8495

Szczegóły
Tytuł 8495
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8495 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Martha Wells �owcy czarnoksi�nik�w @@1 Vienne, Ile-Rien By�a dziewi�ta wieczorem. Tremaine bezskutecznie pr�bowa�a znale�� metod� pope�nienia samob�jstwa, kt�re s�d uzna�by za �mier� z przyczyn naturalnych, gdy nagle rozleg�o si� �omotanie do drzwi. � A niech to diabli! Kilka ksi��ek traktuj�cych o r�nych truciznach zsun�o si� jej z kolan, kiedy wstawa�a ze zbyt mi�kkiego fotela. Zosta� jej w r�ku tylko drugi tom �Medycyny s�dowej�, w kt�rym za�o�y�a sobie palcem miejsce, gdzie sko�czy�a czyta�. Poszukiwania niemo�liwej do wykrycia trucizny nie sz�y jej najlepiej: lekarze-czarnoksi�nicy potrafili je bardzo dobrze rozpoznawa�, ona za� nie chcia�a, �eby wygl�da�o na to, �e zosta�a zamordowana. Krwotok �r�dczaszkowy wydawa� si� niez�ym pomys�em, tyle �e trudno go wywo�a� samodzielnie. W ko�cu wywodz� si� z Valiarde��w, wi�c powinnam znale�� jakie� rozwi�zanie, pomy�la�a. Owijaj�c si� kocem, ruszy�a do drzwi, toruj�c sobie drog� po�r�d stos�w ksi��ek. Biblioteka w Coldcourt doskonale nadawa�a si� do jej potrzeb, gdy� zawiera�a rozliczne dzie�a na rozmaite tematy, w tym wszystko, co napisano w cywilizowanym �wiecie na temat morderstw i r�nych okalecze� cia�a. Hol by� ciemnawy: o�wietla�a go tylko jedna �ar�wka, osadzona w starej gazowej lampie, umieszczonej nad schodami. Jej blask wydoby� z mroku po��k�y tynk na �cianach, stare, drewniane boazerie i b��kitntoz�oty wzorzysty dywan na g�adkiej, kamiennej posadzce. Nazwa Coldcourt doskonale oddawa�a charakter budowli: zanim Tremaine dotar�a do drzwi frontowych, jej bose stopy doszcz�tnie przemarz�y. Da�a swojej gospodyni wychodne na dzisiejsze popo�udnie i wiecz�r, a teraz tego po�a�owa�a, ale przecie� nie mog�a przewidzie�, �e znalezienie odpowiedniego rozwi�zania zabierze jej a� tyle czasu. W takim tempie nie zd��y umrze� do ko�ca tygodnia! Nieproszony go�� wci�� wali� do drzwi. � Kto tam?! � krzykn�a, pow�tpiewaj�c, czy przybysz j� w og�le us�yszy. Coldcourt, zbudowany jako wiejska rezydencja, mia� mury z grubego kamienia, kt�re doskonale chroni�y przed ch�odem vienne�skich zim. Usytuowany po�r�d innych, r�wnie starych posiad�o�ci, tu� za granicami miasta, �w dw�r rozsiad� si� szeroko na zaniedbanych gruntach, roztaczaj�c wok� wdzi�k swych asymetrycznych kszta�t�w i zdobionych blankami wie�yczek. Drzwi mia�y kilka cali grubo�ci, a stare, d�bowe drewno pokrywa�a wyt�aczana p�yta z o�owiu, kt�ra wcale nie by�a wy��cznie dekoracj�: stanowi�a ochron� przed kulami lub pr�bami w�amania. Okna nad drzwiami wykonano z grubego szk�a o�owiowego, wzmocnionego srebrnym drutem, a zgodnie z obowi�zkiem zaciemnienia zas�ony by�y szczelnie zaci�gni�te. Wszystkie budynki mia�y zas�ony zaciemniaj�ce, wymagane przez Centrum Obrony Cywilnej, ale pozosta�e �rodki bezpiecze�stwa nale�a�y do cech szczeg�lnych Coldcourt. Tyle tylko, �e wszystkie stra�niki, chroni�ce przed atakami czarnoksi�skimi w obecnej sytuacji nie mog�y si� na wiele przyda�. � To ja, Gerard! � rozleg� si� st�umiony g�os. � O Bo�e. � Tremaine opar�a ze znu�eniem czo�o o ch�odn�, drewnian� p�yt� drzwi. Wyznaczony testamentem jako zarz�dca maj�tku jej ojca, Guilliame Gerard by� te� prawnym opiekunem dziewczyny, dop�ki nie uko�czy�a lat dwudziestu jeden, ale w ostatnich czasach nie widywa�a go zbyt cz�sto. W pierwszej chwili pomy�la�a, �e pewnie dosta� list od kierowniczki grupy stra�y obywatelskiej, do kt�rej nale�a�a. Tremaine przyst�pi�a do tej grupy, gdy� pracowa�a ona w zbombardowanych okolicach miasta i wielu jej cz�onk�w, nawet do�wiadczonych policjant�w czy te� stra�ak�w albo by�ych �o�nierzy, zgin�o od niewypa��w lub pod gruzami zawalonych budynk�w. Drobna kobieta, kt�ra w szkole nigdy nie przodowa�a na gimnastyce, nie mia�a prawa przetrwa� nawet tygodnia w podobnej roli. Tremaine mog�a wi�c liczy� na to, �e zako�czy �ycie, nie zyskuj�c wi�cej uwagi ni� wzmianka na jednej z list ofiar opublikowanych w prasie. Ka�dy inny spos�b musia�by doprowadzi� do oficjalnego �ledztwa, kt�re bez w�tpienia ujawni�oby bardzo nieprzyjemne fakty na temat niedawnej przesz�o�ci jej rodziny, a Tremaine wcale by sobie tego nie �yczy�a. Tyle tylko, �e pracuj�c ju� sze�� miesi�cy w stra�y obywatelskiej, wci�� pozostawa�a przy �yciu. Z pewno�ci� nadal nie umia�aby odbi� pi�ki tenisowej, ale nauczy�a si� wspina�, gramoli� i przeciska� po�r�d ruin niczym wiewi�rka, unika� spadaj�cych kawa�k�w gruzu, a kiedy z na p� zasypanej piwnicy wyskoczy� na ni� ghoul, instynkt podpowiedzia� jej, by zat�uc go kawa�kiem o�owianej rury, w ten spos�b triumfuj�c nad pragnieniem samounicestwienia. Jednak po p� roku igrania ze �mierci� kierowniczka grupy poinformowa�a Tremaine, i� nale�y si� jej miesi�c urlopu, a dopiero potem b�dzie mog�a odpracowa� nast�pn� tur�. Dziewczyna zaprotestowa�a z patriotycznym zapa�em, kt�ry wzbudzi�by niew�tpliwy podziw jej przyjaci� z teatru, gdyby ci oczywi�cie znajdowali si� jeszcze przy �yciu. Musia�a jednak ugi�� si� na widok wyrazu oczu swojej zwierzchniczki. By�a ni� bowiem ksi�na Duncanny, kt�ra nawyk�a do zarz�dzania swym wielkim maj�tkiem, a w dodatku na samym pocz�tku wojny przesz�a szkolenie jako piel�gniarka. By�a zatem zbyt spostrzegawcza i kiedy Tremaine spojrza�a jej w oczy, pomy�la�a natychmiast: �Ona wie�. Domy�la si�, dlaczego tu jestem. Nale�a�o zatem opu�ci� stra� obywatelsk� i znale�� jaki� inny spos�b. Na pewno skontaktowa�a si� z Gerardem. � A niech to wszyscy diabli. � Tremaine, krzywi�c si�, przekr�ci�a wielki klucz i otworzy�a ci�k� zasuw�. Gerard w�lizgn�� si� do �rodka, z nawyku szybko zamykaj�c za sob� drzwi, �eby jak najmniej �wiat�a wydosta�o si� na zewn�trz. Istnia�o nik�e prawdopodobie�stwo, by peryferie Vienne mia�y si� sta� przedmiotem ataku z powietrza, a Tremaine nie s�ysza�a dzisiaj w radiu �adnych ostrze�e� o bombardowaniach. Przybysz by� wysokim m�czyzn� oko�o czterdziestki, o ciemnych, lekko tylko przypr�szonych siwizn� w�osach. Krawat przekrzywi� mu si�, a na tweedowej marynarce by�o wida� ciemne plamy. Gdy z zak�opotaniem przygl�da� si� dziewczynie, w jego okularach odbija�o si� �wiat�o �ar�wki. � Tremaine, przepraszam za to naj�cie, ale sta�o si� co� strasznego. Zniszczyli stra�niki, pomy�la�a, patrz�c na niego t�po. Pa�ac zburzony. Poczu�a, jak w piersi wzbiera jej histeryczny �miech. Nie b�dzie �adnych d�ugotrwa�ych dochodze� ani przykrych artyku��w w gazetach. Gardier zwyci�yli, a ona mo�e teraz rozbi� sobie g�ow� kamieniem i nikt temu nie po�wi�ci najmniejszej uwagi. � Zbombardowali pa�ac. � Nie. � Gerard popatrzy� na ni� dziwnie. � Nie, to nie jest a� tak straszne. � Zaczerpn�� gwa�townie tchu, staraj�c si� zebra� my�li. � Przyszed�em w sprawie projektu. Nasza ostatnia pr�bna kula uleg�a zniszczeniu. � Och. � Tremaine zwil�y�a wargi, usi�uj�c ogarn�� sytuacj�. M�wi� o projekcie prowadzonym przez Instytut Obrony imienia Villera znajduj�cy si� poza miastem. Mocniej otuli�a si� kocem i wygodniej uj�a grub� ksi�g�, id�c za Gerardem w g��b holu. � Czy chcesz, �ebym wypisa�a ci czek? � zapyta�a. W mie�cie byli ludzie, kt�rzy zajmowali si� tym i innymi finansowymi sprawami Instytutu, ale mo�e ich biura zosta�y zburzone lub ewakuowane. � My�la�am, �e rz�d zarekwirowa� dla was wszystko, czego wam trzeba. Gerard zatrzyma� si� i spojrza� na ni� ze zniecierpliwieniem. � Tremaine, pos�uchaj... � Zamruga�, dostrzegaj�c wreszcie jej ubi�r. � Czy to tw�j nocny str�j? � To kitel. Kitel artysty. � Wi�kszo�� ubra� Tremaine uleg�a zag�adzie; krawcowa, u kt�rej je sobie szy�a, zamkn�a sw�j zak�ad i opu�ci�a miasto, a ona, Tremaine, nie mia�a najmniejszej ochoty wystawa� godzinami w kolejkach do sklep�w. � Ja... Niewa�ne. No... co si� sta�o? � Kula, kt�rej u�ywali�my w eksperymencie, uleg�a zniszczeniu � wyja�ni� Gerard. � To by� prototyp Riardina kuli Villera, ostatni, jaki mieli�my. Teraz ju� zrozumia�a. � Zniszczona? � Czuj�c nag�y gniew, rzuci�a �Medycyn� s�dow�� na marmurowy stolik. � Co to ma u diab�a znaczy�? Przez kogo? � Przez Riardina. � Spogl�daj�c na ni� ponuro, Gerard poprawi� okulary. � Zabi�a go i zniszczy�a sam� siebie. Tremaine odetchn�a g��boko i obj�a palcami nasad� nosa. � Idiota � mrukn�a. Nie by�o si� czemu dziwi�. Ten projekt przyprawi� o �mier� niejedn� osob�. � To przez nadgorliwo�� � przyzna� Gerard. � Jednak nie mieli�my nikogo lepszego ni� on. Teraz ja zosta�em czarnoksi�nikiem najwy�szej rangi w tym projekcie. � G��boko zaczerpn�� tchu, jakby jeszcze si� nie oswoi� z t� my�l�. Tremaine podnios�a na niego wzrok, marszcz�c brwi. Uniwersytet w Lodun zosta� zapiecz�towany przez swoje w�asne stra�niki i znajdowa� si� pod sta�ym atakiem Gardier. Przez dwa ostatnie lata nie mo�na si� tam by�o dosta� i nikt nie zdo�a� zbli�y� si� do� na tyle, �eby odkry�, czy uwi�zieni w �rodku czarnoksi�nicy i mieszka�cy miasta �yj� jeszcze, czy nie. Od tego czasu zosta�o niewielu czarnoksi�nik�w, kt�rzy nie zostali oddelegowani do obrony granic i wybrze�a. Gerard reprezentowa� przyzwoity poziom, ale daleko mu by�o do b�yskotliwo�ci Riardina. Samob�jstwo dawa�o t� dodatkow� korzy��, �e nie trzeba by�o przygl�da� si�, jak gin� przyjaciele. � Gerardzie... � Dwie pozosta�e kule by�y dostosowane do Riardina. On je wykona� i on z nimi pracowa�. Nie ma teraz czasu, �eby zrobi� nast�pn� dla mnie. � Uwa�nie przygl�da� si� dziewczynie. � Potrzebuj� prototypu Damala. � Och. � Arisilde Damal by� najwi�kszym czarnoksi�nikiem w historii Ile-Rien. Tremaine nazywa�a go wujkiem Ari. Teraz przez chwil� przygl�da�a si� Gerardowi, nie bardzo wiedz�c, o co mu chodzi, a potem zrozumia�a, �e prosi j� o pozwolenie. � Ach, tak. Ale� oczywi�cie. Gerard ruszy� na g�r�, ale zatrzyma� si�, zdziwiony, gdy dziewczyna zawr�ci�a do biblioteki, wlok�c za sob� koc. � Nie trzymasz jej w sejfie na g�rze? � Czuje si� samotna. Tam jest ciemno i zimno. Pewnie dlatego w�a�nie dwie pozosta�e kule umar�y. � Na pocz�tku istnia�y trzy takie przedmioty, skonstruowane przez Edouarda Villera, przybranego dziadka Tremaine, przechowywane w tajemnych skrytkach na strychu w Coldcourt. Dwie spokojnie odda�y ducha po latach bezczynno�ci, a jedna zosta�a zniszczona osobi�cie przez Arisilde Damala, podczas wykonywania wyj�tkowo silnego zakl�cia. Kiedy ojciec Tremaine, Nicholas Valiarde, ufundowa� Instytut Villera, kt�ry mia� kontynuowa� dzie�o Edouarda, Arisilde, wsp�pracuj�c ze specjalistami w filozofii naturalnej, odtworzy� pierwotny projekt Villera. Tremaine poprowadzi�a swego go�cia do biblioteki. Ksi��ki ju� dawno temu przesta�y si� mie�ci� na si�gaj�cych sufitu p�kach i zajmowa�y te� s�siedni salonik, jak r�wnie� kilka pokoi na pi�trze, ale tu wci�� znajdowa�a si� g��wna cz�� kolekcji. Cho� biblioteka pilnie wymaga�a odkurzenia, pozostawa�a mimo to najprzyjemniejszym pomieszczeniem w ca�ym domu, ze swymi r�nobarwnymi, starymi parscyjskimi dywanami i mi�kkimi fotelami. By� to te� jedyny pok�j, w kt�rym na �cianach nie by�o wida� ja�niejszych prostok�t�w po zdj�tych obrazach, kt�re milcz�co przypomina�y o stale obecnej gro�bie inwazji. Zgodnie z instrukcjami zostawionymi przez ojca Tremaine przenios�a jego kolekcj� dzie� sztuki do zapiecz�towanego skarbca, ukrytego pod biurami Przedsi�biorstwa Importowego Valiarde w Vienne, razem z cz�ci� mebli, co starszymi ksi��kami, bi�uteri� matki i innymi cennymi przedmiotami. Od tamtej pory mia�a wra�enie, �e dom sta� si� pust� skorup�, w kt�rej nie zosta�o nic, nawet ona sama. Podesz�a do stoj�cej pod �cian� szafki ze szklanymi drzwiami i otworzy�a szuflad� w poszukiwaniu klucza. � Raz jeszcze przepraszam za to naj�cie. Wiem, �e masz teraz urlop. � Gerard rzuci� okiem na p�on�cy na kominku sk�py ogie� i stosy ksi��ek otaczaj�ce fotel. � Piszesz co� nowego? � Uhm. � Tremaine zrezygnowa�a z odnalezienia klucza po�r�d ogryzk�w o��wk�w, skrawk�w papieru i najrozmaitszych rupieci, zgromadzonych przez kilka dziesi�cioleci, i mocnym szarpni�ciem otworzy�a drzwi szafki. Kula spoczywa�a na g�rnej p�ce, razem z licznymi po��k�ymi notatnikami i teczkami. By�a niedu�a, wielko�ci pi�ki do krykieta, sk�ada�a si� z pas�w metalu o barwie miedzi, a w �rodku mia�a mn�stwo male�kich k�eczek i z�batych przek�adni. Tremaine wzi�a j� z p�ki, trac�c na chwil� czucie w palcach po bezpo�rednim zetkni�ciu z moc�, kt�ra drzema�a w tym przedmiocie. Chuchn�a na kul�, kt�ra zrobi�a si� ciep�a w dotyku. Przytrzyma�a j� przy piersi, zamykaj�c drzwiczki. � �adnych magicznych zamk�w? �adnych tajemnych urz�dze�? � zapyta� z lekkim rozczarowaniem Gerard, podchodz�c bli�ej. � Rodzina Valiarde schodzi na psy. � Naprawd�? � Jako zaufany przyjaciel jej ojca, Gerard mia� prawo do takiej uwagi, ale mimo to zabola�a ona Tremaine. � Mo�esz od razu wbi� mi n� w plecy; po co traci� czas � mrukn�a. � Przepraszam. � Rzeczywi�cie wygl�da� na skruszonego, gdy odbiera� od niej kul�. � Zawsze lubi�em tajemne magiczne zamki � doda� z �alem. � Ja tak�e. � Tremaine przygl�da�a si�, jak wewn�trz kuli b��kitne i z�ote �wiate�ka goni� si� po metalowych �cie�kach. Zdobycze alchemii i filozofii naturalnej, splataj�c si� w jeden wz�r, dawa�y kuli pot�n� moc, ale dziewczyna nie mia�a poj�cia, sk�d si� to bierze. Ta w�a�nie kula nigdy nie by�a badana w Instytucie. Wuj Ari da� j� Tremaine, gdy ta by�a jeszcze ma�a, w dniu kiedy jej ukochany kot umar� ze staro�ci. Czarnoksi�nik powiedzia� wtedy dziewczynce, �e okrucie�stwem by�oby przed�u�a� �ycie zwierz�cia i ten przedmiot mo�e tak�e sta� si� jej przyjacielem. Wuj Ari nie zawsze gra� w otwarte karty, ale by� bardzo mi�y. Jako pierwszy rozpocz�� wielkie badania Instytutu Villera i sta� si� te� pierwsz� ofiar�. � Daj jej minut�, �eby si� rozgrza�a � rzek�a Tremaine. Gerard przygl�da� si� kuli z powag�. � Mia�em j� w r�ku, gdy Arisilde �adowa� j� po raz pierwszy, ale to by�o wiele lat temu. Czy �atwo jest si� ni� pos�ugiwa�? Wzruszy�a ramionami. � Nigdy nie mia�am z ni� wi�kszych k�opot�w, ale te� nigdy nie u�ywa�am jej do rzucania prawdziwych zakl��. � Nie trzeba by�o czarnoksi�nika, by uruchomi� kul�, ale nale�a�o mie� cho� odrobin� talentu do magii. Praprababcia Tremaine by�a pot�n� czarownic� i wszyscy w rodzinie jej matki mieli pewne zdolno�ci magiczne, chocia� sama matka Tremaine zosta�a aktork�. Jako dziecko Tremaine dysponowa�a wystarczaj�cym zasobem magii, �eby u�ywa� kuli do odnajdywania zagubionych zabawek, tworzenia prostych iluzji i kolorowych �wiate�, ale ten niewielki talent os�ab� na skutek braku �wicze�. A teraz pewnie ju� nigdy nie zobaczy tej kuli. � Jak wam idzie? � spyta�a, nie spodziewaj�c si� optymistycznej odpowiedzi. � Poza tym, �e Riardin wysadzi� si� w powietrze? Oczywi�cie trudno to nazwa� post�pem, ale... Gerard zbyt dobrze j� zna�, �eby si� obrazi�. � My�l�, �e jeste�my ju� blisko celu. Eksperyment, kt�ry przeprowadza� Riardin... Podszed� do zakl�cia z zupe�nie innej strony. � Pokr�ci� g�ow�, zdj�� okulary i przetar� oczy. � Niewiele nam brakuje do rozszyfrowania tajnik�w projektu Arisilde. � Wi�c wiecie ju� dok�adnie, co zabi�o wuja Ari i mojego ojca. � Tremaine pokr�ci�a kul�, obserwuj�c, jak iskry znikaj� w jej g��bi. Urz�dzenie by�o dzisiaj bardzo aktywne, o wiele bardziej ni� kiedykolwiek. Mo�e dlatego, �e nie wyjmowa�a go od zesz�ego roku. Zesz�ego roku? A mo�e jeszcze d�u�ej? � Chcieli nas ochroni� przed tym wszystkim, Tremaine � powiedzia� cicho Gerard. Machn�� r�k� w stron� zas�on, szczelnie zakrywaj�cych w�skie okna biblioteki. � Przed t� wojn�. � Wiem. � Nicholas Valiarde i Arisilde Damal jako pierwsi odkryli �lady dzia�alno�ci Gardier, wrog�w bez twarzy, kt�rzy pojawili si� znik�d i atakowali bez powodu, niszcz�c bez trudu zar�wno bro� konwencjonaln�, jak i magiczn�. Nast�pi�o to wiele lat przed tragicznym atakiem na miasto Lodun, zanim niedu�y kraj o nazwie Adera zosta� opanowany i u�yty przez Gardier jako punkt wyj�cia do atak�w na Ile-Rien. Tremaine nie obwinia�a Nicholasa i Arisilde za to, co nast�pi�o p�niej, po tym, jak ci dwaj, przez ca�e �ycie balansuj�cy na cienkiej linii pomi�dzy �yciem a �mierci�, kilka razy z rz�du pope�nili b��dy w ocenie sytuacji. Wzdychaj�c, Tremaine poda�a kul� Gerardowi. � Wuj Ari nigdy nie chcia� tworzy� broni. Ostro�nie odebra� od niej kul�. � Wola�bym nie dramatyzowa�, ale ten przedmiot mo�e okaza� si� ostatnim ratunkiem... � Popatrzy� na kul� z konsternacj�. � Wy��czy�a si�. � Nie. � Marszcz�c brwi, Tremaine odebra�a mu j�. Potrz�sn�a ni� lekko, na co Gerard skrzywi� si�, ale w ko�cu by� przyzwyczajony do znacznie delikatniejszych instrument�w konstruowanych przez Riardina i innych specjalist�w, kt�rzy pr�bowali odtworzy� dzie�o Arisilde. � Nic si� nie sta�o. � Poda�a mu j� znowu, pokazuj�c, �e w g��bi urz�dzenia nadal poruszaj� si� �wiate�ka. Gerard odebra� od niej kul�, a Tremaine pochyli�a si� nad ni� i zmarszczy�a czo�o, gdy urz�dzenie znowu zamar�o. Pokr�ci�a z irytacj� g�ow� i znowu wzi�a instrument do r�ki. � Kiedy� przecie� dzia�a�a, gdy chcia�e� jej u�y�, prawda? Potrz�sn�a kul�, ale on szybko j� powstrzyma�. � Mo�e... Nie pracowa�em z ni� od ponad dziesi�ciu lat. Je�li to dlatego... Nie mamy innych dzia�aj�cych kul, �eby kontynuowa� nasze badania � rzek�. � Chcesz powiedzie�, �e ci� zapomnia�a? � Dziewczyna, �ci�gaj�c brwi, wyci�gn�a ku niemu r�k� z kul�. � Spr�buj jej u�y�, kiedy j� trzymam. Zr�b co� prostego. Gerard, koncentruj�c si�, po�o�y� palce na kuli. Przez chwil� Tremaine my�la�a, �e nic si� nie stanie. Potem wir magicznego �wiat�a przesun�� si� nad pi�knym starym dywanem ko�o kominka, iskrz�c jak z�oty py� i sprawiaj�c, �e blask p�omieni w kominku, a tak�e �wiat�o �ar�wki w lampie, przygas�y i zamigota�y. Czarnoksi�nik odetchn�� z ulg� i zdj�� r�k� z kuli. �wiat�o znikn�o. � Nadal mnie pami�ta, ale najwyra�niej potrzebuje tak�e kontaktu z tob�. � Spojrza� jej uwa�nie w oczy. � Tremaine, wcale nie chc� ci� o to prosi�, ale... to chyba niezb�dne dla dalszych bada�. Jeste�my bardzo bliscy sukcesu... Dziewczyna bezradnie rozejrza�a si� po bibliotece. Nie mog�a sobie teraz pozwoli� na �adne dodatkowe zaj�cia. � Jestem w�a�nie w trakcie... wiem, �e to niebezpieczne, ale gdyby�... Niebezpieczne. Tremaine popatrzy�a na niego z b�yskiem w oku. Doskonale. Kiwn�a g�ow�. � Daj mi chwil� czasu. Musz� si� przebra�. @@2 Wyspa Burz w pobli�u po�udniowego wybrze�a Syrnai � Zobaczymy si�, kiedy wzejdzie ksi�yc � powiedzia� Ilias, dodaj�c w my�lach: �Mam nadziej�. W dole na wodzie Halian ostro�nie balansowa� na �awce ��dki, kolebi�cej si� na niewielkich falach i stukaj�cej o skalist� �cian� podmorskiej groty. By� wysoki, spalony s�o�cem i wysmagany morskim wiatrem, a d�ugie, siwiej�ce w�osy zwi�za� w prosty w�ze�; Ilias nigdy nie my�la� o nim jak o kim� starym, ale teraz niepok�j sprawi�, i� Halian wygl�da� na swoje lata. � Jeste� pewien, �e wiecie, co robicie? � zapyta�, podaj�c im zwini�t� lin�. Ilias za�mia� si� i si�gn�� po ni� w d�. � Nigdy nie jestem pewien, �e wiem, co robimy. � Wej�cie do groty, znajduj�ce si� o jakie� dwadzie�cia krok�w od dziobu ��dki Haliana, wpuszcza�o blade poranne �wiat�o i g�st� mg��, kt�ra le�a�a jak we�niany koc na szarob��kitnej wodzie. Ska�a wznosi�a si� na tyle wysoko, �e ich statek �Szybki� m�g�by wp�yn�� do �rodka, ale niebezpiecze�stwo stanowi�o dno, na kt�rym spoczywa�y szcz�tki licznych statk�w. Lepiej ni� Ilias czy te� ktokolwiek inny pami�ta�, �e w g��bi groty znajdowa� si� port, stanowi�cy cz�� starego, opuszczonego miasta, kt�re zajmowa�o dalsze jaskinie, w wi�kszo�ci zatopione teraz przez morze. Jednak�e obecnie dost�p do kamiennych basen�w portowych i falochron�w blokowa�y drewniane szkielety wrak�w, spl�tane w jedn�, gnij�c� mas�. W ch�odnym, wilgotnym powietrzu unosi� si� od�r rozk�adu, gromadz�cy si� w zas�onie z mgie�, kt�r� jaki� czarownik utworzy� przed wieloma wiekami dooko�a wyspy. Nag�e szkwa�y i gro�ne pr�dy, kt�re cz�sto porywa�y statki i rzuca�y je w otch�a�, sprawi�y, �e miejsce to zyska�o sobie nazw� Wyspy Burz. Haliana nie zachwyci�a ta pr�ba poprawienia nastroju. � Wiesz, co o tym s�dz� � stwierdzi� powa�nie, siadaj�c z powrotem w ko�ysz�cej si� na falach �odzi. � Wszystko b�dzie dobrze � powiedzia� Ilias, zniecierpliwiony. Kiedy Halian przyszed� wczoraj z t� spraw� do Gilieada, wywo�a� jeden z tych d�ugich, uprzejmych spor�w, w kt�rych obie strony w zasadzie zgadzaj� si� ze sob�, ale mimo to dyskusji nie mo�na doprowadzi� do pomy�lnego zako�czenia. Ilias nie mia� poj�cia, jak si� to sko�czy�o; znudziwszy si�, wyszed� i reszt� wizyty Haliana przesiedzia� razem z pasterzami na murze zagrody dla k�z. Ze znajduj�cej si� nad g�ow� Iliasa szczeliny dobieg� g�os Gilieada. � Czego on chce? Ilias wyci�gn�� si�, �eby poda� mu lin� przez w�ski otw�r. � Stwierdzi�, �e jeste�my idiotami i chyba zamierzamy pope�ni� samob�jstwo. � Powiedz mu ode mnie, �e bardzo dzi�kuj� za wsparcie � rzek� Giliead, ale w jego s�owach nie by�o goryczy. � I niech pozdrowi mam�. Ilias pochyli� si�, �eby to przekaza�, ale Halian tylko wywr�ci� oczami, m�wi�c: � S�ysza�em, s�ysza�em. � Si�gn�� do wiose�, a Ilias zdj�� cum�. Z ponurym wyrazem twarzy powiedzia� tylko: � Uwa�ajcie na siebie. Ilias u�miechn�� si�. Halian w nich wierzy�; mia� tylko dosy� ogl�dania stos�w pogrzebowych. � Jasne. Nie ogl�daj�c si� za siebie, Halian skierowa� ��dk� w stron� wej�cia do groty i wkr�tce znikn�� we mgle. Ilias zapar� si� mocniej o �lisk� ska�� i przepchn�� przez otw�r do ciasnego korytarza powy�ej, szukaj�c szpar w omsza�ym kamieniu, o kt�re m�g�by zaczepi� palce. Giliead czeka� na niego. Siedzia� w kucki i szuka� czego� w torbie. Szczelina ci�gn�a si� wy�ej nad ich g�owami, po czym znika�a w cieniu, w miejscu gdzie nie dociera�o szare �wiat�o, dobiegaj�ce z wej�cia do groty. � Got�w? � zapyta� Giliead, odrzucaj�c warkocze do ty�u i niezr�cznie przek�adaj�c sobie przez g�ow� i rami� pasek torby. Przewy�sza� Iliasa wzrostem o ca�� g�ow� i w ciasnej szczelinie by�o mu niewygodnie. � Nie � odpar� beztrosko Ilias. Szczelina by�a za ma�a nie tylko dla Gilieada, nie wystarcza�o tu tak�e miejsca, by skorzysta� z broni, kt�rej woleliby u�ywa�: �uki i oszczepy nigdy by tu si� na nic nie zda�y. Obaj mieli ze sob� miecze, przywi�zane pasami do plec�w, ale dobycie ich w tej ciasnocie by�oby niemo�liwe. Giliead b�ysn�� u�miechem, a potem z powag� pokiwa� g�ow�: � Ani ja. � To chod�my. Wspinaczka posz�a im szybciej ni� poprzednim razem, ale mo�e dlatego, �e Ilias wiedzia� teraz, �e kiedy� wreszcie dotr� do celu. Szukaj�c w zesz�ym roku wyj�cia z jaski�, przypadkiem odkryli t� drog�, nie wiedz�c, czy prowadzi do wyj�cia, czy te� zako�czy si� �lepo gdzie� w g��bi g�ry. Szli w g��bokich ciemno�ciach, a cuchn�ca ciecz sp�ywaj�ca po ska�ach sprawia�a, �e by�o bardzo �lisko. Po jakim� czasie przestali s�ysze� szum fal, uderzaj�cych o �ciany po�o�onej poni�ej jaskini, i jedynymi d�wi�kami, jakie im towarzyszy�y, by�y ich w�asne oddechy, szuranie but�w o kamie� i od czasu do czasu przekle�stwo, wymamrotane, gdy kt�ry� z nich uderzy� si� w g�ow� albo otar� sobie sk�r�. By�o im gor�co i brakowa�o powietrza, a Ilias wkr�tce poczu�, �e pot przykleja mu koszul� do plec�w i piersi. Mimo to i tak tym razem wspinaczka wydawa�a si� znacznie �atwiejsza ni� zesz�oroczne schodzenie w d�. Giliead nakaza� post�j, gdy wydawa�o si�, �e s� ju� w po�owie drogi, a Ilias zaklinowa� si� na niewidocznej w ciemno�ciach skalnej p�ce, zapieraj�c si� stopami o przeciwn� �cian� szczeliny. Odsuwaj�c lepkie kosmyki z czo�a, stwierdzi�, �e rozpl�t� mu si� warkocz i przez chwil� zajmowa� si� doprowadzeniem w�os�w do �adu. Gdy sko�czy�, z trudem �ci�gn�� z ramienia buk�ak z wod� i napi� si�, a potem podsun�� go w stron�, sk�d dobiega�y szelesty, �wiadcz�ce o tym, i� Giliead wci�� nie mo�e ulokowa� wygodnie swego wielkiego cielska. Kiedy Giliead odda� mu buk�ak, Ilias zapyta�: � Co w ko�cu postanowili�cie z Halianem wczoraj wieczorem? � �e jestem uparty jak mu�, a on jeszcze gorzej. � W jego g�osie zabrzmia�a smutna weso�o��. Od chwili, kiedy pi�� lat temu Halian po�lubi� matk� Gilieada, staj�c si� jego ojczymem i g�ow� domu, od czasu do czasu panowa�o mi�dzy nimi napi�cie. Problem ten nie istnia�by, gdyby Giliead mia� razem ze swoj� siostr� Iris� w�asny dom, ale kiedy �y� pod dachem, kt�ry obecnie nale�a� do Haliana, powodowa�o to niekiedy pewne tarcia. � Jak mu�? Wybra�bym inne s�owo. � Ilias by� tylko podopiecznym rodziny, bratem Gilieada z �aski, a nie dzi�ki wi�zom krwi, m�g� zatem uporczywie trwa� w neutralno�ci. Pojawi� si� w domu Andrien jako dziecko, gdy� jego ubodzy rodzice nie byli w stanie utrzyma� licznego potomstwa, a zw�aszcza ch�opc�w. On i Gil nie wygl�dali na braci, bo przodkowie Iliasa pochodzili z g��bi l�du: byli ni�si i mieli ja�niejsz� cer�, r�d Gila za� cechowa�y wi�kszy wzrost oraz ciemniejsze w�osy i karnacja. Ludzie ci zamieszkiwali wybrze�e ju� w czasach, gdy jeszcze nie budowano statk�w. Giliead prychn��. Ilias us�ysza�, jak znowu usi�uje usi��� wygodniej. W ko�cu Gil odezwa� si�: � Rozumie, �e chc� si� upewni�. � �e Ixion nie wr�ci� � doko�czy� Ilias. Do tej pory �aden z nich nie powiedzia� tego na g�os, chocia� Ilias wiedzia�, �e obaj my�leli o tym od czasu, gdy pojawi�y si� plotki. M�wi�o si�, �e z wyspy znowu unosi si� dym, a morze wyrzuca na pla�e cia�a kreatur podobnych do tych, kt�re hodowa� Ixion. Nie by�o to wy��cznie ludzkie gadanie; w ci�gu kilku ostatnich miesi�cy zagin�o o wiele wi�cej �odzi rybackich ni� zwykle, a co wi�cej, nie znajdowano nikogo, kto prze�y� katastrof�, ani te� �adnych wrak�w w miejscach gdzie ma�e �odzie zazwyczaj miewa�y k�opoty. Potem nie powr�ci�a do portu sk�adaj�ca si� z sze�ciu statk�w handlowych flota z Argot, a nast�pnie odkryto, �e dwie ma�e wioski zamieszkane przez ludzi zajmuj�cych si� zbieraniem pok�osia, po�o�one nad brzegiem morza, zosta�y opuszczone przez mieszka�c�w, domy spalone, a �odzie po�amane na drobne kawa�ki. Nikanor, prawodawca Cineth, i jego �ona Visolela poprosili Gilieada, by wr�ci� na wysp� i sprawdzi�, czy nie pojawi� si� tam w miejsce Ixiona nast�pny czarnoksi�nik. � On sam nie m�g� wr�ci� � stwierdzi� rozs�dnie Giliead. � Odci��em mu g�ow�. Nikt po czym� takim nie wraca. Ilias pami�ta� to dosy� mgli�cie. Le�a� oparty na kolanach Gilieada w ton�cej �odzi; woda na dnie by�a czerwona od krwi, ale wyra�nie widzia� pod �awk� g�ow� Ixiona. O tym tak�e nigdy dot�d nie rozmawiali. � Dyani powiedzia�a mi, �e rzuci�e� j� na po�arcie �winiom. � �winiom, kt�re potem zjedli�my? � zapyta� z pow�tpiewaniem Giliead. Ilias nie zareagowa�, a przyjaciel po chwili wyja�ni�: � Trzy dni po naszym powrocie zabra�em j� do groty i b�g powiedzia� mi, �ebym pochowa� j� w miejscu, gdzie droga wiod�ca wzd�u� wybrze�a spotyka si� ze szlakiem do Estri. To wtedy zacz�o ci si� poprawia�. � Och. � Ilias podrapa� znak kl�twy na policzku. Pami�ta�, �e Giliead oddali� si� wtedy, i nikt nie chcia� mu powiedzie� dok�d. Nawet teraz, po tak d�ugim czasie, na my�l o nikczemno�ci Ixiona przebieg� mu po plecach zimny dreszcz. Je�li cia�o tego cz�owieka istnia�o obecnie w co najmniej dw�ch oddzielnych fragmentach, to Ilias odnosi� wra�enie, �e ka�da z tych cz�ci wci�� �ywi do niego �mierteln� nienawi��. Kiedy tylko Iliasowi spad�a gor�czka, poszed� do Cineth zg�osi� si� po znak kl�twy, srebrne pi�tno szeroko�ci palca dawane ka�demu, kto zosta� przekl�ty przez czarnoksi�nika. Giliead dogoni� go w po�owie drogi i pr�bowa� powstrzyma�, ale Ilias nie chcia� go s�ucha�. Nie chodzi�o mu wcale o to, �eby sta� si� chodz�cym symbolem ich niepowodzenia, chocia� mo�e na tym si� w�a�nie sko�czy�o; mimo to nadal uwa�a�, �e by�o to co�, co musia� zrobi�, nawet je�li teraz nie potrafi� ju� wyja�ni� sk�d wzi�� si� ten przymus. Pokr�ci� g�ow�, staraj�c si� pozby� niewygodnych refleksji. Znak kl�twy przyda� si� przynajmniej z tego wzgl�du, �e przez niego Visolela nie mog�a przekona� rodziny, by zmusi�a go do o�enku z jak�� dziewczyn� z g��bi l�du. � Na skrzy�owaniu dr�g? � powiedzia� z namys�em, staraj�c si� m�wi� lekkim tonem. � B�g pewnie uwa�a�, �e cie� tego drania straci orientacj� i b�dzie kr��y� w k�ko. � Cienie i tak nie mog� przekroczy� p�yn�cej wody. Ilias us�ysza�, jak buty Gilieada zastuka�y na kamieniach, gdy przyjaciel wsta�, got�w do dalszej wspinaczki. Giliead nie chcia�, �eby Ilias z nim poszed� na t� wypraw�. Prawd� m�wi�c, wymy�li� nawet bajeczk� o tym, �e jedzie tylko do Ancyry. Ta historyjka mog�aby by� ca�kiem przekonuj�ca, gdyby nie to, �e nie nale�a� do zdolnych k�amc�w. Przyparty do muru i zmuszony do wyznania prawdy, upiera� si� zawzi�cie, �e Ilias nie powinien mu towarzyszy�. Ilias za� przez kilka ostatnich dni spiera� si�, demaskowa�, przeciwstawia� czczym gro�bom w�asne, r�wnie nierealne pr�by szanta�u, a� w ko�cu u�y� przemocy fizycznej, wy�amuj�c zamek drzwi do spi�arni, w kt�rej go zamkni�to. Nikt z pozosta�ych nie opowiada� si� po �adnej ze stron, bo wszyscy obawiali si� zemsty, gdyby zbrak�o Gilieada, kt�ry mia�by ich broni�. Halian i Karima, matka Gilieada, r�wnie� si� nie wtr�cali, gdy� oboje wiedzieli, �e jedyn� rzecz� bardziej niebezpieczn� ni� wyprawa na Wysp� Burz jest wyprawa na Wysp� Burz w pojedynk�. Wiadomo by�o, �e Giliead p�jdzie, z pomoc� czy bez; nie tylko dlatego, �e traktowa� bardzo osobi�cie obowi�zki Naczynia Wybranego od chwili, gdy przekona� si� na czym polegaj�. Ranior, kt�ry by� ojcem Gilieada, zanim zosta� on mianowany Naczyniem, zgin�� od kl�twy czarnoksi�nika. By�a to pierwsza kl�twa, z jak� Giliead si� spotka�, i prawdopodobnie wtedy po raz pierwszy zacz�� obwinia� si� o rzeczy, kt�re w najmniejszym stopniu nie znajdowa�y si� pod jego kontrol�. Ilias �ykn�� wody z buk�aka, prze�o�y� sobie jego pasek przez g�ow� na rami� i tak�e wsta�. � To rzek i strumieni nie mog� przekracza� cienie, ale nie morza. � Morze nie p�ynie? � zaprotestowa� Giliead. Mia� troch� racji. Ilias zastanawia� si� przez chwil�, szukaj�c jakiego� punktu zaczepienia. � Jest s�one. � Kiedy opar� si� o ciep�� ska��, wydawa�o mu si�, �e dr�y. Zawaha� si�, przyciskaj�c policzek do kamienia. Gdzie� w g��bi g�ry co� dudni�o. Jak szybko bij�ce serce olbrzyma. � A co mia�aby s�l do... Czuj�c, �e zasch�o mu w gardle, Ilias wyszepta�: � Gil, pos�uchaj. Przyjaciel zatrzyma� si�. Ilias wyczuwa�, �e nas�uchuje wibracji w skale. Po chwili Giliead odpowiedzia�: � Czuj�. � Westchn�� z rezygnacj�. � Nienawidz� mie� racji. � Ja te� tego nie lubi� � przyzna� rze�ko Ilias, zapieraj�c si� nogami o ska�� i szukaj�c nast�pnego uchwytu dla r�k. Przynajmniej nie musieli si� ju� nad niczym zastanawia�; pewno�� dawa�a ulg�. Chocia� oczywi�cie odebra�o to wszelki sens dyskusji na temat zdolno�ci cieni do przekraczania m�rz. � A Halian ju� my�la�, �e nie b�dzie mia� do ko�ca roku innych k�opot�w poza drenowaniem ��k. � C�, to jest tak�e powa�na sprawa � odpar� z kamienn� twarz� Giliead, podejmuj�c wspinaczk�. Po chwili doda�: � To nie on. To jaki� inny czarnoksi�nik, kt�ry pojawi� si�, by zaj�� jego miejsce. � Wiem. � �ywy Ixion sam w sobie stanowi� problem. Ixion martwy, pozbawiony g�owy, a do tego naprawd� rozw�cieczony, by�by czym� niepor�wnanie gorszym. Po d�ugiej wspinaczce w ciemno�ciach, nieustannym szukaniu miejsc, gdzie mo�na oprze� nog� lub d�o�, po obsuwaniu si� po �liskiej skale, Ilias zda� sobie spraw�, �e widzi nad sob� zarys postaci Gilieada. Jeste�my prawie na miejscu, pomy�la�. Jaka szkoda, �e naj�atwiejsz� cz�� mamy ju� za sob�. Coraz bardziej si� rozwidnia�o, dzi�ki czemu ich oczy, przywyk�e do g��bokich ciemno�ci, p�ynnie przystosowa�y si� do panuj�cego w g�rnej jaskini p�mroku, dochodz�cego ze szczelin nad ich g�owami. Giliead znalaz� otw�r na tyle du�y, �eby si� mogli przez niego przecisn��, i zamar�, nas�uchuj�c bacznie, a potem skradaj�c si� powoli, zbli�y� si� do niego, by wyjrze� na zewn�trz. Miejsca wystarcza�o tam tylko dla jednej osoby, wi�c Ilias, tkwi�c w dosy� niewygodnej pozycji, czeka� w napi�ciu na dole. To, �e Giliead zosta� Wybranym Naczyniem boga, sprawia�o, �e by� odporny na kl�twy, ale nie uczyni�o go bezpiecznym przed kreaturami Ixiona. Je�li co� us�ysza�o, jak wspinaj� si� po �cianie groty, je�li czeka�o teraz jak cybet przy mysiej norze, to Ilias b�dzie m�g� tylko �ci�gn�� na d� cia�o Gilieada, kiedy to co� odgryzie mu g�ow�. Giliead zasygnalizowa�, �e droga wolna, i przecisn�� si� na g�r�. Oddychaj�c nieco l�ej, Ilias pod��y� w jego �lady, podci�gaj�c si� na p�k� skaln� w wielkiej jaskini. Blade �wiat�o dobiega�o tu przez mniejsze i wi�ksze szczeliny, prowadz�ce na powierzchni� g�ry. Setki sto�kowatych kolumn skalnych zwiesza�y si� ze stropu groty, niczym gigantyczne sople lodu, a te, kt�re by�y ja�niejsze, s�a�y tysi�ce l�ni�cych odblask�w. Stwierdzenie �jak na razie idzie nam ca�kiem nie�le� mog�oby sprowadzi� na nich straszliwego pecha, wi�c Ilias tylko ukl�k�, zrzuci� z ramienia zw�j liny i odpi�� od pasa hak do wspinaczki. Giliead przeszed� si� wzd�u� kraw�dzi, szukaj�c miejsca, w kt�rym najlepiej b�dzie zej�� na d�. Jaskinia ci�gn�a si� na d�ugo�� oko�o czterech lub pi�ciu statk�w, a jej drugi koniec by� s�abo widoczny w panuj�cym tutaj p�mroku. Wiedzieli, �e jest tam podobnie jak na tym ko�cu: jej brzeg opada w przepa��, pe�en szczelin i p�kni��, p�ek skalnych i zupe�nie g�adkich powierzchni. Nie mieli poj�cia, jak g��boko znajduje si� dno, i Ilias wcale nie by� tego ciekaw. Zimne, wilgotne powietrze porusza� powiew dochodz�cy jakby nie z tego �wiata, w rezultacie czego spocona sk�ra Iliasa pokry�a si� g�si� sk�rk�. U�yj� liny, �eby zsun�� si� po skalnej �cianie ku wej�ciu do wewn�trznych korytarzy, kt�re znajdowa�o si� oko�o czterdziestu krok�w w d� po tej stronie. Ilias nabra� tchu, kiedy przywi�zywa� hak. Poza poszumem wiatru w szczelinach nad ich g�owami, panowa�a cisza. Poprzednio w tej cz�ci jaski� ca�y czas s�yszeli �oskot maszyn Ixiona. � Przynajmniej jest cicho � powiedzia� p�g�osem. Podni�s� wzrok, gdy Giliead nie odpowiedzia�. Przyjaciel przykucn�� na kraw�dzi p�ki skalnej i marszcz�c w skupieniu brwi, przechyla� g�ow�, �eby lepiej s�ysze�. � Co tam? � zapyta� szeptem Ilias. Giliead popatrzy� na niego nagl�co. � S�yszysz to? � Wiatr? � Tyle tylko, �e sta� si� jakby g�o�niejszy. I nie wy� ani nie j�cza�, jak powinien, przechodz�c przez skalne szczeliny. Przypomina�o to raczej... porykiwanie. Giliead zerwa� si� nagle na nogi, patrz�c w stron� p�nocnej cz�ci jaskini, gdzie ska�a opada�a i panowa�y ca�kowicie ciemno�ci. Co� tam si� porusza�o, co� bardzo, bardzo wielkiego. Ilias wstrzyma� oddech. � To nie wiatr. By�o ju� za p�no, �eby wycofa� si� do szczeliny, kt�r� przybyli. Giliead opar� si� plecami o �cian�, a Ilias si� skuli�. Obaj zamarli w bezruchu. Ryk, kt�ry przypomina� troch� wycie wichru, stawa� si� coraz g�o�niejszy, a� wreszcie zadudni� o ska�y i wype�ni� g�ow� Iliasa. Czuj�c, �e serce wali mu jak m�otem, m�ody cz�owiek mocniej przywar� do twardej �ciany. Co� wy�oni�o si� z ciemno�ci, posuwaj�c si� r�wnomiernie do przodu: jaki� ogromny, owalny kszta�t, czarny jak noc. Z przodu w�ski, po�rodku by� ju� na tyle szeroki, �e zajmowa� po�ow� jaskini. Musia� i�� po dnie groty, jakim� sposobem do niego si�gaj�c, ale porusza� si� w spos�b nies�ychanie p�ynny i g�adki. Ilias nie dostrzeg� nic, co mog�oby przypomina� oczy, albo jeszcze gorzej, paszcz�, ale da�o si� zauwa�y� pewne charakterystyczne cechy: co� jakby blizny i d�ugie grzebienie biegn�ce poziomo wzd�u� ca�ego cia�a. Ilias poczu�, �e udo Gilieada muska jego rami�. Podni�s� wzrok i przekona� si� z zaskoczeniem, �e przyjaciel odrywa si� od �ciany. Si�gn�� do g�ry i chwyci� go za pas. � Gil � wyszepta� przez zaci�ni�te z�by. � Chc� mu si� lepiej przyjrze� � powiedzia� prawie niedos�yszalnie Giliead, chocia� z pewno�ci� przechodz�cy przez jaskinie potw�r nie m�g� s�ysze� ich g�os�w, bo ryk, kt�ry wydawa�, musia� zag�usza� wszystko. � Oszala�e�? � zaprotestowa� Ilias i przytrzyma� go mocniej. Giliead z irytacj� zacisn�� wargi, ale nie spiera� si� d�u�ej. Potw�r ju� prawie ich min�� i mo�na by�o stwierdzi�, �e jego cielsko zw�a si� r�wnie� ku ko�cowi. Mia� z�bkowany grzebie� na plecach i kilka zaostrzonych p�etw w miejscu, gdzie powinien znajdowa� si� ogon. Kiedy zacz�� nikn�� w ciemno�ciach panuj�cych w drugim ko�cu jaskini, Ilias pu�ci� Gilieada i obaj ostro�nie przysun�li si� do kraw�dzi, �eby przyjrze� si� przesuwaj�cemu si� powoli cielsku. � To... to... jest... � zacz�� st�umionym g�osem Ilias. � Niedobrze. � Giliead raptownie nabra� tchu. � Bardzo � zgodzi� si� Ilias. Wychyli� si�, usi�uj�c dostrzec, jak wygl�daj� nogi stwora, jednak w dole jaskini by�o za ciemno, by m�g� cokolwiek zobaczy�. � My�lisz, �e by� tu wcze�niej? Siedzia� w tunelach, do kt�rych nie mogli�my dosta� si� z tej strony? � Jak wszyscy czarnoksi�nicy, Ixion u�ywa� kl�tw, powo�uj�c do �ycia r�ne stwory. �ywe istoty. Przera�aj�ce, zniekszta�cone, zawsze g�odne bestie. Kiedy Ixion zgin��, wi�kszo�� jego kreatur zdo�a�a opu�ci� wyspy, za� ludzie zamieszkuj�cy wybrze�e mieli sk�onno�� do zabijania tych, kt�re umia�y p�ywa�. Giliead zmarszczy� brwi. � By� mo�e. My�la�em, �e odci�cie dost�pu wody do kadzi za�atwi spraw� wszystkiego, co mia� tam na dole. � Zakl�� pod nosem. � Ciekawe, co jeszcze pomin��em. � To nie twoja wina � powiedzia� Ilias, chocia� wiedzia�, �e nie przekona przyjaciela. � Poza tym wi�kszo�� z nich powinna by�a ju� do tej pory po�re� si� nawzajem. Mo�e to co� przysz�o z jakiego� innego miejsca? � Sugestia, �e nie jest chyba gro�ne, nie mia�a wi�kszego sensu. Giliead patrzy�, jak potw�r znika w mroku. � B�dziemy musieli co� z tym zrobi�. � Dobrze. � Ilias kiwn�� g�ow�. � Ale co? � zapyta�, tylko po to, by us�ysze� to co sam dobrze wiedzia�. � Co� wymy�limy. � Giliead odwr�ci� si�, podni�s� le��cy na ziemi hak wspinaczkowy i wbi� go w du�� szczelin� w skale. Ilias opar� si� na nim, �eby si� nie wysun��, a Giliead sprawdzi�, czy lina utrzyma jego ci�ar, potem przerzuci� cia�o przez kraw�d� p�ki i zacz�� si� zsuwa�. � Zabili�my wtedy lewiatana, prawda? By� prawie tak wielki... jak to co�. Obserwuj�c, jak przyjaciel znika w czarnej przepa�ci, Ilias wyszepta�: � Uda�o si� nam przypadkiem i sam o tym dobrze wiesz. Wydawa�o si� to czystym szale�stwem, ale ten nowy stw�r przypomnia� mu lataj�cego wieloryba. Porusza� si� tak jak wieloryb, przesuwaj�c si� p�ynnie w powietrzu. Tyle tylko, �e by� znacznie wi�kszy od jakiegokolwiek morskiego stworzenia, jakie Ilias widzia� przy wyspach zewn�trznych, w��cznie z martwymi i wyrzuconymi na brzeg. Lewiatan, kt�ry pogubi� si� w morskiej pianie i niechc�cy nadzia� na bukszpryt ich statku ��mia�y�, co wcale nie wysz�o okr�towi na dobre, nie by� nawet w po�owie tak wielki. Ilias odczeka�, a� Giliead dotrze do szybu znajduj�cego si� oko�o czterdziestu krok�w pod nimi, a potem sam poszed� w jego �lady. Zej�cie nie zabra�o mu du�o czasu, ale musia� uwa�a�, jak stawia stopy, �eby nie str�ca� po zboczu lu�nych kamieni. Dotar� do szerokiego, kwadratowego otworu, gdzie Giliead przymocowywa� drugi koniec liny, i opad� na pod�og�. � Czym �ywi si� co� tak du�ego? Lud�mi? � Mog�oby zje�� ca�e Cineth i wcale nie nape�ni�oby sobie �o��dka � stwierdzi� Giliead, wychylaj�c si� z szybu i szarpi�c lin�, a� wreszcie hak pu�ci�. Ilias zwija� lin�. Nie s�yszeli, �eby gdzie� zgin�a wi�ksza liczba byd�a lub owiec, wi�c stw�r chyba nie opuszcza� wyspy. Jak na razie. � Musi si� czym� �ywi�. � Nawet je�li dot�d nie jad� ludzi, wystarczy, �e pob�dzie troch� na tej wyspie, a znajd� si� istoty, kt�re go tego naucz�. Ilias przerzuci� sobie lin� przez rami� i ruszyli w g��b szybu. Wydr��ony w �cianie groty, prawdopodobnie jako kana� wentylacyjny prowadz�cy do starego miasta, opada� stromo w d�. Miejsca wystarcza�o im akurat na tyle, by mogli i�� obok siebie, a sufit znajdowa� si� tu� nad czubkiem g�owy Gilieada. Zrobi�o si� szaro i mroczno, wi�c kiedy dotarli do pierwszego skrzy�owania skalnych korytarzy, obaj przystan�li, nas�uchuj�c. � Co� si� zmieni�o � powiedzia� cicho Ilias. Giliead zatrzyma� si�, marszcz�c brwi i opieraj�c d�o� o �cian�. � Powietrze dochodzi z przeciwnego kierunku. Powiew nadci�ga� z g�ry, zamiast od do�u, od jaski�, w kt�rych Ixion czyni� swe dzie�o. Ilias zd��y� si� ju� przyzwyczai� do panuj�cego tu lekkiego odoru, ale teraz czu� wo� rozgrzanego metalu z domieszk� jakiego� cierpkiego, gorzkawego zapachu. � Czujesz ten smr�d? Giliead kiwn�� g�ow�, zdejmuj�c chlebak i wydobywaj�c z niego jedn� z przygotowanych na tak� okoliczno�� pokrytych smo�� pochodni. � Ta cz�� korytarza by�a przedtem zamkni�ta. My�la�em, �e mo�e prowadzi� do innych, wy�ej po�o�onych jaski�, ale zosta�a zablokowana. � Zrobi� krok w g��b korytarza krzy�uj�cego si� z ich szybem i poczu� ch�odny, wilgotny powiew. � Teraz kto� j� otworzy�. � Dziwne. � Ilias wpatrywa� si� w ciemno�ci, usi�uj�c co� z tego zrozumie�. Giliead m�wi� o tym, co stwierdzi�, kiedy znajdowa� si� tutaj sam. Ilias niewiele pami�ta� z tego, co wydarzy�o si� po tym, jak zosta� pojmany przez czarnoksi�nika, a Giliead nigdy nie opisywa� mu szczeg��w. Cokolwiek si� tam znajdowa�o, Ilias wola�by nie wraca� do warsztat�w Ixiona. Zapalili pochodni� za pomoc� hubki i krzesiwa i ruszyli w d�, uwa�aj�c, by nie wpa�� w jak�� pu�apk� na nieznanym terenie. Wkr�tce szyb straci� sw�j regularny przekr�j i zacz�� przypomina� tunel b�d�cy dzie�em natury; �ciany nie by�y ju� g�adkie, za� przej�cie zw�a�o si�, a� wreszcie musieli przeciska� si� przeze� bokiem. Korytarz zacz�� opada�, najpierw �agodnie, a potem coraz ostrzej i w ko�cu zsuwali si� prawie pionowo w d�. Nieoczekiwanie przej�cie poszerzy�o si� i nagle znale�li si� w sporej komnacie. Ilias zosta� o krok z ty�u i doby� miecza, by chroni� ty�y Gilieada, podczas gdy przyjaciel uni�s� pochodni�, by sprawdzi� ska�y nad ich g�owami. Na stropach wi�kszych komnat w dolnych jaskiniach cz�sto kry�y si� r�ne stworzenia, czekaj�ce tylko, by spa�� na to, co przechodzi�o pod nimi. Kiedy zacz�li ostro�nie posuwa� si� do przodu, stopa Iliasa natrafi�a na co�, co odtoczy�o si� na bok. Rzuci� szybko okiem w tamt� stron� i oznajmi� zwi�le: � Ko�ci. � Kiedy ja�niejszy b�ysk p�omienia ukaza� wi�kszy fragment pod�ogi komnaty, Ilias wytrzeszczy� oczy. Le�a�o tam pe�no podobnych szcz�tk�w. � Hm, troch� tego du�o. Giliead obr�ci� si� dooko�a, usi�uj�c patrze� we wszystkie strony naraz. Przez grot� przechodzi�y jeszcze dwa inne tunele, co powodowa�o, i� by�o to znakomite miejsce na zasadzk�. � Jakiego rodzaju? Ilias rozejrza� si�, wprawnym okiem oceniaj�c znalezisko. Wo� zgnilizny, kt�ra wype�nia�a wszystkie jaskinie, nie pozwala�a stwierdzi�, jak dawno nast�pi�a �mier�. Czubkiem buta wydoby� ze stosu czaszk�. Wygl�da�a na ludzk�, tyle tylko, �e mia�a wyd�u�on� �uchw� i wielkie k�y. Ko�ci raczej nie by�y stare, a padlino�ercy z dolnych jaski� s� w stanie obedrze� z mi�sa ka�de zw�oki w ci�gu kilku godzin. Wiele ko�ci d�ugich by�o po�amanych i nosi�o �lady z�b�w. � Wyjec � stwierdzi�. � Nie jest chyba zbyt �wie�y. � Zmarszczy� brwi, przygl�daj�c si� czaszce, a potem pochyli� si� i j� podni�s�. Tu� nad prawym oczodo�em mia�a wydr��ony niedu�y otw�r. � Co ci to przypomina? � zapyta�, podsuwaj�c j� towarzyszowi. Giliead rzuci� okiem, marszcz�c brwi. � Jakby co� wyborowa�o otw�r, �eby wy�re� zawarto��. � Te� tak pomy�la�em. � Krzywi�c z niesmakiem usta, Ilias odrzuci� czaszk� na stos. � Kt�r�dy teraz? � Powiew dochodzi z tej strony. � Giliead wybra� najdalszy od nich tunel po lewej stronie. � Co to za zapach? � mrukn��. � Wci�� go nie mog� zidentyfikowa�. Jaki� taki gorzki, prawda? � Ilias zatrzyma� si�, �eby schowa� miecz, i podczas gdy Giliead trzyma� stra�, wyry� no�em znak na pod�odze. Znaki te s�u�y�y im jako swoisty j�zyk: poszczeg�lne linie m�wi�y, sk�d przyszed� robi�cy je cz�owiek, dok�d si� skierowa�, jak si� nazywa i czego tu szuka. Ilias w swoim znaku napisa�, �e szukaj� k�opot�w, co jego zdaniem doskonale okre�la�o ich sytuacj�. Mam nadziej�, �e ani Halian, ani nikt inny nie pojawi si� tutaj, �eby doceni� ten dowcip, pomy�la�, podnosz�c si� i ruszaj�c za Gilieadem w g��b nast�pnego korytarza. Giliead zmusi� Haliana, by zaprzysi�g� na popio�y swej babki, �e nie p�jdzie ich szuka�, je�li nie wr�c�. Ilias mia� nadziej�, �e Halian dotrzyma przysi�gi, nawet je�li w rezultacie ich cia�a zagin�, a dusze zostan� tutaj na zawsze uwi�zione. Kwa�na wo� sta�a si� znacznie silniejsza, gdy tunel zacz�� kierowa� si� w d�. � Wyobra� sobie, �e jeste� Ixionem... � zacz�� Ilias. � Wola�bym nie; mam dosy� w�asnych problem�w. � Giliead uni�s� pochodni�, by wyp�oszy� cienie znad ich g��w. � ...siedzisz sobie pewnego dnia w swojej wilgotnej i ciemnej jaskini, obserwuj�c, jak wyjce i grendy napadaj� na siebie i zabijaj� si� wzajemnie i my�lisz: �Hej, zrobi� co�, co skacze ludziom na g�ow�, wierci im otw�r w czaszce i wy�era to co jest w �rodku�. Dlaczego tak si� sta�o? � Bo on jest czarnoksi�nikiem, a oni w�a�nie tym si� zajmuj� � odpar� cierpliwie Giliead. � Co innego... � urwa� i zatrzyma� si� raptownie. Ilias zamar�, a jego d�o� pow�drowa�a do r�koje�ci miecza. On tak�e to us�ysza�: ciche stukanie pazur�w o kamie�. Doby� broni i stan�� tak, �e plecy jego i Gilieada zetkn�y si�, i utkwi� wzrok w skale nad ich g�owami. Z pewno�ci� znajdowa�y si� tam najrozmaitsze szczeliny, z wyj�ciami ukrytymi w mrocznych za�omach skalnych. � Do przodu czy do ty�u? � wyszepta�. Korytarz by� za w�ski, �eby da�o si� w nim walczy�. � Do ty�u... � zacz�� Giliead. Jednak po chwili od strony komnaty z ko��mi nadesz�y dwie postaci, podobne do ludzkich, i zatrzyma�y si� na kraw�dzi kr�gu �wiat�a rzucanego przez pochodni�. Blask p�omienia odbi� si� krwawo w ich szalonych, wyg�odnia�ych oczach. � Naprz�d! � doko�czyli jednym g�osem Giliead i Ilias. Ilias pozwoli� przyjacielowi martwi� si� tym, co mog� napotka� przed sob�; sam zwraca� uwag� na to, co znajdowa�o si� za nimi. Ogie� zabarwia� czerwon� po�wiat� g�adk�, zielon� i poc�tkowan� sk�r� wyjc�w, kt�ra, jak Ilias wiedzia�, by�a w dotyku niepokoj�co podobna do ludzkiej. Pod��aj�ce za nimi stwory mia�y wyd�u�one g�owy i d�ugie, paj�cze r�ce, przypominaj�ce �apy nieszkodliwych jaszczurek skalnych, ale ich szcz�ki zosta�y wyposa�one w wielkie, ci�kie k�y, a pazury by�y ostre jak brzytwa. Oba wyjce trzyma�y si� w pewnej odleg�o�ci, jakby ju� kto� na nie polowa�. Tylko tego nam trzeba, �eby te stworzenia nabra�y wi�cej sprytu, pomy�la� ze z�o�ci� Ilias. Krzykn�� i rzuci� si� naprz�d. Pierwszy z wyjc�w da� si� z�apa� na ten podst�p i skoczy� na Iliasa, wyci�gaj�c przed siebie r�ce. Ilias uchyli� si� przed ostrymi szponami, pchn�� mieczem do g�ry i przebi� brzuch napastnika. Stw�r cofn�� si�, wrzeszcz�c przera�liwie, i bezw�adnie opad� na �cian�, drapi�c j� pazurami. Ilias cofn�� si�, gdy cia�o pad�o na pod�og�; pozosta�e wyjce rzuci�y si� na sw� now� ofiar�, doprowadzone do szale�stwa zapachem krwi. Czujnie obserwuj�c ciemne kszta�ty szarpi�ce swego rannego wsp�towarzysza, Ilias us�ysza�, �e Giliead klnie, i zaryzykowa� rzut oka przez rami�. Tunel ko�czy� si� niedaleko przed nimi. � Do diab�a � szepn��, odwracaj�c si�. Ranny wyjec wi� si� przygnieciony przez swych powarkuj�cych wsp�braci. � W d�, t�dy � rzuci� Giliead, przesuwaj�c iskrz�c� pochodni� nisko nad ziemi�. Pod g�azami zamykaj�cymi przej�cie znajdowa�y si� otwory. Pochyli� si�, wepchn�� pochodni� w najwi�kszy z nich i rzuci� si� naprz�d. Ilias przecisn�� si� za nim, zsun�� troch� w d�, a potem skoczy� na p�aski grunt. Znale�li si� w du�ej, niskiej komnacie, na tyle jednak szerokiej, �e mogli si� w niej broni�. Giliead cisn�� pochodni� za siebie i doby� miecza, gdy pierwszy z wyjc�w opad� na pod�og� pomieszczenia. Doprowadzone do ob��du smakiem krwi wyjce straci�y wszelk� zdolno�� do prowadzenia skoordynowanego ataku i rzuci�y si� na nich bez�adn� kup�. Ilias przebi� pierwszego z nich czystym ciosem w pier�. Kiedy uwalnia� miecz, stw�r pad�, wci�� jednak pr�buj�c go chwyci�. Ilias odparowa� ten atak, a tymczasem bieg� ju� ku niemu nast�pny wyjec, kt�remu prawie z�ama� r�k�, a potem odci�� g�ow�. Uchylaj�c si� przed bez�adnym zamachem nast�pnego, trafi� go w nog� w okolicy kolana. Gdy wr�g pada� na ziemi�, Ilias odwa�y� si� rozejrze� dooko�a. Giliead wydoby� miecz z piersi swego przeciwnika, odpychaj�c go od siebie butem. Przesun�� si� nieco, �eby by� bli�ej Iliasa, podczas gdy ten bacznie obserwowa� wyjce.