2920
Szczegóły |
Tytuł |
2920 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2920 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2920 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2920 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MIKO�AJ GOGOL
P�ASZCZ
Prze�o�y)
GABRIEL KARSK;
llustrowal EUGENIUSZ MARKOWSK.I
PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY
Tytu� orygina�u
�SZYNIEL�
Ok�adk� projektowa�a DANUTA STASZEWSKA
i<^/a
W departamencie... lepiej jednak nie wymienia� w kt�rym. Nie ma nic z�o�liwszego nad wszelkie departamenty, pu�ki, kancelarie, s�owem r�nego rodzaju kasty urz�dowe. Dzisiaj wr�cz ka�dy prywatny cz�owt�lffS^a�a, �e w jego osobie zostaje obra�one ca�e spo�ecze�stwo. Podobno niedawno jaki� kapitan-naczelnik policji powiatowej, nie pami�tam ju� w jakim mie�cie, z�o�y� podanie, w kt�rym wskazuje wyra�nie, �e nie przestrzega si� rozporz�dze� pa�stwowych i �e jego �wi�te imi� bywa wymawiane zgo�a nadaremno. A na dow�d za��czy� do swej petycji opas�e tomisko jakiego� romantycznego utworu, w kt�rym co dziesi�� stron wyst�puje kapitan-naczelnik policji, miejscami nawet w stanie kompletnego opilstwa. Tak wi�c, dla unikni�cia jakichkolwiek nieprzyjemno�ci, lepiej b�dzie je�eli departament, o kt�rym mowa, nazwiemy pewnym departamentem. Ot� w pewnym departamen-
ci� pracowa� pewien urz�dnik, urz�dnik, o kt�rym trudno by powiedzie�, �e czym� si� wyr�nia�: niziutkiego wzrostu, troch� dziobaty, troch� rudawy, troch� nawet jakby przy�lepy, z niedu�� �ysin� nad czo�em, ze zmarszczkami na obydwu policzkach oraz z cer� wybitnie hemo-roidaln�... C�? Winien temu petersburski klimat. Co si� tyczy rangi (jako �e u nas przede wszystkim wymieni� nale�y rang�), by� on tak zwanym wiecznym radc� tytularnym, typem wydrwionym i wy�mianym do woli przez r�nych pisarzy maj�cych chwalebny zwyczaj atakowania tych, co nie mog� si� odgryza�. Nazwisko owego urz�dnika brzmia�o: Baszmaczkin. Ju� samo brzmienie nazwiska wskazuje, �e niegdy� powsta�o od trzewika *; ale kiedy i w jaki spos�b do tego dosz�o � nic nam nie wiadomo. Zar�wno jego ojciec, jak dziadek, a nawet szwagier i absolutnie wszyscy Baszmaczkinowie chodzili w butach, zmieniaj�c tylko zel�wki ze trzy razy na rok. Na imi� mia� Akakij Akakiewicz. Mo�e czytelnikom imi� to wyda si� nieco dziwaczne i wyszukane, mo�emy wszak�e zapewni�, �e go bynajmniej nie szukano, lecz �e tak si� jako� z�o�y�y okoliczno�ci, i� wprost nie mo�na by�o da� innego imienia; a oto jak do tego dosz�o.
Urodzi� si� Akakij Akakiewicz w nocy z 22 na 23 marca, je�eli nas pami�� nie myli. Nieboszczka matka lego,, �ona urz�dnika i bardzo porz�dna kobieta, postanowi�a � jak przystoi � ochrzci� dziecko. Le�a�a jeszcze w ��ku, naprzeciwko drzwi, a po prawej jej r�ce sta� kum, przezacny
* Baszmak � trzewik.
cz�ek � Iwan Iwanowicz Jeroszkin, referent kancelarii senatu, oraz kuma � �ona naczelnika cyrku�u, niewiasta rzadkich cn�t, Arina Siemionowna Bie�obriuszkowa. Po�o�nicy zaproponowano do wyboru trzy imiona: Mokij, Sosij albo m�czennik Chozdazat. �Nie � pomy�la�a nieboszczka � imiona wszystkie takie jakie�..." �eby jej dogodzi�, otwarto kalendarz w innym miejscu; wypad�y znowu trzy imiona: Trifilij, Du�a i Warachisij. �To ci skaranie boskie � stwierdzi�a staruszka � co za imiona! Nigdy takich nawet nie s�ysza�am. Niechby tam jeszcze Waradat czy Waruch, a tu Trifilij i Warachisij." Odwr�cono jeszcze kart�, wypad�o: Pausikach i Wachtisij. �Ech, widz� ju� � rzek�a staruszka � �e taki snad� jego los. Ano, skoro tak, niech�e si� nazywa jak ojciec. Ojcu by�o Akakij, to i syn niech b�dzie Akakij." W taki spos�b powsta� Akakij Akakiewicz. Dzieciaka ochrzczono; zap�aka� przy tym i tak si� skrzywi�, jak gdyby przeczuwa�, �e b�dzie radc� tytularnym. Tak si� to wszystko odby�o. Opisali�my rzecz szczeg�owo, aby czytelnik m�g� si� przekona�, �e nast�pi�o to wr�cz z konieczno�ci i �e innego imienia nie mo�na by�o da�.
Kiedy Afcafcij Akakiewicz rozpocz�� s�u�b� w departamencie i kto go tam skierowa� � tego nikt nie potrafi� sobie przypomnie�. Zmieniali si� liczni dyrektorzy i r�ni naczelnicy, a jego widziano zawsze w tym samym miejscu, na tym samym stanowisku, pe�ni�cego te same czynno�ci, wci�� jako kancelist�-kopist�, tak i� z czasem powszechnie utrwali�o si� o nim mniemanie, �e wida� ju� na �wiat przyszed� w stanie ca�kowicie
gotowym, w mundurze urz�dniczym i z �ysink� na g�owie. W departamencie nie okazywano mu najmniejszego szacunku. Wo�ni, kiedy przechodzi�, nie tylko nie podnosili si� z miejsc, ale nawet nie patrzyli na niego, jak gdyby przez poczekalni� przelecia�a zwyk�a mucha. Prze�o�eni traktowali go z jakim� ch�odnym despotyzmem. Byle pomocnik referenta po prostu podsuwa� mu pod nos papiery, nie powiedziawszy nawet: �Prosz� to przepisa�" albo: �Oto ciekawa, przyjemna rob�tka" lub co�kolwiek uprzejmego, jak to jest we zwyczaju w przyzwoitych urz�dach. A on bra�, spojrzawszy jedynie na papier, nie patrz�c, kto mu go podsun�� i czy mia� do tego prawo. Bra� i z miejsca przyst�powa� do przepisywania. M�odzi urz�dnicy wykpiwali go i dworowali sobie z niego, ile starczy�o im kancelistowskiego dowcipu; opowiadali tu� przy nim r�ne dykteryjki na jego temat, o jego gospodyni � siedemdziesi�cioletniej babinie, m�wili, �e go bije, pytali, kiedy b�dzie ich wesele, sypali mu na g�ow� �cinki papieru, nazywaj�c to �niegiem. Lecz Akakij Aka-kiewicz ani s�owem nie odpowiada� � ca�kiem, jak gdyby nikogo nie dostrzega�; nie mia�o to nawet wp�ywu na jego prac�: w�r�d tych wszystkich szykan nie robi� w pisaniu ani jednego b��du. Tylko je�eli drwiny stawa�y si� ju� ca�kiem niezno�ne, gdy go tr�cano w �okie� przeszkadzaj�c w robocie, odzywa� si�: �Przesta�cie, czemu mnie krzywdzicie?" I co� dziwnego brzmia�o w tych s�owach i w g�osie, jakim by�y wypowiedziane. Co�, co budzi�o tak� lito��, i� pewien niedawno mianowany m�ody urz�dnik, kt�ry wt�ruj�c kole-
gom, pozwoli� sobie na drwiny z niego, raptem zamilk� jakby pora�ony, i od tej pory, rzek�by�, wszystko si� dooko�a niego odmieni�o i ukaza�o w innym kszta�cie. Jaka� moc nadprzyrodzona odtr�ci�a go od towarzysz�w, z kt�rymi nawi�za� by� stosunki, uwa�aj�c ich za ludzi przyzwoitych, dobrze wychowanych. A p�niej niejednokrotnie po�r�d najweselszych chwil stawa�a mu przed oczyma drobna posta� �ysawego urz�dniczyny i odzywa�y si� jego przejmuj�ce s�owa: �Przesta�cie! Czemu mnie krzywdzicie?" � a w tych przejmuj�cych s�owach pobrzmiewa�y inne: �Jam tw�j brat." I biedny m�odzieniec zas�ania� twarz d�oni�, i nieraz w p�niejszych latach wzdryga� si� widz�c, ile w ludziach jest nieludzkiego, jak wiele okrutnego chamstwa � ach, m�j ty Bo�e! � nawet w tych, kt�rych �wiat poczytuje za szlachetnych i uczciwych.
Mo�na w�tpi�, czy gdziekolwiek spotkaliby�my cz�owieka tak ca�kowicie oddanego swemu zaj�ciu. Tu nie wystarczy okre�lenie, �e pracowa� gorliwie, nie: pracowa� z umi�owaniem. Tam, w owym przepisywaniu, majaczy� mu si� jaki� r�norodny i pon�tny �wiat. Na jego twarzy malowa�o si� upojenie; niekt�re litery by�y jego ulubienicami; kiedy do nich przyst�powa�, stawa� si� nienaturalnie podniecony: i �mia� si� cichutko, i mruga� porozumiewawczo, i wargami sobie pomaga� � tak i� na jego twarzy bodaj mo�na by�o odczyta� ka�d� liter� kre�lon� pi�rem. Gdyby stosownie do tej �arliwo�ci dawano mu awanse, mo�e � ku w�asnemu zdumieniu � osi�gn��by nawet rang� radcy stanu; dochrapa� si� jednak tylko, jak
stwierdzali dowcipni koledzy, guzika z p�telk� oraz wysiedzia� sobie hemoroidy. Nie mo�na zreszt� powiedzie�, �e nie zwracano na� �adnej uwagi. Kt�ry� z dyrektor�w, cz�owiek poczciwy, pragn�c go wynagrodzi� za d�ugoletni� s�u�b�, zarz�dzi�, by mu powierzono co� powa�niejszego ni� zwyk�e przepisywanie; mianowicie na podstawie gotowego ju� aktu mia� sporz�dzi� pismo skierowane do innego urz�du; zadanie sprowadza�o si� do zmiany nag��wka oraz do wstawienia gdzieniegdzie czasownik�w w trzeciej osobie zamiast w pierwszej. Okaza�o si� to dla niego tak mozoln� prac�, �e spotnia� wszystek, tar� czo�o i w ko�cu powiedzia�: �Nie, lepiej dajcie mi co� do przepisania." Odt�d pozostawiono go ju� na sta�e przy przepisywaniu.
Zdawa�o si�, �e poza przepisywaniem nic dla niego nie istniej e. Nie troszczy� si� wcale o sw�j ubi�r: mundur jego by� nie zielony, lecz jakiej� rudawo--m�cznej barwy. Ko�nierzyk mia� tak w�ziutki, niziutki � �e szyja jego, chocia� nie by�a d�uga, wystaj�c z ko�nierzyka, zdawa�a si� niezwykle wyd�u�ona jak u owych gipsowych kotk�w kiwaj�cych �ebkami, jakich ,c'a�e dziesi�tki obnosz� na g�owie rosyjscy cudzoziemcy *. I zawsze co� mu si� przylepia�o do munduru: czy to �d�b�o siana, czy jaka� nitka; a na dodatek Akakij Akakiewicz posiada� szczeg�lny dar: id�c ulic� trafia� pod okno akurat w momencie, gdy wyrzucano przez
* Autor ma prawdopodobnie na my�li w�drownych handlarzy, rekrutuj�cych si� przewa�nie spo�r�d mniejszo�ci narodowych.
10
nie wszelakie paskudztwo, i skutkiem tego na kapeluszu wiecznie nosi� sk�rki arbuza albo dyni i temu podobne ozd�bki. Ani razu w �yciu nie zwr�ci� uwagi na to, co si� dzieje codziennie na ulicy, a na co, jak wiadomo, zawsze si� pogapi ka�dy m�odzian z urz�dniczej braci, kt�ry przenikliwo�� swego bystrego oka rozwin�� do tego stopnia, i� zauwa�y wr�cz, komu na przeciwleg�ym chodniku odpru�o si� u do�u pantalon�w strzemi�czko, co zawsze wywo�uje na jego obliczu z�o�liwy u�mieszek. Atoli Akakij Akakiewicz, je�eli nawet na co� patrza�, wsz�dzie widzia� swoje czy�ciutkie, r�wniutkim pismem nakre�lone linijki, i chyba tylko w�wczas kiedy � zjawiwszy si� nie wiedzie� sk�d � jaki� ko�ski pysk przywar� mu do ramienia ra��c policzki podmuchem oddechu, spostrzega�, �e znajduje si� nie tyle na �rodku wiersza, ile raczej na �rodku ulicy. Po przyj�ciu do domu natychmiast siada� do sto�u, napr�dce ch�epta� sw� porcj� kapu�niaku i zjada� kawa�ek wo�owiny z cebul�, nie zwracaj�c uwagi na smak, spo�ywa� to wszystko wraz z muchami i z tym, co B�g zsy�a� o tej porze. Zauwa�ywszy, �e �o��dek zaczyna p�cznie�, wstawa� od sto�u, wydostawa� flaszk� z atramentem i przepisywa� przyniesione do domu papiery. Je�eli za� papier�w takich nie mia�, sporz�dza� � dla w�asnej przyjemno�ci � odpis dla siebie, zw�aszcza kiedy akt wyr�nia� si� nie pi�kno�ci� stylu, lecz adresem do jakiej� nowej albo znacznej osobisto�ci.
Nawet w godzinach kiedy ca�kiem ga�nie szare niebo petersburskie i wszystek ludek urz�dniczy nasyci� si� obiadem � ka�dy jak m�g�, odpo-
12
wiednio do pobieranej pensji oraz swoich zachcianek; gdy wszystko ju� odpocz�o po biurowym skrzypieniu pi�r i bieganinie, po w�asnych i cudzych zaj�ciach i po tym wszystkim, czym si� dobrowolnie obarcza � nawet ponad potrzeb� � nie pohamowany cz�owiek; kiedy urz�dnikom pilno wolny czas po�wi�ci� na przyjemno�ci: kto �wawszy �pieszy do teatru, inny � na ulic�, przeznaczaj�c ten czas na przygl�danie si� damskim kapelusikom; ten trawi wiecz�r na prawieniu komplement�w jakiej� �adnej panience, gwiazdce urz�dniczego �wiatka; �w � a to zdarza si� najcz�ciej � idzie po prostu w odwiedziny do kolegi zajmuj�cego na trzecim czy drugim pi�trze dwie niedu�e izby z przedpokojem albo kuchni� i z niejakimi pretensjami do wymaga� mody: lamp� lub innym sprz�cikiem nabytym za cen� licznych ofiar, wyrzeczenia si� obiad�w i rozrywek; s�owem � nawet w owej porze, gdy wszyscy urz�dnicy rozpraszaj� si� po mieszkankach swych przyjaci�, aby zagra� w wista, popijaj�c ze szklanek herbat� z groszowymi sucharkami, zaci�gaj�c si� dymem z d�ugich cybuch�w, opowiadaj�c podczas rozdawania kart jak�� plotk� przechwycon� z wy�szego towarzystwa, do kt�rego nigdy i w �adnej sytuacji nie przestanie si� garn�� Rosjanin, albo nawet gdy m�wi� nie ma o czym, powtarzaj�c odwieczn� anegdot� o gubernatorze, kt�remu zameldowano, �e koniowi z pomnika Piotra Wielkiego kto� odr�ba� ogon; s�owem nawet w�wczas kiedy wszystko d��y do rozrywki, Akakij Akakiewicz nie oddawa� si� �adnej ro�nie m�g�by powiedzie�, �e kiedykol-
13
wiek widzia� go na jakiej� zabawie. U�ywszy sobie do syta na pisaniu, k�ad� si� spa�, zawczasu u�miechaj�c si� na my�l o jutrzejszym dniu: co te� Pan B�g ze�le jutro do przepisywania? Tak p�yn�o spokojne �ycie cz�owieka, kt�ry, pobieraj�c czterysta rubli pensji, potrafi by� zadowolony ze swego losu, i dop�yn�oby do p�nej staro�ci, gdyby nie rozmaite niedole rozsiane na �yciowej drodze nie tylko tytularnych, ale nawet tajnych, rzeczywistych, nadwornych i wszelakich radc�w, nawet tych, co nikomu rad nie udzielaj� i sami od nikogo ich nie przyjmuj�.
Jest w Petersburgu pot�ny wr�g wszystkich tych, kt�rzy otrzymuj� czterysta rubli rocznej pensji lub co� ko�o tego. Wr�g ten � to nikt inny jak nasz p�nocny mr�z, chocia� zreszt� powiadaj�, �e jest bardzo zdrowy. Przed dziewi�t� rano, o tej w�a�nie godzinie, kiedy ulice roj� si� od �piesz�cych do departamentu, poczyna on wymierza� tak mocne i kol�ce szczutki we wszystkie nosy bez r�nicy, i� nieszcz�ni urz�dnicy wprost nie wiedz�, gdzie je chowa�. W owej porze, gdy nawet osobom zajmuj�cym wysokie stanowiska bole�nie dr�twiej� czo�a i �zawi� si� oczy, biedni radcowie tytularni bywaj� bezbronni. Jedyny ratunek � w mizernym paletku mo�liwie najpr�dzej przeby� pi�� czy sze�� ulic, a potem mocno tupa� w portierni � a� dzi�ki temu od-taj� wszystkie zamarz�e po drodze umiej�tno�ci i uzdolnienia do funkcji s�u�bowych. Akakij Akakiewicz od niejakiego czasu zacz�� odczuwa�, �e go jako� szczeg�lnie dotkliwie piecze w plecach i w ramieniu, mimo �e przepisowy dystans usi�o-
14
wa� przebiega� jak najpr�dzej. Wreszcie pomy�la�, czy to nie z powodu jakich usterek w jego p�aszczu? Obejrzawszy go dok�adnie w domu, stwierdzi�, �e w dw�ch czy trzech miejscach � w�a�nie na piecach i w ramionach � zrobi�o si� z niego istne sito: sukno przetarte tak dalece, �e prze�wieca, a podszewka rozlaz�a si�. Trzeba wiedzie�, �e p�aszcz Akakij a Akakiewicza stanowi� r�wnie� przedmiot drwin urz�dnik�w; odmawiano mu nawet szlachetnego miana p�aszcza i nazywano kapot�. Istotnie mia� jakie� osobliwe w�a�ciwo�ci: pelerynka z ka�dym rokiem si� zmniejsza�a, albowiem s�u�y�a do �atania innych cz�ci. Owe �aty nie �wiadczy�y o mistrzostwie krawca i wypada�y zgo�a szpetnie i workowate. Po skonstatowaniu, jak si� rzecz ma, Akakij Akakiewicz doszed� do wniosku, �e p�aszcz trzeba b�dzie zanie�� do Pietrowicza, krawca zamieszka�ego na trzecim pi�trze gdzie� od strony kuchennych schod�w, kt�ry to Pietrowicz, lubo mia� bielmo na oku i twarz ca�� w dziobach, do�� udatnie para� si� naprawianiem urz�dniczych i wszelkich innych pan-talon�w oraz frak�w � ma si� rozumie�, kiedy by� trze�wy i kiedy nic innego nie wpad�o mu do g�owy. O tym krawcu nie by�oby oczywi�cie potrzeby szeroko si� rozwodzi�; skoro jednak przyj�o si�, i� w opowiadaniu powinien by� dok�adnie przedstawiony charakter ka�dej postaci, to nie ma rady: pakujmy i tego Pietrowicza! Pocz�tkowo nazywa� si� tylko Grzegorz i by� pa�szczy�nianym ch�opem jakiego� dziedzica; Pietrowiczem sta� si� od chwili, gdy otrzyma� akt wyzwolenia i zaczai do�� t�go popija� we wszelakie �wi�ta, zrazu
15
w uroczyste, a p�niej bez wyboru we wszystkie ko�cielne, kiedy tylko widnia� w kalendarzu krzy�yk. W tym wzgl�dzie by� wierny pradziadowskim obyczajom, a k��c�c si� z �on� nazywa� j� kobiet� bezbo�n� i Niemk�. Skoro ju� napomkn�li�my o �onie, wypadnie i jej par� s��w po�wi�ci�; niestety jednak niewiele o niej by�o wiadomo, bodaj tylko to, �e jest �on� Pietrowicza, �e nosi nawet czepek, a nie chustk�, zdaje si� jednak, �e urod� nie mog�a si� pochwali�, bo przy spotkaniach z ni� jedynie szeregowcy gwardii zagl�dali jej pod cze-peczek, po czym ruszali w�sami, wydawszy jaki� osobliwy pomruk.
Wspinaj�c si� po wiod�cych do mieszkania Pietrowicza schodach � nale�y bezstronnie stwierdzi�, �e by�y solidnie zlane wod� i pomyjami, tudzie� na wskro� przesycone owym gorzelnianym odorem w�eraj�cym si� w oczy, kt�ry, jak wiadomo, niepodzielnie panuje na kuchennych schodach wszystkich petersburskich dom�w, wspinaj�c si� wi�c po tych schodach Akakij Akakiewicz zawczasu ju� g�owi� si�, ile te� za��da Pietrowicz, i postanowi� nie da� wi�cej ni� dwa ruble. Drzwi by�y otwarte, poniewa� gospodyni, przyrz�dzaj�c jak�� ryb�, tak mocno nadymi�a w kuchni, �e nie by�o wida� nawet karaluch�w. Akakij Akakiewicz min�� kuchni� nie zauwa�ony przez gospodyni� i wreszcie wkroczy� do izby, gdzie ujrza� Pietrowicza: siedzia� na szerokim nie politurowanym drewnianym stole, podwin�wszy nogi jak turecki basza. Nogi � jak to jest we zwyczaju krawc�w siedz�cych nad robot� � mia� bose. I w oczy Aka-kija Akakiewicza przede wszystkim rzuci� si�
16
dobrze mU znany wielki palec z jakim� pokracznym paznokciem, grubym i twardym niczym skorupa ��wia. Na szyi Pietrowicza wisia� motek jedwabiu i nici, a na kolanach le�a� jaki� �ach. Krawiec ju� ze trzy minuty biedzi� si� nad nawleczeniem nitki w ucho igielne, nie m�g� trafi� i dlatego pomstowa� na ciemno�ci, a nawet na sam� nitk�, gderz�c p�g�osem: �Nie w�azi, bestia, zm�czy�a� mnie, ty szelmo!" Akakijowi Akakiewiczo-wi by�o nieprzyjemnie, �e przyszed� w�a�nie w chwili kiedy Pietrowicz si� z�o�ci�: lubi� dawa� mu robot� wtedy, kiedy krawiec mia� ju� troch� w czubie, albo � jak okre�la�a to jego �ona � �ochwaci� si� siwuch� diabe� jednooki". W takim stanie Pietrowicz zazwyczaj bardzo ch�tnie ust�powa� z ceny i godzi� si�, zawsze nawet si� k�aniaj�c i dzi�kuj�c. P�niej co prawda zjawia�a si� �ona z lamentem, �e m�� przecie by� pijany i dlatego tak tanio si� um�wi�, ale wystarczy�o dorzuci� dwudziestogrosz�wk� i po krzyku. Tego za� dnia Pietrowicz > wygl�da� na trze�wego, a przeto by� szorstki, nieskory do rozmowy i got�w ��da� B�g wie ile. Akakij Akakiewicz zorientowa� si� w tym i zamierza� � jak to m�wi� � da� drapaka, ale sprawa by�a ju� rozpocz�ta. Pietrowicz wpatrzy� si� w niego nader bacznie, zmru�ywszy swe jedyne oko � i Akakij Akakiewicz mimo woli powiedzia�:
� Dzie� dobry!
� Witam wielmo�nego pana � odrzek� Pietrowicz i zerkn�� ukosem na r�ce przyby�ego, aby rozezna�, jakiego rodzaju niesie zdobycz.
� A ja, Pietrowicz, w�a�nie do ciebie... tego...
18
Trzeba wiedzie�, �e Akakij Akakiewicz wypowiada� si� przewa�nie przyimkami, przys��wkami i takimi wreszcie partyku�ami, kt�re nie maj� zgo�a �adnego znaczenia. Je�eli za� sprawa by�a szczeg�lnie k�opotliwa, zwyk� nawet wcale nie ko�czy� zdania � tak i� nader cz�sto zaczyna� od s��w: �To doprawdy ca�kiem tego...", po czym nic ju� nie nast�powa�o: zapomina� reszty, s�dz�c, �e wszystko ju� powiedzia�.
� C� tam takiego? � rzek� Pietrowicz i r�wnocze�nie swym jedynym okiem zlustrowa� ca�y mundur przyby�ego � od ko�nierza do r�kaw�w, plec�w, fa�d�w i p�telek, co wszystko dobrze zna�, jako �e by�o jego w�asnej roboty. Taki ju� zwyczaj maj� krawcy: od tego zaczynaj� przy zetkni�ciu si� z klientem.
� A ja, uwa�asz, Pietrowicz... p�aszcz w�a�nie... sukno... o, widzisz, wsz�dzie gdzie indziej ca�kiem mocne, troszeczk� zakurzone i wygl�da jakby sta-rawe, a jest nowe, tylko w jednym miejscu... tego... na plecach, no i na jednym ramieniu odrobin� si� przetar�o, i na tym tak�e... widzisz, to wszystko. I robota niedu�a...
Pietrowicz wzi�� kapot�, roz�o�y� zrazu na stole, d�ugo ogl�da�, pokiwa� g�ow� i si�gn�� d�oni� na okno po okr�g�� tabakier� z portretem jakiego� genera�a � nie wiadomo jakiego, poniewa� miejsce, gdzie si� znajdowa�a twarz, by�o przedziurawione palcem a p�niej zaklejone czworok�tnym skrawkiem papieru. Za�ywszy tabaki, krawiec rozpostar� kapot� w r�kach i zlustrowa� j� pod �wiat�o, po czym zn�w pokiwa� g�ow�. Nast�pnie wywr�ci� mundur podszewk� na wierzch i znowu
19
pokiwa� g�ow�, ponownie zdj�� wieczko z zalepionym genera�em i napchawszy do nosa tabaki, schowa� tabakierk�, a w ko�cu oznajmi�:
� Nie, nie mo�na naprawi�: licha garderoba! Na te s�owa Akakijowi Akakiewiczowi �cisn�o si� serce.
� Dlaczego nie mo�na, Pietrowicz? � powiedzia� b�agalnym, niemal dzieci�cym g�osem � przecie� w�a�ciwie tylko na ramionach przetarte, chyba znajd� si� u ciebie jakie� skrawki...
� Ano, skrawki mo�na znale��, znajd� si� � rzek� Pietrowicz � tylko �e naszy� niepodobna: samo pr�chno � dotkniesz ig��, to si� roz�azi.
� Niech si� roz�azi, a ty zaraz �atk�...
� Ale �atki nie ma gdzie na�o�y�, nie ma do czego jej umocowa�, zanadto zniszczone. Tyle, �e si� nazywa sukno, a niech wiatr zawieje, to si� rozleci.
� No, no, jako� tam przymocuj. Jak�e tak, doprawdy... tego!...
� Nie � odpar� stanowczo Pietrowicz � nic si� nie da zrobi�. Materia� do niczego. Jak nadejd� zimowe ch�ody, lepiej niech ju� pan narobi sobie z tego onucek, bo skarpetka nie grzeje. To Niemcy j� wymy�lili, �eby wi�cej pieni�dzy wydusi� (Pietrowicz lubi� przy okazji doci�� Niemcom); a p�aszcz ju� wida� wypadnie panu sprawi� sobie nowy.
Na d�wi�k s�owa �nowy" Akakijowi Akakiewiczowi pociemnia�o w oczach i zako�owa�o przed nim wszystko, co tylko by�o w pokoju. Wyra�nie widzia� jedynie genera�a z zalepion� papierkiem twarz� na wieczku Pietrowiczowej tabakierki.
� Jak to nowy? � powiedzia� wci�� jeszcze jakby w �nie. � Przecie� na to nie mam pieni�dzy.
� A tak, nowy � odpar� z okrutnym spokojem Pietrowicz,
� No, a gdyby trzeba nowy, to jakby... tego?...
� To znaczy: ile b�dzie kosztowa�?
� Tak.
� Ano trzy p�setki z ogonkiem trzeba b�dzie wygarn�� � o�wiadczy� Pietrowicz, przy czym wymownie zacisn�� wargi. Bardzo lubi� silne efekty, lubi� z nag�a jako� zaskoczy� klienta i potem patrze� z ukosa, jak mu zrzednie mina.
� P�torej setki za p�aszcz! � wykrzykn�� nieszcz�sny Akakij Akakiewicz, wykrzykn�� bodaj po raz pierwszy w �yciu, albowiem m�wi� zawsze g�osem przyciszonym.
� Tak jest � odrzek� Pietrowicz � i jeszcze zale�y, jaki p�aszcz. Je�eli na ko�nierz da� kun�, a pod kaptur pod�o�y� jedwabn� podszewk�, to wypadnie nawet ze dwie�cie!
� Pietrowicz, zlituj si� � powtarza� b�agalnie Akakij Akakiewicz, nie s�ysz�c i nawet nie usi�uj�c s�ysze� wypowiedzianych przez Pietrowicza s��w i wszystkich jego efekt�w � jako� tam wy-reperuj, �eby mi stary chocia� jeszcze przez pewien czas pos�u�y�.
� Nie, to b�dzie marnowanie i roboty, i pieni�dzy � stwierdzi� krawiec, a po tych s�owach Akakij Akakiewicz wyszed� ca�kiem unicestwiony. Pietrowicz za� po jego wyj�ciu d�ugo jeszcze sta� z wymownie zaci�ni�tymi ustami, nie podejmuj�c przerwanej roboty, zadowolony, �e i w�asn� godno�� zachowa�, i sztuce krawieckiej nie uchybi�.
Znalaz�szy si� na ulicy Akakij Akakiewicz trwa� jak we �nie. �Taka ci to sprawa � m�wi� sobie
21
w duchu. � Dalib�g, nie przewidywa�em, �eby a� tego... � a nast�pnie, po d�u�szej pauzie, doda�: � Tak to jest! Oto do czego w ko�cu dosz�o, a mnie doprawdy nawet do g�owy nie przychodzi�o, �eby to a� tak..." Potem nast�pi�a znowu d�u�sza pauza, po kt�rej stwierdzi�: �A wiec to tak! Oto jaka ca�kiem ju� niespodziewana... tego... tego by nigdy... taka okoliczno��..." Wypowiedziawszy to, zamiast i�� do domu, nie zdaj�c sobie z tego sprawy, pow�drowa� w zgo�a przeciwnym kierunku. Po drodze otar� si� o niego usmolony kominiarz i ubrudzi� mu ca�e rami�; ze szczytu buduj�cego si� domu posypa�a si� na� ca�a .czapa wapna. Nie zauwa�y� tego i dopiero p�niej, kiedy si� natkn�� na stra�nika, kt�ry odstawiwszy halabard�, wytrz�sa� z ro�ka tabak� na stwardnia�� pi�� � wtedy dopiero si� ockn��, a i to dlatego, �e stra�nik powiedzia�: �Czego si� pchasz wprost na pysk cz�owiekowi, czy nie masz tretuaru?" To sprawi�o, �e Akakij Akakiewicz obejrza� si� i zawr�ci� ku domowi. Tu wreszcie j�� zbiera� my�li, ujrza� sw� sytuacj� w wyra�nym i prawdziwym �wietle � pocz�� rozmawia� sam z sob�, ju� nie urywanymi zdaniami, lecz rozs�dnie i otwarcie � jak z rozumnym przyjacielem, z kt�rym mo�na pom�wi� o na j intymniej sze j, osobistej sprawie. �No nie � stwierdzi� � teraz z Pietrowiczem niepodobna traktowa�: on teraz tego... widocznie �ona jako� go sponiewiera�a. A najlepiej zaj�� do niego w niedziel� rano: niewyspany po sobocie b�dzie zezowa�... potrzeba mu kieliszka na otrze�wienie, a tu �ona pieni�dzy nie daje, wi�c ja mu wtedy dziesi�tk� tego... w �ap�, to on stanie si� rozmowniej-
22
szy... no i wtedy p�aszcz..." Tak zdecydowa� Akakij Akakiewicz w rozmowie z sob� samym, nabra� otuchy i wyczeka� najbli�szej niedzieli; zobaczywszy z daleka, �e �ona Pietrowicza wychodzi z domu, ruszy� �mia�o do niego. Krawiec po sobocie rzeczywi�cie mocno zezowa�, g�ow� mia� zwieszon� i by� ca�kiem zaspany; jednak�e gdy tylko us�ysza�, o co chodzi, �achn�� si�, jakby go diabe� pod-kusi�. �Nie mo�na � powiedzia� � raczy pan zam�wi� nowy." Wtedy Akakij Akakiewicz wsun�� mu w �ap� dziesi�tk�. �Pi�knie wielmo�nemu panu dzi�kuj�, pokrzepi� si� troch� za pana zdrowie � rzek� krawiec. � A co do p�aszcza, prosz� si� nie trapi�: na nic ju� si� nie zda. Nowy uszyj� panu, cacuszko! Ju� ja si� postaram."
Akakij Akakiewicz b�kn�� co� jeszcze na temat naprawy, ale Pietrowicz, nie dos�uchawszy, rzek�: �A ten nowy uszyj� panu bez zawodu, co do tego mo�e pan by� spokojny, do�o�y si� stara�. Mo�na go nawet zrobi� wedle dzisiejszej mody: z ko�nierzem zapinanym na ozdobne srebrne klamerki.
Akakij Akakiewicz przekona� si�, �e bez nowego p�aszcza nie ob�dzie si� i ca�kiem podupad� na duchu. No bo rzeczywi�cie, jak, za co, za jakie pieni�dze go sprawi? Owszem, mo�na by poniek�d liczy� na przysz�e nagrody �wi�teczne, ale te pieni�dze od dawna maj� swoje przeznaczenie i zawczasu s� rozdzielone. Trzeba sprawi� sobie nowe spodnie, uregulowa� star� nale�no�� u szewca za nowe przyszwy do starych cholewek, no i zam�wi� u szwaczki trzy koszule i ze dwie pary owej bielizny, kt�rej nazwy nie przystoi wymienia� w druku. S�owem, wszystkie pieni�dze rozejd� si�, i gdy-
23
by nawet dyrektor okaza� si� tak �askawy, �e zamiast czterdziestu rubli gratyfikacji wyznaczy�by czterdzie�ci pi�� lub pi��dziesi�t, to i tak pozostanie zaledwie jaki� �mieszny okruch, kt�ry w kosztach p�aszcza b�dzie kropl� w morzu. Wiedzia� wprawdzie, �e Pietrowicz potrafi� nagle za�piewa� B�g wie jak� cen�, tak �e niekiedy nawet jego �ona nie mog�a si� powstrzyma�, �eby nie zawo�a�: �Co ty, zwariowa�e�, g�upcze? Kiedy indziej przyjmuje robot� za p� darmo, a teraz licho go podkusi�o, �e za��da� takiej ceny, jakiej nawet sam niewart." Wprawdzie wiedzia�, �e Pietrowicz zgodzi si� i za osiemdziesi�t rubli, no ale sk�d wytrzasn�� te osiemdziesi�t rubli? Po�ow� mo�na by jeszcze zdoby�, po�owa by si� znalaz�a; mo�e nawet co�kolwiek wi�cej, ale sk�d wytrzasn�� drug�?
Przedtem jednak czytelnik powinien si� dowiedzie�, sk�d by si� wzi�a pierwsza po�owa. Ot� Akakij Akakiewicz mia� zwyczaj od ka�dego wydanego rubla odk�ada� grosz do niewielkiej zamkni�tej na klucz szkatu�ki z wyci�tym na wierzchu otworkiem do wrzucania monet. Po up�ywie p�rocza przelicza� uciu�ane miedziaki i wymienia� je na srebrn� drobnic�. Tak post�powa� od dawna i w ten spos�b kwota uzbierana w ci�gu kilku lat wynios�a przesz�o czterdzie�ci rubli. Po�owa wi�c by�a pod r�k�; ale jak zdoby� drug�? Jak zdoby� drugie czterdzie�ci rubli? Akakij Akakiewicz my�la�, my�la� i doszed� do wniosku, �e przynajmniej na przeci�g jednego roku trzeba b�dzie zmniejszy� codzienne wydatki: skasowa� wieczorn� herbat�, nie zapala� wieczorem �wiecy, a je�eli wypadnie jaka� robota � przej�� do pokoju go-
24
spodyni i pracowa� przy jej �wiecy; chodz�c ulicami st�pa� po kamieniach i p�ytach mo�liwie lekko i ostro�nie, prawie na palcach, �eby przedwcze�nie nie zedrze� zel�wek; jak najrzadziej oddawa� do prania bielizn�, a�eby si� nie niszczy�a � po ka�dym powrocie do domu zdejmowa� j� i pozostawa� w samym tylko bawe�nianym szlafroku, bardzo wiekowym i oszcz�dzonym nawet przez czas. Trzeba zgodnie z prawd� stwierdzi�, �e pocz�tkowo do�� trudno by�o mu przywykn�� do takich ogranicze�, ale p�niej przyzwyczai� si� i wszystko jako� si� u�o�y�o; nauczy� si� nawet ca�kiem nie je�� wieczorami; za to od�ywia� si� duchowo piastuj�c w my�lach nieustann� wizj� przysz�ego p�aszcza. Odt�d, rzec by mo�na, samo jego �ycie sta�o si� jakie� pe�niejsze, jak gdyby si� o�eni�, jak gdyby mia� kogo� przy sobie, jak gdyby nie by� samotny, lecz jaka� mi�a towarzyszka �ycia zgodzi�a si� kroczy� wsp�ln� z nim drog� � a towarzyszk� t� by�o nic innego, tylko w�a�nie �w p�aszcz t�go wywatowany, na mocnej podszewce nie do zdarcia. Akakij Akakiewicz sta� si� jaki� �ywszy, nawet bardziej stanowczy � niby cz�owiek, co ju� ustali� i wytkn�� sobie cel. Z oblicza jego i z post�pk�w jako� samo przez si� zn�kn�o niezdecydowanie, niewiara we w�asne si�y � s�owem wszelkie cechy chwiejne i nieokre�lone. Chwilami w oczach jego b�yska� p�omie�, w g�owie wr�cz powstawa�y naj�mielsze, najbardziej zuchwa�e my�li: czyby ko�nierza rzeczywi�cie nie pokry� kun�? Rozwa�ania na ten temat wprawia�y go w roztargnienie. Pewnego dnia przepisuj�c jaki� akt o ma�o nawet nie zrobi� b��du � tak i�
26
prawie na g�os wykrzykn�� �och"! i prze�egna� si�. Przynajmniej raz w miesi�cu wst�powa� do Pie-trowicza, �eby porozmawia� o p�aszczu: gdzie najlepiej kupi� sukno i jakiego koloru, w jakiej cenie; po czym nieco zafrasowany, ale zawsze zadowolony, wraca� do domu roj�c, �e przecie nadejdzie wreszcie czas, gdy si� wszystko kupi i p�aszcz zostanie zrobiony.
Sprawa posun�a si� naprz�d nawet szybciej ni� przewidywa�. Wbrew wszelkim rachubom dyrektor wyznaczy� mu jako nagrod� nie czterdzie�ci lub czterdzie�ci pi�� rubli, lecz a� sze��dziesi�t. Czy przeczuwa�, �e Akakij Akakiewicz potrzebuje p�aszcza, czy tak si� jako� zdarzy�o? Fakt, �e dzi�ki temu mia� o dwadzie�cia rubli wi�cej. Okoliczno�� ta przy�pieszy�a bieg sprawy. Jeszcze dwa, trzy miesi�ce niewielkiego g�odowania i uciu�a� oko�o osiemdziesi�ciu rubli. Jego serce, na og� spokojne, zacz�o �omota�. Nazajutrz wyruszy� wraz z Pietrowiczem po sprawunki. Kupili sukna, bardzo dobrego � nie dziwota, gdy� my�leli o tym od p� roku i nie by�o bodaj miesi�ca, �eby nie wst�powali do sklep�w wywiedzie� si� o ceny; za to sam Pietrowicz powiedzia�, �e lepszego sukna si� nie spotyka. Na podszewk� wybrali satyn� angielsk�, ale tak mocn� i �cis��, �e � zdaniem Pie-trowicza � by�a jeszcze lepsza od jedwabiu, a nawet z wygl�du okazalsza i bardziej po�yskliwa. Kuny nie kupili, bo rzeczywi�cie by�a za droga, zamiast niej wybrali kota, najlepszego jakiego znale�li w sklepie, kota, kt�ry z daleka m�g� zawsze uj�� za kun�. Pietrowicz nad robot� �l�cza� raptem dwa tygodnie � a i to dlatego, �e du�o by�o steb-
27
nowania; inaczej p�aszcz by�by got�w wcze�niej. Za robot� policzy� dwana�cie rubli; mniej stanowczo nie mo�na by�o: wszystko solidnie szyte jedwabiem, podw�jnym drobnym szwem, a ka�dy szew Pietrowicz nast�pnie ugniata� w�asnymi z�bami, wyciskaj�c r�ne wzorki. Nast�pi�o to... trudno powiedzie� jakiego mianowicie dnia, ale chyba najbardziej uroczystym w �yciu Akakija Akakiewi-cza by� �w dzie�, w kt�rym Pietrowicz nareszcie przyni�s� p�aszcz. Przyni�s� go rankiem, na chwil� przed godzin�, gdy trzeba by�o i�� do departamentu. A zjawi� si� ten p�aszcz jak najbardziej w por�, poniewa� zaczyna�y si� ju� dosy� t�gie mrozy i wygl�da�o na to, �e jeszcze si� zwi�ksz�. Pietrowicz stawi� si� z p�aszczem jak przysta�o na dobrego krawca. Jego twarz przybra�a wyraz tak dostojny, jakiego Akakij Akakiewicz nigdy jeszcze nie widzia�. Zdawa�o si�, �e jest w pe�ni �wiadom dokonanego przez siebie wielkiego dzie�a, i �e nagle ukaza� przepa�� dziel�c� krawc�w, kt�rzy tylko wszywaj� podszewk� i zajmuj� si� przer�bkami, od tych, co szyj� nowe ubiory. Wyj�� p�aszcz z wielkiej chustki do nosa, w kt�rej go przyni�s� (chustka by�a tylko co odebrana z prania), po czym zwin�� j� i wsun�� do kieszeni � ju� na normalny u�ytek. Popatrza� z wielk� dum� i trzymaj�c p�aszcz obur�cz nader zgrabnie narzuci� go na ramiona Akakija Akakiewicza; potem d�oni� przyg�adzi� go z ty�u i obci�gn�� do do�u; nast�pnie udrapowa� na kliencie p�aszcz rozpi�ty. Akakij Akakiewicz, jako cz�owiek ju� w latach, chcia� wypr�bowa� p�aszcz w�o�ony na r�kawy. Pietrowicz pom�g� mu w�o�y�; okaza�o si�, �e dobrze le�y w�o�ony i na
28
r�kawy. S�owem p�aszcz by� bez zarzutu i zjawi� si� w sam� por�. Pietrowicz nie omieszka� skorzysta� z okazji, by o�wiadczy�, �e jedynie dlatego, i� nie posiada szyldu i mieszka na ma�ej ulicy, no i poniewa� Akakija Akakiewicza zna od dawna � dlatego wzi�� tak nisk� cen�; a na Newskim Prospekcie za sam� robot� policzono by siedemdziesi�t pi�� rubli. Akakij Akakiewicz nie chcia� rozprawia� na ten temat, l�ka� si� zreszt� zawrotnych sum, jakimi Pietrowicz lubi� ol�niewa�. Uregulowa� tedy nale�no��, podzi�kowa� i zaraz w nowym p�aszczu uda� si� do biura. Pietrowicz wyszed� za nim i przystan�wszy na ulicy d�ugo jeszcze spogl�da� z daleka na p�aszcz, a nast�pnie umy�lnie zboczy� z drogi, aby obszed�szy krzywym zau�kiem ponownie przeci�� ulic� i raz jeszcze popatrze� na sw�j p�aszcz z drugiej strony, czyli z przodu.
Akakij Akakiewicz kroczy� tymczasem w arcy-�wi�tecznym nastroju. W ka�dej cz�stce up�ywaj�cych minut czu�, �e ma na ramionaph nowy p�aszcz, i kilka razy nawet u�miechn�� si� pod wp�ywem wewn�trznego ukontentowania. Rzeczywi�cie korzy�� podw�jna: raz �e ciep�o, a drugie � �e przyjemnie. Nie zauwa�y� nawet, kiedy przeby� drog� � a� oto nagle znalaz� si� w departamencie; w szatni zdj�� p�aszcz, obejrza� go ze wszystkich stron i poleci� szczeg�lnej opiece wo�nego. Nie wiadomo jakim sposobem wszyscy w departamencie nagle dowiedzieli si�, �e Akakij Akakiewicz ma nowy p�aszcz i �e kapota ju� nie istnieje. Zaraz te� t�umnie pop�dzili do szatni � obejrze� nowy p�aszcz Akakija Akakiewicza. Zacz�to winszowa� mu, prawi� komplementy, tak i� z pocz�tku tylko
29
si� u�miecha�, a p�niej nawet by� za�enowany. Kiedy za� wszyscy, obst�piwszy go, j�li t�umaczy�, �e nowy nabytek nale�y �obla�", �e przynajmniej powinien dla nich wszystkich urz�dzi� przyj�cie, Akakij Akakiewicz zmiesza� si� do cna, nie wiedzia�, jak si� zachowa�, co odpowiedzie� i jak si� wym�wi�. Po kilku minutach, ca�y w p�sach, pocz�� do�� naiwnie zapewnia�, �e to wcale nie jest nowy p�aszcz, �e, ot, p�aszcz w�a�ciwie jest stary. W ko�cu jeden z urz�dnik�w, bodaj nawet zast�pca naczelnika biura, prawdopodobnie chc�c pokaza�, �e bynajmniej nie zadziera nosa i brata si� z ni�szymi rang�, powiedzia�: �Niech�e wi�c b�dzie tak, �e ja zamiast Akakija Akakiewicza urz�dz� przyj�cie i zapraszam dzi� wieczorem do siebie na herbatk�: bo tak si� sk�ada, �e dzisiaj s� moje imieniny." Urz�dnicy, ma si� rozumie�, zaraz z�o�yli �yczenia solenizantowi i ch�tnie przyj�li zaproszenie. Akakij Akakiewicz usi�owa� si� wykr�ci�, ale zacz�to mu klarowa�, �e to niegrzecznie, �e to po prostu wstyd i ha�ba � tak i� ju� w �aden spos�b nie m�g� si� wym�wi�. Zreszt� p�niej nawet zrobi�o mu si� przyjemnie, gdy pomy�la�, �e oto b�dzie mia� sposobno�� przespacerowa� si� wieczorem w swym nowym p�aszczu. Ca�y ten dzie� sta� si� dla niego najbardziej uroczystym �wi�tem. Wr�ci� do domu w �wietnym humorze, zdj�� p�aszcz i powiesi� go pieczo�owicie na �cianie, raz jeszcze nacieszywszy si� widokiem sukna i podszewki, po czym umy�lnie wyci�gn�� dla por�wnania dawn� kapot�, kt�ra si� ca�kiem roz�azi�a. Spojrza� na ni� i nawet si� roze�mia� � tak ogromna by�a r�nica! I d�ugo jeszcze potem, pod-
30
czas obiadu, wci�� si� u�miecha�, gdy tylko wspomnia�: w jakim stanie znajduje si� kapota. Po obiedzie, spo�ytym w weso�ym nastroju, nic ju� nie pisa�, nie tkn�� �adnych papier�w, ale troch� sobie pole�a� na ��ku, dop�ki nie zapad� zmierzch. Nast�pnie, nie zwlekaj�c, ubra� si�, wdzia� p�aszcz i wyszed� na ulic�.
Gdzie mieszka� urz�dnik-solenizant, niestety, nie mo�emy wskaza�: pami�� zaczyna nas mocno zawodzi� i wszystko w Petersburgu, wszystkie ulice i domy tak si� nam pomiesza�y w g�owie, �e trudno co� stamt�d wydoby� w przyzwoitym stanie. W ka�dym razie, jedno przynajmniej jest pewne: �e �w urz�dnik mieszka� w wytwornej cz�ci miasta, a wi�c do�� daleko od siedziby Akakija Aka-kiewicza. Z pocz�tku mija� wiele jakich� pustych, sk�po o�wietlonych ulic, ale w miar� jak si� zbli�a� do mieszkania urz�dnika, ulice stawa�y si� bardziej o�ywione, ludniejsze i ja�niejsze. Coraz wi�cej by�o przechodni�w, zacz�y si� tak�e ukazywa� pi�knie ubrane panie, panowie w okryciach z bobrowymi ko�nierzami; rzadziej wida� by�o zwyk�ych doro�karzy w drewnianych sankach nabijanych poz�acanymi gwo�dziami, coraz cz�ciej natomiast przeje�d�ali lichacze * w czerwonych, aksamitnych czapach, w lakierowanych saniach z fartuchami z nied�wiedziego futra, i mkn�y po ulicach eleganckie karety, skrzypi�c ko�ami na �niegu. Akakij Akakiewicz ogl�da� to wszystko jak nowo��. Od szeregu lat nie wychodzi� z domu wie-
* Lichacze � stangreci wykwintnych pojazd�w, zaprz�gni�tych w dziarskie konie.
czorami. Z zaciekawieniem przystan�� przed o�wietlon� wystaw� jakiego� magazynu, aby przyjrze� si� malowid�u przedstawiaj�cemu urodziw� kobiet�, kt�ra zdejmuje trzewik obna�aj�c w ten spos�b ca�� � wcale niebrzydk� � nog�, a za jej plecami przez uchylone drzwi s�siedniego pokoju wysuwa g�ow� m�czyzna z bokobrodami i kszta�tn� hiszpa�sk� br�dk�. Akakij Akakiewicz z u�miechem pokiwa� g�ow� i ruszy� w dalsz� drog�. Czemu si� u�miecha�: czy dlatego, �e natkn�� si� na rzecz ca�kiem nieznan�, kt�r� jednak ka�dy jako� odczu� potrafi, czy te� podobnie jak niejeden urz�dnik pomy�la�: �Och, ci Francuzi! Co tu du�o gada�, ju� je�eli zechc� co� tego... to ju� rzeczywi�cie tego..." A mo�e nawet i tyle nie pomy�la�, wszak niepodobna wtargn�� w g��b duszy cz�owieka i pozna� wszystko, o czym my�li. Wreszcie stan�� przed kamienic�, w kt�rej mieszka� m�odszy referent.
Zast�pca naczelnika �y� na wielk� stop�: schody by�y o�wietlone latarni�, mieszkanie znajdowa�o si� na pierwszym pi�trze. Wszed�szy do przedpokoju Akakij Akakiewicz zobaczy� na posadzce ca�e szeregi kaloszy. Mi�dzy nimi po�rodku sta� samowar, szumi�c i wypuszczaj�c k��by pary. Na �cianach wisia�y szynele i p�aszcze, niekt�re nawet z bobrowymi ko�nierzami albo z aksamitnymi wy�ogami. Zza �ciany dociera� ha�as i gwar, kt�ry nagle zabrzmia� wyra�nie i d�wi�cznie, kiedy drzwi si� otwar�y i wyszed� lokaj z tac� zastawion� opr�nionymi szklankami, dzbanuszkiem na �mietank� i koszyczkiem suchark�w. Widocznie zaproszeni urz�dnicy zebrali si� ju� dawno i wy-
32
3 P�aszcz
33
pili pierwsz� szklank� herbaty. Akakij Akakiewicz w�asnor�cznie powiesiwszy p�aszcz wszed� do pokoju; przed oczyma zamigota�y mu jednocze�nie �wiece, go�cie, fajki, stoliki do kart i m�tnie wdar�y mu si� w uszy chaotyczne, zewsz�d dobiegaj�ce rozmowy oraz rumor przesuwanych krzese�. Zatrzyma� si� niezdarnie po�rodku pokoju, rozgl�daj�c si� i medytuj�c, co te� ma zrobi�! Lecz oto ju� go spostrze�ono, powitano hucznie, i wszyscy zaraz po�pieszyli do przedpokoju, by ponownie obejrze� jego p�aszcz. Akakij Akakiewicz wprawdzie nieco si� zrazu za�enowa�, �e jednak by� cz�owiekiem dobrodusznym, nie m�g� nie cieszy� si�, widz�c, jak wszyscy wychwalaj� jego p�aszcz. Potem, ma si� rozumie�, wszyscy porzucili go wraz z jego p�aszczem i � zgodnie z tradycj� � pomaszerowali ku stolikom przeznaczonym do wista. Wszystko to: ha�as, gwar, t�um � wszystko wyda�o si� Akakij owi Akakie wie�owi jakie� niesamowite. Nie wiedzia� po prostu, jak si� zachowa�, co z sob� robi�, z r�kami, z nogami; w ko�cu przysiad� si� do graj�cych, zagl�da� w karty, temu lub owemu zaziera� w twarz, a po niejakim czasie zacz�� ziewa�, odczuwaj�c nud�, zw�aszcza �e dawno ju� min�a godzina, o kt�rej zwyk� k�a�� si� spa�. Chcia� po�egna� si� z gospodarzem, ale go nie puszczono, t�umacz�c, �e dla uczczenia nowego sprawunku trzeba koniecznie wychyli� kieliszek szampana. W godzin� p�niej podano kolacj� z�o�on� z sa�atki, ciel�ciny na zimno, pasztetu, ciastek i szampana. Akakija Akakiewicza zmuszono do wypicia dw�ch kielich�w, po kt�rych uczu�, �e w pokoju zrobi�o si� weselej, ale bynajmniej nie
34
m�g� zapomnie�, �e ju� p�noc i dawno czas wraca� do domu.
W obawie, �e gospodarz zechce go zatrzymywa�, cichaczem wymkn�� si� z pokoju, odszuka� w przedpokoju sw�j p�aszcz, kt�ry nie bez przykro�ci zasta� le��cy na pod�odze, otrzepa� go, usun�� najdrobniejszy py�ek, wdzia� go i zeszed� po schodach na ulic�. Ulice by�y jeszcze o�wietlone. R�ne sklepiki � sta�e kluby wszelakiego posp�lstwa � by�y otwarte, w innych za�, cho� by�y pozamykane, wyd�u�one strugi �wiat�a, s�cz�ce si� przez szczeliny we drzwiach, �wiadczy�y, �e i tam nie brak towarzystwa i �e zapewne pokoj�wki i lokaje ko�cz� tu swoje dyskusje i pogwarki, podczas gdy ich chlebodawcy ani si� nie domy�laj� miejsca ich pobytu. Akakij Akakiewicz szed� w weso�ym usposobieniu, nawet raptem nie wiedzie� czemu pu�ci� si� biegiem za jak�� dam�, kt�ra niczym b�yskawica przemkn�a obok, a kt�rej ka�da cz�� cia�a posiada�a niezwyk�� ruchliwo��. Zaraz jednak zatrzyma� si�, a po chwili podj�� dalsz� drog� ju� wolniej, jak poprzednio, sam si� nawet dziwi�c, sk�d mu si� zebra�o na ten k�us. Niebawem roztoczy�y si� przed nim owe puste ulice, niezbyt weso�e nawet w dzie�, a c� dopiero wieczorem. Teraz wydawa�y si� jeszcze bardziej g�uche i odludne: �wiat�a latarni migota�y coraz rzadziej (wida� przydzielano tu mniej oleju); j�y si� ukazywa� drewniane domy, p�oty; nigdzie �ywej duszy; na ulicach iskrzy� si� tylko �nieg oraz sm�tnie czernia�y �pi�ce za zamkni�tymi okiennicami niziutkie lepianki. Akak�j Akakiewicz zbli�y� si� do miejsca, gdzie ulic� przecina� ogromny
s*
35
plac z ledwo widocznymi po drugiej stronie domami; plac ten straszy� pustynnym obszarem.
W oddali, B�g wie gdzie, pe�ga�o �wiate�ko w jakiej� budce stoj�cej, rzek�by�, na ko�cu �wiata. Weso�o�� Akakija Akakiewicza jako� tutaj znacznie zmala�a. Wkroczy� na plac z mimowoln� trwog�, jak gdyby przeczuwaj�c co� niedobrego. Obejrza� si� za siebie i na boki: wok� niego istne morze. �Nie, lepiej wcale nie patrze�" � pomy�la� i szed� z zamkni�tymi oczami, a kiedy je otworzy�, �eby si� zorientowa�, czy daleko jeszcze do ko�ca placu, nagle ujrza� przed sob�, niemal tu� przed nosem, jakich� dw�ch w�satych osobnik�w; jak wygl�dali, nie zdo�a� nawet rozezna�. Pociemnia�o mu w oczach i za�omota�o w piersi. �A ten p�aszcz to przecie� m�j!" � odezwa� si� jeden z nich grzmi�cym g�osem, chwyciwszy go za ko�nierz. Akakij Akakiewicz chcia� ju� zawo�a�: �Ratunku!", lecz drugi osobnik podsun�� mu pod sam� twarz pi�� wielko�ci urz�dniczej g�owy, przygaduj�c: �Ano, spr�buj tylko krzykn��!" Akakij Akakiewicz poczu� jedynie, �e �ci�gn�li z niego p�aszcz, �e dali mu kopniaka, �e upad� na wznak w �nieg � i nic ju� nie czu�. Po kilku minutach oprzytomnia� i podni�s� si�, lecz nikogo ju� nie by�o. Czu�, �e na dworze zimno i �e p�aszcza nie ma, zacz�� krzycze�, ale g�os, zdawa�o si�, nawet nie potrafi� dolecie� do kra�c�w placu. Zrozpaczony, nie przestaj�c wzywa� pomocy, pu�ci� si� p�dem przez plac wprost do budki, obok kt�rej wsparty o sw� halabard� sta� stra�nik, spogl�daj�cy jak gdyby z zaciekawieniem: po kiego licha z daleka biegnie do niego z krzykiem ten cz�owiek? Przybieg�szy na
36
miejsce Akakij Akakiewicz, zdyszany, j�� g�o�no wyrzuca� mu, �e �pi i na nic nie uwa�a, nie widzi, jak cz�owieka ograbiaj�. Stra�nik odpar�, �e nic nie widzia�, zobaczy� tylko, jak go zatrzyma�o dw�ch ludzi na placu, ale my�la�, �e to jego znajomi; zamiast niepotrzebnie wymy�la�, niech si� jutro uda do rewirowego, to ten ju� dojdzie, kto skrad� p�aszcz. Akakij Akakiewicz przybieg� do domu zmaltretowany do ostatka: nieliczne pozosta�e jeszcze na skroniach i potylicy w�osy by�y w zupe�nym nie�adzie; bok, pier� i spodnie mia� utyt�ane �niegiem.
Stara gospodyni, us�yszawszy gwa�towne �omotanie do drzwi, czym pr�dzej zerwa�a si� z ��ka i w pantoflu na jednej nodze pop�dzi�a otworzy�, wstydliwie przytrzymuj�c koszul� na piersiach; ale otwar�szy drzwi cofn�a si� na widok Akakija Akakiewicza w takim stanie. Gdy za� us�ysza�a, co zasz�o, plasn�a w d�onie i powiedzia�a, �e trzeba p�j�� wprost do komisarza, �e rewirowy ocygani, obieca, a potem b�dzie zwodzi�; najlepiej zwr�ci� si� do samego komisarza; to nawet jej znajomy, bo Anna, Finka, co dawniej u niej by�a za kuchark�, teraz s�u�y u komisarza jako nia�ka; �e cz�sto widuje komisarza, jak przeje�d�a obok ich domu, �e komisarz co niedziela bywa w cerkwi, modli si�, a jednocze�nie weso�o wszystkim si� przygl�da, wi�c wida� z tego, �e to musi by� dobry cz�owiek. Wys�uchawszy takiej rady, Akakij Akakiewicz w g��bokim smutku powl�k� si� do swego pokoju, a jak� noc tam sp�dzi�, niechaj domy�li si� ten, kto cho�by w przybli�eniu potrafi wej�� w po�o�enie bli�niego..Wczesnym rankiem wybra� si� do
37
komisarza, ale powiedziano mu, �e komisarz �pi; przyszed� o dziesi�tej � zn�w powiedziano mu, �e �pi; przyszed� o jedenastej � powiedziano, �e komisarza nie ma w domu; stawi� si� w porze obiadowej, ale kanceli�ci w poczekalni za nic nie chcieli go wpu�ci�, wypytuj�c si�, po co przychodzi, w jakiej sprawie, i co si� takiego wydarzy�o. Tak �e w ko�cu Akakij Akakiewicz po raz pierwszy w �yciu zdoby� si� na stanowczo�� i kategorycznie o�wiadczy�, �e musi rozm�wi� si� osobi�cie z samym komisarzem, �e nie maj� prawa utrudnia� mu tego, �e przychodzi z departamentu w sprawie s�u�bowej, a je�eli z�o�y na nich za�alenie, b�d� mieli za swoje. Po tych s�owach pisarze nie odwa�yli si� ju� sprzeciwia� i jeden z nich poszed� z meldunkiem.
Relacj� o zrabowanym p�aszczu komisarz przyj�� nader osobliwie. Zamiast zwr�ci� uwag� na g��wny punkt sprawy pocz�� wypytywa� Akakij a Akakiewicza, dlaczego wraca� o tak p�nej porze? Czy nie wst�powa� gdzie po drodze? Czy nie by� w jakim� nieprzyzwoitym lokalu? � tak i� Akakij Akakiewicz do cna si� zawstydzi� i wyszed�, sam nie wiedz�c, czy sprawie p�aszcza zostanie, czy te� nie zostanie nadany w�a�ciwy bieg. W ci�gu ca�ego owego dnia nie pokaza� si� w biurze (po raz pierwszy w �yciu). Nazajutrz przyszed� okrutnie blady i w starej kapocie, kt�ra wygl�da�a jeszcze bardziej �a�o�nie. Opowie�� o grabie�y p�aszcza � mimo �e znale�li si� urz�dnicy, kt�rzy nawet i w tym przypadku nie pomin�li sposobno�ci po-�miania si� z Akakija Akakiewicza � przecie wielu wzruszy�a. Z miejsca postanowiono zrobi�
38
sk�adk�, ale zebrano jak�� �mieszn� kwot�, gdy� urz�dnicy i tak ju� mocno si� szarpn�li na kupno portretu dla dyrektora oraz jakiej� ksi��ki zaproponowanej przez naczelnika wydzia�u, kt�ry by� przyjacielem autora. Tak wi�c suma okaza�a si� ca�kiem mizerna. Kt�ry� z nich, powodowany wsp�czuciem, po�pieszy� przynajmniej pom�c koledze dobr� rad�, zalecaj�c mu, �eby zwr�ci� si� nie do komisarza, chocia� mo�e si� zdarzy�, �e ten, chc�c pozyska� wzgl�dy zwierzchno�ci, jakim� cudem odnajdzie p�aszcz, ale wtedy i tak p�aszcz zostanie na policji, je�eli Akakij Akakiewicz nie przedstawi dowod�w prawnych, �e to jego w�asno��. Najlepiej zwr�ci� si� do pewnej znacznej osobisto�ci, kt�ra skomunikuje si� z kim nale�y i w ten spos�b mo�e nada� sprawie pomy�l-niejszy bieg.
C� robi�? Akakij Akakiewicz postanowi� uda� si� do znacznej osobisto�ci. Jakie w�a�ciwie mia�a stanowisko, na czym polega�y jej czynno�ci, pozosta�o do dzi� niewiadome. Wypada nam tylko nadmieni�, �e pewna znaczna osobisto�� dopiero od niedawna sta�a si� znaczn� osobisto�ci�, przedtem za� by�a osobisto�ci� nieznaczn�. Zreszt� stanowisko tej osobisto�ci nawet teraz nie by�o uwa�ane za znaczne w por�wnaniu z innymi, jeszcze znaczniejszymi. Ale zawsze si� znajdzie kr�g ludzi, dla kt�rych jest ju� czym� znacznym to, co jest nieznaczne w oczach innych. Zreszt� nasz dygnitarz stara� si� wzm�c swe znaczenie wieloma innymi �rodkami, mianowicie zarz�dzi�, by ni�si urz�dnicy witali go ju� na schodach, kiedy przychodzi� do biura; �eby nikt
40
nie wa�y� si� przychodzi� do niego wprost, lecz �eby wszystko odbywa�o si� wed�ug najsurowszego regulaminu: rejestrator kolegialny mia� meldowa� sekretarzowi gubernialnemu, sekretarz gu-bernialny tytularnemu albo jeszcze jakiemu� innemu i dopiero w ten spos�b sprawa dociera�a do niego. Tak ju� na �wi�tej Rusi wszystko jest zara�one mani� na�ladownictwa, ka�dy ma�puje i przedrze�nia swego szefa. Podobno nawet pewien radca tytularny, kiedy go mianowano kierownikiem osobnej niewielkiej kancelarii, zaraz sobie wydzieli� specjalny pok�j, kt�ry ochrzci� mianem �gabinetu przyj��", i postawi� przed nim jakich� wygalowanych fagas�w z czerwonymi ko�nierzami, kt�rzy ujmowali klamk� u drzwi i otwierali je ka�demu, kto przychodzi�, chocia� w �gabinecie przyj��" z trudem mo�na by�o pomie�ci� zwyczajne biurko. Maniery i obyczaje znacznej osobisto�ci by�y solidne i dostojne, lubo nie skomplikowane. Podstawow� zasad� post�powania tego dygnitarza by�a surowo��. �Surowo��, surowo�� i surowo��" � zwyk� by� mawia�, przy czym ostatniemu s�owu zazwyczaj towarzyszy�o nader wyraziste spojrzenie wprost w oczy rozm�wcy. Cho� w�a�ciwie nie by�o po temu �adnego powodu, gdy� dziesi�ciu pracownik�w stanowi�cych ca�y personel kancelarii i bez tego trwa�o w nale�ytym strachu: z daleka ju� ujrzawszy naczelnika porzucali robot� i stoj�c na baczno�� czekali, a� przejdzie przez pok�j. Normalna jego rozmowa z podw�adnymi by�a nacechowana surowo�ci� i sk�ada�a si� bodaj z trzech zaledwie zda�: �Jak pan �mie? Czy pan wie, z kim pan m�wi? Czy pan rozumie,
41
kto przed panem stoi?" W gruncie zreszt� by� to poczciwy cz�owiek, mi�y wobec koleg�w, uczynny; ale ranga generalska ca�kiem przewr�ci�a mu w g�owie. Otrzymawszy t� rang�, jako� zagubi� si�, zbi� si� z panta�yku i zgo�a nie wiedzia�, jak si� zachowa�. Gdy mu wypad�o zetkn�� si� z kim� r�wnym sobie, by� jeszcze cz�owiekiem normalnym, cz�owiekiem bardzo przyzwoitym, pod wielu nawet wzgl�dami nieg�upim; ale niech si� tylko znalaz� w towarzystwie, gdzie by�y osoby cho� o jeden stopie� ni�sze od niego rang� � tam ju� by� wr�cz beznadziejny: milcza�, a sytuacja stawa�a si� �a�osna, bo czu�, i� m�g�by sp�dzi� czas niepomiernie lepiej. W jego oczach niekiedy widnia�a gor�ca ch�� przy��czenia si� do jakiego� grona zaj�tego interesuj�c� rozmow�, ale powstrzymywa�a go refleksja: czy nie b�dzie to z jego strony gest nazbyt �askawy, czy nie wypadnie to zanadto poufale i czy przez to nie utraci autorytetu? I pod wp�ywem takich rozwa�a� zachowywa� wci�� t� sam� milcz�c� postaw�, z rzadka tylko wydaj�c jakie� monosylaby, wskutek czego zas�u�y� sobie na miano sko�czonego nudziarza.
Oto do jakiej znacznej osobisto�ci uda� si� nasz Akakij Akakiewicz, a uda� si� jak najbardziej nie w por�, w momencie wielce niefortunnym