8977

Szczegóły
Tytuł 8977
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8977 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8977 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8977 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bartek Anterionowicz Dobra-nocka Autor pisze o sobie - �I w�a�nie wtedy m�oda c�rka Cudowniak�w wr�ci�a do kochaj�cych rodzic�w i zrozumia�a, jaka by�a g�upiutka i niegrzeczna. Rodzice jej �atwo przebaczyli, albowiem kochali j� nad �ycie. Psotna dziewczynka pozna�a w ko�cu, jak� wspania�� rzecz� jest rodzina...� - Andrzej cichym, monotonnym g�osem zako�czy� bajk� i zorientowa� si�, �e od jakiego� czasu m�wi� sam do siebie. Ma�gosia, ten s�odki puco�owaty anio�ek, wtula�a si� w swojego pluszowego misia szepcz�c co� niezrozumiale przez sen. We �nie - o ile to w og�le mo�liwe - wygl�da�a jeszcze bardziej krucho i niewinnie ni� zwykle, bardziej niewinnie ni� wtedy, gdy patrzy�a na ciebie tymi swoimi wielkimi, piwnymi oczami, nieskalanymi jeszcze brudem i okropno�ciami prozy �ycia. Patrzy� na ni� przez ca�� noc; nagle zorientowa� si�, �e by�a ju� si�dma. Waha� si� moment. Budzi� j�, czy da� jej jeszcze te dziesi�� minut oderwania od lektury wspomnianej prozy? Jego r�ka sama wyci�gn�a si� w automatycznym, ojcowskim ge�cie i poprawi�a r�ow� ko�dr� dziecka. Jeszcze spojrza� na c�reczk� czule, nie wiedzie� czemu westchn�� przeci�gle i zacz�� wycofywa� si� ostro�nie. Nie mia� poj�cia dlaczego, ale czu� si� jak winowajca, jak ojciec, kt�ry w jaki� haniebny spos�b zawi�d� zaufanie swego dziecka i teraz wstydliwie ucieka z podkulonym ogonem. Ale zanim jeszcze wyszed� z pokoju, u�miechn�� si� s�ysz�c, jak Ma�gosia s�odko j�kn�a przez sen. Zupe�nie jakby mu wybacza�a, pomy�la�. *** - Zaraz! - wrzeszcza�a Monika z �azienki, gestykuluj�c w�ciekle wyj�c� na najwy�szych obrotach suszark�. - Chwila, kurde no! - P� godziny temu m�wi�a� to samo - odwrzasn�a Magda, dla lepszego efektu wal�c pi�ciami w drzwi �azienki. - Co ty tam robisz, co? Masa�e wodne?! Zaraz musz� by� w biurze, dociera to do ciebie, tleniona idiotko? A najpierw musz� ci� jeszcze odwie�� do tego pieprzonego liceum, a przecie� mam zaraz wa�ne spotkanie w firmie, a zaraz potem przetarg... Wszyscy na mnie czekaj�, same szychy z Rady Miasta, rozumiesz? Jak si� przez ciebie sp�ni�, to... Nie, poczekaj, nosz jasna cholera, ju� jestem sp�niona! Cieszysz si�? - Nic mnie to nie obchodzi. Tak, ciesz� si�! Trzeba by�o wcze�niej wsta�, no nie? Ja jeszcze musz� wysuszy� w�osy i uczesa� si�. I umalowa�, co nie? Kiedy ja to zd��� zrobi�, do cholery? - Nie pyskuj! Otwieraj w tej chwili, albo nici z sobotniej dyskoteki. Nie puszcz� ci�, s�yszysz, zdziro? Zdzira s�ysza�a. Ca�a klatka s�ysza�a, jak co rano, pomy�la� dziwnie spokojnie Andrzej i wzruszy� ramionami. Siedzia� w swoim specjalnym pokoju do pisania (szumne s�owa; siedzia� w klitce na graty, gdzie pr�cz krzes�a mie�ci� si� tylko komputer) trzymaj�c kubek kawy i mia� nadziej�, �e zaraz zapanuje cisza. Potrzebowa� ciszy. Potrzebowa� jej jak ka�dy pisarz, ba, jako pisarz literatury dzieci�cej potrzebowa� jej bardziej, ni� wi�kszo�� koleg�w po fachu. W przeciwie�stwie do literatury awangardowej bowiem - tworzonej w winiarniach, kawiarniach, pubach i innych szemranych mordowniach - �agodnie pobudzaj�ce kie�kuj�c� dopiero wyobra�ni� i nienachalnie dogmatyczne historyjki dla milusi�skich mog�y powstawa� tylko w niezm�conej niczym ciszy i spokoju. S�awny pisarz, autor takich bestseller�w, jak �O cnotliwej, pos�usznej kr�lewnie i inne historie�, aktualnie pracuj�cy nad hitem, kt�ry mia� wstrz�sn�� krytykami i mi�dzynarodowym rynkiem wydawniczym, pod tytu�em �Kr�lestwo Cudowniak�w�, odwr�ci� si� do czternastocalowego monitora (by� ju� tak zu�yty, �e jego wiek powinno si� liczy� w szybko rosn�cych dioptriach okular�w Andrzeja) i z namaszczeniem przeczyta� p�g�osem raz jeszcze kr�tki fragment, kt�ry tego ranka zd��y� napisa�. �Rodzina Cudowniak�w powita�a kolejny wspania�y dzie� z rado�ci�. Poprzedni dzie� te� by� wspania�y, ale ka�dy kolejny by� jeszcze lepszy. Du�o lepszy. Tak to ju� by�o w krainie Cudowniak�w, i dlatego w�a�nie wszyscy zbierali si� o wschodzie s�o�ca i �piewali t�tni�cy rado�ci� hymn pochwalny�. - Otwieraj, ty ma�y, jadowity kurwiszonie! - Dobra, ju� dobra, kurde no. Luz, matka, ju� ci� wpuszczam, nie? Tylko znajd� t� g�upi� soczewk� kontaktow�... Spad�a chyba gdzie� tutaj. Hmmm, ciekawe... Przy okazji, nie widzia�a� mojej gumki do w�os�w? - Nosz, ja pier... Andrzej! Nie widzia�e� gumki do w�os�w tej cholery? Co? My ju� wychodzimy, nie zapomnij umy� naczy� i zrobi� zakup�w. S�yszysz, co m�wi�? Andrzej! ��piewali go razem szcz�liwym g�osem rodziny, kt�r� ��czy tak wiele, �e wi�cej ju� nie mo�e. Cieszyli si� z g�ry na now�, wspania�� przygod�, jaka ich niew�tpliwie czeka�a tego dnia, cieszyli si� na ni� ca�ym sercem�. *** Malutka Cudowniakowa bieg�a lekko i z gracj� przez ��k�, ocieraj�c si� o strzeliste �odygi mleczy, chabr�w i traw. Bieg�a, sapi�c rado�nie, i popiskiwa�a od czasu do czasu z emocji. Nad ni� rozci�ga�a si� niczym nieskalana b��kitna p�achta nieba. Tyle nieba, pomy�la�a, tyle nieba, i to wszystko dla mnie. Spojrza�a na prawo: ca�e morze pachn�cych wiosn� traw i kwiat�w polnych poetycko faluj�cych na wietrze. I to wszystko dla niej. Nie ustaj�c w biegu spojrza�a za siebie z u�miechem. Z chaty na pag�rku wzbija� si� w niebo gruby s�up czarnego dymu obficie przetykany pomara�czowo��ltymi j�zykami ognia. Tyle pal�cego rz�sy, nieposkromionego ognia i gryz�cego w oczy �mierdz�cego zw�glonym ludzkim cia�em dymu, pomy�la�a z niegasn�cym jak rozszala�y za ni� po�ar u�miechem. I to wszystko przeze mnie. *** Mi� spad� z poduszki i niezdarnie potoczy� si� po pod�odze. Ma�gosia w panice usiad�a na ��ku i przeciera�a gwa�townie oczy, oczyszczaj�c je ze skrawk�w snu zaschni�tych w ich k�cikach, tkwi�cych tam jak okruchy lodu z innej, podobnej bajki. Rozejrza�a si� podejrzliwie, a gdy by�a ju� zupe�nie pewna, �e to jej pok�j, odetchn�a z ulg�. Ku jeszcze wi�kszej uldze nie poczu�a w powietrzu obrzydliwego sw�du. Odetchn�a raz jeszcze, jakby dla pewno�ci. Tak, to by� jej pok�j, ludzki pok�j, pachn�cy tylko p�ynem do p�ukania ubra�, starymi ksi��kami z bajkami i nie tylko. Schyli�a g�ow� i zobaczy�a swego misia, le��cego bezradnie mordk� do ziemi. - Misiu, przepraszam - powiedzia�a przepraszaj�co, si�gaj�c po niego. - By�am tej nocy taka niedobra. M�j kochany, biedny mi� - przytuli�a si� do niego czule. W jej g�owie wci�� wirowa�y z�e s�owa i obrazy. Zaczyna�a si� do tego przyzwyczaja�. Jak najrzadziej zamyka� oczy, przypomnia�a sobie i wsta�a. *** - Kogo widz� oczy moje... St�skni�em si� za moim anio�kiem - u�miechn�� si� pan Cudowniak i przytulaj�c sw� m�odsz� c�rk� doda�, parodiuj�c kwestie ludzi - a c� tam s�ycha� w szkole? - Tatko! Ten �art ju� nie jest �mieszny - skomentowa�a z politowaniem. - A co s�ycha�? - Niewiele. W sumie to dzi� tylko jeden dom. Za to du�y, willa jak si� patrzy. - Spali�a� czy tylko co� ukrad�a�? - Jedno i drugie. Niestety, nie mia�am du�o czasu, u�y�am za du�o benzyny i w kilka sekund zaj�y si� firanki i boazeria. No i w po�piechu musia�am wzi�� pierwsz� rzecz z brzegu. - Malutka wyj�a z plecaka naszyjnik ze sztucznych pere�. - Co za pech! Sam popatrz, jaka to koszmarna tandeta - spojrza�a krytycznie na feraln� zdobycz. - Ci ludzie to sko�czone ko�tuny, za grosz poj�cia o estetyce. - Fuj! - skrzywi� si� pan Cudowniak zniesmaczony. - Rzeczywi�cie. Natychmiast to wyrzu� i umyj r�ce. I nie martw si� nic. Jutro b�dzie lepiej, zobaczysz. Dzisiaj trzynasty. *** - Co z tego, �e trzynasty? - warkn�a na Andrzeja Magda. - To jeszcze nie znaczy, �e ja mam przegrywa� przetargi. Nigdy jeszcze nie przegra�am przetargu - doda�a ponuro, siadaj�c ci�ko w fotelu. - Nawet fryzjer nie poprawi� mi humoru. Zr�b mi drinka, co? - Oczywi�cie - powiedzia� us�u�nie, w�o�y� papcie i podrepta� do barku. - Jak tam te twoje �Kr�lestwo Cwaniak�w�? Andrzej znieruchomia�. Nigdy nie mia�a w zwyczaju pyta� o jego prac�. - Cudowniak�w - poprawi� �agodnie. - Dobrze, dzi�kuj�. Jeszcze jedno opowiadanie i sko�czy�em. - Fascynuj�ce. - Andrzej zgarbi� si� pod jej pogardliwym wzrokiem (czu� go tak wyra�nie! Wiedzia� te�, �e m�wi�c to, u�miechn�a si� jeszcze lekcewa��co), r�ka mu zadr�a�a i obfita struga ginu, zamiast do szklanki, trafi�a na barek, momentalnie si�gaj�c jego brzegu i oczywi�cie hojnym ciurkiem skapuj�c mu prosto na stopy. - A Go�ka ju� w domu? - Jeszcze nie - r�kawem obtar� ka�u�� ginu maj�c nadziej�, �e nie zauwa�y�a - Ale lada chwila powinna wr�ci�. - Aha - Magda rozpar�a si� w fotelu mru��c leniwie oczy. - A co tam u niej w szkole? *** - To ju� nie jest �mieszne, mamo - stwierdzi�a znudzona �miertelnie Malutka, metodycznie d�gaj�c szpilk� oko miniaturowego misia. - Wiem - u�miechn�a si� kwa�no pani Cudowniakowa. - Trzeba by, cholera, co� nowego wymy�li�. - Dzisiaj wpad�em na rewelacyjny, nowy pomys� - rzek� pan domu g�osem, kt�rym prezentowa� �wiatu swoje rewelacyjne, nowe pomys�y. - iNa tydzie� przed ka�dym podpaleniem b�dziemy wybra�com codziennie wysy�a� ulotki reklamuj�ce ga�nice i systemy przeciwpo�arowe... Albo nie, to jeszcze lepsze: akcja �Rzu� palenie�! - Mo�e co� takiego - ol�ni�o Cudowniakow� - zamiast o szko��, he, he, b�dziemy si� teraz ciebie i twoj� siostr� pyta� o sprawy sercowe... Sercowe, �apiesz? - parskn�a �miechem. - Bo ile w ko�cu mo�na mie� przyjemno�ci z samego podpalania? - zaduma� si� nagle Cudowniak. - M�j ojciec, zanim jeszcze wpad� w pu�apk� na myszy, zwyk� mawia�, �e w �yciu nie liczy si� co, tylko jak - eProrowa� z uniesionym pouczaj�co palcem. - Jak perfidnie, wrednie i bole�nie. �ycie trzeba smakowa�. �mier� trzeba smakowa�. Dopiero wtedy jest prawdziwa zabawa. - Na przyk�ad ty wracasz do domu z zasmuconym wyrazem twarzy, a my ci� z ojcem bierzemy za r�ce i pytamy zatroskanym g�osem... - Gdzie jest szpikulec do lodu? - Malutka wyrzuci�a pogardliwie szpilk�. - ...c�rko, wiesz, �e nam mo�esz powiedzie� prawd�... Jak ci si� uk�ada z Robertem? Niez�e, co? - Sprawd� pod ��kiem. - A co, znowu grali�cie w Nagi Instynkt? - Malutka pokr�ci�a g�ow� z politowaniem. - Wi�c - odchrz�kn�a zatroskana mamusia - c�reczko najdro�sza, jak ci si� uk�ada z Robertem? - Nie ma ju� Roberta - spu�ci�a g�ow� Malutka wyci�gaj�c spod ��ka rodzic�w gustowny szpikulec. - Ooo... Jaka szkoda. A taka �adna z was para by�a... Taka �adna... Naj�adniejsza w ca�ej dzielnicy. Jak si� trzymasz?. - Przesta� - zgani� j� surowo Cudowniak podejmuj�c zabaw�. - W ten spos�b tylko pog��biasz jej b�l - tutaj troskliwie opar� d�onie na ramionach c�rki. - Jak znosisz ten fatalny, beznadziejnie uci��liwy czas, c�rko? - Na pocz�tku by�o ci�ko. Du�o p�aka�am. Co chwil� mia�am te my�li - g�os jej si� dramatycznie za�ama� - my�li samob�jcze. A tak serio, to - doko�czy�a rzeczowym ju� tonem - niedawno zn�w przerzuci�am si� na dziewczynki. - Moja c�ru�! - rozpromieni� si� ojciec. - Eksperyment podstaw� spe�nienia. M�j ojciec zwyk� tak mawia�. - Zanim wpad� w pu�apk� na myszy... - wtr�ci�a od niechcenia Malutka. - Naturalnie po jakim� czasie - ci�gn�� niezra�ony Cudowniak - solidny, sta�y zwi�zek, taki pe�en zrozumienia i zaufania, jest znacznie wygodniejszy. Stabilno�� jest z wiekiem coraz bardziej w cenie, m�wi� ci. - Zgadza si�, stabilno�� i stateczno�� jest na d�u�sz� met� najwa�niejsza - dostojna pani domu podnios�a si� i st�kn�a ci�ko, jakby sta�a nad zawalon� samymi bia�ymi koszulami desk� do prasowania. - Dobra, do�� tego gadania. M�u m�j, teraz udajemy si� do buduaru. - A czy masz ten nowy bicz z wielb��dziej sk�ry? - A czy jutro co� podpalimy? Pewnie, �e mam, g�upolu. Nie jestem cz�owiekiem, umiem cieszy� si� �yciem. *** - Tatusiu, jeste� taki kochany, ale przecie� widz� jaki jeste� zm�czony. Nie musisz mi dzi� opowiada� bajki, wiesz. - Nie gadaj g�upot, kochanie. Lubi� ci opowiada� bajki. - Tak, tatusiu, wiem. Wiem, �e lubisz, ja te� lubi� jak opowiadasz, ale... Naprawd� dzi� nie musisz. - Nie chcesz us�ysze� o nowych przygodach Cudowniak�w? - posmutnia� nagle. - To ju� ostatnia z przyg�d, jakie do tej pory wymy�li�em... Nie chcesz pos�ucha�? Co? - Oczywi�cie, �e chc�... Chc�, tylko, �e... - wym�wka uwi�z�a jej w gardle, gdy Ma�gosia zobaczy�a zawiedziony wyraz jego twarzy. - Oczywi�cie, �e chc�, tatko. Ch�tnie pos�ucham o przygodach Cudowniak�w - u�miechn�a si� wymuszenie. - Naprawd�, tatusiu. Andrzej przyjrza� si� jej wnikliwie. Przez moment, przez u�amek sekundy dos�ownie, wydawa�o mu si�, �e jego c�rka m�wi to tylko po to, by mu sprawi� przyjemno��. �e tak naprawd� co� j� trapi i ukrywa to przed nim. Na ko�cu j�zyka mia� pytanie o co chodzi. Natychmiast jednak zrezygnowa�, zanim jeszcze otworzy� usta. Bo jakie niby k�opoty mo�na mie� w tym wieku? Maj�c ojca, kt�ry zawsze jest pod r�k�, kt�ry po jej powrocie ze szko�y pomo�e z lekcjami, a wieczorami opowie bajk�? A skoro ju� o bajce mowa... Rozpocz�� opowie�� nie zwlekaj�c. Znowu m�wi� tak p�ynnie i potoczy�cie, by� tak skupiony na zachwyconych sob� s�owach, �e nie zauwa�y� chwili, gdy jego s�uchaczka zasn�a. Chwil� nawet wierci�a si� w niespokojnym �nie. Potem jednak to usta�o. Obrazy pojawi�y si� same. Dziecko u�miecha�o si� przez sen, po raz pierwszy od bardzo dawna. *** Malutka wybieg�a w noc, na pachn�ce ksi�ycem i ros� powietrze. Nie mog�a dzi� spa�, nie chcia�a przewraca� si� z boku na bok, wi� si� co noc jak w�gorz w piasku przybrze�nym z�apany przez znudzonego d�ugim czekaniem w�dkarza, jak podryguj�ca �miesznie w rytm niesprawnych poci�gni�� marionetka, efekt jego wym�czonej koncentracji. Wola�a noc i szalony bieg przez las i ��k�, bieg z dala od cz�owieka z w�dk�, z dala od jego niebezpiecznej nudy i frustracji, kt�re i j� poch�ania�y jak jaka� niedobra, zara�liwa choroba. Przede wszystkim za� z dala od tej dziewczynki o jej oczach, kt�ra do tej pory trzyma�a j� z wyrazem obrzydzenia na twarzy, instrumentalnie, jak jak�� nieciekaw� ksi��k�, kt�r� mo�na otwiera� i zamyka� wedle kaprysu. Po raz pierwszy czu�a wype�niaj�ce j� poczucie wolno�ci i �mia�a si� na ca�e gard�o z tego, co zostawia�a za sob�. *** Wsta�. Umy� z�by. Zrobi� �niadanie. Zjad� �niadanie. Umy� z�by raz jeszcze. Zrobi� sobie kawy. W��czy� telewizor, my�l�c o tym, �e m�g� umy� z�by dopiero po kawie. Ale jako troskliwy ojciec my�la� te� i o innych rzeczach. Na przyk�ad: Gosia ma szko�� o dziewi�tej trzydzie�ci czy dziesi�tej dwadzie�cia? Chyba dziesi�ta dwadzie�cia, tak, na pewno dziesi�ta dwadzie�cia. Facet w TV, ten to ma z�by. Za�o�� si�, �e to koronki, wszystkie co do jednej. Cwaniak jeden. To niech jeszcze troch� po�pi, ma wtedy tak� s�odk� twarzyczk�. I ten jej pluszowy mi� na poduszce. Taaakie z�by. Dok�adnie w tej chwili, jakby specjalnie chcia� go zdenerwowa�, redaktor wyszczerzy� si� do kamery w takim u�miechu, kt�ry najkorzystniej pokazywa� ol�niewaj�cy garnitur importowanego uz�bienia. Na szcz�cie jednak nie by� w studiu sam na sam ze swymi z�bami. Po jego prawej stronie siedzia� jaki� facet ko�o sze��dziesi�tki. Ten mia� (na szcz�cie) ��te z�by, ale za to w przeciwie�stwie do redaktora wygl�da� bardzo uczenie i inteligentnie. Tak akademicko. Jak jaki� profesor. Oni tacy roztargnieni, zawsze zapominaj� o higienie jamy ustnej. - Wi�c to siedzi w ka�dym z nas? - zagadn�� redaktor, patrz�c do kamery robi�cej zbli�enia lewego profilu. - Zgadza si� - potwierdzi� pan profesor swym autorytarnym g�osem. - Tyle tylko, �e prawie nigdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ukrywamy to za �agodnymi gestami, �adnymi, wyszukanymi s�owy, ale wie pan, to wci�� w nas siedzi, wci�� tam jest, siedzi i konsekwentnie narasta. Dok�adnie za tym parawanem z uroczych s��w i gest�w. Czy pan wie, co tak naprawd� mamy cz�sto na my�li, m�wi�c: �kocham ci�? A uprzedzaj�c pa�skie pytanie, gdyby�my mogli odczytywa� prawdziwe znaczenie tych s��w i spojrze�, kt�rymi obdarzaj� nas inni... Choroba umys�owa by�aby w�a�ciwie nieunikniona. Tak si� dzieje z - pan wybaczy techniczne okre�lenie - obiektami, kt�rych empatia po��czona z rzadk� odmian� niemal artystycznej wyobra�ni sprawia, �e widz� ca�y ten bajzel przez cywilizacyjn� gr� pozor�w. Ich psychika nie wytrzymuje zbyt d�ugo tego rodzaju bod�c�w... Naturaln� reakcj� jest autyzm, schizofrenia w bardzo m�odym wieku... Nierzadko samob�jstwo. Kto� umiej�cy z tym �y�, c�, odda�bym r�k�, nerk� i p�uco za szans� poddania go badaniom. Teoretycznie kto� taki m�g�by w�a�ciwie istnie�, prowadz� intensywne badania w tym kierunku... Od wielu, wielu lat... Ale to tylko teoria... sam pan rozumie. Nie potrafimy sobie wyobrazi�, co takiej osobie mog�oby siedzie� w g�owie. W ka�dym razie ja tego nie potrafi�. Ani pan, jak s�dz�. Ani wy - profesor u�miechn�� si� znacz�co do kamery swymi zepsutymi z�bami, a Andrzeja momentalnie przebieg� dreszcz: jak mo�na si� tak zaniedba�? - Wi�c mo�e to i lepiej, �e �yjemy w naszej b�ogiej nie�wiadomo�ci, w�r�d wygodnych pozor�w. Jak mawiaj� rodacy Churchilla: Ignorance is bliss, he, he... Redaktor nie u�miechn�� si�, cho� mia� okazj�. Wida� nie zrozumia� �artu, wyt�umaczy� sobie Andrzej. A mo�e po prostu nie zna� angielskiego? - To, przyznam si�, troch� przera�aj�ce, co pan m�wi - zaszele�ci� notatkami redaktor. - Co pan, jako wiod�ca s�awa polskiej psychologii, powiedzia�by takiej typowej, do b�lu przeci�tnej polskiej rodzinie, takim naszym biednym szaraczkom, kt�rzy teraz nas ogl�daj� przy kawie przed wyj�ciem do swej kiepsko p�atnej, nudnej pracy, co by pan powiedzia� tym Kowalskim, �eby si� mogli ustrzec przed niebezpiecze�stwem, zapobiec niejako konsekwencjom takiego stanu rzeczy? Jak by� normalnym, szcz�liwym obywatelem? Jak przezwyci�y� w sobie t� ciemn� stron� mocy, �e tak powiem, ha, ha, a to dobre, ciemna strona mocy - prowadz�cy w ko�cu prze�ama� si� i zachichota�, pod�apuj�c pogodny nastr�j rozm�wcy. Potem odchrz�kn�� - Tak w trzech, czterech s�owach, bo zaraz reklamy, sporo nam za nie bul�, ha, ha, wprawdzie nie tyle co Polsatowi, ale i tak g�upio by by�o przepu�ci� taki szmal ko�o nosa, he, he, he - redaktor wyluzowa� si� ju� zupe�nie i krztusz�c si� ze �miechu spojrza� wyczekuj�co na swego rozm�wc�. - No, profesorze, to co z t� rad�? Profesor ze �mierteln� powag� pokiwa� g�ow� i doradzi�. - �ykajcie wi�cej witaminy C. Andrzej uspokojony r�wnie� pokiwa� g�ow� i poszed� umy� z�by. *** To by�o jak naturalne przej�cie, zero wstrz�s�w. Obudzi�a si� zupe�nie wyciszona - bez gwa�townego, p�ytkiego oddechu, bez k�uj�cej pulsacji szarpi�cego si� panicznie serca. Mi� le�a� spokojnie na poduszce. Wszystko by�o spokojne, ona za� najbardziej ze wszystkiego. U�miechn�a si� i przymkn�a jeszcze na moment powieki, pozwalaj�c kolorom snu nap�yn�� do oczu jak �zom rado�ci. Sen. Tym razem czu�a jego obecno�� tak intensywnie. Tym razem nie martwi�o jej to. Tym razem... Zabra�a go ze sob� i autentycznie cieszy�a si�. Tutaj, le��c na tej poduszce, czu�a dziki wiatr na twarzy, powietrze wok� niej roz�wietla�y szalej�ce �wietliki, ksi�yc patrzy� znad lasu z aprobat�, a ona bieg�a, bieg�a, bieg�a... Nagle, przez wszechobecne cykanie �wierszczy do tego �wiata przedar� si� jaki� obcy, nieprzyjazny, zgrzytliwy d�wi�k. Poirytowana otworzy�a niech�tnie oczy. Zarejestrowa�a jeszcze badawczy, akceptuj�cy wzrok ksi�yca na swej twarzy, zanim dzienne �wiat�o odgrodzi�o ich nieprzyjemn�, k�uj�c� wzrok zas�on� s�o�ca. Odwr�ci�a g�ow� w kierunku �r�d�a irytuj�cego d�wi�ku: z �azienki dobiega� wyra�ny odg�os szorowania z�b�w. HIGIENA JAMY USTNEJ. Ale nie potrafi�a ju� by� z�a. U�miechn�a si� bezwolnie i z rozczuleniem pokr�ci�a g�ow�. Jej tatu� mia� po prostu �wira na punkcie higieny jamy ustnej, tak. Wsun�a stopy w kapcie i podnios�a si� wci�� dziwnie szcz�liwa, nieustannie czuj�c na sobie oczarowany wzrok ksi�yca. Nie mog�a jeszcze o tym wiedzie�, ale za jaki� czas mia�a si� tak czu� pod spojrzeniami mi�ych jej sercu adorator�w, o kt�rych wiedzia�a, �e zostan� jej kochankami. Spakowa�a si� do szko�y, w�o�y�a schludne ubranko, kt�re przygotowa� jej ojciec, i zbieg�a do piwnicy. Trzy minuty potem by�a z powrotem w domu; to, czego szuka�a, znalaz�a bez problemu. Du�y, ci�ki, zielonkawy kanister, chlupocz�cy kusz�co przy biegu po schodach. Ale wszystko w swoim czasie. Jest jeszcze co� wa�nego do zrobienia. *** Co najmniej trzy minuty, optymalnie pi��. Zawsze metodyczne, precyzyjnie pionowe ruchy, jeden ko�o drugiego. Co miesi�c zmienia� szczoteczk�. Szorowa� po ka�dym posi�ku, s�odyczach, kawie, jab�ku. Po �liwkach, gruszkach, morelach, arbuzach, kokosach, bananach, agre�cie, czere�niach, truskawkach, zielonych wi�niach, przeterminowanych daktylach, ananasach z puszki, importowanych-B�g-wie-sk�d owocach mango... Owoce. Pami�ta�, �e jego babcia, Panie, �wie� nad jej dusz�, kojarzy�a mu si� g��wnie z owocami zbieranymi na dzia�ce. Pomagali jej zawsze, on i jego starszy brat, po drodze wyjadaj�c co najmniej po�ow� tego, co zbierali. Naturalnie wtedy jeszcze nie wiedzia�, czym to grozi dla uz�bienia. A teraz? Czemu pomy�la� o owocach i babci? Opowiadanie, kt�re w�a�nie ko�czy�, m�wi�o o jednej takiej starowince, kt�r� opu�ci�a rodzina, i kt�ra teraz musi si� utrzymywa� ze sprzeda�y owoc�w z niewielkiej dzia�ki po rodzicach. �miechu warta rewaloryzacja emerytury i w og�le generalny kryzys gospodarczy, wiadomo, wiadomo, nie jest lekko, pani, a radzi� se trzeba, a poza tym musi jeszcze dokarmia� podw�rkowe koty. Dzi�ki sprzeda�y owoc�w ma na piersi z kurczaka i inne w�tr�bki, dla kot�w to bardzo dobre, bardzo miau. Tylko zdrowie ju� nie to, oj, pani, nie to, reumatyzm, a i w krzy�u to czasem tak �amie, �e... I tak dalej. Tu oczywi�cie do akcji wkracza altruistyczna karla rodzinka Cudowniak�w, pomys�owo pomagaj�c starowince przetrwa�, w nocy wype�niaj�c jej kosze i kobia�ki owocami. Niestety, w�a�ciciel jej kamienicy (bo ka�dej dobrze napisanej bajce potrzebny jest wyrazisty czarny charakter) zawzi�� si�, by j� wyrzuci� na bruk. Dzi� Andrzej mia� dopisa� ko�c�wk�, rozwi�zanie problemu kamienicznika, efektown� kulminacj� ostatniego opowiadania tomu. Lubi� ten dreszcz, gdy praca dobiega�a ko�ca, a on m�g� ju� nied�ugo z satysfakcj� czyta� swe dopieszczone pere�ki literackie raz po razie... Raz po razie i czeka� niecierpliwie, w radosnym, erotycznym niemal napi�ciu na ich druk. Nie wspominaj�c o wp�acie na jego konto, formalnym, materialnym (nawet je�li nieznacznym) potwierdzeniu jego talentu, bez kt�rego �aden prawdziwy artysta nie mo�e czu� realnego spe�nienia. U�miechn�� si� do swego odbicia w lustrze. Jeste� wielkim pisarzem, stary. Poka�esz im raz jeszcze. Poka�esz tym burakom. Wyplu� reszt� pasty do umywalki i przep�uka� usta. Dok�adnie wtedy co� si� popsu�o. Jego dobry humor wyparowa� r�wnie niespodziewanie jak si� pojawi�. Buraki jedne. Od tygodnia siedzia� nad tym zako�czeniem, a w g�owie czu� tylko irytuj�c� pustk�. Niemoc tw�rcza w rozkwicie. Totalna impotencja. Frustracja. Buraki, buraki, buraki. Kurwa ma�. Bezmy�lnie wycisn�� jeszcze troch� pasty na dopiero co umyt� szczoteczk� i zn�w zawzi�cie szorowa�, szorowa� i szorowa�, wpatruj�c si� w swe odbicie z nienawi�ci�. Metodyczne, precyzyjnie pionowe ruchy. Co najmniej trzy, optymalnie pi�� minut. Po ka�dym posi�ku, s�odyczach, kawie... Pierdolona staruszka, oby j� szlag trafi�, kurwa jej ma�, razem z tymi jej zapchlonymi kocurami, po co toto tyle �yje, zero jebanej przyzwoito�ci. Wsz�dzie sraj�, klatki tak nimi cuchn�, �e �y� si� normalnie odechciewa, i myj tu cz�owieku co tydzie�, szoruj te pierdolone schody jak wiesz, �e zaraz przylezie tu jakie� miaucz�ce, warcz�ce wkurwiaj�co jak jaka� chujowa kosiarka, jaki� kombajn jebany, bydl�, przylezie i obszcza te l�ni�ce schody, p� godziny z �yciorysu, a to nasra na wycieraczk�, chuj jeden, i zadowolony z siebie spierdoli. Skurwysyn... - No i na co si�, kurwa, tak lampisz? - warkn�� w stron� lustra. - No, na co, pytam? Co jest, maminsynku, z �yciem sobie nie radzimy, co? To wszystko mia�o by� �inaczej�? Lepiej? �atwiej? Bez-bo-le�nie? Jak w folderze ekskluzywnego biura podr�y? Tak, chuju? Do ciebie m�wi�! Domek nad morzem, co? Pi�kna, inteligentna, kochaj�ca �ona? Pe�ne podniet, ciekawe �ycie, ale zbalansowane przez okresow� stateczno�� i poczucie pewno�ci p�yn�ce z solidnego zaplecza finansowego? - nienawistnie splun�� w lustro rozpryskuj�c� si� wybuchowo bia��, mi�tow� �lin�. - A chuj ci w dup�! Ul�y�o mu nieco. Zawsze by�o mu lepiej po tym rytuale. Obserwowa� jeszcze chwil� ciek�y, bia�awy relief sp�ywaj�cej zygzakiem, atestowanej przez Ministerstwo Zdrowia �liny, potem wzi�� g�bk� i g��boko oddychaj�c zacz��, wdech-wydech, metodycznie wyciera� mi�towe zacieki, precyzyjnie pionowe ruchy, jeden przy drugim, oddychaj przepon�, metodycznie, powietrze po pi�ciu sekundach wstrzymania z sykiem przez z�by, o tak, metodycznie, jeden przy drugim, pionowo i metodycznie, bardzo, bardzo dobrze, maminsynku! Totalnie poch�oni�ty czyszczeniem lepkiego lustra i swego �ycia nie us�ysza� szcz�kni�cia, gdy od zewn�trz klucz w zamku drzwi �azienki przekr�ci� si� ostro�nie. *** Palce Ma�gosi z trudem odnajdowa�y w�a�ciwie klawisze, co chwil� si� zreszt� myl�c. Przedtem jej kontakt z komputerem ogranicza� si� do kilku popularnych na podw�rku gier, ale nawet one szybko j� znudzi�y. Nie rozumia�a, o co by�o to ca�e halo w�r�d jej koleg�w, przesiaduj�cych przed monitorami do bia�ego ranka. Ona siedzia�a ledwie pi�tna�cie minut i mia�a serdecznie do��. To pewnie przez te md�o�ci od unosz�cych si� wsz�dzie opar�w benzyny. Troch� te� rozprasza�y j� wrzaski i �omot pi�ci o drzwi �azienki. Na szcz�cie to ju� prawie koniec. W dodatku zaczyna�a zauwa�a�, �e uk�adanie �adnych zda� przychodzi�o jej z zaskakuj�c� �atwo�ci�, mimo wybitnie niesprzyjaj�cych warunk�w. To chyba oznacza�o talent literacki, zamajaczy�a si� dziwnie logiczna my�l gdzie� na peryferiach jej m�odziutkiej �wiadomo�ci. Mo�e kiedy� zajmie si� tym na serio? Sklejanie �wiata ze s��w. Ze s��w. Naturalnie ona na tym nie poprzestanie. S�owa b�d� tylko jej pomnikiem. Zmarszczy�a refleksyjnie sw�j zadarty uroczo nosek i ju� zupe�nie sprawnie doko�czy�a ostatnie zdanie. *** �Z�y w�a�ciciel kamienicy otworzy� drzwi. Pocz�tkowo nic nie zauwa�y�, rozgl�da� si� tylko ze z�o�ci� za osob�, kt�ra przed chwil� o�mieli�a si� zadzwoni�. Rozczarowany ju� chcia� z ca�ej si�y trzasn�� drzwiami, mamrocz�c pod nosem co� o szczeniackich kawa�ach, gdy przypadkiem spojrza� pod nogi. Zamar�. Na wycieraczce le�a� male�ki, czarnobia�y kotek. Zwierzak zamiaucza� �a�o�nie, czuj�c z�e spojrzenie cz�owieka. Zamiaucza� ponownie. M�czyzna zawaha� si�. Przest�pi� z nogi na nog�. A potem podni�s� przestraszone zwierz�tko niewprawnymi w pieszczotach r�koma. Czu�, jak si� trz�sie. Jak bardzo potrzebuje mi�o�ci i ciep�a. A przede wszystkim domu. M�czyzna poczu� te� co� innego, co� bardzo dziwnego, jakie� ciep�o, kt�rego nie umia� zidentyfikowa�, tam, w �rodku. Co�, czego nawet nie chcia� nazywa�, by tego nie popsu�. Bezwiednie zamkn�� oczy, wtulaj�c twarz w ciep�y, futrzany k��bek i us�ysza� stopniowo narastaj�cy, rozczulaj�cy warkot. W tej chwili co� w nim p�k�o: po jego policzku sp�yn�a pierwsza, zaskoczona sam� sob� �za. Rodzina Cudowniak�w patrzy�a na to z ukrycia kiwaj�c z zadowolenia g�owami. Ich kolejny plan si� powi�d��. *** Ma�gosia bieg�a. Bieg�a, bieg�a, bieg�a. To by� jej bieg, tylko jej. Czu�a na twarzy radosny wiatr; szarpa� jej w�osami zadziornie, zaprasza� do zabawy. Jej w�asny wiatr. Czeka� j� nowy, cudowny dzie�. Tylu ludziom b�dzie mog�a dzi� pom�c. Jej kochani, biedni, szarzy ludzie, niczego nie rozumiej�cy, n�kani przez tyle problem�w, oczekuj�cy jej wsparcia. Dla ka�dego to, czego najbardziej potrzebuje. Biegn�c tak do szko�y popiskiwa�a od czasu do czasu z emocji i nuci�a pod nosem ten radosny hymn, kt�rego nauczy�a si� od Cudowniak�w. By�a ju� prawie przy przystanku, gdy, przera�liwie wyj�c, min�� j� pierwszy w�z stra�y po�arnej. Jej kochani, obowi�zkowi, pe�ni po�wi�cenia stra�acy. Tyle j� z nimi ��czy�o.