9097

Szczegóły
Tytuł 9097
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9097 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9097 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9097 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robin Cook Oznaki �ycia (Przek�ad Wies�aw Martynow) data pierwszego wydania oryginalnego: 1991 data wydania polskiego: 1997 Ksi��k� t� dedykuj� niezliczonym parom, nara�onym na emocjonalne i fizyczne udr�ki i cierpienia spowodowane niep�odno�ci� oraz wsp�czesnymi pr�bami jej leczenia PROLOG 16 lutego 1988 Zjadliwe bakterie nap�yn�y wartkim strumieniem, jakby trysn�y z rynsztoka. W jednej chwili miliony pa�eczkowatych mikroorganizm�w wype�ni�y �wiat�o jajowod�w. Bakterie w wi�kszo�ci tworzy�y ma�e zbite grudki. Osiada�y na aksamitnych fa�dach b�ony �luzowej, zagnie�d�a�y si� w jej przyjaznych, �yznych zag��bieniach. Znajdowa�y tam niewyczerpane ilo�ci po�ywienia. Tam r�wnie� wydala�y swoje truj�ce produkty. Delikatne kom�rki wy�cielaj�ce wn�trze jajowod�w okazywa�y si� bezradne w obliczu atakuj�cej hordy. Gnilne wydaliny bakterii - w�r�d nich �r�ce proteiny i lipidy - parzy�y jak kwas, powoduj�c natychmiastowe uszkodzenie delikatnych rz�sek, kt�rych w�a�ciwym zadaniem by�o przesuwanie kom�rki jajowej w stron� macicy. Kom�rki walcowate uwolni�y w�asne chemiczne substancje obronne oraz wys�a�y sygna�y wzywaj�ce ca�e cia�o na pomoc. Niestety, obronne wydzieliny nie mog�y zaszkodzi� bakteriom, kt�rych powierzchni� pokrywa�a br�zowawa, woskowata warstewka lipid�w. Studenci medycyny �wie�o po zaj�ciach z mikrobiologii z �atwo�ci� mogliby te bakterie rozpozna�. L�ni�ce woskiem �ciany kom�rek bakteryjnych by�y kwasooporne. Mia�y zdolno�� poch�aniania r�nych barwnik�w i wykazywa�y odporno�� na pr�by odbarwienia za pomoc� kwa�nych alkoholi. Studenci krzykn�liby zgodnie: �Gru�lica!�, odczuwaj�c przy tym pewien rodzaj samozadowolenia. Gru�licze czy jakiekolwiek inne, dla kom�rek we wn�trzu jajowod�w wszystkie bakterie oznacza�y k�opoty. Uwalniane mediatory chemiczne zainicjowa�y z�o�ony system obrony immunologicznej, skierowany przeciwko naje�d�com. Ten system to cudo, kt�re ulega�o sta�emu doskonaleniu od pocz�tku �ycia na Ziemi. Pod wp�ywem czynnik�w chemicznych nast�pi�y zmiany w miejscowych naczyniach krwiono�nych. Wydatnie wzr�s� w nich przep�yw krwi, w ich �ciankach za� otworzy�y si� miniaturowe �okienka�, umo�liwiaj�ce wyp�yw osocza do tkanek. Przez okienka te wydobywa�y si� tak�e granulocyty, wysoko wyspecjalizowane do walki z bakteriami kom�rki, tworz�ce pierwsz� lini� obrony. Granulocyty zacz�y wydziela� kolejne substancje chemiczne, w�r�d nich pot�ne enzymy. Przyst�pi�y tak�e do bezpo�redniej walki z drobnoustrojami. Przypomina�y jednak przy tym samob�jczych lotnik�w kamikadze, wszystkie bowiem gin�y wyczerpane walk� z bakteriami. Ich miejsce zaj�y wkr�tce wi�ksze kom�rki nazywane makrofagami. Przyzwane sygna�ami chemicznymi, przybywa�y one prosto ze szpiku kostnego. Podobnie jak granulocyty, po drodze musia�y si� wydosta� z naczy� poprzez niewielkie pory. Zaraz po tym w��cza�y si� do szalonej bijatyki. W walce by�y skuteczniejsze od granulocyt�w. Z powodzeniem poch�ania�y znaczne ilo�ci bakterii. Wydziela�y r�wnie� pewne substancje do otoczenia, kt�re coraz bardziej przypomina�o zielonkaw� rop�. W ci�gu siedmiu godzin na placu boju zacz�y si� pojawia� limfocyty. Oznacza�o to uruchomienie drugiego etapu obrony immunologicznej. Poniewa� organizm nigdy wcze�niej nie zetkn�� si� z bakteriami, jakie pojawi�y si� obecnie, tote� we krwi nie by�o specyficznych, skierowanych przeciw nim przeciwcia�. Jednak proces ich wytwarzania w�a�nie si� rozpocz��. Gromadzi�y si� limfocyty T, ulegaj�ce transformacji pod wp�ywem impuls�w chemicznych. Kom�rki te przywo�ywa�y kolejne falangi makrofag�w, kt�re z kolei wzmaga�y nap�yw limfocyt�w T. W ten spos�b zosta�a uruchomiona samonakr�caj�ca si� spirala odporno�ci typu kom�rkowego. Po dwudziestu czterech godzinach od pocz�tku inwazji szala zwyci�stwa zacz�a si� przechyla� na niekorzy�� bakterii. Zwyci�a�y kom�rki jajowod�w, jednak zwyci�stwo mia�o si� okaza� pyrrusowe. Rozleg�e obszary �luz�wki uleg�y zniszczeniu w wyniku w�asnej reakcji immunologicznej. Nieuniknionym tego skutkiem musia�o by� powstanie masywnego bliznowacenia we wn�trzu jajowod�w. Do powi�kszenia strat przyczyni�y si� tak�e zaburzenia w ukrwieniu zaj�tego obszaru. Wreszcie niedobitki bakterii oraz ich metabolity nadal pobudza�y uk�ad odporno�ciowy. Organizm w dalszym ci�gu przysy�a� zast�py kom�rkowych wojownik�w, nie�wiadomy, �e wojna ju� zosta�a wygrana. Ci�gle przybywa�y makrofagi, a ich dzia�alno�� powi�ksza�a zniszczenia. Niekt�re kom�rki w zapale walki ulega�y nieprawid�owym podzia�om kom�rkowym, czego wynikiem by�o pojawienie si� olbrzymich kom�rek o licznych j�drach. Studenci medycyny ogl�daj�c pod mikroskopem opisywane zjawiska zapewne zn�w by si� u�miechn�li. Tak, w ten w�a�nie spos�b powstawa�a struktura guzka ziarniny, zwanego gruze�kiem. Dalsza cz�� dramatu kom�rkowego rozgrywa�a si� jeszcze przez wiele kolejnych tygodni w mrocznych zakamarkach cia�a Rebeki Ziegler. Sama Rebeka nie mia�a poj�cia ani o zawzi�tej wojnie tocz�cej si� wewn�trz jej organizmu, ani te� o poniesionych stratach. Odczuwa�a wprawdzie niewielkie dolegliwo�ci, takie jak stany podgor�czkowe czy przy�pieszenie czynno�ci serca. Miewa�a bolesne skurcze w brzuchu, zauwa�y�a te� zwi�kszon� ilo�� wydzieliny z pochwy. �aden z tych objaw�w nie wzbudzi� w niej jednak niepokoju. Przecie� nawet nieprawid�owy wynik wymazu cytologicznego z pochwy wkr�tce uleg� ca�kowitej normalizacji. Rebeka postanowi�a zignorowa� te drobne dolegliwo�ci. W ko�cu, w jej �yciu wszystko uk�ada�o si� znakomicie. Sze�� miesi�cy temu, ku zadowoleniu matki, wysz�a za m��, zdoby�a tak�e prac� w presti�owej bosto�skiej firmie prawniczej jako jedna z najm�odszych specjalistek od prawa procesowego. By�o wspaniale i Rebeka po prostu nie mia�a zamiaru psu� sobie nastroju drobnymi dolegliwo�ciami. Jednak zaka�enie, kt�re zbagatelizowa�a, mia�o przynie�� powa�niejsze konsekwencje, jakich nawet w naj�mielszych przypuszczeniach nie mog�a sobie wyobrazi�. Bakterie uruchomi�y �a�cuch zdarze� daleko wykraczaj�cych poza immunologi�. Ich skutki mia�y zaatakowa� znienacka, odbieraj�c Rebece Ziegler rado�� �ycia i po�rednio doprowadzaj�c j� do �mierci. 21 lutego 1988 Przera�liwy zgrzyt metalu tr�cego o metal dra�ni� stargane nerwy Marissy Blumenthal, gdy stara kolejka podziemna usi�owa�a pokona� ostry zakr�t przy wje�dzie na stacj� Harvard Square w Cambridge, w stanie Massachusetts. Marissa uchwyci�a si� por�czy i przymkn�a na chwil� oczy, daremnie pr�buj�c ignorowa� ha�as. Chcia�a wydosta� si� z kolejki. Opr�cz ciszy i spokoju pragn�a �wie�ego powietrza. Drobna, wci�ni�ta pomi�dzy ros�ych wsp�pasa�er�w, odczuwa�a klaustrofobi� silniej ni� zwykle. Dzie� by� deszczowy i unosz�cy si� w wagonie zapach wilgotnej we�ny pogarsza� jej samopoczucie. Podobnie jak reszta ludzi w kolejce, Marissa pr�bowa�a unika� kontaktu wzrokowego ze st�oczonymi wok� pasa�erami. By� to t�um mieszany - Harvard Street przyci�ga�a ludzi wszelkiego autoramentu. Z prawej strony sta� kto� w typie prawnika z Ivy League z czarn� akt�wk�, z nosem utkwionym w pomi�tym egzemplarzu �Wall Street Journal�. Przed sob� widzia�a m�odziana w stylu �skinhead� o cuchn�cym oddechu, odzianego w drelichow� kurtk� z obci�tymi r�kawami i maj�cego niechlujnie wytatuowane swastyki na kostkach palc�w. Po lewej stronie sta� ubrany w szary sweter pot�ny Murzyn, z dredami zwi�zanymi w ko�ski ogon i w tak ciemnych okularach przeciws�onecznych, �e ukradkiem zerkaj�c, nie mog�a dostrzec jego oczu. Poci�g zatrzyma� si� z szarpni�ciem, kt�re omal nie rzuci�o Marissy na pod�og�, i drzwi rozsun�y si�. Z westchnieniem ulgi wysz�a wreszcie na peron. Normalnie przyjecha�aby swoim samochodem, zostawiaj�c go pod hotelem �Charles�, ale dzisiaj nie by�a pewna, jak si� b�dzie czu�a po drobnym zabiegu chirurgicznym - dlatego postanowi�a pojecha� metrem. Wcze�niej by�a mowa o podawaniu jej jakich� �rodk�w uspokajaj�cych lub przeciwb�lowych. Nie mia�a co do tego zastrze�e�, gdy� wiedzia�a, �e �le znosi b�l. Ot�pia�a po znieczuleniu wola�a nie prowadzi�. Po�piesznie min�a trzech muzyk�w ulicznych zbieraj�cych datki od przechodni�w i wbieg�a po schodach prowadz�cych na ulic�. Deszcz pada� ca�y czas, wi�c przystan�a na chwil�, aby roz�o�y� parasolk�. Zapi�a p�aszcz i mocno trzymaj�c parasolk� przeci�a plac, kieruj�c si� w g�r� Mount Auburn Street. Gwa�towne porywy wiatru udaremnia�y pr�by os�oni�cia si� przed deszczem. Zanim dotar�a do Kliniki Kobiecej przy ko�cu Nutting Street, krople deszczu zrosi�y jej twarz jak pere�ki potu. Po wej�ciu do oszklonego wiaduktu, spinaj�cego obie strony ulicy i ��cz�cego g��wny budynek kliniki z jego cz�ci� szpitaln� i sekcj� ostrego dy�uru, z�o�y�a parasolk�, otrz�saj�c j� z wody. Klinika mie�ci�a si� w niemodnym ju� budynku z czerwonej ceg�y i lustrzanego szk�a, zwr�conym w kierunku ceglanego dziedzi�ca. Do g��wnego wej�cia, znajduj�cego si� poza podw�rzem, prowadzi�y szerokie granitowe schody. Westchn�wszy g��boko wesz�a na nie. Jako lekarka nawyk�a do odwiedzania instytucji medycznych, po raz pierwszy jednak robi�a to w charakterze pacjentki, id�c nie do pracy, lecz by podda� si� zabiegowi. Fakt, �e nie mia�o to by� nic powa�nego, pociesza� j� du�o mniej, ni� oczekiwa�a. Marissa u�wiadomi�a sobie, �e dla pacjenta nie istniej� drobne zabiegi. Zaledwie dwa i p� tygodnia wcze�niej wchodzi�a tymi schodami, aby wykona� coroczny rutynowy wymaz Papa. Kilka dni p�niej dowiedzia�a si�, �e wyniki badania cytologicznego by�y z�e. By�a tym szczerze zdziwiona, gdy� do tej pory cieszy�a si� doskona�ym zdrowiem. Bez przekonania zastanawia�a si�, czy ta nieprawid�owo�� ma co� wsp�lnego z jej �wie�o zawartym ma��e�stwem z Robertem Buchananem. Niew�tpliwie od �lubu czerpali wiele przyjemno�ci z fizycznej strony swego zwi�zku. Uj�a mosi�n� ga�k� masywnych drzwi i wesz�a do hallu. Wystr�j wn�trza by� raczej surowy, ale w dobrym stylu i z pewno�ci� wskazywa� na bogactwo. Pod�og� pokrywa� ciemnozielony marmur, a przy oknach sta�y fikusy w du�ych donicach. Po�rodku pomieszczenia znajdowa� si� punkt informacji. Marissa musia�a chwil� poczeka�, odpi�a wi�c p�aszcz i strz�sn�a krople wody ze swych d�ugich kasztanowych w�os�w. Dwa tygodnie wcze�niej, poznawszy zaskakuj�ce wyniki badania, Marissa odby�a d�ug� rozmow� ze swym ginekologiem, Ronaldem Carpanterem, kt�ry usilnie zaleca� wykonanie biopsji i kolposkopii. - To nic gro�nego powiedzia� z przekonaniem. - P�jdzie jak z p�atka, a my b�dziemy wiedzie� na pewno, co si� tam dzieje. To prawdopodobnie nic gro�nego. Jeszcze troch� poczekajmy i zr�bmy nast�pny wymaz. Nawet gdyby chodzi�o o moj� �on�, to w tym przypadku powiedzia�bym: kolposkopia. Znaczy to, �e nale�y obejrze� wycinek pod mikroskopem. - Ja wiem, co to jest kolposkopia - rzek�a Marissa. - Zatem wie pani r�wnie�, jakie to proste - odpowiedzia�. - Obejrz� szyjk� jeszcze raz, pobior� drobny wycinek, i to wszystko. Wyjdzie pani st�d za godzin�. Podamy pani jaki� �rodek znieczulaj�cy. Na og� lekarze nie stosuj� tego przy biopsji, ale my jeste�my bardziej cywilizowani. Jest to tak proste, �e m�g�bym to robi� nawet przez sen. Marissa zawsze lubi�a doktora Carpantera i ceni�a jego bezpo�redni i niefrasobliwy styl. Niemniej jednak jego stosunek do biopsji... U�wiadomi�a sobie, �e punkty widzenia lekarza i pacjenta nie maj� z sob� nic wsp�lnego. Nie obchodzi�o j�, jak �atwy ten zabieg jest dla lekarza, martwi�a si� bardziej o siebie. W ko�cu, pomijaj�c b�l, zawsze istnia�a gro�ba komplikacji. Postanowi�a jednak przezwyci�y� swe opory, gdy� jako lekarz zdawa�a sobie spraw� z konsekwencji od�o�enia biopsji. Po raz pierwszy poczu�a si� zagro�ona, zawsze istnia�a bowiem niewielka, ale realna mo�liwo��, �e biopsja wyka�e nowotw�r. W takim przypadku im szybciej si� o tym dowie, tym lepiej. - Dzienna chirurgia jest na drugim pi�trze - odpowiedzia�a pogodnie recepcjonistka. - Prosz� i�� wzd�u� czerwonej linii. Marissa spojrza�a na pod�og�. Od punktu informacji prowadzi�y w r�ne strony kolorowe linie: ��ta, czerwona i niebieska. Czerwona doprowadzi�a j� do wind. Na drugim pi�trze dosz�a wzd�u� linii do oszklonego okienka. Bia�o ubrana piel�gniarka, widz�c zbli�aj�c� si� pacjentk�, odsun�a szyb�. - Nazywam si� Marissa Blumenthal - rzek�a Marissa z trudem. Musia�a prze�kn�� �lin�, aby s�owa przesz�y jej przez gard�o. Piel�gniarka znalaz�a kart�, sprawdzi�a rzutem oka dane, wyj�a plastykow� bransolet� identyfikacyjn� i przechylaj�c si� pomog�a j� zamocowa�. Niespodziewanie Marissa odczu�a ca�a t� procedur� jako poni�aj�c�. Ju� od trzeciego roku studi�w czu�a si� pewnie w otoczeniu szpitalnym, a nagle role si� odwr�ci�y. Wstrz�sn�� ni� dreszcz strachu. - To potrwa kilka minut - rzek�a melodyjnie piel�gniarka i wskazuj�c na podw�jne drzwi doda�a - tam jest wygodna poczekalnia, wywo�aj� pani�, gdy wszystko b�dzie gotowe. Szklane okienko zasun�o si�, a Marissa pos�usznie wesz�a do du�ego kwadratowego pokoju, umeblowanego w trudnym do opisania modernistycznym stylu. Czeka�o tam ju� oko�o trzydziestu os�b. Poczu�a oboj�tne spojrzenia, gdy za�enowana sz�a w stron� wolnego miejsca przy ko�cu kanapy. Z okna wida� by�o Charles River p�yn�c� przez ma�y park. W szarej wodzie odbija�y si� bezlistne szkielety rosn�cych na brzegach drzew fikusowych. Odruchowo wzi�a jedno z czasopism z l�ni�cymi ok�adkami i zacz�a je z roztargnieniem przegl�da�. Ukradkiem zerkn�a znad pisma na innych pacjent�w i z ulg� stwierdzi�a, �e powr�cili oni do czytania swoich pism. Jedynym s�yszalnym w poczekalni d�wi�kiem by� szelest przewracanych stron. Spojrza�a na kilka innych czekaj�cych kobiet, zastanawiaj�c si� nad celem ich wizyty. Wszystkie wygl�da�y bardzo spokojnie. Przecie� nie mog�a by� jedyn�, kt�ra jest zdenerwowana. Pr�bowa�a czyta� artyku� o najnowszych trendach mody wiosennej, ale nie mog�a si� skoncentrowa�. Jej anormalny wymaz Papa wydawa� si� synonimem wewn�trznej zdrady, ostrze�eniem przed tym, co mia�o nadej��. Maj�c trzydzie�ci trzy lata zacz�a zauwa�a� pierwsze oznaki starzenia - na przyk�ad drobne zmarszczki pojawiaj�ce si� w k�cikach oczu. Koncentruj�c si� na chwil� na reklamach wype�niaj�cych czasopismo kobiece, Marissa spogl�da�a na twarze szesnasto- i siedemnastolatek wype�niaj�ce strony. Ich m�odzie�cze, �wie�e cery wydawa�y si� z niej kpi�; nagle poczu�a si� bardzo stara. Co b�dzie, je�li biopsja da wynik dodatni? Je�li oka�e si�, �e to nowotw�r? Cho� niecz�sto, ale zdarza si� to w�r�d kobiet w jej wieku. Wielki Bo�e! Mo�e czeka� j� wyci�cie macicy - a to oznacza bezp�odno��. Serce zacz�o jej mocniej bi�, poczu�a zawr�t g�owy i ogl�dane ilustracje zamaza�y si� przed oczami. My�l o bezdzietno�ci by�a koszmarem. Wychodz�c za m�� zaledwie p� roku temu, nie planowa�a natychmiastowego powi�kszenia rodziny, ale zawsze wiedzia�a, �e dzieci b�d� odgrywa� wa�na rol� w jej �yciu. Ba�a si� pomy�le� o perspektywach zar�wno osobistych, jak i swego ma��e�stwa, gdy oka�e si�, �e nie mo�e mie� dzieci. U�wiadomi�a sobie, �e do tej chwili oczekiwania na biopsj� - kt�ra wed�ug s��w doktora Carpantera mia�a p�j�� jak z p�atka - nigdy powa�nie nie bra�a takiej mo�liwo�ci pod uwag�. Nagle Marissa poczu�a �al, �e Robert tak �atwo jej uwierzy�, gdy przekonywa�a go, �e czuje si� na si�ach p�j�� sama do kliniki. Spogl�daj�c wok� zauwa�y�a, �e wi�kszo�� pacjentek przysz�a w towarzystwie m��w b�d� przyjaci�. Jestem �mieszna, strofowa�a si� w duchu, pr�buj�c opanowa� emocje. By�a zaskoczona i zak�opotana, gdy� zawsze s�dzi�a, �e nie�atwo ulega nastrojom. Poza tym wiedzia�a, �e Robert nie m�g�by z ni� p�j��, nawet gdyby chcia�. Tego ranka mia� w pracy wa�n� narad� kierownictwa, spotkanie zaplanowane ju� od wielu miesi�cy. - Marissa Blumenthal! - wywo�a�a j� piel�gniarka. Marissa drgn�a, od�o�y�a tygodnik i pod��y�a za piel�gniark� d�ugim, bia�ym, pustym korytarzem. Wesz�a do szatni, w kt�rej by�y drugie drzwi prowadz�ce do jednego z gabinet�w zabiegowych. Z tego miejsca mog�a widzie� fotel ginekologiczny z jego po�yskuj�cymi strzemionami z nierdzewnej stali. - Na wszelki wypadek - piel�gniarka sprawdzi�a bransolet� identyfikacyjn� na r�ku Marissy. Upewniwszy si�, �e ma do czynienia z w�a�ciw� pacjentk�, powiedzia�a wskazuj�c na le��ce rzeczy: - Prosz� si� przebra� w t� koszul�, pantofle i szlafrok, a swoje ubranie powiesi� w szafie. Rzeczy warto�ciowe mo�na zamkn�� w szufladzie. Gdy b�dzie pani gotowa, prosz� przyj�� i usi��� na fotelu. U�miechn�a si� i zamkn�a za sob� drzwi. By�a profesjonalistk�, nie pozbawion� jednak pewnej dozy ciep�a. Marissa si� rozebra�a. Pod�oga zi�bi�a jej bose stopy. Pr�buj�c zawi�za� z ty�u tasiemki szpitalnego szlafroka, przyzna�a, �e ma du�o sympatii dla personelu tej kliniki, pocz�wszy od recepcjonistki, a sko�czywszy na swym lekarzu. G��wnym jednak powodem jej sentymentu by� prywatny status kliniki i dyskrecja, jak� zapewnia�a pacjentom. Teraz, przeprowadzaj�c biopsj�, by�a jeszcze bardziej zadowolona ze swego wyboru. Gdyby posz�a do kt�rego� z wi�kszych szpitali bosto�skich, niew�tpliwie zetkn�aby si� z lud�mi, kt�rych zna. Marissa zawsze dba�a o to, aby jej �ycie osobiste nie stawa�o si� przedmiotem rozm�w koleg�w w pracy. A nawet gdyby nie rozmawiali, nie chcia�a spotyka� swego ginekologa na szpitalnych korytarzach czy w szpitalnej kawiarence. Cienki, nie daj�cy si� zawi�za� na plecach szlafrok szpitalny i tekturowe pantofle bez pi�t dope�ni�y przemiany Marissy z lekarza w pacjentk�. Cz�api�c �le dopasowanymi pantoflami, przesz�a teraz do gabinetu i usiad�a na brzegu fotela zabiegowego. Spogl�daj�c na zwyczajne dla niej instrumenty, ponownie wpad�a w panik�. Obawa przed zabiegiem i mo�liwo�ci� potrzeby usuni�cia macicy wzros�a; intuicja ostrzega�a przed nadci�gaj�cym nieszcz�ciem. Nagle Marissa u�wiadomi�a sobie, jak bardzo zacz�a ceni� swoje �ycie - szczeg�lnie w ostatnich latach. M��, zaliczenie do grupy renomowanych pediatr�w - wszystko sz�o zbyt dobrze, tak wiele by�o do stracenia; to j� przerazi�o. - Halo! Jestem doktor Arthur - powiedzia� barczysty m�czyzna, wchodz�c do pokoju z wy�wiczon� zawodow� pewno�ci� siebie i nios�c gar�� opakowanych w celofan pude�eczek oraz butelk� do kropl�wki. - Jestem anestezjologiem i b�d� podawa� pani r�ne �rodki przed rozpocz�ciem zabiegu. Czy jest pani na co� uczulona? - Nie - odpowiedzia�a. Odczu�a ulg�, gdy� towarzystwo doktora uwalnia�o j� od przykrych my�li. - Tego prawdopodobnie nie potrzebujemy - rzek� doktor Arthur, zr�cznie wprowadzaj�c kaniul� w nadgarstek Marissy - ale dobrze jest za�o�y� to na wszelki wypadek. Je�li doktor Carpanter potrzebowa�by wi�cej �rodk�w znieczulaj�cych, �atwo mo�emy je poda�. - Dlaczego mia�by potrzebowa�? - nerwowo spyta�a Marissa. Spogl�da�a na krople p�ynu spadaj�ce na mikroporowaty filtr. Nigdy wcze�niej nie u�ywa�a kropl�wki. - A co, je�li zdecyduje si� nagle na biopsj� macicy zamiast punkcji? - odpowiedzia� doktor, zwalniaj�c przep�yw p�ynu niemal do kropelek. - Lub gdy zaleci inn� szersz� procedur�? B�dziemy wtedy musieli poda� co� dodatkowo. W ko�cu chcemy ca�y zabieg uczyni� jak najmniej przykrym. Marissa wzdrygn�a si�, s�ysz�c o szerszej procedurze, i zanim si� pohamowa�a, powiedzia�a: - Chc� o�wiadczy� bez niedom�wie�, �e podpisa�am zgod� wy��cznie na biopsj�, a na nic szerszego w stylu hysterektomii. Doktor Arthur za�mia� si�, po czym przeprosi� za to, �e s�owa Marissy tak go ubawi�y. - Nie ma obawy, z ca�� pewno�ci� nie robimy hysterektomii w gabinecie przystosowanym do drobnych zabieg�w. - Co panowie b�d� mi podawa�? - spyta�a pokornie. - Chce pani zna� nazwy lek�w, kt�rych b�d� u�ywa�? Marissa skin�a g�ow�. Nikt w klinice nie wiedzia�, �e jest lekarzem, i wola�a utrzyma� ten stan rzeczy. Gdy podawa�a dane do kartoteki kliniki, w rubryce �pracodawca� wymieni�a szpital Boston Memorial - jako �e w�wczas odbywa�a tam roczn� praktyk� w zakresie endokrynologii dzieci�cej. Swego zawodu nie trzyma�a w tajemnicy, nikt jednak nie pyta�. Uzna�a to za kolejny dow�d oczekiwanej dyskrecji kliniki. Doktor Arthur zdziwi� si�, po czym wzruszy� ramionami i odpowiedzia�: - B�d� u�ywa� mieszaniny ma�ych ilo�ci valium i specyfiku zwanego ketamin�. Nast�pnie, zajmuj�c si� swymi narz�dziami, doda�: - Jest to doskona�y koktajl przeciwb�lowy, kt�ry czasami mo�e spowodowa� niewielk� amnezj�. Marissa zna�a ketamin� z Boston Memorial - u�ywano jej przy przebieraniu poparzonych dzieci - ale nie wiedzia�a o stosowaniu jej do znieczule� przy zabiegach. Gdy powiedzia�a o tym doktorowi Arthurowi, ten u�miechn�� si�, po ojcowsku. - Poczyta�a pani sobie troszk�, co? - zakpi� dodaj�c: - Niewielka wiedza bywa niebezpieczna, prosz� pami�ta�! Prawd� m�wi�c, zastosowanie tego leku pacjentom w lecznictwie otwartym jest bardzo powszechne. Popatrzy� uwa�nie na Mariss�. - Pani naprawd� wygl�da na nieco spi�t�! - Pr�buj� to opanowa� - przyzna�a Marissa. - Pomog� pani - zaoferowa�. - Podamy nieco tego leku natychmiast. Wychodz�c do gabinetu po strzykawk�, dorzuci�: - Ca�y zabieg biopsji p�jdzie jak z p�atka. Marissa przytakn�a bez entuzjazmu. Czu�a si� nieco znu�ona tym powtarzaniem kwiecistej metafory. Pojawienie si� doktora Arthura tylko chwilowo poprawi�o jej samopoczucie. Jego bezceremonialny spos�b m�wienia o bardziej zaawansowanych procedurach nie wp�ywa� dobrze na nastr�j. Intuicja ponownie ostrzega�a j� przed nadci�gaj�cym nieszcz�ciem. Zn�w musia�a si� zmaga� z irracjonaln� ch�ci� ucieczki. Jestem lekarzem - powtarza�a w k�ko w my�li. - Nie mog� tego tak odbiera�. Drzwi otworzy�y si� gwa�townie i wpad� doktor Carpanter w stroju operacyjnym, z czapeczk� i mask�. Towarzyszy�a mu kobieta ubrana podobnie, ale z mask� zawieszon� na piersi. Marissa pozna�a go natychmiast. Jego jasne, niebieskie oczy i opalona cera by�y nie do pomylenia. - To na pewno tylko biopsja? - zapyta�a nerwowo, widz�c pe�ny str�j operacyjny. - Pani Blumenthal niepokoi si�, �e mo�emy jej usun�� macic� - wyja�ni� doktor Arthur, przygotowuj�c strzykawk� i wypuszczaj�c z niej b�belki powietrza. Nast�pnie powr�ci� do boku Marissy. - Hysterektomia? - z widocznym zdziwieniem zapyta� doktor Carpanter. - O czym my m�wimy? Doktor Arthur uni�s� brwi. - S�dz�, �e nasza pacjentka troch� sobie poczyta�a - rzek�. Uchwyci� aparatur� do kropl�wki i wstrzykn�� zawarto�� strzykawki, nast�pnie otworzy� na chwil� szybszy wyp�yw. Doktor Carpanter podszed� do Marissy i k�ad�c r�k� na jej ramieniu, spojrza� prosto w oczy. - Robimy tylko biopsj�, nikt nie my�li o hysterektomii. Je�li chodzi o m�j str�j, to w�a�nie operowa�em. A mask� nosz�, gdy� jestem nieco przezi�biony i nie chc� zara�a� pacjent�w. Marissa spojrza�a w jego niebieskie oczy i ju� chcia�a odpowiedzie�, gdy ten b��kitny kolor skojarzy� si� jej z czym�, co d�ugo usi�owa�a w sobie st�umi�: ze wspomnieniem sprzed kilku lat, gdy napadni�ta w hotelu w San Francisco, broni�c si�, musia�a wielokrotnie uderzy� napastnika. To by�o przera�aj�ce. Teraz epizod ten powr�ci� z tak� si��, �e niemal czu�a r�ce napastnika zaciskaj�ce si� na jej gardle. Zacz�a kaszle� i pok�j zawirowa� jej przed oczami. S�ysza�a buczenie, kt�re stopniowo narasta�o. Poczu�a chwytaj�ce j� r�ce. Usi�owa�y j� przewr�ci�. Pr�bowa�a walczy�, gdy� oddycha�a �atwiej w pozycji pionowej, ale na pr�no. Jej g�owa opad�a na st� i wirowanie nagle usta�o, a oddech wyr�wna� si�. U�wiadomi�a sobie, �e ma zamkni�te oczy. Gdy je otworzy�a, zobaczy�a twarze doktora Arthura, piel�gniarki i zamaskowan� twarz doktora Carpantera. - Czy ju� w porz�dku? - zapyta� doktor Carpanter. Marissa pr�bowa�a co� powiedzie�, ale g�os odmawia� jej pos�usze�stwa. Och! Czy�by by�a uczulona na ketamin�? Doktor Arthur szybko zmierzy� ci�nienie krwi. Przynajmniej to jest w porz�dku. Szcz�cie, �e nie poda�em pe�nej dawki. Marissa zamkn�a oczy. Nareszcie by�a spokojna. S�ysza�a jakie� rozmowy, ale dociera�y do niej z du�ej odleg�o�ci i nie jej dotyczy�y. Jednocze�nie poczu�a si� tak, jakby owija�a j� niewidoczna o�owiana zas�ona. Czu�a, jak jej nogi si� unosz�, ale by�o to oboj�tne. G�osy w pokoju jeszcze bardziej si� oddali�y; s�ysza�a �miech, p�niej radio. Czu�a dotyk narz�dzi i s�ysza�a ich metaliczny d�wi�k. By�a rozlu�niona, ale w pewnym momencie poczu�a skurcz - taki jak przy menstruacji, tylko �e mocniejszy i niepokoj�cy. Pr�bowa�a otworzy� oczy, lecz powieki mia�a bardzo ci�kie i musia�a zrezygnowa�. Poczu�a nast�pny skurcz, tak mocny, �e jej g�owa zsun�a si� na bok. Pod dzia�aniem narkotyk�w widzia�a jak przez mg��. Mog�a dostrzec jedynie czubek g�owy doktora Carpantera, operuj�cego pomi�dzy jej roz�o�onymi nogami, i wziernik z prawej strony. D�wi�ki nadal dochodzi�y do niej jakby z bardzo daleka, chocia� nabra�y teraz pog�osu, czego� w rodzaju echa. Ludzie w pokoju poruszali si� w zwolnionym tempie. Doktor Carpanter uni�s� g�ow�, jak gdyby wyczu� jej spojrzenie. Jaka� r�ka uchwyci�a rami� Marissy, uk�adaj�c j� na stole. Gdy zn�w le�a�a, jej ot�pia�y umys� odtwarza� rozmyty obraz zamaskowanej twarzy doktora Carpantera, wywo�uj�cy przera�enie mro��ce krew w �y�ach. W jej wyobra�ni lekarz przemienia� si� w demona. Jego oczy zmieni�y si� z kryszta�owoniebieskich w czarne jak onyks, ci�kie jak kamie�. Chcia�a krzycze�, ale si� powstrzyma�a. Cz�� jej �wiadomo�ci pozosta�a wystarczaj�co trze�wa, by przypomnie�, �e jej percepcja by�a zmieniona dzia�aniem narkotyku. Zn�w pr�bowa�a usi���, ale powstrzyma�y j� czyje� r�ce. Si�uj�c si� z tymi r�kami, ponownie powraca�a �wiadomo�ci� do San Francisco, kiedy musia�a walczy� z zab�jc�. Pami�ta�a, jak uderzy�a napastnika aparatem telefonicznym, pami�ta�a krew Nie panuj�c ju� d�u�ej nad sob�, Marissa pr�bowa�a krzykn��, ale �aden d�wi�k nie wyszed� z jej ust. By�a na kraw�dzi przepa�ci i zsuwa�a si� w d�. Pr�bowa�a si� czego� uchwyci�, ale powoli traci�a punkt zaczepienia, spada�a... 27 lutego 1988 - Do diab�a! - zakl�a Marissa, przeszukuj�c oczyma sw�j pok�j. Nie mia�a poj�cia, gdzie po�o�y�a klucze. Ju� chyba dziesi�ty raz otwiera�a g�rn� szuflad� biurka - zawsze je tam k�ad�a, a tym razem ich nie by�o. Zirytowana, przejrza�a zawarto�� szuflady i zatrzasn�a j�. - Wielkie nieba! - krzykn�a, spogl�daj�c na zegarek. Pozosta�o mniej ni� p� godziny, aby dosta� si� do hotelu �Sheraton�, gdzie miano jej wr�czy� nagrod�. Wszystko sprzysi�g�o si� przeciw niej. Najpierw przyjmowa�a na ostrym dy�urze sze�cioletni� Cindy Markham cierpi�c� na astm�, a teraz nie mog�a znale�� kluczy. Wyd�a usta w zak�opotaniu i pr�bowa�a prze�ledzi� swoje kroki. Nagle przypomnia�a sobie - zesz�ego wieczoru zabiera�a do domu plik papier�w. Zajrza�a za szafk� z dokumentacj� i natychmiast dostrzeg�a klucze. Chwyci�a je i po�piesznie ruszy�a ku drzwiom. Telefon zadzwoni�, gdy ju� chwyta�a klamk�. W pierwszym momencie pr�bowa�a go zlekcewa�y�, ale ruszy�o j� sumienie. Zawsze istnia�a mo�liwo��, �e telefon dotyczy Cindy Markham. Z westchnieniem wr�ci�a do biurka i przechylaj�c si� przez nie podnios�a s�uchawk�. - O co chodzi? - spyta�a z obc� jej szorstko�ci�. - Czy doktor Blumenthal?. - Tak, to ja - odpowiedzia�a. Nie rozpozna�a g�osu w s�uchawce. Oczekiwa�a raczej swej sekretarki, kt�ra zna�a jej plan zaj��. - M�wi doktor Carpanter, czy ma pani chwil� czasu? - Tak - sk�ama�a Marissa. Poczu�a dreszcz ciekawo�ci: czeka�a na t� rozmow� od kilku dni. Wstrzyma�a oddech. - Po pierwsze, chcia�em pani pogratulowa� dzisiejszej nagrody - powiedzia� doktor Carpanter. - Nie wiedzia�em, �e jest pani lekarzem, a do tego jeszcze nagradzanym naukowcem. To nieco onie�mielaj�ce, gdy o swoich pacjentach czyta si� artyku�y w gazetach. - Przepraszam, s�dz�, �e mog�am panu to wcze�niej powiedzie� - odpar�a Marissa spogl�daj�c na zegarek. - Jak to si� sta�o, �e pediatra podj�� badania nad Ebola Hemorrhagic Fever? Brzmi to bardzo tajemniczo. Niech spojrz�, mam gazet� pod r�k�: �Nagrod� Peabody Research otrzyma�a doktor Marissa Blumenthal za wyja�nienie czynnik�w zwi�zanych z przeniesieniem wirus�w Ebola z kontakt�w pierwotnych na wt�rne�. Ho, ho! - Sp�dzi�am kilka lat w CDC* [przyp.: CDC (Center for Disease Control) Centrum Epidemiologii.] w Atlancie wyja�ni�a Marissa. - Bada�am przypadki celowego roznoszenia wirusa Ebola w�r�d homoseksualist�w. - Oczywi�cie! Pami�tam wyk�ad na ten temat powiedzia� doktor Carpanter. - M�j Bo�e, to by�a pani? - Niestety, tak. - O ile pami�tam, omal pani nie zabito rzek� doktor - Carpanter z wyczuwalnym szacunkiem. - Mia�am szcz�cie, du�o szcz�cia. Pomy�la�a, co by powiedzia� doktor Carpanter wiedz�c, �e podczas operacji jego niebieskie oczy kojarzy�y si� jej z oczami niedosz�ego mordercy. - Imponuje mi to i rad jestem, �e mam dla pani dobre nowiny. Zazwyczaj takie informacje przekazuje moja sekretarka, ale po przeczytaniu artyku�u w dzisiejszej prasie postanowi�em zadzwoni� osobi�cie. Pr�bki z biopsji s� zupe�nie w porz�dku. To by�a tylko �agodna dysplazja. Jak pani wtedy powiedzia�em, kolnoskopia tyle w�a�nie sugerowa�a, ale lepiej by� zupe�nie pewnym. Mo�e by pani wykona�a powt�rny wymaz Papa w ci�gu czterech do sze�ciu miesi�cy? Po tym mo�na zrobi� co najmniej rok przerwy. - Wspaniale, zrobi� - zgodzi�a si� - i dzi�kuj� za dobre nowiny. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Marissa przest�pi�a z nogi na nog�. By�a ci�gle zawstydzona swoim zachowaniem w czasie biopsji. Przeprosi�a doktora jeszcze raz. - Och! Niech pani wreszcie o tym zapomni - odrzek� - chocia� po do�wiadczeniu z pani� zdecydowa�em si� nie u�ywa� ju� tego preparatu z ketamin�. Powiedzia�em anestezjologom, by nie stosowali tego wi�cej przy moich zabiegach. Wiem, �e ten lek ma pewne zalety, ale mia�em ju� kilka pacjentek reaguj�cych negatywnie, podobnie jak pani. Prosz� wi�c, niech pani nie przeprasza. Czy mia�a pani jakie� inne problemy od tego czasu? - Raczej nie odpar�a Marissa. - Najgorszym prze�yciem by�y koszmary spowodowane narkotykami. Jeden z tych narkotycznych sn�w nawet mi si� powtarza� kilka razy od czasu biopsji. - To ja powinienem pani� przeprosi� - zauwa�y� doktor Carpanter. - W ka�dym razie nast�pnym razem nie podamy pani ketaminy. Obiecuj�. - S�dz�, �e przez jaki� czas b�d� unika� lekarzy - odpowiedzia�a Marissa. - O to zdrowe podej�cie do sprawy - doktor Carpanter roze�mia� si�. - Ale, jak ju� m�wi�em, prosz� pokaza� si� gdzie� za cztery miesi�ce. Od�o�ywszy s�uchawk�, Marissa wybieg�a z pokoju. Po�piesznie pomacha�a r�k� swej sekretarce Mindy Valdanus, a po chwili niecierpliwie, wielokrotnie naciska�a guzik windy. Pozosta�o jej pi�tna�cie minut na dotarcie do hotelu �Sheraton�, co wydawa�o si� niewykonalnym wyczynem w ulicznym ruchu Bostonu. By�a jednak zadowolona z rozmowy z doktorem Carpanterem. Lubi�a go. Zachichota�a, gdy pomy�la�a o z�owrogiej kreaturze, w kt�r� przemienia� si� w jej snach. Zadziwia�y j� skutki dzia�ania narkotyk�w. Wreszcie winda przyjecha�a. Najwa�niejsze, �e biopsja by�a w normie. Gdy winda zbli�a�a si� do gara�u, Mariss� zacz�a prze�ladowa� nast�pna obawa: co zrobi, je�li kolejny wymaz Papa wyka�e anomalie? - Do diab�a - powiedzia�a g�o�no, odsuwaj�c natr�tn� my�l. - Zawsze musz� si� czym� przejmowa�. ROZDZIA� 1 19 marca 1990, godz. 7.41 Marissa zatrzyma�a si� nagle na �rodku eleganckiego orientalnego dywanu, nadaj�cego charakter jej wspania�ej sypialni. W�a�nie sz�a do szafy po ubranie, kt�re wybra�a poprzedniego wieczoru. Telewizor, stoj�cy na masywnym francuskim kredensie pod �cian�, naprzeciw olbrzymiego �o�a, by� nastawiony na Dzie� dobry, Ameryko. Charlie Gibson, rozmawiaj�c ze Spencerem Christianem, �artowa� na temat wiosennego treningu baseballist�w. Spaniel Kud�acz Drugi popiskiwa�, prosz�c o wypuszczenie go na dw�r. - Co m�wi�e�? - zapyta�a niewidocznego Roberta, kt�ry by� w �azience. S�ysza�a w�a�nie szum wody p�yn�cej z prysznica. - Powiedzia�em, �e nie p�jd� dzisiaj do tej cholernej Kliniki Kobiecej! - odkrzykn��. W uchylonych drzwiach ujrza�a jego namydlon� twarz. Nast�pnie, obni�aj�c ton, ale g�osem wystarczaj�co mocnym, aby zag�uszy� telewizj�, dorzuci�: - Nie chc� dzisiaj dostarcza� pr�bki spermy, po prostu nie! - Wzruszy� ramionami i zn�w znikn�� w �azience. Przez chwil� Marissa sta�a nieruchomo. Nerwowo przyg�adzi�a w�osy, pr�buj�c si� opanowa�. Czu�a krew pulsuj�c� w uszach, gdy powtarza�a w my�li zdawkow� odmow� Roberta. Jak on m�g� si� w ostatniej chwili wycofa�? By�a tak w�ciek�a, �e patrz�c na radio, kt�re obudzi�o ich p� godziny temu, odczu�a nieposkromion� ochot�, aby wyrwa� wtyczk� z gniazdka i pot�uc je o kominek. Pohamowa�a si� jednak. S�ysza�a otwarcie drzwi w �azience, a nast�pnie zmian� d�wi�ku wody; Robert wszed� pod prysznic. - Nie mog� uwierzy� - m�wi�a do siebie p�g�osem. Podesz�a do drzwi �azienki i otworzy�a je z trzaskiem na o�cie�. Pies towarzyszy� jej do progu. Zza os�ony prysznica wydobywa�a si� k��bami para; Robert lubi� gor�ce prysznice. Widzia�a jego nag� atletyczn� sylwetk� przez przyciemnione szk�o os�ony. - Powt�rz jeszcze raz! - zawo�a�a. - Chyba �le us�ysza�am. - To proste - odpowiedzia�. - Nie id� dzisiaj do kliniki. Nie mam nastroju. W ko�cu nie jestem spermodawc�. Ze wszystkich sukces�w i niepowodze� kuracji niep�odno�ci, tego Marissa nie przewidzia�a. Mog�a si� w tej chwili zdoby� jedynie na powstrzymanie od kopni�cia drzwi prysznica, zanim Robert sko�czy. Pies, wyczuwaj�c jej nastr�j, zanurkowa� pod ��ko. W ko�cu Robert zakr�ci� wod� i wyszed�. Krople wody sp�ywa�y kaskadami po jego muskularnym ciele. Pomimo nawa�u pracy, ci�gle znajdowa� czas na gimnastyk� kilka razy w tygodniu. Nawet jego zdyscyplinowanie w tej chwili irytowa�o Mariss�. Z przykro�ci� zda�a sobie spraw�, �e w czasie kuracji przybra�a na wadze pi�� kilogram�w. Robert wygl�da� na zaskoczonego, widz�c j� ci�gle pod drzwiami. - M�wisz, �e nie p�jdziesz dzisiaj ze mn�, aby odda� nasienie? - zapyta�a w momencie, gdy j� zauwa�y�. - Owszem - odpar�. - Mia�em ci to powiedzie� wczoraj wieczorem, ale bola�a ci� g�owa. Nic dziwnego, ostatnio zawsze boli ci� g�owa albo brzuch, albo co� innego. Pomy�la�em, �e lepiej ci tego oszcz�dz�. Za to m�wi� to teraz. W klinice mog� odmrozi� troch� nasienia z poprzedniego razu. M�wili, �e cz�� pr�bki zamro��. Niech wi�c teraz tego u�yj�. - Po wszystkim, co przesz�am, ty nie po�wi�cisz nawet pi�ciu minut swego cennego czasu? - Daj spok�j, Marisso - rzek� Robert wycieraj�c si� - obydwoje wiemy, �e m�wimy o wi�cej ni� pi�ciu minutach. Marissa poczu�a si� bardziej sfrustrowana postaw� Roberta ni� w�asn� niep�odno�ci�. - W trudnych momentach wszystko spada na mnie! - wybuchn�a. - Ja jestem t�, w kt�r� pompuj� hormony. Oczywi�cie, �e mam b�le g�owy. Jestem w stanie ci�g�ego pobudzenia, aby produkowa� jajeczka. Sp�jrz na te �lady po zastrzykach na moich r�kach i nogach - Marissa wskaza�a na liczne nak�ucia pokrywaj�ce jej cia�o. - Widzia�em je - odpar� Robert, nie odwracaj�c g�owy. - To mnie robiono anestezj�, laparoskopi� i biopsj� jajowod�w! - krzykn�a Marissa. - Ja cierpia�am fizyczne i psychiczne poni�enia. - Wi�kszo�� poni�e� - wtr�ci� Robert - ale nie wszystkie. - Ja musz� mierzy� temperatur� codziennie, przez wiele miesi�cy i nanosi� na wykresy, zanim nawet p�jd� zrobi� siusiu. Robert by� ju� w swoim pokoju, wybieraj�c garnitur i odpowiedni krawat. Odwr�ci� si� do Marissy, kt�ra przes�ania�a �wiat�o padaj�ce przez drzwi sypialni: - R�wnie� ty poprawia�a� wykazy, dopisuj�c dodatkowe krzy�yki - rzek� niedbale. Marissa zawrza�a: - Musia�am nieco oszuka�, aby lekarze w klinice nie my�leli, �e nie pr�bowali�my wystarczaj�co, zaniedbuj�c uprawianie mi�o�ci. Ale nigdy nie oszukiwa�am w okolicy czasu owulacji. - Uprawianie mi�o�ci! Ha, ha! - za�mia� si� Robert. - My tego nie robimy od chwili, gdy ta ca�a sprawa si� zacz�a. Nawet nie uprawiamy seksu. My uprawiamy tar�o. Marissa pr�bowa�a reagowa�, ale Robert krzykn�� przerywaj�c jej: - Nawet nie pami�tam, czym jest uprawianie mi�o�ci. To, co kiedy� by�o przyjemno�ci�, zosta�o sprowadzone do seksu na komend�: tar�o na rozkaz. - C�, nie uprawiasz tego tar�a zbyt cz�sto, a twoje mo�liwo�ci s� nienadzwyczajne - odci�a si� Marissa. - Uwa�aj! - ostrzeg� Robert widz�c, �e Marissa staje si� z�o�liwa. - Dla ciebie to �atwe; wszystko, co masz do roboty, to udawa� trupa, a na mnie spada ca�a robota. - O Bo�e! Robota? - z niesmakiem zapyta�a Marissa. Pr�bowa�a co� powiedzie�, ale sta� j� by�o tylko na st�umione �kanie. Robert mia� troch� racji. W czasie ca�ej kuracji trudno by�o by� spontanicznym w sypialni. Mimowolnie �zy nap�yn�y jej do oczu. Widz�c, �e j� zrani�, Robert nagle z�agodnia�. - Przepraszam - powiedzia�. - Nie jest to �atwe dla nas obojga, szczeg�lnie dla ciebie; ale chc� podkre�li�, �e mnie te� nie jest �atwo. Co do dzisiejszego dnia, to naprawd� nie mog� i��. Mam wa�ne spotkanie z lud�mi z Europy. Przykro mi, ale moja praca nie mo�e by� zawsze warunkowana przez humory lekarzy z kliniki lub nieregularno�ci twojego okresu. A� do soboty nie m�wi�a� nic o tym pobieraniu jajeczek. Nie wiedzia�em, �e masz dzisiaj dokona� tego uwalniaj�cego wstrzykni�cia, czy jak to si� tam nazywa. - Przecie� post�pujemy wed�ug tego samego schematu ju� od trzech cykli fertylizacyjnych. Nie my�la�am, �e musz� ci to t�umaczy� za ka�dym razem. - No c�. Kiedy planowano t� konferencj�, nie byli�my jeszcze uwik�ani w kuracj�, a ja nie zrewidowa�em mojego ca�ego kalendarza pod katem twoich cykli. Nagle Marissa zn�w poczu�a gniew. Robert podszed� do szafy, aby wybra� koszul�. Nad jego g�ow�, na ekranie telewizora, Joan Lunden przeprowadza�a wywiad z jak�� znakomito�ci�. - Ty my�lisz tylko o interesach - mrukn�a Marissa. - Masz ci�gle jakie� spotkania. Nie mo�esz od�o�y� dzisiejszego nawet na p� godziny? - To b�dzie trudne - odpowiedzia�. - To jest wa�niejsze ni� cokolwiek innego. S�dz�, �e mylimy kolejno�� wa�no�ci spraw. - Masz prawo do w�asnej opinii - spokojnie odpowiedzia� Robert, pr�buj�c unikn�� nast�pnego starcia. W�o�y� koszul� i zacz�� j� zapina�. Wiedzia�, �e powinien zachowa� spok�j, ale Marissa dotkn�a czu�ego miejsca. - W pracy nie ma niczego z�ego. Daje nam dach nad g�ow� i straw� na st�. Poza tym, przecie� zna�a� m�j stosunek do tych spraw przed �lubem. Lubi� prac�, a to nagradza cz�owieka na wiele sposob�w. - Przed �lubem mawia�e�, �e dzieci s� istotne - odparowa�a Marissa - teraz interesy wychodz� na plan pierwszy. Robert podszed� do lustra i zacz�� zak�ada� krawat. - Tak uwa�a�em, zanim dowiedzieli�my si�, �e nie mo�esz mie� dzieci, przynajmniej w zwyczajny spos�b - urwa�. U�wiadomi� sobie, �e zrobi� b��d. Spojrza� na �on� i stwierdzi�, �e jego niefrasobliwy komentarz nie przeszed� bez echa. - Chcia�em powiedzie�: zanim stwierdzono, �e MY nie mo�emy mie� dziecka w normalny spos�b. - Ale ta poprawka nie z�agodzi�a uderzenia. W mgnieniu oka gniew Marissy przemieni� si� w rozpacz. �zy nap�yn�y jej do oczu, zacz�a szlocha�. Robert pr�bowa� po�o�y� r�k� na ramieniu �ony, lecz odsun�a si� i pobieg�a do �azienki. Pr�bowa�a zatrzasn�� drzwi, ale Robert je zablokowa�, schwyci� j� w ramiona, przytulaj�c policzek do jej szyi. Szloch wstrz�sa� ca�ym cia�em Marissy przez dobre dziesi�� minut. Wiedzia�a, �e nie zachowuje si� w spos�b naturalny. Niew�tpliwie, za�ywane hormony przyczyni�y si� do rozchwiania jej stanu emocjonalnego. Ta �wiadomo�� w niczym jednak nie pomaga�a. Robert uwolni� j� i poda� chusteczk�. Po�ykaj�c �zy, Marissa wytar�a nos. Odczuwaj�c smutek i gniew, czu�a si� za�enowana. �ami�cym si� g�osem wyzna�a, �e to ona ponosi win� za ich bezdzietno��. - To nie jest tak wielki problem - powiedzia� Robert w nadziei ul�enia jej. - W ko�cu na tym �wiat si� nie ko�czy. Marissa spojrza�a na niego ze znu�eniem. - Nie wierz� ci - rzek�a. - Zawsze chcia�e� mie� dzieci, m�wi�e� to. Je�li ju� wiem, �e to moja wina, dlaczego ukrywasz swoje odczucia? Czuj� si� lepiej, gdy mam do czynienia z uczciwym stawianiem sprawy. Powiedz, �e jeste� z�y. - Jestem zawiedziony, nie z�y... - odrzek�. Spojrzeli na siebie - ...no, mo�e tylko chwilowo - przyzna�. - Zobacz, co zrobi�am z twoim ubraniem. Robert spojrza� na plamy �ez na koszuli i na p� zawi�zanym krawacie, i g��boko westchn��. - Niewa�ne, przebior� si�. - Szybko zdj�� koszul� i wrzuci� j� do kosza z brudn� bielizn�. Widz�c w lustrze swoje czerwone, spuchni�te oczy, Marissa poczu�a si� bezradna wobec zadania doprowadzenia si� do sensownego wygl�du. Szybko wesz�a pod prysznic. Kwadrans p�niej poczu�a si� znacznie lepiej, jak gdyby gor�ca woda oczy�ci�a zar�wno jej umys�, jak i cia�o. Gdy wytar�a w�osy i wr�ci�a do sypialni, znalaz�a Roberta niemal gotowego do wyj�cia. - Przepraszam, �e tak histeryzowa�am - rzek�a. - To silniejsze ode mnie. Ostatnio jestem ci�gle podenerwowana. Nie powinnam wpada� w z�o�� z tego powodu, �e ty nie masz ochoty p�j�� po raz kolejny do kliniki. - To ja powinienem przeprosi� - powiedzia� Robert. - Przepraszam za idiotyczny spos�b wyra�ania frustracji. Gdy bra�a� prysznic, rozmy�li�em si�. Pojad� jednak do kliniki. Ju� dzwoni�em do pracy, aby to zorganizowa�. Po raz pierwszy od wielu tygodni Marissa poczu�a przyp�yw otuchy. - Dzi�kuj� - szepn�a. Mia�a ochot� obj�� Roberta, ale co� j� powstrzyma�o. Zastanawia�a si�, czy m�g�by �le przyj�� jej gest. Nie wygl�da�a najlepiej. Wiedzia�a, �e ich stosunki ulegaj� zmianom w trakcie kuracji. Podobnie jak jej wygl�d, nie by�y to zmiany na lepsze. Westchn�a. - Czasem my�l�, �e ta ca�a kuracja jest czym� wi�cej, ni� mo�na znie��. Nie zrozum mnie �le; nie ma dla mnie dro�szej my�li ni� ta, aby mie� z tob� dziecko, ale czuj� obaw� ka�dego dnia, gdy si� budz�. Wiem te�, �e dla ciebie nie jest to �atwe. Marissa wesz�a do swego pokoju z bielizn� w r�ku i ubieraj�c si� rozmawia�a z Robertem. Ostatnio by�o im �atwiej rozmawia�, gdy ich oczy si� nie spotyka�y. - M�wi�am o naszym problemie tylko niewielu ludziom, i to bardzo og�lnie. Wspomina�am, �e bardzo chcemy mie� dziecko. Ka�dy, komu to m�wi�am, czu� si� zobowi�zany do dawania dobrych rad: �Nie denerwuj si� albo �Wyjed� na urlop�. Je�li kto� mi to jeszcze raz powt�rzy, to powiem mu prawd�. �adne odpr�anie mi nie pomo�e, gdy� mam jajowody niedro�ne jak zamulone rury kanalizacyjne. Robert nie odpowiada�, wi�c Marissa podesz�a do drzwi i zajrza�a do sypialni. Zobaczy�a go siedz�cego na brzegu ��ka i wk�adaj�cego buty. - Nast�pn� osob�, kt�ra mnie irytuje, jest twoja matka - powiedzia�a. Robert podni�s� g�ow�. - C� ona ma z tym wsp�lnego? - Po prostu zawsze, gdy si� widzimy, przypomina nam, �e powinni�my mie� dzieci. Je�li jeszcze raz o tym wspomni, to jej powiem prawd�. W�a�ciwie to dlaczego ty jej tego sam nie powiesz? W ten spos�b unikn�abym konfrontacji. Od chwili gdy zacz�a si� spotyka� z Robertem, pr�bowa�a si� przypodoba� jego matce, odnosz�c tylko cz�ciowy sukces. - Nie chc� tego m�wi� mojej mamie - powiedzia� Robert. - Ju� wspomina�em. - Dlaczego nie? - spyta�a Marissa. - Poniewa� nie chc� s�ysze� kazania, �e zas�u�y�em na to, po�lubiaj�c �ydowsk� dziewczyn�. - No, wiesz! - wykrzykn�a Marissa z nowym przyp�ywem gniewu. - Nie odpowiadam za uprzedzenia mojej matki. - rzek� Robert - i nie chc� ani nie mog� jej poucza�. Znowu rozdra�niona, Marissa wr�ci�a do ubierania si�. Niedbale zapi�a guziki i zaci�gn�a suwak. Wkr�tce jej w�ciek�o�� na matk� Roberta zmieni�a si� w niezadowolenie z powodu w�asnej niep�odno�ci. Po raz pierwszy w �yciu poczu�a si� prawdziwie przekl�ta przez los. Teraz wydawa�o si� ironi� losu, �e tak wiele pieni�dzy i czasu po�wi�ci�a na zapobieganie ci��y w college�u i w czasie studi�w - nie chcia�a mie� dziecka w niew�a�ciwym czasie. Teraz, gdy nadszed� w�a�ciwy czas, stwierdzi�a, �e nie mo�e mie� dziecka bez pomocy nowoczesnej wiedzy medycznej. - To niesprawiedliwe - powiedzia�a g�o�no. Nowe �zy pop�yn�y jej po twarzy. Comiesi�czna hu�tawka od nadziei do rozpaczy sprawia�a, �e by�a na granicy wytrzyma�o�ci. Kuracja ponownie zawiod�a, a niecierpliwo�� Roberta narasta�a, ale nie mog�a mie� do niego pretensji. - S�dz�, �e masz obsesj� na punkcie niep�odno�ci, Marisso - rzek� Robert mi�kko. - Zaczynam si� naprawd� niepokoi� o ciebie i o nas. Marissa odwr�ci�a si�. Robert sta� w drzwiach, opieraj�c r�ce o framug�. W pierwszym momencie nie widzia�a wyrazu jego twarzy; sta� w cieniu, a blond w�osy rozja�nia�o mu �wiat�o padaj�ce z ty�u z sypialni. Gdy podszed� bli�ej, zauwa�y�a, �e wygl�da na zmartwionego i zaniepokojonego; szcz�ki mia� tak zaci�ni�te, �e w�skie wargi tworzy�y lini� prost�. - Gdy zaczyna�a� kuracj�, uwa�a�em, �e nale�y spr�bowa�. S�dz� jednak, �e stracili�my nad tym wszystkim kontrol�. Teraz my�l�, �e mo�na zastanowi� si�, czy nie zrezygnowa�, zanim stracimy to, co mamy, w imi� tego, czego nie mo�emy zdoby�. - My�lisz, �e mam obsesj�? Oczywi�cie, �e mam! A ty by� nie mia�, gdyby� musia� poddawa� si� takim zabiegom jak ja? Znosz� to wszystko, gdy� chc� mie� dziecko, chc�, aby�my mieli rodzin�. Chc� zosta� matk� i chc�, �eby� ty by� ojcem. Chc� mie� rodzin�! - M�wi�c te s�owa, Marissa stopniowo podnosi�a g�os a� do krzyku. - Ten krzyk powoduje, i� jestem coraz bardziej pewny, �e nale�y zrezygnowa� - powiedzia� Robert. - Sp�jrz na nas dwoje: ty w ci�g�ym napi�ciu, ja u granic wytrzyma�o�ci. Istniej� przecie� inne sposoby. Mo�e je rozwa�y�? Mo�emy przecie� pogodzi� si� z bezdzietno�ci�, mo�emy pomy�le� o adopcji. - Dlaczego w�a�nie teraz to m�wisz? - wybuchn�a Marissa. - Teraz, kiedy po raz czwarty b�d� pobierane jajeczka. Ja jestem gotowa na b�l i poniesienie ryzyka, jestem wrakiem emocjonalnym, a ty w�a�nie teraz m�wisz o zmianie strategii. - �aden czas nie jest stosowny do dyskusji w trakcie tej ca�ej kuracji. - Robert straci� cierpliwo��. - A kiedy mam o tym m�wi�? Gdy szalejesz z niecierpliwo�ci, zastanawiaj�c si�, czy ju� jeste� w ci��y? A mo�e gdy jeste� w depresji, gdy zn�w dosta�a� okres? Czy te� gdy wysz�a� z depresji i zaczynasz kolejny cykl kuracji? Powiedz mi kiedy - a ja wtedy podejm� temat. Robert przyjrza� si� �onie. Zaczyna�a by� mu obca. Sta�a si� nieprawdopodobnie pobudliwa. Znacznie przybra�a na wadze, jej twarz wydawa�a si� spuchni�ta. Mia�a zimne, odpychaj�ce spojrzenie. Jej oczy by�y tak mroczne, jak jej nastr�j, a sk�ra zaczerwieniona, jakby mia�a gor�czk�. By�a nie tylko obca, gorzej: wygl�da�a jak histeryczka. Nie zdziwi�by si�, gdyby nagle rzuci�a si� na niego jak dziki kot. Zdecydowa�, �e lepiej si� wycofa�. Odchodz�c o kilka krok�w, powiedzia�: - W porz�dku, masz racj�, to nie jest najlepszy czas na takie rozmowy. Przepraszam! Porozmawiamy innego dnia. Doko�cz si� ubiera�, p�jdziemy do kliniki. - Potrz�sn�� g�ow�. - Mam nadziej�, �e dostarcz� pr�bki nasienia. Przy moim aktualnym samopoczuciu nie jest to �atwe. To nie jest sprawa czysto mechaniczna. Nie mam ju� szesnastu lat. Wyczerpana Marissa bez s�owa zacz�a si� ubiera�. My�la�a, co zrobi�, je�li Robert nie dostarczy pr�bki. Nie mia�a poj�cia, w jakim stopniu u�ycie odmro�onego nasienia zmniejsza szans� zap�odnienia. Przypuszcza�a, �e zmniejsza, co by�o cz�ciowym powodem jej gniewu, gdy Robert pocz�tkowo odm�wi� p�j�cia do kliniki, szczeg�lnie �e ostatni cykl laboratoryjny zawi�d� i zap�odnienie nie nast�pi�o. Uchwyciwszy swe spojrzenie w lustrze i widz�c kolor policzk�w, Marissa u�wiadomi�a sobie, jak bardzo ogarn�a j� obsesja. Nawet jej nieruchome oczy patrzy�y z obc� si��. Poprawi�a ubranie. Po tylu niepowodzeniach pr�bowa�a nie �ywi� zbyt wielkich nadziei. By�o tak wiele etap�w, na kt�rych co� mog�o si� nie uda�. Po pierwsze, musia�a wytworzy� jajeczko, kt�re powinno by� wyj�te, zanim zacznie owulowa� spontanicznie. Nast�pnie powinno doj�� do zap�odnienia. Po tym embriony mia�y by� przeniesione do jej macicy i tam si� zagnie�dzi�. Je�li to wszystko p�jdzie dobrze, powinna by� w ci��y. Wtedy te� zacznie ba� si� mo�liwo�ci poronienia Szans� niepowodzenia by�y du�e. Oczyma wyobra�ni ujrza�a napis w poczekalni oddzia�u �In vitro�: PONOSISZ KL�SK� TYLKO WTEDY, GDY ZREZYGNUJESZ. Musia�a przej�� przez to wszystko jeszcze raz. Pomimo ca�ego pesymizmu, po przymkni�ciu oczu widzia�a jednak siebie z ma�ym dzieckiem na r�ku. - Cierpliwo�ci, male�stwo - wyszepta�a. W g��bi serca poczu�a, �e nie po�a�uje �adnego trudu, je�li dziecko kiedykolwiek przyjdzie na �wiat. Wiedz�c, �e nie powinna, pomy�la�a jednak, �e tylko dziecko mo�e uratowa� jej ma��e�stwo. ROZDZIA� 2 19 marca 1990, godzina 9.15 Robert i Marissa przeszli oszklonym tunelem ��cz�cym g��wny budynek kliniki z sekcjami szpitaln� i ostrego dy�uru, min�li dziedziniec i weszli na schody prowadz�ce do g��wnego wej�cia. Szczeg�lny kolor i wz�r granitu przypomnia� Marissie wszystkie chwile, kiedy sz�a tymi schodami na drobne zabiegi. Instynktownie z