2422
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2422 |
Rozszerzenie: |
2422 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2422 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2422 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2422 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JOANNA CHMIELEWSKA
WY�CIGI
Motto:
�ycie bez nami�tno�ci
jest nic nie warte.
Wszystko w tym utworze jest, oczywi�cie, wyssane z palca, a jakakolwiek zbie�no�� z rzeczywisto�ci� powsta�a najzupe�niej przypadkowo.
Znawc�w tematu uprzejmie informuj�, �e imiona koni pozwoli�am sobie w pewnym stopniu wymy�la� i przegl�danie starych program�w nie ma �adnego sensu.
Z powa�aniem
autorka
Miecio gl�dzi� brednie straszliwe.
- Mieciu, przesta� - poprosi�am grzecznie. - Bo ci� gwizdn� w to g�upie ucho i zrobi� ci co� z�ego. Nie mog� tego s�ucha�!
Jurek, m�j powinowaty, odwr�ci� si� w fotelu przede mn�.
- Ty, s�uchaj, czy on jest normalny? - spyta� podejrzliwym szeptem.
- Kto?
- Ten. No, ten. Co tu siedzia�...
Miecio oddala� si� w�a�nie, rado�nie chichocz�c.
- Nie - powiedzia�am stanowczo. - To znaczy w �yciu prywatnym owszem, ale tu go opada aberracja umys�owa. S�ysza�e� przecie�.
Jurek pokr�ci� g�ow� ze zgorszeniem i zarazem podziwem, widocznie rozmiar mieciowej aberracji wyda� mu si� imponuj�cy, po czym odwr�ci� si� ku szybie. Pan Marian wyla� herbat� cz�ciowo sobie na buty, a cz�ciowo na program i lornetk� i natr�tnie domaga� si� �cierki. Przysz�a pani Jadzia i wytar�a parapet, wyra�aj�c mu pob�a�liwe wsp�czucie.
Siedzia�am na swoim miejscu z�a jak piorun i usi�owa�am wzbudzi� w sobie chocia� odrobin� ch�ci dzia�ania. Powinnam i�� do dyrektora i powiedzie� mu, co widzia�am, i nawet mia�am na to ochot� przed gonitwami, ale dyrektora wtedy jeszcze nie by�o, a teraz przesz�o mi radykalnie. Niezwyk�e i podejrzane zjawisko ca�kowicie przesta�o mnie obchodzi�, musia�am najpierw pogodzi� si� z w�asnym skretynieniem i opanowa� furi� na siebie sam�. Wiedzia�am przecie�, ze w tej pierwszej gonitwie do g�owy, �e widz� Derczyka, gdyby nie jego wyj�tkowa aparycja. By� mianowicie nieziemsko rudy i przera�liwie piegowaty, przy czym rudo�� by�a tak jaskrawa, �e oczy bola�y patrze�. W s�o�cu jego pokryta obfitymi loczkami g�owa l�ni�a niczym latarnia i dostatecznie cz�sto ogl�da�am ten widok, �eby go dok�adnie zapami�ta�. Twarz dojrza�am niewyra�nie i nie przygl�da�am si� jej ze zbyt wielk� uwag�, zawiera�a w sobie bowiem elementy sprzeczne z poczuciem estetyki, po�yskuj�ce czerwono uw�osienie wystarczy�o mi najzupe�niej. Tylko ca�kowita niewiara w to co widz� sprawi�a, �e nie krzykn�am, nie zemdla�am i nie run�am przed siebie na o�lep poprzez zielska, bagienko i pokrzywy. Obesz�am zagajnik dooko�a i po�piesznie wr�ci�am do pawilonu.
Ci�gle nie ufaj�c w�asnym oczom, obejrza�am wywieszone na �cianie listy je�d�c�w. Derczyk jecha� w drugiej gonitwie, jego nazwisko widnia�o na kartce jak byk. Sta�am tam jeszcze, kiedy podszed� goniec i na papierku z drug� gonitw� zawiesi� inny. Na tym innym zamiast Derczyka zapisany by� starszy ucze� Gomorek.
- A dalej? - spyta�am z zainteresowaniem.
- Co dalej? - zaciekawi� si� goniec podejrzliwie.
- W nast�pnych gonitwach. Zamieniony Derczyk na Gomorka w drugiej, ale Derczyk jedzie jeszcze w nast�pnych. O, w czwartej...
- Nie ma dyspozycji. Zreszt�, mo�e on jeszcze przyjdzie. By�am absolutnie pewna, �e nie przyjdzie. Zacz�am si� zastanawia�.
W ka�dym innym miejscu i w ka�dych innych okoliczno�ciach bez chwili namys�u i nie zwlekaj�c, zawiadomi�abym byle kogo o smutnym fakcie znalezienia w berberysie znajomych zw�ok. Teraz jednak zawaha�am si�. A co b�dzie, je�li wie�� si� rozejdzie i bodaj cz�stka zgromadzonego tu t�umu runie na ��czk� i do zagajnika? Co b�dzie, je�li, nie daj Bo�e, wstrzymaj� gonitwy? Co b�dzie, je�li zabior� st�d jedn� osob�, mnie, jako najwa�niejszego �wiadka i nie pozwol� mi uczestniczy� w ulubionej rozrywce?
Na dobr� spraw�, jedyne prawdopodobne by�o to ostatnie. �adne wstrzymanie gonitw nie wchodzi�o w rachub�, przy samej pr�bie obecne tu spo�ecze�stwo by�oby zdolne do rozniesienia trybun na drobne kawa�ki. Po ��ce r�wnie� nikt lata� nie b�dzie, zaj�ci s� czym innym i nie maj� g�owy do drobiazg�w. Mnie mog� zabra�, owszem... Ponadto dostrzeg�am nagle jeszcze jeden aspekt sprawy, jestem w tej chwili jedyn� osob�, kt�ra wie bez najmniejszych w�tpliwo�ci, �e Derczyk w czwartej gonitwie nie pojedzie. Nie pojedzie tak�e i w sz�stej. Mam szans� zrobi� maj�tek, graj�c tripl� na konie po Derczyku, mo�e lepiej troch� pomilcze�...?
Najpierw zrezygnowa�am ze zrobienia maj�tku, nie dlatego, �e �erowanie na nag�ym zej�ciu Derczyka mog�oby by� nietaktowne, przeciwnie, wydawa�o mi si� ze wszech miar godziwe i s�uszne, tylko z dw�ch innych przyczyn. W pi�tej gonitwie, kt�ra musia�aby wchodzi� w sk�ad tripli, sz�o 9 koni i nie by�o si�y, nale�a�o gra� �cian�, to jedno, a po drugie przed kas� triplow� k��bi� si� dziki t�um. Nie znosz� t�oku, od razu zniech�ci�o mnie to do pomys�u.
Nast�pnie zrezygnowa�am z kamiennego milczenia. Przysz�o mi do g�owy, �e tego Derczyka znajdzie w ko�cu kto� inny, zrobi si� afera i m�j pobyt za fontann� stanie si� powszechnie znany. Udepta�am tam dooko�a tyle trawy, �e nikt nie uwierzy w przeoczenie elementu b�d� co b�d� du�ego i padn� na mnie B�g wie jakie podejrzenia. Nie, za wiele ryzyka.
Postanowi�am za�atwi� to jako� cicho, kameralnie i dyskretnie. Iekarz jest na miejscu, policja, je�li przyjedzie, nie zwr�ci na siebie �adnej uwagi, wzywanie niegdy� milicji, teraz policji, przez megafon odbywa si� tak cz�sto, �e nikt si� tym nie interesuje. Sensacji da si� unikn��...
- Co to, Gomorek? - powiedzia� nagle kto� obok z wielkim zainteresowaniem. - Nie Derczyk? To zmienia posta� rzeczy...
- Derczyk nie jedzie? - o�ywi� si� kto� drugi. - No to chyba ten ko� ma szans�...?
Ca�y czas rozmy�la�am, stoj�c pod wywieszonymi na �cianie listami je�d�c�w. Podj�wszy decyzj�, porzuci�am tablic� i uda�am si� na poszukiwanie dyrektora.
Od pani Zosi dowiedzia�am si�, �e dyrektora jeszcze nie ma, przyjedzie nieco p�niej. Zast�pcy te� nie ma i dzisiaj nie b�dzie. �le si� uk�ada�o, pomy�la�am o kierowniku mitingu, zajrza�am gdzie popad�o i poinformowano mnie, �e kierownik mitingu poszed� do rachuby. Rachuba znajdowa�a si� daleko. Zosta� mi ju� tylko jeden przytomny cz�owiek, by�y s�dzia- starter, kt�ry m�g� wzi�� spraw� w r�ce i poprowadzi� j� z sensem. Konie chodzi�y po paddocku, opu�ci�am pawilon dyrekcji i uda�am si� do biur.
Nikt z p�taj�cych si� w przej�ciu pomi�dzy budynkami nie umia� odpowiedzie� mi na pytanie, czy jest Jeremiasz. Nie zdziwi�o mnie to, pyta�am do�� beznadziejnie. Zaczyna�a si� gra, dla graczy Jeremiasz nie by� interesuj�cy, nigdy w �yciu nie udzieli� nawet cienia informacji o formie i szansach koni, o uk�adach, umowach i spiskach, sam nie gra�, gr� si� nie zajmowa� i by� z tego znany od lat. Nikogo nie obchodzi�o, czy Jeremiasz jest, czy go nie ma.
Dotar�am prawie do drzwi biurowca, kiedy wybieg� z nich jaki� ch�opczyk. Musia� by� miejscowy. Z�apa�am go.
- S�uchaj, nie wiesz, czy jest tam pan Jeremiasz?
- Nie - odpar� ch�opczyk. - Tak. Nie wiem. By�, ale poszed�.
Ci�ko dysza�, trz�s� si� i rzuca� na wszystkie strony sp�oszone spojrzenia. Zaskoczona, zorientowa�am si� nagle, �e ten ch�opczyk �miertelnie si� czego� boi. Obejrza� si� na wej�cie do budynku, wyrwa� mi si� z r�k i uciek�. Pop�dzi� w stron� boks�w. Niepewnie zajrza�am do wn�trza, zastanawiaj�c si�, co m�g� tam spotka� takiego przera�aj�cego, ale zobaczy�am tylko dw�ch wychodz�cych w�a�nie facet�w. Jednego zna�am.
- Nie widzieli panowie przypadkiem Jeremiasza? - spyta�am sm�tnie.
- Jeremiasza? By� tu chyba? - odpar� ten, kt�rego zna�am.
- By�, ale poszed� - poprawi� ten drugi. - Zdaje si�, �e do stajni.
Wdar�am si� jeszcze do wagi, gdzie osobom obcym wst�p
by� wzbroniony i uzyska�am pewno��, �e Jeremiasza nie ma. Nie mia�am czasu szuka� go po stajniach, zajmowa�y teren przesz�o stu hektar�w. D�okeje wychodzili z siod�ami, dw�ch zatrzyma�o si� na moment, znalaz�am si� za ich plecami i us�ysza�am trzy s�owa.
- Dlaczego? - spyta� jeden z wyra�nym zaskoczeniem.
- Bazyli kaza� - mrukn�� drugi.
Widzia�am ich z ty�u i rozpozna�am lepiej po barwach ni� po sylwetce. Sarnowski i Bia�as. Jad� teraz, w pierwszej gonitwie.
Dyrektor�w nie by�o, Jeremiasza nie by�o, kierownik mitingu p�ta� si� gdzie� w oddaleniu. Zgniewa�o mnie to w ko�cu, nie to nie, mam co innego do roboty, ni� lata� za kierowniczym personelem, mog� poczeka� z udzielaniem informacji. Spojrza�am w kierunku fontanny, panowa� tam zupe�ny spok�j, �ywego ducha nie by�o. Przestawi�am sobie umys� na konie.
Niedostatecznie, bo zapomnia�am o tej piekielnej Ekstazie. By� mo�e, rozprasza�o mnie pilnowanie dyrektora, ci�gle jeszcze nieobecnego. Sprecyzowa�am ostatecznie opini� o sobie, podnios�am si�, sprawdzi�am, czy nadal go nie ma, i ponuro postanowi�am wykorzysta� wiedz� o Derczyku w zakresie, jaki by� mi dost�pny.
Florian, na kt�rym mia� jecha� Derczyk, przemieniony na starszego ucznia Gomorka, nosi� numer 4 i wygl�da� znakomicie. Zdecydowa�am si� zagra� go z trzema ko�mi, tripli ju� zmieni� nie mog�am, pierwsz� i tak za�atwi�a mi Ekstaza, ale porz�dkami mia�am szans� odpracowa� b��d. Faworytem w tej drugiej gonitwie by�a Celia, jedynka, przyszed� jaki� cynk ze stajni i spo�ecze�stwo rzuci�o si� na ni�. W nosie mia�am Celi�, nie podoba�a mi si�, a na wszelkie cynki zawsze by�am odporna. Z zaci�to�ci� zagra�am swoje, wr�ci�am na g�r� i usiad�am wreszcie spokojnie, �ypi�c okiem w stron� dyrektorskich foteli.
Pan Edzio, dobroduszny osobnik ci�kiej wagi, zwierza� si�, �e raz w �yciu wyszed� z tych wy�cig�w do przodu. Przytrafi�o si� to wy��cznie dzi�ki temu, �e wygra� w pierwszej po�owie sezonu i po�ow� pieni�dzy po�yczy� znajomemu. Drug� po�ow� w drugiej po�owie sezonu przegra� do zera, ale to po�yczone mu ocala�o i w ten spos�b wyszed� na plus.
- A tak, to jestem zawsze do ty�u, ale nie tak zn�w du�o - zako�czy� pogodnie. - Teraz gram jeden pi�� za dwie�cie.
- Pierwsza gra - skrzywi� si� pu�kownik, emerytowany i w cywilu. - Bloki si� rw�.
- Pierwsza, nie pierwsza, grunt, �e przyjdzie. Celia tu ju� wisi!
- Cha�a wisi - mrukn�am pod nosem. Jurek �ywo odwr�ci� si� ku mnie.
- Nie liczysz jej?
- Nie licz�. Napust na Glebowskiego...
Bomba posz�a w g�r�, wszyscy gapili si� na przeciwleg�� stron� toru, gdzie m�ode araby wchodzi�y do start-maszyny. Dwa nie chcia�y wej��, jeden uciek� do ty�u i goni� go ch�opak stajenny. Ci bez lornetek nagabywali tych z lornetkami.
- Kt�ry to, panowie? Co tam uciek�o?
- Czw�rka, Florian...
- A sk�d czw�rka, czw�rka jest czerwona! Fioletowe uciek�o!
- Strzegom!
- Nie Strzegom, tylko Dw�jnicki!
- Ale tam jeszcze drugi nie chce wej��! Te� czerwony. Co tam jest czerwone?
- To Widz�w, jedynka. Jedynka i si�demka, Trzaska ju� wesz�a!
- Kt�ry to ko�, Trzaska? - us�ysza�am za sob� rozpaczliwy, niespokojny szept.
Obejrza�am si�. Na fotelu za mn� siedzia�a bardzo �adna dziewczyna, obca zupe�nie, widocznie by�a tu pierwszy raz. Obok niej tkwi� jeden z graczy, zagapiony w start tak, �e nie us�ysza� pytania.
- Trzaska, to nie ko� - wyja�ni�am mi�osiernie. - To trenerka.
- Zameczek zn�w uciek�! - krzykn�� kt�ry� z lornetk�.
- O Bo�e, nic nie rozumiem - powiedzia�a bezradnie dziewczyna z ty�u. - Zameczek...?
Dop�ki konie nie wesz�y, mog�am jej udziela� wyja�nie�.
- Zameczek to te� nie ko�. To d�okej. Ko� to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bry�.
- To dlaczego oni tak...?
- Rozpoznaj� po kolorach. Ka�da stajnia ma sw�j kolor, d�okeje s� w to ubrani. Do Zameczka na Dw�jnickim s� przyzwyczajeni, a m�wi� wszystko naraz, nazwiska trener�w, nazwiska d�okej�w, nazwy stajni, numery, najrzadziej imiona koni. Nie wiem dlaczego. Ma pani to wszystko napisane w programie.
- Ale �e Derczyk tak �adnie wszed�? - zdziwi� si� Waldemar.
- Jaki Derczyk, Gomorek! Gomorek jedzie!
- Jak to...? O cholera, zmiana jazdy! Nie zauwa�y�em...
- Derczyk i Gomorek to d�okeje? - upewni�a si� nerwowo dziewczyna.
Przy�wiadczy�am. Jej towarzysz nie zwraca� na ni� �adnej uwagi, interesowa�y go wy��cznie konie. Bry� zawr�ci� Mimoz�, ch�opak stajenny przyprowadzi� Saronga, Celia zrezygnowa�a z oporu i pozwoli�a si� wepchn�� do boksu. Przesta�am s�ucha� pyta� dziewczyny.
- Posz�y! - zawo�a� Jurek.
- Ruszy�y - zakomunikowa� g�o�nik beznami�tnym, damskim g�osem. - Prowadzi Celia, na drugim miejscu Florian, trzecia Szprotka. Na trzecie miejsce przechodzi Sarong. Celia, Florian, Sarong...
- Celia to ju� wisi! - oznajmi� gromko pan Edzio.
- Co on...? - zaniepokoi� si� pan Marian. - Z miejsca do miejsca chce...?
- Florian odpadnie - przepowiedzia� stanowczo pu�kownik. Wszyscy gadali r�wnocze�nie. Nie powiedzia�am, co my�l� o pu�kowniku, bo nie wypada�o mi si� wyra�a�. Florian to by� m�j osobisty faworyt, ko� po Derczyku. Gra�am go z trzema i mia�am wielkie nadzieje, a odpa�� powinna Celia.
Na fotel ko�o mnie pad�a w zdyszanym po�piechu Maria, moja przyjaci�ka, wychyli�a si�, patrz�c w szyb�. - Co przysz�o w pierwszej? - spyta�a w napi�ciu. - Ekstaza! - warkn�am pod nosem.
- Nie m�w? Powa�nie? Co tam idzie?
- Celia z Florianem.
- Wygra Sarong - wyprorokowa� bezapelacyjnie Jurek.
- Ale co pan, jaki tam Sarong! - zaprotestowa� gwa�townie pan Edzio. - Celia lekko idzie!
- Przed wyj�ciem na prost� do przodu przechodzi Florian - m�wi� g�o�nik nad moj� g�ow�. - Na prost� wyprowadza Florian...
- I ucieka! - wrzasn�� kto� ze zgroz�.
Florian rzeczywi�cie wyrwa� do przodu i oddali� si� o kilka d�ugo�ci. Szed� jak maszyna. Za nim lecia�a Celia z Sarongiem.
- Dawaj Celia! - wrzasn�� rozpaczliwie pan Edzio.
- Z�apie go! - wo�a� pu�kownik. - Jeden cztery b�dzie! Z�apie go!
- Ale co z�apie, jakie z�apie, oddala si� przecie�! - zirytowa� si� Jurek.
- Jeszcze j� dw�jka przegoni - wywr�y� ponuro pan Marian.
Sarong rzeczywi�cie wyprzedzi� Celi�. Wysun�� si� do przodu o p� d�ugo�ci, by� drugi. Florian wygra� z najwi�ksz� �atwo�ci� w�r�d dzikich ryk�w t�umu. Przysz�o 4- 2, gra�am to, zgad�am Floriana, idiotka, zgad�am tak�e Ekstaz�, gdybym j� gra�a, gdybym wcze�niej wiedzia�a o Derczyku, ko�czy�abym teraz fuksow� tripl�, kwinta by mi sz�a... Maria obok mnie gor�czkowo grzeba�a w stosie papier�w.
W komentarzach d�wi�cza� ton pot�nego rozgoryczenia. Celia nawali�a okropnie, po�ama�a wszystkim wszystko, przysz�y fuksy.
- Kto gra� Floriana? - dziwi� si� pan Marian. - Ostatni, przedostatni... Nijak nie wychodzi�! Kto to gra�?
- Ja gra�em - oznajmi� zwyci�sko Jurek. - Zacz��em tripl�.
- Ja te� gra�am - powiedzia�am z satysfakcj�.
- Floriana...? Sk�d go pani wzi�a?!
- Zmiana jazdy. Jedyna okazja dla konia...
- Prawda, przecie� to Derczyk! Je�eli Derczyk nie jedzie...
- A co, to nie Derczyk? - zainteresowa�a si� Maria wr�cz zach�annie. - S�uchaj, ja to mam przez pomy�k�!
Nagle przypomnia�am sobie o Derczyku. Ci�gle wisia� nade mn� w charakterze nieza�atwionego problemu. Ju� otworzy�am usta, �eby jej o nim powiedzie�, ale zamkn�am je czym pr�dzej. By�a doktorem medycyny. Iekarzem z powo�ania, co prawda naukowcem, a nie praktykiem, ale na wszelkie sprawy zdrowotne reagowa�a w spos�b nieopanowany, jeszcze by polecia�a do tego Derczyka nie wiadomo po co. Zdenerwowa�aby si� tylko niepotrzebnie. Obejrza�am si� na dyrektorsk� lo�� i ujrza�am wchodz�cego w�a�nie dyrektora. Zerwa�am si� z fotela.
- Derczyk dzisiaj nie je�dzi - powiedzia�am po�piesznie, p�g�osem. - Jak zd��ysz, to zagraj tripl� na konie po Derczyku, mo�emy do sp�ki, ja musz� za�atwi� jedno takie z dyrektorem, pilne. Od czwartej, potem by� w sz�stej, w �rodku �ciana.
- Jeste� pewna?
- Absolutnie!
- To daj pieni�dzy, bo ja ju� wszystko wyda�am... Wepchn�am jej w r�ce dwie�cie tysi�cy z�otych i wybieg�am.
- Nie chc� si� przesadnie wtr�ca� - powiedzia�am ostro�nie zaraz po przywitaniu, wykorzystuj�c fakt, �e dyrektor akurat by� sam. - Ale nie wiem, czy pan wie, �e w berberysie za fontann� le�y Derczyk. Mo�liwe, �e nale�a�oby co� z nim zrobi�, bo sam z siebie nie wstanie.
Dyrektor by� cz�owiekiem spokojnym i opanowanym. Nie okaza� �adnego zdziwienia.
- Derczyk le�y w berberysie? - powt�rzy� z namys�em. - Jest pani pewna?
- Widzia�am na w�asne oczy. Pozna�am te w�oski i troch� nawet piegi. Wygl�da jakby by� nie�ywy.
- I my�li pani, �e le�y tam do tej pory?
- Raczej tak. Nikomu nie m�wi�am, czeka�am na pana. I nie by�o s�ycha� okrzyk�w, wi�c chyba go nie znale�li.
- W kt�rym to jest miejscu?
- Za fontann�, w zaro�lach ni�ej, pod tym wielkim krzakiem berberysu. Mo�liwe, �e jest tylko strasznie pijany, ale osobi�cie przypuszczam, �e gorzej. M�wi� panu o tym na wszelki wypadek.
- Dzi�kuj� bardzo - powiedzia� dyrektor i opu�ci� swoj� lo��.
Wi�cej zaj�ta by�am gr�, ko�mi i mo�liwo�ciami, jakie stwarza�a nag�a zmiana, ni� samym Derczykiem, ale spogl�da�am co jaki� czas w stron� fontanny. Zobaczy�am kierownika mitingu, pana Krzysia, jak wchodzi� na schodki i majestatycznym krokiem rusza� przez ��k�, widocznie dyrektor wydelegowa� go w podejrzane rejony dla sprawdzenia mojego komunikatu. Ciekawa by�am, co b�dzie jak wr�ci i mia�am szczery zamiar nie przeoczy� tego momentu, ale nami�tno�� okaza�a si� silniejsza.
Maria wdziera�a si� w t�um przy tripli, popatrzy�am na konie na paddocku. Trzylatki, folbluty, Trojanka wyra�nie naparzona, w pl�sach, Krzemie� lezie i pow��czy za sob� nogami, Krzemie� to ko� Lipeckiego, gdyby to by�a imienna gonitwa, gra�abym go za wszystkie pieni�dze �wiata, je�eli w imiennej gonitwie ko� Lipeckiego wygl�da jakby ju� zdech�, mur beton wygrywa, ale tu leci druga grupa. Diabli wiedz�, co z nim zrobi ten piekielnik, Sarnowski, jak on go do tej pory nie chowa�, to ja jestem szach perski. Balbina si� nie liczy, Diodor, Teorban, Sitwa, no owszem, wygl�daj� ca�kiem nie�le... Jesie� si� zaczyna, powinny przyj�� klacze. Nasturcja spieniona, albo si� zdenerwowa�a, albo jej dali glukoz�, jeszcze Gwardia i Heronik. Nie grywam koni na samo H, to jest jaka� gorsza linia, przychodz� najwy�ej raz do roku...
Zdecydowa�am si� na Trojank�, Krzemienia i Nasturcj�, do�o�y�am im jeszcze Sitw�, bez sensu, Trojanka pierwsza gra. Wr�ci�am na g�r�, Maria przysz�a po d�u�szej chwili.
- Sarnowski mi ko�czy - powiedzia�a filozoficznie. - Popatrz, gram to przez pomy�k�, pomiesza�y mi si� gonitwy, to mia�o by� od drugiej, a ja zagra�am, tu patrz, od pierwszej. Ekstaza, Florian i Krzemie�, to mia�o by� Mimoza, Trojanka i Sarniak.
- Mimoza nie przysz�a, wi�c nie masz czego �a�owa�.
- Nie mam. Jak ten Krzemie�, bo nie zd��y�am zobaczy�?
- Bardzo dobrze. Nikt go nie gra, powinien przyj��.
- Nie graj�?
- Wcale.
- No to ma szans�. Ale to ju� by�oby za du�o szcz�cia.
- Wcale nie wiem. Przypomnij sobie, jak nieboszczyk pan Artur wygrywa� w sobot� straszne fuksy, a potem okaza�o si�, �e gra� z niedzielnego programu. Zd��y�a� z t� tripl�?
- Zd��y�am. Derczyk, �ciana i Derczyk, kto jedzie w sz�stej?
- Nie wiem, nie spojrza�am.
Wr�ci� sk�d� Miecio i od razu objawi� si� szata�skim chichotem. Powiadomi� nas, �e przychodzi Balbina.
- Mieciu, czy� zwariowa�? - spyta�am ze zgroz�. - Najgorszy ko� w kupie!
- Nie szkodzi. Dawaj, Balbina!
- A co zrobi Trojanka? - spyta�a Maria z irytacj�. - Co zrobi Krzemie�? Co zrobi Diodor i Sitwa? Nogi po�ami�? Mieciu, przesta�!
- Dawaj, Balbina!
- Marysiu, walnij go w moim imieniu - poprosi�am. - Masz bli�ej.
- Waln�, s�owo daj� - obieca�a Maria. - Mieciu, przesta� mnie denerwowa�, ja tu gram przez pomy�k� tripl� za miliony, a ty mi gl�dzisz! Uspok�j si�!
- Dawaj Balbina - powt�rzy� Miecio z rozp�du i zainteresowa� si� omy�kow� tripl� Marii.
Zacz�li przegl�da� ca�e zwoje papieru. W kwestii tripli by�o mi wszystko jedno, pierwsza i druga przepad�y, mia�am wprawdzie szans� na zacz�cie trzeciej, ale i tak w ni� nie wierzy�am, bo w czwartej gonitwie nie jad�cy Derczyk zn�w mi wchodzi� w parad�.
Po�ow� ucha s�ucha�am gadania obok. Pan Edzio dobrodusznie informowa�, �e dosta� Diodora, oraz poufny komunikat, �e Trojanki ma nie by�, ale na wszelki wypadek gra jedno i drugie. Pan Sobies�aw dziwi� si� ogromnie, �e Waldemar nie gra Kujawskiego, zawsze go przecie� grywa, dlaczego teraz nie, zirytowany Waldemar odpowiedzia�, �e Bolka nie b�dzie, sam siebie nie liczy, w og�le w dniu dzisiejszym liczy si� mo�e w ostatniej gonitwie, wcze�niej wcale, trzecie miejsce, to g�ra. Pu�kownik jadowicie powiadomi� wszystkich, ze Kujawski jedzie w czwartej dodatkowo, zamiast Derczyka, jest zmiana jazdy i ju� wywiesili, Waldemar si� zdenerwowa�. Pan Marian wyzna�, �e jemu dali Nasturcj�, ale wcale w ni� nie wierzy. Ia�o si� z koby�y ju� na paddocku...
- Znawcy jak z koziego ogona waltornia - powiedzia�am ze z�o�ci�, nie zni�aj�c g�osu. - Od Mokotowskiego Pola na te wy�cigi chodz�, a jak odr�ni�, kt�re to ko�, a kt�re d�okej, to ju� sukces szczytowy. A zauwa�y�, �e co innego arabski ogier, a co innego klacz folblut, nie �aska?
Niepotrzebnie si� odezwa�am, bo pan Marian us�ysza�. Odwr�ci� si�, popatrzy� na mnie i zem�ci� si� bez zw�oki.
- Jakie pani ma pi�kne kolana! - stwierdzi� z wyra�n� przyjemno�ci�.
- �eby pan p�k� i �eby panu mow� odj�o! - odpar�am z ca�ego serca i splun�am przez lewe rami�.
Podlec z�o�liwy, za�atwi� mnie do reszty. Na wy�cigach us�ysze� komplement, to ju� lepiej si� powiesi�, wszystkie pieni�dze mo�na od razu wepchn�� w kratki �ciekowe, bez po�rednictwa uci��liwych manipulacji kasowych. Przegram z ca�� pewno�ci�, ostatnia nadzieja to te konie po Derczyku, ale skoro jedzie Kujawski, b�d� go grali, �aden zysk...
- Ale mam drug� - powiedzia�a Maria. - Jak ja to zrobi�am...? Te� omy�kow�, popatrz, zacz�ta Florianem, a teraz mam tr�jk�. Co to jest tr�jka?
- Teorban. Gratulacje. Kujawski powiedzia� Waldemarowi, �e go nie b�dzie, s�yszysz przecie�.
- Nie s�ysz�, zaj�ta by�am. We� t� czwart� i gdzie� schowaj, bo nie mog� si� tu w sobie po�apa�. Mieciu, zamkniesz ty g�b�, czy nie?!
- Dawaj, Balbina! - kwikn�� rado�nie Miecio.
Nie zabi�am go, bo nad g�ow� mi zawy�o i bomba posz�a w g�r�. Przy start-maszynie zacz�a si� polka.
Bardzo d�ugo nie mog�am zrozumie�, dlaczego nie budz� w koniach odruchu warunkowego, wabi�c je do start-boks�w marchewk� albo cukrem. Ewentualnie jab�uszkami, czym� pachn�cym, konie maj� doskona�y w�ch. W ko�cu dowiedzia�am si�, �e owszem, budz�, wy��cznie za pomoc� tych produkt�w spo�ywczych udaje si� wprowadzi� je na treningach do sztucznych boks�w, potem do prawdziwych. Z chwil� jednak�e rozpocz�cia wy�cig�w konie, stworzenia nerwowe, zmieniaj� pogl�dy i start-maszyna zaczyna im si� kojarzy� z wysi�kiem, marchewka za� popada w zapomnienie. Biega� chcia�y wszystkie, ale, by� mo�e, bez dyscypliny. Iedwo po�owa wchodzi�a dobrowolnie i bez oporu, pozosta�e pokazywa�y wszelkie mo�liwe sztuki, szczeg�lnie co m�odsze. A i tak maszyna startowa stanowi�a post�p, przed pi�tnastu laty automatyczny, dwuosobowy starter u nas polega� na tym, �e jeden facet wrzeszcza�: "jazda!!!", a drugi wali� batem. S�dzi� starterem by� w�wczas Jeremiasz i sam uwa�a� za cud, �e udawa�o mu si� te konie puszcza� mniej wi�cej razem. Skromno�� przez niego przemawia�a, r�wniej rusza�y, ni� teraz, a do tego jeszcze mia� rekord wszech�wiatowy i by� to widok, jakiego do �mierci nie zapomn� ani ja, ani nikt z tych, co na� patrzyli. Sz�o 12 koni w Derbach i Jeremiasz pu�ci� je tak, �e po ca�ym torze gruchn�y oklaski. Dwana�cie koni w jednym szeregu, w nieskazitelnie r�wnej linii, w tym samym u�amku sekundy unios�o przedni� nog� do g�ry i razem r�bn�o kopytem. Cud zdarza si� raz, sztuka to by�a wielka, niepowtarzalna i niezapomniana...
- Ruszy�y - powiedzia� g�o�nik i natychmiast wybuch� rejwach dooko�a.
- Kt�ry to straci�?! Co zosta�o?!
- Iipecki, Krzemie�! No, to ju� z g�owy...
- �winia! - wrzasn�a Maria. - Patrz, co robi...!
- Bolek si� pcha! Bolek si� pcha!
- Do ty�u ten g�wniarz jedzie...!
- Co to odpada? M�w pan, co odpada...?!
- Nie wiem, pi�tka, Iwno, co to tam, Sitwa...
- Czego on tak wyrwa�?! Wyniesie go...!
- Prowadzi Trojanka - m�wi� g�o�nik. - Na drugim miejscu Teorban, trzecia Nasturcja, czwarta Balbina...
- Dawaj, Balbina!!! - dar� si� Miecio.
Zab�jstwo na wy�cigach powinno by� usprawiedliwione z g�ry. Co� bym temu Mieciowi zrobi�a, to pewne, gdyby nie przegradza�a mnie od niego Maria, wpatrzona w Krzemienia. Sarnowski podci�ga�, ju� by� w kupie, Sitwa i Heronik odpad�y. Trojanka za ostro posz�a na zakr�cie, wynios�o j� a� pod parkan, od razu straci�a �adne par� d�ugo�ci.
- Na czwarte miejsce przeszed� Diodor - m�wi� g�o�nik z kamiennym spokojem. - Trojanka wy�ama�a, na prost� wyprowadza Teorban, s�abnie Balbina...
- Dawaj tr�jka! - wrzasn�� Jurek przede mn�.
- Dawaj, tr�jka! - popar�a go Maria, przypomniawszy sobie, �e przez pomy�k� ma w tripli Teorbana. - Dawaj Bolek!
- Dawaj si�demka! - zawy� pan Edzio.
- Dawaj Balbina! - upiera� si� Miecio.
Nasturcja zacz�a wychodzi� przed Teorbana, Teorban przy�pieszy�, Diodor szed� �rodkiem pola, za nim Krzemie�. Nasturcji z Teorbanem nie gra�am, nie obchodzi�y mnie, do r�ki w og�le Kujawskiego nie wzi�am. Zainteresowa�am si� Krzemieniem. Szed� lekko, swobodnie, m�g� wzi�� tego Diodora jak nic, nie znam si� na je�dzie, nie wychowa�am si� w stajni, ale przysi�g�abym, �e Sarnowski trzyma go kurczowo z ca�ej si�y i tylko udaje, �e jedzie. Dlaczego, na lito�� bosk�? Nie jest grany, by�by fuksem, jako fuks przychodzi z rado�ci�, chory jest tylko wtedy, kiedy musi przyj�� w charakterze faworyta, wi�c o co mu teraz idzie...?
Nagle przypomnia�am sobie te trzy s�owa, us�yszane ko�o wagi. To Sarnowski, zaskoczony, spyta� "dlaczego?". Bia�as odpowiedzia�, �e Bazyli kaza�. Co za Bazyli jaki�, nie ma na tych wy�cigach nikogo o takim imieniu. Jaki� Bazyli kaza� mu nie przyj�� w tej gonitwie...?
Bolek Kujawski umia� je�dzi�, nie da� si� Nasturcji, by� pierwszy o nos.
- Mam! - og�osi� gromko Jurek. - Mam Teorbana! Teraz ko�cz�!
- Ja te� - powiedzia�a Maria z uciech�. - Co prawda g�upio, ale zawsze. Jednym idiotycznym koniem... Nie, czekaj, wcale nie idiotycznym! Ty wiesz, czym ko�cz�? Popatrz!
Swoj� omy�kow� tripl� ko�czy�a koniem po Derczyku. Zn�w Kujawskim. Kto, jak kto, ale Bolek na tym zwierz�ciu powinien wygra�! Pan Sobies�aw czyni� wyrzuty Waldemarowi, Waldemar by� w�ciek�y, nie mniej pan Marian, graj�cy Diodora. Pociech� by�a mu my�l, �e nie wygra�a Nasturcja, kt�r� omin��, mimo tajemniczych wie�ci z zaplecza. Pu�kownik zaprezentowa� porz�dek 3-8, Teorban z Nasturcj�, gra� za 50 tysi�cy.
- Bez Trojanki to b�dzie maj�tek - przepowiedzia� Jurek wspania�omy�lnie.
- Czego� ty si� tak czepia� tej Balbiny, Mieciu? - spyta�am ze zgorszeniem. - Gra�e� takie krety�stwo?
- A sk�d! - odpar� Miecio. - Gra�em Bolka z Diodorem. A dlaczego nie mam sobie pokrzycze� o Balbinie?
- On si� kiedy� doczeka - powiedzia�a Maria. - Czy� ty widzia�a, co ten �obuz robi� z Krzemieniem? Ta komisja techniczna jest �lepa? Jeszcze Trojanka go przegoni�a!
- A dlaczego nie mia�a go przegoni�, skoro chowa konia, na co mu to czwarte miejsce? Dla pieni�dzy? Popukaj si� w g�ow�.
- No niby masz racj�, ale szlag mnie trafi...
- Nie przejmuj si�, teraz sko�czysz. I b�dzie to fuks.
Og�osili wyp�at�, 28 tysi�cy g�r�. Tripla 12 milion�w z groszami. Przesta�am si� czepia� siebie o t� cholern� Ekstaz� w pierwszej gonitwie. I tak bym nie trafi�a, bo nie mia�am ani Floriana, ani Teorbana, nie jestem jasnowidz�ca, Teorbana to jeszcze, ale Floriana z Derczykiem nie dotkn�abym narz�dziem na d�ugim dr�gu...
Zainteresowa�am si� wreszcie, kto jedzie zamiast Derczyka w sz�stej gonitwie i zrobi�o mi si� niedobrze. Ucze� Miazga. Nie, ucze� Miazga nie stwarza wielkiej nadziei, jedzie, zdaje si�, trzeci raz w �yciu. Gorzej ni� Derczyk tego nie zrobi, ale wielkiej r�nicy na plus r�wnie� nie b�dzie. Westchn�am, zagra�am pi�� porz�dk�w, wszystko do Fatimy i wr�ci�am na g�r�.
Maria z Mieciem usi�owali rozliczy� trzy ostatnie triple, kt�re grali do sp�ki. Miecio zap�aci� za jedena�cie, Maria za dwadzie�cia sze��, pr�bowali doj��, ile kto komu ma zwr�ci�, �eby wysz�o r�wno. Wzi�am w tym udzia�, ustali�am sum� bez wielkiego trudu, bo matematyka na tym poziomie le�a�a w pe�ni w moich mo�liwo�ciach i wyjawi�am obawy w kwestii ucznia Miazgi. Szlag nam trafi triple na konie po Derczyku.
- No to teraz ci powiem prawd� - rzek�a Maria. - Mia�am ci powiedzie� od razu, ale zapomnia�am. Pomyli�am si� i wcale nie ko�czymy D�ubarem, tylko Terencj�.
- Co ty powiesz? - ucieszy�am si� niepewnie. - Bo co?
- Bo dyktowa�am z programu i zajrza�am do si�dmej gonitwy, a w si�dmej to mia� by� Fawor. I ca�y czas dyktowa�am z Faworem, kt�ry ma, jak sama widzisz numer pi��. Terencj� te�.
- Rozumiem. Dyktowa�a� triple przez czwart�, pi�t� i si�dm� gonitw�?
- Z pomini�ciem sz�stej. Co� w tym rodzaju. Zobaczy�am to dopiero na g�rze, jak ju� by�o za p�no.
- No i chwa�a Bogu, w ucznia Miazg� to ja nie wierz�, zagram go g�r� za dwie dychy i b�dzie z g�owy. Derczyk czy Miazga, to prawie wszystko jedno.
- A sk�d w�a�ciwie wiedzia�a�, �e Derczyk nie pojedzie? Rozejrza�am si�. Io�a opustosza�a, wszyscy p�tali si� na dole przy kasach, siedzieli�my sami, je�li nie liczy� pana Sobies�awa, pogr��onego w przegl�dzie prasy o par� foteli dalej. Troch� zni�y�am g�os.
- Co� mi si� widzi, �e Derczyka mamy z g�owy na zawsze... Miecio drgn�� gwa�townie i spojrza� na mnie.
- Bo co?
- Bo le�y w berberysie i bardzo �ywo nie wygl�da. Moim zdaniem, przeni�s� si� na lepszy �wiat, chyba �e jest taki strasznie pijany, ale nawet pijany, zanim pad�, dozna� silnych uszkodze�.
Maria uczyni�a ruch jakby chcia�a si� zerwa�. Powstrzyma�am j�.
- Sied�, niepotrzebna tam jeste�. Ju� m�wi�am dyrektorowi i Krzysio polecia�. Zapomnia�am potem spojrze�, ale ju� go pewnie zabrali.
- Kiedy go tak widzia�a�?
- Przed gonitwami. Posz�am obejrze� zielsko.
- No wiesz, �e zdenerwowa�a� mnie! Dlaczego od razu... A, prawda, ja si� sp�ni�am! Mieciu...
Obie r�wnocze�nie spojrza�y�my na Miecia. Na og� by� na twarzy pe�ny i r�owy, teraz prezentowa� jak�� dziwn�, sin� ziele�. Gwa�townie odwr�ci� si� od nas, opar� w fotelu, wpatrzy� w okno. Maria chwyci�a go za puls.
- Mieciu, Jezus Mario...!
- Nic, nic - wyszczeka� Miecio z widocznym wysi�kiem. - Nic mi nie jest. Ja te� si� zdenerwowa�em...
- Nie kocha�e� przecie� Derczyka nad �ycie? - spyta�am z nagan�. - To nie by� tw�j brat?
- No wiesz...! - zgorszy�a si� Maria.
- Wiem, owszem. Porz�dni ludzie reaguj� i tak dalej. Ja mam to ju� odpracowane, a Mieciowi przejdzie, o ile nie mia� z nim zwi�zk�w, o kt�rych nie wiemy. Dlatego pytam. Mog� przynie�� wody. Ty jeste� lekarzem, nie ja, wydaj zarz�dzenie.
Maria trzyma�a Miecia za puls, drug� r�k� rozszarpa�a mu koszul� i dotkn�a jego klatki piersiowej. Miecio zacz�� odzyskiwa� r�wnowag�.
- Nie rozbieraj mnie! - za��da� gwa�townie w pierwszej kolejno�ci. - Nic mi nie jest, to by� szok. Czy ty musisz takich wiadomo�ci udziela� w formie... w formie... No, w formie?
- M�w w liczbie pojedynczej, jak dot�d, to jest jedna wiadomo��. A w jakiej formie chcia�e�?
- Delikatniejszej. Cholera. Wi�c jednak...
Zamilk�am. Miecio co� wiedzia�. Twarz wraca�a mu do normalnej barwy, Maria przesta�a go obmacywa�. - Hiena cmentarna - powiedzia�a z wyrzutem.
- Przecie� nim nie ko�czymy! - zaprotestowa�am. - Co prawda przez pomy�k�, ale jednak! Poza tym, teraz ju� wszyscy wiedz�, �e Derczyk nie jedzie. Poza tym, w og�le, kto to jest Bazyli?
- Jaki Bazyli? - zainteresowa�a si� Maria.
- Cicho! - sykn�� Miecio r�wnocze�nie.
Zaciekawi�o mnie to w wysokim stopniu. Miecio musia� wiedzie� du�o.
- W uzdrowisku straci� zdrowie, to by�by paradoks - doda� troch� jakby ni przypi��, ni wypi��. - Sk�d ci si�... Po co ci takie krzyki...
- Dozna� szoku - zaopiniowa�a Maria z trosk�. - Jest w�dka w bufecie? Koniak mo�e?
- Koniak, koniak - przytakn�� gorliwie Miecio.
- Jest na dole punkt sanitarny - przypomnia�am. - Chocia� mo�liwe, �e s� zaj�ci... Ale chyba nie, bo karetka stoi.
- I tak by go karetk� nie wie�li...
- A koniaczek mo�e mie� pan Sobies�aw albo Waldemar.
- Cicho b�d�cie! - rozgniewa� si� nagle Miecio. - Od Sobies�awa nie chc�, od Waldemara te� nie, z bufetu mo�e by�. Nie ma tu w og�le potrzeby tego rozg�asza�!
Niepewna, czego rozg�asza�, zej�cia Derczyka czy szoku Miecia, podnios�am si� i uda�am do bufetu. Koniaczek by�. W pi�� minut po dziwactwach Miecia nie pozosta�o ani �ladu. Iudzie zacz�li wraca� na g�r�.
Czwarta gonitwa ruszy�a i Kujawski na Fatimie wygra� jak chc�c, o trzy d�ugo�ci przed reszt�. Trafi�am porz�dek i zacz�y�my tripl�, przeciwko wygraniu kt�rej Maria protestowa�a z wielk� energi� i rozgoryczeniem, upieraj�c si�, �e na zw�okach �erowa� nie b�dzie. Pociesza�am j�, �e mo�e Derczyk �yje, nic si� przecie� nie dzieje, �adnego zamieszania nie ma i policja si� nigdzie nie pl�cze, a w og�le mo�e wygra Miazga. Nie pomaga�o, zdenerwowana by�a ci�gle.
Dopiero po d�u�szej chwili dotar�o do niej, �e trafi�a swoj� omy�kow� tripl� i �e jest to fuks nieziemski. Jurek, kt�ry Fatim� starannie omin��, pogratulowa� jej, szlachetnie zapewniaj�c, �e ma rekord sezonu. Zawi�� popiskiwa�a w ca�ej lo�y s�abo, nie-
zbyt jadowita, bo przeciwko Marii nikt nic nie mia� i nikt jej �le nie �yczy�. Czekali�my na og�oszenie wysoko�ci wyp�at, Waldemar ju� zacz�� wykrzykiwa� co� o kolacji z szampanem, w Marii rozterka mala�a, ostatecznie gra�a to primo przez pomy�k�, a se- cundo nic nie wiedz�c o Derczyku...
- Wyp�ata tripli od gonitwy drugiej, jeden milion dwie�cie dwadzie�cia tysi�cy z�otych - poinformowa� g�o�nik.
- Ile?!!! - wrzasn�� Jurek po sekundzie ciszy, nie wierz�c w�asnym uszom.
Nikt w pierwszej chwili nie uwierzy� w�asnym uszom. Wysoko�� wyp�aty by�a nie do poj�cia, pierwsza tripla dwana�cie milion�w, druga, zako�czona fuksem, kt�rego nikt do r�ki nie bra�, spad�a dziesi�ciokrotnie! Co za kant jaki� przera�liwy...?!!!
Maria dosta�a ataku �miechu, Miecio i Waldemar usi�owali j� pociesza�, Jurek z uporem dopytywa� si�, co to ma znaczy�. Pu�kownik powtarza� w k�ko cztery s�owa: "no to macie pa�stwo" i "no to macie pa�stwo". Pan Edzio twierdzi�, �e rachuba sobie dopisuje, pan Marian rzek� kr�tko: "wiedzieli!" i opu�ci� lo��. Milcza�am, pe�na zgrozy, bo zacz�o mi si� wydawa�, �e chyba co� rozumiem.
Przysz�a pani Zosia i powiedzia�a mi do ucha, �e dyrektor mnie prosi. Na wszelki wypadek najpierw skoczy�am na d� i zagra�am porz�dki, a potem uda�am si� do lo�y obok. Nie by�o wiadomo, czy przypadkiem nie zajm� si� mn� gruntowniej, pi�t� gonitw� wola�am mie� odpracowan�.
Obok dyrektora siedzia� przy stole facet, kt�rego zna�am z twarzy.
- Ja rozumiem, �e pani jest tutaj bardzo zaj�ta - powiedzia� uprzejmie. - Pani pozwoli, �e si� przedstawi�, nadkomisarz policji Jarkowski. Czy ja bym m�g� dosta� pani personalia, bo b�dziemy musieli porozmawia�, a nie chcia�bym przeszkadza� w tej chwili.
- Jezus Mario - powiedzia�am, wstrz��ni�ta, bo dotychczas uwa�a�am go za zwyczajnego gracza i poda�am mu nazwisko, adres i telefon. - O Derczyka chodzi? Mo�emy zacz�� od razu, Je�li pan sobie �yczy. Do bomby mamy czas. - Prosz� bardzo. O kt�rej pani tam posz�a?
- Pi�� po dwunastej. Z zegarkiem w r�ku.
Nie zadawa� mi krety�skich pyta� w rodzaju, sk�d wiem, �e to by�o pi�� po dwunastej i dlaczego tak pilnowa�am godziny. Zapyta� zwyczajnie, w jakim celu uda�am si� w zaro�la. Wyja�ni�am, �e z mi�o�ci do zielska, zastanowi�am si� i zaproponowa�am, �eby mi z�o�y� wizyt�. Nikt nie zrozumie co m�wi� i nikt nie uwierzy, je�li nie obejrzy mojego mieszkania, gdzie fio� na tle suchej ro�linno�ci rzuca si� w oczy i t�umaczy wszystko. Mo�e ostatecznie przyj�� jutro albo nawet w poniedzia�ek, wszystko co stoi u mnie, jest w stadiach wysuszenia, wykluczaj�cych podst�pne przygotowanie dekoracji w ci�gu dw�ch dni.
Przyj�� zaproszenie, zapewni�, �e kto� z�o�y mi wizyt� i spyta�, co ja o tym my�l�.
- Nie wiem - powiedzia�am ostro�nie. - Nie jestem pewna, co widzia�am. Zw�oki czy delirium?
- To pierwsze. Nie sprawdzi�a pani?
- Trudno by�o bli�ej podej��. I mi�dzy nami m�wi�c, nie wygl�da� zach�caj�co.
- Nikogo innego pani nie widzia�a?
- �ywego ducha nie by�o. Od czego umar�? Z przepicia? Dyrektor popatrzy� na mnie takim wzrokiem, �e zaniepokoi�am si� o wej�ci�wk�. Chyba mi zabierze...
- My�l�, �e mog� to pani wyjawi�, bo i tak si� rozejdzie - powiedzia� nadkomisarz Jarkowski. - Zabity. Popularnie nazywa si� to skr�ceniem karku i sam sobie tego zrobi� nie m�g�. Ma pani jaki� pomys� w tej kwestii?
- Widz� trzy mo�liwo�ci - odpar�am bez �adnego zastanowienia. - Trener, bukmacherzy albo jaki� gracz. Rozczarowana panienka chyba odpada...? Co do graczy, to najpr�dzej �ysa ma�pa.
Dyrektor, mimo opanowania, wzdrygn�� si� lekko, a nadkomisarz wyra�nie si� zainteresowa�.
- Co to jest �ysa ma�pa?
- Jeden taki. Nie mam poj�cia kto to jest, inostraniec podobno, Rumun, W�gier, Jugos�owianin, co� z tych rzeczy, w ka�dym razie by�e demoludy. Trzy razy by� st�d wyrzucany przez dw�ch dyrektor�w, za trzecim razem skutecznie, ale mign�� mi jeszcze niedawno za siatk�, na tamtej trybunie. Sitw� mia� z trenerem Derczyka, gra� na stajenne informacje, bezczelnie, nachalnie i za ci�kie miliony. Du�y, �ysy i wi�cej o nim nie wiem.
- Wygrywa�?
- Mniej wi�cej raz na trzy razy, ale to i tak lepiej, ni� ci wszyscy hurtownicy. Za to du�o...
Nadkomisarz z dyrektorem wymienili spojrzenia i zrozumia�am, �e tematu do rozmowy im nie zabraknie. M�j stosunek do �ysej ma�py dyrektorowi by� znany, bo sama mu na niego zwr�ci�am uwag�. Mo�na, ostatecznie, gra� do sp�ki z trenerem, ale s� granice, jak�� odrobin� taktu nale�y zachowa�...
- Dlaczego? - spyta� nadkomisarz.
- Co dlaczego?
- Dlaczego kto� z tych wymienionych przez pani� sprawc�w mia�by go zabi�?
- Wszyscy z tego samego powodu. Bo nie nadawa� si� do niczego. O wygraniu gonitwy mowy nie by�o, nie potrafi� przyj�� nawet jak go puszczali, a za faworyta nie robi� nigdy w �yciu. Najwi�cej na ten temat m�g�by panu powiedzie� ten, kto wygra� drug� tripl�.
- Interesuj�ce. Z czego pani to wnosi?
- Ma pan w og�le jakie� poj�cie o tych wy�cigach?
- Mam. Bywam.
- I co? Nie s�ysza� pan wyp�aty? Nic panu ona nie m�wi?
- Nie chc� by� niegrzeczny, ale wola�bym us�ysze�, co ona m�wi pani.
- Pierwsza tripla, od Ekstazy, by�a fuksowa, dwana�cie milion�w. Druga by�a fuksowa jeszcze bardziej, bo zacz�� j� Florian, a sko�czy�a Fatima, powinien na nich jecha� Derczyk i w Programie jest Derczyk, razem z Derczykiem nikt by ich do r�ki nie wzi��, nietkni�te konie! Tripla powinna by� co najmniej taka sama, tymczasem spad�a do miliona dwustu, dziesi�ciokrotnie. Na Derczyku i Florian, i Fatima by�yby przedostatnie, ten kto to gra� wiedzia�, �e Derczyk nie pojedzie!
- To ju� chyba wszyscy wiedzieli? Zmiany jazdy wisz�.
- Ale on j� musia� zagra� przed pierwsz� gonitw�, kiedy zmiany jazdy jeszcze nie wisia�y. Podobno znalaz�am go pierwsza, a tripli zmieni� nie zd��y�am. To jak pan uwa�a?
Obaj z dyrektorem zn�w popatrzyli na siebie. Drzwi do salonu otworzy�y si� nagle i z do�� du�ym impetem wpad� przepi�kny owczarek alzacki, ci�gn�cy na smyczy-przewodnika. Bez chwili wahania wybra� mnie i skamienia� przy moich nogach.
- Cholera - powiedzia� przewodnik i otar� pot z czo�a.
Pies wydawa� si� nad wyraz inteligentny i od razu spr�bowa�am nawi�za� z nim ni� porozumienia. Jako narzeczony suki moich dzieci by�by doskona�y!
- Niech si� pani do niego tak nie umizga - powiedzia� przewodnik z g��bokim niesmakiem. - W og�le to pani jest druga. Pierwszy by� kierownik mitingu.
- Rozumiem. Kierownik mitingu polaz� tam ostatni. Panowie szukaj� wstecz?
- Owszem, do ty�u. Ten pies jest specjalnie wyszkolony, zaczyna od najsilniejszego �ladu, a potem wyszukuje te s�absze. Pada�o, wi�c nie wiem, czy mu si� uda.
Westchn�� ci�ko, wymieni� z nadkomisarzem Jarkowskim jakie� tajemnicze mrukni�cia i ju� ich nie by�o. G�o�nik zawy� na bomb�. Podnios�am si�.
- Osobi�cie radz� panu nawi�za� szybko kontakt z rachub� - powiedzia�am �yczliwie. - Oni tam wiedz�, do kt�rej kasy posz�y wygrane triple. Tylko z gazem, bo lada chwila b�d� do odebrania. Panowie pozwol�, �e si� oddal�.
Nie wiem, czy mi pozwolili, bo wybieg�am, nie ogl�daj�c si�. Znajdowa�am si� tu w ko�cu w tym celu, �eby patrze� na gonitwy. Bez patrzenia to ja mog� gra� w toto-lotka albo na loterii, ale nie na konie!
- Z�o�y�am donos na ciebie - powiadomi�am Mari�, kiedy stawka przesz�a celownik. - B�d� ci� pyta�, sk�d wiedzia�a�, �e Derczyk nie pojedzie.
- Nie wiem, sk�d wiedzia�am. Wcale nie wiedzia�am, dowiedzia�am si� od ciebie. Kto mnie b�dzie pyta� i dlaczego?
Powt�rzy�am jej rozmow� u dyrektora. Zrozumia�a od razu, pochwali�a m�j pomys�. Na wie�� o �ysej ma�pie popuka�a si� w czo�o, ale bez przekonania.
- Kiedy mu ten kark skr�cili? - spyta�a z niesmakiem.
- Nie wiem, omin�am t� drobnostk�. Ale zorientujemy si� jak zaczn� bada� alibi. Gdzie Miecio?
- Poszed� zbiera� informacje. Zastanowi�am si�.
- Potrzebny mi jest. On co� wie o tym Derczyku. Musz� go zapyta�, czy mam o tym m�wi�, czy milcze�, bo w poniedzia�ek maj� ze mn� rozmawia�. Donos na ciebie niegro�ny, ale Mieciowi mog� na�wini�. Niech si� poka�e przed poniedzia�kiem.
Miecio pokaza� si� przed sz�st� gonitw�. Szok mu min�� ca�kowicie, wygl�da� normalnie i nawet wydawa� si� zadowolony z �ycia. Moje ostrze�enie nie zrobi�o na nim wielkiego wra�enia.
- Mo�esz m�wi� o mnie co ci si� tylko podoba, co wiem to wiem, a w og�le nic nie wiem. A nawet jak wiem, to wy ju� nie musicie. Donosi� na mnie, prosz� ci� bardzo, ile zechcesz!
- Ur�n�� si� - zaopiniowa�a Maria.
- Mo�e troch� - zgodzi� si� Miecio. - Co tam idzie? Dawaj, Balbina!
- Mieciu, to nie ta gonitwa, Balbina ju� by�a.
- No to co innego. Dawaj, Fontanna!
Ciemno w oczach zrobi�o si� nie tylko mnie. Fontanna sz�a, owszem, nie teraz, tylko w nast�pnej gonitwie i od dnia debiutu nie zaj�a lepszej pozycji ni� przedostatnia. My�l, �e Miecio mo�e co� wie, �e b�d� robi� kant, �e Fontanna ma wygra�, otumani�a wszystkich, kt�rym te g�upie s�owa wpad�y w ucho. Jurek odwr�ci� si� i popatrzy� na Miecia takim wzrokiem, �e powinno mu by�o zaszkodzi� na cokolwiek. Niepok�j delikatnie zabrz�cza� w powietrzu, ca�y dzie� do tej pory przychodzi�y fuksy, co Prawda uzasadnione przez Derczyka, ale w pi�tej gonitwie i bez Derczyka przyszed� cz�ciowy fuks. W nast�pnych zn�w mog�y si� pokaza� jakie� dziwol�gi. Zmian� jazdy zainteresowani ju� byli wszyscy, nar�d rzuci� si� gra� Miazg� na D�ubarze, ko� po Derczyku, fuks nieziemski i nikomu jako� nie przychodzi�o do g�owy, �e skoro jest grany, nie mo�e by� fuksem...
- Ko� po Derczyku i ko� po Derczyku... - powiedzia�a z wyra�n� rozpacz� dziewczyna za mn�. - Prosz� pani, bardzo przepraszam, czy to jest reproduktor? Ja nie s�ysza�am o takim koniu...
- Derczyk to d�okej - odpar�am z lekkim roztargnieniem i do�� po�piesznie, bo zacz�am by� mocno zainteresowana nasz� ko�cz�c� si� tripl�. - Taki on d�okej, jak ja, na przyk�ad, gejsza. Pierwszy raz nie jedzie na swoich koniach, niech pani z tego wyci�gnie wnioski.
- O Bo�e. Spr�buj�. Ja si� znam na koniach jako takich, ale o wy�cigach nie mam poj�cia. Nic z tego nie rozumiem, co si� tutaj m�wi i co si� dzieje.
Zatrzyma�am si� jeszcze chwil� w drodze do kas.
- Miejsce konia na celowniku na ca�ym �wiecie zale�y od je�d�ca mniej wi�cej w jednej dziesi�tej - wyja�ni�am niecierpliwie. - Mo�e w jednej czwartej w wyj�tkowych wypadkach. U nas proporcja jest odwrotna, miejsce konia zale�y od d�okeja co najmniej w po�owie, a gdyby nie to, �e ko� jest zwierz�ciem silnym i gryma�nym, zale�a�oby w stu procentach. Derczyk pojecha� nigdy nie umia�, a konie go nie lubi�. Jak wr�c�, to pani powiem o Luandzie.
Zostawi�am j� niedoinformowan� i polecia�am na d�. D�ubar zrobi� si� pierwsz� gr�, bloki na nim wisia�y. Nie wierzy�am w ucznia Miazg� prawie w tym samym stopniu, co w Derczyka, w tripli przez pomy�k� Marii mia�y�my Terencj�, nie by�a pierwszym faworytem. Faworytem w zasadzie powinien by� Swing, a zaraz za nim Krysta, tripla mog�a by� ca�kiem niez�a pod warunkiem, �e ta Terencja wygra. Dla zauroczenia zagra�am wszystko ze Swingiem i wszystko z Krysta, do r�ki nie bior�c D�ubara, potem si� zreflektowa�am i zagra�am go g�r�, chocia� nie mia�o to sensu pod �adnym wzgl�dem. Wr�ci�am na pi�tro.
Dziewczyna pilnowa�a mnie z wyra�n� zaci�to�ci�.
- Mia�a mi pani powiedzie� o Luandzie - przypomnia�a. Iedwo zd��y�am usi���. - Zna�am Luand� osobi�cie, to by�a pi�kna, szybka, wytrzyma�a klacz. Teraz jest w stadninie. Odwr�ci�am si� ku niej.
- W skr�cie, bo nie mam czasu. Iuanda przysz�a sk�d�, nie pami�tam, z Czechos�owacji chyba...
- Z Czechos�owacji, zgadza si�.
- Przychodzi�a tu na torze ostatnia albo przedostatnia, w drugiej grupie, ni�ej zej�� jeszcze nie zd��y�a. I jaki� obcy d�okej jecha�, te� nie pami�tam z jakiej okazji, mo�e miting by�, albo co, wszystko jedno, do�� �e ten obcy d�okej na niej usiad�, du�o koni sz�o. Iuanda od razu wysz�a na prowadzenie, bo ten obcy d�okej zwyczajnie pojecha� i cze��. �adnych sztuk nie pr�bowa�. Nikt si� tym w pierwszej chwili nie przej��, bo ka�dy wiedzia�, �e Luanda odpadnie, beznadziejny ko�. Dystans by� do�� kr�tki, tysi�c czterysta chyba. Iuanda nie do��, �e sz�a, to jeszcze si� oddala�a i z najwi�ksz� �atwo�ci� przysz�a pierwsza w charakterze fuksa sezonu. Okaza�o si�, �e na koniu po prostu trzeba pojecha�, a nie czai� si�, czeka� na finisz i tak dalej. Stanowi�a wr�cz kliniczny przyk�ad, od samego pocz�tku nigdy nie by�a wyjechana i ten raz by� pierwszy. Nie da�o si� jej d�u�ej chowa�, nawet nasza komisja techniczna zdo�a�aby to zobaczy�, posz�a do pierwszej grupy. Iuanda, nie komisja techniczna, i teraz jej dzieci wygrywaj� podobnie. Trzeba na nich po prostu pojecha�. Iuanda pokaza�a dowodnie, ile zale�y od jazdy i do dzi� dnia blask od tego przypadku bije.
Dziewczyna zacz�a chyba sama sobie dalej dedukowa�, bo da�a mi spok�j. Przypomnia�o mi si�, �e by�a tu w towarzystwie, obejrza�am si� jeszcze raz, facet gdzie� znik�, siedzia�a solo. Zdziwi�o mnie troch�, �e przeci�tny patafian nie pilnuje takiej pi�knej dziewczyny, ale nie mia�am do niej g�owy, zaj�am si� programami i typowaniem na jutro.
Sz�sta gonitwa ruszy�a, Maria opad�a na fotel ko�o mnie w momencie startu
- Co zosta�o? - spyta�a nerwowo.
- Iipecki - odpar�am, jednym okiem patrz�c w lornetk�, a drugim usi�uj�c widzie�, co i gdzie zapisuj�. - I Cesta odpada. - A tam Cesta... - mrukn�� Jurek.
- No to Krysty ju� nie ma - zawyrokowa� pan Marian ponuro.
- Gdzie Terencja...?!
- Trzecia. Trzyma si�...
- Prowadzi D�ubar - powiedzia� g�o�nik. - Na drugim miejscu G�sia, trzecia Terencja, czwarty Swing...
- D�ubar z miasta do miasta - og�osi� pan Edzio.
- Dawaj, Cesta! - zaproponowa� Miecio.
- Zabij go! - poprosi�am Mari� do�� gwa�townie.
- Na prost� wyprowadza D�ubar - kontynuowa� g�o�nik. - G�sia s�abnie...
Swing poszed� na du�e ko�o i troch� straci�.
- Wynios�o go! - wrzasn�� Waldemar. - To idiota ten paralityk!
- Dawaj, D�ubar! - rykn�� okropnie kto� za nami.
- Prowadzi D�ubar, druga Terencja, polem finiszuje Swing, D�ubar Terencja, D�ubar Terencja...
- Dawaj, D�ubar! - dar�o si� p� lo�y.
- Dawaj, Terencja! - wrzasn�y�my obie z Mari� r�wnocze�nie.
- We�mie go! Dawaj, Swing!
- Cholera, nie dojdzie... Dawaj, D�ubar!
- D�ubar Terencja - m�wi� g�o�nik monotonnie. - Terencja D�ubar, Terencja D�ubar...
Terencja wysun�a si� o p� d�ugo�ci, przysz�a z D�ubarem, Swing by� trzeci. Gra�am oczywi�cie Terencj� ze Swingiem, D�ubara wy��cznie na pierwsze miejsce, przegra�am porz�dki, ale nie martwi�o mnie to zbytnio. Terencja sko�czy�a nam tripl�.
- Zdaje si�, �e jest to osiemdziesi�ty raz, kiedy wygrywasz przez pomy�k�? - powiedzia�am do Marii. - Ja przy tobie przy okazji?
- Mam! - zawiadomi� zwyci�sko Jurek. - Sko�czy�em!
- My te�. Ciekawe, ile dadz�.
- Od czwartej, to ju� by�o wiadomo, �e Derczyk nie jedzie - przypomnia�a Maria. - Bolka grali. No, mo�e jeszcze Terencja...
Krysta z ostatniego miejsca prawie dogoni�a Swinga, by�a za nim o p� d�ugo�ci. Zapisuj�c wyniki usi�owa�am doda� jej co nale�y, ale nie by�am w stanie tego czego� sprecyzowa�. Poprzesta�am w ko�cu na informacji, �e straci�a start.
Za tripl� dali 980 tysi�cy, prawie milion, wzbogaci�y�my si� w pewnym stopniu. Ponadto Terencja zacz�a mi ostatni� tripl�, dalej mia�am Fawora, faworyta absolutnego i ko�czy�am czterema ko�mi. Miecio swoj� Fontann� doprowadza� do szale�stwa wszystkich, upar�am si�, �e nie dotkn� tego �acha, ale skusi� mnie zerowy bilet na tablicy, nie wytrzyma�am, wzi�am. By�o to 5-6, Fawor z Fontann�.
Dziewczyna za mn� przyros�a chyba do fotela, nie ruszy�a si� z miejsca.
- Zaczynam troch� rozumie� - zwierzy�a mi si�. - Widz�, ze tu na koniu numer sze��, na Fontannie, siedzi taki ch�opak, Osika, ja go znam. Czy on jedzie pierwszy raz?
Fontanna mnie dotychczas nape�nia�a �yw� niech�ci�, stara�am si� ni� nie interesowa�. Spojrza�am na program i na tablic�.
- Osika - potwierdzi�am. - Pierwszy. Co to za ch�opak?
- Taki sobie. By� w stadninie, jego ojciec jest stajennym, a on kocha konie. Uwielbia. Je�dzi na nich chyba od urodzenia, strasznie chcia� zosta� d�okejem i widz�, ze wreszcie zaczyna. My�li pani, �e m�g�by wygra�?
- W �adnym absolutnie wypadku. Po pierwsze, Fontanna to jest najgorszy ko� w tej stawce, trzylatek co prawda i mo�e by�a chowana, ale... zaraz. Cztery razy sz�a, trzy razy ostatnia, a raz przedostatnia Po drugie, na arabach trzeba umie� pojecha�. A po trzecie, to w pierwszej je�dzie w �yciu podobno ka�dy idiocieje, dopiero gdzie� od pi�tej zaczyna zdawa� sobie spraw� z tego, co robi. Gdyby ko� go wyni�s� sam z siebie, to owszem, ale Fontanna go nie wyniesie, nie ma obawy.
- Dlaczego? Ona mia�a tak� dobr� babk�... Dwie dobre babki; po mieczu i po k�dzieli.
Zainteresowa�am si� ni� wreszcie.
- Pani rzeczywi�cie zna te konie. Sk�d si� pani to wzi�o? M�j ojciec jest weterynarzem. Nie mam matki, umar�a, jak mia�am rok. Wychowa�am si� przy ojcu w r�nych stadninach i w zesz�ym roku te� posz�am na weterynari�. Ale ja znam te konie od przeciwnej strony, rozumie pani, jednego mam w�asnego, to jeszcze �rebi�. Na wy�cigach jestem pierwszy raz w �yciu, chcia�am zobaczy�, jak to wygl�da.
- By� z pani� jeden pan - przypomnia�am. - Widywa�am go tu, nic pani nie powiedzia�? Chyba z nim pani przyjecha�a?
- Tak, to taki znajomy mojej ciotki. Przypadkiem si� zgada�o i powiedzia�, �e mo�e mnie tu dzi� zabra�, chocia� ja mam prawo wst�pu ze stadniny... No i zabra�, ale po czwartym biegu gdzie� mi znik�. Musz� na niego czeka�.
- Trafi� t� czwart� gonitw�? - zaciekawi�am si�.
- Nie wiem. Chyba tak, bo zrobi� si� czerwony i jaki� taki... promieniej�cy. Ale nic nie powiedzia� i urwa� mi si�