683

Szczegóły
Tytuł 683
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

683 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 683 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

683 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Faust" autor: Robert Nye tekst wklepa�: [email protected] drobna korekta: [email protected] * * * Robert Nye jest pisarzem znakomitym, oryginalnym, a przede wszystkim kontrowersyjnym. Kilka jego powie�ci: �Falstaff", �Merlin", �The Memoirs of Lord Byron", �The Life and Death of my Lord Gilles de Rais", �Mrs Shakespeare", czy wreszcie �Faust", to odczytane na nowo, bardzo indywidualnie, wielkie mity kultury Zachodu. Wszystkie te tytu�y ��czy b�yskotliwy i wysmakowany humor, popisy erudycyjne autora, a nierzadko szczypta erotyzmu. Nye opublikowa� tak�e kilka tom�w poezji (m. in. �Darker Ends", �Divisions on a Ground"), ksi��ki dla dzieci (m. in. �The Bird of the Golden Land"); wsp�pracuje stale, jako recenzent, z �The Times" i �Gaurdian". Za �Falstaffa", znanego r�wnie� polskim czytelnikom, otrzyma� nagrody Hawthorndena i Literack� Guardiana w 1976 roku. Jest Anglikiem, mieszka w Irlandii, urodzi� si� u progu nowej epoki, w 1939 roku. Nasze wydawnictwo przygotowuje polsk� edycj� �Merlina" i mamy nadziej�, i� nie b�dzie to ostatnia ksi��ka Roberta Nye'a jak� opublikujemy. FAUST czyli Historia Von D. Johann Fausten dem wietbeschreyten Zauberer und Schwarzkimstler li te� Historya Doktora Jana Fausta, okrzyczanego Magikusa i Czarnoksi�nika, jako j� by� spisa� jego famulus i ucze�, Krzysztof Wagner, oto po raz pierwszy przet�umaczona na angielsk� mow� przez ROBERTA NYE'A za czym spolszczona r�k� PIOTRA SIEMIONA WYDAWNICTWO MARABUT Gda�sk 1992 Tytu� orygina�u: FAUST being the Historia Von D. Johann Fausten dem wietbeschreyten Zauberer und Schwartzktinstler ot History of Dr John Faust the notorious Magidan and Necromancer, as written by his familiar servant and.disciple Christopher Wagner, n�w for the first time Englished from the Low German by ROBERT NYE Copyright 1980 by Robert Nye Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Marabut, Gda�sk 1992 Pierwsze wydanie w j�zyku polskim Redakcja: Ma�gorzata Jaworska Projekt ok�adki: Tomasz Bogus�awski ISBN 83-85416-06-4 Wydawnictwo MARABUT 81-826 Sopot, ul. �eromskiego HA/2, tel./fax 51-61-04 Sk�ad: Maria Chojnicka Druk: Drukarnia Wydawnictw Naukowych ��d�, ul. �wirki 2 * * * Spis tre�ci Cz�� pierwsza: Wie�a Cz�� druga: Droga do Rzymu Cz�� trzecia: Wielki tydzie� * * * Angelus in maiori plenitudine sapientiae conditus est quam homo. Sed nullus homo, nisi omnino amens, eligit esse ae�ualis angelo, nedum Deo. Tomasz z Akwinu, Summa Theologica, I, DCIII, 3 Peccatum hominis non est gravius quam peccatum daemonis. Sed locus poenalis hominis est infernus. Tomasz z Akwinu, Summa Theologica, I, LXIV, 3 * * * Dla Christophera Sinclaira-Stevensona * * * Cz�� Pierwsza WIE�A 1 Weso�ych �wi�t! - Ty, Faust - m�wi�. Ale on nic. Nie mo�e �cierpie� mojej prostej mowy. Co powiesz na kadzid�o - ja zn�w. - Kadzid�a nam tu trzeba! Nie ma to jak kadzid�o. Najlepiej drzewo sanda�owe. Zaraz by�oby elegancko, nie? Zrobi� zeza. - Imputujesz mi od�r - powiada. A dzia�o si� to w przesz�e Bo�e Narodzenie. Siedzieli�my w piwnicy. Gdzie na stole le�a�y dziewcz�ce zw�oki. Poza tym by�o fajnie, ogie� na kominku, te sprawy. - Cuchn� - przy�wiadczy�. - Jestem spro�nym starcem. �wi�te s�owa. �mierdzi rzeczywi�cie jak prosiak. Mam sobie marmolady nawtyka� do nosa, czy co? Spokojnie, zaraz b�dzie o czarach. O przygodach. Ale najpierw fakty. Fakty na jego temat. Po pierwsze: ma przera�liwie d�ugie i brudne pazury. U n�g tak samo. Na nochalu z kolei ma b�bel. Po drugie: smaruje ten b�bel �ojem albo mas�em. Po trzecie: ��j i ko�la chu�. Tym �mierdzi nasz Herr Doktor. Przyjrza�em si� dziewcz�tku. Nawet niczego. W�osy jak miodek, w barwie i w s�odyczy. Cyc jak racuszki z jab�kami. I tylko jeden by� szkopu�: Dziewczyna nie �y�a. - Ty, mistrzu! - m�wi�. Lubi, gdy m�wi� mu �mistrzu". - Serwet masz mi tu przynie��!!! - ryczy. Stary pierdo�a. - Ten Luter to nie �artuje? - pytam go grzeczniutko. - Serwet, m�wi�! - ryczy. - Do�� b�dzie krotochwil o Lutrze! - Zaraz, mnie nie chodzi o �aden kawa� o Lutrze, tylko o to, co m�wi�. A powiada�: �Cho�by� diab�a za brod� przywi�d� do �wi�conej wody, sam i tak nie wskoczy!" Poskroba� si� w b�bel. - �miesz mnie por�wnywa� z diab�em! - m�wi. - Jam tylko pot�pion na wieki. Poliza� rubinowy sygnet i doda�: - Przynie� jeszcze serwet! K�ad� paruj�ce serwety na kolanach dziewcz�cia. A kolanka, ho ho! Z do�eczkami. Mistrz opatuli� si� czarn� opo�cz�. �pi chyba w tej opo�czy. Ja te� siedzia�em w opo�czy, czerwonej. A dziewcz�tko nago. Jezu, ale� gor�co w tej piwnicy. �ar jak w piecu. Pytam go: - Mo�e by� sobie wymoczy� to swoje pot�pienie? W balijce? On nic, tylko serwet� naciera dziewczyn�. Od kolan w g�r�. Milczy. - Przynajmniej by� przesta� �mierdzie� - t�umacz�. - Prezent na Gwiazdk�, co? Gor�ca k�piel! Potrz�sn�� g�ow�: - Ja dusz� zaprzeda�em Diab�u. Uha ha. To jego wykr�t na ka�d� okazj�, jak sami zobaczycie. Dotar� w tym tarciu do sutek i dalej je naciera� przez serwet�. Dziewcz�tko mia�o sutki, palce liza�. C�, kiedy nie twardniej�. - Ona nie �yje - t�umacz�. Ale on nic, trze dalej. - Jej matka mi m�wi�a. Dzi� zmar�a, o trzeciej. Zebra� wszystkie serwety i r�wno posk�ada�. Jak chce, docenia higien�. - No, dobra, to jak si� wskrzesza tych umar�ych? - pytam. On nic, lecz �ypie na mnie i szczerz�c z�by, wo�a: - Potrzebny winiak, ch�opcze. Poda�em mu flaszk�. Wiecie, co wtedy zrobi�? Patrz�, a on rozlewa ten winiak po ca�ym ciele nieboszczki! My�l�, jeszcze podpali b�dzie wigilijny omlet. Trudno. Wklepuje i wciera nasz winiak. - Masz fach w r�ku - m�wi�. A on nic, tylko trze. I sapie. - Tylko co to za fach? - zapytuj�. - Co ty robisz, u diab�a? Wiadomo, �e to kanciarz. Brud i smr�d w tej piwnicy sta� taki, �e my�l� sobie: mo�e Mefistofeles zabroni� mu wody i myd�a? A mo�e w czarowniku najcenniejsze s� zapachy spod pachy? Mo�e Szymon Mag tak�e nigdy nie zmienia� skarpetek? - Szymon Mag - czy zmienia� skarpetki? Nareszcie co� do niego dotar�o. Jak zawsze, gdy rozmowa schodzi na Szymona. - Od�r to cz�owiecza kondycja - zaczyna. Zaraz mi wyjedzie z Grzechem Pierworodnym. - Ty, synu, tak�e �mierdzisz. Ja �mierdz�. C� dopiero ona! Przesta� naciera� zw�oki. Za to wytar� palce w w�siska. - Zwa� moj� gorliwo�� - plecie - bo gdyby nie ona, dziewka by ju� cuchn�a gorzej ni�li my tutaj! Zapatrzy� si� w ogie�. - Znak to doli cz�owieczej, �w smr�d - truje dalej. By zaraz zdj�� opo�cz�. Pod spodem okaza� si� go�y. Podzi�kowa�em Bogu za dar marmolady. Nic z tego, bo i tak musia�em r�k� zatka� nos, Mistrz ju� si� wspina� na st�. Ukl�kn�� z kolanami przy bokach dziewcz�tka i trykn�� j� parokro� wiotkim fiutem. Patrz�, opiera stopy przy jej stopkach. Dziewcz�tko mia�o �liczne paznokietki. Mamusia by�aby z niej dumna. Mistrz rozchyla ramiona i bierze trupie d�onie w swoje. - Weso�y nam dzi� dzie� nasta� - m�wi� na to. Zn�w uda�, �e nie s�yszy. Przy�o�y� tylko g�b� do ust trupa. Patrz�, ca�uje dziewczyn�. Musia� j� poca�owa� ze dwadzie�cia razy. Tyle �e cz�onek wcale mu si� nie podni�s�. - Jednakowo� - mistrz na chwil� zwraca na bok swoj� fizys jednakowo� raz si� obmy�em. - Ba, siedem lat temu! - Pierwszej nocy z Helen�! Pami�ta�. Zaraz znowu si� zabra� do m�czenia zw�ok ca�usami. Zacz��em si� przygl�da� gromnicom. Nekrofilia nigdy mnie jako� nie bra�a. Tote� m�wi�: - Wtedy te� si� nie doszorowa�e�, wi�c nie k�am. Ale on nic. Ca�uje. Ca�uje i ca�uje. Niby ssawka-pijawka. Potem m�wi: - Puszcza�em kaczuszki po wodzie. - A Helena? Mo�e te� co� puszcza�a? - Pyszne to by�y igraszki - plecie, jak gdyby nie dos�ysza�. Zamkn��em oczy. - Chlapali�cie si�, pami�tam, okropnie - zacz��em. - C�, trudna rada. Trudna albo nietrudna. Faktem jest, �e woda przela�a si� z cebra i przeciek�a przez sufit. Tej nocy w Faustowskiej bibliotece pada�o. Dzisiaj na szcz�cie tylko st� czasem zaskrzypia�. Rozchyli�em powieki. Z�azi� ju� ze sto�u. Na kolanach ma czarn� szczecin�. Z fajfusa i jajek kapie mu winiak. - Wiele si� nie przela�o tej wody - zn�w o tamtym. - Wszystkie inkunabu�y w mydlinach! - Ach, jaka� pasja mnie zdj�a, m�j Kusiu - przypomnia� sobie. - Spra�e� mnie! - To si� samo przez si� rozumie. - Bi�e� mnie w g�ow�. - A czym? - Czym? Normalnie, ksi��k�! - A jak�? - Ksi�gami �wi�tej Magii Abramelina Cudotw�rcy. Zmarszczy� w namy�le czo�o. - Przysi�g�bym, �em ci� la� Kluczem Salomonowym. - Nieprawda. Ja wszystko pami�tam. Klucz Salomona nie jest taki ci�ki. - Trzymam ci� za s�owo - uci��. Zaraz zrobi� zeza. . - Z owej przyczyny przysz�o mi zarzuci� t� sztuk� - m�wi. - Jak� zn�w sztuk�? - Sztuk� k�pieli. - No, no - m�wi�. - A ja ju� my�la�em, �e to dlatego, i� Diabe� ci zabroni�. Zmilcza�. Zaj�ty, zreszt�. Przyk�ada lusterko do bia�ych warg dziewcz�cia. Lusterko si� zamgli�o. Cho� z wolna. Cho� s�abiutko. - Ty stary kutasie! - krzykn��em. Wzruszy� ramionami. Otuli� si� opo�cz�, i tyle. - Mo�e chocia� Helena nam�wi si� na k�piel? - ju� nie wytrzyma�em. - Nie wzbraniam jej nast�pnej k�pieli. I przygryz� w�sa. M�j mistrz, uwa�acie, ma d�ugachne w�sy. Zegar wyda� z siebie odg�os, jak gdyby chcia� odchrz�kn��. Mistrz obw�chiwa� sobie palce. - �mierdz� - powiada - wi�c jestem. Ca�y si� rozpromieni�. Taki m�dry. Schrupa� brzoskwini� i dopi�, co tam zosta�o winiaku. A dziewcz�tko na stole otworzy�o oczy. Oczy niby z b��kitnej porcelany. Wam si� mo�e wydawa� inaczej, ale zbyt zachwycona to ona nie by�a. Niby ju� umar�a i nagle si� budzi. W niebie? W piekle? Gdzie tam! W parszywej niemieckiej piwnicy, gdzie siedzi dw�ch facet�w w opo�czach. Zegar wybi� dwunast�. - Weso�ych �wi�t! - powiada nam dziewcz�. 2. Wady jaj norymberskich Sam te� nie cierpi�, kiedy zaczynam czyta�, a tu b�c, nie wiadomo, ani kt�ra godzina, ani gdzie dzieje si� akcja, ani co si� zdarzy�o do tej pory, ani kto jest kto. No, wi�c przepraszam. - Kt�ra godzina? Wiadomo. Wp� do jedenastej. Mam punktualny zegarek. Jeden z tych s�awnych niemieckich czasomierzy, kt�re nazywaj� �jajami norymberskimi", ze �limakowym b�bnem do napinania g��wnej spr�yny. Zegarek fajny, cho� oczywi�cie za du�y, �eby go nosi� po kieszeniach. Dynda mi zwykle przy pasku. Jedyn� wad� jaj norymberskich jest to, �e nie przystoj� damom. Wspomnijcie przygod� Lutra i kr�lowej Ma�gorzaty z Nawarry. Gdyby nie fatalno�� z jajami, oboje zap�on�liby ku sobie uczuciem jak dobrze przesuszona katedra. Ma�gorzata, uwa�acie, nie by�a pierwsz� lepsz� dupe�k�. Zaje�dzi�a dw�ch m��w, nim obr�ci�a dusz� ku rzeczom wznios�ym. Pr�bowa�a pogodzi� ze sob� Jezusa i Platona. Gdy drugi raz owdowia�a, strzeli�a jej do g�owy Reformacja. Dw�r Ma�gorzaty sta� si�, rozumiecie, azylem dla wszystkich, kt�rym zalaz� za sk�r� papie�. Kr�lowa Gosia mia�a tylko jedn� s�abostk�: jajo norymberskie. Kr�powa�a si� chodzi� z ob�ym kszta�tem dyndaj�cym u talii. Na szcz�cie wymy�li�a, �eby zwiesza� zegarek do �rodka, pod sp�dnic�, by jej dynda� w majtkach. Traf chcia�, �e nasza patronka sprawy protestanckiej spotyka Marcina Lutra. Za�lubiny dw�ch czystych umys��w. Powinowactwo z wyboru. Wszystko idzie im jak po ma�le, gdy nagle Luter pyta Ma�gorzat�: - A w�a�ciwie, kt�r� to mamy godzin�, siostro w Chrystusie? Kr�lowa Ma�gorzata odwraca si� do niego plecami. I pr�dko sobie zagl�da do majtek. - Marcinie, drogi bracie, zegarek mi stoi... - Stoi, powiadasz siostro? Stoi?! - ryczy Luter. - To nie trzymaj go tak blisko pizdy! Kres prawdziwej przyja�ni. W obecnych czasach w Nawarze sma�� luteran�w. 3. Popielec Mamy dzi� �rod� Popielcow�, 28 lutego Anno Domini 1540. Sam wol� nazywa� A.D. 1540 Rokiem Fausta 24 (dwudziestym i czwartym). Spokojna czaszka. Zaraz wam wyja�ni�, co to za Lata Fausta. Popielec. Dzie�, w kt�rym ludzie stroj� si� w brudne worki i p�dz� do ko�cio�a, �eby im ksi�dz pomaza� czo�a popio�em. (W tych stronach m�ode protestanckie zuchy po ko�ciele �api� naznaczone katolickie dziewki na w�zek i wioz� je szorowa� do rzeki). Popielec. Pocz�tek Wielkiego Postu. Nawet luteranie m�wi� na post �post", chocia� dla �acinnik�w lepiej brzmi �Quadragesima". Od Quadragesima dies, czterdziestego dnia przed Wielkanoc�. Post trwa czterdzie�ci dni, w ci�gu kt�rych, jak sama nazwa wskazuje, trzeba po�ci�. Po�cicie, wasza sprawa, ale nie zazdroszcz�. Jeden n�dzny posi�ek dziennie, i to dobrze po po�udniu. Wypisuj� te zdania o po�cie, maj�c na podor�dziu kufel grzanego piwska. Do grza�ca wrzuci�em w�a�nie �ych� mase�ka. Pisz� praw� r�k�, a lew� podjadam - plastry w�tr�bki wieprzowej, zawini�te w podsma�ane, t�u�ciutkie �o�ysko. Na p�niej zostawi�em sobie czeresienek i skwark�w. 4. Wagner Nazywam si� Krzysztof Wagner. Nie b�d� si� pieprzy� z opisywaniem rodzic�w. Oni te� si� ze mn� nie pieprzyli. Cho� nie, bo raz musieli. Raz, dwa, i przepieprzone. Ha, ha. Dobra, i co z tego, �e jestem b�kartem? Nie wiem, kto mnie sp�odzi�. Pewno jaki� wo�nica. Moja matka by�a kuchark� w Wartburgu. Wo�nica wsadzi� jej dyszel w zup�, i tak mnie uwarzyli. Wartburg to taki zamek ko�o Eisenach. Podobny z kszta�tu do pryszcza albo do brunatnej brodawki na wzg�rzu. Zbudowa� go kr�l Ludwik, zwany Skoczkiem. Ostatni podskok wykona� Ludwik w roku 1123, a od tamtej pory a� do ubieg�ego stulecia Wartburg by� siedzib� margrabi�w Turyngii. Margrabiowie, wiadomo, weseli faceci. Na zamek pcha�o si� pe�no minstreli i obie�y�wiat�w. Pijackie piosenki, t�umy, ca�onocne pija�stwa, te sprawy. Za mojego �ycia Wartburg by� ju� tylko koszarow� ruin�, pe�n� pordzewia�ych zbroi. Zabrak�o, wida�, ch�tnych na polerowanie blach w tym Wartburgu. Mo�e m�j drogi tata by� tam halabardnikiem? Junkrem Wagnerem? Mo�e pikinierem? M�odzie�cem, co jak nikt berdyszem w�ada�? Mo�e chocia� sier�antem, kt�ry zawiadywa� kantyn�? Eee, w�tpi�. Mimo wszystko matce pozwolono pozosta� na zamku. Najlepiej dzi� pami�tam zamkow� Sangersaal, czyli komnat� minstreli. Pot�na stodo�a, a w �rodku bez liku paj�czyn. Na �cianach freski z alegorycznym Triumfem Chrze�cija�stwa czy czym� r�wnie wytwornym. Stoj�c tam i nastawiaj�c uszu pachol� mog�o sobie wyobrazi� zupe�nie inne piosenki. Za du�o romantyzmu. By�em w tej Sangersaal tylko raz, bo drzwi trzymano zamkni�te na klucz. Podobno z tej racji, �e w sali sk�adowano piwo. W�lizn��em si� tam pewnej nocy, gdy pijany kwatermistrz chrapa�. Z�apa� mnie i wygarbowa� sk�r� na siedzeniu. Wi�kszo�� dni przep�dza�em w kuchni. Gary i rondle. Smalec i oliwa. Myszy i szczury. Lubi� wy�erk�, nie powiem - lecz piek�o musi przypomina� kuchni�. P�niej znowu, a dok�adnie 4 maja Roku Fausta 5 (1521), do Wartburga zjecha� - nie z w�asnej woli, bo porwany - �w znamienity go��. Nie kto inny, jak Marcin Luter, sam Wielki Zatwardzeniec. Wracaj�c do rodzinnej Wittenbergi z sejmu w Wormacji, Luter da� si� porwa� i uwie�� do naszego zamczyd�a - z rozkazu elektora Fryderyka III (zwanego M�drym przez tych, kt�rzy si� z nim nie zetkn�li). Ca�e porwanie to oczywi�cie jeden wielki pic. Frycek III ukry� Lutra w Wartburgu, aby go ocali� przed w�adc� �wi�tego Cesarstwa Rzymskiego, Karolem V, kt�ry jest pierwszym m�em chrze�cija�stwa, tyle �e robi w portki na widok myszy, paj�k�w i heretyk�w. Luter mieszka� u nas dziesi�� miesi�cy, pod przybranym imieniem Sir George. Mia�em wtenczas pi�� lat, ale �wietnie to wszystko pami�tam. Zreszt�, jak zapomnie� t� baniast� czach� i te oczy? Jak u ciel�cia, co gapi si� na wrota. K�opot Lutra: Pierdzia� cz�ciej, ni� sra�. Wida� nie tylko twarz zapami�ta�em. Nazywali�my go mi�dzy sob� Zatwardze�cem. Reformacja zrodzi�a si� nie gdzie indziej jak w naszej latrynie - na wartburskim sedesie, gdzie Luter modli� si� i oddawa� stolec. Rzeczywi�cie mia� przy potrzebie potrzeb� modlitwy. O co si� modli�, nie wiem, ale obie czynno�ci by�y dla niego jedn�. Modlitwa i sranie. Luter nazywa� zamek swoj� wysp� Patmos. To w�a�nie u nas ujrza� Diab�a i cisn�� w niego ka�amarzem. W ma�ej komnatce z widokiem na korony drzew. I chybi�. 5. Anio�owie Mam dwadzie�cia cztery lata. Kiedy opu�ci�em wartbursk� kuchni�, ruszy�em studiowa� teologi� na uniwersytecie w Wittenberdze. Przyj�to mnie bez egzaminu w wieku dwunastu lat, a to dzi�ki protekcji Zatwardze�ca (pomys�owe ch�opi�, wspomaga�em go w modlitwach lewatyw�), a tak�e - tu si� zarumie�, Wagnerze - dzi�ki pewnym dziwnym cechom czy nadnaturalnym rozmiarom, kt�rymi si� wyr�nia�y niekt�re me cz�onki. �akiem by�em �a�osnym. Nie podoba�a mi si� atmosfera Wittenbergi. Za wyk�adowc�w mia�em samych protestant�w. Je�li jest kto� jeszcze �mieszniejszy od katolik�w, to w�a�nie protestanci. Do ochrypni�cia wyk�adali oni cz�owiekowi kwesti� Dowodu Poprzez Wiar�, Wszechobecno�ci Uczynk�w Bo�ych, Wy�szej Konieczno�ci, �aski, Predestynacji i ca�ej reszty Augsburskiego Wyznania Wiary - chc� powiedzie�, wyk�adali wtedy, kiedy akurat nie byli zaj�ci paleniem bulli papieskich, niszczeniem obraz�w �wi�tych i odci�ganiem za w�osy od o�tarza ksi�y, co odwa�yli si� odprawia� msz�. Mog�em tylko zaj�� si� po kryjomu badaniem anio��w. Czy anio� to istota z gruntu bezcielesna? Czy anio� sk�ada si� z materii i z formy? Czy anio�y r�ni� si� rysami twarzy? Je�eli wszystkie anio�y maj� jedn� i t� sam� twarz, to czyj�? A skoro maj� twarze, to czy potrafi� si� rumieni�? Si�ka� nosem? Mruga� porozumiewawczo? Czy cia�a, jakie przybieraj� anio�y, funkcjonuj� tak samo jak u wszystkich �ywych organizm�w? Czy anio� mo�e si� przenie�� z jednego miejsca (powiedzmy, z Pary�a) w drugie (powiedzmy, do Konstantynopola)? Czy anio� jad�cy z Pary�a do Konstantynopola musia�by po drodze zatrzyma� si� na stacji po�redniej (na przyk�ad w Wenecji)? Czy gdyby po drodze zatrzyma� si� w Wenecji (powiedzmy, �e na sobot� i niedziel�), to czy dodatkowe dwa dni liczy�yby si�, czy nie (zak�adaj�c, �e anio� odlicza je od podr�y)? Czy anio�y dziel� si� na po�pieszne i zwyk�e? Czy my�l anielska jest to�sama z substancj� anio�a? Je�eli my�l anio�a jest to�sama z jego substancj�, czy oznacza�oby to, �e anio� sam� si�� autorefleksji mo�e si� rozrosn�� o ca�e metry sze�cienne? Czy anio�y gryz�? A czy jedz�? Czy anio� wie, �e jest anio�em? Czy anio�y znaj� przysz�o��? Czy gdyby anio� zna� przysz�o��, w kt�rej anio�y wygin�y, czy potrafi�by odmieni� w�asny los? Jaka jest natura anielskiej pami�ci? Czy anio�y wiedz�, co to chu�? Czy anio� ogarni�ty chuci� po��da innego anio�a? Czy mo�e po��da cz�owieka p�ci dowolnej? Zwierz�? Orchide�? Czas? Co Pan B�g stworzy� najpierw: anio�y czy traw�? Gwiazdy? Wieloryby? A mo�e drzewka owocowe? Czy anio� raz sk�pany w �asce Bo�ej mo�e zacz�� grzeszy�? Jakie s� ulubione grzechy u anio��w? Czy grzech pierwszego anio�a, kt�ry zgrzeszy�, sta� si� pierwsz� przyczyn� grzech�w wszystkich innych anio��w? Czy grzech pierwszego anio�a by� tylko jedn� z przyczyn? Je�eli tak, jakie mog�y by� inne przyczyny? Czy przyczyny, dla kt�rych anio�y grzesz�, s� natury materialnej, formalnej, praktycznej i nieodwo�alnej? Ile anio��w mog�oby zata�czy� na czubku szpilki? I dlaczego mia�yby ta�czy�? W takt jakiej muzyki? Czy taniec na czubku szpilki to niewinna anielska rozrywka, czy te� po�rednia okazja do anielskich grzech�w? Et cetera, et cetera, et... Anio�y sta�y si� moim konikiem. Wr�cz moj� pasj�. Anio�om wi�c po�wi�ci�em magisterium. Dla w�asnej przyjemno�ci. Tak czy siak, musia�em napisa� nakazane przez profesor�w ramoty na temat sprzecznych pogl�d�w w kwestii, co jest w�a�ciwie grane w Eucharystii. Na przyk�ad: 1. Sob�r latera�ski z roku 1215, wraz z p�niejszymi uzupe�nieniami metafizyki Arystotelesowskiej picie Tomasza z Akwinu, naucza, �e chleb i wino ca�� sw� substancj� zmieniaj� si� w cia�o i krew Chrystusa, na wieki wiek�w amen. Fachowym terminem na okre�lenie tego zjawiska jest �transsubstancjacja", czyli Przemienienie. Konsekwencj� takiego pogl�du jest nakaz, w my�l kt�rego ksi�dz, kt�ry upu�ci monstrancj�, musi pa�� na czworaki i zliza� wino z posadzki, gdy� w przeciwnym wypadku wierni wynios� Chrystusa na butach. 2. Luter naucza, i� chleb i wino pozostaj� chlebem i winem, ale �e cia�o i krew Chrystusa s� obecne �w" albo �pod" postaci� chleba i wina w chwili, gdy ksi�dz spo�ywa je, spe�niaj�c ofiar�. Fachowy termin na to zjawisko to �konsubstancjacja". Z pogl�du tego wynika, �e je�li ksi�dz nawet upu�ci monstrancj�, nie ma to znaczenia, gdy� Chrystus wst�puje w wino dopiero w przewodzie pokarmowym. 3. Zwingli naucza�, �e chleb i wino na zawsze pozostaj� chlebem i winem, ale �e podczas ofiary my, wierni, musimy my�le� o krwi i ciele Chrystusa. Jedyny pasuj�cy termin to �imaginacja", a praktyczne skutki tej wiary s� minimalne, tyle �e trzeba si� w ko�ciele troch� skupi�. (Zwingli przesta� naucza� w Roku Fausta 15, kiedy w Cappel pod Zurychem polemi�ci przebili go mieczem. Zwingli za ca�� bro� mia� chor�giew. Zabitego papi�ci powiesili i po�wiartowali, ot, na wszelki wypadek, a zw�oki unurzali w gnoju i spalili). Je�li chodzi o mnie, zaj��em si� pisaniem w�asnej tezy, mianowicie na temat 3 Artyku�u 63 Kwestii i 4 Artyku�u 64 Kwestii w Prima Pars, czyli w Cz�ci Pierwszej Summae Theologicae Tomasza z Akwinu (�Czy Diabe� pragnie sta� si� jako B�g?" i �Czy ziemski pad� to miejsce, gdzie diab�y spotyka kara?"). Wtedy to w�a�nie pierwszy raz spotka�em Herr Doktora Jana Fausta. Nie w�tpi�, �e sta�o si� tak na skutek moich tajemnych studi�w. By�o to dziesi�� lat temu. Pami�tajcie, prosz�, �e mia�em zaledwie czterna�cie lat. �egnaj, angelologio. 6. Dialekt dolnoniemiecki Licz� sobie pi�� st�p i sze�� cali wzrostu. Mniejsza z tym. Wzrost to osobliwa sprawa. We�cie takiego Aleksandra Wielkiego. Poszliby�cie o zak�ad, �e by� z niego ch�op jak d�b? Ja te� tak my�la�em, dop�ki gdzie� nie wyczyta�em, jak by�o naprawd� z tym wzrostem. Aleksander mia� pi�� st�p i pi�� cali! Albo we�cie tak� Dziewic� Maryj�. To oczywi�cie legenda, ale przypisuje si� Rodzicielce Bo�ej wzrost sze�ciu st�p i o�miu cali! Je�eli to prawda, kobieta dopiero pod krzy�em przesta�a patrze� z g�ry na swoj� latoro�l. W�osy mam koloru z�otych floren�w, pro�ciusie�kie... Nosz� je ani kr�tko, ani d�ugo, z przedzia�kiem po�rodku. Brody nie zapu�ci�em. Znam siedem j�zyk�w: niemiecki, francuski, w�oski (zar�wno �acin�, jak i gwar� posp�lstwa), turecki, perski, rosyjski i angielski. W�r�d co bardziej mi�ych i niepotrzebnych skarb�w wiedzy, jakich si� dokopa�em w Wittenberdze, by�a tak�e informacja, �e Adam i Ewa m�wili ze sob� po persku. Perski to niew�tpliwie najbardziej poetycki z j�zyk�w. Po prostu nie spos�b powiedzie� w nim prawdy. To samo b�aze�skie dzie�o poucza�o, �e Archanio� Gabriel m�wi� po turecku. Niby wszystko si� zgadza, bo turecki brzmi w sam raz gro�nie, ale w takim razie - zak�adaj�c, �e wszystko to nie jest bujd� - jakim cudem Naj�wi�tsza Maria Panna poj�a, co jej zwiastowa� �w anio�? Sama zna�a przecie� tylko aramejski, kt�ry w Galilei by� w tamtych czasach j�zykiem prostego ludu. Pisz� t� ksi�g� w dialekcie dolnoniemieckim, cho�by dlatego, aby si� nie pl�ta� w poezji i w retoryce. Poza tym lubi� niemiecki. Najbardziej odpowiada mi styl prosty i dosadny. Go�e fakty. �adnych tam pierdu�. Poza tym dolnoniemiecki znam od urodzenia, podczas gdy Hochdeutsch zaje�dzi� na �mier� nasz Zatwardzeniec, kiedy przek�ada� Bibli�. 7. Przepyszna anegdotka o Marcinie Lutrze Zaznaczam przy okazji, �e jestem daleki od antyluteranizmu. Luter mo�e sobie robi�, co chce, byleby mi si� nie wcina� mi�dzy w�dk� a zak�sk�. Ostatecznie jemu to zawdzi�czam starann� edukacj�. Cz�� edukacji. Na ile wystarczy�o lewatyw. Aha, wi�c anegdotka o Marcinie Lutrze. Usiad� niegdy� Luter w Wittenberdze w konfesjonale wraz z jednym z ocala�ych papist�w, gdy� chcia� odkurzy� wiadomo�ci na temat spowiedzi. Dlatego pyta zaraz, jak w obecnych czasach wycenia si� grzechy. - Nie chcemy niczyjej krzywdy - m�wi ksi�dz. W tym momencie zbli�a si� niewiasta, kl�ka i zaczyna klepa� zwyk�e historyjki o kochanku. - Ile razy zgrzeszy�a� z nim, dziecko? - pyta ksi�dz. - Trzy razy. - Tedy zm�w na pokut� trzy zdrowa�ki i trzy ojczenaszki - powiada ksi�dz - a potem wrzu� jeszcze do skarbonki dziesi�� fenig�w. Teraz do konfesjona�u podchodzi m�czyzna. Porubstwo z kochank�. - Ile razy? - dopytuje si� ksi�dz. - Trzy razy. - Trzy �Zdrowa� Mario", trzy �Ojcze nasz" - poleca ksi�dz i dziesi�� fenig�w do skarbonki. Niestety, w tej�e chwili wo�aj� ksi�dza, by �pieszy� z ostatnim namaszczeniem do umieraj�cego bankiera. - Wskakuj za mnie za kratk� - m�wi ksi�dz do Lutra. - Ostatecznie by�e� augustianinem, a i mnie obcy jest dogmatyzm. Nikt si� o niczym nie dowie. Do spowiedzi dzi� spora kolejka. Tylko pami�taj, �eby� za ka�dym razem zebra� do skarbonki dziesi�� fenig�w, dobra? Luter zasiada w konfesjonale. Podchodzi dziewczyna i m�wi: - Ruja z kochankiem, ojcze. - Trzy razy? - upewnia si� Luter. - Nie, ojcze. Z�omota� mnie tylko raz. - Na pewno nie trzy razy? - pyta Luter. - Nie, ojcze. Raz. Luter my�li, my�li, a� wreszcie powiada: - Ju� wiem, co masz zrobi�, moje dziecko. Zm�w trzy zdrowa�ki i trzy ojczenaszki, a potem wrzu� do skarbonki dziesi�� fenig�w... A Ko�ci� b�dzie ci winien dwa jebni�cia. 8. Kamie� filozoficzny Gdzie�my to stan�li? Siedzimy, w ka�dym razie, w Staufen, w Bryzgowii, gdzie Faust ma swoj� Wie��. Staufen ko�o Fryburga. Fryburg z kolei le�y ze czterdzie�ci mil na p�noc od Bazylei i granicy szwajcarskiej. Jak mnie Pan B�g stworzy� wa�� 134 funty. Oczy mam szare, nos ostry i zadarty, w�skie stopy i d�onie. Na lewym policzku mam szram�, pami�tk� s�u�by u Herr Doktora. Chcieli�my we dw�ch otrzyma� kamie� filozoficzny z dwuw�glanu potasu, rt�ci, spermy i cynku. Laboratorium wylecia�o w powietrze. Zdaje si�, �e ten kamie� filozoficzny to jaka� wa�na sprawa, ale do czego s�u�y, nie mam poj�cia. Jestem wolnomy�licielem. S�u�� w Wie�y jako pomocnik i famulus Fausta, a tak�e jego ucze�. Nie boj� si� pracy, ba, wr�cz j� lubi�: m�g�bym si� ca�y dzie� przygl�da�, jak pracuj�. 9. Dialekt g�rnoniemiecki Opowiem wam teraz, jak pozna�em tego starego pierdo��. Siedzia�em w lipskiej jad�odajni, u Auerbacha. W�a�ciwie jest to winiarnia. Trwa�y akurat Targi Lipskie, wi�c w lokalu by� szum. Zam�wi�em sobie �rednio wypieczony stek, a do tego p� karafki lacrima christi. Pilno mi by�o wr�ci� do Tomasza z Akwinu. Mia�em przy sobie oprawn� w ciel�c� sk�r� ksi�g� z Kwestiami 50-64 z dzie�a Summa Theologica. Opar�em sobie tom o koszyczek z butl� i jazda. W po�owie obiadu spostrzeg�em, �e kto� mi si� przygl�da z s�siedniego stolika. Kto�: wysoki, chudy jak tyka, zgrabny jak ko�ek, w brudnej, czarnej opo�czy. Ogolony na g�adko, ale z par� w�s�w, zwieszaj�cych mu si� ko�o nosa jak k�y morsa. Wysokie ko�ci policzkowe. Szcz�ka jak u boksera. Nos jak dzi�b krogulca. Cera barwy �oju gromnicznego. W�osy d�ugie, siwe, spadaj�ce fal� na ramiona na kszta�t brudnej lawiny. S�owem, nieciekawy typek. Podczas gdy ja musia�em si� zadowoli� skromnym posi�kiem, typek mia� przed sob� na stole najprzer�niejsze, najbardziej wymy�lne dania. Musia� zam�wi� z tuzin rozmaitych potraw. To podjad� z jednej miski, to posmakowa� z drugiej, prze�u� z lubo�ci� nast�pny k�sek, a ciamka� przy tym bez pami�ci, cmoka� i w�siskami ociera� t�uszcz z warg. Na stole mia� przed sob� tak�e ca�� defilad� butelek i szk�a. Nie przebieraj�c nalewa� sobie to czerwonego, to bia�ego wina, a �apy przemyka�y mu od flaszki do flaszki jak dwa tresowane paj�ki. Wzi��em go zrazu za ekscentrycznego �ydowskiego handlarza. Zrozumcie, nie mam nic przeciwko ekscentrycznym �ydowskim handlarzom, ale nie cierpi�, jak si� na mnie gapi�. Dalej jednak prze�uwa�em mi�so, pr�buj�c skupi� my�li na anio�ach. Na nieszcz�cie typ siedzia� dok�adnie naprzeciwko mnie. Jad� sam, co mnie zupe�nie nie dziwi�o. Co do mnie, siedzia�em przy d�ugim zbiorowym stole po�r�d innych student�w, ale z powodu t�oku w nabitej izbie, na �awie obok mnie nie by�o ani skrawka wolnej przestrzeni, nie mia�em wi�c jak si� odsun��. Od typa oddziela�a mnie tylko barykada z kotleta, wina i ksi�gi, tudzie� rumowisko uczty na jego stole. By�a te� jeszcze jedna przyczyna, dla kt�rej z minuty na minut� robi�o mi si� coraz bardziej nieswojo typek nie spuszcza� ze mnie oczu. I to jakich oczu. No, tak. Zapomnia�em wam wspomnie� o oczach. Nie zapomnia�em, po prostu si� ich boj� do tej pory. Typ mia� oczodo�y g��boko wpadni�te, t�cz�wki niebieskie i lodowate jak nie wiem. Wwierca� mi si� tymi oczami wprost w m�zg. Znowu podnios�em g�ow�, tym razem powoli. Na widok takich oczu jedzenie zaczyna smakowa� jak popi�. Odsun��em od siebie talerz. Cisn��em precz n�. Typ zacz�� weso�o rechota�. �miech brzmia� jak basowa czkawka. Wcale nie z�owrogo czy z�o�liwie - a przecie� jeszcze bardziej mnie wystraszy�. Wiedzia�em, �e to ze mnie si� �mieje ten typek. - Racz�e mi wybaczy�, panie! S�owa pad�y w dialekcie g�rnoniemieckim. G�os by� muzykalny i g��boki. Zwracano si� do mnie rzeczowo, lecz bez gro�by. Typ sta� nade mn� i spogl�da� z g�ry. Przesta� si� �mia�, cho� w b��kitnych oczach nadal kr�ci�a mu si� �ezka weso�o�ci, �ciekaj�c po wpadni�tych policzkach. - Merde - mrukn��em pod nosem. Utkwi� niebieskie oczy w resztkach mojego kotleta. A potem: - Jestem doktor Jan Faust - m�wi do mnie. Zaznaczam, nadal po niemiecku. Nie zmyli� go ani troch� m�j francuski fortel. - Alias Georgius Sabellicus - dodaje. Zmierzy�em go z�ym wzrokiem. On nic, u�miecha si� tylko. - Czego chcesz? - pytam. - Niczego - m�wi na to. - To po co marnujesz m�j czas? - pytam znowu. - Wagnerze - odpowiedzia� - twojego czasu, wierz mi, nie zmarnuj�. Dopi�em lacrima christi jednym haustem. - Winszuj� - on do mnie. - Nie uciekasz, cho� wiesz ju�, �e znam twoje imi�. - A sk�d je znasz? - Mia�em ci� na oku. - O Bo�e - j�kn��em. Zrobi� krok i siad� przy mnie. Biesiadnicy uczynili mu miejsce. Nie ma co, facet robi wra�enie na ludziach. A przynajmniej jeszcze wtedy robi�. Dziesi�� lat temu nie cuchn�� tak okropnie. Nie, �eby zn�w pachnia�. - Faust? - powt�rzy�em. - Imi� jak z �aciny. Sabellicus tak samo. A ty jeste� Niemcem. - Jam jest Samarytaninem - powiada. - Samarytaninem? Czy chcesz mi powiedzie�, �e pochodzisz z Samarii? - Jestem Samarytaninem - powtarza - i chc� przez to powiedzie�, �e pochodz� zewsz�d. - Nie trzeba mi dwa razy powtarza� - uspokoi�em go. - Pochodzisz zewsz�d i nigdzie nie zajdziesz. Pewnie to ciebie zw� Niemi�osiernym Samarytaninem? On zrobi� na to zeza. - Nie jestem z�y czy dobry, ch�opcze. Jestem najlepszy. - Aha, rozumiem - ja na to. - Co: aha, rozumiesz? - Rozumiem, �e stare peda�y pr�buj� czasami poderwa� brzydkiego ch�opaka - t�umacz�. W oczach b�ysn�a uraza. - �a�uj�, �e si� �mia�em - zacz�� mi przek�ada�. - Zawsze mi do �miechu. (Ostatnio ju� mu wcale nie do �miechu). - Lubi� si� �mia�, m�j Kusiu - ci�gnie dalej. - �miech to rzecz �wi�ta. Umiej�tno�� �miechu odr�nia cz�owieka od wszelkiego ni�szego stworzenia. - Hu, kurwa, ha! - wt�ruj�. - Arystoteles si� k�ania. - Wiedzia�em, �e� zmy�lny - pochwali�. - Ale nie dlatego ci� potrzebuj�. - Hu ha! Nic nie rzek�, tylko splun�� na pod�og�, a potem si� odezwie: - Niepotrzebne mi twoje cia�o ani umys�. - To co w takim razie? - Potrzebna mi twoja dusza - tak powiedzia�. Nie lubi� gadania o duszy. Wsta�em, �eby zap�aci�. U�api� mnie za r�k�. U�cisk mia� jak para obc�g�w. - Nie z ciebie si� �mia�em, Wagnerze. - No, to co ci� tak �mieszy? Brudnym paznokciem wskazuj�cego palca pstrykn�� mojego Tomasza. - Wyk�ady o anio�ach ci� bawi�? - pytam z niedowierzaniem. - Mierzwa, nie wyk�ady. - Mierzwa? - Gn�j. Czyste g�wno - powt�rzy�. - Sam g�wno masz we �bie, m�j Herr Doktorze Samarytaninie, je�eli chcesz wiedzie�. On nic, tylko si� za�mia�. Pu�ci� mnie ze swych szpon�w i m�wi: - Usi�d�my, synu. Usiad�em. Chocia� nie chcia�em, usiad�em. Zacz�� mi opowiada� o Diable. Rozbola�a mnie r�ka. Lecz nic, siedzia�em i s�ucha�em. S�ucha�em i s�ucha�em. S�ucha�em i wci�� s�ucham, ju� dziesi�� lat z rz�du. Teraz mnie boli nie r�ka, lecz g�owa. 10. Fakty O ile si� mog� po�apa�, Faustowi stuknie w tym roku sze��dziesi�tka. Znam najrozmaitsze historie o tym, gdzie, kiedy i w jaki spos�b si� urodzi�. Niewa�ne, bo nie o to chodzi. Istotne jest w tej chwili to, gdzie, kiedy i w jaki spos�b Faust umrze. Tak sam przynajmniej uwa�a, a ja zgadzam si� z nim w zupe�no�ci. Powiem wam bez ogr�dek, zanim si� zag��bimy w dalszy ci�g tych historii, �e nie podaj� tu k�amstw ani legend. K�amstwa i legendy o Fau�cie to taniocha. Za cen� kufla piwa znajdziecie w pierwszym lepszym wittenberskim szynku cz�owieka, kt�ry ze szczeg�ami wam opowie, i� Faust si� pocz�� w noc zaduszn�, kiedy kulisty piorun wpad� do pizdy czarownicy (pr�dzej ju� do dupy), �e jako noworodek czarownik w�ada� grek�, �e si� urodzi� z trzecim okiem na czole b�dzie ze dwa stulecia temu i �e go�ymi r�koma sam jeden pokona� tureck� nawa��, nim jeszcze nawet wynalaz� maszyn� drukarsk�. Nie w g�owie mi konkurowa� z bajkopisarzami. Opowiem wam tu o postaci tak autentycznej, �e sam jej smr�d wyczuwa si� przez grube na p� �okcia drzwi d�bowe. Opowiem o pijaczynie, kt�ry siedzi w tej chwili w naszym ogrodowym labiryncie, obsrany przez go��bie. Trzymajmy si� wobec tego fakt�w. Daj� wam s�owo, �e fakty o Fau�cie s� o wiele dziwniejsze od ba�ni. 11. Dokumentacja i podk�adki Przed chwil� zda�em wam autentyczn� relacj� o spotkaniu oko w oko z Faustem. Oto cudza relacja na ten�e temat. Za��cznik nr 1. Pierwsza w historii wzmianka na temat Fausta. Pisany po �acinie list opata Trytemiusza z Wiirzburga, niegdysiejszego przeora klasztoru Benedyktyn�w w Sponheim nie opodal Kreuznach w Palatynacie. Trytemiusz w og�le pisa� niez�e historyjki, na przyk�ad De Viris lllustribus Germcmiae (1495). Chc� przez to powiedzie�, �e nie by� kompletnym imbecylem. List nosi dat� 20 sierpnia roku 1507. Adresowano go do matematyka z Heidelbergu, Johannesa Virdunga. Podaj� go w t�umaczeniu: �B�d� pozdrowion w Chrystusie, etc. To� to oszust! Oszust i jeszcze gorzej! M�wi� o pod�ym indywiduum, o kt�rym mi pisa�e�... O tak zwanym Jerzym Sabellicusie! �mie sam siebie nazywa� ksi�ciem czarnoksi�nik�w, ale ja go nazw� inaczej: dupkiem, samochwa�� i... Poczekaj, niech ci tylko dopowiem o nim reszt� nowin! Wszystko jedno, zas�u�y�, �eby mu z�oi� sk�r�. Bacik nauczy�by go mo�e pow�ci�gliwiej ta�cowa� po�r�d gapi�w i nie wygadywa� takich blu�nierstw - no, i nie wyrabia� tego, co wyrabia... Te przezwiska, jakie sobie wynalaz�! Najlepszy dow�d, �e to t�gi idiota. Zaraz z nich wida�, �e to b�azen, nie filozof. A widzia�e�, jakich sobie papier�w nadrukowa� gwoli reklamy? Magister Georgius Sabellicus, Faustus iunior, Magus secundus, Mistrz magii ognistej, Baka�arz hydromancji (drugiej klasy). Mam na biurku t� jego ulotk�. Sam powiedz, czy to nie kawa� samochwa�y? Kto�, kto jest takim szalbierzem i szuj�, lepiej by zrobi�, gdyby trzyma� g�b� na k��dk�. M�wi� ci! To nie s� go�e s�owa. Par� lat temu, kiedy wraca�em do nas z Brandenburgii, stan��em na nocleg w gospodzie w Gelnhausen. Powiedziano mi, �e ten pomyleniec te� tam b�dzie nocowa�. Wielki czarodziej, m�wi�. Chwali� si� - powiadaj� - �e umie wyczarowa� r�e ze �niegu i �e kiedy ma ochot� na kielicha, wystawia tylko r�k� za okno i zaraz trzyma w palcach podw�jny koniaczek. No, ale znasz Gelnhausen. G�upich tam nie siej�. Nie zwraca�em specjalnej uwagi na te baj�dy. Za to przy �niadaniu dalej si� j��em rozgl�da�, kto pierwszy dostanie jajecznic� na boczku, ja czy Fatuum non philosophum - prawda, �e w �aci�skim oryginale brzmi to o wiele lepiej? on. Ale maga nie by�o. Ulotni� si� przed �witem bez p�acenia rachunku, nasz czarny ptaszek. Mo�e si� dowiedzia�, �e wypytuj� o niego. Ober�ysta m�wi�, �e oszust przedstawi� si� jako Sabellicus. Po chrzcie zwany Jerzym. Sk�d rodem, nie wiadomo. Z wygl�du cudzoziemiec, twierdzi� ober�ysta. Kto� inny m�wi�, �e prawdziwe nazwisko tamtego brzmi Helmstatter. Nie wiem, sk�d takie informacje. Faust to tylko magiczny pseudonim. Tak przynajmniej twierdzi� sam ptaszek. Widzisz wi�c, jak sprawa wygl�da. J��em si� rozpytywa� nieco szerzej. Okoliczni ksi�a wyjawili zaraz, �e swymi przemowami przyb��da t�go namiesza� w g�owach wielu parafianom. Zapyta�em, co takiego m�wi�. Czyste wariactwo. Powt�rz� tu tylko jedn� z tych baj�d, by odda� ich koloryt, uwa�asz. Nasz Faust vel Sabellicus chwali� si� mianowicie, �e gdyby wszystkie dzie�a Platona i Arystotelesa znikn�y nagle do cna z pami�ci ludzkiej, on sam umia�by je odtworzy� z g�owy - niczym nast�pca Ezry Hebrajczyka! Co wi�cej, za spraw� Faustowskiego geniuszu (jak g�osi�) odtworzone pisma filozof�w zyska�yby jeszcze na g��bi! Przez czas jakowy� niewiele s�ysza�em o przyb��dzie, lecz ubieg�ej jesieni, we wrze�niu, a by�o to w Spirze, us�ysza�em o kim�, kto miesi�c wcze�niej kr��y� po Wiirzburgu, strasz�c prostych ludk�w przera�aj�cymi bajkami, �e mianowicie cuda, jakie czyni� Pan nasz i Zbawiciel Jezus Chrystus to pospolite b�ahostki - on sam bowiem, przyb��da, potrafi� rzekomo, ile razy zechcia�, czyni� na zawo�anie cuda r�wne Chrystusowym. Poci�gn��em tego i owego za j�zyk, aby si� przekona�, czy �w blu�nierca odwa�y� si� przedstawi� z nazwiska. Owszem, odwa�y� si�. Zgadnij, jakie to nazwisko? Jan Faust! I ostatnia nowina na temat tego cz�eka. Nie b�d� niczego tai�, a i Ty s�usznie uczynisz, daj�c pos�uch mym s�owom. Par� tygodni temu blu�nierca zjawi� si� u mnie! Tu, w Kreuznach! Nadal kaza� si� nazywa� magiem i czym�e tam jeszcze. Wyczekiwa�em sposobnej chwili, aby go wtr�ci� do lochu za blu�nierstwa, lecz nasz przyjaciel Faust mia� si� na baczno�ci i zanim mog�em cokolwiek uczyni�, wkr�ci� si� na posad� nauczyciela w miejscowej szk�ce. Jakim sposobem? Zaprotegowa� go na t� posad� sam Franz von Sickingen. Niestety, tak: von Sickingen, miejscowy namiestnik, kt�remu poruczono mie� piecz� nad naszymi �ywotami w imieniu tego� samego ksi�cia, kt�remu tak wiernie s�u�ysz, drogi Johannesie. Protekcja polityka! Osoby urz�dowej! Wyznam ci, tak mi�dzy nami, �e von Sickingen nied�ugo b�dzie jeszcze zawiadywa� nasz� okolic�. Niech no tylko dostan� w Heidelbergu raport Inspektora! Von Sickingen wychodzi� Faustowi posad� dlatego, �e jest durniem, kt�ry wierzy bez reszty w tak zwany przez siebie okultyzm. Da� si� podle zwie��. Zamydli� mu oczy pospolity oszust. C�, b�dzie musia� teraz bekn��, gdy� �adne to usprawiedliwienie. Faust zosta� dyrektorem szko�y i utrzyma� si� na tej posadzie ca�e trzy dni. A potem uciek�! Znikn�� pod os�on� nocy! Przepad�, nikt nie wie, jakim cudem, zanim ktokolwiek zd��y� go uj�� i ukara� za wszystkie wyst�pki. Bo widzisz, przy�apano go na gor�cym uczynku. Nie sz�o o czarn� magi�. Faust dobra� si� ch�opcom do dupek!!! Tw�j Brat w Chrystusie, etc. Trytemiusz + 12. Odmiany Fausta Mam jeszcze pewn� liczb� podobnych znalezisk. Sami b�dziecie mogli przestudiowa� je sobie przy sposobno�ci. Na razie wystarczy, �e zapami�tacie, i� w r�nych okresach Herr Doktor pos�ugiwa� si� rozmaitymi imionami. Jerzy albo te� Georgius Sabellicus. Herr Helmstatter. Faustus M�odszy. Jan Faust. Wszystko s� to imiona jednej i tej samej osoby. Doktora Jana Fausta, mianowicie. Mojego patrona. Faustus. Fausta. Faustum. �aci�ski przymiotnik, w brzmieniu dla trzech rodzaj�w. Znaczy on: szcz�liwy, obdarzony szcz�ciem, pomy�lny, sprzyjaj�cy, trafny. M�j patron ma sze�� st�p i trzy cale wzrostu, chudy jest jak tyka i z ca�� pewno�ci� od dawna ju� nie szcz�liwy, nie obdarzony szcz�ciem, nie pomy�lny i nie sprzyjaj�cy. (Jezus Chrystus tak samo liczy� sobie sze�� st�p i trzy cale wzrostu. Uczyli mnie tego w Wittenberdze). 13. Podanie o r�czej bary�ce Skoro ju� o tym mowa, pierwszego wieczora po naszym spotkaniu m�j mistrz str�bi� mnie tak strasznie, �e w pijanym zwidzie zdawa�o mi si�, i� wyje�d�amy z piwnicy Auerbacha okrakiem na bary�ce wina. Siedz�c na niej na oklep, jak na koniu, rozumiecie. Sam s�ysza�em o ludziach, kt�rzy si� zaklinali, �e widzieli t� scen� na w�asne oczy, z tym zastrze�eniem, �e w gminnym podaniu Faust mia� uda� si� w asy�cie �kilku student�w" na Targi Lipskie i na�miewa� si� z mozo�u tragarzy, kt�rzy nie potrafili wytoczy� z piwnic Auerbacha pot�nej winnej kufy. Auerbach krzyczy zaraz, �e odda za darmo ca�� bek� temu, kto b�dzie j� umia� wytoczy� na dw�r. Faust p�dzi do piwnic, okrakiem siada na beczce jak na koniu, cmoka, k�uje klepki ostrog�, wo�a �wio, wista!" i na beczce wyje�d�a na ulic�, a nieszcz�sny szynkarz musi dotrzyma� s�owa. Faust raczy si� zawarto�ci� beki w towarzystwie student�w. Historyjka jest oczywi�cie mitem i nie wiem, kto j� zmy�li�. Fakty wygl�da�y bowiem nast�puj�co: jedynym studentem by�em ja sam. By�em pijany. Bary�ka od pocz�tku do ko�ca pozosta�a normaln� bary�k�. Z Auerbacha jest zbyt wielki sk�piec, by ryzykowa� zak�ady takie jak ten opisany w historii. Wypili�my zawarto�� bary�ki, we dw�ch z Faustem, ale dzia�o si� to przed nasz� jazd�. Co wi�cej, Faust zap�aci� za wino - trzy srebrne talary. 14. O tym, co si� dzieje w tej chwili W domostwie Fausta. W domostwie Fausta, czyli w naszej Wie�y, mieszka opr�cz niego samego i mnie jeszcze osiem os�b. Pierwszych siedem os�b to siedem dziewcz�t (kt�rych nie spotkali�cie jeszcze, lecz wkr�tce spotkacie, spokojna g�owa). Si�demka pojawi�a si� u nas raptem trzy lata temu. �sma osoba to ju� zupe�nie insza inszo��: Helena Troja�ska. A� przykro o tym pisa�, lecz dziewcz�tko o porcelanowych oczach, �wskrzeszone" w pierwszym rozdziale, dwa dni po Bo�ym Narodzeniu powr�ci�o na matczyne �ono. Dziewczyna by�a prosta, tote� insze inszo�ci, kt�re jej przysz�o ogl�da�, zaczyna�y jej ju� m�ci� w g�owie. No, ale sko�czy�o mi si� grzane piwko i w�tr�bka wieprzowa gdy tymczasem zawar�em z samym sob� pakt, w my�l kt�rego nie naci�gn� sobie nast�pnego kufla ani nie zabior� si� do czeresienek i innych przegryzek, zanim nie opisz� naszych przyg�d z kr�lem Henrykiem VIII. O siedmiu dziewcz�tach, etc., napisz� p�niej. Co dzieje si� zatem w tej chwili? Faust wyczekuje Diab�a. (Wyczekuje, ale i nie wyczekuje. Sami si� przekonacie). Ja, jego ucze� Wagner, pisz� niniejsze s�owa. Wy z kolei czytacie, co napisz�. A zatem... Czeresienki! W piwku mile Si� ju� rozpuszcza nast�pny zuchelek mas�a, ja za� odwracam kolejn� stronic�, by opowiedzie� wam wiernie wszystko na temat, jakim jest... 15. Tr�jca pijak�w na trzecich zr�kowinach kr�la Henryka VIII - Hipokrachu? - us�ysza�em od mistrza. - Hipokwachu! - przytakn��em ch�tnie. Helena dogrzeba�a si� poduszeczki z pudrem. Mistrz zn�w nape�ni� mi szklenic�. Potem zn�w nape�ni� szklenic� Heleny. Helena nie by�a dopi�a poprzedniej szklenicy. Hipokras j�� �cieka� po szkle, jak oki�� mrozu. - Henryk VIII! - us�yszeli�my z Helen�. - Henryk VIII! - przytakn��em pos�usznie. Wypili�my zdrowie angielskiego monarchy. Helena zapatrzy�a si� w poduszeczk� z pudrem. Wycelowa�a ni� sobie w nos, lecz chybi�a. Byli�my ca�� tr�jk� skuci jak te �winie. Dzia�o si� to przed czterema laty. R�wnie� w czas Wielkiego Postu. Tkwili�my wtedy w Ingolstadt. - Hipokwasu? - zapyta� mistrz. - Hipokwasu! - zgodzi�em si�. Zn�w nala� nam do pe�na. Helena zmierzy�a z�ym wzrokiem sw� poduszeczk� z pudrem i zn�w zacz�a szuka� w�asnego nosa. Tym razem go znalaz�a. Nos Heleny jest, uwa�acie, wyj�tkowo d�ugi. Kiedy w�a�cicielka pije, nos nabiega czerwieni�. - Henryk VIII! - zauwa�y� mistrz. - Henryk VIII! - przytakn��em. - B�g niechajgo strze�e! - wtr�ci�a Helena. - Chocia�, bo ja wiem... Poci�gn�a �yk wina i zachichota�a. Ingolstadt to takie ufortyfikowane, katolickie mrowisko, szczyc�ce si� nader katolickim uniwersytetem, za�o�onym w roku 1472 przez bawarskiego ksi�cia Ludwika Bogatego (w�r�d kumpli zwanego jednak Lewym Ludkiem). Ca�y bo�y dzie� sp�dzili�my w tym oto uniwersytecie, deprawuj�c katolickich student�w. Robota by�a ci�ka. - W�a�ciwie, co my takiego pijemy? - zapyta�a Helena. - Hipogaz! - wyja�ni�em. Mistrz nala� nam wszystkim ponownie i b�kn��: - Henryk VIII! - Zaraz, wstrzymaj si� chwilk� - ja na to. - Najgorsza rzecz to nuda. Wypijmy za kogo� innego. - Lepiej nie - on na to. - Niby czemu? - Bo to jego hipokwas. - Jego, to znaczy czyj? - Henryka VIII - on znowu. - Wiedzia�am! - zakrzyknie Helena. - Od razu wiedzia�am, �e co� mi tu... - Henryka VIII? - powt�rzy�em. - Henryka VIII. Po tych s�owach mistrz duszkiem wychyli� szklenic�. Nie tkn��em wina. Helena obdarzy�a mnie spojrzeniem tak w�ciek�ym, jakbym to ja osobi�cie spowodowa� Grzech Pierworodny. Cz�sto obwinia mnie za r�ne sprawki. Patrzy�em na mistrza, kt�ry obliza� wargi - jak gdybym obserwowa� kopulacj� dw�ch g�sienic. Mistrz nape�ni� sobie szklenic�. Przerwa�em milczenie: - Znaczy si�, pijemy hipokrach samego Obro�cy Wiary? - A co? Ten sam, kt�ry podano na jego trzecim weselu. - Czyli kiedy? - pytam. - Czyli dzisiaj - rzek� on. Wychyli� duszkiem szklenic�. Z�apa�em si� za g�ow�, w kt�rej zacz�o mi dziwnie wirowa�. - Wino z dzisiejszego wesela? - pytam mistrza. - Mianowicie jakim to sposobem dostali�my hipokwas z wesela, kt�re odbywa si� dzisiaj? - Przez specjalnego pos�a�ca - wyja�ni� mi mistrz. - Od razu wiedzia�am, �e to jaka� afera! - wtr�ci�a Helena. S�uchajcie, czy mam czerwony nos? Zerkn��em na mistrza, kt�ry mrugn�� do mnie w odpowiedzi. Wypi�em po�ow� hipokrasu ze szk�a. - A z kim�e to si� dzisiaj �eni nasz Henryk? - spyta�em. - Z jak�� Seymour. - Z jak�� Seymour? - powt�rzy�em za nim i wypi�em pozosta�� po�ow�. Mistrz zn�w nala� mnie i sobie do pe�na. - A co si� w takim razie sta�o z t�, jak jej tam? Mistrz prztykn�� si� wskazuj�cym palcem po wydatnej grdyce i wyja�ni�: - Wczoraj. - Specjalnie po to, �eby m�g� si� o�eni� z t� Seymour i przys�a� ci hipokwasu? - Czy mam czerwony nos? - wtr�ci�a si� Helena. - Cz�ciowo. Mistrz poca�owa� Helen� w czubek nosa. Helena zn�w si� zacz�a zmaga� z pudrem. - Po cz�ci zawini�o kazirodztwo Anny Boleyn - doda� mistrz. Tym razem zniszczy� hipokras jednym haustem. - Henryk zdyba� j� w �o�nicy z bratem - ci�gn��. Powoli upi�em �yk wina. - Opowiadaj, opowiadaj - m�wi�. Mo�e i opowiedzia�by mi wszystko od pocz�tku do ko�ca, wyjawiaj�c mi to, czego sam dowiedzia�em si� p�niej. M�g�by mi wi�c wyjawi�, jak to kr�lowa Anna Boleyn stan�a przed obliczem dwudziestu siedmiu par�w Anglii, oskar�ona o kazirodczy zwi�zek z w�asnym bratem, lordem Rochfordem, oraz jak to opr�cz par�w s�dzi�o j� w Middlesex czterdziestu pi�ciu ludzi z gminu, a to wobec innego zarzutu, mianowicie i� Anna cudzo�o�y�a by�a z czw�rk� dworzan. Jeden z czw�rki tych pan�w, skrzypek zwa� Smetonem, przyzna� si� do winy, cho� inni milczeli i wyznali swe z�e uczynki dopiero na szafocie. Sama Anna trzyma�a j�zyk za z�bami, a kiedy po�o�y�a ju� g�ow� na pie�ku, za�mia�a si�, podnios�a wzrok i o�wiadczy�a, �e na ca�e jej szcz�cie m�� sprowadzi� z Calais pierwszorz�dnego kata. Powiedzia�a jeszcze, �e ma cieniutk� szyjk�. Faust m�g� by� wi�c wyjawi� mi to wszystko. Cho� w�tpi�. Nie da si� ju� tego stwierdzi�. Nie da si� ju� tego stwierdzi�, gdy� w decyduj�cej chwili Helena zacz�a swoje kwiki. Ma�o kto potrafi kwicze� jak Helena. Od jej przenikliwego kwiku gn� si� p�omienie �wiec. Gdy kwiczy, spadaj� jej z uszu kolczyki. - Ub�stwiam kr�low� Boleyn! - zakwicza�a wi�c Helena. Na ziemi� upad� jej jeden z kolczyk�w. - Kr�lowa Boleyn to prawdziwa dama! Drugi kolczyk poszybowa� w �lad za pierwszym. - Za niska na dam�, po tym, jak j� Henryk ukr�ci� - wtr�ci� mistrz. G�adzi� si� w zamy�leniu po b�blu. Helena zanurkowa�a pod st�, szukaj�c kolczyk�w. - A mo�e sami chcecie si� przekona�? - zapyta�, patrz�c na mnie. - O czym? Czy damy daj�? - przerwa�em s�abym g�osem. - O tym, jak dzi� wygl�da weselisko! - Kto� nas zaprasza�? - zdziwi�em si� na to. - Czy opr�cz hipokrachu przys�ano zaproszenia? Skulon� pod sto�em Helen� wstrz�sa� napad czkawki. Czkawka to u Heleny rzecz normalna. Zw�aszcza kiedy Helena �czym� si� zdenerwuje". Zw�aszcza kiedy zaleje pa��. Helena ma s�ab� g�ow�. Nawet mistrz nie potrafi uleczy� Heleny z czkawki. Przy wszystkich swoich alchemicznych mocach przed czkawk� staje bezradny jak dziecko. - Kazirodcza... Hep!... Kr�lowa... - zacz�a Helena, kt�ra wychyn�a spod sto�u. Twarz mia�a czerwon� jak burak. - Nie mog�... Hep!... Nie mo... Zerkn��em pod st� i zaraz spostrzeg�em kolczyki. Wr�czy�em je Helenie. Na swoje szcz�cie nie pr�bowa�a ich nawet zak�ada�. Nie pr�bowa�a te� mi podzi�kowa�. Wygl�da�o, �e zaraz p�knie w paroksyzmie czkawki. - Spr�buj przez chwil� nie oddycha�, kotku - doradzi�em jej. Zn�w z�e spojrzenie. Tym razem mia�a tak� min�, jak gdybym to ja osobi�cie wszcz�� ca�� Reformacj�. Helena to katoliczka. - Spr�buj upi� p�ynu z drugiej strony szklenicy - ci�gn��em dobre rady. - Nie tak, durna pa�ko! Nie odwracaj szk�a denkiem do g�ry, tylko... Mistrz wsta� na r�wne nogi. Kiwa� si� niebezpiecznie, ale na szcz�cie uchwyci� si� sto�u. - Przynie�cie wody - poprosi�. - Na czkawk�? - Nie, na drog� - uci��. - Na wesele! - Do tego potrzebna nam woda? - I r�cznik. Wygl�da� w owej chwili nader niebezpiecznie. Co sekund� zez zbie�ny zmienia� mu si� w rozbie�ny. - Wyjmij �e palec z dziury! - rzuci� cierpko. - Sp�nimy si� na zr�kowiny! Wybieg�em z izby i co tchu przynios�em wod� i r�cznik. Jak mi si� to uda�o, nie wiem. Nie pami�tam, �ebym si� nachyla� nad kranem. No, nie wiem. Kiedy wr�ci�em do izby, widzia�em ju� dwie Heleny i dwie pary kolczyk�w. Ca�a owa grupa kwicza�a: - Anna... Hep!... Siostrzyczka zimorodka! - Zamknij dzi�b! - warkn�o wszystkich trzech mistrz�w. - Kr�low� jest teraz ta Seymour. Obmyjcie r�ce. Ca�y t�um d�oni zanurkowa� w szafliku. Z paznokci Heleny poodpada� barwnik. Widocznie tani karmin. Mistrz trzepn�� r�cznikiem. - Wycierajcie - rozkaza� - i jazda! Trzyma�em r�cznik za koniec. Helena i jej kole�anki - za drugi koniec. Nieokre�lona liczba mistrz�w z�apa�a �rodek. Us�ysza�em plumkanie rozstrojonego wirgina�u. Ta�czyli�my wszyscy galiarda. - Sam kr�l to skomponowa� - o�wieci� nas mistrz. Nie wierzy�em w�asnym oczom. - Melodia zwie si� Zielone r�kawki - doda� z u�mieszkiem. Znajdowali�my si� w paradnej sali balowej, w kt�rej t�um tancerzy obu p�ci trzyma� si� za r�ce, kuca� i podrygiwa� w tempie na trzy. Wszyscy m�czy�ni mieli na sobie zdobnie wyszywane p�aszczyki, si�gaj�ce im ledwie do bioder, i obcis�e rajtuzy, w pasie przechodz�ce jednak w wypchane, nastroszone pluderki. Tancerze wygl�dali jak dwuno�ne g��wki sa�aty. Niewiasty z kolei mia�y na sobie niezmiernie szerokie sp�dnice, zebrane w talii, lecz z rozci�ciem na przedzie, przez kt�re wida� by�o bezlik halek si�gaj�cych a� do ziemi i zakrywaj�cych