3282
Szczegóły |
Tytuł |
3282 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3282 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
PI�� MA�YCH �WINEK
(Prze�o�y�a: Izabella Kulczycka-D�mbska)
WST�P
Karla Lemarchant
Herkules Poirot patrzy� z zaciekawieniem i uznaniem na m�od� osob�, kt�ra wesz�a do jego gabinetu.
Otrzymany od niej przedtem list niczym si� nie wyr�nia�, zawiera� tylko pro�b� o widzenie, bez najmniejszej wzmianki o tym, co ta wizyta ma na celu. Byt kr�tki i rzeczowy, jedynie zdecydowany charakter pisma zdradza�, �e autorka jest osob� m�od� i energiczn�.
I oto sta�a przed nim wysoka, smuk�a, bardzo m�oda. Chyba niedawno sko�czy�a dwadzie�cia lat. Ten typ kobiety, za kt�r� ogl�daj� si� m�czy�ni. Dobrze skrojony drogi kostium, wytworne futro. Pi�knie osadzona g�owa, szerokie czo�o, kszta�tny delikatny nos i zdecydowany podbr�dek uzupe�nia�y obraz. Wyczuwa�o si� w niej pe�ni� �ycia i to w�a�nie, w wi�kszym stopniu ni� uroda, stanowi�o dominuj�c� cech� jej powierzchowno�ci.
Zanim wesz�a do gabinetu, Herkules Poirot czu� si� cz�owiekiem starym, teraz jakby nagle odm�odnia�, wst�pi�a w niego nowa energia, rze�ko��. Podchodz�c, aby j� powita�, spostrzeg�, �e jej ciemnoszare oczy r�wnie� obserwuj� go uwa�nie i badawczo. Usiad�a i wzi�a papierosa, kt�rym j� pocz�stowa�. Przez kilka chwil siedzia�a w milczeniu, zaci�gaj�c si� i wci�� wpatruj�c si� w Poirota powa�nym, skupionym wzrokiem.
- Trzeba to rozstrzygn��, prawda? - spyta� �agodnie Poirot.
- Przepraszam, co pan powiedzia�? - drgn�a zdumiona.
G�os mia�a mi�y, jakby leciutko zachrypni�ty.
- Pani si� zastanawia, czy jestem zwyk�ym szarlatanem, czy te� cz�owiekiem, jakiego pani trzeba. Zgad�em?
- Rzeczywi�cie, co� w tym rodzaju - odpowiedzia�a z u�miechem. - Bo widzi pan, panie Poirot... pan wygl�da zupe�nie inaczej, ni� sobie wyobra�a�am...
- W dodatku jestem stary, prawda? Starszy, ni� pani przypuszcza�a?
- Tak... i to tak�e. - Zawaha�a si� chwil�. - Jak pan widzi jestem zupe�nie szczera. Bo ja szukam... ja chcia�abym kogo� najlepszego.
- Niech pani b�dzie spokojna. Jestem najlepszy!
- Nie jest pan skromny... - rzek�a Karla - ale mimo to sk�onna jestem panu uwierzy�.
- Niech pani pami�ta, �e mi�nie nie rozstrzygaj� w �yciu o wszystkim - odpowiedzia� spokojnie Poirot. - Nie potrzebuj� si� schyla�, �eby mierzy� cal�wk� �lady st�p, zbiera� niedopa�ki papieros�w i bada� przydeptane k�pki trawy. Wystarczy mi tylko usi��� w fotelu i my�le�. O, to! - Tu stukn�� si� palcem w jajowat� g�ow� - To dzia�a!
- Wiem o tym - odpar�a Karla - i dlatego wybra�am pana. Bo widzi pan, chc�, �eby dokona� pan rzeczy niezwyk�ej!
- To bardzo obiecuj�ce - rzek� Poirot, a w spojrzeniu jego odmalowa�a si� �yczliwo�� i zach�ta.
- W�a�ciwie mam na imi� Karolina, a nie Karla - powiedzia�a, zaczerpn�wszy g��boko tchu. - Tak samo jak moja matka - umilk�a na chwil�, po czym m�wi�a dalej.
- I chocia�, odk�d si�gam pami�ci�, nazywa�am si� Lemarchant, to to tak�e nie jest moje prawdziwe nazwisko. W rzeczywisto�ci nazywam si� Crale.
Herkules Poirot zmarszczy� czo�o, potem szepn�� jakby do siebie:
- Crale... Crale... co� sobie przypominam...
- M�j ojciec by� malarzem. Nawet bardzo znanym malarzem. Niekt�rzy m�wi�, �e by� wielkim artyst�. Ja w ka�dym razie jestem tego zdania.
- Amyas Crale? - zapyta� Poirot.
- Tak. A moj� matk�, Karolin� Crale, skazano za to, �e go zabi�a.
- Aha! Ju� sobie przypominam! Ale jak przez mg��. By�em wtedy za granic�. To by�o ju� dawno...
- Tak. Przed szesnastu laty. - Karla zblad�a, oczy jej b�yszcza�y jak roz�arzone w�gle. - Czy pan rozumie? S�dzono j� i skazano! Nie powieszono jej tylko dlatego, �e by�y pewne okoliczno�ci �agodz�ce, ograniczono wi�c kar� do do�ywotniego wi�zienia. Ale ju� w rok po procesie umar�a w wi�zieniu. Rozumie pan? Wszystko min�o... przesz�o... wszystko si� sko�czy�o.
- A wi�c? - spyta� cicho Poirot. Dziewczyna zacisn�a kurczowo r�ce. Potem zacz�a m�wi�, wolno, z lekkim wahaniem, ale i ze szczeg�lnym naciskiem:
- Musi pan zrozumie�... dok�adnie zrozumie�, jaki to ma zwi�zek ze mn�. Kiedy si� to wszystko dzia�o, mia�am pi�� lat. By�am za ma�a, �eby zdawa� sobie z czegokolwiek spraw�. Pami�tam, oczywi�cie, mego ojca i matk�; pami�tam te�, �e z domu wyjecha�am nagle, gdzie� na wie�, gdzie by�y �winki i mi�a, t�ga gospodyni. Wszyscy byli tam dla mnie bardzo dobrzy, ale patrzyli na mnie jako� dziwnie, jakby ukradkiem. Czu�am oczywi�cie, jak to zwykle dzieci, �e co� jest nie w porz�dku, ale nie wiedzia�am, o co chodzi. A potem p�yn�am gdzie� okr�tem. To by�o nies�ychanie ciekawe. Podr� trwa�a d�ugo, wiele dni, a� wreszcie przybyli�my do Kanady, gdzie przyjecha� po mnie wuj Szymon. Potem mieszka�am z nim i jego �on�, ciotk� Ludwik�, w Montrealu. Kiedy si� dopytywa�am o mamusi� i tatusia, zawsze mi odpowiadali, �e nied�ugo przyjad�. A potem... potem zapomnia�am o wszystkim, wiedzia�am tylko, �e moi rodzice nie �yj�, chocia� nie pami�tam, �eby mi kto� o tym wyra�nie powiedzia�. Bo ju� nigdy o nich nie my�la�am. By�o mi bardzo dobrze, czu�am si� zupe�nie szcz�liwa. Wuj Szymon i ciotka Ludwika byli dla mnie bardzo dobrzy, mia�am w szkole mn�stwo przyjaci�ek i kole�anek i zapomnia�am zupe�nie, �e nie nazywa�am si� dawniej Lemarchant. Ciotka Ludwika powiedzia�a mi, �e to jest moje kanadyjskie nazwisko, co mi si� wtedy wydawa�o zupe�nie naturalne. To by�o po prostu moje nazwisko na Kanad�, ale jak ju� m�wi�am, z biegiem czasu zapomnia�am, �e mia�am kiedy� inne.
Karla podnios�a wyzywaj�co g�ow� i ci�gn�a dalej:
- Prosz� mi si� dobrze przyjrze�. Gdyby mnie pan spotka� na ulicy czy w towarzystwie, pomy�la�by pan sobie: oto m�oda dziewczyna, kt�ra nie ma �adnych trosk! Bo rzeczywi�cie, mam spory maj�tek, jestem idealnie zdrowa, do�� przystojna i mog� cieszy� si� �yciem. Kiedy sko�czy�am dwadzie�cia lat, nie by�o na �wiecie m�odej dziewczyny, z kt�r� bym si� zgodzi�a zamieni�. Wkr�tce jednak zacz�am zadawa� r�ne pytania. O matk�, o ojca... kim oni byli? Czym si� zajmowali? I tak musia�abym si� w ko�cu dowiedzie�... Wujostwo powiedzieli mi prawd�. Musieli, bo osi�gn�wszy pe�noletno��, mia�am prawo samodzielnie rozporz�dza� swoim maj�tkiem. A poza tym, widzi pan, by� ten list. List, kt�ry
matka napisa�a do mnie przed �mierci�.
Przy tych s�owach Karla zmieni�a si�, jakby przygas�a. Oczy jej nie p�on�y ju� jak roz�arzone w�gle, lecz sta�y si� podobne do ciemnych, otulonych mg�� jezior.
- Wtedy to w�a�nie dowiedzia�am si� ca�ej prawdy... �e moj� matk� skazano za zab�jstwo. To by�o... okropne. Musz� panu powiedzie� co� jeszcze. By�am zar�czona. Powiedziano nam, �e ze �lubem musimy zaczeka� do mojej pe�noletno�ci. Kiedy si� dowiedzia�am prawdy, zrozumia�am, dlaczego.
Poirot poruszy� si� na krze�le i odezwa� si� po raz pierwszy:
- A jak zareagowa� na t� wiadomo�� pani narzeczony?
- John? Nie przej�� si� tym wcale. Powiedzia�, �e to nie ma dla niego �adnego znaczenia. On i ja, to po prostu John i Karla, a przesz�o�� nie istnieje.
Pochyli�a si� do przodu.
- Jeste�my w dalszym ci�gu zar�czeni. Ale mimo wszystko uwa�am, �e to jednak ma znaczenie, przynajmniej dla mnie. Ale i dla Johna z pewno�ci� tak�e. Nie chodzi o przesz�o��, ale o przysz�o��. - Zacisn�a d�onie. - Widzi pan, chcemy mie� dzieci. Oboje tego chcemy. I nie chcieliby�my obserwowa� naszych dorastaj�cych dzieci z nieustannym l�kiem.
- Czy nie zdaje pani sobie sprawy, �e ka�dy cz�owiek ma w�r�d swoich przodk�w takich czy innych gwa�townik�w albo przest�pc�w, s�owem, ludzi z�ych?
- Pan nie rozumie. Oczywi�cie, �e tak. Ale na og� nie wie si� o tym. A my wiemy. To jest zbyt bliskie. I czasem... Czasem chwytam spojrzenie Johna. Takie szybkie spojrzenie, jeden b�ysk. Przypu��my, �e b�dziemy ma��e�stwem i pok��cimy si�... I pochwyc� takie spojrzenie... i zrozumiem, �e on si� zastanawia.
- W jaki spos�b zgin�� pani ojciec? - zapyta� Poirot.
- Zosta� otruty - odpowiedzia�a dobitnie.
- Rozumiem - rzek� Poirot.
Zapad�o milczenie.
Wreszcie Karla powiedzia�a spokojnym, rzeczowym tonem:
- Ciesz� si�, �e pan jest m�dry i wie, �e to jednak ma znaczenie i co to za sob� poci�ga. Nie stara si� pan za�ata� sprawy pocieszaj�cymi frazesami.
- Rozumiem to wszystko bardzo dobrze. Jednego tylko nie mog� poj��: mianowicie, czego pani sobie ode mnie �yczy.
- Chc� wyj�� za Johna! - odpowiedzia�a z prostot� Karla Lemarchant. - I wyjd�! Chc� poza tym mie� co najmniej dwie c�rki i dw�ch syn�w. A pan musi mi to umo�liwi�!
- Chce pani, �ebym porozmawia� z pani narzeczonym? - Ach, nie! C� za g�upstwa m�wi�! Pani oczekuje ode mnie czego� zupe�nie innego. Prosz� mi wi�c szczerze powiedzie� co pani ma na my�li.
- Niech mnie pan pos�ucha, drogi panie Poirot, i niech mnie pan dobrze zrozumie. Zwr�ci�am si� do pana po to, �eby pan przeprowadzi� dochodzenie w sprawie zab�jstwa.
- Czy�by pani mia�a na my�li...
- W�a�nie to. Zab�jstwo pozostaje zab�jstwem bez wzgl�du na to, czy je pope�niono wczoraj, czy przed szesnastu laty.
- Ale�, droga pani...
- Chwileczk�. Pan jeszcze nie wie wszystkiego. Jest jeszcze jeden bardzo wa�ny punkt.
- A mianowicie?
- Moja matka by�a niewinna.
Herkules Poirot potar� nos.
- Nnnno tak... oczywi�cie - mrukn�� po chwili.
- Rozumiem, �e...
- Nie, tu nie chodzi o sentymenty. Ale jest list. Matka zostawi�a przed �mierci� adresowany do mnie list, kt�ry mia�am otrzyma� po doj�ciu do pe�noletno�ci. Zostawi�a go z jednego wy��cznie powodu. Po to, �ebym mog�a by� zupe�nie pewna. Tylko tyle w nim by�o. Pisa�a, �e ona nie pope�ni�a tego, o co j� oskar�ono, �e jest niewinna, �e zawsze mam by� tego pewna.
Herkules Poirot patrzy� w zamy�leniu na m�od�, pe�n� �ycia twarz dziewczyny, kt�ra wpatrywa�a si� w niego z takim przej�ciem. Wreszcie powiedzia� powoli:
- Tout de meme...1
- Nie, moja matka nie by�a taka - u�miechn�a si� Karla. - Pan my�li, �e sk�ama�a, �e to by�o po prostu takie sentymentalne k�amstwo? - Pochyli�a si� do przodu. - Prosz� mnie pos�ucha�, panie Poirot. S� rzeczy, kt�re dzieci pod�wiadomie doskonale rozumiej�. Pami�tam moj� matk�. Mo�e to wspomnienie jest troch� zamglone, ale jednak wyra�nie sobie przypominam, jakiego rodzaju by�a cz�owiekiem. Nigdy nie k�ama�a - mam tu na my�li w�a�nie takie k�amstwa z lito�ci. Wizyta u dentysty czy drzazga w palcu, czy co� podobnego. Prawda by�a dla niej naturalnym odruchem. Mo�e jej tak bardzo g��boko nie kocha�am, ale zawsze �lepo jej wierzy�am. I wierz� nadal. Je�eli m�wi, �e nie zabi�a mego ojca, to znaczy, �e nie zabi�a. Powtarzam, �e to nie by�a osoba, kt�ra by w obliczu �mierci wypisywa�a jakie� uroczyste k�amstwa.
Poirot wolno, jakby z oci�ganiem, pochyli� g�ow�.
Karla m�wi�a dalej:
- Dlatego te� ja mog� spokojnie wyj�� za Johna. Wiem, �e wszystko jest w porz�dku. Ale on nie wie. Uwa�a za rzecz naturaln�, �e wierz� w niewinno�� mojej matki. Wi�c chc� to raz na zawsze wyja�ni�. I pan to musi zrobi�!
- Za�o�ywszy nawet, �e to, co pani m�wi, jest prawd� - powiedzia� powoli Poirot - przecie� min�o ju� szesna�cie lat!
- Ach, ja wiem, �e to nie b�dzie �atwa sprawa. Ale tylko pan jeden potrafi tego dokona�.
- Pani mnie bierze pod w�os, mademoiselle? - rzek� Poirot, a w oczach jego zab�ys�y figlarne ogniki.
- Du�o o panu s�ysza�am - odpowiedzia�a Karla. - O tym, co pan potrafi zrobi� i w jaki spos�b. Pan k�adzie przede wszystkim nacisk na psychologi�, prawda? A ta przecie� nie ulega zmianie z biegiem czasu. Rzeczy materialne, oczywi�cie, ju� min�y... te niedopa�ki papieros�w, �lady st�p, wydeptana trawa. Tych rzeczy ju� pan nie znajdzie. Ale mo�e pan zbada� wszystkie fakty, porozmawia� z lud�mi, kt�rzy wtedy tam byli. Wszyscy jeszcze �yj�. A wtedy...wtedy, jak to pan powiedzia� na pocz�tku, usi�dzie pan sobie w fotelu i zacznie my�le�. I odtworzy pan, co si� naprawd� sta�o...
Herkules Poirot wsta� i przyg�adzi� w�sy.
- Mademoiselle, jestem g��boko zaszczycony - rzek�. - Postaram si� usprawiedliwi� zaufanie, kt�rym mnie pani darzy. Zajm� si� t� spraw�. Zbadam wypadki, kt�re si� rozegra�y szesna�cie lat temu i wykryj� prawd�.
Karla wsta�a. Oczy jej rozb�ys�y, zdo�a�a jednak powiedzie� tylko dwa s�owa:
- To dobrze.
Herkules Poirot pokiwa� wymownie palcem.
- Jeszcze chwileczk�! Powiedzia�em, �e wykryj� prawd�. Ale musi pani wiedzie�, �e b�d� bezstronny. Nie przyjmuj� do wiadomo�ci twierdzenia, �e pani matka by�a niewinna. A je�eli si� oka�e, �e jednak by�a winna - to co wtedy?
Karla dumnie odrzuci�a g�ow� w ty�.
- Jestem jej c�rk�. Chc� zna� prawd�!
- Wi�c en avant2 - rzek� Poirot. - Chocia� w�a�ciwie nie to powinienem powiedzie�. Wprost przeciwnie: en arriere...3
CZʌ� l
ROZDZIA� PIERWSZY
Obro�ca
- Czy sobie przypominam spraw� Crale'�w? - spyta� sir Montague Depleach. - Oczywi�cie. Pami�tam doskonale. Ona, bardzo przystojna kobieta, chocia�, niestety. niezr�wnowa�ona. �adnego opanowania. Ale czemu mnie pan o to pyta? - doda�, zerkaj�c z ukosa na Herkulesa Poirot a.
- Interesuje mnie ta sprawa.
- Nie bardzo to taktowne z pa�skiej strony, drogi panie - rzeki Depleach, ukazuj�c z�by w swym s�ynnym "wilczym u�miechu", kt�ry robi� podobno tak nies�ychane wra�enie na �wiadkach. - Nie nale�a�a ona, niestety, do moich sukces�w. Nie uda�o mi si� uzyska� wyroku uniewinniaj�cego.
- Wiem o tym.
Sir Montague wzruszy� ramionami.
- Rzecz prosta, nie by�em wtedy takim do�wiadczonym obro�c� jak dzisiaj - rzek�. - Mimo to s�dz�, �e zrobi�em wszystko, co le�a�o w ludzkiej mocy. Ale trudno wiele zrobi�, je�eli si� nie czuje wsp�udzia�u... Tyle osi�gn�li�my, �e z�agodzono wyrok do do�ywotniego wi�zienia. Mn�stwo szacownych �on i matek z�o�y�o petycj� o u�askawienie. Oskar�ona budzi�a powszechne wsp�czucie.
Rozpar� si� wygodnie w fotelu i wyci�gn�� przed siebie d�ugie nogi. Twarz jego przybra�a wyraz skupienia i namys�u.
- Gdyby go by�a zastrzeli�a, albo nawet zasztyletowa�a, by�bym jako� z tego wybrn��. Ale trucizna? Nie, z trucizn� nie mo�na �artowa�! To rzecz dra�liwa, bardzo dra�liwa.
- Na czym opiera�a si� obrona? - spyta� Herkules Poirot. Zna� ju� spraw� gruntownie z dawnych rocznik�w prasy, kt�re zd��y� do tej pory przejrze�, nie widzia� jednak nic z�ego w tym, �e zagra wobec sir Montague'a rol� zupe�nie nie�wiadomego.
- Na samob�jstwie. Tylko tego mo�na si� by�o chwyci�. Ale nie wysz�o. Crale nie by� typem samob�jcy. Czy pan go znal? Nie? Ot� to by� taki zawadiaka, go�� z temperamentem. Wielki kobieciarz, piwosz i tak dalej. Ceni� sobie wszelkie rozkosze doczesne i u�ywa� �ycia na ca�ego. Trudno wm�wi� s�dowi przysi�g�ych, �e tego rodzaju cz�owiek nagle usiad� i najspokojniej pope�ni� samob�jstwo. To si� nie trzyma�o kupy. Nie! Od pocz�tku czu�em, �e zaj��em stracon� pozycj�. A ona ani krzty mi nie pomog�a. Od pierwszej chwili, kiedy zacz�a zeznawa�, wiedzia�em, �e sprawa jest przegrana. Nie pr�bowa�a si� wcale broni�. Ale z drugiej strony, je�eli si� nie pozwoli klientowi zeznawa�, s�d przysi�g�ych wyci�ga z tego faktu nieprzychylne dla niego wnioski.
- Czy pan to w�a�nie mia� na my�li, wspominaj�c przed chwil� o braku wsp�dzia�ania ze strony pani Crale? - spyta� Poirot.
- Tak jest, drogi panie. My, obro�cy nie jeste�my przecie� magikami. Bitwa jest w po�owie wygrana albo przegrana zale�nie od wra�enia, jakie oskar�ony wywrze na przysi�g�ych. Znam moc wypadk�w, kiedy przysi�gli og�aszali werdykt wr�cz przeciwny podsumowaniu s�dziego. "Zrobi� to i szkoda gadania" - powiadali. Albo zn�w: "Nie, ten cz�owiek nie m�g� zrobi� czego� podobnego, nikt nam tego nie wm�wi!" A Karolina Crale nawet nie pr�bowa�a podejmowa� jakiejkolwiek walki.
- Jak pan s�dzi, dlaczego?
Sir Montague zn�w wzruszy� ramionami.
- Niech mnie pan o to nie pyta. Rzecz oczywista, �e kocha�a tego faceta. Za�ama�a si� kompletnie, kiedy oprzytomnia�a i poj�a, co zrobi�a. My�l�, �e nie otrz�sn�a si� ju� po tym prze�yciu.
- A wi�c wed�ug pa�skiej opinii by�a winna?
Depleach drgn�� zaskoczony i odpowiedzia�:
- Ee... hm... my�la�em, �e uwa�amy to obaj za przes�dzone.
- Czy kiedykolwiek przyzna�a si� panu do winy?
Pytanie to wyra�nie zgorszy�o Depleacha.
- Oczywi�cie, �e nie. Mamy sw�j kodeks, prosz� pana. Zak�adamy zawsze, �e nasz klient jest niewinny. Ale je�eli pan tak si� interesuje tym procesem, to wielka szkoda, �e nie mo�e pan pogada� ze starym Mayhew. To jego firma zleci�a mi obron�. Stary Mayhew m�g�by panu powiedzie� o wiele wi�cej. Niestety, rozsta� si� ju� z tym �wiatem. Jest, co prawda, m�ody George Mayhew, ale on w owych czasach by� jeszcze m�odym ch�opcem. To ju� stare dzieje, prosz� pana, stare dzieje!
- Tak, zdaj� sobie z tego spraw�. Ale i tak mam szcz�cie, �e pan tak du�o z tych czas�w pami�ta. Ma pan doskona�� pami��.
Uwaga ta pochlebi�a Depleachowi.
- C� - b�kn�� - musi si� pami�ta� g��wne zarysy, prosz� pana. Zw�aszcza, je�eli w gr� wchodzi najwy�szy wymiar kary. No, i rzecz prosta, proces pani Crale by� szeroko komentowany przez ca�� pras�. Sprawy mi�osne i w og�le. Dziewczyna zamieszana w t� histori� by�a bardzo oryginalnym typem. Wyrafinowana, twarda sztuka.
- Prosz� mi wybaczy� moj� zbytni� mo�e natarczywo��, ale chcia�bym jeszcze raz us�ysze� od pana, �e pan nie mia� nigdy w�tpliwo�ci co do winy Karoliny Crale - spyta� Poirot.
Depleach wzruszy� ramionami.
- M�wi�c szczerze, jak m�czyzna z m�czyzn� - s�dz�, �e nie mo�na mie� co do tego w�tpliwo�ci. Tak, jestem pewien, �e by�a winna.
- A jakie by�y przeciwko niej konkretne dowody?
- Nies�ychanie obci��aj�ce. A wi�c przede wszystkim - pobudki. Pa�stwo Crale od wielu lat �yli ze sob� jak pies z kotem. Nieustanne k��tnie i awantury. Crale wiecznie mia� jakie� mi�ostki. Taki ju� by�. Ona, na og� bior�c, nie�le to znosi�a. Wiele mu wybacza�a, k�ad�c te wybryki na karb jego artystycznego temperamentu. A trzeba przyzna�, �e by� z niego naprawd� pierwszorz�dny malarz. Jego obrazy wzros�y potem nies�ychanie w cenie. Osobi�cie nie przepadam za tym rodzajem malarstwa - wszystko brzydkie, brutalne, ale dobre, niew�tpliwie dobre. No wi�c, jak ju� m�wi�em, by�y tam od czasu do czasu nieporozumienia na tle kobiet. Pani Crale nie nale�a�a do tych �on, co to cierpi� i milcz�. W rezultacie sta�e k��tnie i awantury. W ko�cu jednak zawsze do niej wraca�, a wszystkie mi�ostki, pr�dzej czy p�niej, mija�y. Ale ta ostatnia historia by�a troch� innego rodzaju, widzi pan. Chodzi�o o m�od� dziewczyn�, zaledwie dwudziestoletni�. Nazywa�a si� Elza Greer i by�a jedyn� c�rk� jakiego� bogatego przedsi�biorcy z Yorkshire. Posiada�a znaczny maj�tek i by�a os�bk� bardzo zdecydowan�. Wiedzia�a, czego chce. A chcia�a Amyasa Crale'a. Nam�wi�a go, �eby malowa� jej portret, chocia� z zasady nie by� portrecist� i nie robi� takich banalnych portret�w pa� z towarzystwa, zatytu�owanych: "Pani Iks Ypsylon w r�owej sukni i per�ach", ale malowa� akty. W�tpi�, czy kobiety ch�tnie mu pozowa�y, bo ich nie oszcz�dza�. Zdecydowa� si� jednak namalowa� portret panny Greer i sko�czy�o si� na tym, �e zakocha� si� po uszy. Mia� ju� wtedy pod czterdziestk� i by� od dawna �onaty. Dojrza� wi�c ca�kowicie do tego, �eby zg�upie� dla jakiej� smarkuli. By�a ni� w�a�nie Elza Greer. Szala� za ni� i postanowi� uzyska� rozw�d i o�eni� si� z Elz�. Ale Karolina nie mia�a zamiaru da� mu rozwodu. Grozi�a mu zemst�. Dwie osoby s�ysza�y, jak mu grozi�a, �e je�eli nie zerwie z t� dziewczyn�, to go zabije. A m�wi�a to nie na �arty! W przeddzie� katastrofy byli na herbacie u s�siada, pana Blake'a. Pan Blake zabawia� si� zbieraniem zi� i fabrykowaniem domowych lek�w. Mi�dzy jego r�nymi naparami zio�owymi by�a tak�e cykuta, wyci�g z szaleju. Przy herbacie rozmawiano o tej ro�linie i jej truj�cych w�a�ciwo�ciach.
Nazajutrz Blake zauwa�y�, �e z jego butelki z cykut� uby�a prawie po�owa. Przerazi� si� oczywi�cie. Butelk� z resztkami cykuty znaleziono p�niej w pokoju pani Crale, ukryt� na dnie szuflady.
Herkules Poirot poruszy� si� niespokojnie.
- M�g� j� tam podrzuci� kto� inny.
- Och! Przyzna�a si� policji, �e to ona ukrad�a trucizn�. Bardzo nierozs�dnie, rzecz prosta, ale wtedy nie mia�a jeszcze adwokata, kt�ry by ni� pokierowa�. Kiedy j� zapytano, szczerze przyzna�a, �e to ona zabra�a trucizn�.
- W jakim celu?
- Twierdzi�a, �e chcia�a odebra� sobie �ycie. Nie potrafi�a wyt�umaczy�, jak to si� sta�o, �e butelka by�a prawie pusta i dlaczego nie wykryto na niej �adnych innych odcisk�w palc�w, pr�cz jej w�asnych. To by� dow�d bardzo obci��aj�cy. Dopuszcza�a fakt, �e Amyas Crale pope�ni� samob�jstwo. Ale gdyby by� za�y� cykuty z butelki ukrytej w jej pokoju, to przecie� by�yby na niej tak�e odciski i jego palc�w.
- S�ysza�em, �e trucizn� podano mu w piwie?
- Tak jest. Pani Crale sama wyj�a butelk� z lod�wki i zanios�a j� w�asnor�cznie do ogrodu, gdzie Amyas malowa�. Nala�a piwa do szklanki i przygl�da�a si�, jak pi�. Wszyscy poszli potem na lunch, zostawiaj�c go samego w ogrodzie. Crale cz�sto nie przychodzi� na posi�ki, kiedy by� zaj�ty prac�. Potem pani Crale i guwernantka znalaz�y go w ogrodzie. Ju� nie �y�. Wed�ug jej opowiadania, w piwie, kt�re mu nala�a, nie by�o nic szkodliwego. Nasz� teori� natomiast by�o, �e Crale poczu� nagle tak g��bokie wyrzuty sumienia, �e sam wla� sobie trucizn�. Wszystko, oczywi�cie, dyrdyma�ki. On nie by� tego rodzaju typem, a odciski palc�w zupe�nie j� pogr��y�y.
- Czy znaleziono na butelce odciski jej palc�w?
- Nie, nie znaleziono. Znaleziono jedynie jego odciski, kt�re zreszt� by�y sfabrykowane. Trzeba bowiem panu wiedzie�, �e guwernantka posz�a wezwa� doktora, a pani Crale tymczasem zosta�a przy zw�okach. I wtedy w�a�nie musia�a zetrze� odciski swoich palc�w z butelki i szklanki i przycisn�� w to miejsce jego palce. Udawa�a, widzi pan, �e nie mia�a nawet w r�ku butelki z piwem. No, ale to si� na nic nie zda�o. Stary prokurator Rudolph mia� z tym niez�� zabaw�. Przeprowadzi� na sali s�dowej do�wiadczenie dowodz�ce niezbicie, �e nikt nie by�by w stanie trzyma� butelki w tej pozycji! Rzecz prosta, �e usi�owali�my dowie�� za wszelk� cen�, �e to mo�liwe, �e w chwili agonii r�ce Crale'a mog�y si� w ten spos�b wykr�ci�. Ale m�wi�c szczerze, nasze argumenty by�y niezbyt przekonuj�ce.
- Widocznie cykut� wlano do piwa, zanim pani Crale zanios�a butelk� do ogrodu - zauwa�y� Poirot.
- W butelce nie by�o �lad�w trucizny. Jedynie w szklance.
Depleach umilk�. Jego szeroka, przystojna twarz zmieni�a si� nagle. Gwa�townym ruchem odwr�ci� si� do Poirota i spyta�:
- Hola, panie Poirot! Do czego pan zmierza?
- Je�eli Karolina Crale by�a niewinna, to w jaki spos�b cykuta dosta�a si� do piwa? Obrona twierdzi�a w swoim czasie, �e Amyas Crale sam j� tam wla�, ale pan powiada, �e to w najwy�szym stopniu nieprawdopodobne, z czym si�, nawiasem m�wi�c, zgadzam. Crale nie by� typem samob�jcy. Je�eli zatem Karolina Crale tego nie zrobi�a, musia� to zrobi� kto inny.
- Tam do licha, cz�owieku! - wyj�ka� Depleach, zacinaj�c si� niemal z przej�cia. - Niech�e pan da spok�j nieboszczykom! To� to ju� sprawa miniona i pogrzebana od tylu lat! Oczywi�cie, �e Karolina by�a winna. Gdyby pan j� wtedy widzia�, sam by�by pan o tym najg��biej przekonany. By�o to wprost wypisane na jej twarzy. Powiedzia�bym nawet, �e wyrok sprawi� jej ulg�. Nie ba�a si� wcale. Ani cienia nerwowo�ci. Pragn�a tylko, �eby proces jak najpr�dzej si� sko�czy�. Bardzo dzielna kobieta, doprawdy!
- A jednak - zauwa�y� Poirot - przed �mierci� zostawi�a list, kt�ry mia� by� wr�czony c�rce z chwil�, gdy sko�czy dwadzie�cia jeden lat. W li�cie tym przysi�ga, �e by�a niewinna.
- Ba! Nic w tym nie ma dziwnego - odrzek� sir Montague Depleach. - Pan czy ja na jej miejscu zrobiliby�my to samo.
- Jej c�rka twierdzi, �e Karolina nie by�a tego typu kobiet�!
- C�rka twierdzi! Phi! A c� ona mo�e o tym wiedzie�? M�j drogi panie Poirot, w okresie procesu c�rka by�a ma�ym dzieckiem. Ile� ona mog�a mie�? Cztery, pi�� lat? Zmieniono jej nazwisko i wys�ano z Anglii do jakich� krewnych. C� mo�e z tego pami�ta�?
- Dzieci wykazuj� czasem doskonal� znajomo�� ludzi - zauwa�y� Poirot.
- Bardzo by� mo�e. Ale nie wiadomo, czy tak w�a�nie jest w naszym wypadku. C�rka chce oczywi�cie wierzy�, �e jej matka by�a niewinna. Niech wi�c dalej wierzy! C� to komu szkodzi?
- Ale, niestety, ona ��da dowod�w.
- Dowod�w, �e Karolina Crale nie zabi�a swego m�a?
- Tak jest.
- No, wi�c ich nie zdob�dzie - o�wiadczy� Depleach.
- Tak pan s�dzi?
Znakomity adwokat spojrza� z namys�em na rozm�wc�.
- Panie Poirot, zawsze uwa�a�em pana za uczciwego cz�owieka - rzek�. - Ale co pan w�a�ciwie robi? Stara si� pan zarobi� pieni�dze, graj�c na uczuciach jakiej� dziewczyny?
- Nie zna pan tej dziewczyny. Jest niezwyk�a. Odznacza si� niespotykan� si�� charakteru.
- Tak, mog� sobie wyobrazi�, �e c�rka Amyasa i Karoliny Crale'�w mo�e by� silna. Ale o co jej chodzi?
- Chce zna� prawd�.
- Hm... Obawiam si�, �e ta prawda b�dzie dla niej ci�ko strawna. Doprawdy, kochany Poirot, s�dz�, �e tu nie mo�e by� w�tpliwo�ci. Pani Crale zabi�a swego m�a...
- Daruje mi pan, drogi przyjacielu, ale musz� si� osobi�cie o tym upewni�.
- Nie mam poj�cia, co wi�cej mo�e pan zrobi�. Niech pan sobie przeczyta sprawozdania prasowe z procesu. Humphrey Rudolph wyst�powa� jako oskar�yciel publiczny. Ju� nie �yje. Zaraz, zaraz! Kto by� jego zast�pc�? Aha, m�ody Fogg, zdaje mi si�. Tak, Fogg. Mo�e pan z nim pogada�. A poza tym �yj� jeszcze ludzie, kt�rzy byli �wiadkami ca�ej historii. W�tpi� jednak, czy b�d� zachwyceni, �e odgrzebuje pan te dawne sprawy. Ale chyba uda si� panu co� nieco� z nich wydoby�. Pan potrafi owin�� ka�dego wok� palca.
- Ach tak. Osoby w to zamieszane. To bardzo wa�ne. Pami�ta pan mo�e, kto to by�?
Depleach zastanowi� si�.
- Chwileczk�... To ju� kawa� czasu. Prawd� powiedziawszy, wchodzi�oby tu w gr� tylko pi�� os�b, oczywi�cie, nie licz�c s�u�by, dwojga oddanych staruszk�w. Byli piekielnie wystraszeni i nie wiedzieli o niczym. Nie spos�b ich podejrzewa�.
- Wi�c pi�� os�b. Prosz� mi co� o nich opowiedzie�.
- C�, przede wszystkim Filip Blake. By� najlepszym przyjacielem Crale'a i zna� go chyba od dziecka. Podczas tragedii bawi� w ich domu. Ten �yje. Spotykam go nawet na golfie od czasu do czasu. Mieszka w St. Georges Hill. Makler gie�dowy. Gra na gie�dzie z du�ym szcz�ciem. Ostatnio mo�e za bardzo przyty�.
- Doskonale. Nast�pny?
- Poza tym by� jeszcze starszy brat Blake'a. Obywatel ziemski, wielki domator.
Co� za�wita�o w m�zgu Poirota. Usi�owa� st�umi� ten sygna�, nie powinien przecie� stale my�le� o dziecinnych wierszykach. W ostatnich latach stawa�o si� to ju� wprost obsesj�. A jednak dzwoneczek nie przestawa� dzwoni�: Jedna �winka na targ biega�a, druga �winka w domu siedzia�a...
- Siedzia� du�o w domu, tak? - mrukn��.
- W�a�nie o nim panu opowiedzia�em. Mia� bzika na punkcie zi� i r�nych traw leczniczych. Taki amator-zielarz. To jego mania. Zaraz, zaraz, jak to on si� nazywa�? Takie jakie� imi� z literatury. O, ju� wiem! Meredith. Meredith Blake. Nie mam poj�cia, czy jeszcze �yje.
- Kto jeszcze?
- Jeszcze? No, c�? Przyczyna ca�ej katastrofy. Ta dziewczyna, Elza Greer.
- Trzecia �winka mi�sko zajada�a - szepn�� Poirot.
Depleach spojrza� na niego ze zdziwieniem.
- O, niew�tpliwie! Bestyjka by�a do�� �ar�oczna, to znaczy sprytna i bezwzgl�dna. Od tego czasu zd��y�a ju� mie� trzech m��w. Jest sta�� klientk� s�du do spraw rozwodowych. Nic sobie z tego nie robi. W dodatku ka�da zmiana jest zmian� na lepsze. Nazywa si� teraz lady Dittisham. Prosz� wzi�� do r�ki pierwszy lepszy numer "Tatlera", a z pewno�ci� j� pan tam znajdzie.
- A pozosta�e dwie osoby?
- Jeszcze by�a guwernantka. Nie pami�tam, niestety, jak si� nazywa�a. Mi�a kompetentna osoba. Thompson czy Jones, co� w tym rodzaju. No i wreszcie dziewczynka, przyrodnia siostra Karoliny Crale. Mog�a mie� wtedy najwy�ej pi�tna�cie lat. Cieszy si� teraz pewnym rozg�osem. Wykopuje r�ne rzeczy z ziemi i bada prehistori�! Nazywa si� Warren. Angela Warren. Dzisiaj to do�� gro�na m�oda osoba. Spotka�em j� gdzie� ostatnio.
- A wi�c to nie ta ma�a �winka, co kwicza�a: kwi! kwi! kwi!
Sir Montague Depleach spojrza� na Poirota nieco podejrzliwie. Po chwili powiedzia� oschle:
- Mia�a w �yciu powody, �eby kwicze�: kwi! kwi! Jest zeszpecona, uwa�a pan. Ma g��bok� blizn� przez ca�y policzek. Bo... ale pan sam si� pewno o wszystkim dowie.
Poirot wsta�.
- Bardzo panu dzi�kuj�, by� pan doprawdy bardzo dla mnie uprzejmy. Je�eli pani Crale nie zamordowa�a swego m�a...
Depleach przerwa� mu:
- Ale� zamordowa�a, drogi panie, zamordowa�a! Niech mi pan wierzy.
Poirot jednak m�wi� dalej, nie zwracaj�c uwagi na s�owa mecenasa.
- ...to, bior�c logicznie, zbrodni musia�a dokona� jedna z tych pi�ciu os�b.
- Przypuszczam, �e kt�ra� z nich mog�a jej dokona� - rzek� z pow�tpiewaniem Depleach - ale nie widz� �adnego powodu, dla kt�rego mia�aby t� zbrodni� pope�ni�. Absolutnie �adnego powodu! Prawd� m�wi�c, jestem przekonany, �e �adna z nich tego nie zrobi�a. I niech pan to sobie wybije z g�owy, drogi panie.
Ale Herkules Poirot tylko u�miechn�� si� i potrz�sn�� g�ow�.
ROZDZIA� DRUGI
Prokurator
- Winna bez w�tpienia! - stwierdzi� kr�tko pan Fogg.
Herkules Poirot patrzy� w zamy�leniu na g�adko wygolon�, szczup�� twarz prawnika.
Quentin Fogg, prokurator JKM, by� typem ca�kowicie odmiennym od sir Montague'a Depleacha. Depleach posiada� jak�� moc, magnetyzm. Mia� sugestywn�, despotyczn� nieco indywidualno��. Zawdzi�cza� swoje sukcesy szybkiej i dramatycznej zmianie taktyki. Przystojny, uroczy �wiatowiec potrafi� w jednej chwili przedzierzgn�� si� w wilko�aka, ods�aniaj�cego z�by w szyderczym u�miechu, czyhaj�cego na zgub� przeciwnika.
Quentin Fogg by� szczup�y, blady, ca�kowicie pozbawiony tak zwanej indywidualno�ci. Zadawa� pytania spokojnie i beznami�tnie, za to jednak niezmordowanie. Je�eli Depleacha mo�na by por�wna� do rapieru, to Fogg by� �widrem. Wierci� wytrwale i uporczywie. Nie osi�gn�� nigdy wielkiej s�awy, ale by� pierwszorz�dnym prawnikiem. Zazwyczaj wygrywa� swoje sprawy.
Herkules Poirot przygl�da� mu si� zamy�lony.
- A wi�c takie pan odni�s� wra�enie? - spyta� po chwili.
Fogg. skin�� stanowczo g�ow�.
- Trzeba j� by�o widzie� na lawie oskar�onych - rzek�. - Stary Humphie Rudolph (bo to on oskar�a�) po prostu star� j� na miazg�, m�wi� panu!
Milcza� chwil�, a potem doda� nieoczekiwanie:
- M�wi�c prawd�, to trafi�a mu si� gratka!
- Nie jestem pewien, czy pana zrozumia�em... - rzek� Poirot.
Fogg �ci�gn�� delikatnie zarysowane brwi, pog�adzi� wysmuk�ymi palcami wygolon� g�rn� warg�.
- Jakby to wyrazi�? - powiedzia�. - To takie bardzo angielskie powiedzonko. Mo�e najlepiej okre�li�bym to jako "pogr��anie ton�cego". Czy pan rozumie, co mam na my�li?
- Istotnie, jak pan powiedzia�, to bardzo angielskie powiedzonko, ale chyba pana rozumiem. Bo zwykle, czy to w Centralnym S�dzie Karnym, czy na boiskach w Eton, czy wreszcie na terenach �owieckich, Anglik lubi dawa� swej przysz�ej ofierze tak zwane sportowe szans�.
- O to w�a�nie chodzi! Ot� w tym wypadku oskar�ona nie mia�a �adnych szans. Humphie Rudolph robi� z ni�, co chcia�. Przew�d rozpocz�� si� od przes�uchania oskar�onej przez obro�c�, Depleacha. Zachowywa�a si� w czasie tego przes�uchania grzecznie jak m�oda panienka na oficjalnej wizycie. Odpowiada�a na pytania Depleacha, jakby wyuczy�a si� ich na pami��. Sformu�owane doskonale, wypowiedziane bezb��dnie, ale absolutnie nieprzekonuj�ce. Nauczono j�, co ma m�wi�, i pos�usznie to powtarza�a. Depleach nic temu nie by� winien. Stary szarlatan gra� sw� rol� znakomicie, ale - jak w ka�dym dialogu, wymagaj�cym udzia�u dw�ch aktor�w - sam nie m�g� da� rady. Bo ona nie stara�a si� wcale gra�. Ca�a ta scena wywar�a na �awie przysi�g�ych jak najgorsze wra�enie. No, a potem wsta� stary Humphie!... Widzia� go pan chyba? Jego �mier� to wielka strata. Uni�s� nieco tog�, zako�ysa� si� w ty� i w prz�d i uderzy�! Podchodzi� j� to z tej, to z tamtej strony i za ka�dym razem wpada�a w pu�apk�. Zmusi� j� do tego, �eby uzna�a swoje poprzednie zeznania za niedorzeczne, �eby przeczy�a sama sobie. Brn�a coraz g��biej i g��biej. Wreszcie zako�czy�, jak to on zwykle. Powiedzia� z wielkim przekonaniem, bardzo sugestywnie: "Pani Crale, twierdz�, �e ca�e pani opowiadanie o skradzeniu cykuty w celu samob�jczym to wierutne k�amstwo. Wzi�a j� pani po to, �eby otru� m�a, kt�ry zamierza� pani� porzuci� dla innej, i t� trucizn� poda�a pani m�owi �wiadomie i rozmy�lnie". A ona spojrza�a tylko na niego. Taka �liczna kobieta, subtelna, pe�na wdzi�ku, i powiedzia�a: "Och, nie, nie, nie zrobi�am tego". Trudno by�o o co� banalniejszego, mniej przekonuj�cego. Widzia�em, �e Depleach wierci si� niespokojnie na krze�le. Wiedzia� ju�, �e sprawa jest przegrana.
Fogg urwa�, a potem m�wi� dalej:
- A jednak... Czy ja wiem? Mo�e to by�o najm�drzejsze, co mog�a zrobi�. Zaapelowa�a do rycersko�ci, do tej rycersko�ci tak �ci�le zwi�zanej z okrutnymi sportami, z powodu kt�rych wi�kszo�� cudzoziemc�w uwa�a nas, Anglik�w, za takich hipokryt�w. Ca�a �awa przysi�g�ych, ca�y s�d, wszyscy czuli, �e ta kobieta nie ma najmniejszej szansy. Nie potrafi�a nawet walczy� o w�asne �ycie. A ju� na pewno nie potrafi�a stawi� czo�o takiemu staremu wydze jak Humphie. To s�abe, nieprzekonuj�ce: "och, nie, nie, nie zrobi�am tego" by�o wzruszaj�ce, po prostu wzruszaj�ce. Bo przecie� by�a zgubiona. Tak, pod pewnym wzgl�dem to by�o jeszcze najlepsze, co mog�a zrobi�. Narada przysi�g�ych nie trwa�a d�u�ej ni� p�l godziny, a wyrok brzmia�: "Winna, z zaleceniem �aski".
- Poza tym pani Crale wygrywa�a przez kontrast z t� drug� kobiet�, z Elz� Greer. Przysi�gli od pierwszej chwili niech�tnie si� do niej ustosunkowali. Ale ona nic sobie z tego nie robi�a. Niezwykle przystojna, nowoczesna, bezwzgl�dna. Wszystkie kobiety obecne na sali widzia�y w niej typow� niszczycielk� ogniska domowego. Dop�ki tego rodzaju dziewcz�ta w��cz� si� po �wiecie, �adna rodzina nie jest bezpieczna. Dziewczyny z diabelskim seksapilem, a przy tym zupe�nie amoralne. �adnych wzgl�d�w na prawa �on i matek. Musz� jeszcze przyzna�, �e wcale siebie nie oszcz�dza�a. By�a szczera, zdumiewaj�co szczera. Zakocha�a si� w Amyasie Crale'u, a on w niej, i bez cienia skrupu��w usi�owa�a go odebra� prawowitej ma��once. Podziwia�em j� do pewnego stopnia. Dziewczyna mia�a odwag�. Podczas przes�uchiwania jej Depleach zastosowa� kilka ostrych chwyt�w, ale znios�a wszystko bez zmru�enia oka. Mia�a przeciw sobie ca�� sal�, nie wy��czaj�c s�dziego. Pami�tam, �e to by� stary Avis. Ma niema�o grzech�w na sumieniu, ale kiedy zasiada jako przewodnicz�cy s�du i wk�ada urz�dow� tog�, staje si� zaciek�ym obro�c� moralno�ci. Jego podsumowanie przewodu w procesie przeciwko Karolinie Crale by�o pe�ne wyrozumia�o�ci. Rzecz jasna, nie m�g� zmieni� fakt�w, podkre�li� jednak z du�ym naciskiem moment prowokacji i tym podobne okoliczno�ci �agodz�ce.
- A czy nie popar� teorii samob�jstwa, kt�r� wysun�a obrona? - spyta� Poirot.
Fogg potrz�sn�� g�ow�.
- Ta teoria nie mia�a najmniejszych podstaw. Nie chc� uchybi� Depleachowi, robi�, co m�g�. By� doprawdy wspania�y! Naszkicowa� wzruszaj�cy portret cz�owieka o bujnym temperamencie, wielkim sercu, op�tanego gwa�town� nami�tno�ci� do m�odej dziewczyny, dr�czonego wyrzutami sumienia, ale niezdolnego do oporu. Potem opami�tanie, wstr�t do samego siebie, skrucha w stosunku do �ony i dziecka i wreszcie nag�a decyzja, �eby z tym wszystkim sko�czy�. Honorowe wyj�cie. M�wi� panu, to by�o wspania�e przem�wienie! S�owa Depleacha wyciska�y �zy z oczu. Widzia�o si� wprost tego biedaka, targanego nami�tno�ci�, w gruncie rzeczy uczciwego i porz�dnego cz�owieka. Efekt by� wstrz�saj�cy. Ale kiedy przem�wienie si� sko�czy�o, ca�y czar prys�. Trudno by�o po��czy� w wyobra�ni t� mityczn� posta� z prawdziwym Amyasem Crale'em. Wszyscy zbyt dobrze go znali. To nie by� cz�owiek tego typu. Depleach zreszt� nie m�g� przytoczy� na poparcie swych s��w �adnych dowod�w. Ja, na przyk�ad, osobi�cie uwa�a�em Crale'a za cz�owieka niemal zupe�nie pozbawionego sumienia. To by� bezwzgl�dny, samolubny, niefrasobliwy egoista. Je�eli mia� jak�� moralno��, to tylko w sztuce. Jestem pewien, �e nie namalowa�by nigdy niechlujnego, marnego kiczu bez wzgl�du na to, jaka mog�aby by� pobudka. Ale poza tym by� stuprocentowym m�czyzn�, kochaj�cym �ycie. Samob�jstwo? O, nie!
- Mo�e wi�c to nie by� najszcz�liwszy pomys� obrony?
Fogg wzruszy� sceptycznie ramionami.
- A c� innego mo�na by�o wymy�li�? Trudno przecie� siedzie� z za�o�onymi r�kami i o�wiadczy� z g�ry, �e sprawa jest przes�dzona i prokurator ma tylko udowodni� win� oskar�onej. Zbyt wiele by�o dowod�w. Sama si� przyzna�a do tego, �e to ona wzi�a trucizn�. Wi�c mieli�my �rodki, pobudki i okazj�, s�owem - wszystko.
- A czy nikt nie pr�bowa� dowie��, �e to wszystko by�o sztucznie spreparowane?
- Ale� ona prawie do wszystkiego si� przyzna�a! A poza tym to by�o zbyt nieprawdopodobne. Je�eli dobrze rozumiem, ma pan na my�li, �e to kto� inny otru� Crale'a i zaaran�owa� wszystko tak, �e podejrzenia pad�y na �on�?
- A pan wy��cza t� mo�liwo��?
- Chyba tak - odpowiedzia� wolno Fogg. - Zak�ada pan istnienie jakiego� tajemniczego X. Ale gdzie mamy go szuka�?
- Oczywi�cie, �e w kole najbli�szych - odpowiedzia� Poirot. - Mog�o w tym bra� udzia� tylko pi�� os�b, prawda?
- Pi��?... Zaraz, zastan�wmy si�! Stary niedo��ga ze swoimi preparatami zio�owymi. Niebezpieczne zami�owania, ale on sam by� bardzo mi�y. Ogromnie roztargniony. Nie widz� go jako Iksa! Potem ta dziewczyna, ale ta wyprawi�aby ch�tnie na tamten �wiat raczej Karolin�, ale nigdy Amyasa. Potem ten makler gie�dowy - najlepszy przyjaciel Crale'a. Takie rzeczy zdarzaj� si� w powie�ciach kryminalnych, ale nie w �yciu. Nie bardzo w to wierz�. A poza tym ju� chyba nikt? Ach, tak! Jeszcze ta dziewczynka, przyrodnia siostra Karoliny. Jej jednak nie mo�na bra� w rachub�. Mieliby�my wi�c czworo.
- Zapomnia� pan o guwernantce - podsun�� Poirot.
- Ach, tak, rzeczywi�cie zapomnia�em o guwernantce! Guwernantki to biedne stworzenia, zawsze si� o nich zapomina. Chocia� musz� powiedzie�, �e t� w�a�nie przypominam sobie troch�. Kobieta w �rednim wieku, nie�adna, doskonale znaj�ca sw�j fach. By� mo�e jaki� psychiatra wysun��by tez�, �e �ywi�a grzeszn� nami�tno�� do Crale'a i dlatego go zamordowa�a. Niewy�yta stara panna! Ale to na nic, po prostu w to nie wierz�. O ile pami�tam, wcale nie by�a typem patologicznym.
- Od tego czasu up�yn�o ju� wiele wody.
- Tak, zdaje si�, �e pi�tna�cie czy szesna�cie lat. Trudno wymaga� �cis�o�ci od mojej pami�ci.
- Ale� wprost przeciwnie, pan doskonale wszystko pami�ta - zapewni� Poirot. - Przyznam, �e mnie to zdumiewa. Bo pan to wszystko widzi, prawda? Opowiada pan tak, jak gdyby mia� ca�y obraz przed oczami.
- Tak, ma pan racj� - rzek� powoli Fogg. - Widz� to wszystko przed sob� zupe�nie wyra�nie.
- Chcia�bym, drogi przyjacielu, �eby pan sobie uprzytomni�, dlaczego pan widzi to wszystko tak wyra�nie.
- Dlaczego? - Fogg zastanowi� si� nad tym pytaniem. Jego wra�liwa inteligentna twarz o�ywi�a si�. - Tak, rzeczywi�cie. Dlaczego tak to pami�tam?
- Kto stoi panu tak �ywo przed oczami? - spyta� Poirot. - �wiadkowie? Obro�ca? A mo�e przewodnicz�cy s�du? Oskar�ona przed trybuna�em?
- Tak, w�a�nie j� widz� tak wyra�nie - odpowiedzia� cicho Fogg. - Trafi� pan w sedno. B�d� j� zawsze widzia�. Dziwna rzecz ten romantyzm. Bo ona mia�a w sobie co� romantycznego. Nie wiem nawet, czy by�a pi�kna w �cis�ym tego s�owa znaczeniu. Nie by�a ju� bardzo m�oda, wygl�da�a na bardzo zm�czon�, mia�a podkr��one oczy. Ale ca�y dramat, ca�e zainteresowanie skupi�o si� wok� jej postaci. A przecie� by�a na sali obecna jakby tylko po�owicznie. Odchodzi�a gdzie� daleko, daleko. Tu zostawa�o tylko jej cia�o: spokojne, skupione, z lekkim, uprzejmym u�miechem na ustach. By�a ca�a jak gdyby w p�tonach, pan rozumie - �wiat�a i cienie. A mimo to mia�a w sobie wi�cej �ycia od tamtej drugiej, od tej dziewczyny o wspania�ej figurze i pi�knej twarzy, obdarzonej brutaln� m�od� si��. Podziwia�em Elz� Greer za jej odwag�, za to, �e tak dzielnie walczy�a, �e potrafi�a stawi� czo�o swym dr�czycielom i nie za�ama�a si� ani na chwil�. Ale Karolin� Crale podziwia�em za co innego. Za to, �e nie walczy�a, �e usun�a si� w sw�j w�asny �wiat cieni i �wiate�. Nie dozna�a pora�ki, bo nie bra�a wcale udzia�u w walce.
Fogg milcza� przez jaki� czas.
- Jednego jestem pewien - rzeki wreszcie. - Ona kocha�a cz�owieka, kt�rego zabi�a. Kocha�a go tak bardzo, �e po�owa jej istoty umar�a razem z nim...
Prokurator JKM Fogg przerwa� i przetar� chusteczk� okulary.
- M�j Bo�e! - westchn��. - Zdaje mi si�, �e m�wi� dziwne rzeczy! By�em w owym czasie bardzo m�odziutkim, ambitnym ch�opcem. Takie historie wywieraj� w�wczas wra�enie. Mimo to dzisiaj jeszcze twierdz�, �e Karolina Crale by�a niezwyk�� kobiet�. Nigdy jej nie zapomn�. Nie, nigdy jej nie zapomn�.
ROZDZIA� TRZECI
M�ody adwokat
George Mayhew by� w rozmowie ostro�ny i pe�en rezerwy.
Owszem, przypomina sobie proces, ale bardzo niewyra�nie. Spraw� prowadzi� jego ojciec - on sam mia� w�wczas zaledwie dziewi�tna�cie lat. Tak jest, proces narobi� wiele ha�asu, bo Crale by� bardzo znan� osobisto�ci�. Jego obrazy by�y znakomite, rzeczywi�cie, znakomite. Dwa z nich s� obecnie w Tate Gallery. Chocia� to niczego nie dowodzi.
Pan Poirot zechce mu darowa�, ale doprawdy nie rozumie, czemu pan Poirot interesuje si� t� spraw�. Ach, tak, c�rka! Rzeczywi�cie? Naprawd�? W Kanadzie? Zawsze mu si� zdawa�o, �e wys�ano j� do Nowej Zelandii.
George Mayhew rozkrochmali� si� troch�.
Tak, to nie�atwa rzecz dla m�odej panny, najg��biej jej wsp�czuj�. By�oby niew�tpliwie lepiej, gdyby nigdy nie dowiedzia�a si� prawdy. Ale nie czas na �ale, skoro ju� si� tak sta�o. C�rka chce zna� prawd�? Ale c� tu jest jeszcze do zbadania? S� przecie� sprawozdania z procesu, on osobi�cie niewiele mo�e do nich doda�.
Nie, co do winy pani Crale nie ma chyba w�tpliwo�ci, cho� by�o sporo okoliczno�ci �agodz�cych. Ci arty�ci to ludzie trudni w po�yciu. O ile mu wiadomo, Crale zawsze mia� jakie� romanse, nie z t�, to z inn�.
Pani Crale by�a przypuszczalnie zaborcza i ambitna, nie mog�a si� z tym wszystkim pogodzi�. W dzisiejszych czasach by si� po prostu z nim rozwiod�a i zapomnia�a o wszystkim. W ko�cu doda� ostro�nie:
- Zaraz... hm... Zdaje mi si�, �e obecna lady Dittisham by�a w�wczas t� trzeci�?
Poirot odpowiedzia�, �e o ile mu wiadomo, chodzi�o rzeczywi�cie o ni�.
- Gazety wywlekaj� od czasu do czasu t� spraw� - rzek� Mayhew. - Lady Dittisham rozwodzi�a si� kilkakrotnie. Wie pan zapewne, �e to bardzo bogata dama. Zanim wysz�a za m�� za Dittishama, by�a �on� pewnego s�ynnego podr�nika. Jest wci�� mniej lub wi�cej na widoku publicznym. Przypuszczam, �e lubuje si� w rozg�osie.
- A mo�e tylko ma s�abo�� do ludzi s�awnych?
My�l ta zaskoczy�a widocznie pana Mayhewa; przyj�� j� z niejakim pow�tpiewaniem.
- Hm... by� mo�e... Tak, s�dz�, �e to mo�liwe. Zdawa�o si�, �e rozwa�a starannie t� hipotez�.
- Czy pa�ska firma przez d�ugi czas zajmowa�a si� sprawami maj�tkowymi pani Crale? - spyta� Poirot. George Mayhew potrz�sn�� przecz�co g�ow�.
- Nie. Reprezentowa�a je firma Jonathan & Jonathan. Ale w owych zupe�nie wyj�tkowych okoliczno�ciach pan Jonathan uwa�a�, �e nie mo�e wyst�powa� jako doradca pani Crale, i prosi� nas - to jest mojego ojca - �eby przej�� spraw�. Powinien pan odwiedzi� starego pana Jonathana. Usun�� si� wprawdzie z czynnego �ycia - ma ponad siedemdziesi�t lat - ale doskonale znal rodzin� Crale'�w od kilku pokole� i b�dzie m�g� panu powiedzie� znacznie wi�cej ode mnie. Bo ja w gruncie rzeczy nie mog� panu powiedzie� prawie nic. By�em wtedy jeszcze ch�opcem i w owym czasie bodaj�e nie widzia�em jeszcze nigdy sali s�dowej.
Poirot wsta�, a George Mayhew, r�wnie� wstaj�c, doda�:
- By� mo�e chcia�by pan porozmawia� z naszym najstarszym pracownikiem, Edmundsem. Pracowa� ju� wtedy w naszej firmie i bardzo si� ca�� spraw� interesowa�.
Edmunds cedzi� powoli s�owa, w oczach jego b�yska�a prawnicza ostro�no��. Dopiero po pewnym czasie Poirot nak�oni� go do rozmowy.
- Hm... owszem, pami�tam proces pani Crale - a potem doda� surowym tonem: to by�a haniebna sprawa! Bada� przez chwil� wzrokiem Herkulesa Poirota.
- Ale to ju� za dawne dzieje, aby si� na nowo w nich grzeba� - rzeki wreszcie.
- Wyrok s�dowy nie zawsze jest ostatecznym zako�czeniem.
Edmunds wolno skin�� kwadratow� g�ow�.
- Tak, co to, to racja.
- Pani Crale pozostawi�a c�rk� - ci�gn�� dalej Poirot.
- Aha, tak. Pami�tam, �e by�a c�rka. Zdaje si�, �e wys�ano j� do krewnych za granic�, prawda?
- C�rka jest g��boko przekonana, �e jej matka by�a niewinna.
- To tak si� rzeczy maj�? - zauwa�y� Edmunds, podnosz�c krzaczaste brwi.
- Czy m�g�by pan przytoczy� jakie� fakty, kt�re by usprawiedliwia�y to jej przekonanie? - zapyta� Poirot.
Edmunds zastanowi� si�, po czym potrz�sn�� g�ow�.
- Uczciwie m�wi�c: nie. Podziwia�em pani� Crale. Nie wiem, co robi�a, ale to by�a dama! W przeciwie�stwie do tej drugiej. Tamta to dziwka! Nic wi�cej... Bezczelna prostaczka! I nie umia�a tego ukry�! Ale pani Crale to by�a osoba na poziomie.
- A jednak morderczyni?
Edmunds zmarszczy� si�, a po chwili powiedzia� tonem znacznie �ywszym ni� dotychczas:
- Nad tym w�a�nie codziennie si� zastanawia�em. Siedzia�a na �awie oskar�onych taka spokojna i �agodna. "Nigdy nie uwierz� w jej win�" - powtarza�em sobie w duchu. Ale z drugiej strony, je�eli rozumie pan, co mam na my�li, trudno te� by�o znale�� inne wyt�umaczenie. Ta cykuta nie mog�a przecie� dosta� si� przypadkiem do piwa, kto� j� musia� tam wla�. A je�eli nie pani Crale, to kto?
- Tak - odpowiedzia� Poirot - kto? Oto jest pytanie!
Starcze, przenikliwe oczy znowu spojrza�y na niego badawczo.
- Wi�c tak� ma pan hipotez�?
- A co pan sam o tym my�li?
Min�o kilka chwil, nim us�ysza� odpowied� Edmundsa:
- Nic wtedy na to nie wskazywa�o, absolutnie nic.
- Czy byt pan na sali podczas procesu? - zapyta� Poirot.
- Codziennie.
- I s�ysza� pan zeznania �wiadk�w?
- Tak jest.
- Mo�e pana co� uderzy�o w ich zeznaniach? Co� nienaturalnego? Jaka� nieszczero��?
- Pyta pan, czy kto� z nich k�ama�? - spyta� Edmunds bez ogr�dek. - Czy komu� z nich zale�a�o na tym, �eby pani� Crale skazano na �mier�? Bardzo pana przepraszam, ale to melodramatyczny pomys�.
- Ale mo�e jednak zechce si� pan nad tym chwil� zastanowi� - nalega� Poirot, wpatruj�c si� intensywnie w przenikliwe, przymru�one oczy i skupion� twarz starego urz�dnika. Edmunds potrz�sn�� ze smutkiem g�ow�.
- Ta panna Greer - rzek� - by�a rzeczywi�cie bardzo rozgoryczona i ��dna zemsty. Powiedzia�bym, �e w pewnych swych zeznaniach przebra�a miark�. Ale chodzi�o jej przecie� o �ywego Crale'a, nic jej by�o po umar�ym. Owszem, na pewno chcia�a, �eby powieszono pani� Crale, ale tylko dlatego, �e �mier� sprz�tn�a jej sprzed nosa upragnionego m�czyzn�. Przypomina�a rozjuszon� tygrysic�. Ale, jak powiadam, chodzi�o jej o �ywego Crale'a. Pan Filip Blake tak�e by� przeciw pani Crale - by� do niej bardzo uprzedzony i zeznaj�c m�wi� o niej wszystko, co m�g� najgorszego. Ale musz� go broni� i rozumiem, �e jako najlepszy przyjaciel Crale'a musia� mie� takie, a nie inne nastawienie. Jego brat, Meredith Blake... bardzo s�aby �wiadek. Niepewny, wahaj�cy si�. Mia�o si� wra�enie, �e nie wie, co ma odpowiedzie�. Widzia�em ju� w s�dzie wielu takich �wiadk�w. Wygl�da na to, �e k�ami�, chocia� m�wi� w gruncie rzeczy szczer� prawd�. Meredith Blake nie chcia� powiedzie� nic ponad to, co musia�. Tote� prokurator u�ywa� na nim, jak m�g�. Meredith Blake nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo speszy�. Bo na przyk�ad ta guwernantka spisywa�a si� doskonale. Nie traci�a s��w po pr�nicy i na wszystko odpowiada�a zwi�le i jasno. S�uchaj�c jej, trudno si� by�o zorientowa�, po czyjej jest stronie. Mia�a g�ow� na karku. Energiczna kobieta!
Umilk� na chwil�, a potem doda�:
- Wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby w gruncie rzeczy wiedzia�a o tej sprawie znacznie wi�cej, ni� zezna�a!
- Ja bym te� si� nie zdziwi� - potakn�� Herkules Poirot.
Spojrza� bystro na pomarszczon�, m�dr� twarz Alfreda Edmundsa. By�a zupe�nie spokojna i oboj�tna, ale Herkules Poirot zacz�� si� zastanawia�, czy s�owa starego urz�dnika nie zawiera�y jakiej� ukrytej wskaz�wki.
ROZDZIA� CZWARTY
Stary prawnik
Pan Kaleb Jonathan mieszka� w Essex. Po kurtuazyjnej wymianie list�w pan Poirot otrzyma� zaproszenie utrzymane w tonie niemal kr�lewskim, aby przyjecha� go odwiedzi� i zechcia� zanocowa�. Stary d�entelmen byt najwidoczniej osobisto�ci� o zdecydowanym charakterze. Po nudnawym, md�ym m�odym Mayhew, pan Jonathan robi� wra�enie kielicha wina z w�asnego rocznika.
Mia� indywidualny spos�b traktowania tematu i by�o ju� dobrze po p�nocy, gdy siedzieli, poci�gaj�c stary wonny koniak i pan Jonathan wreszcie si� rozkrochmali�. Oceni� nale�ycie kurtuazj� pana Poirota, kt�ry nie stara� si� go przynagla� do wynurze�. Teraz z w�asnej woli sk�onny by� porozmawia� o rodzinie Crale'�w.
- Nasza firma - zacz�� - zna�a rodzin� Crale'�w od wielu pokole�. Znalem osobi�cie Amyasa Crale'a i jego ojca, Ryszarda, a nawet przypominam sobie jeszcze dziada, Enocha Crale'a. Wszyscy byli ziemianami, bardziej interesowali si� ko�mi ni� lud�mi. Je�dzili konno doskonale, lubili kobiety i nie zawracali sobie g�owy my�leniem. Traktowali wszelkie my�lenie nieufnie. Ale �ona Ryszarda Crale'a by�a wielk� intelektualistk�, mia�a wi�cej intelektu ni� rozs�dku. Bardzo poetyczna i muzykalna, grywa�a nawet na harfie. S�abego zdrowia, wygl�da�a niezwykle malowniczo, le��c na szezlongu. Uwielbia�a Kingsleya i dlatego nada�a swemu synowi imi� Amyas. Ojciec z�yma� si� na to, ale w ko�cu ust�pi�. To mieszane pochodzenie wysz�o Amyasowi na dobre. Po s�abowitej matce odziedziczy� �y�k� artystyczn�, po ojcu pasj� �ycia i egoizm. Wszyscy Crale'owie byli na wskro� egoistami - i nie uznawali niczyjego zdania poza w�asnym.
Pukaj�c delikatnymi palcami w por�cz fotela, staruszek zerkn�� chytrze spod oka na Herkulesa Poirota.
- Mo�e si� myl�, odnios�em jednak wra�enie, �e interesuj� pana przede wszystkim problemy psychologiczne. Czy tak?
- Istotnie, to mnie najbardziej interesuje we wszystkich zagadnieniach, kt�re mam do rozwi�zania - przyzna� Poirot.
- Rozumiem to... dosta� si� jakby pod sk�r� przest�pcy. Jakie� to pasjonuj�ce! Nasza firma nie zajmowa�a si� nigdy sprawami kryminalnymi, nie mogli�my wi�c prowadzi� sprawy pani Crale, gdyby nawet etyka prawnicza pozwoli�a nam na to. Ale firma Mayhew stan�a na wysoko�ci zadania. Mayhewowie zaanga�owali Depleacha jako obro�c�. Nie wykazali tym mo�e specjalnej pomys�owo�ci, ale w ka�dym razie by� to obro�ca drogi i, oczywista, b