2554
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2554 |
Rozszerzenie: |
2554 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2554 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2554 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2554 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
URSULA K. LE GUIN
Czarnoksi�nik z Archipelagu
Pierwsza Ksi�ga Ziemiomorza
(Prze�o�y� Stanis�aw Bara�czak)
Dla moich braci
Cliftona, Teda, Karla
Tylko w milczeniu s�owo,
tylko w ciemno�ci �wiat�o,
tylko w umieraniu �ycie:
na pustym niebie
jasny jest lot soko�a.
Pie�� o stworzeniu Ea
1
WOJOWNICY WE MGLE
Wyspa Gont, samotna g�ra wznosz�ca sw�j wierzcho�ek o mil� ponad poziom um�czonego przez sztormy Morza P�nocno-Wschodniego, jest krain� s�awn� z czarnoksi�nik�w. Z miast ukrytych w jej wysokich dolinach i z port�w usadowionych w ciemnych, w�skich zatokach wyszed� ju� niejeden Gontyjczyk, aby s�u�y� w�adcom Archipelagu w ich stolicach jako czarnoksi�nik lub mag albo te� �eby w poszukiwaniu przyg�d w�drowa� ze swoimi czarami od wyspy do wyspy po ca�ym �wiatomorzu.
Powiadaj� niekt�rzy, �e najwi�kszym z nich - a z pewno�ci� najwi�kszym podr�nikiem - by� cz�owiek zwany Krogulcem, kt�ry w dniach szczytu swej pot�gi sta� si� zarazem W�adc� Smok�w i Arcymagiem. O �yciu jego opowiadaj� Czyny Geda i liczne pie�ni, ale nasza opowie�� dotyczy czas�w, kiedy nie narodzi�a si� jeszcze jego s�awa, a pie�ni nie zosta�y u�o�one.
Urodzi� si� w odludnej wiosce zwanej Dziesi�� Olch, tkwi�cej wysoko na zboczu g�ry, tam gdzie zaczyna si� Dolina P�nocna. Poni�ej wioski spadaj� ku morzu sko�nymi tarasami pastwiska i grunty orne Doliny, za� inne miasteczka le�� na kr�tych brzegach Rzeki Ar; ponad wiosk� wznosz� si� ju� tylko jeden za drugim poro�ni�te lasem grzbiety g�rskie a� do ska� i �nieg�w na wynios�ych szczytach.
Imi�, kt�re nosi� jako dziecko, Duny, nada�a mu matka; to imi� i �ycie by�o wszystkim, co mog�a mu ofiarowa�, zmar�a bowiem, zanim uko�czy� rok. Ojciec, wiejski kowal br�zownik, by� ponurym milczkiem, a poniewa� z sze�ciu braci Duny'ego, znacznie od niego starszych, jeden po drugim wyprowadza� si� z domu, aby uprawia� ziemi�, �eglowa� po morzu lub pracowa� jako kowal w innych miasteczkach Doliny P�nocnej, nie by�o nikogo, kto by m�g� wychowa� dziecko w atmosferze czu�o�ci.
Duny r�s� dziko jak wybuja�e ziele - wysoki, zapalczywy ch�opak, krzykliwy, hardy i pe�en gniewu. Wraz z gromadk� innych wiejskich dzieci pasa� kozy na spadzistych ��kach ponad rzecznymi �r�d�ami; a gdy by� ju� wystarczaj�co silny, aby porusza� miechami kowalskimi, ojciec zatrudni� go jako pomocnika w ku�ni, p�ac�c mu szczodrze szturcha�cami i ch�ost�.
Niewiele by�o po�ytku z Duny'ego. Przebywa� zawsze z dala od domu; zapuszcza� si� w g��b lasu, p�ywa� w rozlewiskach Rzeki Ar, bystro tocz�cej swoje zimne wody jak wszystkie gontyjskie rzeki, albo wspina� si� po �lebach i urwiskach ku szczytom ponad lasem, sk�d m�g� widzie� morze, rozleg�y p�nocny ocean, na kt�rym poza Perregalem nie by�o ju� wysp.
W wiosce mieszka�a siostra jego zmar�ej matki. Troszczy�a si� niegdy� o jego niemowl�ce potrzeby, ale musia�a si� zaj�� swoimi sprawami i odk�d umia� sam o siebie zadba�, nie po�wi�ca�a mu wi�cej uwagi. Kt�rego� dnia jednak, gdy ch�opiec mia� siedem lat i, przez nikogo nie uczony, nic jeszcze nie wiedzia� o umiej�tno�ciach i mocach, jakie istniej� w �wiecie, zdarzy�o mu si� us�ysze�, jak ciotka wykrzykuje jakie� s�owa w stron� kozy, kt�ra wskoczy�a na strzech� chaty i nie chcia�a zej��; zeskoczy�a jednak, gdy ciotka przywo�a�a j� pewnym wierszykiem.
Pas�c nazajutrz d�ugow�ose kozy na ��kach Wysokiego Zbocza, Duny wykrzykn�� w ich stron� zas�yszane s�owa, cho� nie zna� ich zastosowania ani znaczenia i nie wiedzia� nawet, co to za wyrazy:
Noth hierth malk man,
hiolk han merth han!
Wykrzycza� wierszyk na ca�e gard�o i kozy zbli�y�y si� do niego. Podbieg�y bardzo pr�dko, wszystkie naraz, ca�kiem bezg�o�nie. Spogl�da�y na niego z g��bi ciemnych szczelin po�rodku swoich ��tych oczu.
Duny za�mia� si� i zn�w powt�rzy� g�o�no wierszyk, ten wierszyk, kt�ry da� mu w�adz� nad stadem. Kozy podesz�y bli�ej, t�ocz�c si� i przepychaj�c wok� niego.
Nagle poczu� l�k przed ich grubymi, pr�gowanymi rogami, przed ich dziwnymi oczami i dziwnym milczeniem. Usi�owa� wyrwa� si� spomi�dzy nich i uciec. Kozy spieszy�y wraz z nim, wci�� g�sto zbite dooko�a, a� wreszcie zbiegli w ten spos�b na �eb na szyj� do wioski - kozy p�dzi�y st�oczone, jak gdyby obwi�zywa� je ciasno jaki� sznur, a ch�opiec po�rodku nich z wrzaskiem zalewa� si� �zami. Wie�niacy wybiegli z dom�w, obrzucaj�c przekle�stwami kozy i �miej�c si� z ch�opca. Wraz z nimi nadesz�a jego ciotka, kt�ra si� nie �mia�a. Powiedzia�a kozom jakie� s�owo i zwierz�ta zacz�y becze�, rozchodzi� si� i skuba� traw�, uwolnione spod dzia�ania uroku.
- Chod� ze mn� - powiedzia�a ciotka do Duny'ego.
Zabra�a go do chaty, w kt�rej mieszka�a samotnie. Zwykle nie pozwala�a do niej wchodzi� �adnemu dziecku i dzieci ba�y si� tego miejsca.
Chata by�a niska i mroczna, pozbawiona okien, pe�na woni zi�, kt�re suszy�y si�, zawieszone u poprzecznej �erdzi dachu - mi�ta, czosnek, smagliczka i tymianek, krwawnik i tatarak, kr�lewnik, czarcie kopytko, wrotycz i li�cie laurowe. Ciotka usiad�a ze skrzy�owanymi nogami przy palenisku i patrz�c z ukosa na ch�opca przez pl�tanin� swoich czarnych w�os�w spyta�a go, co powiedzia� kozom i czy wie, czym jest ten wierszyk. Gdy przekona�a si�, �e Duny nic nie wie, a jednak umia� rzuci� urok na kozy, aby zbli�y�y si� i sz�y za nim, zrozumia�a, �e ch�opiec ma zapewne w sobie zadatki na czarnoksi�nika.
Jako siostrzeniec, Duny by� dla niej niczym, ale teraz spogl�da�a na niego innym okiem. Pochwali�a go i powiedzia�a, �e mog�aby nauczy� go wierszyk�w, kt�re bardziej mu si� spodobaj�, na przyk�ad s��w, kt�re zmuszaj� �limaka, �eby wyjrza� ze skorupki, albo imienia, kt�rym mo�na przywo�a� kr���cego po niebie soko�a.
- Tak, naucz mnie tego imienia! - zawo�a� Duny, wolny ju� od przera�enia, w kt�re wp�dzi�y go kozy, i dumny, �e ciotka pochwali�a jego zdolno�ci.
Czarownica odpar�a:
- Ale je�li naucz� ci� tego s�owa, nie powt�rzysz go nigdy innym dzieciom.
- Przyrzekam.
Jego ch�tna niewiedza rozbawi�a j�.
- Dobrze, zgoda. Ale nie pozwol� ci z�ama� przyrzeczenia. Tw�j j�zyk pozostanie niemy, dop�ki sama nie zechc� go rozwi�za�, i nawet wtedy, mimo �e b�dziesz m�g� m�wi�, nie b�dziesz zdolny do wypowiedzenia s�owa, kt�rego ci� naucz�, w obecno�ci kogo� postronnego. Musimy strzec tajemnic naszego rzemios�a.
- Dobrze - zgodzi� si� ch�opiec; w istocie nie mia� wcale ochoty zdradza� tajemnicy swoim towarzyszom zabaw, chcia� bowiem wiedzie� i robi� to, czego oni nie znali i nie potrafili.
Siedzia� bez ruchu, podczas gdy ciotka zwi�za�a z ty�u swoje potargane w�osy, �ci�gn�a rzemie� przepasuj�cy sukni� i zn�w usiad�a ze skrzy�owanymi nogami, ciskaj�c na palenisko gar�cie li�ci, p�ki �ciel�cy si� dym nie nape�ni� mrocznego wn�trza chaty. Zacz�a �piewa�. Jej g�os co chwila opada� lub wznosi� si�, jak gdyby poprzez ni� �piewa� czyj� cudzy g�os; �piew trwa� a� do momentu, gdy ch�opiec nie wiedzia� ju�, czy jeszcze czuwa, czy ju� �pi, a przez ca�y ten czas stary czarny pies czarownicy, kt�ry nigdy nie szczeka�, siedzia� przy nim z oczami zaczerwienionymi od dymu. Potem czarownica przem�wi�a do Duny'ego j�zykiem, kt�rego nie rozumia�, i kaza�a mu powtarza� za ni� jakie� wierszyki i s�owa, dop�ki na ch�opca nie sp�yn�� urok, kt�ry go zmusi� do milczenia.
- Przem�w! - rozkaza�a, aby sprawdzi�, czy czary dzia�aj�.
Duny nie m�g� m�wi�, ale roze�mia� si�. Jego si�a przestraszy�a troch� ciotk�, bo przecie� rzuci�a na� sw�j urok tak mocno, jak tylko potrafi�a; usi�owa�a nie tylko zyska� w�adz� nad jego mow� i milczeniem, ale jednocze�nie zaczarowa� go, aby jej s�u�y� w magicznym rzemio�le. A jednak nawet pod dzia�aniem uroku �mia� si�. Czarownica nie powiedzia�a nic. Spryska�a ogie� czyst� wod�, a� dym si� rozwia�, i napoi�a ch�opca wod�, a gdy powietrze by�o czyste i Duny m�g� znowu m�wi�, nauczy�a go prawdziwego sokolego imienia, na kt�rego d�wi�k sok� musi si� zjawi�.
By� to pierwszy krok Duny'ego na drodze, kt�r� mia� kroczy� ca�e �ycie, na drodze magii - na drodze, kt�ra doprowadzi�a go w ko�cu a� na mroczne Wybrze�a Kr�lestwa �mierci, dok�d zap�dzi� si� w pogoni za cieniem padaj�cym na l�d i morze. Lecz przy tych pierwszych krokach droga zdawa�a si� szerokim, jasnym go�ci�cem.
Gdy przekona� si�, �e dzikie soko�y spadaj� ku niemu z wy�yn wiatru, kiedy przywo�uje je po imieniu, i z szumem skrzyde� siadaj� na jego przegubie niczym my�liwskie ptaki ksi�cia, zapragn�� pozna� wi�cej takich imion; przyszed� wi�c do ciotki uprosi� j�, aby go nauczy�a imienia krogulca i rybo�owa, i or�a. Aby posi��� te obdarzone w�adz� s�owa, robi� wszystko, czego czarownica za��da�a, i ch�on�� wszystko, czego go uczy�a, cho� nie wszystko by�o przyjemnie wiedzie� albo robi�.
Na wyspie Gont istnieje porzekad�o: "S�aby jak babskie czary", i jest te� drugie porzekad�o: "Z�o�liwy jak babskie czary". Czarownica z Dziesi�ciu Olch nie uprawia�a w�a�ciwie czarnej magii ani nie wtyka�a nigdy nosa w wy�sz� sztuk� wykorzystywania Starych Mocy; ale b�d�c ciemn� kobiet� po�r�d ciemnego ludu, cz�sto u�ywa�a swoich umiej�tno�ci do cel�w nierozs�dnych i dwuznacznych. Nie wiedzia�a nic o R�wnowadze i o Uk�adzie, kt�ry zna i kt�remu s�u�y prawdziwy czarnoksi�nik, i kt�ry pozwala mu u�y� zakl�� tylko w wypadku rzeczywistej potrzeby. Zna�a zakl�cia na ka�d� okoliczno�� i wiecznie rzuca�a uroki. Znaczn� cz�� jej wiedzy stanowi�y zwyczajne g�upstwa i oszuka�stwa, nie umia�a te� odr�ni� prawdziwych zakl�� od fa�szywych. Zna�a wiele kl�tw i zapewne �atwiej jej przychodzi�o wywo�ywanie chor�b ni� ich leczenie. Potrafi�a warzy� lubczyk jak �adna wiejska czarownica, ale zdarza�o jej si� te� sporz�dza� inne, gro�niejsze odwary, wywo�uj�ce u m�czyzn zazdro�� i nienawi��. Takie praktyki ukrywa�a jednak przed swoim m�odym terminatorem i w miar� swych mo�liwo�ci uczy�a go uczciwego rzemios�a.
Z pocz�tku ca�� przyjemno�� p�yn�c� ze sztuk magicznych widzia� Duny po dziecinnemu we w�adzy, jak� dzi�ki nim posiada� nad ptactwem i zwierzyn�, i w wiedzy, jak� zdoby� na ich temat. W istocie ta przyjemno�� pozosta�a mu na ca�e �ycie. Widz�c go cz�sto na g�rskich pastwiskach z drapie�nym ptakiem kr���cym dooko�a, inne dzieci nazywa�y go Krogulcem, i tak zdoby� sobie imi�, kt�re zachowa� w p�niejszym �yciu jako swoje "imi� u�ytkowe", podczas gdy jego prawdziwego imienia nikt nie zna�.
Poniewa� czarownica opowiada�a mu wci�� o s�awie, bogactwach i wielkiej w�adzy nad lud�mi, jak� mo�e zyska� czarownik, Duny zabra� si� do zg��biania bardziej u�ytecznej wiedzy. Radzi� sobie z tym wcale nie�le. Czarownica chwali�a go, a dzieci ze wsi zaczyna�y si� go ba�, on za� sam by� pewny, �e ju� wkr�tce stanie si� kim� wi�kszym ni� inni ludzie. Brn�� wi�c dalej wraz z czarownic� od s�owa do s�owa i od zakl�cia do zakl�cia, a� wreszcie, uko�czywszy dwana�cie lat, posiad� wielk� cz�� jej wiedzy, nie tak du�ej, ale wystarczaj�cej jak na czarownic� z ma�ej wioski i wi�cej ni� wystarczaj�cej jak na dwunastoletniego ch�opca. Ciotka przekaza�a mu wszystkie swoje wiadomo�ci o zielarstwie i znachorstwie oraz wszystko, co wiedzia�a o sztuce znajdowania, zwi�zywania, naprawiania, otwierania i ods�aniania. �piewa�a mu wszystkie, jakie zna�a, opowie�ci bard�w i pie�ni o wielkich czynach, nauczy�a te� Duny'ego wszystkich s��w Prawdziwej Mowy, kt�re wpoi� jej niegdy� dawny nauczyciel-czarownik. A od zaklinaczy pogody i w�drownych kuglarzy, kt�rzy podr�owali po miasteczkach Doliny P�nocnej i Wschodniego Lasu, Duny nauczy� si� rozmaitych sztuczek i �art�w - zakl�� wywo�uj�cych z�udzenia. W�a�nie jednym z takich b�ahych zakl�� po raz pierwszy wypr�bowa� wielk� moc, kt�ra w nim tkwi�a.
W owych czasach Cesarstwo Kargad by�o silne. Kargad to cztery wielkie wyspy le��ce pomi�dzy Rubie�ami P�nocnymi a Wschodnimi: Karego-At, Atuan, Hur-at-Hur, Atnini. J�zyk, kt�rym tam m�wi�, nie przypomina �adnego z j�zyk�w u�ywanych na Archipelagu albo na innych Rubie�ach; mieszka�cy wysp to barbarzy�cy o bia�ej sk�rze i ��tych w�osach, dzicy, rozmi�owani w widoku krwi i sw�dzie p�on�cych miast. Poprzedniego roku urz�dzili inwazj� na Torykle i na siln� wysp� Torheven, napadaj�c na nie pot�nymi flotyllami okr�t�w o czerwonych �aglach. Wie�ci o tym dosz�y na p�noc do wyspy Gont, ale w�adcy Gontu, zaj�ci korsarstwem, nie po�wi�cali wiele uwagi niedolom innych krain. Potem uleg�a Kargom wyspa Spevy: zosta�a spl�drowana i spustoszona, a jej mieszka�cy dostali si� do niewoli, tak �e a� do dzi� jest jedn� ruin�. Ogarni�ci ��dz� podboju, Kargowie pop�yn�li z kolei ku wyspie Gont: przybyli ca�� armi�, na trzydziestu wielkich, d�ugich okr�tach, do Portu Wschodniego. Przedarli si� przez to miasto, zdobyli je i spalili; pozostawiwszy okr�ty pod stra�� u uj�cia Rzeki Ar, ruszyli w g�r� Doliny, niszcz�c i pl�druj�c wszystko, r�n�c byd�o i ludzi. W trakcie pochodu podzielili si� na bandy i ka�da z tych band grabi�a wedle swego wyboru. Uciekinierzy ostrzegali wy�ej po�o�one wioski. Wkr�tce mieszka�cy Dziesi�ciu Olch ujrzeli, jak dym zaciemnia niebo na wschodzie, i tej nocy ci, kt�rzy wspi�li si� na Wysokie Zbocze, spogl�dali w d� na Dolin� ca�� we mgle i czerwonych pr�gach p�omieni, na jej dojrza�e do �niw pola wydane na pastw� ognia, na spalone sady z owocami piek�cymi si� na p�on�cych ga��ziach, na tl�ce si� ruiny stod� i zagr�d.
Niekt�rzy wie�niacy uciekli w g�r� w�woz�w i skryli si� w lesie, inni gotowali si� do walki o �ycie, jeszcze inni potrafili tylko sta� w pobli�u i lamentowa�. Czarownica nale�a�a do tych, kt�rzy uciekli; ukry�a si� samotnie w jaskini na Urwisku Kapperding, a wylot jaskini zamkn�a szczelnie przy pomocy zakl��. Ojciec Duny'ego, kowal br�zownik, by� w�r�d tych, kt�rzy pozostali, nie umia�by bowiem porzuci� swej ku�ni i paleniska do wytapiania, przy kt�rym trudzi� si� od pi��dziesi�ciu lat. Ca�� t� noc mozoli� si�, wykuwaj�c ze swego zapasu gotowego metalu groty w��czni; inni pracowali wraz z nim, przywi�zuj�c groty do trzonk�w motyk i grabi, nie by�o bowiem czasu, aby sporz�dzi� oprawki i osadzi� w nich drzewca jak nale�y. W wiosce nie by�o broni opr�cz �uk�w my�liwskich i kr�tkich no�y, jako �e g�rale z Gontu nie maj� wojowniczego usposobienia; i nie wojownicy s� ich tytu�em do s�awy, ale z�odzieje k�z, korsarze oraz czarnoksi�nicy.
Wraz ze wschodem s�o�ca pojawi�a si� g�sta bia�a mg�a, jak to cz�sto bywa w jesienne poranki w g�rnych partiach wyspy. Wie�niacy stali pomi�dzy chatami i domkami rozrzuconymi z rzadka wzd�u� d�ugiej ulicy wioski Dziesi�ciu Olch; czekali z �ukami my�liwskimi i �wie�o wykutymi w��czniami, nie wiedz�c, czy Kargowie s� daleko, czy ju� bardzo blisko - wszyscy milcz�cy, wszyscy wpatrzeni w mg��, kt�ra ukrywa�a przed ich oczami kszta�ty, odleg�o�ci i niebezpiecze�stwa.
W�r�d nich by� Duny. Trudzi� si� ca�� noc przy miechach kowalskich, ci�gn�c i pchaj�c dwa d�ugie r�kawy z ko�lej sk�ry, kt�re podsyca�y p�omie� podmuchami powietrza. Ramiona mia� teraz tak obola�e i dr��ce od tej pracy, �e nie m�g� utrzyma� w��czni, kt�r� sobie wybra�. Nie mia� poj�cia, czy b�dzie w stanie walczy� albo przynie�� jakikolwiek po�ytek sobie lub wie�niakom. Dr�czy�a go my�l, �e zginie nadziany na kargijsk� pik�, mimo �e jest dopiero ch�opcem; �e wkroczy w krain� ciemno�ci, nie poznawszy nawet w�asnego imienia, prawdziwego imienia m�czyzny. Spojrza� na swe chude ramiona, mokre od rosy, i poczu� gniew na w�asn� s�abo�� - zna� przecie� swoj� si��. By�aby w nim moc, gdyby wiedzia�, jak jej u�y�; spr�bowa� odnale�� po�r�d znanych sobie czar�w jaki� fortel, kt�ry m�g�by da� jemu i jego towarzyszom przewag� albo chocia� szans�. Ale sama tylko potrzeba to za ma�o, aby da� uj�cie mocy: potrzebna jest wiedza.
Mg�a przerzedza�a si� ju� pod �arem s�o�ca, kt�re �wieci�o, niczym nie przys�oni�te pod pu�apem jasnego nieba. Gdy lotne opary podzieli�y si� na wielkie smugi i dymne wst�gi, wie�niacy dostrzegli zgraj� wojownik�w wst�puj�c� na zbocze g�ry. Napastnicy mieli na sobie br�zowe he�my i nagolenniki oraz napier�niki z grubej sk�ry, nie�li tarcze z drewna i br�zu; ich uzbrojenie stanowi�y miecze i d�ugie kargijskie piki. Maszeruj�c wzd�u� kr�tego urwistego brzegu Rzeki Ar, przybli�ali si� pobrz�kuj�cym rozci�gni�tym rz�dem przyozdobionym pi�ropuszami; byli ju� na tyle blisko, �e mo�na by�o dostrzec ich bia�e twarze i us�ysze� s�owa, kt�rymi pokrzykiwali jeden do drugiego w swojej niezrozumia�ej mowie. Ca�a ta zgraja, cz�� hordy naje�d�c�w, liczy�a oko�o stu ludzi, co nie jest wiele; ale w wiosce by�o wszystkiego osiemnastu m�czyzn i ch�opc�w.
W tej chwili potrzeba przywo�a�a na pomoc wiedz�: Duny, widz�c, �e zas�ona mg�y zwisaj�ca w poprzek �cie�ki, kt�r� maszeruj� Kargowie, rozwiewa si� i rzednie, przypomnia� sobie zakl�cie mog�ce mu pom�c. Stary zaklinacz pogody z Doliny, staraj�c si� pozyska� sobie ch�opca na ucznia, nauczy� go niegdy� kilku czar�w. Jedna z tych sztuczek zwa�a si� tkaniem mg�y: by�o to zakl�cie, kt�re gromadzi przez jaki� czas opary w jednym miejscu; przy jego pomocy kto� wprawny w iluzji mo�e nada� mgle kszta�t jasnych, widomych widziade�, kt�re trwaj� chwil� i znikaj�. Ch�opiec nie mia� w tym wprawy, ale jego zamiar polega� na czym innym, i Duny mia� w sobie do�� mocy, aby u�y� zakl�cia do w�asnych cel�w. Szybko i na ca�y g�os wym�wi� nazwy ulic i op�otk�w wioski, po czym wypowiedzia� zakl�cie tkaj�ce mg��, wplataj�c w nie s�owa zakl�cia s�u��cego do ukrycia si�; na ko�cu wykrzykn�� s�owo, kt�re wprawia�o czar w dzia�anie.
Gdy to czyni�, ojciec podbieg� do� z ty�u i uderzy� go silnie w skro�, powalaj�c na ziemi�.
- Cicho b�d�, g�upcze! Przesta� mle� j�zykiem i schowaj si� gdzie�, je�li nie potrafisz walczy�!
Duny upad� mu do st�p. M�g� ju� s�ysze� Karg�w na ko�cu wioski, tam gdzie stoi wielki cis rosn�cy ko�o garbarni. Ich g�osy by�y wyra�ne, podobnie jak szcz�kanie i skrzypienie ich sk�rzanego oporz�dzenia i broni, ale nie mo�na by�o ich dojrze�. Mg�a zwar�a si� i zg�stnia�a nad wiosk�, nadaj�c �wiat�u szar� barw�, zacieraj�c wszystko, a� w ko�cu ledwie mo�na by�o dostrzec przed sob� w�asne r�ce.
- Ukry�em nas wszystkich - powiedzia� Duny, markotny, gdy� bola�a go g�owa po uderzeniu otrzymanym od ojca, a rzucenie podw�jnego zakl�cia wyczerpa�o jego si�y.
- Utrzymam t� mg�� tak d�ugo, jak b�d� m�g�. Zgromad� wszystkich i poprowad� ich na Wysokie Zbocze.
Kowal wytrzeszczy� oczy na syna, kt�ry sta� jak widmo w tej niesamowitej, ociekaj�cej wilgoci� mgle. Dopiero po chwili zrozumia�, o co chodzi Duny'emu, lecz kiedy wreszcie poj��, pobieg� natychmiast bezszelestnie - zna� w wiosce ka�dy p�ot i zakr�t - aby odnale�� pozosta�ych i powiedzie� im, co maj� robi�. W tym momencie w szarej mgle zakwit�a plama czerwieni: to Kargowie podpalili strzech� domu. Wci�� jeszcze nie weszli do wioski, lecz czekali u jej ni�ej po�o�onego kra�ca, a� mg�a si� podniesie, obna�aj�c ich �up i zdobycz.
Garbarz, kt�rego dom w�a�nie podpalono, pos�a� paru ch�opak�w, kt�rzy kr�cili si� tu� pod nosem Karg�w ur�gaj�c im, wrzeszcz�c i zn�w znikaj�c jak dym rozp�ywaj�cy si� w dymie. Tymczasem starsi m�czy�ni, pe�zn�c za p�otami i przebiegaj�c od domu do domu, podeszli blisko z drugiej strony i spu�cili grad strza� i w��czni na wojownik�w, kt�rzy stali zbici w jedn� gromad�. Jeden z Karg�w upad�, wij�c si� pod ciosem w��czni, kt�ra, wci�� jeszcze ciep�a od kucia, przesz�a na wylot przez jego cia�o. Innych trafia�y strza�y; wszyscy Kargowie wpadli we w�ciek�o��. Rzucili si� do ataku, aby powali� s�abych napastnik�w, ale woko�o by�a tylko pe�na g�os�w mg�a. �cigali te g�osy, d�gaj�c mg�� przed sob� swoimi wielkimi, upierzonymi, zbroczonymi krwi� pikami. Rycz�c przemierzyli ca�� d�ugo�� ulicy; nie wiedzieli nawet, �e przebiegli przez ca�� wie�, jako �e puste chaty i domy wy�ania�y si� i znika�y znowu w wij�cych si� pasmach szarej mg�y. Wie�niacy p�dzili w rozsypce; wi�kszo�� z nich, znaj�c teren, odbieg�a daleko naprz�d, ale niekt�rzy, ch�opcy lub starcy, uciekali za wolno. Natykaj�c si� na nich Kargowie wbijali w nich piki albo r�bali mieczami, wydaj�c przy tym sw�j przenikliwy okrzyk wojenny z�o�ony z imion Bia�ych Braci Boga z Atuanu:
- Wuluah! Atwah!
Niekt�rzy ze zgrai wrog�w zatrzymali si�, gdy poczuli, �e ziemia pod nogami sta�a si� nier�wna, ale pozostali wci�� p�dzili naprz�d, szukaj�c widmowej wioski, �cigaj�c niewyra�ne, chwiejne kszta�ty, kt�re tu� przed nimi umyka�y z ich zasi�gu. Ca�a mg�a by�a jakby �yw� istot�, pe�n� tych pierzchaj�cych postaci, kt�re wymyka�y si�, miga�y i znika�y ze wszystkich stron naraz. Cz�� Karg�w pogna�a w �lad za widmami prosto na Wysokie Zbocze, ku kraw�dzi urwiska nad �r�d�ami Aru; �cigane przez nich kszta�ty wymkn�y si� i rozp�yn�y w rzedn�cym tumanie, �cigaj�cy za� run�li z wrzaskiem poprzez mg�� i nag�y blask s�o�ca sto st�p pionowo w d�, prosto w p�ytkie rozlewiska pomi�dzy g�azami. Ci natomiast, kt�rzy biegli za nimi i nie spadli, stali na kraw�dzi urwiska nas�uchuj�c.
Trwoga nape�ni�a teraz serca Karg�w: zacz�li szuka� w niesamowitej mgle ju� nie wie�niak�w, lecz siebie nawzajem. Zgromadzili si� na stoku, widma i upiorne postacie wci�� jednak by�y wok� nich, inne za� kszta�ty podbiega�y od ty�u, d�gaj�c ich w��czni� lub no�em i znowu znikaj�c. Kargowie, wszyscy naraz, rzucili si� p�dem w d� zbocza, potykaj�c si�, bez s�owa, p�ki nie wyrwali si� z szarej �lepej mg�y i nie ujrzeli rzeki oraz parow�w poni�ej wioski, ods�oni�tych i jasnych w porannym �wietle. Wtedy zatrzymali si�, zebrali w gromad� i obejrzeli za siebie. �ciana p�ynnej, faluj�cej szaro�ci zalega�a nietkni�ta w poprzek �cie�ki, skrywaj�c wszystko, co le�a�o za ni�. Paru maruder�w wypad�o jeszcze stamt�d, wyrywaj�c si� naprz�d i potykaj�c, d�ugie piki podrygiwa�y im na ramionach. �aden Karg nie obejrza� si� wi�cej ni� ten jeden raz. Wszyscy po�pieszyli w d�, jak najdalej od zaczarowanego miejsca.
W dalszej drodze w d� Doliny P�nocnej kargijscy wojownicy zaznali walki a� nadto. Miasteczka Lasu Wschodniego, od Ovarku a� do wybrze�a, zebra�y swoich m�czyzn i wys�a�y ich przeciw naje�d�com wyspy Gont. Hordy, jedna po drugiej, zst�powa�y ze wzg�rz i w ci�gu tego samego dnia oraz nazajutrz Kargowie, n�kani przez Gontyjczyk�w, zostali zepchni�ci na pla�e przy Porcie Wschodnim, gdzie znale�li swoje okr�ty spalone; walczyli wi�c, maj�c morze za plecami, a� wszyscy polegli, a piaski wok� uj�cia Aru by�y brunatne od krwi a� do najbli�szego przyp�ywu.
Ale owego ranka w wiosce Dziesi�� Olch i ponad ni� na Wysokim Zboczu wilgotna szara mg�a wisia�a jeszcze jaki� czas, po czym nagle rozwia�a si�, rozp�yn�a i ulotni�a. Ten i �w wie�niak podni�s� si� w wietrznej jasno�ci poranku i rozgl�da� ze zdumieniem. Tu le�a� martwy Karg o ��tych w�osach, d�ugich, rozpuszczonych i skrwawionych; �wdzie wiejski garbarz, kt�ry poleg� w bitwie kr�lewsk� �mierci�.
W dole wioski podpalony dom wci�� jeszcze p�on��. Wie�niacy pobiegli gasi� ogie�, albowiem ich bitwa by�a wygrana. Na ulicy, pod wielkim cisem, znale�li Duny'ego, syna kowala; ch�opiec sta� o w�asnych si�ach i nie odni�s� ran, ale by� niemy i oszo�omiony jak od og�uszenia. Wiedzieli dobrze, co zdzia�a�; zaprowadzili go do domu jego ojca i poszli wywo�a� z jaskini czarownic�, aby uzdrowi�a ch�opca, kt�ry uratowa� ich �ycie i maj�tek - je�li nie liczy� czterech ludzi zabitych przez Karg�w i jednego spalonego domu.
Ch�opcu nie zadano �adnej rany broni�, nie m�g� jednak m�wi� ani je��, ani spa�, zdawa�o si�, �e nie s�yszy, co si� do niego m�wi, ani nie widzi tych, kt�rzy go odwiedzaj�. Nie by�o w tych stronach czarnoksi�nika, kt�ry potrafi�by uleczy� jego dolegliwo��. Ciotka Duny'ego powiedzia�a: "Nadu�y� swojej mocy", ale nie zna�a sztuk, kt�re mog�yby mu pom�c.
Kiedy tak le�a� pos�pny i niemy, historia ch�opca, kt�ry utka� mg�� i k��bowiskiem widm odstraszy� kargijskich wojownik�w, opowiadana by�a w ca�ej Dolinie P�nocnej i we Wschodnim Lesie, a tak�e wysoko w g�rach i po drugiej stronie g�r, nawet w Wielkim Porcie wyspy Gont. Zdarzy�o si� wiec, �e na pi�ty dzie� po rzezi u uj�cia Aru zjawi� si� w wiosce Dziesi�� Olch nieznajomy cz�owiek ani stary, ani m�ody, kt�ry przyby� okryty p�aszczem i z go�� g�ow�, nios�c lekko wielk� d�bow� lask� d�ugo�ci r�wnej jego wzrostowi. Nie szed� w g�r� rzeki Ar jak wi�kszo�� ludzi, lecz w d�, z las�w rosn�cych na wy�szym zboczu g�ry. Wiejskie gospodynie rozpozna�y w nim od razu czarnoksi�nika i kiedy oznajmi� im, �e jest uzdrowicielem, zaprowadzi�y go wprost do domu kowala. Nieznajomy kaza� wyj�� wszystkim z wyj�tkiem ojca i ciotki ch�opaka, po czym schyli� si� nad pos�aniem, na kt�rym le�a� wpatrzony w ciemno�� Duny, i zrobi� tylko tyle, �e po�o�y� mu d�o� na czole i dotkn�� raz jego ust.
Duny usiad� powoli i rozejrza� si�. Po ma�ej chwili przem�wi�, a si�a i g��d zacz�y we� powraca�. Dano mu troch� pi� i je��; po�o�y� si� znowu, wci�� obserwuj�c nieznajomego ciemnymi, zdziwionymi oczyma.
Kowal zwr�ci� si� do nieznajomego:
- Nie jeste� zwyk�ym cz�owiekiem.
- Ten ch�opiec te� nim nie b�dzie - odpar� przybysz. - Opowie�� o tym, co uczyni� z mg��, dosz�a do Re Albi, gdzie mieszkam. Przyby�em tu aby nada� mu imi�, je�li to prawda, co m�wi�, �e nie odby� jeszcze dot�d swojego Przej�cia w wiek m�ski.
Czarownica szepn�a do kowala:
- Bracie, to z pewno�ci� musi by� mag z Re Albi, Ogion Milcz�cy, ten sam, co to powstrzyma� trz�sienie ziemi...
- Panie - rzek� kowal, kt�ry nie da� si� zastraszy� wielkim imieniem - m�j syn sko�czy trzyna�cie lat w przysz�ym miesi�cu, ale chcieli�my urz�dzi� obrz�d jego Przej�cia dopiero zim�, w czasie �wi�ta Powrotu S�o�ca.
- Niech otrzyma imi� jak najwcze�niej - odpowiedzia� mag - albowiem potrzebuje imienia. Mam teraz inne sprawy, ale wr�c� tutaj w dzie�, kt�ry wybierzesz. Je�li uznasz to za s�uszne, zabior� go z sob�, kiedy potem st�d odejd�. A je�li oka�e si� zdolny, zatrzymam go jako ucznia albo dopilnuj�, aby go kszta�cono stosownie do jego uzdolnie�. Bo niebezpieczn� jest rzecz� utrzymywa� w ciemno�ci umys� kogo� zrodzonego do czar�w.
Ogion m�wi� bardzo �agodnie, ale stanowczo, i nawet uparty kowal musia� przysta� na wszystko, co mag powiedzia�. W dniu, w kt�rym ch�opiec uko�czy� trzyna�cie lat, gdy trwa� wczesny przepych jesieni, a na drzewach pe�no jeszcze by�o jaskrawych li�ci, Ogion powr�ci� do wioski z w�dr�wek po g�rze Gont i odby� si� obrz�d Przej�cia. Czarownica odebra�a ch�opcu imi� Duny, imi�, kt�re nada�a mu matka jako niemowl�ciu. Bez imienia, nagi wchodzi� w zimne �r�d�a Aru, tryskaj�ce po�r�d g�az�w, pod wysokimi urwiskami. Gdy wst�pi� w wod�, chmury przes�oni�y twarz s�o�ca: wielkie cienie sp�yn�y i zmiesza�y si� na powierzchni rozlewiska wok� niego. Ch�opiec przeszed� do odleg�ego brzegu; dr�a� z zimna, lecz kroczy� powoli, wyprostowany, tak jak nale�a�o, poprzez lodowat�, bystr� wod�. Gdy dobrn�� do brzegu, czekaj�cy na� Ogion wyci�gn�� r�k� i �ciskaj�c rami� ch�opca szepn�� mu jego prawdziwe imi�: Ged.
Tak wi�c nada� mu imi� kto�, kto zna� si� dobrze na u�yciu czarodziejskiej mocy.
Uczta �wi�teczna trwa�a w najlepsze i wszyscy wie�niacy weselili si� jedz�c obficie, pij�c piwo i s�uchaj�c barda z Doliny �piewaj�cego Czyny W�adc�w Smok�w, kiedy mag odezwa� si� do Geda spokojnym g�osem:
- Chod�, ch�opcze. Po�egnaj swych braci i odejd�, niech biesiaduj�.
Ged przyni�s� to, co mia� zabra� ze sob�, a co sk�ada�o si� z wykutego dla� przez ojca dobrego no�a z br�zu, ze sk�rzanego p�aszcza, kt�ry skroi�a na jego miar� wdowa po garbarzu, i z olchowej laski, kt�ra zaczarowa�a dla niego ciotka; to by�o wszystko, co posiada�, opr�cz koszuli i spodni. Po�egna� wie�niak�w, jedynych ludzi, kt�rych zna� w ca�ym �wiecie, i raz jeszcze rozejrza� si� po wiosce rozproszonej i st�oczonej pod urwiskami, nad �r�d�ami rzeki. Potem wraz ze swym nowym Mistrzem ruszy� w drog� poprzez lasy porastaj�ce strome zbocza g�rzystej wyspy, poprzez li�cie i cienie jasnej jesieni.
2
CIE�
Ged s�dzi� najpierw, �e jako ucze� wielkiego maga dost�pi od razu wtajemniczenia i od razu osi�gnie bieg�o�� w czarodziejskiej mocy. My�la�, �e b�dzie rozumie� j�zyk zwierz�t i mow� li�ci w lesie, �e swoim s�owem b�dzie porusza� wiatry i nauczy si� przeistacza� siebie w ka�dy kszta�t, w jaki zapragnie; �e by� mo�e obaj z Mistrzem pobiegn� obok siebie pod postaci� jeleni lub pofrun� do Re Albi ponad g�r� na orlich skrzyd�ach.
Ale wcale tak nie by�o. W�drowali najpierw w d� Doliny, a potem coraz bardziej na po�udnie i zach�d naoko�o g�ry, szukaj�c noclegu w ma�ych wioskach albo sp�dzaj�c noc na bezludziu jak ubodzy najemni czarownicy, w�drowni rzemie�lnicy albo �ebracy. Nie wkroczyli w �adn� tajemnicz� dziedzin�. Nic si� nie zdarzy�o. D�bowa laska maga, kt�r� Ged ogl�da� po raz pierwszy z pe�n� entuzjazmu trwog�, by�a tylko grub� lask� do podpierania si� w marszu. Min�y trzy dni i cztery dni, a wci�� jeszcze Ogion nie wypowiedzia� ani jednego zakl�cia w obecno�ci Geda, ani te� nie nauczy� go niczego, o imionach, runach lub czarach.
Mimo �e bardzo ma�om�wny, Ogion by� tak �agodny i spokojny, �e Ged wkr�tce przesta� si� go l�ka�, a dzie� czy dwa p�niej o�mieli� si� ju� na tyle, �e spyta� swego Mistrza:
- Kiedy zacznie si� moja nauka, panie?
- Ju� si� zacz�a - odpowiedzia� Ogion.
Zapad�o milczenie, jak gdyby Ged stara� si� powstrzyma� co�, co musia� powiedzie�. Wreszcie powiedzia� to:
- Ale ja si� jeszcze niczego nie nauczy�em!
- Bo nie zda�e� sobie jeszcze sprawy, czego ucz� - odpar� mag, st�paj�c dalej miarowym, d�ugonogim krokiem po drodze, kt�ra wiod�a przez wysok� prze��cz mi�dzy Ovark i Wiss. Jak wi�kszo�� Gontyjczyk�w, mia� sk�r� �niad�, miedzianobr�zow� o ciemnym odcieniu; by� siwow�osy, szczup�y i �ylasty jak chart, niestrudzony. Odzywa� si� rzadko, jad� ma�o, spa� jeszcze mniej. Wzrok i s�uch mia� bardzo wyostrzone, a na jego twarzy cz�sto pojawia� si� wyraz zas�uchania.
Ged nie odpowiedzia� mu. Nie zawsze jest �atwo odpowiedzie� magowi.
- Chcesz czyni� czary - powiedzia� Ogion po chwili, krocz�c naprz�d. - Zbyt wiele wody czerpa�e� z owej studni. Czekaj. Dojrza�o�� to cierpliwo��. Bieg�o�� to cierpliwo�� dziewi�ciokrotna. Co to za ziele przy �cie�ce?
- S�omianka.
- A tamto?
- Nie wiem.
- Czworolistek, tak to nazywaj�.
Ogion przystan��, stawiaj�c ju� przy ro�lince okuty miedzi� koniec swej laski; Ged przyjrza� si� wi�c chwastowi z bliska, oderwa� od niego uschni�ty str�czek i wreszcie, poniewa� Ogion nie powiedzia� nic wi�cej, zapyta�:
- Jaki jest z niego po�ytek, Mistrzu?
- �aden, o ile wiem.
Ged trzyma� przez chwil� str�czek, gdy szli dalej, potem odrzuci� go na bok.
- Gdy poznasz czworolistek we wszystkich porach roku, jego korze�, li�� i kwiat, gdy poznasz go po wygl�dzie, zapachu i nasieniu, wtedy b�dziesz m�g� nauczy� si� jego prawdziwego imienia, bo b�dziesz zna� jego istot�: a to wi�cej ni� po�ytek. Ostatecznie, jaki jest po�ytek z ciebie? Albo ze mnie? Czy G�ra Gont jest u�yteczna? Alba Morze Otwarte? - Ogion maszerowa� dalej chyba z p� mili, po czym odezwa� si� wreszcie: - Aby s�ysze�, nale�y milcze�.
Ch�opiec nachmurzy� si�. Nie podoba�o mu si�, �e zmuszano go, aby czu� si� jak g�upiec. Zatai� jednak uraz� i zniecierpliwienie; stara� si� by� pos�uszny, tak aby Ogion zgodzi� si� w ko�cu nauczy� go czego�. Albowiem Ged �akn�� nauki, pragn�� posi��� moc. Co prawda zaczyna�o mu si� wydawa�, �e nauczy�by si� wi�cej towarzysz�c jakiemu� zbieraczowi zi� czy wiejskiemu czarownikowi, i gdy okr��aj�c g�r� szli na zach�d w odludne lasy za Wiss, zastanawia� si� coraz bardziej, na czym polega pot�ga i magia tego wielkiego maga Ogiona. Gdy bowiem pada�o, Ogion nie pr�bowa� nawet odegna� ulewy zakl�ciem znanym ka�demu zaklinaczowi pogody. W kraju takim jak Gont czy Enlady, gdzie g�sto od czarownik�w, mo�na nieraz widzie� chmur� deszczow� b��dz�c� wolno z miejsca na miejsce w r�nych kierunkach, przetaczan� przez jedno zakl�cie ku nast�pnemu, a� wreszcie zostanie wypchni�ta nad morze, gdzie mo�e si� spokojnie wypada�. Natomiast Ogion pozwala� deszczowi pada� tam, gdzie pada�. Znajdowa� grub� jod�� i uk�ada� si� pod ni�. Ged przykuca� w�r�d ociekaj�cych wod� krzak�w, mokry i markotny, zadaj�c sobie pytanie, co za po�ytek z posiadania mocy, je�li jest si� zbyt m�drym, aby z niej korzysta�; �a�owa�, �e nie poszed� terminowa� do owego starego zaklinacza pogody z Doliny, u kt�rego przynajmniej mo�na by�oby spa� w suchym odzieniu. Nie wypowiada� na g�os �adnej ze swych my�li. Nie m�wi� ani s�owa. Jego Mistrz u�miecha� si� i w�r�d deszczu zapada� w sen.
Gdy zbli�a� si� Powr�t S�o�ca i pierwsze obfite �niegi zaczyna�y pada� na wy�ynach wyspy Gont, przybyli do Re Albi, miejsca zamieszkania Ogiona. Re Albi to miasteczko na wysokim skalistym grzbiecie Overfell, a nazwa jego oznacza Sokole Gniazdo. Mo�na z niego ujrze� daleko w dole g��bok� przysta� i wie�e Portu Gont oraz statki wp�ywaj�ce i wyp�ywaj�ce ze� pomi�dzy Zbrojnymi Urwiskami, stanowi�cymi wej�cie do zatoki; a daleko na zachodzie daj� si� dostrzec ponad morzem b��kitne wzg�rza wyspy Oran�a, najdalej wysuni�tej na wsch�d spo�r�d Skrytych Wysp.
Dom maga, cho� obszerny i zbudowany z t�gich bali, maj�cy wewn�trz nie palenisko, lecz kominek i dymnik, przypomina� raczej chaty z wioski Dziesi�� Olch: stanowi� ca�y jedn� izb�, z dobudowan� z jednej strony kom�rk� dla k�z. W zachodniej �cianie izby by�a jakby alkowa, w kt�rej sypia� Ged. Nad jego legowiskiem znajdowa�o si� okno z widokiem na morze, ale najcz�ciej okiennice musia�y by� zamkni�te dla ochrony przed silnymi wichrami, kt�re d�y przez ca�� zim� z zachodu i p�nocy. W mrocznym cieple tego domu Ged sp�dzi� zim�, s�ysz�c na dworze szum deszczu i wiatru albo cisz� padaj�cego �niegu oraz ucz�c si� pisania i czytania Sze�ciuset Run�w Hardyckich. Rad by� bardzo, �e zg��bia t� wiedz�, albowiem bez niej samo tylko zwyczajne uczenie si� na pami�� czar�w i zakl�� nie pozwala nikomu osi�gn�� prawdziwej bieg�o�ci w czarnoksi�stwie. Hardyckie narzecze Archipelagu nie ma wprawdzie w sobie wi�cej magicznej mocy ni� jakikolwiek inny j�zyk ludzki, ale swymi korzeniami si�ga Dawnej Mowy, owego j�zyka, w kt�rym rzeczy nazywa si� ich prawdziwymi imionami; a droga wiod�ca do zrozumienia tej mowy zaczyna si� od run�w, kt�re zapisano, gdy wyspy �wiata wynurzy�y si� po raz pierwszy z morza.
Nie zdarza�y si� jednak �adne cuda ani czary. Przez ca�� zim� nie by�o niczego poza odwracaniem ci�kich stronic Ksi�gi Run�w, poza deszczem i �niegiem; a Ogion wchodzi� do izby, wracaj�c z w��cz�gi po lodowatych lasach albo od dogl�dania k�z, tupa�, aby otrz�sn�� �nieg z but�w, i siada� w milczeniu przy ogniu. I d�ugie, zas�uchane milczenie maga nape�nia�o izb�, nape�nia�o my�li Geda, a� zdawa�o si� czasami, �e zapomnia�, jak brzmi� s�owa; i gdy Ogion odzywa� si� wreszcie, by�o tak, jak gdyby w�a�nie w tym momencie i po raz pierwszy wynalaz� mow�. Mimo to s�owa, kt�re wymawia�, nie dotyczy�y wielkich spraw, a obraca�y si� jedynie wok� prostych rzeczy, chleba i wody, pogody i snu.
Gdy nadesz�a rych�a i pe�na �wiat�a wiosna, Ogion cz�sto wysy�a� Geda na zbieranie zi� na ��kach ponad Re Albi i pozwala� mu zajmowa� si� tym, jak d�ugo mia� ochot�; Ged m�g� swobodnie sp�dza� ca�y dzie� na w�drowaniu brzegiem wezbranych od deszczu potok�w, poprzez las, po wilgotnych zielonych polach, sk�panych w s�o�cu. Za ka�dym razem szed� z rado�ci� i zostawa� na dworze do p�nego wieczora; lecz nie zapomina� ca�kiem i o zio�ach. Wypatrywa� ich, gdy wspina� si�, w��czy�, brn�� przez potoki i zag��bia� si� w g�szcze, i nigdy nie powraca� z pustymi r�kami.
Kiedy� trafi� na ��k� pomi�dzy dwoma strumieniami, gdzie r�s� g�sto kwiat zwany bia�ym �wi�tkiem, a poniewa� kwiecie to jest rzadkie i cenione przez znachor�w, powr�ci� tam nast�pnego dnia. Na ��ce by� ju� kto� inny, dziewczyna, kt�r� zna� z widzenia jako c�rk� starego w�adcy Re Albi. Nie odezwa�by si� do niej, ale dziewczyna podesz�a do� i pozdrowi�a go mi�o:
- Znam ciebie, jeste� Krogulec, ucze� naszego maga. Opowiedz mi o czarach, dobrze?
Patrza� w d� na bia�e kwiaty, kt�re muska�y jej bia�� sp�dnic�, i z pocz�tku, onie�mielony i pochmurny, ledwie odpowiada�. Ona m�wi�a jednak dalej, w otwarty, beztroski i kapry�ny spos�b, kt�ry po trochu pozwoli� mu pozby� si� skr�powania. By�a wysok� dziewczyn� mniej wi�cej w jego wieku, bardzo blad�, o sk�rze niemal bia�ej; jej matka, jak m�wiono w wiosce, pochodzi�a z Osskil czy z innej obcej krainy. W�osy dziewczyny, d�ugie i proste, spada�y jak czarny wodospad. Ged uwa�a�, �e jest bardzo brzydka, ale czu� pragnienie podobania si� jej, zyskania jej podziwu, i pragnienie to narasta�o w nim w trakcie rozmowy. Dziewczyna sk�oni�a go, aby opowiedzia� ca�� histori� swoich sztuczek z mg��, kt�ra pokona�a kargijskich wojownik�w, i s�ucha�a go jak gdyby pe�na zdumienia i podziwu, ale nie pochwali�a ani s�owem a zaraz potem skierowa�a rozmow� na inne tory, pytaj�c:
- Czy potrafisz przywo�ywa� do siebie ptaki i zwierz�ta?
- Potrafi� - odpowiedzia� Ged.
Wiedzia�, �e w urwisku nad ��k� kryje si� gniazdo soko�a, i przywo�a� ptaka po imieniu. Sok� przyfrun��, ale nie chcia� usi��� na przegubie Geda, zapewne sp�oszony obecno�ci� dziewczyny. Skwirzy� i bi� powietrze szerokimi pr�gowanymi skrzyd�ami, po czym wzbi� si� w g�r� w podmuchach wiatru.
- Jak si� nazywa ten rodzaj czar�w, kt�ry ka�e przyfrun�� soko�owi?
- Zakl�cie Przywo�ania.
- A czy potrafisz te� przywo�a� do siebie duchy zmar�ych?
Pomy�la�, �e tym pytaniem dziewczyna natrz�sa si� z niego, poniewa� sok� nie by� w ca�ej pe�ni pos�uszny jego wezwaniom. Nie zamierza� pozwoli� jej na drwiny.
- M�g�bym, gdybym zechcia� - odpar� spokojnym g�osem.
- Czy przywo�anie ducha nie jest bardzo trudne, bardzo niebezpieczne?
- Trudne, owszem. Niebezpieczne? - wzruszy� ramionami.
Tym razem by� prawie pewien, �e w jej oczach jest podziw.
- A czy umiesz rzuca� uroki mi�osne?
- Do tego nie trzeba wielkiej bieg�o�ci.
- To prawda - zgodzi�a si� - ka�da wiejska czarownica to umie. A czy potrafisz czyni� czary Przemiany? Czy umiesz odmieni� sw� w�asn� posta�, jak to podobno czyni� czarnoksi�nicy?
Znowu nie by� ca�kiem pewien, czy dziewczyna nie naigrawa si� ze� tym pytaniem, odpowiedzia� wi�c ponownie:
- M�g�bym to zrobi�, gdybym zechcia�.
Zacz�a go usilnie prosi�, aby przeistoczy� si� w cokolwiek zechce - w jastrz�bia, w byka, w ogie�, w drzewo. Zby� j� kilkoma tajemniczymi s�owami, jakich u�ywa� jego Mistrz, ale nie umia� odm�wi� stanowczo, kiedy zacz�a si� do� przymila�; zreszt� nie wiedzia�, czy sam wierzy w swoje przechwa�ki, czy te� nie. Po�egna� si� z ni� m�wi�c, �e mag, jego Mistrz, czeka na niego w domu, nazajutrz za� nie powr�ci� na ��k�. Ale dzie� p�niej przyszed� znowu m�wi�c sobie, �e powinien narwa� wi�cej kwiat�w, p�ki jeszcze kwitn�. Dziewczyna by�a na ��ce; wsp�lnie brn�li na bosaka przez podmok�� traw�, rw�c ci�kie kwiaty bia�ego �wi�tka. �wieci�o wiosenne s�o�ce i dziewczyna rozmawia�a z Gedem weso�o jak pierwsza lepsza m�oda pasterka z jego rodzinnej wsi. Pyta�a go zn�w o czary i s�ucha�a z rozszerzonymi oczyma wszystkiego, co opowiada�, tak �e ponownie zacz�� si� przechwala�. Wtedy spyta�a go, czy nie uczyni�by czaru Przemiany, a gdy pr�bowa� j� zby�, spojrza�a na niego, odgarniaj�c z twarzy czarne w�osy, i powiedzia�a:
- Boisz si� to zrobi�?
- Nie, nie boj� si�.
U�miechn�a si� z odrobin� lekcewa�enia i rzuci�a:
- Jeste� chyba za m�ody.
Tego ju� nie m�g� �cierpie�. Nie powiedzia� wiele, ale postanowi�, �e poka�e jej, co jest wart. Powiedzia� dziewczynie, aby przysz�a jutro znowu na ��k�, je�li ma ochot�, w ten spos�b po�egna� si� z ni� i wr�ci� do domu, w kt�rym jego Mistrza jeszcze nie by�o. Ged podszed� wprost do p�ki i zdj�� z niej dwie Ksi�gi Wiedzy, kt�rych Ogion nigdy jeszcze nie otworzy� w jego obecno�ci.
Poszukiwa� zakl�cia Samoprzemienienia, ale poniewa� czytanie run�w sz�o mu jeszcze wolno i ma�o z tego rozumia�, nie m�g� znale�� tego, czego szuka�. Ksi�gi te by�y bardzo stare. Ogion odziedziczy� je po swoim Mistrzu Helecie Proroku, a Heleth po swoim Mistrzu Magu z Perregalu, i tak dalej wstecz a� do mitycznych czas�w. Pismo by�o drobne i osobliwe; mi�dzy jego wierszami pe�no by�o dopisk�w poczynionych przez liczne r�ce, kt�re teraz wszystkie by�y prochem. Mimo to Ged rozumia� gdzieniegdzie co� z tego, co usi�owa� czyta�, i maj�c wci�� w pami�ci pytania i szyderstwa dziewczyny, zatrzyma� si� na stronicy, kt�ra zawiera�a zakl�cie przywo�uj�ce duchy zmar�ych.
Gdy czyta�, odcyfrowuj�c jeden po drugim runy i znaki, opanowywa�a go trwoga. Utkwi� oczy w stronicy i nie by� w stanie ich podnie��, dop�ki nie przeczyta� ca�ego zakl�cia do ko�ca.
Potem podnosz�c g�ow� ujrza�, �e w domu jest ciemno. Czyta� przed chwil� bez �adnego �wiat�a, w ciemno�ci. Teraz za� nie m�g� odczyta� run�w, gdy spu�ci� wzrok na ksi�g�. Trwoga wci�� w nim ros�a; nie m�g� wsta� z krzes�a, jak gdyby strach go sp�ta�. By�o mu zimno. Ogl�daj�c si� przez rami� dostrzeg�, �e obok zamkni�tych drzwi co� si� kuli, jaka� bezkszta�tna bry�a cienia ciemniejszego ni� ciemno��. Zdawa�o mu si�, �e cie� si�ga w jego stron�, �e szepcze, �e szeptem co� do niego wo�a; nie m�g� jednak zrozumie� s��w.
Nagle drzwi rozwar�y si� na o�cie�. Pojawi� si� w nich cz�owiek otoczony jaskrawym bia�ym �wiat�em, wielka jasna posta�, kt�ra przem�wi�a g�o�no, gwa�townie i niespodziewanie. Ciemno�� i szept usta�y i rozwia�y si�.
Trwoga opu�ci�a Geda, ale wci�� jeszcze by� �miertelnie wyl�kniony, bowiem to mag Ogion sta� w drzwiach otoczony jasno�ci�, a d�bowa laska w jego d�oni p�on�a bia�ym blaskiem.
Nie m�wi�c ani s�owa, mag przeszed� obok Geda, zapali� lamp� i od�o�y� ksi�gi na p�k�. Potem obr�ci� si� do ch�opca i rzek�:
- Nie wolno ci nigdy u�ywa� tego zakl�cia, chyba �eby ci grozi�a utrata mocy i �ycia. Czy to dla tego zakl�cia otwar�e� ksi�gi?
- Nie, Mistrzu - wymamrota� ch�opak i pe�en wstydu opowiedzia� Ogionowi, czego i z jakiej przyczyny poszukiwa�.
- Czy nie pami�tasz, co ci m�wi�em - �e matka tej dziewczyny, ma��onka w�adcy, jest czarodziejk�?
W istocie, Ogion kiedy� to powiedzia�, ale Ged nie zwr�ci� wtedy na to uwagi, cho� od obecnej chwili wiedzia� ju�, �e Ogion nigdy nie m�wi mu niczego, je�li nie ma po temu istotnego powodu.
- Sama dziewczyna jest ju� na wp� czarownic�. By� mo�e, to matka przys�a�a j�, aby z tob� porozmawia�a. By� mo�e to ona otwar�a ksi�g� na stronicy, kt�r� czyta�e�. Moce, kt�rym ona s�u�y, nie s� tymi, kt�rym s�u�� ja; nie znam jej zamiar�w, ale wiem, �e nie �yczy mi dobrze. Ged, pos�uchaj mnie teraz. Czy nigdy nie pomy�la�e�, �e tak jak cie� musi otacza� �wiat�o, tak samo niebezpiecze�stwo musi otacza� czarodziejsk� moc? Te czary to nie gra, w kt�r� si� bawimy dla przyjemno�ci albo w�asnej chwa�y. Pomy�l o tym: o tym, �e ka�de s�owo, ka�de dzia�anie naszej sztuki wypowiadamy i wprawiamy w ruch na korzy�� albo dobra, albo z�a. Zanim przem�wisz albo uczynisz cokolwiek, musisz zna� cen�, jak� trzeba zap�aci�!
Zdj�ty wstydem, Ged zakrzykn��:
- Jak�e mam zna� sprawy, skoro mnie niczego nie uczysz? Od czasu gdy �yj� przy tobie, niczego nie zrobi�em, nie zobaczy�em...
- Teraz co� zobaczy�e� - odpar� mag. - Przy drzwiach, w ciemno�ci, wtedy gdy wszed�em.
Ged milcza�.
Ogion ukl�k�, u�o�y� drwa w kominku i roznieci� ogie�, gdy� w domu by�o zimno. Potem, wci�� kl�cz�c, rzek� swym spokojnym g�osem:
- Ged, m�j m�ody sokole, nikt ci� nie zmusza, aby� przebywa� ze mn� lub mi s�u�y�. Nie ty przyszed�e� do mnie, lecz ja do ciebie. Jeste� bardzo m�ody jak na taki wyb�r, ale nie mog� go uczyni� za ciebie. Je�li sobie �yczysz, wy�l� ci� na wysp� Roke, gdzie nauczaj� wszystkich wysokich kunszt�w. Nauczysz si� ka�dego kunsztu, jakiego si� podejmiesz, gdy� twoja moc jest wielka. Wi�ksza nawet, mam nadziej�, ni� twoja pycha. Zatrzyma�em ci� tu przy sobie, posiadam bowiem to, czego tobie brakuje, ale nie b�d� ci� zatrzymywa� wbrew twej woli. Wybieraj wi�c teraz mi�dzy Re Albi a Roke.
Ged sta� bez s�owa, serce t�uk�o mu si� w piersi. Zd��y� ju� przecie� pokocha� Ogiona, tego wyzbytego gniewu cz�owieka, kt�ry uzdrowi� go dotkni�ciem; kocha� go i a� do tej pory nie wiedzia� o tym. Spojrza� na d�bow� lask� opart� w k�cie przy kominku, przypominaj�c sobie jej blask, kt�ry wyp�oszy� z mroku z�ego ducha, i zat�skni� za tym, aby pozosta� z Ogionem, aby i�� wraz z nim przez lasy w d�ugiej i dalekiej w�dr�wce, ucz�c si� sztuki milczenia. Jednak�e odzywa�y si� w nim inne pragnienia, kt�re nie dawa�y si� uciszy�: ��dza s�awy, ch�� czynu. Ogion rysowa� przed nim d�ug� drog� ku czarodziejskiemu mistrzostwu, powolny marsz bocznymi �cie�kami, podczas gdy on m�g� po�eglowa� z morskim wiatrem wprost na Morze Najg��bsze, na Wysp� M�drc�w, gdzie powietrze roz�wietlaj� czary i gdzie Arcymag przechadza si� po�r�d cud�w.
- Mistrzu - powiedzia� - pop�yn� na Roke.
Tak wi�c w par� dni p�niej, w s�oneczny wiosenny poranek, Ogion schodzi� wraz z nim spadzist� drog� wiod�c� z Overfell do odleg�ego o pi�tna�cie mil Wielkiego Portu Gont. Tam, przy bramie strze�onej z obu stron przez rze�bione smoki, stra�nicy z miasta Gont na widok maga przykl�kli z obna�onymi mieczami w d�oniach i pozdrowili go. Znali Ogiona i oddawali mu cze�� na rozkaz ksi�cia oraz z w�asnej woli, gdy� dziesi�� lat wstecz Ogion uratowa� miasto przed trz�sieniem ziemi, kt�re mog�o obali� w gruzy wie�e nale��ce do zamo�nych mieszka�c�w i zasypa� lawin� kana� pomi�dzy Zbrojnymi Urwiskami. Ogion przem�wi� wtedy do G�ry Gont, uciszaj�c j�, i u�mierzy� dygocz�ce przepa�cie Overfell, tak jak uspokaja si� przera�one zwierz�. Ged s�ysza� niegdy� opowie�ci o tym zdarzeniu i wspomina� je teraz, widz�c z podziwem, jak uzbrojeni stra�nicy kl�kaj� przed jego �agodnym Mistrzem. Podni�s� wzrok prawie ze strachem na tego cz�owieka, kt�ry powstrzyma� trz�sienie ziemi ale twarz Ogiona by�a �agodna jak zawsze.
Zeszli na nadbrze�e, gdzie Zarz�dca Portu zjawi� si� po�piesznie na przywitanie Ogiona i zapyta�, czym mo�e im s�u�y�. Mag wyja�ni� mu, w czym rzecz, za� Zarz�dca od razu wymieni� maj�cy wyruszy� na Morze Najg��bsze statek, na kt�rego pok�adzie Ged m�g� wyp�yn�� jako pasa�er.
- Lub te� wezm� go jako wywo�ywacza wiatru - doda� - je�li posiada t� umiej�tno��. Nie maj� na pok�adzie zaklinacza pogody.
- Ch�opak ma troch� wprawy, je�eli chodzi o mg��, ale nie zna si� na wiatrach morskich - odpowiedzia� mag, k�ad�c lekko d�o� na ramieniu Geda. - Nie pr�buj �adnych sztuczek z morzem i morskimi wiatrami, Krogulcze; jeste� jeszcze szczurem l�dowym. Jak nazywa si� ten okr�t, Zarz�dco?
- "Cie�", p�ynie z Andrad�w do miasta Hort z �adunkiem futer i wyrob�w z ko�ci s�oniowej. To dobry statek, Mistrzu Ogionie.
Twarz maga pociemnia�a na d�wi�k nazwy statku, ale rzek�:
- Niech tak b�dzie. Oddaj to pismo Prze�o�onemu Szko�y na wyspie Roke, Krogulcze. Pomy�lnych wiatr�w. �egnaj!
To by�o ich ca�e rozstanie. Mag odwr�ci� si� i, krocz�c w g�r� ulicy, odszed� z nadbrze�a. Ged sta� samotnie i spogl�da� za odchodz�cym Mistrzem.
- Chod� ze mn�, ch�opcze - odezwa� si� Zarz�dca Portu i poprowadzi� go przez opadaj�ce ku morzu nadbrze�e do mola, przy kt�rym "Cie�" przysposabia� si� do rejsu.
Mog�oby wydawa� si� dziwne, �e na wyspie szeroko�ci pi��dziesi�ciu mil, w wiosce u st�p urwisk wiecznie wpatrzonych w morze, dziecko mo�e dorosn�� do wieku m�skiego nie stan�wszy nigdy w �odzi i ani razu nie zanurzywszy palca w s�onej wodzie - ale tak bywa. Rolnik, pasterz k�z czy byd�a, my�liwy albo rzemie�lnik - mieszkaniec l�du patrzy na ocean jak na s�ony, rozko�ysany obszar, kt�ry nie ma z nim w og�le nic wsp�lnego. Wioska oddalona od jego wsi o dwa dni marszu jest obcym krajem, za� wyspa odleg�a o dzie� �eglugi od jego wyspy to ju� tylko legenda, mgliste wzg�rza widoczne za wod�, nie sta�y l�d, po kt�rym on sam st�pa.
Tak te� i dla Geda, kt�ry nigdy dot�d nie zszed� z wy�yn g�rskich, Port Gont by� miejscem gro�nym i cudownym - wielkie domy i wie�e z ciosanego kamienia, nadbrze�e, na kt�re sk�ada�y si� mola, doki, baseny i miejsca do cumowania, przysta�, gdzie p� setki �odzi i galer ko�ysa�o si� przy brzegu, le�a�o na nim do g�ry dnem do naprawy albo sta�o zakotwiczone na redzie ze zwini�tymi �aglami i zamkni�tymi otworami na wios�a, �eglarze pokrzykuj�cy w dziwnych narzeczach, objuczeni robotnicy portowi spiesz�cy pomi�dzy bary�kami, skrzyniami, zwojami lin i u�o�onymi w koz�y wios�ami, brodaci kupcy w podbitych futrem szatach, rozmawiaj�cy p�g�osem i st�paj�cy ostro�nie po �liskich nadbrze�nych kamieniach, rybacy wy�adowuj�cy sw�j po��w, bednarze wyklepuj�cy obr�cze i wal�cy m�otami szkutnicy, i �piewaj�cy sprzedawcy ma���w, i wydzieraj�cy si� szyprowie, a poza tym wszystkim cicha, ja�niej�ca zatoka. Maj�c oczy, uszy i my�li pe�ne oszo�omienia, Ged zmierza� w �lad za Zarz�dc� Portu do obszernego doku, gdzie przycumowany by� "Cie�"; Zarz�dca zaprowadzi� go do kapitana statku.
Nie m�wi�c wiele, kapitan zgodzi� si� zabra� Geda jako pasa�era na wysp� Roke, jako �e prosi� o to sam mag. Zarz�dca Portu zostawi� wi�c ch�opca u niego. Kapitan "Cienia" by� m�czyzn� du�ym i grubym, odzianym w czerwony p�aszcz oblamowany futrem z pellawi, taki jakie nosz� kupcy z Wysp Andradzkich. Nie spojrza� ani razu na Geda, ale zapyta� go w�adczym g�osem:
- Czy potrafisz zaklina� pogod�, ch�opcze?
- Potrafi�.
- A wywo�ywa� wiatr?
Musia� si� przyzna�, �e nie umie, po czym kapitan przykaza� mu, �eby znalaz� sobie jakie� miejsce na uboczu i nie rusza� si� stamt�d.
Wio�larze wchodzili w�a�nie na pok�ad, gdy� statek mia� wyp�yn�� na red� przed zapadni�ciem zmierzchu i po�eglowa� z odp�ywem, gdy zacznie si� �wit. �adnego miejsca na uboczu nie by�o, ale Ged wspi�� si� jak umia� na obwi�zany linami, przymocowany do pok�adu i przykryty sk�rami �adunek na rufie statku i przylgn�wszy do niego, przygl�da� si� wszystkiemu, co dzia�o si� naoko�o. Na pok�ad wskakiwali wio�larze, silni m�czy�ni o pot�nych ramionach, podczas gdy robotnicy portowi nape�niali dok �oskotem przetaczanych bary�ek z wod�, kt�re ustawiali pod �awami wio�larzy. Kszta�tny statek osiada� nisko, objuczony ci�arem; jednocze�nie, got�w do drogi, ko�ysa� si� lekko na chlupocz�cych przybrze�nych falach. Potem sternik zaj�� miejsce na rufie, po prawej stronie stewy, czekaj�c na kapitana, kt�ry sta� na desce wpuszczonej w spojenie st�pki z dziobnic� wyrze�bion� na kszta�t Starego W�a Andradzkiego. Kapitan pot�nym rykiem wydawa� rozkazy; "Cie�" zosta� odcumowany i wyp�yn�� daleko z dok�w, holowany z mozo�em przez dwie �odzie wios�owe. Wtedy ryk szypra oznajmi�: "Otworzy� luki!" - i wysun