2441
Szczegóły |
Tytuł |
2441 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2441 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2441 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2441 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ OLSZAKOWSKI
PAN SAMOCHODZIK
I... RUBINOWA TIARA
WST�P
By� 17 lipca 1918 roku. Zaskrzypia�a furtka w czterometrowym
drewnianym p�ocie. Wartownik rzuci� okiem na twarz wchodz�cego
i cofn�� si� w cie�. Jakub Jurowski wszed� na dziedziniec domu
"specjalnego przeznaczenia" w Jekaterynburgu. Od zesz�ej nocy,
kiedy oddzia� czekist�w pod jego osobistym kierownictwem
zamordowa� w suterenie cara i jego rodzin�, pozornie nic si� nie
zmieni�o. Nadal pod oknami stali wartownicy, pod brezentem na
balkoniku drzema� karabin maszynowy maxim. Po korytarzach snuli
si� czeki�ci. W kuchni sma�ono placki. W piwnicy zdzierano ze
�ciany przesi�kni�te krwi� i podziurawione kulami tynki. Wsz�dzie
by�o pe�no ludzi. Jednak dom wydawa� si� dziwnie pusty. Sta�
milcz�cy, gro�ny, obcy. Jurowski wszed� przez skrzypi�ce drzwi
i przeszed�szy korytarzyk wkroczy� do magazynu, gdzie kilku
najbardziej zaufanych czekist�w pod kierownictwem Bie�obrodowa
przeszukiwa�o baga�e pomordowanych. Kufry ozdobione carskimi
koronami i monogramami wykutymi z poz�acanego br�zu sta�y
wybebeszone. Kosztowne jedwabne suknie balowe wala�y si� po
pokrytej b�otem pod�odze. Carskie albumy z fotografiami,
oprawione w czerwony safian, rzucono w k�t. Chciwe r�ce
obmacywa�y starannie ka�d� sztuk� bielizny. Przed Bie�obrodowem
na kulawym stoliku le�a� spory po�yskuj�cy stosik znalezionej
bi�uterii. Przewodnicz�cy Centralnego Komitetu Wykonawczego
(WiCK) por�wnywa� znalezione precjoza ze spisem sporz�dzonym
starannym kaligraficznym pismem na kilkunastu kartkach. -
Witajcie, towarzyszu - powiedzia� Jurowski.
Bie�obrodow uprzejmie kiwn�� g�ow�, ale nie przerwa� lektury.
Jurowski wyci�gn�� zza pazuchy spory p��cienny woreczek i rzuci�
go oboj�tnie na st�. Brylanty za�piewa�y niczym kryszta�owe
dzwonki. Brwi Bie�obrodowa unios�y si� pytaj�co. - Podczas
likwidacji zw�ok znale�li�my zaszyte w gorsetach klejnoty -
wyja�ni� morderca. - Sporo si� tego uzbiera�o. G��wnie brylanty.
B�dzie tego pewnie z �wier� puda. - Cztery kilogramy - mrukn��
przewodnicz�cy sprawdzaj�c co� na kartce. Brwi jego zmarszczy�y
si�, gdy wysypa� woreczek i przeora� po��k�ymi od nikotyny
palcami po�yskuj�c� kupk�. - Czego� brakuje? - zaniepokoi� si�
Jurowski.
- Taa... - mrukn��. - Wed�ug spisu wykonanego przez naszych
towarzyszy w Tobolsku car mia� przy sobie szabl� paradn�. Nie
mo�emy jej odnale�� - machn�� d�oni� w stron� rozbebeszonych
baga�y. - A carowa mia�a Rubinow� Tiar�. - S�ynn� Rubinow� Tiar�?
- zdumia� si� Jurowski. - My�la�em, �e zosta�a razem z klejnotami
koronnymi w Piotrogrodzie. - Nie. Towarzysz Jakowlew widzia� j�
w Tobolsku - wyja�ni�. - Rubinowa Tiara... niedobrze. - Mo�e si�
jeszcze znajdzie - carob�jca wskaza� stos nie rozpakowanych
walizek. - Tam s� tylko ksi��ki. Aha, jest depesza ze Smolnego.
Macie zawie�� wszystkie odzyskane kosztowno�ci do Moskwy. - Sporo
tego - zaniepokoi� si� Jurowski.
- Dostaniecie ochron� i poci�g pancerny. Umiemy zadba� o
bezpiecze�stwo najlepszych syn�w narodu. Na twarz mordercy
wyp�yn�� zimny rybi u�miech, gdy g�adko po�kn�� komplement. - A
co z Rubinow� Tiar�? - zapyta�. - Przecie� nie zapad�a si� pod
ziemi�. - Car musia� j� gdzie� ukry�. Prawdopodobnie jeszcze w
Tobolsku. Ale myj� znajdziemy. Nawet je�li b�dziemy musieli
rozebra� to miasto belka po belce. - Trzeba jak najszybciej
powiadomi� tamtejszych towarzyszy, aby aresztowali wszystkich
cz�onk�w �wity i s�u�b�. Bie�obrodow skrzywi� wargi w ponurym
u�miechu.
- Nasi towarzysze b�d� z pewno�ci� w stanie przekona� ich do
szczerych wyzna�. - Nale�y aresztowa� biskupa Hermogena. Wygl�da
mi na g��wnego podejrzanego. - At - Bie�obrodow machn�� r�k�. -
Po�pieszyli si� ch�opcy. Zosta� powieszony. Ale to nic. - Za
wcze�nie. Czy jeszcze czego� brakuje? Na twarzy Bie�obrodowa
pojawi� si� ponury cie�. - Tak. Nie mamy nie uko�czonej korony.
Teraz poblad� Jurowski. - Przecie� ona powinna zosta� w sejfach
firmy Feberge!
- Ale widocznie nie zosta�a. Dosta�em depesz� z Piotrogrodu, �eby
j� odnale��. Nie ma jej tutaj. A przecie� to nie szpilka. - No
to towarzysz Lenin da nam popali�.
- Znale�li�my ca�� mas� dodatkowych rzeczy. Kilka broszek z
brylantami, ordery... Towarzysza Lenina jako� udobruchamy.
Zreszt� nic straconego. Odnajdziemy wszystko. Powoli,
stopniowo... nam si� nie �pieszy. - Jak wygl�da sytuacja w
mie�cie?
- Maszeruje na nas admira� Ko�czak na czele ca�ej armii. B�d� tu
najp�niej pojutrze. Dlatego, towarzyszu, sprawa waszego wyjazdu
staje si� pal�ca. Czerwona Gwardia prawdopodobnie nie utrzyma
miasta. Wybij� ich do nogi. Wa�ne, �eby�my mieli czas odskoczy�
bezpiecznie na ty�y. Jurowski kiwn�� g�ow�.
- Co z lud�mi z mojego oddzia�u?
- Znaj� miejsce ukrycia cia�?
- Tylko niekt�rzy. Nie wszyscy.
- Wybierz pi�ciu najwierniejszych. Reszt� zlikwiduj. Nie mog�
wpa�� w r�ce bia�ych. - A ludzie Jermakowa? Byli obecni przy...
- Pod �cian�.
- W�a�ciwie to oni zaprowadzili w�adz� radzieck� na Uralu...
Bie�obrodow u�miechn�� si� z politowaniem. - Nie czas na
sentymenty, towarzyszu. Gdy p�onie dom ratuje si� to, co
najcenniejsze. Jego po��k�e od nikotyny palce zacisn�y si� na
filigranowej broszce i zmia�d�y�y j� bez trudu. Jurowski skin��
g�ow�.
ROZDZIA� PIERWSZY
TAJEMNICZY GO�� � TEKTUROWA TECZKA � CO KRYJ�
KSEROKOPIE � ZASKAKUJ�CA PROPOZYCJA � HISTORIA
RUBINOWEJ TIARY
- Z�ota polska jesie� - ziewn�� pan Tomasz przeci�gaj�c si� na
fotelu stoj�cym obok otwartego okna. Go��bie na parapecie
apatycznie dojada�y resztk� moich kanapek. Oderwa�em si� od
komputera. Wiatr znad Ogrodu Saskiego ni�s� zapach opad�ych li�ci
i wilgotnej nagrzanej s�o�cem ziemi. - Faktycznie - powiedzia�em.
- Z�ota polska jesie�.
- Wiesz co - zaproponowa� pan Tomasz - wy��cz w diab�y te maszyn�
i chod�my na wagary. Po�azimy sobie w�r�d drzew, obejrzymy Gr�b
Nieznanego �o�nierza; z biura Wojew�dzkiego Konserwatora Zabytk�w
dzwonili, �e co� si� tam sypie. Potem posiedzimy na �awce w parku
i popatrzymy na kaczki. Albo chod�my na kaw�... - P�ac� nam za
to, �eby�my pracowali - zwr�ci�em delikatnie uwag� szefowi. -
Niby czas pracy mamy nie normowany, ale... - Odpracujemy to w
jaki� deszczowy dzie� - zaproponowa� pan Tomasz. - Idzie zima,
trzeba nacieszy� si� s�o�cem. Niepokoi mnie tw�j brak wra�liwo�ci
na uroki przyrody... W tym momencie zadzwoni� telefon.
- Halo? - szef leniwie podni�s� s�uchawk�. - Go�� do mnie? Prosz�
wpu�ci�. - Co si� sta�o? - zapyta�em.
- Idzie do nas jaki� m�odzieniec - Pan Samochodzik przeci�gn��
si� ponownie. - Pewnie Jacek. - O tej porze powinien by� w
szkole. Poza tym mieszka w �odzi - zauwa�y�em. Szef poskroba� si�
z frasunkiem po g�owie.
- Widocznie te� poszed� na wagary. A mo�e ma dzi� dzie� wolny?
Ale co robi tutaj? Ci�gle jest obra�ony o to, �e nakablowalem o
tych ich wyczynach na Araracie. - Przecie� sypn�� si� pan,
szefie, zupe�nie niechc�cy - zauwa�y�em. W tym momencie rozleg�o
si� ciche pukanie do drzwi.
- Prosz� - powiedzia� pan Tomasz siadaj�c prosto.
W drzwiach stan�� kr�tko obci�ty ciemnow�osy m�odzieniec lat
oko�o siedemnastu. Zaskoczy� mnie kszta�t jego twarzy. By�a
niemal doskonale symetryczna, wpisana w mi�kki owal. Wygl�da� na
Francuza. Jego rysy by�y zdumiewaj�co regularne. Takie twarze
maj� arystokraci. - Mo�na? - zagadn��.
Nie by� Francuzem. M�wi� po polsku z dziwnym �piewnym akcentem.
W pierwszej chwili pomy�la�em, �e pochodzi z kres�w, ale jego
akcent nie by� czysty. Brzmia� tak, jakby si� go wyuczy� razem
z j�zykiem. - Prosz�, prosz� - Pan Samochodzik wykona�
zach�caj�cy gest. - Mam nadziej�, �e nie przeszkadzam? - �piewny
akcent ci�gle wibrowa� w jego g�osie. - Ale� sk�d�e - zapewni�em
go. - W czym mo�emy pom�c? U�miechn�� si� lekko. - Jestem Michai�
Derekowicz Tomatow - przedstawi� si�. Po twarzy szefa przebieg�
skurcz. Oczy go�cia drgn�y lekko. Zauwa�y� to. - Czym mog�
s�u�y�? - g�os Pana Samochodzika zadr�a� lekko, jakby od
powstrzymywanej furii. Go�� z przewieszonej przez rami� torby
wydoby� szar� tekturow� teczk� z ogni�cie zielonymi wst��kami.
Po�o�y� j� ostro�nie na rogu biurka. - Prosz� si� z tym zapozna�
- powiedzia�.
- Odpowied� brzmi: nie - cicho odezwa� si� szef. - Nie wiem
jeszcze, jakie propozycje przywozisz, ale moja odpowied� brzmi:
nie. - Samo rozwi�zanie tych wst��ek nic nie kosztuje. Poczekam
na korytarzu. - Odpowied� i tak b�dzie negatywna - zapowiedzia�
szef.
Michai� nie przej�� si� tym specjalnie. U�miechn�� si� jeszcze
raz i wyszed�. Drzwi zamkn�y si� z lekkim stukiem. Pan Tomasz
przeci�gn�� si�, a� zaskrzypia�o mu w stawach, po czym przysun��
sobie teczk� i rozwi�za� wst��ki. Z wn�trza teczki wydoby� plik
kartek odbitych na ksero. Za�o�y� na nos okulary i oboj�tnie
rzuci� okiem na pierwsz� z nich. - Rany boskie! - krzykn��
podrywaj�c si� z miejsca. - �ap go! Wypadli�my na korytarz.
Michai� nie mia� zamiaru ucieka�. Siedzia� na �awce pod oknem i
prze�uwaj�c co� czyta� rosyjsk� gazet�. Na nasz widok uni�s�
pytaj�co g�ow�. Szef zaczerwieni� si� i poci�gn�� mnie z powrotem
do gabinetu. - Co to jest? - zaciekawi�em si� wskazuj�c na le��ce
na biurku kartki. - Elementarz polsko-�aci�ski wydany w Krakowie
w 1550 roku! Jedyny egzemplarz, o kt�rym wiadomo, spalili
hitlerowcy wraz z pi��dziesi�cioma tysi�cami starodruk�w
Biblioteki Narodowej... By� jeszcze jeden, ale ostatni raz
s�yszano o nim pod koniec ubieg�ego wieku. W Bibliotece
Uniwersytetu Jagiello�skiego maj� stron� tytu�ow� wypreparowan�
z ok�adki jakiej� starej ksi��ki. - A pozosta�e? - zapyta�em.
Przez chwil� kartkowa� plik kserokopii. Potem usiad� ci�ko na
fotelu i zagapi� si� w �cian�. - Z grubsza podobnej klasy dzie�a.
Nie wszystkie tytu�y s� mi znane... Podaj mi, prosz�, si�dmy tom
Bibliografii polskiej Estreichera... Przez chwil� kartkowa�
tomik.
- Ju� na pocz�tku wieku to dzie�o by�o znane tylko ze s�yszenia -
mrukn��. - I co pan o tym s�dzi, szefie?
- Przyni�s� nam dziesi�� odbitek stron tytu�owych ksi��ek, kt�re
zagin�y. Dziesi�� tom�w posiadaj�cych istotne znaczenie...
Zreszt� co ja ci b�d� m�wi�. Sam rozumiesz. - Rozumiem. Tylko co
dalej?
- Z naszego ministerstwa nie mo�emy go wypu�ci�. Trzeba go
wsadzi� do piwnicy, przez trzy dni nie da� nic do jedzenia,
przynajmniej dop�ki nie wy�piewa, gdzie to wszystko schowa�.
Bo�e, co ja plot�... - S�dzi pan, �e chce to sprzeda�?
- Oby. Ale my�l�, �e nie. Gdyby szuka� kupca, poszed�by z tym do
dzia�u zakup�w Biblioteki Narodowej albo do innej kom�rki naszego
ministerstwa. Zreszt� ka�dy dom aukcyjny powita�by go z otwartymi
ramionami. - Sk�d on to wszystko wytrzasn��? - zdumia�em si�. -
Obrobi� jak�� bibliotek�? Nie wygl�da na takiego. Zwr�ci� pan
uwag� na jego rysy? Arystokratyczna twarz... - Jest arystokrat� -
mrukn�� szef. - W ka�dym calu.
- Ale nazwisko ma ma�o szlacheckie - zauwa�y�em. - Tomata to po
rosyjsku pomidor. Pan Samochodzik u�miechn�� si� pob�a�liwie.
- Wyprowadz� ci� z b��du. Jeden z jego przodk�w dosta� to
nazwisko i szlachectwo za to, �e kt�remu� z car�w dostarczy� na
dw�r pomidory. Pierwsze pomidory w tej cz�ci Europy. - Za takie
rzeczy przyznawano szlachectwo? - zdumia�em si�. - Przyznawano
i za znacznie mniej heroiczne czyny. Rysy ma po dziadku, ksi�ciu
Gagarinie. Poczu�em zam�t w g�owie. - Z tych Gagarin�w? -
zapyta�em.
Pan Samochodzik roze�mia� si�.
- Dobre pytanie. Naprawd� dobre pytanie. Widzisz, gdy Jurij
Aleksiejewicz Gagarin, powr�ciwszy z kosmosu odbywa� podr� po
�wiecie, a obwie�li go chyba po po�owie pa�stw, w Ameryce dosta�
zaproszenie na kolacj� od ksi�cia Gagarina. Nie poszed�
oczywi�cie, ale i tak wywo�a�o to fal� spekulacji. Por�wnywali
fotografie starego ksi�cia i pierwszego radzieckiego kosmonauty.
Podobie�stwo by�o pono� uderzaj�ce. Kosmonauta nie przyznawa�
si�. Uparcie twierdzi�, �e pochodzi z G�datska, niedaleko
Pskowa... Ale ksi���ta Gagarinowie mieli maj�tki w�a�nie w
pskowskiej guberni. Mo�emy go zreszt� zapyta�. Pozostaje pytanie,
co dalej? - potrz�sn�� kartkami. - Mo�e go zawo�a� i zapyta�,
czego za to chce? Troch� to nie�adnie wygl�da�o, gdy pan z g�ry
zapowiada�, �e si� nie zgadza, zanim nasz go�� przedstawi�
pierwsze propozycje... - Po prostu nie zamierzam ich s�ucha�.
- Ale dlaczego? - zdumia�em si�. - Przecie� on nic nam nie
zrobi�. Pan Tomasz �ci�gn�� usta.
- Zna�em jego ojca - powiedzia� wreszcie.
- Kim by�?
- Fascynuj�ca posta�. Fascynuj�ca w negatywnym tego s�owa
znaczeniu. Wnioskowa�em o wys�anie za nim mi�dzynarodowego listu
go�czego. Nie uda�o si�, mieli�my tylko poszlaki, a Interpol
��da� dowod�w. Hrabia Derek nie ukrywa� si� zreszt� specjalnie.
�y� spokojnie pod Sztokholmem. Nawet przez kr�tki czas by� pos�em
do szwedzkiego Riksdagu z ramienia mniejszo�ci s�owia�skich.
Dawne dzieje. - To za co zas�u�y� sobie na list go�czy?
- To by� fachowiec. Waldemar Batura m�g�by si� od niego wiele
nauczy�. - Handlarz kradzionych dzie� sztuki - domy�li�em si�.
- Pud�o. On je tylko skupowa�. No i oczywi�cie sam troch�... -
Troch� krad�?
- Hrabia Derek by� zapalonym kolekcjonerem sztuki rosyjskiej.
Kupowa�, krad�, a jego ukochan� metod� by�o podmienianie zabytk�w
zgromadzonych w prywatnych daczach wierchuszki KPZR przy pomocy
skorumpowanej s�u�by. Nieustannie �cigany listami go�czymi, co
rusz przekrada� si� za �elazn� kurtyn�. Rozpru� skrytki z
klejnotami w pa�acu ksi�cia Jusupowa, kt�rych szukano przez
dziesi�ciolecia. Zamierza� przekaza� wszystkie zgromadzone skarby
narodowi rosyjskiemu, gdy tylko zostanie w tym kraju obalony
komunizm. Podobno by� zamieszany w pr�b� kradzie�y korony car�w.
Wreszcie znikn��, zupe�nie niespodziewane. Prawdopodobnie KGB go
w ko�cu namierzy�o i zlikwidowa�o. Ju� chyba dziesi�� lat o nim
nie s�ysza�em. A mo�e nawet wi�cej... Nasze drogi nigdy si� nie
przeci�y, cho� s�ysza�em sporo o jego wyczynach, gdy
wsp�pracowa�em z mi�dzynarodowym Biurem Koordynacyjnym. Pono�
gdzie� na Zachodzie mia� wykuty w skale skarbiec, a w nim
kolekcj� sztuki, jakiej nie powstydzi�oby si� �adne muzeum.
Prawdopodobnie z niego ten mi�y m�odzieniec wyci�gn�� te ksi��ki.
By� mo�e czego� brakuje mu do kolekcji. Przyszed� do nas...
Dlatego trzeba mu pogoni� kota, a jednocze�nie zrobi� to tak
inteligentnie, �e b�dzie chcia� to na co� wymieni� - potrz�sn��
plikiem kartek. - Wymieni�? - zdziwi�em si�.
- Mamy w kraju bogat� kolekcj� rosyjskich starodruk�w. Zapl�ta�o
si� ich sporo przez te wszystkie lata. Przeprowadzi� transakcj�
na sztych, jak mawiali lwowscy kupcy. - Na sztych? - zdziwi�em
si� na�laduj�c d�oni� wypad szermierczy. Szef wni�s� oczy ku
sufitowi.
- Towar za towar. Barter. Powiniene� poczyta� s�ownik Lindego. -
Nie przyszed�by z tym do nas. Musi mie� inne plany.
- Zwi�zane z nasz� kom�rk�? S�dzisz, �e chce nas do czego�
zatrudni�? - Mo�e go zawo�amy? - zaproponowa�em. - My tu sobie
gadu, gadu, a on mo�e si� znudzi�... A tak, sam wy�piewa, o co
mu chodzi. Szef kiwn�� powa�nie g�ow�. Wyjrza� na korytarz i
skin�� w�adczo r�k�. Po chwili Michai� Derekowicz siedzia�
wygodnie na fotelu. - Czym mog� s�u�y�? - zapyta� ponownie Pan
Samochodzik. W oczach go�cia spostrzeg�em iskierk� triumfu. - W
zamian za wy�wiadczenie mi niewielkiej przys�ugi got�w jestem
przekaza� wam tych kilka skarb�w waszej kultury narodowej - z
u�miechem wskaza� plik kartek ksero. - Niewielkiej przys�ugi -
mrukn�� pan Tomasz. - W�a�nie zaczynam sobie wyobra�a� jej
wielko��. - Zupe�nie niewielkiej - uspokoi� go go��.
- No nie wiem. Jeste�my organizacj� rz�dow�. Nie mo�emy wchodzi�
w uk�ady z osobami prywatnymi. To znaczy mo�emy, ale... - A co
konkretnie mieliby�my zrobi�? - zagadn��em.
- Panowie s� najlepszymi w Polsce, a mo�e i na �wiecie fachowcami
od odszukiwania zaginionych zabytk�w - go�� oczarowa� nas
szerokim, szczerym s�owia�skim u�miechem. S�dz�c z miny Pana
Samochodzika komplement trafi� prosto do celu. - Tak wi�c -
podj�� Michai� - wypo�ycz� pan�w celem odnalezienia pewnego
niewielkiego drobiazgu, a w zamian za fachow� pomoc przeka��
waszym w�adzom dziesi�� bia�ych kruk�w. - Jaki to drobiazg? -
zagadn��em.
- S�yszeli panowie o Rubinowej Tiarze? Przepraszam, nie
powinienem odpowiada� pytaniem na pytanie. Pokr�ci�em przecz�co
g�ow�, ale zauwa�y�em w oku pana Tomasza b�ysk zrozumienia. -
Chc�, �eby odnale�li panowie Rubinow� Tiar� - u�ci�li� go��. -
Obawiam si�, �e to b�dzie niemo�liwe. Je�li nie zosta�a
zniszczona, mo�e spoczywa� w sejfach KGB... O ile j� znale�li.
Mogli j� poci�� na kawa�ki i sprzeda� na Zachodzie. Sprawa wydaje
mi si� niemal beznadziejna - powiedzia� szef. - Je�li nie uda jej
si� odnale��, przeka�� mimo wszystko pi�� ksi��ek. Go�� przez
chwil� kartkowa� kserokopie.
- B�d� mogli panowie swobodnie wybra�...
- Tak czy siak wygramy na tym?
Michai� Derekowicz kiwn�� powa�nie g�ow�.
- Jakie b�dzie pan mia� zabezpieczenie? - zapyta�em. - Przecie�
mo�emy siedzie� przez miesi�c z za�o�onymi r�kami i nic nie
robi�. Nie ma pan �adnych gwarancji, �e po�wi�cimy wszystkie si�y
na odszukanie tego klejnotu. - Z tego co wiem, s� panowie obaj
lud�mi o kryszta�owej uczciwo�ci. To wystarczy. Wierz�, �e mnie
nie wykiwacie. Po prostu zaufam wam. Zreszt� pojedziemy razem.
To b�dzie miesi�c ci�kiej pracy, ale s�dz�, �e trud tych
trzydziestu dni sowicie si� op�aci. I mnie, i wam. - Miesi�c -
mrukn�� Pan Samochodzik. Go�� wsta� i uk�oni� si�. - Pozwol�
panowie, �e ich po�egnam. W tej teczce jest moja wizyt�wka.
Prosz� skontaktowa� si� z ministrem i je�li si� zgodzi -
zadzwoni�. W�wczas przeka�� dalsze szczeg�y. Wyszed� i tylko
le��ca na stole teczka �wiadczy�a, �e jego wizyta nie by�a snem.
- Czym jest Rubinowa Tiara? - zapyta�em pana Tomasza.
U�miechn�� si� do swoich my�li. Podszed� do p�ki z ksi��kami i
zdj�� z niej gruby album po�wi�cony klejnotom firmy Faberge.
Kartkowa� go d�u�sz� chwil�, a potem po�o�y� przede mn� otwarty
na czar-no-bia�ej fotografii m�odej carycy Aleksandry. Caryca
mia�a we w�osach Rubinow� Tiar�. - Oto ona - powiedzia�. - Tiara
wykonana z rubin�w. W�asno�� ostatniej cesarzowej Rosji.
Przyjrza�em si� uwa�nie zdj�ciu. - Szefie, nie jestem ekspertem,
ale wydaje mi si�, �e te kamienie s� zbyt du�e, by mog�y by�
prawdziwymi rubinami. Pan Tomasz kiwn�� g�ow�. - Czyta�e� mo�e
opisanie �wiata Marco Polo?
- Bardzo dawno - powiedzia�em. - Jeszcze w podstaw�wce. Wiele
fragment�w zatar�o si� ju� w mojej pami�ci. Ale je�li trzeba... -
Jest tam opisana taka historia. Na polecenie cesarza Marco Polo
uda� si� do Karakorum. Mia� tam naby� dla cesarskiego skarbca
rubin, znaleziony prawdopodobnie w kopalniach Dekanu. Najwi�kszy
rubin, jaki kiedykolwiek znaleziono. By� wielko�ci ludzkiej
d�oni. Tak przynajmniej opisuje go podr�nik. Niestety misja
zako�czy�a si� fiaskiem. Marco Polo zosta� przelicytowany. Co
gorsza, nabywca klejnotu by� anonimowy. - Niech zgadn�. Kamie�
wyp�yn�� po up�ywie sze�ciuset lat i przyozdobi� Rubinow� Tiar�?
Szef zas�pi� si�. - Dok�adnie nie wiadomo. Przypuszczam, �e tak.
Tamten rubin mia� paskudn� skaz�, biegn�c� wzd�u� mniej wi�cej
jednej trzeciej jego d�ugo�ci. W XVII wieku grupa Kozak�w
zaporoskich pod wodz� niejakiego Filipa Semenowicza zdoby�a na
jednym z tureckich dostojnik�w rubin podobnej wielko�ci. By� z
grubsza oszlifowany, a musisz pami�ta�, �e ten, kt�ry widzia�
Marco Polo by� kamieniem surowym, znajdowa� si� w stanie takim,
w jakim wydarto go ziemi. Rubin zdobyty przez Kozak�w nazywano
"R� Fatimy" na cze�� ukochanej wnuczki proroka Mahometa. Z tego
co wiem, a zachowa�o si� sprawozdanie jednego z uczestnik�w
�upie�czej wyprawy, rubin mia� kilka g��bokich przebru�d�e�, jak
gdyby kto� usi�owa� delikatnie wypreparowa� skazy. By� bardzo
nieregularnego kszta�tu. - I co si� z nim sta�o?
- Sprzedali go Resul Adze Czelebiemu - dostawcy klejnot�w, kt�ry
kupowa� od nich na pniu spor� cz�� �up�w. Zaopatrywa� rosyjskich
car�w i polskich kr�l�w. Dociera� nawet do Sztokholmu. Czasy by�y
niepewne i jednostki wyzute z sumienia mog�y zbi� niez�e fortuny.
Przy okazji wojen klejnoty przechodzi�y z r�k do r�k z r�wn�
�atwo�ci� jak obecnie kradzione samochody. - Tak trafi� do Rosji?
- domy�li�em si�.
- Wiadomo, �e rubin tej wielko�ci przechowywano w skarbcu w
Paw�owsku, uroczej rezydencji cara Paw�a I pod Petersburgiem.
Przechodzi� w rodzinie cesarskiej z pokolenia na pokolenie,
wymieniaj� go niekt�re spisy klejnot�w. Wielko�� rubin�w
zastosowanych do skonstruowania tiary �wiadczy o tym, �e
prawdopodobnie u�yto do niej poci�tej "R�y Fatimy". -
Zdumiewaj�ce. Poci�li tak du�y kamie�? Przecie� w jednym kawa�ku
by� chyba znacznie cenniejszy. - Nie, nie. To nie tak. Najwi�kszy
brylant wydobyty w Brazylii mia� ponad dziewi��set karat�w.
Jednak zosta� poci�ty na mniejsze. Kamienie szlachetne, aby
uzyska� odpowiedni� cen�, musz� spe�nia� wiele surowych
kryteri�w. Wa�na jest jednolita barwa, regularny kszta�t. Je�li
kamie� jest du�y, ale nieregularny, tnie si� go na wiele
mniejszych o nienagannych kszta�tach. Mo�na w�wczas uzyska� za
nie w sumie znacznie lepsz� cen� ni� za du�y, ale pozaklasowy. -
Rozumiem. Je�li skaza widziana przez Marco Polo wyst�pi�a tak�e
g��biej, to poci�cie kamienia podnios�o jego warto��. Co si�
sta�o z Rubinow� Tiar� po rewolucji? Gdzie mamy podj��
poszukiwania? - W tym w�a�nie s�k, �e nie wiadomo. W ka�dym razie
nie wyp�yn�a na �adnej aukcji. Nie figuruje tak�e w katalogach
muze�w. S�dz�, �e nasz przyjaciel natrafi� na jakie� dodatkowe
informacje. Szef zamkn�� teczk� zostawion� przez go�cia na stole
i w�wczas zobaczyli�my, �e le�y pod ni� niedu�a oprawiona w sk�r�
ksi��ka. Na rogach mia�a pi�tnastowieczne okucia ze srebrzonego
br�zu. - No tak - mrukn�� pan Tomasz. - Nale�a�o si� tego
spodziewa�. Takie kserokopie mo�na z�o�y� na komputerze. Dlatego
zostawi� nam pr�bk�. Pi�tnastowieczny modlitewnik. R�cznie
pisany. Inicja�y mieni�y si� z�otem, jakby dopiero co wysz�y z
pracowni malarskiej, ale po��k�y pergamin na pierwszy rzut oka
zdradza� wiek. Szef poda� mi ksi��k�. Przekartkowa�em j�.
Miniatury by�y niezwykle pi�kne. - Cudowna rzecz - powiedzia�em.
- S�dz�c ze stylu przedstawie� powsta�a w benedykty�skim
scriptorium. - Prawdopodobnie w Ty�cu. Zwr�� uwag� na pisowni�
litery "B". Oczywi�cie specjali�ci z Biblioteki Narodowej b�d�
musieli si� wypowiedzie�... My�l� jednak, �e potwierdz� moj�
teori�. - Bia�y kruk - mrukn��em.
- Oczywi�cie. Tak pi�kne mamy mo�e jeszcze ze dwa w ca�ym kraju.
Na �wiecie jest ich niewiele wi�cej. Zobacz, �e okucia s�
autentyczne, a sk�ra prawie nie nosi �lad�w up�ywu czasu, poza
zwyk�ym utlenieniem. - Sk�d mo�e pochodzi�?
- Z biblioteki pa�acu lub dworu szlacheckiego, gdzie sta� na
p�ce przez pi��set lat. W czasie ostatniej wojny hitlerowcy i
Armia Czerwona zniszczyli nieprzebran� ilo�� ksi��ek. Z
nienawi�ci, z g�upoty. Po wojnie rabowali je okoliczni
mieszka�cy... A ten egzemplarz w�drowa� d�ugo, a� wpad� w r�ce
hrabiego Derka, kt�ry go oczywi�cie wpakowa� do swojego skarbca.
Trzyma�em modlitewnik w r�ce. �redniowieczny kopista starannie
wyrysowa� ka�d� literk�. Na pisanie i odpowiednie cieniowanie
jednej zu�ywa� pi�tna�cie minut. Przez dziesi�� godzin m�g�
narysowa� czterdzie�ci... - Ciekawe, na czyje zam�wienie powsta�?
- zauwa�y�em. - Tu jest odbity herb. - Nie pami�tam, jak si�
nazywa, ale sprawdz� to, wtedy ustalimy prawdopodobnego
w�a�ciciela. By� mo�e pochodzi z ksi���cego dworu. To bardzo
luksusowa edycja. Chyba b�d� musia� p�j�� porozmawia� na ten
temat z ministrem - powiedzia� szef, delikatnie wyjmuj�c mi
ksi��k� z r�ki. - Czy mam trzyma� kciuki? - zapyta�em. U�miechn��
si� chytrze, ale nie odpowiedzia�.
ROZDZIA� DRUGI
NARADA W KAWALERCE SZEFA � CARSKIE KLEJNOTY � TRZY TIARY � CO
ZNALEZIONO W TOBOLSKU � BRAK WSKAZ�WEK
Ciep�y wiatr wyd�� firank� w oknie kawalerki pana Tomasza. Cicho
sycza� czajnik pe�en gotuj�cej si� wody. Szef popatrzy� w zadumie
na zegarek. - Nasz go�� si� sp�nia - zauwa�y� z niepokojem. W
tym momencie rozleg�o si� pukanie do drzwi. - O wilku mowa -
powiedzia�em i ruszy�em, �eby otworzy�.
Michai� zdj�� sportow� kurtk� i powiesi� na wieszaku. Odpi��
kabur� z jak�� koszmarnej wielko�ci spluw� i powiesi� obok.
Wszed� do pokoju i wygodnie zasiad� w fotelu. Jego nozdrza
zadr�a�y leciutko, gdy dotar� do nich zapach �wie�o parzonej
kawy. Obok fotela postawi� walizeczk�. Czerwony odcisk na
przegubie �wiadczy�, �e jeszcze przed chwil� mia� j� przypi�t�
�a�cuszkiem. - Jak wypad�a rozmowa z ministrem? - zapyta�. Szef
kiwn�� energicznie g�ow�. - Minister wyrazi� zgod� - powiedzia�.
- Od pierwszego do trzydziestego pa�dziernika mamy urlop. Go��
u�miechn�� si� szeroko, po czym wyj�� z walizeczki cztery opas�e
tomiki oprawione w sk�r�. Jak mog�em si� zorientowa�, najcie�szy
mia� dorobion� wsp�cze�nie ok�adk�, a dwa posiada�y zameczki na
oko szesnastowieczne. Najciekawszy by� najgrubszy; jego grzbiet
wzmacnia�a kapita�ka wypleciona z cienkich czerwonych rzemyk�w.
Po�o�y� tomy na rogu biurka. - Oto pan�w honorarium - powiedzia�.
- Jak w mafii: po�owa z g�ry, reszta po wykonaniu zadania. Pan
Samochodzik kiwn�� powa�nie g�ow�.
- Poprosimy teraz o szczeg�y.
Otworzy� pierwsz� z brzegu ksi��k� i jego oblicze rozja�ni�o si�
prawie mistyczn� ekstaz�. Nala�em go�ciowi kawy. - Mo�e to g�upio
zabrzmi - powiedzia� Michai� - ale jest takie lwowskie
przys�owie: "Najpierw pisz, potem licz". - Znam je - powiedzia�
szef wyjmuj�c z kieszeni wieczne pi�ro. Przybysz po�o�y� przed
nami kartki papieru z umow� wydrukowan� na laserowej drukarce. -
Poniewa� bior� pan�w na ten miesi�c na utrzymanie - u�miechn��
si� czaruj�co - chcia�bym dope�ni� wszystkich formalno�ci, tak�e
z Urz�dem Skarbowym. Oto kontrakt. Prosz� przeczyta� i podpisa�,
je�li nie budzi zastrze�e�. Prosi�bym tak�e o pokwitowanie na te
cztery ksi��ki i pi�t�, kt�r� zostawi�em przedwczoraj w
ministerstwie. Pan Tomasz przeczyta� swoj� kopi� umowy. Ja
przelecia�em wzrokiem swoj�. Podpisali�my jednocze�nie. -
Poprosimy teraz o szczeg�y - powt�rzy� Pan Samochodzik. - Prosz�
bardzo. A wi�c po kolei. Po swojej abdykacji car Miko�aj II
znalaz� si� w bardzo ci�kiej sytuacji. Zosta� na rozkaz Rz�du
Tymczasowego uwi�ziony, najpierw w Carskim Siole pod
Petersburgiem, potem dla uspokojenia opinii publicznej
przeniesiono go wraz z najbli�sz� rodzin� do Tobolska na Syberii.
Rz�d Tymczasowy zezwoli� cz�onkom �wity i s�u�by, kt�rzy wyrazili
tak� ochot�, na towarzyszenie by�emu w�adcy. Baga�e spakowane w
najwi�kszym po�piechu zaj�y dwa wagony. Przedstawiciele Rz�du
Tymczasowego s�dzili, �e bi�uteria carska znajduje si� w sejfach
Ministerstwa Skarbu, p�niej jednak odkryto starannie zamaskowane
sejfy w pa�acu w Carskim Siole. Sejfy zosta�y oczywi�cie
dok�adnie opr�nione. - Czyta�em o tym - potwierdzi� pan Tomasz.
- W sejfach Ministerstwa Skarbu znaleziono wi�kszo�� klejnot�w
koronnych. Michai� kiwn�� powa�nie g�ow�, po czym podj��
opowie��. - Okres od abdykacji do mordu dokonanego w
Jekaterynburgu mo�na do�� dok�adnie prze�ledzi�. P�tora roku z
�ycia zdetronizowanego w�adcy znalaz�o odbicie w pami�tnikach
nauczyciela dzieci, zachowa�y si� tak�e dzienniki cara, carycy
oraz dwu ksi�niczek i nast�pcy tronu. - Dwie pozosta�e spali�y
swoje dzienniki w Tobolsku, obawiaj�c si� rewizji. - No w�a�nie.
Wiadomo, �e udaj�c si� na wygnanie rodzina carska zabra�a
klejnoty prywatne. Z jednym wyj�tkiem. Car zabra� koron�. - Jak
to? - zdumia� si� pan Tomasz. - Przecie� korona car�w, ta
wykonana dla Aleksandra II, przechowywana jest nadal w skarbcu
Ermita�u. Pa�ski �wi�tej pami�ci ojciec pr�bowa� j� zrabowa�...
Gdy przed kilku laty by�em w Leningradzie... - po twarzy go�cia
przebieg� skurcz - w Petersburgu - poprawi� si� szef - widzia�em
j�. Michai� kiwn�� powa�nie g�ow�.
- Zgadza si�. Ta korona pozosta�a w Petersburgu. Car natomiast
zabra� ze sob� nie uko�czon� koron�. To znaczy tak przypuszczamy.
W ka�dym razie nie uda�o si� jej znale��. - Jak� nie uko�czon�
koron�? - zdziwi� si� pan Tomasz.
- Firma Faberge przyj�a w 1907 roku zlecenie na wykonanie
kolejnej Wielkiej Korony. - O? - zdumia� si� Pan Samochodzik. -
Nie s�ysza�em o tym. - Ma�o kto s�ysza� - u�miechn�� si� go��,
po czym wyj�� z teczki kilka kartek ksero. - Prosz�. To odbitki
z autentycznych dokument�w dotycz�cych kwestii zam�wienia i
rozlicze� pomi�dzy carem a firm�... Pomy�la�em, �e pana jako
historyka sztuki mo�e to zainteresowa�. Szef przegl�da� odbitki
z wielk� uwag�.
- Dwa i p� miliona rubli? - zdumia� si�. - I to ma by� wst�pny
kosztorys? Za pi��dziesi�t rubli mo�na by�o kupi� krow�... - Taka
rzecz musia�a odpowiednio kosztowa�. Car to nie byle kr�l
europejski. - Wi�c car przygotowywa� koron� dla Aleksego...
- Oczywi�cie. Wykonanie korony, zw�aszcza je�li ma to by� korona
w�adcy jednej sz�stej powierzchni zamieszka�ych l�d�w planety,
to bardzo z�o�one dzie�o. Trzeba zgromadzi� du�� ilo�� kamieni,
a potem na drodze niezwykle starannej selekcji wybra� z nich
kilkaset odpowiednich pod wzgl�dem barwy, wielko�ci, kszta�tu i
szlifu... To wyja�nia cen�. - Kilkaset? - zdziwi�em si�.
- Korona car�w, ta przechowywana w Ermita�u, sk�ada si� z ponad
dwu tysi�cy ma�ych brylant�w i kilkudziesi�ciu innych kamieni -
powiedzia� Michai�. - Najciekawszy jest rubin umieszczony na
dolnym rancie nad czo�em w�adcy - doda� pan Tomasz. - Spos�b
oszlifowania spowodowa�, �e je�li patrzy si� pod odpowiednim
k�tem, wida� wewn�trz tr�jwymiarow� czerwon� pi�cioramienn�
gwiazd�... Michai� wzdrygn�� si� na wspomnienie tego szczeg�u.
- W 1915 roku - podj�� opowie�� - car odebra� z firmy Faberge
koron�. By�a jeszcze nie uko�czona, brakowa�o po�owy kamieni. Nie
wiemy, co sta�o si� z ni� p�niej. Nie mo�emy wykluczy�, �e
zabra� j� ze sob� po abdykacji. W ka�dym razie nie zawadzi
poszuka�. Z trzech tiar: brylantowej, rubinowej i szmaragdowej,
wyp�yn�y tylko dwie. Brylantowa Tiara znajdowa�a si� w�r�d
klejnot�w ksi�nej W�odzimierzowej, ciotki cara Miko�aja. �yj�c
niemal w n�dzy na wygnaniu sprzeda�a j� brytyjskiej rodzinie
kr�lewskiej. Obecnie lubi w niej chodzi� kr�lowa El�bieta II.
Jest w niej sportretowana na starszych emisjach brytyjskich monet
i na znaczkach pocztowych. Szmaragdowa Tiara nale�a�a do siostry
carycy Aleksandry - ksi�nej El�biety. Gdy wst�pi�a do klasztoru
wnios�a j� w wianie. Podczas pierwszej wojny �wiatowej pod jej
zastaw ksi�na zaci�gn�a w dwu bankach brytyjskich po�yczk� na
sfinansowanie czterech poci�g�w - lazaret�w do przewozu rannych
�o�nierzy. Tiara na skutek problem�w transportowych zosta�a u
niej na przechowaniu. Bolszewicy zrabowali j� po zamordowaniu
ksi�nej. Sprzedali j� na aukcji w 1921 roku, gromadz�c pieni�dze
na dalsz� wojn� z Polsk�. Zakupi� j� anonimowy nabywca i dzi� nie
wiadomo, gdzie si� ona znajduje. Prawdopodobnie posiadaj� rodzina
norweskich milioner�w Yendersyft�w. M�j ojciec szuka� jej w ich
pa�acu, ale zdo�a� rozpru� tylko dwa sejfy z ma�o ciekaw�
zawarto�ci�. Rubinowej Tiary nigdy nie odnaleziono. - A sk�d
pewno��, �e zabrali j� ze sob�? - zapyta�em.
- Z okazji Bo�ego Narodzenia 1917 roku w Tobolsku carowa pojawi�a
si� w tamtejszej cerkwi z Rubinow� Tiar� we w�osach. - Czy to
pewna wiadomo��? - zainteresowa� si� Pan Samochodzik. - Mamy
cztery niezale�ne relacje.
Go�� przez chwil� grzeba� w teczce zanim wydoby� z niej kr��ek
CD-ROM-u. Rozejrza� si� w poszukiwaniu komputera. �adnego jednak
nie znalaz�. Potrz�sn�� pude�kiem. - Mam zeskanowane dzienniki
cz�onk�w rodziny cara oraz mas� prywatnej korespondecji, ksi��ki
wart, wszystko. Siedemdziesi�t tysi�cy stron maszynopisu. Mam
nawet donos konfident�w CzK. Jest w nich szczeg�owy opis
uroczysto�ci. Mam te� notatk� Jurowskiego do Lenina. Carob�jca
zaznaczy�, �e w�r�d klejnot�w, jak to on pisze "pozyskanych", nie
by�o Rubinowej Tiary. Nie odnaleziono r�wnie� szabli paradnej
cara. Jurowski nie wiedzia� chyba o nie uko�czonej koronie. W
ka�dym razie nie wspomnia� o niej. - Liczba przedmiot�w do
odnalezienia ro�nie - powiedzia� pan Tomasz. - O tym nie by�o nic
w umowie. - Przypuszczam, �e wszystkie s� ukryte w tym samym
miejscu. W razie czego przewiduj� premi�. - I maj� by� ukryte w
Tobolsku? - spyta� szef.
- Przypuszczam, �e w samym mie�cie lub jego najbli�szej okolicy.
Car by� bardzo przewiduj�cym cz�owiekiem. Nie by� pewien swojego
losu. S�dz�, �e pozostawi� tam niewielki depozyt, na wypadek
gdyby kiedy� mia� tam wr�ci�. A raczej kilka depozyt�w. Niekt�re
odnaleziono. - Car by� przewiduj�cy? - zdziwi�em si�. - Wi�kszo��
jego dzia�a� nosi�a cechy... Twarz go�cia st�a�a.
- Co wy wiecie? - zagadn��. - Oczernia�a go propaganda przez
osiemdziesi�t lat. Tymczasem jego zas�ugi dla �wiatowego pokoju
s� ogromne. Na twarzy szefa malowa�o si� zdumienie.
- Jakie zas�ugi?
- W gmachu ONZ stoi jego popiersie. Car by� pomys�odawc� Ligi
Narod�w - cia�a maj�cego by� s�dem mi�dzynarodowym, najlepszym
gwarantem pokoju na tej planecie. Zdziwi�em si�, ale zauwa�y�em,
�e szef kiwn�� powa�nie g�ow�. - Zapomnia�em o tym - powiedzia�
ze skruch�.
- B�dziemy mieli jeszcze wiele czasu, by odk�amywa� histori� -
powiedzia� Michai�. - Noce w Tobolsku b�d� d�ugie. Na razie
wr��my do tematu. W 1933 roku funkcjonariusze GPU, poprzedniczki
NKWD, torturuj�c miejscowego popa dowiedzieli si� o istnieniu
skrytki w piwnicy domu handlarza ryb. Faktycznie we wskazanym
miejscu znaleziono dwa s�oje, a w nich sto pi��dziesi�t cztery
klejnoty, w tym mi�dzy innymi stukaratow� brylantow� brosz�
carycy. S�dz�, �e skrytek takich by�o wi�cej. - Innymi s�owy mamy
odszuka� to, czego nie zdo�ali odnale�� agenci KGB? - wtr�ci�em.
Go�� kiwn�� g�ow�. - My�l�, �e panowie s� od nich
inteligentniejsi - przes�a� nam promienny u�miech. Parskn�li�my
�miechem.
- Czy mamy jakiekolwiek wskaz�wki mog�ce u�atwi� nam odnalezienie
skrytki? - zapyta� pan Tomasz. - Czy te� mo�e mamy po prostu
przeczesa� ca�e miasto? Go�� wzruszy� ramionami.
- Niestety nie jest tego du�o - powiedzia�. - W listach i
pami�tnikach nie znalaz�em dot�d �adnych nazwisk ani aluzji.
Zreszt� gdyby tam by�y, KGB odnalaz�oby tych ludzi i wycisn�oby
z nich reszt� informacji. - Rozumiem - szef kiwn�� g�ow�. -
Jeszcze par� kwestii formalnych. Pojedziemy razem do Tobolska? -
Je�li znajdzie si� miejsce w pan�w samochodzie. Dla mnie oraz
trzech niedu�ych metalowych kontenerk�w. Z wyposa�eniem. - Z
wyposa�eniem... - powt�rzy� pan Tomasz.
- Dwadzie�cia, mo�e dwadzie�cia pi�� kilo ka�dy - wyja�ni�
Michai�. - �aden problem. Na miejscu sp�dzimy oko�o trzech
tygodni? - Tak. Tydzie� trzeba doliczy� na drog� tam i z
powrotem. Miesi�c pracy, ��cznie z dojazdem. - To tam s� szosy? -
zdumia�em si�.
- I to jakie. Jeszcze car budowa�. Osiemdziesi�t lat nie
remontowane, ale ci�gle jeszcze dobrze si� trzymaj�. Bo o tych
nowszych nie ma co wspomina�. Przedzwoni�, um�wimy si� na
konkretny dzie�. Wsta� i zacz�li�my si� �egna�. Po chwili
znikn��.
- I co o tym s�dzisz? - zapyta� Pan Samochodzik.
- S�dz�, �e niestety nasz mi�y go�� jest ob��kany. Jemu si�
wydaje, �e mo�na ot tak przyjecha� do obcego miasta, strzeli�
palcami i wygrzeba� z ziemi skarby, kt�re przegapi�o kilka
pokole� radzieckich poszukiwaczy spod znaku sierpa i m�ota?
Przecie� to niemo�liwe. Nawet gdyby�my dostali klucze do
wszystkich piwnic, gdzie mog� by� zakopane s�oiki, to i tak nie
zd��ymy ka�dej przekopa�. - Ale te ksi��ki s� autentyczne -
zauwa�y� szef.
Z nabo�nym wyrazem twarzy przekartkowa� jedn� z nich.
- No tak. Czyli wakacje na Syberii w towarzystwie szale�ca. - Nie
my�l, �e on jest szalony. To po prostu my�lenie sekwencyjne. -
Co takiego? - zdumia�em si�.
- Dziury logiczne. My�la� o tym tak d�ugo, �e przesta� zwraca�
uwag� na szczeg�y. - Bardzo mu na tym zale�y. Ciekawe dlaczego.
Zastanowimy si� nad tym? Je�li znajdziemy rozwi�zanie tego
fenomenu, mo�e nam to pom�c w przysz�o�ci. - S�dz�, �e podobnie
jak Jerzy Batura, Michai� Derekowicz zamierza p�j�� w �lady ojca.
B�dzie kr��y� po Rosji i wydziera� okruchy jej skarb�w.
Spenetruje magazyny KGB, w�amie si� do willi mafioz�w. �upy
ukryje w swoim wykutym w ska�ach skarbcu. - Po co jeste�my mu
potrzebni?
- Hrabia Derek by� umys�em analitycznym. Mistrz w planowaniu, ale
niewiele swoich szale�czych skok�w wykona� od A do Z sam. My�l�,
�e pos�ugiwa� si� wynaj�tymi fachowcami od mniej lub bardziej
mokrej roboty. Jego syn wyra�nie nie jest w stanie rozwi�za�
zagadki. Dlatego wynaj�� nas. To oznacza, �e w planowaniu jest
s�aby. Tak samo post�pi�by jego ojciec. Nie bra� si� za to, na
czym si� nie zna�. Wynajmowa� fachowc�w. A Michai� Derekowicz,
trzeba mu przyzna�, uderzy� w najczulsze struny - klepn�� stosik
starodruk�w. - Tu mi si� w�a�nie co� nie zgadza - powiedzia�em
ponuro. - Ile te ksi��ki mog� by� warte? Pan Tomasz zamy�li� si�.
- Podobne do tych po kilka, mo�e kilkana�cie tysi�cy z�otych.
Fakt, �e te s� unikatami podnosi oczywi�cie cen�... - P� miliona
za ca�o��? - podsumowa�em.
- Za wszystkie, kto wie? Je�li maj� oprawy z epoki i s� one
bogato zdobione... Niewykluczone, cho� s�dz�, �e troch� mniej. -
A ile mo�e by� warta Rubinowa Tiara? Rubiny ostatnio
potania�y... Szef pokr�ci� g�ow�.
- Faberge. To klucz do poznania ceny. Bogaci snobi dostaj� kota,
gdy s�ysz� t� nazw�. Milion dolar�w? Raczej mniej. Trudno mi
powiedzie�. Trzeba by zapyta� jubilera specjalizuj�cego si� w
antykach. - O�miokrotne przebicie... Ale je�li nie znajdzie,
bardzo du�o straci. Nadal co� mi tu nie gra. Co gorsza,
odnalezienie skrytki b�dzie fizycznie niemo�liwe. - Trzeba b�dzie
mu to delikatnie u�wiadomi� - u�miechn�� si�. - Teraz czy
p�niej? - spyta�em.
- Dawno ju� nie by�em na Syberii. Zreszt� mo�e na miejscu
natrafimy na jaki� trop. - Tego si� obawia�em - mrukn��em. -
Pami�ta pan, szefie, jak szuka�em trop�w na Araracie? I co si�
sta�o? Musia�em si� uczy� kra�� wielb��dy... Pan Tomasz usiad�
na parapecie i popatrzy� w d�. Po rynku snuli si� tury�ci.
Pomi�dzy nimi ci�gle wida� by�o niewysok� posta� ch�opaka
ubranego w sportow� kurtk�. Szed� wzd�u� witryn sklepowych. Chyba
ogl�da� wystawy. Odprowadzi�em go wzrokiem.
ROZDZIA� TRZECI
GRANICA EUROPY � TRESERNIA PS�W KGB � OGL�DAMY
MIASTO TOBOLSK � NAD RZEK� � NOCNA ROZMOWA NA
WIE�YCZCE � JURIJ GAGARIN
Zostawili�my za sob� poro�ni�te jasnym �wierkowym lasem stoki
Uralu. Od kilkunastu godzin jechali�my w�sk� podziurawion� szos�
przez mroczn� tajg�. Mi�dzy �wierkami biela�y liczne brzozy.
Prowadzili�my na zmian�, ja i Michai�. Pan Samochodzik drzema�
na tylnym siedzeniu. Od czasu do czasu mija�y nas p�dz�ce z
ca�kowicie niedozwolon� szybko�ci� zdezelowane ci�ar�wki.
Michai� popatrywa� to na licznik kilometr�w, to na okolic�.
Wyra�nie czego� szuka�. - Zatrzymaj si� - poleci� wskazuj�c
niewielk� ��czk� ko�o szosy. Nad ��czk� wznosi� si� spory
pag�rek. Szef obudzi� si�. - Dlaczego stan�li�my? - zaciekawi�
si�.
- Chod�cie - nasz przyjaciel otworzy� drzwi. Wysiedli�my z
samochodu i pieszo ruszyli�my na wzg�rze. Wreszcie zatrzymali�my
si� na szczycie. - Poznajecie to miejsce? - zapyta� Michai�. -
Wyobra�cie sobie, �e le�y �nieg. I �e nie ma tych drzew woko�o.
U�miechn��em si� za�enowany i wzruszy�em ramionami. Pan
Samochodzik pokr�ci� przecz�co g�ow�. - Mo�na prosi� o dodatkowe
wskaz�wki? - zapyta�. - Jedn� niewielk� podpowied�... - Ech,
historycy sztuki - u�miechn�� si� Michai�.
- Sochaczewski! - wykrzykn�� pan Tomasz.
- Aleksander Sochaczewski? - zdziwi�em si�. - Czy�by by�o to
miejsce przedstawione na obrazie "Po�egnanie Europy"? Michai�
powa�nie przytakn��. - Dok�adnie to samo. Jeste�my w po�owie
drogi mi�dzy wsiami Markowa i Tugulia�ska. - Chwileczk� - mrukn��
szef. - A gdzie podzia� si� s�up?
Kamienny trzymetrowy obelisk pokryty g�sto nazwiskami tych,
kt�rzy t�dy przeszli... Michai� rozgarn�� mech stop�. Pojawi�a
si� zerodowana powierzchnia piaskowcowego bloku. - S�up
oczywi�cie zburzyli czerwoni. By� na nim dwug�owy orze� i herb
Syberii oraz god�a guberni permskiej i tobolskiej. Permska
nale�a�a jeszcze do Europy, tobolska ju� do Syberii. - Zawsze
wydawa�o mi si�, �e taki s�up b�dzie sta� na prze��czy w miejscu,
gdzie szlak zes�a�c�w przecina� Ural - mrukn��em. - Och, to po
prostu skr�t my�lowy. Wiemy, �e granica Europy biegnie po
szczytach Uralu, bo tak nas nauczono w szkole. Wszystko jest
umowne. W carskiej Rosji stosowano podzia� wed�ug innych
kryteri�w. Tam za nami pozostaje gubernia permska z jej
kopalniami, hutami i fabrykami. Przed nami gubernia tobolska,
kraina rolniczo - le�na. Par� kilometr�w st�d by�y ostatnie,
najdalej wysuni�te na wsch�d kopalnie Uralu. To dobre miejsce,
by przeprowadzi� granic�. - Granic� krainy przemys�owej i
rolniczej - mrukn��em.
- Oczywi�cie w Tobolsku by�o ju� w po�owie ubieg�ego wieku prawie
pi��dziesi�t fabryczek i kilkadziesi�t ku�ni - u�miechn�� si�
Michai�. - Jednak faktycznie obie gubernie r�ni�y si� od siebie
zasadniczo. Zwr��cie uwag�, �e ten pag�rek jest nieco bardziej
stromy od strony Permu. - Zes�a�cy zabierali ze sob� gar��
europejskiej ziemi na dalsz� poniewierk�? - mrukn��em. Szef
pokr�ci� g�ow�. - Niewykluczone, przynajmniej tak to przedstawi�
na swoim obrazie Sochaczewski. Nie wiem, czy ten zwyczaj by�
rzeczywi�cie a� tak rozpowszechniony. Michai� skin�� g�ow�.
- By� rozpowszechniony. Sami konwojenci opowiadali o tym
wi�niom. - Sk�d wiesz? - zaciekawi�em si�.
- M�j pradziadek sp�dzi� przy tym zaj�ciu pi�� lat.
Powia�o groz�. Zeszli�my do samochodu. Nie wiem, jakie my�li
k��bi�y si� w g�owie szefa, ale ja obieca�em sobie zwr�ci� uwag�
na Michai�a. Nie codziennie s�yszy si� takie wyznania. I znowu
godziny za kierownic�... Po obu stronach szosy kilometrami
ci�gn�y si� bagna. O przedni� szyb� rozbija�y si� tysi�ce muszek
i komar�w. - Rzeka Tob� - zwr�ci� mi uwag� Michai�. Popatrzy�em
w prawo. Rzeka znacznie szersza ni� Wis�a leniwie toczy�a swoje
wody. - P�jdziemy razem na ryby - powiedzia� Michai�. -
Wyci�gniemy takie jesiotry, �e ci, Pawle, oko zbieleje. Bie�uga
z ananasem. I do tego szampan... - A sk�d tu we�miesz ananasy? -
zainteresowa� si� szef z tylnego siedzenia. - Z szampanem te�
b�dzie kiepsko. - "Sowietskoje Igristoje" mo�na tu kupi� w ka�dym
sklepiku - wyja�ni� Michai� z u�miechem. Szef tak�e si�
roze�mia�. - Pr�bowa�em tej oran�adki rozbe�tanej ze spirytusem.
Nawet nie le�a�a ko�o szampana. - A "Mo�dawskoje Szampanskoje"? -
zaciekawi� si� Michai�. - Nie zgrywaj si� - poprosi�em. -
Przecie� mieszkasz na Zachodzie i dobrze wiesz, jak smakuje
szampan. - Jak znajdziemy to czego szukamy, znajdzie si� i
butelka prawdziwego szampana prosto z Szampanii - zapewni�. Przed
nami ukaza�a si� tablica. By�a ca�kiem zardzewia�a. Go�� na jej
widok wyra�nie si� o�ywi�. - Zwolnij troszk�, Pawle - poprosi�. -
I wypatruj przecinki po lewej stronie. Przyhamowa�em leciutko.
Min�a nas ci�ar�wka wioz�ca w�giel. Jecha�a z tak� szybko�ci�,
�e gubi�a bry�y. Niebawem wypatrzy�em przecink�. Zjecha�em w ni�.
Da� mi znak, �ebym zatrzyma� samoch�d. Zatrzyma�em. Wysiad�
rozwijaj�c jakie� dziwne prostok�tne szmatki. Przez chwil�
majstrowa� co� przy ko�ach. - P� metra do przodu - poleci�.
Podjecha�em odrobink�. Znowu co� pomajstrowa�.
- Gotowe - powiedzia�.
Wyjrza�em. Ko�a zosta�y zr�cznie zawini�te w brezent.
- Nie mo�emy zostawia� zbyt du�o �lad�w - powiedzia� powa�nie. -
A teraz naprz�d. Jeste�my ju� blisko. - S�dzi�em, �e pojedziemy
do Tobolska - powiedzia� pan Tomasz. - A tymczasem... - Nie
mo�emy wjecha� do miasta takim wozem. Mieliby�my FSB na karku w
ci�gu dziesi�ciu minut. - FSB? - zdziwi� si� szef.
- Dawne KGB. Obecnie S�u�ba Bezpiecze�stwa Federacji Rosyjskiej.
Wysoce cywilizowana organizacja rz�dowa, posiadaj�ca cywilne
kierownictwo, nie �ami�ca praw cz�owieka, no, chyba �e zajdzie
uzasadniona potrzeba - u�miechn�� si� kwa�no. Przejechali�my
przecink� oko�o dwu kilometr�w. Zatrzyma�a nas solidna metalowa
brama. W obie strony ci�gn�� si� podw�jny p�ot z drutu
kolczastego. - To jest kamienio�om, w kt�rym b�dziemy pracowa�? -
zainteresowa� si� szef. - To o�rodek szkolenia ps�w - Michai�
wskaza� stosown� tablic�. - Podmiejska siedziba KGB. Szkolili tu
r�ne ciapki do wy�apywania takich szpieg�w jak my. - Chwileczk�
- zdziwi�em si�. - Mamy tu zamieszka�?
- To b�dzie nasza baza wypadowa i magazyn sprz�tu - wyja�ni�
Michai�. - Nie patrzcie tak. Od dobrych dziesi�ciu lat nie
posta�a tu noga czekisty. Tablic� odmalowa�em tylko po to, �eby
nikt nie zak��ca� nam spokoju. Tutejsi ludzie maj� zakodowane,
�e kiedy na p�ocie wisi tablica KGB, to nawet je�li w p�ocie
zieje dziura, nie nale�y jej zauwa�a�. Otworzy� wymy�ln� k��dk�
i odsun�� skrzyd�o. Wjecha�em Rosynantem do �rodka. Zamkn�� za
nami. Przejechali�my jeszcze ze sto metr�w i zatrzymali�my si�
przed okaza�ym budynkiem wymurowanym z czerwonej ceg�y. Michai�
otworzy� stalowe wrota i wprowadzi� pojazd do �rodka. Zapali�em
reflektory, bo wewn�trz by�o ciemno, �e oko wykol. Michai�
zatrzasn�� bram� za nami. Z baga�nika wyj�� agregat pr�dotw�rczy.
Po kilku minutach uruchomi� go, a po nast�pnych kilku pod��czy�
do niego kabel i wewn�trz hali zapali�o si� jasne �wiat�o. Rur�
wydechow� wytkn�� za okno. Wysiedli�my. - Oto nasza baza -
powiedzia�. - Jak wam si� podoba?
- �licznie tu - szef obrzuci� nieufnym spojrzeniem zwalone na
stos metalowe klatki i worki skamienia�ego cementu. - Ciekawe,
co za m�ot zamurowa� wszystkie okna? - To ja - wyja�ni� Michai�.
- Tablice tablicami, ale lepiej, �eby nas tu nie wy�ledzili. Z
hali mo�na by�o przej�� do trzech niedu�ych pomieszcze�.
Wstawiono tu sk�adane ��ka i szafki nocne. W �ciany wbito
gwo�dzie, s�u��ce zapewne do wieszania ubra�. - Wybierzcie sobie
pokoje - zach�ci�. Wybrali�my bez przekonania. - A teraz
zapraszam na zwiedzanie miasta.
Wdrapali�my si� po metalowej drabince w g�r�. Nad hal� znajdowa�
si� niski strych zawalony stosami przegryzionych przez korniki
deseczek. - Przed rewolucj� by�a tu fabryka gont�w - wyja�ni�
Michai�. - Jak wida�, jeszcze le��. - Przecie� przez
osiemdziesi�t lat spaliliby je w piecach. Musieli czym� ogrzewa�
w zimie to cha�upiszcze. - Gonty s� nas�czone bitumitem -
wyja�ni� nasz towarzysz. - Pr�bowa�em. Pal� si� jak z�oto, ale
cuchn� smo�� tak, �e si� robi niedobrze. Mieli woko�o las, a co
za problem �ci�gn�� paru wi�ni�w do ci�cia drewna. Ze strychu
weszli�my po drabince do murowanej wie�yczki stra�niczej
g�ruj�cej nad ca�ym kompleksem treserni. Rozejrza�em si�. Woko�o
ci�gn�� si� jod�owy las. By� g�sty i mroczny. Bi� z niego kr�c�cy
w nosie zapach. Drzewa puszcza�y olejki eteryczne. - Tajga -
powiedzia� Michai� z szacunkiem w g�osie. - Tajga. Matka
�ywicielka... Ojczyzna. M�j pradziadek prze�y� w tych lasach pi��
lat ukrywaj�c si� przed bolszewikami. Las go �ywi� i pozwala� si�
ukry�. Westchn��. Pierwsze z milion�w mieszkaj�cych woko�o
komar�w dowiedzia�y si� o nas i przylecia�y z�o�y� nam
kurtuazyjn� wizyt�. Odparli�my ich pierwszy atak z niewielkimi
stratami w�asnymi. - Tak wygl�da miasto - powiedzia� Michai�.
Odwr�cili�my si�. Po tej stronie ros�o niewiele drzew. Za nimi
wida� by�o szeroko rozlan� po�a� wodn�. Fabryczka sta�a na
wysokim urwistym brzegu rzeki. - Zlewnia Irtyszu i Tobo�u -
wyja�ni� Michai�. - Prawie dwa kilometry szeroko�ci. Tam jest
most. Szosa, kt�r� przyjechali�my prowadzi�a do miasta le��cego
po drugiej stronie rzeki. Most wygl�da� na mocno sfatygowany.
Beton pociemnia�, a nawet z tej odleg�o�ci wida� by�o p�kni�cia.
- Oprowad� nas - poprosi� Pan Samochodzik.
- To spore wzg�rze to tobolski kreml. Kopu�y to Cerkiew
Zwiastowania, jedna z najstarszych budowli w mie�cie. Wzniesiono
j� w XVII wieku, obecnie jest restaurowana. Znajduje si� w niej
dzwon z Uglicza odlany w XVI wieku. Zosta� tu zes�any. - Dzwon? -
zdumia�em si�.
- Tak. O�mieli� si� uderzy� na trwog�, gdy siepacze Borysa
Godunowa mordowali carewicza. Zes�ano go za kar� na Syberi� i
wisi tu po dzi� dzie�. Mury nale�a�y do twierdzy. Ponadto na
wzg�rzu znajduje si� siedziba FSB, archiwa pozosta�e po KGB oraz
areszt �ledczy w starym klasztorze. U st�p wzg�rza niedu�y
budynek z czerwonej ceg�y. - Widzimy - potwierdzi�em.
- To ko�ci� katolicki, wzniesiony w pocz�tkach wieku przez
polskich zes�a�c�w. - Chyba jest w bardzo kiepskim stanie -
zauwa�y�em.
- Niestety. Od lat trzydziestych, kiedy to komuni�ci zamordowali
proboszcza i aresztowali wi�kszo�� osiad�ych Polak�w, mie�ci�a
si� w nim kot�ownia. Ale mam dla was dobr� nowin�. Polska firma
"Realbud", kt�ra buduje tu kombinat petrochemiczny, przyst�pi�a
do jego odbudowy. Kombinat petrochemiczny znajdowa� si� na p�noc
od miasta. Mi�dzy ga��ziami prze�witywa� krajobraz jak �ywcem
przeniesiony z "Gwiezdnych wojen". Planeta �mieci. Szare betonowe
budowle niewiadomego przeznaczenia, ci�gn�ce si� kilometrami
rury, dziesi�tki komin�w, z kt�rych ka�dy plu� w niebo dymem
innego koloru. - Tamten rz�d wysokich dom�w wyznacza przebieg
g��wnej ulicy. Niegdy� Stalina, potem Lenina, a jak si� nazywa
teraz, nie mam poj�cia. By� ko�o niej teatr, ale zawali� si� par�
lat temu. Z ciekawszych rzeczy jest tam sklep spo�ywczy, otwarta
niedawno ormia�ska cukiernia i zapluskwiony hotel, odnawiany po
raz ostatni jeszcze przed rewolucj�... Te d�wigi to przysta�
towarowa, przysta� pasa�erska to te baraczki ko�o pomostu.
Opuszczona od d�u�szego czasu... - Wygl�da to bardzo ponuro -
mrukn��em. Wzruszy� ramionami. - To miasto pe�ne uroku. Zachowa�o
si� wiele przedrewolucyjnych dom�w. Tyle tylko, �e nale�a�oby to
wszystko nieco odnowi�. - A co to za ponure gmaszysko oblatuj�ce
z tynku? - zaciekawi�em si�. - Carskie wi�zienie. Jeszcze
niedawno by�o u�ytkowane, ale obecnie jest opuszczone.
Przypuszczalnie wkr�tce si� zawali. Osiadaj� fundamenty. Szkoda,
bo to te� zabytek dla was interesuj�cy. Siedzia�o w nim wielu
Polak�w. - To prawda - potwierdzi� pan Tomasz. - Tobolsk by�
jednym z najwa�niejszych punkt�w etapowych. A gdzie jest dom
gubernatora? - Dom gubernatora, nazywany podczas rewolucji domem
wolno�ci, jest przy g��wnej ulicy. O ile si� nie myl�, to ten z
zielonym dachem. - Tam wi�zili cara? - spyta�em. Potwierdzi�.
- No to chyba od tego zaczniemy - powiedzia� szef. - Ale na razie
co� bym zjad�. I oczywi�cie umy�bym si� po podr�y. - Jest tu
wygodne zej�cie do rzeki - powiedzia� Michai�. - Odkr�ci�em
krany, ale jeszcze przez par� godzin woda b�dzie mocno br�zowa.
Stoi w rurach od kilku lat. Zeszli�my na parter. Przez niedu�e
stalowe drzwiczki wyszli�my z budynku i poszli�my si� umy�.
Michai� obieca� w tym czasie upitrasi� jak�� kolacj�. Nad wod�
zeszli�my wymytym przez deszcze w�wozem. W dno kto� kiedy�
powbija� mocno nasmo�owane pale. Rozebrali�my si� do k�piel�wek
i weszli�my ostro�nie do wody. By�a lodowato zimna. C�,
pa�dziernik, cho� s�oneczko mile jeszcze przygrzewa�o. Pop�yn��em
kawa�ek i zawr�ci�em do brzegu. Pr�d odrobin�