2206

Szczegóły
Tytuł 2206
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2206 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2206 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2206 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL MAY UPI�R Z LLANO ESTACADO l. BLOODY-FOX1 Wzd�u� strumienia jecha�o dw�ch konnych, bia�y i Murzyn. Bia�y odziany by� dziwacznie. Jego nogi tkwi�y w mokasynach, na sobie mia� sk�rzane spodnie i mocno wytarty surdut z wy�ogami, kiedy� zapewne ciemnogranatowy, z bufiastymi r�kawami i wypolerowanymi mosi�- �nymi guzikami. D�ugie poty surduta, niczym skrzyd�a ptaka zwisa�y po obu bokach jego konia. Na g�owie mia� olbrzymie czarne sombrero, ozdobione imitacj� strusiego pi�ra, ��tego koloru. Uzbrojony by� ten ma�y szczup�y m�czyzna w dubelt�wk�, n� i dwa rewolwery. Poza tym wida� by�o jeszcze kilka przytroczonych do pasa woreczk�w, przeznaczonych zapewne na amunicj� i rozmaite potrzebne drobiazgi. Teraz jednak woreczki te wydawa�y si� prawie puste. Murzyn by� du�y i barczysty. Obuty by� r�wnie� w mokasyny i mia� na sobie jasne spodnie z impregnowanego p��tna. Ubi�r od pasa w d� nie odpowiada� wszak�e strojowi g�rnej cz�ci jego cia�a, kt�rym by�a kurtka munduru francuskiego oficera dragon�w. Kurtka ta znalaz�a si� by� mo�e w Meksyku podczas najazdu francuskiego, a potem jak�� okr�n� drog� zab��dzi�a na tu��w Murzyna. Na jego ogromne cia�o by�a za kr�tka i za ciasna. Nie dopina�a si�. Mo�na wi�c by�o widzie� szerok� go�� pier� je�d�ca, kt�ry dlatego nie nosi� koszuli, gdy� na Zachodzie nie ma praczek ani prasowaczek. Wok� szyi mia� chustk� w bia�o-czerwon� krat�, zawi�zan� z przodu na olbrzymi� kokard�. G�owy nie os�ania� �adnym nakryciem, �eby mo�na by�o podziwia� niezliczone ma�e, po�yskuj�ce t�uszczem loczki, w kt�re sobie uk�ada� w�osy. Uzbrojony by� tak�e w dubelt�wk�, n�, bagnet gdzie� znale- ' z ang. �Bloody-Fos": krwawy lis 5 ziony oraz pistolet, kt�ry pochodzi� zapewne z czas�w kr�la �wieczka. Obaj je�d�cy mieli dobre konie. Z wygl�du zwierz�t mo�na by�o wnioskowa�, �e przeby�y dzi� dalek� drog�, a mimo to st�pa�y jeszcze tak krzepko i �wawo, jakby nios�y je�d�c�w zaledwie kilka godzin. Brzegi strumienia okrywa� niezbyt szeroki pas zieleni. Poza nim by�y ju� tylko suche juki, mi�siste agawy i trawa, porastaj�ca prerie. S� to ro�liny, kt�rych li�cie i �odygi potrafi� oprze� si� wszelakiej suszy i spiekocie. � Niedobra okolica!�zauwa�y� bia�y. � Na p�nocy by�o nam lepiej. Prawda, Bob? � Tak � potwierdzi� zagadni�ty. � Massa Frank mie� racj�. Tu si� masser Bobowi nie bardzo podoba�. �eby tylko wkr�tce doj�� do domu Helmersa, bo masser Bob by� g�odny jak wieloryb, kt�ry po�yka dom. � Wieloryb przecie� nie mo�e po�kn�� domu � wyja�ni� Frank Murzynowi. � Na to jego gardziel jest jednak za w�ska. � Mo�e otworzy� gardziel tak, jak j� otwiera masser Bob, kiedy je! Jak daleko jeszcze by� do fermy Helmersa? � Tego dok�adnie nie wiem. Wed�ug opisu, podanego nam dzi� rano,- powinni�my by� wkr�tce u celu. Popatrz, czy to nie zbli�a si� jaki� je�dziec? Frank wskaza� w prawo, na przeciwn� stron� potoku. Bob wstrzyma� konia, os�oni� r�k� oczy przed blaskiem nisko stoj�cego na zachodzie s�o�ca, zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem otworzy� szeroko usta, jakby mu to pomaga�o lepiej widzie� i po chwili oznajmi�: � Tak, to by� je�dziec, ma�y cz�owiek na du�ym koniu. On przybywa� tu do masser Boba i massa Franka. Je�dziec, o kt�rym mowa, nadje�d�a� ostrym k�usem, nie zbli�a� si� jednak wprost do oczekuj�cych, lecz zdawa�o si�, �e chce ich wymin��. Zachowywa� si� tak, jakby ich nie widzia�. � Dziwak! � mrukn��. Frank pod nosem. � Tu na Dzikim Zachodzie ka�dy si� przecie� cieszy, gdy spotka drugiego cz�owieka. Temu tam jednak zdaje si� wcale nie zale�e� na spotkaniu z nami. Albo jest odludkiem, albo te� nie ma czystego sumienia. � Czy masser Bob ma na niego zawo�a�? 6 � Tak, zawo�aj na niego! Twoj� s�oniow� tr�b� pr�dzej us�yszy ani�eli m�j szemrz�cy g�osik. Bob z�o�y� d�onie w tr�bk�, przytkn�� je do ust i krzykn�� z ca�ej si�y: � Halo, halo, sta�, czeka�! Dlaczego ucieka� przed masser Bobem? Murzyn mia� rzeczywi�cie g�os, zdolny obudzi� cz�owieka w letargu. Je�dziec osadzi� konia w miejscu. Bia�y i Murzyn starali si� do niego podjecha�. Zbli�ywszy si� stwierdzili, �e maj� przed sob� nie tyle m�czyzn� niskiego wzrostu, co m�odzie�ca, kt�ry zaledwie wyr�s� z wieku ch�opi�cego. Na wz�r kalifornijskich kowboj�w ca�y by� odziany w bawol� sk�r�, i to w taki spos�b, �e wszystkie szwy ubrania zako�czone by�y fr�dzlami. Na g�owie mia� sombrero z szerokim rondem. Czerwo- na we�niana szarfa obejmowa�a zamiast pasa jego biodra i zwisa�a z lewego boku. W szarfie tej tkwi�y dwa wybijane srebrem pistolety oraz kr�tki n� my�liwski. Przed sob� uko�nie na kolanach trzyma� ci�k� strzelb� o dw�ch lufach, a z przodu po obu stronach siod�a przymoco- wane by�y na mod�� meksyka�sk� sk�ry ochronne dla os�ony n�g przed strza�ami lub pchni�ciami lanc�. Twarz jego by�a mocno opalona oraz wysmagana deszczem i wichur�. Sko�nie przez czo�o od jego lewej g�rnej kraw�dzi a� do prawego oka bieg�o krwistoczerwone, na dwa palce szerokie zgrubie- nie. Dawa�o to twarzy bardzo wojowniczy wygl�d. Je�dziec w og�le nie robi� bynajmniej wra�enia m�odego, niedo�wiadczonego cz�owieka. Trzymaj�c ci�ki karabin lekko, jakby to by�a dudka ptasiego pi�ra, siedzia� dumnie i mocno na koniu, jak stary je�dziec, i zdumionym spojrzeniem swych ciemnych oczu ogarn�� przyby�ych. � Dzie� dobry, ch�opcze! � pozdrowi� go Frank. � Czy pocho- dzisz z tych stron? � Raczej tak � odpar� m�odzieniec, a na jego twarzy pojawi� si� ledwie widoczny ironiczny u�mieszek, zapewne dlatego, �e pytaj�cy nazwa� go ch�opcem. � Czy znacie posiad�o�� Helmersa? � Tak! � Jak d�ugo jeszcze trzeba tam jecha�? � Im wolniej, tym d�u�ej. � Do licha! Ale� jeste�cie nieuprzejmi, m�j ch�opcze! � Poniewa� nie jestem pastorem mormon�w. � Ach tak! Wybaczcie! Pewnie si� na mnie gniewacie, �e was nazwa�em ch�opcem? � Ale� sk�d. Ka�dy mo�e zwraca� si� do mnie jak chce, lecz musi si� wtedy r�wnie� godzi� na moj� odpowied�. � Pi�knie! Doszli�my wi�c do porozumienia. Podobacie mi si�. Oto moja r�ka, lecz odpowiedzcie mi prosz� jak nale�y! Jestem tu obcy i musz� dotrze� do domostwa Helmersa. Mam nadziej�, �e nie wska�e- cie mi fa�szywej drogi. Frank wyci�gn�� r�k� do m�odziana. Ten u�cisn�� j�, a obrzuciwszy wzrokiem surdut i kapelusz Franka, u�miechn�� si� lekko i odrzek�: � Nikczemnik to ten, kt�ry innych zwodzi! Jad� w�a�nie do zagrody Helmersa. Je�li chcecie si� ze mn� zabra�, to prosz�! M�wi�c to, ruszy� naprz�d, a dwaj je�d�cy pod��yli za nim, oddalaj�c si� nieco od strumienia. Jechali teraz na po�udnie. � Mieli�my zamiar posuwa� si� z biegiem potoku � zauwa�y� Frank. � Zaprowadzi�oby was to te� do starego Helmersa � wyja�ni� ch�opak, ale nad�o�yliby�cie drogi. Zamiast w ci�gu trzech kwadran- s�w, przybyliby�cie do niego za dwie godziny. � No to szcz�cie, �e�my was spotkali. Czy znacie w�a�ciciela tej zagrody? � Nawet bardzo dobrze. � Co to za cz�owiek? Dwaj je�d�cy wzi�li m�odzie�ca mi�dzy siebie. Ten skierowa� na nich badawczy wzrok i wyja�ni�: � Helmers rozpoznaje �atwo ka�de* lotrostwo i zale�y mu bardzo na dobrej opinii swego domu. � To �adnie z jego strony. Nie mamy si� wi�c czego l�ka�? � Je�eli jeste�cie porz�dnymi lud�mi, to oczywi�cie nie. Przeciw- nie, jest w�wczas bardzo uczynny. � S�ysza�em, �e posiada sklep? � Tak, lecz nie dla zysku, a tylko po to, �eby us�u�y� westmanom2, kt�rzy do niego zaje�d�aj�. Ma w swoim sklepie wszystko, co jest potrzebne my�liwym i sprzedaje towar mo�liwie najtaniej. Jednak�e 2 z ang. wesanan: dos�ownie �cz�owiek Zachodu", czyli cz�owiek obeznany doskonale z warunkami Dzikiego Zachodu, kieruj�cy si� etyk� zdobywcy 8 kto� kto mu si� nie podoba, nie otrzyma od niego nic nawet za ci�kie pieni�dze. � Jest wi�c dziwakiem? � Nie, ale stara si� zawsze trzyma� z dala od siebie wszelk� ho�ot�, kt�ra zagra�a spokojowi Zachodu. Poznacie go zreszt�. Jedno tylko chc� wam o nim powiedzie�, czego naturalnie nie zrozumiecie i z czego mo�e nawet b�dziecie si� �miali: On jest Niemcem, i to starej daty. To chyba wyja�nia wszystko. Frank podni�s� si� w strzemionach i zawo�a�: � Co? Tego mia�bym nie rozumie�? Z tego mia�bym si� nawet �mia�? Co wam strzeli�o do g�owy! Ciesz� si� niezmiernie, �e tu na kra�cach Liano Estacado3 znajduj� rodaka. Oblicze przewodnika by�o bardzo powa�ne. Jego dotychczasowe zachowanie sugerowa�o, jakby w og�le nie umia� si� u�miecha�. Teraz spojrza� na Franka przychylnie i zapyta�: �Jak? Jeste�cie Niemcem? � Naturalnie! Czy tego zaraz po mnie nie poznali�cie? � Nie! Nie m�wicie po angielsku jak Niemiec i wygl�dacie jak wuj Jankes, wyrzucony przez okno przez wszystkich swoich bratank�w i siostrze�c�w. � O nieba! Co wam strzeli�o do g�owy! Jestem Niemcem do szpiku ko�ci, a kto temu nie wierzy, tego przebij� bagnetem! � Do tego wystarczy tak�e n�. Ale je�li tak si� sprawa przedsta- wia, to stary Helmers si� ucieszy, pochodzi bowiem z Niemiec i ceni wysoko swoj� ojczyzn� i swoj� mow� ojczyst�. � Jestem o tym przekonany. Niemiec tak jednej jak i drugiej nie mo�e zapomnie�. Teraz si� ciesz� w dw�jnas�b, �e jad� do domu Helmersa. W�a�ciwie powinienem wpa�� na to, �e jest Niemcem. Jankes by�by swoj� posiad�o�� nazwa� ,,rancho", lub podobnie. Ale dom Helmersa! T� nazw�, z kt�r� kojarzy si� ognisko domowe, pos�u�y si� tylko Niemiec. Czy mieszkacie w jego pobli�u? � Nie. Nie posiadam ani rancha, ani domu. �yj� jak ptak w przestworzach lub jak zwierz� w lesie. � Pomimo waszego m�odego wieku? Nie macie rodzic�w? � Ani �adnego krewnego. � Hm. Jak si� w�a�ciwie nazywacie? 3 z hiszp. �Liano Estacado" lub z ang. �Staked Plain": pole wypalikowane 9 � Nazywaj� mnie Bloody-Fox. � Bloody-Fox? To wskazuje na jakie� krwawe wydarzenie. � Tak, moi rodzice wraz z ca�� rodzin� i wszystkimi im towarzysz�- cymi osobami zostali zamordowani na pustyni Liano Estacado. Tylko ja zosta�em przy �yciu. Znaleziono mnie z g��bok� ran� na g�owie. Mia�em w�wczas mniej wi�cej osiem lat. � M�j Bo�e! To z was rzeczywi�cie biedaczysko! Napadni�to na was, �eby was ograbi�? � Tak. � To nie pozosta�o wam nic pr�cz �ycia, nazwiska i okropnego wspomnienia! � Nawet nie. Helmers znalaz� mnie na piasku, wzi�� mnie na konia i zawi�z� do siebie. Miesi�cami le�a�em w gor�czce, a kiedy odzyska�em przytomno��, nic nie pami�ta�em, zupe�nie nic. Zapomnia�em nawet swoje nazwisko i do dzi� nie mog� go sobie przypomnie�. Jedynie chwila napa�ci pozosta�a mi wyra�nie w pami�ci. Wola�bym, �eby i ona si� zatar�a, w�wczas nie gna�oby mnie przez t� straszn� pustyni� bezustannie gor�ce pragnienie zemsty. � A dlaczego nazwano was Bloody-Fox? � Poniewa� by�em zlany krwi� i w gor�czkowych majaczeniach cz�- sto powtarza�em s�owo �fox". My�lano wi�c, �e to jest moje nazwisko. � To wasi rodzice byliby Niemcami? � Na pewno. Bo kiedy przyszed�em do siebie, m�wi�em po angielsku i po niemiecku, lecz �atwiej pos�ugiwa�em si� j�zykiem niemieckim. Helmers opiekowa� si� mn� jak rodzony ojciec. Mimo to nie mog�em wytrzyma� u niego. Wyrywa�em si� w pustkowie jak sok�, kt�remu s�py rozszarpa�y rodzic�w i kt�ry teraz kr��y� musi wok� krwawego miejsca tak d�ugo, a� mu si� uda znale�� morderc�w. Fox g�o�no zazgrzyta� z�bami i tak mocno �ci�gn�� cugle koniowi, �e ten stan�� d�ba. � To t� blizn� na czole macie od owej napa�ci? � zapyta� Frank. � Tak � potwierdzi� ponuro m�odzieniec. � Lecz nie m�wmy ju� o tym! Denerwuje mnie to i mog�oby si� zdarzy�, �e pop�dz� w g��b pustyni, a wy b�dziecie musieli sami jecha� do Helmersa. � Tak, m�wmy lepiej o w�a�cicielu tej zagrody! Kim by� w�a�ciwie w starym kraju? � Urz�dnikiem le�nym. 10 � Jak? Co takiego? � zawo�a� Frank. � Ja tak�e! Bloody-Fox os�upia� ze zdziwienia, ponownie przyjrza� si� dok�ad- nie m�wi�cemu i powiedzia�: � Wy tak�e? Ale� to radosne spotkanie! � Tak. Je�li jednak posiada� pi�kny zaw�d le�nika, to dlaczego go rzuci�? � Ze zmartwienia. By� nadle�niczym. Podleg�e jego pieczy lasy by�y prywatn� w�asno�ci�, a ich w�a�ciciel by� dumnym, bezwzgl�d- nym i porywczym cz�owiekiem. Pok��cili si� i Helmers otrzyma� negatywne �wiadectwo, kt�re udaremni�o mu podj�cie jakiejkolwiek pracy w jego fachu. W�wczas postanowi� wyjecha� jak najdalej. Czy widzicie zagajnik czerwonych i czarnych d�b�w po tamtej stronie? � Tak � skin�� Frank g�ow�, patrz�c we wskazanym kierunku. � Dojedziemy wi�c znowu do strumyka, a za tym lasem rozpoczy- naj� si� pola Helmersa. Dotychczas ja by�em przez was zasypywany pytaniami. Teraz chcia�bym z kolei dowiedzie� si� czego� o was. Czy ten poczciwy Murzyn nie ma przypadkiem przezwiska �Sliding- Bob"?4 Na to Bob uni�s� si� w siodle, jakby chcia� zeskoczy� z konia. �Ach! Och! � zawo�a�. � dlaczego massa Bloody-Fox wymy�la dobremu, zacnemu masser Bobowi? � Nie chc� ci wymy�la�, ani ci� obrazi� � odrzek� m�odzieniec uspokajaj�co. � S�dz�, �e jestem twoim przyjacielem. � Dlaczego wi�c nazywa� masser Boba tak, jak go nazywali Indianie, poniewa� masser Bob w�wczas ci�gle ze�lizgiwa� si� z konia? Teraz jednak masser Bob" je�dzi� na koniu jak diabe�! � Na poparcie swego twierdzenia, spi�� konia ostrogami i pogalopowa� w kierunku zagajnika. Frank r�wnie� by� zdziwiony pytaniem m�odziana. � Znacie Boba? To prawie niemo�liwe! � O nie! Znam r�wnie� was. � Czy�by! Jak si� wi�c nazywam? � Hobbie � Frank5. � Zgadza si�! Ale ch�opcze, kto wam to powiedzia�? Nie by�em przecie� w tej okolicy nigdy w �yciu. 4 z ang. �Sliding-Bob": �lizgaj�cy si� Bob 5 z ang. hobbie: chwia� si�, potyka� si� 11 � Och � odpar� m�odzieniec z u�miechem �zna si� przecie� takiego s�awnego westmana. Frank nad�� si� tak, �e mu omal surdut nie p�k� i zapyta�: � Ja? S�awny? O tym te� ju� wiecie? Kto wam o mnie opowiedzia�? � M�j znajomy, Jakob Pfefferkorn, znany powszechnie jako Gruby Jemmy. � Patrzcie�! M�j dobry przyjaciel! Gdzie go spotkali�cie? � Przed kilkoma dniami nad rzek� Washita. Powiedzia� mi, �e�cie si� um�wili na spotkanie w domu Helmersa. � Istotnie. Przyb�dzie tam wi�c? � Tak. Ja wyruszy�em wcze�niej i przybywam prosto stamt�d, gdzie�my si� spotkali. On pod��y wkr�tce za mn�. � To wspaniale! A wi�c opowiada� wam o mnie? � Opisa� mi wasz� podr� do Yellowstone. Gdy us�ysza�em od was, �e byli�cie r�wnie� le�nikiem, wiedzia�em natychmiast kogo mam przed sob�. � W takim razie wierzycie teraz, �e jestem porz�dnym Niemcem? � Nie tylko to, lecz wiem, �e jeste�cie w og�le dobrym i zacnym cz�owiekiem � odpar� m�odzieniec z u�miechem. � Wi�c Gruby mnie nie oczerni�? � Nic podobnego. Jak�eby m�g� szkalowa� swojego poczciwego Franka? � Tak, wiecie, my�my si� nieraz sprzeczali o sprawy, do zrozumie- nia kt�rych nie wystarcza �rednie wykszta�cenie. On jednak szcz�li- wie przyzna�, �e si� wzajemnie przewy�szamy i dlatego na ca�y-m �wiecie nie mo�e by� lepszych, ni� my dwaj, przyjaci�. Ale oto dogonili�my Boba i dotarli�my do zagajnika. Jak teraz dalej? � Trzeba przejecha� na drug� stron� strumienia i przedrze� si� przez zagajnik. To jest prosta droga. Tacy dobrzy je�d�cy jak Bob nie potrzebuj� przecie� ubitego traktu. � S�usznie! � powiedzia� Murzyn dumnie. � Massa Bloody-Fox widzie�, �e masser Bob je�dzi� jak Indianin. Masser Bob umie� pokona� wszelkie trudy. Przeprawili si� przez rzeczk�, przejechali lasek, przedar�szy si� przez zaro�la, i min�li ogrodzone pola kukurydzy, owsa oraz kartofli- ska. Tu miejscami znajdowa� si� �yzny, czarny grunt, kt�ry daje obfite plony. Strumie� podnosi� warto�� farmy, przep�ywaj�c tu� ko�o domu 12 mieszkalnego, za kt�rym znajdowa�y si� stajnie i budynki gospo- darskie. Dom mieszkalny zbudowany by� z kamienia. D�ugi i na fundamen- tach, nie posiada� pi�tra, lecz �ciany szczytowe mie�ci�y po dwie niewielkie mansardy. Przed wej�ciem do domu daleko rzuca�y cie� cztery olbrzymie d�by, pod kt�rymi sta�o kilka prostych sto��w i �awek. Mo�na by�o od razu spostrzec, �e po prawej stronie od wej�cia znajdowa�a si� cz�� mieszkalna, a po lewej sklep, opisany przez Bloody-Foxa. Przy jednym ze sto��w siedzia� starszy m�czyzna, pali� fajk� i przygl�da� si� badawczo trzem przyby�ym. By� wysoki, mocno zbudo- wany, o twarzy zahartowanej, na wietrze, okolonej g�st� brod�; prawdziwy westman, kt�rego r�ce �wiadczy�y o tym, �e wiele si� ju� napracowa�y. Kiedy rozpozna� przewodnika dw�ch obcych przybysz�w, wsta� i ju� z daleka zawo�a�: � Witam ci�, Bloody-Fox! Pokaza�e� si� nareszcie znowu? S� nowiny. � St�d? � zapyta� m�odzieniec. � Stamt�d. � Wskaza� przy tym r�k� na po�udnie. � Jakie nowiny? Dobre? � Niestety. Prawdopodobnie na pustyni pojawi�y si� znowu �s�- py" Amerykanin m�wi�cy po angielsku nazywa pustyni� Liano Esta- cado: �staked plain". Obydwie nazwy maj� to samo znaczenie: �wypalikowana r�wnina". Wiadomo�� podana przez Helmersa zelektryzowa�a wr�cz Bloody- Foxa. Zeskoczy� z konia, podszed� do starszego cz�owieka i rzek�: � Musisz mi to zaraz dok�adniej opowiedzie�! � Niewiele jest do opowiadania. Przedtem jednak mo�e by�by� tak uprzejmy i przedstawi� mnie tym dwom d�entelmenom. � To mo�na r�wnie� pr�dko za�atwi�. Jeste� mister Helmersem, w�a�cicielem tej fermy, a ci panowie to mister HobbIe-Frank i masser Sliding-Bob, kt�rzy chcieli ci� odwiedzi�, �eby ewentualnie co� u ciebie kupi�. Helmers przyjrza� si� przyby�ym i oznajmi�: � Musz� ich wpierw pozna�, zanim zaczn� z nimi handlowa�. Nigdy ich jeszcze nie widzia�em. 14 � Mo�esz ich spokojnie przyj��. S� moimi przyjaci�mi. � No to serdecznie witam. � Helmers poda� r�k� Frankowi i Murzynowi i poprosi�, �eby usiedli. � Najpierw konie, sir � powiedzia� Frank. � Wiadomo wam przecie�, co jest pierwszym obowi�zkiem westmana. � Tak jest. Z waszej troskliwo�ci o zwierz�ta wnosz�, �e jeste�cie porz�dnymi lud�mi. Kiedy macie zamiar zn�w wyjecha�? � Mo�e b�dziemy musieli zatrzyma� si� tu kilka dni, poniewa� mamy si� tu spotka� z dobrymi kompanami. � To zaprowad�cie konie za dom i zawo�ajcie Murzyna Herkulesa! On wam we wszystkim us�u�y. Przybysze zastosowali si� do �yczenia gospodarza. Helmers patrzy� za nimi, kr�c�c g�ow� i rzek� do Bloody-Foxa: � Dziwnych ludzi mi tu przyprowadzi�e�! Francuskiego rotmistrza o czarnej sk�rze i d�entel- mena sprzed pi��dziesi�ciu lat w kapeluszu ze strusim pi�rem. To nawet tu na dalekim Zachodzie rzuca si� w oczy. � Nie daj si� zwie�� pozorom, stary. Powiem ci tylko jedno nazwisko, a zaufasz mi. Ci dwaj s� dobrymi znajomymi Old Shatter- handa6, kt�rego tu oczekuj�. � Co ty m�wisz? � zawo�a� farmer. � Old Shatterhand chce przyby� do zagrody Helmersa? Od kogo to wiesz? Od tych dw�ch? � Nie, od Grubego Jemmy'ego. � Z nim te� si� widzia�e�? Ja go tylko dwukrotnie spotka�em i ch�tnie bym go znowu zobaczy�. � B�dziesz mia� nied�ugo okazj�. On i D�ugi Davy nale�� do kompanii oczekiwanej przez tych dw�ch, kt�rych ci przyprowadzi�em. Helmers kilka razy szybko poci�gn�� z fajeczki, kt�ra przygasa�a. Potem z twarz� rozja�nion� u�miechem zawo�a�: � Co za radosna nowina! Musz� zaraz biec do swojej starej Barbarki, aby jej donie��, �e... � St�j! � przerwa� Bloody-Fox farmerowi, chwytaj�c go za r�k�. � Najpierw pragn� us�ysze�, co si� zdarzy�o na pustyni. � Naturalnie zbrodnia � odpar� Helmers, zwracaj�c si� zn�w do niego. � Jak d�ugo ciebie u mnie nie by�o? � Prawie dwa tygodnie. 6 z ang. �Old Shatterhand": Grzmi�ca Rfka 15 �Tote� nie widzia�e� tych czterech rodzin, kt�re chcia�y przej�� przez Liano. Wysz�y st�d przesz�o tydzie� temu, ale do celu jeszcze nie dotar�y. Kupiec Wallace przyby� z tamtej strony. Powinni si� byli spotka�. � Czy paliki by�y w porz�dku? � W�a�nie nie. Gdyby nie zna� pustyni dok�adnie od dwudziestu lat, by�by zgubiony. � Dok�d si� uda�? � Po�o�y� si� w ma�ej, g�rnej izdebce, �eby wypocz��. Kiedy przyszed�, ledwie si� trzyma� na nogach ze zm�czenia. Nie wzi�� nawet nic do ust, �eby tylko jak najpr�dzej m�c si� po�o�y� spa�. � Skocz� na g�r� i obudz� go, bez wzgl�du na jego zm�czenie. Musi mi wszystko opowiedzie�. M�odzieniec podenerwowany znikn�� w drzwiach domu. Farmer usiad� z powrotem i dalej pali� swoj� fajk�. Pokr�ci� przy tym g�ow�, zdziwiony wielkim po�piechem Bloody-Foxa. W chwil� p�niej jego oblicze przybra�o wyraz b�ogiego zadowolenia, powodu kt�rego mo�na si� by�o domy�li� ze s��w, jakie mrucza� pod nosem: � Gruby Jemmy! Hm! I nawet Old Shatterhand! Hm...! I tacy m�owie przyprowadzaj� ze sob� tylko dzielnych ludzi! Hm! Ca�e towarzystwo przy b�dzie! Hm! Ale chcia�em o tym przecie� powiedzie� swojej Barbarce, �eby ... Helmers wsta�, aby t� radosn� nowin� podzieli� si� ze swoj� �on�, zatrzyma� si� jednak ponownie, gdy� w�a�nie zza w�g�a domu ukaza� si� Frank i zmierza� w jego kierunku. � No co, sir, znale�li�cie Murzyna? � zapyta� Helmers. � Tak � odpar� Frank. � Bob jest u niego, wi�c mog� im spokojnie powierzy� konie. Musia�em przede wszystkim pospieszy� do was, �eby wam powiedzie�, jak bardzo si� ciesz�, �e znalaz�em koleg� po fachu. � Frank powiedzia� to po angielsku, gdy� dotychczas ca�a rozmowa toczy�a si� w og�le w j�zyku angielskim. � Koleg� po fachu? � zapyta� farmer. � Gdzie mianowicie? � Tutaj! Was mam na my�li. Bloody-Fox opowiedzia� mi, �e byli�cie nadle�niczym. � To si� zgadza. . ' � Wi�c jeste�my kolegami, poniewa� ja tak�e by�em adeptem le�nictwa.. � Ach! A sd/ie m�j drogi? 16 � W Niemczech, i to w Saksonii. � Co? W Saksonii? To pan jest Niemcem? Dlaczego wi�c m�wi pan po angielsku? Prosz� si� pos�ugiwa� swoim j�zykiem ojczystym! Ostatnie zdanie wypowiedzia� Helmers po niemiecku i Hobbie- Frank podj�� dalszy dyskurs w tym j�zyku: � Z najwi�ksz� przyje- mno�ci�, panie nadle�niczy! Gdy chodzi o u�ywanie mojego j�zyka ojczystego, to natychmiast si� zgadzam. Z dum� pana informuj�: by�em pomocnikiem le�niczego w Moritzburgu pod Dreznem, wie pan tam, gdzie si� znajduje zamek ze stawami karpia. Helmers by� w pierwszej chwili troch� zdetonowany sposobem wyra�ania si� ma�ego Sakso�czyka. U�cisn�� serdecznie �panu kole- dze" podan� przez niego r�k�, poprosi� go, �eby zaj�� miejsce i chc�c zyska� na czasie uda� si� do domu, by przynie�� jaki� nap�j orze�wiaj�- cy. Wr�ci� z dwiema butelkami piwa i dwoma kuflami w r�ku. � Psiako��, to wspaniale! � zawo�a� Frank. � Piwo! To mi si� podoba! Przy tym szlachetnym napoju z j�czmienia m�czy�ni naj�at- wiej daj� upust swej elokwencji. Czy tu w Teksasie tak�e si� )u� warzy piwo? � Nawet w du�ej ilo�ci. Musi pan wiedzie�, �e w Teksasie mieszka ponad czterdzie�ci tysi�cy Niemc�w, a gdzie si� Niemiec osiedli, tam na pewno warzy si� piwo. � Niech B�g zachowa chmiel i mi�d! Czy pan sam trudni si� warzeniem tego lubego daru Bo�ego? � Nie! Sprowadzam sobie zapas przy ka�dej okazji z Coleman City. Na zdrowie, panie Frank! Helmers nape�ni� kufle i tr�ci� si� z Frankiem. Ten jednak powie- dzia�: � Panie nadle�niczy, prosz�, niech�e pan nie robi ceregieli i poniecha wszelkiej obawy! Jestem nader przyst�pnym cz�owiekiem. Dlatego prosz� mnie nie tytu�owa� �panie Frank", lecz m�wi� do mnie po prostu �panie kolego"! Tak b�dzie najlepiej dla nas obu. � Zupe�nie s�usznie! � skin�� Helmers g�ow� z u�miechem. � Pan mi si� podoba. � No to dobrze! Ale gdzie� si� w�a�ciwie podzia� nasz przyjaciel Bloody-Fox? \ A� Poszed� d^y�dnego z go�ci, �eby si� czego� dowiedzie�. Gdzie go pan spotka�? \S-\ *^v ''ii ''O '^T�liBrzy st�wf^tfmu, godzin� drogi st�d. 17 � S�dzi�em, �e byli�cie razem przez d�u�szy czas. � To bynajmniej nie jest konieczne. Mam w sobie co� tak przyci�gaj�ce sympatycznego, �e zwykle szybko zaprzyja�niam si� z lud�mi. Ten m�ody cz�owiek powierzy! mi ju� w najbardziej tajemni- czy spos�b ca�y sw�j �yciorys. Czy nie wie pan o nim czego� bli�szego? � Nie, je�eli panu opowiedzia� ca�y sw�j �yciorys. � Z czego w�a�ciwie Fox �yje? � Hm! Przynosi mi od czasu do czasu nuggety7. Z tego wnioskuj�, �e gdzie� musia� odkry� z�o�e z�otego kruszcu. � To mnie cieszy, zw�aszcza �e jak si� zdaje, jest on Niemcem. To musi by� straszne, je�li cz�owiek nie wie, gdzie sta�a jego pierwsza ko�yska. W tym momencie Bloody-Fox wyszed� z domu i zbli�y� si� do rozmawiaj�cych. Wygl�da� jeszcze powa�niej ni� przedtem i zwr�ci� si� do Helmersa: � To przecie� okropne, co mi Wallace opowiedzia�! Teraz mog� my�le� tylko o tych biednych ludziach, kt�rzy zostali zamordowani na Liano Estacado. � Ludzie zostali zamordowani? � zapyta� dobroduszny Hobbie- Frank pe�en wsp�czucia. � Na Liano? Kiedy� to by�o? � Nie wiadomo. Wyruszyli st�d przed przesz�o o�miu dniami, lecz dotychczas nie zjawili si� po przeciwnej stronie pustyni. Z tego wniosek, �e zgin�li. � Mo�e jednaj nie. Zapewne pojechali w innym kierunku, ni� pocz�tkowo zamierzali. � Tego si� w�a�nie obawiam. St�d mo�na jecha� tylko w jednym kierunku, �eby przebrn�� przez pustyni�. Jest ona tak samo niebezpie- czna, jak na przyk�ad Sahara lub pustynia Gobi. Na Liano Estacado nie ma �adnych �r�de�, �adnych oaz, ani wielb��d�w, kt�re potrafi� wiele dni oby� si� bez wody. To sprawia, �e ta pustynia jest tak niebezpie- czna, jakkolwiek jest ona mniejsza od afryka�skiej i azjatyckiej. Nie ma tam �adnej drogi w znaczeniu szlaku komunikacyjnego. Dlatego w kierunku, w kt�rym jazda jest mo�liwa, poutykane s� paliki. Od nich pustynia wzi�a swoj� nazw�. Kto zapu�ci si� poza te paliki, jest zgubiony. Musi umrze� z wyczerpania. �ar i pragnienie dzia�aj� ujemnie na m�zg. Cz�owiek traci zdolno�� my�lenia i je�dzi tak d�ugo w / z ang. nuggety: kawa�ki rodzimego z�ota, samorodki 18 k�ko, a� ko� pod nim padnie, a on sam nie jest ju� w stanie zrobi� ani jednego kroku. Tylko bardzo niewielu zna Liano tak dok�adnie, �e i bez palik�w da sobie rad�. Co wi�c si� dzieje, je�li paliki wskazuj�ce w�a�ciw� drog� zostan� wyj�te przez morderc�w i poutykane w fa�szywym kierunku? � To� to szata�ski wymys�! � krzykn�� Frank i zerwa� si� przera�ony. � Oczywi�cie � przyzna� Hetmers � a jednak to si� zdarza. Istniej� bandy przest�pc�w, kt�re wyci�gaj� paliki i wtykaj� je w fa�szywym kierunku. Kieruj�cy si� nimi podr�ni jad� prosto w pu�apk�. W pewnym bowiem miejscu paliki si� ko�cz�, podr�ny trafia w najokropniejsze okolice pustyni i nie znajduje ju� ratunku! � Mo�e przecie� wr�ci� wzd�u� palik�w! � Na to jest za p�no, gdy� tkwi ju� wtedy tak g��boko w pustyni, �e zm�czony i spragniony wlecze si� resztkami si� i nie jest w stanie wr�ci� do miejsca poros�ego zieleni�. Rabusie nie potrzebuj� go wcale zabija�. Czekaj� po prostu a� zginie i obrabowuj� potem jego zw�oki. Tak si� ju� cz�sto zdarza�o. � Ale czy� tych �otr�w nie mo�na unieszkodliwi�? Helmers ju� otwiera� usta, �eby odpowiedzie�, kiedy jego uwag� przyku� cz�owiek, kt�ry w�a�nie wy�oni� si� zza naro�nika domu. Mia� na sobie ubranie z czarnego sukna, a w r�ku trzyma� ma�e zawini�tko. By� szczup�y i chuderlawy, a twarz mia� chud� i kanciast�. W czarnym ubraniu, wysokim cylindrze, zsuni�tym g��boko na kark, i okularach, wygl�da� jak duchowny. Podszed� dziwnie skradaj�cymi si� krokami, dotkn�� lekko ronda kapelusza i pozdrowi�: � Dzie� dobry panom! Czy trafi�em do wielmo�nego pana Johna Helmersa? Helmers obrzuci� przybysza wzrokiem, z kt�rego mo�na by�o wnioskowa�, �e obcy mu si� nie podoba� odpowiedzia�: � Nazywam si� istotnie Helmers, ale tytu� �wielmo�ny pan" mo�ecie spokojnie opu�ci�. Nie jestem s�dzi� pokoju i w og�le nie lubi� tego rodzaju uprzejmo�ci. To s� tylko kiepskie komplementy, kt�rymi jak zgni�ymi jab�kami d�entelmen niech�tnie daje si� obrzuca�. Skoro znacie moje nazwisko, czy wolno mi pozna� wasze? � Dlaczego nie, sir! Nazywam si� Tobias Preisegott Burton i jestem misjonarzem ��wi�tych Ostatnich Dni". 2* 19 Obcy wypowiedzia� to zdanie tonem pe�nym namaszczenia i pew- no�ci siebie, co jednak nie wywar�o na farmerze wra�enia, jakiego przybysz oczekiwa�, gdy� Helmers odpar�, wzruszaj�c ramionami: � Jeste�cie mormonem? To bynajmniej nie jest dla was pochlebn� rekomendacj�. Nazywacie si� ,,�wi�tymi ostatnich dni". Brzmi to pretensjonalnie i butnie, a poniewa� jestem cz�owiekiem skromnym i nie podoba mi si� wasz brak krytycyzmu, najlepiej b�dzie, je�li si� zaraz st�d oddalicie. Nie �cierpi� w zagrodzie �adnego misjo- narza. Zosta�o to powiedziane do�� wyra�nie, a nawet obra�liwie. Burton jednak zachowa� sw�j uprzejmy wyraz twarzy, si�gn�� zn�w grzecznie do kapelusza i oznajmi�: � Mylicie si�, sir, je�li s�dzicie, �e zamierzam nawraca� mieszka�c�w tej b�ogos�awionej farmy. Zaszed�em do was tylko, �eby wypocz�� oraz zaspokoi� g��d i pragnienie. � No, je�li tylko o to wam chodzi, dostaniecie co wam potrzeba, pod warunkiem naturalnie, �e mo�ecie zap�aci�. Mam nadziej�, �e macie pieni�dze. Helmers obrzuci� obcego ponownie wnikliwym, badawczym spoj- rzeniem, po czym skrzywi� si�, jakby zobaczy� co� nieprzyjemnego. Mormon wzni�s� oczy ku niebu, chrz�kn�� i wyja�ni�: � Co prawda nie posiadam w nadmiarze skarb�w tego grzesznego �wiata, za posi�ek i nocleg mog� jednak zap�aci�. Oczywi�cie nie liczy�em si� z takim wydatkiem, gdy� m�wiono mi, �e ten dom jest bardzo go�cinny. � Kto wam o tym powiedzia�? � S�ysza�em o tym w Taylorsville, sk�d przybywam. � Powiedziano wam prawd�. Zapomniano jednak doda�, �e z bezinteresown� go�cinno�ci� podejmuj� tylko tych, kt�rzy s� przeze mnie mile widziani. � To zapewne w moim przypadku tak nie jest? � W�a�nie. � Ale ja przecie� nie mam nic na sumieniu. � By� mo�e. Jednak gdy si� wam dok�adnie przygl�dam, odnosz� wra�enie, �e po was mo�na si� spodziewa� tylko niemi�ych rzeczy. Nie bierzcie mi tego za z�e, sir! Jestem cz�owiekiem szczerym i mam zwyczaj m�wi� ka�demu otwarcie, co o nim my�l�. Wasza twarz mi si� nie podoba. Nawet teraz mormon nie wyda� si� obra�ony. Po raz trzeci si�gn�� do 20 kapelusza i powiedzia� �agodnym tonem: � W tym �yciu cz�owiek sprawiedliwy rzadko bywa doceniany. Nie odpowiadam za swoj� twarz. Je�eli wam si� nie podoba, to nie jest to moja wina. � Ale nie powinni�cie nikomu pozwoli� tak m�wi�. Trzeba nie mie� za grosz poczucia honoru, �eby takie s�owa przyj�� ze spokojem. Zreszt� musz� przyzna�, �e w�a�ciwie nie mam nic przeciwko waszej twarzy jako takiej. Nie odpowiada mi tylko spos�b, w jaki j� obnosicie po �wiecie. A poza tym wydaje mi si�, �e to wcale nie jest wasza prawdziwa twarz. Przypuszczam, �e wasze oblicze przyjmuje zupe�nie inny wyraz, kiedy jeste�cie sami. W dodatku jeszcze inne rzeczy mi si� nie podobaj�. � Czy m�g�bym prosi� o wyja�nienie, o czym my�licie? � Powiem wam niezale�nie od waszej pro�by. Mam wiele przeciw- ko temu, �e przychodzicie z Taylorsville. � Dlaczego? Czy macie tam wrog�w? � �adnego. Ale wyja�nijcie mi, dok�d zamierzacie i��! � W g�r�, do fortu Elliot. � Hm! To najbli�sza droga prowadzi ko�o mojej farmy? � Nie, ale s�ysza�em o was tyle mi�ego i dobrego, �e z ca�ego serca zapragn��em was pozna�. � Nie �yczcie sobie tego, mister Burton, bo mog�oby wam to nie wyj�� na zdrowie! A gdzie w�a�ciwie macie waszego konia? � Mojego konia? Nie mam �adnego. Przyszed�em piechot�. � Oho! Nie pr�bujcie mi tylko tego wm�wi�! Konia schowali�cie gdzie� w pobli�u i mocno podejrzewam, �e sk�oni�y was do tego niezbyt uczciwe powody. Tu pos�uguje si� koniem ka�dy m�czyzna, ka�da kobieta i ka�de dziecko. Bez konia nie mo�na si� w tej okolicy w og�le porusza�. Obcy, kt�ry chowa swojego konia, a potem si� tego zapiera, knuje na pewno co� niedobrego. Mormon za�ama� r�ce i zaklinaj�c si� zawo�a�: � Ale� mister Helmers, przysi�gam, �e naprawd� nie posiadam konia. Przemierzam kraj pieszo z pokor� i nigdy jeszcze nie siedzia�em w siodle. W�wczas Helmers wsta� z �awki, podszed� do Burtona, po�o�y� mu ci�ko r�k� na ramieniu i ofukn�� go: � Cz�owieku, wy to m�wicie mnie, kt�ry tyle lat mieszkam tu na granicy? Czy s�dzicie, �e jestem �lepy? Widz� przecie�, �e wewn�trzne strony spodni macie wytarte od konnej jazdy. Widz� tak�e dziury po ostrogach w waszych butach, i... 21 � To nie jest �aden dow�d, sir! � przerwa� mu mormon. � Kupi�em noszone buty. Dziury ju� w nich by�y. � Ach tak! Jak d�ugo je w�a�ciwie nosicie? � Od dw�ch miesi�cy. � W takim razie dziury te dawno by�yby wype�nione kurzem i brudem. A mo�e sprawiacie sobie przyjemno�� i codziennie je na nowo wywiercacie? Ostatniej nocy pada� deszcz. Tak daleka w�dr�wka piesza pokry�aby wasze buty b�otem. A poniewa� s� czyste, jest to najlepszym dowodem, �e jechali�cie konpo. Zreszt� czu� was koniem, a spojrzyjcie tylko tu. Je�eli znowu kiedy� b�dziecie wtykali ostrogi do kieszeni, to postarajcie si�, �eby k�ka ostr�g nie wystawa�y na zewn�trz! � Helmers wskaza� przy tym na mosi�ne k�ko ostrogi, wystaj�ce mormonowi z kieszeni marynarki. � Te ostrogi wczoraj znalaz�em � broni� si� mormon. �� To nie powinni�cie ich bra�, skoro ich nie potrzebujecie. Zreszt� nic mnie to nie obchodzi, czy je�dzicie konno, czy chodzicie piechot�. Ze wzgl�du na mnie, mo�ecie nawet je�dzi� na �y�wach po �wiecie. Je�eli mo�ecie zap�aci�, dostaniecie je�� i pi�. Potem jednak wyno�cie si�! Przenocowa� was nie mog�. Przyjmuj� tylko ludzi, kt�rzy nie budz� podejrze�. Helmers podszed� do okna, powiedzia� komu� p�g�osem kilka s��w, wr�ci� potem na swoje miejsce i zdawa� si� wi�cej przybyszem nie zajmowa�. Mormon usiad� przy s�siednim stole, po�o�y� na nim swoje zawini�tko, z�o�y� r�ce i potrz�saj�c g�ow�, sk�oni� j� zrezygnowany, czekaj�c spokojnie na to, co mu przynios�. Przybra� min� cz�owieka, kt�rego niezas�u�enie skarcono. HobbIe-Frank przys�uchiwa� si� uwa�nie ca�ej rozmowie. Teraz, kiedy si� sko�czy�a, nie zwraca� wi�cej uwagi na mormona. Inaczej jednak zachowywa� si� Bloody-Fox. Jak tylko zjawi� si� obcy, m�odzieniec wpatrzy� si� w niego i ca�y czas nie odrywa� od niego wzroku. Nie usiad�, gdy� mia� zamiar zaraz opu�ci� farm�. Sta� obok swojego konia. Teraz z�apa� si� za czo�o, jakby daremnie usi�owa� sobie co� przypomnie�. Potem opu�ci� r�k�, usiad� z wolna naprzeciwko farmera, tak by m�c dok�adnie obserwowa� mormona. Stara� si� nie okazywa� tego, lecz nie m�g� ukry� wewn�trz- nego napi�cia. Wtem pojawi�a si� w drzwiach starsza, dobrej tuszy niewiasta. 22 Przynios�a chleb i du�y kawa� wo�owej pol�dwicy. � To jest moja �ona �przedstawi� Helmers kobiet� HobbIe-Frankowi po niemiecku, podczas gdy z mormonem rozmawia� w j�zyku angielskim. � Ona zna j�zyk niemiecki tak dobrze jak ja. � Bardzo si� ciesz�powiedzia� Frank, podaj�c r�k� przyby�ej. � Dawno nie mia�em przyjemno�ci rozmawia� z dam� w j�zyku ojczystym. Serdecznie wi�c pani� witam, droga pani Helmers! Mo�e pani ko�yska hu�ta�a si� tak�e w wodach Renu lub �aby? � A gdyby nawet nie � odrzek�a, �miej�c si�. � Tam, w ojczy�nie, nie ma zwyczaju wstawiania ko�ysek do wody. Ale mimo to jestem rodowit� Niemk�. � No, to z Renem i �ab� by�o oczywi�cie �artem. Wyra�am si� wyszukanie i wykwintnie. Je�li za� o mnie chodzi, to pierwszy rozkoszny oddech wyda�em w pobli�u nad�abskiej Florencji, kt�r� geograf z matematyczn� �cis�o�ci� nazywa Dreznem. Helmersowa nie wiedzia�a, co ma odpowiedzie� temu dziwakowi. Spojrza�a pytaj�co na m�a, a Helmers wybawi� j� z zak�opotania, wyja�niaj�c: � Ten pan jest moim mi�ym koleg�, le�nikiem, kt�ry w starym kraju zapewne zrobi�by karier�. � Na pewno! � wtr�ci� szybko Frank. � Le�nictwo by�o drabin�, po kt�rej bym si� wdrapa� r�kami i nogami, gdyby los nie z�apa� mnie za kark i nie przywl�k� tu do Ameryki. Mam nadziej�, �e si� szybko zaprzyja�nimy, droga pani Helmers! � O tym jestem przekonana! � odrzek�a, skin�wszy mu g�ow�. � Sko�czy�o mi si� piwo. Czy nie m�g�bym dosta� jeszcze jednego? Pani Helmers zabra�a ze sto�u kufel, �eby go ponownie nape�ni�. Przy tej okazji przynios�a dla mormona chleb, ser, wod� i ma�� szklaneczk� w�dki. Mormon zabra� si� do jedzenia tego skromnego posi�ku, nie skar��c si�, �e nie dosta� mi�sa. Nadszed� Bob. � Masser Bob by� gotowy z ko�mi � zameldowa�. � Masser Bob tak�e chcie� je�� i pi�! Wtem jego wzrok pad� na ��wi�tego ostatnich dni". Stan�� jak wryty, przez jaki� czas mierzy� mormona oczami i zawo�a�: � Co widzie� masser Bob! Kto tu siedzi! To by� massa Weller, ten z�odziej, kt�ry ukrad� massa Baumannowi wszystkie jego pieni�dze! Mormon wsta� raptownie i wlepi� wystraszony wzrok w Murzyna. 23 � Co m�wisz? Ten cz�owiek jest owym Wellerem? � Tak, to jest on. Masser Bob zna� go dok�adnie. Masser Bob przyjrze� mu si� w�wczas bardzo dobrze. � O dniu nieszcz�sny! To by�oby przecie� przemi�e spotkanie. C� wy na to, mister Tobias Preisegott Burton? Mormon przezwyci�y� chwilowy przestrach. Machn�� lekcewa��- co r�k� w stron� Murzyna i odpar�: � Ten czarny nie jest zapewne przy zdrowych zmys�ach. Nie rozumiem go. Nie wiem, czego chce! � Jego s�owa by�y przecie� do�� wyra�ne. Nazwa� was Wellerem i powiedzia�, �e okradli�cie jego pana, niejakiego Baumanna. � Nie nazywam si� Weller. � Mo�e�cie si� kiedy� tak nazywali? � Nazywa�em si� zawsze Burton. Zdaje si�, �e ten czarnuch pomyli� mnie z kim innym. W�wczas Bob podszed� gro�nie do niego i krzykn��: � Co by� masser Bob? Masser Bob by� Murzynem, lecz nie przekl�tym czarnuchem. Masser Bob by� kolorowy d�entelmen. Je�eli massa Weller jeszcze raz powiedzie� �czarnuch", to masser Bob uderzy� go pi�ci�, jak mu to pokaza� massa Old Shatterhand! Helmers natychmiast stan�� mi�dzy obydwoma i za��da�: � Bob, �adnych r�koczyn�w! Oskar�asz tego cz�owieka o kradzie�. Czy mo�esz to udowodni�? � Tak, Bob da� dowody. Massa Frank tak�e widzie�, �e massa Baumann zosta� okradziony. On m�c by� �wiadkiem. � Czy to prawda, mister Frank? � Tak � potwierdzi� zapytany. � Mog� to udowodni�. � Jak wi�c by�o z t� kradzie��? � M�j kompan Baumann, zwany przez tych, kt�rzy go znaj� po prostu ,,�owc� nied�wiedzi", mia� w pobli�u South Fork nad rzek� Cheyenne sklep, a ja by�em jego towarzyszem i wsp�lnikiem. Sklep prosperowa� z pocz�tku bardzo dobrze, gdy� odwiedzali go cz�sto poszukiwacze z�ota, kt�rzy w�wczas sprowadzili si� w g�ry Black Hilis. Inkasowali�my du�o pieni�dzy i cz�sto posiadali�my znaczn� ilo�� got�wki i nugget�w. Pewnego dnia musia�em wybra� si� do kopaczy z�ota, �eby �ci�gn�� pieni�dze, kt�re mi byli winni. Kiedy po trzech dniach powr�ci�em, us�ysza�em, �e Baumanna tymczasem okradzione. By� sam z Bobem i przyj�� na nocleg go�cia, nazwiskiem \ Weller. Nast�pnego ranka okaza�o si�, �e wraz z Wellerem znik�y wszystkie pieni�dze. Pogo� za z�odziejem by�a bezskuteczna, ponie- wa� �lady zosta�y zmyte przez ulew�. Teraz Bob twierdzi, �e w tym ,,�wi�tym ostatnich dni" rozpoznaje owego z�odzieja i nie przypu- szczam, �eby on si� myli�. Bob ma oczy na wszystko otwarte i bardzo dobrze pami�ta ludzi. Ju� w�wczas zapewni�, �e tego cz�owieka dok�adnie obejrza�. To, mister Helmers, jest wszystko, co w tej sprawie mam do powiedzenia. � Wi�c wy�cie wtedy tego z�odzieja osobi�cie nie spotkali? � Nie. � W takim razie nie mo�ecie za�wiadczy�, �e naprawd� mamy go przed sob�. Bob jest jedynym oskar�ycielem. Co nale�y zrobi�, wiecie tak samo dobrze jak ja. � Masser Bob dok�adnie wiedzie�, co nale�y zrobi�! � odezwa� si� Murzyn porywczo. � Masser Bob zabi� �obuza, Masser Bob si� nie myli�. Chcia� odsun�� Helmersa na bok, �eby dosta� si� do mormona. Farmer jednak zatrzyma� go s�owami: � To by�oby gwa�tem, do kt�rego nie mog� dopu�ci� na swojej ziemi. � Dobrze, masser Bob czeka�, a� ten dra� st�d odejdzie. Potem go jednak powiesi� na najbli�szym drzewie. Masser Bob tu siedzie� i pilnowa�, kiedy z�odziej odej��. Bob usiad� tak, �eby mie� mormona na oku. Mo�na by�o wyczyta� z jego twarzy, �e swoj� gro�b� traktuje powa�nie. Burton z l�kiem przygl�da� si� pot�nej postaci Murzyna i zwr�ci� si� do Helmersa: � Sir, jestem naprawd� niewinny. Ten czarny master myli mnie z kim� innym i mam nadziej�, �e mog� liczy� na wasz� opiek�. � Nie polegajcie zbytnio na mnie! � brzmia�a odpowied�. � Nie udowodniono wam winy, a mnie ta kradzie� w og�le nie obchodzi, poniewa� nie piastuj� �adnego urz�dowego stanowiska. Wobec tego, jak d�ugo tu b�dziecie, nic wam nie grozi. Powiedzia�em wam ju� jednak, �e macie si� jak najpr�dzej st�d wynie��. Co si� potem stanie, jest mi oboj�tne. Nie mog� Bobowi zabroni� uregulowania tej sprawy z wami w cztery oczy. Co do mnie, pragn� was zapewni�, �e nie zemdlej� z przera�enia, je�li jutro znajd� was pod jakim� drzewem, na kt�rego najgrubszej ga��zi was powieszono. Tym samym sprawa zosta�a chwilowo za�atwiona. Mormon zaj�� si� 24 25 znowu posi�kiem, ale jad� bardzo powoli i z d�ugimi przerwami, aby mo�liwie najd�u�ej korzysta� z zagwarantowanego mu bezpiecze�- stwa. Bob porusza! gaikami oczu, nie spuszczaj�c ich z mormona, a Bloody-Fox, kt�ry pozornie zachowywa� spok�j, obserwowa� Burtona nadal tak samo uwa�nie jak przedtem. 2. STRZA� W CZO�O Ka�dy tak by� zaj�ty jedzeniem i swoimi my�lami, �e rozmowa si� urwa�a. A kiedy p�niej Frank chcia� j� ponownie o�ywi� i m�wi� dalej o Liano Estacado, przeszkodzi�o mu w tym pojawienie si� nowego go�cia. � Wasz dom zdaje si� by� cz�sto odwiedzany, mister Helmers � zauwa�y�. � Znowu zbli�a si� jaki� je�dziec, kt�ry sobie was upatrzy�. Gospodarz odwr�ci� si� w stron� przybysza, pozna� go i zadowolony oznajmi�: � To jest cz�owiek, kt�rego zawsze ch�tnie witam, ch�op na s�hwa�, na kt�rym mo�na pod ka�dym wzgl�dem polega�. � Pewnie kupiec, kt�ry chce si� u was zaopatrzy� w towar? � S�dzicie tak pewnie dlatego, �e po obu stronach siod�a ma du�e torby? � Tak. � To si� mylicie. Ten cz�owiek nie jest kupcem, lecz jednym z naszych najznakomitszych tropicieli. Musicie go pozna�. � Mo�e znam go z nazwiska. � Jak on si� w�a�ciwie nazywa, tego nie wiem. Zowi� go powszech- nie JuggIe-Fred8, poniewa� pokazuje sztuczki kuglarskie, kt�re ka�de- go wprawiaj� w zdumienie. Potrzebne do tego rekwizyty wozi ze sob� w tych dziwacznych torbach. � S�ysza�em ju� o nim. Jest w�drownym sztukmistrzem, a przy okazji przewodnikiem i tropicielem, nieprawda�? � W�a�nie na odwr�t: jest znakomitym tropicielem, �wietnie odnajduje i odczytuje �lady ludzi i zwierz�t, i jest znakomitym 8 z ang. juggier: kuglarz, sztukmistrz 27 przewodnikiem, kt�ry przy okazji zabawia towarzystwo sztuczkami kuglarskimi. Zdaje si�, �e podr�owa� ze s�awnymi cyrkowcami. Zna r�wnie� j�zyk niemiecki. Dlaczego przyby� na Zach�d i tu pozostaje, podczas gdy gdzie indziej m�g�by si� dzi�ki swej zr�czno�ci sta� cz�owiekiem bogatym, tego nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Jestem jednak przekonany, �e si� wam spodoba. Je�dziec, o kt�rym mowa, podjecha� tymczasem bli�ej. Tu� przed domem zatrzyma� konia i zawo�a�: � Halo, stary kwatermistrzu, czy znajdzie si� jeszcze u ciebie miejsce dla biedaka, kt�ry nie ma czym zap�aci� rachunku? � Dla ciebie jest miejsce o ka�dej porze � odpowiedzia� Helmers. � Zaje�d�aj! Zejd� z tego koz�a i rozgo��cie! Znajdziesz tu mile towarzystwo. By�y magik ogarn�� obecnych badawczym wzrokiem i stwierdzi�: � Mam nadziej�! Naszego Bloody-Foxa ju� znam. Murzyn nie sprawi mi k�opotu. Ten drugi, ma�y d�entelmen w surducie i damskim kapelu- szu, wydaje si� te� poczciwym cz�owiekiem, a tego trzeciego tam, gry- z�cego ser jakby jad� sk�r� je�a, no c�, hm, tego chyba jeszcze poznam. Dziwne, �e i ten cz�owiek wyrazi� si� natychmiast o mormonie z pewn� ostro�no�ci�. Podjecha� ca�kiem blisko i zeskoczy� z siod�a. Kiedy wita� gospodarza serdecznie, z rozpostartymi r�kami, m�g� mu si� Frank dobrze przypatrzy�. JuggIe-Fred nawet tu na Dzikim Zachodzie by� zjawiskiem niezwy- k�ym. Pierwsz� rzecz�, kt�ra si� rzuca�a w oczy, by� du�y garb, szpec�cy jego poza tym harmonijnie zbudowan� posta�. By� �redniego wzrostu, nie za niski, nie chuderlawy; nie mia� te� zbyt d�ugich r�k. Jego okr�g�a, pe�na, g�adko ogolona twarz by�a mocno opalona, lecz po lewej stronie silnie poszarpana, jakby jak�� straszn� ran� po�atano kiedy� nieprawid�owo. I o dziwo, jego oczy mia�y r�ne zabarwienie; lewe oko by�o jasnoniebieskie, a prawe g��boko czarne. Nosi� wysokie, br�zowe buty z bawolej sk�ry, zaopatrzone w meksyka�skie ostrogi z du�ymi k�kami, czarne sk�rzane spodnie z tak� sam� kamizelk� i bluzowaty kaftan z mocnego granatowego sukna. Na biodrach mia� szeroki pas sk�rzany, podobny do trzosa, w kt�rym obok naboj�w, no�a i znacznego kalibru rewolweru tkwi�y najrozmait- sze drobiazgi, potrzebne westmanowi. G�ow� okrywa�a mu prawie 28 nowa czapka z futra bobrowego, mocno nasuni�ta na czo�o, niemal ca�kiem je zas�aniaj�c. Ogon bobra zwisa� z czapki a� na kark. Jego konia Helmers nazwa� �artobliwie koz�em, a por�wnanie to by�o uzasadnione. Zwierz� mia�o bowiem wysokie i zdaje si� mocno sfatygowane nogi. Na go�ym kikucie jego ogona, teraz opuszczonego, wida� by�o zaledwie kilka kr�tkich w�os�w. Czy ten rumak by� kiedy� karym, gniadym, czy te� cisawym koniem, nie da�o si� ju� dzi� ustali�, gdy� jego korpus pokrywa�y w wielu miejscach �ysiny, a tam, gdzie jeszcze sier�� pozosta�a, by�a tak nieokre�lonej siwej barwy, jak gdyby na tym ogierze ju� za czas�w w�dr�wki lud�w je�dzi� jaki� Sweb lub Gepida. Po grzywie nie by�o ju� �ladu. Nieproporcjonalnie du�y �eb konisko zwiesza�o bardzo nisko, pyskiem prawie dotykaj�c ziemi i zdawa�o si� nie mie� si�y, aby ud�wign�� d�ugie, grube i �yse o�le uszy, kt�re na kszta�t du�ych schowk�w sk�rzanych otula�y czule jego �uchwy. Poza tym ko� mia� zamkni�te oczy, jakby spa�. Stoj�c tak nieruchomo, zdawa� si� by� uosobieniem niedo�cig�ej g�upoty i godnej wsp�czucia niezaradno�ci. W�a�ciciel tego konia, u�cisn�wszy r�ce gospodarzowi, zapyta�: � Wi�c masz miejsce dla mnie? A jedzenie tak�e? � Naturalnie! Przysi�d� si� do nas. Jest tu jeszcze do�� mi�sa dla ciebie. � Dzi�kuj�. Zepsu�em sobie wczoraj �o��dek. Wo�owina jest dla mnie za ci�ka. Wola�bym kurczaka. Czy mo�esz si� o niego postara�? � Dlaczeg� by nie? Popatrz ile tu kurcz�t do pieczenia biega woko�o. � Wskaza� przy tym na dwa stadka m�odych kurczak�w, kt�re pod macierzy�sk� opiek� kwok drepta�y w pobli�u sto��w, a�eby wydzioba� spad�e okruchy. � Pi�knie! � przytakn�� Fred. Prosz� o jedno kurcz�tko. Niech mi je pani domu przyrz�dzi. Oskubi� je sam. M�wi�c to, zdj�� swoj� dubelt�wk� z ��ku, wycelowa� i strzeli�. Kiedy hukn�� strza�, przym- kni�te powieki konia nawet nie drgn�y. Zwierz� wydawa�o si� tak g�uche, �e nie mog�o us�ysze� strza�u nawet oddanego tu� przy nim. Kurcz� pad�o martwe. Fred podni�s� je i pokaza� wszystkim. Ku og�lnemu zdumieniu okaza�o si�, �e nie mia�o ju� na sobie ani jednego pi�rka i mo�na je by�o zaraz wypatroszy� i upiec. � Ki diabe�! � �mia� si� Helmers. � Mog�em przecie� przewi- 30 dzie�, �e tu chodzi znowu o jedn� z twoich sztuczek. Ale powiedz, jak to w�a�ciwie zrobi�e�? � Przy pomocy lunety. � Bzdura! przecie� strzela�e� z fuzji. � Oczywi�cie. Ale przedtem obserwowa�em was z daleka przez kieszonkowy teleskop i zauwa�y�em to kurze stadko. Dlatego te� zaraz poczyni�em odpowiednie przygotowania, �eby wyst�pi� w roli sztuk- mistrza. � Czy mo�na wiedzie�, jakie to by�y przygotowania? � Dlaczego nie? To przecie� tylko zabawa. Wprowadzam do fuzji pr�cz kuli troch� gruboziarnistych opi�k�w �elaznych i celuj� tak, �eby �adunek przeszed� przez sam �rodek ptaka od tylu do przodu; wtedy pi�ra, o ile nie s� jeszcze za mocne, zostan� ca�kiem zgolone i opalone. Widzisz wi�c, �e nie trzeba studiowa� czarnej ani bia�ej magii, �eby by� tak zwanym kuglarzem. Wydaj zatem polecenie, aby mi upieczono tego ptaka. Mam nadziej�, �e wolno mi si� przysi��� do was? � Naturalnie! Ci dwaj d�entelmeni s� moimi przyjaci�mi, znajo- mymi Old Shatterhanda, kt�rego tu oczekuj�. � Old Shatterhanda? � zerwa� si� JuggIe-Fred na r�wne nogi. � Czy to prawda? � Tak. Gruby Jemmy te� ma przyby�. � Ach, co za szcz�liwy dzie�! Lepszej wiadomo�ci nie mog�em us�ysze�! Dawno ju� �yczy�em sobie zobaczy� kiedy� Old Shatterhan- da. Ciesz� si�, �e przyby�em tu we w�a�ciwym czasie. � Ucieszysz si� r�wnie�, dowiaduj�c si�, �e ten oto pan jest Niemcem. Nazywa si� Frank i jest koleg�... � Frank? � przerwa� mu sztukmistrz. � A nie przypadkiem HobbIe-Frank? � Do licha! � zawo�a� ma�y Sakso�czyk. � Pan zna moje nazwisko? Jak to mo�liwe? Powiedzia� to po niemiecku; dlatego JuggIe-Fred odpowiedzia� mu w tym samym j�zyku: � Prosz� si� temu nie dziwi�. Dawniej by�y inne czasy. Tu, na dalekim Zachodzie zdarza�o si� wiele dobrych i z�ych wyczyn�w, lecz przy �wczesnej s�abej komunikacji wiadomo�ci o nich rozchodzi�y si� bardzo powoli. Dzi� natomiast, je�li uda si� komu� dokona� czego� nadzwyczajnego, wie�� o tym lotem b�yskawicy 31 przekazywana bywa od jezior do Meksyku i od San Francisco a� do Nowego Jorku. Pana odwa�na wyprawa nad zlewisko w�d rzeki Yellowstone9 znana jest szeroko w �wiecie. W ka�dym forcie, w ka�dej osadzie, przy ka�dym obozowym ognisku opowiadano o pa�skiej podr�y, a wi�c nie mo�e si� pan dziwi�, �e znam pana nazwisko. Pewien traper10, kt�ry tam wysoko przy wododziale rozmawia� z Moh-awem, synem Oihtka-petaya, a teraz dotar� a� do fortu Arbuckle, opowiedzia� wszystkim kt�rych spotka�, a w ko�cu i mnie, t� histori� tak szczeg�owo, jak j� sam us�ysza�. � No � zauwa�y� HobbIe-Frank � kto wie, co po drodze od wododzia�u a� do fortu Arbuckle dodano. Czasem z myszy robi si� nied�wiedzia polarnego, z d�d�ownicy anakond�, a ze skromnego my�liwego powstaje s�ynny HobbIe-