8961

Szczegóły
Tytuł 8961
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8961 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8961 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8961 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sergiusz Piasecki �ywot cz�owieka rozbrojonego �ywot Cz�owieka Rozbrojonego powsta� z zapisk�w Piaseckiego zebranych jeszcze w wi�zieniu na �w. Krzy�u. Autor mia� zamiar wyda� t� powie�� jako pierwsz�, by� w niej osobi�cie bardziej zaanga�owany i mia�a wtedy dla niego wi�ksz� warto�� od Kochanka Wielkiej Nied�wiedzicy. Oskar�a� w niej kulturaln� i cywilizowan� Polsk� za ten okres w jego �yciu, kiedy to po wiernej s�u�bie przybranej ojczy�nie, sta� si� niepotrzebnym w��cz�g�. Mia� w niej rzuci� Polakom prawd� w oczy. Obawia� si� jednak, �e cenzura nie dopu�ci do wydania ksi��ki ze wzgl�du na jej antyspo�eczny charakter, mo�e nawet odczytany jako antypa�- stwowy. Kr�tkie jej fragmenty zamie�ci� jednak jeszcze przed wojn� redaktor lwowskich �Sygna��w", K. Kuryluk. Zainteresowa�y one wtedy Boya-�ele�skiego, Sieroszewskiego i Hulk�- Laskowskiego. Piasecki zdecydowa� si� da� pierwsze�stwo wydaniu neutralnego Kochanka.... �ywot Cz�owieka Rozbrojonego mia� si� ukaza� dopiero w 1939 r. Wojna zmusi�a autora do powzi�cia wielkiej decyzji. Stan�� znowu po stronie tej przybranej ojczyzny, kt�r� zamierza� oskar�a�, a kt�rej kl�ska i niedola zwi�za�y go z ni� do �mierci. Piasecki przechowa� notatki do �ywota... przez lata okupacji i po zniszczeniu znacznej cz�ci, dowi�z� reszt� do W�och i Anglii. Zrekonstruowa� powie�� dopiero w 1957 r. Na d�ugo nie chcia� jej odda� w r�ce wydawc�w ze wzgl�d�w, jak to nazwa�, �egoistycznych". Z jego notatek wynika, �e wstrzymywa� si� z krytyk� spo�ecze�stwa polskiego, wdzi�czny za �ask� i wolno��, szczeg�lnie po tragedii ostatniej wojny i po czynnym udziale w walce podziemnej. Nowa, poszerzona wersja powie�ci teraz, po drugim konflikcie �wiatowym, uzyska�a now� perspektyw� historyczn�. Akcja przedstawia tragiczne warunki �ycia weterana walk o niepodleg�o��, przeciw bolszewikom po pierwszej wojnie �wiatowej. Podkre�la kontrasty mi�dzy przywilejem a nie�ask�, karierowiczami, a lud�mi uczciwymi staczaj�cymi si� na bruk. Bezrobocie, g��d, a tak�e oboj�tno�� i nieudolno�� w�adz spychaj� bohatera na drog� przest�pstwa. �ycie tego �rozbrojonego" cz�owieka prowadzi go przez ohydne piwnice, spelunki, karczmy, meliny, domy publiczne, studio zdj�� pornograficznych, fa�szerstwo czek�w i sprzeda� tych�e a� do wi�zienia. Powie�� jest przepojona sympati� dla nieszcz�liwych i wypartych przez los poza nawias spo�ecze�stwa. Po ich stronie staje cz�owiek z natury dobry. Jego potkni�cia dyktuje rozpacz zag�odzonego w walce o byt, kiedy to cz�owiek syty staje si� �atwo jego wrogiem. Jego towarzyszami s� niedo��ni, szlachetni na duszy, wycie�czeni, chorzy n�dzarze lub spryciarze wyrafinowani i bez skrupu��w. Uczciwo�� i �yczliwo�� to cnoty bardzo rzadkie w tej powie�ci. Cz�owiek dla cz�owieka jest tu wilkiem, a wyzysk, rozpusta, oszustwa i przemoc s� tu na porz�dku dziennym. Jan Bielatowicz zarzuca Piaseckiemu, �e wsp�lnicy bohatera powie�ci i ich przest�pstwa maj� zawsze ,,charakter niemal sielankowy i romantyczny". Dodaje, �e motywy, dla jakich cz�sto stali si� takimi, pobudzaj� w czytelniku lito�� i wsp�czucie, a gra oszust�w i sprzedaj�cych si� dziewcz�t pobudza do podziwu w swoim opisie. Krytyk dopatruje si� w tej powie�ci, jakiej� t�sknoty za �yciem uczciwym. I tu, jak i w innych powie�ciach Piaseckiego postacie przest�pc�w to ludzie o swoistym poczuciu honoru w interesach i pomocy innym. S� to postacie raczej zarysowane jako czarno-bia�e, niepozwalaj�ce na psychologiczne niespodzianki w akcji. Autor swoich przest�pc�w nie wini, lecz win� zrzuca na spo�ecze�stwo i �wczesny ustr�j. Efekt oskar�enia narodu przez pisarza znacznie os�ab� po przej�ciach Polak�w w ostatniej wojnie, a niedola bezrobotnych i g�odnych tamtych czas�w mniej by�y straszne od akcji okupant�w. Nadzieje oskar�aj�cego pisarza, �e wydana powie�� wstrz��nie spo�ecze�stwem, spe�z�y na niczym. Ksi��k� czytali ludzie nie r. 1938 w Polsce, a do�wiadczeni po drugiej wojnie emigranci lat 60. Rvszard Demel l Drugi tydzie� wa��sam si� bezcelowo w d�ungli ceglanych gmach�w, w kamiennym labiryncie ulic. Jestem tu obcy. Nie mam nikogo znajomego i znik�d.nie oczekuj� pomocy. Podczas d�ugich, samotnych w�dr�wek, obserwuj�c �ycie mieszka�c�w tej d�ungli, mog�em poczyni� wiele ciekawych spostrze�e�. Przede wszystkim zauwa�y�em, �e znajduj�cy si� na ulicach ludzie s� przewa�nie anormalni. Zachowuj� si� jak wariaci, wypuszczeni z lecznicy dla umys�owo chorych... Naprzeciw mnie idzie t�gi, starszy pan i rado�nie u�miechaj�c si�, patrzy mi w oczy. Nagle uderza si� d�oni� w czo�o, wyba�usza oczy, zawraca w miejscu i prawie biegiem przemierza drog� na przeciwn� stron� ulicy, sk�d dopiero co przeby�. Drugi kr�ci g�ow�, co� szepcze i gestykuluje. Inny robi jakie� dziwne miny, unosi brwi, mruga okiem. Za nim szumi�ca jedwabiem pani prowadzi dziewczynk� chodnikiem od strony ulicy, nie zostawiaj�c jej niemal miejsca na postawienie stopy. Dziecko o�lizguje si� do rynsztoka. Pani podrywa je w g�r�, daje klapsa i sycz�cym g�osem j�dzy, z wykrzywion� grymasem z�o�ci twarz� zaczyna zduszonym szeptem karci� dziewczynk�. Przechodzi inna pani m�odsza... Te� jedwabie. Ostra smuga perfum. Nienaturalne, zmys�owe chybotanie bioder. Nogi pr꿹 si� na szczud�ach wysokich obcas�w. Wymin�� j� m�odzieniec. Obejrza� si�, wci�gaj�c w nozdrza powietrze. Nadepn�� przy tym na nagniotek id�cego obok pana w meloniku, kt�ry sykn�� z b�lu i zacz�� podskakiwa� na jednej nodze. - Ach, ty!... - pan zacisn�� kurczowo lask� z niklow� ga�k�. - Przepra-aszam ba-ardzo - odezwa� si� �piewnie m�odzieniec, a po chwili, gdy pan w meloniku poku�tyka� dalej, pokaza� mu za jego plecami j�zyk. Dalej jaka� pstra, przera�liwie chuda dziewczyna prowadzi na smyczy dwa pieski. Cz�sto si� pochyla i co� m�wi do nich nienaturalnym, sepleni�cym g�osem - jak do dzieci. Wszyscy �piesz�. Oczy b��dne. Ruchy nerwowe, cz�sto bezcelowe. Twarze zak�opotane. U�miechy nienaturalne, jakby namalowane. G�osy pe�ne irytacji lub zachwytu, albo - przy zimnych, wrogich spojrzeniach - sztucznego �miodu". Przystaj� przed olbrzymi� wystaw� sklepu. Za grubym, l�ni�cym szk�em rozrzucono malowniczo, na zielonym tle aksamitu, mn�stwo modnych drobiazg�w kobiecej toalety. Po�czochy, koszulki, bluzki, torebki, biustonosze, parasolki, r�kawiczki... jak kwiaty na ��ce. Wszystko l�ni, bije w oczy, wo�a. Wszystko wytw�r cywilizacji - jej termometr. A po�rodku bezczelnie rozkraczy�y si� majtki - sztandar cywilizacji. Patrz� na ich kolorowe kokardy, na fale koronek. �ykam �lin� i czuj� g��d. Ile to mo�e kosztowa�? Ile chleba mo�na za to kupi�? Wtem spostrzegam w odbiciu wystawy, jak w lustrze, ostre spojrzenie badaj�ce wyraz mej twarzy. Przerzucam wzrok w prawo. Widz� przymru�one, �analizuj�ce" oczy i ironiczny u�mieszek dziewczyny z teczk� pod pach�. Pewnie studentka... M�drala... Pomy�la�a, �e jestem erotomanem. Id� dalej. Olbrzymia wystawa ksi�garni. Ksi��ki, ksi��ki... Ile ksi��ek! Kto je czyta i kto pisze? Chcia�bym zobaczy� tych, co ksi��ki pisz�. Pewnie te� wariaci... Nie uwierz�, aby cz�owiek zupe�nie zdrowy na umy�le napisa� tak� ksi��k�, jak tamta, gruba... Uwag� moj� �ci�gn�a kolorowa tablica anatomiczna, na kt�rej przedstawiono w przekroju g�ow� ludzk�. Zainteresowa� mnie m�zg. Dziwnie wygl�da! Pomaca�em si� po czaszce. Gdyby nacisn�� palcami na t� szar� mas�, pozosta�oby wkl�ni�cie. Przyprawi�oby mnie to o �mier� lub ob��d. To okropne: nasza my�l, czyny, kultura... wszystko, wszystko zale�y od kilograma i kilkuset gram�w tej brzydkiej substancji. Co� w niej jest, co kieruje nami, co tworzy nasz� inteligencj�. Ja te� posiadam t� cudown� mas�. Cudown� niesko�czenie, bo s� w niej poj�cia, kt�re z��czone w pewne grupy mog� rozwi�za� najzawilsze tajemnice bytu. S� u ka�dego z nas w m�zgu. Lecz aby m�zg m�g� pracowa� zdrowo, trzeba �eby cz�owiek mia� po�ywienie. A ja - szcz�liwy posiadacz tak wspania�ego narz�du poznania - nie mam co �re�. Trzeci dzie� jestem g�odny i nie wiem, kiedy b�d� mia� co� do jedzenia. Czuj�, �e trawi mnie gor�czka. Pewnie b�yszcz� mi oczy - g��d jest lepszy ni� atropina. Dzi� rano siedzia�em na skwerze. Promienie s�oneczne, przedzieraj�ce si� przez g�sty strop listowia, bawi�y si� i ta�czy�y na szerokich �cie�kach. Powietrze pachnia�o. Wiosna... Do mej �awki zbli�y�a si� t�ga pani, prowadz�ca za r�ce ch�opca i dziewczynk�. Usiad�a i zacz�a rozwija� ma�� paczk�. Da�a dzieciom po bu�ce, posmarowanej obficie mas�em i przek�adanej grubymi plastrami szynki. Drugie �niadanie na �wie�ym powietrzu. Dzieci niech�tnie, powoli jad�y. Do moich nozdrzy dolatywa� smakowity, pon�tny zapach pieczonego ciasta i szynki. S�ysza�em chrupanie i mlaskanie. Odwraca�em g�ow�, �eby nie widzie� jedz�cych dzieci. M�g�bym wsta� i odej��, lecz przypuszcza�em, �e mog� si� domy�li� powodu mej �ucieczki". Zosta�em. Dzieci jad�y powoli, zach�cane przez matk�. Dziewczynka grymasi�a. Nagle - przypuszczam, �e zrobi�a to umy�lnie wypu�ci�a z r�k bu�k�, kt�ra potoczy�a si� po �wirze. Kucn�a, chc�c j� podnie��. - Nie trzeba, to brudne - powiedzia�a matka. Potem wzi�a dzieci za r�ce i odesz�a. Bu�ka zosta�a na ziemi. Widzia�em wyduszone z niej mas�o i brzeg grubego plastra szynki. G��d pcha� mnie, by wsta� i co pr�dzej podnie�� bu�k�, kt�ra zaledwie w czwartej cz�ci by�a zjedzona. Ale dostrzeg�em id�cych o dwadzie�cia krok�w ode mnie dw�ch m�czyzn. Jeden by� w szarym garniturze i mia� zsuni�ty na ty� g�owy s�omkowy kapelusz. Drugi mia� br�zowy garnitur i melonik. Na nogach mia� du�e, ��te, sportowe trzewiki o podw�jnych podeszwach. Czeka�em, by przeszli, aby potem podnie�� bu�k�. Stara�em si� przybra� oboj�tny wyraz twarzy, �eby nie domy�lili si� mego zamiaru. Byli blisko. Zaraz mnie min�. Nagle (co za pod�o��!) pan w br�zowym garniturze zrobi� krok w prawo i zmia�d�y� podeszw� bu�k�, rozcieraj�c j� na �wirze. Odczu�em silny b�l w piersi. Zwar�em mocno szcz�ki. O, �ebym m�g� go uderzy�! Ile� razy na froncie strzela�em do ludzi, kt�rzy nie wy- rz�dzili mi �adnej krzywdy! A ten, ten... Zapada wiecz�r. W ulicach zapalaj� si� rz�dy latar�. Jarz� si� �wietlne reklamy. Wystawy sklep�w l�ni� soczyst� mozaik� barw. Ko�o kin t�umy ludzi. Ogl�daj� kolorowe afisze i fotosy w oszklonych gablotkach. Ulica nabiera uroku. Fascynuje. Pobudza wyobra�ni�. Dodaje tupetu... Gin� �lady n�dzy, pospolito�ci. Przedzieram si� w�r�d t�um�w wystrojonych ludzi. Id� powoli, bo nie mam dok�d i��, nikt na mnie nie czeka. Nagle z boku dziewcz�cy g�os, nabrzmia�y rado�ci�, zawo�a� mnie po imieniu: - Panie Michale! Pr�dko obr�ci�em si�. Ujrza�em b�yszcz�ce oczy i mi�y u�miech. Zrobi�em krok w jej kierunku. - Prosz� - wykrztusi�em niepewnie, przej�ty ciep�em kobiecego g�osu. Dziewczyna szarpn�a si� w ty�, ze zdziwieniem, nieufnie patrz�c mi w twarz. Obok niej stan�� wysoki, dobrze ubrany m�odzian. Przybra� rycersk� postaw�. Obrzuci� mnie spojrzeniem. - Czego pan chce? Z jakiej racji czepia si� pan... - Chod�, Michasiu - dziewczyna poci�gn�a go za r�k�. Znikli w t�umie. Zosta�em na �rodku chodnika, potr�cany przez �piesz�cych si� ludzi. Powlok�em si� dalej. Wszed�em w labirynt w�skich, ciemnych uliczek. �ydowska dzielnica. Wielka n�dza obok wielkich bogactw. Cuchn�ce bramy, marne bruki. Podejrzliwie ogl�daj�c mnie, przemykaj� si� bezd�wi�cznie pochylone postacie. Czas tu stan��, zakl�ty w ramy rytua�u i tradycji. W rynsztokach �eruj� wychud�e psy. Staram si� wyj�� st�d. Jestem zn�w w �r�dmie�ciu. Noc. Przechodni�w coraz mniej. Z rzadka id�cy ulic� ludzie wygl�daj� tajemniczo. Pewnie i ja wygl�dam dziwnie, bo przechodnie podejrzliwie patrz� na mnie i nawet zbaczaj� z drogi. Stan��em w pobli�u wej�cia do pierwszorz�dnej restauracji. B�yszcz� szk�a, po�yskuje mosi�dz. Za drzwiami majestatyczny portier w liberii. Widz� z ulicy wiele stolik�w, zas�anych bia�ymi serwetami. Siedz� przy nich wystrojeni m�czy�ni i kobiety. Nieco dalej znalaz�em ciemn� wn�k� i usiad�em w jej g��bi. Stamt�d mog�em obserwowa� ulic� i wypocz��. Dobrze by by�o usn��. Na ulic� od czasu do czasu wychodz� podpici, weseli ludzie. S�ysz� �miech kobiet i pewne siebie g�osy m�czyzn. Zza rogu ulicy, z d�ugiego r�a�ca czekaj�cych na pasa�er�w doro�ek, odrywaj� si�, na skinienie d�oni lub laski, powozy i zatrzymuj� przed frontonem kamienicy. Odje�d�aj�. Ja zostaj�. Czekam - nie wiem, na co. D�wi�ki muzyki dolatuj� przez otwarte drzwi. Na chodniku uwija si� dziewczynka. Jest zwinna i zgrabna, ale biednie ubrana. Ma w r�ku koszyk. Kwiaciarka. Natr�tnie proponuje wychodz�cym z restauracji kwiaty: - Panie szanowny, �liczne fio�ki. �wie�e fio�ki. Kup pan dla pi�knej pani! Odp�dzaj� j�. �ledz� z ukrycia lekk�, gi�tk� sylwetk� dziewcz�cia. �al mi jej daremnych wysi�k�w. �Po co im kwiaty? Kwiaty noc�, w�r�d tych kamiennych grob�w s� zb�dne". Z restauracji wyszed� t�gi, starszy jegomo��. Jest elegancko ubrany. Sam szyk! Po�egna� kogo� i, dystyngowanie wk�adaj�c na g�ow� melonik, dystyngowanym krokiem skierowa� si� w moj� stron�. Drog� zabieg�a mu kwiaciarka. Zgrabnie drepcze przed nim. Balansuje na czubkach palc�w. W r�kach ma wi�zanki fio�k�w - kwiat�w wiosny. Dziewczynka ta�czy przy �wietle latarni ulicznej. Ta�czy taniec wiosny, nocy i n�dzy. - Panie szanowny! �liczne kwiatuszki. Fio�ki. Kup pan. Cudnie pachn�. Jegomo�� zrobi� ruch ramieniem, jakby zmiataj�c z drogi niespodzian� przeszkod�. Wtem spojrza� uwa�nie na kwiaciark� i zatrzyma� si� tu� przy mojej wn�ce. Wzi�� z r�ki dziewczyny bukiecik fio�k�w i wyj�� z ka- mizelki monet�. Kwiaciarka wyci�gn�a ku niej d�o�. Pan si� pochyli�, chc�c uj�� jej podbr�dek. - P�jdziesz ze mn�, �licznotko, co? Dobrze zarobisz. No? Dziewczynka jednym susem przeskoczy�a rynsztok i znalaz�a si� na jezdni. Moneta potoczy�a si� chodnikiem. - Ach, ty, ty... t�usta �winia! A od czego s� kurwy! Pan w meloniku, oburzony, tupn�� nog�. - Chcesz do aresztu! Przechodni�w nagabywa�. Ty, lafiryndo! Kwiaciarka przebieg�a ulic� i zbli�y�a si� do grupy przechodni�w. - �liczne fio�ki. �wie�e fio�ki. Kupcie panowie. Tanio. Bardzo tanio... Po ucieczce dziewczynki pan w meloniku gniewnie sapn��, rzuci� fio�ki na chodnik i dystyngowanym krokiem uda� si� dalej. Wyszed�em z wn�ki, podnios�em kwiaty i pow�cha�em je. Przypomnia�em sobie monet�, kt�ra potoczy�a si� do rynsztoka. Ukl�k�em na brzegu chodnika i d�ugo szuka�em jej w brudnej wodzie i w szlamie. Nie znalaz�em. Pewnie zapad�a si� w jak�� szpar�. Wytar�em o spodnie zabrudzon� d�o� i wzi��em bukiecik. Brn� ulicami. Mijaj� mnie z rzadka przechodnie. W ustach sucho. Dr�czy g��d i strasznie bol� nogi. �Po co ja tyle chodz�? Sam wybijam si� z si�. Jestem ciekaw czy fio�ki nadaj� si� do jedzenia? Zacz��em �u� jeden kwiatek. Poczu�em w ustach gorycz. A tam... w tamtej restauracji tyle jedzenia!". Stan��em przy jakim� sklepie. Opar�em si� r�kami o por�cz. Patrz� w l�ni�ce szk�o wystawy i nic nie widz�. Przed oczami unosz� si� roje weso�ych iskier - zielonych, czerwonych, bia�ych. Szumi w uszach, s�abn� kolana. Poczu�em ci�k� d�o� na barku. Obejrza�em si�. Zobaczy�em zapi�ty pod brod� sk�rzany pasek i badawcze, nieufne spojrzenie. Policjant. - Co tu robisz? H�? - Nic. Stoj�. - Tu nie wolno zatrzymywa� si�. Id� dalej! Zn�w mijam ulice, wlok� si� obok gmach�w tej straszliwej d�ungli, gdzie tak du�o cegie�, �elaza i kamieni, a gdzie tak trudno mi zdoby� kawa�ek chleba. Id� ulic� Wielk�. Kieruj� si� ku Ostrej Bramie. Tam w cudownej szacie kr�luje Matka Boska. Stamt�d p�yn� b�ogos�awie�stwa na miliony chrze�cijan i na mnie. My�l� o tym. Nagle zza rogu ulicy b�ysn�y oczy. Rozleg� si� zduszony szept: -Chod�, ch�opaku... Chod�... Zabawimy si�. Chod�. Wst�pi�em w ciemno�� bocznej ulicy. Id� po nier�wnym bruku. Potykam si�. Przede mn� majaczy niewyra�na sylwetka kobiety. �Mo�e jest dusz� tej brudnej ulicy, tych zimnych mur�w, tej g�odnej nocy?". Po chwili pytam: - Dok�d idziemy? Czego chcesz? - Chod�, chod�. Ju� blisko. Weszli�my do okropnie cuchn�cej bramy. Nogi �lizgaj� si� po czym� lepkim. Ciemno�� zupe�na. Kobieta ci�gnie mnie za r�kaw. - Chod�... Tu, zaraz. Wilgo� piwnicy. L�ni�ce mury. N�dzny p�omyk �wiecy wyrywa z mroku strz�p przestrzeni. Odr�niam szar�, ko�cist� twarz kobiety. Straszliwie wychudzona posta�. N�dzne, cuchn�ce �achmany, ci�kie od b�ota i wilgoci. Spod kr�tkiej, wystrz�pionej sp�dnicy wida� bose, brudne nogi... piszczele ko�ciotrupa, obci�gni�te pop�kan� sk�r�. Kobieta przystraja chor� twarz w zalotny u�miech, podobny do grymasu b�lu. Poci�ga mnie w r�g piwnicy na ohydny bar��g. Odpycham jej r�k�. -C� ty?! Ja... j�trzy dni nie jad�em. D�ugo patrzymy sobie w oczy. Nagle kobieta zaczyna kl��: - A, ty, �cierwo! Trzy dni nie jad�! Ja zawsze g�odna! Zawsze, zawsze! Rozumiesz? Zawsze! Czego� tu przyszed�, kundlu, czego W jej oczach pa�a w�ciek�o��. G�os rwie si�. Brzmi� w nim: b�l, gorycz, rozpacz. Jest mi bardzo przykro. Zaczynam cofa� si� ku wyj�ciu. Nagle kobieta zbli�a si� do mnie. - Czekaj! Posz�a w ciemny k�t piwnicy i wr�ci�a, trzymaj�c w r�ku brudn�, p�litrow� butelk�. Wyj�a z niej mokry, ukr�cony z papieru korek. Otar�a szyjk� d�oni� i poda�a mi flaszk� do po�owy nape�nion� mlekiem. - Masz, pij! Chleba nie ma, bo tydzie� go�cia nie mia�am. Cofa�em si� oddaj�c jej flaszk�. Ona sz�a za mn�. Nagle zacz�a prawie krzycze�: - Pij�e, cholera! Widzisz go, jaki pan! Trzy dni nie jad�, to pij! Przechyli�em butelk� i zacz��em po�piesznie po�yka� nie�wie�e, kwaskowate mleko. Poda�em jej opr�nion�. Trzyma�a j� w r�ku i patrzy�a na mnie takim wzrokiem, jaki mo�e mie� suka, kt�rej zabrano szczeni�ta. Przypomnia�em sobie, �e mam kwiaty. - Mo�e pani we�mie? Nic wi�cej nie mam... Wzi�a bukiecik fio�k�w i zacz�a si� �mia�. Coraz g�o�niej. A po chwili z jej oczu wytoczy�y si� �zy. Tupn�a nog�. - Id� st�d! Ot, jaki kawaler! Kwiaty przyni�s�! �eby ciebie cholera! Id�! Powoli cofa�em si� ku drzwiom, po o�lizg�ych schodach wyszed�em z piwnicy. �Po co ja wypi�em jej mleko? Jakie to pod�e!". Zbli�y�em si� do dworca. Z dala zobaczy�em du�y zegar nad g��wnym wej�ciem. Godzina pierwsza, minut pi�tna�cie. Stan��em na schodach. Odje�d�aj� ostatnie doro�ki. W pobli�u rozleg� si� niski g�os.: - Ej, ty, oberwa�cze! Obejrza�em si�. To dotyczy�o mnie. M�wi� t�gi jegomo��, kt�ry sapi�c ni�s� dwie du�e walizy. Chcia�em mu naubli�a�, lecz pomy�la�em �e ma racj�. - Zanie� rzeczy do poczekalni. Dostaniesz na piwo - sapa� grubas. D�wign��em ci�kie walizy i chwiej�c si� poszed�em na dworzec. Stan�li�my przy kasie biletowej. Grubas zawo�a� tragarza. Dowiedzia� si�, �e poci�g wkr�tce odchodzi. Kupi� bilet i prawie biegiem, poprzedzany przez tragarza, kt�ry zgrabnie lawirowa� z rzeczami mi�dzy publiczno�ci�, skierowa� si� ku wyj�ciu na peron. Dogna�em ich w drzwiach. Zawo�a�em: - Panie, panie... a na piwo!? Grubas obr�ci� ku mnie czerwon�, spocon� twarz. - Napij si� wody! - rzuci� mi wychodz�c na peron. W poczekalni trzeciej klasy znalaz�em nie zaj�ty, ciemny k�tek. Wlaz�em pod st�, a stamt�d pod szerok� �awk�. Wyci�gn��em si� na zimnym, brudnym asfalcie. �Mo�e st�d mnie nie wyp�dz�?". �ledz� nogi przechodz�cych ludzi. Wci�gam w nozdrza wo� dziegciu, potu, piwa... ��eby chocia� kawa�ek chleba!". Usn��em. Mia�em sen: du�e okno, w kt�re patrzy�em z do�u. Otworzy� si� lufcik i ukaza�a si� twarz kobieca. Spojrza�a mi w oczy i wysun�a j�zyk � czerwony, z zagi�tym w g�r� ostrym, o�linionym ko�cem. Rynek na placu �ukiskim. Pe�no ludzi, koni, woz�w. Przeciskam si� w t�umie. Ogl�dam kupuj�cych i sprzedawc�w, lecz skwapliwie wymijam stragany, w kt�rych sprzedaj� jedzenie. Czasem przystaj� i d�ugo, bez- my�lnie przygl�dam si� za�arcie targuj�cym si� ludziom. S�ysz� krzyki: -Trzymaj z�odzieja! Trzymaj... Widz� zwart� grup� gestykuluj�cych i wrzeszcz�cych ludzi. Nad ich g�owami unosz� si� pi�ci. Padaj� ciosy. Dostrzegam wystraszone oczy ma�ego, n�dznie ubranego cz�owieka. Zakrywa g�ow� r�kami. Twarz ma szar�. Sp�ywa po niej krew. Do �rodka t�umu przeciska si� policjant. Roztr�ca wszystkich i ujmuje za rami� z�odzieja. Wszyscy rozchodz� si� niech�tnie i komentuj� zdarzenie. -Takich wiesza�... jak psy! -syczy jeden. - S�usznie! - potwierdza drugi. - A mo�e on z g�odu? - doda� kto� nie�mia�o. - Z g�odu? Z rozpusty... Nie chce pracowa�, wi�c kradnie! � parskn�� inny. Id� dalej. Ciep�o. S�o�ce wysoko. Dochodzi po�udnie. Wci�� my�l� o z�odzieju. Widz�, w wyobra�ni, jego przera�one oczy, wyniszczon� twarz. I w�wczas przypomnia�a mi si� tamta prostytutka, kt�ra wczoraj w nocy odda�a mi mleko. Mia�a w spojrzeniu to samo pi�tno n�dzy i poniewierki. Wychodz� na skraj rynku. Widz� kilku wi�ni�w, id�cych �rodkiem ulicy, z miot�ami i �opatami w r�kach. Obok nich cz�api� dozorcy z karabinami na paskach. Dziwnie wygl�daj� wi�niowie, ubrani w szare �achmany, maj�cy na g�owach cudaczne, deformuj�ce twarze czapki bez daszk�w. Powoli, sennie id� ulic�. Oczy maj� martwe, ponure. Id� na obiad. Posuwam si� za nimi... Zatrzymuj� si� u olbrzymiej, �elaznej bramy. Jak paszcza smoka otwiera si� w niej ci�ka furtka. Po�yka skaza�c�w i ich str��w. Potem gniewnie trzaska �elaznymi z�bami... Ulica zn�w pusta. Widz� okratowane okna, czerwone, ceglane mury. �Tamtego z�odzieja, kt�rego przy�apano na rynku, te� tu zaprowadz�. Jak tam �yj� ludzie? Pewnie jest im bardzo smutno i ci�ko. Lecz tam daj� je��. Mo�e ma�o i �le, ale daj�. A ja... Czwarty dzie� nic w ustach nie mia�em. Tylko wczoraj troch� mleka". Mam ochot� zbli�y� si� do tej bramy i t�uc w ni� pi�ciami. Niech i mnie tam wpuszcz�. Przecie� z tej strony mur�w wi�ziennych nie jestem potrzebny. Ale rozumiem, �e tego zrobi� nie wolno. �eby tam wej��, trzeba dokona� przest�pstwa: co� ukra��, kogo� zabi�... Bardzo �le, �e do wi�zienia nie mo�na dosta� si� na ochotnika. Jakie to niesprawiedliwe. Dlaczego zach�cano do zaci�gania si� do wojska, aby broni� �interes�w spo�ecze�stwa", a nie mo�na zg�osi� si� do wi�zienia, �eby uratowa� swe �ycie? Dziwna rzecz, �e dzisiaj nie czuj� tak dotkliwie g�odu jak wczoraj i poprzednich dni. Ale os�abienie coraz wi�ksze, nogi trudno wlec. Wracam na rynek. Zn�w widz� kupuj�cych i sprzedawc�w. Jaka� kobieta sprzedaje m�sk� bielizn�. Otoczyli j� przekupnie i krzykliwie si� targuj�, wyrywaj�c sobie z r�k sztuki bielizny. �Przecie� i ja mog� sprzeda� bielizn�. Po co mi ona, gdy gin� z g�odu?". Po�piesznie opu�ci�em rynek i wst�pi�em na dziedziniec du�ej kamienicy. Zaj��em ubikacj� i zacz��em si� rozbiera�. By�o bardzo niewygodnie. Bluz� i spodnie powiesi�em na gwo�dziu, zdj��em koszul� i kalesony. Potem si� ubra�em. Obejrza�em bielizn�. Nogawka kaleson�w by�a rozdarta. Gdyby t� bielizn� wypra� i wyprasowa�, mo�na by by�o sprzeda� j� dro�ej. A w takim stanie - nie by�em pewien, czyj� kupi�. Na rynku chodzi�em d�ugo ze zwini�t� bielizn� pod pach�. Wstydzi�em si� nosi� j� na r�ku -jak to robili przekupnie. S�o�ce zni�a�o si�. Ludzi by�o coraz mniej. Jedynie przekupnie uwijali si� niezmordowanie po placu. - Sprzedajesz to? - zwr�ci� si� do mnie m�czyzna, maj�cy pe�ne r�ce r�nych �ach�w. - Poka�. Rozwin�� bielizn� i uwa�nie j� obejrza�. - Brudna, podarta. - Tak, brudna, ale podarta tylko w jednym miejscu. Mo�na wypra� i zaszy�. B�dzie jak nowa. Sapn�� pogardliwie i spyta�: - Ile chcesz? - Trzysta marek - powiedzia�em niepewnie. - Trzysta marek! Dlaczego nie tysi�c? Nie ma o czym gada�. Chcesz pi��dziesi�t marek, to wezm� te ciuchy. Mo�e na nich strac�. Kilo chleba kosztowa�o pi��dziesi�t marek. Wi�c m�g�bym kupi� za te pieni�dze tylko jeden kilogram chleba. Nie zgodzi�em si� i poszed�em dalej. Bielizn� targowa�o jeszcze dw�ch przekupni�w. Jeden zaproponowa� mi czterdzie�ci marek, a drugi trzydzie�ci. Zrozumia�em, �e s� w zmowie i chc� kupi� ode mnie bielizn� jak najtaniej. Lecz widzia�em poprzednio, �e oni sami sprzedawali tak� bielizn� jak moja, ale czyst�, po czterysta i pi��set marek za par�. �a�owa�em, �e nie zgodzi�em si� na cen� pierwszego przekupnia. M�g�bym kupi� ju� kilo chleba. Wtem zbli�y�a si� do mnie niem�oda kobieta. - Sprzedaje pan bielizn�? - spyta�a. - Tak... Ale brudna. Obejrza�a uwa�nie koszul� i kalesony. - Ile pan chce? -Nie wiem... Ile pani mo�e da�? Obok nas zatrzyma� si� jeden z przekupni�w, kt�ry poprzednio targowa� u mnie bielizn�, proponuj�c za ni� czterdzie�ci marek. Rzek� do kobiety: - To pewnie po chorym. Niech pani nie kupuje. Mog� sprzeda� pani lepsz�. - Prosz� mu nie wierzy� - powiedzia�em. - To moja w�asna bielizna. Tanio sprzedam. - Na pewno skradziona. Mo�e pani mie� z ni� k�opot - wtr�ci� si� zn�w przekupie�. - A co ci� to obchodzi! - rzuci�a mu kobieta. - Nie pytam ciebie. Ile pan chce za bielizn�? - Dwie�cie marek - powiedzia�em niepewnie. - Dam sto pi��dziesi�t - rzek�a kobieta. Natychmiast zgodzi�em si� i otrzyma�em pieni�dze. Skierowa�em si� ku straganom i kupi�em kilogram razowca, jednego �ledzia, dziesi�� papieros�w i pude�ko zapa�ek. Wyda�em sto dwadzie�cia marek. Zosta�o mi trzydzie�ci. Poszed�em nad brzeg Wilii i znalaz�em wygodne miejsce. Oczy�ci�em �ledzia i wyp�uka�em go w rzece. Zacz��em je��. Zamierza�em zostawi� troch� chleba na p�niej, lecz zjad�em wszystko. Potem d�ugo pi�em ciep�� wod� prosto z rzeki. By�em syty. Zapali�em papierosa i po�o�y�em si� na brzegu. D�ugo le�a�em nieruchomo. My�li pl�ta�y mi si� w g�owie. Rzeka tak s�odko szemra�a. S�o�ce zni�a�o si� coraz bardziej, zalewaj�c wszystko uko�nymi promieniami. Usn��em. 2 Nie mog� pogodzi� si� z tym, �e jestem cywilem. W wojsku by�em niezb�dn� i wa�n� jednostk�-jak ogniwo �a�cucha, jak szyna toru kolejowego. W cywilu jestem niczym, n�dznym �achmanem ludzkim, zawadzaj�cym przechodniom. Nosz� w piersi bunt. Razi mnie wszystko dooko�a, rozmam�ani cywile, nieporz�dny ruch na ulicach, ci�g�a nerwowo��. Czasem wzrok spocznie na postaci wojskowego. �ledz� go z zainteresowaniem. Jest mi bliski, chocia� dzieli nas przepa��, bo jestem przecie� cywilem. Kilkakrotnie zdarza�y mi si� omy�ki: salutowa�em starszym oficerom. Trudno si� od tego odzwyczai�. Przy ka�dym takim spotkaniu automatycznie prostuj� si�, wypinam pier� i... nagle przypominam sobie to najgorsze: jestem zwolniony z wojska. G�owa mi opada, wsadzam r�ce do kieszeni i wlok� si� dalej, niedba�ym, cywilnym krokiem. Nigdzie ani �ladu organizacji, solidarno�ci, a nawet... ludzko�ci. Wczoraj wieczorem szed�em ulic�. Wyj��em ostatniego papierosa. Zwr�ci�em si� do jakiego� porz�dnie ubranego cywila, kt�ry pali� papierosa. - Pan pozwoli ognia? Obrzuci� mnie z�ym spojrzeniem i burkn��: - W sklepiku s� zapa�ki! Poprosi�em o ogie� jakiego� mamie ubranego wyrostka, kt�ry szed� z plikiem gazet pod pach�. Do porz�dnie ubranych ludzi nie warto si� zwraca�. �atwo natkn�� si� na bydlaka. Ze zdumieniem spostrzeg�em, �e wsz�dzie dooko�a toczy si� nieustanna walka... Tu gorzej jak na froncie. Tu nawet rannych nie lecz�, lecz zostawiaj� w�asnemu losowi... Ja walczy�em i mog� walczy� wszelk� broni�. Jestem m�ody, zdrowy, silny. Nie cofa�em si� przed wrogiem. Ale to �tam", gdzie gra�y karabiny maszynowe. A tu z kim walczy�? Gdzie m�j wr�g? Kiedy p�niej rozejrza�em si� lepiej doko�a, zrozumia�em przykr� dla mnie rzecz: walczy� tu mog� nie ci, kt�rzy s� silni i dobrze w�adaj� broni�, lecz ci, kt�rzy maj� pieni�dze. Na froncie walcz� uzbrojeni �o�nierze. Tu wszyscy - nawet zupe�nie bezbronni z dobrze uzbrojonymi. Na froncie akcje bojowe opracowuj� sztaby - tu gie�dy. Na froncie walk� kieruj� genera�owie - tu spekulanci. Wk�adam r�k� do pr�nej kieszeni. Wymaca�em przez p��tno blizn� na udzie. Mam jeszcze trzy blizny. To m�j �kapita�". Zrozumia�em, �e jestem niezdolny do walki, �e rozbrojono mnie. Rozbrojono w�wczas, gdy potrzebowa�em broni, gdy musia�em walczy� nie o czyje� sprawy, lecz o w�asny los. Zrozumia�em, �e ka�dy, kto posiada �cywiln� bro�", mo�e zagarn�� mnie do niewoli, sponiewiera�. Wczoraj po raz pierwszy w �yciu dokona�em kradzie�y. P�n� noc�, po d�ugim wa��saniu si� ulicami, wszed�em na dziedziniec jakiego� domu. Tylnym wej�ciem zakrad�em si� do kamienicy i zacz��em wspina� si� schodami. Znalaz�em si� na strychu. By�o tam ciemno. Po omacku wyszuka�em kup� �achman�w i u�o�y�em si� na nich do snu. Tu by�o lepiej spa� ni� na dworcu. Obudzi�em si� wcze�nie. Dygota�em od ch�odu. Przez brudne okienka w dachu s�czy�y si� sk�pe smugi �wiat�a. Zobaczy�em zrobione z desek przepierzenie i w nim kilka zamkni�tych drzwiczek. Dostrzeg�em w jednym przedziale susz�c� si� bielizn�. Pomy�la�em, �e mog� znale�� tam co� dla siebie, bo bez bielizny by�o mi bardzo niewygodnie. Ubranie obciera�o mi sk�r� a� do b�lu. Drzwi by�y zamkni�te na spr�ynow� k��deczk�. �atwo zerwa�em j� i otworzy�em drzwi. Na sznurach wisia�o kilka serwet, dwie niebieskie kapy na ��ka, pow�oczki. M�skiej bielizny wcale nie znalaz�em, natomiast by�o troch� kobiecej. Po zastanowieniu si� zdj��em ze sznura koszul� i majtki z d�u�szymi nogawkami. Rozebra�em si� i wdzia�em wilgotn� jeszcze bielizn�. Potem opu�ci�em po�piesznie strych. Gdy szed�em schodami w d�, serce niespokojnie t�uk�o mi w piersi. By�o to bardzo przykre uczucie. Przypomnia� mi si� tamten z�odziej, kt�rego z�apano na placu �ukiskim. L�ej odetchn��em dopiero w�wczas, gdy znalaz�em si� na ulicy. Wiecz�r. L�ni� �wiat�a. B�yszcz� barwne wystawy sklep�w. Tak okropnie, niezno�nie dr�czy g��d. �Jaki by� ze mnie g�upiec! Dlaczego nie zabra�em ze strychu pozosta�ej bielizny? M�g�bym rano sprzeda� j� na rynku. Mog�em otrzyma� sporo pieni�dzy i kupi� jedzenie. A teraz... nic". By�em ciekaw, na jak� kar� skazuj� za kradzie� kieszonkow�. Potem zjawi�a si� my�l: dlaczego ja nie m�g�bym ukra��? A je�li wpadn�? C�, odsiedz�. Przynajmniej w wi�zieniu nie b�d� g�odowa�. Bo przecie� taka wolno��, jak� mam, jest, w�a�ciwie, wyrokiem �mierci. Zacz��em uwa�niej obserwowa� przechodni�w. Robi�em to nie z bezcelow� ciekawo�ci� gapia, ale z uwag� badacza. Stara�em si� zrozumie� �technik�" kradzie�y z kieszeni. My�l pracowa�a nieustannie, uporczywie. Po pewnym czasie doszed�em do kilku prostych wniosk�w. Najtrudniej ukra�� z kieszeni wewn�trznej, naj�atwiej z zewn�trznej. Trudniej ukra�� cz�owiekowi, kt�ry idzie, ni� temu, kt�ry stoi w miejscu. Trudniej okra�� m�czyzn� ni� kobiet�, bo kobiety zwracaj� wi�cej uwagi na otoczenie i nie chowaj� pieni�dzy tak g��boko jak m�czy�ni. Ale rzecz� najwa�niejsz� jest dowiedzie� si�, gdzie s� schowane pieni�dze? Naj�atwiej zrobi� to tam, gdzie ludzie p�ac�: w sklepach, przy kioskach gazetowych, na poczcie, podczas p�acenia doro�karzom. Ostatecznie powzi��em taki plan: trzeba znale�� cz�owieka, kt�ry niedbale schowa pieni�dze, �ledzi� go, wybra� wygodny moment i wyj�� je. Po d�u�szej obserwacji poczyni�em inne spostrze�enia. S� ludzie, kt�rych okre�li�em wyrazem �roztrzepani". �atwo ich pozna�. Niedbale zapinaj� ubranie, co� im z r�k wypada, potr�caj� w marszu przechodni�w. Przewa�nie tego rodzaju ludzie s� zamo�ni. Takiego typa �atwo �ledzi�, dowiedzie� si�, gdzie ma pieni�dze i potem okra��. Ostatecznie stworzy�em sobie tak� �teori�": spotykam dziennie oko�o pi�ciu tysi�cy ludzi, z nich najmniej stu z kategorii �roztrzepanych". Spo�r�d nich znajd� dziesi�ciu, kt�rych b�d� m�g� �ledzi�. Z tych dziesi�ciu chyba potrafi� okra�� jednego. A je�li mi si� nie uda w jednym dniu, to uda si� w drugim albo trzecim... Tak, jest to jedyna droga, kt�ra mi zosta�a do walki o swoje �ycie. Gdy doszed�em do tego wniosku, zrobi�o mi si� l�ej i weselej. Wy�ej podnios�em g�ow�, �mielej patrzy�em w oczy ludziom. �Ja te� wezm� udzia� w walce, kt�ra toczy si� dooko�a mnie! Nie dam si� zniszczy�! Ju� przecie� sta�em si� z�odziejem, gdy skrad�em bielizn� ze strychu. Teraz nie opuszcz� �adnej sposobno�ci, a nawet sam b�d� jej szuka�". Takie my�li nigdy by nie przysz�y mi do g�owy poprzednio. Ukra��: to przecie� ha�ba, wstyd! Ale teraz uwa�am, �e najwi�kszy wstyd to n�dza. Ludzie przecie� pogardzaj� n�dzarzem. A najwi�kszym upodleniem jest g�odowanie w�r�d ludzi sytych. Tamte za� moralne bujdy o niez�omnej uczciwo�ci wymy�lili, dla swego po�ytku i bezpiecze�stwa, �genera�owie akcji cywilnych" i ich adiutanci. Dla mnie one umar�y. Zobaczy�em olbrzymi� wystaw� sklepu jubilerskiego. S� w niej t�cze, gwiazdy i s�o�ca. L�ni z�oto, �wiec� drogie kamienie, mieni� si� kolory. Ale przy wystawie tej nie ma n�dzarzy. Wabi� ich wystawy zjedzeniem. Tu stoj� wykwintnie ubrani panowie i szeleszcz�ce jedwabiem panie. �ykaj� oczami klejnoty, �r� je... Dlaczego nie zbij� szyby, nie zagarn� tych skarb�w? Mo�e dlatego, �e s� uczciwi? Nie... dlatego �e nale�� do grupy ludzi, kt�ra zabrania kra�� biedakom. No i oczywi�cie dlatego, �e im to si� nie op�aci. Ch�tnie zarobi� bez pracy na operacjach gie�dowych, wy- eksploatuj� s�u��c�, nie dadz� �na piwo" g�odnemu... jak w�wczas mnie na dworcu, lecz nie wyst�pi� przeciw bogatemu. Cz�owiek w nieszcz�ciu lepiej pozna �ycie w jednym dniu ni� szcz�liwy w ci�gu wielu lat. Prawd� te� jest, �e jakie� drobne na poz�r zaj�cie albo prze�ycie mog� do gruntu zmieni� pogl�dy cz�owieka na wiele kwestii. Mo�e to si� sta� w jednym tygodniu, nawet w jednej chwili. Tak si� sta�o ze mn� w ci�gu ostatnich dni. Zrozumia�em, �e doko�a mnie toczy si� nieustanna walka o dobra materialne i �e to jest motorem czynno�ci ludzkich. Zrozumia�em, �e zasadnicz� warto�ci� cz�owieka, w oczach ��wiata", jest warto�� jego d�br materialnych. Cz�owiek pi�kny ma cudny dar natury. Cz�owiek zdrowy jest szcz�liwy. Cz�owiek m�dry jest �wiat�em w ciemno�ci naszego �ycia. Cz�owiek silny wzbudza podziw. Cz�owiek dobry jest ozdob� naszego gatunku. Ale cz�owiek brzydki, chory, s�aby, z�y, niem�dry, lecz chytry i bogaty -jest ich panem. On kupi cz�owieka pi�knego do ohydnych orgii. Cz�owiek silny traci zdrowie, pracuj�c dla niego. Cz�owiek m�dry zg�upieje wychwalaj�c go. Dobry b�dzie jego str�em. A ja, kt�ry broni�em jego bogactw, zosta�em wyrzucony na bruk - gdy spe�ni�em swe zadanie... Tam, na Grobie Nieznanego �o�nierza, pali si� znicz. Tam s� sk�adane bogate i pi�kne wie�ce. A ja, �o�nierz �yj�cy, musz� zdycha� z g�odu, pi� gorycz i �y� w rozpaczy. Bo... cz�o- wiekowi bogatemu lepiej si� op�aca zbudowanie pomnika nieznanemu �o�nierzowi ni� zaj�cie si� losem �o�nierzy pozosta�ych przy �yciu. Id� ulic�... Nie tak bezcelowo jak poprzednio. Id�, uwa�nie obserwuj�c przechodni�w. Stan��em przy kiosku gazetowym. Zbli�y� si� do niego pewien pan, kt�rego zaliczy�em do kategorii �roztrzepanych". Kupi� gazet� i w�o�y� j� do kieszeni jesionki. Potem wyj�� z bocznej kieszeni marynarki portfel. Da� banknot sprzedawcy, a otrzyman� reszt� w�o�y� do kieszeni u spodni. Portfel schowa� do zewn�trznej kieszeni marynarki. �Szkoda, �e nie do jesionki". Odszed�, powiewaj�c po�ami nie zapi�tej jesionki. Uda�em si� za nim. By�o p�no. Przechodni�w ma�o. To utrudnia�o moje zadanie, bo musia�bym - �eby wyci�gn�� mu portfel z marynarki - wsun�� r�k� g��boko pod po�� jesionki. Tylko jeden raz nadarzy�a mi si� dobra sposobno�� w pobli�u kina, z kt�rego wychodzi�a publiczno��. Gdy pan �w znalaz� si� w t�umie, pr�dko wymin��em go i poszed�em mu naprzeciw. Potem, ocieraj�c si� o niego w �cisku, podnios�em po�� jego jesionki. Uj��em dwoma palcami brzeg portfela, ale nie zd��y�em wyci�gn�� go. Kto� mnie odepchn��. Z �alem patrzy�em za oddalaj�cym si� w�a�cicielem portfela. Unosi� ze sob� moj� nadziej� na zaspokojenie g�odu. Zacz��em spokojnie i krytycznie rozwa�a� sw� pr�b�. Doszed�em do wniosku, �e zrobi�em du�y b��d. Trzeba by�o, przechodz�c obok, zacz�� poprawia� lew� r�k� czapk� lub ko�nierz. To os�oni�oby ruch mojej prawej r�ki i w�wczas, przyciskaj�c si� do niego, m�g�bym �atwo wyci�gn�� portfel. Tak, to jest najwa�niejsze: ruchem pozornym, zwracaj�cym na siebie uwag�, os�oni� ruch istotny. Nie �a�owa�bym swego niepowodzenia, gdyby nie g��d! Ci�g�e, dr�cz�ce uczucie; bolesne, dokuczliwe ssanie. Organizm nieustannie przypomina mi, �e brak mu �rodk�w do normalnego spe�nienia koniecznych funkcji �yciowych. Z nienawi�ci� patrzy�em na olbrzymie kamienice, obok kt�rych szed�em. �Czy� nie potrafi� nic wam wydrze�? Wyuczyli�cie mnie, �e nie mo�na otrzyma� od was �adnej pomocy... nawet ognia do papierosa. Teraz pozna�em was dobrze!". Na usta cisn� si� przekle�stwa; w duszy budzi si� zwierz... I kto temu winien, �e w duszy dobrego, naiwnego m�odzie�ca zaczyna p�on�� nienawi�� do ludzi, za kt�rych poprzednio walczy� i got�w by� odda� swe �ycie? Obudzi�em si� zdr�twia�y i dr��cy od ch�odu. Wylaz�em ze sterty wi�r�w, w kt�re zagrzeba�em si� na noc w nie uko�czonym domu, do kt�rego wlaz�em wczoraj w nocy przez okienko nad drzwiami. Dopiero teraz zrozumia�em, jak bardzo os�ab�em. Ledwie mog�em powsta� z miejsca. Zatacza�em si�. Wszed�em do kuchni. Na obszernej, nowej p�ycie zobaczy�em osmolony garnek. Zajrza�em do niego. Wewn�trz by�a jaka� szara ma�. Pow�cha�em j�. Pachnia�a st�chlizn�. Zanurzy�em wewn�trz palec i obliza�em go. Smak ciasta i czego� md�ego. Zacz��em powoli je�� zimn�, �lisk�, ci�gn�c� si� lur�. �Mo�e tym klej� tapety?". Po pewnym czasie poczu�em, �e �o��dek mam pe�ny, lecz �al mi by�o zostawi� w garnku resztek. �Nie wiem, kiedy zdob�d� zn�w co� do jedzenia. A w tym na pewno jest m�ka. To mnie pokrzepi". Zjad�em wszystko. Wkr�tce poczu�em silny b�l �o��dka, a potem zacz��em wymiotowa�. Trwa�o to bardzo d�ugo i by�o m�cz�ce. Na cia�o wyst�pi� mi lepki, zimny pot. Straci�em reszt� si�, lecz musia�em wydosta� si� st�d, bo wkr�tce mogli nadej�� robotnicy. Podnios�em si� i przypomnia�em sobie, �e w jednym z pokoj�w le�� na pod�odze tapety. Poszed�em tam, wzi��em kilkana�cie rulon�w, zwi�za�em wszystko razem sznurkiem i wr�ci�em do kuchni. Otworzy�em okno i wylaz�em na podw�rko. Poszed�em na plac �ukiski. Poprzednio - gdy sprzedawa�em bielizn� - dostrzeg�em tam stragan, w kt�rym by�o du�o r�nych drobiazg�w. Mia�em nadziej�, �e uda mi si� sprzeda� tapety. Handlarz, kt�remu za- proponowa�em kupno tapet, badawczo mnie obejrza�. Potem rozwin�� jeden rulon, pokiwa� g�ow�, spojrza� na mnie i powiedzia�: - To kradziony towar! Zesz�ej nocy z�odzieje wdarli si� do mego straganu i skradli te tapety. - Jak to? To granda! - zaprotestowa�em. - Co za granda! Jaka granda? Ach, ty, �mieciarzu! �az�go! Chcesz na policj�? Zaraz zawo�am st�jkowego! - podni�s� g�os handlarz. Zacz�li zbli�a� si� ciekawscy. Odszed�em od straganu i ukry�em si� w t�umie. Powoli wlok�em si� dalej. Przedziera�em si� mi�dzy wozami. W pewnym miejscu dostrzeg�em na ziemi w�skie pasmo ziarn. By� to j�czmie�, rozsypany z podartego worka. Zacz��em pospiesznie zbiera� ziarna. Wk�ada�em je do kieszeni. Potem poszed�em nad rzek�. Wysypa�em j�czmie� do fura�erki. D�ugo wydmuchiwa�em kurz. Wreszcie zacz��em je�� twardy j�czmie�. Z�by mia�em mocne i zdrowe, wi�c mia�d�y�em nimi ziarna. Bola�y mnie szcz�ki, ale zjad�em wszystko. Zdj��em z n�g ci�kie, wojskowe trzewiki, po�o�y�em na nich fura�erk� i umie�ci�em g�ow� na tej �poduszce". W s�o�cu by�o mi ciep�o i wkr�tce mocno usn��em. Gdy si� obudzi�em po kilku godzinach, czu�em si� lepiej. Napi�em si� wody z rzeki i poszed�em do �r�dmie�cia. Tego� dnia wieczorem dokona�em kradzie�y. Ze sklepu Alszwanga, przy ulicy Wielkiej, wysz�a niem�oda, t�ga, dobrze ubrana pani. Zaliczy�em j� od razu do kategorii �roztrzepanych". Nios�a w r�kach kilka paczuszek. Wychodz�c ze sklepu chowa�a portmonetk� do du�ej torebki. Zatrzasn�a zamek i rozchybotanym krokiem posz�a w kierunku ulicy Mickiewicza. Torebk� trzyma�a w ten spos�b, �e by�a ona z przodu na wysoko�ci jej brzucha. Uzna�em, �e to u�atwi mi zadanie. �atwiej otworzy� torebk� znajduj�c� si� wysoko i nieruchomo ni� zwisaj�c� z r�ki. Na chodniku by�o du�o przechodni�w. Wyprzedzi�em ob�adowan� paczuszkami pani� i stoj�c w drzwiach jakiego� sklepu, obserwowa�em j�, czekaj�c, aby zbli�y�a si� do wi�kszej grupy ludzi. W�wczas ruszy�em po�piesznie jej naprzeciw. Spotkali�my si� w przej�ciu mi�dzy kilku innymi osobami. Trwa�o to kilka sekund, w ci�gu kt�rych zdo�a�em otworzy� torebk�. Zrobi�em to z pewnym wysi�kiem. Portmonetki wyci�gn�� nie zd��y�em. Mia�em czas, aby na chwil� tylko zanurzy� r�k� w torebce. W�wczas poczu�em pod palcami chusteczk� do nosa i jeszcze jaki� drobiazg. Przeszed�em ulic� i po drugiej stronie ruszy�em pr�dko naprz�d. Potem wr�ci�em na przeciwn� stron� i skierowa�em si� - wolno ju� - naprzeciw tamtej pani. Z dala zobaczy�em, �e ma otwart� torebk�. �Byleby nie dostrzeg�a tego. Trzeba dzia�a� pr�dko". Poczu�em, �e na policzkach zap�on�y mi rumie�ce. Opu�ci�a mnie oci�a�o��. Nie czu�em g�odu. W g�owie mia�em tylko jedn� my�l: �Musz� jak najpr�dzej zabra� z jej torebki portmonetk�!". Pani zatrzyma�a si� naprzeciw wystawy sklepowej. Zbli�y�em si� do niej, stan��em obok i udawa�em, �e z zainteresowaniem ogl�dam rzeczy znajduj�ce si� za szyb�. W odbiciu okna widzia�em wyra�nie nasze postacie i otwart� torebk�.. Dostrzeg�em w niej - z prawej strony - l�ni�cy niklem zamek portmonetki. W tym momencie nadesz�a wi�ksza grupa przechodni�w. Pani obr�ci�a g�ow� w ty�, bo kto� j� potr�ci�. Podnios�em prawe rami� w g�r� i dotkn��em d�oni� ko�nierza mej bluzy. W rzeczywisto�ci os�oni�em swoj� lew� r�k�, d� tu�owia i torebk�. Przeciskaj�c si� pomi�dzy wystaw� a kobiet�, potr�caj�c jej paczuszki, zanurzy�em lew� d�o� w torebce. Wyj��em portmonetk� i poszed�em dalej. Wkr�tce zatrzyma�em si� i obejrza�em ulic�. Wszystko by�o w porz�dku. Pani sta�a przed oknem wystawowym nast�pnego sklepu. Dopiero teraz poczu�em zdenerwowanie i... rado��. Po�piesznie wszed�em do du�ej kamienicy. By�o tam jasno. Stoj�c na schodach, otworzy�em portmonetk�. By�o w niej troch� bilonu i dwa tysi�ce siedemset marek w banknotach. W innej kieszonce portmonetki znalaz�em ma�y obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej, a w zewn�trznej kieszonce, zamkni�tej na zatrzask, trzy prezerwatywy. Pieni�dze schowa�em do kieszeni u spodni. Obrazek w�o�y�em do kieszonki w bluzie. �Mo�e przyniesie mi szcz�cie?". A portmonetk� i prezerwatywy wyrzuci�em w ciemnym k�cie za drzwiami. Potem wyszed�em na ulic�. Pier� rozsadza�a mi rado��. By�em uratowany. Mog�em kupi� za te pieni�dze du�o jedzenia. Wst�pi�em do kawiarenki i usiad�em przy stoliku. Zam�wi�em herbat�, bu�eczki, mas�o i �wier� funta szynki. Po raz pierwszy od kilku tygodni pi�em gor�cy, s�odki p�yn. �apczywie po�yka�em smaczne jedzenie. Gdy nasyci�em si�, w pewnej chwili wzrok m�j spocz�� na szeregu pyzatych, wype�nionych mlekiem flaszek. D�u�szy czas dr�czy�o mnie jakie� wspomnienie, kt�re nie mog�o przebi� si� na powierzchni� pami�ci. Zacz��em przechodzi� w my�li dni mojej bezdomnej tu�aczki w tym mie�cie... Przez dziewczyn� z fio�kami i bukiecik jej kwiat�w przedosta�em si� my�l� do tamtej czarnej piwnicy i kobiety w niej... prostytutki, kt�ra da�a mi mleka. Mo�e by�o to jedyne jej po�ywienie? Kupi�em butelk� mleka i dwie bu�ki, potem wyszed�em po�piesznie z kawiarni. Uda�em si� w kierunku Ostrej Bramy. Znalaz�em ciemny, brudny zau�ek i tamt� bram�. �wiec�c zapa�kami odszuka�em wej�cie do piwnicy. Zacz��em schodzi� po o�lizg�ych stopniach. �Czy jest w domu? Mo�e by� to tylko czasowy jej przytu�ek?" Jakby w odpowiedzi moim my�lom rozleg� si� z do�u suchy, szarpi�cy pier� kaszel. Pchn��em niskie, ci�kie drzwi i wszed�em do piwnicy. - Kto tam? - rozleg� si� s�aby, wym�czony kaszlem g�os kobiety. - Ja tu kiedy� by�em... Przynios�em dla pani jedzenie. - Tam jest jeszcze... kawa�ek �wiecy. Nowy atak kaszlu. B�ysn�� p�omyk zapa�ki. Zn�w zobaczy�em ciemne, wilgotne mury. Zapali�em �wiec�. W k�cie piwnicy by�o wida� bielsz� plam� twarzy, a w niej czarne wn�ki oczodo��w. - Dlaczego pani nie wstaje? -Zdycham... Koniec ju�... A ty by�e� tu? Kobieta usiad�a. Uwa�a�a mnie za swego dawnego �go�cia". - Pani odda�a mi mleko... Niedawno. Pami�ta pani? - A... To ten facet z fio�kami. Na ustach jej ukaza� si� u�miech, ale zmi�t� go nowy wybuch kaszlu. - O, cholera, morduje mnie... Ale dzi� troch� lepiej. - Pani jest chora... Ci�ko chora. To wida�. Mo�e kogo� zawiadomi�? -Nie wa� si�! Niech ich d�uma wydusi! Lepiej mi... Mo�e jutro wstan�. A z ciebie dobry ch�opak. Nie zapomnia�e�. Mo�e rozfartowa�e� si�? Ukl�k�em przy niej i po�o�y�em na �pos�aniu" bu�ki w papierze i butelk� mleka. Spojrza�a na mnie i nagle jej n�dzn�, szar� twarz rozja�ni� wcale �adny u�miech. Nie zawodowy, zalotny grymas prostytutki, lecz u�miech zawstydzonej, wdzi�cznej kobiety. - Ot, jaka ja! Do�y�am, psiakrew! Co zrobisz? - Jedz pani! Lecz ona powtarza�a: �Co zrobisz? Co zrobisz? Co zrobisz?" Pochyla�a g�ow� w prawo, w lewo i ci�gle m�wi�a: �Co zrobisz?". - Jedz pani! - rzek�em zn�w. Niespodzianie u�cisn�a moj� d�o� zimnymi, ko�cistymi palcami i powiedzia�a b�agalnie, prawie szeptem: - Wiesz, m�j drogi, gdyby cho� troch� w�dki! Zzi�b�am ja, oj, zzi�b�am... Kup, drogi ch�opaku, je�li masz pieni�dze. Kup! To s�owo �drogi" wstrz�sn�o mn�. Po�piesznie wsta�em. - Ale wr��. - Wr�c�, wr�c� - zapewni�em j�. Gdy wdziera�em si� po schodach w g�r�, poczu�em, �e do oczu cisn� mi si� �zy. Po raz pierwszy od czas�w dzieci�stwa. Dotkn��em twarzy d�oni�, na kt�rej czu�em jeszcze zimny u�cisk ko�cistych palc�w kobiety. Kupi�em p� flaszki w�dki. Po�piesznie wraca�em do piwnicy. Zn�w us�ysza�em kaszel, a potem s�aby g�os: - My�la�am, �e nie przyjdziesz. Dobry z ciebie ch�opak. Wzi�a dygocz�cymi r�kami butelk�. -Odkorkuj. Trudno wsta�... Gniecie mnie. Ot, j�kaj�... Gdy zn�w poda�em jej flaszk�, z kt�rej uderzeniem d�oni w sp�d wybi�em korek, powiedzia�a: - Pij pierwszy, bo ja chora. W�dka ogniem rozla�a mi si� po ciele. Potem pi�a kobieta. Pi�a i kaszla�a. Robi�a przerwy. P�niej spyta�a: - Masz gdzie spa�? - Nie, nie mam. - Ach, ty, biedny... �pij u mnie. Troch� si� brzydzi�em. Ja, n�dzarz, brzydzi�em si� jeszcze wi�ksz� n�dzark�, niepor�wnanie nieszcz�liwsz� ode mnie. Ba�em si�, �eby tego nie wyczu�a. Zreszt�, czy mi wolno brzydzi� si� ni�? Przecie� to jest jedyn� przyjazne serce w ca�ym mie�cie. Jedyny przyjaciel, kt�ry w najci�szej chwili poratowa� mnie. - Dobrze - powiedzia�em. Kobieta powesela�a. Zacz�a porz�dkowa� lichy bar��g, robi�c mi miejsce. - Le� spokojnie - powiedzia�em. - Jest mi dobrze. Co� do mnie m�wi�a niesk�adnie. Kaszel jej usta�, ale gor�czka pewnie wzros�a. �Nie �pisz?" - pyta�a mnie kilka razy, gdy milcza�em. �Nie, nie" - odpowiada�em. Zgasi�em �wiec�. By�o ciep�o. Obok szepta�a co� pijana prostytutka. Przed oczami p�yn�y mi dziwne obrazy. Czasem ogarnia�o mnie dobre, rzewne uczucie: mam przyjaciela! Poca�owa�bym j�, lecz te brudy i... wstyd: mo�e sobie co� pomy�li? Obudzi�em si� w nocy. Od razu wyczu�em, �e sta�o si� co� niezwyk�ego. Ale co? Na mojej piersi le�a�o rami� kobiety. Zawadza�o mi. Chcia�em je zdj��. By�o sztywne i zimne. Dotkn��em d�oni� jej twarzy. Nie oddycha�a. Obok mnie le�a� trup. Zmar�a w nocy - nie wiem, kiedy. Po�piesznie zerwa�em si� na nogi. Zapali�em �wiec� i zbli�y�em j� do twarzy kobiety. Zobaczy�em otwarte oczy i zamar�y u�miech. �Czy ona �mia�a si� ze swego g�upiego losu? Czy cieszy�a si�, �e odesz�a z tego pod�ego �wiata, gdzie tak du�o skarb�w, a tak ma�o dobroci i prawdy? A mo�e by�a rada, �e przytuli�a biedaka, bezdomnego w��cz�g�? Czemu ja tak nie usn��em? By�oby po wszystkim". Wtem do g�owy przysz�a nowa, gorzka my�l: Nawet �miertelnie chora nie posz�a do ludzi. Wola�a skona� samotnie w czarnej, wilgotnej piwnicy. Mia�a racj�. Ona dobrze zna�a ��ycie". Przymkn��em jej powieki. �Ten dziwny u�miech... Dobrze by�oby zm�wi� za ni� pacierz. Na pewno chrze�cijanka... Umar�a bez spowiedzi i rozgrzeszenia. C� z tego? Chyba nie ma takiego Boga, kt�ry nie wybaczy�by jej wszystkich grzech�w. Odby�a straszn� pokut�. Mo�e tam, przed Bogiem, ona mog�aby by� nie grzesznic�, lecz oskar�ycielk�!". Chcia�em jednak zm�wi� za ni� pacierz. Za siebie modli� si� odzwyczai�em. Lecz przekona�em si�, �e nie znam dobrze �adnej modlitwy. Gdy wysila�em pami��, na my�l mi przysz�y s�owa: �Na komend� -baczno�� - �o�nierz przybiera postaw� zasadnicz�. W postawie zasadniczej...". Ale p�niej przypomnia�em sobie �Ojcze nasz". Zm�wi�em t� modlitw� do ko�ca. Co� tam pomyli�em. Zastanowi�em si�: dlaczego jest �Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj", a nie ma nic o dachu nad g�ow�. To przecie� bardzo wa�ne dla cz�owieka. Przysz�o mi do g�owy, �e mam obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej.. Po�o�y�em go na piersi zmar�ej. Zgasi�em �wiec� i po cichu wyszed�em z piwnicy. Zdawa�o mi si�, �e zaraz us�ysz� z do�u kaszel. Pomy�la�em, �e trzeba zameldowa� o jej zgonie w�adzom. Lecz przypomnia�em sobie jej przestrach, gdy wczoraj wyrazi�em ch�� powiedzenia komu� o jej chorobie. �Nie, nie, b�d� spokojna. Nikomu o tobie nie powiem. Po co maj� dr�czy� ci� jeszcze po �mierci. Do�� mia�a� tego za �ycia!". 3 Zosta�em zdemobilizowany 12