2559
Szczegóły |
Tytuł |
2559 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2559 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2559 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2559 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Wieczna zima"
autor: Ader
�redniej wielko�ci transportowiec zbli�a� si� do planety Etwin, kt�ra od
pocz�tku swego istnienia na mapach by�a skuta lodem. Nie odkryto na niej
inteligentnych form �ycia, wi�c bez ceremonia��w wcielono ca�y uk�ad do
Federacji a po odkryciu nielicznych z�� przeznaczono j� na planet�
g�rnicz�.
-Chyba oszala�e�?- Odezwa� si� Rty, gdy po wyj�ciu z dolnego pok�adu
spostrzeg� planet�.- Chcesz tutaj przeczeka�?
-Bez nerw, to najlepsze miejsce. Jest tylko kilka osad g�rniczych.
Wyl�dujemy w kt�rej� i przeczekamy.- Powiedzia� ze spokojem w g�osie Calmer.
-I my�lisz, �e tak bez niczego nasz ugoszcz�?
-Sie nie martw, Bob, to naiwniacy. Ca�e �ycie kopi� tunele i...
-Jasna cholera, Calmer.- Przerwa�a Sety.- M�wi�e�, �e wyczy�ci�e� �lady.
-Jak wychodzi�em, go�ciowi jeszcze parowa�a g�owa.
-To wyja�nij mi �askawie sk�d ten Skurczybyk si� tu wzi�� i dlaczego ��da
naszego zatrzymania si�, i zezwolenia na aborda�?
-Zaraz mu odpowiemy. Sety id� do wie�yczki. Rty i Loui zajmijcie si� obs�ug�
bocznych dzia�ek. Reszta �ledzi� przyrz�dy.
Transportowiec zwolni� i czeka�, a� Skurczybyk si� zbli�y, a gdy ten wykona�
to czego oczekiwali, otworzyli ogie�. Statek patrolowy b�yskawicznie
odst�pi�
od niego, w kilka sekund ustawi� si� i wyszczeli� kilka razy, nie u�y�
torped. Transportowiec straci� sterowno�� i kr�c�c si� wok� w�asnej osi
zmierza� w
kierunku planety. Arkoria�ski my�liwiec patrolowy pod��y� za sw� ofiar� w
g�ste warstwy atmosfery. Wkr�tce jego przyrz�dy zlokalizowa�y wrak, okaza�o
si�, �e pozosta�a przy �yciu tylko jedna osoba, kt�rej szanse prze�ycia
nast�pnej godziny by�y bliskie zeru. Pilot wyprowadzi� sw�j statek z
atmosfery i
powr�ci� do patrolowania strefy granicznej Federacji, tak jakby incydent w
og�le nie mia� miejsca.
�nieg pada� coraz obficiej, zmniejszaj�c z minuty na minut� widoczno��. Od
kilku godzin z kierunku wschodniego wia� silny wiatr tworz�c wysokie zaspy
przez kt�re przedziera�a si� niewyra�na posta�.
-Baza! Baza! Tu Dw�jka, jestem kilka minut od punku A. Sprawdz� odczyty i
jeszcze punkt D2.
-W porz�dku Dw�jka. Tylko gdzie� nie wpadnij, bo do wiosny ci� nie
znajdziemy.
-Bez odbioru.
W kilka minut dotar� do przyrz�d�w, musia� zrzuci� z nich spor� warstw�
�wie�ego �niegu. Wiatr stawa� si� coraz bardziej przenikliwy. Odczyty by�y w
normie. Nie pojawi�y si� nowe p�kni�cia czy obsuni�cia po ostatnich
dr��eniach. Zapisa� odczyt i ruszy� w kierunku miejsca, w kt�rym znajdowa�
si�
kolejny skaner. Widoczno�� spad�a do p� metra i musia� zwolni�. Do zachodu
pozosta�o niewiele ponad godzin�. Po dziesi�ciu minutach zacz�� si�
zastanawia� nad powrotem, gdy o ma�y w�os nie wpad�by do krateru. Wiatr
przesta� na chwil� wia� i zobaczy�, ju� lekko przysypany �niegiem
transportowiec. Krater by oblodzony. G�rnik ze�lizn�� si� na dno i podszed�
do statku, by� zanurzony w �niegu na wysoko�� luku towarowego, kt�ry po
kilku pr�bach uda�o mu si� otworzy�. W�az podni�s� si� z ha�asem a z wn�trza
buchn�a para. Wszed� do wn�trza i zamkn�� za sob� luk. Przeszed� przez
pust� �adowni� i zatrzyma� si� przed w�azem do sterowni. Poci�gn�� niewielk�
d�wigni� w du� i wszed� do kabiny, zatrzyma� si� w ka�u�y krwi. Na pod�odze
le�a� jaki� cz�owiek z roztrzaskan� g�ow�. Obr�ci� si� i zobaczy� na �cianie
punkt w kt�ry uderzy�- d�wignia luku. Wszed� dalej i zobaczy� jeszcze pi��
trup�w. Ze sterowni by�o wyj�cie do g�rnej wie�yczki, z kt�rej kapa�a krew.
Wspi�� si� do niej po drabince, osoba w niej si� znajduj�ca nadal �y�a.
-Baza! Baza! Tu dw�jka.
-Czego znowu. Nie m�w, �e nie mo�esz wyj�� z jakiej� dziury.
-Rozbi� si� tu jaki� transportowiec. Minimum to sze�� ofiar �miertelnych i
jedna ci�ko ranna.
-Zrozumia�em. Ju� wysy�am oddzia�.- G�rnik wy��czy� komunikator i przykry�
le��c� obok fotela dla strzelca kobiet�. By�a nieprzytomna. W chwil� po
wy��czeniu komunikator�w do wie�yczki wtargn�� dym. G�rnik natychmiast
zrozumia� co si� sta�o. Po zaryciu w �nieg generator silnik�w grawitacyjnych
nie przesta� dzia�a�, co doprowadzi�o do jego przegrzania. Z wielkim trudem
wyci�gn�� rann� z wie�yczki i szybko wyni�s� j� na powierzchni�. Ze sterowni
zabra� miotacz bliskiego zasi�gu i zrobi� nim w �cianie lodu prowizoryczne
schody. Zdo�a� odnie�� rann� na dwadzie�cia metr�w, drugie tyle przelecia�
niesiony si�� wybuchu. �nieg nie by� jeszcze ule�a�y i upad� dosy� mi�kko,
ta kt�r� wyni�s� le�a�a w pobli�u. Podszed� do niej. Zamie� si� wzmaga�a,
ale ju�
po kilku minutach przyby�a pomoc.
-A to� sobie zapolowa�.- Tenasder zmierzy� wzrokiem osobnika, kt�ry si�
odezwa�.
-�artowa�em... Gdzie ten transportowiec? Odlecia�?- Cichy �miech przebieg�
przez grup� ratunkow�. G�rnik wskaza� r�k� miejsce, w kt�rym znajduje si�
statek i nie m�wi�c nic wi�cej ruszy� pieszo w kierunku bazy.
-�e te� on nigdy nie zab��dzi... Przymocujcie j� dobrze i zje�d�amy st�d.
-Mo�e jednak pode�lemy mu jednego.
-Jak chcesz go rozdra�ni�, to mu jednego daj... Nie? To siadaj i dobrze si�
trzymaj w swoim siodle, �eby ci� kto� z niego kiedy� nie str�ci�. Podczas
powrotu do bazy na swych dwuno�nych wierzchowcach nie spotkali Tenasdera. W
bazie zjawi� si� dopiero po kilku godzinach z jakim� zwierzakiem na
ramieniu. Podszed� do barmana i rzuci� mu swoj� niegotow� jutrzejsz� kolacj�
na blat.
-Zaraz b�dzie gotowa.
-Zr�b co� z tym.- G�rnik rzuci� mu w r�ce miotacz. Barman wygl�da� na
zdziwionego, nigdy nie widzia� u niego broni, ale zabra� j�.
-Zajm� si� tym. Usi�d�. Zaraz kogo� przy�l� z posi�kiem.
Sety obudzi�a si� mniej wi�cej w czasie w kt�rym Tenasder ko�czy� sw�j
posi�ek. Pomieszczenie by�o ma�e, bez okien. Drzwi by�y opancerzone. Usiad�a
na
��ku i patrzy�a w niebiesk� pod�og�. Wszed� lekarz.
-Jak si� pani czuje?
-Nie�le.
-Jakie� bule g�owy, ko�czyn?
-Lekki bul g�owy.
-Przejd�my do konkret�w. Sk�d si� pani tutaj wzi�a i jak dosz�o do
katastrofy?
-Czy to jest jakie� wi�zienie?- Lekarz zrobi� dziwn� min� i u�miechn�� si�.
Po czym odpowiedzia� kr�tko, �e nie.-Lecieli�my... do uk�adu przygranicznego
Solin Dwa. Niedaleko granicy zaatakowa� nas Kreo�ski statek. W wyniku
poniesionych uszkodze� zdecydowali�my si� l�dowa� tutaj. Nie uda�o si�...
Czy
zawiadomili�cie kogo trzeba?- Lekarz jedynie pokr�ci� nieznacznie g�ow�.- A
sk�d wzi�am si� tutaj, gdzie ci z kt�rymi lecia�am?
-Znalaz� ci� g�rnik, Tenasder. Twierdzi, �e gdy ci� odci�ga� od statku, ten
eksplodowa�.- Sety opu�ci�a g�ow�.
-Nie �yj�?
-Tak... Zostaniesz tutaj przez jaki� czas. �atwo znajdziesz nocleg, ale
pr�dzej id� co� zje��... Mo�esz i��.
Szybko si� zorientowa�a, �e prawie ca�y kompleks znajdowa� si� pod ziemi�. W
bazie przewa�ali ludzie. Po chwili trafi�a do baru, a jeszcze szybciej
przesta�a sama siedzie� przy stoliku.
-Jak si� tutaj dosta�a�? Nie widzia�em ci� tu nigdy a ostatnio nie wyl�dowa�
�aden statek.- Nie zd��y�a odpowiedzie�, gdy� kto� podszed� i uderzy� w
g�ow�
jej rozm�wc�.
-Ty idioto.- Odci�gn�� go od stolika.- Widzisz kto tam siedzi?... Wiesz z
kim ona przysz�a?
-No jasne, z grup� ratunkow�.
-Idiota. A kto j� znalaz�? A gdzie statek kt�rym przylecia�a? A mo�e sama
pilotowa�a transportowca, co?
-Sk�d wiesz, �e przylecia�a transportowcem?
-Zamknij si�. Mam swoje �r�d�a, to by� vr2300 a do niego potrzeba trzech
pilot�w. Radz� ci odczep si� od niej.
-I dlatego, �e potrafi�a sama pilotowa� vr mam j� zostawi�?
-G�upek. Znaleziono j� z Tenem.- Rozm�wca zmieni� wyraz twarzy.- A z vr
zosta�a tylko kupa z�omu.- Louis zblad� i podszed� do stolika Sety.
-Przepraszam, ale w�a�nie wezwano mnie do wykopu. Jaka� awaria.
Przepraszam.- Szybko si� oddali�. Sety przez chwil� �ledzi�a go wzrokiem.
Tego, kt�ry
go sp�oszy� ju� nie by�o. Nikt wi�cej nie pr�bowa� si� przysi���. Popatrzy�a
w kierunku, kt�ry pokazywa� m�odzikowi przeganiacz. Przy centralnym stoliku
siedzia�a jedna osoba i ko�czy�a posi�ek. Sety wsta�a ze swego miejsca i
podesz�a do siedz�cego g�rnika, kt�ry j� uratowa�.
-Cze��. Jestem Sety. To ty mnie uratowa�e�. Chcia�am ci podzi�kowa�.-
Tenasder przesta� je��, okoliczne stoliki b�yskawicznie opustosza�y.
Zmierzy� j�
wzrokiem. Wyprostowa� si� i popatrzy� na ni� z g�ry. Podni�s� raptownie
r�k�. Odskoczy�a. Kiwn�� na barmana. Ten szybko podbieg�, zabra� talerz i
zap�at� za pierwsze danie. Po chwili wr�ci� z drug� porcj� i zabra� ze sob�
Sety. Posadzi� ja przy barze. Tenasder ponownie zasiad� do posi�ku.
-Na Boga, czy pani jest chora? M�g� pani� zgnie�� jak robaka.
-Uratowa� mi �ycie. Chcia�am mu tylko podzi�kowa�. Czy on zawsze taki...?
-Ma�om�wny? Tak. Radz� mu wi�cej nie przeszkadza�.
Go�cie z bezpiecznej odleg�o�ci patrzyli na g�rnika. Wygl�da� na dziwnie
zamy�lonego. Nieoczekiwanie trzasn�� pi�ci� w stolik i prze�ama� go na p�.
Wsta�, rzuci� na niego woreczek z zap�at� i �piesznym krokiem opu�ci� bar.
Obs�uga szybko wymieni�a stolik a zap�ata znalaz�a si� w kasie.
-Widzisz co narobi�a�. Dobrze, �e tylko stolik.
-Dlaczego go nie zamkn�?
-Nie z�ama� prawa.
-Jednak chc� z nim porozmawia�. Gdzie teraz poszed�.
-Na powierzchni�.
-P�jd� za nim.
-Nie radz�. Jest tam teraz...- Barman spojrza� na wy�wietlacz.- ...minus
siedemdziesi�t pi�� stopni. Z pary mo�na ulepi� ba�wana. Bez odpowiedniego
kostiumiku nie masz szans.
-Gdzie mog� taki dosta�?
-Zapomnij o tym i o nim. Ju� mu podzi�kowa�a�.
Po kr�tkiej k��tni z obs�ug� wyj�cia Tenasder wyszed� na powierzchni�.
Temperatura si�ga�a osiemdziesi�ciu stopni poni�ej zera. Jak zwykle wiatr z
kierunku wschodniego by� silny, chocia� by� jedynie ma�ym u�amkiem tornada,
kt�re od pokole� okr��a�o planet� na wysoko�ci r�wnika, tam te� nie
budowano baz. Kopalnie rozmieszczone by�y dopiero od czterdziestego
r�wnole�nika. Po chwili znikn�� z ekran�w wizyjnych. Burza si� wzmaga�a. By�
sam.
W tym czasie Sety pr�bowa�a wyci�gn�� jakie� informacje o g�rniku kt�ry j�
uratowa�. Rzecz jasna t� osob� u kt�rej szuka�a informacji by� barman, ale
niczego opr�cz jego imienia, a raczej przezwiska si� nie dowiedzia�a. Wysz�a
z baru i po kilkunastominutowej wycieczce po bazie zatrzyma�a si� przy
jednym z terminali. Dost�p do danych osobowych mieszka�c�w by� s�abo
zabezpieczony i ju� po chwili dotar�a do personali�w Tenasdera. Z
zaci�to�ci� jej
r�ka przeci�a hologram. Dane by�y skromne. Dowiedzia�a si� jedynie, �e
przyby� tu w kilka miesi�cy po wybudowaniu tej bazy, kt�ra by�a pierwsz�
osad�
g�rnicz� na tej planecie. Przyby� ze zniszczonego niedawn� wojn� Dziesi�tego
Ksi�yca Asdera. Wi�cej danych nie by�o w tym te� jego prawdziwego
nazwiska i imienia. Pr�bowa�a co� jeszcze znale��, ale po p�godzinie
zrezygnowa�a. Przegl�daj�c dokumenty dotycz�ce planety dowiedzia�a si�, �e
nie ma
ona ��czno�ci z innymi planetami czy statkami b�d�cymi na orbicie.
Powodowane to by�o przez dziwne w�asno�ci atmosfery Etwin. Jedynym sposobem
wymiany informacji by�y l�duj�ce regularnie w bazie statki towarowe.
Tenasder wr�ci� dopiero po kilku godzinach, ale nie wygl�da� na
zmarzni�tego. Jak zwykle usiad� przy pustym stoliku w barze. Nikt nie
zwraca� na niego
wi�kszej uwagi. P� godziny przed jego powrotem w bazie wyl�dowa� statek
transportowy i w�a�nie teraz jeden z tych kt�rzy nim przylecieli dosiad� si�
do
Tenasdera, wywo�a�o to ciche szepty na sali. Przybysz by� r�wnie wysoki i
silnie zbudowany jak ten do kt�rego si� dosiad�. Tak jak i on mia� na sobie
czarne ubranie, lecz jego twarz by�a �ci�le zakryta i dla oczu nie pozosta�o
wiele. Mimo obszerno�ci sali byli dobrze s�yszalni w jej najdalszych
zak�tkach.
Rozm�wcy nie przejmowali si� s�uchaczami, za to ci bardzo. Na sali
znajdowali si� przedstawiciele wielu gatunk�w, ale nikt nie rozumia� j�zyka
w jakim ci
dwaj si� porozumiewali a tamci byli najwyra�niej tego zupe�nie pewni.
-Dawno si� nie widzieli�my, Ten.
-Dawno. Zbyt dawno. Niewielu ju� nas pozosta�o.
-Nie powiniene� od nas ucieka�.
-Mam swoje powody. Przylecia�e� sam?
-Nie. Oni s� tylko obserwatorami. Tym zajmiemy si� p�niej, przyjacielu. Co
tutaj porabiasz?
-Jestem g�rnikiem.- Naprawd� g�o�ny �miech rozleg� si� na sali. Jaki� Druid
nie wytrzyma� ich zachowania i podszed� do stolika.
-Czy mogliby�cie rozmawia� ciszej.- W odpowiedzi wstali jednocze�nie ze
swych miejsc. Druid zrozumia� i szybko wr�ci� na swoje miejsce. "Bracia"
wyszli
z baru i udali si� na powierzchni�. Tu mogli rozmawia� spokojnie. Nadchodzi�
�wit.
-Wiele si� zmieni�o od twego wyjazdu.
-Nie dla mnie... Ja ju� nie wr�c�, sam wiesz dlaczego.
-Wszyscy musieli�my to robi�. Takie by�y czasy.
-Tak, wiem... To nie oto chodzi... Zrobi�em co� co by�o wbrew zasadom kt�re
wtedy wyznawa�em. Tego nie mo�na wybaczy�. Zasady te wyznaj� zreszt� do
dnia dzisiejszego... Dlaczego przys�ali ciebie?
-Mo�e dlatego, �e jeste�my przyjaci�mi.
-Kiedy si� tu zjawi�?
-Dali ci czas do namys�u. Zaraz tu b�d�.
Zjawili si� kilka minut po wschodzie. Chwil� patrzyli na siebie nawzajem.
-Eratyghi.- G�rnik przybli�y� si� do przyby�ych.- Walcz i zabij go.-
Osobnik, kt�ry zawo�a� Tenasdera wskaza� palcem przeciwnika. Eratyghi
popatrzy� w
oczy temu kt�ry do niego przemawia�. Odda� mu znak pos�usze�stwa i odwr�ci�
si� do swego przeciwnika. Przyjaciele przez chwil� patrzyli sobie w oczy.
Zrzucili z siebie wierzchnie ubrania i buty. Stan�li na przeciw siebie.
Wyci�gn�li r�ce przed siebie a z r�kaw�w wyskoczy�y d�ugie ostrza, z ka�dej
r�ki jeden
a ka�dy o d�ugo�ci oko�o jednego metra. Tenasder pierwszy zaatakowa�, ale
jego atak zosta� odparty. �nieg przesta� pada� i wiatr umilk� jakby
przygl�da�
si� walce. Iskry sypa�y si� na wszystkie strony. Walka by�a wyr�wnana.
Fratyghi wyprowadzi� manewr Hgy, ale Eratyghi nie da� si� zwie�� i
zastosowa�
atak Dygh. Z ramienia przyjaciela trysn�a czerwona krew. To by�o jedynie
dra�ni�cie. G�rnik zdziwiony udanym manewrem, nie zdo�a� si� przygotowa� i z
jego czo�a tak�e pop�yn�a czerwona ciecz. Opanowa� si�. W ci�gu nast�pnych
dziesi�ciu minut nie zdo�ali si� dosi�gn��. W oczach zebranych widoczny by�
podziw, ale nie zamieniali ze sob� spostrze�e�. Podziwiali walk�. Walcz�cy
ustawili si� w odleg�o�ci dwudziestu metr�w od siebie i przez kr�tk� chwil�
patrzyli sobie w oczy.
-Ghty evtaskeb!- Krzykn�li jednocze�nie i manewruj�c ostrzami ruszyli
biegiem na siebie. Jedynym �ladem ich mini�cia si� by�y iskry. Obr�cili si�
do siebie
twarzami. Fratyghi opad� na kolana. Z jego klatki piersiowej na wysoko�ci
serca wydobywa�a si� krew. Tenasder podszed� do Fratyghi.
-Przyjaciele na wieki!- Krzykn�li jeszcze raz obaj i ranny wojownik pad�
martwy. Tenasder schowa� swe ostrza i odda� cze�� przyjacielowi. �nieg i
wiatr
powr�ci�y do swych od�o�onych na chwil� zaj��. Osobnik ubrany na bia�o
podszed� do zwyci�scy.
-Zosta�e� wyzwolony. Mo�esz odej��.
-Dlaczego on?
-Nie my�l o nim. Pami�taj, �e by� wspania�ym wojownikiem. Od tej pory mo�esz
wzi�� ucznia. Nie pami�taj, �e on jest martwy, to tylko cia�o. Zajmiemy si�
nim. Id�, a gdy b�dziesz got�w- wr�cisz.
W pobli�u wyl�dowa� transportowiec i zabrano do niego cia�o. Obserwatorzy
tak�e znikn�li w jego wn�trzu. Tenasder ubra� si� i pad� na kolana. Zanurzy�
si� we wspomnieniach. Ockn�� si� oko�o po�udnia. Wok� niego utworzy�a si�
spora zaspa. Otrzepa� �nieg i poszed� w kierunku bazy. Stra�nicy przy
wej�ciu
dziwnie na niego patrzyli.
-Nic dzi� nie z�apa�e�?- Jak zwykle nic nie odpowiedzia�, tylko inaczej jak
to mia� w zwyczaju na nich spojrza� i poszed� do swojego mieszkania.-
Widzia�e�
jego czo�o?
-Tak... Sprawdzi�em co�. Ten z kt�rym wyszed� nie powr�ci�.
-Nie ma dowod�w. Je�li nawet to zrobi�, to gdzie znajdziesz cia�o?
-Jest zbyt czysty, jedyne co na niego mamy to b�jki w barze i kilka
zniszczonych stolik�w. On mnie wkurza. Kiedy� pope�ni b��d. Jego akta te� s�
czyste,
tak jakby si� urodzi� a p�niej przylecia� tutaj.
-Grzeba�e� w danych?
-Jakich danych? Na jego temat nic niema.
Tenasder zmy� z czo�a krew i poszed� do baru. Sety te� tam by�a i przysiad�a
si� do niego. Popatrzy� na ni� jedynie i kiwn� �eby przyniesiono mu posi�ek.
Jad� powoli i co chwil� na ni� zerka�. Gdy sko�czy� skierowa� wzrok w nico��
i tak siedzia� milcz�c, tak jakby Sety nie istnia�a.
-Dlaczego wszyscy si� ciebie boj�?- Przerwa�a.
-...Unjkdesi.- Sety nie zrozumia�a i chcia�a powt�rzy� pytanie.- Niewiedza.-
Powiedzia� i dalej patrzy� w nico��. Sety zada�a mu jeszcze kilka pyta�, ale
nie
odpowiedzia�. Po sz�stym wsta� i poszed� do swego ma�ego mieszkania.
Nie w��czy� o�wietlenia i szybko po�o�y� si� na ��ku, patrzy� w ciemno��.
Wkr�tce zamkn�� oczy a t�po jego oddechu powoli opada�o. W pokoju panowa�a
jasno�� gdy si� obudzi�. Wsta� z ��ka z zamkni�tymi oczyma i podszed� do
stolika na kt�rym sta� pojemnik z wod�. Wypi� jego zawarto��.
-Witaj Fratyghi.- Zwr�ci� si� do stoj�cej przy drzwiach ja�niej�cej postaci.
Oczy nadal mia� zamkni�te.- Co ci� sprowadza?
-Twoje emocje.
-Zaczynasz m�wi� jak Oni.
-Taka jest kolej rzeczy. Nie przypadkowo zosta�em wybrany, te� mia�em swoje
d�ugi, ale je�li okaza�oby si�, �e nie walcz� ca�ym sercem, moja czy twoja
�mier� - sam wiesz.
-Dlaczego mi to m�wisz?
-Emocje, Eratyghi, twoje emocje. Teraz ju� wiesz, �e musia�e� zabi� moje
cia�o. To by�a �wietna walka. Nie zapomnia�e� nauk. Umiesz patrzy� w nocy i
nie
patrzy� na to co zakazane oczom.
-To co widzi moja dusza mi wystarcza.
-Wiem, wiem. Nie zdziw si�, je�li kt�rego� dnia ci� odwiedz� w cielesnej
postaci. Pami�tasz. Jeszcze nie nast�pi� czas. Mo�liwe, �e zechc� mnie
wcieli�
ponownie w cia�o.
-Potrzeba teraz nauczycieli. W obecnej postaci nie m�g�by� zbyt wiele
nauczy�.
-Nie opuszczaj swego cia�a za wcze�nie.- Tenasder u�miechn�� si� a Fratyghi
znikn��. W pokoju ponownie zapanowa�a ciemno��.
Sety po kilku godzinnej wycieczce po bazie trafi�a do miejsca, kt�rego nie
spodziewa�a si� znale�� - hangar. By� pot�ny, by�a w nim ponad setka
ro�nego
typu statk�w transportowych. Do niekt�rych w�a�nie �adowano dzisiejszy
urobek. W�azy do transportowc�w nie by�y zabezpieczone. Wprost czeka�y aby
do
nich wej�� i odlecie� nimi. Nikt nie zwraca� na ni� uwagi, nawet gdy
przechodzi�a obok vr do kt�rego �adowano przetopione ju� z�oto. �adownia
by�a nim
wy�adowana.
-To ju� ostatni zasrany dzie� na tej planecie. Jutro spadam st�d i b�d� �y�
jak kr�l.- Chwali� si� jaki� g�rnik przed kolegami, kt�rzy pomagali mu
�adowa�
towar. Przy jednej ze �cian hangaru sta� ogromny statek, widnia�y na nim
�lady wielu walk. To by� jedyny statek z zamkni�tym lukiem. Czyja� r�ka
opar�a
si� na ramieniu Sety, ale szybko zosta�a zabrana.
-Sety jak s�dz�? Nie zaprzeczaj.- Ci�gn�a nieznajoma kobieta rasy
ludzkiej.- Nie martw si�, jako jego niewolnica mo�esz wynie�� z tego statku
tyle ile
sama wa�ysz.
-Nie jestem niczyj� niewolnic�. Z kim� mnie pomyli�a�.
-Nale�ysz do Tena. Wszyscy o tym wiedz� tylko nie ty. Masz prawo do
jednorazowego wynagrodzenia. Skorzystaj z niego.
-Nie jestem niczyj� w�asno�ci�. Odczep si� ode mnie, bo po�a�ujesz.-
Nieznajoma szybkim krokiem oddali�a si�. Jedno by�o faktem- �aden m�czyzna
od
kiedy m�odzik poszed� do swego wykopu na ni� nie spojrza�. Sety podesz�a do
g�rnika ko�cz�cego za�adunek z�ota, nikogo z nim nie by�o.
-Szukam przewozu.
-Odejd�, to m�j ostatni dzie�. Nie chc� zgin�� przez ciebie. Nikt o zdrowych
zmys�ach ci� tu nie zabierze na sw�j statek. Wylot otworz� tylko na kilka
minut i ja mam zamiar wtedy si� st�d wynie��. Odejd�.
-Kiedy ponownie otworz�?
-Nikt tego nie wie. Mo�esz i�� do transportu towarowo-osobowego, ale nie
radz�. Odejd�.
Jaki� cie� przemkn�� w pobli�u i mimo dalszych pyta� ze strony Sety, �adna
odpowied� nie pad�a. G�rnik zaj�� si� swoj� prac�. W ko�cu nie wytrzyma� i
jeszcze raz wykrzycza� swoje "odejd�" i Sety opu�ci�a hangar.
Gdy wr�ci�a po kilku godzinach w hangarze nie by�o nikogo. Po chwili by�a we
wn�trzu statku Tenasdera, kt�ry jako jedyny posiada� uzbrojenie zdolne
przebi� si� przez os�on� hangaru a b�d�cy kierowany przez dobrego pilota
m�g� odeprze� ka�dy atak. �adownia by�a wy�adowana jakimi� kontenerami i
sztabkami z�ota prawie do pe�na. �wiat�o w �adowni by�o bardzo s�abe, jaki�
cie� przemkn�� po �cianie. Ze stosu wzi�a kilka sztabek z�ota i skierowa�a
si�
ku wyj�ciu. Po przej�ciu kilku krok�w poczu�a na karku charakterystyczny
kszta�t lufy RL45, kt�ra to bro� s�u�y�a do przecinania delikwenta, dobrze
nadawa�a si� do odcinania g��w- wystarczy� jeden celny strza�. Z tej
odleg�o�ci nie by�o mowy o pudle. Jednocze�nie na szyi poczu�a zimne ostrze.
Obla� j�
zimny pot.
-Na co czekasz? Przecie� wiem, �e ju� st�d nie wyjd� o w�asnych si�ach.-
Obr�ci�a lekko g�ow� i dostrzeg�a, �e ostrze wyrasta z r�kawa w�a�ciciela
statku.-
O cholera! Jeste� Yghi. Teraz na pewno ju� st�d nie wyjd�. Wy nie znacie
lito�ci. Zabijacie dla samego zabijania, dla sportu.- Luk statku zamkn�� si�
z
ha�asem, nat�enie �wiat�a zwi�kszy�o si� i dor�wna�o do tego jakie panuje
na Dziesi�tym Ksi�ycu Asdera w samo po�udnie. Eratyghi schowa� bro� i
oddali� miecz od szyi Sety.- Co jest?- Ten poda� jej kopi� swojego miecza,
przystosowanego jednak do ludzkiej d�oni.- Nie zabijacie bezbronnych.
Honorowo. Pieprze ci�! Nie b�d� przyczyn� twojej rozrywki.- Odrzuci�a miecz,
kt�ry jednak podni�s� si� z pod�ogi i zatrzyma� si� na wysoko�ci jej r�ki.-
Nie b�d� walczy�.- Tenasder schowa� swoje ostrze i stan�� naprzeciw
wisz�cego miecza. Patrzy� jej w oczy. Sety szybkim ruchem pchn�a miecz,
lecz ten
zosta� odbity w pustk�.
-Nie jestem idiot�, wiedzia�em, �e spr�bujesz... Wszyscy kupili tw�j cienki
tekst... Kreo�ski statek w tych stronach? Opowiem ci co si� sta�o...
Lecieli�cie
tutaj aby tu przeczeka�, ale pojawi� si� arkoria�ski my�liwiec, oczywi�cie
wy nie chcieli�cie z nim porozmawia� i zdenerwowali�cie go. Wystrzeli� kilka
razy
a ty prze�y�a� szok gdy zobaczy�a� co si� sta�o. W sterowni pojawi�y si�
jakie� �wiec�ce kule. Jeden z twoich kumpli pr�bowa� uciec do �adowni a one
eksplodowa�y i ju� by�o po sprawie. Na pewno szuka ci� kilka os�b...-
U�miech przebieg� po jego twarzy.- Chyba ci� ju� nie znajd�... Powiedz tylko
jedno,
czy gdyby dane by�o ci st�d wyj��, czy zmieni�aby� sw�j styl �ycia?
-... Nie, na pewno nie i odszuka�abym ci� gdzie� i zdezaktywowa�a.
-Ci�ko b�dzie ci mnie zdezaktywowa�, gdy� nie jestem maszyn�. Bie� miecz.-
Sety odwr�ci�a si� i wolnym krokiem posz�a po miecz, kt�ry le�a� przy
w�azie.
Chwyci�a go i chcia�a biegiem ruszy� na Tena, ale jego ju� tam nie by�o a
w�az do �adowni zacz�� si� powoli otwiera�, rzuci�a miecz i wysz�a. Nadal
mia�a
w kurtce jedn� sztabk�, reszta znikn�a.
-Ten, Ten, Ten, czy�by� sta� si� sentymentalny?
-Mi�o zn�w ci� "widzie�", Fratyghi.
-Pu�ci�e� j� wolno, chyba nie chcesz jej uczy�. Jest w niej zbyt wiele
z�o�ci i gniewu.
-Gniew i z�o�� s� ulotne, nawet z�o. Jedynie mi�o�� jest wieczna... Ona ma
jeszcze czas...
-Wiedzia�em, �e mi nie odpowiesz. Do nast�pnego spotkania, przyjacielu.- Ten
ubra� si� odpowiednio i wyszed� na powierzchni�. By�a ju� noc i jak zwykle
po kilku minutach znikn�� z ekran�w ochrony. Min�y trzy dni od kiedy
wyszed� i Sety nie uda�o si� znale�� transportu. Mimo jej usilnych stara�
nie
otrzyma�a �adnej posady. Przedstawiciel zarz�du twierdzi�, �e dopiero za
kilka miesi�cy b�dzie wolne miejsce przy wydobyciu i je�li chce to zapisze
j� w
kolejce, b�dzie �sma. Szuka�a dora�nego zaj�cia i nie zgodzi�a si�. W pi�tym
dniu odwo�ano wszystkie przyloty i odloty statk�w wszelkiego typu. Warunki
na powierzchni by�y coraz gorsze, w�r�d g�rnik�w zacz�y kr��y� pog�oski o
�mierci Tenasdera. W dwudziestym dniu og�oszono, �e statki mog� startowa� i
l�dowa� w bazie wydobywczej Beta, oddalonej o dwie�cie pi��dziesi�t
kilometr�w na p�noc- by�a to ostatnia taka baza w promieniu tysi�ca
kilometr�w.
Ci, kt�rzy mieli pe�ne �adownie sprzedawali swoje statki wraz z �adunkami
dla zarz�du i wyruszali pieszo lub na thanach do bazy Beta, aby zd��y� przed
jej
zamkni�ciem. Ceny wszelkich minera��w spad�y o trzydzie�ci procent. �wie�y
g�rnicy jednak pracowali dalej. Przecie� taka burza nie mo�e trwa� wiecznie
a kontrakty mieli podpisane na dwa lata, wi�c zostawali. Po nast�pnych dw�ch
dniach �mier� Tena uznano za pewnik i chciano dobra� si� do jego
�adunku, ale zarz�d z dziwnych powod�w po�o�y� na niego swoj� r�k� i
zabroni� podzia�u. Nie wyja�niono przyczyn. Wojsko pilnowa�o wej�cia do
hangaru.
Sety wst�pi�a do ochrony bazy, dane personalne, kt�re poda�a wprowadzono do
akt i wydano mundur. Po trzydziestu dniach od wyj�cia Tenasdera z bazy
og�oszono, �e tajfun zmieni� sw�j kierunek i pod��a w ich kierunku. Cel
osi�gnie za dwa miesi�ce. Przedstawiciel twierdzi�, �e mog� tutaj �y�
praktycznie
przez kilka pokole�, gdy� baza posiada w�asne �r�d�a energii i po�ywienia.
G�rnicy ��dali otwarcia hangaru, bez rezultat�w. Zarz�d wzmocni� jego
blokad�. Wpuszczano pojedynczo i z eskort�. Bunt wisia� na w�osku, mimo �e
g�rnicy mieli s�abe uzbrojenie. Ochrona bazy otrzyma�a rozkaz strzelania do
ka�dego kto wtargnie do hangaru i spr�buje dosta� si� do jakiego� statku.
Baza zosta�a odci�ta, wyj�cie na powierzchni� by�oby samob�jstwem. Tego
samego dnia w szpitali znalaz�o si� kilku desperat�w w stanie ci�kim a
p�nym wieczorem radary przez kr�tki czas "widzia�y" jaki� statek, jednak
nie
zd��ono go zidentyfikowa�, znik� i nie pojawi� si� wi�cej. Rankiem
trzydziestego pierwszego dnia w bazie zjawi� si� Tenasder. Wygl�da� gorzej
ni� �le, nie
zgodzi� si� jednak na p�j�cie do szpitala. Na twarzy mia� �lady pot�nych
pazur�w, nie porusza� lew� r�k� i kula� na praw� nog�. Wydarzenie to szybko
obieg�o baz� i Sety ponownie nie mia�a z kim rozmawia�. Tych kt�rych zd��y�a
pozna� albo wyruszyli na p�noc albo le�eli w szpitalu. W bazie nie
pozosta�o wiele kobiet, a tych, kt�re zosta�y nikt nie pr�bowa� zaczepia�,
gdy� je�li nie same to ten z kt�rym by�y zwi�zane uczuciem rozwali�by go�cia
na
miejscu. Monogamia wielu doprowadza�a do w�ciek�o�ci, ale nikt opr�cz
jednego nie pr�bowa� tego faktu zmieni�. Jeden osobnik rozmazany po �cianach
by� dobrym przyk�adem. Wieczorem Ten poszed� do jednego z lekarzy. O Yghi
s�ysza� jedynie opowie�ci, o ich okrucie�stwie w czasie wojny a gdy Tenasder
zdj�� koszul� opr�cz wielkiej �wie�ej blizny na klatce piersiowej dostrzeg�
jego implanty na r�kach i zobaczy� prawdziwego przed sob�.
-...Musz�... zatrzyma� zaka�enie... Podanie �rodka znieczulaj�cego jest
konieczne...
-Czy to spowoduje utrat� �wiadomo�ci na czas zabiegu?
-...Tak.
-Nie zgadzam si� na tego typu znieczulenie. Prosz� rozpocz�� zabieg i nie
radz� niczego robi� poza nim.- Doktor zobaczy� jak jego przyci�ta
nieznacznie
grzywka opada powoli na pod�og� i jak ostrze miecza chowa si�.- I prosz�
nikomu o tym nie wspomina�.
Odka�anie trwa�o oko�o godziny.
-Dzi�kuj�, doktorze. Jest pan fachowcem.- Po�o�y� sztabk� z�ota na blacie i
zabra� si� ku wyj�ciu.
-... Czy mog� zada� ci jedno pytanie?- Tenasder obr�ci� si� i wyrazi�
zgod�.- Czy jeste� morderc�, sk�d u was tyle okrucie�stwa?- Eratyghi
u�miechn�� si�
nieznacznie i chwil� milcza�.
-Nikt z Yghi nie jest, nie by� i nie b�dzie morderc�. �yjemy wed�ug w�asnych
zasad, we w�asnym �wiecie. To wojna jest okrutna. Cz�sto wykonywali�my
wyroki na zdrajcach, cho� tego, �e byli zdrajcami nie podawa�o si� do
wiadomo�ci. Czy jeste�my okrutni dlatego, �e zabijali�my mieczem a nie za
pomoc�
jakiego� miotacza? Chodzi wam o krew, tylko o krew, nie lubicie jej widoku.
Przy strzale z miotacza nie ma krwi tylko wypalone cia�o w miejscu trafienia
i dlatego ich u�ywacie. Nie ma przelewu krwi a skoro my j� przelewali�my,
cho� rezultat naszych i waszych dzia�a� by� ten sam to nas oskar�ono o
okrucie�stwo. �mier� zadawana przez nas by�a szybka i prawie bez bolesna.
Widzia�em co robi� zwykli �o�nierze ze swymi ofiarami. Najpierw strzelali w
nogi, p�niej w r�ce i w brzuch a gdy zemdla�a w g�ow� lub w serce.
-Dzi�kuj� i prosz� zabra� te z�oto, nie jest mi potrzebne.
-Jest pan fachowcem w swej dziedzinie a w czasie wojny takich jak pan
brakowa�o i dlatego teraz... jestem sam. Niech pan zatrzyma t� sztabk� i
leczy,
leczy jak najlepiej.- Tenasder obr�ci� si� i wyszed�. Doktor podszed� do
swego biurka i z jednej z szuflad wyci�gn�� bardzo star� ksi��k� o z��k�ych
stronicach...
Nikt ju� nie pr�bowa� wychodzi� na powierzchni�, nikt nie chcia� si�
nara�a�. T�po wydobycia w kilka dni powr�ci�o do normy, jedynie Tenasder nie
pracowa�. Kr��y�a plotka, �e zerwa� kontrakt i dlatego odebrano mu statek,
nikt si� teraz do niego nie zbli�a� i nikt nie my�la� ju� o zerwaniu swego
kontraktu.
Tu� po zachodzie s�o�ca "wyl�dowa�" jaki� statek, ale nikogo nie wypuszczono
na powierzchni�. Ka�dy chcia� zobaczy� pechowca, kt�ry niepr�dko st�d
odleci. Ekipa ratunkowa wr�ci�a po kilku godzinach z tuzinem nowych
mieszka�c�w. Starzy g�rnicy szybko u�wiadomili nowych do kogo nie maj� si�
zbli�a�, ale kilku z nich najwyra�niej si� tym nie przejmowa�o i po
przyj�ciu do baru dosiedli si� do stolika Tenasdera. Wszystkie oczy zwr�ci�y
si� na
�mia�k�w a ci w �ywe oczy nabijali si� z Tena, kt�ry nie reagowa�.
-Koniec zabawy.- Powiedzia� najwy�szy z nich i przybli�y� si� do Tenasdera.-
Wiem kim jeste�, wiem... - Spojrzeli sobie w oczy, trzej pozostali zrzucili
z
siebie p�aszcze, nie byli g�rnikami.- Ty jeste� Eratyghi.- G�rnicy po raz
pierwszy us�yszeli to imi�.- Znamy ci� dobrze. Zapisa�e� si� nam w pami�ci a
my
d�ugo pami�tamy. Tw�j kumpel Kratyghi posy�a ci pozdrowienia. Chcia�
u�cisn�� ci d�o�, tylko gdzie� j� zapodzia�em. Przeka� pozdrowienia dla
Fratyghi,
bo jak sko�czymy z tob� to go rzecz jasna pozdrowimy od ciebie.- Go�cie baru
zgromadzili si� u jego wej�cia. Z r�kaw�w �mia�k�w wyros�y ostrza. "To
Yghi" przesz�o w�r�d zgromadzonych. Osobnik, kt�ry rozmawia� z Tenasderem
cofn�� si� i tak�e przygotowa� bro�.
-Jeste�cie zdrajcami... Zdradzili�cie sw�j lud i ju� nigdy nie we�miecie
ucznia.- Eratyghi odszed� od stolika, zrzuci� sw�j stary zimowy p�aszcz i
wysun�� swe
ostrza. T�um oniemia� i chod� sta� daleko- cofn�� si� jeszcze o par� krok�w.
Zdrajcy dla rozgrzewki rozwalili kilka stolik�w. Tenasder wodzi� za nimi
wzrokiem. Najni�szy z nich skacz�c ze stolika na stolik zbli�a� si� do Tena.
Kilka
metr�w przed nim zeskoczy� na pod�og� i zatrzyma� si�. Jednocze�nie ruszyli
na siebie, jednak iskry nie zd��y�y si� sypn�� gdy� g�owa zdrajcy
poszybowa�a
ku sufitowi i kr�c�c si�, i chlapi�c krwi� musn�a go, po kr�tkim locie w
d� osiad�a z wdzi�kiem na czystym talerzu, kt�ry w swych r�kach trzyma�
barman. Po tym fakcie nie zmieni� jednak swej pozycji, kt�r� przyj�� gdy Ten
pokaza� swe miecze. Nadal stara� si� j� utrzyma�. Spojrza� jednak na
zawarto�� talerza, zblad� jeszcze bardziej, odstawi� talerz na blat i
zemdla�. Zdrajcy spojrzeli na siebie i tym razem wszyscy ruszyli na Tena.
-Wasze zasady umar�y jak i wy umrzecie a umrzecie, gdy� nie mo�na �y� bez
zasad.- Tenasder wytar� skrwawione ostrze o r�kaw i czeka�.
Zbli�ali si� powoli odrzucaj�c stoliki. Rzucali w niego wszystkimi mo�liwymi
wyzwiskami. Sety wysun�a si� z t�umu i patrzy�a z zaciekawieniem. Osobnik,
kt�ry zbli�a� si� po lewej nagle zacz�� biec i wyskoczy� wysoko w g�r�.
Tenasder podj�� wyzwanie i min�li si� w powietrzu. Po wyl�dowaniu jednak nie
wygl�dali ju� tak samo. Rzucaj�cy wyzwanie znieruchomia�, schowa� miecze. W
oczach t�umu wygl�da� na wielce zdziwionego. Opu�ci� g�ow� i zobaczy�
swoje serce, kt�re jeszcze bi�o wypompowuj�c krew na pod�og�. Kogo� przez
chwil� szuka� oczami w t�umie gapi�w. U�miechn�� si�, lecz czy osoba do
kt�rej skierowa� sw�j u�miech by�a w t�umie? Ten u�miech towarzyszy� mu do
ko�ca. Zanurzy� si� we w�asnej krwi - szcz�liwy, �e zd��y� si� po�egna�.
-By� dobrym wojownikiem. Szkoda, �e po niew�a�ciwej stronie.- Koszula Tena
by�a r�wnie� czerwona od krwi. Na chwil� schowa� ostrza i zrzuci� to
krwawe p��tno z siebie. Ci�cie odbi�o si� od drugiego prawego �ebra od do�u
po drodze przecinaj�c pierwsze. Eratyghi si�gn�� do kieszeni spodni i
wyci�gni�tym z niej plastrem wojskowym zaklei� ran�. Wojownicy ustawili si�
tak, �e Tenasder sta� mi�dzy nimi. Powoli si� zbli�ali. Eratyghi szybkim
kopni�ciem rzuci� jednego z nich przez kilka stolik�w i star� si� z
pozosta�ym. Iskry lecia�y na wszystkie strony. Tenasder napiera� i zobaczy�
w oczach
zdrajcy strach. Jednak zdo�ali zada� sobie po kilka pomniejszych ran.
Zdrajca ci�gle si� cofa� i potkn�� si� o cia�o swego bezg�owego towarzysza
broni, nie
zd��y� uchwyci� r�wnowagi, upad�. Jego blokada ciosu okaza�a si�
nieskuteczna i zobaczy� jak ostrze przeciwnika wnika w jego cia�o, prosto w
serce.
Obr�ci� si� w stron� t�umu, ale czy kogo� szuka�? Tenasder b�d�cy nadal
pochylony nad zabitym us�ysza� za sob� �wist miecza i dostrzeg� spadaj�cego
na
niego ostrze ostatniego z czterech. Miecz, kt�rym zabi� utkwi� mi�dzy
�ebrami ofiary. Ustawi� drugi do obrony. Zobaczy�, a mo�e to by�o z�udzenie,
b�ysk
�wiat�a i zapanowa�a ciemno��.
T�um powoli zacz�� si� zbli�a� ale Sety by�a pierwsza przy stosie cia�.
Odrzuci�a tego, kt�ry rozmawia� z Tenem, by� martwy i zobaczy�a zalan� krwi�
twarz
g�rnika. Krew nie przesta�a wyp�ywa� z jego rozci�tego czo�a - �y�. Po
chwili jeden z mieczy schowa� si�. Powoli otworzy� oczy i z wielkim trudem
podni�s�
si�. Nie patrz�c na nikogo za pomoc� pozosta�ego ostrza od��cza� od
pokonanych ich implanty. Zawin�� je w swoj� skrwawion� koszul� i skierowa�
si� do
wyj�cia. Nikt go nie zatrzymywa�, nikt nie wezwa� ochrony. Sety by�a na
s�u�bie, ale nie pr�bowa�a go zatrzyma�. O ma�o nie zabi� wzrokiem
stra�nik�w
przy wyj�ciu na powierzchni�. Nim zrobi� dwa kroki przesta� by� widoczny.
Sety ocuci�a barmana, wezwa�a ochron� i wysz�a. Po p�godzinie zda�a raport
i
sw�j urz�d. Nie zatrzymywano jej. Poprosi�a o wydanie jej zezwolenia na
opuszczenie planety i otrzyma�a je. Przedstawiciel powiedzia� tylko, �e
Than�w
ju� nie ma, gdy o�wiadczy�a, �e idzie do bazy Beta. A gdy wychodzi�a doda�
"Powodzenia".
Ekwipunek by� ju� przygotowany, gdy wysz�a z biura.
-Lepiej �eby� dosz�a. Postawi�em na ciebie moje tygodniowe wynagrodzenie.-
Powiedzia� stra�nik zamykaj�c w�az do bazy.
Przeja�ni�o si� i widoczno�� si�g�a dw�ch metr�w. Uruchomi�a system
naprowadzania i ruszy�a ci�gn�c za sob� sanie. Przesz�a niewiele ponad
kilometr,
gdy jej system wykry� silne �r�d�o promieniowania podczerwonego. Zbli�y�a
si� i zorientowa�a si�, �e to cz�owiek. Sta� nieruchomo, podesz�a na metr od
postaci i jej oczom ukaza� si� G�rnik.
-Tenasder, Ten, Niewiedza. Masz wiele imion. Wybierasz si� do bazy Beta?
-Nie.
-Nie wydaje mi si� aby� wr�ci� do...
-Masz racj�.
-B�dziesz tak sta� a� zamarzniesz?
-Mo�liwe.
-Ciekawe podej�cie do �ycia. Za�atwi�e� czterech go�ci a teraz chcesz
zamarzn��?
-Trzech... Dlaczego mi pomog�a�?
-Dlaczego da�e� mi szans�?- Tenasder wyci�gn�� spod kurtki implant i wr�czy�
go Sety.
-Czy musi by� cztery?
-Chod�.- Odpowiedzia� jedynie Eratyghi i ruszy� na zach�d. Sety chwil� si�
zastanawia�a i ruszy�a w �lad za nim. Zamie� wzmog�a si�. Nie widzia�a go,
lecz
tylko jego promieniowanie na wy�wietlaczu. Zagapi�a si� i wpad�a na niego.
-Fajna wycieczka.
-Czy chcesz pozna� moje imi� i...?- Urwa� sw� wypowied�.
-�ycie z tob� mo�e okaza� si� bardzo interesuj�ce, ale jest jeden problem -
nie lubi� �nie�yc.- Dostrzeg�a jego u�miech. Odwr�ci� si� i wyci�gn�� przed
siebie r�k�, �nieg przesta� pada� i wiatr umilk�. Sety dostrzeg�a identyczny
statek jak w hangarze, lecz wyra�nie to nie by� ten sam. Okaza�o si� jasne,
�e
sprzeda� sw�j wraz z �adunkiem i wyruszy� do bazy Beta, gdzie kupi�
identyczny.
-Daleko jest do twego domu?
-Kawa�ek.
-I nie ma tam zim� �nie�yc?
-Nie...
�nieg ponownie zacz�� sypa�, wiatr wia� i stra�nik przegra� sw�j zak�ad a
Sety ju� nigdy nie musia�a ton�� w �niegu. Wola�a s�o�ce na Dziesi�tym
Ksi�ycu w samo po�udnie.
...trzeba tworzy� dobro ze z�a,
bo nie ma nic innego,
z czego by mo�na je tworzy�.
ROBERT PENN WARREN