7279

Szczegóły
Tytuł 7279
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7279 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7279 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7279 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Douglas Adams Restauracja na ko�cu wszech�wiata Prze�o�y�: Pawe� Wieczorek Wydanie oryginalne: 1980 Wydanie polskie: 1998 Jane i Jamesowi z podzi�kowaniami Geoffreyowi Perkinsowi za dokonanie nieprawdopodobnego Paddy Kingsland, Lisie Braun i Alick Hale Munro za to, �e mu w tym pomog�y Johnowi Lloydowi za pomoc w stworzeniu pierwotnego manuskryptu �Milinowej� Simonowi Brettowi, kt�ry zacz�� ca�� histori� P�ycie Paula Simona �One Trick Pony�, kt�rej stale s�ucha�em, pisz�c t� ksi��k�. Pi�� lat to sporo Szczeg�lne podzi�kowania dla Jaqui Grahama za niesko�czon� cierpliwo��, dobro� i karmienie w potrzebie Istnieje teoria, �e je�li kto� kiedy� si� dowie, dlaczego powsta� i czemu s�u�y wszech�wiat, to ca�y kosmos zniknie i zostanie zast�piony czym� znacznie dziwaczniejszym i jeszcze bardziej pozbawionym sensu. Istnieje tak�e teoria, �e ju� dawno tak si� sta�o. Rozdzia� 1 Dotychczas zdarzy�o si�, co nast�puje: Na pocz�tku stworzono wszech�wiat. Zez�o�ci�o to mn�stwo ludzi i zosta�o powszechnie uznane za b��d. Wiele lud�w wierzy, �e wszech�wiat zosta� stworzony przez co� na kszta�t Boga, Jatravartydzi z planety Viltwodl Sze�� uwa�aj� jednak, �e kosmos wykicha�a istota o imieniu Wielki Zielony Spazm Arkel�w. Jatravartydzi, �yj�cy w ci�g�ym l�ku przed momentem, kt�ry zw� �Przybycie Wielkiej Bia�ej Chustki do Nosa�, to ma�e niebieskie stworzonka o ponad pi��dziesi�ciu r�czkach; ich niezwyk�o�� polega na tym, �e jako jedyny nar�d w historii wynale�li dezodorant przed ko�em. Nauka o Wielkim Zielonym Spazmie Arkel�w nie znalaz�a zbyt wielu zwolennik�w poza Viltwodlem Sze��, a poniewa� wszech�wiat w dalszym ci�gu jest niesamowicie skomplikowany, dalej pr�buje si� tworzy� teorie jego powstania. I tak na przyk�ad pewnego razu rasa hiperinteligentnych, �yj�cych w wielu czasoprzestrzeniach istot zbudowa�a przeogromny superkomputer nazwany G��boka My�l, kt�ry mia� raz na zawsze wyja�ni� wszelkie w�tpliwo�ci, czyli da� odpowied� na ostateczne pytanie o �ycie, wszech�wiat i ca�� reszt�. G��boka My�l kombinowa� i rachowa� siedem i p� miliona lat, po czym obwie�ci�, �e odpowied� brzmi �Czterdzie�ci dwa�. W efekcie konieczna okaza�a si� budowa nast�pnego, jeszcze wi�kszego komputera, by ustali�, jak w�a�ciwie brzmi ostateczne pytanie. Nowy komputer � zwany Ziemia � by� tak ogromny, �e cz�sto brano go za planet�; zw�aszcza robi�y to ganiaj�ce po powierzchni maszyny przedziwne ma�pokszta�tne istoty, nie maj�ce zielonego poj�cia, �e s� elementem gigantycznego programu. Jest to do�� dziwaczne, poniewa� dla kogo� nie znaj�cego tego prostego i oczywistego faktu nic, ale to nic, co kiedykolwiek wydarzy�o si� na Ziemi, nie mog�o mie� nawet krztyny sensu. Niestety, tu� nim zako�czy� si� przebieg programu, Ziemia nieoczekiwanie zosta�a wyburzona przez Vogon�w w celu � jak twierdzili � zrobienia miejsca hiperprzestrzennej trasie szybkiego ruchu. W ten spos�b na zawsze zniweczona zosta�a nadzieja na odkrycie sensu �ycia. Nie do ko�ca. Dwa przedziwne ma�pokszta�tne stwory prze�y�y. Artur Dent umkn�� w ostatnim momencie, poniewa� nagle okaza�o si�, �e jego stary przyjaciel, Ford Prefect, pochodzi nie z Guildfordu, jak zawsze twierdzi�, lecz z ma�ej planety w okolicy Betelgeuse. Co wa�niejsze, Ford wiedzia�, jak sprawi�, by lataj�cy talerz zabra� go autostopem. Tricia McMillan � czyli Trillian � zwia�a z planety sze�� miesi�cy wcze�niej z Zaphodem Beeblebroxem, prezydentem Galaktyki. Dwoje ocala�ych. Trillian i Artur to wszystko, co pozosta�o po najwi�kszym eksperymencie wszechczas�w, kt�rego celem by�o odkrycie ostatecznego pytania i ostatecznej odpowiedzi o �ycie, wszech�wiat i ca�� reszt�. Nieca�y milion kilometr�w od miejsca, gdzie w kruczoczarnej ciemno�ci kosmosu dryfuje oci�ale statek z Ziemianami, unosi si� statek Vogon�w. Leci powoli kursem na Ziemian. Rozdzia� 2 Statek � jak ka�dy statek kosmiczny Vogon�w � nie bardzo wygl�da� na dzie�o konstruktora, raczej na efekt zamro�enia, cho� nie wiadomo dok�adnie czego. Ma�o estetyczne ��te gruz�y i stercz�ce pod szkaradnymi k�tami urz�dzenia zniekszta�ci�yby lini� wi�kszo�ci statk�w, ale tego nic nie mog�o oszpeci�. Podobno pojawia�y si� na niebie brzydsze obiekty, ale brak na to wiarygodnych �wiadk�w. Chc�c zobaczy� co� brzydszego ni� statek Vogon�w, nale�y wej�� do �rodka i rzuci� okiem na pierwszego z brzegu Vogona. Je�li jeste� m�dry, w�a�nie z tego zrezygnujesz, gdy� przeci�tny Vogon nie zastanawia si� dwa razy, nim zrobi napotkanemu cz�owiekowi nikczemno��, zwykle tak bezsensown�, �e zaczyna si� przeklina� dzie� swych narodzin (lub je�li poszkodowany jest nieco bystrzejszy � dzie� narodzin Vogona). Przeci�tny Vogon prawdopodobnie nie b�dzie si� zastanawia� nawet jeden raz. Osobnicy tej rasy cechuj� si� prymitywnym umys�em, o�lim uporem oraz m�d�kiem jak u �limaka i naprawd� nie zostali stworzeni do my�lenia. Analiza anatomii Vogon�w wykazuje, �e pierwotnie ich m�zg by� potwornie zdeformowan�, przemieszczon� i ot�uszczon� w�trob�. Mo�na jednak powiedzie� o nich co� dobrego � wiedz�, czego chc�. Do ich upodoba� nale�y przede wszystkim krzywdzenie innych i w�ciekanie si� przy byle okazji. Jedn� z rzeczy, kt�rych zdecydowanie nie lubi�, jest zostawianie nie doko�czonej roboty. Szczeg�lnie dotyczy to Vogona, kt�rego zaraz spotkamy, i � z wielu powod�w � akurat wyznaczonego mu niedawno zadania. Owym Vogonem by� komendant prostetnik Vogon Jeltz z Galaktycznej Rady Planowania Hiperprzestrzeni i w�a�nie jemu powierzono zadanie zniszczenia �planety� Ziemia. Wierci� swym monstrualnym ohydnym cielskiem po niewygodnym, lepi�cym si� od brudu fotelu i gapi� si� w monitor, na kt�rym skanery kawa�ek po kawa�ku pokazywa�y statek mi�dzygwiezdny �Serce ze Z�ota�. Komendant nie zwa�a�, �e wyposa�one w nap�d nieprawdopodobie�stwa �Serce ze Z�ota� jest najpi�kniejszym i najniezwyklejszym statkiem kosmicznym, jaki kiedykolwiek zbudowano. Estetyka i technika by�y dla niego bajk� o �elaznym wilku, gdyby to od niego zale�a�o � wilku zar�ni�tym i obdartym ze sk�ry. Komendant tym bardziej nie zwa�a� na obecno�� na pok�adzie Zaphoda Beeblebroxa. Zaphod Beeblebrox nie by� ju� prezydentem Galaktyki i cho� zar�wno jego, jak i statek, kt�ry ukrad�, �ciga� ka�dy policjant w Galaktyce, Vogona ma�o to obchodzi�o. Mia� na g�owie wa�niejsze sprawy. Kto� kiedy� powiedzia�, �e Vogoni s� tak samo ponad drobne �ap�wkarstwo i korupcj�, jak morze znajduje si� ponad niebem � w przypadku tego przedstawiciela ich rasy stwierdzenie by�o trafione w dziesi�tk�. S�ysz�c s�owa �uczciwo�� lub �wysokie morale�, Vogon Jeltz si�ga� po s�ownik wyraz�w obcych, s�ysz�c brz�czenie wi�kszej got�wki, si�ga� po kodeks karny i czym pr�dzej go wyrzuca�. Dokonuj�c tak bezpardonowego zniszczenia Ziemi i wszystkiego, co si� na niej znajdowa�o, prostetnik nieco wykroczy� poza zakres swych obowi�zk�w s�u�bowych. Istnia�y pewne w�tpliwo�ci, czy wspomniana trasa szybkiego ruchu faktycznie b�dzie budowana, winni ewentualnego nadu�ycia szybko jednak od�o�yli dyskusj� nad tym ad acta. Vogon wyda� z siebie odra�aj�cy pomruk zadowolenia. � Komputer! � zaskrzecza�. � Po��cz mnie z moim konserwatorem m�zgu. Kilka sekund p�niej na ekranie pojawi�o si� oblicze Gaga Halfrunta, ozdobione u�miechem cz�owieka maj�cego pewno��, �e Vogon, na kt�rego patrzy, przebywa w odleg�o�ci dziesi�ciu lat �wietlnych. W u�miechu by� �lad ironii. Cho� Vogon zwraca� si� do Halfrunta per �m�j osobisty konserwatorze m�zgu�, nie by�o tu zbyt wiele do konserwacji, poza tym w rzeczywisto�ci sytuacja przedstawia�a si� odwrotnie, ni� wydawa�o si� prostetnikowi � Halfrunt zatrudnia� Vogona. P�aci� mu krocie za troch� brudnej roboty. Halfrunt, jeden z najs�awniejszych i najbardziej wzi�tych psychiatr�w w Galaktyce zgodzi� si� (razem z paroma kolegami po fachu) p�aci� bajo�skie sumy, gdy okaza�o si�, �e mo�e zosta� zagro�ona przysz�o�� psychiatrii. � Witam, m�j prostetniku komendancie Vogon�w � zagai�. � Dobrze si� dzi� czujemy? Komendant opowiedzia�, �e w ci�gu ostatnich paru godzin zg�adzi� w ramach post�powa� dyscyplinarnych prawie po�ow� za�ogi. U�miech Halfrunta nie drgn�� nawet na u�amek sekundy. � No c�, my�l�, �e jak na Vogona to zupe�nie normalne zachowanie. Naturalne i zdrowe przetworzenie agresywnych sk�onno�ci na akty bezsensownej przemocy. � Zawsze tak gadasz � warkn�� Vogon. � Powt�rz�: no c� � o�wiadczy� Halfrunt. � My�l�, �e to zupe�nie normalne zachowanie jak na psychiatr�. �wietnie. Widz�, �e dzi� jeste�my doskonale do siebie dostrojeni psychicznie. Prosz� o najnowsze wie�ci z akcji. � Zlokalizowali�my statek. � Wspaniale. Cudownie! Co z za�og�? � Jest z nimi Ziemiak. � Wy�mienicie! Kto poza tym? � Samiczka z jego planety. On i ona to ostatnie egzemplarze. � Dobrze, bardzo dobrze � rozpromieni� si� Halfrunt. � Kto jeszcze? � Kole� zwany Prefect. � Jeszcze kto�? � Zaphod Beeblebrox. U�miech Halfrunta zadr�a�. � No c�, oczekiwa�em tego. Po�a�owania godna okoliczno��. � Przyjaciel? � zapyta� Vogon, kt�ry kiedy� s�ysza� to s�owo i postanowi� je wypr�bowa�. � Ale� sk�d! Przedstawiciele mojego zawodu nie przyja�ni� si� z nikim. � Rozumiem. Zawodowa bezstronno��. � Nie � weso�o odpar� Halfrunt. � Po prostu nie mamy do tego drygu. Psychiatra przez chwil� nic nie m�wi�. U�miech nie schodzi� mu z ust, ale jego oczy zdradza�y lekk� z�o��. � Musi pan wiedzie�, �e Beeblebrox jest jednym z moich najlepszych klient�w. Ma problemy, o jakich psychoanalitykom nawet si� nie �ni... Przez chwil� rozwa�a� konsekwencje tego, co powiedzia�, ale w ko�cu � cho� niech�tnie � odrzuci� lito�ciwy tok my�lenia. � Czy jest pan ci�gle got�w do wykonania zadania? � zapyta�. � Oczywi�cie. � Doskonale. Natychmiast zniszczy� statek! � A co z Beeblebroxem? � C� � �wawo odpar� Halfrunt � w ko�cu Zaphod nie jest nikim nadzwyczajnym. Psychiatra znikn�� z ekranu. Komendant Vogon�w nacisn�� przycisk i po��czy� si� z niedobitkami za�ogi. � Atak! Zaphod Beeblebrox siedzia� w swej kabinie i kl�� jak furman. Dwie godziny temu zaproponowa�, by wpadli na przek�sk� do restauracji na ko�cu wszech�wiata, natychmiast po tym odby� karczemn� awantur� z komputerem pok�adowym i pogna� do kabiny dr�c si�, �e jak tak, to sam sobie wyliczy czynniki nieprawdopodobie�stwa o��wkiem. Nap�d nieprawdopodobie�stwa czyni� z �Serca ze Z�ota� najpot�niejszy i najbardziej nieobliczalny statek kosmiczny we wszech�wiecie. Nie istnia�o �adne zadanie, kt�rego by nie m�g� wykona� � oczywi�cie, je�li dok�adnie si� wiedzia�o, jak nieprawdopodobne jest to, co chce si�, by zrobi�. Zaphod ukrad� statek w momencie, gdy jako prezydent mia� go spu�ci� z pochylni. Nie wiedzia� za bardzo, dlaczego ukrad� �Serce ze Z�ota� � poza tym, �e mu si� podoba�o. Analogicznie nie wiedzia�, dlaczego zosta� prezydentem Galaktyki � poza tym, �e odstawianie prezydenta by�o do�� zabawne. Zdawa� sobie spraw�, �e istniej� lepsze uzasadnienia obu wydarze�, s� jednak zagrzebane w jakich� mrocznych, odizolowanych regionach jego m�zg�w. Marzy�, by te mroczne, odizolowane regiony jego m�zg�w si� wy��czy�y, czasami bowiem dochodzi�y na kr�tkie chwile do g�osu, zara�a�y jasne, weso�e regiony osobliwymi my�lami i pr�bowa�y odci�gn�� go od tego, co uwa�a� za cel �ycia: fantastycznie si� bawi�. Aktualnie nie bawi� si� fantastycznie. Sko�czy�a mu si� cierpliwo��, sko�czy�y si� o��wki i by� bardzo g�odny. � Niech to szlag!!! � rykn��. Dok�adnie w tym momencie Ford Prefect znajdowa� si� w powietrzu. Frun�� nie dlatego, �e co� si� popsu�o w polu grawitacyjnym statku, lecz dlatego, �e przed chwil� skoczy� ze schod�w prowadz�cych do kabin mieszkalnych. Jak na jeden sus wysoko�� by�a spora � w efekcie �le wyl�dowa�, straci� r�wnowag�, ale si� pozbiera� i pogna� korytarzem, p�osz�c po drodze kilka przelatuj�cych miniaturowych robot�w-s�u��cych. P�dz�c wok� rogu, wpad� w po�lizg, wykona� kilka rozpaczliwych ruch�w, gwa�townym szarpni�ciem otworzy� drzwi do kabiny Zaphoda i wyrzuci� z siebie, co le�a�o mu na sercu: � Vogoni! Chwil� wcze�niej Artur Dent opu�ci� kabin� i uda� si� na poszukiwanie fili�anki herbaty. Nie wyrusza� w zbyt optymistycznym nastroju, wiedzia� bowiem, �e jedynym �r�d�em gor�cych napoj�w na statku jest ciemne jak tabaka w rogu urz�dzenie, �ywno�ciomatyczny syntetyzer napoj�w, produkowany przez cybernetyczn� korporacj� Syriusza. Artur mia� ju� okazj� si� z nim zetkn��. Maszyna z uporem twierdzi�a, �e umie wytworzy� dowolne spektrum napoj�w, dostosowanych indywidualnie do smaku i przemiany materii dowolnej osoby, kt�ra zechcia�aby z niej skorzysta�. Poddana pr�bie niezmiennie produkowa�a plastikow� fili�ank� z p�ynem, kt�ry nie mia� prawie nic (cho� niezupe�nie) wsp�lnego z herbat�. Artur postanowi� przem�wi� �elastwu do rozs�dku. � Herbata � zaordynowa�. � Bierz i ciesz si� � odpar�a maszyna, podaj�c fili�ank� z obrzydliw� ciecz�. Wyrzuci� j�. � Bierz i ciesz si� � powt�rzy�a maszyna, produkuj�c nast�pn� fili�ank� �wi�stwa. BIERZ I CIESZ SI� to slogan niezwykle efektywnie dzia�aj�cego dzia�u reklamacji cybernetycznej korporacji Syriusza, kt�ry zajmuje obecnie trzy �redniej wielko�ci planety i jest jedyn� jednostk� organizacyjn� korporacji, wykazuj�c� si� w ostatnich latach sta�ymi zyskami. U�o�ony z o�wietlonych liter pi�ciokilometrowej wysoko�ci slogan stoi � czy raczej sta� � w pobli�u kosmodromu dzia�u reklamacji na planecie Eadrax. Niestety, ci�ar liter okaza� si� tak wielki, �e zaraz po ich ustawieniu grunt nie wytrzyma� i zapad�y si� prawie do po�owy, wlatuj�c do biur wielu m�odych, zdolnych � obecnie niestety zmar�ych � specjalist�w do spraw reklamacji. Wystaj�ce cz�ci liter, czytane w miejscowym dialekcie, tworz� zdanie WETKNIJ G�OW� W �WINI�, napis nie jest wi�c o�wietlony, z wyj�tkiem szczeg�lnych okazji. Artur wyrzuci� sz�st� fili�ank� z p�ynem. � S�uchaj, maszyno! Je�li utrzymujesz, �e mo�esz zsyntetyzowa� dowolny istniej�cy nap�j, to dlaczego serwujesz mi bez przerwy to �wi�stwo, kt�rego nie da si� pi�? � Znam parametry optymalnej dla ciebie diety i twoj� wra�liwo�� na smaki... � zabulgota�a maszyna. � Bierz i ciesz si�. � To obrzydliwe! � Nacieszy�e� si� napojem � ci�gn�a maszyna � mo�e teraz chcia�by� pocz�stowa� przyjaci�? � Nie chcia�bym � zgry�liwie odpar� Artur � poniewa� nie zamierzam ich straci�. Czy nie mo�esz spr�bowa� poj��, co do ciebie m�wi�? Ten nap�j... � Ten nap�j � �agodnie przerwa�a maszyna � zosta� stworzony, by zaspokoi� twoje indywidualne potrzeby dietetyczne i wra�liwo�� smakow�. � Aha � stwierdzi� Artur � a wi�c jestem g�oduj�cym masochist�? � Bierz i ciesz si�. � Zamknij si�! � Czy to na razie wszystko? Artur postanowi� si� podda�. � Tak � zamkn�� rozmow�. W tym samym momencie uzna� jednak, �e szlag go trafi, a si� nie podda. � Nie! � stwierdzi� gwa�townie. � S�uchaj no, to ca�kiem proste... nie ��dam wiele... jedynie fili�anki herbaty. Zaraz mi j� zrobisz, ale teraz nie m�w, tylko s�uchaj. Usiad�. Opowiedzia� �ywno�ciomatowi o Indiach, opowiedzia� o Chinach, opowiedzia� o Cejlonie. Opowiedzia� maszynie o szerokich, susz�cych si� na s�o�cu li�ciach. Opowiedzia� o imbrykach ze srebra. Opowiedzia� o letnich popo�udniach, sp�dzanych na wypiel�gnowanych trawnikach. Opowiedzia� o tym, �e mleko wlewa si� przed herbat�, by nie straci�o smaku. Opowiedzia� nawet (w skr�cie) dzieje Kompanii Wschodnioindyjskiej. � To tego chcesz? � zapyta� �ywno�ciomat, gdy Artur sko�czy�. � W�a�nie tego. � Chcesz czu� smak zaparzanych w wodzie suszonych li�ci? � Hm... tak. Z mlekiem. � Wyci�ganym cienkim strumieniem z krowy? � Mo�e to nie najlepsze okre�lenie, ale... � Potrzebna mi b�dzie pomoc � zwi�le stwierdzi�a maszyna. Z jej g�osu znikn�o weso�e gulgotanie, bez reszty koncentrowa�a si� na zadaniu. � Zrobi�, co mog�... � obieca� Artur. � Zrobi�e� ju� do�� � o�wiadczy� �ywno�ciomat i wezwa� na konsultacj� g��wny komputer. � Sie ma, ch�opaki! � rzuci� ochoczo komputer pok�adowy. �ywno�ciomat wyja�ni� mu problem herbaty. G��wny komputer zdziwi� si�, pod��czy� swe obwody logiczne do kolegi i obaj zapadli w pos�pne milczenie. Artur przez chwil� patrzy� i czeka�, ale nic si� nie dzia�o. Szturchn�� maszyn�, ale dalej nic si� nie dzia�o. W ko�cu zrezygnowa� i pocz�apa� do centrali dowodzenia. �Serce ze Z�ota� zawis�o nieruchomo w pustych g�uszach kosmosu. Dooko�a l�ni�y niezliczone gwiazdy. Powoli zbli�a�a si� ohydna ��ta bry�a � statek Vogon�w. Rozdzia� 3 � Czy kto� ma mo�e czajnik? � zapyta� Artur w centrali dowodzenia. Jeszcze nie sko�czy� zdania, a ju� zacz�� si� dziwi�, dlaczego Trillian wrzeszczy na komputer, by raczy� z ni� porozmawia�, dlaczego Ford grzmoci w niego pi�ciami, a Zaphod kopie, i dlaczego na ekranie wida� co� obrzydliwego i ��tego. Odstawi� trzyman� w d�oni pust� fili�ank� i podszed� bli�ej. � Cze�� � zagai�. W tym momencie Zaphod rzuci� si� ku p�aszczyznom polerowanego marmuru. Pod dotykiem jego d�oni zmaterializowa�y si� przyrz�dy uruchamiaj�ce konwencjonalny nap�d fotonowy. W��czy� r�czne sterowanie, popycha�, poci�ga�, naciska� i kl��. Nap�d fotonowy zaskoczy�, zaraz jednak si� wy��czy�. � Co� nie tak? � zapyta� Artur. � S�yszeli�ta? � warkn�� Zaphod, doskakuj�c wielkim susem do r�cznego sterowania nap�dem niesko�czonego nieprawdopodobie�stwa. � Ma�pa przem�wi�a! Nap�d nieprawdopodobie�stwa wyda� z siebie dwa ciche westchnienia i te� si� wy��czy�. � Ludzie, �wiat si� wali! Gadaj�ca ma�pa! � Zaphod da� nap�dowi nieprawdopodobie�stwa solidnego kopniaka. � Je�li co� was z�o�ci... � spr�bowa� Artur. � Vogoni! � szczekn�� Ford. � Atakuj�! � Dlaczego wi�c nic nie robicie? � zaszczebiota� podniecony Artur. � Zwiewajmy st�d! � Nie mo�emy. Komputer si� zaci��. � Zaci��? � M�wi, �e ma zaj�te wszystkie obwody. Statek nie ma mocy. Ford odsun�� si� od terminalu, wytar� r�kawem czo�o i ci�ko waln�� plecami o �cian�. � Nic si� nie da zrobi� � stwierdzi�. T�po wbija� wzrok w przestrze� i zagryza� warg�. Kiedy Artur chodzi� do szko�y, d�ugi czas zanim zniszczono Ziemi�, cz�sto grywa� w pi�k�. Nie umia� gra� zbyt dobrze, jego specjalno�ci� by�o strzelanie w wa�nych meczach do w�asnej bramki. Zawsze, gdy mu si� to przydarza�o, czu� na karku dziwne �askotanie, pe�zn�ce powoli w g�r� policzk�w i ko�cz�ce sw� drog� pieczeniem na czole. W�a�nie teraz �ywo przypomnia�y mu si� b�oto, trawa oraz zgraja ch�opak�w, szydz�cych i obrzucaj�cych go grudami rozmok�ej darni. Dziwne �askotanie pe�z�o z karku na policzki i powoli przypieka�o czo�o. Wzi�� wdech, by co� powiedzie�, ale nie wydoby� z siebie d�wi�ku. Zn�w wzi�� wdech, ale zn�w nie wydoby� z siebie d�wi�ku. W ko�cu uda�o mu si� zapanowa� nad g�osem. � Eee... � odchrz�kn��. � Czczczy... � G�os tak mu dr�a�, �e wszyscy si� odwr�cili i zacz�li w niego wpatrywa�. Gapi� si� na rosn�c� na monitorze ��t� plam�. � Czczczy komputer pppowiedzia�, czym jest zzzaj�ty? Pytam tttak tylko, z ciekawo�ci... Widzia� wlepione w siebie oczy wszystkich obecnych. � Nnno... tttak. Tak si� tttylko chcia�em dddowiedzie�... Zaphod z�apa� Artura za kark. � Co� mu zrobi�, ma�poludku? � wydysza�. � W�a�ciwie nic. � Artur nieco si� opanowa�. � Par� minut temu pr�bowa� chyba wymy�li�, jak... � Jak?!! � Zrobi� mi troch� herbaty. � Zgadza si� co do joty, ch�opaki! � hukn�� komputer. � Ju� ko�cz�, cho� to niez�y numer! Zaraz si� w��cz� do rozmowy � sko�czy� i zn�w popad� w milczenie, kt�rego intensywno�� przerasta�o jedynie milczenie wpatruj�cej si� w Artura Denta tr�jki. Jakby chc�c roz�adowa� napi�t� atmosfer�, ten w�a�nie moment Vogoni wybrali na otwarcie ognia. Statek zadygota�, zadudni�. Pod naporem kilkunastu ostatecznob�jczych armat fotodemolacyjnych o sile trzydziestu meganiszczojednostek ka�da, gruby na trzy centymetry pancerz z pola si�owego dosta� purchli, zaskwiercza�, trysn�� iskrami i wygl�da�o na to, �e d�ugo nie wytrzyma. Ford Perfect da� mu cztery minuty. � Trzy minuty pi��dziesi�t sekund � stwierdzi� za moment. � ...Czterdzie�ci pi�� sekund � doda� po chwili. Oboj�tnie pstrykn�� kilkoma bezu�ytecznymi prze��cznikami, potem pos�a� w stron� Artura nieprzyjazne spojrzenie. � Umrzemy za fili�ank� herbaty, co? Trzy minuty i czterdzie�ci sekund. � Mo�e przestaniesz odlicza�?!! � wrzasn�� Zaphod. � Na pewno. Za trzy minuty i trzydzie�ci pi�� sekund. Siedz�cy w statku Vogon�w prostetnik Vogon Jeltz z lekka zg�upia�. Oczekiwa� skomplikowanej pogoni, unik�w i zwod�w, oczekiwa� podniecaj�cej walki z u�yciem promieni traktorowych, oczekiwa�, �e do zneutralizowania nap�du niesko�czonego nieprawdopodobie�stwa b�dzie musia� u�y� specjalnie w tym celu skonstruowanego subcyklonormaloustalotronu, jednak subcyklonormaloustalotron by� bezczynny tak samo jak �Serce ze Z�ota�, kt�re bra�o na siebie wszystkie ciosy. Kilkana�cie ostatecznob�jczych armat fotodemolacyjnych o sile trzydziestu meganiszczojednostek ka�da wci�� t�uk�o w �Serce ze Z�ota�, kt�re w dalszym ci�gu nieruchomo wisia�o w pr�ni, bior�c na siebie wszystkie ciosy. Prostetnik sprawdzi� ka�dy sensor na tablicy przed sob�, by dowiedzie� si�, czy nie szykuj� mu jakiego� wyrafinowanego kr�tactwa. Nie odkry� �adnego wyrafinowanego kr�tactwa. Oczywi�cie nie mia� zielonego poj�cia o herbacie. Nie wiedzia� te�, w jaki spos�b za�oga �Serca ze Z�ota� sp�dza ostatnie trzy minuty i trzydzie�ci sekund �ycia, kt�re jej pozosta�y. Zaphod Beeblebrox nigdy do ko�ca nie zrozumia�, dlaczego akurat w tym momencie wpad� na pomys� seansu spirytystycznego. Temat �mierci wisia� oczywi�cie w powietrzu, nale�a�o go jednak raczej omija�, ni� wa�kowa�. Prawdopodobnie trwoga, jak� wywo�ywa�a w nim my�l o po��czeniu si� ze swymi zmar�ymi przodkami, nasun�a mu pomys�, �e mog� odczuwa� to samo wzgl�dem niego i � co wa�niejsze � b�d� w stanie co� zrobi�, by odwlec po��czenie pokole�. Mo�liwe te�, �e by� to kolejny z dziwnych i nag�ych pomys��w, wyskakuj�cych czasem z mrocznej strefy jego umys�u, kt�r� z nie wyja�nionych przyczyn zablokowa� i uczyni� dla siebie niedost�pn�, nim zosta� prezydentem Galaktyki. � Chcesz... rozmawia�... ze... swym... pradziadem? � wyduka� Ford. � Oczywi�cie. � W�a�nie teraz? Statek w dalszym ci�gu dygota� i dudni�. Robi�o si� coraz gor�cej. �wiat�o szarza�o � wszelka energia, kt�rej komputer nie potrzebowa� do zastanawiania si� nad herbat�, by�a wt�aczana do gwa�townie s�abn�cego ochronnego pola si�owego. � Oczywi�cie! � upiera� si� Zaphod. � Wiesz, Ford, my�l�, �e pradziadek by�by w stanie nam pom�c. � Jeste� pewien, �e naprawd� my�lisz? Dobieraj s�owa z rozwag�! � Zaproponuj co� lepszego. � Eee, no... � �wietnie! Siadamy wok� centralnej konsolety! Szybciej! Trillian, ma�poludek, rusza� si�! Zupe�nie zdezorientowani usiedli ciasno i cho� czuli si� jak idioci, z�apali si� za r�ce. Zaphod zgasi� �wiat�o. Statek ogarn�y ciemno�ci. Na zewn�trz w dalszym ci�gu z podobnym do nieprzerwanego grzmotu dudnieniem ostatecznob�jcze armaty wgryza�y si� w pole si�owe. � Skoncentrujcie si� na jego imieniu � sykn�� Zaphod. � Jak ono brzmi? � zapyta� Artur. � Zaphod Beeblebrox Czwarty. � Jak? � Zaphod Beeblebrox Czwarty. Skoncentruj si�! � Czwarty? � Tak. Ja jestem Zaphod Beeblebrox, moim ojcem by� Zaphod Beeblebrox Drugi, moim dziadkiem Zaphod Beeblebrox Trzeci... � Co? � Zdarzy� si� pewien wypadek z prezerwatyw� i maszyn� czasu... skoncentrujcie si� wreszcie! � Trzy minuty � oznajmi� Ford Prefect. � Po co to robimy? � Artur nie poddawa� si�. � Zamknij si� � zaproponowa� Zaphod. Trillian milcza�a. C� mo�na by�o powiedzie�? Jedynym �wiat�em w centrali dowodzenia by�y dwa ledwie widoczne czerwonawe tr�jk�ty � ignoruj�c ka�dego i b�d�c ignorowanym przez wszystkich, w najdalszym k�cie siedzia� zag��biony w prywatnym, do�� nieweso�ym w�asnym �wiatku paranoidalny android Marvin. Wok� znajduj�cej si� na �rodku pomieszczenia konsolety cztery postacie pr�bowa�y w pe�nej napi�cia koncentracji wyprze� ze �wiadomo�ci okropne wstrz�sy i odg�osy targaj�cych statkiem przera�liwych detonacji. Koncentrowali si�. Ci�gle si� koncentrowali. Koncentrowali si� coraz bardziej. Sekundy mija�y. Zaphodowi pot zalewa� czo�a � najpierw z koncentracji, potem z rozczarowania, po chwili � z zak�opotania. W ko�cu Beeblebrox wyda� z siebie ryk w�ciek�o�ci, wyrwa� d�onie z r�k Trillian i Forda i hukn�� we w��cznik �wiat�a. � Ju� my�la�em, �e si� nie doczekam � rozleg� si� jaki� g�os. � Nie, nie, za jasno, moje oczy nie s� ju� jak niegdy�... Ca�a czw�rka gwa�townie si� wyprostowa�a w fotelach. Powoli obr�cili g�owami, cho� mi�nie niczyjej szyi nie zdradza�y ochoty, by si� poruszy�. � A wi�c s�ucham. Kto niepokoi mnie o tej porze? � zada�a pytanie ma�a, zgarbiona, wychudzona posta� stoj�ca w�r�d paproci na drugim ko�cu centrali dowodzenia. Poro�ni�te rzadkim w�osem dwie g��wki wygl�da�y tak staro, �e nasuwa�y my�l, czy nie tu�aj� si� w nich blade wspomnienia z okresu powstawania Galaktyki. Jedna g�owa zwisa�a pogr��ona we �nie, druga ogarnia�a obecnych przenikliwym spojrzeniem. Je�li oczy rzeczywi�cie nie by�y takie, jak niegdy�, to dawniej pewnie mog�y przewierci� diament. Zaphod zacz�� si� nerwowo j�ka�, zaraz jednak wykona� skomplikowane podw�jne skinienie g�owami, b�d�ce tradycyjnym betelgeusa�skim wyrazem szacunku wobec cz�onka rodziny. � Ooo.. eee... cze��, pradziadku � wydusi� z siebie. Staruszek podszed� bli�ej. Usi�owa� przebi� wzrokiem m�tn� po�wiat�. Wyci�gn�� ko�cisty palec w stron� prawnuka. � Aha � parskn��. � Zaphod Beeblebrox! Ostatni z naszego wielkiego rodu. Zaphod Beeblebrox Zerowy. � Pierwszy. � Zerowy � fukn�a posta�. Zaphod zawsze nienawidzi� g�osu pradziada. Od dzieci�stwa ten skrzek dzia�a� na niego, jakby drapano pazurami po tym, co lubi� okre�la� mianem swej duszy. Pradziadek wyci�ga� palec, Zaphod zak�opotany wierci� si� na krze�le. � Eee... no tak... � mamrota� � eee, wiesz, naprawd� mi przykro... chcia�em ci wys�a� kwiaty, ale wiesz, jak bywa, w�a�nie sprzedano ostatni wieniec i... � Zapomnia�e�! � hukn�� z wyrzutem Zaphod Beeblebrox Czwarty. � W�a�ciwie to... � Nadmiar zaj��. �adnej pami�ci o bliskich. Wszyscy �yj�cy s� tacy sami... � Dwie minuty, Zaphod � wyszepta� pokornie Ford. Zaphod wierci� si� nerwowo. � Naprawd� chcia�em ci przys�a� bukiecik � m�wi� � i napisz� do prababci... natychmiast, gdy si� st�d wydostaniemy... � Do prababci... � mrukn�� pod nosem wychudzony starowinka. � Oczywi�cie � ci�gn�� Zaphod. � Eee, co u niej? Wiesz, nied�ugo wpadn� j� odwiedzi�, przedtem musimy tylko... � U twej zmar�ej prababci i u mnie wszystko jest w najlepszym porz�dku � wyskrzecza� Zaphod Beeblebrox Czwarty. � Ach! Ooo... � Jeste�my tob� bardzo zdegustowani, m�ody cz�owieku. � Hm, no tak... � Zaphod czu� dziwn� niemo�no�� przechwycenia inicjatywy. W p�mroku widzia� kredowobia�e, skamienia�e twarze Trillian i Artura. W dodatku ci�ki oddech Forda przy uchu wyra�nie sugerowa�, jak szybko mijaj� sekundy. Ha�as i wstrz�sy osi�gn�y przera�aj�ce nasilenie. � Eee, pradziadku... � Czy wiesz o tym � przerwa�a zjawa, patrz�c Zaphodowi surowo w oczy � �e Betelgeuse Pi�� ma nieznaczne odchylenie trajektorii? Zaphod nie wiedzia�, jednak przy panuj�cym wok� ha�asie, w obliczu zbli�aj�cej si� �mierci i tak dalej trudno by�o mu si� na tym skoncentrowa�. � Eee... nie... ale... � A ja przewracam si� w grobie! � warkn�� przodek. Z hukiem postawi� fili�ank� i wystawi� dr��cy, cienki jak szczapka i przezroczysty palec w stron� Zaphoda. � To twoja wina! � Minuta trzydzie�ci � wymamrota� Ford, kryj�c twarz w d�oniach. � Zgoda, pradziadku, mo�e m�g�by� nam jednak pom�c, inaczej... � Pom�c?! � zawo�a� staruszek, jakby ��dano od niego gronostaja. � Tak, pom�c i, je�li to mo�liwe, natychmiast, bo w przeciwnym wypadku... � Pom�c?!! � powt�rzy� staruszek, jakby za��dano od niego ma�o wypieczonego gronostaja w bu�ce i z frytkami. By� bezgranicznie zdumiony. � Szwendasz si� po Galaktyce z tymi... � machn�� pogardliwie r�k� � ...podejrzanego autoramentu osobnikami, zbyt jeste� zaj�ty, by po�o�y� na moim grobie kwiaty, wystarczy�yby plastikowe, pasowa�yby do ciebie, ale nie... Nadmiar zaj��. Nadmiar nowoczesno�ci. Nadmiar sceptycyzmu. Wystarczy jednak, by� popad� w drobne k�opoty, a natychmiast przy�azisz, udaj�c zagorza�ego zwolennika okultyzmu. Pokr�ci� g�ow� � ostro�nie, by nie obudzi� drugiej, kt�ra powoli zaczyna�a si� niepokoi�. � Nie wiem, Zaphodku... � ci�gn�� � musz� si� nad tym zastanowi�... � Minuta dziesi�� � g�ucho stwierdzi� Ford. Zaphod Beeblebrox Czwarty zlustrowa� go z zaciekawieniem. � Dlaczego ten cz�owiek ci�gle gada liczbami? � Te liczby okre�laj�, ile nam zosta�o do �mierci � stwierdzi� Zaphod. � Aha. � Pradziad mamrota� co� pod nosem. � Mnie to oczywi�cie nie dotyczy... � Ruszy� w poszukiwaniu kolejnych ciemnych zak�tk�w centrali dowodzenia, gdzie m�g�by znale�� co�, na co da�oby si� pokr�ci� nosem. Zaphod mia� wra�enie, �e stoi na kraw�dzi szale�stwa i zastanawia� si� do�� powa�nie, czy po prostu nie rzuci� si� w d� i mie� to raz na zawsze z g�owy. � Nas dotyczy, pradziadku! � spr�bowa� znowu. � Jeszcze �yjemy, cho� jeste�my na najlepszej drodze, by umrze�! � Te� dobrze. � Co? � Komu mo�e si� przyda� twoje �ycie? Kiedy widz�, co z nim zrobi�e�, przychodzi mi ch�� zacz�� m�wi� na ciebie �Marnotrawiusz�. � Cz�owieku, przecie� by�em prezydentem Galaktyki! � Jojojoj! To ma by� robota dla Beeblebroxa? � Moment! Samodzielnym prezydentem! Rozumiesz, facet? Ca�ej Galaktyki! � Zarozumia�y drobny megawypierdek. Zaphod oszo�omiony za�opota� powiekami. � Czego si� czepiasz, facet? Znaczy si�, szanowny pradziadku... Pokurczona male�ka posta� podpe�z�a do prawnuka i da�a mu karc�cego klapsa w kolano. Zaphodowi przypomnia�o to, �e rozmawia z duchem, nic bowiem nie poczu�. � Obaj wiemy, co znaczy by� prezydentem, Zaphodku. Ty, bo nim by�e�, a ja, bo nie �yj�, co pozwala mi spojrze� na r�ne sprawy z cudownego, pozbawionego pop�ochu dystansu. Mamy u nas na g�rze takie powiedzenie: �C� warci s� �ycia wszelcy �yj�cy?� � �wietne � gorzko stwierdzi� Zaphod. � Znakomite. G��bokie. W�a�nie teraz potrzebne mi s� aforyzmy. Jak dziury w g�owach. � Pi��dziesi�t sekund � wycharcza� Ford Prefect. � Przy czym to by�em? � spyta� Zaphod Beeblebrox Czwarty. � Przy celebrowaniu mowy-trawy. � No tak, faktycznie. � Czy ten kole� rzeczywi�cie jest w stanie nam pom�c? � wymamrota� Ford Prefect Zaphodowi do ucha. � Nikt inny nie mo�e � odszepn�� Zaphod. Ford zrezygnowany skin�� g�ow�. � Zaphodzie � w�a�nie m�wi� duch � zosta�e� prezydentem Galaktyki z okre�lonego powodu. Zapomnia�e�? � Czy mogliby�my zaj�� si� tym innym razem? � Zapomnia�e�? � upiera� si� duch. � Oczywi�cie! Oczywi�cie, �e zapomnia�em! Musia�em. Przecie� wiesz, �e gdy daj� t� robot�, to prze�wietlaj� cz�owiekowi �epetyny na wylot. Gdyby zobaczyli wszystkie spryciarskie pomys�y, jakie zwykle mam, natychmiast znalaz�bym si� na ulicy, nie maj�c nic poza gigantyczn� rent�, chmar� sekretarek, flot� statk�w kosmicznych i par� poder�ni�tych garde�. � Och! � Duch z zadowoleniem pokiwa� g�ow�. � A wi�c jednak pami�tasz! � Zastanowi� si�. � Niech ci b�dzie. Ha�as wok� usta�. � Czterdzie�ci osiem sekund � oznajmi� Ford. Zn�w spojrza� na zegarek i postuka� w niego palcem. Uni�s� g�ow�. � Nic nie ha�asuje! W twardym spojrzeniu ducha migota�y psotne iskierki. � Zwolni�em na chwil� czas � oznajmi� pradziadek. � Ale tylko na chwil�. Nie zni�s�bym, gdyby� nie zd��y� mnie wys�ucha�. � Niedoczekanie! To ty mnie wys�uchasz, przezroczysty stary nietoperzu! � Zaphod wyskoczy� z fotela. � Po pierwsze, dzi�ki za zatrzymanie czasu i tak dalej, �wietnie, cudownie, fantastycznie. Po drugie, nie zamierzam dzi�kowa� za kazanie, jasne? Nie wiem, c� wspania�ego jest mi przeznaczone dokona�, ale podejrzewam, �e mam nie wiedzie�. Wkurza mnie to, jasne? � Wzi�� g��boki wdech. � Moje stare ja zna�o moje przeznaczenie i przywi�zywa�o wag� do jego realizacji. �wietnie, pi�knie i pi�liwie, cho� z jednym wyj�tkiem � przywi�zywa�o do tego tak wielk� wag�, �e zag��bi�o si� we w�asny m�zg � m�j m�zg � i odizolowa�o regiony, kt�re zna�y moje przeznaczenie i przywi�zywa�y wag� do jego realizacji, poniewa� je�libym je zna� i przywi�zywa� do� wag�, nie m�g�bym niczego zdzia�a�. Nie by�bym w stanie kandydowa� i zosta� prezydentem, nie by�bym w stanie ukra�� tego statku, a to chyba w ca�ym zamieszaniu do�� istotne. Wcze�niejsze ja unicestwi�o si�, dokonuj�c ingerencji w m�zg. �wietnie, jego decyzja. Nowe ja podejmuje w�asne decyzje i dziwny zbieg okoliczno�ci sprawia, �e jedn� z nich jest rezygnacja z poznania Wielkiej Sprawy i nieprzywi�zywanie do niej wagi. Stare ja samo tego chcia�o, no wi�c ma. � Wzi�� kolejny wdech. � Jedno tylko ma�e ale � stare ja pr�bowa�o zachowa� panowanie nad sytuacj�, pozostawiaj�c rozkazy w tej cz�ci m�zgu, kt�r� odizolowa�o. Nie chc� ich zna� ani o nich s�ysze�. Tak� podj��em decyzj�. Nie zamierzam by� niczyj� marionetk�, zw�aszcza w�asn�. W�ciek�y b�bni� pi�ci� w konsolet�, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na pe�ne os�upienia spojrzenia s�uchaczy. � Moje stare ja nie �yje! � bredzi�. � Pope�ni�o samob�jstwo! Martwi nie powinni si� szwenda� mi�dzy �ywymi i pr�bowa� si� mi�dzy nich wmiesza�! � To dlatego wzywasz mnie, bym pom�g� ci wybrn�� z opresji...? � zauwa�y� duch. � Hm... � Zaphod zn�w usiad�. � Przecie� to zupe�nie co innego, nie? Wyszczerzy� si� ma�o przekonuj�co do Trillian. � Zaphodzie � wyskrzecza�a zjawa � jedynym powodem, dla kt�rego marnuj� oddech na rozmow� z tob�, jest chyba tylko to, �e b�d�c martwym, nie mam dla� lepszego u�ytku. � Pi�knie � stwierdzi� Zaphod � dlaczego wi�c nie zdradzisz mi wielkiej tajemnicy? Poddaj mnie pr�bie! � Zaphodzie, b�d�c prezydentem Galaktyki, wiedzia�e� tak samo jak przed tob� Yooden Vranx, �e prezydent jest niczym. Zerem. Gdzie� w cieniu stoi cz�owiek, istota lub przedmiot, posiadaj�cy najwy�sz� w�adz�. Tego cz�owieka, istot� lub przedmiot musisz odnale�� � cz�owieka, kt�ry decyduje o losach naszej Galaktyki oraz, jak podejrzewamy, jeszcze paru innych. By� mo�e ca�ego wszech�wiata. � Dlaczego? � Dlaczego?! � Duch zbarania�. � Dlaczego? Rozejrzyj si�, ch�opcze. Czy to, co ci� otacza, sprawia wra�enie, �e znajduje si� w dobrych r�kach? � Wszystko gra. Stary popatrzy� ponuro. � Nie zamierzam si� z tob� spiera�. Zaprowadzisz ten statek o nap�dzie nieprawdopodobie�stwa tam, gdzie jest potrzebny. Zrobisz to i od razu wybij sobie z g�owy, �e mo�e ci si� uda� unikn�� przeznaczenia. Pole nieprawdopodobie�stwa panuje nad tob�, jeste� w jego w�adaniu. A to co? Wsta� i stukn�� w jeden z terminali Eddiego, komputera pok�adowego. Zaphod wyja�ni�, kto zacz. � Co on robi? � Pr�buje zrobi� herbat� � odpowiedzia� rewelacyjnie opanowany Zaphod. � �wietnie � skwitowa� pradziadek. � Pochwalam. Wracaj�c do tematu � pogrozi� Zaphodowi palcem � nie wiem, czy zdo�asz wykona� zadanie, obawiam si� jednak, �e nie uda ci si� od niego wykr�ci�. C�, jestem zbyt d�ugo martwy i zbyt zm�czony, by mnie to obchodzi�o jak dawniej. Pomagam ci w zasadzie wy��cznie dlatego, �e nie potrafi� znie�� my�li, �e m�g�by� pa��ta� si� u nas na g�rze ze swoimi nowoczesnymi przyjaci�mi. Rozumiemy si�? � Tak, wielkie dzi�ki. � Zaphod, wiesz jeszcze co? � Eee, tak? � Je�li kiedykolwiek zn�w b�dziesz potrzebowa� pomocy, rozumiesz, je�li b�dziesz tkwi� po uszy w k�opotach i niezb�dna b�dzie ci pomocna d�o�... � Tak? � ...to gi� bez wahania. W tym samym momencie z zasuszonych d�oni starego ducha wystrzeli�a w stron� komputera wi�zka �wiat�a, zjawa znik�a, centrala dowodzenia wype�ni�a si� k��bami dymu, a �Serce ze Z�ota� skoczy�o nie wiadomo jak daleko przez czas i przestrze�. Rozdzia� 4 Dziesi�� lat �wietlnych dalej Gag Halfrunt unosi� k�ciki ust o kolejne kilka kresek. Na ekranie monitora mia� przekazywany na falach sub-eta obraz z centrali dowodzenia statku Vogon�w � widzia�, jak rw� si� na strz�py resztki pola ochronnego �Serca ze Z�ota�, a statek znika, pozostawiaj�c po sobie ob�oczek dymu. �Wspaniale � uzna�. � To koniec.� Mia� na my�li koniec ostatnich, przypadkiem ocala�ych mieszka�c�w Ziemi, kt�r� kaza� zniszczy�. Bezpowrotny koniec niebezpiecznego (dla psychiatrii) i podst�pnego (tak�e dla psychiatrii) eksperymentu, maj�cego odpowiedzie� na pytanie, jak brzmi ostateczne pytanie o �ycie, wszech�wiat i ca�� reszt�. My�la� te� o tym, �e wieczorem odb�dzie si� skromne przyj�cie w gronie koleg�w psychiatr�w, a jutro zaczn� od rana przyjmowa� swych nieszcz�liwych, sko�owanych do cna, �wietnie p�ac�cych pacjent�w bez obaw, �e kto� kiedy� odkryje sens �ycia. � Spotkania rodzinne s� zawsze �enuj�ce, nie? � rzuci� Ford do Zaphoda, gdy dym si� przerzedzi�. Nagle przerwa� w p� s�owa, spojrza� wok�. � Gdzie jest Zaphod? Artur i Trillian rozgl�dali si� jak t�paki. Byli bladzi, m�ci�o im si� w g�owach i tym bardziej nie wiedzieli, gdzie jest Zaphod. � Marvin! Gdzie jest Zaphod?! � wrzeszcza� Ford. Chwil� p�niej zapyta�: � Gdzie jest Marvin? K�t, w kt�rym zwykle przebywa� robot, by� pusty. Na pok�adzie panowa�a kompletna cisza. Statek wisia� prawie nieruchomo w atramentowoczarnej przestrzeni, jedynie od czasu do czasu lekko podskakiwa� i buja� si� na boki jak na drobnej fali. �aden wska�nik nie dzia�a�, ka�dy monitor by� ciemny. Zdekompletowana za�oga spyta�a komputer, co jest grane. � Bardzo mi przykro � odpar� Eddie � ale obecnie mam wy��czon� wymian� informacji. Proponuj� nieco lekkiej i przyjemnej muzyki. Wy��czyli lekk� i przyjemn� muzyk�. Z rosn�cym niepokojem i trwog� przeszukali ka�dy k�t statku. Ka�dy przyrz�d by� martwy, panowa�a g�ucha cisza. Nigdzie nie odkryli Zaphoda ani Marvina. Jednym z ostatnich miejsc, gdzie zajrzeli, by�a wn�ka, w kt�rej sta� �ywno�ciomat. W okienku syntetyzatora znajdowa�a si� tacka, a na niej sta�y trzy filigranowe fili�anki z chi�skiej porcelany, oczywi�cie na spodeczkach, porcelanowy dzbanuszek z mlekiem i srebrny imbryk pe�en najlepszej herbaty, jak� Artur pi� w �yciu. Obok le�a�a kartka. Napis na niej brzmia�: PODAWA�. Rozdzia� 5 Druga planeta drugiej gwiazdy Ma�ej Nied�wiedzicy, zwana tak jak jej s�o�ce Kochab, to � jak twierdz� niekt�rzy � jedno z najbardziej przera�aj�cych miejsc w znanym wszech�wiecie. Cho� jest niezno�nie bogata, przera�aj�co s�oneczna i znajdziesz na niej wi�cej cudownie ekscytuj�cych ludzi ni� ziarnek w korcu maku, trudno pomin�� na przyk�ad fakt, �e kiedy w jednym z ostatnich wyda� magazynu �Zabawne �ycie� opublikowano artyku� pod tytu�em Je�li znudzi� ci si� Kochab, znudzi�o ci si� �ycie, natychmiast czterokrotnie wzr�s� odsetek samob�jstw. Poeta powiedzia�by, �e nagle zapad�a noc, co nie znaczy, �e na Kochabie zapadaj� noce. Kochab znajduje si� na zachodnich rubie�ach wszech�wiata i z powodu nie wyja�nionego i co nieco podejrzanego wybryku proces�w planetotw�rczych sk�ada si� prawie wy��cznie z subtropikalnych wybrze�y. Z powodu podobnie podejrzanego wybryku relastatyki czasowej jest tu prawie zawsze sobota po po�udniu, tu� przed zamkni�ciem bar�w na pla�y. Dominuj�cym na Kochabie bioformom nie uda�o si� rzuci� �wiat�a na natur� tych zjawisk, przez wi�kszo�� bowiem czasu pr�buj� osi�gn�� nirwan�, biegaj�c wok� basen�w oraz �api�c asystent�w badawczych Galaktycznej Geograficzno-Czasowej Komisji Kontrolnej, by zaprosi� ich do �prze�ycia uroczej anomalii czasowej�. Na Kochabie istnieje tylko jedno miasto, cho� teren nazwano miastem tylko dlatego, �e jest tu nieco wi�ksze zag�szczenie basen�w ni� gdzie indziej. Zbli�aj�c si� do Miasta �wiat�a drog� powietrzn� � a nie ma innej mo�liwo�ci; brak tu dr�g, nie ma �ladu portu (poza tym, je�li nie przylatujesz, Miasto �wiat�a nie �yczy sobie ciebie jako go�cia) � rozumie si� od razu, dlaczego wybrano nazw� �Miasto �wiat�a�. S�o�ce �wieci tutaj najja�niej, migocze najjaskrawiej w wodzie basen�w, skrzy si� najpe�niej na bia�ych, obsadzonych palmami bulwarach, �lizga najg�adziej po zdrowych, opalonych na br�z punkcikach, spaceruj�cych to tu, to tam, i pra�y najgor�cej na wille, zadymione pasy startowe, pla�owe bary i tym podobne rzeczy. Ze szczeg�lnym pietyzmem s�o�ce �wieci na pewn� budowl�, wysok�, pi�kn� budowl�, sk�adaj�c� si� z dw�ch trzydziestopi�trowych wie�owc�w, po��czonych w po�owie wysoko�ci pomostem. Budowla jest siedzib� wydawnictwa ksi��ki i zosta�a sfinansowana z odszkodowa� otrzymanych po wygraniu niezwyk�ego sporu o prawa autorskie mi�dzy wydawcami ksi��ki a firm� produkuj�c� p�atki owsiane. Ksi��ka ta to podr�cznik. Przewodnik. Jest to najbardziej godna uwagi i najlepiej sprzedaj�ca si� ksi��ka, jak� kiedykolwiek opublikowa�y wielkie wydawnictwa z Ma�ej Nied�wiedzicy. Cieszy si� wi�ksz� popularno�ci� ni� �ycie zaczyna si� po pi��setpi��dziesi�tce, sprzedaje lepiej ni� Teoria Wielkiego Wybuchu � pogl�d w�asny Ekscentrycy Gallumbits (trzypiersiastej nierz�dnicy z Erotikonu Sze��) i jest bardziej kontrowersyjna od ostatniego superbestselleru Oolona Colluphidsa Wszystko, czego nigdy nie chcieli�cie wiedzie� o seksie, ale zostali�cie zmuszeni, by si� dowiedzie�. (W wielu �yj�cych na wi�kszym luzie cywilizacjach zewn�trznego wschodniego kra�ca Galaktyki poradnik ten dawno zast�pi� wielk� Encyklopaedia Galactica, staj�c si� standardowym kompendium wszelkiej wiedzy i m�dro�ci. Cho� zawiera wiele luk, a tak�e mn�stwo zwyczajnych zmy�le� lub co najmniej szalonych niedok�adno�ci, ma nad tamtym starszym i znacznie rozwleklejszym dzie�em dwie istotne przewagi. Po pierwsze, jest nieco ta�szy, po drugie, du�ymi przyjaznymi literami wydrukowano na jego ok�adce: NIE PANIKUJ.) Chodzi tu oczywi�cie o nieocenionego towarzysza wszystkich, kt�rzy chc� podziwia� cuda wszech�wiata za mniej ni� trzydzie�ci altaira�skich dolar�w dziennie � o przewodnik Autostopem przez Galaktyk�. Je�li staniesz przed budowl�, w kt�rej mie�ci si� wydawnictwo, odwr�cony plecami do g��wnego wej�cia (zak�adaj�c, �e ju� wyl�dowa�e� i zd��y�e� si� od�wie�y� skokiem na g��wk� do basenu i prysznicem) i ruszysz na wsch�d, znajdziesz si� na zacienionym Bulwarze �ycia i z pewno�ci� zaskoczy ci� bladoz�oty odcie� piasku na rozpo�cieraj�cych si� przed tob� pla�ach, zadziwi� amatorzy surfingu umys�owego, kt�rzy beztrosko szybuj� p� metra nad falami, jakby nie by�o to nic wielkiego, w ko�cu zaskocz� ci�, czy nawet nieco zirytuj� wielkie palmy, przez ca�y dzie� � czyli ci�gle � nuc�ce same do siebie niemelodyjne b�ahostki. Dochodz�c do ko�ca Bulwaru �ycia, wkroczysz do dzielnicy Lalamatine, pe�nej sklep�w, orzechowc�w bolo i ulicznych kafejek, gdzie Kochabianie przychodz�, by odpocz�� po godzinach ci�kiego popo�udniowego odpoczynku na pla�y. Dzielnica Lalamatine jest jedn� z niewielu okolic, gdzie nie panuje wieczna sobota po po�udniu � zamiast tego panuje tu ch��d wiecznego wczesnego niedzielnego wieczoru. Za Lalamatine zaczynaj� si� nocne kluby. Gdyby� owego szczeg�lnego dnia, popo�udnia, nieprzerwanego wieczoru � niech ka�dy nazwie to, jak sobie �yczy � zbli�y� si� do drugiej kafejki po prawej stronie, ujrza�by� zwyk�e k��bowisko Kochabian, kt�rzy plotkuj�, pij�, sprawiaj� wra�enie bardzo wypocz�tych i od czasu do czasu spogl�daj� na zegarek, by zobaczy�, jak drog� rzecz kupili. Ujrza�by� tak�e dw�ch do�� obdartych autostopowicz�w, kt�rzy przybyli w�a�nie z Algolu na pok�adzie arkturia�skiego megafrachtowca, gdzie musieli radzi� sobie przez ostatnie kilka dni. W�ciekli i zak�opotani stwierdzili, �e wsz�dzie, sk�d wida� budynek Autostopem, szklanka zwyk�ego soku owocowego kosztuje r�wnowarto�� ponad sze��dziesi�ciu altaira�skich dolar�w. � Dumpingowa cena � gorzko stwierdzi� jeden z nich. Gdyby� w tej samej chwili spojrza� w kierunku jednego z dalszych stolik�w, ujrza�by� Zaphoda Beeblebroxa, gapi�cego si� na otoczenie z przera�eniem i chaosem w g�owach. Mia� prawo zg�upie�, gdy� jeszcze przed pi�cioma sekundami siedzia� w centrali dowodzenia �Serca ze Z�ota�. � Absolutnie dumpingowa cena � powt�rzy� ten sam g�os co przedtem. Zaphod k�tem oka rzuca� nerwowe spojrzenia na obu niedomytych w��cz�g�w przy stoliku obok. �Do diab�a, gdzie ja jestem? Jak tu si� dosta�em? Gdzie m�j statek?� � Chwyci� por�cz krzes�a, na kt�rym siedzia�, potem stoj�cy przed nim st�. I jedno, i drugie by�o do�� masywne. � Jak mo�na pisa� przewodnik dla autostopowicz�w w takim miejscu? � ci�gn�� g�os. � Popatrz na to wszystko! No sam popatrz! Zaphod patrzy�. ��adnie tu � pomy�la� � ale gdzie ja jestem? I dlaczego?� Wygrzeba� z kieszeni dwie pary okular�w przeciws�onecznych. Wyjmuj�c je, wyczu� w kieszeni tward�, g�adk�, nie znan� mu, bardzo ci�k� bry�k� metalu. Wyj�� j� i zacz�� ogl�da�. Zamruga� zaskoczony. Nie mia� poj�cia, sk�d si� wzi�a. Schowa� bry�k� z powrotem do kieszeni i za�o�y� okulary, stwierdzaj�c ze z�o�ci�, �e metal podrapa� jedno ze szkie�. Mimo wszystko w okularach czu� si� znacznie bezpieczniej. Mia� komplet sk�adaj�cy si� z dw�ch par typu Joo Janta 200, superchromatoniebezpiecze�stwosensytywnych, skonstruowanych jako pomoc do nauki bycia na luzie w obliczu niebezpiecze�stwa. Przy pierwszym zwiastunie zagro�enia szk�a robi� si� absolutnie czarne i nie pozwalaj� widzie� niczego, co mog�oby w�a�ciciela zaniepokoi�. Pomijaj�c zadrapanie, szk�a by�y w tej chwili przezroczyste. Zaphod rozlu�ni� si�, jednak tylko tyci, tyci. W�ciek�y autostopowicz dalej wpatrywa� si� w sw�j niesamowicie drogi sok i pomstowa�: � Najgorsze, co zdarzy�o si� Autostopem w efekcie przeprowadzki na Kochaba, polega na tym, �e wszyscy ich ludzie zrobili si� jak ciep�e kluchy. S�ysza�em nawet, �e w kt�rym� z biur stworzyli sztuczny, elektroniczny wszech�wiat, dzi�ki czemu mog� normalnie prowadzi� badania, a wieczorami chodzi� na przyj�cia. Pomijaj�c, �e dzie� czy noc nie robi tu wielkiej r�nicy... �Kochab� � pomy�la� Zaphod. Przynajmniej wiedzia�, gdzie jest. Zak�ada�, �e pobyt tutaj zawdzi�cza pradziadkowi, ale dlaczego? Wielce si� zmartwi�, wpad�a mu bowiem do g�owy pewna my�l. By�a bardzo jasna i bardzo jednoznaczna � umia� ju� rozpoznawa�, czym takie my�li gro��. Instynkt kaza� mu si� broni� przed nimi, by�y to bowiem zaprogramowane idee z mrocznych i odizolowanych cz�ci jego m�zg�w. Siedzia� bez ruchu i z ca�ej si�y pr�bowa� zignorowa� my�l, by�a jednak bardzo namolna. Dalej j� ignorowa�. Dalej si� naprzykrza�a. Jeszcze raz j� zignorowa�. Naprzykrza�a si� dalej. Da� za wygran�. �A niech tam � pomy�la� � p�y� Zaphod z pr�dem�. By� zbyt zm�czony, sko�owany i g�odny, by si� opiera�. Nie wiedzia� nawet, jakie tre�ci nios�a narzucaj�ca si� my�l. Rozdzia� 6 � S�ucham? Tak? Oficyna wydawnicza Megdodo, siedziba Autostopem przez Galaktyk�, absolutnie najbardziej godnej uwagi ksi��ki w ca�ym znanym wszech�wiecie. W czym mog� pom�c? � m�wi� wielki r�owoskrzyd�y owad do s�uchawki jednego z siedemdziesi�ciu telefon�w, ustawionych szeregiem na olbrzymim chromowanym blacie recepcji w foyer biura Autostopem. Zatrzepota� skrzyd�ami i przewr�ci� oczami. Stara� si� przygwo�dzi� wzrokiem zgraj� niedomytych typk�w, kt�rzy robili ba�agan, brudzili dywany i zostawiali �lady usmolonych �ap na obiciach mebli. By� zachwycony prac� dla Autostopem, ale marzy�, by kto� wynalaz� spos�b na trzymanie autostopowicz�w z dala od jego biurka. �Nie powinni w�a�ciwie tkwi� na brudnych kosmodromach albo w podobnych miejscach?� � my�la�. Pami�ta�, �e czyta� gdzie� o znaczeniu tkwienia na brudnych kosmodromach. Niestety, wszystko wskazywa�o na to, �e wi�kszo�� autostopowicz�w tkwi w jego mi�ym, czystym i wypolerowanym foyer, i to zaraz po zako�czeniu tkwienia na szczeg�lnie brudnych kosmodromach. W dodatku nic, tylko sk�adaj� skargi. Zatrzepota� skrzyd�ami. � Co? � powiedzia� do s�uchawki. � Tak, przekaza�em wiadomo�� panu Zarniwoopowi, ale obawiam si�, �e jest w tej chwili zbyt na luzie, by z panem rozmawia�. Odbywa podr� mi�dzyplanetarn�. Owad, wyra�nie rozdra�niony, zacz�� wymachiwa� czu�kiem w stron� jednego z niedomytych typk�w, kt�rzy w�ciekle pr�bowali �ci�gn�� na siebie uwag�. Zirytowany czu�ek wskaza� tabliczk� na �cianie, daj�c do zrozumienia, �e nie wypada przerywa� wa�nych rozm�w telefonicznych. � Tak � m�wi� owad � jest w gabinecie, ale odbywa podr� mi�dzyplanetarn�. Dzi�kuj� za telefon. � Hukn�� s�uchawk� o wide�ki. � Prosz� przeczyta� � zwr�ci� si� do w�ciek�ego typa, kt�ry pr�bowa� z�o�y� skarg� z powodu zawartej w ksi��ce niedorzecznej i niebezpiecznej informacji, czy raczej dezinformacji. Autostopem przez Galaktyk� jest niezb�dnym towarzyszem ka�dego, kto w niesko�czenie skomplikowanym i m�c�cym w g�owie wszech�wiecie pr�buje nada� sens �yciu. Aczkolwiek nie wolno ufa�, �e przewodnik mo�e s�u�y� pomoc� lub cho�by udzieli� informacji w ka�dym zakresie, to ro�ci sobie budz�ce zaufanie pretensje, �e tam, gdzie jest niedok�adny, jest niedok�adny jednoznacznie. W przypadkach powa�niejszych niezgodno�ci stron�, kt�ra si� myli, jest zawsze rzeczywisto��. Taki by� sens napi