12491
Szczegóły |
Tytuł |
12491 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12491 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12491 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12491 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rafał Senderecki
To tylko jedna noc w ruinach...Czrodziej i Chimera
Te jego włosy. Ognistego koloru czupryna sterczała pomiędzy skierowanymi do
góry cienkimi, czarnymi rogami i niesfornie opadała z obu stron pyska. Dużych
rozmiarów nos w kształcie dzioba drapieżnego ptaka współgrał z wielkimi, żółtymi
ślepiami o malutkich źrenicach. Ogromne, zakończone pazurami skórzaste skrzydła
obiecywały szybką śmierć każdemu, kto chciałby walczyć z ich właścicielem.
Potwór pochylił się nad świecącą szklaną kulą i wsłuchał w ciche słowa
wypowiadane przez czarodzieja. Czerwona, luźna szata maga kontrastowała z
zieloną skórą muskularnego potwora. Jego spokojny, niemal kojący głos i groźnie
brzmiące pomruki zwierzęcia były jedynymi wypełniającymi jaskinię dźwiękami.
Czarodziej wiedział, że kamienne ściany są jedynymi świadkami tej konspiracji
człowieka i chimery.
- Zrozumiałeś? - zapytał mężczyzna wyciągając rękę w kierunku drapiącego się po
głowie stwora robiąc gest umożliwiającym mu rzucenie czaru, który nie pozwoli
chimerze zapomnieć niczego, co przed chwilą usłyszała. Odpowiedzią było jedynie
mrożące krew w żyłach warknięcie i odgłos ogromnych pazurów orzących skalną
podłogę.
- Masz tylko trzy dni - rzucił czarodziej za odchodzącym, - nie zawiedź mnie.
Chimera po raz ostatni spojrzała na siedzącego mężczyznę i skręciła w
korytarz prowadzący do wyjścia z groty.
Czarodziej oparł się o skalną ścianę, jedną ręką przysunął do siebie
jaśniejącą żółtym blaskiem kulę, drugą zaś głaskał się w zamyśleniu po swojej
krótkiej, spiczasto zakończonej siwej brodzie rozważając, jakie konsekwencje
będzie miało wcielenie jego planów w życie.
Chimera zaczęła opadać zmęczona kilkunastoma godzinami bezustannego lotu. Od
samego świtu jedyne, co widziała, to piaski niekończącej się pustyni. Od dawna
nie zauważyła choćby jednego poruszającego się zwierzęcia lub choćby źdźbła
trawy świadczącej o istnieniu tu jakiegokolwiek życia. Coraz ciężej jej było
lecieć w pełnym słońcu, które niesamowicie mocno grzało na tej wysokości.
Leciała jednak pamiętając ostatnie słowa swojego pana „Nie zawiedź
mnie”
Panicznie bała się nie wykonać zadania i chyba tylko ten strach trzymał ją
jeszcze przy życiu. Zaczęła opadać niezgrabnie w kierunku stojących samotnie
skał. Góra złożona z ogromnych kamieni usytuowana pośrodku niezmierzonych
piasków wyglądała niczym wyspa otoczona morzem, tyle, że morzem suchego
rozgrzanego piasku. Chimera opadła na jedną ze skał wbijając potężne pazury w
kamień niczym w miękką ziemię. Oderwane kawałki skał posypały się w dół tworząc
miniaturową lawinę, upadły na piasek by po chwili zapaść się w nim nie
pozostawiając żadnego śladu swojego istnienia poza rysami na skale, które i tak
zatrą ziarenka piasku pędzone wiatrem.
Potwór złożył skrzydła i skierował się do wejścia do groty położonego nie
opodal miejsca gdzie stał. Było mu gorąco i chciało się pić, przyśpieszył kroku
chcąc jak najszybciej schronić się w cieniu jaskini. Wszedł do dusznego wnętrza
i zaczął wchodzić coraz głębiej często skręcającym korytarzem. Szedł kilka
minut, aż ujrzał słaby blask i poczuł na rozgrzanych skrzydłach chłodne i
wilgotne powietrze zwiastujące istnienie jakiegoś podziemnego źródła. Wszedł do
ogromnego pomieszczenia, którego podłogą, wszystkimi ścianami i półkolistą
kopułą była skała i rozejrzał się. Panował tu mrok rozświetlony jedynie przez
kule, które do złudzenia przypominały tą czarodzieja, tyle tylko, że te
emanowały zielonym blaskiem, a nie żółtym światłem. Zgodnie z instrukcjami pod
jedną ze ścian na niewielkiej półce skalnej w asyście dwóch zielonych lamp leżał
pojemnik.
Wydawał się jakby wyrwany z innego świata. Patrząc nie można było określić
jego kształtu, gdyż ten cały czas wydawał się zmieniać niczym kropla wina wylana
przez nieostrożnego marynarza na stół podczas sztormu, gdy miotany falami okręt
przechyla się na wszystkie strony. Chimera stanęła przez czarnym jak
bezksiężycowa noc przedmiotem i wyciągnęła w jego kierunku rękę. Poczuła
emanujące zimno i chciała cofnąć rękę, ale już było za późno. Jakaś niewidzialna
siła kierowała jej poczynaniami. Podniosła tajemniczą rzecz i patrzyła jak ta
przelewa się pomiędzy jej szponiastymi palcami, ale jakimś cudem nie spada na
podłogę, tylko to wraca na dłoń, to znów przesuwa się po grzbiecie ręki.
Odwróciła się gwałtownie usłyszawszy za sobą dziwne odgłosy. Całą wielką jak
katedra jaskinię wypełniały ciemne, a właściwie czarne postacie, wszystkie
spoglądające na nią spod przykrytych głowami kapturów i owinięte w czarne
nieprzeniknione płaszcze. Potwór Podniósł rękę nad głowę wydając gniewny pomruk
w kierunku nieproszonych przybyszów, po czym odwrócił się przodem do najbliższej
kamiennej ściany gotów wypełnić zadanie do końca i cisnął w nią tajemniczy
pojemnik wkładając w ten rzut wszystkie pozostałe siły. Pojemnik pomknął kilka
metrów i z głuchym trzaskiem wpadł na ścianę. Zniknął. Chimera jeszcze przez
chwilę patrzyła na ścianę poszukując wzrokiem jakiegokolwiek śladu, ale ani na
ścianie, ani na podłodze nie było niczego, co świadczyłoby o zniszczeniu
przedmiotu. Przypomniała sobie o dziwnych postaciach skradających się za jej
plecami i gotowa do odparcia ataku odwróciła się szukając przeciwnika. Nikogo
nie było. Była jedynym stworzeniem w jaskini. Podeszła do miniaturowego jeziorka
usytuowanego pośrodku sali i przychyliła się chcąc wreszcie zaspokoić
pragnienie.
Umoczyła pysk w zimnej, przyjemnie orzeźwiającej wodzie, gdy z wody
wystrzeliło smukłe ramie i niespodzianie złapało ją za włosy. Zawyła z bólu i
cofnęła do tyłu przybierając pozycję do obrony w oczekiwaniu na to, co wynurzy
się z ciemnej wody. Powierzchnia podziemnego jeziorka pozostała jednak
nienagannie gładka, a o tym, że rzeczywiście coś się wydarzyło świadczyła
jedynie boląca głowa i pływające po powierzchni wody rude włosy. Chimera
odwróciła się i najszybszym krokiem, na jaki tylko pozwalały jej nieprzydatne na
ziemi skrzydła ruszyła w kierunku wyjścia. Odetchnął z ulgą ujrzawszy słoneczny
blask. Wyszła na skałę, na której niedawno wylądował i rozprostowała skrzydła.
Ogromne płaty skóry rozpięte na masywnym, żywym stelażu utworzonym przez kości
zatrzepotały, po czym jak setki razy wcześniej uniosły swojego właściciela w
przestworza.