7486
Szczegóły |
Tytuł |
7486 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7486 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7486 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7486 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wadim Szefner
Dziewczyna nad urwiskiem
czyli wspomnienia Kowrygina
Przet�umaczy�a z rosyjskiego Ryszarda Wilczy�ska
PRZEDMOWA DO 338 JUBILEUSZOWEGO WYDANIA
Ksi��ka ta ukaza�a si� w druku po raz pierwszy siedemdziesi�t pi�� lat temu, w
roku 2231, i odt�d mia�a 337 wyda� w samym tylko j�zyku rosyjskim. Zosta�a
przet�umaczona na wszystkie j�zyki �wiata i dzi� znana jest szerokiemu og�owi
mieszka�c�w naszej Zjednoczonej Planety, a tak�e naszym rodakom na Marsie i
Wenus.
W ci�gu siedemdziesi�ciu pi�ciu lat o Dziewczynie nad urwiskiem napisano tyle
artyku��w, opracowa� i rozpraw naukowych, �e samo ich wymienienie zaj�oby
dziewi�� ogromnych tom�w.
Wypuszczaj�c w �wiat to jubileuszowe wydanie, pragniemy pokr�tce przypomnie�
Czytelnikom histori� powstania Wspomnie� Kow-rygina i wyja�ni�, dlaczego ka�de
nowe pokolenie czyta t� ksi��k� z nies�abn�cym zainteresowaniem.
Swojej nieustaj�cej popularno�ci Dziewczyna nad urwiskiem � trzeba to stwierdzi�
� nie zawdzi�cza literackim osi�gni�ciom Autora, tote� nie nale�y w niej szuka�
ani uog�lniaj�cych my�li, ani szerokich, epickich obraz�w epoki. Wszystko bowiem
to, co wykracza poza okre�lony kr�g tematu powie�ci, po prostu Autora nie
interesuje. Zreszt� nawet nie sprosta�by takiemu zadaniu � nie by� przecie� z
zawodu pisarzem. M�twiej Kowrygin (2102� �2231), autor Dziewczyny nad urwiskiem,
pracuj�c nad swoj� ksi��k� nie zamierza� si�ga� po literackie laury. Z
wykszta�cenia historyk
literatury XX wieku � oczekiwa� s�awy, lub chocia� rozg�osu, raczej z tytu�u
swych kom-pilacyjnych prac historycznoliterackich, kt�rych wydal wystarczaj�co
du�o i kt�re za jego �ycia, niestety, nie cieszy�y si� popularno�ci�, a dzi� �
s� ju� zupe�nie zapomniane. Tymczasem ta niedu�a ksi��eczka, wydana po �mierci
Autora, przynios�a mu s�aw� i s�awa ta, jak widzimy, nie ga�nie z up�ywem czasu.
Dzieje si� tak dlatego, �e Kowrygin opowiada w powie�ci o Andrieju Swietoczewie,
a ka�de s�owo o tym wybitnym uczonym jest drogie Ludzko�ci. Przypominamy jeszcze
raz: Wspomnienia Kow-rygina to utw�r w�skokierunkowy. Autora niewiele interesuje
obyczajowe i naukowe t�o wydarze�. O technice swoich czas�w wspomina tylko
wtedy, kiedy styka si� z ni� bezpo�rednio, osobi�cie i kiedy od niej jest
zale�ny los jego przyjaci�. Czasami w toku wydarze� opisuje bardzo szczeg�owo
niekt�re �wczesne agregaty, lecz w tych opisach odczuwa si� nie tylko g��bok�
oboj�tno�� w stosunku do techniki, ale i niezrozumienie granicz�ce wr�cz z
ignoranc-twem w tej dziedzinie. O Kosmosie, o lotach cz�owieka w przestrze� �
nawet nie napomyka, zupe�nie jakby �y� w epoce geocentryzmu, za� wielki naukowy
sens odkrycia, jakiego dokona� jego przyjaciel, Andriej Swietoczew, poj��
dopiero u schy�ku �ycia, i to w spos�b wybitnie utylitarny.
W�skokierunkowo�� utworu uwydatnia si� tak�e w sposobie ukazania postaci
Andrieja Swietoczewa, mianowicie � poza �rodowiskiem, tylko i wy��cznie w
osobistych kontaktach z Autorem. Nie wspomina wi�c Kowrygin ani o
wsp�pracownikach naukowych Swietoczewa, ani o jego profesorach i poprzednikach
my�li tw�rczej. Gdyby zawierzy� Kowryginowi, mo�na by odnie�� wra�enie, �e
Swietoczew wszy-
stko robi� sam, a przecie� w rzeczy samej by� on w otoczeniu ludzi jednakowo
my�l�cych, spo�r�d kt�rych wielu pod�wczas mia�o ogromne osi�gni�cia naukowe
(Iwannikow, Lemer, Karad�aran, Kielau).
Stylistyka powie�ci jest archaiczna, niewsp�-czesna. Specjalizuj�c si� w
dziedzinie literaturo-znawstwa XX wieku, Autor, nie znalaz�szy swojego w�asnego
sposobu wypowiedzi artystycznej, na�laduje dwudziestowiecznych pisarzy, w
dodatku pisarzy nie najwy�szej klasy. Do wspomnianych niedoci�gni�� utworu
nale�y doda� jeszcze jedno. Kiedy Kowrygin opisuje swoje m�ode lata, m�wi o
sobie jak o starszym, solidnym, do�wiadczonym cz�owieku. C�, trzeba pami�ta�,
�e ksi��k� t� Kowrygin napisa� u schy�ku swoich dni.
Do autora Dziewczyny nad urwiskiem, Ma-twieja Kowrygina, badacze i krytycy maj�
r�ny stosunek. Jednym si� on podoba, dla innych jest wr�cz antypatyczny.
Kowrygin � to posta� kontrowersyjna. Na r�wni ze szczer� dobroci�, odwag�
osobist� i gotowo�ci� przyj�cia ka�demu z pomoc� cechuje go drobiazgowa
pedanteria, gderliwo��, brak krytycznego spojrzenia na samego siebie, granicz�cy
z samo-lubstwem.
�Opowie�� miernoty o geniuszu", �Mozart i Salieri XXII wieku" � tak okre�laj�
niekt�rzy krytycy t� ksi��k�, zapominaj�c �e to w�a�nie Kowryginowi zawdzi�czamy
najpe�niejszy opis �ycia Andrieja Swietoczewa. Trzeba pami�ta�, �e Kowrygin by�
przyjacielem jednego spo�r�d wi�kszych geniuszy my�li technicznej i jak
potrafi�, tak nam o nim opowiedzia�. B�d�my wi�c mu za to wdzi�czni.
Z uwagi na to, �e wiele poj��, nazw, agregat�w, przyrz�d�w i mechanizm�w, kt�re
wy-
mienia Autor, dawno ju� si� zestarza�o, posz�o w niepami��, zosta�o zast�pionych
nowymi i m�ode pokolenie nic o nich nie wie, pozwolili�my sobie na opatrzenie
tekstu przypisami, kt�re wyja�niaj� ich historyczne znaczenie.
Z g��bokm powa�aniem � Redakcja Rosyjska Wydawnictwa �Planeta" 2306 r.
1. WPROWADZENIE
�...Dziewczyna sta�a nad urwiskiem, na brzegu rzeki. By�o to jesieni�, kiedy
padaj� d�ugotrwa�e deszcze, kiedy rozmi�k�a nadbrze�na glina utrwala �lady st�p.
Dziewczyna sta�a nad urwiskiem i z zadum� patrzy�a na jesienn� rzek�, po kt�rej
p�yn�y ��te li�cie.
Nie opodal przechodzi� m�odzieniec i zobaczy� dziewczyn� stoj�c� nad urwiskiem,
i pokocha� j� od pierwszego spojrzenia � tak przecie� powinno by� w bajkach.
M�odzieniec mieszka� w pobli�u i gdy dziewczyna wezwa�a samolot i odlecia�a do
wielkiego miasta, obiecawszy wr�ci� na wiosn�, m�odzieniec pozosta� sam w domku
nad brzegiem rzeki i czeka� na jej powr�t. Czemu tu mieszka� samotnie i kim by�
� nie pytajcie, przecie� to jest bajka.
M�odzieniec codziennie przychodzi� nad urwisko, gdzie kiedy� sta�a dziewczyna.
Wydepta� w glinie w�sk� �cie�k� biegn�c� obok jej �lad�w. Nie nadeptywa� na nie
i za ka�dym razem wydawa�o mu si�, �e dziewczyna niewidzialnie idzie razem z nim
i razem z nim stoi i patrzy na jesienn� rzek�, po kt�rej p�yn� ��te li�cie.
A potem spad�y tak wielkie deszcze, �e �lady pantofelk�w dziewczyny zacz�y si�
nape�nia� wod� i teraz odbija�o si� w nich niebo p�nej jesieni. A potem chwyci�
mr�z i �lady zlodowacia�y.
Pewnego razu m�odzieniec wyci�� jeden �lad i przyni�s� go do swej izdebki.
Po�o�y� na stole, a gdy si� ockn�� rankiem, zobaczy�
roztaja�y l�d. I zdumia� si� wielce, i zmarkot-nia�. Nie �miejcie si�, w bajkach
ludzie dziwi� si� najprostszym rzeczom.
Zasmuci� si� tedy m�odzieniec i pomy�la�: Siady mej ukochanej zas�uguj� na
uwiecznienie. Lecz l�d nie jest wieczny. Nie jest wieczny i metal, bo zjada go
rdza, nie jest wieczne szk�o, bo daje si� st�uc. Nie jest wieczny i kamie�, bo
p�ka od mrozu i �aru. Musz� znale�� taki materia�, kt�ry da si� uformowa� i
kt�remu nie b�dzie zagra�a� ni ogie�, ni mr�z, ni czas.
I nadszed� taki dzie�, kiedy stworzy� substancj�, kt�ra zast�pi�a nam kamie� i
metal, szk�o i mas� plastyczn�, drewno i beton, papier i len. Stworzy�
Wszechmateria�, kt�ry si� nazywa akwalid. Z tego materia�u ludzie zacz�li
budowa� miasta na ziemi i pod wod�, maszyny i wszelkie przedmioty. I to ju� nie
jest bajk�, bo �yjemy w tym �wiecie.
Oto dok�d zawiod�y �lady st�p dziewczyny, kt�ra sta�a nad urwiskiem pewnego
jesiennego dnia, kiedy po rzece p�yn�y ��te li�cie.
Ale razu jednego dziewczyna, na kt�r� czeka� m�odzieniec..." itd., itd.
Ty sam, drogi m�j Czytelniku, znasz z lat dziecinnych t� sentymentaln� histori�
� przecie� ucz� jej nawet w szkole! Stworzona przez wolnego Poet� i po�wi�cona
Andriejowi Swieto-czewowi i Ninie Astachowej ta p�legenda-p�-bajka jest
uwa�ana nie wiadomo czemu za bardzo poetyck� i wzruszaj�c� i by� mo�e niekt�rzy
naiwni ludzie s� sk�onni pomy�le�, �e t� w�a�nie drog� osi�gn�li�my cywilizacj�
akwa-lidow�.
Rzeczywi�cie dziewczyna sta�a nad brzegiem. A wszystko poza tym by�o inaczej,
inaczej... Wszystko wymy�li� wolny Tw�rca.
Jak�e wi�c by�o naprawd�? � spytasz, m�j, szanowny Czytelniku.
Zaraz rozpoczn� swoj� opowie�� i dowiesz si�, od czego si� wszystko zacz�o, co
doprowadzi�o Andrieja Swietoczewa do jego odkrycia, jak i gdzie spotka� Nin�
Astachow�. I jeszcze dowiesz si� wielu innych rzeczy.
Prze�y�em sw�j MID� * z nadwy�k�, �ycie moje biegnie ku schy�kowi i bliski ju�
jest dzie�, kiedy popi� m�j, jak zwiewny ob�ok o-padnie z Bia�ej Wie�y na
kwiaty rosn�ce u jej podn�a. Ale jeszcze zd��� Ci przekaza� histori� o Ninie
Astachowej i Andrieju Swieto-czewie, kt�rego by�em przyjacielem, i o sobie, gdy�
w pewnym okresie moje �ycie by�o mocno zwi�zane z losami tych dwojga.
2. ZDARZENIE NA LENINGRADZKIEJ
POCZCIE
Musz� si� cofn�� do dawnych, dawnych czas�w. Moja opowie�� bowiem zaczyna si� w
dniu, w kt�rym zniesiono pieni�dze. Wszyscy�-cie o nim czytali, a ja go pami�tam
i wiem, �e w ksi��kach jest bardzo ubarwiony. W istocie nic szczeg�lnego wtedy
nie zasz�o. Proces u-mierania pieni�dza trwa� ju� od dawna. Pieni�dze nie
zgin�y nagle, po prostu odesz�y cicho jak cz�owiek, kt�ry prze�y� sw�j MID� z
nadwy�k�. W ostatnich czasach istnienia pieni�dza znaczenie jego by�o raczej
statystyczne, nie przedstawia� bowiem �adnej warto�ci. Je�li brakowa�o banknot�w
pieni�nych
* MID� (Minimum Indywidualnej D�ugo�ci �ycia) � norma d�ugo�ci �ycia
zagwarantowana ka�demu mieszka�cowi planety przez medycyn� i spo�ecze�stwo. W
opisywanej przez Autora epoce MID� r�wna� si� liczbie 110 lat, faktycznie jednak
�rednia d�ugo�ci �ycia ju� wtedy by�a znacznie wy�sza.
na zakup jakiej� potrzebnej rzeczy, mo�na by�o wyrwa� ze swego notatnika kartk�
i napisa� na niej �15 kopiejek" lub �3 ruble", albo �20 rubli" i p�aci�
sprzedawczyni b�d� INDOR--owi *. Albo mo�na by�o poprosi� o pieni�dze
przygodnego przechodnia, kt�ry dawa� potrzebn� sum� i nawet nie pyta� o adres,
tylko szed� dalej swoj� drog�.
W dniu kasacji pieni�dza na uniwersytecie naszym odby�o si� ma�e zebranie w
auli, a potem wszyscy udali si� do swoich zaj��. Pami�tam, �e wracaj�c z
zebrania do budynku, w kt�rym mie�ci� si� wydzia� filologiczny, by�em w
towarzystwie Niny Astachowej i rozmawiali�my nie o zniesieniu pieni�dzy, lecz o
Antologii zapomnianych poet�w XX wieku, nad kt�r� wtedy pracowa�em. Nina,
pod�wczas s�uchaczka drugiego roku, by�a przydzielona mnie, aspirantowi, do
pomocy w zbieraniu materia�u do tej antologii. By�a to dziewczyna bardzo
sumienna, wiele czasu sp�dza�a w bibliotekach i archiwach, wyszukuj�c wiersze i
wszelkie wiadomo�ci o zapomnianych poetach XX wieku, lecz nie podoba�a mi si� w
niej pewna niesforno��, przekora i nadmierna samodzielno��. Na przyk�ad Nina
nalega�a, �eby do antologii w��czy� wiersze niejakiego Wadima Szefnera (1915�
1984?), a ja by�em temu przeciwny. Nie przypad�y mi do gustu nuty t�sknego
smutku i reflek-syjno�� w jego poezji. Wola�em wiersze rze�kie, d�wi�czne, gdzie
wszystko by�o jasne i proste. Uwa�a�em, �e w�a�nie tacy poeci powinni wej�� do
mojej Antologii, �eby czytelnik mia� prawid�owe wyobra�enie
* INDOR (Inteligentny, Niezawodny, Dobrotliwie Obs�uguj�cy Robot) � stary
agregat, spe�niaj�cy funkcj� sprzedawcy. Dawno ju� zaniechano jego produkcji.
o poezji XX wieku. Nina natomiast wci�� nalega�a na umieszczenie tego Szefnera �
zainteresowa� j�. No i gor�czkowa�a si� i nawet z�o�ci�a przy tym. W �aden
spos�b nie mog�a poj��, �e wykonuj� prac� naukow�, a nauka wymaga surowego
obiektywizmu i bezstronno�ci. Og�lnie jednak Nina mi si� podoba�a. Cz�sto
p�ywali�my razem jachtem pod pe�nymi �aglami � Nina bardzo lubi�a morze.
Niekiedy brali�my taksolot i lecieli�my gdzie b�d� za miasto. Tam spacerowali�my
alejami. Lubi�em z ni� przebywa�, cho� peszy�o mnie troch� jej usposobienie.
Bywa�a czasami weso�a, roze�miana, to zn�w nagle stawa�a si� milcz�ca i
zamy�lona. Niekiedy twarz jej przybiera�a wyraz jakiego� oczekiwania, jakby ju�-
ju� mia�o si� sta� co� niezwyk�ego, jaki� cud.
� Nino, o czym teraz my�lisz? � spyta�em kt�rego� razu, kiedy szli�my podmiejsk�
alej�.
� Ach, sama nie wiem, o czym... Wiesz, wydaje mi si� czasem, �e w moim �yciu
zdarzy si� co� bardzo, bardzo dobrego. �e spotka mnie jaka� rado��.
� Pewnie masz na my�li to, �e nied�ugo sko�cz� Antologi�, i kiedy wyjdzie ona z
druku, twoje nazwisko b�dzie wymienione w przedmowie jako nazwisko mego
pomocnika � powiedzia�em. � To rzeczywi�cie wielka rado��. I zas�u�ona!
� Ach, zupe�nie o czym innym m�wisz � zaprzeczy�a niecierpliwie. � Sama nie
wiem, jakiego szcz�cia czekam...
Zdziwi�y mnie jej s�owa i nawet zasmuci�y. Jak mo�na oczekiwa� szcz�cia, nie
wiedz�c jakiego? Gdzie tu logika?
� Powinna� rozwija� w sobie naukowy spos�b my�lenia � poradzi�em. � Nie
prze�y�a� nawet �wierci swego MID�-u. Przed tob�
d�ugie �ycie, naukowe i osobiste. Wyjdziesz kiedy� za m��, m�� tw�j, by� mo�e,
b�dzie u-czonym, tw�j poziom intelektualny nie powinien ust�powa� jego
poziomowi. Czy pomy�la�a� kiedy o tym?
Ale Nina sprawia�a wra�enie, �e nie rozumie moich s��w. Nic nie odpowiedzia�a,
tylko podskoczy�a, zerwa�a ze zwisaj�cej ga��zki li�� i zacz�a patrze� przez
niego na s�o�ce.
� Dzi� s�o�ce jest zielone! � obwie�ci�a. � To zabawne!
Nie pr�bowa�em jej przekonywa�, �e s�o�ce dzi� jest takie jak zawsze,
najzwyklejsze i wcale nie zielone. Po prostu gubi�em si�, kiedy m�wi�a takie
dziwne rzeczy.
Niemniej jednak Nina mi si� podoba�a. Tylko nie my�lcie, �e by�a tak�
pi�kno�ci�, jak� dzi� j� wyobra�aj� malarze czy rze�biarze. Nie, pi�kn� bym jej
nie nazwa�. To by�a zgrabna, smuk�a i ruchliwa dziewczyna, mia�a bardzo lekki
ch�d, twarz wyrazist� i poci�gaj�c�, mi��, ale nie by�o w niej tej urody, jak�
jej dzi� przypisuj�.
Powr�c� jednak do dnia kasacji pieni�dza.
Jak ju� m�wi�em, po zebraniu w auli poszli�my z Nin� do wydzia�u filologicznego.
Nina uda�a si� na wyk�ad, a ja zasiad�em w bibliotece i d�ugo pracowa�em nad
swoj� Antologi�, a potem poszed�em do sto��wki uniwersyteckiej. Kiedy zbli�y�
si� do mnie SATIAS *, jak zwykle zam�wi�em zup� szcza, syntetyczn� w�tr�bk� i
kompot. Zjad�szy, z przyzwyczajenia skin��em na SATIAS-a, �eby si� rozliczy�, i
ju� mia�em wsun�� monet� w otw�r na jego plastykowej piersi, gdy nagle ujrza�em,
�e o-tw�r jest zaklejony papierem.
* SATIAS (Sto��wkowy Automat, Taktowny, Inteligentny Aran�er Syto�ci) �
prymitywny agregat pocz�tku XXII w., w rodzaju dawnego kelnera.
� Obiad bezp�atny, obiad bezp�atny � dobrotliwie powiedzia� SATIAS.
� Nie m�wi si� �obiad bezp�atny", lecz �obiady wydaje si� bezp�atnie" �
poprawi�em go. � Prosz� wezwa� do mnie SASOF-a*.
Wkr�tce do mego stolika podszed� ci�ki SASOF. Powiedzia�em mu, �eby skorygowa�
fonozapis u podlegaj�cych mu SATIAS-�w, bo wyra�aj� si� niepoprawnie. Wstyd,
przecie� to uniwersytet, centrum kultury!
� Jestem oburzony. Zdenerwowany. Zastosuj� odpowiednie �rodki � odrzek� SASOF.
� Czy s� jeszcze uwagi?
� Niestety, s�. Podano mi przypalon� w�tr�bk�. Czy�by�cie s�dzili, �e je�li
teraz wszystko jest bezp�atne, to mo�na karmi� ludzi przypalon� w�tr�bk�?
� Jestem oburzony. Zdenerwowany. Zastosuj� odpowiednie �rodki � odrzek� SASOF.
� Czy s� jeszcze uwagi?
� Nie. Prosz� odej��.
Po obiedzie poszed�em na nabrze�e w kierunku Pierwszej Linii. Nabrze�e wygl�da�o
prawie jak zwykle, tylko statki by�y przystrojone flagami, a u granitowego
zej�cia t�oczy�o si� mn�stwo dziewczynek i ch�opc�w. Dzieci zatrzymywa�y
przechodni�w i prosi�y o pieni�dze. Otrzymawszy je, zbiega�y po stopniach w d�
i wrzuca�y monety do wody. Z papierowych banknot�w robi�y ma�e ��deczki i
puszcza�y je na fale. W szko�ach, ze wzgl�du na kasacj� pieni�dza, zaj�cia by�y
odwo�ane, co wed�ug mnie chyba nie sprzyja�o wzmocnieniu dyscypliny.
Kiedy skr�ci�em ku Pierwszej Linii, zoba-
* SASOF (Sto��wkowy Agregat Spe�niaj�cy Organizacyjne Funkcje) � agregat XXII
w., wykonywa� t� prac�, co dawniej kierownik sto��wki.
czy�em Cz�opijwina *. Lekkim pl�sem i co� tam pod�piewuj�c szed� po plastykowych
p�ytkach jezdni, utrudniaj�c ruch elmobili, kt�re z szacunkiem go wymija�y.
Ludzie troch� z zaciekawieniem, a troch� ze zdziwieniem, niekt�rzy z l�kiem,
popatrywali na niego. Sam nawet zatrzyma�em si� na chwil�, �eby popatrze� na'
ten rzadki okaz, ostatni bowiem raz widzia�em Cz�opijwina w dzieci�stwie, kiedy
mia�em dziewi�� lat. Posta�em troch�, w nadziei, �e Cz�opijwin zacznie bluzga�
przekle�stwami i uda mi si� zanotowa� jakie� nie znane mi wulgarne s��wko. Ale
Cz�opijwin tylko �piewa�. Poszed�em wi�c dalej nieco zmartwiony, �e nie uda�o mi
si� nape�ni� mego STAW-u, nad kt�rym pracowa�em. Musz� tu wyja�ni�, �e od
dwunastego roku �ycia zacz��em uk�ada� s�ownik, kt�ry nazwa�em STAW-em (S�ownik
tematyczny archaicznych wyraz�w). M�j STAW sk�ada� si� z czterech rozdzia��w: 1.
Przekle�stwa i wyzwiska, 2. Terminologia z�odziejska, 3. Terminologia my�liwska,
4. Terminologia wojenna. Drugi, trzeci i czwarty rozdzia� mog�em uzupe�nia�
szperaj�c w starych ksi��kach, w archiwach i bibliotekach, natomiast pierwszy �
r�s� bardzo o-pornie, gdy� przekle�stwa i wyzwiska dawno ju� na Ziemi wysz�y z
u�ycia, a �r�de� pisanych nie by�o. Musia�em zbiera� ziarnko po ziarnku i praca
w tym dziale posuwa�a si� wolno.
Na Wielkim Prospekcie a� si� roi�o od ludzi. Tutaj czu�o si� �wi�to. Z otwartych
okien i balkon�w sfruwa�y papierowe pieni�dze i szy-
* Cz�opijw�n (Cz�owiek Pij�cy Wino) � medyczny i cz�ciowo obyczajowy termin
XXI�XXII ww. Kr�tko m�wi�c � alkoholik. Termin ten nie dotyczy ludzi pij�cych
umiarkowanie wina gronowe. Jak wiadomo, takie wina pija si� i dzi�.
buj�c k�ad�y si� pod nogi przechodni�w. Mijaj�c Kas� Oszcz�dno�ci, zajrza�em do
�rodka. T�oczno tam by�o od dzieci. �mia�y si� i skaka�y, obrzuca�y si� wyj�tymi
z paczek banknotami. Ca�� pod�og� pokrywa�y papierki. Od czasu do czasu dzieci
podbiega�y do biurka, a siedz�ce za nim WIDMO * wydawa�o wci�� nowe paczki.
Na rogu Wielkiego Prospektu i Sz�stej Linii spotka�em swego przyjaciela,
Andrieja Swieto-czewa. Tak, tak, tego samego Swietoczewa, kt�rego imi� znane
jest dzi� ka�demu cz�owiekowi na Ziemi. Ale wtedy jeszcze niczym si� nie
ws�awi�, po�r�d uczonych jednak by� ju� znany.
Zna�em Andrieja z lat dziecinnych � mieszkali�my w tym samym domu i chodzili�my
razem do szko�y. Potem nasze drogi si� rozesz�y. Andriej zawsze interesowa� si�
technik� i zosta� przyj�ty na Akademi� Wy�szych Nauk �cis�ych, ja natomiast
rozpocz��em studia filologiczne na uniwersytecie. I cho� mogli�my pozosta� w
domu, gdy� nasi rodzice mieszkali w Leningradzie, ulokowali�my si� w
akademikach, bo tak wygodniej by�o si� uczy�. Nadal jednak �yli�my w przyja�ni i
cz�sto widywali�my si�.
Ze szkolnych lat pozosta�a w nas pasja kolekcjonowania znaczk�w pocztowych, i to
tak�e nas zbli�a�o. Podczas spotka� przechwalali�my si� swoimi' zbiorami,
rozprawiali�my o �yciu w og�le, o swoich planach i nadziejach. A plany mieli�my
bardzo r�ne.
W ostatnich miesi�cach m�j przyjaciel bywa� ponury i milcz�cy. Pewnego razu,
kiedy odwiedzi�em go w akademiku, przyzna� si�, �e
* WIDMO (Wielooperacyjna Idealnie Dzia�aj�ca Maszyna Obliczeniowa) � agregat
zlikwidowany po kasacji pieni�dza. Dzi� jest zabytkiem muzealnym.
postanowi� dokona� pewnego bardzo wa�nego odkrycia, ale rzecz mu si� nie klei.
Miota si� od jednego do�wiadczenia do drugiego � wszystko na nic. Wsp�czu�em mu
wtedy i po przyjacielsku doradzi�em, �eby si� zabra� do mniej skomplikowanych
zada� i nie d��y� do - cel�w nieosi�galnych. Przecie� nieosi�galne jest
nieosi�galnym, a niemo�liwe � niemo�liwym. Nale�y zakre�li� sobie bli�sze cele i
posuwa� si� stopie� po stopniu w g�r�.
Andriej jednak nie zadowoli� si� moj� przyjazn� rad� i wskaza� na obraz wisz�cy
nad biurkiem w jego pracowni. Obraz przedstawia� Heraklesa goni�cego �ani�
kerynejsk�, Herakles bieg� po �nie�nych szczytach g�rskich.
� Widzisz, jak biegnie? � powiedzia� Andriej. � Po najwy�szych szczytach, a tych
wierzcho�k�w i ska�, kt�re le�� ni�ej, nawet nie dotyka stop�, tylko je
przeskakuje. Dlatego dop�dzi� �ani�.
� M�g� jej nie do�cign�� � wtr�ci�em rezolutnie. � M�g� spa�� i rozbi� si� o
ska�y. No a poza tym Herakles to p�b�g, a ty jeste� zwyk�ym �miertelnikiem.
� A to ju� inna sprawa � odpar� sucho Andriej i sprowadzi� rozmow� na temat
znaczk�w.
Tego dnia opu�ci�em go z wra�eniem, �e w swoich dociekaniach naukowych obra�
fa�szyw� drog� i nie chce jej zmieni� ze zwyk�ego u-poru. By�o mi go nawet �al.
Ju� dawno mi si� wydawa�o, �e drepce w miejscu, podczas gdy ja krok za krokiem
nieugi�cie id� naprz�d. Moja Antologia zapomnianych poet�w XX wieku i komentarze
do niej by�y bliskie realizacji i ju� pomy�la�em o nast�pnej pracy: Pisarze
fanta�ci XX wieku w �wietle wsp�czesnych pogl�d�w etycznych. Opr�cz tego
nieustannie pracowa�em nad swoim STAW-em. Jak ju�
wspomnia�em, by�a to mozolna praca. Za ka�dym obel�ywym wyrazem do pierwszego
rozdzia�u musia�em dos�ownie biega� z wywieszonym j�zykiem, jak to si� dawniej
m�wi�o. Sprawa komplikowa�a si� i z tego powodu, �e swojej pomocnicy, Niny
Astachowej, chroni�c jej dziewcz�c� wstydliwo��, do tej roboty wci�ga� nie
mog�em. Na og� jednak, wolno i skutecznie, posuwa�em si� do przodu, podczas gdy
Andriej tkwi� w miejscu, postawiwszy sobie niewykonalne, tak mi si� przynajmniej
wtedy zdawa�o, zadanie.
Powr�c� jednak do opisywanego dnia. No wi�c spotka�em Andrieja na rogu Wielkiego
Prospektu i Sz�stej Linii. Znowu by� nachmurzony.
� Dok�d tak si� spieszysz? � spyta�em.
� Na poczt� � odrzek� ponuro. � Przecie� wiesz, �e wszystkie znaczki wycofano.
Dot�d chocia� w zbieraniu znaczk�w mi sz�o, a teraz i znaczki skasowali.
� Skasowali? � zdziwi�em si�. � Jak to? A nasze kolekcje?
� Widocznie �le zrozumia�e� komunikat o kasacji. Powiedziano w nim, �e kasuje
si� pieni�dze i wszystkie znaki op�aty. A znaczki przecie� s� nimi.
� Rzeczywi�cie � zorientowa�em si�. � Skoro nie ma pieni�dzy, to i znaczki
wychodz� z u�ycia. I jak tu teraz by� filatelist�?
� Nijak � burkn�� Andriej. � Jedziemy na poczt�.
Ruchem r�ki wezwa� przeje�d�aj�cy taksoel-mobil i wsiedli�my do niego.
� Prosz� do Urz�du Pocztowego � powie-dzia�em AKTOR-owi *.
AKTOR (Automatyczny Kierowca Transportu Osobowego, Rozs�dny) � stary agregat z
ko�ca XXI i pocz�tku XXJI w. Dawno zast�piony innym.
� Zrozumiano. Wioz� do Urz�du Pocztowego. Op�ata skasowana � wyrecytowa� AKTOR
pochyliwszy nad przyrz�dami sterowniczymi metalow� g�ow� z trojgiem oczu.
Czwarte oko, wielka soczewka z ty�u g�owy, patrza�o na nas wnikliwie.
� Pojedziemy z przeskokiem � powiedzia� Andriej. � Spieszno nam.
� Uprzedzam o niebezpiecze�stwie � rzek� AKTOR. � Na trasie do Urz�du Pocztowego
jest dzi� du�y ruch. Przeskok mo�e by� ryzykowny.
� Eee � machn�� r�k� Andriej. � Wielka mi rzecz ryzyko!
� Jazda z rozmow�? � zapyta� AKTOR. � Za rozmow� dodatek skasowany.
� Mo�e by� z rozmow� � powiedzia�em.
� Na kr�tko przed wami wioz�em do Urz�du Pocztowego siwego starca mniej wi�cej w
wieku MID� plus czterdzie�ci lat. Wygl�da� na bardzo zmartwionego. Na klapie
kurtki mia� znaczek Humanisty. Staruszek by� bardzo z�y.
� Nie przeklina� czasem? � spyta�em z nadziej�.
� Nie. Mia� tylko zmartwion� min�.
� Nie znudzi�o wam si� to gadanie? � ze z�o�ci� powiedzia� Andriej. � Nie
rozumiem, co za przyjemno�� rozmawia� z mechanizmem!
Zamilkli�my.
Do Urz�du Pocztowego by�o daleko, znajdowa� si� w nowym centrum miasta, kt�re
przesun�o si� w kierunku miejscowo�ci Puszkino. Ruch uliczny by� w tych
godzinach bardzo du�y. Kiedy przed nami za sznurem pojazd�w zarysowywa� si�
prze�wit, nasz AKTOR uruchamia� w elmobilu podskrzyd�a i przelatywa� nad
sun�cymi maszynami, zajmuj�c przed nimi wolne miejsce. W ko�cu znale�li�my si�
przed
poczt� � niewielkim dwudziestopi�trowym budynkiem po�rodku placu.
Na placu rojno by�o od m�odzie�y szkolnej, doros�ych i starc�w. Niekt�rzy
przyszli z albumami do znaczk�w i z Przewodnikiem filatelisty. Wszyscy wygl�dali
na niezadowolonych. Patrzyli na gigantyczny teleekran wmontowany w �cian� Urz�du
Pocztowego.
Obaj z Andriejem tak�e zacz�li�my patrze� na ekran i niebawem zobaczyli�my
Moskw�. Plac przed moskiewsk� poczt�, jak tu, by� pe�en filatelist�w. Potem
ukaza�o si� na ekranie Buenos Aires. By�a tam ju� noc. Ci�ba filatelist�w sta�a
z pochodniami. Niekt�rzy trzymali jakie� piszcza�ki i dmuchali w nie. Potem u-
kaza�a si� poczta w Rzymie. Tysi�ce filatelist�w siedzia�o wprost na jezdni,
wstrzymuj�c ruch pojazd�w. Potem Rzym znik� i ukaza�a si� male�ka mie�cina
gdzie� w strefie Czarnego L�du. Tu przed budynkiem poczty sta�a m�odzie� szkolna
i doro�li z transparentami. Napis na jednym z nich g�osi�: �Urz�dnicy pocztowi!
Znaczki s� ludziom potrzebne!" Wreszcie ekran zgas�. Po chwili pojawi� si�
spiker i powiedzia�:
�W Genewie nieprzerwanie obraduje Wszech�wiatowa Rada Pocztowa. Problem znaczk�w
b�dzie rozwi�zany w najbli�szym czasie. ��czymy si� z Genew�".
� Idziemy do Urz�du � powiedzia� Andriej i zacz�� si� przepycha� do wej�cia.
Poszed�em za nim ws�uchuj�c si� pilnie w rozmowy ludzi, z nadziej� �e us�ysz�
jakie� przekle�stwa i dorzuc� do swego STAW-u nowe s��wko. Niestety, nikt nie
przeklina�, cho� wszyscy byli oburzeni.
W Urz�dzie by� t�ok, ale mniejszy, ni� si� spodziewa�em. Podeszli�my do okienka,
gdzie jeszcze wczoraj sprzedawano znaczki. Teraz
wisia�o tu og�oszenie: �W zwi�zku z kasacj� pieni�dzy znaczki zosta�y wycofane.
Listy wysy�a si� bezp�atnie."
Dziewczyna w okienku cierpliwie t�umaczy�a jakiemu� staruszkowi w wieku chyba ze
dwu MID�-�w, �e skoro pieni�dze wycofano, to znaczk�w nie trzeba nakleja� i �e
list dojdzie do adresata bezp�atnie. U uszu dziewczyny chy-bota�y kolczyki. By�y
bardzo proste: dwie metalowe kuleczki na cieniutkich �a�cuszkach, ale od razu
rzuca�y si� w oczy, gdy� w naszych czasach ozdoby przy uszach zupe�nie wysz�y z
mody. Dziewczyna, owszem, �adna i w kolczykach by�o jej do twarzy.
� Zbieranie znaczk�w sta�o si� tradycj� historyczn� � powiedzia� Andriej
podszed�szy do okienka � i nie wy pocztowcy b�dziecie o nich decydowa�.
� Znaczki s� wycofane nie przez urz�dnik�w pocztowych, lecz przez Czas �
skromnie zaprotestowa�a dziewczyna z kolczykami. � Zbieranie znaczk�w jest
niepotrzebnym wymys�em, to prze�ytek.
� Skoro ludzie interesuj� si� filatelistyk�, to znaczy, �e znaczki musz� by�! �
g�o�no i gniewnie powiedzia� Andriej.
� Jest pan �mieszny z tymi swoimi znaczkami � westchn�wszy odpar�a dziewczyna.
� A pani jest g�upia z tym nowoczesnym pogl�dem na znaczki i z tymi swoimi
przedpotopowymi kolczykami! � krzykn�� Andriej. � Jest pani prawdziw� wied�m�!
Dziewczyna z l�kiem i uraz� spojrza�a na Andrieja.
� Za du�o sobie pozwalasz � rzek�em do przyjaciela. � Rzuci�e� wyzwiskiem. Wstyd
mi za ciebie!
� Prosz� mi wybaczy� � Andriej zwr�ci� si� do dziewczyny w okienku. � Jeszcze
nigdy
mi si� co� podobnego nie zdarzy�o. Przepraszam, �e pani� obrazi�em.
� Wybaczam panu, jest pan dzi� po prostu czym� bardzo zdenerwowany. A co to
takiego wied�ma?
� Nie wiem � odpar� Andriej. � Tak m�wi� m�j pradziadek do mojej prababki, kiedy
by� z�y.
� Wied�mami w dawnych, bardzo dawnych czasach nazywano istoty mityczne, p�niej
s�owo wied�ma, utraciwszy pierwotne znaczenie, przechowa�o si� w j�zyku ludowym
jako ob-ra�liwe, u�ywane w stosunku do k��tliwych, z�o�liwych i nie ciesz�cych
si� przyjemnym wygl�dem kobiet. Mog� pani� zapewni�, �e w niczym pani ich nie
przypomina, i pod tym wzgl�dem m�j przyjaciel si� omyli�.
� A to nawet ciekawe! � zawo�a�a dziewczyna z kolczykami. � I sk�d pan to
wszystko wie?
� Wiem nie tylko to, lecz wiele wi�cej � odpar�em ze skromnym u�miechem. Po czym
wyja�ni�em, �e S�ownik tematyczny archaicznych wyraz�w, nazywany w skr�cie STAW-
-em, zawiera bardzo du�o poj�� i zwrot�w. W ko�cu powiedzia�em, kim jestem i jak
si� nazywam. Dziewczyna s�ucha�a z zaciekawieniem i r�wnie� powiedzia�a par�
s��w o sobie. Na imi� mia�a Nadia. A p�niej Nadia zosta�a moj� �on�, ale teraz
nie o tym chcia�em m�wi�.
Kiedy opu�cili�my z przyjacielem Urz�d Pocztowy, na gigantycznym teleekranie
pojawi� si� w�a�nie spiker i oznajmi�, co nast�puje:
1. Wszech�wiatowa Rada Pocztowa uwa�a kolekcjonowanie znaczk�w za prze�ytek nie
przynosz�cy Cz�owiekowi �adnych korzy�ci.
2. Wszech�wiatowa Rada Pocztowa uwa�a
kolekcjonowanie znaczk�w za prze�ytek nie przynosz�cy Cz�owiekowi �adnej szkody.
3. Je�eli filateli�ci chc�, �eby znaczki pocztowe istnia�y, niech wi�c istniej�,
ale nie jako znaki op�aty.
4. W zwi�zku z powy�szym ka�dy Cz�owiek ma prawo drukowa� swoje w�asne znaczki.
S�u�y� ma temu typografia i pozosta�e techniki drukarskie.
5. Ka�dy Cz�owiek w ci�gu swego �ycia ma prawo wyda� trzy rodzaje znaczk�w w
og�lnym nak�adzie 1 000 000 egzemplarzy.
� No widzisz � powiedzia�em do Andrieja � wszystko si� sko�czy�o dobrze. I
trzeba to by�o obra�a� dziewczyn�? U�ywa� zupe�nie nie pasuj�cego do niej
okre�lenia �wied�ma"! Skrzywdzi�e� Cz�owieka. Musisz to odpokutowa�.
� Sam to wiem � odpar� Andriej. � Zachowa�em si� niegodnie. I to wcale nie z
powodu wycofania znaczk�w, lecz dlatego, �e mi si� nie wiedzie. Jaki� czas
my�la�em, �e jestem bliski wielkiego odkrycia, a teraz mi si� zdaje, �e id�
fa�szywym tropem.
� W naszych czasach nie mo�e by� wielkich odkry� � zauwa�y�em. � W naszych
czasach mo�liwe jest tylko udoskonalanie.
Andriej odpowiedzia� milczeniem i wyda�o mi si�, �e wewn�trznie zgadza si� ze
mn�, ale nie przyznaje si� do tego uniesiony fa�szyw� ambicj�.
Myli�em si� jednak. W Andrieju zawsze by�o co� nieodgadnionego. A przecie�
zna�em go od dzieci�stwa.
3. DZIECI�STWO
W najwcze�niejszym dzieci�stwie mieszka�em z rodzicami w domu przy Jedenastej
Linii na Wyspie Wasiljewskiej. Ojciec m�j wyk�ada� literatur� w szkole zwanej
dwunastolatk�, matka by�a projektantk� w fabryce damskich ozd�b. Produkowano tam
obr�czki, pier�cionki i wszelkie inne �wiecide�ka z oczyszczonego chemicznie
�elaza (z�oto dawno ju� wtedy wysz�o z mody), a tak�e pier�cienie i diademy
inkrustowane marsja�skimi kamykami. W fabryce tej moja matka zaprzyja�ni�a si� z
Ann� Swietoczew�, matk� Andrieja. Potem zaprzyja�nili si� tak�e nasi ojcowie i w
rezultacie o-siedli�my w jednym wsp�lnym mieszkaniu w Porcie, w domu nad samym
morzem. W okresie tym rozpocz�� si� proces tak zwanej wt�rnej komunalizacji
mieszka�. Wielu ludzi pod�wczas, nim proces si� ten rozpocz��, musia�o mieszka�
w wielkich lokalach kwaterunkowych. Poniewa� los ��czy� ich przypadkowo, a byli
cz�stokro� odmiennych charakter�w, r�nych �rodowisk i zainteresowa�, wynika�y
mi�dzy nimi w takim wsp�lnym mieszkaniu k��tnie i wrogo��. Tymczasem tempo
budownictwa mieszkaniowego wci�� ros�o, wi�c nasta� rok, kiedy ka�dy, kto
chcia�, m�g� zaj�� mniejsze samodzielne mieszkanie. Min�� jaki� czas i
poszczeg�lne osoby, a nawet ca�e rodziny, zaprzyja�nione ze sob�, zacz�y
zajmowa� wsp�lnie jeden lokal, lecz ju� w nowych warunkach, w warunkach
wzajemnej �yczliwo�ci. Zjawisko to zosta�o wzi�te pod uwag� i znowu cz�� nowego
budownictwa przeznaczono na wi�ksze mieszkania. Ludzie w takich lokalach
mieszkali jak jedna wielka rodzina, daj�c pieni�dze do wsp�lnego garnka
niezale�nie od wysoko�ci zarobk�w. Dzi� proces ten trwa nadal, a �e ska-
sowano pieni�dze, wszystko sta�o si� o wiele prostsze.
Dom, kt�ry zaj�li�my wsp�lnie ze Swietocze* wami, zamieniwszy si� z jak�� wielk�
rodzin�, by� stary, zbudowany z ceg�y. W por�wnaniu z nowymi, betonowymi domami,
stoj�cymi obok, wydawa� si� staro�wiecki. W naszym domu we wszystkich drzwiach
wychodz�cych na klatk� schodow� by�y nawet zamki, i mnie si� podoba�a ta
staro�wiecko��. Drzwi oczywi�cie ju� nie zamykano na klucz, klucze dawno si�
pogubi�y lub przekazano je na z�om, ale ta pozosta�o�� starych wyposa�e�
przydawa�a mieszkaniom tajemniczo�ci.
Rodziny nasze �y�y w przyja�ni. Ojciec An-drieja, Siergiej Jekatierynowicz
Swietoczew, by� weso�ym, dobrodusznym cz�owiekiem. Pracowa� w fabryce papieru i
by� ze swego zawodu dumny. �Wszystko up�ywa, zmienia si�, a przemys� papierniczy
wci�� jest! � mawia�. � Bez nas nie da si� �y�". Czy� m�g� przypuszcza�, �e jego
syn dokona tak wielkiego odkrycia, i� nawet papier nie b�dzie potrzebny?
Nam z Andriejem rodzice przydzielili jeden du�y pok�j dziecinny, a ��ka nasze
sta�y obok siebie. Mieszkanie nie by�o wielkie, ale mi�e. Lecz kt� z Was,
drodzy Czytelnicy, nie widzia� go! Przecie� dom ten jest chroniony w stanie
nienaruszalnym � ku czci Andrieja Swietoczewa, i wszystko tam jest takie jak
dawniej. Tylko pokrycie pod�ogi dwa razy do roku jest zmieniane, a to dlatego,
�e wydeptuj� je niezliczeni wycieczkowicze ze wszystkich kontynent�w naszego
globu. Odwiedzaj�cym �w dom-muzeum, mieszkanko to wydaje si� dzi� skromne, lecz
mnie w dzieci�stwie wydawa�o si� bardzo du�e. W tamtych czasach jeszcze nie by�o
takiego dostatku mieszkalnej przestrzeni, jak dzi� i norma � pok�j na osob�,
� by�a w pe�ni przestrzegana. To teraz, kiedy w ci�gu doby wznosi si�
gigantyczne budowle z akwalidu, mo�ecie, je�li za�wita wam w g�owie taka
niedorzeczna my�l, zam�wi� sobie w�asny pa�ac i cho� w Urz�dzie Budownictwa
Mieszkaniowego wszyscy b�d� zdumieni waszym dziwactwem, zam�wienie spe�ni� i w
ci�gu dnia przeprowadzicie si� do w�asnego pa�acu, ale po tygodniu uciekniecie
stamt�d z nudy.
Wr��my jednak do Andrieja. No wi�c mieszkali�my z nim w jednym domu, chodzili�my
do tego samego przedszkola, a potem razem wst�pili�my do dwunastolatki. �yli�my
w przyja�ni, powierzali�my sobie swoje sekrety i plany na przysz�o��,
pomagali�my w nauce. Ja by�em niez�y z j�zyka ojczystego, Andriej by� mocny w
matematyce. Jednak �adnych cech genialno�ci w owym czasie Andriej nie
przejawia�. By� zwyczajnym ch�opakiem, jak ka�dy inny. W pierwszym okresie
szkolnym uczy� si� na og� �rednio, zeszyty prowadzi� gorzej ni� ja, tote�
nierzadko stawiano mnie jemu za wz�r.
Musz� nadmieni�, �e cho� przyja�nili�my si� z Andriejem, niekt�re cechy jego
charakteru nie podoba�y mi si�. Wydawa�o mi si�, �e Andriej zawsze czego� nie
dopowiada, jakby si� ba�, �e nie potrafi� go zrozumie�. Bola�a mnie r�wnie� jego
sk�onno�� do samotno�ci i milczenia. M�g� przesiedzie� godzin� i dwie bez ruchu,
patrz�c w jeden punkt i rozmy�laj�c o czym�. Na moje pytania w takich chwilach
odpowiada� nie na temat, i to mnie naprawd� z�o�ci�o.
Lubi� te� brodzi� samotnie nad brzegiem zatoki, po pla�y. Jesieni� na pla�y by�o
pusto i kiedy wracali�my ze szko�y, ja wali�em od razu do domu, a Andriej
czasem, nie wiedzie� czemu, bieg� na t� pust� pla��, gdzie nie by�o nic
ciekawego. Kt�rego� razu, pami�tam, wr�-
ci�em bez Andrieja do domu, a tu jego matka wysy�a mnie po niego. �Przecie� dzi�
jego u-rodziny, czy�by zapomnia�?" � powiedzia�a. Poszed�em wi�c na brzeg. Dnia
tego by�o pochmurno i wilgotno. Pada� kapu�niaczek. Woda sta�a nieruchomo, tylko
igie�ki deszczu cicho wk�uwa�y si� w ni� i znika�y. Andriej sta� w m�awce nad
samym brzegiem. Nie patrzy� w dal, tylko pod nogi, na wod�.
� �e te� masz ch�� stercze� tu na pla�y � powiedzia�em. � Przecie� to nie lato.
Chod� do domu, mama ci� wo�a. Zapomnia�e�, �e dzisiaj sko�czy�e� dziesi�� lat? I
o czym to tak rozmy�lasz?
� My�l� o wodzie � odrzek�. � Woda jest dziwna, prawda? Do niczego na �wiecie
niepodobna.
� I c� niezwyk�ego widzisz w wodzie? zdziwi�em si�. � Woda to woda.
� Nie, woda jest tajemnicza � uparcie powtarza� Andriej. � Jest ciecz�, a jak
si� po niej uderzy pa�k�, to a� r�ka boli, taka jest spr�ysta. A gdyby zrobi�
wod� ca�kiem tward�?
� Nastanie zima, woda zamieni si� w l�d i b�dzie twarda � rzek�em.
� Nie chodzi o l�d � odpar� jakby z uraz�. Milcz�c poszli�my do domu. Matka
obj�a
Andrieja i podarowa�a mu paczuszk� ze znaczkami pocztowymi, a moja mama da�a mu
Przewodnik filatelisty.
� Huraaa! Nikaraguaaa! � krzykn�� m�j przyjaciel obejrzawszy znaczki. Podskoczy�
z rado�ci i zacz�� biega� po wszystkich pokojach wrzeszcz�c: �Nikaragua!
Nikaragua!" Kiedy przebiega� ko�o tapczana, podstawi�em mu nog� i Andriej upad�
na poduszki. Ja te� rzuci�em si� na tapczan i zacz�li�my si� zmaga�, a potem
z�apali�my wa�ki i t�ukli�my si�, ile wlezie, oczywi�cie dla zabawy.
� Bij zwierzaka! � krzycza�em i wymachiwa�em wa�kiem od tapczana.
� Bij portrecist�! � wrzeszcza� Andriej spuszczaj�c mi na g�ow� drugi wa�ek.
�Portrecistami" w naszym k�ku filatelist�w nazywano tych, kt�rzy zbierali
znaczki z wizerunkami s�awnych ludzi. Ja w�a�nie nale�a�em do �portrecist�w",
Andriej natomiast do �zwierzak�w", bo zbiera� znaczki wyobra�aj�ce r�ne
zwierz�ta. Lubi� szczeg�lnie kolorowe, egzotyczne zwierzaki. Gust mia�
niewybredny, podoba�y mu si� najbardziej jaskrawe w kolorach, wr�cz ordynarne
znaczki, przedstawiaj�ce jakie� pstre ptaki. Zbiory swe bardzo ceni�, ale je�li
kt�re� z dzieci poprosi�o go cho�by o najbardziej kolorowy znaczek � da� go. Sam
rzadko kiedy zwraca� si� do kogokolwiek z pro�b� i dlatego niekt�rzy uwa�ali go
za zarozumialca. Ale zarozumialcem to on nie by�, tylko by� po prostu opanowany
i z latami to opanowanie rozwija�o si� w nim.
Z latami ros�a w nim tak�e sk�onno�� do abstrakcyjnego rozumowania. Jego
roztrz�sania na ten czy �w temat, musz� si� przyzna�, przyprawia�y mnie o nud�.
Raz, a byli�my wtedy w czwartej klasie, mia�g si� odby� wycieczka szkolna do
starego soboru �w. Izaaka, w�a�ciwie to mieli�my zwiedzi� jego kolumnad�. Tego
dnia na p�askim dachu naszej szko�y wyl�dowa� niedu�y aerolot, szybko wsiedli�my
do niego i polecieli�my do katedry. Zatrzymawszy si� w powietrzu przy g�rnej
kolumnadzie, aerolot wysun�� pochy�y trap i ca�a klasa zesz�a wraz z
nauczycielem do st�p kolumn. Ze szczytu soboru widzieli�my ca�e miasto i New� z
jej czternastoma mostami, i �Auror�" stoj�c� na wieczystej przystani, i zalew, i
statki na nim.
� Ach, jak pi�knie! � powiedzia�em do An-drieja. � Prawda?
� Bardzo! � zgodzi� si�. � Tylko wszystko doko�a zbudowane z r�nych materia��w.
Z kamienia, �elaza, ceg�y, betonu, sztucznego tworzywa, szk�a...
� Czy to �le? � zdziwi�em si�. � Tak powinno by�. Jedno si� robi z tego, drugie
z czego� innego. Tak by�o i tak b�dzie.
� Wszystko trzeba robi� z tego samego � rzek� w zamy�leniu Andriej. � I domy, i
statki, i samochody, i rakiety, i buty, i meble. Wszystko!
� Ee, bzdury gadasz � zauwa�y�em. � Bardzo du�o robi si� z plastyku.
� Ale nie wszystko. Trzeba stworzy� taki plastyk, z kt�rego mo�na by zrobi�
ka�d� rzecz.
� Nie wym�drzaj si�! � rozz�o�ci�em si�. � Jeste�my uczniami i nie mamy po co
my�le�
o tym, co nie mo�e si� spe�ni�.
Po tych s�owach Andriej si� obrazi� i d�ugo ze mn� nie rozmawia� na ten temat.
Wkr�tce zacz�� przynosi� do domu wszelkie mo�liwe ksi��ki naukowe, w kt�rych
przede wszystkim pisano o wodzie. A gdy�my przeszli do nast�pnej klasy, ka�dy
wiecz�r sp�dza� w Otwartym Laboratorium, takie laboratoria i dzi� znajduj� si� w
ka�dej szkole.
W laboratorium tym by�o mn�stwo wszelakich urz�dze� i przyrz�d�w do do�wiadcze�,
Andriej krz�ta� si� w�r�d nich zapominaj�c nawet o jedzeniu. Cho� to si� wydaje
dziwne, ani jego rodzice, ani moi nie wyra�ali w tym wzgl�dzie �adnych
sprzeciw�w. Kiedy napomyka�em, �e Andriejowi to zupe�nie niepotrzebne i tylko
szkodzi jego zdrowiu i og�lnym post�pom w nauce, �agodnie mi odpowiadali, �e ja
po prostu pewnych rzeczy jeszcze nie
rozumiem. A przecie� stosownie do swego wieku by�em ca�kiem nieg�upi i post�py w
nauce mia�em dobre. Je�li chodzi o Andrieja, to im dalej, tym wi�ksze mia�
osi�gni�cia w dziedzinie przedmiot�w �cis�ych, podczas gdy w pozosta�ych �
rozwija� si� �rednio. Niekt�re lekcje w og�le opuszcza� z powodu swoich
do�wiadcze� w laboratorium, i wprost niepoj�te � nauczyciele mu to wybaczali.
Tak wi�c na lekcjach wychowania fizycznego bywa� bardzo rzadko, a na nauce
p�ywania w szkolnym basenie � prawie wcale. I pomy�le�, �e w og�le me nauczy�
si� p�ywa�!
Mimo wszak�e niekt�rych dziwactw Andriej by� dobrym koleg�. Czasem sprzeczali�my
si�,
ale prawie nigdy�my si� ze sob� nie k��cili. Raz tylko Andriej wybuchn�� z
powodu g�upstwa i nawet mnie obrazi�. A by�o to tak. liczyli�my si� w si�dmej
klasie teorii Einsteina i ja nie wszystko rozumia�em, wi�c uciek�em si� w domu
do pomocy NEO-na*. Wiem, �e dzi� tych agregat�w si� nie stosuje, s� uwa�ane za
niepedagogiczne i dawno zaniechano ich produkcji, lecz w moich szkolnych latach
uczniowie korzystali z ich pomocy. Andriej do NEO-na odnosi� si� lekcewa��co i
nawet da� mu ordynarne przezwisko �opatolog. No wi�c w domu w�o�y�em podr�cznik
w otw�r agregatu, w��czy�em kontakt i mechaniczne palce zacz�y kartkowa�
strony. NEO czyta� na g�os i obja�nia� wizualnie na ekranie. T�umaczy� w spos�b
uproszczony i zrozumia�y. Nagle Andriej, kt�ry do tej pory siedzia� cicho za
swoim sto�em i patrzy� bezczynnie w jeden punkt, powiedzia� gniewnie:
� Wy��cz wreszcie tego nieszcz�snego �opa-
NEO � Niezawodny Elektroniczny Obja�niacz
tologa! Czy�by� nie rozumia� takich prostych rzeczy?
� Andriej! Jeste� ordynarny! � zawo�a�em. � Ten agregat nazywa si� NEO i wcale
nie jest �opatologiem.
� �e te� kto� wymy�la tym agregatom takie nazwy! � burkn��. � Te� mi NEO!
� Nazwy wszystkim agregatom wymy�la Ochotnicza Komisja Specjalna, z�o�ona z
Poet�w � odpar�em. � Obra�aj�c agregat, obra�asz tak�e Poet�w, kt�rzy bezp�atnie
si� trudz�, by da� nazwy mechanizmom. A poniewa� korzystam z pomocy NEO-na,
obra�asz i mnie.
� Daruj, wcale ci� nie chcia�em obrazi� � rzek� Andriej. � Daj mi ksi��k�,
wyja�ni� ci ten rozdzia�.
I zacz�� mi t�umaczy� sens teorii, ale t�umaczenia jego by�y jakie� dziwne,
wr�cz paradoksalne i zupe�nie dla mnie niepoj�te. Powiedzia�em mu o tym, a on
szczerze si� zdziwi�.
� To przecie� takie proste! Ksi��ka ta wpad�a mi w r�ce, kiedy byli�my w drugiej
klasie i pami�tam, �e nie znalaz�em w niej nic niejasnego.
� Ty nie znalaz�e�, ale ja znalaz�em! � odpowiedzia�em i zn�w w��czy�em NEO-na.
Ta r�nica zda� nie naruszy�a naszej przyja�ni, tote� gdy�my sko�czyli po
szesna�cie lat i otrzymali�my prawo do korzystania ze Wzmocnionych Stacji
Przekazywania My�li, obaj wzi�li�my wsp�ln� fal� i zostali�my sobowt�rami * w
wymianie my�li. Niebawem sta�o
* Przekazywanie my�li w tamtych czasach mog�o si� odbywa� mi�dzy dwoma
abonentami wed�ug schematu A�B:B�A. Praca Wzmocnionych Stacji zu�ywa�a du�o
energii, tote� korzystanie z niej zalecano jedynie w wyj�tkowych przypadkach, z
braku innych �rodk�w ��czno�ci.
si� to bardzo przydatne � moja pomoc by�a potrzebna Andriejowi.
A by�o to tak. Wczesn� wiosn� nasi rodzice wzi�li urlop i polecieli na
Madagaskar. Przed odjazdem oczywi�cie dali nam mn�stwo rad i wskaz�wek. Andriej,
korzystaj�c z nieobecno�ci rodzic�w, do p�nej nocy przesiadywa� w Otwartym
Laboratorium. Chodzi� tam sam i robi� do�wiadczenia z wod�, na kt�rej punkcie
dosta� zupe�nego bzika, jak to si� dawniej m�wi�o. Okaza�o si� p�niej, �e te
do�wiadczenia wcale nie by�y bezpieczne i DRAKON * nieraz robi� Andriejowi
uwagi, a nawet wy��cza� pr�d w laboratorium, �eby przerwa� te do�wiadczenia.
Tote� Andriej znienawidzi� Bogu ducha winnego DRAKON-a i da� mu brzydkie
przezwisko Dryblas.
Raz Andriej zosta� w laboratorium d�u�ej ni� zwykle, ale nie martwi�em si� o
niego, gdy� by�em pewny, �e skoro pracuje w obecno�ci dy�urnego DRAKON-a, nic mu
nie zagra�a, i poszed�em spokojny do ��ka. Ju� zasypia�em, gdy nagle us�ysza�em
sygna� my�li Andrieja.
� Co si� sta�o? � spyta�em.
� Stan zagro�enia � nadawa� Andriej � przyjd� do laboratorium. Stop.
Natychmiast si� ubra�em i wybieg�em na ulic�. U wyj�cia z bramy zatrzyma� mnie
PIW AK **.
� Jeste� zdenerwowany. S� jakie� polecenia?
* DRAKON (Do�wiadczony Robotnik Automatyczny, Kontroluj�cy Osoby
Niedo�wiadczone) � stary mechanizm, dzi� zast�piony bardziej precyzyjnym.
** PIWAK (Pracuj�cy Idealnie Wieloczynno�ciowy Agregat Komunalny) � mechanizm z
XXI�XXII w, wykonywa� t� prac�, co dawniej dozorca domu.
� Polece� nie ma � odpar�em i pogna�em samoo�wietlaj�c� si� jezdni� z masy
plastycznej wprost do szko�y. Ulica by�a pusta, tylko przy bulwarze
gdzieniegdzie siedzia�y zakochane parki. Wtem z przeciwka napatoczy� si� HONORAT
�. W plastykowej r�ce ni�s� bukiecik r�owych kwiat�w, a na czole p�on�a mu
r�owa lampka. Kolor r�owy oznacza�, �e urodzi�a si� dziewczynka � HONORAT
ni�s� t� wiadomo�� ojcu. O ma�o nie zwali�em go z n�g, tak si� spieszy�em.
Dobieg�em do szko�y. Na placu przed ni� w ci�gu dnia zawsze wisia�a statua Nike
z Samo-traki. G�owa jej by�a odtworzona drog� dok�adnych cybernetycznych
oblicze� i ca�a statua, a w�a�ciwie jej kopia, wygl�da�a tak, jak j� stworzy�
rze�biarz. By�a odlana w nierdzewnym metalu i dzi�ki elektromagnesom wisia�a w
powietrzu nad niewysokim postumentem, jakby wykonywa�a lot. Na noc
elektromagnesy wy��cza�y si� i statua p�ynnie opuszcza�a si� na postument. A
rano, kiedy promie� s�o�ca dotkn�� urz�dzenia w��czaj�cego, Nike lekko unosi�a
si� w g�r� i kontynuowa�a sw�j codzienny lot. W okresie mojej m�odo�ci wiele
by�o takich wisz�cych w powietrzu statuet. Dzi� ju� niestety zrezygnowano z
elektromagnes�w uwa�aj�c, �e to w z�ym gu�cie, i na powr�t wprowadzono zwyk�e
piedesta�y. A szkoda! Czy nie nazbyt gorliwie wsp�cze�ni przekre�laj� tw�rcze
osi�gni�cia przodk�w?
W oknach wielkiego budynku, gdzie si� mie�ci�o laboratorium, pali�o si� �wiat�o.
Wszed�em do pracowni technicznej. Tu po�r�d mn�stwa przyrz�d�w i maszyn ujrza�em
An-
* HONORAT (Ha�a�liwy, Optymistyczny, Nios�cy Ojcom Rado�� Agregat Towarzyski) �
stary mechanizm ustnej ��czno�ci, dzi� zast�piony innym.
drieja. Siedzia� na plastykowym taborecie, a po ramieniu �cieka�a mu krew. Nad
nim nie-zrabnie pochyla� si� DRAKON i udziela� jakich� medycznych rad. Andriej
by� bardzo blady. Rzuci�em si� do apteczki, wyci�gn��em niezb�dne medykamenty i
przyst�pi�em do opatrunku. Andriej mia� ran� na plecacp i straci� du�o krwi.
Rana by�a niedu�a, ale do�� g��boka. Pola�em j� balsamem uniwersalnym i
zabanda�owa�em, a potem wezwa�em telefonicznie lekarza.
� Co si� tu dzia�o? � spyta�em, kiedy czekali�my na pomoc.
� Niewielkie przeliczenie si� � odrzek� Andriej. � My�la�em, �e b�dzie zupe�nie
inny efekt. Rozumiesz? Chcia�em widzie�, jak zareaguje woda na pewne szczeg�lne
warunki. Ozi�bi�em j� pod ci�nieniem i wla�em w rozpalon� z�ot� rur�. My�la�em,
�e r�nica temperatur...
� A ty� oo tu robi�?! � przerwa�em An-driejowi zwracaj�c si� do DRAKON-a. �
Przecie� pe�nisz dy�ur i powiniene� przerwa� niebezpieczne do�wiadczenie!
� Do�wiadczenie bezpieczne � beznami�tnie odrzek� DRAKON. � Do�wiadczenie
potrzebne, konieczne, bezpieczne.
� Jak�e bezpieczne, kiedy zrani�o Cz�owieka? � rozz�o�ci�em si�. � Sp�jrz tylko,
co si� tu dzieje!
Rzeczywi�cie, na pod�odze le�a�y jakie� pot�uczone tarcze zegarowe, kawa�ki
szk�a organicznego, od�amki metalu, p�kni�ta, z�amana pokr�cona z�ota rura o
do�� grubych �ciankach.
� Dryblas jest niewinny � odezwa� si� Andriej. � Je�li kto� tu zawini�, to tylko
ja. Udowodni�em Dryblasowi, �e do�wiadczenie jest bezpieczne.
� To znaczy, �e� go oszuka�! Chocia� to nie
Cz�owiek, tylko mechanizm, faktem jest, �e pope�ni�e� oszustwo, a oszukuj�c
mechanizm, oszukujesz Spo�ecze�stwo!
� Nie oszuka�em go, tylko przekona�em. I wnios�em poprawki do jego schematu
elektronicznego. Nawet pomaga� mi w wykonywaniu do�wiadczenia.
� Do�wiadczenie usprawiedliwione, uzasadnione, konieczne, bezpieczne,
konstruktywne, obiektywne � g�ucho zaterkota� DRAKON.
� Eee, z tob� dyskutowa�, to jakby przelewa� z pustego w pr�ne �
zniecierpliwi�em si�.
� Przelewa�? Nowe do�wiadczenie? � o�ywi� si� DRAKON.
� �adnych do�wiadcze� wi�cej nie b�dzie! � powiedzia�em. � Lepiej tu posprz�taj.
DRAKON pochyli� si� nad lukiem przewodu �mieciowego wyci�gn�� ze swej nogi
plastykow� �opatk� i �miesznymi, jakby tanecznymi ruchami zacz�� zbiera� i
zrzuca� wszelkie okruchy i od�amki. Str�ciwszy resztki powyginanej rury
zatrzasn�� klap� luku.
� Gotowe! � powiedzia�. � Mo�na si� wy��czy�?
� Tak � odpar�em. � Zawiadom Ludzi, �e jeste� niesprawny. Niech ci� zmieni�.
Tymczasem nadszed� lekarz.
Rana Andrieja szybko si� zagoi�a i zosta�a po niej tylko ma�a blizna.
Najdziwniejsze, �e za swoje sprawki Andriej w zasadzie nie poni�s� �adnej kary.
Odsuni�to go tylko na kr�tki czas od do�wiadcze�, a potem zn�w si� do nich
zabra�.
Czego jak czego, ale uporu to mu nie brakowa�o.
4. Z M�ODO�CI
Razu pewnego jesieni� szli�my z Andriejem brzegiem zatoki. Gdy zr�wnali�my si� z
przystani� dla �odzi, Andriej powiedzia�:
� We�my ��dk�. Dawno nie p�ywali�my.
Wzi�li�my szalup� i powios�owali�my na zatok�. Mija�y nas jachty, motor�wki
spacerowe, a na morzu wida� by�o wolno p�yn�ce statki pasa�erskie, towarowe i
ogromne �aglowce. �aglowce by�y pi�kne. Zupe�nie jak na starych sztychach. Tylko
nie mia�y dow�dcy. �agle obs�ugiwa� specjalny mechanizm kierowany przez KAPITAN-
a *. �aglowcami tymi przewo�ono nieterminowe �adunki, tote� zastosowanie ich
by�o w pe�ni uzasadnione. Co prawda czasami, z powodu niezwykle skomplikowanej
budowy mechanizmu dowodz�cego, z niekt�rymi takimi �aglowcami zdarza�y si�
nieprawdopodobne rzeczy. Nagle zaczyna�y b��ka� si� po morzach omijaj�c
wszystkie porty. Takie b��dz�ce �aglowce by�y niebezpieczne dla �eglugi i
starano si� je wytropi� i unieszkodliwi�, co wcale nie by�o proste. W
mechanizmach KAPI-TAN-�w bowiem wytwarza� si� efekt sprzeciwu i korzysta�y one z
ka�dej okazji, by uj�� �cigaj�cym.
Wios�owali�my wci�� dalej od brzegu. Nagle dwupok�adowy statek atomowy
przep�yn�� o-bok nas, wzn