7956
Szczegóły |
Tytuł |
7956 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7956 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7956 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7956 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
OPOWIE�CI Z NARNII
Siostrzeniec Czarodzieja
Lew, Czarownica i stara szafa
Ko� i jego ch�opiec
Ksi��� Kaspian
Podr� �W�drowca do �witu�
Srebrne krzes�o
Ostatnia bitwa
C.S. LEWIS
LEW, CZAROWNICA I STARA SZAFA
Ilustrowa�a Pauline Baynes
Prze�o�y� Andrzej Polkowski
Media Rodzina of Pozna�
Tytu� orygina�u THE LION, THE WITCH AND WARDROBE
Ok�adk� projektowa� Jacek Pietrzy�ski
Copyright � CS Lewis Pte Ltd 1950
Copyright � 1996 for Polish edition by Media Rodzina of Pozna�
Copyright � 1996 for Polish translation by Andrzej Polkowski
ISBN 83-85594-32-9
Przek�ad poprawiony
Media Rodzina of Pozna�, ul. Pasieka 24, 61-657 Pozna� tel. 20-34-75, fax 20-34-11
Sk�ad, �amanie i diapozytywy perfekt s.c, Pozna�, ul. Grodziska 11
Druk i oprawa: Zak�ad Poligraficzny �Abedik", Pozna�, ul. �uga�ska 1, tel. 877 40-68
DO LUCY BARFIELD
Moja Droga Lucy,
Napisa�em t� opowie�� dla ciebie, ale kiedy zaczyna�em j� pisa�, nie zdawa�em sobie sprawy, ze dziewczynki rosn� szybciej ni� ksi��ki. W rezultacie jeste� ju� za stara na bajki, a kiedy t� ksi��k� wydrukuj� i oprawi�, b�dziesz jeszcze starsza. Pewnego dnia b�dziesz jednak dostatecznie stara, aby znowu do bajek wr�ci�. Mo�esz wtedy zdj�� t� ksi��k� z jakiej� wysokiej polki, odkurzy� i powiedzie� mi, co o niej my�lisz. Prawdopodobnie b�d� wtedy tak g�uchy, ze nie b�d� nic s�ysza�, i tak stary, ze nie b�d� niczego rozumia�, ale na pewno b�d� wci��
twoim kochaj�cym ci� ojcem chrzestnym,
CS LEWIS
Rozdzia� 1
�UCJA ZAGL�DA DO SZAFY
BY�O RAZ CZWORO DZIECI: Piotr, Zuzanna, Edmund i �ucja. Opowiem wam o tym, co im si� przydarzy�o. Podczas wojny wys�ano je z Londynu na wie�, aby by�y bezpieczne w okresie bombowych nalot�w na miasto. Zamieszka�y w domu pewnego starego Profesora, kt�ry �y� w g��bi kraju, na wsi, dziesi�� mil od najbli�szej stacji kolejowej i dwie mile od najbli�szej poczty. Profesor nie mia� �ony i mieszka� w wielkim starym domu, ze swoj� gospodyni�, pani� Macready, i jej trzema pomocnicami. (Je�eli ju� chcecie wiedzie�, to nazywa�y si� Ivy, Margaret i Betty, ale w tej historii nie odegra�y wi�kszej roli.) Profesor by� bardzo stary i mia� krzaczast�, bia�� brod�, kt�ra ��czy�a si� z r�wnie siw� czupryn�, a ros�a tak g�sto i obficie, �e na twarzy pozostawa�o ju� niewiele wolnego miejsca. Dzieci szybko go polubi�y, cho� przy pierwszym spotkaniu w drzwiach starego domu wyda� im si� postaci� tak bardzo dziwaczn�, �e �ucja (kt�ra by�a najm�odsza) troch� si� go przestraszy�a, a Edmund (kt�ry by� nast�pny w kolejno�ci wieku) o ma�o nie wybuchn�� �miechem; uratowa�a go chusteczka, w kt�rej ukry� twarz udaj�c, �e wyciera nos.
Pierwszego wieczora, kiedy dzieci powiedzia�y ju� Profesorowi dobranoc, pobieg�y na g�r� do swoich sypialni. Tyle by�o jednak spraw do om�wienia, �e przed po�o�eniem si� do ��ek ch�opcy przyszli do pokoju dziewczynek na kr�tk� narad�.
� No, to si� nam uda�o, nie ma co � powiedzia� Piotr. � Za�o�� si�, �e tu b�dzie fantastycznie. Ten stary pozwoli na wszystko, co tylko nam przyjdzie do g�owy.
� Uwa�am, �e to strasznie mi�y staruszek � powiedzia�a Zuzanna.
� Och, dajcie spok�j � przerwa� im Edmund, kt�ry by� ju� zm�czony, a pragn�� sprawia� wra�enie nie zm�czonego, co zawsze wprawia�o go w z�y humor. � Przesta�cie tak gada�.
� To znaczy jak gada�? � spyta�a Zuzanna. � A w og�le powiniene� ju� le�e� w ��ku.
� Pr�bujesz przemawia� jak mama � powiedzia� Edmund. � A kim ty w�a�ciwie jeste�, �e m�wisz mi, kiedy mam i�� do ��ka? Sama sobie id� do ��ka.
� My�l�, �e lepiej b�dzie, je�li wszyscy p�jdziemy ju� spa� � wtr�ci�a si� �ucja. � Jak us�ysz�, �e jeszcze rozmawiamy, b�dzie awantura.
� Nie b�dzie �adnej awantury � powiedzia� Piotr. � M�wi� wam, �e to taki dom, w kt�rym nikt nie b�dzie sobie specjalnie zawraca� g�owy tym, co robimy. A zreszt� i tak nas nie us�ysz�. Z jadalni idzie si� tu prawie dziesi�� minut przez te wszystkie korytarze i schody.
� Co to za dziwny odg�os?! � spyta�a nagle
�ucja. Nigdy jeszcze nie by�a w tak du�ym domu i na sam� my�l o tych wszystkich d�ugich korytarzach, z rz�dami drzwi wiod�cych do pustych pokoj�w, ciarki przebieg�y jej po plecach.
� To tylko jaki� ptak, g�uptasie � powiedzia� Edmund.
� To sowa � powiedzia� Piotr. � Wygl�da mi na to, �e trafili�my do prawdziwego raju dla ptak�w. Je�li chodzi o mnie, to id� do ��ka, a wam radz� zrobi� to samo. Od jutra rozpoczynamy badanie okolicy. W takim miejscu mo�na znale�� rzeczy, o jakich wam si� nie �ni�o. Widzieli�cie te g�ry w pobli�u? A te lasy? Tu mog� by� or�y. Mog� by� jelenie. I jastrz�bie.
� Borsuki! � doda�a �ucja.
� Lisy! � doda� Edmund.
� Kr�liki! � doda�a Zuzanna. ;
Ale nast�pnego ranka obudzi�o ich monotonne b�bnienie deszczu, tak g�stego, �e przez okno nie by�o wida� ani g�r, ani las�w, ani nawet strumyka p�yn�cego przez ogr�d.
� Oczywi�cie MUSI pada�! � stwierdzi� Edmund. W�a�nie sko�czyli �niadanie z Profesorem i byli ju� na g�rze, w pokoju, kt�ry im przydzielono. By� to d�ugi, niski pok�j z dwoma oknami wychodz�cymi na dwie r�ne strony �wiata.
� Och, Edziu, prosz� ci�, przesta� narzeka� � powiedzia�a Zuzanna. � Stawiam dziesi�� do jednego, �e przeja�ni si� w ci�gu godziny. Tymczasem nie jest tak �le. Mamy radio i mn�stwo ksi��ek.
� Je�eli chodzi o mnie, to na razie nie skorzystam � wtr�ci� Piotr. � Zamierzam najpierw dok�adnie zwiedzi� ten dom.
Wszyscy ch�tnie na to przystali i tak zacz�y si� ich przygody. Dom by� pe�en zakamark�w i niespodzianek, wielki, z rodzaju tych wielkich dom�w, co to zdaj� si� nigdy nie mie� ko�ca. Jak mo�na by�o si� spodziewa� kilkoro pierwszych drzwi, kt�re otworzyli, wiod�o do pustych sypialni, wkr�tce jednak doszli do bardzo d�ugiego pokoju pe�nego obraz�w na �cianach; odkryli tu kompletn� star� zbroj�. Dalej by� pok�j obity zielon� tkanin�, ze stoj�c� w rogu harf�, nast�pnie przej�cie prowadz�ce trzy stopnie w d�, a potem pi�� stopni w g�r�, za nim niewielka komnata z drzwiami na balkon, a dalej ca�y szereg po��czonych ze sob� pomieszcze� z p�kami pe�nymi ksi��ek, przewa�nie bardzo starych, niekt�re z nich by�y z pewno�ci� wi�ksze od Biblii w ko�ciele. Wkr�tce potem dotarli do prawie pustego pokoju, w kt�rym sta�a stara szafa z du�ym lustrem w drzwiach. Nie by�o tu nic wi�cej, je�li nie liczy� stoj�cej na parapecie pustej butelki z niebieskiego szk�a.
� Tu nic nie ma! � stwierdzi� Piotr i wszyscy poszli dalej. Wszyscy � opr�cz �ucji, kt�ra pomy�la�a sobie, �e warto by na wszelki wypadek sprawdzi�, czy drzwi szafy nie dadz� si� otworzy�, cho� by�a prawie pewna, �e b�d� zamkni�te. Ku jej zdumieniu otworzy�y si� z �atwo�ci�, a na pod�og� wypad�y dwie kulki naftaliny.
Kiedy zajrza�a do �rodka, zobaczy�a rz�d wisz�cych p�aszczy. By�y to przewa�nie futra, a trzeba wam wiedzie�, �e dla �ucji nie by�o nic milszego nad zapach i dotyk futer. Nie wahaj�c si� ani chwili, wesz�a do szafy i zanurzy�a si� w futrach, z rozkosz� wtulaj�c w nie twarz. Oczywi�cie nie zapomnia�a o pozostawieniu otwartych drzwi, poniewa� wiedzia�a, �e to bardzo g�upio przypadkowo zamkn�� si� w szafie. Post�pi�a krok czy dwa w g��b i stwierdzi�a, �e wewn�trz jest jeszcze drugi rz�d p�aszczy. Tutaj by�o ju� prawie zupe�nie ciemno i �ucja wyci�gn�a r�ce przed siebie, by nie uderzy� g�ow� w tyln� �cian� szafy. Zrobi�a jeszcze jeden krok naprz�d, potem jeszcze dwa lub trzy, wci�� spodziewaj�c si�, �e ko�cami palc�w dotknie drewnianej �ciany. Ale nic takiego nie nast�pi�o. �To musi by� naprawd� ogromna szafa" � pomy�la�a, posuwaj�c si� wci�� dalej i rozgarniaj�c mi�kkie futra, aby zrobi� sobie miejsce. Nagle zauwa�y�a, �e co� skrzypi pod jej nogami. �To chyba kulki naftaliny", pomy�la�a i schyli�a si�, chc�c namaca� je r�k�. Ale zamiast twardego i g�adkiego drewna pod�ogi wyczu�a co� mi�kkiego, sypkiego i zimnego.
� To bardzo dziwne � powiedzia�a do siebie i zrobi�a jeszcze krok lub dwa.
Teraz jej twarz i r�ce przesta�y wyczuwa� mi�kko�� futer, a napotka�y co� twardego i szorstkiego, a nawet k�uj�cego.
� Ale� to zupe�nie przypomina ga��zie drzew! � wykrzykn�a i nagle zauwa�y�a jakie� �wiat�o. I to wcale nie kilkana�cie centymetr�w przed sob�, tam gdzie powinna by� tylna �ciana szafy, lecz w oddali. W chwil� p�niej zda�a sobie spraw�, �e stoi po�rodku lasu, jest noc, pod nogami ma najprawdziwszy �nieg, kt�rego p�atki wiruj� w powietrzu.
�ucja troch� si� przestraszy�a, ale jednocze�nie by�a ciekawa i podniecona. Spojrza�a przez rami� za siebie. Mi�dzy czarnymi pniami drzew wci�� widzia�a otwarte drzwi szafy, a nawet kawa�ek pustego pokoju. (Oczywi�cie zostawi�a drzwi otwarte, poniewa� pami�ta�a, �e to bardzo g�upio zamkn�� si� w szafie.) Wygl�da�o na to, �e w pokoju nadal jest dzienne �wiat�o. �Gdyby co� by�o nie w porz�dku, zawsze mog� wr�ci�" � uspokoi�a si� i zacz�a i�� przez las, skrzyp-skrzyp po �niegu, ku dziwnemu �wiat�u przed sob�.
Kiedy po blisko dziesi�ciu minutach dosz�a do �wiat�a, przekona�a si�, �e to �wieci latarnia na s�upie. A kiedy tak sta�a i patrzy�a na ni�, rozmy�laj�c, sk�d si� wzi�a latarnia w �rodku lasu i co robi� dalej, us�ysza�a odg�os zbli�aj�cych si� krok�w. Wkr�tce potem bardzo dziwna posta� z parasolem wynurzy�a si� spomi�dzy drzew i wesz�a w kr�g �wiat�a rzucany przez latarni�.
Dziwna istota by�a tylko troch� wy�sza od �ucji. Od pasa w g�r� przypomina�a cz�owieka, ale jej nogi by�y nogami koz�a (pokrytymi czarn�, po�yskuj�c� w �wietle latarni sier�ci�), a zamiast st�p mia�a najprawdziwsze kopytka. Mia�a te� ogon, cho� w pierwszej chwili �ucja go nie zauwa�y�a, poniewa� by� elegancko przewieszony przez trzymaj�c� roz�o�ony parasol r�k�, zapewne po to, aby nie ci�gn�� si� po �niegu. Szyj� otula� czerwony, we�niany szalik, a jej sk�ra mia�a r�wnie� lekko czerwon� barw�. Twarz w�drowca by�a dziwna, lecz mi�a. Mia� kr�tk�, ostro zako�czon� br�dk� i kr�c�ce si� w�osy, z kt�rych wystawa�y dwa ma�e r�ki. W jednej r�ce, jak ju� powiedzia�em, trzyma� otwarty, bia�y od �niegu parasol, w drugiej � kilka paczek owini�tych w br�zowy papier, jakby wraca� z zakup�w przed Bo�ym Narodzeniem.
By� to faun. Kiedy zobaczy� �ucj�, tak gwa�townie podskoczy� z wra�enia, �e wszystkie paczki wypad�y mu z r�k.
� Bo�e mi�osierny! � wykrzykn��.
Rozdzia� 2
CO �UCJA TAM ZOBACZY�A
DOBRY WIECZ�R � powiedzia�a �ucja.
Faun by� tak zaj�ty zbieraniem swoich paczek, �e w pierwszej chwili nie odpowiedzia� na jej powitanie. Dopiero kiedy sko�czy�, lekko si� sk�oni� i powiedzia�:
� Dobry wiecz�r, dobry wiecz�r. Najmocniej przepraszam, nie chcia�bym by� zbyt natr�tny, ale czy nie myl� si� s�dz�c, �e jeste� C�rk� Ewy?
� Mam na imi� �ucja � odpowiedzia�a, nie bardzo rozumiej�c, o co mu chodzi.
� Ale czy nie jeste�, prosz� mi wybaczy�, czy nie jeste� kim�, kogo si� nazywa �dziewczynk�"? � zapyta� faun.
� Oczywi�cie, �e jestem dziewczynk� � zgodzi�a si� �ucja.
� Czy to znaczy, �e jeste� cz�owiekiem?
� Oczywi�cie, �e jestem cz�owiekiem � powiedzia�a �ucja coraz bardziej zdziwiona.
� Naturalnie, naturalnie. C� za g�upiec ze mnie! Ale prosz� zrozumie�, jeszcze nigdy nie widzia�em Syna Adama lub C�rki Ewy. Bardzo si� ciesz�. Trzeba ci bowiem wiedzie�... � i tu urwa�, jakby mia� powiedzie� co�, czego nie zamierza�, ale w por� ugryz� si� w j�zyk. � Bardzo mi przyjemnie. Pozw�l, �e si� przedstawi�. Nazywam si� Tumnus.
� Mi�o mi pana pozna�, panie Tumnusie � powiedzia�a �ucja.
� A czy wolno mi zapyta�, o �ucjo, C�rko Ewy, w jaki spos�b znalaz�a� si� w Narnii?
� W Narnii? A co to takiego? � zapyta�a �ucja.
� Przecie� znajdujemy si� w kraju, kt�ry nazywa si� Narni�. Wszystko, co le�y mi�dzy Latarni� a wielkim zamkiem Ker-Paravelem nad wschodnim morzem � wszystko to nale�y do Narnii. A ty, ty zapewne przybywasz z Zachodniej Puszczy?
� Ja... ja przysz�am tu ze starej szafy w garderobie � wyj�ka�a �ucja.
� Ach! � westchn�� pan Tumnus melancholijnie. � Gdybym tylko troch� bardziej przyk�ada� si� do geografii, kiedy by�em ma�ym faunem, to bez w�tpienia wiedzia�bym wszystko o tych dalekich i dziwnych krajach. Teraz ju� na to za p�no.
� Ale to wcale nie s� �adne kraje � powiedzia�a �ucja, rozbawiona. � To jest tam, zaraz za nami... a w ka�dym razie... no, nie jestem taka pewna. Tam jest lato.
� Jednak�e � zauwa�y� pan Tumnus � w Narnii jest zima, i to od tak dawna! Je�eli b�dziemy tak sta� i rozmawia� w tym �niegu, to mo�emy si� przezi�bi�. Czy C�rka Ewy z dalekiego kraju Gar-Deroby, gdzie panuje wieczne lato wok� prze�wietnego miasta Staraszafa, nie zechcia�aby przyj�� zaproszenia na ma�y podwieczorek?
� Bardzo panu dzi�kuj�, panie Tumnusie � powiedzia�a �ucja � ale zastanawia�am si� w�a�nie, czy nie powinnam ju� wraca�.
� To zaledwie par� krok�w st�d � nalega� faun. � B�dzie te� ogie� na kominku i grzanki, i sardynki, i ciasto...
� To bardzo uprzejme z pana strony � powiedzia�a �ucja. � Ale naprawd� nie b�d� mog�a zosta� zbyt d�ugo.
� Gdyby� zechcia�a wzi�� mnie pod r�k�, C�rko Ewy, to parasol os�oni nas oboje. Idziemy w tamt� stron�. A wi�c � w drog�!
I w ten spos�b �ucja sz�a teraz przez las, trzymaj�c pod r�k� t� dziwn� istot�, jakby znali si� od urodzenia.
Nie uszli daleko, gdy teren sta� si� bardziej pofa�dowany, naoko�o pojawi�y si� ska�y i niezbyt wysokie wzg�rza. Zeszli na dno p�ytkiego w�wozu i tutaj pan Tumnus skr�ci� nagle w bok, jakby mia� zamiar wej�� prosto na wyj�tkowo du�� ska��, i dopiero w ostatniej chwili �ucja spostrzeg�a, �e w skale jest wej�cie do pieczary. Kiedy znale�li si� w �rodku, o�lepi� j� blask ognia p�on�cego na kominku. Pan Tumnus schyli� si�, ma�ymi, zgrabnymi szczypcami wyj�� p�on�ce drewienko i zapali� lamp�.
� Nie potrwa to d�ugo � powiedzia�, stawiaj�c imbryk na ogniu.
�ucja pomy�la�a sobie, �e nigdy jeszcze nie widzia�a tak mi�ego domu. By�a to niewielka, sucha i czysta pieczara, wykuta w czerwonawej skale. Na pod�odze le�a� dywan, sta�y te� dwa foteliki (�Jeden dla mnie, drugi dla przyjaciela", wyja�ni� pan Tumnus), st� i kredens, a nad gzymsem kominka wisia� portret fauna z siw� brod�. W rogu by�y drzwi, prowadz�ce zapewne do sypialni pana Tumnusa, a pod jedn� ze �cian sta�a p�ka z ksi��kami. Kiedy gospodarz przygotowywa� podwieczorek, �ucja obejrza�a sobie ksi��ki, w�r�d kt�rych natrafi�a na takie dziwne tytu�y, jak �ycie i pisma Sylena albo Nimfy i ich �ycie, albo Ludzie, mnisi i le�nicy; studium znanej legendy, albo Czy cz�owiek jest mitem?
� Wszystko gotowe, C�rko Ewy! � oznajmi� faun.
By� to naprawd� wspania�y podwieczorek: najpierw wyborne jajka na mi�kko, potem sardynki na grzankach, potem znowu grzanki z mas�em, i jeszcze grzanki z miodem, a na koniec ciastko z lukrem. A kiedy �ucja ju� si� najad�a, faun zacz�� opowiada�. C� to by�y za cudowne opowie�ci o �yciu w puszczy! Opowiada� o zabawach w �wietle ksi�yca, gdy nimfy � kt�re mieszkaj� w �r�dlanych jeziorkach � i driady � kt�re mieszkaj� w drzewach � wychodz� o p�nocy na polan�, aby ta�czy� z faunami; o gonitwach za mlecznobia�ym jelonkiem, kt�ry mo�e spe�ni� ka�de �yczenie, gdy si� go schwyta; o biesiadach z dzikimi Czerwonymi Kar�ami i o wyprawach po skarby ukryte w g��bokich kopalniach i jaskiniach; a potem jeszcze o lecie, o tym, jak by to by�o dobrze, gdyby drzewa by�y znowu zielone i gdyby znowu odwiedzi� ich stary Sylen na swoim grubym o�le, a mo�e i sam Bachus; w strumieniach pop�yn�oby wino zamiast wody, a wszyscy mieszka�cy lasu oddaliby si� beztroskiej, trwaj�cej tygodniami zabawie...
� Gdyby tylko nie by�o tej wiecznej zimy � zako�czy� ponuro faun.
Potem, jakby chc�c doda� sobie otuchy, wydoby� z le��cego na kredensie futera�u dziwny, ma�y flet, wygl�daj�cy, jakby by� zrobiony z trzciny, i zacz�� na nim gra�. T�skny ton fletu sprawia�, �e �ucji chcia�o si� p�aka� i �mia�, ta�czy� i spa� jednocze�nie. Musia�y chyba min�� ca�e godziny, kiedy otrz�sn�a si� z zas�uchania i powiedzia�a:
� Och, drogi panie Tumnusie, tak mi �al, �e musz� panu przerwa�, bo tak strasznie podoba mi si� ta muzyka, ale, naprawd�, musz� ju� wraca� do domu. Mia�am wpa�� tylko na chwilk�...
� Nie s�dz�, �eby by�o najrozs�dniej i�� TERAZ � odpowiedzia� faun.
� Nierozs�dnie? � �ucja zerwa�a si� z fotela, troch� przestraszona. � Co pan ma na my�li? Musz� zaraz wraca� do domu. B�d� si� o mnie niepokoi�.
Lecz za chwil�, widz�c dziwn� zmian� w twarzy gospodarza, zapyta�a:
� Och, drogi panie Tumnusie, co si� sta�o?
Br�zowe oczy fauna nape�ni�y si� �zami, kt�re zacz�y sp�ywa� mu po policzkach, zbiera� si� na czubku nosa i skapywa� na ziemi�, a� w ko�cu zakry� twarz r�kami i gorzko zaszlocha�.
� Panie Tumnusie! Panie Tumnusie! � zawo�a�a �ucja przera�ona. � Prosz� przesta�, b�agam pana! Co si� sta�o? Czy �le si� pan czuje? Kochany panie Tumnusie, niech mi pan wreszcie powie, czy sta�o si� co� z�ego?
Ale faun p�aka� dalej, jakby mu mia�o za chwil� p�kn�� serce. Nie przesta� szlocha� nawet w�wczas, gdy �ucja podesz�a do niego, obj�a go serdecznie i ofiarowa�a mu swoj� chustk� do nosa. P�aka� i p�aka�, teraz ju� w chusteczk�, wy�ymaj�c j� co jaki� czas, gdy stawa�a si� tak mokra, �e ju� wi�cej �ez nie chcia�o w ni� wsi�kn��.
� Panie Tumnusie! � krzykn�a wreszcie �ucja, potrz�saj�c nim w rozpaczy. � Prosz� przesta�! Prosz� natychmiast przesta�! Powinien si� pan naprawd� wstydzi�, taki du�y faun jak pan. No i dlaczego, na mi�o�� bosk�, tak pan ryczy?!
� Och, och, och � za�ka� pan Tumnus. � P�acz�, bo jestem bardzo z�ym faunem...
� Wcale nie my�l�, �e jest pan z�ym faunem � powiedzia�a �ucja. � My�l�, �e jest pan bardzo mi�ym faunem. Naprawd�, jest pan najmilszym faunem, jakiego zdarzy�o mi si� spotka�.
� Och, och, nie m�wi�aby� tak, gdyby� wiedzia�a o wszystkim � odpowiedzia� faun w kr�tkiej przerwie mi�dzy dwoma gwa�townymi atakami szlochu. � Nie, nie jestem wcale dobry, jestem bardzo z�y.
� Ale co takiego pan zrobi�? � spyta�a �ucja.
� Sp�jrz tylko na mojego starego tat� � powiedzia� pan Tumnus � tam, nad kominkiem, na portrecie. Nigdy by czego� takiego nie zrobi�.
� Czego by nie zrobi�?
� Tego, co ja zrobi�em � odrzek� faun. � Jestem s�ug� Bia�ej Czarownicy. Oto, czym jestem. Zaprzeda�em si� Bia�ej Czarownicy.
� Bia�ej Czarownicy? Kt� to taki?
� Jak to, nie wiesz? To przecie� ona panuje nad ca�� Narni�. To ona sprawia, �e zawsze jest zima. Zawsze jest zima, cho� nigdy nie ma Bo�ego Narodzenia � sama tylko pomy�l!
� Ale� to okropne! � powiedzia�a �ucja. � Ale co TY w�a�ciwie dla niej robisz?
� To w�a�nie jest najgorsze � odpowiedzia� pan Tumnus i j�kn�� g�ucho. � Porywam dla niej dzieci, oto ca�a prawda. Popatrz na mnie, C�rko Ewy. Czy mog�aby� uwierzy�, �e jestem takim faunem, co to spotyka w lesie biedne, niewinne dziecko, kt�re nie zrobi�o mu nic z�ego, udaje, �e si� z nim zaprzyja�nia, zaprasza je do swojego domu � a wszystko po to, aby je u�pi�, a potem odda� w r�ce Bia�ej Czarownicy?
� Nie � powiedzia�a �ucja. � Jestem pewna, �e pan nie zrobi�by niczego w tym rodzaju.
� Ale ja to zrobi�em � za�ka� faun.
� No, c�... � powiedzia�a �ucja powoli (poniewa� chcia�a by� sprawiedliwa, ale i niezbyt surowa). � C�, to rzeczywi�cie brzydko z pana strony. Ale �a�uje pan tak szczerze... Jestem pewna, �e to si� ju� nigdy nie powt�rzy.
� O C�rko Ewy, czy ty naprawd� niczego nie rozumiesz? � zapyta� faun. � Nie m�wi� o czym�, co KIEDY� zrobi�em. Ja to robi� TERAZ, w tej w�a�nie chwili...
� Co pan chce przez to powiedzie�?! � krzykn�a �ucja, a jej policzki zrobi�y si� nagle o wiele bielsze ni� przedtem.
� To ty jeste� tym dzieckiem. Otrzyma�em rozkaz od Bia�ej Czarownicy, aby schwyta� i odda� w jej r�ce ka�dego Syna Adama i ka�d� C�rk� Ewy, kt�rych kiedykolwiek spotkam w lesie. A ty jeste� pierwsz� C�rk� Ewy, jak� spotykam. Robi�em wszystko, �eby� si� ze mn� zaprzyja�ni�a, zaprosi�em ci� na podwieczorek, ale przez ca�y czas, tak, przez ca�y czas my�la�em tylko o tym, �e kiedy ci� u�pi�, p�jd� i powiem JEJ�
� Och, ale pan przecie� tego nie zrobi?! � krzykn�a �ucja. � Nie zrobi pan tego, prawda? Przecie� pan tego nie mo�e zrobi�!
� A je�li tego nie zrobi� � powiedzia� faun, wybuchaj�c znowu p�aczem � ona si� o tym na pewno dowie. Ka�e mi odci�� ogon, odpi�owa� r�ki, wyrwa� brod�, a potem machnie swoj� r�d�k� nad moimi �licznymi, rozszczepionymi kopytkami i zamieni je w okropne, bry�owate kopyta, jak u jakiej� n�dznej szkapy. A je�eli b�dzie na mnie szczeg�lnie z�a, zamieni mnie w kamie� i b�d� tylko pos�giem fauna, a� do czasu, gdy cztery trony na Ker-Paravelu znowu zostan� zaj�te, a B�g jeden wie, kiedy to si� stanie i czy w og�le do tego kiedykolwiek dojdzie.
� Bardzo mi przykro, panie Tumnusie � powiedzia�a stanowczo �ucja � ale prosz� mi pozwoli� i�� ju� do domu.
� Pozwol�, rzecz jasna � odrzek� faun. � To oczywiste, �e musz� tak post�pi�. Teraz widz� to wyra�nie jak na d�oni. Nie mia�em poj�cia, jacy s� ludzie, zanim ciebie spotka�em. Teraz, kiedy ju� ci� znam, wiem dobrze, �e nie mog� ci� odda� w r�ce tej wied�my. Musisz jednak zaraz rusza� w drog�. Odprowadz� ci� a� do Latarni. My�l�, �e stamt�d trafisz ju� �atwo do Gar-Deroby i Staraszafy?
� Jestem pewna, �e trafi� � powiedzia�a �ucja.
� Musimy zachowa� najwy�sz� ostro�no��. Ca�y las pe�en jest jej szpieg�w. Nawet niekt�re drzewa s� na jej s�u�bie.
Tak wi�c pan Tumnus ponownie roz�o�y� parasol, poda� �ucji rami� i pospiesznie wyszli z pieczary, nie dbaj�c nawet o posprz�tanie po podwieczorku. Tym razem droga nie przypomina�a ju� zupe�nie mi�ego spaceru do pieczary fauna; przemykali si� ukradkiem przez las, nie odzywaj�c si� do siebie, a pan Tumnus stara� si� wybiera� najciemniejsze przej�cia. �ucja odetchn�a z ulg�, kiedy dotarli wreszcie do Latarni.
� Czy st�d ju� pami�tasz drog�, C�rko Ewy? � zapyta� Tumnus.
�ucja wpatrzy�a si� w ciemno�� mi�dzy drzewami i dostrzeg�a w oddali jasn� plamk�, wygl�daj�c� jak odblask dziennego �wiat�a.
� Tak, widz� ju� drzwi szafy.
� A wi�c p�d� do domu tak szybko, jak tylko potrafisz � powiedzia� faun. � I... czy b-b�dziesz mi mog�a w og�le przebaczy� to wszystko, o czym ci powiedzia�em?
� Ale� naturalnie, wybaczam � powiedzia�a �ucja, �ciskaj�c mu serdecznie r�k�. � I mam nadziej�, �e nie wpadniesz przeze mnie w jakie� straszne tarapaty.
� Zegnaj, C�rko Ewy � odpowiedzia� szybko faun. � A mo�e... mo�e m�g�bym zatrzyma� chusteczk�?
� Chyba tak! � powiedzia�a �ucja i pop�dzi�a w stron� plamki dziennego �wiat�a mi�dzy drzewami tak szybko, jak potrafi�a. I nagle, zamiast szorstkich ga��zi drzew, poczu�a na twarzy mi�kko�� futrzanych p�aszczy, a zamiast skrzypi�cego �niegu pod nogami � twardo�� drewnianej pod�ogi, a� raptem zda�a sobie spraw� z tego, �e wyskakuje przez otwarte drzwi szafy wprost do tego samego pokoju, w kt�rym rozpocz�a si� ta dziwna przygoda. Starannie zamkn�a szaf� i rozejrza�a si� woko�o, �api�c oddech po szybkim biegu. Na dworze wci�� pada�o, a z korytarza dobieg�y j� g�osy rodze�stwa.
� Hej, jestem tutaj! � krzykn�a. � Jestem tutaj! Wr�ci�am! Nic mi si� nie sta�o!
Rozdzia� 3
EDMUND WCHODZI DO SZAFY
�ucja wybieg�a z pustego pokoju na korytarz, gdzie znalaz�a pozosta�� tr�jk� rodze�stwa.
� Nic mi nie jest! � powt�rzy�a. � Ju� wr�ci�am.
� O czym ty, na mi�o�� bosk�, m�wisz, �ucjo?
� zapyta�a Zuzanna.
� Jak to? � zdziwi�a si� �ucja. � Czy nie martwili�cie si� o mnie?
� A wi�c schowa�a� si� przed nami? � powiedzia� Piotr. � Biedna �usia, schowa�a si� i nikt tego nie zauwa�y�! Na drugi raz, jak b�dziesz chcia�a, �eby kto� zacz�� martwi� si� twoim znikni�ciem, musisz posiedzie� w kryj�wce troch� d�u�ej.
� Ale przecie� nie by�o mnie przez ca�e godziny!
� krzykn�a �ucja.
Tr�jka rodze�stwa popatrzy�a po sobie.
� Ona jest stukni�ta! � powiedzia� Edmund, pukaj�c si� w czo�o. � Kompletnie stukni�ta.
� Co w�a�ciwie masz na my�li, �ucjo? � zapyta� Piotr.
� To, co powiedzia�am � odrzek�a �ucja. � Zaraz po �niadaniu wesz�am do szafy, nie by�o mnie ca�e godziny, jad�am tam podwieczorek i w og�le zdarzy�o si� mn�stwo r�nych rzeczy.
� Nie b�d� g�upia, �ucjo � powiedzia�a Zuzanna. � Dopiero co wyszli�my z tego pokoju i ty tam jeszcze by�a�.
� Ona wcale nie jest g�upia � powiedzia� Piotr. � Po prostu ca�� t� histori� wymy�li�a sobie dla �artu. Mam racj�, �ucjo? Przecie� nie ma w tym nic z�ego.
� Nie, Piotrze, niczego sobie nie wymy�li�am � powiedzia�a �ucja. � To jest zaczarowana szafa. W �rodku jest las i pada �nieg, i tam jest faun i Czarownica, i to si� nazywa Narnia, a jak nie wierzycie, to id�cie i sami zobaczcie.
Dzieci nie wiedzia�y, co o tym s�dzi�, ale �ucja by�a tak wzburzona, �e wszyscy wr�cili do pustego pokoju. �ucja pierwsza podbieg�a do szafy, otworzy�a drzwi i zawo�a�a:
� A teraz wejd�cie do �rodka i sami zobaczcie!
� No i co, g�upia g�sko � powiedzia�a Zuzanna, wsadzaj�c g�ow� do �rodka i rozchylaj�c futra � to przecie� zwyk�a szafa. Popatrzcie, tu jest tylna �ciana.
Potem ka�dy po kolei zagl�da� do �rodka, rozchyla� p�aszcze i � c�, wszyscy, ��cznie z �ucj�, mogli sobie obejrze� najzwyklejsz� w �wiecie szaf�. Nie by�o ani lasu, ani �niegu, jedynie tylna �ciana szafy ze stercz�cymi z niej hakami. Piotr wszed� do �rodka i zab�bni� w ni� pi�ciami, aby upewni� wszystkich, �e jest to tylko zwyk�e, twarde drewno.
� Znakomity kawa� � powiedzia� po wyj�ciu z szafy. � No, �ucjo, naprawd� uda�o ci si� nas nabra�. Prawie ci uwierzyli�my.
� Ale to nie by� �aden kawa� � zaperzy�a si� �ucja. � To prawda. Jeszcze przed chwil� wszystko by�o inaczej. Naprawd� tak by�o. Przysi�gam.
� Pos�uchaj, �ucjo � powiedzia� Piotr � czy nie uwa�asz, �e troch� przesadzi�a�? Zupe�nie nie�le sobie z nas za�artowa�a�, ale teraz mo�e by�oby lepiej da� temu spok�j, co?
�ucja zaczerwieni�a si� i chcia�a jeszcze co� powiedzie�, ale poniewa� nie bardzo wiedzia�a co, wybuchn�a p�aczem.
Przez nast�pne kilka dni by�a bardzo biedna. Mog�a z �atwo�ci� w ka�dej chwili przerwa� t� niemi�� sytuacj�, gdyby tylko dla �wi�tego spokoju przyzna�a, �e wszystko to by�o wymy�lon� przez ni� dla zabawy bajk�. Ale �ucja by�a bardzo prostolinijn� dziewczynk� i wiedzia�a, �e w rzeczywisto�ci to ona ma racj�, tote� nie mog�a si� na to zdecydowa�. Pewno��, z jak� inni uznawali jej opowie�� za k�amstwo � i to bardzo g�upie k�amstwo � sprawia�a jej wielk� przykro��. Co prawda starsze rodze�stwo wkr�tce przesta�o jej dokucza�, ale Edmund potrafi� by� z�o�liwy, a w tym wypadku pokazywa�, na co go sta�. Bez przerwy kpi� i na�miewa� si� z biednej �ucji, wypytuj�c j�, czy znalaz�a jakie� inne dziwne kraje w r�nych kredensach i szafach w ca�ym domu. A przecie� te dni mog�y by� tak przyjemne! Pogoda by�a pi�kna i dzieci mog�y teraz przebywa� poza domem od rana do wieczora, �owi�c ryby, k�pi�c si�, wspinaj�c na drzewa i wyleguj�c na wrzosowisku. �ucja nie potrafi�a jednak cieszy� si� tym wszystkim naprawd�. I tak by�o a� do nast�pnego deszczowego dnia.
Tego dnia, kiedy ju� zrobi�o si� popo�udnie i wci�� nie by�o najmniejszych oznak zmiany pogody, dzieci postanowi�y zabawi� si� w chowanego. Pierwsza szuka�a Zuzanna. Gdy tylko reszta rozbieg�a si� w poszukiwaniu kryj�wek, �ucja w�lizn�a si� do garderoby. Wcale nie mia�a zamiaru chowa� si� w szafie, poniewa� wiedzia�a, �e gdyby j� tam znaleziono, znowu zacz�yby si� z�o�liwe docinki na temat tej przekl�tej historii. Chcia�a jednak jeszcze raz do niej zajrze�, gdy� sama zaczyna�a ju� si� zastanawia�, czy rzeczywi�cie Narnia nie by�a tylko pi�knym snem. Dom by� tak wielki i pe�en tylu zakamark�w, �e z pewno�ci� mia�aby jeszcze potem czas na znalezienie sobie jakiej� innej, dobrej kryj�wki. Gdy zbli�y�a si� do szafy, us�ysza�a kroki na korytarzu i nie pozosta�o jej nic innego, jak wskoczy� do �rodka i przymkn�� za sob� drzwi. Oczywi�cie nie zamkn�a ich ca�kowicie, poniewa� wiedzia�a, �e to bardzo g�upio zamkn�� si� w szafie � nawet wtedy, gdy jest to szafa zaczarowana.
Kroki, kt�re us�ysza�a, by�y krokami Edmunda. Zd��y� wej�� do pokoju wystarczaj�co wcze�nie, by dostrzec �ucj� znikaj�c� w szafie. Od razu postanowi� wej�� za ni� do �rodka � nie dlatego, by uwa�a� szaf� za szczeg�lnie dobr� kryj�wk�, ale dlatego, �e chcia� znowu pokpi� sobie z �ucji i z jej wymy�lonego kraju. Otworzy� drzwi. Wewn�trz wisia�y, jak zawsze, futra, pachnia�o naftalin�, by�o cicho i ciemno, ale po �ucji nie by�o ani �ladu. �Na pewno my�li, �e to przysz�a Zuzanna, aby j� z�apa� � pomy�la� Edmund � wi�c siedzi cicho gdzie� w g��bi". Wskoczy� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi zapominaj�c, �e takie post�powanie mo�e �wiadczy� tylko o g�upocie. Potem zacz�� maca� r�kami w ciemno�ci, szukaj�c siostry, lecz ku swemu zdziwieniu nigdzie nie m�g� jej znale��. Postanowi� wi�c otworzy� drzwi, aby wpu�ci� do �rodka troch� �wiat�a. Ale i drzwi gdzie� si� zapodzia�y. To ju� zupe�nie przesta�o mu si� podoba�, zacz�� wi�c przepycha� si� mi�dzy p�aszczami to w jedn�, to w drug� stron�, nawo�uj�c:
� �ucjo! �ucjo! Gdzie jeste�? Wiem, �e tu jeste�!
Nie by�o odpowiedzi. Edmund zauwa�y�, �e jego g�os brzmi jako� dziwnie � wcale nie tak, jakby tego mo�na by�o oczekiwa� pokrzykuj�c w zamkni�tej szafie, ale tak, jakby znajdowa� si� na dworze. Poczu� te�, �e zrobi�o si� nieoczekiwanie zimno. I wtedy zobaczy� �wiat�o.
�Dzi�ki Bogu � pomy�la� � drzwi musia�y si� same otworzy�". Zapomnia� ju� zupe�nie o �ucji i pod��y� ku �wiat�u, pewien, �e to otwarte drzwi szafy. Ale zamiast wyskoczy� z ciemno�ci wprost do pe�nej �wiat�a garderoby, stwierdzi� nagle, �e wychodzi z cienia jakiego� g�stego, jod�owego zagajnika na otwart� przestrze� w �rodku lasu.
Pod stopami chrz�ci� mu suchy, sypki �nieg, kt�ry pokrywa� te� ga��zie drzew. Nad nim ja�nia�o bladoniebieskie niebo, takie, jakie zdarza si� w pi�kne zimowe poranki. Wprost przed sob�, mi�dzy pniami drzew, zobaczy� wschodz�ce s�o�ce, czerwone i wyra�ne. Naoko�o panowa�a g��boka cisza, jakby by� jedyn� �yw� istot� w tym kraju. W�r�d drzew nie dostrzeg� cho�by drozda czy wiewi�rki, a las rozci�ga� si� w ka�dym kierunku tak daleko, jak tylko m�g� si�gn�� wzrokiem. Poczu�, �e ciarki przebiegaj� mu po plecach.
Teraz przypomnia� sobie o �ucji, a tak�e � cho� poniewczasie � o swoich docinkach na temat jej �wymy�lonego kraju", kt�ry � jak si� okaza�o � wcale nie by� wymy�lony. Wci�� mia� jednak nadziej�, �e siostra musi by� gdzie� blisko, wi�c zawo�a�:
� �ucjo! �ucjo! Ja te� jestem tutaj! To ja, Edmund!
Nie by�o �adnej odpowiedzi. . �Na pewno jest na mnie z�a za to wszystko, co jej ostatnio m�wi�em", pomy�la� Edmund. I chocia� nie lubi� przyznawa� si� do b��d�w, jeszcze mniej podoba�o mu si� to, �e jest zupe�nie sam w tym dziwnym, zimnym i cichym miejscu.
Krzykn�� wi�c jeszcze raz:
� Hej, hej, �usiu! Przepraszam, �e ci nie uwierzy�em. Teraz widz�, �e od pocz�tku mia�a� racj�. Ale wyjd� ju�, prosz� ci�! Dajmy temu spok�j!
Wci�� nie by�o �adnej odpowiedzi.
� Jak to dziewczynka! � powiedzia� do siebie Edmund. � D�sa si� gdzie� i nie przyjmie �adnych przeprosin.
Raz jeszcze rozejrza� si� woko�o i doszed� do wniosku, �e to miejsce nie bardzo mu si� podoba, wobec czego ju� postanowi� wraca� do domu, gdy nagle, gdzie� daleko w lesie, odezwa� si� d�wi�k dzwoneczk�w. Nas�uchiwa�, a dzwonki przybli�a�y si� i przybli�a�y, a� w ko�cu zza drzew wyskoczy�y sanie zaprz�one w dwa reny.
Reny by�y wielko�ci szetlandzkich kucyk�w, a sier�� mia�y tak bia��, �e w por�wnaniu z nimi nawet �nieg wydawa� si� szary. Ich rozga��zione rogi by�y poz�acane i kiedy zal�ni�o na nich s�o�ce, zap�on�y �ywym ogniem. Uprz�� by�a zrobiona ze szkar�atnej sk�ry i przyozdobiona dzwoneczkami. Na ko�le siedzia� przysadzisty karze�, kt�ry z pewno�ci� nie mia�by nawet metra wysoko�ci, gdyby stan�� wyprostowany. Ubrany by� w ko�uch z polarnego nied�wiedzia, a na g�owie mia� czerwony kaptur z d�ugim, zwisaj�cym nisko pomponem. Obfita broda sp�ywa�a mu a� na kolana, pe�ni�c funkcj� czego� w rodzaju pledu chroni�cego przed zimnem. Za nim, na podwy�szeniu po�rodku sa�, siedzia�a zupe�nie inna posta�: wysoka pani, bardziej wysoka ni� najwy�sza kobieta, jak� Edmund kiedykolwiek widzia�. Pani r�wnie� by�a przykryta bia�ym futrem, w prawej r�ce trzyma�a d�ug�, prost� laseczk�, a na g�owie mia�a z�ot� koron�. Jej twarz by�a bia�a � nie zwyczajnie blada, lecz zupe�nie bia�a, jak �nieg lub papier, lub wata cukrowa, tylko wargi p�on�y jaskraw� czerwieni�. By�a to twarz pi�kna, lecz dumna, zimna i surowa.
Zbli�aj�ce si� do Edmunda sanie wygl�da�y naprawd� cudownie: dzwoneczki dzwoni�y, karze� strzela� z bata, a �nieg wzbija� si� w powietrze po obu stronach.
� Zatrzymaj si�! � powiedzia�a pani i karze� �ci�gn�� lejce tak ostro, �e reny prawie przysiad�y na �niegu. Potem wyprostowa�y si� i potrz�sa�y gniewnie �bami, parskaj�c g�o�no, a w mro�nym powietrzu ich szybkie oddechy zamienia�y si� w g�st� par�.
� A kim�e ty jeste�? � zapyta�a pani, spogl�daj�c surowo na Edmunda.
� Ja... ja... nazywam si� Edmund � wyj�ka� ch�opiec. Wcale nie podoba� mu si� spos�b, w jaki na niego patrzy�a.
Pani zmarszczy�a brwi.
� I w ten spos�b odzywasz si� do swojej kr�lowej? � zapyta�a, patrz�c na niego jeszcze bardziej surowo.
� Prosz� o wybaczenie, wasza kr�lewska wysoko��, nie wiedzia�em...
� Nie znasz kr�lowej Narnii?! � krzykn�a pani.
� Ha! Zaraz poznasz nas lepiej. Ale pytam raz jeszcze: kim jeste�?
� Niech mi wasza kr�lewska wysoko�� wybaczy
� wyj�ka� Edmund � ale nie wiem, co odpowiedzie�. Jestem w szkole... to znaczy by�em... teraz s� wakacje...
Rozdzia� 4
PTASIE MLECZKO
ALE KIM JESTE�? � zapyta�a ponownie kr�lowa. � Czy mo�e jeste� wyro�ni�tym kar�em, kt�ry obci�� sobie brod�?
� Nie, wasza kr�lewska wysoko�� � odpowiedzia� Edmund. � Nigdy nie mia�em brody. Jestem ch�opcem.
� Ch�opcem? Czy chcesz powiedzie�, �e jeste� Synem Adama?
Edmund nic nie odpowiedzia�. By� zbyt zmieszany, aby zrozumie� pytanie.
� Kimkolwiek jeste�, to pr�cz tego jeste� na pewno idiot� � powiedzia�a kr�lowa. � I odpowiedz mi wreszcie, chyba �e chcesz, abym straci�a cierpliwo��: czy jeste� cz�owiekiem?
� Tak, najja�niejsza pani � powiedzia� Edmund. .,; � A jak si� dosta�e� do mojego kr�lestwa?
� Dosta�em si� tu przez szaf�, najja�niejsza pani.
� Przez szaf�? Co to znaczy?
� Ja... ja otworzy�em drzwi... i po prostu znalaz�em si� tutaj, najja�niejsza pani � wyj�ka� Edmund.
� Ha! � wykrzykn�a kr�lowa, bardziej do siebie ni� do niego. � Drzwi. Drzwi do �wiata Ludzi.
S�ysza�am ju� o takich rzeczach. To mo�e popsu� wszystko. Ale na razie on jest sam i �atwo sobie z nim poradz�.
Powsta�a ze swojego siedzenia i spojrza�a Edmundowi prosto w twarz. Jej oczy zap�on�y dziwnym blaskiem, a r�ka unios�a r�d�k�. Edmund czu�, �e za chwil� stanie si� co� strasznego, ale nie by� w stanie ruszy� si� z miejsca. Ale kiedy ju� pogodzi� si� ze swoim losem, kr�lowa nagle jakby zmieni�a zamiar.
� Moje biedne dziecko � odezwa�a si� do niego zupe�nie innym tonem � chyba bardzo zmarz�e�, prawda? Chod� tutaj i usi�d� ze mn� w saniach, a ja otul� ci� futrem i troch� sobie porozmawiamy.
Trudno powiedzie�, �eby ten pomys� spodoba� si� Edmundowi, ale nie �mia� by� niepos�uszny, wi�c wspi�� si� na sanie i usiad� u jej st�p. Pani zarzuci�a na niego futro i troskliwie go nim otuli�a.
� A teraz mo�e by� si� napi� czego� gor�cego?
� zapyta�a.
� Tak, bardzo prosz�, wasza kr�lewska wysoko��
� odpowiedzia� Edmund, szcz�kaj�c z�bami. Kr�lowa wyj�a z fa�d swego p�aszcza ma�� flaszeczk�, wygl�daj�c� jakby by�a zrobiona z miedzi. Potem wyci�gn�a r�k� poza sanie i wyla�a z flaszeczki kropl� jakiego� p�ynu. Przez moment kropla zal�ni�a w s�o�cu jak diament, ale gdy tylko spad�a na �nieg, co� zasycza�o � i oto w tym samym miejscu sta� wysadzany drogimi kamieniami kubek z czym�, co parowa�o w zimnym powietrzu. Karze� b�yskawicznie zeskoczy� na ziemi�, podni�s� kubek, sk�oni� si� i poda� Edmundowi z u�miechem. Nie by� to wcale przyjemny u�miech. Ale gdy tylko ch�opiec wypi� kilka �yk�w gor�cego p�ynu, poczu� si� od razu lepiej. Dziwny nap�j nie przypomina� niczego, co pi� kiedykolwiek przedtem: by� s�odki, pieni�cy si� i g�sty, a po wypiciu ciep�o rozchodzi�o si� momentalnie po ca�ym ciele.
� Nie s�dzisz, �e dobrze by�oby teraz co� zje��, Synu Adama? � zapyta�a kr�lowa. � Na co mia�by� ochot�?
� Na ptasie mleczko, je�li mo�na, wasza kr�lewska wysoko�� � odpowiedzia� Edmund.
Kr�lowa wyla�a z buteleczki jeszcze jedn� kropl�; tym razem na �niegu pojawi�o si� okr�g�e, przewi�zane zielon� wst��eczk� pud�o, pe�ne � jak si� okaza�o � najlepszego ptasiego mleczka. Ka�dy kawa�ek by� s�odki i cudownie piankowaty a� do samego �rodka i Edmund musia� przyzna�, �e nigdy jeszcze nie jad� czego� r�wnie wspania�ego. Teraz zrobi�o mu si� bardzo ciep�o i przyjemnie.
Kiedy objada� si� ptasim mleczkiem, kr�lowa zadawala mu mn�stwo pyta�. Pocz�tkowo stara� si� pami�ta�, �e nie wypada m�wi� z pe�nymi ustami, ale wkr�tce o tym zapomnia�, pragn�c jedynie poch�on�� tyle ptasiego mleczka, ile tylko zdo�a. Im wi�cej zjada�, tym bardziej mia� na nie ochot�, tak �e nie wpad�o mu nawet do g�owy zastanowi� si�, dlaczego kr�lowa jest taka ciekawa. Bardzo �atwo wyci�gn�a z niego, �e ma brata i dwie siostry, �e jedna z nich ju� tutaj by�a i spotka�a fauna oraz �e nikt pr�cz niego i jego rodze�stwa nie ma poj�cia o istnieniu Narnii. Kr�low� interesowa�o szczeg�lnie to, �e jest ich czworo, i wci�� wraca�a do tego tematu.
� Czy jeste� pewien, �e jest was czworo? Dw�ch Syn�w Adama i dwie C�rki Ewy, ani wi�cej, ani mniej?
Edmund, z ustami pe�nymi ptasiego mleczka, odpowiada� wci��:
� Tak, przecie� ju� m�wi�em � zapominaj�c nawet o dodaniu �wasza kr�lewska wysoko��", ale kr�lowa wydawa�a si� nie zwraca� na to uwagi.
W ko�cu ca�e ptasie mleczko zosta�o zjedzone i Edmund wpatrywa� si� uporczywie w puste pude�ko, modl�c si� w duchu, by go zapytano, czy nie chcia�by wi�cej. Kr�lowa zapewne dobrze wiedzia�a, o czym Edmund marzy, poniewa� wiedzia�a te�, �e jest to zaczarowane ptasie mleczko i �e ka�dy, kto go cho� raz skosztuje, b�dzie chcia� wci�� wi�cej i wi�cej, tak �e m�g�by zaje�� si� na �mier�, gdyby mu na to pozwolono. Ale nie zaproponowa�a nast�pnego pude�ka, tylko powiedzia�a:
� Synu Adama, tak bardzo chcia�abym zobaczy� twoje czaruj�ce rodze�stwo... Czy m�g�by� je do mnie przyprowadzi�?
� Spr�buj� � odpowiedzia� Edmund, wci�� spogl�daj�c z �alem na puste pude�ko.
� Bo widzisz, je�eli przyjdziesz tu jeszcze raz, naturalnie razem z nimi, to b�d� ci mog�a da� wi�cej ptasiego mleczka. Teraz ju� nie mog�, bo takie czary mo�na zrobi� tylko raz. Co innego w moim pa�acu...
� A dlaczego nie mo�emy tam pojecha� zaraz? � zapyta� Edmund. Kiedy wsiada� do sa�, trz�s� si� ze strachu, �e ta wynios�a pani powiedzie go do jakiego� nieznanego miejsca, z kt�rego nie b�dzie m�g� trafi� do domu, ale teraz zapomnia� o wszystkim.
� Ach, m�j pa�ac to naprawd� cudowne miejsce � powiedzia�a kr�lowa. � Jestem pewna, �e b�dzie ci si� podoba�o. S� tam pokoje pe�ne ptasiego mleczka, a musisz wiedzie�, �e nie mam swoich w�asnych dzieci. Bardzo bym chcia�a mie� jakiego� mi�ego ch�opca, kt�rego mog�abym uczyni� ksi�ciem i kt�ry zosta�by kr�lem Narnii, kiedy mnie ju� nie b�dzie. Jako ksi��� m�g�by� nosi� z�ot� koron� i przez ca�y dzie� zajada� si� ptasim mleczkiem. A musz� wyzna�, �e jeste� najm�drzejszym i najprzystojniejszym m�odzie�cem, jakiego dot�d spotka�am. My�l�, �e naprawd� m�g�by� zosta� ksi�ciem pewnego dnia, kiedy przyprowadzisz do mnie swoje rodze�stwo.
� Dlaczego nie teraz? � spyta� Edmund. Mia� wypieki na twarzy, �lina ciek�a mu z ust, a r�ce lepi�y si� od potu. Cokolwiek mog�a m�wi� kr�lowa, nie wygl�da� teraz ani m�drze, ani pi�knie.
� Och, gdybym ci� tam zabra�a teraz � powiedzia�a � nie zobaczy�abym twojego uroczego rodze�stwa. Bardzo pragn� je pozna�. Ty b�dziesz ksi�ciem, a p�niej kr�lem, to zrozumia�e. Ale przecie� musisz mie� swoich dworzan i baron�w. Twego brata uczyni� hrabi�, a twoje siostry hrabinami.
� Oni nie s� specjalnie interesuj�cy � powiedzia� Edmund. � Zreszt� mog� ich przyprowadzi� kiedy indziej.
� Och, kiedy ju� raz znajdziesz si� w moim pa�acu, m�g�by� o nich zapomnie�. Czeka ci� tam tyle r�nych przyjemno�ci, �e nie b�dzie ci si� chcia�o po nich i��. Nie, musisz teraz wr�ci� do swojego kraju. B�d� na ciebie czeka�a i NA NICH, oczywi�cie. Nie by�oby dobrze, gdyby� tu wr�ci� sam.
� Ale ja nawet nie wiem, czy trafi� tu z powrotem � spr�bowa� jeszcze raz Edmund.
� To nie b�dzie trudne � odpowiedzia�a kr�lowa. � Widzisz t� Latarni�? � Wskaza�a swoj� r�d�k�, a Edmund odwr�ci� si� i zobaczy� Latarni�, pod kt�r� �ucja spotka�a fauna. � Za ni� znajdziesz drog� do �wiata Ludzi. A teraz popatrz tam � wskaza�a w przeciwnym kierunku � i powiedz mi, czy widzisz te dwa wzg�rza nad drzewami?
� Chyba widz� � odpowiedzia� Edmund.
� A wi�c m�j pa�ac le�y w�a�nie mi�dzy tymi dwoma wzg�rzami. Kiedy tu wr�cisz nast�pnym razem, musisz tylko znale�� Latarni�, poszuka� tych dwu wzg�rz i i�� w ich kierunku przez las, a bardzo szybko trafisz do mojej siedziby. Ale pami�taj: musisz przyprowadzi� swoje rodze�stwo. By�abym bardzo z�a, gdyby� przyszed� sam.
� B�d� si� bardzo stara� � odpowiedzia� Edmund.
� Aha, jeszcze jedna sprawa. Nie musisz im o mnie od razu m�wi�. To b�dzie taki nasz ma�y sekret, dobrze? Zr�bmy im niespodziank�. Zaprowad� ich do tych dwu wzg�rz, taki m�dry ch�opiec jak ty na pewno co� wymy�li, aby si� zgodzili. A kiedy dojdziecie do mojego zamku, mo�esz po prostu powiedzie�: �Chod�cie, zobaczymy, kto tu mieszka", czy co� w tym rodzaju. Jestem pewna, �e tak b�dzie najlepiej. Je�eli twoja siostra spotka�a jednego z faun�w, mog�a nas�ucha� si� o mnie r�nych dziwnych rzeczy... z�o�liwych plotek, kt�re opowiadaj�, aby si� mnie l�kano. Fauny nigdy nic m�drego nie m�wi�, a musisz wiedzie�, �e...
� B�agam, och, b�agam � przerwa� jej nagle Edmund � czy nie m�g�bym dosta� na drog� cho� jednego kawa�ka ptasiego mleczka?
� Nie, nie � odpowiedzia�a kr�lowa ze �miechem � musisz poczeka� do nast�pnego razu. � Da�a znak kar�owi, a kiedy sanie ruszy�y, pomacha�a Edmundowi r�k� wo�aj�c: � Nast�pnym razem! Nast�pnym razem! Nie zapomnij! Wr�� szybko!
Edmund wci�� jeszcze wpatrywa� si� w drzewa, za kt�rymi znikn�y sanie, gdy nagle us�ysza�, jak kto� wykrzykuje jego imi�, a kiedy si� rozejrza�, zobaczy� �ucj� wychodz�c� z innej cz�ci lasu.
� Och, Edmundzie! � zawo�a�a. � A wi�c ty te� tu trafi�e�? Czy tu nie jest cudownie? A teraz...
� Dobra, dobra � powiedzia� Edmund. � Przecie� widz�, �e m�wi�a� prawd� i �e to rzeczywi�cie jest zaczarowana szafa. Je�eli chcesz, to mog� ci� przeprosi�. Ale, na mi�o�� bosk�, gdzie si� podziewa�a� przez ca�y ten czas? Wsz�dzie ci� szuka�em.
� Gdybym tylko wiedzia�a, �e ty te� tu trafisz, tobym na ciebie poczeka�a � powiedzia�a �ucja, kt�ra by�a tak szcz�liwa i podniecona, �e nie zauwa�y�a dziwnej nuty w jego g�osie i wypiek�w na jego zmienionej twarzy. � Zjad�am ma�y obiadek z panem Tumnusem, tym faunem, kt�ry ma si� zupe�nie dobrze; Bia�a Czarownica nic mu nie zrobi�a za to, �e mnie pu�ci�, wi�c s�dzi, �e w og�le si� o tym nie dowiedzia�a, i by� mo�e wszystko dobrze si� sko�czy.
� Bia�a Czarownica? � zapyta� Edmund. � Kto to taki?
� To okropna posta�. Nazywa siebie kr�low� Narnii, chocia� wcale nie ma do tego prawa, i wszystkie driady i najady, i kar�y, i zwierz�ta, w ka�dym razie te, kt�re s� dobre, po prostu jej nienawidz�. Ona mo�e zmienia� ludzi w kamie� i w og�le potrafi robi� r�ne okropne rzeczy. I to w�a�nie ona zaczarowa�a Narni�, tak �e zawsze jest tu zima, zawsze zima, a nigdy nie ma Bo�ego Narodzenia! Je�dzi po kraju w saniach zaprz�onych w reny, ze swoj� czarodziejsk� r�d�k� i w koronie na g�owie.
Edmundowi by�o ju� niedobrze od zjedzenia zbyt wielu s�odyczy, a kiedy us�ysza�, �e pani, z kt�r� si� zaprzyja�ni�, jest gro�n� czarownic�, poczu� si� jeszcze gorzej. Wci�� jednak mia� tak straszn� ochot� na ptasie mleczko, �e wszystko inne wydawa�o mu si� zupe�nie niewa�ne.
� Kto ci naopowiada� tych bzdur o Bia�ej Czarownicy? � zapyta�.
� Pan Tumnus, ten faun � odpowiedzia�a �ucja.
� Nie powinno si� wierzy� we wszystko, co m�wi� fauny � powiedzia� Edmund, staraj�c si� sprawi� wra�enie, jakby wiedzia� o faunach o wiele wi�cej.
� A tobie kto to powiedzia�?
� Ka�dy to wie � powiedzia� Edmund. � Zapytaj kogo chcesz. Nie s�dz� te�, �eby by�o co� zabawnego w staniu na �niegu. Chod�my do domu.
� Masz racj�! Och, Edmundzie, tak si� ciesz�, �e ty te� tu trafi�e�. Piotr i Zuzanna b�d� teraz musieli uwierzy� w Narni�. Ach, jaka to b�dzie zabawa!
Edmund nic nie odpowiedzia�, ale w g��bi serca pomy�la�, �e dla niego to nie b�dzie wcale tak zabawne. B�dzie musia� przyzna� przed wszystkimi, �e �ucja mia�a racj�, by� te� pewien, �e pozosta�a tr�jka stanie po stronie faun�w i zwierz�t, sam za� by� ju� bardziej ni� w po�owie po stronie Czarownicy. Nie wiedzia� wi�c, co powie i jak utrzyma wszystko w tajemnicy, kiedy b�d� w czw�rk� rozmawia� o Narnii.
Tym razem trafili z powrotem bez trudno�ci. Nagle, zamiast o�nie�onych ga��zi, poczuli na twarzach dotyk mi�kkich futer, a w nast�pnym momencie oboje stali przed szaf� w garderobie.
� Ej�e, Edmundzie � powiedzia�a �ucja � przecie� ty okropnie wygl�dasz. Dobrze si� czujesz?
� Nic mi nie jest � odpowiedzia� Edmund, chocia� by�o to dalekie od prawdy. Czu� si� fatalnie.
� A wi�c chod�, poszukamy innych. Tyle mamy im do opowiedzenia! I pomy�l tylko, jakie nas czekaj� wspania�e przygody, kiedy ju� b�dziemy w Narnii we czw�rk�!
Rozdzia� 5
Z POWROTEM PO TEJ STRONIE DRZWI
Poniewa� zabawa w chowanego wci�� jeszcze trwa�a, odnalezienie reszty rodze�stwa zaj�o Edmundowi i �ucji wiele czasu. Ale kiedy ju� w ko�cu wszyscy byli razem (a zdarzy�o si� to w owym d�ugim pokoju, w kt�rym znale�li rycersk� zbroj�), �ucja wybuchn�a:
� Piotrze! Zuzanno! To wszystko jest prawda. Edmund te� to widzia�. Naprawd� JEST taki kraj, do kt�rego mo�na si� dosta� przez szaf�. Byli�my tam razem, Edmund i ja, i spotkali�my si� w lesie. No, Edmundzie, opowiedz im o wszystkim.
� Co to wszystko znaczy, Edziu? � zapyta� Piotr.
I tu dochodzimy do jednego z najbardziej paskudnych moment�w w ca�ej tej historii. A� do tej chwili Edmund czul si� okropnie, by� nad�sany i z�y na �ucj�, poniewa� w ko�cu okaza�o si�, �e to ona mia�a racj�, ale nie bardzo jeszcze wiedzia�, co z tym wszystkim pocz��. Kiedy jednak Piotr zapyta� go nagle o zdanie, zdecydowa� si� bez wahania na najbardziej pod�y i z�o�liwy uczynek, jaki mu przyszed� do g�owy. Postanowi� �ucj� ca�kowicie pogn�bi�.
� No, powiedz nam, Edziu � odezwa�a si� Zuzanna.
I Edmund przybra� pob�a�liw� min�, jakby by� o wiele starszy od �ucji (w rzeczywisto�ci by� mi�dzy nimi tylko rok r�nicy), zachichota� i powiedzia�:
� Ach tak, po prostu bawi�em si� z �ucj� udaj�c, �e uwierzy�em w ca�� t� histori�. Naturalnie tylko dla zabawy. A naprawd� nic tam nie ma.
Biedna �ucja rzuci�a mu tylko jedno spojrzenie i wybieg�a z pokoju.
Edmundowi, kt�ry z ka�d� minut� stawa� si� coraz bardziej pod�y, wydawa�o si�, �e odni�s� wielki sukces, i ci�gn�� dalej w tym samym stylu:
� Znowu co� j� nasz�o. Co si� z ni� dzieje? To jest w�a�nie najgorsze z tymi dzieciakami, zawsze...
� Hej, ty! � krzykn�� Piotr i spojrza� na niego gro�nie. � Zamknij si�! By�e� wyj�tkowo okrutny dla �ucji od samego pocz�tku, gdy tylko zacz�a opowiada� te bzdury o szafie, a teraz bawisz si� jej kosztem i jeszcze j� podpuszczasz. Jestem pewien, �e robisz to wszystko tylko po to, aby jej dokuczy�.
� Ale przecie� to s� bzdury � powiedzia� Edmund, ca�kowicie zaskoczony.
� Jasne, �e bzdury � powiedzia� Piotr. � W�a�nie o to chodzi. Kiedy odje�d�ali�my z domu, �ucja by�a zupe�nie normalna, ale odk�d tu jeste�my, sprawia wra�enie, jakby zaczyna�a dostawa� bzika albo zamieni�a si� w odra�aj�c� k�amczuch�. Ale czy s�dzisz, �e jej pomo�esz, je�li jednego dnia dokuczasz jej i wy�miewasz si� z tego, co opowiada, a nast�pnego udajesz, �e w to wierzysz?
� Ja my�la�em... my�la�em... � wyj�ka� Edmund i urwa�, bo nie wiedzia�, co powiedzie�.
� Wcale nie my�la�e� � powiedzia� Piotr. � To wszystko ze z�o�ci. Zawsze lubi�e� by� okrutny wobec mniejszych od siebie. Widzieli�my to ju� w szkole.
� Przesta�cie, b�agam was � wtr�ci�a si� Zuzanna. � Nie poprawicie sytuacji, je�li i wy dwaj b�dziecie si� k��ci�. Chod�my i poszukajmy �ucji.
Chyba nie b�dzie dla was niespodziank�, �e kiedy w ko�cu znale�li �ucj�, nikt nie mia� w�tpliwo�ci, �e p�aka�a. Pr�bowali za�agodzi� spraw� r�nymi sposobami, ale na nic si� to zda�o. Uparcie obstawa�a przy swojej historii i powtarza�a:
� Wcale mnie nie obchodzi, co sobie my�licie, i nie obchodzi mnie, co m�wicie. Mo�ecie powiedzie� Profesorowi albo napisa� do mamy, albo zrobi�, co si� wam b�dzie podoba�o. Spotka�am fauna i... �a�uj�, �e tam nie zosta�am... a wy wszyscy jeste�cie potwory, potwory!
Ten wiecz�r nie nale�a� do najprzyjemniejszych. �ucja by�a w okropnym nastroju, a Edmund zaczyna� sobie zdawa� spraw� z tego, �e jego plan nie udaje si� tak dobrze, jak my�la�. Piotr i Zuzanna zaczynali zupe�nie powa�nie obawia� si�, �e �ucja ma �le w g�owie. I kiedy m�odsze dzieci po�o�y�y si� ju� do ��ek, d�ugo jeszcze stali na korytarzu, szepcz�c co� do siebie.
Rezultat tej nocnej narady by� taki, �e nast�pnego dnia postanowili i�� do Profesora i wszystko mu opowiedzie�.
� Oczywi�cie trzeba si� liczy� z tym, �e napisze do ojca, je�li uzna, �e z �ucj� rzeczywi�cie dzieje si� co� niedobrego, ale na to ju� nic nie poradzimy � powiedzia� Piotr, kiedy szli do gabinetu Profesora. Zapukali do drzwi, a kiedy Profesor zawo�a�: �Prosz�!", weszli do �rodka. Starszy pan znalaz� dla nich jakie� krzes�a i o�wiadczy�, �e jest ca�kowicie do ich dyspozycji. Potem usiad� w fotelu, z�o�y� d�onie tak, �e styka�y si� ko�cami palc�w, i s�ucha� z uwag�. Kiedy sko�czyli, milcza� przez jaki� czas, potem odchrz�kn�� i powiedzia� co�, czego �adne z nich si� nie spodziewa�o:
� A sk�d wiecie, �e opowie�� waszej siostry nie jest prawd�?
� No, bo przecie�... � zacz�a Zuzanna i urwa�a. Wyraz twarzy Profesora wcale nie wskazywa� na to, �e sobie z nich �artuje. � Przecie� sam Edmund powiedzia�, �e tak si� tylko bawili.
� To jest w�a�nie punkt � powiedzia� Profesor � kt�ry z pewno�ci� zas�uguje na nasz� uwag�, na bardzo wnikliw� uwag�. Na przyk�ad, je�li mi wolno zapyta�, czy wasze dotychczasowe do�wiadczenie pozwala wam stwier