7816
Szczegóły |
Tytuł |
7816 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7816 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7816 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7816 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kathryn Harrison
OBNA�ONA
(Exposure)
Prze�o�y� Mariusz Ferek
Data wydania oryginalnego 1993
Data wydania polskiego 2002
Dla Joan
Fotografia jest tajemnic� tajemnicy. Im wi�cej ci zdradza, tym mniej wiesz.
DIANE ARBUS
Autorka pragnie podzi�kowa� osobom, kt�re s�u�y�y jej pomoc� w pracy nad t� powie�ci�. S� to mi�dzy innymi: Pamela Harrison Chizkov, Holly R. Gotcher, A. M. Homes, dr Al Kulik, Anmy Le, Katherine Lonergan, J. Brad McCampbell, Katharine McCaw, Kevin Roman, Mindy Ross, Jill Simonsen, tak�e dr Sidney Stein. Dzi�kuj� szczeg�lnie Robertowi Youngerowi.
Kate Medina i Binky Urban pomogli mi bardziej, ni� to by�o konieczne do uko�czenia pojedynczej ksi��ki.
Oczywi�cie dzi�kuj� tak�e mojemu agentowi.
Nowy Jork
27 czerwca 1992
Taks�wka przecina zas�on� deszczu, tymczasem Ann stara si� wydosta� z czarnej sp�dnicy. Nie spuszczaj�c wzroku z kierowcy, uwalnia w po�piechu pi�t� z czarnego satynowego pantofelka. Zmi�te ubranie wpycha stop� pod przednie siedzenie i jednocze�nie wychyla si� energicznie przez okno, aby krzykn�� na ulicznego sprzedawc�. M�czyzna mruczy pod nosem jakie� niecenzuralne s�owa, idzie, klucz�c mi�dzy rz�dami samochod�w; pot sp�ywa mu po ow�osionym karku i plami ko�nierzyk. Ann ma nadziej�, �e nie b�dzie przez niego �adnych k�opot�w.
Siedz�c w samej bluzce i majteczkach, Ann ogl�da miejsce na ciemnozielonej zamszowej sp�dnicy, kt�re uszkodzi�a, zrywaj�c element zabezpieczaj�cy. Pociera meszek palcem. Zadowolona, �e defekt nie jest du�y i da si� go usun�� sztywn� szczotk�, zaczyna si� wierci�, niezgrabnie porusza� to w prz�d, to w ty�, aby wci�gn�� na biodra w�sk� sp�dnic�. Sp�dniczka jest tak obcis�a, tak idealnie dopasowana, �e pod ni� nie ma ju� miejsca na bielizn�, wi�c Ann �ci�ga z siebie najpierw kr�tk� haleczk�, potem majtki, po czym obie cz�ci garderoby komponuje zalotnie na wyst�pie po�rodku pod�ogi, tak �e wygl�daj� niczym upuszczone niedbale chusteczki do nosa. B�dzie pami�ta�a, aby krzy�owa� nogi. Przecie� i tak wszyscy b�d� patrzyli na pann� m�od�, nie na ni�. Nawet w tych czasach - my�li - widok kobiety w bia�ej sukni nadal hipnotyzuje zgromadzon� publiczno��.
Letnia burza k��bami pary przys�ania fasady budynk�w, rozmywa je, sp�aszcza, zaciera kontury, podobnie rysy przechodz�cych w pobli�u ludzi. Zaskoczeni, nieprzygotowani na ulew�, zamieniaj� gazety i torby na zakupy w prowizoryczny sprz�t przeciwdeszczowy. Obserwuj�c ich, Ann zapina obcis�y pasek sp�dnicy i wreszcie znowu sadowi si� wygodnie na winylowym siedzeniu. Kierowca wykonuje gwa�towny, nieprawid�owy skr�t i si�a od�rodkowa przypiera Ann do drzwi, zak��caj�c jej fantazj� na temat kolejnego pasa�era: w�a�nie wyobra�a sobie flegmatycznego bankiera w garniturze w jode�k�, jego zdumienie, kiedy dostrzega, �e dotyka zmi�tej haleczki swoimi eleganckimi, dziurkowanymi butami. Czy podniesie jej majtki z pod�ogi i przyci�nie do ust? Zatrzyma je, schowa w swojej teczce?
Od kilku miesi�cy pozbywa si� ubra� w r�nych cz�ciach miasta. Bluzek, sukienek, spodni, bielizny. Jedwabnych stanik�w i biustonoszy, wilgotnych w kroku leggins�w, pachn�cych pi�mem i seksem. Zostawia eleganckie spodnie niczym stra�acki kombinezon, z nogawkami u�o�onymi w harmonijk�, jakby w oczekiwaniu na nowego u�ytkownika, a spos�b ich u�o�enia sugeruje po�piech. Kiedy� porzuci�a par� be�owych szort�w z zaskakuj�cym kwiatem krwi mi�dzy nogawkami, czerwonym i ohydnym - drobn� kobiec� niespodziank�.
Korek; Ann otrz�sa si�, rejestruj�c nag�y spadek pr�dko�ci samochodu. Podnosi wzrok i we wstecznym lusterku dostrzega oczy kierowcy. Mo�e j� widzia�, mo�e si� przygl�da�, jak wyjmuje z torby fotograficznej c��ki do paznokci i usuwa etykiety z jedwabnej podszewki. Zauwa�y�, �e nie wyj�a ubrania z torby na zakupy?
Odwraca si� i gapi, nie kryj�c zainteresowania, przez postrz�piony otw�r w matowym pleksiglasie oddzielaj�cym siedzenie kierowcy od kabiny pasa�era.
- Co zrobi�a�, ukrad�a� to? - pyta.
Ann wytrzymuje jego spojrzenie.
- Tak - odpowiada.
Kierowca kiwa g�ow�, ale nie m�wi nic wi�cej.
Ann poprawia sp�dniczk� na udach, wyg�adzaj� i spogl�da w bok na zalan� deszczem szyb�. Kiedy z powrotem odwraca g�ow�, zauwa�a, �e ciemne oczy kierowcy studiuj� jej odbicie we wstecznym lusterku. Taks�wkarz kiwa g�ow� jeszcze raz, a kiedy dostrzega wreszcie szans�, momentalnie rusza i wje�d�a na lewy pas.
Ann podnosi z siedzenia pogniecione etykiety z cenami, drze je na drobne kawa�eczki i wyrzuca za okno - razem z woreczkiem zawieraj�cym zapasowe guziki. Sp�ni si� jak zwykle. Ceremonia �lubna ma si� rozpocz�� za niespe�na p� godziny; dosta�a ju� pieni�dze za sfilmowanie przebiegu uroczysto�ci, ale przedtem musi jeszcze wpa�� na chwil� na swoje poddasze i zabra� zapasow� kamer� wideo i komplet baterii.
Mo�e jest ju� na miejscu jej asystent, mo�e deszcz sprawi, �e sp�ni� si� wszyscy uczestnicy uroczysto�ci. Mo�e kt�rego� dnia jej �ycie jako� si� u�o�y.
Teksas, 1975
- Niewa�ne, zapomnij. Tak nie jest dobrze. - Policzki jej ojca pulsowa�y z gniewu, frustracji.
- Z czym nie jest dobrze? - Ann usiad�a i owin�a si� koszul�. Jedn� z jego koszul, zbyt du��, tak �e kiedy w niej sta�a, mankiety si�ga�y a� do kolan. - Z czym?
- Z tym, z tym. Niech to szlag. Nic. Nic si� nie udaje.
Ann wysz�a za nim z pracowni, zachowuj�c dystans dziesi�ciu st�p, nie maj�c odwagi podej�� bli�ej, jej nagie stopy ch�on�y ch��d cementowej posadzki. Wesz�a w kr�g �wiat�a czerwonej �ar�wki wisz�cej w ciemni nad zlewem, gdzie siedzia� na czarnym metalowym sto�ku, podpieraj�c g�ow� na r�ce, policzek w d�oni, oczy zamkni�te, na twarzy znajomy wyraz rozdra�nienia.
- Papi. Papi? Wracaj. Postaram si� zrobi� to lepiej. Za s�abo si� skoncentrowa�am.
Otworzy� oczy, spojrza� na ni�, jakby jej nie poznawa�, te oczy niczego nie zdradza�y.
- Nie - odpar� powoli. - To si� nie uda, Ann. Jeste� zbyt dojrza�a. Nie mog�. Nie mog� pracowa� z kim�, kto ma... - Zamilk� na chwil�, roz�o�y� r�ce, otwartymi d�o�mi do g�ry, w ge�cie bezradno�ci. Opu�ci� je na kolana. - Piersi - doko�czy�.
- Papi! - Jej �miech zabrzmia� zbyt g�o�no w ch�odnym, cichym pomieszczeniu, zbyt g�o�no i zbyt pogodnie, przez to za� nieszczerze. - Przecie� tak wygl�dam ju� od pewnego czasu! Mam szesna�cie lat! Poza tym jestem taka chuda, �e prawie ich nie wida�. Przedtem m�wi�e�, �e to nie ma znaczenia.
- Zgadza si�. Ale teraz m�wi� co� innego, �e to ma znaczenie. Poza tym wida� te� inne rzeczy.
Ann wsun�a ramiona w r�kawy koszuli, spojrza�a w d�. By�y tylko dwa guziki, wi�c przytrzymywa�a j� r�k� na piersiach.
- Na inne rzeczy jest brzytwa - powiedzia�a w ko�cu.
- Ubierz si�, Ann - powiedzia� ojciec. Wsta� i wyci�gn�wszy r�k� niemal oficjalnie, pokaza� drzwi.
Nowy Jork
29 czerwca 1992
W poniedzia�ek przypadaj�cy po uroczysto�ci weselnej Ann �ci�ga do biura kwadrans przed drug�, w r�ku trzyma kasety wideo. M�czy�a si� ju� na sam� my�l, �e sko�czony produkt b�dzie wymaga� przetworzenia ta�m z zap�akan� pann� m�od� i zdenerwowanym panem m�odym w obraz wzorcowo szcz�liwej pary; ze zdruzgotanym ojcem, kt�ry stoi pod przemokni�tym namiotem, po�r�d tac z kanapkami, i zastanawia si�, jak mo�e pada� w dniu, w kt�rym na przyj�cie weselne wyda� trzydzie�ci tysi�cy dolar�w. Do Ann nale�a�o nadanie temu, co nagra�a, charakteru przynajmniej szcz�liwego, je�li ju� niezbyt dok�adnego wspomnienia.
W�a�nie taki jest czerwiec. Uroczysto�ci s� planowane z rocznym wyprzedzeniem, a ka�dy pracownik Visage Video, eksploatowany do granic wytrzyma�o�ci, jest sk�onny do wybuchu, ka�dy z wyj�tkiem ich niezwykle opanowanego, czarnego recepcjonisty. Anna przechyla si� nad niewysokim murkiem otaczaj�cym biurko Thea, przerywaj�c mu czytanie ksi��ki, kt�ra bynajmniej nie wydaje si� przyzwoita, tom w zniszczonej, papierowej ok�adce w krzykliwych barwach. Theo nawija sobie na palec jeden ze swoich licznych warkoczyk�w, drug� r�k� przewraca kartki.
- Cze�� - rzuca Ann. Theo powoli podnosi wzrok znad ksi��ki, a jego zachowanie bynajmniej nie zdradza za�enowania z powodu doboru lektury. - Potrzebuj� kopa - powiada do niego.
- Du�ego? - pyta recepcjonista. - Jedno-, dwugramowego?
Theo jest jedynym recepcjonist�, kt�rego uda�o si� zatrzyma� w Visage d�u�ej ni� miesi�c. Nami�tnie �uje gum� balonow�, robi sobie manicure na blacie biurka, korzysta z zewn�trznych linii telefonicznych, aby podtrzymywa� bardzo z�o�one �ycie towarzyskie, zerka na swojego watchmana, gapi si� przez okno, od czasu do czasu odpowiada na telefony i pozdrawia wchodz�cych. Ale tak�e handluje kryszta�kami - amfetamin� w poniedzia�ki mi�dzy jedenast� a drug�.
- To nie jest dla ciebie dobre, Ann. Nie mia�em poj�cia, �e masz cukier do dupy. Benny mi powiedzia�. - Benny jest jednym ze wsp�lnik�w Ann, jednym z czterech wsp�w�a�cicieli Visage Video.
Ann wyci�ga portfel z torby fotograficznej.
- Potrzebuj� trzy gramy - m�wi. - Nadal s� po trzydzie�ci?
- Mhm. - Theo potakuje. - Chyba mnie nie s�ucha�a� - o�wiadcza. Wygl�da ca�kowicie niewinnie w pustej przestrzeni recepcji, kiedy Ann odlicza pi�� dwudziestek, �wie�utkich, szeleszcz�cych, prosto z bankomatu, i wr�cza mu je. Chocia� czyta pornograficzne ksi��ki i nie stroni od rozrywek, wygl�da na zupe�nie niezdolnego do grzechu, niczym du�e dziecko w kostiumie. Nikt by nie podejrzewa�, �e sprzedaje narkotyki. Bez zmian, serde�ko - dodaje.
- W porz�dku, wezm� kredyt. - Z wielkiej g�adkiej d�oni Thea odbiera szczeg�lnie �enuj�ce czasopismo na temat seksu gej�w; narkotyki w trzech male�kich torebkach b�d� zawini�te w strony z osobistymi og�oszeniami. Chocia� Ann i Theo znaj� si� od pi�ciu lat, transakcja nawet w przypadku niewielkiej dawki narkotyku wymaga zachowania odpowiedniego protoko�u: czasopismo i pieni�dze przechodz� z r�ki do r�ki w tej samej chwili.
- Dzi�ki - m�wi Ann.
- Nie �artuj�, male�ka. - Theo potrz�sa wielk� g�ow�, a� bujaj� si� jego warkoczyki. - B�g wie, nie zajmuj� si� prawieniem kaza�, ale akurat ty sprawiasz wra�enie dziewczyny, kt�ra nie powinna ulega� tego rodzaju pokusom. Ja jestem du�ym ch�opcem, ale sp�jrz na siebie, jeste� w�t�ym dziewcz�tkiem. M�wi ciszej, przeci�gaj�c g�oski niczym Truman Capote, na�laduj�c s�awne seplenienie z niezwyk�� dok�adno�ci�. - To jest paskudztwo. S�ysza�a�, co si� przytrafi�o Carolyn, o tej ma�ej dziurce, kt�r� sobie wydrapa�a w szyi. Przyznasz, �e nie widzia�a� Carolyn ostatnio, prawda?
Po biurze kr��y�a plotka, coraz bardziej makabryczna po ka�dym powt�rzeniu, �e jednej z asystentek wydawa�o si� w nocy, �e pluskwy chodz� po jej ciele, co by�o pechowym efektem ubocznym nadu�ywania amfetaminy. Najbardziej obiecuj�ca z ich praktykantek pope�ni�a b��d, my�l�c, �e prawdziwe �ycie to zdezorganizowane �ycie artysty, i rodzice zabrali j� z powrotem do domu w Hoboken.
Ann u�miecha si� i wzrusza ramionami.
- Wiesz, jak to si� m�wi: mog� przesta�, kiedy zechc�. Wsuwa kolorowe czasopismo do torebki.
- Ano tak, zgadza si�.. - Prze�uwa kilka razy gum� i robi du�ego, r�owego balona, kt�ry zaraz p�ka i wraca z powrotem do ust. Jego wargi maj� niepokoj�c�, dzieci�c� urod�, a Ann pozwala sobie wyobrazi� je podczas tego rodzaju czynno�ci, jakie niew�tpliwie s� przedstawione w powie�ci, kt�r� Theo trzyma w r�ku. - Wraz z twoim pogrzebem - powiada. - Jednocze�nie w��czaj� si� dwa wywo�ania, ale zamiast wybra� mi�dzy migaj�cymi przyciskami, Theo wy��cza oba. - Nierozstrzygni�te, wygrywa recepcjonista - u�miecha si�.
Ann idzie do �azienki. Jest szefem Thea, lecz fakt, �e on jest jej dostawc� narkotyk�w, burzy ow� hierarchi� w�adzy. Theo mo�e sobie pozwoli� na nonszalancj�, na sprawianie wra�enia, �e bynajmniej ci�ko nie pracuje. Benny chce go wyrzuci�, ale zdaniem Ann, Visage i tak ma zbyt du�o zam�wie�. Z trudem mog� nad��y�; ktokolwiek dzwoni�, zadzwoni ponownie.
Siedz�c na przykrytej klap� muszli klozetowej, Ann wyjmuje z torby kolorowe czasopismo i przerzuca strony a� do z�o�onej kartki. Kilka uko�nych zak�adek przekszta�ca stron� z og�oszeniami matrymonialnymi w sprytn� kopert�, wewn�trz kt�rej kryj� si� trzy malutkie torebki z mieni�cym si� bia�ym proszkiem, przytwierdzone do papieru ta�m�. Ann ostro�nie odkleja torebki i wciska czasopismo do metalowego pojemnika na �mieci. Na czubku najmniejszego ostrza wojskowego scyzoryka podnosi jedn� dziesi�t� proszku z jednej torebki i pewn� r�k� wsuwa pod j�zyk t�p� kraw�d� no�yka. Proszek jest tak gorzki, �e �lini si�, wykrzywia twarz. Kryszta�ki wch�on� si� naczyniami w�osowatymi w ustach i narkotyk zadzia�a po czasie tylko odrobin� d�u�szym, ni� gdyby wci�gn�a go nosem.
Narkotyki nie wywieraj� ju� na niej takiego piorunuj�cego wra�enia, ale stosownie do tego, co przeczyta�a w rubryce �Na�ogi� majowego numeru �Leara�, da�a si� skusi� na to, co szybko stawa�o si� popularnym narkotykiem lat dziewi��dziesi�tych. Ch�tnie ulega�a modom. Ha!
Chocia� czeka na �kopa� bardzo niecierpliwie, nie potrafi si� zmusi� do wci�gni�cia proszku nosem: zatoki s� zbyt blisko oczu, dlatego boi si�, �e amfetamina, kt�ra kurczy naczynia krwiono�ne i podnosi ci�nienie krwi, du�o �atwiej mog�aby zaatakowa� siatk�wki. Stan oczu Ann pogorszy� si� w ci�gu minionego roku - wt�rny objaw cukrzycy. �Wczesna PRC� - jak to okre�li� doktor Ettinger, marszcz�c znacz�co czo�o. Powik�aniowa retinopatia cukrzycowa.
�wiadoma, �e paskudnie traktuje swoje cia�o, Ann stara si� bardzo dba� o oczy. Na dworze, nawet zim�, nosi okulary przeciws�oneczne z filtrem UV; nie opuszcza ani jednego z licznych bada� kontrolnych. Wie, �e Theo ma racj� - uzale�nienie od amfetaminy jest jednym z najgorszych dla cukrzyka. Fakt, ta choroba nie pozostawia wiele miejsca na szale�stwo, ale przecie� Ann nie przyjmuje tego codziennie. W istocie przez lata nie bra�a nic, przez lata, a� do ubieg�ego miesi�ca.
Proszek, ukryty w aparacie, jest z ni� wsz�dzie, tak samo zreszt� jak aparat, w ka�dej sytuacji, stanowi obron� przed z�ymi nastrojami. Ostatnio Ann regularnie czuje si� wystarczaj�co zrozpaczona, �eby skoczy� z dachu. Wmawia sobie, �e proszek jest jedynie rodzajem interwencji kryzysowej.
Trzy male�kie torebki doskonale pasuj� do wolnej przestrzeni za jednym ze zwierciade� rolleifleksa, kt�re rozbi�o si� przed laty, a Ann w og�le nie zadba�a o napraw�; zreszt� i tak zmieni�a upodobania, uzna�a, �e leica bardziej jej odpowiada. Ann ju� nie robi�a klasycznych fotografii, ale zawsze mia�a przy sobie torb�; intruz nigdy by nie pomy�la�, �eby zajrze� do skrytki. Torb� zostawia, cho�by otwart�, pod nadzorem Carla, w bliskim s�siedztwie stanowisk z jego kie�kuj�c� pszenic� i soczewic�, s�oj�w z browarnianym j�czmieniem. To takie proste.
Poniewa� amfetamina przyspiesza i zak��ca metabolizm, zw�aszcza spalanie cukru, Ann rezygnuje z przyj�cia insuliny, kiedy wie, �e we�mie narkotyk. Poziom cukru we krwi spada nawet bez zastrzyku, wi�c Ann nosi ze sob� cukierki i stara si� pami�ta�, aby je zje��. Narkotyk powoduje dra�liwo��, niepok�j, wywo�uje rozwolnienie i cho� Ann nie mo�e my�le� o jedzeniu, odczuwa g��d, kt�ry ko�czy si� b�lem brzucha. Ostatnio kilka razy Carl zasta� j� zgi�t� wp�, skulon�, nieszcz�liw�, le��c� na ��ku; nie mog�a czyta� gazet ani ogl�da� telewizji, wy��czony by� nawet zestaw stereofoniczny, kt�ry normalnie gra prawie bez przerwy. Zmuszaj� do stosowania jakiej� holistycznej kuracji, poi walerianow� herbat�. W taki spos�b stara si� wyleczy� j� z niestrawno�ci, ale przecie� nie uwolni� od efekt�w ubocznych przyjmowania amfetaminy. Te jego �rodki jeszcze pogarszaj� jej stan i do ju� istniej�cych dolegliwo�ci dodaj� md�o�ci, lecz ona nic nie m�wi. Kilka godzin euforycznej energii jest tego warte, warte tego wszystkiego.
Mhm. Prosz� bardzo. Ju� to czuje: mrowienie w palcach, trzepotanie serca, przyp�yw dobrego nastroju. Teraz - my�li - pora na Bergdorf Goodman & Co. Nak�ada troch� pudru na cienie pod oczami i rozczesuje szczotk� d�ugie, rude w�osy, potem wychodzi z �azienki. Przechodz�c w po�piechu przed biurkiem recepcjonisty, mruga do Thea w odpowiedzi na jego krzywy, porozumiewawczy u�miech i biegnie na g�r�, aby doko�czy� ostatni� prac�. Powinna od razu wzi�� si� do opracowania ta�my, kiedy uroczysto�� weseln� ma jeszcze �wie�o w pami�ci; jest ju� po drugiej, a potrzebuje przynajmniej godziny w Bergdorf�s.
Na biurku, nadziane na szpikulec ko�o pustego wazonu, czekaj� na ni� wiadomo�ci. Przegl�da je pospiesznie i wszystkie wyrzuca, pozostawiaj�c jedynie telefon od m�a.
- Pos�uchaj, Carl - m�wi do automatycznej sekretarki w jego biurze - nie uda mi si� dotrze� do domu przez si�dm�. O pi�tej trzydzie�ci mam chrzciny i... - Po drugiej stronie linii odzywa si� g�os Carla, urz�dzenie wydaje z siebie elektroniczny pisk protestu, a ona rzuca: - Och, jeste� tam.
- Dlaczego zamierzasz si� znowu sp�ni�? - Carl ma g�os ni�szy ni� zwykle, jakby wyrwa�a go z drzemki.
- Co robisz w biurze? - pyta Ann. - My�la�am, �e szukasz kominka do mieszkania na Dziewi��dziesi�tej Trzeciej.
- Ju� w pierwszym sklepie znalaz�em to, czego szuka�em. G�o�no ziewa.
Carl zajmuje si� renowacj� budynk�w, g��wnie dziewi�tnastowiecznych, wzniesionych z piaskowca i wapienia, maj�cych prawdziwie imponuj�ce proporcje - �wiadectwa ekspansji bogactwa starego Nowego Jorku. Kupuje zaniedbane domy, remontuje je i nast�pnie sprzedaje. Niezmiennie zakochany w swoim nowym odkryciu, potrafi rozstawa� si� ze starymi bez wi�kszego �alu. Tego lata pracuje nad pewn� rezydencj�, dawn� siedzib� konsulatu, po�o�on� po wschodniej stronie parku; jedna kondygnacja przeznaczona by�a dawniej na sal� balow�. Min�o ju� sze�� miesi�cy, praca nadal nie zosta�a wykonana, ale Carl jest bardzo wymagaj�cy i do tej pory zrezygnowa� z us�ug siedemnastu podwykonawc�w. W zwi�zku z zastojem na rynku nie spieszy si� ze sprzeda��, ale podobnie jak praca Ann, jego praca nie zale�y bezpo�rednio od stanu gospodarki. Potencjalny nabywca jest zbyt zamo�ny, aby odczuwa� niedole recesji; mo�liwe te�, �e zalicza si� do oportunist�w, kt�rych fortuna mno�y si� dzi�ki upadkowi innych. W ka�dym razie Carl przywi�zuje si� do samego domu, nie do jego potencjalnej warto�ci. Zawsze powtarza, �e w�a�ciciel si� znajdzie. To przekonanie pozwala mu pracowa� powoli i jak dot�d samodzielnie nad trzydziestosiedmiopokojowym budynkiem. Od kilku tygodni za pomoc� opalarki usuwa star� farb� z listew przy pod�odze. Le��c na boku, z g�ow� na poduszce, mask� os�aniaj�c� nos i usta, usuwa warstwy lateksowej farby z w�ze�kowatego orzecha w�oskiego, pozosta�o�ci z czas�w, kiedy mia�a tu swoj� siedzib� szko�a Montessori. Kiedy dr�twiej� mu d�onie, wychodzi na poszukiwanie rozmaitych cz�ci i architektonicznych detali pochodz�cych z innych starych budowli. W zasadzie Carl nadzoruje prac� wynaj�tych robotnik�w, ale trudno znale�� ludzi tak starannych jak on.
- Nie mo�esz kiedy indziej opracowa� tej ta�my? - pyta teraz zrz�dliwie. - Ile to ju� dni ci� nie widzia�em?
Ann rozmawia, siedz�c na biurku, porusza nogami, wierci si�. Wyobra�a sobie Carla w jego biurze, do kt�rego wchodzi si� od ulicy na dolnym Broadwayu, dwie korynckie kolumny ze zrujnowanego ko�cio�a po obu stronach wej�cia, si�gaj�ce do drugiego pi�tra budynku. Carl trzyma s�uchawk� mi�dzy ramieniem a brod� i jednocze�nie usuwa spod paznokci resztki farby i lakieru. Nad biurkiem wisz� jego dyplomy, magistra historii Ameryki, magistra anglistyki. �Dlaczego remontujesz domy?� - zapyta�a go podczas pierwszego spotkania, a on si� roze�mia�. �Trzeba jako� zarabia� pieni�dze� - odpar�. - �Zamierza�em zosta� profesorem historii, ale po pi�ciu latach u�wiadomi�em sobie, �e chyba nie napisz� rozprawy�. Jako cz�owiek czerpi�cy satysfakcj� z pracy swoich r�k, Carl ze spokojem odnosi si� do tego kompromisu. Ka�demu, kto pyta, zwyk� odpowiada�, �e zamiast rozprawia� o historii, on j� zachowuje.
- Wyrw� si� po chrzcinach - m�wi do niego Ann. - Zadzwoni� p�niej z ko�cio�a. - Unosi brwi na widok Benny�ego, kt�ry z drugiej strony ich wsp�lnego biura macha do niej ma�� kartk�. - Carl - rzuca - musz� i��. Benny krzywo na mnie patrzy. Kocham ci�. - Odk�ada s�uchawk� i wstaje.
Jutro s� trzydzieste sz�ste urodziny Carla i uzgodnili, �e uczcz� t� rocznic� spokojnie, poniewa� przed rokiem Ann urz�dzi�a mu przyj�cie niespodziank�, po kt�rym na poddaszu do dzi� nie uda�o si� przywr�ci� stanu poprzedniego. Mimo wszystko nic nie jest proste, po chrzcinach musi jeszcze zatrzyma� si� w trzech miejscach. Jutro wczesnym rankiem wyje�d�aj� oboje na letni piknik w Berkshires. Samoch�d zosta� ju� wynaj�ty, ale dzisiaj powinna odebra� jeszcze nowy portfel, kt�ry kupi�a Carlowi i postanowi�a ozdobi� jego monogramem; przed osiemnast� trzydzie�ci zabra� z cukierni ciasto marchewkowe, tak�e ze stosownym napisem; i wreszcie chce zaj�� do Kwik Kopy.
�yczeniem Carla by�o dosta� portfel w prezencie, ale Ann nie cierpi wr�cza� podarunk�w, kt�re nie s� niespodziankami, zatem stworzy�a w�asn� walut� i umie�ci j� wewn�trz. Na trzech ma�ych kartkach wypisa�a pochy�ym pismem nad idealnym odbiciem umalowanych, rozchylonych w�asnych ust: Odpowiada warto�ci jednego loda. Pod ustami znalaz�o si� �aci�skie t�umaczenie tych s��w jej autorstwa: Fellatio gratis. Wie, �e ta ofiara rozbawi Carla - ��ko jest jedynym miejscem, gdzie zawsze czuj� si� swobodnie i nie brakuje im entuzjazmu a s�owa zosta�y pi�knie wykaligrafowane. Aby nie powsta�y smugi, dyskretnie przepu�ci ka�d� kartk� przez samoobs�ugow� maszynk� do laminowania w firmowym sklepie Xeroksu.
Tymczasem Benny czego� od niej chce.
- Hej - powiada, kiedy Benny podchodzi i wr�cza jej rachunek za us�ugi samochodowe z wypisanym w odpowiednich rubrykach adresem Riverside Church. Ann rzuca okiem na adres i zwraca kartk�.
- Nie wiem, dlaczego nie je�dzisz wynaj�tym samochodem m�wi Benny. - Robi mi si� niedobrze od opracowywania tych taks�wkowych przejazd�w. Poza tym tracisz po�ow� wp�yw�w. Nikt inny tego nie robi, wszyscy nie cierpi� taks�wek. Co z tob�? Korzystaj z us�ug samochodowych, to jest ta�sze, pozwala wi�cej zarobi�. Tobie.
- Zrozum - odpowiada Ann. - Taks�wki zawsze s�. Jedziesz, kiedy chcesz, nie czekasz. Nie mog� znie��, kiedy jaki� facet tkwi w samochodzie, podczas gdy ja pracuj�; to mnie troch� peszy. Nienawidz� wygl�da� przez okno i widzie�, jak siedzi leniwie w jednym z tych czarnych sedan�w, �okie� na zewn�trz, papier po p�czkach na desce rozdzielczej. - M�wi szybko i za du�o, tak� ma sk�onno��, kiedy jest na prochach.
Benny przewraca oczami.
- Dlaczego wi�c nie je�dzisz metrem, tak jak dawniej zazwyczaj robi�a�? - pyta. - Ale bynajmniej nie popieram biegania pod ziemi� z drogim sprz�tem. Pami�tasz? - ci�gnie, nie s�ysz�c odpowiedzi. - Dawniej przepada�a� za metrem. Je�d�enie metrem daje korzy�ci, m�wi�a�. Metro jest szybsze ni� ulice. To wielka scena, na kt�rej rozgrywa si� dramat �ycia. Jedno i drugie. - Wraca do swojego biurka, do lakierowanej, pochy�ej powierzchni.
- Powiem ci dlaczego - m�wi Ann, pod��aj�c za nim. - Nie mog� znie�� presji tego dramatu. Tam zawsze kto� gra, a ostatnim razem, kiedy zdecydowa�am si� na metro, zatrzyma� mnie pewien facet i wr�czy� mi kartonik, kt�ry wygl�da� na wizyt�wk�, ale by�y na nim wypisane s�owa: �Je�li jeste� tym, co jesz, to jutro b�dziesz mn��. - Ann prze�u�a kilka razy gum�, kt�r� wyprosi�a u Thea. - Przyci�gam tego rodzaju typy.
Oczywi�cie nie potrafi si� zdoby� na ujawnienie prawdziwego powodu korzystania z taks�wek - �e wk�ada kradzione ubrania, jad�c na um�wione spotkania. Zdaje si� jej, �e teraz niemal raz w tygodniu wdaje si� w k��tni� z Bennym na temat �rodka transportu.
- Powiedz zatem, co ty by� zrobi�? - pyta.
- Skorzysta�bym z us�ug przedsi�biorstwa samochodowego wypowiada ka�de s�owo z wrog� precyzj�. Spogl�da na Ann, kt�ra stoi przed nim, szybko �uje gum�, a jego twarz zdradza jak�� wewn�trzn� rozterk�, jasne brwi zbiegaj� si� w wyrazie skupienia. W ko�cu po prostu m�wi: - Z tob� wszystko w porz�dku?
- Oczywi�cie. Czemu nie? Zapyta�e�, dlaczego ju� nie je�d�� metrem, i ja odpowiedzia�am. To najzwyklejsza w �wiecie interakcja mi�dzyludzka, nie s�dzisz?
- Pewnie - rzuca Benny i wzdycha. - Jasne. R�b, jak uwa�asz. Zreszt� i tak zrobisz, jak zechcesz. - Zagl�da do kalendarza Visage, wielkiej ksi�gi w ok�adkach z czerwonej sk�ry. Na dzisiejszy wiecz�r masz Andy�ego - oznajmia, energicznie tr�c ci�gle przekrwione niebieskie oczy.
- Ka� mu przyjecha� po mnie tam, na miejsce - o�wiadcza Ann. - Po drodze musz� co� jeszcze za�atwi�.
- Na pewno tak zrobi� - odpowiada Benny i spogl�da na ni� ponownie, wzrokiem stara si� przenikn�� szk�a przeciws�onecznych okular�w; pokryte piegami r�ce trzyma skrzy�owane na torsie.
Ann wie, �e Benny�emu jest jej �al, i rozmy�lnie prowokuje t� reakcj�, kt�rej generalnie nie cierpi, ale jego wsp�czucie ma swoje dobre strony. Piel�gnuj�c pob�a�liwo�� - dla jej humor�w, sp�nialstwa, wymaga� co do specjalnego traktowania - Ann daje do zrozumienia, �e jej cukrzyca jest gorsza ni� w rzeczywisto�ci; �e w istocie jej dni s� policzone. Maluje poruszaj�ce obrazy metabolicznych zderze� i towarzysz�cych temu zaburze� zdrowia fizycznego i psychicznego. W rezultacie reakcje Benny�ego na jej zachowanie wahaj� si� od w�ciek�o�ci po pewien rodzaj tolerancji z odrobin� za�enowania i irytacji. Jest jej przykro ze wzgl�du na te tarcia; ale i tak naprawd� lubi Benny�ego, lubi go bardziej ni� pozosta�ych wsp�lnik�w.
Visage Video prze�ywa rozkwit. Rozkwit w czasach recesji. Firma powsta�a w 1985 roku, wymy�lona p�n� noc� przez czw�rk� bezrobotnych fotograf�w, absolwent�w tego samego kierunku na wydziale sztuki. Od tamtej pory przedsi�biorstwo powi�kszy�o si� najpierw dwu-, potem trzykrotnie; przestrze� biurowa p�ka�a w szwach, zam�wienia nie mie�ci�y si� w kalendarzach. Wsp�lnicy wci�� pracowali, ale tylko przy ekskluzywnych zam�wieniach - publiczne ceremonie, przyj�cia na cze�� gwiazd filmowych. Dostarczali us�ug niezwyk�ych, dokonywali filmowego zapisu �lub�w, chrzcin, innych uroczysto�ci. Zwie�czeniem tego rodzaju akt�w bywa� dawniej poca�unek pa�stwa m�odych, delikatny deszczyk �wi�conej wody spadaj�cej na twarz dziecka. Obecnie jest nim prawie bezg�o�ny szum ta�my kamery wideo, kt�ry zapewnia, �e ca�e do�wiadczenie jest realne, i obecno�� wynaj�tego akolity z okiem przystawionym do okularu magicznego urz�dzenia. I w konsekwencji - mo�liwo�� odtwarzania tego zdarzenia, kt�ra w przysz�o�ci ma chroni� przed chronicznym brakiem mi�o�ci i nadziei.
Przyj�cia urodzinowe, rocznice, bankiety i chrzciny zaliczaj� si� do wydarze�, kt�re dla Ann mog�yby w og�le nie istnie�. Za to uwielbia rejestrowa� �luby. Wszystko zdaje si� odbywa� w taki spos�b, jakby tylko ona jedna widzia�a, co si� dzieje, jakby tylko ona prze�ywa�a dane zdarzenie. Ludzie bezpo�rednio zainteresowani s� zbyt stremowani, aby wiedzie�, co si� dzieje, a prowadz�cy ceremoni� - pastor, rabin, s�dzia pokoju - bior� w niej udzia� tak cz�sto, �e powtarzaj� s�owa z pami�ci, poruszaj� ustami, my�l�c pewnie zupe�nie o czym� innym.
Ann nigdy nie m�cz� �lubne ceremonie. Widzi �w poca�unek, przygl�da si� twarzy panny m�odej, d�oniom pana m�odego unosz�cym woalk�. Rejestruje chwil� opisywan� przez ko�ci� jako sakrament, po��czenie cia�a z cia�em, tak tajemnicze jak przemiana chleba w cia�o Chrystusa. Ann gotowa jest nawet w to wierzy�. Kocha Carla, lecz ich cia�a nie stanowi� jedno�ci. Carl prze�y�by wstrz�s nerwowy na sam� my�l, �e profanuj�ce cia�o pragnienia i s�abo�ci Ann mog�yby w jaki� spos�b przej�� na niego, po��czy� si� z jego cia�em.
Mimo wszystko, cho� Ann nie jest romantyczk�, bawi j� to, co mo�e zrobi� ze �lubu. Z wielogodzinnego materia�u aran�uje idealne dziewi��dziesi�t minut akcji, ukazuje uczestnik�w uroczysto�ci w ich najlepszych momentach. W Visage wy��cznie ona po�r�d operator�w kamery ko�czy w�asn� prac�, zgrywa i na nowo dopasowuje d�wi�k, p�ki ceremonia nie przemieni si� w niepodwa�alny sukces. Nawet beznadziejny �lub, tak jak to mokre fiasko z ostatniej niedzieli, Ann przekszta�ca w szcz�liwe wspomnienie. Tworzy ze �lubu to, co, jak sobie wyobra�a, jest zgodne z fantazjami panny m�odej na jego temat, za realizacj� czego rodzice panny m�odej zap�acili fortun�, czego oczekuje pan m�ody, na co czekaj� pozostali uczestnicy; uk�ada bajkow� histori� dla ch�opca podaj�cego obr�czki i druhny nios�cej kwiaty.
Ann opuszcza Visage jak zwykle podekscytowana, maj�c nadziej�, �e jej asystent, Andy, zechce si� dzisiaj pospieszy�. Cz�sto jest zbyt leniwy i nie ma z niego wi�kszego po�ytku, a nawet przeszkadza w uko�czeniu pracy. Wieki trwa wykonanie przez niego najprostszego zadania, za�o�enie kasety, ustawienie �wiate�, ona jest od niego dziesi�� razy szybsza. Zdarzy�o mu si� przynie�� nie na�adowane baterie; gubi� listy uczestnik�w, kt�rych potrzebowa�a do wykonania napis�w. Pod �adnym wzgl�dem nie przypomina� pe�nej werwy Carolyn. Visage zatrudnia dziewi�cioro �partner�w�, czterech redaktor�w i dwana�cioro asystent�w, kt�rzy pomagaj� operatorom - razem oko�o trzydzie�ciorga ludzi plus najbardziej hipisowskiego recepcjonist� w mie�cie.
Rozmy�laj�c o gorzkiej uwadze Thea, tej o pogrzebie, Ann ma nadziej�, �e nie podzieli� si� swoj� wiedz� z Bennym. Wsp�czucie jej partnera mog�oby znikn�� bez �ladu, gdyby nabra� przekonania, �e ona jest... hm... narkomank�?... w ka�dym razie nie tak do ko�ca.
Wsiada do taks�wki i jedzie do Columbus Circle na Brodwayu, w korku wyskakuje z samochodu wprost na ulic�, biegnie przez trzy przecznice wzd�u� Central Park South, kieruje si� wprost do Bergdorf�s na Pi�tej. Je�li nie ma si� sp�ni�, pozostaje jej oko�o p� godziny, nim b�dzie musia�a wraca� na chrzciny. Biegnie w upale, a jej serce bije niespokojnie po amfetaminie - pewnego dnia umrze na atak serca na Grand Army Plaza, tu� pod poz�acanym nosem figury genera�a Shermana na koniu: martwa, nim dotrze do Bergdorf�s.
Przemyka si� mi�dzy autobusem i limuzyn�, przeskakuje kraw�nik, wpada przez najbli�sze drzwi domu towarowego, zsuwa z uszu s�uchawki walkmana i wsuwa je do torebki, tak aby nic jej nie rozprasza�o.
Ze wszystkich lubianych sklep�w ten Ann lubi najbardziej: wszystko, co si� wi��e z tym miejscem, pilastry z dziwacznymi g�owicami w kszta�cie nagich cia�, gipsowe paciorki, �yrandole, gruby per�owoszary dywan. Zaadoptowana po dawnej, stuczterdziestoczteroizbowej rezydencji Vanderbilt�w, siedziba Bergdorf Goodman & Co. ma wysoki, doskonale wyposa�ony parter i bardziej przypomina wspania�� rezydencj� ni� sklep.
Kiedy Ann akurat nie jest zaanga�owana w wyst�pne dzia�anie, fantazjuje na temat kradzie�y i zawsze rzecz rozgrywa si� w Bergdorf�s. Czasami nawet o tym �ni, a w jej snach akcja toczy si� przewa�nie na parterze. Ostatniej nocy - w�a�nie to sobie u�wiadamia - sun�a dok�adnie przez ten sam dzia�, bieg�a mi�dzy wysepkami pask�w i bi�uterii, zmierzaj�c, tak jak teraz, w kierunku windy.
Ilekro� Ann za�yje narkotyk, to potem kradnie w sklepie.
Rozgl�da si� szybko z wysoko�ci sz�stego poziomu ruchomych schod�w po drodze do dzia�u kobiecego na najwy�szym pi�trze. Zazwyczaj powodem p�j�cia do �azienki jest cz�ciowo ch�� przejrzenia si� w lustrze, ale poniewa� sklep oferuje setki odbi� w opalizuj�cych, matowych szklanych �cianach ruchomej klatki schodowej, nie jest to g��wna przyczyna. Po prostu wzi�cie dzia�ki sprawia, �e Ann musi sika� co p� godziny. Powinna jako� to zahamowa�, i to, co narkotyk wyprawia z jej �o��dkiem; nie mo�e sobie pozwoli� na przyjmowanie amfetaminy tak cz�sto jak ostatnio. I tak jest szczup�a, ale ostatnio robi si� po prostu wychudzona, sama to dostrzega. Jej szare oczy wydaj� si� zbyt du�e, broda zbyt ostro zarysowana.
Toalet� wyposa�ono w prawdziwe meble, nie w winylowe krzes�o i kanap� jak u psychiatry. Jest tu gustowne trio krzese� z sali balowej, otomana z wi�niowego drewna obita perkalem, toaletka w marmurze i mahoniu, przy kt�rej jaka� kobieta pracowicie nak�ada na twarz fluid. Przed ni� na blacie ca�a bateria kosmetyk�w, jak gdyby w�a�nie przed chwil� zmy�a twarz, aby na nowo zacz�� ca�y makija�.
Ann przechodzi w po�piechu, wywo�uj�c powiew, i zamyka si� w kabinie za plecami kobiety. S�yszy pomrukiwanie kogo� z personelu, gdy sama si�ga wprawnie na dno torby po spray do nosa, przebieraj�c palcami mi�dzy tabletkami pseudoefedryny, kt�re nosi luzem na dnie torby. W ubieg�ym tygodniu nagrywa�a przyj�cie z okazji pi��dziesi�tych urodzin gwiazdy sitcom�w z lat sze��dziesi�tych, kobiety o tapirowanych w�osach, o twarzy, kt�rej znane rysy zniekszta�ci�y liczne operacje plastyczne. I w�wczas podczas wyprawy do �azienki Ann odkry�a prawdziwy sk�ad czarnorynkowych proch�w. Nie mo�na mie� a� tak strasznych problem�w z zatokami, �eby trzyma� pod r�k� pi��set dawek sudafedu. Ann rozpozna�a zapas na�ogowca, zw�dzi�a zawarto�� dw�ch buteleczek, wrzuci�a ma�e czerwone pigu�ki do swojej torby z aparatem fotograficznym i pozostawi�a puste naczynia jako oznaki swojego odkrycia. Pseudoefedryna nie jest najgorsza, to wyrafinowany, doskona�y technologicznie produkt dla nerwowych ludzi i w istocie s�absza siostra amfetaminy w kryszta�kach. Ann ukrad�a j� bardziej dla zabawy ni� z potrzeby zdobycia �rodka, kt�ry mog�a kupi� w ka�dej aptece.
Znajduje aerozol do nosa i kiedy ko�czy sika�, wdycha g��boko dwie solidne porcje. Po ci�kim przezi�bieniu w ubieg�ym miesi�cu zd��y�a si� ju� przyzwyczai� do wszystkiego, co wchodzi w sk�ad sprayu - oxymetazoliny i czego� tam jeszcze, i nie denerwuje si�, �e nie mo�e oddycha� przez nos. Nie chce wiedzie�, dlaczego ten �rodek dzia�a tak, jak dzia�a; niczym proszek - zbyt dobrze, aby nie szkodzi�.
- Cholera - rzuca nieco zbyt g�o�no w cichej toalecie. Co z miesi�czk�? Zrobi�o si� naprawd� p�no, a w tym miesi�cu nie by�a zbyt ostro�na, je�li chodzi o antykoncepcj�, u�ywa�a kapturka bez �elu, bo ci�gle zapomina�a kupi� tubk�. Mo�e znajdzie �azienk� w ko�ciele i sprawdzi jeszcze raz przed chrztem.
Okresy Ann s� nieregularne, zawsze przychodz� niespodziewanie. Ostatnim razem tak si� z�o�y�o, �e by�a w Bergdorf�s, gdzie teraz rozpoznaje j� wi�kszo�� obs�uguj�cego toalet� personelu. Potrzebowa�a tamponu, a tamta kobieta otworzy�a drzwi du�ej mahoniowej szafy po przeciwnej stronie rz�du czystych umywalek i wyj�a jeden z ma�ej torby. �Prosz�, kochanie� - powiedzia�a z min� pob�a�liwego w�adcy. Ann chcia�a da� jej jakie� drobne, ale kobieta odm�wi�a. Tym razem okres op�nia� si� ju� dwa tygodnie. Mimo wszystko, skarci�a si�, to jeszcze nie jest kryzys. Niby dlaczego tym razem mia�by by� na czas?
Ann zasuwa zamki: spodni, torby. Wypada z kabiny, zerka w lustro, a potem opuszcza toalet� i wchodzi do sklepu, gdzie wszystkie kobiety zdaj� si� na ni� patrze� z wystudiowanym wyrazem zm�czenia. W Bergdorf�s nigdy nikt nie sprawia wra�enia, �e si� spieszy, i Ann stara si� opanowa� ch�� przyspieszenia kroku. Nie mo�e �ci�ga� na siebie uwagi. Nim zjecha�a ruchomymi schodami na poziom z kolekcjami autorskimi, zd��y�a si� zmusi� do leniwego kroku.
Kradn�c, Ann polega na fotograficznej pami�ci. Potrafi odtworzy� w pami�ci plan ka�dego poziomu, zna po�o�enie ka�dego k�ta, korytarza, wystawy. Potrafi zw�dzi� co� i przechytrzy� detektyw�w, poruszaj�c si� szybko w labiryncie sklepu.
Teraz dryfuje po�r�d modeli autorskich, gdzie nigdy nie kr�ci si� zbyt wielu ludzi, przynajmniej z punktu widzenia z�odzieja. Wyobra�aj�c sobie, �e stosunek zatrudnionych do klient�w wynosi oko�o jeden do jednego, jeden i drugi doskonale ubrany i nie maj�cy powodu do po�piechu, Ann musi si� skoncentrowa�, aby ich od siebie odr�ni�.
Ka�dy przechadza si� mi�dzy stojakami z drog� odzie�� po�r�d prostych krzese� i stolik�w do kawy, stoj�cej tu i tam sofy z mn�stwem brokatowych poduszek, a wszystko na nieskazitelnie czystych grubych dywanach. Bergdorf�s jest kr�lestwem kobiet. M�czy�ni, kilku, kt�rych mo�na dostrzec, pojawiaj� si� jako emisariusze z zewn�trz i wygl�daj� albo na producent�w filmowych, albo na homoseksualist�w w wyszukanych strojach. Jaki� znudzony m�� tkwi w fotelu; jaki� �igolo opiera si� z podziwem na ramieniu swojej opiekunki.
Po przeanalizowaniu r�nych opcji i postoju przy zbyt dobrze strze�onej jedwabnej sp�dnicy w butiku Ungaro, Ann spaceruje mi�dzy strojami Christiana Lacroix, udaj�c zainteresowanie koszul� w zabawne wzory. Zaczyna planowa� atak.
Tu� przy niej wyblak�a blondynka bada palcami mankiet bolera w kolorze �ywego r�u. Kobieta sprawia wra�enie agresywnej, rozz�oszczonej �yciem, ale obcowanie z towarami zdaje si� j� uspokaja�. Czerwony ko�nierzyk, aplikacja w kwiatki, wymy�lne guziki w kszta�cie owad�w sprawia�y, �e Ann nie wybra�aby tego ubrania, ale mo�e by�oby ciekawie w�o�y� to na dzisiejszy wiecz�r. Za niespe�na dwie godziny b�dzie rejestrowa�a chrzciny pierworodnego syna biznesmena z Wall Street, faceta, kt�ry na t� uroczysto�� zaprosi� p� miasta. �akiet b�dzie doskona�y w towarzystwie dobrze ubranych ludzi.
Odwiedza inne butiki na trzecim pi�trze i znowu idzie do Lacroix. Dostrzega, �e blondw�osa kobieta nawi�zuje kontakt wzrokowy z ekspedientk�, kt�ra kr��y w pobli�u.
- Chcia�abym zobaczy� ten model, rozmiar sze�� - powiada kobieta, a ekspedientka chwyta za klucz wisz�cy na d�ugiej, fioletowej wst��ce u jej szyi. Otwiera ma�� k��dk� na ko�cu cienkiego, pokrytego plastikow� pow�oczk� kabla, kt�ry ��czy �akiety z wieszakiem. Sprawdziwszy wewn�trz ko�nierzyka, gdzie jest w�a�ciwy numer, wr�cza �akiet kobiecie. Kapry�na klientka przymierza go, przegl�da si� w lustrze o trzech skrzyd�ach, odwraca powoli w lewo, potem w prawo. Zapina, rozpina i w ko�cu zdejmuje �akiet. - Nie jest odpowiedni - rozstrzyga.
Kiedy blondw�osa kobieta odchodzi, bezwiednie g�aszcz�c r�kawy innych �akiet�w, opuszczaj�c dzia�, ekspedientka wiesza ubranie na poprzednie miejsce. Ann �wiczy kwesti�, kt�r� sobie zawczasu wymy�li�a i podchodzi.
- Jestem pewna, �e widzia�am taki �akiet w Vogue, dok�adnie taki sam, tylko zielony. Czy mog�aby pani sprawdzi�...? Do rudych w�os�w nie mog� nosi� jaskrawego r�u.
Ekspedientka marszczy czo�o w namy�le.
- Nie wydaje mi si�, aby ten model by� w jakim� innym kolorze - m�wi, potrz�saj�c g�ow�. Emaliowana broszka firmowa pracownik�w domu towarowego Bergdorf Goodman b�yszczy w klapie, niewyra�ny herb.
- Ale� jest - nalega Ann. - Nie mog�aby pani po prostu sprawdzi�? - U�miecha si� i na chwil� zatrzymuje d�o� na mankiecie starszej kobiety, niczym c�rka b�agaj�ca o wzgl�dy matki.
Ekspedientka wzrusza ramionami.
- Zobacz� - powiada, obchodzi jedn� z bladozielonych kolumn i podchodzi do stolika pomi�dzy Lacroix a Mizrahi. Podnosi s�uchawk� telefonu.
Ann odcina kabel zabezpieczaj�cy szczypcami do drutu, wsuwa narz�dzie z powrotem do torby, rozgl�da si� i upewnia, czy sprzedawczyni nie wraca, �ci�ga z wieszaka ubranie numer sze��. Kabel prze�lizguje si� przez r�kaw �akietu i spada na pod�og�. Ann wciska �akiet do torby i ju� jej nie ma.
Gdziekolwiek spojrzy, tam s� lustra, i trudno jest os�dzi�, czy przez te liczne odbicia lepiej strze�ony jest z�odziej czy sklep. Ann mo�e zobaczy�, czy kto� nie wychodzi zza rogu, i obserwowa� swoj� kradzie�; ale to samo dotyczy kogo� innego. A co, je�li lustra s� dwudro�ne, je�li cz�onkowie ochrony siedz� za nimi niczym t�uste przebieg�e paj�ki?
Ann biegnie. Prze�lizguje si� przez dwa d�ugie rz�dy sztucznych futer, pozostawionych chwilowo na wysepce, nurkuje w dziwnie �liski i g�adki korytarz ku ruchomym schodom, gdzie przecina drog� dw�m eleganckim starszym damom, uginaj�cym si� pod ci�arem toreb na zakupy. Mknie w d� pustych schod�w ruchomych, przeskakuj�c po trzy stopnie naraz, z �o��dkiem podchodz�cym do gard�a. Ann boi si� schod�w ruchomych, ale nigdy nie ma czasu, aby poczeka� na wind�. Na pierwszym pi�trze chowa si� w wigwamie z sukni wieczorowych, po to �eby zdj�� zabezpieczenie z czerwonego, aksamitnego ko�nierzyka, a potem ostro�nie pokonuje ostatni odcinek schod�w, przez dzia� kosmetyk�w zmierza do po�udniowo-wschodniego wyj�cia.
Jest na zewn�trz. Wystarczy�y niespe�na dwie minuty od chwili, gdy przeci�a kabel - jeden manewr importowanymi tungstenowymi no�ycami - Ann stoi na rogu Pi�tej Alei i Pi��dziesi�tej Si�dmej Ulicy, po przeciwnej stronie Tiffany�ego. Nawet nie oddycha ci�ko. Dobrze ubrany m�czyzna w wieku pi��dziesi�ciu kilku lat u�miecha si� do niej z nadziej�; ignoruje go. Jej d�o� tkwi wewn�trz torby z aparatem fotograficznym, dotyka nowego �akietu, wyczuwa guziki. Czas na odpr�enie.
Samopodpalenie przed muzeum
Autor: Adrian Smartt
Nowy Jork, 10 lipca. M�oda kobieta podpali�a si� w muzealnym ogrodzie rze�by, wzmagaj�c i tak liczne kontrowersje, kt�re wywo�uje zaplanowana na najbli�sz� jesie� w Muzeum Sztuki Nowoczesnej retrospektywna wystawa fotografii Edgara Rogersa. Wed�ug policji p�omienie zosta�y ugaszone przez funkcjonariuszy ochrony, lecz niestety nie uda�o si� zapobiec ci�kim poparzeniom, kt�rym uleg�a nie zidentyfikowana kobieta.
Incydent by� ostatnim z serii wydarze�, kt�re zm�ci�y plany zwi�zane z wystaw�. �Jeste�my przygotowani na protesty feministek i r�norodnych grup interes�w - o�wiadczy�a rzeczniczka muzeum
Holly Solomon - lecz absolutnie nikt nie spodziewa� si� wydarzenia tego rodzaju�. Doda�a, �e interpretuje te wczesne protesty jako �wiadectwo donios�o�ci kulturalnej przysz�ego pokazu.
Przez ca�y bie��cy miesi�c, dzie� po dniu, kt�re nast�pi�y po opublikowaniu na naszych �amach przez wydawc� magazynu �Ms� artyku�u polemicznego, pod muzeum zacz�y si� gromadzi� t�umy, aby zaprotestowa� przeciwko prezentowaniu - �eby u�y� s��w jednego z demonstruj�cych - �dzie� obra�aj�cych kobiety, mizoginicznych�.
Obla�a w�osy naft�
A� do wczoraj sytuacja by�a �wprawdzie bardzo nieprzyjemna, lecz w istocie pozbawiona przemocy i element�w destrukcji� - stwierdzi�a Solomon. �adnego przedmiotu nie zniszczono, chocia� w paru miejscach lakierowana rze�ba Aleksandra Caldera zosta�a przypalona i trzeba j� b�dzie oczy�ci�.
Ofiara, ubrana jedynie w majteczki i bawe�nian� koszulk� z napisem �Ann Rogers�, imieniem i nazwiskiem c�rki nie�yj�cego fotografa i jego wieloletniej modelki, podobno obla�a w�osy naft�, potem za� podpali�a je, stoj�c we wschodniej cz�ci muzealnego ogrodu rze�b. Na oczach ludzi, kt�rzy przebywali w miejscowej kawiarni, i setek tych, kt�rzy t�umnie zgromadzili si� przed osiemnastoma tysi�cami st�p kwadratowych okien, kt�re wychodz� na ogr�d. Czyn kobiety by� - jak to opisa�a sta�a bywalczyni muzeum Betsy Feinstein - �niezapomnianie smutny i odstr�czaj�cy�.
Ochrona muzeum st�umi�a ogie�, uruchomiwszy r�czn� ga�nic�, lecz kobieta dozna�a oparze� trzeciego stopnia na 45% powierzchni swojego cia�a, r�wnie� na twarzy. W zawini�tku z ubraniem znalezionym w damskiej toalecie na parterze nie by�o ani pieni�dzy, ani �adnego �wiadectwa to�samo�ci.
Kobieta, mniej wi�cej dziewi�tnastoletnia, drobnej budowy cia�a, nadal nie zidentyfikowana, przebywa w New York Hospital, jej stan jest krytyczny. Przedstawiciel szpitala David Brockman powiedzia�, �e w tego rodzaju przypadkach rokowania nie s� pomy�lne. �M�wimy o takim poziomie wstrz�su, z kt�rym organizm mo�e sobie nie poradzi� - o�wiadczy�. Pacjentka, o�lepiona po uszkodzeniu nerw�w wzrokowych, nie odzyskuje �wiadomo�ci.
Kontrowersyjny przedmiot wystawy
Edgar Rogers, kt�ry w 1978 roku pope�ni� samob�jstwo, pozostawi� po sobie prace, kt�re od dawna stanowi� po�ywk� dla debaty nad wytyczeniem granic sztuki i obscen�w. Spo�r�d wcze�niej pokazanych zdj�� najbardziej wyra�ne przedstawiaj� jego c�rk�, Ann Rogers, dokumentuj�c akty samookaleczania i gry seksualnej.
W g�o�nej sprawie (Milwaukee, wrzesie� 1987 rok) wydano orzeczenie, na mocy kt�rego jedena�cie zdj�� Rogersa pokazanych na wystawie w Centrum Sztuki Wsp�czesnej uznano za sztuk�. Centrum Sztuki uwolniono w�wczas od zarzutu rozpowszechniania pornografii.
Z uwagi na kontrowersyjn� natur� fotografii Rogersa udost�pnionych ju� odbiorcom, plotki, �e zbli�aj�ca si� retrospektywa b�dzie zawiera�a prace, kt�rych wcze�niej nie prezentowano, da�y asumpt do przypuszcze� dotycz�cych tre�ci nigdy wcze�niej nie publikowanych fotogram�w. Rzecznik muzeum Solomon powtarza�a jedynie: �Ta wystawa prac Rogersa b�dzie najbardziej wszechstronna i najbardziej oryginalna spo�r�d wszystkich, kt�re si� dotychczas odby�y�.
W ubieg�ym tygodniu protestuj�cy zbierali si� codziennie pod Muzeum Sztuki Wsp�czesnej. Niekt�rzy le�eli na ulicy, wstrzymuj�c ruch. Inni zaczepiali publiczno�� spaceruj�c� galeri� i wr�czali jej pamflety z opisem kryteri�w pornografii, obscen�w, molestowania seksualnego, gwa�tu i innych �przest�pstw przeciwko spo�ecze�stwu�, jak zosta�a zatytu�owana jedna z ulotek.
Otwarcie wystawy nast�pi wcze�niej
Solomon potwierdzi�a, �e nie zidentyfikowana kobieta to ani Ann Rogers, ani �adna inna krewna czy wsp�pracownica nie�yj�cego fotografa.
Bawe�niana koszulka, kt�r� mia�a na sobie ofiara, by�a identyczna jak te, kt�re nosili pozostali uczestnicy protestu pozostaj�cy na zewn�trz muzeum, ale policja o�wiadczy�a, �e nie jest w stanie stwierdzi�, czy rozpaczliwy czyn kobiety nale�y potraktowa� jako odosobniony, czy jako cz�� zorganizowanego protestu.
Wyraziwszy g��bokie ubolewanie z powodu tego, co nazwa�a �okropn�, okropn� rzecz�, do kt�rej dosz�o�, Solomon o�wiadczy�a, �e wystawa zostanie otwarta miesi�c wcze�niej, ni� pierwotnie planowano, to znaczy 24 sierpnia. Zarz�d muzeum potraktowa� samob�jcz� ofiar� identycznie jak wcze�niejsze protesty - jako kolejne �wiadectwo mocy Rogersa jako artysty. Wyra�ono nadziej�, i� wcze�niejsze otwarcie wystawy powstrzyma inne zaplanowane demonstracje.
Nie uda�o si� nam zdoby� komentarza ani Ann Rogers, ani jej adwokata. Doris Ashton o�wiadczy�a jedynie, �e jako przedstawicielka panny Rogers i zarz�dczyni maj�tkiem po nie�yj�cym fotografie jest g��boko zmartwiona tym incydentem.
Teksas, 1967
Jessup by�o miastem niedu�ym, ludzi nie mieszka�o tu wielu, wi�c Edgar Rogers przyjmowa� ka�d� prac�, jaka mog�a mu si� nadarzy� w zawodzie fotografa: �luby rzecz jasna i uroczysto�ci o szerszym znaczeniu, takie jak doroczny obiad u Cattlemen�w i rocznice miejscowego zgromadzenia rotaria�skiego. P�ki Ann nie sko�czy�a pi�ciu lat, raz w tygodniu prowadzi� lekcje w szkole �redniej i by� fotografem gazety lokalnej, co wymaga�o od niego obecno�ci na meczach pi�karskich, zawodach p�ywackich oraz targach okr�gowych. Ann cz�sto towarzyszy�a ojcu, gdy ten wybiera� si� na tego rodzaju imprezy, kt�rych nie by� uczestnikiem, lecz postaci� marginaln�, obserwuj�c� przebieg wydarze� z zewn�trz, nosz�c� na piersi aparat fotograficzny marki Leica. Niczym identyfikator z imieniem i nazwiskiem, jego aparat identyfikowa� jego obecno��: dzi�ki niemu zyskiwa� funkcj� i �rodek, kt�ry j� komunikowa�. Edgar Rogers rzadko si� odzywa�, dlatego polega� na tego rodzaju identyfikacji.
Jako nauczyciel fotografii cieszy� si� opini� cz�owieka surowego i zachowuj�cego dystans. Nie by� po prostu nieprzyjemny, tylko nie tolerowa� ignorancji, gardzi� lenistwem - przywarami jednakowo powszechnymi we wszystkich klasach, kt�re przysz�o mu uczy�. Zabiera� ze sob� aparat na lekcje, do szkolnej ciemni. M�wi� swym uczniom, �e prawdziwy fotograf uwa�a, i� nie istnieje r�nica mi�dzy oczami organicznymi a okiem mechanicznym.
W ostatnich latach swojego �ycia Edgar Rogers nie rozstawa� si� z leic�, zdejmowa� j� z szyi wy��cznie na noc. Odstawia� aparat na stolik przy swoim ��ku, ale od razu po przebudzeniu znowu wiesza� go na szyi, bezpo�rednio na g�r� od pi�amy; film mia� zawsze za�adowany, cho� w�wczas ju� rzadko kiedy u�ywa� obiektywu 35 mm, wi�kszo�� zdj�� robi� aparatem na du�y format. Jednak patrzy� przez jego obiektyw, obramowuj�c ustawicznie swoje pole widzenia. Przy �niadaniu, ci�gle �uj�c, bra� leic� w d�onie; patrzy� przez ciemne soczewki, zmienia� przes�on�, regulowa� ostro��, odk�ada� aparat, odgryza� kolejny k�s tostu.
Po szkole, popo�udniami, kiedy ciotka Mariette pracowa�a w mie�cie jako pomoc dentystyczna, Ann musia�a zostawa� z ojcem, p�ki nie sko�czy� pracy. Podczas rozgrywek albo zawod�w p�ywackich, kt�re ci�gn�y si� w niesko�czono��, zazwyczaj bawi�a si� pod trybunami z innymi znudzonymi dzie�mi, m�odszymi bra�mi i siostrami cz�onk�w rywalizuj�cych dru�yn.
Trybuny przy boisku pi�karskim szko�y �redniej by�y stare i wymaga�y pokrycia �wie�� warstw� farby. Pod wznosz�cymi si� jeden nad drugim rz�dami �awek sk�pa trawa ju� prawie nie ros�a, ziemia by�a zas�ana popcornem i papierkami po cukierkach. Unosi� si� nieprzyjemny, gorzkawy zapach jakby potu i cukru, zapach przypominaj�cy zgnilizn�. U g�ry rozchylone uda matek i pogniecione nogawki spodni ojc�w r�wnomiernie rozmieszczone wzd�u� drewnianych listew; czasem spad� stamt�d jaki� sweter wraz z deszczem popcornu, patyczk�w po lodach, skrawk�w kartek z zeszytu, do tego jaka� fioletowa kopia zadania z algebry. To wszystko opada�o wok� ma�ych braci i si�str, kt�rzy wykorzystywali przydatne przedmioty w swoich zabawach.
Ale pewnego wrze�niowego