2642
Szczegóły |
Tytuł |
2642 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2642 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2642 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2642 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andre Norton
�wiat Magii Czarownic
Prze�o�y� Jaros�aw Kotarski
Bursztyn z Quayth
I
Pszczo�y pracowicie uwija�y si� w ma�ym, otoczonym murami ogrodzie, staraj�c si� zebra� swe �niwo przed nadej�ciem Lodowego Smoka. Ysmay przysiad�a na pi�tach, odgarniaj�c natr�tny kosmyk w�os�w przybrudzon� od piachu r�k�. Za ni� le�a� oczekiwany plon - zio�a, kt�re przesuszy w szopie stoj�cej w przeciwleg�ym ko�cu ogrodu.
Gdy schyla�a si�, aby je zebra�, nie us�ysza�a tak dobrze znanego brz�ku kluczy. Strata, do kt�rej nie zd��y�a si� jeszcze przyzwyczai�. Parokrotnie z�apa�a si� na tym, �e szuka�a ich pod�wiadomie, przera�ona, i� zgubi�a je podczas prac ogrodniczych.
Straci�a je i to bezpowrotnie wraz z odpowiedzialno�ci� za gospodarowanie w Uppsdale, ale nie dlatego, �e przypadkowo urwa�y si� z rzemienia. Teraz wisia�y po prostu gdzie indziej; pe�noprawn� pani� zamku by�a Annet. Gdyby mog�a zapomnie� przesz�o��... Niestety, tylko tu, w tej male�kiej, ogrodzonej przestrzeni pozosta�a w�adczyni�.
Klucze te nosi�a przez pi�� lat, lat pocz�tkowo przera�aj�cych, potem za� przynosz�cych dum� i zadowolenie. W tym czasie uczy�a si� spraw o wiele trudniejszych od wiedzy o zio�ach. Ona - kobieta - by�a zwierzchnikiem wszystkich w okolicy.
* * *
Wreszcie nadesz�y wie�ci o zako�czeniu wojny w High Hallack, o zagnaniu naje�d�c�w w morze i o �ciganiu niedobitk�w. kt�rzy uciekali niczym stado wyg�odnia�ych wilk�w. M�czy�ni zacz�li wraca� do dom�w... przynajmniej niekt�rzy. Zabrak�o mi�dzy nimi jej ojca i brata Ewalda. Powr�ci� za to drugi brat, Gyrerd, i to w dodatku z orszakiem i �on� Annet, c�rk� Uriana z Langsdale.
Ysmay obliza�a spieczone wargi, poczu�a na j�zyku s�onawy smak w�asnego potu. Pomy�la�a o dniach sp�dzanych pod jednym dachem z Annet. Teraz jej �ycie up�ywa�o pod zdecydowanie z�� gwiazd� - z w�adczyni zamku sta�a si� nikim. Mniej znaczy�a od pomywaczki w kuchni - ta mia�a swoje obowi�zki. Ona za� nie mia�a �adnych, wy��czaj�c ogr�d, ale i to tylko dlatego, �e zasiewy Annet nie chcia�y rosn��. Ysmay cieszy�a si� z tego, cho� przy ka�dej nadarzaj�cej si� okazji powodowa�o to ataki ze strony Annet. Ludzie nadal przychodzili ze swymi chorobami do niej, a nie do ma��onki Lorda. Ysmay mia�a bowiem uzdrawiaj�ce r�ce.
Ofiarowuj�c zdrowie, nie mog�a jednak uleczy� swego serca, nie mog�a zape�ni� panuj�cej w nim pustki. Przez ca�y czas walczy�a os�oni�ta sw� dum� i odosobnieniem od �wiata, jak tarcz� i mieczem. By� mo�e oczekuj�ca j� przysz�o�� jest mroczna i ponura, ale b�dzie to przysz�o��, jak� sama sobie wybierze. Na t� my�l lekki u�mieszek przemkn�� po jej wargach. Annet planowa�a wys�a� j� do �wi�tyni, ale Grathulda
- Prze�o�ona by�a temu przeciwna. Wiedzia�a bowiem, �e Ysmay nie ma ani powo�ania, ani ochoty, ani te� nie jest odpowiednim materia�em na C�r� �wi�tyni. Mog�aby, co prawda, zmusi� si� do pos�usze�stwa, ale by�o w niej zbyt wiele wewn�trznego ognia, kt�rego ani modlitwy, ani rytua� nie mog�y zabi�.
Czasami ogie� ten wybucha� w niej ze zdwojon� si��, lecz nawet jej s�u��ca nie wiedzia�a nic o bezsennych nocach, podczas kt�rych Ysmay przemierza�a sw� ciasn� komnat�, staraj�c si� znale�� jakie� wyj�cie z pu�apki.
Gdyby to by�y normalne czasy lub gdyby jej ojciec prze�y�, post�pi�aby zgodnie ze zwyczajem, wychodz�c za szlachetnie urodzonego. Zapewne przed za�lubinami nie ujrza�aby swego przysz�ego m�a, ale tak by�o przyj�te. Jako �ona ubi�aby teraz okre�lone prawa, kt�rych nikt nie m�g�by jej pozbawi� - takie same jakie ma teraz Annet.
Niestety, nie by�o ojca, kt�ry m�g�by si� tym zaj�� i co gorsze, �adnego posagu, aby przyci�gn�� zalotnik�w. Wojna zbytnio nadwer�y�a zasoby warowni, a Gyrerd za nic w �wiecie nie pozwoli�by na umniejszenie tego, co pozosta�o. Jego siostra mog�a i�� do �wi�tyni, albo pozosta� na miejscu wiod�c szar� egzystencj� - by�o mu to najzupe�niej oboj�tne.
Wspomnienie o tym, co mog�o j� spotka�, tak j� wzburzy�o, �e min�a dobra chwila, nim odzyska�a samokontrol� i skoncentrowa�a si� na sprawach bie��cych.
- Ysmay... siostro! - s�odki g�osik Annet Ysmay odczu�a jak uderzenie pejczem przez plecy.
- Jestem tu - - odpar�a.
- Nowiny... wielce po��dane nowiny, siostro!
Odwr�ci�a si� zaskoczona, obci�gaj�c szar� sukni� na d�ugie nogi, kt�re w por�wnaniu z nogami Annet sprawia�y wra�enie nieproporcjonalnych.
Lady Uppsdale sta�a w bramie ubrana w szat� koloru b��kitnego nieba, na kt�rej spoczywa�y mieni�ce si� w s�o�cu srebrne naszyjniki. Wysoko upi�te w�osy by�y prawie tego samego koloru co srebro. Sprawia�a tak mi�e wra�enie, �e tylko kto�, kto zd��y� j� ju� pozna�, m�g� zauwa�y� na jej twarzy lekki u�miech i ca�kowity jego brak w oczach.
- Nowiny?
W�asny g�os zabrzmia� dla Ysmay chrapliwie, zupe�nie jakby sama obecno�� Annet wystarczy�a, aby sta� si� tak�, jakie ta mia�a o niej wyobra�enie - bezkszta�tn� i pozbawion� wdzi�ku istot�.
- Tak, siostro! Jarmark, laki jak za dawnych dni! Przyni�s� te nowiny je�dziec z Fyndale.
Jarmark! Annet zarazi�a si� entuzjazmem. Poprzedni jarmark w Fyndale ledwie pami�ta�a, ale poprzez te wszystkie szare lata wspomnienia nabra�y z�otego blasku.
- Jarmark, na kt�ry jedziemy! - o�wiadczy�a weso�o Annet, splataj�c r�ce w ge�cie, kt�rym mog�a oczarowa� ka�dego m�czyzn�.
My? Czy j� te� mia�a na my�li? Prawdopodobnie. Ysmay s�ucha�a wi�c uwa�nie.
- M�j Pan powiedzia�, �e jest ju� bezpieczny i wystarczy tu zmniejszona za�oga. Czy to nie u�miech losu? Musimy zaraz zabra� si� za przegl�danie skrzy� i znale�� co�, w czym nie przyniesiemy wstydu naszemu Panu.
Ysmay wiedzia�a doskonale, co mo�e znale�� w swoich kufrach, ale udzieli�o si� jej podniecenie Annet. Wygl�da�o rzeczywi�cie na to. �e ona te� ma jecha� do Fyndale.
Cho� wiedzia�a, �e dystans mi�dzy nimi nie uleg� zmianie, przez par� nast�pnych dni nie mog�a nic zarzuci� Annet. Wprost przeciwnie. Annet mia�a �wietny gust i wyczucie, je�li chodzi o stroje. W ci�gu paru chwil przerobi�a co si� da�o z odzie�y pozosta�ej po matce i Ysmay sta�a si� w�a�cicielk� dw�ch nowych sukien. Gdy w dzie� wyjazdu przyjrza�a si� sobie w s�u��cej jako lustro wypolerowanej tarczy, stwierdzi�a, �e wygl�da nie�le.
Nigdy nie uwa�a�a si� za �adn�, ani nie my�la�a o konkurowaniu urod� z Annet. Jej twarz zw�a�a si� od ko�ci policzkowych zbyt mocno, usta by�y za du�e, podobnie jak nos. Kolor oczu trudno by�o okre�li� - raz wydawa�y si� zielonkawe, kiedy indziej br�zowe. W�osy mia�a co prawda g�ste i puszyste, ale nie kruczoczarne czy z�ociste; po prostu r�wnie� br�zowe. Karnacji nigdy nie mia�a mlecznobia�ej, lecz ogorza�� - skutek cz�stego przebywania na s�o�cu.
To, �e jest zbyt wysoka jak na kobiet�, wiedzia�a od dawna, ale musia�a przyzna�, �e w tej sukni wygl�da�a bardziej kobieco ni� kiedykolwiek. Suknia mia�a z�ocisty kolor, zupe�nie jak ma�y amulet, kt�ry wydoby�a z puzderka nale��cego niegdy� do matki. Jej bursztynowy talizman by� tego� koloru, a cz�ste u�ywanie prawie zupe�nie star�o pokrywaj�ce go znaki. Zawiesi�a bursztyn na szyi i dla bezpiecze�stwa wsun�a za materia�.
* * *
Mimo wewn�trznego napi�cia, jad�c wraz z Annet, nie znalaz�a powod�w do obaw. Gyrerd u boku maj�c marsza�ka, prowadzi� orszak, kt�ry zamyka�a ci�ba mieszka�c�w
grodu. Szcz�liwi posiadacze koni poruszali si� z pewn� wygod�, reszta za� dzielnie maszerowa�a, jako �e obietnica wzi�cia udzia�u w jarmarku kaza�a im zapomnie� o b�lu n�g.
Opu�cili Uppsdale o �wicie, by noc� osi�gn�� przedmie�cia Fyndale i rozbi� obozowisko opodal oddzia�u Lorda Marchpoint. By�o du�o zamieszania, nowin i plotek.
Ysmay odzywa�a si� niewiele. Zafrapowa�y j� nadzieje Lady Dairine, c�rki Lorda Marchpoint, z kt�rych ta zwierzy�a si� do�� szybko. Dotyczy�y one mo�liwo�ci znalezienia sobie m�a podczas jarmarku.
- Moja matka - zwierzy�a si� sekretnie Dairine - w czasach pokoju uda�a si� na jarmark do Ulmsport, kt�ry by� rzecz jasna o wiele wi�kszy i wspanialszy od tego, i kt�ry zaszczycali sw� obecno�ci� najwy�si z Lord�w. Tam w�a�nie ujrza� j� m�j ojciec i jeszcze przed zako�czeniem jarmarku porozmawia� ze swoim przysz�ym te�ciem. Sprawy zosta�y tak dalece om�wione, �e w Zimow� Uczt� odby�a si� ceremonia za�lubin.
- �ycz� ci tego samego - odpar�a Ysmay, zastanawiaj�c si�, czy nie dlatego w�a�nie Gyrerd i Annet tu j� przywie�li.
Tylko jakie szans� mia�a niezbyt urodziwa niewiasta, pozbawiona przy tym posagu i to w czasach, gdy ponad po�owa Lord�w straci�a �ycie na wojnie. Z drugiej strony dosz�y j� wie�ci o m�ach bez rodu, bez nazwiska, kt�rzy zasiedlali opuszczone grody nazywaj�c siebie Lordami; taka sytuacja stwarza�a dobr� podstaw� przetargow� przy poszukiwaniu �ony pochodz�cej ze starego rodu, lecz pozbawionej maj�tku. Poczu�a nowy przyp�yw podniecenia, u�wiadamiaj�c sobie, �e zaczyna mie� nadziej� na spe�nienie skrytych marze�. Dot�d my�la�a o Uppsdale jako o swoim �wiecie. Teraz zrozumia�a, �e by�aby w stanie porzuci� go bez �alu, gdyby przysz�o�� oferowa�a jej inne miejsce, kt�re by�oby jej w�asno�ci�.
* * *
Jarmark zorganizowano tam, gdzie zawsze - na placu, przed szar� kolumn� wykut� z kamienia. Kamie� ten by� pozosta�o�ci� z czas�w, gdy lud z High Hallack nie dotar� jeszcze do Fyndale. By� pozosta�o�ci� po starej rasie, kt�ra znikn�a zanim pojawili si� ludzie. Pozostawi�a jednak po sobie liczne �lady istnienia, wzbudzaj�ce postrach i szacunek. Zbyt natr�tne modlitwy mog�y zbudzi� co�, co by�oby nader trudne do kontrolowania. St�d zrodzi� si� respekt, kt�ry otacza� takie symbole jak ta kolumna, do kt�rej przed ka�dym jarmarkiem podchodzili najstarsi z rod�w, k�ad�c na� d�onie i przysi�gaj�c pok�j. �adne bowiem wa�nie czy �ale nie powinny przerwa� jarmarku.
Rz�dy kupieckich kram�w sta�y zwr�cone wej�ciami do kolumny; w niewielkim oddaleniu rozstawione by�y namioty go�ci, w�r�d kt�rych byli przybysze z Uppsdale.
- Dziesi�� kupieckich flag, siostro - Annet mia�a rumie�ce i niezwyk�y blask w oku. Dziesi�ciu kupc�w, w tym mo�e nawet jacy� z Uimsport!
W rzeczy samej. Min�� d�ugi czas, odk�d kupcy mog�cy wylegitymowa� si� w�asn� flag� zjawiali si� tak licznie w dolnym Dales. Ich obecno�� stanowi�a niespodziank�, kt�ra zaskoczy�a wszystkich. Ysmay, tak jak inni, dr�a�a z niecierpliwo�ci, aby obejrze� towary wystawione na sprzeda�. Nie po to, by co� kupi� lub sprzeda�. Samo ogl�danie stanowi�o prawdziw� rozkosz dla oczu i by�o czym�, co mo�na b�dzie rozpami�tywa� podczas d�ugich i nudnych wieczor�w.
Annet, Ysmay i dwie damy z Marchpoint wybra�y si� razem na zwiedzanie kram�w. Towary nie by�y najwy�szej klasy, ale po d�ugich latach wojny i upadku zamorskiego handlu i tak stanowi�y nie lada atrakcj� dla kupuj�cych.
Lady Marchpoint mia�a srebrn� bransoletk�, kt�ra, jak z dum� obwie�ci�a Ysmay Lady Dairine, by�a przeznaczona na sprzeda�. Uzyskane w ten spos�b pieni�dze zamierza�a przeznaczy� na materia� na sukni� �lubn�. Tak powa�na transakcja wymaga�a ostro�no�ci i d�ugiego targu, tote� zapowiada� si� ciekawy handel.
Obejrza�y kilka sztuk ci�kiego jedwabiu, ale �aden nie by� nowy, a niekt�ry mia� nawet dziurki od poprzednich szw�w. Ysmay podejrzewa�a, �e przynajmniej cz�� z nich, je�li nie wszystkie, pochodzi�y ze zdobytych obozowisk na je�d�c�w. Kolory by�y pi�kne, ale sama my�l o noszeniu czego�, co by�o niegdy� cudz� w�asno�ci�, by�a nie do zniesienia.
Wystawiono r�wnie� koronki, kt�re tak�e nosi�y �lady wcze�niejszego u�ywania. Upa� we wn�trzu stragan�w sprawi�, �e Ysmay wysz�a na �wie�e powietrze, maj�c do�� ogl�dania materia��w, kt�re i tak by�y dla niej nieosi�galne. Dzi�ki temu by�a �wiadkiem przyjazdu Hylla. To wydarzenie ze wszech miar godne by�o uwagi, gdy� korow�d ludzi i jucznych zwierz�t pod wieloma wzgl�dami m�g� rywalizowa� z orszakiem Lord�w. Przybysze nie zatrzymali si� przy kramach kupc�w, lecz stan�li w oddaleniu od wszystkich.
Ludzie Hylla byli ni�si od wi�kszo�ci obecnych, ubrani w niespotykan� ilo�� odzie�y. Wygl�dali nieporadnie i oci�ale, cho� pracowali z szybko�ci� i pewno�ci� siebie wskazuj�c� na du�e do�wiadczenie. Pomimo gor�ca przez ca�y czas mieli g��boko nasuni�te na twarze kaptury. Sam Hylle by� natomiast doskonale widoczny, gdy� dosiada� wspania�ego wierzchowca, kt�rego nie powstydzi�by si� �aden z Lord�w.
W siodle sprawia� wra�enie pot�nego, a wygl�dem bardziej przypomina� wojownika ni� kupca, cho� w tych niebezpiecznych czasach musia� by� jednym i drugim, je�li nie chcia� straci� swych towar�w. Nie posiada� miecza; przy boku wisia� n� o d�ugim ostrzu, a przy siodle widnia�a lekka w��cznia.
W przeciwie�stwie do swych ludzi jecha� z odkryt� g�ow�, zawiesiwszy he�m na ��ku siod�a. Mia� bardzo czarne w�osy, lecz dziwnie blad� twarz jak na cz�owieka, kt�ry odbywa� dalekie podr�e na �wie�ym powietrzu. Nie by� przystojny, ale by�o w nim co�, co przykuwa�o wzrok.
Mia� ostre rysy, proste usta, jakby nie przyzwyczajone do wyra�ania emocji i czarne brwi zbiegaj�ce si� nad nosem w jedn� lini�. Koloru oczu Ysmay nie mog�a dostrzec, gdy� mia� na wp� opuszczone powieki, jakby z trudem walczy� ze snem. Mimo tego nie w�tpi�a, �e doskonale widzi wszystko, co si� wok� dzieje. Odnios�a wra�enie, �e Hylle stara si� wygl�da� na kogo� innego, ni� jest w rzeczywisto�ci. Z pewno�ci� by� jednak osob�, kt�r� warto pozna� bli�ej... Odczuwa�a dziwne gor�co i podniecenie, jakiego dot�d nie zna�a. Odwr�ci�a si�, zdaj�c sobie spraw�, �e jej spojrzenie jest zbyt natarczywe. Przy��czy�a si� do Lady Marchpoint, kt�ra w ko�cu wybra�a jedwab na sukni�.
Dopiero przy wieczornym posi�ku Ysmay dowiedzia�a si� co nieco o tajemniczym kupcu.
- Jest z p�nocy - opowiada� Gyrerd. - Bursztyn... m�wili, �e ma prawdziw� form� w bursztynie. Ale �le wybra�. Nie wierz�, �eby zebrano w Fyndale wystarczaj�co du�o z�ota, aby kupi� po�ow� tego, co ma. Nazywa si� Hylle, a jego ludzie s� jacy� dziwni. Trzymaj� si� razem i nawet nie pos�ali po beczu�k� jesiennego piwa z Mamere.
Bursztyn! D�o� Ysmay odruchowo pow�drowa�a ku amuletowi. Ten kupiec faktycznie znajdzie tu niewielu nabywc�w dla swych towar�w, ale najprawdopodobniej zatrzyma� si� tu tylko w drodze do Uimsport. Zna�a bursztyn - jej amulet by� z bursztynu wydobytego z g�rskiego potoku w pobli�u Uppsdale. Dop�ki pi��dziesi�t lat temu ska�y nie zakry�y wej�cia, by� on �r�d�em bogactwa dla wszystkich mieszka�c�w grodu.
U�miechn�a si�. Gdyby nie ta ska�a, nosi�aby teraz nie tylko bursztyn, ale i z�oto. Miejsce, w kt�rym znajdowa� si� bursztyn, by�o w�asno�ci� jej babki, a potem matki. Teraz nale�a�o do niej! Obecnie nie by�o tam nic poza lit� ska�� i paroma kar�owatymi drzewkami. Wi�kszo�� zd��y�a ju� zapomnie� o istnieniu tego kawa�ka ziemi.
- Bursztyn... - powt�rzy�a z b�yskiem w oku Annet.
- Bursztyn jest pot�ny, m�j Panie. Lady Grayford mia�a naszyjnik z bursztynu, kt�ry pomaga� leczy� z�o gnie�d��ce si� w gardle. Poza tym jest pi�kny jak dojrza�y mi�d... Chod�my obejrze� dobra Hylla.
- Moja Pani - roze�mia� si� Gyrerd - to pi�kno jest poza zasi�giem mojego pasa. M�g�bym sprzeda� ca�e Uppsdale i nadal nie wystarczy�oby na kupno takiego naszyjnika, o kt�rym m�wi�a�.
S�ysz�c to Ysmay drgn�a... Gdyby Annet zobaczy�a jej talizman, z pewno�ci� zapragn�aby go. Ale ten amulet nie by� dla jej chciwych r�k!
- Znajdzie tu niewielu nabywc�w - stwierdzi�a zamy�lona Annet.
- Ale skoro ustawi� stragan, to musi pokaza� sw�j towar. Mo�e... je�li b�dzie tak ma�o kupuj�cych...
- My�lisz, �e obni�y ceny? Mo�e masz racj�, ale nie wierz� w to. Nie dlatego, �e nie chc� ci czego� kupi� - po prostu nie mam wyboru.
P�nym wieczorem udali si� do namiotu Hylla. U wej�cia do� spostrzegli dw�ch zakapturzonych s�u��cych z pochodniami w r�kach.
II
Wn�trze sprawia�o oszo�amiaj�ce wra�enie. Na zas�anych aksamitem sto�ach i pod�odze wy�o�ono niebotyczn� ilo�� wyrob�w z bursztynu. Wyobra�enia Ysmay o zgromadzonym tu bogactwie okaza�y si� niewsp�mierne do tego, co napawa�o rozkosz� jej oczy.
Nie by� to wy��cznie miodowy bursztyn: odcienie waha�y si� od bia�ego po zielony, a wszystko osadzone by�o w kunsztownie wykonanych wyrobach: naszyjnikach, bransoletkach, zapinkach i pier�cieniach. Wi�ksze bry�ki obrobiono na kszta�t kielich�w czy postaci bog�w lub demon�w.
Na ten widok przybyli stan�li jak wryci. Wpatrywali si� w skarby z takimi minami, jakie mieliby zapewne wie�niacy, przeniesieni nagle na bal wydany przez kt�rego� z Najwy�szych Lord�w.
- Witam, Panowie! Damy!... - sk�oni� si� Hylle uk�onem r�wnego wobec r�wnych, a nie kupca wobec Lorda.
Klasn�� w d�onie i na ten znak dw�ch zakapturzonych s�u��cych wnios�o taborety, ustawiaj�c je przy �rodkowym stole. Po�pieszy� za nimi nast�pny z tac� zastawion� kielichami powitalnego wina.
Nap�j by� kwaskowy, a Ysmay stara�a si� pozna� po smaku z jakich zi� si� sk�ada, lecz mimo posiadanej w tej materii wiedzy nie potrafi�a dociec. Z kielichem w d�oni rozejrza�a si� ju� spokojniej wok�.
Znajdowa�o si� tu o wiele wi�cej skarb�w, ni� przypuszcza� Najwy�szy Lord. Odwaga albo g�upota by�y potrzebne, aby porusza� si� z takimi skarbami w tak niepewnych czasach. G�upota? Spojrza�a na Hylla. Nie by�o �ladu g�upoty na jego twarzy, malowa�a si� natomiast odwaga i pewno�� siebie granicz�ca z arogancj�.
- Bogactwo - odezwa� si� Gyrerd. - Zbytnie bogactwo dla nas. Za bardzo poczuli�my r�k� naje�d�c�w, aby by� dobrymi klientami.
- Wojna jest ci�ka - g�os Hylla by� g��boki i niski. - Nie oszcz�dza nikogo, nawet zwyci�zc�w. W czasie wojny handel traci. Min�o wiele lat od czasu, gdy bursztyn z Quayth by� oferowany na sprzeda�. Dlatego te� ceny s� ni�sze... nawet na co� takiego... - uni�s� w g�r� d�ugi naszyjnik o skomplikowanym wzorze.
Ysmay us�ysza�a westchnienie Annet, kt�re w pe�ni rozumia�a. Jej w�asny g��d ozd�b obudzi� si� r�wnie�. Ale... co� tu by�o nie tak... Uj�a mocniej amulet Gunnory i nagle poczu�a gwa�town� odraz�, zbyt du�e nagromadzenie bogactwa by�o m�cz�ce i przykre.
- Quayth? - spyta� zdumiony Gyrerd.
- Na p�nocy, m�j Panie. Bursztyn znajduje si� w okre�lonych miejscach na brzegu morskim lub wzd�u� biegu strumieni. Ignoranci powiadaj�, �e s� to �zy smok�w. Prawd� za� jest, �e to zakrzep�y sok drzew sprzed tysi�cy lat. W Quayth musia�a kiedy� by� pot�na puszcza, w kt�rej ros�y takie drzewa, gdy� �atwiej tam znale�� bursztyn w por�wnaniu z innymi miejscowo�ciami. To, co tu widzicie, jest owocem wielu lat poszukiwa� - tymczasem wojna uniemo�liwi�a sprzeda�. Zbi�r ten nie by�by tak wielki, gdyby sprawy toczy�y si� zgodnie ze sw� natur� - od�o�y� naszyjnik i wzi�� szeroki pas, kt�rego kszta�tu Ysmay nie mog�a wyra�nie dostrzec.
- Oto jest talizman Tarczy Gromu, pochodzi on z dawnych lat.
Widzicie r�nic�? Im starszy jest wyr�b, im d�u�ej dzia�a na niego powietrze, tym jest on g��bszej i bogatszej barwy.
W jego zachowaniu nast�pi�a ledwie wyczuwalna zmiana. Wygl�da�o to tak, jakby oczekiwa� czego� najpierw od Gyrerda i Annet, a w ko�cu od Ysmay. Zupe�nie, jakby wbrew ich woli, chcia� uzyska� odpowied� na jakie� nieznane pytanie.
- Wygl�da na to, �e Quayth cieszy si� wi�kszymi laskami ni� Uppsdale za czas�w naszego dziadka - stwierdzi� Gyrerd.
Uwaga Hylla przenios�a si� z Ysmay na Gyrerda.
- Uppsdale, m�j Panie? - ton g�osu Hylla domaga� si� wyja�nie�.
- By�a tam pieczara, w kt�rej mo�na by�o znale�� czasami troch� bursztynu, co u�atwia�o nam �ycie - odpar� Gyrerd - lecz lawina ska� przysypa�a wej�cie, odcinaj�c nas od bogactw. To, co pozosta�o, jest r�wnie bezu�yteczne, jakby le�a�o na dnie morza.
- Bolesna strata - zgodzi� si� Hylle.
Amet wsta�a i zacz�a dok�adniej przygl�da� si� wy�o�onym na sto�ach ozdobom, tu dotykaj�c naszyjnika, tam bransolety. Ysmay za� pozosta�a na miejscu, obserwuj�c Hylla k�tem oka. Zdawa�a sobie spraw�, �e on robi dok�adnie to samo. W tym m�czy�nie by�o co� dziwnego, co� co przyci�ga�o uwag�... Ale w ko�cu by� to tylko kupiec.
Wkr�tce opu�cili kram. W chwili, gdy mijali wyj�cie, Ysmay na moment przystan�a. Jeden z zakapturzonych s�u��cych wymienia� wypalon� pochodni� na now�. Jego d�onie ukryte by�y w grubych r�kawiczkach, takich, jakie nosi si� podczas trzaskaj�cych mroz�w. Najdziwniejsze jednak by�o to, �e ka�dy z palc�w zako�czony by� d�ugim i zakrzywionym pazurem. Co prawda talizmany i amulety ochronne by�y w powszechnym u�yciu, jak cho�by ten, kt�ry sama nosi�a, ale fakt, �e r�kawice z pazurami mog� by� form� ochronnej magii, nie bardzo j� przekonywa�.
Nie mog�a zapomnie� tego, jak Hylle przygl�da� si� jej, a poza tym stara�a si� wywnioskowa� co� o �yciu w Quayth na podstawie rys�w jego twarzy.
Ledwie zwraca�a uwag� na paplanie Annet o naszyjniku.
- Ale m�j Panie, czy nic nie pozosta�o z dawnych znalezisk? Przecie� tw�j dziad nie m�g� pozby� si� wszystkiego!
To zdanie obudzi�o Ysmay b�yskawicznie z zamy�lenia.
- Pami�tam tylko, �e matka mia�a kiedy� amulet... - odpar� Gyrerd.
D�o� Ysmay pow�drowa�a ku piersiom. Annet zabra�a jej wszystko, ale amulet Gunnory jest jej! I b�dzie o niego walczy�!
- Czy na pewno nie mo�na dosta� si� do pieczary? - naciska�a Annet, nie zwa�aj�c na s�owa Gyrerda.
- W �adnym wypadku. M�j ojciec, gdy by� pewien zbli�aj�cej si� wojny, potrzebowa� pieni�dzy na bro�. Wynaj�� cz�owieka, kt�ry wcze�niej pracowa� w kopalniach �elaza w South Ridgers. Ten zaklina� si�, �e nie ma sposobu, aby usun�� ska��.
Ysmay odetchn�a z ulg�. Annet nie zwr�ci�a uwagi na s�owa Gyrerda o amulecie! Przeprosi�a pozosta�ych i uda�a si� do swego namiotu.
* * *
Spa�a �le. Gdy si� obudzi�a, nie mog�a sobie przypomnie�, co j� tak w nocy m�czy�o. Mia�a uczucie, �e by�o to co� nader wa�nego.
Lady Marchpoint wraz z Dairine przyby�y rankiem podniecone widokiem bursztynowych ozd�b, z kt�rych co� nieco� zakupi�y. Widz�c min� Annet, Gyrerd wyci�gn�� zza pasa srebrny pier�cie�.
- Je�li obni�y� ceny, to mog� kupi� ci pier�cie�. Na wi�cej nie mog� sobie pozwoli�.
Annet podzi�kowa�a i czym pr�dzej ruszy�a na zakupy. Do�wiadczenie nauczy�o j�, jak dalece jej �yczenia mog� by� uwzgl�dnione. Tak wi�c Ysmay, cz�ciowo wbrew swej woli, znalaz�a si� ponownie w kr�lestwie Hylla. Tym razem zakapturzonych s�ug nigdzie nie by�o wida�, za to przy drzwiach siedzia�a dziwnie wygl�daj�ca kobieta.
By�a okr�g�a, a g�ow� zdawa�a si� mie� osadzon� wprost na ramionach. Ubrana by�a, podobnie jak zakapturzeni s�udzy, w lu�n� szat�, ale ozdobion� szlakiem czarno-bia�ych symboli. D�onie trzyma�a na kolanach w dziwnej pozycji - wewn�trzn� stron� do g�ry - jakby dzier�y�a w nich ksi�g�, w kt�r� wpatrywa�a si� z napi�ciem. D�onie by�y jednak puste. Spod przepaski zwisa�o par� kosmyk�w prostych, ��tych w�os�w. Twarz mia�a szerok�, z do�� du�ym zarostem pod doln� warg� i na brodzie.
Je�li by�a stra�nikiem, to miernym, gdy� drgn�a dopiero, gdy przesz�y obok niej.
- Szcz�cia, pi�kne Damy! - jej g�os, w przeciwie�stwie do wygl�du, by� �agodny i melodyjny. - Czytaj�c ze znak�w na Kamieniu Esinora lub, je�li wolicie, przepowiadaj�c przysz�o�� z tego, co Starzy Bogowie wypisali na waszych d�oniach...
Annet potrz�sn�a niecierpliwie g�ow�, kiedy indziej da�aby si� skusi�, ale teraz mia�a srebro i najlepsz� okazj� do u�ycia swych si� przetargowych. Ysmay te� nie mia�a ochoty na wr�by. Nie w�tpi�a w mo�liwo�ci adept�w tej sztuki, ale nie wydawa�o jej si� prawdopodobne, aby spotka�a w�a�nie kogo� takiego.
- Ufaj temu, co nosisz. Pani... - kobieta spojrza�a na ni� szepcz�c to, co najwyra�niej skierowane by�o tylko do jej uszu.
- Ningue wygl�da, jakby mia�a ci co� do powiedzenia, Pani - odezwa� si� Hylle, wychodz�c z cienia. - Jest autentyczn� wr�k�, ciesz�c� si� du�ym uznaniem w Quayth.
Tu nie jest Quayth - pomy�la�a Ysmay. Nie mia�a ochoty s�ucha� nawet wr�ki, ale pos�usznie siad�a na podsuni�tym sto�ku, patrz�c w oczy Ningue.
- Podaj mi d�o�. Pani, abym mog�a odczyta� znajduj�ce si� na niej linie.
Ysmay odruchowo podsun�a r�k�, ale r�wnie szybko zorientowa�a si� o co chodzi i wyszarpn�a j� gwa�townie, prze�amuj�c czar. Kobieta nadal spokojnie wpatrywa�a si� w jej oczy.
- Posiadasz Pani wi�cej ni� s�dzisz. Jeste� ponad g�upot� i problemami zwyk�ych kobiet. Ty... nie, nie mog� tego dok�adnie odczyta�. Jest tu co�... Uka� to! - suchy g�os mia� w sobie pot�n� moc.
Zanim Ysmay zd��y�a pomy�le�, Ningue z�apa�a za rzemyk i wyj�a amulet Gunnory. Zza plec�w us�ysza�a syk gwa�townie wci�ganego powietrza.
- Bursztyn w Pani r�kach - rozbrzmia� ponownie cichy glos - to twoje przeznaczenie i twoje szcz�cie. Id� jego �ladem, a b�dziesz mia�a serce pe�ne dumy.
Ysmay wsta�a, wyci�gn�a z woreczka miedziaka i wrzuci�a go w otwarte d�onie wr�biarki.
- Pani - Hylle stan�� mi�dzy nimi - ten drobiazg, kt�ry nosisz... jest z pewno�ci� stary...
Wyczu�a, �e chcia�by go obejrze�, ale nie mia�a najmniejszej ochoty wypu�ci� bursztynu z r�k.
- To talizman Gunnory. Mam go od matki. - Znami� mocy dla ka�dej kobiety. A� dziwne, �e nie mam tu niczego takiego. Ale pozw�l, �e poka�� ci co� innego, co� co jest jeszcze wi�ksz� rzadko�ci�... - Wyj�� z kieszeni pude�ko z palisandru i odsun�� wieczko. Wewn�trz znajdowa� si� walec z bursztynu, w kt�rym od stuleci zamkni�ta by�a skrzydlata istota t�czowej pi�kno�ci.
We wn�trzu swego amuletu Ysmay widzia�a malutkie nasiona, co by�o zrozumia�e, gdy� Gunnora by�a bogini� p�odno�ci i obfito�ci. Ten za� kawa�ek bursztynu wygl�da� lak, jakby istota zosta�a tam umieszczona w okre�lonym celu. To, co znajdowa�o si� w �rodku, by�o tak pi�kne, �e westchn�a. Hylle poda� go jej bez s�owa, prosto w mimowolnie wyci�gni�te d�onie. Zachwycona przygl�da�a si� kawa�kowi bursztynu ze wszystkich stron, pr�buj�c odgadn��, czy zamkni�ta w nim istota jest du�ym owadem czy ma�ym ptaszkiem. Nie zna�a bowiem tego zwierz�cia, kt�re najprawdopodobniej dawno temu znikn�o ze �wiata �ywych.
- Co to jest?
- Kto to mo�e wiedzie�? - potrz�sn�� g�ow� Hylle. - Kiedy� �y�o, a teraz od czasu do czasu znale�� je mo�na zatopione w bursztynie. Zawsze to jest niezwyk�e.
- Siostro, co tam znalaz�a�? - zainteresowa�a si� Annet. - Ach, to doprawdy co� wspania�ego! Ale... nikt nie mo�e tego nosi�...
- Masz racj�, Pani - u�miechn�� si� Hylle. - To tylko �cienny ornament.
- We� to - Ysmay wyci�gn�a ku niemu d�o�. - Jest zbyt drogocenny, aby ryzykowa� czyj�� nieostro�no��.
- Jest drogocenny, ale s� inne, podobne do�. Pani, czy zamieni�aby� sw�j amulet na ten? - spyta�, wskazuj�c trzymany przez Ysmay bursztyn. Ale chwila s�abo�ci ju� min�a.
- Nie - odpar�a zdecydowanie Ysmay.
- Masz s�uszno�� Pani - skin�� g�ow�. - Takie amulety jak ten maj� du�� moc.
- Jaki amulet, siostro? - zainteresowa�a si� Annet. - Czy masz jaki� warto�ciowy amulet?
- Talizman Gunnory, kt�ry by� w�asno�ci� mojej matki. - Ysmay z niech�ci� otwar�a d�o� i pokaza�a jej wisiorek.
- Bursztyn! I to Gunnory! Ale� nie jeste� m�atk�, aby mie� prawo do ochrony dawanej przez Gunnor�! - pi�kna twarz Annet ukaza�a przez chwil� prawdziw� natur� tej kobiety: nie by�a przyjazna ani oboj�tna, by�a wroga.
- By� w�asno�ci� matki, a teraz jest m�j - Ysmay zdecydowanym ruchem wsun�a go w poprzednie miejsce, poczym zwr�ci�a si� do Hylla:
- Za uprzejmo�� i pokazanie mi tego klejnotu serdecznie dzi�kuj�, Panie.
Hylle sk�oni� si� tak, jakby Ysmay by�a ulubion� c�rk� Najwy�szego Lorda. Opuszczaj�c kram, Ysmay utwierdza�a si� w przekonaniu, �e Annet zacznie teraz nalega�, aby odebra� jej ostatni� cenn� rzecz, jak� posiada�a.
* * *
Po powrocie do namiotu Annet nie poruszy�a sprawy amuletu. Zachwyca�a si� bransoletk� z surowego bursztynu. Miodowego koloru bursztyn doskonale kontrastowa� z br�zem miedzianej zapinki. Fakt, �e otrzyma�a j� za srebrny pier�cie�, uwa�a�a za osobisty sukces. Ysmay mia�a nadziej�, �e Annet jest w pe�ni zadowolona.
Mimo to przy wieczornym posi�ku by�a czujna i gotowa na wszystko. Po obowi�zkowych zachwytach nad now� ozdob� Annet, Ysmay oczekiwa�a, �e ta rozpocznie rozmow� o amulecie. T� cz�� rozmowy przerwa� Gyrerd zwracaj�c si� do Ysmay:
- Mo�liwe, �e mo�emy mie� wi�cej szcz�cia z Hyllem i zdoby� sporo bursztynu - zacz��.
- Kopalnia! - przerwa�a mu Annet. - M�j Panie, czy on zna spos�b, aby j� ponownie uruchomi�?!
- Ma tak� nadziej�.
- Szcz�liwy, po trzykro� szcz�liwy dzie�! Szcz�liwy przypadek, kt�ry nas przywi�d� do jego kramu!
- Mo�e szcz�liwy, mo�e nie - ostudzi� j� Gyrerd. - Je�li nawet kopalnia zostanie uruchomiona, to i tak nie nale�y do Zamku.
- Jak to? - rysy Annet wyostrzy�y si� gniewnie.
- Jest w�asno�ci� Ysmay... jej posagiem...
- Co za dure�... - pisn�a Annet.
Pierwszy raz Ysmay by�a �wiadkiem, kiedy Gyrerd zdenerwowa� si� na swoj� �on�.
- To postanowienie mojej matki, kt�ra z woli mego ojca by�a w�a�cicielk� kopalni. Istnia�a wtedy jeszcze nadzieja na jej ponowne uruchomienie i �yczeniem ojca by�o zabezpieczenie maj�tkowe matki, za kt�rej posag odbudowano p�nocn� wie�� - stwierdzi� ostro.
- Ale� gr�d zubo�a� przez wojn� i pieni�dze s� potrzebne dla dobra nas wszystkich - stara�a si� argumentowa� Annet.
- Prawda to, ale mo�e istnieje spos�b, aby�my wszyscy byli usatysfakcjonowani. Rozmawia�em z tym cz�owiekiem. Nie jest zwyk�ym kupcem nie tylko z uwagi na sw�j maj�tek, ale r�wnie� dlatego, �e jest w Quayth Lordem i to nie gorszej krwi od naszej. Z jakich� nie znanych mi powod�w zainteresowa� si� Ysmay. Je�li oddamy mu j�, w zamian zobowi�za� si� dostarczy� nam po�ow� tego, co wydob�dzie z kopalni. Widzisz? - zwr�ci� si� teraz do Ysmay. - Mo�esz mie� pana o wi�kszym bogactwie ni� wszyscy okoliczni s�siedzi razem wzi�ci, zamek, w kt�rym b�dziesz nosi�a klucze i perspektyw� �yda prawdziwej damy. Jest to szansa, jakiej mo�esz powt�rnie nie spotka� w �yciu.
Przyzna�a, �e brat ma racj�, ale co wiedzia�a o Hyllu poza tym, �e przyci�ga� jej my�li jak nikt dot�d? Co wiedzia�a o jego p�nocnych w�o�ciach? Z drugiej za� strony mia�a pewno��, �e je�li nie zgodzi si� na niewiadome, Annet zrobi wszystko co w jej mocy, aby zatru� jej �ycie, a i Gyrerd nie b�dzie zadowolony z decyzji siostry. Wyboru wi�c nie mia�a. Quayth niekoniecznie m�g� by� gorszy od Uppsdale. Wi�kszo�� ma��e�stw zawierano w ten w�a�nie spos�b - mi�dzy obcymi. Niewiele dziewczyn zna�o tych, z kt�rymi sz�y do �o�a w noc po�lubn�.
- Zgodz� si�, je�li sprawy tak si� maj� - rzek�a wolno.
- Droga siostro! - Annet by�a uosobieniem szcz�cia.
- C� za rado��! B�dziesz mia�a lepsze wesele od tej lalki z Marchpoint. M�j Panie, daj� ci woln� r�k� w wyborze, ale bacz, aby twa siostra sz�a do �lubu tak, jak przysta�o osobie z wysokiego rodu!
- Najpierw b�d� zar�czyny! - ostudzi� j� nieco Gyrerd. I w jego g�osie brzmia�a rado��. - Ach, siostro, przynios�a� lepsze dni dla Uppsdale!
Ysmay w�tpi�a w to. Mo�e zbyt szybko da�a s�owo, a teraz nie mia�a ju� odwrotu.
III
Wszystkie lampy w wielkiej sali p�on�y jasnym ogniem. Gyrerd nie oszcz�dza� na weselnym przyj�ciu swej siostry. Przy suto zastawionych sto�ach bawiono si� hucznie.
Ysmay z wdzi�czno�ci� podporz�dkowa�a si� zwyczajowi nakazuj�cemu milcz�c� obecno�� panny m�odej przy stole. Hylle dba� o ni�, jak przysta�o �wie�o upieczonemu ma��onkowi, lecz i tak Ysmay ledwie skubn�a z podsuwanych jej przysmak�w. Przed chwil� da�a s�owo ma��e�skiej wierno�ci, a teraz jedynym jej pragnieniem by�o uciec z tej sali i od tego m�czyzny. Jak�e by�a g�upia. Czy naprawd� musia�a po�wi�ci� wszystko, by uwolni� si� od drobnych z�o�liwo�ci Annet... A Gyrerd? Tak upiera� si� przy zamiarze otwarcia starej kopalni, �e jego z�o�� nie mia�aby granic, gdyby nie spe�ni�a jego woli. To co zrobi�a, by�o normaln� spraw�. Kobiety cz�sto wychodzi�y za m�� dla wzbogacenia swej rodziny, a w dodatku ten, kt�rego za�lubi�a, dawa� jej w�adz� nad grodem.
Hylle przyby� z ma�ym orszakiem dworzan i zbrojnych, kt�rzy, jak o�wiadczy�, od niedawna mu s�u�yli, gdy� jego ludzie niezbyt dobrze znali si� na broni. Obieca�, �e rankiem, zanim oddech Lodowego Smoka zmrozi ziemi�, jego robotnicy spr�buj� otworzy� wej�cie do kopalni.
Ysmay nie spojrza�a na� od chwili, gdy zwi�zano im d�onie przed nisz� domowego ducha. Wiedzia�a, �e robi wspania�e wra�enie w szacie barwy z�otego bursztynu, z r�kawami i ko�nierzem ozdobionymi klejnotami. Jego prezenty czu�a na sobie: bransolety, naszyjnik, opask� na w�osy - wszystko to w r�nych odcieniach i wszystko wykonane na kszta�t kwiat�w i li�ci.
Uczta by�a d�uga, lecz zbli�ali si� ju� ku jej ko�cowi. Gdyby od niej zale�a�o, to zatrzyma�aby czas, aby nigdy nie nast�pi� moment, w kt�rym powstan� i w�r�d toast�w p�jd� wraz z siedz�cymi przy najwy�szym stole do go�cinnej komnaty.
Serce wali�o jej jak oszala�e, wargi mia�a suche jak pieprz, a palce mokre od potu, lecz duma nie pozwala�a jej otrze� ich o sukni�. Duma musi teraz by� jej pomoc�, gdy� na nic innego nie mog�a ju� liczy�.
Dano sygna� i towarzystwo powsta�o. Przez chwil� Ysmay obawia�a si�, �e jej dr��ce nogi nie utrzymaj� ci�aru cia�a, ale przezwyci�y�a swoj� niemoc. Nie opar�a si� na ramieniu ma��onka. Ani on, ani nikt z go�ci nie mo�e domy�la� si�, jak bardzo si� boi.
Ogarn�� j� strach, gdy stan�li przed wielkim, zas�oni�tym kotarami �o�em. Aromat �wie�o rozduszonych przez ich stopy zi�, umieszczonych pod kobiercem, miesza� si� z zapachem wina i rozgrzanych cia�. Nie s�ysza�a �ycze�, z jakimi kompania opuszcza�a komnat�. Hylle zamkn�� drzwi na zasuw� i podszed� do sto�u zastawionego dzbanami wina i tacami ciast.
- Moja Pani - odezwa� si� - musz� si� z tob� podzieli� tajemnic� wielkiej wagi.
Ysmay by�a zaskoczona. Ton jego g�osu doprowadzi� j� powoli do przytomno�ci. Przesta�a si� ba�.
- Powiedzia�em, �e posiadam sekret otwarcia kopalni, ale nie m�wi�em, jak do� doszed�em. Jestem kupcem i jestem te� Lordem Quayth, posiadam r�wnie� inne zainteresowania - zajmuje mnie astrologia i alchemia, zg��biam wiedz� o dziwnych miejscach. Czytam tre�ci zawarte w gwiazdach, tak jak inni odczytuj� ksi�gi. Dlatego te� by�em zmuszony po�wi�ci� pewne sprawy doczesne dla wy�szych cel�w. Nie mog� by� zatem prawdziwym m�em niewiasty, gdy� ca�� moj� si�� spo�ytkowuj� w innym celu. Czy pojmujesz to, Pani?
Skin�a g�ow�, ale strach powr�ci�. S�ysza�a rozmaite wie�ci o praktykach stosowanych przez mag�w.
- Doskonale - powr�ci� mu najwyra�niej humor. - Uwa�a�em ci� za osob� trze�wo my�l�c�, zdoln� do przyjmowania rzeczy takimi, jakimi one s� w rzeczywisto�ci. Powinno si� nam dobrze razem wsp�y�. Chcia�bym teraz o jedno ci� prosi�: niekt�re sprawy w moim �yciu dotycz� wy��cznie mojej osoby, nie powinna� o nie pyta� i w og�le si� nimi interesowa�. Jest taka cz�� Quayth, w kt�rej nie mo�esz przebywa�. B�d� ponadto czasami wyje�d�a� i nie powinna� wypytywa� mnie o te podr�e. W zamian za to masz ca�kowit� w�adz� w mym domu. My�l�, �e powinien ci si� spodoba�. A teraz po�� si�, Pani. Ja porozmawiam z gwiazdami. Musz� dowiedzie� si�, jaka pora jest najlepsza, by zwr�ci� si� przeciwko skale tarasuj�cej doj�cie do kopalni!
Po�o�y�a si� pos�usznie, a Hylle zaci�gn�� zas�ony wok� �o�a. S�ysza�a jego kroki, doszed� j� d�wi�k metalu uderzaj�cego o kamie� i to by�o wszystko. Czu�a jedynie wdzi�czno��, nie za� ciekawo��.
Ysmay wydawa�o si�, �e proponowany przez m�a spos�b �ycia jest do przyj�cia: on ma swoje sekrety, ona swoje gospodarstwo. Przygotowa�a ju� zio�a, kt�re zamierza�a zabra� ze sob�. Je�li uda jej si� znale�� odpowiedni teren, to za�o�y tam sw�j ogr�dek, taki sam jak w Uppsdale. Snuj�c takie i podobne plany na przysz�o��, zasn�a nie�wiadoma tego, co dzia�o si� wok�.
* * *
W po�udnie nast�pnego dnia przyby� w�z z lud�mi Hylla. Nie zatrzymali si� jednak w zamku, lecz od razu pojechali w kierunku ska�. Hylle poleci�, by �wiadkowie cofn�li si� na spor� odleg�o��. Twierdzi�, �e si�a, kt�r� wyzwoli, aby usun�� ska�y, jest wielkiej mocy i mo�e wymkn�� mu si� spod kontroli. Podej�� bli�ej pozwoli� jedynie Gyrerdowi, Annet i Ysmay.
Zakapturzeni robotnicy kr�cili si� mi�dzy ska�ami, po czym na gwizd swego pana rozpierzchli si� na boki. Hylle trzyman� w d�oni pochodni� dotkn�� ziemi, po czym w wielkim po�piechu ruszy� ku oczekuj�cym.
Nast�pi�a d�uga chwila ciszy przerywanej jedynie jego oddechem, po czym co� pot�nie hukn�o, ska�y pofrun�y w powietrze, ziemia zatrz�s�a si� pod stopami, a z nieba posypa� si� deszcz skalnych od�amk�w, grudek ziemi i r�nego �miecia. Annet wrzeszcza�a zatykaj�c d�o�mi uszy, a Ysmay patrzy�a z niedowierzaniem na to, co ods�ania� powoli opadaj�cy kurz. Pot�na ska�a zosta�a zamieniona w rumowisko drobnych od�amk�w, mi�dzy kt�rymi uwijali si� ju� zakapturzeni robotnicy z motykami i �opatami.
- Jaki� demon to spowodowa�, bracie? - spyta� Hylla wstrz��ni�ty Gyrerd.
- Nie jestem w�adc� demon�w - roze�mia� si�. - To wiedza, kt�r� zdoby�em dzi�ki d�ugim studiom, ale sekret jest m�j i zwr�ci si� przeciwko ka�demu, kto spr�buje go u�y�, gdy mnie nie b�dzie w pobli�u.
- �aden cz�owiek nie b�dzie chcia� tego u�y� - Gyrerd potrz�sn�� g�ow�. - M�wisz, �e to nie demon? C�, ka�dy ma swoje tajemnice.
- Wystarczy. Zobaczymy, czy reszt� da si� oczy�ci� r�cznie. Jeszcze raz jednak Hylle musia� u�y� swojej wiedzy. Dopiero wtedy ukaza�o si� dawne koryto strumienia i zakap.turzeni robotnicy ponownie oczy�cili teren. Hylle zszed� do nich, po chwili wracaj�c z gar�ci� miodowych od�amk�w.
- To jest pok�ad bursztynu. Wkr�tce nasze trudy powinny zosta� wynagrodzone.
Robotnicy rozpocz�li kopanie. Hylle zosta� przy nich, aby wszystkiego dopilnowa�. Dlatego te� Ysmay musia�a sama doko�czy� przygotowania do podr�y i to w ci�gu dziesi�ciu dni, gdy� tyle wed�ug o�wiadczenia Hylla mogli tu jeszcze pozosta�. Zbli�a�a si� zima, a mieli do przej�cia surowe i dzikie okolice.
Wyniki pracy prowadzonej dzie� i noc (wykonywano j� przy pochodniach i wygl�da�o na to, �e robotnicy wcale nie spali) by�y do�� nik�e. W przeciwie�stwie do Gyrerda Hylle nie wydawa� si� rozczarowany. Twierdzi�, �e jest to kwestia szcz�cia i gwiazd.
Na zako�czenie Hylle zawar� z Gyrerdem umow�, kt�ra, ku zaskoczeniu Ysmay, by�a wspania�omy�lna: za par� okruch�w wydobytych z kopalni zaofiarowa� kilka swych w�asnych, o wiele wi�kszej warto�ci. Gyrerd protestowa� jedynie przez grzeczno��, co zreszt� by�o jak najbardziej zrozumia�e.
Odjechali na dzik� p�noc, obiecuj�c, �e powr�c� z nadej�ciem wiosny.
* * *
Zaiste by� to dziki i obcy kraj. Gdy mieszka�cy Dales przybyli do High Hallack, trzymali si� wybrze�a, boj�c si� tego, co czyha�o w g��bi las�w. Wraz z up�ywem czasu zasiedlali coraz dalej od morza po�o�one tereny, ale g��wnie na zachodzie i po�udniu. Pomoc nadal pozosta�a ma�o znana i r�wnie s�abo zamieszkana.
Wie�ci g�osi�y, �e schronili si� tam ci, kt�rzy panowali na tych ziemiach przed cz�owiekiem. Podczas wojny Najwy�si Lordowie korzystali z ka�dego sojuszu, jaki si� nadarzy� i sprzymierzyli si� z je�d�cami, pochodz�cymi w�a�nie stamt�d. Po zwyci�stwie ci ostatni wycofali si� na swe ziemie, ale poczucie zagro�enia z ich strony pozosta�o.
Mimo to Ysmay ba�a si� mniej, ni� powinna. Interesowa� j� przede wszystkim przysz�y dom, reszta by�a mniej istotna.
Drugiego dnia, po noclegu w ruinach Moycroft, podr�owali po zupe�nie nie znanym Ysmay terenie, cho� Hylle zdawa� si� w nim doskonale orientowa�. By� to pusty i dziki kraj, po kt�rym szala� zimny wicher i w kt�rym panowa�a pustka. Ysmay mia�a ochot� wypyta� m�a o s�siad�w i par� innych spraw tycz�cych si� Quayth, ale ten zaj�ty by� jakimi� manuskryptami. Zacz�a powstawa� mi�dzy nimi �ciana, kt�rej nie by�a w stanie przebi�.
Umowa, kt�r� zawarli w dzie� za�lubin zaczyna�a nabiera� nowego znaczenia. Jak mog�a mieszka� z kim�, kto si� nawet do niej nie odzywa� i �y� bez jednej cho�by s�u��cej? Co prawda Hylle twierdzi�, �e w zamku b�dzie wystarczaj�ca ilo�� s�u�by, lecz rzeczywisto�� okaza�a si� inna.
Pozostawiona sama sobie, Ysmay cz�sto rozmy�la�a. Nie rozumia�a dlaczego Hylle j� po�lubi�. Z pewno�ci� nie dla tych kilkunastu okruch�w bursztynu, kt�re wi�z� w jukach. Przy jego bogactwie by�y one niczym. Niewiedza powoduje strach, tote� w miar� jak nie znajdowa�a rozwi�zania trapi�cej j� zagadki, ros�y obawy. Hylle nie by� r�wnie� nowym przybyszem staraj�cym si� o o�enek, by z��czy� si� ze starym rodem. Nie zale�a�o mu te� na jej ciele, co jasno powiedzia� pierwszej nocy. Co zatem nim powodowa�o?
Teraz podr�owali lasem. Wiatr ucich� ju�, lecz puszcza nadal nie budzi�a zaufania. Ich w�z z trudem mie�ci� si� na szlaku wij�cym si� mi�dzy starymi, wysokimi drzewami. Pnie by�y okryte w�ochatymi porostami, kt�re mieni�y si� zieleni�, biel� i jak krew intensywn� czerwieni�, przechodz�c� w kolor rdzawy. Ysmay nie podoba�y si� one zupe�nie. Pod nogami wyczu�a zalegaj�ce od wiek�w li�cie, kt�re przegni�y w cuchn�cy naw�z.
Podr�owali tak przez ca�y dzie�, zatrzymuj�c si� jedynie na posi�ek i by da� odetchn�� koniom. Hylle nie narzuca� specjalnie szybkiego tempa. Wszyscy poddali si� panuj�cej w lesie ciszy. Nie by�o rozm�w, a przypadkowe kogokolwiek wypowiedzi nie by�y z regu�y podchwytywane przez wsp�towarzyszy.
Wreszcie drzewa przerzedzi�y si�, a droga wiod�a teraz po stromi�nie. Tej nocy obozowali w�r�d wzg�rz. Wszystkie te dni by�y tak do siebie podobne, �e Ysmay straci�a poczucie czasu.
Przej�cie przez g�ry nie by�o �atwe. Hylle ka�dej nocy spogl�da� poprzez rur� z metalu na gwiazdy. Pewnej nocy ostrzeg� przed burz�, kt�ra by�a niedaleko i mia� racj�. Pierwszy �nieg spad� przed �witem, tote� wyruszyli natychmiast. Droga prowadzi�a w d�, z czego Hylle wydawa� si� ucieszony, ale mimo to przynagla� do po�piechu.
Ysmay zgubi�a si� zupe�nie. Skr�cali ju� tyle razy, �e przesta�a si� orientowa�, w kt�r� stron� w ko�cu jad�. Oko�o po�udnia wiatr przyni�s� nowy zapach, a zbrojni cia�niej otoczyli w�z, w kt�rym jecha�a. Poprzez wycie wichr�w us�ysza�a g�os Hylla, kt�ry co� m�wi� o morskim wietrze.
W ko�cu po d�ugim zje�dzie znale�li si� na prostej drodze wiod�cej mi�dzy ska�ami. By�o tu zaciszniej, poruszali si� natomiast wolniej z uwagi na zalegaj�cy �nieg. Szlak bieg� zupe�nie prosto, jakby jechali po jakiej� starej drodze.
Nagle szlak skr�ci� i po prawej stronie ukaza�o si� urwisko granicz�ce z morzem. Z boku widnia�a dziwna p�ka skalna, kt�r� wiatr oczy�ci� ze �niegu, ukazuj�c trzy kamienne krzes�a z pewno�ci� nie wyrze�bione przez natur�. Na siedzeniu ka�dego z nich pozosta�o troch� �niegu wygl�daj�cego z dala jak poduszka i �agodz�cego nieco surowe kszta�ty.
Ysmay rozpozna�a pradawn� robot� Najstarszych. Teraz upewni�a si�, �e poruszaj� si� po starej drodze.
Droga skr�ci�a ponownie, tym razem w stron� l�du. Przed nimi, mi�dzy ska�ami, widnia�a budowla przypominaj�ca kolorem otoczenie, ale b�d�ca z pewno�ci� sztucznym tworem, z murami i wie�ami, jak przysta�o na solidn� warowni�.
- Quayth, moja Pani! - o�wiadczy� Hylle, wskazuj�c budowl� trzymanym w d�oni pejczem.
Z dr�eniem u�wiadomi�a sobie, �e jej nowy dom jest pozosta�o�ci� po Najstarszych i �e b�dzie musia�a stawi� czo�a nie tylko jego zewn�trznej obco�ci, ale tak�e, a mo�e przede wszystkim, jego obco�ci duchowej, kt�ra, wed�ug wierze� jej ludu, cechowa�a takie budowle.
- Jest ogromny, m�j Panie.
- Nie tylko w wygl�dzie - odpar� wpatruj�c si� w ni� uwa�nie, tak jak przy pierwszym spotkaniu. Po chwili, nie doczekawszy si� �adnej reakcji, odezwa� si� znowu. - Jest to jedno z miejsc wybudowanych przez Najstarszych, ale czas obszed� si� z nim �askawiej ni� z innymi. Zobaczysz, �e nie zbywa tu na wygodach. No, chod�my do domu!
Wierzchowce, mimo zm�czenia, przy�pieszy�y kroku i wkr�tce przejechali pod masywn� bram� w grubym murze, flankowanym w ka�dym z rog�w kamienn� baszt�. Dwie z nich by�y okr�g�e, ta najbli�ej bramy kwadratowa, a ostatnia mia�a dziwaczny kszta�t o ostrych k�tach, jakiego nigdy dot�d Ysmay nie widzia�a.
Cho� w naro�nych oknach by�o wida� �wiat�o, to jednak nikt nie wyszed�, aby ich powita�. Zm�czona zsun�a si� prosto w obj�cia Hylla i wsparta na jego ramieniu ruszy�a przez za�nie�ony podw�rzec ku jednej z okr�g�ych baszt. Reszta przyby�ych skierowa�a si� w przeciwnym kierunku.
W �rodku by�o zacisznie i ciep�o. Ku swemu zdziwieniu stwierdzi�a, �e prawie ca�� pod�og� pokrywaj� kobierce i sk�ry zwierz�t, kt�re utworzy�y ci�g dr�g przez d�ugie korytarze i dziwne zakamarki budynku. Jedna z nich doprowadzi�a j� do komnaty, w kt�rej sta�y dwa wysokie krzes�a i st� zastawiony do posi�ku. W kamiennym kominku �ywo p�on�� jasny ogie�. Ysmay zrzuci�a p�aszcz i czym pr�dzej podesz�a do� wyci�gaj�c d�onie. Po raz pierwszy od parunastu dni poczu�a rozlewaj�ce si� po ciele mi�e ciep�o. Us�ysza�a melodyjne brz�kni�de; to Hylle poci�gn�� za szarf� przymocowan� do ma�ego dzwoneczka. W drzwiach prowadz�cych na schody pojawi�a si� posta�, ale dopiero gdy zbli�y�a si� do ognia, Ysmay by�a w stanie j� rozpozna�. Ledwie st�umi�a cisn�cy si� na wargi protest. Osob�, kt�rej g�owa znalaz�a si� na wysoko�ci jej w�asnych ramion, by�a Ningue, teraz ubrana w podbit� futrem kamizelk�, narzucon� na prost� sukni� rdzawego koloru i �ci�le przylegaj�cy do g�owy kaptur, zawi�zany pod szyj�. Wygl�da�a jeszcze mniej kobieco i mniej zach�caj�co ni� przy pierwszym spotkaniu.
- Witaj Panie... Pani - ponownie jej mi�y g�os by� dla Ysmay szokiem w por�wnaniu z oble�nym cia�em. - Uda�o warn si� przyby� przed pierwsz� burz� �nie�n�. Hylle przytakn��, po czym zwr�ci� si� do Ysmay: - Ningue b�dzie ci s�u�y�a, Pani. Jest mi wielce oddana, tak �e nie masz si� czego obawia�.
W jego tonie zabrzmia�o co� dziwnego, ale zanim mia�a czas, aby si� nad tym zastanowi�, on by� ju� przy drzwiach.
- Nie odpoczniesz... nie posilisz si�... tu, m�j Panie? - spyta�a Ysmay.
- W�adca Quayth ma swoje kwatery i nikt mu tam nie �mie przeszkadza�. B�dziesz tu bezpieczna i b�dziesz mia�a dobr� opiek�, Pani - odpar� z ostrzegawczym b�yskiem w oku i wyszed�.
Gdy patrzy�a na zamykaj�ce si� za nim drzwi, ponownie nasz�y j� w�tpliwo�ci o s�uszno�ci podj�tej decyzji.
IV
Ysmay sta�a w za�omie korytarza, spogl�daj�c przez ostro sklepione okno na o�nie�one podw�rze. S�dz�c ze �lad�w pozostawionych na �niegu, kt�ry spad� zesz�ej nocy, t� wielk� budowl� zamieszkiwa�o zadziwiaj�co ma�o ludzi. Przecie� jutro przypada� w�a�nie Dzie� Przesilenia, najkr�tszy dzie� zimy, i we wszystkich grodach przygotowywano si� do wieczornej zabawy. Tutaj nie by�o ani go�ci, ani �ladu �adnych przygotowa�. Zreszt� zar�wno Ningue, jak i ka�da z dw�ch s�u��cych, r�wnie osobliwych, zdawa�y si� nie rozumie� o co chodzi, gdy je ogl�dnie spyta�a o zabaw�.
O ma��onku mia�a niewiele wie�ci, poza tym, �e mieszka� w tej dziwnej, wielobocznej wie�y, do kt�rej nie mia� wst�pu nikt poza zakapturzonymi robotnikami.
Teraz, gdy przypomnia�a sobie marzenia naiwnego dziewcz�cia o w�adzy nad zamkiem, chcia�o jej si� �mia�, albo raczej p�aka�, gdyby duma na to pozwala�a.
Czu�a si� wi�niem, nie w�adczyni�. Prawdziw� w�adczyni� by�a Ningue. Oficjalnie wszystkie jej polecenia przyjmowano z szacunkiem i wykonywano. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e gdyby przekroczy�a pewien pr�g, mog�aby w og�le nie zosta� wys�uchana.
Jedyn� pociech� stanowi� fakt, �e by�o to przestronne wi�zienie: parter stanowi� jeden wielki pok�j - ten, w kt�rym p�on�� ogie�, gdy tu przyby�a; wy�ej znajdowa� si� wielki pok�j z korytarzykiem wiod�cym ku schodom, nad nim za� by�y dwie mniejsze zimne komnaty, nosz�ce �lady u�ytkowania. Na pi�trze mie�ci�a si� komnata z jej �o�em i ci�kimi zas�onami na oknie, na kt�rych kto� kiedy� wyszy� skomplikowane wzory, dzisiaj ju� wyp�owia�e i niewiele m�wi�ce. Chyba, �e dzi�ki jakiemu� z�udzeniu i za�amaniu �wiat�a na par� sekund pojawi�a si� gdzieniegdzie wyra�na twarz czy posta�, niepotrzebnie Ysmay strasz�ca. My�l�c o tym podesz�a do okna i roz�o�ywszy zas�on� pr�bowa�a wyczu� palcami wz�r. Teraz by� on trudny do odszyfrowania, a przecie� par� chwil temu spojrza�a na ni� stamt�d twarz jak �ywa. Na szcz�cie by�a to ludzka twarz, cho� sporo wzor�w wygl�da�o jak przera�aj�ce maski, nie wiadomo w jakim celu stworzone.
G�adzi�a jedwabist� powierzchni�, zastanawiaj�c si� nad kunsztem palc�w, kt�re j� utka�y, gdy nagle napotka�a dziwn� nieregularno�� haftu... Pr�bowa�a dotykiem wyczu� wz�r. Si�gn�a po lamp� i zbli�y�a j� ostro�nie do materii.
Ujrza�a wyszyt� posta� z naszyjnikiem. Jej uwag� przyku� ten fragment naszyjnika, kt�ry zapl�tany by� w nici. Za pomoc� no�yka, kt�ry zawsze nosi�a przy pasie, delikatnie je rozcina�a. Trwa�o to d�ugo, ale w ko�cu uda�o si� jej wy�uska� zagadkowy przedmiot i przysun�� bli�ej lampy. Okaza� si� bursztynem o tak kunsztownie rze�bionym wzorze, �e dopiero po chwili zorientowa�a si�, co on przedstawia. By� to wij�cy si� w dziwacznych splotach w�� z oczkami z jasnego bursztynu.
Po bokach gada snu�y si� urzekaj�ce barw� i kunsztem zygzaki. Mimo wrodzonego wstr�tu do tego rodzaju stworze�, teraz nie czu�a odrazy. Prawd� powiedziawszy, nawet jej si� podoba�, ale tylko przez moment. Za chwil� krzykn�a i chcia�a go rzuci�, lecz nie mog�a. Jego sploty drgn�y i poruszy�y si�! Z przera�eniem obserwowa�a prostuj�ce si�, a nast�pnie zwijaj�ce w k��bek w zag��bieniu jej d�oni cia�o. W�� wyci�gn�� �epek, przygl�da� si� jej poruszaj�c ma�ym pyszczkiem.
Przez d�ug� chwil� trwali oboje nieruchomo, po czym gad zacz�� wi� si� wzd�u� jej d�oni. Ysmay zamar�a z przera�enia. Jednocze�nie w powietrzu rozni�s� si� delikatny zapach, jaki wydzielaj� po rozgrzaniu pewne gatunki bursztynu.
W�� tymczasem pe�z� wzd�u� d�oni. Poczu�a ciep�o okr��aj�ce nadgarstek.
Powr�ci�a na krzes�o przy kominku, trzymaj�c sztywno wyprostowan� r�k�. To, co widzia�a, by�o niemo�liwe. Bursztyn stanowi� niegdy� cz�� �ywego drzewa, znajdowano w nim �ywe istoty, takie jak ta, kt�r� pokaza� jej Hylle, ale sam bursztyn by� martwy. Owszem mia� pewne dziwne w�a�ciwo�ci; je�li si� go potar�o, to przyci�ga� r�ne drobiazgi, niczym magnes �elazo, czy te� m�g� by� pokruszony i przetopiony na p�yn.
W�a�nie! Destylacja! Podnios�a si�, z nadal wyci�gni�t� r�k�, i zbli�y�a si� do skrzyni, kt�r� z tak� pieczo�owito�ci� pakowa�a w Uppsdale. Musia�a u�y� obu r�k, aby podnie�� ci�kie wieko i ju� po chwili szpera�a w zgromadzonych tam zio�ach.
W ko�cu znalaz�a woreczek - antidotum na ka�de czary. Rozwi�za�a go woln� r�k�, pomagaj�c sobie z�bami. Z rozkosz� wci�gn�a w nozdrza aromat, kt�ry si� z niego wydoby�.
Dzi�giel - talizman przeciwko truciznom i urokowi. Wyci�gn�a r�k� podwijaj�c jednocze�nie r�kaw, wzi�a szczypt� proszku i