7279
Szczegóły |
Tytuł |
7279 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7279 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7279 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7279 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Douglas Adams
Restauracja na ko�cu wszech�wiata
Prze�o�y�: Pawe� Wieczorek
Wydanie oryginalne: 1980
Wydanie polskie: 1998
Jane i Jamesowi
z podzi�kowaniami
Geoffreyowi Perkinsowi za dokonanie
nieprawdopodobnego
Paddy Kingsland, Lisie Braun i Alick Hale Munro
za to, �e mu w tym pomog�y
Johnowi Lloydowi za pomoc w stworzeniu pierwotnego
manuskryptu �Milinowej�
Simonowi Brettowi, kt�ry zacz�� ca�� histori�
P�ycie Paula Simona �One Trick Pony�, kt�rej stale s�ucha�em, pisz�c
t� ksi��k�. Pi�� lat to sporo
Szczeg�lne podzi�kowania dla Jaqui Grahama za niesko�czon�
cierpliwo��, dobro� i karmienie w potrzebie
Istnieje teoria, �e je�li kto� kiedy� si� dowie, dlaczego powsta� i czemu s�u�y
wszech�wiat, to ca�y kosmos zniknie i zostanie zast�piony czym� znacznie
dziwaczniejszym i
jeszcze bardziej pozbawionym sensu.
Istnieje tak�e teoria, �e ju� dawno tak si� sta�o.
Rozdzia� 1
Dotychczas zdarzy�o si�, co nast�puje:
Na pocz�tku stworzono wszech�wiat.
Zez�o�ci�o to mn�stwo ludzi i zosta�o powszechnie uznane za b��d.
Wiele lud�w wierzy, �e wszech�wiat zosta� stworzony przez co� na kszta�t Boga,
Jatravartydzi z planety Viltwodl Sze�� uwa�aj� jednak, �e kosmos wykicha�a
istota o imieniu
Wielki Zielony Spazm Arkel�w.
Jatravartydzi, �yj�cy w ci�g�ym l�ku przed momentem, kt�ry zw� �Przybycie
Wielkiej
Bia�ej Chustki do Nosa�, to ma�e niebieskie stworzonka o ponad pi��dziesi�ciu
r�czkach; ich
niezwyk�o�� polega na tym, �e jako jedyny nar�d w historii wynale�li dezodorant
przed
ko�em.
Nauka o Wielkim Zielonym Spazmie Arkel�w nie znalaz�a zbyt wielu zwolennik�w
poza
Viltwodlem Sze��, a poniewa� wszech�wiat w dalszym ci�gu jest niesamowicie
skomplikowany, dalej pr�buje si� tworzy� teorie jego powstania.
I tak na przyk�ad pewnego razu rasa hiperinteligentnych, �yj�cych w wielu
czasoprzestrzeniach istot zbudowa�a przeogromny superkomputer nazwany G��boka
My�l,
kt�ry mia� raz na zawsze wyja�ni� wszelkie w�tpliwo�ci, czyli da� odpowied� na
ostateczne
pytanie o �ycie, wszech�wiat i ca�� reszt�.
G��boka My�l kombinowa� i rachowa� siedem i p� miliona lat, po czym obwie�ci�,
�e
odpowied� brzmi �Czterdzie�ci dwa�. W efekcie konieczna okaza�a si� budowa
nast�pnego,
jeszcze wi�kszego komputera, by ustali�, jak w�a�ciwie brzmi ostateczne pytanie.
Nowy komputer � zwany Ziemia � by� tak ogromny, �e cz�sto brano go za planet�;
zw�aszcza robi�y to ganiaj�ce po powierzchni maszyny przedziwne ma�pokszta�tne
istoty, nie
maj�ce zielonego poj�cia, �e s� elementem gigantycznego programu.
Jest to do�� dziwaczne, poniewa� dla kogo� nie znaj�cego tego prostego i
oczywistego
faktu nic, ale to nic, co kiedykolwiek wydarzy�o si� na Ziemi, nie mog�o mie�
nawet krztyny
sensu.
Niestety, tu� nim zako�czy� si� przebieg programu, Ziemia nieoczekiwanie zosta�a
wyburzona przez Vogon�w w celu � jak twierdzili � zrobienia miejsca
hiperprzestrzennej
trasie szybkiego ruchu. W ten spos�b na zawsze zniweczona zosta�a nadzieja na
odkrycie
sensu �ycia.
Nie do ko�ca.
Dwa przedziwne ma�pokszta�tne stwory prze�y�y.
Artur Dent umkn�� w ostatnim momencie, poniewa� nagle okaza�o si�, �e jego stary
przyjaciel, Ford Prefect, pochodzi nie z Guildfordu, jak zawsze twierdzi�, lecz
z ma�ej planety
w okolicy Betelgeuse. Co wa�niejsze, Ford wiedzia�, jak sprawi�, by lataj�cy
talerz zabra� go
autostopem.
Tricia McMillan � czyli Trillian � zwia�a z planety sze�� miesi�cy wcze�niej z
Zaphodem
Beeblebroxem, prezydentem Galaktyki.
Dwoje ocala�ych.
Trillian i Artur to wszystko, co pozosta�o po najwi�kszym eksperymencie
wszechczas�w,
kt�rego celem by�o odkrycie ostatecznego pytania i ostatecznej odpowiedzi o
�ycie,
wszech�wiat i ca�� reszt�.
Nieca�y milion kilometr�w od miejsca, gdzie w kruczoczarnej ciemno�ci kosmosu
dryfuje
oci�ale statek z Ziemianami, unosi si� statek Vogon�w. Leci powoli kursem na
Ziemian.
Rozdzia� 2
Statek � jak ka�dy statek kosmiczny Vogon�w � nie bardzo wygl�da� na dzie�o
konstruktora, raczej na efekt zamro�enia, cho� nie wiadomo dok�adnie czego. Ma�o
estetyczne ��te gruz�y i stercz�ce pod szkaradnymi k�tami urz�dzenia
zniekszta�ci�yby lini�
wi�kszo�ci statk�w, ale tego nic nie mog�o oszpeci�. Podobno pojawia�y si� na
niebie
brzydsze obiekty, ale brak na to wiarygodnych �wiadk�w.
Chc�c zobaczy� co� brzydszego ni� statek Vogon�w, nale�y wej�� do �rodka i
rzuci�
okiem na pierwszego z brzegu Vogona. Je�li jeste� m�dry, w�a�nie z tego
zrezygnujesz, gdy�
przeci�tny Vogon nie zastanawia si� dwa razy, nim zrobi napotkanemu cz�owiekowi
nikczemno��, zwykle tak bezsensown�, �e zaczyna si� przeklina� dzie� swych
narodzin (lub
je�li poszkodowany jest nieco bystrzejszy � dzie� narodzin Vogona).
Przeci�tny Vogon prawdopodobnie nie b�dzie si� zastanawia� nawet jeden raz.
Osobnicy tej rasy cechuj� si� prymitywnym umys�em, o�lim uporem oraz m�d�kiem
jak
u �limaka i naprawd� nie zostali stworzeni do my�lenia. Analiza anatomii Vogon�w
wykazuje, �e pierwotnie ich m�zg by� potwornie zdeformowan�, przemieszczon� i
ot�uszczon� w�trob�. Mo�na jednak powiedzie� o nich co� dobrego � wiedz�, czego
chc�. Do
ich upodoba� nale�y przede wszystkim krzywdzenie innych i w�ciekanie si� przy
byle okazji.
Jedn� z rzeczy, kt�rych zdecydowanie nie lubi�, jest zostawianie nie doko�czonej
roboty.
Szczeg�lnie dotyczy to Vogona, kt�rego zaraz spotkamy, i � z wielu powod�w �
akurat
wyznaczonego mu niedawno zadania.
Owym Vogonem by� komendant prostetnik Vogon Jeltz z Galaktycznej Rady Planowania
Hiperprzestrzeni i w�a�nie jemu powierzono zadanie zniszczenia �planety� Ziemia.
Wierci� swym monstrualnym ohydnym cielskiem po niewygodnym, lepi�cym si� od
brudu fotelu i gapi� si� w monitor, na kt�rym skanery kawa�ek po kawa�ku
pokazywa�y statek
mi�dzygwiezdny �Serce ze Z�ota�.
Komendant nie zwa�a�, �e wyposa�one w nap�d nieprawdopodobie�stwa �Serce ze
Z�ota� jest najpi�kniejszym i najniezwyklejszym statkiem kosmicznym, jaki
kiedykolwiek
zbudowano. Estetyka i technika by�y dla niego bajk� o �elaznym wilku, gdyby to
od niego
zale�a�o � wilku zar�ni�tym i obdartym ze sk�ry.
Komendant tym bardziej nie zwa�a� na obecno�� na pok�adzie Zaphoda Beeblebroxa.
Zaphod Beeblebrox nie by� ju� prezydentem Galaktyki i cho� zar�wno jego, jak i
statek, kt�ry
ukrad�, �ciga� ka�dy policjant w Galaktyce, Vogona ma�o to obchodzi�o.
Mia� na g�owie wa�niejsze sprawy.
Kto� kiedy� powiedzia�, �e Vogoni s� tak samo ponad drobne �ap�wkarstwo i
korupcj�,
jak morze znajduje si� ponad niebem � w przypadku tego przedstawiciela ich rasy
stwierdzenie by�o trafione w dziesi�tk�. S�ysz�c s�owa �uczciwo�� lub �wysokie
morale�,
Vogon Jeltz si�ga� po s�ownik wyraz�w obcych, s�ysz�c brz�czenie wi�kszej
got�wki, si�ga�
po kodeks karny i czym pr�dzej go wyrzuca�.
Dokonuj�c tak bezpardonowego zniszczenia Ziemi i wszystkiego, co si� na niej
znajdowa�o, prostetnik nieco wykroczy� poza zakres swych obowi�zk�w s�u�bowych.
Istnia�y
pewne w�tpliwo�ci, czy wspomniana trasa szybkiego ruchu faktycznie b�dzie
budowana,
winni ewentualnego nadu�ycia szybko jednak od�o�yli dyskusj� nad tym ad acta.
Vogon wyda� z siebie odra�aj�cy pomruk zadowolenia.
� Komputer! � zaskrzecza�. � Po��cz mnie z moim konserwatorem m�zgu.
Kilka sekund p�niej na ekranie pojawi�o si� oblicze Gaga Halfrunta, ozdobione
u�miechem cz�owieka maj�cego pewno��, �e Vogon, na kt�rego patrzy, przebywa w
odleg�o�ci dziesi�ciu lat �wietlnych. W u�miechu by� �lad ironii. Cho� Vogon
zwraca� si� do
Halfrunta per �m�j osobisty konserwatorze m�zgu�, nie by�o tu zbyt wiele do
konserwacji,
poza tym w rzeczywisto�ci sytuacja przedstawia�a si� odwrotnie, ni� wydawa�o si�
prostetnikowi � Halfrunt zatrudnia� Vogona.
P�aci� mu krocie za troch� brudnej roboty.
Halfrunt, jeden z najs�awniejszych i najbardziej wzi�tych psychiatr�w w
Galaktyce
zgodzi� si� (razem z paroma kolegami po fachu) p�aci� bajo�skie sumy, gdy
okaza�o si�, �e
mo�e zosta� zagro�ona przysz�o�� psychiatrii.
� Witam, m�j prostetniku komendancie Vogon�w � zagai�. � Dobrze si� dzi�
czujemy?
Komendant opowiedzia�, �e w ci�gu ostatnich paru godzin zg�adzi� w ramach
post�powa�
dyscyplinarnych prawie po�ow� za�ogi.
U�miech Halfrunta nie drgn�� nawet na u�amek sekundy.
� No c�, my�l�, �e jak na Vogona to zupe�nie normalne zachowanie. Naturalne i
zdrowe
przetworzenie agresywnych sk�onno�ci na akty bezsensownej przemocy.
� Zawsze tak gadasz � warkn�� Vogon.
� Powt�rz�: no c� � o�wiadczy� Halfrunt. � My�l�, �e to zupe�nie normalne
zachowanie
jak na psychiatr�. �wietnie. Widz�, �e dzi� jeste�my doskonale do siebie
dostrojeni
psychicznie. Prosz� o najnowsze wie�ci z akcji.
� Zlokalizowali�my statek.
� Wspaniale. Cudownie! Co z za�og�?
� Jest z nimi Ziemiak.
� Wy�mienicie! Kto poza tym?
� Samiczka z jego planety. On i ona to ostatnie egzemplarze.
� Dobrze, bardzo dobrze � rozpromieni� si� Halfrunt. � Kto jeszcze?
� Kole� zwany Prefect.
� Jeszcze kto�?
� Zaphod Beeblebrox.
U�miech Halfrunta zadr�a�.
� No c�, oczekiwa�em tego. Po�a�owania godna okoliczno��.
� Przyjaciel? � zapyta� Vogon, kt�ry kiedy� s�ysza� to s�owo i postanowi� je
wypr�bowa�.
� Ale� sk�d! Przedstawiciele mojego zawodu nie przyja�ni� si� z nikim.
� Rozumiem. Zawodowa bezstronno��.
� Nie � weso�o odpar� Halfrunt. � Po prostu nie mamy do tego drygu.
Psychiatra przez chwil� nic nie m�wi�. U�miech nie schodzi� mu z ust, ale jego
oczy
zdradza�y lekk� z�o��.
� Musi pan wiedzie�, �e Beeblebrox jest jednym z moich najlepszych klient�w. Ma
problemy, o jakich psychoanalitykom nawet si� nie �ni...
Przez chwil� rozwa�a� konsekwencje tego, co powiedzia�, ale w ko�cu � cho�
niech�tnie
� odrzuci� lito�ciwy tok my�lenia.
� Czy jest pan ci�gle got�w do wykonania zadania? � zapyta�.
� Oczywi�cie.
� Doskonale. Natychmiast zniszczy� statek!
� A co z Beeblebroxem?
� C� � �wawo odpar� Halfrunt � w ko�cu Zaphod nie jest nikim nadzwyczajnym.
Psychiatra znikn�� z ekranu.
Komendant Vogon�w nacisn�� przycisk i po��czy� si� z niedobitkami za�ogi.
� Atak!
Zaphod Beeblebrox siedzia� w swej kabinie i kl�� jak furman. Dwie godziny temu
zaproponowa�, by wpadli na przek�sk� do restauracji na ko�cu wszech�wiata,
natychmiast po
tym odby� karczemn� awantur� z komputerem pok�adowym i pogna� do kabiny dr�c
si�, �e
jak tak, to sam sobie wyliczy czynniki nieprawdopodobie�stwa o��wkiem.
Nap�d nieprawdopodobie�stwa czyni� z �Serca ze Z�ota� najpot�niejszy i
najbardziej
nieobliczalny statek kosmiczny we wszech�wiecie. Nie istnia�o �adne zadanie,
kt�rego by nie
m�g� wykona� � oczywi�cie, je�li dok�adnie si� wiedzia�o, jak nieprawdopodobne
jest to, co
chce si�, by zrobi�.
Zaphod ukrad� statek w momencie, gdy jako prezydent mia� go spu�ci� z pochylni.
Nie
wiedzia� za bardzo, dlaczego ukrad� �Serce ze Z�ota� � poza tym, �e mu si�
podoba�o.
Analogicznie nie wiedzia�, dlaczego zosta� prezydentem Galaktyki � poza tym, �e
odstawianie prezydenta by�o do�� zabawne.
Zdawa� sobie spraw�, �e istniej� lepsze uzasadnienia obu wydarze�, s� jednak
zagrzebane
w jakich� mrocznych, odizolowanych regionach jego m�zg�w. Marzy�, by te mroczne,
odizolowane regiony jego m�zg�w si� wy��czy�y, czasami bowiem dochodzi�y na
kr�tkie
chwile do g�osu, zara�a�y jasne, weso�e regiony osobliwymi my�lami i pr�bowa�y
odci�gn��
go od tego, co uwa�a� za cel �ycia: fantastycznie si� bawi�.
Aktualnie nie bawi� si� fantastycznie. Sko�czy�a mu si� cierpliwo��, sko�czy�y
si� o��wki
i by� bardzo g�odny.
� Niech to szlag!!! � rykn��.
Dok�adnie w tym momencie Ford Prefect znajdowa� si� w powietrzu. Frun�� nie
dlatego,
�e co� si� popsu�o w polu grawitacyjnym statku, lecz dlatego, �e przed chwil�
skoczy� ze
schod�w prowadz�cych do kabin mieszkalnych. Jak na jeden sus wysoko�� by�a spora
� w
efekcie �le wyl�dowa�, straci� r�wnowag�, ale si� pozbiera� i pogna� korytarzem,
p�osz�c po
drodze kilka przelatuj�cych miniaturowych robot�w-s�u��cych. P�dz�c wok� rogu,
wpad� w
po�lizg, wykona� kilka rozpaczliwych ruch�w, gwa�townym szarpni�ciem otworzy�
drzwi do
kabiny Zaphoda i wyrzuci� z siebie, co le�a�o mu na sercu:
� Vogoni!
Chwil� wcze�niej Artur Dent opu�ci� kabin� i uda� si� na poszukiwanie fili�anki
herbaty.
Nie wyrusza� w zbyt optymistycznym nastroju, wiedzia� bowiem, �e jedynym �r�d�em
gor�cych napoj�w na statku jest ciemne jak tabaka w rogu urz�dzenie,
�ywno�ciomatyczny
syntetyzer napoj�w, produkowany przez cybernetyczn� korporacj� Syriusza. Artur
mia� ju�
okazj� si� z nim zetkn��.
Maszyna z uporem twierdzi�a, �e umie wytworzy� dowolne spektrum napoj�w,
dostosowanych indywidualnie do smaku i przemiany materii dowolnej osoby, kt�ra
zechcia�aby z niej skorzysta�. Poddana pr�bie niezmiennie produkowa�a plastikow�
fili�ank�
z p�ynem, kt�ry nie mia� prawie nic (cho� niezupe�nie) wsp�lnego z herbat�.
Artur postanowi� przem�wi� �elastwu do rozs�dku.
� Herbata � zaordynowa�.
� Bierz i ciesz si� � odpar�a maszyna, podaj�c fili�ank� z obrzydliw� ciecz�.
Wyrzuci� j�.
� Bierz i ciesz si� � powt�rzy�a maszyna, produkuj�c nast�pn� fili�ank�
�wi�stwa.
BIERZ I CIESZ SI� to slogan niezwykle efektywnie dzia�aj�cego dzia�u reklamacji
cybernetycznej korporacji Syriusza, kt�ry zajmuje obecnie trzy �redniej
wielko�ci planety i
jest jedyn� jednostk� organizacyjn� korporacji, wykazuj�c� si� w ostatnich
latach sta�ymi
zyskami.
U�o�ony z o�wietlonych liter pi�ciokilometrowej wysoko�ci slogan stoi � czy
raczej sta� �
w pobli�u kosmodromu dzia�u reklamacji na planecie Eadrax. Niestety, ci�ar
liter okaza� si�
tak wielki, �e zaraz po ich ustawieniu grunt nie wytrzyma� i zapad�y si� prawie
do po�owy,
wlatuj�c do biur wielu m�odych, zdolnych � obecnie niestety zmar�ych �
specjalist�w do
spraw reklamacji.
Wystaj�ce cz�ci liter, czytane w miejscowym dialekcie, tworz� zdanie WETKNIJ
G�OW� W �WINI�, napis nie jest wi�c o�wietlony, z wyj�tkiem szczeg�lnych okazji.
Artur wyrzuci� sz�st� fili�ank� z p�ynem.
� S�uchaj, maszyno! Je�li utrzymujesz, �e mo�esz zsyntetyzowa� dowolny
istniej�cy
nap�j, to dlaczego serwujesz mi bez przerwy to �wi�stwo, kt�rego nie da si� pi�?
� Znam parametry optymalnej dla ciebie diety i twoj� wra�liwo�� na smaki... �
zabulgota�a maszyna. � Bierz i ciesz si�.
� To obrzydliwe!
� Nacieszy�e� si� napojem � ci�gn�a maszyna � mo�e teraz chcia�by� pocz�stowa�
przyjaci�?
� Nie chcia�bym � zgry�liwie odpar� Artur � poniewa� nie zamierzam ich straci�.
Czy nie
mo�esz spr�bowa� poj��, co do ciebie m�wi�? Ten nap�j...
� Ten nap�j � �agodnie przerwa�a maszyna � zosta� stworzony, by zaspokoi� twoje
indywidualne potrzeby dietetyczne i wra�liwo�� smakow�.
� Aha � stwierdzi� Artur � a wi�c jestem g�oduj�cym masochist�?
� Bierz i ciesz si�.
� Zamknij si�!
� Czy to na razie wszystko?
Artur postanowi� si� podda�.
� Tak � zamkn�� rozmow�.
W tym samym momencie uzna� jednak, �e szlag go trafi, a si� nie podda.
� Nie! � stwierdzi� gwa�townie. � S�uchaj no, to ca�kiem proste... nie ��dam
wiele...
jedynie fili�anki herbaty. Zaraz mi j� zrobisz, ale teraz nie m�w, tylko
s�uchaj.
Usiad�. Opowiedzia� �ywno�ciomatowi o Indiach, opowiedzia� o Chinach,
opowiedzia� o
Cejlonie. Opowiedzia� maszynie o szerokich, susz�cych si� na s�o�cu li�ciach.
Opowiedzia� o
imbrykach ze srebra. Opowiedzia� o letnich popo�udniach, sp�dzanych na
wypiel�gnowanych
trawnikach. Opowiedzia� o tym, �e mleko wlewa si� przed herbat�, by nie straci�o
smaku.
Opowiedzia� nawet (w skr�cie) dzieje Kompanii Wschodnioindyjskiej.
� To tego chcesz? � zapyta� �ywno�ciomat, gdy Artur sko�czy�.
� W�a�nie tego.
� Chcesz czu� smak zaparzanych w wodzie suszonych li�ci?
� Hm... tak. Z mlekiem.
� Wyci�ganym cienkim strumieniem z krowy?
� Mo�e to nie najlepsze okre�lenie, ale...
� Potrzebna mi b�dzie pomoc � zwi�le stwierdzi�a maszyna. Z jej g�osu znikn�o
weso�e
gulgotanie, bez reszty koncentrowa�a si� na zadaniu.
� Zrobi�, co mog�... � obieca� Artur.
� Zrobi�e� ju� do�� � o�wiadczy� �ywno�ciomat i wezwa� na konsultacj� g��wny
komputer.
� Sie ma, ch�opaki! � rzuci� ochoczo komputer pok�adowy.
�ywno�ciomat wyja�ni� mu problem herbaty. G��wny komputer zdziwi� si�, pod��czy�
swe obwody logiczne do kolegi i obaj zapadli w pos�pne milczenie.
Artur przez chwil� patrzy� i czeka�, ale nic si� nie dzia�o.
Szturchn�� maszyn�, ale dalej nic si� nie dzia�o.
W ko�cu zrezygnowa� i pocz�apa� do centrali dowodzenia.
�Serce ze Z�ota� zawis�o nieruchomo w pustych g�uszach kosmosu. Dooko�a l�ni�y
niezliczone gwiazdy. Powoli zbli�a�a si� ohydna ��ta bry�a � statek Vogon�w.
Rozdzia� 3
� Czy kto� ma mo�e czajnik? � zapyta� Artur w centrali dowodzenia. Jeszcze nie
sko�czy�
zdania, a ju� zacz�� si� dziwi�, dlaczego Trillian wrzeszczy na komputer, by
raczy� z ni�
porozmawia�, dlaczego Ford grzmoci w niego pi�ciami, a Zaphod kopie, i dlaczego
na
ekranie wida� co� obrzydliwego i ��tego.
Odstawi� trzyman� w d�oni pust� fili�ank� i podszed� bli�ej.
� Cze�� � zagai�.
W tym momencie Zaphod rzuci� si� ku p�aszczyznom polerowanego marmuru. Pod
dotykiem jego d�oni zmaterializowa�y si� przyrz�dy uruchamiaj�ce konwencjonalny
nap�d
fotonowy. W��czy� r�czne sterowanie, popycha�, poci�ga�, naciska� i kl��. Nap�d
fotonowy
zaskoczy�, zaraz jednak si� wy��czy�.
� Co� nie tak? � zapyta� Artur.
� S�yszeli�ta? � warkn�� Zaphod, doskakuj�c wielkim susem do r�cznego sterowania
nap�dem niesko�czonego nieprawdopodobie�stwa. � Ma�pa przem�wi�a!
Nap�d nieprawdopodobie�stwa wyda� z siebie dwa ciche westchnienia i te� si�
wy��czy�.
� Ludzie, �wiat si� wali! Gadaj�ca ma�pa! � Zaphod da� nap�dowi
nieprawdopodobie�stwa solidnego kopniaka.
� Je�li co� was z�o�ci... � spr�bowa� Artur.
� Vogoni! � szczekn�� Ford. � Atakuj�!
� Dlaczego wi�c nic nie robicie? � zaszczebiota� podniecony Artur. � Zwiewajmy
st�d!
� Nie mo�emy. Komputer si� zaci��.
� Zaci��?
� M�wi, �e ma zaj�te wszystkie obwody. Statek nie ma mocy.
Ford odsun�� si� od terminalu, wytar� r�kawem czo�o i ci�ko waln�� plecami o
�cian�.
� Nic si� nie da zrobi� � stwierdzi�. T�po wbija� wzrok w przestrze� i zagryza�
warg�.
Kiedy Artur chodzi� do szko�y, d�ugi czas zanim zniszczono Ziemi�, cz�sto grywa�
w
pi�k�. Nie umia� gra� zbyt dobrze, jego specjalno�ci� by�o strzelanie w wa�nych
meczach do
w�asnej bramki. Zawsze, gdy mu si� to przydarza�o, czu� na karku dziwne
�askotanie,
pe�zn�ce powoli w g�r� policzk�w i ko�cz�ce sw� drog� pieczeniem na czole.
W�a�nie teraz
�ywo przypomnia�y mu si� b�oto, trawa oraz zgraja ch�opak�w, szydz�cych i
obrzucaj�cych
go grudami rozmok�ej darni.
Dziwne �askotanie pe�z�o z karku na policzki i powoli przypieka�o czo�o.
Wzi�� wdech, by co� powiedzie�, ale nie wydoby� z siebie d�wi�ku.
Zn�w wzi�� wdech, ale zn�w nie wydoby� z siebie d�wi�ku.
W ko�cu uda�o mu si� zapanowa� nad g�osem.
� Eee... � odchrz�kn��. � Czczczy... � G�os tak mu dr�a�, �e wszyscy si�
odwr�cili i
zacz�li w niego wpatrywa�. Gapi� si� na rosn�c� na monitorze ��t� plam�. �
Czczczy
komputer pppowiedzia�, czym jest zzzaj�ty? Pytam tttak tylko, z ciekawo�ci...
Widzia� wlepione w siebie oczy wszystkich obecnych.
� Nnno... tttak. Tak si� tttylko chcia�em dddowiedzie�...
Zaphod z�apa� Artura za kark.
� Co� mu zrobi�, ma�poludku? � wydysza�.
� W�a�ciwie nic. � Artur nieco si� opanowa�. � Par� minut temu pr�bowa� chyba
wymy�li�, jak...
� Jak?!!
� Zrobi� mi troch� herbaty.
� Zgadza si� co do joty, ch�opaki! � hukn�� komputer. � Ju� ko�cz�, cho� to
niez�y
numer! Zaraz si� w��cz� do rozmowy � sko�czy� i zn�w popad� w milczenie, kt�rego
intensywno�� przerasta�o jedynie milczenie wpatruj�cej si� w Artura Denta
tr�jki.
Jakby chc�c roz�adowa� napi�t� atmosfer�, ten w�a�nie moment Vogoni wybrali na
otwarcie ognia.
Statek zadygota�, zadudni�. Pod naporem kilkunastu ostatecznob�jczych armat
fotodemolacyjnych o sile trzydziestu meganiszczojednostek ka�da, gruby na trzy
centymetry
pancerz z pola si�owego dosta� purchli, zaskwiercza�, trysn�� iskrami i
wygl�da�o na to, �e
d�ugo nie wytrzyma. Ford Perfect da� mu cztery minuty.
� Trzy minuty pi��dziesi�t sekund � stwierdzi� za moment. � ...Czterdzie�ci pi��
sekund �
doda� po chwili. Oboj�tnie pstrykn�� kilkoma bezu�ytecznymi prze��cznikami,
potem pos�a�
w stron� Artura nieprzyjazne spojrzenie.
� Umrzemy za fili�ank� herbaty, co? Trzy minuty i czterdzie�ci sekund.
� Mo�e przestaniesz odlicza�?!! � wrzasn�� Zaphod.
� Na pewno. Za trzy minuty i trzydzie�ci pi�� sekund.
Siedz�cy w statku Vogon�w prostetnik Vogon Jeltz z lekka zg�upia�. Oczekiwa�
skomplikowanej pogoni, unik�w i zwod�w, oczekiwa� podniecaj�cej walki z u�yciem
promieni traktorowych, oczekiwa�, �e do zneutralizowania nap�du niesko�czonego
nieprawdopodobie�stwa b�dzie musia� u�y� specjalnie w tym celu skonstruowanego
subcyklonormaloustalotronu, jednak subcyklonormaloustalotron by� bezczynny tak
samo jak
�Serce ze Z�ota�, kt�re bra�o na siebie wszystkie ciosy.
Kilkana�cie ostatecznob�jczych armat fotodemolacyjnych o sile trzydziestu
meganiszczojednostek ka�da wci�� t�uk�o w �Serce ze Z�ota�, kt�re w dalszym
ci�gu
nieruchomo wisia�o w pr�ni, bior�c na siebie wszystkie ciosy.
Prostetnik sprawdzi� ka�dy sensor na tablicy przed sob�, by dowiedzie� si�, czy
nie
szykuj� mu jakiego� wyrafinowanego kr�tactwa. Nie odkry� �adnego wyrafinowanego
kr�tactwa.
Oczywi�cie nie mia� zielonego poj�cia o herbacie.
Nie wiedzia� te�, w jaki spos�b za�oga �Serca ze Z�ota� sp�dza ostatnie trzy
minuty i
trzydzie�ci sekund �ycia, kt�re jej pozosta�y.
Zaphod Beeblebrox nigdy do ko�ca nie zrozumia�, dlaczego akurat w tym momencie
wpad� na pomys� seansu spirytystycznego. Temat �mierci wisia� oczywi�cie w
powietrzu,
nale�a�o go jednak raczej omija�, ni� wa�kowa�.
Prawdopodobnie trwoga, jak� wywo�ywa�a w nim my�l o po��czeniu si� ze swymi
zmar�ymi przodkami, nasun�a mu pomys�, �e mog� odczuwa� to samo wzgl�dem niego
i �
co wa�niejsze � b�d� w stanie co� zrobi�, by odwlec po��czenie pokole�.
Mo�liwe te�, �e by� to kolejny z dziwnych i nag�ych pomys��w, wyskakuj�cych
czasem z
mrocznej strefy jego umys�u, kt�r� z nie wyja�nionych przyczyn zablokowa� i
uczyni� dla
siebie niedost�pn�, nim zosta� prezydentem Galaktyki.
� Chcesz... rozmawia�... ze... swym... pradziadem? � wyduka� Ford.
� Oczywi�cie.
� W�a�nie teraz?
Statek w dalszym ci�gu dygota� i dudni�. Robi�o si� coraz gor�cej. �wiat�o
szarza�o �
wszelka energia, kt�rej komputer nie potrzebowa� do zastanawiania si� nad
herbat�, by�a
wt�aczana do gwa�townie s�abn�cego ochronnego pola si�owego.
� Oczywi�cie! � upiera� si� Zaphod. � Wiesz, Ford, my�l�, �e pradziadek by�by w
stanie
nam pom�c.
� Jeste� pewien, �e naprawd� my�lisz? Dobieraj s�owa z rozwag�!
� Zaproponuj co� lepszego.
� Eee, no...
� �wietnie! Siadamy wok� centralnej konsolety! Szybciej! Trillian, ma�poludek,
rusza�
si�!
Zupe�nie zdezorientowani usiedli ciasno i cho� czuli si� jak idioci, z�apali si�
za r�ce.
Zaphod zgasi� �wiat�o.
Statek ogarn�y ciemno�ci.
Na zewn�trz w dalszym ci�gu z podobnym do nieprzerwanego grzmotu dudnieniem
ostatecznob�jcze armaty wgryza�y si� w pole si�owe.
� Skoncentrujcie si� na jego imieniu � sykn�� Zaphod.
� Jak ono brzmi? � zapyta� Artur.
� Zaphod Beeblebrox Czwarty.
� Jak?
� Zaphod Beeblebrox Czwarty. Skoncentruj si�!
� Czwarty?
� Tak. Ja jestem Zaphod Beeblebrox, moim ojcem by� Zaphod Beeblebrox Drugi, moim
dziadkiem Zaphod Beeblebrox Trzeci...
� Co?
� Zdarzy� si� pewien wypadek z prezerwatyw� i maszyn� czasu... skoncentrujcie
si�
wreszcie!
� Trzy minuty � oznajmi� Ford Prefect.
� Po co to robimy? � Artur nie poddawa� si�.
� Zamknij si� � zaproponowa� Zaphod.
Trillian milcza�a. C� mo�na by�o powiedzie�?
Jedynym �wiat�em w centrali dowodzenia by�y dwa ledwie widoczne czerwonawe
tr�jk�ty � ignoruj�c ka�dego i b�d�c ignorowanym przez wszystkich, w najdalszym
k�cie
siedzia� zag��biony w prywatnym, do�� nieweso�ym w�asnym �wiatku paranoidalny
android
Marvin.
Wok� znajduj�cej si� na �rodku pomieszczenia konsolety cztery postacie
pr�bowa�y w
pe�nej napi�cia koncentracji wyprze� ze �wiadomo�ci okropne wstrz�sy i odg�osy
targaj�cych
statkiem przera�liwych detonacji.
Koncentrowali si�.
Ci�gle si� koncentrowali.
Koncentrowali si� coraz bardziej.
Sekundy mija�y.
Zaphodowi pot zalewa� czo�a � najpierw z koncentracji, potem z rozczarowania, po
chwili
� z zak�opotania.
W ko�cu Beeblebrox wyda� z siebie ryk w�ciek�o�ci, wyrwa� d�onie z r�k Trillian
i Forda
i hukn�� we w��cznik �wiat�a.
� Ju� my�la�em, �e si� nie doczekam � rozleg� si� jaki� g�os. � Nie, nie, za
jasno, moje
oczy nie s� ju� jak niegdy�...
Ca�a czw�rka gwa�townie si� wyprostowa�a w fotelach. Powoli obr�cili g�owami,
cho�
mi�nie niczyjej szyi nie zdradza�y ochoty, by si� poruszy�.
� A wi�c s�ucham. Kto niepokoi mnie o tej porze? � zada�a pytanie ma�a,
zgarbiona,
wychudzona posta� stoj�ca w�r�d paproci na drugim ko�cu centrali dowodzenia.
Poro�ni�te
rzadkim w�osem dwie g��wki wygl�da�y tak staro, �e nasuwa�y my�l, czy nie tu�aj�
si� w nich
blade wspomnienia z okresu powstawania Galaktyki. Jedna g�owa zwisa�a pogr��ona
we �nie,
druga ogarnia�a obecnych przenikliwym spojrzeniem. Je�li oczy rzeczywi�cie nie
by�y takie,
jak niegdy�, to dawniej pewnie mog�y przewierci� diament.
Zaphod zacz�� si� nerwowo j�ka�, zaraz jednak wykona� skomplikowane podw�jne
skinienie g�owami, b�d�ce tradycyjnym betelgeusa�skim wyrazem szacunku wobec
cz�onka
rodziny.
� Ooo.. eee... cze��, pradziadku � wydusi� z siebie.
Staruszek podszed� bli�ej. Usi�owa� przebi� wzrokiem m�tn� po�wiat�. Wyci�gn��
ko�cisty palec w stron� prawnuka.
� Aha � parskn��. � Zaphod Beeblebrox! Ostatni z naszego wielkiego rodu. Zaphod
Beeblebrox Zerowy.
� Pierwszy.
� Zerowy � fukn�a posta�.
Zaphod zawsze nienawidzi� g�osu pradziada. Od dzieci�stwa ten skrzek dzia�a� na
niego,
jakby drapano pazurami po tym, co lubi� okre�la� mianem swej duszy.
Pradziadek wyci�ga� palec, Zaphod zak�opotany wierci� si� na krze�le.
� Eee... no tak... � mamrota� � eee, wiesz, naprawd� mi przykro... chcia�em ci
wys�a�
kwiaty, ale wiesz, jak bywa, w�a�nie sprzedano ostatni wieniec i...
� Zapomnia�e�! � hukn�� z wyrzutem Zaphod Beeblebrox Czwarty.
� W�a�ciwie to...
� Nadmiar zaj��. �adnej pami�ci o bliskich. Wszyscy �yj�cy s� tacy sami...
� Dwie minuty, Zaphod � wyszepta� pokornie Ford.
Zaphod wierci� si� nerwowo.
� Naprawd� chcia�em ci przys�a� bukiecik � m�wi� � i napisz� do prababci...
natychmiast,
gdy si� st�d wydostaniemy...
� Do prababci... � mrukn�� pod nosem wychudzony starowinka.
� Oczywi�cie � ci�gn�� Zaphod. � Eee, co u niej? Wiesz, nied�ugo wpadn� j�
odwiedzi�,
przedtem musimy tylko...
� U twej zmar�ej prababci i u mnie wszystko jest w najlepszym porz�dku �
wyskrzecza�
Zaphod Beeblebrox Czwarty.
� Ach! Ooo...
� Jeste�my tob� bardzo zdegustowani, m�ody cz�owieku.
� Hm, no tak... � Zaphod czu� dziwn� niemo�no�� przechwycenia inicjatywy. W
p�mroku widzia� kredowobia�e, skamienia�e twarze Trillian i Artura. W dodatku
ci�ki
oddech Forda przy uchu wyra�nie sugerowa�, jak szybko mijaj� sekundy. Ha�as i
wstrz�sy
osi�gn�y przera�aj�ce nasilenie.
� Eee, pradziadku...
� Czy wiesz o tym � przerwa�a zjawa, patrz�c Zaphodowi surowo w oczy � �e
Betelgeuse
Pi�� ma nieznaczne odchylenie trajektorii?
Zaphod nie wiedzia�, jednak przy panuj�cym wok� ha�asie, w obliczu zbli�aj�cej
si�
�mierci i tak dalej trudno by�o mu si� na tym skoncentrowa�.
� Eee... nie... ale...
� A ja przewracam si� w grobie! � warkn�� przodek. Z hukiem postawi� fili�ank� i
wystawi� dr��cy, cienki jak szczapka i przezroczysty palec w stron� Zaphoda. �
To twoja
wina!
� Minuta trzydzie�ci � wymamrota� Ford, kryj�c twarz w d�oniach.
� Zgoda, pradziadku, mo�e m�g�by� nam jednak pom�c, inaczej...
� Pom�c?! � zawo�a� staruszek, jakby ��dano od niego gronostaja.
� Tak, pom�c i, je�li to mo�liwe, natychmiast, bo w przeciwnym wypadku...
� Pom�c?!! � powt�rzy� staruszek, jakby za��dano od niego ma�o wypieczonego
gronostaja w bu�ce i z frytkami. By� bezgranicznie zdumiony. � Szwendasz si� po
Galaktyce z
tymi... � machn�� pogardliwie r�k� � ...podejrzanego autoramentu osobnikami,
zbyt jeste�
zaj�ty, by po�o�y� na moim grobie kwiaty, wystarczy�yby plastikowe, pasowa�yby
do ciebie,
ale nie... Nadmiar zaj��. Nadmiar nowoczesno�ci. Nadmiar sceptycyzmu. Wystarczy
jednak,
by� popad� w drobne k�opoty, a natychmiast przy�azisz, udaj�c zagorza�ego
zwolennika
okultyzmu.
Pokr�ci� g�ow� � ostro�nie, by nie obudzi� drugiej, kt�ra powoli zaczyna�a si�
niepokoi�.
� Nie wiem, Zaphodku... � ci�gn�� � musz� si� nad tym zastanowi�...
� Minuta dziesi�� � g�ucho stwierdzi� Ford. Zaphod Beeblebrox Czwarty zlustrowa�
go z
zaciekawieniem.
� Dlaczego ten cz�owiek ci�gle gada liczbami?
� Te liczby okre�laj�, ile nam zosta�o do �mierci � stwierdzi� Zaphod.
� Aha. � Pradziad mamrota� co� pod nosem. � Mnie to oczywi�cie nie dotyczy... �
Ruszy�
w poszukiwaniu kolejnych ciemnych zak�tk�w centrali dowodzenia, gdzie m�g�by
znale��
co�, na co da�oby si� pokr�ci� nosem.
Zaphod mia� wra�enie, �e stoi na kraw�dzi szale�stwa i zastanawia� si� do��
powa�nie,
czy po prostu nie rzuci� si� w d� i mie� to raz na zawsze z g�owy.
� Nas dotyczy, pradziadku! � spr�bowa� znowu. � Jeszcze �yjemy, cho� jeste�my na
najlepszej drodze, by umrze�!
� Te� dobrze.
� Co?
� Komu mo�e si� przyda� twoje �ycie? Kiedy widz�, co z nim zrobi�e�, przychodzi
mi
ch�� zacz�� m�wi� na ciebie �Marnotrawiusz�.
� Cz�owieku, przecie� by�em prezydentem Galaktyki!
� Jojojoj! To ma by� robota dla Beeblebroxa?
� Moment! Samodzielnym prezydentem! Rozumiesz, facet? Ca�ej Galaktyki!
� Zarozumia�y drobny megawypierdek.
Zaphod oszo�omiony za�opota� powiekami.
� Czego si� czepiasz, facet? Znaczy si�, szanowny pradziadku...
Pokurczona male�ka posta� podpe�z�a do prawnuka i da�a mu karc�cego klapsa w
kolano.
Zaphodowi przypomnia�o to, �e rozmawia z duchem, nic bowiem nie poczu�.
� Obaj wiemy, co znaczy by� prezydentem, Zaphodku. Ty, bo nim by�e�, a ja, bo
nie �yj�,
co pozwala mi spojrze� na r�ne sprawy z cudownego, pozbawionego pop�ochu
dystansu.
Mamy u nas na g�rze takie powiedzenie: �C� warci s� �ycia wszelcy �yj�cy?�
� �wietne � gorzko stwierdzi� Zaphod. � Znakomite. G��bokie. W�a�nie teraz
potrzebne
mi s� aforyzmy. Jak dziury w g�owach.
� Pi��dziesi�t sekund � wycharcza� Ford Prefect.
� Przy czym to by�em? � spyta� Zaphod Beeblebrox Czwarty.
� Przy celebrowaniu mowy-trawy.
� No tak, faktycznie.
� Czy ten kole� rzeczywi�cie jest w stanie nam pom�c? � wymamrota� Ford Prefect
Zaphodowi do ucha.
� Nikt inny nie mo�e � odszepn�� Zaphod.
Ford zrezygnowany skin�� g�ow�.
� Zaphodzie � w�a�nie m�wi� duch � zosta�e� prezydentem Galaktyki z okre�lonego
powodu. Zapomnia�e�?
� Czy mogliby�my zaj�� si� tym innym razem?
� Zapomnia�e�? � upiera� si� duch.
� Oczywi�cie! Oczywi�cie, �e zapomnia�em! Musia�em. Przecie� wiesz, �e gdy daj�
t�
robot�, to prze�wietlaj� cz�owiekowi �epetyny na wylot. Gdyby zobaczyli
wszystkie
spryciarskie pomys�y, jakie zwykle mam, natychmiast znalaz�bym si� na ulicy, nie
maj�c nic
poza gigantyczn� rent�, chmar� sekretarek, flot� statk�w kosmicznych i par�
poder�ni�tych
garde�.
� Och! � Duch z zadowoleniem pokiwa� g�ow�. � A wi�c jednak pami�tasz! �
Zastanowi�
si�. � Niech ci b�dzie.
Ha�as wok� usta�.
� Czterdzie�ci osiem sekund � oznajmi� Ford. Zn�w spojrza� na zegarek i postuka�
w
niego palcem. Uni�s� g�ow�. � Nic nie ha�asuje!
W twardym spojrzeniu ducha migota�y psotne iskierki.
� Zwolni�em na chwil� czas � oznajmi� pradziadek. � Ale tylko na chwil�. Nie
zni�s�bym,
gdyby� nie zd��y� mnie wys�ucha�.
� Niedoczekanie! To ty mnie wys�uchasz, przezroczysty stary nietoperzu! � Zaphod
wyskoczy� z fotela. � Po pierwsze, dzi�ki za zatrzymanie czasu i tak dalej,
�wietnie,
cudownie, fantastycznie. Po drugie, nie zamierzam dzi�kowa� za kazanie, jasne?
Nie wiem,
c� wspania�ego jest mi przeznaczone dokona�, ale podejrzewam, �e mam nie
wiedzie�.
Wkurza mnie to, jasne? � Wzi�� g��boki wdech. � Moje stare ja zna�o moje
przeznaczenie i
przywi�zywa�o wag� do jego realizacji. �wietnie, pi�knie i pi�liwie, cho� z
jednym
wyj�tkiem � przywi�zywa�o do tego tak wielk� wag�, �e zag��bi�o si� we w�asny
m�zg � m�j
m�zg � i odizolowa�o regiony, kt�re zna�y moje przeznaczenie i przywi�zywa�y
wag� do jego
realizacji, poniewa� je�libym je zna� i przywi�zywa� do� wag�, nie m�g�bym
niczego
zdzia�a�. Nie by�bym w stanie kandydowa� i zosta� prezydentem, nie by�bym w
stanie ukra��
tego statku, a to chyba w ca�ym zamieszaniu do�� istotne. Wcze�niejsze ja
unicestwi�o si�,
dokonuj�c ingerencji w m�zg. �wietnie, jego decyzja. Nowe ja podejmuje w�asne
decyzje i
dziwny zbieg okoliczno�ci sprawia, �e jedn� z nich jest rezygnacja z poznania
Wielkiej
Sprawy i nieprzywi�zywanie do niej wagi. Stare ja samo tego chcia�o, no wi�c ma.
� Wzi��
kolejny wdech. � Jedno tylko ma�e ale � stare ja pr�bowa�o zachowa� panowanie
nad
sytuacj�, pozostawiaj�c rozkazy w tej cz�ci m�zgu, kt�r� odizolowa�o. Nie chc�
ich zna� ani
o nich s�ysze�. Tak� podj��em decyzj�. Nie zamierzam by� niczyj� marionetk�,
zw�aszcza
w�asn�. W�ciek�y b�bni� pi�ci� w konsolet�, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na
pe�ne
os�upienia spojrzenia s�uchaczy.
� Moje stare ja nie �yje! � bredzi�. � Pope�ni�o samob�jstwo! Martwi nie powinni
si�
szwenda� mi�dzy �ywymi i pr�bowa� si� mi�dzy nich wmiesza�!
� To dlatego wzywasz mnie, bym pom�g� ci wybrn�� z opresji...? � zauwa�y� duch.
� Hm... � Zaphod zn�w usiad�. � Przecie� to zupe�nie co innego, nie?
Wyszczerzy� si� ma�o przekonuj�co do Trillian.
� Zaphodzie � wyskrzecza�a zjawa � jedynym powodem, dla kt�rego marnuj� oddech
na
rozmow� z tob�, jest chyba tylko to, �e b�d�c martwym, nie mam dla� lepszego
u�ytku.
� Pi�knie � stwierdzi� Zaphod � dlaczego wi�c nie zdradzisz mi wielkiej
tajemnicy?
Poddaj mnie pr�bie!
� Zaphodzie, b�d�c prezydentem Galaktyki, wiedzia�e� tak samo jak przed tob�
Yooden
Vranx, �e prezydent jest niczym. Zerem. Gdzie� w cieniu stoi cz�owiek, istota
lub przedmiot,
posiadaj�cy najwy�sz� w�adz�. Tego cz�owieka, istot� lub przedmiot musisz
odnale�� �
cz�owieka, kt�ry decyduje o losach naszej Galaktyki oraz, jak podejrzewamy,
jeszcze paru
innych. By� mo�e ca�ego wszech�wiata.
� Dlaczego?
� Dlaczego?! � Duch zbarania�. � Dlaczego? Rozejrzyj si�, ch�opcze. Czy to, co
ci�
otacza, sprawia wra�enie, �e znajduje si� w dobrych r�kach?
� Wszystko gra.
Stary popatrzy� ponuro.
� Nie zamierzam si� z tob� spiera�. Zaprowadzisz ten statek o nap�dzie
nieprawdopodobie�stwa tam, gdzie jest potrzebny. Zrobisz to i od razu wybij
sobie z g�owy,
�e mo�e ci si� uda� unikn�� przeznaczenia. Pole nieprawdopodobie�stwa panuje nad
tob�,
jeste� w jego w�adaniu. A to co?
Wsta� i stukn�� w jeden z terminali Eddiego, komputera pok�adowego. Zaphod
wyja�ni�,
kto zacz.
� Co on robi?
� Pr�buje zrobi� herbat� � odpowiedzia� rewelacyjnie opanowany Zaphod.
� �wietnie � skwitowa� pradziadek. � Pochwalam. Wracaj�c do tematu � pogrozi�
Zaphodowi palcem � nie wiem, czy zdo�asz wykona� zadanie, obawiam si� jednak, �e
nie uda
ci si� od niego wykr�ci�. C�, jestem zbyt d�ugo martwy i zbyt zm�czony, by mnie
to
obchodzi�o jak dawniej. Pomagam ci w zasadzie wy��cznie dlatego, �e nie potrafi�
znie��
my�li, �e m�g�by� pa��ta� si� u nas na g�rze ze swoimi nowoczesnymi
przyjaci�mi.
Rozumiemy si�?
� Tak, wielkie dzi�ki.
� Zaphod, wiesz jeszcze co?
� Eee, tak?
� Je�li kiedykolwiek zn�w b�dziesz potrzebowa� pomocy, rozumiesz, je�li b�dziesz
tkwi�
po uszy w k�opotach i niezb�dna b�dzie ci pomocna d�o�...
� Tak?
� ...to gi� bez wahania.
W tym samym momencie z zasuszonych d�oni starego ducha wystrzeli�a w stron�
komputera wi�zka �wiat�a, zjawa znik�a, centrala dowodzenia wype�ni�a si�
k��bami dymu, a
�Serce ze Z�ota� skoczy�o nie wiadomo jak daleko przez czas i przestrze�.
Rozdzia� 4
Dziesi�� lat �wietlnych dalej Gag Halfrunt unosi� k�ciki ust o kolejne kilka
kresek. Na
ekranie monitora mia� przekazywany na falach sub-eta obraz z centrali dowodzenia
statku
Vogon�w � widzia�, jak rw� si� na strz�py resztki pola ochronnego �Serca ze
Z�ota�, a statek
znika, pozostawiaj�c po sobie ob�oczek dymu. �Wspaniale � uzna�. � To koniec.�
Mia� na my�li koniec ostatnich, przypadkiem ocala�ych mieszka�c�w Ziemi, kt�r�
kaza�
zniszczy�. Bezpowrotny koniec niebezpiecznego (dla psychiatrii) i podst�pnego
(tak�e dla
psychiatrii) eksperymentu, maj�cego odpowiedzie� na pytanie, jak brzmi
ostateczne pytanie o
�ycie, wszech�wiat i ca�� reszt�.
My�la� te� o tym, �e wieczorem odb�dzie si� skromne przyj�cie w gronie koleg�w
psychiatr�w, a jutro zaczn� od rana przyjmowa� swych nieszcz�liwych,
sko�owanych do
cna, �wietnie p�ac�cych pacjent�w bez obaw, �e kto� kiedy� odkryje sens �ycia.
� Spotkania rodzinne s� zawsze �enuj�ce, nie? � rzuci� Ford do Zaphoda, gdy dym
si�
przerzedzi�. Nagle przerwa� w p� s�owa, spojrza� wok�. � Gdzie jest Zaphod?
Artur i Trillian rozgl�dali si� jak t�paki. Byli bladzi, m�ci�o im si� w g�owach
i tym
bardziej nie wiedzieli, gdzie jest Zaphod.
� Marvin! Gdzie jest Zaphod?! � wrzeszcza� Ford.
Chwil� p�niej zapyta�:
� Gdzie jest Marvin?
K�t, w kt�rym zwykle przebywa� robot, by� pusty.
Na pok�adzie panowa�a kompletna cisza. Statek wisia� prawie nieruchomo w
atramentowoczarnej przestrzeni, jedynie od czasu do czasu lekko podskakiwa� i
buja� si� na
boki jak na drobnej fali. �aden wska�nik nie dzia�a�, ka�dy monitor by� ciemny.
Zdekompletowana za�oga spyta�a komputer, co jest grane.
� Bardzo mi przykro � odpar� Eddie � ale obecnie mam wy��czon� wymian�
informacji.
Proponuj� nieco lekkiej i przyjemnej muzyki.
Wy��czyli lekk� i przyjemn� muzyk�.
Z rosn�cym niepokojem i trwog� przeszukali ka�dy k�t statku. Ka�dy przyrz�d by�
martwy, panowa�a g�ucha cisza. Nigdzie nie odkryli Zaphoda ani Marvina.
Jednym z ostatnich miejsc, gdzie zajrzeli, by�a wn�ka, w kt�rej sta�
�ywno�ciomat.
W okienku syntetyzatora znajdowa�a si� tacka, a na niej sta�y trzy filigranowe
fili�anki z
chi�skiej porcelany, oczywi�cie na spodeczkach, porcelanowy dzbanuszek z mlekiem
i
srebrny imbryk pe�en najlepszej herbaty, jak� Artur pi� w �yciu. Obok le�a�a
kartka. Napis na
niej brzmia�: PODAWA�.
Rozdzia� 5
Druga planeta drugiej gwiazdy Ma�ej Nied�wiedzicy, zwana tak jak jej s�o�ce
Kochab, to
� jak twierdz� niekt�rzy � jedno z najbardziej przera�aj�cych miejsc w znanym
wszech�wiecie.
Cho� jest niezno�nie bogata, przera�aj�co s�oneczna i znajdziesz na niej wi�cej
cudownie
ekscytuj�cych ludzi ni� ziarnek w korcu maku, trudno pomin�� na przyk�ad fakt,
�e kiedy w
jednym z ostatnich wyda� magazynu �Zabawne �ycie� opublikowano artyku� pod
tytu�em
Je�li znudzi� ci si� Kochab, znudzi�o ci si� �ycie, natychmiast czterokrotnie
wzr�s� odsetek
samob�jstw. Poeta powiedzia�by, �e nagle zapad�a noc, co nie znaczy, �e na
Kochabie
zapadaj� noce.
Kochab znajduje si� na zachodnich rubie�ach wszech�wiata i z powodu nie
wyja�nionego
i co nieco podejrzanego wybryku proces�w planetotw�rczych sk�ada si� prawie
wy��cznie z
subtropikalnych wybrze�y. Z powodu podobnie podejrzanego wybryku relastatyki
czasowej
jest tu prawie zawsze sobota po po�udniu, tu� przed zamkni�ciem bar�w na pla�y.
Dominuj�cym na Kochabie bioformom nie uda�o si� rzuci� �wiat�a na natur� tych
zjawisk, przez wi�kszo�� bowiem czasu pr�buj� osi�gn�� nirwan�, biegaj�c wok�
basen�w
oraz �api�c asystent�w badawczych Galaktycznej Geograficzno-Czasowej Komisji
Kontrolnej, by zaprosi� ich do �prze�ycia uroczej anomalii czasowej�.
Na Kochabie istnieje tylko jedno miasto, cho� teren nazwano miastem tylko
dlatego, �e
jest tu nieco wi�ksze zag�szczenie basen�w ni� gdzie indziej.
Zbli�aj�c si� do Miasta �wiat�a drog� powietrzn� � a nie ma innej mo�liwo�ci;
brak tu
dr�g, nie ma �ladu portu (poza tym, je�li nie przylatujesz, Miasto �wiat�a nie
�yczy sobie
ciebie jako go�cia) � rozumie si� od razu, dlaczego wybrano nazw� �Miasto
�wiat�a�. S�o�ce
�wieci tutaj najja�niej, migocze najjaskrawiej w wodzie basen�w, skrzy si�
najpe�niej na
bia�ych, obsadzonych palmami bulwarach, �lizga najg�adziej po zdrowych,
opalonych na br�z
punkcikach, spaceruj�cych to tu, to tam, i pra�y najgor�cej na wille, zadymione
pasy
startowe, pla�owe bary i tym podobne rzeczy.
Ze szczeg�lnym pietyzmem s�o�ce �wieci na pewn� budowl�, wysok�, pi�kn� budowl�,
sk�adaj�c� si� z dw�ch trzydziestopi�trowych wie�owc�w, po��czonych w po�owie
wysoko�ci
pomostem.
Budowla jest siedzib� wydawnictwa ksi��ki i zosta�a sfinansowana z odszkodowa�
otrzymanych po wygraniu niezwyk�ego sporu o prawa autorskie mi�dzy wydawcami
ksi��ki a
firm� produkuj�c� p�atki owsiane.
Ksi��ka ta to podr�cznik. Przewodnik.
Jest to najbardziej godna uwagi i najlepiej sprzedaj�ca si� ksi��ka, jak�
kiedykolwiek
opublikowa�y wielkie wydawnictwa z Ma�ej Nied�wiedzicy. Cieszy si� wi�ksz�
popularno�ci� ni� �ycie zaczyna si� po pi��setpi��dziesi�tce, sprzedaje lepiej
ni� Teoria
Wielkiego Wybuchu � pogl�d w�asny Ekscentrycy Gallumbits (trzypiersiastej
nierz�dnicy z
Erotikonu Sze��) i jest bardziej kontrowersyjna od ostatniego superbestselleru
Oolona
Colluphidsa Wszystko, czego nigdy nie chcieli�cie wiedzie� o seksie, ale
zostali�cie zmuszeni,
by si� dowiedzie�.
(W wielu �yj�cych na wi�kszym luzie cywilizacjach zewn�trznego wschodniego
kra�ca
Galaktyki poradnik ten dawno zast�pi� wielk� Encyklopaedia Galactica, staj�c si�
standardowym kompendium wszelkiej wiedzy i m�dro�ci. Cho� zawiera wiele luk, a
tak�e
mn�stwo zwyczajnych zmy�le� lub co najmniej szalonych niedok�adno�ci, ma nad
tamtym
starszym i znacznie rozwleklejszym dzie�em dwie istotne przewagi. Po pierwsze,
jest nieco
ta�szy, po drugie, du�ymi przyjaznymi literami wydrukowano na jego ok�adce: NIE
PANIKUJ.)
Chodzi tu oczywi�cie o nieocenionego towarzysza wszystkich, kt�rzy chc�
podziwia�
cuda wszech�wiata za mniej ni� trzydzie�ci altaira�skich dolar�w dziennie � o
przewodnik
Autostopem przez Galaktyk�.
Je�li staniesz przed budowl�, w kt�rej mie�ci si� wydawnictwo, odwr�cony plecami
do
g��wnego wej�cia (zak�adaj�c, �e ju� wyl�dowa�e� i zd��y�e� si� od�wie�y�
skokiem na
g��wk� do basenu i prysznicem) i ruszysz na wsch�d, znajdziesz si� na
zacienionym
Bulwarze �ycia i z pewno�ci� zaskoczy ci� bladoz�oty odcie� piasku na
rozpo�cieraj�cych si�
przed tob� pla�ach, zadziwi� amatorzy surfingu umys�owego, kt�rzy beztrosko
szybuj� p�
metra nad falami, jakby nie by�o to nic wielkiego, w ko�cu zaskocz� ci�, czy
nawet nieco
zirytuj� wielkie palmy, przez ca�y dzie� � czyli ci�gle � nuc�ce same do siebie
niemelodyjne
b�ahostki.
Dochodz�c do ko�ca Bulwaru �ycia, wkroczysz do dzielnicy Lalamatine, pe�nej
sklep�w,
orzechowc�w bolo i ulicznych kafejek, gdzie Kochabianie przychodz�, by odpocz��
po
godzinach ci�kiego popo�udniowego odpoczynku na pla�y.
Dzielnica Lalamatine jest jedn� z niewielu okolic, gdzie nie panuje wieczna
sobota po
po�udniu � zamiast tego panuje tu ch��d wiecznego wczesnego niedzielnego
wieczoru. Za
Lalamatine zaczynaj� si� nocne kluby.
Gdyby� owego szczeg�lnego dnia, popo�udnia, nieprzerwanego wieczoru � niech
ka�dy
nazwie to, jak sobie �yczy � zbli�y� si� do drugiej kafejki po prawej stronie,
ujrza�by� zwyk�e
k��bowisko Kochabian, kt�rzy plotkuj�, pij�, sprawiaj� wra�enie bardzo
wypocz�tych i od
czasu do czasu spogl�daj� na zegarek, by zobaczy�, jak drog� rzecz kupili.
Ujrza�by� tak�e dw�ch do�� obdartych autostopowicz�w, kt�rzy przybyli w�a�nie z
Algolu na pok�adzie arkturia�skiego megafrachtowca, gdzie musieli radzi� sobie
przez
ostatnie kilka dni. W�ciekli i zak�opotani stwierdzili, �e wsz�dzie, sk�d wida�
budynek
Autostopem, szklanka zwyk�ego soku owocowego kosztuje r�wnowarto�� ponad
sze��dziesi�ciu altaira�skich dolar�w.
� Dumpingowa cena � gorzko stwierdzi� jeden z nich. Gdyby� w tej samej chwili
spojrza�
w kierunku jednego z dalszych stolik�w, ujrza�by� Zaphoda Beeblebroxa, gapi�cego
si� na
otoczenie z przera�eniem i chaosem w g�owach. Mia� prawo zg�upie�, gdy� jeszcze
przed
pi�cioma sekundami siedzia� w centrali dowodzenia �Serca ze Z�ota�.
� Absolutnie dumpingowa cena � powt�rzy� ten sam g�os co przedtem.
Zaphod k�tem oka rzuca� nerwowe spojrzenia na obu niedomytych w��cz�g�w przy
stoliku obok.
�Do diab�a, gdzie ja jestem? Jak tu si� dosta�em? Gdzie m�j statek?� � Chwyci�
por�cz
krzes�a, na kt�rym siedzia�, potem stoj�cy przed nim st�. I jedno, i drugie
by�o do��
masywne.
� Jak mo�na pisa� przewodnik dla autostopowicz�w w takim miejscu? � ci�gn��
g�os. �
Popatrz na to wszystko! No sam popatrz!
Zaphod patrzy�.
��adnie tu � pomy�la� � ale gdzie ja jestem? I dlaczego?�
Wygrzeba� z kieszeni dwie pary okular�w przeciws�onecznych. Wyjmuj�c je, wyczu�
w
kieszeni tward�, g�adk�, nie znan� mu, bardzo ci�k� bry�k� metalu. Wyj�� j� i
zacz��
ogl�da�. Zamruga� zaskoczony. Nie mia� poj�cia, sk�d si� wzi�a. Schowa� bry�k�
z
powrotem do kieszeni i za�o�y� okulary, stwierdzaj�c ze z�o�ci�, �e metal
podrapa� jedno ze
szkie�. Mimo wszystko w okularach czu� si� znacznie bezpieczniej. Mia� komplet
sk�adaj�cy
si� z dw�ch par typu Joo Janta 200, superchromatoniebezpiecze�stwosensytywnych,
skonstruowanych jako pomoc do nauki bycia na luzie w obliczu niebezpiecze�stwa.
Przy
pierwszym zwiastunie zagro�enia szk�a robi� si� absolutnie czarne i nie
pozwalaj� widzie�
niczego, co mog�oby w�a�ciciela zaniepokoi�.
Pomijaj�c zadrapanie, szk�a by�y w tej chwili przezroczyste. Zaphod rozlu�ni�
si�, jednak
tylko tyci, tyci.
W�ciek�y autostopowicz dalej wpatrywa� si� w sw�j niesamowicie drogi sok i
pomstowa�:
� Najgorsze, co zdarzy�o si� Autostopem w efekcie przeprowadzki na Kochaba,
polega na
tym, �e wszyscy ich ludzie zrobili si� jak ciep�e kluchy. S�ysza�em nawet, �e w
kt�rym� z biur
stworzyli sztuczny, elektroniczny wszech�wiat, dzi�ki czemu mog� normalnie
prowadzi�
badania, a wieczorami chodzi� na przyj�cia. Pomijaj�c, �e dzie� czy noc nie robi
tu wielkiej
r�nicy...
�Kochab� � pomy�la� Zaphod. Przynajmniej wiedzia�, gdzie jest. Zak�ada�, �e
pobyt tutaj
zawdzi�cza pradziadkowi, ale dlaczego?
Wielce si� zmartwi�, wpad�a mu bowiem do g�owy pewna my�l. By�a bardzo jasna i
bardzo jednoznaczna � umia� ju� rozpoznawa�, czym takie my�li gro��. Instynkt
kaza� mu si�
broni� przed nimi, by�y to bowiem zaprogramowane idee z mrocznych i
odizolowanych
cz�ci jego m�zg�w.
Siedzia� bez ruchu i z ca�ej si�y pr�bowa� zignorowa� my�l, by�a jednak bardzo
namolna.
Dalej j� ignorowa�. Dalej si� naprzykrza�a. Jeszcze raz j� zignorowa�.
Naprzykrza�a si� dalej.
Da� za wygran�.
�A niech tam � pomy�la� � p�y� Zaphod z pr�dem�.
By� zbyt zm�czony, sko�owany i g�odny, by si� opiera�. Nie wiedzia� nawet, jakie
tre�ci
nios�a narzucaj�ca si� my�l.
Rozdzia� 6
� S�ucham? Tak? Oficyna wydawnicza Megdodo, siedziba Autostopem przez Galaktyk�,
absolutnie najbardziej godnej uwagi ksi��ki w ca�ym znanym wszech�wiecie. W czym
mog�
pom�c? � m�wi� wielki r�owoskrzyd�y owad do s�uchawki jednego z
siedemdziesi�ciu
telefon�w, ustawionych szeregiem na olbrzymim chromowanym blacie recepcji w
foyer biura
Autostopem. Zatrzepota� skrzyd�ami i przewr�ci� oczami. Stara� si� przygwo�dzi�
wzrokiem
zgraj� niedomytych typk�w, kt�rzy robili ba�agan, brudzili dywany i zostawiali
�lady
usmolonych �ap na obiciach mebli. By� zachwycony prac� dla Autostopem, ale
marzy�, by
kto� wynalaz� spos�b na trzymanie autostopowicz�w z dala od jego biurka. �Nie
powinni
w�a�ciwie tkwi� na brudnych kosmodromach albo w podobnych miejscach?� � my�la�.
Pami�ta�, �e czyta� gdzie� o znaczeniu tkwienia na brudnych kosmodromach.
Niestety,
wszystko wskazywa�o na to, �e wi�kszo�� autostopowicz�w tkwi w jego mi�ym,
czystym i
wypolerowanym foyer, i to zaraz po zako�czeniu tkwienia na szczeg�lnie brudnych
kosmodromach. W dodatku nic, tylko sk�adaj� skargi. Zatrzepota� skrzyd�ami.
� Co? � powiedzia� do s�uchawki. � Tak, przekaza�em wiadomo�� panu Zarniwoopowi,
ale obawiam si�, �e jest w tej chwili zbyt na luzie, by z panem rozmawia�.
Odbywa podr�
mi�dzyplanetarn�.
Owad, wyra�nie rozdra�niony, zacz�� wymachiwa� czu�kiem w stron� jednego z
niedomytych typk�w, kt�rzy w�ciekle pr�bowali �ci�gn�� na siebie uwag�.
Zirytowany
czu�ek wskaza� tabliczk� na �cianie, daj�c do zrozumienia, �e nie wypada
przerywa� wa�nych
rozm�w telefonicznych.
� Tak � m�wi� owad � jest w gabinecie, ale odbywa podr� mi�dzyplanetarn�.
Dzi�kuj�
za telefon. � Hukn�� s�uchawk� o wide�ki. � Prosz� przeczyta� � zwr�ci� si� do
w�ciek�ego
typa, kt�ry pr�bowa� z�o�y� skarg� z powodu zawartej w ksi��ce niedorzecznej i
niebezpiecznej informacji, czy raczej dezinformacji.
Autostopem przez Galaktyk� jest niezb�dnym towarzyszem ka�dego, kto w
niesko�czenie
skomplikowanym i m�c�cym w g�owie wszech�wiecie pr�buje nada� sens �yciu.
Aczkolwiek
nie wolno ufa�, �e przewodnik mo�e s�u�y� pomoc� lub cho�by udzieli� informacji
w
ka�dym zakresie, to ro�ci sobie budz�ce zaufanie pretensje, �e tam, gdzie jest
niedok�adny,
jest niedok�adny jednoznacznie. W przypadkach powa�niejszych niezgodno�ci
stron�, kt�ra
si� myli, jest zawsze rzeczywisto��.
Taki by� sens napi