9204
Szczegóły |
Tytuł |
9204 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9204 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9204 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9204 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DOROTA TERAKOWSKA
BABCI BRYGIDY SZALONA PODRӯ PO KRAKOWIE
WYDAWNICTWO LITERACKIE
2003
ROZDZIA� PIERWSZY,
w kt�rym pojawia si� babcia Brygida
Zanim rozpoczn� t� niesamowit� opowie��, musz� si� wam przedstawi�. To bardzo wa�ne, poniewa� kiedy� us�ysza�em, jak jeden doros�y pan m�wi� do drugiego:
- Pan nawet nie wie, kto ja jestem! - i obaj byli bardzo rozgniewani. A wszystko dlatego, �e si� sobie nie przedstawili. Przedstawianie si� jest zreszt�, jak mnie uczyli rodzice, dowodem dobrego wychowania. Wyobra�cie sobie na przyk�ad, �e chcecie zatelefonowa�, wykr�cacie numer i wrzeszczycie do s�uchawki:
- Kto m�wi? KTO M�WI!!!
Ot� tak nie wolno post�powa�. Najpierw musicie sami powiedzie�, jak si� nazywacie. Na przyk�ad w ten spos�b:
- Tu m�wi Bartek Nowak, a z kim mam przyjemno��...?
I trzeba to powiedzie�, nawet gdyby�cie nie mieli �adnej, ale to �adnej przyjemno�ci.
No wi�c, jak si� ju� domy�lacie, nazywam si� Bartek Nowak i mieszkam w Krakowie, przy ulicy Floria�skiej, razem z rodzicami i starsz� siostr� Ka�k�. M�j tata jest in�ynierem i pracuje w Hucie Sendzimira, wcze�niej nazywanej Hut� Lenina. To jest taka huta, kt�ra by�a kiedy� najwi�ksza i najwa�niejsza w ca�ej Polsce, dop�ki nie zbudowano innej, jeszcze wi�kszej, a mianowicie Huty �Katowice�. Dzisiaj ju� obie s� raczej niedu�e. Swoj� drog�, ciekawi mnie, czy Huta Lenina obrazi�a si� na Hut� �Katowice� o to, �e ju� nie jest najwi�ksza? Spyta�em nawet o to tat�, ale powiedzia�, �e jestem g�uptas. Zauwa�yli�cie, �e doro�li zawsze tak odpowiadaj�, gdy sami czego� nie wiedz�? M�wi� te� czasem tak:
- Nie zawracaj g�owy, id� si� lepiej uczy�...
Taka odpowied� oznacza, �e doro�li ca�kiem, ale to ca�kiem nie wiedz�, co powiedzie�.
Moja mama pracuje w redakcji. Jest sekretark� i codziennie spotyka s�awnych i nies�awnych redaktor�w. Mama m�wi, �e z ma�ymi wyj�tkami s� to ca�kiem zwykli ludzie. Moja siostra Ka�ka chodzi do �smej klasy i udaje, �e jest okropnie doros�a. Gdy nie ma kole�anek i nudzi si�, to nawet sama namawia mnie do zabawy. Ale gdy przyjdzie jaka� jej kole�anka, a ja wejd� do pokoju, w czasie gdy one sobie co� szepcz� i g�upio chichocz�, to Ka�ka zawsze wtedy m�wi:
- Zje�d�aj, b�ku!
A przecie� mam ju� dziewi�� lat i jestem w trzeciej klasie. Wi�c nie jestem b�kiem! Ucz� si� �rednio na je�a. Mama m�wi, �e jestem przeci�tny i �e to nie jest dobrze. Moim zdaniem nie ma racji. Dzi�ki mnie inni wydaj� si� lepsi i s� chwaleni. Chyba jednak w nowym roku szkolnym wezm� si� w gar�� i sam zaczn� b�yszcze�, bo ju� mi si� znudzi�o s�ucha�, jak nasza pani wychowawczyni w k�ko powtarza:
- Popatrz, Bartku, jak Jasio wspaniale umie matematyk�. Bierz z niego wz�r...
Mo�e Jasiek nawet matematyk� umie, ale jest n�dznym skar�ypyt�.
A teraz musz� wam jeszcze opowiedzie� troch� o moim domu. Ten dom jest bardzo, ale to bardzo stary, o takich domach m�wi si�, �e s� zabytkowe. Mama twierdzi, �e ten dom pami�ta czasy, gdy Polsk� rz�dzili kr�lowie! Ca�a ulica Floria�ska jest zabytkowa, czyli zbudowana z takich niezwykle starych dom�w - i ci�gle trzeba pilnowa�, �eby one si� z tej staro�ci nie zawali�y. Jeden to nawet zawali� si� naprawd�. Remont takiej starej, zabytkowej kamienicy wcale nie nazywa si� remontem, ale odnow�.
M�g�bym by� dumny, �e mieszkam w takim bardzo starym domu, kt�ry pami�ta czasy kr�l�w, ale nie mog�. Niemal wszyscy kumple z mojej klasy mieszkaj� w domach r�wnie starych albo jeszcze starszych. Prawie ca�y Krak�w jest taki stary i tu nikomu nie zaimponujesz, �e mieszkasz w zabytku!
Moja opowie�� zaczyna si� w maju. W�a�nie wtedy nagle zachorowa�em. Mia�em temperatur� 38 stopni i bola�o mnie gard�o. Przyszed� pan doktor i okaza�o si�, �e mam gryp�.
- Musi le�e� w ��ku przynajmniej trzy dni - o�wiadczy� pan doktor mojej mamie.
Bardzo si� ucieszy�em, bo w�a�nie nast�pnego dnia mia�a by� klas�wka z matmy i wiedzia�em, �e pi�tki na pewno nie dostan�. Mog�em za to dosta� drug� luf�. Wi�c ta grypa przysz�a w sam raz.
Mama westchn�a i powiedzia�a:
- Ca�e trzy dni b�dziesz w domu sam. Akurat mamy w redakcji du�o pracy. Wyjd� rano, a wr�c� wieczorem. W lod�wce zostawi� ci obiad, to sobie odgrzejesz, poza tym reszt� czasu le� grzecznie w ��ku. Tata po pracy b�dzie si� tob� opiekowa�.
- Niestety, nie mog� - powiedzia� tata. - Ja te� wr�c� p�no do domu, bo mamy w firmie k�opoty. Wi�c zostaje Kasia...
Ka�ka oburzy�a si�:
- Mam koniec roku na karku! Sami wiecie, �e �sma klasa jest bardzo trudna! Je�li nie b�d� mie� du�o sz�stek, to nikt mnie nie przyjmie do liceum! B�dziemy uczy� si� po lekcjach z Ma�go�k� u niej w domu, a nie u nas, bo tu nigdy nie ma spokoju!
Ma�go�ka to przyjaci�ka od serca mojej siostry. Piegowata, krzykliwa i ci�gle g�upio chichocze. Wcale jej nie lubi�, wol� ju� moj� siostr�. Tak czy owak, bardzo si� ucieszy�em. Wysz�o na to, �e prawie ca�y czas b�d� w domu sam i przynajmniej spokojnie sobie poczytam. Wstyd si� przyzna�: cho� mam ju� dziewi�� lat, bardzo lubi� ksi��ki z ba�niami. Byle nie by�y to wierszyki o ptaszkach i motylkach, bo mnie strasznie nudz�. Ale porz�dna ba��, najlepiej taka z duchami czy potworami, to dobra rzecz.
Nie mog�em ju� si� doczeka� nast�pnego dnia i chwili, kiedy wszyscy sobie p�jd�. Bardzo kocham mam� i tat�, i nawet siostr�, ale nie da si� ukry�, �e cz�owiek od czasu do czasu musi poby� sam.
Nazajutrz rano, jak zwykle, tata wyszed� z domu o wp� do si�dmej, siostra wybieg�a o wp� do �smej (przed wyj�ciem okropnie d�ugo przegl�da�a si� w lustrze), a marna wysz�a najp�niej, bo dopiero o wp� do dziewi�tej. W redakcjach zaczynaj� prac� o wiele p�niej ni� w firmie, ale za to pracuj� d�u�ej, niekiedy nawet w nocy i w �wi�ta.
Zosta�em sam. Uszcz�liwiony, wyci�gn��em si� na ��ku z Ba�niami Andersena. Zacz��em po raz trzeci czyta� Kr�low� �niegu. To bardzo fajna historia. I wtedy us�ysza�em dzwonek u drzwi. Zdziwi�em si�, bo o tej porze raczej nikt do nas nie przychodzi. Na listonosza by�o za wcze�nie. Na pana z reklam�wkami za p�no.
W�o�y�em kapcie i poszed�em do przedpokoju. Najpierw popatrzy�em przez judasza (Nie wiecie, co to jest? W Krakowie nazywamy tak dziurk� w drzwiach). Nie mog�em przecie� otwiera� byle komu! Mogli to by� nawet z�odzieje! Spojrza�em wi�c do tego judasza i zobaczy�em... oko! Du�e niebieskie oko, kt�re przywar�o do drugiej strony! Wystraszy�em si� i zawo�a�em:
- Kto tam?
- To ja, twoja babcia!
Przy�o�y�em oko jeszcze raz do judasza i zobaczy�em g�ow�. Ale to nie by�a ani g�owa babci Zosi - pe�na ma�ych, siwych loczk�w, ani babci Helenki - z g�adkim koczkiem. By�a to ca�kiem obca g�owa! Ostrzy�ona �rednio kr�tko, jak u mojego kumpla Grze�ka, z kt�rego wszyscy �miejemy si�, bo ma w�a�nie tak� grzywk� nad czo�em. G�owa za drzwiami te� mia�a grzywk�. A spod siwo-czarnej grzywki patrzy�y du�e niebieskie oczy.
- Ja pani nie znam - o�wiadczy�em tej g�owie. Mama zawsze mnie uczy�a, �eby nie otwiera� drzwi obcym osobom. Nawet gdyby one m�wi�y, �e s� moj� babci�. A zw�aszcza je�li to powiedz�.
- Ja naprawd� jestem twoj� babci� - oznajmi� kategorycznie g�os zza drzwi.
- Ale ja nie mog� otworzy� komu�, kogo nie znam, nawet babci - powt�rzy�em.
I wtedy ta osoba r�bn�a czym� w drzwi tak mocno, �e a� hukn�o!
- Co pani robi? - zaciekawi�em si�.
- Pukam w drzwi parasolk�. A poza tym nie jestem �adn� pani�, ale twoj� babci� Brygid�.
Po raz pierwszy w �yciu us�ysza�em, �e mam babci� Brygid�.
- Czy pani na pewno jest moj� babci�?
- Na pewno, przecie� ju� ci m�wi�am! - zez�o�ci�a si� ta osoba za drzwiami. - Jestem twoj� babci�, kt�ra dopiero co przyjecha�a z dalekiej podr�y, a ty trzymasz mnie za drzwiami, zamiast zaprosi� do �rodka!
Zawstydzi�em si�. Co babcia, to babcia... Widocznie jednak mam jak�� babci� Brygid�, o kt�rej rodzice zapomnieli mi powiedzie�. Otwar�em wi�c drzwi - i ujrza�em babci� w ca�ej okaza�o�ci. A� oniemia�em ze zdumienia!
Takiej babci nie mia� �aden z moich kumpli!
Ta babcia ubrana by�a w jak�� szerok�, pl�cz�c� si� bluz�, a do tego pumpy, czyli takie kr�tkie spodnie za kolana. Na nogach mia�a grube, bardzo kolorowe podkolan�wki w paski i adidasy! W r�ce trzyma�a weso��, bardzo czerwon� parasolk�, a z ramienia zwiesza�a si� ogromna torba ze sznurka.
- Co si� tak gapisz? - powiedzia�a, szturchaj�c mnie parasolk�. - Babci nie widzia�e�?
- Takiej nie - odpar�em szczerze.
- Dlaczego jeste� w pi�amie?
- Jestem chory.
- Bzdura. Ju� jeste� zdrowy - oznajmi�a i wykona�a nad moj� g�ow� jaki� dziwny ruch r�kami. I nagle poczu�em, �e naprawd� jestem ca�kiem zdrowy! �e nie mam gor�czki, a b�l gard�a min�� nie wiadomo kiedy! Nawet katar przesta� mnie drapa� w nosie, i to bez �adnego z tych podobno cudownych �rodk�w, kt�re reklamuj� w telewizji, a kt�re mama lubi czasami sprawdza� na mnie i mojej siostrze.
- Teraz ubierz si�, p�jdziemy zwiedza� miasto. W og�le nie znam Krakowa - o�wiadczy�a babcia Brygida. - Poka�esz mi, co tu jest ciekawego, a potem zapraszam ci� na ciastka. Macie tu cukiernie?
- Mamy. Cukiernie, kawiarnie, puby, restauracje... A na d�ugo babcia przyjecha�a? - zainteresowa�em si�.
- Na trzy dni, a co?
Dziwny zbieg okoliczno�ci, pomy�la�em, akurat mam trzy dni zwolnienia od pana doktora, wi�c mog� babci pokazywa� Krak�w. Ale co powiedz� rodzice, przecie� wsta�em z ��ka bez ich zgody!
- Nic nie powiedz� - mrukn�a babcia - wcale nie musz� o tym wiedzie�.
Os�upia�em! Przecie� nie powiedzia�em tego g�o�no, tylko pomy�la�em, a babcia od razu mi odpowiada!
- Babciu, ty czytasz w my�lach?
- To �adna sztuka - prychn�a z pogard� - ty te� mo�esz czyta� w my�lach, je�li tylko skupisz ca�� uwag�.
- Niemo�liwe - zaprotestowa�em i... zobaczy�em nad g�ow� babci male�k�, g�st� chmurk�, a w niej napis jak w komiksach: �Widzisz, �e to mo�liwe!�
- No w�a�nie - powiedzia�a babcia Brygida - jak si� dobrze wysilisz, to przeczytasz wszystko, co m�wi� my�li. Trzeba tylko chcie�. No, czemu jeszcze nie jeste� ubrany?
Szybciutko w�o�y�em spodnie i koszul�, a na wszelki wypadek wzi��em sweter. W ko�cu jeszcze pi�� minut temu bola�o mnie gard�o i mia�em gor�czk�!
- A gdzie b�dziesz mieszka�, babciu? U nas?
- Zatrzyma�am si� w hotelu �Pod R - odpar�a. - To pi�kny hotel. Jest bardzo stary, ma a� sze��set lat! Tylko w takich starych hotelach dobrze si� czuj�. Od razu go wybra�am, gdy przeczyta�am napis nad wej�ciem...
- Napis? - zdziwi�em si�. Hotel �Pod R by� dwa kroki od mojego domu, ale nigdy nie widzia�em �adnego napisu opr�cz tego z nazw�.
- Gdzie ty masz oczy? - przyjrza�a mi si� babcia. - No, masz je nawet na swoim miejscu, a tak marnie widzisz. Na hotelu jest tablica, a na tablicy napis po �acinie: �Oby dom ten sta� tak d�ugo, p�ki mr�wka nie wypije ca�ej wody m�rz, a ��w nie obejdzie kuli ziemskiej...�
- P�ki mr�wka co...? - zdziwi�em si�. Babcia znowu prychn�a pogardliwie:
- Jak mo�esz nie rozumie�? Czy to mo�liwe, �eby mr�wka wypi�a wod� cho�by z jednego morza? Czy ��w mo�e obej�� cho�by kawa�ek kuli ziemskiej? Chyba wiesz, �e to niemo�liwe! A skoro tak... Taki napis oznacza zatem, �e ten hotel b�dzie tu tak sta� ca�e wieki i nigdy si� nie zawali. Nie lubi� mieszka� w domach, kt�re mog� si� zawali�. Wracam w�a�nie z Jamajki, a tam ci�gle s� jakie� trz�sienia ziemi. Co cz�owiek po�o�y si� do ��ka, to zaraz musi wyskakiwa�...
- Co babcia robi�a na Jamajce? - zdziwi�em si�. Jeszcze w �yciu nie widzia�em kogo�, kto by� na Jamajce. W Czechach, w Niemczech, we Francji tak, a nawet jak byli bogatsi, to na Majorce i Krecie, ale na Jamajce...?
- By�am tam z wizyt� u mojego wnuka. Te� mia� gryp� - powiedzia�a babcia ze zniecierpliwieniem. - Mo�e wreszcie wyjdziemy? Strasznie si� grzebiesz. Nie lubi� takich powolnych ch�opc�w.
Szybko zbiega�em ze schod�w, nie chc�c, by babcia my�la�a, �e jestem powolny. By�em przekonany, �e zasapana, zaraz mnie powstrzyma. Ale nie! Ku mojemu zdziwieniu babcia, skacz�c po trzy stopnie naraz, wyprzedzi�a mnie na zakr�cie drugiego pi�tra! A nie my�lcie, �e schody w zabytkowych kamienicach to byle co! S� kr�te, strome, niewygodne! Zasapa�em si� ja, nie babcia. Gdy zdyszany sta�em ju� na ulicy, babcia po�o�y�a mi r�k� na ramieniu:
- Idziemy, ale musimy si� um�wi�, �e niczemu nie b�dziesz si� dziwi�. Bardzo nie lubi� ch�opc�w, kt�rzy z byle powodu wydaj� z siebie ochy i achy, wytrzeszczaj� oczy i niczego nie rozumiej�.
- Dobrze, babciu - powiedzia�em i nie dziwi�em si� nawet temu, �e za moj� babci� wszyscy zacz�li si� ogl�da� na ulicy. Swoj� drog�, naprawd� pierwszy raz w �yciu widzia�em babci� w pumpach, w kolorowych podkolan�wkach, adidasach i z czerwon� parasolk�...
ROZDZIA� DRUGI,
w kt�rym wchodzimy na wie�� Mariack�
- Nie wiadomo, od czego zacz�� to zwiedzanie - powiedzia�a babcia, rozgl�daj�c si� doko�a, a stali�my w�a�nie na rogu ulicy Floria�skiej i Rynku G��wnego.
- Babciu, ja wiem, najpierw idzie si� na Wawel - o�wiadczy�em. - Wszystkie wycieczki w Krakowie najpierw id� na Wawel.
- My nie jeste�my wycieczk�, m�ody cz�owieku - obrazi�a si� babcia - i pozw�l, �e jednak sama zdecyduj�, co b�dziemy zwiedza�. Wejdziemy na t� wysok� wie�� i rozejrzymy si� wok�. Z g�ry najlepiej wida�, co jest warte ogl�dania, a co nie...
I babcia wskaza�a parasolk� na wie�� Mariack�. Roze�mia�em si� w duchu - bo g�o�no nie mia�bym odwagi �mia� si� z takiej babci. Wie�a Mariacka - jedna z dw�ch wie� najwi�kszego krakowskiego ko�cio�a Naj�wi�tszej Marii Panny, tego, w kt�rym jest s�ynny o�tarz Wita Stwosza - rzadko jest otwarta dla turyst�w. I poza stra�akami, kt�rzy co godzin� graj� hejna�, nikt nie ma prawa na ni� wchodzi�. A ten hejna� - nasz bardzo s�awny krakowski hejna� z wie�y Mariackiej - jest w�a�nie tym, kt�ry mo�ecie codziennie o godzinie dwunastej, czyli w samo po�udnie, s�ysze� w ca�ej Polsce; czy mieszkacie w Warszawie, w �om�y lub Szczecinie - nasz hejna� przez radio dociera wsz�dzie.
Poza stra�akami na wie�� mog� jeszcze wchodzi� tylko ci ludzie, kt�rzy j� wci�� remontuj�, czyli - jak to si� mawia w przypadku zabytk�w - odnawiaj�. Kiedy� odnawiano z�ot� koron� (czasem m�wi si� te� konserwowano, ale niech wam si� to nie myli z konserw�!). Ta korona, ogromna i ci�ka, jest na samym szczycie wie�y i pi�knie b�yszczy. Po odnowieniu b�yszczy jeszcze bardziej.
A wiecie, czemu j� odnawiano? Bo na Rynku G��wnym mamy ca�e mn�stwo go��bi. Te go��bie siadaj� na koronie i... co tu du�o m�wi�, sami wiecie, co one mog� robi�, poza tym �e sobie siedz�. W og�le w Krakowie mamy tak du�o go��bi jak w �adnym z polskich miast! Jedni krakowianie bardzo je lubi� i karmi�. A inni na odwr�t: uwa�aj�, �e go��bie niszcz� nasze miasto. Nawet najwa�niejszy w ca�ym mie�cie pomnik Adama Mickiewicza, kt�ry te� stoi na Rynku, ci�gle trzeba przez to my�. Myj� go za pomoc� wielkiego gumowego w�a. Ten pomnik brudz� zreszt� nie tylko go��bie. Nie wiem czemu, wszyscy tury�ci wybrali go sobie na miejsce spotka� i wypoczynku. Krakowianie te� umawiaj� si� ze sob�, m�wi�c: �Spotkamy si� pod Adasiem�. Czego� podobnego jak ten pomnik wiosn� i w lecie nigdy nie widzieli�cie! Jest ca�y oblepiony lud�mi! Ci ludzie siedz�, jedz� kanapki, pij�, krzycz�, fotografuj� si�, �piewaj� i �miec�.
Babcia wskaza�a parasolk� na akurat zamkni�t� dla turyst�w wie�� Mariack�. Ruszyli�my w stron� ko�cio�a. Nic nie m�wi�em, bo zauwa�y�em wcze�niej, �e babcia Brygida nie lubi, �eby si� jej sprzeciwia�. Wej�cie do wie�y jest z boku, z lewej strony g��wnego wej�cia do ko�cio�a. S� to malutkie, ale bardzo grube drzwi. Babcia podesz�a do nich i zapuka�a. Za�mia�em si� w duchu: za tymi drzwiami przecie� nigdy nikogo nie ma, bo stra�acy siedz� na samym szczycie! Babcia zapuka�a znowu. Nic. Cisza. Zapuka�a wi�c trzeci raz...
- Wie�a najcz�ciej jest zamkni�ta - powiedzia�em z wa�n� min�.
- Dla wszystkich, ale nie dla mnie - odpar�a babcia.
- Dla wszystkich, wi�c i dla babci � zez�o�ci�em si�. - Ja ju� mam dziewi�� lat, a na wie�y nigdy nie by�em. Owszem, by�a na niej moja mama, by� te� tata, ale to by�o dawno temu, gdy byli bardzo m�odzi. Wtedy wie�� mo�na by�o sobie codziennie zwiedza�, a teraz ju� tylko w wybranych dniach i godzinach.
Babcia pokiwa�a g�ow� z politowaniem - i stukn�a w drzwi jeszcze raz, ale tym razem parasolk�. Nic, cisza. Babcia zez�o�ci�a si�:
- O�lico! Chcesz oberwa�?! - krzykn�a, a ja a� podskoczy�em. Je�eli ju�, to w �adnym wypadku babcia nie powinna nazywa� mnie o�lic�! Od biedy os�em.
- Nie m�wi� do ciebie, tylko do parasolki - burkn�a babcia w odpowiedzi, znowu czytaj�c w moich my�lach. Teraz pogrozi�a jej palcem i ponownie stukn�a ni� w drzwi.
- Tylko nie udawaj, �e jeste� zepsuta, bo niedawno ci� naprawia�am!
I wierzcie lub nie, ale za drugim stukni�ciem drzwi leciutko drgn�y, za trzecim zrobi�a si� w nich w�ska szpara, a przy czwartym uderzeniu rozwar�y si� na tak� szeroko��, �e mogli�my wej��! Nie ukrywam, �e ca�y czas nerwowo rozgl�da�em si� dooko�a, w obawie, czy aby nie nadchodzi sk�d� pan policjant lub miejski stra�nik. Tego tylko brakowa�o, �eby�my z babci� znale�li si� w areszcie za wy�amywanie drzwi najwa�niejszego zabytku w Krakowie! Nikt by przecie� nie uwierzy�, a tym bardziej pan policjant, �e te drzwi otwar�y si� za spraw� g�upiej czerwonej parasolki!
Schody wewn�trz wie�y by�y strome, w�skie, kr�te i ciemne. By�o ich dok�adnie 222.
Pewnie zaraz z�ami� nog� i dopiero wtedy oberw� w domu, pomy�la�em, ale babcia Brygida powiedzia�a:
- Nie b�j si�, nie z�amiesz - i podnios�a do g�ry parasolk�. Na jej czubku zapali�a si� czerwona lampka! Doprawdy, by�a to bardzo dziwna parasolka i jeszcze nieraz mia�em si� o tym przekona�!
Babcia gna�a po tych schodach, jakby wcale nie by�y ani strome, ani kr�te czy niewygodne. �eby za ni� nad��y�, okropnie si� zasapa�em i spoci�em jak mysz. W �yciu nie widzia�em tak dziwacznej babci!
W pewnej chwili co� mi�kkiego i ciep�ego dotkn�o moich n�g.
- Aaaaa!!! - wrzasn��em. - Myszy! Myszy!!!
Babcia spojrza�a na mnie surowo:
- Nikt ci� nie nauczy�, �e w takich starych budynkach nie nale�y wrzeszcze�?
- Nnnnnnnnauczy�... - wybe�kota�em - aaaaale mmmmmyszy... albo szczury...
- To nie s� myszy - powiedzia�a babcia. - Zreszt� to wstyd, �eby taki du�y ch�opak ba� si� biednych ma�ych myszek...
...tu babcia odwr�ci�a si�, nachyli�a i powiedzia�a do tego czego�, co sz�o za mn� po schodach, a by�o ciep�e, mi�kkie i najwyra�niej w �wiecie �ywe:
- Znowu tu jeste�cie? Wsz�dzie was pe�no. Czy to Jamajka, Anglia, Wyspa Wielkanocna, czy Hawaje, zawsze jeste�cie...
W�osy stan�y mi d�ba ze strachu. Z kim ta babcia rozmawia?! Obejrza�em si�, ca�y dygoc�c, i... w �wietle czerwonej �ar�weczki, po�yskuj�cej na szczycie babcinej parasolki, zobaczy�em... Nie, no, nie uwierzycie mi! B�dziecie si� ze mnie �mia�, ale m�wi� wam, �e to prawda najprawdziwsza w �wiecie!
- Kra... kra... kra... - zaj�kn��em si�, a babcia zaraz mnie skarci�a:
- W tej chwili przesta� si� j�ka�, ty tch�rzu! Krasnoludki i tyle! Czy nigdy nie widzia�e� zwyk�ego krasnoludka?
- Nnnnnigdy - wyj�ka�em, lecz zaraz, ju� zachwycony, zacz��em babci� wypytywa�: - Ale co one tu robi�? Sk�d si� wzi�y?
Za mn�, g�siego, sz�y po schodach trzy krasnoludki. Mia�y mniej wi�cej po trzydzie�ci centymetr�w wzrostu, siwe brody, czerwone ubranka i w og�le by�y takie, jakie powinny by� porz�dne, prawdziwe krasnoludki. Tyle �e zamiast swych zwyk�ych spiczastych czapeczek mia�y na g�owach krakowskie czapki z pawimi pi�rami.
- One s� we wszystkich starych budynkach, kt�re licz� sobie przynajmniej pi��set lat. Tylko nie ka�dy je widzi - powiedzia�a niedbale babcia, tak jakby sz�o o jak�� najzwyklejsz� rzecz.
- Mnie uczono, �e ich wcale nie ma. Pani wychowawczyni m�wi�a na lekcji, �e krasnoludki s� tylko w bajkach.
- No w�a�nie. Ale s� - powiedzia�a babcia - i czasem, gdy bardzo si� nudz�, wychodz� sobie z bajki na spacer. A wtedy lubi� takie miejsca jak to, tajemnicze, ciemne, niezwyk�e i bardzo stare.
- Daj no cukierka, ma�y - powiedzia� jeden z krasnoludk�w i uszczypn�� mnie w nog�. Pisn��em i oburzy�em si�: jaki ma�y?
- Ty, bo ci� szurn� - powiedzia�em. - Jestem od ciebie ze cztery razy wi�kszy! I nie mam cukierk�w!
- Tylko bez awantur - powiedzia�a babcia i ze swojej ogromnej torby wyj�a ma�� torebk� z mi�t�wkami. Nie powiem, �eby krasnoludki zachowa�y si� grzecznie. Ka�dy wzi�� po kilka naraz, a mnie rodzice uczyli, �e gdy kto� cz�stuje cukierkami, nie wolno wzi�� wi�cej ni� jednego, cho�by si� mia�o nie wiem jak� ch�tk�. Na dodatek drugi z krasnoludk�w burcza� co� o tym, �e mi�t�wki to �takie pod�e cukierki, ma�o s�odkie�. A pierwszy wrzasn�� na mnie:
- Ty, ma�y, nie b�d� wa�niak! Ja mam trzysta pi��dziesi�t lat i dla mnie jeste� szczeniakiem!
- Tch�rz! - rykn�� trzeci grubym g�osem. - Myszy si� boi!
- Bartku, nie zwracaj na nie uwagi - o�wiadczy�a babcia Brygida stanowczo - krasnoludki s� bardzo k��tliwe, ale lubi� pomaga�. Po�wiec� nam pochodniami, bo bateryjka w mojej parasolce ko�czy si�. Musz� j� oszcz�dza�, bo tak� bateryjk� mo�na kupi� tylko na Wyspie Nied�wiedziej, gdzie b�d� dopiero za miesi�c.
Krasnoludki zapali�y pochodnie. Szli�my ci�gle w g�r� i dopiero po d�ugim czasie zacz�o si� rozja�nia�. Dochodzili�my do pierwszych okienek.
- Dalej z wami nie idziemy - powiedzia�y krasnoludki. - Hejnalista umrze ze strachu, gdy nas zobaczy. Taki du�y cz�owiek, a boi si� krasnoludk�w. Kiedy� jeden z nas po�askota� go niechc�cy pod kolanem, to krzycza� tak g�o�no, �e a� ludzie na Rynku patrzyli w g�r�, co si� dzieje. Dajcie tylko jeszcze cukierk�w...
- Nawet tych ohydnych mi�t�wek - mrukn�� najmniejszy.
- �ar�oki - powiedzia�a babcia, ale da�a im ca�� torebk�. Krasnoludki znikn�y.
- Co one tu robi�, babciu? - spyta�em.
- Mieszkaj� sobie, i tyle. Co w tym dziwnego? Prawie wszystkie stare budynki pe�ne s� krasnoludk�w, ale one nie pokazuj� si� byle komu. We mnie czuj� przyjaciela.
Szli�my jeszcze chwil� i ca�kiem ju� by�em zasapany, gdy weszli�my na szczyt wie�y. Tutaj stra�acy chodz� od okna do okna i wygrywaj� co godzin� t� sam� melodi� na cztery strony �wiata. W dole, na Rynku, zawsze gromadz� si� wtedy ludzie, s�uchaj�c hejna�u i wypatruj�c z daleka z�otej tr�bki wysuni�tej przez okienko.
Stra�ak akurat nie gra�. Siedzia� na drewnianej �awie i jad� drugie �niadanie. Wcale si� nie zdziwi� naszym widokiem ani nie zacz�� pyta�, sk�d si� tu wzi�li�my, tylko pi�knie uk�oni� si� babci i rzek�:
- Szanowna babcia Brygida, prawda? Go��bie grucha�y, �e pani przyjdzie popatrze� sobie na Krak�w z g�ry.
- No i jestem - powiedzia�a babcia z zadowoleniem. - Dobre i m�dre te wasze go��bie. Wszystkie ptaki na ca�ym �wiecie zawsze by�y moimi przyjaci�mi. Ale ja nie tyle chc� popatrze�, ile pow�cha�...
Os�upia�em na te s�owa, a stra�ak wcale si� nie zdziwi�, tylko grzecznie uchyli� okienko:
- Prosz�, niech pani sobie w�cha, ile dusza zapragnie. Co prawda, powietrze w Krakowie mamy nie najlepsze, wi�c zbyt g��boko prosz� go nie wdycha�.
...i babcia Brygida zacz�a w�cha�! Nos jej si� wyd�u�y�, ur�s�, a sam czubek tego w cudowny spos�b powi�kszonego nosa zacz�� w�szy� i w�szy� doko�a... Obesz�a babcia wszystkie okienka, wychyla�a si� na wszystkie cztery strony �wiata - wsch�d, po�udnie, p�noc i zach�d - i w�szy�a, w�szy�a, w�szy�a...
- Czuj� u was smoka - powiedzia�a wreszcie - gdzie� tu jest smok...
- Smok?! - krzykn��em. - Co te� babcia opowiada!
- Czuj� siark�, m�j kochany - odpar�a.
- Siark�, prosz� szanownej pani, �mierdzia�y niekt�re nasze fabryki, kopalnie i nadal �mierdz� ni� kot�ownie - wtr�ci� grzecznie stra�ak, ale babcia pokr�ci�a g�ow�.
- Nie, m�j kochany, w jaki spos�b �mierdz� fabryki i kopalnie, to ja wiem. Smoki jednak pachn� inaczej. Lepiej. I ju� wiem na pewno, �e gdzie� w Krakowie �yje smok. Nie b�j si�, ja lubi� smoki i one mnie na og� te�. Przypomnij sobie, kochany, gdzie te� on mo�e mieszka�? Nikt ci nigdy nie m�wi� o krakowskim smoku?
- Mamy w Krakowie Smocz� Jam�, babciu, ale to jama zabytkowa. Jest pod Wawelem, w skale, na kt�rej stoi zamek, i smoka w niej od dawna nie ma - wyja�ni�em, czuj�c przez sk�r�, �e babcia zaraz wymy�li co� nieprawdopodobnego.
- Jest jeden smok, tylko sztuczny, wyrze�biony - wtr�ci� stra�ak. - Ostatni smok w Krakowie, prosz� szanownej pani, zgin�� ze szcz�tem, ��cznie ze sk�r� i z�bami, jakie� tysi�c pi��set lub wi�cej lat temu, za spraw� szewczyka, kt�ry da� mu barana nadzianego trucizn�. Polsk� rz�dzi� wtedy ksi��� Krak, prosz� szanownej pani, ten sam, kt�ry podobno za�o�y� nasze miasto.
- Tak, babciu - przytakn��em. - Smocza Jama jest ca�kiem pusta. Gdyby tak nie by�o, tury�ci baliby si� j� zwiedza�. Owszem, przed wej�ciem do tej jamy stoi wielki smok i bucha ogniem, lecz to jest sztuczny smok.
- Zobaczymy - mrukn�a babcia do siebie - w ka�dym razie jutro, m�j kochany, p�jdziemy do tej Smoczej Jamy. A teraz sp�jrz za okno, spr�bujemy zobaczy�, jak tu dawniej wygl�da�o...
...i babcia wyj�a z torby du�� kraciast� chustk�, wysun�a j� za okno i strzepn�a kilka razy, tak jak trzepie si� obrus. Stra�ak j�kn��: �O rany!� - i wyba�uszy� oczy. Ja te�. Przez okienko ujrzeli�my Krak�w jak na d�oni, ale znikn�y z niego wszystkie reklamy i neony! A my widzieli�my za to resztki starych obronnych mur�w, kt�re nagle, na naszych oczach, zacz�y rosn�� do g�ry! A za tymi murami ujrzeli�my k��bi�ce si� jakie� wojsko! To wojsko by�o dziwnie poprzebierane, wygl�da�o podobnie jak �wita naszego krakowskiego Lajkonika, kt�ry harcuje na Rynku zawsze raz w roku, na wiosn�. �o�nierze mieli okr�g�e futrzane czapy, dzikie, sko�ne oczy i siedzieli na konikach!
- Tatarzy! Tatarzy, ani chybi! - j�kn��em ze zgroz�. - Tatarzy zn�w atakuj� Krak�w! Panie stra�aku, atakuj� nas! - wo�a�em przera�ony.
Stra�ak z�apa� za tr�bk�, krzycz�c: Trzeba ostrzec miasto! - i ju� chcia� gra�, gdy babcia Brygida chwyci�a go za rami�:
- Co pan robi! - zawo�a�a. - Panie stra�aku! Bez paniki! Przecie� jest wp� do drugiej! O tej godzinie nie gra si� hejna�u! Chce pan zrobi� zamieszanie na Rynku?
- Ale Tatarzy! - j�kn�� stra�ak.
- Jacy Tatarzy, nie ma �adnych Tatar�w - burkn�a babcia i jak gdyby nigdy nic znowu machn�a kraciast� chust�.
- Co to by�o? - spyta� stra�ak, jeszcze trz�s�c si� z wra�enia. - Z tej wie�y ju� r�ne rzeczy widzia�em w �yciu, ale czego� takiego jeszcze nie!
- To tylko taka zabawa - o�wiadczy�a spokojnie babcia. - Nazywa si� ona OCZY WYOBRA�NI. Wy dzisiaj macie kino i telewizj�, a ludzie kiedy� mieli tylko OCZY WYOBRA�NI. Gdy kto� chcia�, zawsze m�g� widzie� to, co dzia�o si� kiedy�, bardzo dawno temu. A ta chustka to PRZYSPIESZACZ. Wy dzisiaj powiedzieliby�cie na to �dopalacz�. Dzi�ki temu dopalaczowi widzi si� wszystko dalej i wyra�niej. Chcia�am zobaczy�, co te� tu by�o, zanim ten pi�kny hejna� zacz�to gra�. No i zobaczy�am.
- Ach, babciu! - j�kn��em. - My z panem stra�akiem sami by�my ci to powiedzieli, nie musia�a� od razu �ci�ga� Tatar�w. Co by by�o, gdyby oni nie zechcieli znikn�� z powrotem?
- Zawsze wszystko, co chc�, znika lub si� pojawia - oznajmi�a babcia. - OCZY WYOBRA�NI pokaza�y mi, �e Krak�w by� kiedy� zaatakowany przez Tatar�w, tak?
- Tak jest, prosz� szanownej pani, w trzynastym wieku, dobre siedemset lat temu - odpar� stra�ak. Ale ja ju� nabra�em powietrza w p�uca i szybciutko wyrecytowa�em to, co opowiada�a mi moja mama:
- ...i wtedy w�a�nie z wie�y Mariackiej zobaczy� ich stra�nik miejski, czuwaj�cy, �eby w mie�cie nie by�o po�aru. I zagra� na tr�bce, chc�c ostrzec ludzi. Ale Tatarzyn trafi� go z daleka strza�� z �uku i dlatego melodia nagle si� urwa�a. No i teraz, na pami�tk� tego wydarzenia, hejna� krakowski urywa si�, babciu, zawsze w tym samym miejscu i wydaje si�, �e jest nie doko�czony - pochwali�em si� swoj� wiedz�. A musz� wam powiedzie�, �e bardzo du�o wiem o starym Krakowie, kt�ry by� kiedy� stolic� Polski.
- Teraz rozumiem - powiedzia�a babcia. - Ilekro� s�ysza�am w radiu krakowski hejna�, zawsze my�la�am, �e hejnalista w pewnym momencie dostaje czkawki, i strasznie mnie to ciekawi�o, bo gdyby tylko jeden dosta� czkawki, to rozumiem, ale wszyscy po kolei? Dopiero teraz wiem, o co chodzi.
Popatrzyli�my jeszcze chwil� na Krak�w z g�ry. W dali wida� by�o kopiec Ko�ciuszki ze starymi fortami (na szcz�cie przed przybyciem babci zd��yli go odbudowa�, bo jeszcze niedawno by�o go tylko p�! Ju� widz�, jak bym si� musia� wstydzi�!). Wis�a toczy�a swoje m�tne wody i wyrasta�y w niebo wie�owce szarych osiedli, otaczaj�cych zewsz�d stare miasto.
- Idziemy na lody i ciastka - o�wiadczy�a babcia i lekcewa��co machn�a r�k� w stron� tych blok�w. - No c�, takie bloki s� wsz�dzie, a taka wie�a i rynek naprawd� s� tylko jedne, jedyne w ca�ej Polsce, a mo�e i na �wiecie.
Pi�knie po�egnali�my si� ze stra�akiem i ju�, ju� chcia�em p�j�� w kierunku schod�w, gdy babcia mnie zatrzyma�a:
- Za du�o jest tych stopni, to jednak m�cz�ce dla ciebie - oznajmi�a. - Prze�a� przez okienko.
Zdr�twia�em. Za okienkiem zia�a kilkudziesi�ciometrowa przepa��!
- Bababababababciu... - wyj�ka�em, ale babcia szybko otwar�a parasolk�, wysun�a j� przez okienko, sama prze�lizgn�a si� w �lad za parasolk� i ju� wisia�a w powietrzu!
- No, po�piesz si�, bo jestem troch� g�odna - powiedzia�a stanowczo. - Daj r�k�, jak si� boisz...
Nie namy�la�em si� wi�c d�u�ej i wskoczy�em na parapet, a stamt�d hop! do babci! Z�apa�em obur�cz parasolk� i trzymaj�c j� razem, zacz�li�my powoli, �agodnie opada� w d�.
Gdyby teraz pojawi� si� policjant... - pomy�la�em i oczywi�cie policjant by�. Sta� na p�ycie Rynku i gapi� si� na nas, w g�r�. Wyl�dowali�my tu� ko�o niego!
- Zapomnia�am zrobi� nas niewidzialnymi - mrukn�a babcia jakby do siebie. - Na og� nikt mnie nie widzi.
Pan policjant zasalutowa� i rzek� uroczy�cie:
- Rynek krakowski, jako obiekt zabytkowy, jest zamkni�ty dla wszelkich pojazd�w. Nie wolno po nim je�dzi� samochodami, a c� dopiero na jakiej� miotle! Jestem zmuszony ukara� pani� mandatem! Dobrze, �e nie wyl�dowa�a pani na Sukiennicach lub na stoiskach krakowskich przekupek, bo mandat by�by podw�jny!
- A gdzie� to, zdaniem pana policjanta, jest ta miot�a? - spyta�a nieco wynio�le babcia, sk�adaj�c parasolk�.
- Hm... no tak... - pan policjant wyra�nie zmiesza� si�. - Miot�a by�a i nagle jej nie ma. Dziwna sprawa. M�g�bym za��da� mandatu, ale w tej sytuacji... hm... no... Mo�e trzeba w czym� pom�c?
- Owszem - odpar�a babcia, mile u�miechaj�c si�. - Gdzie tu s� dobre lody?
- Chyba u Noworola - powiedzia� policjant i wskaza� r�k� barwne parasole rozpi�te na Rynku przed star�, zabytkow� kawiarni� w Sukiennicach, kt�ra nazywa si� tak jak dawny w�a�ciciel �Noworolski�.
Pan policjant znowu zasalutowa�, patrz�c jednak podejrzliwie na czerwon� parasolk� babci, a my poszli�my w stron� kawiarni.
- Jeste� chyba troch� zm�czony - powiedzia�a babcia, zamawiaj�c u pani kelnerki cztery ciastka, dwie pepsi-cole i lody. - Zjedz to i na dzisiaj dosy�. Jutro z samego rana zjawi� si� u ciebie i p�jdziemy do Smoczej Jamy odwiedzi� smoka...
- Smok�w nie ma, babciu - powiedzia�em i lekko ziewn��em. Zm�czy� mnie ten dziwaczny dzie�. Nagle co� mnie po�askota�o w nog�. Spojrza�em - na ziemi, pod moim sto�kiem, jak gdyby nigdy nic, sta�y krasnoludki. Ju� nawet si� nie zdziwi�em. Nie mia�em na to si�y. - Smok�w naprawd� nie ma, babciu - powt�rzy�em, ziewaj�c.
- M�wi�e�, �e krasnoludk�w te� nie ma, a jednak s� i w�a�nie ci�gn� ci� za nogawk�. Ze smokami te� tak b�dzie.
Troch� wystraszy�em si� na my�l o smoku ci�gn�cym mnie za nogawk�, ale zaraz roze�mia�em si� w duchu. Krasnoludki, od biedy, mog� sobie by�, ale smoki na pewno nie!
- Daj lod�w! - pisn�� tymczasem pierwszy krasnoludek.
- Daj ciastko! - krzykn�� drugi.
- A ja chc� lody, ciastko i pepsi! - wrzasn�� ten trzeci i wszystkie trzy szybko wlaz�y na nasz stolik.
- Oczywi�cie, przysz�y za nami - mrukn�a babcia, jakby niezadowolona, ale u�miecha�a si� do mnie. - Us�ysza�y, �e idziemy na lody, a s� okropnie �akome. Dawniej krasnoludkom wystarczy� byle okruszek chleba i kropelka wody �r�dlanej, a dzi� chc� lod�w, ciastek i pepsi!
- Wody �r�dlanej ju� nie ma, babciu, s� tylko brudne rzeki - wyja�ni�em i ziewn��em. - Nie wiem, czy do kawiarni wolno wchodzi� z krasnoludkami, bo na przyk�ad z psami nie wolno - wymamrota�em, tr�c oczy. Coraz bardziej chcia�o mi si� spa�. - Przyjdzie pani kelnerka i zacznie na nas krzycze� za te krasnoludki na stoliku. Doro�li tak cz�sto krzycz� bez powodu...
- Nie martw si�, nikt ich nie zauwa�y - powiedzia�a babcia. - A teraz marsz do ��ka! Raz, dwa, trzy i ju� �pisz!
...i nagle poczu�em, �e le�� na tapczanie w swoim pokoju, przykryty po uszy ko�dr�. By�em ca�y spocony, bola�o mnie gard�o i drapa�o w nosie.
�Zaraz kichn� - pomy�la�em. - Pewnie, jak si� je lody, maj�c gryp�...�
Pochylona nade mn� mama zapyta�a:
- Spa�e� ca�y czas?
- O, nie - wymamrota�em, bo oczy same mi si� zamyka�y. - Dopiero teraz usn�. By�em na wie�y Mariackiej, na samym szczycie, i lata�em nad Rynkiem na parasolce...
Mama pokiwa�a g�ow�, da�a mi aspiryn� i szepn�a do tatusia:
- Musi mie� wysok� gor�czk�. S�ysza�e�, jak bredzi?
Ju�, ju� chcia�em zawo�a�, �e to przecie� prawda, najprawdziwsza prawda, ale w por� przypomnia�em sobie, co m�wi�a babcia Brygida: .....rodzice wcale nie musz� wiedzie� o naszej wyprawie...�
�Mo�e nawet nie powinni�, pomy�la�em.
Jutro mamy i�� z babci� do Smoczej Jamy, na co ani tata, ani mama nigdy by nie pozwolili. Mia�em przecie� le�e� w ��ku. I my�l�c ju� o jutrzejszym dniu, usn��em twardo jak kamie�.
ROZDZIA� TRZECI
o wyprawie do Smoczej Jamy
Nazajutrz obudzi�em si� wcze�niej. Zwykle mama �ci�ga mnie na si�� z ��ka, gro��c, �e sp�ni� si� do szko�y, a ja kurczowo naci�gam ko�dr� na g�ow� i nie chc� spod niej wyj��. Tym razem zerwa�em si� tak wcze�nie, �e nawet tata jeszcze spa�. Wprost nie mog�em doczeka� si�, �eby wszyscy wreszcie poszli sobie z domu.
- Sp�nisz si� do pracy! - wo�a�em kolejno do taty i mamy, pop�dza�em Ka�k�, wiedz�c, �e babcia Brygida lada moment mo�e zadzwoni� do drzwi. Nareszcie sobie poszli. Najpierw tata, potem Ka�ka i na ko�cu mama. Ledwo zamkn�y si� za ni� drzwi - us�ysza�em dzwonek. Pogna�em do przedpokoju. Tak, to by�a babcia Brygida. Dzi� mia�a na g�owie fantastyczny, wielki kapelusz, a do tego pumpy, czerwone podkolan�wki, adidasy i t� sam� zaczarowan� parasolk�. Jej torba zawieszona na ramieniu by�a jeszcze pot�niejsza i najwyra�niej ci�ka.
- Gotowy jeste�, wnuczku? - spyta�a, ca�uj�c mnie na przywitanie. Pachnia�a czekolad�, bananami, lodami, sma�onym kurczakiem, mizeri� ze �mietan�, pierogami z wi�niami, s�owem, wszystkim, co najlepsze w �wiecie. Bardzo �adnie pachnia�a babcia Brygida. Nie wszyscy doro�li maj� taki zapach.
- Babciu, ale ja mam gor�czk� i nadal boli mnie gard�o - wyzna�em. �miejcie si� ze mnie, je�li chcecie, ale nie potrafi� k�ama�. Gdy k�ami�, zawsze si� czerwieni� jak burak lub jak dziewczyna.
Babcia u�miechn�a si� - i znowu tajemniczo pomacha�a r�kami nad moj� g�ow�, tak jak wczoraj.
- Ju� nic ci nie dolega. Idziemy do Smoczej Jamy, pami�tasz?
Oczywi�cie, �e pami�ta�em. Czy mo�na by�o zapomnie�, co babcia powiedzia�a na wie�y? Przecie� twierdzi�a, �e czuje zapach smoka! Roz�mieszy�o mnie to. Owszem, smoki - je�li s� - na pewno maj� jaki� zapach, ale, moim zdaniem, babcia poczu�a zapach huty, odleg�ej kopalni lub elektrowni, kt�ry dla kogo� nie przyzwyczajonego jest okropny. Kto wie, mo�e w�a�nie tak pachnia�y smoki - kiedy�, przed wiekami?
Szybciutko ubra�em si� i znowu na wy�cigi pognali�my schodami. Oczywi�cie babcia by�a pierwsza. Chwilami wydawa�o mi si�, �e nie skacze po schodach, ale unosi si� nad nimi, a po naszym locie na parasolce wszystko wydawa�o si� mo�liwe.
Na ulicy babcia rozejrza�a si� wok�. Ulica Floria�ska jest bardzo �adna, ruchliwa, pe�no na niej ludzi i kolorowych sklep�w.
- Kt�r�dy p�jdziemy, �eby by�o ciekawie? - spyta�a.
- Och, babciu, tylko Drog� Kr�lewsk�!
Nie wiem, czy wiecie, ale mamy w Krakowie Drog� Kr�lewsk�, kt�r� w dawnych czasach ka�dy polski kr�l jecha� na koronacj�. T�dy je�dzili te� kr�lewscy go�cie i rycerze. Kr�l�w ju� nie ma, a nazwa zosta�a. Droga Kr�lewska zaczyna si� przy Bramie Floria�skiej, kt�ra ma przynajmniej siedemset lat. Wtedy ca�y Krak�w by� wiele razy mniejszy. Otacza�y go warowne mury z bramami i w�a�nie ta, na pocz�tku ulicy Floria�skiej, stoi do dzi�. Kr�lowie ze swym orszakiem jechali ulic� Floria�sk� w stron� Rynku, mijali ko�ci� Mariacki i dalej ulicami Grodzk� i Kanonicz� prosto na Wawel.
Babci bardzo spodoba�o si�, �e p�jdziemy Drog� Kr�lewsk�, ale powiedzia�a, �e jak na t� uroczyst� tras�, jeste�my ubrani niezbyt elegancko.
- Te moje pumpy... - mrukn�a skrzywiona - ta twoja koszula w krat� i d�insy... Tam kr�lowie, a tu my, jak byle obdartusy. To dobre na wie�� czy nawet dla smoka, ale nie do�� dobre dla kr�l�w i Kr�lewskiej Drogi...
Ani si� obejrza�em, a babcia machn�a mi nad g�ow� swoj� chustk�. W sekund� p�niej zrobi�a to samo nad sob� i... zg�upia�em do szcz�tu!!! Przede mn� sta�a babcia, ale w jak�e zmienionej postaci! Mia�a na sobie wspania�� d�ug� sukni� z czerwonego aksamitu i na to ma��, futrzan� pelerynk�! A na g�owie wspania�y kapelusz z pi�rami!
- Babciu, o rany, jak ty wygl�dasz! - zdumia�em si�, ale bez zachwytu. Wygl�da�a fantastycznie, ale jak na krakowsk� ulic� w dwudziestym pierwszym wieku to, szczerze m�wi�c... hm... by� ten str�j odrobin� dziwaczny.
- Sp�jrz lepiej na siebie - powiedzia�a babcia z dum�. Opu�ci�em g�ow� i struchla�em: mia�em na sobie aksamitne ubranko, kr�tkie spodenki i bia�e po�czochy! Ja, dziewi�cioletni, doros�y ch�opak, ucze� trzeciej klasy, mia�em bia�e po�czochy, jak ma�a dziewczynka! A pod szyj� - nie uwierzycie, ale pod szyj� mia�em taki wielki k��b koronek!
Nie zdo�a�em si� opanowa� i - wyznam wam szczerze - rykn��em straszliwym p�aczem:
- O rany, babciu! Zr�b co�! Wygl�dam jak dziewczynka! Gdyby mnie spotka� jaki� kumpel z klasy, to chybabym umar� ze wstydu! Babciu!
Babcia w oszo�omieniu s�ucha�a mojego p�aczu. By�a najwyra�niej przekonana, �e b�d� zadowolony. Tymczasem wok� nas zebra� si� ju� prawdziwy t�um. Jedni przechodnie stukali si� palcem w czo�o, najwidoczniej bior�c nas za wariat�w. Inni �miali si� g�o�no, zadowoleni, �e dzieje si� co� niezwyk�ego. Jaka� kobieta szarpa�a babci� za tren jej sukni, chc�c sprawdzi�, z jakiego jest materia�u.
- Czy to naprawd� aksamit? Czy syntetyczne? - pyta�a natarczywie.
Inna wo�a�a na ca�� ulic�:
- To aktorzy! Aktorzy! Pewnie kr�c� film!
Jaki� ch�opak z dziewczyn� krzyczeli, �e chc� od nas autografy (nie wiem, czy wiecie, ale autograf to podpis bardzo s�awnego cz�owieka - i to ja mia�em by� s�awnym cz�owiekiem!).
T�um narasta�, wszyscy krzyczeli, machali r�kami, szarpali nas za ubranie. I wtedy zdenerwowana babcia Brygida szepn�a mi do ucha:
- �ap za parasolk�!
Ju� wiedzia�em, o co chodzi. Chwyci�em r�czk� parasolki tu� obok babcinych d�oni - i unie�li�my si� w g�r�.
- To UFO! UFO! UFO! - zacz�li krzycze� ludzie. - Patrzcie, kosmici!
- Tak, kosmici! Lec� tam! O, tam!
Lecieli�my coraz wy�ej i wy�ej. Straci�em z oczu ulic� Floria�sk�. Potem zacz�li�my opada�, ale - rzecz ciekawa - ju� nikt nas nie zauwa�y�. Babcia zrobi�a t� swoj� �zas�on�, dzi�ki kt�rej stali�my si� na kr�tko niewidoczni dla ludzkich oczu. Wyl�dowali�my wi�c na p�ycie Rynku G��wnego bez �adnego zamieszania. Tym razem nie spostrzeg� nas nawet pan policjant.
Gdy stan�li�my na Rynku, babcia zn�w by�a w pumpach, a ja w d�insach. Pewnie si� zdziwicie, ale te pumpy nie budzi�y zbyt du�ej sensacji w naszym mie�cie, przywyk�ym do najdziwniejszych stroj�w. Tylko z kilometrami aksamit�w babcia troch� przesadzi�a.
Wyl�dowali�my blisko Wierzynka. Szybciutko pochwali�em si� swoj� wiedz�:
- Ten dom, babciu, zbudowany by� w czternastym wieku i w�a�nie w nim pewien bardzo bogaty krakowski mieszczanin, Miko�aj Wierzynek, wyda� uczt� dla kr�l�w i ksi���t, kt�rzy w 1364 roku przyjechali do naszego miasta. Do tej restauracji zaprasza�o si� zawsze wszystkich najwa�niejszych go�ci. Ale ja, niestety, nie mam pieni�dzy, �eby ci� zaprosi� nawet do McDonalda...
- Nie szkodzi, na pewno smok nas czym� pocz�stuje - powiedzia�a niedbale babcia.
Nie wytrzyma�em i parskn��em �miechem. Babcia spojrza�a zezem:
- Ten si� �mieje, kto si� �mieje ostatni. To jest, zdaje si�, polskie m�dre przys�owie, prawda? Krasnoludki te� s�, twoim zdaniem, tylko w bajkach...?
Zamilk�em. Krasnoludki to krasnoludki. Od biedy mo�na w nie uwierzy�, bo s� takie malutkie, �e nie ka�dy mo�e je dostrzec. Ale smok...?! Smoki chyba musz� by� wielkie?
Szli�my sobie wolno ulic� Grodzk�. Skr�cili�my w Kanonicz�. Pewnie nie wiecie, ale ulica Kanonicza jest najpi�kniejsz� ulic� w ca�ej Polsce! Stoj� przy niej ma�e, bardzo stare kamieniczki, pochodz�ce a� z trzynastego wieku. Podobno jeszcze wcze�niej, nie wiem, mo�e i z tysi�c lat temu, by�a tu stara s�owia�ska osada, nazywa�a si� Ok�, bo zbudowano j�, jak nazwa wskazuje, wok� Wawelu. Na Kanoniczej wszystkie kamieniczki kolejno by�y odnawiane - a pomaga�a w tym ca�a Polska.
Powoli spomi�dzy starych dom�w wy�ania�o si� wawelskie wzg�rze. Babcia na widok Wawelu a� przystan�a z zachwytu. Nasz Wawel ma wspania�e baszty i wie�e, mury obronne i strzelnice, stoj� tam nawet najprawdziwsze armaty! Takiego zamku kr�lewskiego jak Wawel to chyba nie ma w ca�ym �wiecie!
Babcia wyj�a z torby kolorow� chustk� i machn�a ni� w powietrzu:
- Trzeba to zobaczy� OCZAMI WYOBRA�NI - powiedzia�a... i nagle ulice z g�adkich zmieni�y si� w brukowane tward� kostk� z kamienia; ulicami szli mieszczanie i prze�liczne mieszczki w bogatych strojach, na koniach jechali gro�ni rycerze. Wtem drog� na Wawel zast�pili nam stra�nicy z halabardami! By�o to niesamowite! Co prawda, ju� si� tak nie dziwi�em, znaj�c troch� mo�liwo�ci mojej babci.
Jaka� mieszczka w szerokiej, d�ugiej sukni i w czepku zobaczy�a nas i krzykn�a, wskazuj�c palcem na babci� Brygid�:
- C� to?! Patrzajcie, jak ona wygl�da! Bia�og�owa w pludrach! Co za wstyd! Ludzie! Patrzajcie! Wied�ma jakowa�! Do ciemnicy z ni�!
Zadr�a�em ze strachu, ale babcia zn�w machn�a chustk� - i ju� stali�my sobie spokojnie pod Wawelem, znikn�li mieszczanie, mieszczki, stra�nicy i rycerze... Sznur samochod�w mkn�� jak zwykle tras� wzd�u� Wis�y. Odetchn��em.
- No i gdzie ta Smocza Jama? - spyta�a babcia, jakby nic si� nie sta�o.
- Pomy�l, babciu, przez twoje spodnie mogli�my prze�y� niebezpieczn� przygod� - westchn��em. - Wtedy gdy nie trzeba, ubierasz si�, babciu, w d�ugie suknie, a gdy grozi nam niebezpiecze�stwo, stoisz sobie w najlepsze w tych pumpach!
- Spodnie to bardzo praktyczny str�j - powiedzia�a. Przyzna�em jej racj�.
Nie wyobra�am sobie ani siebie, ani babci w sukience. Jak by�my wygl�dali, l�duj�c z nieba na parasolce! Gdyby jeszcze by� wiatr...
Tajemnica pump�w wyja�ni�a si�. Rzeczywi�cie, te pumpy s� najlepsze do latania.
Poszli�my wzd�u� wawelskiego wzg�rza w prawo i w ci�gu paru minut byli�my ko�o Smoczej Jamy. Wspania�y rze�biony smok sta� na tylnych �apach i zia� co jaki� czas ogniem. Jest to �wietny widok i zawsze podziwia go jaka� grupka turyst�w.
- Masz swego smoka, babciu... - powiedzia�em troch� z�o�liwie.
- Owszem, nawet podobny do prawdziwego, tylko �e te prawdziwe s� bardziej zielone... - odpar�a zamy�lona.
Smocza Jama, do kt�rej wej�cie znajdowa�o si� w g��bi, przyci�ga�a sympatycznym p�mrokiem. Sympatycznym, bo rozja�nionym przez elektryczne lampy. Takich zupe�nych ciemno�ci to ja zbytnio nie lubi�.
- Wchodzimy - o�wiadczy�a babcia i nagle zobaczy�em, �e jej nos znowu ro�nie, powi�ksza si� i zaczyna miarowo porusza�, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo! Babcia najwyra�niej w �wiecie za czym� w�szy�a...
- Id� za mn� - powiedzia�a energicznie. Ruszy�a tak szybko, �e ledwo mog�em nad��y�. Skr�cali�my, to znowu szli�my prosto, tak jak nas prowadzi� korytarz. W pewnej chwili babcia stan�a i zacz�a w�szy� ju� tak g�o�no, �e echo nios�o si� w Smoczej Jamie! Rozejrza�a si� wok� i szepn�a:
- Nikt nie idzie?
- Nikt - szepn��em, troch� wystraszony.
I wtedy babcia podnios�a do g�ry parasolk�! Parasolka za�wieci�a czerwono i w jej blasku ujrza�em, �e na samej g�rze w prawej �cianie w�skiego korytarza znajduje si� jaki� niewielki otw�r! Akurat taki, �eby m�c si� z trudem przecisn��...
- Hm... hm... - zamrucza�a babcia jakby do siebie - wspinaczka jest ma�o wygodna, a mo�e nawet niemo�liwa. Na parasolk� za ma�o miejsca. Rozp�dzimy si� i hukniemy g�owami w strop.
Rzeczywi�cie, na parasolce startowa�o si� jak samolotem odrzutowym! Miejsca na taki start to tu nie by�o.
- No, wskakuj na barana! - o�wiadczy�a wreszcie babcia. Zd�bia�em. �adnego barana nie widzia�em, a nie przypuszcza�em, �eby babcia, by�o nie by�o starsza pani, za��da�a ode mnie, bym wskoczy� jej na plecy!
- No, po�piesz si� - zdenerwowa�a si� babcia - przecie� mo�e kto� nadej��! Wskakuj na barana, potem staniesz na moich ramionach i wleziesz do tej dziury!
Nie pozostawa�o mi nic innego, jak tylko pos�ucha�. Wskoczy�em wi�c na babcine plecy, a potem zacz��em si� wdrapywa� na ramiona. Wkr�tce ju� sta�em na jej barkach i tu� przed nosem mia�em ponury, mroczny i tajemniczy otw�r...
- W�a� tam - szepn�a babcia zduszonym g�osem - no, szybciej! Z�ap si� r�kami za brzeg tej dziury i w�a�!
Zrobi�em, jak kaza�a. Tkwi�em teraz w w�skim, ciemnym korytarzyku, prowadz�cym chyba daleko w g��b wawelskiego wzg�rza. Troch� si� ba�em...
- Babciu, a ty? - spyta�em wystraszony. Wola�em, �eby jednak by�a przy mnie. Tymczasem z oddali dobieg�y weso�e g�osy. Chyba zbli�a�a si� jaka� wycieczka...
Ojej, babcia nie zd��y si� wdrapa�, pomy�la�em, ale w tej chwili babcia podskoczy�a! I to jak podskoczy�a! Chyba ze cztery metry w g�r�! Wysiada�y przy niej wszystkie �wiatowe gwiazdy sportu! Za taki skok babcia mia�aby z�oty medal na olimpiadzie! W jednej sekundzie znalaz�a si� ko�o mnie - i teraz oboje kucali�my, bo korytarzyk byt niski i w�ski.
- P�jd� pierwsza - powiedzia�a, co zabrzmia�o troch� �miesznie, bo o normalnym chodzeniu nie by�o mowy. Czo�gali�my si� na czworakach, babcia najpierw, a ja za ni�.
- Mo�e za�wie�, babciu, parasolk�, b�dzie ra�niej - poprosi�em.
- Mnie jest ra�no, a bateryjka ju� si� ko�czy, przecie� m�wi�am ci wczoraj - odburkn�a. - Takie bateryjki mo�na kupi� tylko na Wyspie Nied�wiedziej, a tam b�d� dopiero za miesi�c, gdy zachoruje m�j tamtejszy wnuk. Wcze�niej musz� lecie� na Wysp� Wielkanocn�, poniewa� wnuk z tej wyspy b�dzie chorowa� zaraz po tobie...
�Babcia Brygida ma ogromn� ilo�� wnuk�w�, pomy�la�em nawet bez zdziwienia.
Szli�my na czworakach ju� kilkana�cie minut. Przed samym nosem mia�em grube gumowe podeszwy babcinych adidas�w - i jako� przesta�em si� ba�. Te adidasy wygl�da�y tak zwyczajnie...
Co najmniej po p�godzinie czo�gania si� w�ski korytarzyk zacz�� si� jakby poszerza�. Jeszcze troch� i mogli�my i�� tylko pochyleni. I nagle...
- Och! O rany! - zawo�a�em pe�en zachwytu... i grozy. Sam nie wiedzia�em, czego by�o wi�cej. Przed nami widnia�a wielka pieczara, rozja�niona czerwonym, jaskrawym �wiat�em. To �wiat�o bi�o od najprawdziwszego w �wiecie smoka! Smok by� zielony, mia� wielki, pokryty �uskami tu��w, d�ugi, gruby ogon - i a� trzy g�owy! Z pyska - a w�a�ciwie z trzech pysk�w na przemian - bucha� ogie�. I w�a�nie ten ogie� roz�wietla� pieczar�!
- Babababababciu... - wyj�ka�em, ale babcia wcale nie zwraca�a na mnie uwagi.
- Smoczek, smoczunio... - powiedzia�a �agodnie i z czu�o�ci�. - Czu�am, �e tu jeste�.
��adny mi �smoczek�...� - j�kn��em w duchu. - Ogromny potw�r!
- Czy to rzeczywi�cie ty, Brygido? - rykn�� rado�nie smok, a� echo odbi�o si� od �cian pieczary, a mnie wydawa�o si�, �e to nie g�os, lecz grzmot! Podskoczy�em z wra�enia, a smok rycza� dalej:
- Droga Brygido, czu�em, �e mnie kiedy� odwiedzisz, cho� nie wiedzia�em, kiedy to nast�pi. My�la�em, �e mo�e za tysi�c lat, mo�e za pi��set, a mo�e dopiero za nast�pne dwa tysi�ce lat? Czeka�em bardzo niecierpliwie.
Babcia spostrzeg�a moje oszo�omione spojrzenie i �askawie wyja�ni�a:
- Smoki, drogi wnuczku, �yj� �rednio pi�� tysi�c