8688
Szczegóły |
Tytuł |
8688 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8688 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8688 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8688 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
M. Robert Falzmann
�OPIEKUN�
Willa tone3a w bzach ale pachnia3o jaominem oraz lawend1. Drzwi, podobnie jak
brama i
metalowy abstrakt sztachet, mia3y ten matowo lepki po3ysk nowej farby;
nieokreolona szarooa
przechodz1ca w jasny b3ekit. - Pachnie bogactwem ...
- S3ucham?
Drzwi zast1pi3 obraz me¿czyzny w ciemnych okularach, bia3ym dresie i
omiesznych
adidasach z podw�jn1 podeszw1.
- Przepraszam, czasami myole na g3os - grzebi1c nerwowo w torbie, Ada odszuka3a
wycinek z �
ycia - ... ja w sprawie pracy... z tego og3oszenia... - Pijesz, palisz,
u¿ywasz narkotyk�w?
Dom, drzwi, wymuskany trawnik z jedn1 samotn1 bia31 r�¿1, wszystko to
odp3yne3o
w smuge cienia. Nagle i niespodziewanie byli w przestrzeni ograniczonej
tarasowym oknem z
widokiem na turkusowe 3uski basenu i patio wyk3adane marmurem.
Czyjeo s3owa z oddali zaprzeczaj1ce pytaniom: - Nie, sk1d, po co...?
Siedzieli przy cie¿kim debowym stole, lecz s3owa by3y jak motyle i
pachnia3o
tutaj lasem i koszon1 31k1. Nierealnooa; Ada chcia3a zatrzymaa czas; eteryczne,
ulotne, nie
odkryte uroki chwili. - Czy ja onie? - Jesteo inna. Inna ni¿ inni, a mimo
to tak dostepna. Jak
egzotyczna wyspa.
- Czy to cudzoziemiec?
- Jesteo niespodziank1. Mo¿emy komunikowaa sie nawet przed... kontaktem.
- Czy moge zobaczya z kim bede mia3a... nie, kim bede sie opiekowaa... Gest
d3oni. Cien cienia.
Uomiech ulgi. Detonacja owiate3. Tecza siegaj1ca gwiazd.
- Nigdy nie przypuszcza3am, ¿e fotony opiewaj1. Odpowiedzi1 by3o milczenie
opustosza3ego domu i pachnia3o nadal jaominem, ale te¿ kurzem, murszej1cym
drzewem,
myszami i czymo jeszcze. Spalenizn1? Ada otworzy3a oczy. Z poziomu pod3ogi mog3a
widziea
skrawek nieba w oknie bez szyb. Nisko id1ce, szare deszczowe chmury i do wnetrza
sypa3 sie
onieg. - Od kiedy onieg ma zapach jaominowych p3atk�w?
Obraz zburzy3 z3ude. Czar bajkowego zadumienia prysn13 i wszystko straci3o sens.
- Dlaczego tak? Co zaistnia3o? Ja nie wierze w hipnoze!
Brutalny powr�t do codziennooci straconych z3udzen i przegranych za3o¿en.
- Cholera. Zgwa3cili. - logiczne gdy budzimy sie na pod3odze rudery.
- Albo g3upi ¿art.
Odruchowy przegl1d odzie¿y. Milcz1ca refleksja nad niewyjaonionym bezw3adem
r1k
i n�g. G3owa jak kamienna kula tocz1ca sie od lewej do prawej. W zasiegu wzroku
torba pe3na po
wreby. Dolary? Same setki. Musz1 bya fa3szywe... - Nie! - zaskoczenie - Sk1d
wiem? - pewnooa -
Wiem! Ale jak?
Fala upa3u od n�g. Milion mr�wek gnaj1cych szosami ¿y3, autostradami
tetnic,
rondo serca dusz1ce sie pod fal1 sekundy szczytuj1cego ruchu.
- Ach! - fala mroku.
- Oddychaj, oddychaj, oddychaj - sugestia wyrobiona latami praktyki - oddychaj.
- Atak. Zn�w mam atak. - fala odp3ywaj1cego mroku. Per3owa mg3a codziennooci.
- Ladna opiekunka, kt�ra sama potrzebuje opieki - suchy omiech - ale¿ ze
mnie
idiotka. Pakowaa sie cudzoziemcowi na pr�g i zaraz zemdlea. I wierz tu lekarzom.
- Po tych
lekarstwach to mo¿e pani zostaa astronaut1. Koniec z epilepsj1. - Prawda
by3a. Na zesp�3
Hercoga nie ma lekarstwa, podobnie jak na cukrzyce, nadcionienie, i reszte
owinstwa w moim
ciele. Dawno temu powinnam by3a skonczya z sob1. Mo¿e teraz... to serce.
Widmo kostuchy dzia3a cuda. Ada usiad3a. - Serce? Jakie serce. Wszystko w
normie. Czuje sie
wspaniale. Gdzie ta torba?
- Biedny, niedosz3y, pracodawca musia3 wpaoa w nielich1 panike. Obdarowa3 i
wykopa3. Tyle, ¿e... du¿o tego. - refleksja logiczna - To moje ! -
zaduma - Czy
ja mam rozdwojenie jaYni? Kto to powiedzia3?
Ada; ...zielony tonik. Pije oczami i wiem nawet co sobie kupie. Nowy telewizor.
Nie-Ada; ...suma
zawarta w tej torbie wynosi sto tysiecy dolar�w i wystarczy na szalony miesi1c w
tym nowym no-
si-cie-lu...
- Jezu. Na koniec pomiesza3o mi w g3owie. Mo¿e ja mia3am udar m�zgu? Ten
bezw3ad
n�g? Sparali¿owana! No tak...
- Nie!
- Kto to powiedzia3?
Fala gniewu. Zacieta z3ooa wyrobiona latami praktyki. - Ja sie nie poddam. Wstan
ty cholerna...
Wsta3a. Lekko, p3ynnie, bez wysi3ku do g�ry i do g�ry i do g�ry...
- A teraz bede krzyczea... - patrz1c do do3u mog3a widziea dobre p�3 metra
pustki miedzy
pod3og1 a swoimi znoszonymi szpilkami. - No, teraz mam dosya... - Lewitujemy
sobie, panno
Adelajdo? - ciep3y, meski g3os, gdzieo za jej plecami.
Opad3a natychmiast. Jak jesienny lioa. Cicho i z obrotem.
- Prosze, prosze. Co za kontrola... - olad dziwnego akcentu. Ada milczy, patrz1c
i oceniaj1c -
dziwny typ lecz ten jego uomiech... przystojny, bestia, ... no... troche
starszawy, niemniej... co on
tu robi? Cholera. Co ja robie?!
- Papierosa? - w opalonej d3oni papieroonica.
Kto dzisiaj u¿ywa papieroonic? Zapalniczka z3ota. Sygnet. Oczy jak lodowe
sople,
ciemnoniebieskie, siwiej1ca szczotka wojskowej fryzury, garnitur z po3yskiem.
Jedwab? Ale
krawat za ostry i te jego oczy. Nie! Zdecydowanie to jest ktoo, kogo nale¿y
unikaa. Ada
decyduje sie na werbalny atak. - My sie znamy? - z takimi lalusiami trzeba ostro
i z g�ry.
- My? - uomiech te¿ by3 fa3szywy. Usta sie omiej1, ale nie oczy...
- Tak. My. Na czole mi nie pisze jak mam po me¿u.
- O! - zimna powaga - To by3o dobre.
- Niby co?
- Nie udawaj. Myomy zdo3ali zabezpieczya twoje odciski. My wiemy wszystko.
Ada zobaczy3a, ¿e jej obie d3onie s1 w ciemnych plamach.
- I pozwoli3eo mi tak le¿ea... glino?
- Ja? Nie. Ja jestem pracownikiem Kosmopolu. Mam na imie Vega i zosta3em
delegowany do
ochrony obiektu Zero-Zero-Dwanaocie, czyli... ciebie... - ... mnie?
- Pytaj. Ja nie mam nic do ukrycia przed tob1, Adelajdo... mmm... wami...
- ... nami?
- All right. Jest was teraz dwoje, wiec nie wiem do kogo m�wie, ale...
- Nie wierze.
- Powinnao. Nie czujesz obecnooci tamtego?
- Nie, a ty m�wisz jak urodzony Warszawiak, no... prawie. Czy to jest ¿art?
- Sk1d...
transplant lingwistyczny. Powinnao wiedziea bed1c bibliotekark1, z wy¿szym
wykszta3ceniem, prawda?
- Pogadaj. To nadal jest fantazja, fikcja, science fition...
- Pogadam - dziwny typ z dziwnym akcentem zacukn13 sie wyraYnie szukaj1c s3�w -
znaczy, wyjaonie. Bo widzisz, kosmos nie jest fikcj1, a ¿ycie, tam w g�rze,
ma
brzydki zwyczaj patrzenia do do3u. Bardzo r�¿ne i zr�¿nicowane
¿ycie. Tak
dobre,
jak... z3e, amoralne... oczywiocie z naszego punktu widzenia. - Sk1d ta
informacja? - Ada nagle
mia3a gesi1 sk�rke na plecach i gorycz pal1cego kwasu w ustach. Mdl1cy strach
przed nieznanym.
- Well... my zajmujemy sie zawodowo tropieniem ... gooci. - ca3y nacisk zosta3
po3o¿ony
na s3owo � gooci � i tym razem Ada mia3a, przez moment, ochote by zacz1a
krzyczea z
przera¿enia a zarazem zwymiotowaa to co by3o wewn1trz jej cia3a. Mimowolny
odruch i
wyraz jej twarzy nie uszed3 uwagi me¿czyzny. - To ci nie pomo¿e. On
siedzi na
poziomie struktur molekularnych i skoro rozmawiamy, to tw�j � gooa � zdo3a3
ju¿
zagnieYdzia sie na dobre. Czuj sie opetana przez demona. Oni podr�¿owali
tutaj od
prawiek�w. - Dlaczego? - pytanie jak jek rozpaczy.
- Rozrywka - Vega zdusi3 papierosa obcasem z nie tajon1 z3ooci1 - Oni, po prostu
tak sie bawi1.
My, czyli Kosmopol, pocz1tkowo s1dziliomy, ¿e jest to forma wywiadu,
infiltracji, badania,
ale... nie.
To tylko zabawa.
Oczywiocie, MY nie pozwolimy IM u¿ywaa ludzi...
- Nie rozumiem. Przecie¿ ja jestem wrakiem. Ja umieram... - Ada nagle
u¿y3a
czasu przesz3ego - to znaczy... ja by3am chora... bardzo chora...
- By3am? - me¿czyzna parskn13 drwi1co - Z3udzenia. Nadal jesteo! - Ale ja
czuje sie tak...
- Ada zastyg3a badaj1c Yr�d3o w3asnej rozbudzonej si3y.
- Chetna ¿ycia? - nastepne parskniecie i nastepny papieros - To nie ty, to
On. Widzisz, to
wygl1da tak. Oni zawsze wybieraj1 ludzi na pograniczu zejocia. Ludzi z rakiem,
Parkinsonem,
ostatnim stadium cukrzycy, nawet AIDS. Z ich strony jest to nawet etyczne.
Bowiem kiedy Oni
opuszczaj1 cia3o Nosiciela, ten umiera. - Ale nim umrze? - Ada popatrzy3a na
torbe pe3n1
dolar�w coo kojarz1c.
- Poszaleje za wszystkie czasy. Tak Nosiciel jak Gooa. To jest wsp�lna rozrywka.
Oni uczestnicz1 aktywnie we wszystkim co robi ich Nosiciel.
- Rozumiem. Ja jestem nagle zdolna... ¿ya pe3ni1 ¿ycia, prawda? - On
jest Tob1, a ty
jesteo Nim. Oboje 31czycie zasoby intelektualne i materialne. Nie uwierzysz jak
bardzo taka
symbioza podnosi twoje opcje na gie3dzie ¿ycia...
- Bzdura. Tutaj nie ma ¿adnej symbiozy i ja jestem kim jestem...
- Czy¿by? - Vega zrobi3 dwa du¿e kroki i bez wysi3ku poderwa3 Ade z
pod3ogi. - A
to, to co? - spyta3, patrz1c jak kobieta wolno dryfuje przez d3ugooa pokoju,
zaprzeczaj1c logice i
grawitacji.
- No... mo¿e, ale to nie On, to ja.
- Do czasu, panno Adelajdo, do czasu. Ten osobnik w pani ciele, zabi3 ju¿
jedenaocie os�b. I
My chcemy odes3aa Go tam sk1d przyby3. My nie pozwolimy na u¿ywanie ludzi
jak
marionetek, kukie3ek, zabawek! - Czemu nie. To jest... zabawne - Ada opad3a na
pod3oge i
niespiesznie podnios3a sw�j tani gabardynowy p3aszczyk i torbe - I to bedzie
bardzo zabawne
m�c... - Tydzien 3aski, mo¿e wiecej. I co dalej? - Vega zatrzyma3 j1 w p�3
kroku - Ostani
Nosiciel przetrwa3 trzy tygodnie. A wiesz jak skonczy3? - Wiem - Ada przycisne3a
do piersi torbe
- Z kul1 w g3owie.
- Jak? - me¿czyzna zacisn13 usta - No, to koniec uprzejmooci, przechodzimy
do
interesu. Ty, Sensen d3ugo kaza3eo na siebie czekaa. Czy Ona by3a tak trudna do
opanowania, czy te¿ nadal chcesz negocjowaa? Mo¿emy sie dogadaa,
wiesz... Ada
chcia3a zaprzeczya, wyjaonia, sprostowaa, i ... nie mog3a. Znajoma fala gor1ca,
wir uczua, lek
umierania, skurcz serca, brak oddechu. I coo jeszcze.
KTOO jeszcze. Teraz walka trwa3a nie tylko o kontrole nad cia3em ale te¿...
nad
dusz1?
� Oddychaj, oddychaj, oddychaj. Piea lat szpitala od pi1tego roku ¿ycia.
Oddychaj,
oddychaj, oddychaj. Indyjscy mistrzowie jogi potrafi1 kontrolowaa szybkooa
pulsu, wydzielanie
hormon�w, metabolizm, rate przemian, to dlaczego nie JA? Oddychaj wolniej,
wolniej, wolniej.
Masz praktyke. Masz dwadzieocia lat praktyki w oszukiwaniu omierci. Wolniej,
jeszcze wolniej,
bardzo wolno. Tak. Tlen zabija. Nadmiar tlenu zabija. Tlen i azot zabija. Wiecej
dwutlenku wegla.
Ooo... taaak. Teraz dobrze. Jak orgazm. Dobrze, dobrze, dobrze. Kontrola. Pe3na
kontrola. Ja
jestem pani1 w3asnego cia3a. Ja jestem... sama. SAMA!
- Halo! Halo! Jest tam ktoo? - w czerwonej mgle znajomy g3os - Halo! Sensen ! Co
z tob1? Odpowiedz... i tylko bez sztuczek. Ty nie mo¿esz mnie przej1a.
Nawet nie
pr�buj. My wiemy, ¿e WY unikacie palaczy. Oni was zabijaj1. Patrz, ja pale.
Halo?!
- Panie Vega, kto to jest SENSEN?
- Obcy w twoim ciele - agent Kosmopolu by3 wyraYnie niezadowolony - jak ty to
robisz? Gdzie
ten Obcy? Gdzie jest Sensen?
- W loszku, glino! - Ada bez trudu odepchne3a wyci1gniet1 w jej strone d3on - I
teraz, to ty,
odpowiesz mi na jedno zasadnicze pytanie. - Dlaczego palisz?!
- Czy On porzuci3 kontakt? - Vega zlekcewa¿y3 jej s3owa, jej zmiane
nastroju -
Powiedz mi. Gdzie...
- Tam gdzie ca3a reszta genetycznego baga¿u miliarda lat ewolucji - Ada
zdoby3a
sie na uomiech - jak sam powiedzia3eo; na poziomie molekularnym.
- Coo ty z Nim zrobi3a?
- Ja? - Ada ruszy3a do wyjocia - To on! Chcia3 miea opiekuna, no to go ma. Na
zawsze.
- Jak? - Vega dysza3 w jej kark - To jest niemo¿liwe.
- Mo¿liwe.
Ja, ca3e ¿ycie walczy3am o przetrwanie, adaptuj1c sie do trucizny
produkowanej
przez moje cia3o. W sumie, czym jest walka o przetrwanie? Adaptacj1 do zmiany
orodowiska,
nieprawda¿? A taki energetyczny zgestek foton�w nie jest niczym innym jak
zatruciem
radiacyjnym. Cia3o cz3owieka ma zadziwiaj1ce metody walki z radiacj1. WeYmy tak1
witamine
D, jak... dupa.
- Jesteo wulgarna.
- Ale za to umiem lataa, i nie tylko... - Ada zatrzyma3a sie w mrocznym
korytarzu prowadz1cym
na podw�rko. - Nadal czekam na odpowiedY, glino. - Papierosy IM szkodz1 - agent
Kosmopolu
mia3 bardzo kalkuluj1cy wzrok - Chcesz jednego?
- K3amiesz. To wszystko jest k3amstwem. - Ada odtr1ci3a papieroonice - Wy z tego
ca3ego Kosmopolu, chcecie czerpaa korzyoci z kontakt�w trzeciego stopnia, a nie
chronia ludzi. Ada dziobne3a wskazuj1cym palcem w piero me¿czyzny a ten
zatoczy3
sie na ociane - Co za bajer. Chronia ludzi! Wy macie ludzi w dupie. Wy macie
Obcych w dupie. Ty
i twoja paczka morderc�w szukacie jedynie wiedzy, czytaj, w3adzy!
- Co w tym z3ego? Z tym co Oni maj1 w g3owie, my mo¿emy...
- A ja?!
- S3uchaj. Mo¿emy sie dogadaa. Skoro ty kontrolujesz Sensena a nie na
odwr�t, w
co trudno mi uwierzya, ale... well, za3�¿my, ¿e tak jest istotnie, a
jeoli tak,
to... dlaczego nie? My wolimy, co jest zrozumia3e, badaa, ach, mam na myoli,
pracowaa z
cz3owiekiem...
- Daruj sobie. Nie wysz3o wam z lalkarzem, to wabicie lalke....
Zapomnij o tym. A zreszt1, te eskapady Obcych, s1 nielegalne i ten ca3y Sensen
jest, de facto, kryminalist1. Lamaczem Ich prawa, kt�re wyraYnie zabrania tego
typu dzia3alnooci, co natychmiast stawia nas i Ich na tej samej moralnej i
etycznej p3aszczyYnie. Ich cywilizacja i nasza cywilizacja r�¿ni sie
jedynie
metod1 utylizacji zasob�w naturalnych, co wynika z totalnie r�¿nej
fizycznej
konstrukcji oraz id1cych z tym plus�w i minus�w kontroli nad materi1
nieo¿ywion1.
- Jak na humanistke, zadziwiaj1ca bieg3ooa jezykowa w obcej ci dziedzinie - Vega
zakpi3,
wyraYnie lekcewa¿1c jej wyw�d.
Zapalaj1c nastepnego papierosa, doda3 rozkazuj1co: - Ruszamy!
- Tak panie - Ada uda3a, ¿e sie k3ania - ka¿dy w swoj1 strone.
- Zobaczymy - burkn13 pod nosem Vega. Siegaj1c do kieszeni, wyj13...
- Widze - Ada nie by3a przestraszona.
- Jak opiewa3 Niemen, dziwny jest ten owiat, a ja dodam, spierdolony. I to
g3�wnie przez g3up�w
twojego kalibru, glino.
- Ja nie jestem policjantem, panno Adelajdo. Ja jestem specjalist1 od polowania
na UFO. I, o ile,
Sensen nie symuluje amnezji, to w3aonie aresztowa3em przedstawiciela obcej
cywilizacji, kt�ry
bez zgody Ziemi, jest na Ziemi... - Amen. - Ada z niedowierzaniem pokreci3a
g3ow1. - I co? Tak
jak poprzednio? Poci1gnie pan za spust i kolejny numer, tym razem, Zero Zero
Dwanaocie, czyli
JA, trafi do kostnicy... tak? - Tak - agent Kosmopolu wskaza3 brod1 kierunek -
Idziemy! - Kto
idzie to idzie - Ada przesz3a przez rumowisko gruzu blokuj1ce wyjocie i zamar3a.
- Prosze, prosze. Komitet powitalny w pe3nej gali. Ale zamiast wreczya medal i
kwiaty, wzieli i rozstrzelali. Towarzysz Sensen zaczyna pow1tpiewaa, czy
podr�¿
na Ziemie by3a dobrym pomys3em. S1 inne planety i cywilizacje mniej brutalne...
- S3ucham? - Vega z zaskoczeniem zajrza3 jej w twarz - On ci to powiedzia3?
- On nic nie ma do powiedzenia. - Ada sceptycznie oceni3a gotowooa bojow1
oddzia3u mierz1cego w ni1 z egzotycznie wygl1daj1cych karabin�w - Ja jedynie
czytam jego myoli. Oraz... pamiea. Tak na marginesie. Panie Vega, czy¿ nie
s1 to
zmodyfikowane wersje pok3adowego pulsera, jaki ma na pok3adzie, ka¿dy
pojazd
rodak�w kolegi Sensena?
- Idziemy! - agent znienacka straci3 ochote do rozmowy. - Powoli, powoli. Nie
tak szybko. Pan i
panscy mocodawcy zdo3ali przechwycia jeden z lataj1cych spodk�w, ale jeszcze
nigdy nie
upolowaliocie ¿ywego, czy martwego ufoludka. Wie pan dlaczego?
- W3aonie mam pierwszego. Idziemy!
- Ka¿dy w swoj1 strone, kosmiczny glino!
- Prosze nie stawiaa oporu!
- Jak bym mog3a ... - Ada nie stawia3a... ale... grawitacji. Jak bajkowa
czarodziejka, powiewaj1c
po3ami p3aszczyka, z godnooci1 unios3a sie do g�ry, po czym... natychmiast,
przekroczy3a
szybkooa Mach 5.0, czyli ruszy3a w nieznane z szybkooci1 piea razy wieksz1 od
szybkooci
dYwieku, produkuj1c przy tej okazji soniczn1 fale zmiataj1c1 za ni1 ptaki,
drzewa i krzaki, jak
te¿ po3owe wszystkich szyb w Aninie.
- Mo¿esz uciekaa, lecz nie mo¿esz sie schowaa. Znajdziemy cie! - agent
Kosmopolu
wygrzeba3 sie z pod ga3ezi zwalonej podmuchem sosny i z3apa3 za przenoony
telefon.- Szefie.
Ona ruszy3a na wsch�d. Musimy aktywowaa naszych agent�w od Lwowa do Odessy.
Vega myli3 sie. Ada wiedzia3a jak sie ukrya.
Po tygodniu, siedz1c na tarasie Hiltona w Buenos Aires i s1cz1c szampana
powiedzia3a:
- Sensen, chcia3eo miea opiekuna, to masz. Nie narzekaj, zawsze chcia3am bya
Supermenem w
sp�dnicy. A teraz wypijemy zdrowie za owocn1 inkorporacje naszych cywilizacji, a
dalej
poczytamy sobie Kanta w oryginale. - I Sensen,...prooba. Bez tych ci1g3ych
wrzask�w o pomoc
bo wreszcie zapale!
koniec
Copyright M. Robert Falzmann