba�ni jak nauka, nie zapomina o niej, ani
si� jej nie wyrzeka z chwil� wej�cia w dziedzin� logicznego rozumowania, w kt�r�, owszem,
wkracza, nie po to jednak, by porzuci� ba�niowo�� i tajemnic� i zyska� praktyczn� korzy��.
Raczej po to, aby pozostawiwszy ba�ni pe�ni� praw i poznawczej powagi, wysnu� z niej
systemowe wnioskowanie, kt�re mo�e by� poddane sprawdzianowi krytyki, mo�e by�
przedmiotem polemik, dope�nie� i dowodowej weryfikacji. Ba��tajemnica dowodzeniu nie
podlega, pozostaje poza sfer� kompetencji rozumowa� logicznych. Kantowska �rzecz sama w
sobie� jest tak� w�a�nie ba�ni�, �wie�ci� znik�d�. Polemizowa� z ni� nie spos�b, bo pochodzi
ona spoza logiki, spoza czasu ludzkiego i nie nale�y do historii my�li, ale do �historii
instynktu�. Ca�y system rozumowania z owej koncepcji ba�niowej wywiedziony podlega
natomiast sprawdzianom i weryfikacjom, jest w pe�ni ludzki i historyczny, starzeje si� i wraz
z rozwojem my�li mo�e zosta� ca�kowicie odrzucony. Ale nawet wtedy, gdy ca�y system
metafizyczny stanie si� zabytkiem historii cz�owieczego rozumowania, gdy nikt ju� nie
przyzna mu s�uszno�ci, nawet w�wczas ka�da krytyka �starego� systemu musi by�
poprzedzona chwil� jego rozumienia. Za� owo rozumienie b�dzie ka�dorazowo �prze�yciem
tajemnicy� � ba�ni, kt�rej metafizyka nigdy nie unicestwia, zawsze zachowuj�c j� w pe�ni
odr�bno�ci u podstaw systemu.
Ta jest zatem r�nica mi�dzy metafizyk� a �praktyczn�� nauk�, �e pierwsza bezwzgl�dnie
ocala ba��, z kt�rej si� pocz�a, druga � likwiduje j�, unicestwia po wykorzystaniu. Z
najwi�kszym za� radykalizmem broni ba�ni�tajemnicy religia, kt�ra nigdy, s�dzi� Le�mian,
nie d��y ani do praktycznych zastosowa�, ani do wystawienia si� na sprawdzian, tote� nie
wkracza na drogi logicznego my�lenia, �nigdy z ba�ni nie wychodzi�, dlatego �trwa d�u�ej i
wi�kszy budzi szacunek�.
Wszystkie te dziedziny s� zatem jednako wytworem prawdziwej tw�rczo�ci � poryw�w
ludzkiego instynktu, kt�ry zapala si� i przejawia poza rozumowaniem. Wszystkie pochodz� z
ba�ni znikliwej i nie podlegaj�cej dowodzeniu, kt�ra my�lenie poprzedza. R�nice zasadnicze
tkwi� dopiero w sposobach spo�ecznych zastosowa� i przyj�tej przez tw�rc� hierarchii
wa�no�ci. Mo�na ba��, od kt�rej poczyna si� tw�rczo��, potraktowa� jako pretekst, punkt
wyj�cia ku wa�niejszej sprawie, ku realizacji celu, jakim jest osi�gni�cie jakiego�
usprawnienia, u�atwienia, zyskania technologii czy techniki, kt�ra wzbogaci przeci�tno��
ludzk� o nowe mo�liwo�ci dzia�ania. Taki jest sens poczyna� nauki, kt�ra wpisuje siebie w
s�u�b� spo�ecze�stwu i d��y do zysk�w praktycznych, spo�ecznie wymiernych, godz�c si� ze
sw� zale�no�ci� od zbiorowo�ci. Mo�na te� ba�� utrwala� (metafizyka), buduj�c logiczny,
podleg�y weryfikacji system wnioskowa� z ba�ni wyprowadzonych. Mo�na wreszcie (religia)
nie wkracza� w dziedzin� logicznego rozumowania, broni� ba�ni�tajemnicy,
rozpowszechnia� jej znajomo�� i budowa� kult, bez pr�b osi�gania praktycznych, doczesnych
zysk�w i zastosowa�.
W tym zdecydowanym Le�mianowskim rozdzieleniu religii i racjonalno�ci s�ycha� echa
wsp�czesnych poecie koncepcji, zw�aszcza teistycznego egzystencjalizmu rosyjskiego.
Przede wszystkim za� my�li Lwa Szestowa (z kt�r� Le�mian m�g� zetkn�� si� w Kijowie).
Szestow przeciwstawia� �Ateny� � �Jerozolimie�, stawiaj�c tez� o konieczno�ci odrzucenia
wyobra�enia racjonalnego i przyczynowo�skutkowego uporz�dkowania �wiata jako warunku
pe�nego przyj�cia wiary.
Zdaniem Le�miana nauka, metafizyka i religia, r�ne cele obieraj�c i r�nym przes�aniom
s�u��c, mia�y u swych podstaw ten sam pierwiastek tw�rczy � instynktown�, spoza
do�wiadczanej rzeczywisto�ci p�yn�c� ba��, podszept pozaczasowo�ci, wieczno�ci.
Cz�owiek� �tw�rca, ponadprzeci�tna jednostka, mimo swoich cz�owieczych ogranicze�
jest je w stanie us�ysze� i odebra�. Takie pojmowanie tw�rczo�ci, w tym tw�rczej istoty
nauki, poprzedzaj�cej jej procedury praktyczno�u�yteczne, likwidowa�o w zarodku
mo�liwo�� destrukcyjnego wstrz�su, spowodowanego upadkiem ��wiatopogl�du
naukowego�. Wy��cza�o te� Le�miana z grona tych modernist�w, co krach scjentystycznego
determinizmu i pozytywistycznej koncepcji nauki uznali za swoisty upadek �wiata. �w �wiat
mia� by� odt�d pozbawiony prawd, bo wszystkie okaza�y si� jedynie starymi, zu�ytymi
z�udzeniami ludzko�ci, jakich cz�owiek prze�omu wiek�w �ywi� ju� nie m�g�. Wywodzenie
wszelakiej, tak�e naukowej, tw�rczo�ci ze swoi�cie rozumianej ba�ni�tajemnicy chroni�o
zatem Le�miana przed dekadentyzmem, przed kompleksem schy�kowca i pragnieniem
nirwanicznego bezbytu.
�NIECH CUD SI� TE� ZMIENIA!�
Tak wi�c sta� si� Le�mian autorem programu aktywistycznego, wyznawc� �filozofii
czynu�, kt�r� natchn�� go jeden z wielkich filozoficznych patron�w modernizmu � Henri
Bergson. W�a�nie pod wra�eniem ekstatycznego prze�ycia, jakim by�o zapoznanie si� z
dorobkiem francuskiego filozofa, zacz�� Le�mian tworzy� w�asny program, czego wynikiem
by�o wypracowanie oryginalnego pogl�du na zadania, cel i sens poezji. Inspiruj�cy wp�yw
my�li Bergsona pchn�� m�odego Le�miana ku rozwa�aniom estetycznym, sk�oni� do
sproblematyzowania w�asnych tw�rczych zamierze�, do opatrzenia ich teoretycznym
komentarzem jeszcze przed szerszym rozwini�ciem poetyckiej praktyki.
Zasadniczy wyk�ad artystycznego programu, a zarazem w�asnego �bergsonizmu�, da�
Boles�aw Le�mian w roku 1910, w trzech wyst�pieniach prasowych . Od Bergsona przej��
poj�cie istnienia jako wiecznego ruchu i wiecznej zmienno�ci, nieustannego przep�ywu
�wichru �yciowego�, witalnego p�du (�lan vital), kt�ry od prapocz�tk�w uderza w martw�
materi�, przep�ywa przez ni�, powoduj�c ci�g�e powstawanie wszech�wiata. W filozofii
Bergsona ujrza� ol�niony Le�mian now� metafizyk�, kt�ra nie tylko z ba�ni powsta�a i
zachowuje sw�j ba�niowy pretekst i pocz�tek, ale �w ba�� si� obraca�, ca�kowicie przyjmuj�c
zmienno�� �yciow�, nigdy i nigdzie nie d���c do dostojnej stateczno�ci. Nie jest ju� dawn�
�metafizyk� rozumowan��, nie stawia sobie celu wy�onienia �praw sta�ych�, nie przekszta�ca
swej ba�niowo�ci w �proces rozumny�. Wyzby�a si� bowiem sk�onno�ci do poznawania
intelektem, wiedz�c, �e intelektualne poznanie wy��cza sw�j obiekt z potoku �ycia, czyni go
rzecz� martw�, przenosi w sfer� nieo�ywionej materii.
Filozof francuski, pisz�c, i� ��ycie w og�le jest sam� zmienno�ci��, a �poszczeg�lne
przejawy �ycia przyjmuj� t� zmienno�� niech�tnie i stale si� wobec niej op�niaj��, do tych
przejaw�w zalicza� intelekt z jego d��no�ci� do zast�powania tego, co si� staje, tym, co
gotowe � nazw�, poj�ciem, czyli � odpowiadaj�cym nawykom my�lenia sta�ym punktem
oparcia, kt�ry umo�liwia praktyczne zastosowanie �raz zdobytej intuicji�. Nawet tam, gdzie
mamy do czynienia z poznaniem symbolicznym, d���cym do ruchu, punktem wyj�cia s�
gotowe poj�cia. Tote� symbol nie staje si� wyrazem zmienno�ci �ycia, lecz przejawem owego
nienad��ania za zmienno�ci� � widom� oznak� przyrodzonego niezrozumienia �ycia.
Postulowa� wi�c Bergson now� metafizyk�, woln� od d��no�ci celowych, od pokusy
u�yteczno�ci praktycznej, bo �metafizyka, kt�ra nie zmierza ku �adnym zastosowaniom,
b�dzie mog�a, i w wi�kszo�ci wypadk�w b�dzie musia�a, rezygnowa� z przekszta�cania
intuicji w symbol� . B�dzie oparta na poznaniu intuicyjnym, �kt�re umieszcza si� w samym
ruchu i przejmuje samo �ycie rzeczy�, bo �taka intuicja osi�ga Absolut�.
Postulowana przez Bergsona �prawdziwie intuicyjna filozofia� mia�a zrealizowa� zwi�zek
metafizyki z nauk�, doprowadzi� do nieograniczonego wydoskonalenia ludzkiego poznania i
do po��czenia wszystkich intuicyjnych zdobyczy poznawczych (zar�wno tych z obszaru
metafizyki, jak i ol�nie� przejawiaj�cych si� w �naukach pozytywnych�). Tak otworzy�aby
si� droga do osi�gni�cia Absolutu. W tym rozumieniu Absolut mia�by by� najwy�szym
stopniem trwania � �czystym� trwaniem � postulowanym dope�nieniem i zako�czeniem
procesu tw�rczej ewolucji, biegn�cej w kierunku przeciwnym do �upadku w materialno��.
Zachwycony �now� metafizyk�� Bergsona Le�mian podkre�la�, �e procedury swoje opar�a
ona na poznaniu bezpo�rednim, na intuicji, staj�c si� tw�rczym, �ywio�owym procesem o
charakterze epifanicznym. Metafizyka � pisa� � �pozyskuje tu charakter kosmogoniczny,
dzi�ki odnowionej wierze we w�adze pozarozumowe umys�u ludzkiego, w objawienie, w
mo�liwo�� nag�ego i bezpo�redniego ogl�dania prawdy� (Sz, s. 42). Prawda, kt�r� mo�na
osi�gn�� w szczeg�lnych chwilach objawienia, nie jest jednak statyczna i niezmienna, ma w
sobie dynamik� �yciowego wichru. �Tajemnica (prawda) podlega tym samym przemianom
tw�rczym, co �ycie w og�le [�] Dany cz�owiek i dana prawda s� rzeczywisto�ci� dla danej
epoki. Dla epok nast�pnych � s� tylko wspomnieniem� (Sz, s. 36).
W Bergsonowskiej filozofii us�ysza� Le�mian przede wszystkim apel, wezwanie do
aktywno�ci poznawczej i tw�rczej, nawo�ywanie do czynu, kt�rym ma by� �dobrowolne
zetkni�cie si� jednostki ze �wiatem�, z prawdziw� rzeczywisto�ci�, kt�ra �zmusza jednostk�
do wyczucia pot�g nie mieszcz�cych si� w zakresie jej ja�ni, ograniczonej rozumem�. W
owym zetkni�ciu z �yciem � wieczn� zmienno�ci� � jednostka mo�e dost�pi� objawienia
rzeczywisto�ci, o ile w takiej chwili wyzwoli si� spod w�adzy intelektu, kt�ry nie zna
tajemnic �ycia (zna wy��cznie tajemnice materii, uto�samianej przez Le�miana z intelektem!
podda si� za� pod panowanie instynktu jako organu poznania bezpo�redniego (i
niewzgl�dnego). Odkrywaj�c za� �nowy konkret�, nowe wcielenie �lan vital, cz�owiek bierze
udzia� w jego tworzeniu, w jednym z moment�w wiecznego wy�amania si� �wiata. Dlatego
akt intuicyjnego poznania nie jest tylko aktywno�ci� poznawcz�, lecz tak�e porywem
tw�rczym � udzia�em ^ ci�g�o�ci ewolucyjnej kosmogonii. Jest te� chwil�, w kt�rej
jednostka tw�rcza, staj�c si� obserwatorem dzie�a stworzenia i demiurgiem w jednej osobie,
wy��cza si� spod w�adzy historyczno�ci, �intelektualnego� czasu, by prze�y� wieczno��, czy
pro�ciej � wieczno�ci do�wiadczy�.
Chwila (czas rzeczywisty) staje si� naprawd� wieczno�ci�. Wyczucie tej chwili
niepochwytnej ods�ania prawd� ukryt� przed oczyma rozumu. Jest to ta sama chwila,
w kt�rej Mahomet, zanim si� woda z wywr�conego dzbana wyla�a, objecha� �wiat
ca�y. Ta sama zreszt� chwila, w kt�rej Budda w cieniu swego drzewa poznaje nagle
istot� wszechrzeczy (Sz, s. 42).
Zapewne ju� wcze�niej, by� mo�e pod wp�ywem Franciszka Fiszera, Le�mian zanegowa�
determinizm, uznaj�c widzenie �wiata w przyczynowo�skutkowym uporz�dkowaniu za
fa�szuj�ce rzeczywisto�� uroszczenie intelektu. Zetkni�cie z my�l� Bergsona umocni�o poet�
w tym przekonaniu. Inspiracji Fiszerowskich nie spos�b by�o jednak ��czy� z pogl�dami
francuskiego my�liciela bez istotnego zlekcewa�enia i przekroczenia granic jego
rozumowania. Najwidoczniej nie trapi� si� tym Le�mian, skoro bez jakichkolwiek opor�w
przeprowadzi� fuzj� Fiszerowskiego solipsyzmu z Bergsonowsk� dynamik� �yciowego p�du,
zapalczywie przekre�laj�c rojenia o �osi�gni�ciu Absolutu�.
Wieczna tw�rczo�� i nieprzewidziano�� jest cech� �ycia. Nie masz Absolutu. A
je�li jest, to nie poza nami i nie w nas, lecz przed nami, w nieprzewidzianych
oddalach, jako co� do zrobienia, do stworzenia, do utwierdzenia na ziemi (Sz, s. 37).
Wprawdzie nie by�o to powt�rzenie s�ynnego Fiszerowskiego okrzyku �Bytu nie ma!�,
jednak�e deklaracja, i� Absolut jest zadaniem dla �wiadomo�ci, daleko wykracza�a poza
Bergsona krytyk� poj�cia �istoty rzeczy�, kt�ra, jako p�ynna, wieczy�cie zmienna, nie mog�a
� zdaniem autora O bezpo�rednich danych �wiadomo�ci � sta� si� przedmiotem opisu.
Bergson negowa� mo�liwo�� odkrywania pierwiastkowej obecno�ci Absolutu we wszystkim,
co istnieje, nie � sam Absolut. Zdaniem Le�miana nieustanna p�ynno�� wszystkiego
dotyczy�a tak�e kategorii takich, jak prawda czy Absolut. Przyj�cie takiego pogl�du musia�o
przes�dzi� o rozbie�no�ci obranej przez poet� drogi z kierunkiem wskazywanym przez
Miriama, z takim wi�c poj�ciem symbolizmu, w my�l kt�rego zadaniem poezji jest docieranie
do obecnego we wszystkim �niezmiennego pierwiastka�, b�d�cego refleksem Absolutu. Tak
rozumiany poetycki symbol ma prowadzi� w pobli�e Absolutu.
Wybieraj�c �drog� instynktu�, Le�mian wyznacza� poezji zadanie nieokie�znanej
tw�rczo�ci, kt�rej dynamika (rytm) mia�a odpowiada� rytmowi ��yciowego wichru�.
W��czaj�c si� w wieczne stawanie si� �wiata, poeta � w jednej osobie odkrywca i stw�rca �
mia� by� obserwatorem i kreatorem nie tylko nowych konkret�w rzeczywisto�ci, ale wr�cz �
nowych rzeczywisto�ci, ca�ych �wiat�w. My�l o wielo�ci �wiat�w, r�wnie� zaczerpni�t� od
Bergsona, Le�mian, by tak rzec, zradykalizowa�, dostosowuj�c do potrzeb poetyckiego
programu. Zdaniem Le�miana �wiat�w jest tyle we wszech�wiecie, ile w nim postrzegaj�cych
� kreuj�cych je �wiadomo�ci. Nie ma zatem �wiat�w �analogicznych do naszego�, bo nie ma
jednej, �naszej�, �wiadomo�ci i rzeczywisto�ci.
Rzeczywisto�� podlega takim samym przemianom ewolucyjnym, jak �ycie samo, jak
duch ludzki tym �yciem porwany [�] Ka�dy wiek i ka�dy poszczeg�lny tw�rca ma
swoj� odmienn� rzeczywisto�� [�] Schopenhauer widzi j� w Woli Powszechnej, kt�ra
si� wyzby�a brzemion zjawiskowych. Kant � w niedost�pnej naszemu my�leniu rzeczy
samej w sobie. Bergson � w nieustannym i niepochwytnym potoku istnienia.
Tote� b��dz� ci zwolennicy realizmu, kt�rzy uwa�aj� go za jak�� niepodzieln� i
powszechn� instytucj�, gdzie ka�dy mo�e pozyska� kawa�ek og�lnej prawdy [�]
Instytucja taka nie istnieje i nigdy nie istnia�a. Realista prawdziwy powinien w�a�nie
stworzy� swoj� realno��, swoj� rzeczywisto�� .
Le�mianowska metafizyka zak�ada wi�c istnienie wielu �wiat�w, niekoniecznie
analogicznych, bo tak r�nych, jak r�ne s� �wiadomo�ci, kt�re je tworz�. Powo�aniem
�wiadomo�ci tw�rczej, kt�ra rytm sw�j chce dostroi� do ��yciowego pejlu�, jest w�dr�wka ze
�wiata do �wiata, gdy ci�gle �ywotny instynkt � �d�o� [rozumowi] nieznana� �ko�ace do
wr�tni, poza kt�r� si� tai nowa, upragniona przez nas rzeczywisto�� (Ur, s. 186). Nieustanne
poszerzanie rzeczywisto�ci jest zadaniem tw�rczo�ci. Odkrywaj�c � kreuj�c nowe �wiaty,
tw�rczo��, nap�dzana si�� wolnego instynktu, nie podleg�ego uroszczeniom intelektu, buduje
te� nowe za�wiaty, osi�ga prze�ycia mistyczne, rozpoznaje bowiem (wi�c i stwarza) coraz to
nowe b�stwa. B�stwa owe s� rzeczywiste, gdy� objawiaj� si� tw�rczej �wiadomo�ci jako jej
w�asne, osi�gni�te przez ni� duchow� prac�, trwa�e na chwil�wieczno�� wcielenia
metafizycznej si�y � �lan vital, zatem � �ycia samego.
Ka�de z b�stw jest �ba�ni� niedowiedzion��, �wiadectwem instynktownych
metafizycznych d��e� cz�owieka, owocem jego duchowych wzlot�w, si�gaj�cych objawienia
i udzia�u w dziele stworzenia. O ile Bergsonowski B�g, w kt�rym nie by�o �nic gotowego�,
dawa� si� (potencjalnie) pogodzi� z religi�, wpisa� w wiar� w Boga osobowego, b�d�cego
jedynym �r�d�em �ycia � o tyle b�stwa Le�mianowskie pozostawa�y rzeczywistymi tylko
jako jednostkowo osi�gane objawienia i tylko na czas jedynej epifanicznej chwili, kiedy to
jednostka tw�rcza prze�y�a wieczno��. By�y wi�c �znikliwymi ba�niami�, trac�cymi wigor
�ywotny i realno�� z chwil� rozpowszechnienia na og� ludzki, przeniesienia w sfer�
mi�dzyludzkiej komunikacji.
Powiada� Bergson, i� rzeczy powstaj� przez momentalne ci�cie, dokonywane przez rozum
w pr�dzie nieustannego rozrostu wy�aniaj�cego si� i rozszerzaj�cego �wiata. Intelekt wy��cza
co� z ci�gu przeistocze�, w ten spos�b tworz�c rzecz. Zdaniem Le�miana, b�stwo��ba��
znikliwa�, wyodr�bnione z ci�g�ej zmienno�ci, zostaje urzeczowione, przeniesione w �wiat
intelektu, a wi�c � w obszar �materii martwej�. Przesuni�cia tego, s�dzi� Le�mian, dokonuje
religia, mimo �e nie poddaje ona ba�ni intelektualnym uzasadnieniom i mimo �e powsta�a w
imi� praw nie dowiedzionych intelektem. �Uprzeci�tni�a� jednak ba��, czyni�c j� dost�pn�
wyobra�eniom cz�owieka przeci�tnego i w ten spos�b zmieniaj�c siebie sam� w mitologi�.
Mit za� (w rozumieniu Le�miana) to ba��, kt�rej odebrano wymiar migawkowo�
epifaniczny, pozbawiaj�c znamion chwilowego i jednostkowego ekstatycznego objawienia.
Religia, zamieniaj�c b�stwa w �prawdy sta�e�, podane do wierzenia powszechnego, staje si�
mitem � ba�ni� wyrwan� z rytmu wiecznej zmienno�ci, ba�ni� statyczn�, pozbawion�
d��no�ci do osi�gania kolejnych wciele� Tajemnicy, oddan� na w�asno�� przeci�tno�ci
ludzkiej. B�g zostaje tu wy��czony z �yciowego rytmu i zamieniony w ide�symbol, w
abstrakt poj�ciowy, kt�ry nale�y do nizin istnienia, do �wiata intelektualnych konstrukcji,
zatem � do sfery �materii martwej�.
Cz�owiek tw�rczy, bywalec krainy metafizyki, powinien za� protestowa� przeciw
unieruchomianiu bosko�ci, dokonywanemu przez religi�. Je�li nie chce wyzby� si� udzia�u w
wiecznej kosmogonii, powinien ochoczo wo�a�: �Niech cud si� te� zmienia!� Dlatego
�nowa metafizyka�, Le�mianowska �filozofia czynu�, nie mog�a rozwija� si� w symbiozie z
religi�. �Filozofia czynu nie d��y do religii, lecz j� poch�ania i przetapia na nowe kategorie
poznania [�] Wzgl�dem religii jest ona ostatnim, a raczej ostatecznym aktem zaborczym,
triumfem �ycia tw�rczego nad wyzyskiem poz�ocistej martwoty zmierzchaj�cych w mroku
o�tarzy� (Sz, s. 43�44).
PIE�� � ZJAWISKO, CZYLI POEZJA JAKO �YWIO�
Przekonanie o �mierci �znanego Boga� i martwocie religii, rodowodowymi powi�zaniami
si�gaj�ce raczej my�li Nietzschego ni� Bergsona, nie t�umaczy jeszcze, dlaczego literatura
mia�aby by� terenem realizacji �filozofii czynu�. Dlaczego w�a�nie poeta mia�by przyj�� na
siebie obowi�zek poszerzania zakresu rzeczywisto�ci, sta� si� w�drowcem w krainie
metafizyki, odkrywaj�cym i stwarzaj�cym nowe �wiaty? Pytanie wyda si� tym bardziej
istotne, im wyra�niej u�wiadomimy sobie, �e rola i zadanie wyznaczone przez Le�miana
poezji i poecie nie ze wszystkim mieszcz� si� w znanym modernistom wyniesieniu sztuki
ponad inne dziedziny ludzkiej aktywno�ci, a artysty � ponad spo�ecze�stwo.
Le�mianowskim �elementem dodanym� jest, by tak powiedzie�, funkcja zbawcza tw�rcy,
kt�ry istnieniem swoim i dzia�alno�ci� chroni ludzko�� przed upadkiem, przed ostatecznym
osuni�ciem si� w sfer� martwej materialno�ci. Ogrom tej roli wyr�nia program literacki
Le�miana na tle wszystkich innych, jakie si� w pocz�tkach XX wieku przejawi�y. Sprawia, �e
Le�mianowska teoria poezji znajduje jedn� zaledwie, dalek� analogi� w p�niejszych od niej
pomys�ach Witkacego, kt�ry wyznacza� sztuce zadanie przywr�cenia spo�ecze�stwom
zdolno�ci prze�ywania �uczucia metafizycznego�, s�dz�c, �e jest to jedyny spos�b, by
uchroni� ludzko�� od katastrofy, od zbli�aj�cego si� kresu cywilizacji.
Le�mian przemy�la� na nowo fundamentaln� dla modernist�w opozycj� artysty i filistra.
Dlaczego � pyta� � zanika w ludziach czucie ��yciowego wichru�, zdolno�� ��ycia
tw�rczego�? Dlaczego uciekaj� w martwe poj�cia, w �rzeczywisto�� po�redni��, zbudowan�
wysi�kiem praktycznego intelektu i przes�aniaj�c� cz�owiekowi jego w�asne istnienie?
Przede wszystkim pomi�dzy ka�dym z nas a jego �yciem majaczy przedzia�
nieustanny, zmora wszechmocna, wizja statystyczna, urojenie tym gorsze, i� szare w
samym swoim za�o�eniu, s�owem � cz�owiek przeci�tny. Dusza jego sk�ada si�
z danych statystycznych [�] �wiatopogl�d jego polega na uznaniu fakt�w
cz�stotliwych za jedyne zasady realne istnienia i na podniesieniu tej
cz�stotliwo�ci do rangi praw wiekuistych (Sz, s. 59).
Jak wida�, cz�owiek przeci�tny jest nie�wiadomym pozytywist�. Jest � bardziej
jeszcze � antybergsonist�: ogranicza si� bowiem do pos�ugiwania porz�dkuj�cym, a
praktycystycznym intelektem, tym w�a�nie, kt�ry mi�dzy nami a �yciem rozsnuwa
geometryczne, przestrzenne, matematyczne kategorie, kt�ry nas samych ka�e
traktowa� jako rzecz [�] S�owem, cz�owiek przeci�tny Le�miana, zrodzony
n�joczywi�ciej z modernistycznego �filistra�, jest tym, w kt�rego �wiadomo�ci
zwyci�y�o ostatecznie wszystko, co po�rednie, co oddziela od czystego trwania
(duree) i �yciowego wichru (�lan vital). Temu przekonaniu pozostanie Le�mian wierny
do ostatnich dni �ycia .
Je�eli zatem g��wny antagonista modernistycznych poet�w � os�awiony �filister� � sta�
si�, zgodnie z przyj�tym tu rozumowaniem, odpowiedzialny za post�puj�ce grz�niecie
ludzko�ci w sferze materii � intelektu, w rzeczywisto�� po�redni�, to by�o dla Le�miana
oczywisto�ci�, �e osob� powo�an� do czynnego przeciwstawienia si� panowaniu owej �zmory
wszechmocnej� jest artysta � jako, z definicji, przeciwie�stwo przeci�tno�ci, w�a�ciwej
cz�owiekowi statystycznemu.
Dlaczego jednak ten tw�rca, kt�ry ma kruszy� �rzeczywisto�� wt�ra�, po�redni�, a
rozszerza� realno�� prawdziw�, musi by� w�a�nie poet�? Odpowied� tkwi w Le�mianowskim
pogl�dzie na genez� poezji, w my�l kt�rego tw�rczo�� liryczna, chocia� prowadzi do
osi�gania objawie� (w przyj�tym przez tw�rc� ��ki rozumieniu � zetkni�� bezpo�rednich z
�yciowym p�dem i wiecznym stawaniem si�, z samym �yciem), jednak sama nie jest darem
Boskim, przyj�tym w chwili natchnienia; nie z objawie� pochodzi. Poezja nie przedostaje si�
do �wiata z jakich� nadrzeczywistych przestrzeni. Jest sta�ym wyposa�eniem rzeczywisto�ci,
jest zawsze obecna w �wiecie (�ci�lej �w ka�dym ze �wiat�w). Niepochwytna i niestatyczna
jak przyrodniczy �ywio�, nieustannie d�wi�czy sw� pie�ni�, kt�rej rytm jest niegasn�cym
pulsem ��yciowego wichru�.
W jednakiej zatem mierze poeta tworzy, jak i ods�uchuje, wy�awia poezj� z rzeczywisto�ci,
ba, z siebie samego, bo przecie i w nim pulsuje �lan vital. I on jest ci�gle zmiennym
wcieleniem rytmu �ycia, co zreszt� nadaje jego dzia�alno�ci znamiona indywidualnej,
jednostkowej niepowtarzalno�ci. Uj�cie poetyckiego rytmu jako �ywio�u wyklucza
przewidywanie kolejnych etap�w rozwoju poezji, zabrania patrze� na ni� jak na zesp�
�fakt�w cz�stotliwych�, jak na proces, kt�rego zasad� mo�na intelektem ogarn��,
sformu�owa� �prawa sta�e� procesualnego post�pu, wyznaczy� dalszy jego bieg i punkt
docelowy. Tak jak �p�d �yciowy� nie zna pustych miejsc, wciele� niemo�liwych, wszystko
bowiem, co nieprzewidziane, mo�e w nim si� objawi�, zaistnie� b�d� �zanieistnie�, daj�c
znak obecno�ci � tak poezja mo�e poszerza� rzeczywisto�� w zakresie nieprzewidywalnym,
nie daj�cym si� obj�� rozumem. Czyni to, poznaj�c � tworz�c nowe �wiaty i za�wiaty, nowe
wcielenia witalnego �ywio�u, kt�ry przejawia si� w rytmie.
Pami�tajmy jednak, �e zadanie poszerzania rzeczywisto�ci, postawione przez Le�miana
poezji i poecie, by�o przede wszystkim d��no�ci� poznawcz�, jakkolwiek w specyficznym
Le�mianowskim rozumieniu. Rozumienie to ��czy�o akt poznania ze wsp�udzia�em w
kosmogonicznej kreacji. Skoro za� poeta mia� poznawa�, to musia� by� odkrywc� i tw�rc�
�ba�ni niedowiedzionej�, kt�ra jest wyrazem poznania prawdziwego, to znaczy � opartego
na intuicji, instynkcie poznania pozarozumowego.
W tym miejscu �programotw�rczy� zamys� Le�miana styka� si� z koncepcj�
przedstawiaj�c� cz�owieka pierwotnego jako urodzonego metafizyka�poet�. By�a ona obecna
w kulturze w r�nych uj�ciach od XVIII wieku , a rozpowszechniona tak�e po�r�d artyst�w i
teoretyk�w polskiego modernizmu . W my�l tej koncepcji, wielokrotnie w dziejach kultury
reprodukowanej dla uzasadnienia zgo�a przeciwstawnych twierdze�, praprzodkowie ludzi
dzisiejszych postrzegali �wiat na spos�b animistyczny i antropomorficzny, wiedz�, kt�rej
jeszcze nie by�o, oraz poj�cia, kt�rych jeszcze nie stworzono, zast�puj�c wyobra�eniami �
poetyckimi przedstawieniami obrazowymi. Dop�ki nie wykszta�ci� si� poj�ciowy j�zyk,
ludzie pierwotni nie mogli my�le� logicznie, nie patrzyli na �wiat racjonalnie, lecz
emocjonalnie, przeto byli �naturalnymi�, urodzonymi prapoetami. Dla licznych my�licieli
powtarzaj�cych to twierdzenie by�o ono dowodem szczeg�lnej wa�no�ci poezji i konieczno�ci
wyniesienia jej na miejsce najpierwsze w hierarchii dost�pnych cz�owiekowi sposob�w
rozwijania aktywno�ci duchowej. Zdaniem innych, na przyk�ad pozytywistycznych
ewolucjonist�w, twierdzenie to pozwala�o ujrze� w poezji prze�ytek. Le�mian za�, buduj�c w
swych pismach programowych obraz poznawczej aktywno�ci cz�owieka pierwotnego, dawa�
wz�r tej postawy, jak� w jego (Le�miana) poj�ciu powinien by� realizowa� poeta
wsp�czesny, aby przeciwstawi� si� uroszczeniom �cz�owieka przeci�tnego� i zbudowanej
przez niego �rzeczywisto�ci wt�rej�, kt�ra staje pomi�dzy ka�dym cz�owiekiem i jego
�yciem, �zapo�redniczaj�c� istnienie jednostki i poddaj�c j� uprzedmiotowieniu.
�Zapo�redniczanie�, oddzielanie cz�owieka od jego �ycia uzna� Le�mian za proces
narastaj�cy wraz z rozwojem cywilizacyjnym. �Im ni�szy jest poziom duchowy cz�owieka,
tym wi�kszy jest teren jego rzeczywisto�ci [�] Lecz w miar� zamy�le� i docieka� [�]
uczucie rzeczywisto�ci staje si� coraz wybredniejsze, jego teren zw�a si� coraz widoczniej�
(Ur, s. 182). Tote� cz�owiek pierwotny dysponowa� najobszerniejsz� rzeczywisto�ci�, to
znaczy najrozleglejszym polem bezpo�redniej styczno�ci z �yciem. Jego prapotomek styka si�
za� przede wszystkim z �rzeczywisto�ci� wt�ra�, kt�ra jest �ywio�em przeci�tno�ci i �praw
sta�ych� intelektu, terenem panowania martwych poj�� i uprzedmiotowienia jednostki. Jest
bowiem sieci� regu� �ycia spo�ecznego, przestrzeni� dominacji zbiorowo�ci nad indywiduum.
�ycie zbiorowe, jako terytorium sta�e, jako budowa historyczna, jako wieczny
ci�g dalszy, s�owem: jako przyczynowo�� podniesiona do pot�gi absolutnej, jest
przede wszystkim gromadn� funkcj� pami�ciow�, utrwalonym w czasie i
przestrzeni przybytkiem wiedzy ludzkiej [�] A chocia� owo muzeum we
wszech�wiecie musi si� wzbogaca� i uzupe�nia� coraz to nowymi zdobyczami, wszak�e
na jego drzwiach spi�owych widnieje napis: �Nie wolno dotyka� przedmiot�w
bezpo�rednio!� [�] Usuwa si� ten kontakt bezpo�redni za pomoc� abstrahowania ju�
utrwalonej w powstrzymanym czasie idei od jej najbardziej widzialnego i dost�pnego
nam �r�d�a � cz�owie