6415
Szczegóły |
Tytuł |
6415 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6415 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6415 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6415 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
F.H. Burnett
Kraina B��kitnych Kwiat�w
przek�ad Ewa �ozi�ska-Ma�kiewicz
Ziemi� t� zacz�to nazywa� Krain� B��kitnych Kwiat�w kiedy kr�l Amor, silny,
postawny monarcha o wielkiej urodzie, zszed� ze swego zamczyska na niedost�pnym
g�rskim szczycie i przej�� w�adz�. Poprzednio zwano j� Krain� Kr�la Mordreth'a,
a poniewa� pierwszy kr�l o tym imieniu by� nieokie�znanym i pe�nym okrucie�stwa
w�adc�, imi� jego przynosi�o jedynie ponure wspomnienia.
Na kilka tygodni przed narodzinami Amora jego s�aby, egoistyczny i bardzo
m�odziutki ojciec - kt�ry tak�e nosi� imi� Mordreth - zgin�� w czasie polowania.
A matka - jasnow�osa niewiasta o czystym, niewinnym spojrzeniu - zmar�a zaledwie
kilka godzin po porodzie. Zd��y�a jednak nieco wcze�niej pos�a� po swego
czcigodnego przyjaciela i nauczyciela, kt�ry uchodzi� za najstarszego i
najm�drzejszego cz�owieka na �wiecie. M�drzec�w, dawno temu, schroni� si� w
g�rskiej pieczarze, aby nie patrze� na g��d, zamieszki i nienawi�� goszcz�c� w
sercach ludzi, w kraju rozpo�cieraj�cym si� na r�wninach, u st�p g�r.
By� to imponuj�cy starzec o olbrzymim wzro�cie i wspania�ych b��kitnych oczach,
nasuwaj�cych my�l o morskich g��binach. By�y one jednocze�nie podobnie czyste
jak oczy kr�lowej. Zdawa�y si� widzie� wszystko i odzwierciedla� jedynie my�li
pi�kne i szlachetne. Wszyscy odczuwali pe�en respektu l�k widz�c go krocz�cego
majestatycznie po mie�cie. Nazywali go po prostu Starcem.
Pi�kna kr�lowa odsun�a r�bek haftowanej ko�dry pokrywaj�cej �o�e ze z�ota i
ko�ci s�oniowej i pokaza�a mu male�kie niemowl� u�pione u jej boku.
� Urodzi� si�, by zosta� kr�lem. Tylko Ty mo�esz udzieli� mu pomocy - rzek�a.
Starzec spojrza� na male�stwo.
� Ma d�ugie i silne r�czki i n�ki. To dobrze �wiadczy na przysz�o��. B�dzie z
niego wielki kr�l - rzek�. - Oddaj mi go.
Kr�lowa poda�a nowo narodzonego.
�Zabierz go st�d szybko, zanim us�yszy k��tnie pod wrotami pa�acu - rzek�a. -
We� go do zamczyska na szczycie niedost�pnej ska�y. Zatrzymaj go tam, a�
doro�nie na tyle, by zej�� i zosta� kr�lem. Kiedy s�o�ce zatopi si� w chmurach
odejd� z tego �wiata, ale je�li m�j potomek b�dzie z tob�, mimo swego sieroctwa
nauczy si� wszystkiego, co powinien wiedzie� kr�l.
Starzec wzi�� dziecko, owin�� je w fa�dy swej d�ugiej, szarej szaty i odszed�
dostojnie pa�acow� bram�, przez brzydkie miasto, po r�wninach w stron� g�ry.
Kiedy zacz�� wspina� si� po stromych zboczach s�o�ce w�a�nie zachodzi�o,
obrzucaj�c z�otem pomieszanym z r�em wielkie ska�y, dzikie kwiaty i krzewy
obrastaj�ce z obu stron prawie niewidoczn� �cie�k�.
Starzec nie potrzebowa� �adnej �cie�ki, gdy� wiedzia� doskonale kt�r�dy i��.
Wspina� si� coraz wy�ej, a ma�y kr�l Amor mocno spa� opatulony w zwoje jego
szaty. Wreszcie dotarli na szczyt i rozgarn�wszy chaszcze skr�conych winnych
latoro�li, ugwie�d�onych bladymi p�czkami o s�odkim zapachu, Starzec zatrzyma�
si�, by popatrze� na zamczysko, kt�re wisia�o na najwy�szej turni i wygl�da�o
spoza g�rskiego szczytu na morze, niebo i r�wniny rozpo�cieraj�ce si� w dole.
Teraz niebo przybra�o barw� granatow�, a usiane by�o miliardami gwiazd. Wok�
panowa�a taka cisza, �e reszta �wiata zdawa�a si� by� odleg�a o tysi�c
kilometr�w, za� brzydota, n�dza i ludzkie niesnaski by�y ca�kowicie nierealne.
Owiewa� ich wiaterek przynosz�cy s�odk�, �wie�� wo�. Starzec odwin�� niemowl� z
fa�d swej szaty i z�o�y� na dywanie pachn�cego mchu.
� Gwiazdy s� tu bardzo blisko - rzek�. - Obud� si�, m�ody kr�lu, i zobacz jak
blisko. Dowiedz si�, �e to twoje siostry, a bratem jest wiatr, kt�ry ofiarowuje
ci �wie�o�� oddechu innych braci - drzew. Jeste� w domu.
W�wczas kr�l Amor otworzy� oczy, a ujrzawszy nad sob� gwiazdy po�r�d b��kitu
u�miechn�� si� i chocia� nie prze�y� jeszcze ca�ego dnia, wyrzuci� r�czk� do
g�ry i dotkn�� ni� czo�a.
�Salutuje im jako kr�l i �o�nierz - rzek� Starzec - chocia� czyni to
nie�wiadomie.
Zamczysko by�o olbrzymie i wspania�e, cho� sta�o opuszczone od stulecia. Przez
trzy pokolenia jego kr�lewscy w�a�ciciele nie byli zainteresowani przygl�daniem
si� �wiatu z tak wielkiej odleg�o�ci. Nie wiedzieli nic o wietrze, drzewach i
gwiazdach. Mieszkali na r�wninach, w miastach, poluj�c, u�mierzaj�c bunty i
nak�adaj�c wielkie daniny na swoich nieszcz�snych poddanych.
A zamczysko w samotno�ci prze�ywa�o kolejne lata i zimy. Mia�o mury obronne i
wie�e, kt�re odbija�y si� na tle nieba, a wewn�trz mie�ci�a si� wielka sala
balowa, sale dla setek go�ci i pokoje dla tysi�ca zbrojnych rycerzy, za�
dziedziniec zamkowy by� wystarczaj�co wielki, by rozgrywa� na nim turnieje
rycerskie.
Ma�y kr�l Amor �y� wi�c samotnie po�r�d tej przestrzeni i przepychu, a jedynymi
jego towarzyszami byli Starzec i r�wnie leciwy s�u��cy. Znali oni obaj pewn�
tajemnic�, kt�ra pozwala�a zachowa� m�odo��, mimo up�ywu czasu. Wiedzieli, �e s�
bra�mi wszystkiego, co istnieje na �wiecie, a tak�e �e cz�owiek, do kt�rego
dost�pu nie ma gniewna lub z�a my�l, nie musi ba� si� przeciwnika. W ka�dym ich
zachowaniu uwidacznia�a si� m�dro��, si�a i prostota, a nawet najbardziej dzikie
stworzenia przystawa�y na ich widok, by im przekaza� pozdrowienie, kt�re byli w
stanie zrozumie�. Poniewa� z�e my�li nie przychodzi�y im nigdy do g�owy, nie
znali uczucia strachu. Udziela�o si� to i dzikim stworzeniom, kt�re tak�e nie
odczuwa�y l�ku i dlatego te� j�zyk jednych stawa� si� zrozumia�y dla drugich.
Ka�dego ranka wychodzili o �wicie na mury obronne, aby popatrze� na wspania�e
s�o�ce wychylaj�ce si� z wolna z morza purpury. Jedno z pierwszych wspomnie�
ma�ego kr�la Amora, kt�re towarzyszy�o mu do ko�ca �ycia, wi�za�o si� z porannym
rytua�em. Starzec budzi� go delikatnie, opatula� w obszerne fa�dy swej d�ugiej,
szarej szaty i ni�s� w g�r� po kr�tych i w�skich kamiennych schodkach, a�
wreszcie wydostawali si� na szczyt olbrzymiego zamczyska, kt�re zdawa�o si�
male�kiemu ch�opcu dosi�ga� a� do nieba.
� S�o�ce wstanie za chwil� i obudzi �wiat - m�wi� Starzec. - Kr�lewiczu, patrz i
podziwiaj ten cud.
Amor unosi� sw� malutk� g��wk� i ch�on�� wszystko. By� dopiero w wieku kiedy
zaczyna si� rozumie� niekt�re sprawy. Kocha� Starca i wszystko, co jego opiekun
m�wi� i robi�.
Daleko, poni�ej niebotycznych ska�, le�a�o morze. U�pione noc�, by�o
ciemnob��kitne lub fioletowe, lecz teraz powoli zmienia�o kolor. Niebo ulega�o
tak�e przebarwieniem - stawa�o si� coraz bledsze, potem nieco rozja�nia�o si�,
podobnie jak morze, nast�pnie lekki rumieniec przesuwa� si� po ziemi i wodzie i
r�owi� wszystkie ma�e, przep�ywaj�ce ob�oczki.
Kr�l Amor u�miechn�� si� do ptasich treli dochodz�cych z drzew i krzew�w i do
jaskrawoz�otego s�o�ca, ukazuj�cego si� na kraw�dzi oceanu i rozbryzguj�cego
ta�cz�ce po falach promyki.
S�o�ce unosi�o si� coraz wy�ej, ol�niewa�o blaskiem i nape�nia�o zachwytem
ch�opczyka, kt�ry klaska� w r�czki z rado�ci. Ale ju� w nast�pnej chwili cofn��
si� z krzykiem, s�ysz�c g�o�ne trzepotanie i
towarzysz�ce mu machanie pot�nych skrzyde� wielkiego ptaka, kt�ry wyfrun�� ze
szczytu stromej ska�y i wzbija� si� ku rozpromienionym porannym niebiosom.
� Naszym s�siadem jest orze� - rzek� Starzec. -Zbudzi� si� i polecia� z�o�y�
poranne uszanowanie s�o�cu.
Kr�lewicz siedzia� wyprostowany, przygl�daj�c si� w zachwycie zjawiskom
rozgrywaj�cym si� w o�lepiaj�cym blasku na skraju �wiata, sk�d nagle oderwa�a
si� ku g�rze kula �ywego z�ota zmieszanego z ogniem i nawet on zrozumia�, �e
s�o�ce ju� wzesz�o.
� O �wicie ka�dego dnia wznosi si� w taki sam spos�b-rzek� Starzec. - Popatrzmy
razem, a ja opowiem tobie legendy na jego temat.
Siedzieli wi�c na blankach i Starzec opowiada�. By�y to historyjki o ma�ych
ziarenkach ukrytych w ciemnej ziemi i oczekuj�cych na z�ote ciep�o s�oneczne,
kt�re budzi�o je do �ycia. Dzi�ki niemu uprawne pola pokrywa�y si� faluj�cymi
�anami pszenicy, z kt�rej wypiekano chleb. By�y to opowie�ci o nasionkach, kt�re
ogrzane ros�y i dojrzewa�y przemieniaj�c si� w pachn�ce p�ki kwiat�w i
opowiadania o korzeniach i soku drzew przenoszonym ku g�rze i o�ywiaj�cym
ga��zie zieleni� li�ci.
Pojawiali si� tam tak�e m�czy�ni, kobiety i dzieci, wszyscy spragnieni s�o�ca i
raduj�cy si� na jego widok.
� Ka�dego dnia, �wiec�c na niebie, s�o�ce daje �ycie lub powoduje jego
dojrzewanie. Lecz wielu o tym zapomina. Kr�lewiczu, chodz�c podno� g�ow� wysoko.
Nigdy nie zapominaj o s�o�cu.
Ka�dego ranka wstawali o �wicie i ogl�dali razem cud wstaj�cego dnia, za� w
pierwsz� niepogod�, gdy niebo zasnu�y szare chmury i s�o�ce nie pojawi�o si� tam
gdzie zwykle, Starzec opowiedzia� co� innego.
� P�on�ce z�oto skrywa si� za nisko wisz�c� szaro�ci�. Chmury s� tak ci�kie od
deszczu, �e musz� oderwa� si�, a w�wczas deszcz spadnie na ziemi� ulew� lub w
towarzystwie burzy, a spragniona ziemia b�dzie chciwie spija� jego krople.
Ziarenka, nasionka i korzonki zostan� napojone, a �wiat ucieszy si� z bogactwa
�wie�ego �ycia. �r�de�ka b�d� bulgota�, a strumyki nabior� wartkiego p�du
przemierzaj�c swoje �cie�ki po�r�d le�nej zieleni. Byd�o b�dzie radowa� si� na
widok pe�nego wodopoju, a ludziom dany b�dzie wypoczynek. M�ody kr�lu, chodz�c
podno� g�ow� wysoko i cz�sto spogl�daj w niebo. Nigdy nie zapominaj o chmurach.
Codziennie s�ysz�c tego typu s�owa kr�l Amor nauczy� si�, co oznaczaj� s�o�ce i
chmury, pokocha� je i poczu� si� ich bratem. Jego pierwsze wspomnienie burzy
wi�za�o si� tak�e ze Starcem. Olbrzym wzi�� go na mury obronne i razem
przygl�dali si� ciemnym chmurom, z kt�rych przelewa�a si� ulewa. Ich fioletowy
odcie� przecina�y co chwil� o�lepiaj�ce zygzaki b�yskawic. Grzmoty przetacza�y
si� z �oskotem i zdawa�y si� zmienia� w huk ukryte gdzie� przedmioty,
niewidzialne dla ludzkiego wzroku. Wicher rycza� dooko�a zamku, bi� w jego
wie�e, podrzuca� ga��zie najwi�kszych drzew, jakby to by�y pi�rka, i wprawia� w
wir strugi deszczu spadaj�ce na ziemi�. Kr�lewicz Amor sta� wyprostowany jak
�o�nierz, zastanawiaj�c si�, co robi� w takim momencie ptaszki i czy orze�
powr�ci� do swego gniazda.
Mimo ca�ego tego ryku, jakim natura okazywa�a swoje niezadowolenie przera�aj�c
�wiat zdany na jej �ask�, Starzec zachowa� spok�j. W swej d�ugiej szacie, na tle
burzy wygl�da� na jeszcze wy�szego, ni� by� w rzeczywisto�ci. A jego oczy by�y
jak morska g��bina.
Wreszcie rzek� cicho:
� To jest g�os pot�gi nieznanej cz�owiekowi. �aden cz�owiek nie poj�� jej
jeszcze, cho� przemawia do niego. S�uchaj uwa�nie! Niech twoja dusza milczy!
S�uchaj, kr�lewiczu! Uno� g�ow� wysoko i patrz cz�sto w niebo. Nigdy nie
zapomnij o burzy.
Tak wi�c kr�lewicz nauczy� si� kocha� burz� i stawa� si� bez l�ku jej cz�stk�.
Niewykluczone, �e u�atwi� mu to jego pierwszy kontakt z natur�, gdy po�o�ono go
na pachn�cym mchu w pierwszym dniu �ycia i nie�wiadomie salutowa� �wiatu, czu�
si� bliski swoich si�str - gwiazd - i kocha� je.
W ka�d� pogodn� noc Starzec wynosi� male�kiego kr�la na mury obronne i pozwala�
mu usn�� pod rozb�yszczonymi miriadami gwiezdnymi. Przedtem spacerowa� trzymaj�c
go w ramionach lub siedzia� z nim w ciszy, czasami bajaj�c cichym g�osem,
czasami milcz�c z wzrokiem utkwionym w wysokim sklepieniu ponad nimi, jak gdyby
gwiazdy m�wi�y do niego o doskona�ym spokoju.
� Kiedy patrzysz na nie d�ugo - rzek� - uspokajasz si� i zapominasz o
g�upstwach. Odpowiadaj� na twoje pytania wskazuj�c, �e ziemia nie jest niczym
wi�cej, ni� jednym z miliona �wiat�w. Niech twoja dusza osi�gnie pe�ni� spokoju,
patrz cz�sto w g�r�, a zrozumiesz ich mow�. Nie zapominaj nigdy o gwiazdach.
Tak wi�c, w miar� jak ch�opczyk r�s�, jego �wiat zdawa� si� zawiera� coraz
wi�cej pi�kna i cudownych zjawisk; s�o�ce i ksi�yc, burz� i gwiazdy, strugi
r�wno lej�cego deszczu, szybki wzrost ro�lin, lot or�a, piosnki i gniazda ma�ych
ptaszyn, zmieniaj�ce si� pory roku i pracowito�� brunatnej ziemi rodz�cej zbo�e
i owoce.
� Wszystkie te cuda w jednym �wiecie, gdzie ty jeste� cz�owiekiem - rzek�
Starzec. - Chodz�c, m�ody kr�lu, uno� g�ow� wysoko i patrz w g�r�. Nie wa� si�
zapomnie� o �adnym z tych cud�w.
Niczego nie zapomina�. �y� i swoimi jasnymi oczyma, pe�nymi rado�ci, patrzy� na
wszystko. Na szczycie swej g�ry nigdy nie us�ysza� brzydkich s��w. Nie wiedzia�
nawet, �e w my�lach mog� si� pojawi� wrogo�� lub pod�o��. Podr�s�szy nieco
cz�sto spacerowa� po szczytach, nie boj�c si� ani burzy, ani dzikich bestii. Lwy
o zmierzwionych grzywach ze swymi po�owicami podchodzi�y do niego �asz�c si�,
jak kiedy� ich ojcowie �asili si� do Adama w ogrodzie ede�skim. Nigdy nie
przysz�o by mu do g�owy, �e te stworzenia nie s� jego przyjaci�mi. Nie wiedzia�
nawet o istnieniu ludzi, kt�rzy zabijaj� jego dzikich towarzyszy. Nauczy� si�
je�dzi� po wielkim dziedzi�cu zamkowym i dokonywa� wyczyn�w wymagaj�cych si�y.
Nie nauczono go strachu, wi�c nie przychodzi�o mu nawet do g�owy, �e mo�e nie
podo�a� jakiej� pr�bie charakteru. Wyr�s� na wysokiego, dorodnego ch�opca; maj�c
dziesi�� lat wygl�da� na szesna�cie, za� w wieku szesnastu lat by� ju�
olbrzymem. A przyczyn� tego by�o jego braterstwo z burz� i czerpanie si�y z
gwiazd.
Jedyn� przykr� przygod� jaka mu si� przytrafi�a, by�o pewne zdarzenie, gdy mia�
dwana�cie lat. Z kr�lestwa po�o�onego u podn�a g�r, na r�wninach, przys�ano
specjalnie dla niego wyhodowanego m�odego konia. R�wnie pi�kne zwierz� nigdy
dot�d nie urodzi�o si� w kr�lewskich stajniach. Kiedy wprowadzono go na
dziedziniec oczy kr�lewicza rozb�ys�y rado�nie. Wi�ksz� cz�� poranka sp�dza�
uje�d�aj�c rumaka i pr�buj�c skok�w na ko�skim grzbiecie. Starzec w swej
komnacie, po�o�onej w wie�y, s�ysza� jego okrzyki zachwytu i zach�ty. W ko�cu
m�ody kr�l uda� si� na kr�t� g�rsk� drog�, by i w takich warunkach wypr�bowa�
swego rumaka.
Powr�ciwszy uda� si� natychmiast do komnaty w wie�y, na pogaw�dk� ze Starcem.
Starzec podni�s� wzrok znad swej wielkiej ksi�gi i popatrzy� na niego z powag�.
� P�jd�my na mury obronne - rzek� ch�opiec. - Musimy porozmawia�.
Poszli wi�c, a kiedy stali patrz�c na �wiat rozpo�cieraj�cy si� u ich st�p, na
turkusowy �uk nieba powy�ej, oczy Starca nabra�y jeszcze powa�niejszego wyrazu.
� Opowiedz mi, kr�lewiczu - rzek�.
� Zdarzy�o si� co� dziwnego - rzek� kr�l Amor. - Poczu�em co�, czego nigdy
wcze�niej nie dozna�em. Jecha�em konno polem po r�wninie, gdy m�j rumak dojrza�
co�, co wzburzy�o go do tego stopnia, �e odm�wi� mi pos�usze�stwa. By� to m�ody
lampart, kt�ry przygl�da� si� nam zza drzewa. Rumak stawa� d�ba i parska�. Nie
reagowa� na moje s�owa, cofa� si� i kr�ci� dooko�a. Na pr�no usi�owa�em go
przekona� i wtedy zupe�nie nagle, kiedy zda�em sobie spraw�, �e nie mog� go
zmusi� do pos�usze�stwa, poczu�em przyp�yw tego nieznanego dot�d uczucia, kt�re
przebieg�o ogniem przez ca�e moje cia�o. Zrobi�o mi si� gor�co i zda�em sobie
spraw�, �e twarz pokry� mi szkar�atny rumieniec, serce wali mi szybciej ni�
zwykle, a krew zdawa�a si� wrze� mi w �y�ach. Z ust wyrwa�y mi si� szorstkie,
brzydkie s�owa - zapomnia�em o ��cz�cym nas braterstwie -unios�em d�o�,
�cisn��em j� w pi�� i kilkakrotnie uderzy�em konia. Ju� go nie kocha�em i
czu�em, �e on tak�e nie odczuwa do mnie mi�o�ci. Ci�gle jeszcze jest mi gor�co i
przykro od tego nowego do�wiadczenia. Nie odczuwam ju� rado�ci. Czy to co
poczu�em, to by� b�l? Nigdy dot�d nie zazna�em b�lu. Nie znam go. Czy to by�
b�l?
� To by�o co� gorszego - odpar� Starzec. - To by� gniew. Kiedy cz�owiek pozwala,
aby opanowa� go gniew, w�wczas popada w truj�c� gor�czk�. Traci si�y, w�adz� nad
sob� samym i nad innymi, zatraca si� w czasie, w kt�rym m�g�by uzyska� cel,
kt�rego
najbardziej pragnie. Z�o�� nie powinna mie� dost�pu do tego �wiata.
Tak wi�c przy tej okazji kr�l Amor dowiedzia� si� ca�ej prawdy o z�o�ci, bowiem
d�ugo siedzieli na blankach i Starzec opowiada� mu w jaki spos�b trucizna
rozchodzi si� w �y�ach os�abiaj�c cz�owieka i czyni�c ze� g�upca. Noc� Amor
le�a� pod sklepieniem niebios patrz�c na siostry gwiazdy i czerpi�c z nich
spok�j.
�Je�li przele�ysz noc na blankach my�l�c wy��cznie o ciszy i o gwiazdach,
zapomnisz o gniewie i jad, jaki ci wszczepi�, zniknie. Je�li zajmiesz umys�
pi�knymi my�lami, wyp�dz� one wszystkie my�li niegodne ciebie. W gwiazdach nie
ma miejsca dla z�a i ciemno�ci - to powiedzia� mu Starzec.
Na r�wninie, u st�p ska�y, na kt�rej sta� zamek, rozpo�ciera�y si� wspania�e
ogrody, otoczone murami. Posadzi�a je wdowa po pierwszym kr�lu Mordreth, a po
jej �mierci zaniedbane zdzicza�y. Kiedy kr�lewicza sprowadzono na szczyt g�ry,
starzec wraz ze s�u��cym ponownie doprowadzili je do pe�ni rozkwitu. Gdy Amor
dor�s� na tyle, aby pos�ugiwa� si� ma�� �opatk�, zacz�� pomaga� w ogrodzie. Pod
dotykiem jego r�k, jak pod wp�ywem czaru, wszystko ros�o w dw�jnas�b szybciej.
Ptaszki, pszczo�y i motyle fruwa�y ko�o niego m�wi�c do niego przyja�nie.
Wiedzia� kt�r�dy wiedzie droga pszcz� do miodu. Motyle siada�y mu na r�czkach i
uczy�y go r�nych rzeczy. Ptaszki opowiada�y mu o swoich w�dr�wkach, a z
dalekich kraj�w sprowadza�y mu nasionka, kt�re ch�opiec sia� w swoim ogrodzie, a
z kt�rych rozkwita�y potem pi�kne kwiaty. Pewna jask�ka, prawdziwy obie�y�wiat,
obdarowa�a go ziarenkiem z tajemniczego ogrodu pewnego cesarza, ogrodu, kt�rego
nikt nigdy nie widzia� opr�cz czterech cesarskich niewolnik�w w nim urodzonych i
zobowi�zanych do nieopuszczania go do ko�ca �ycia.
Kr�l Amor zasadzi� ziarenko na swoim klombie. Wyr�s� z niego b��kitny kwiat o
nadzwyczajnej urodzie. Jego kolor by� czysty i nasycony g��bokim odcieniem. P�ki
zwiesza�y si� z d�ugiej �ody�ki, a w pierwszym roku da�y tysi�c ziarenek. Co
roku kr�l Amor sadzi� wi�cej kwiat�w i co roku ros�y coraz wy�ej i pi�kniej i
kwit�y przez coraz d�u�szy czas. Kiedy wia� letni wiatr, jego podmuch zwiewa�
ob�oczki delikatnego zapachu, kt�re czasami opada�y wzd�u� zbocza przynosz�c
nieszcz�snym mieszka�com krainy kr�la Mordreth'a b�ogie zapomnienie k��tni i
n�dzy.
Unosili oni g�owy, aby zaczerpn�� troch� tego wonnego powietrza, zastanawiaj�c
si�, c� to takiego dzieje si� na szczycie g�ry. Ka�dego roku kr�l Amor zbiera�
ziarenka i przechowywa� je w nie u�ywanej zamkowej wie�y. Tymczasem i sam kr�l
r�s�, nabiera� si�, rozumu i urody. Ka�da ro�lina, ka�dy chwast, ka�de
czworonogie stworzenie, wiatr, gwiazdy na niebie przekazywa�y mu wiedz� i
m�dro��. Wzrok mia� jasny i przenikliwy, a gdy patrzy� na cz�owieka, umia�
czyta� jego my�li i nakaza� mu wyjawienie prawdy. A si�� mia� tak wielk�, �e
go�ymi r�kami bez trudu �ama� na kawa�ki �elazne sztaby.
Kiedy kr�l sko�czy� dwadzie�cia lat Starzec wzi�� go na blanki i podawszy mu
lunet� kaza� przyjrze� si� stolicy po�o�onej na dole i wszystkiemu, co si� tam
dzieje.
� Widz� ludzi zbieraj�cych si� w t�umy - rzek� Amor, popatrzywszy przez kilka
chwil. - Widz� jaskrawe kolory, �opocz�ce sztandary i �uki triumfalne. Wydaje
si�, �e przygotowuj� jak�� wielk� uroczysto��.
� Lud przygotowuje si� na twoj� koronacj� -rzek� Starzec. - Jutro zostaniesz
sprowadzony z wielkim ceremonia�em w dolin� i og�oszony kr�lem. Nauczy�em ciebie
wszystkich cud�w �wiata i pokaza�em, �e nie ma rzeczy niepotrzebnych, pr�cz
szalonych i niegodziwych my�li. Nauka by�a ci potrzebna, aby� m�g� rz�dzi� swoim
kr�lestwem. Zejdziesz teraz w dolin� i przeka�esz ludziom m�dro�� uzyskan� od
g�rskich braci. Zobaczysz rzeczy dalekie od pi�kna i czysto�ci, lecz trzymaj,
m�ody kr�lu, g�ow� uniesion� wysoko i nigdy nie zapominaj s�o�ca, wiatru i
gwiazd.
Patrz�c na kr�la Starzec doda� do siebie w duchu:
� Kiedy stanie przed nimi pomy�l�, �e maj� do czynienia z herosem.
Nast�pnego ranka wspania�a procesja wyruszy�a kr�t� drog� na zamek. W paradzie
uczestniczyli ksi���ta, szlachcice i rycerze oraz t�umy gawiedzi. L�ni�a bro�,
b�yszcza�y kolory od�wi�tnych szat, sztandary i proporce powiewa�y nad nimi przy
wt�rze graj�cych z�otych i srebrnych tr�bek.
Starzec, wci�� w tej samej szacie, sta� obok kr�la Amora na szerokim kamiennym
tarasie, kt�rego strzeg�y gotowe do skoku rze�bione lwy.
� Oto m�ody kr�l! - rzek�.
Zauwa�ywszy kr�la ludzie reagowali tak w�a�nie, jak przepowiedzia� Starzec.
Patrzyli na niego z l�kiem, cofn�wszy si�. Niekt�rzy padali na kolana, widz�c
przed sob� boskiego olbrzyma. A to by� jedynie zwyk�y m�ody cz�owiek, co prawda
o wielkiej sile i niezwyk�ym umy�le, kt�ry r�ni� si� jednak tym od innych, �e
wolny by� od nieprzyjaznych my�li, a dotychczasowe �ycie prze�y� w bliskim
s�siedztwie gwiazd. Sprowadzono kr�lewskiego mustanga, przyozdobionego z�ot�
uprz꿹, i na jego grzbiecie kr�l zjecha� po g�rskim zboczu i bram� miejsk�
dotar� do stolicy swego kr�lestwa. �yczy� sobie, aby Starzec jecha� obok niego.
W drodze do miejsca koronacji ujrza� nieznane mu dot�d obrazki. Opr�cz
haftowanego jedwabiu i aksamitnych zas�on dom�w bogaczy dostrzeg� tak�e brudne,
boczne uliczki, n�dzne przej�cia i popadaj�ce w ruin� domostwa. Widzia�
opuszczone dzieci, kt�re na jego widok ucieka�y przera�one do swoich norek i
obdartus�w tocz�cych boje o lepsze miejsca w t�umie. Nieszcz�sne, szorstkie
twarze zerka�y na przechodz�c� parad� zza w�g�a, ale nikt nie u�miecha� si�,
poniewa� ludzi tych dzieli�a nienawi��, l�k i brak zaufania do innych. Wszyscy
oni bali si� m�odego kr�la i dalecy byli od odczuwania do niego sympatii, cho�by
dlatego, �e pochodzi� on od kr�la Mordreth'a, kt�ry by� pod�ym i egoistycznym
w�adc�.
Zauwa�ywszy jego pot�ny wzrost i uniesion� wysoko g�ow�, bali si� jeszcze
bardziej. Sami mieli g�owy zwieszone i nie widzieli niczego opr�cz kurzu i brudu
pod stopami. �yli w nieod��cznym towarzystwie k��tni, cz�sto doznawali l�ku i
brzydkich uczu�. Ogarn�� ich wi�c natychmiast strach przed kr�lem wraz z
przekonaniem o jego nadmiernej zarozumia�o�ci. Nabrali przekonania, �e taki
olbrzym jest w stanie dopu�ci� si� dwakro� wi�kszej pod�o�ci ni� poprzedni
w�adcy, skoro jest od nich dwukrotnie silniejszy. Tak� mieli n�dzn� natur�, �e
od pierwszego wejrzenia doszukiwali si� w cz�owieku i w ka�dej rzeczy
wszystkiego co najgorsze i od pocz�tku reagowali przera�eniem na wszystko co
nowe.
Ksi���ta i dygnitarze jad�cy w orszaku pr�bowali chroni� kr�la Amora przed
widokiem nieszcz�nik�w i ich zaniedbanych ulic. Wskazywali mu pa�ace i
dekoracje, a tak�e pi�kne damy na balkonach obrzucaj�ce kwiatami jego tras�.
Kr�l chwali� ca�y ten przepych, salutowa� balkonom wznosz�c wzrok do g�ry, a
mia� przy tym tyle rado�ci w roze�mianych oczach, �e niewiele brakowa�o, �eby
damy same rzuci�y si� z balkon�w do jego st�p krzycz�c, i� nigdy dot�d nie by�y
�wiadkami koronacji tak pi�knego, m�odego kr�lewicza.
� Nie patrz tak, Wasza Wysoko��, na ten mot�och - rzek� premier. - To tylko t�um
nic niewartych,
pod�ych z�odziei i nierob�w.
� Nie patrzy�bym na nich - odpar� kr�l Amor -gdybym wiedzia�, �e nie mog� im
pom�c. Nie nale�y przypatrywa� si� ciemno�ciom, gdy nie ma szans na ich
rozja�nienie �wiat�em. A na tych tutaj patrz�, bo co� nale�y zrobi�. Tylko
jeszcze nie wiem co.
� Jest taka nienawi�� w ich oczach. Nie patrz, Wasza Kr�lewska Mo��. To mo�e
ciebie rozgniewa�, Panie - rzek� m�ody ksi���, kt�ry jecha� tu� obok.
� Nie pora na gniew - rzek� Amor unosz�c wysoko koronowan� g�ow�. - Gniew jest
bezwarto�ciowy.
Po zachodzie s�o�ca odby� si� wielki bankiet, a po nim wspania�y bal, podczas
kt�rego dworzanie i ksi���ta podziwiali pi�kno i urok nowego kr�la. By� o wiele
bardziej b�yskotliwy i czaruj�cy, ni� kt�rykolwiek z kr�l�w Mordreth'�w. Jego
�miech by� tak autentycznie weso�y, �e nape�nia� uczuciem szcz�cia tych, kt�rzy
go s�yszeli, chocia� wcale nie wiedzieli dlaczego. Kiedy bal rozkr�ci� si� na
dobre, kr�l wyszed� na �rodek sali balowej i przem�wi� do wytwornego
towarzystwa.
� Widzia�em szerokie ulice i pa�ace i wszystko to jest pi�kne w mojej stolicy -
rzek�. - Teraz nadesz�a pora, �ebym poszed� w boczne, ciemne uliczki. Chc�
porozmawia� z r�nymi lud�mi, nawet z n�dznikami, kalekami, pijakami i
z�odziejami.
Wszyscy podnie�li g�osy pe�ne oburzonego sprzeciwu. Te w�a�nie rzeczy ukrywano
przed nim. Kr�lowie nie powinni by� nara�eni na takie widoki.
� A jednak p�jd� tam - powiedzia� z pi�knym, acz dziwnym u�miechem. - P�jd� tam
pieszo, jedynie bior�c sobie Starca za towarzysza. Bal ma trwa� dalej.
Przecisn�� si� przez rozbawiony t�um, ze Starcem u boku. Na g�owie mia� nadal
koron�, gdy� pragn��, �eby lud wiedzia�, �e oto przyszed� do niego kr�l.
Szli ciemnymi ulicami, po zakazanych zau�kach, bocznych przej�ciach i
podw�rkach, a ludzie uciekali na ich widok jak szczury, podobnie jak robi�y to
dzieci, zmykaj�c z rynsztoka, gdy zbli�a�a si� ku nim parada. Kr�l Amor nie
m�g�by ich widzie�, gdyby nie przyni�s� z sob� jasnej latarni, kt�r� trzyma�
wysoko ponad g�ow�. �wiat�o ja�nia�o nad jego pi�kn� twarz� i koron� nadaj�c mu
wygl�d boskiego herosa, a ludzie na jego widok przypadali do ziemi z
przera�eniem, zadaj�c sobie w duchu pytanie, jak ten wspania�y kr�l mo�e
zechcie� rozprawi� si� z n�dzarzami, takimi jak oni. Ale niekt�re ma�e dzieci
u�miecha�y si� do niego, poniewa� by�y pod wra�eniem jego m�odo�ci i wygl�du.
Nikt z tych mieszka�c�w ruder i ciemnych zakamark�w nie m�g� zrozumie�, dlaczego
kr�l przyszed� do ich cz�ci miasta sam, pieszo i to w dniu koronacji. Wielu z
nich obawia�o si�, �e nast�pnego dnia poleci pozabija� ich wszystkich, a
domostwa spali�, bo po c� mu utrzymywa� przy �yciu takie jak oni plugastwo.
W pewnym momencie, gdy przechodzi� ciemnym podw�rkiem, wypad� na niego gdzie� z
bramy
szaleniec, podsuwaj�c mu pod nos gro��c� pi��.
� Nienawidzimy ciebie! - krzycza�. - Nienawidzimy ciebie!
Mieszka�cy podw�rka wstrzymali oddech z przera�enia, zastanawiaj�c si�, co teraz
nast�pi. Tymczasem kr�l sta� spokojnie, unosz�c wysoko latarni� i patrz�c z g�ry
na szale�ca z g��bok� trosk� w oczach.
� Nie ma czasu na nienawi�� na tym �wiecie -rzek�. - Nie ma na to czasu.
I poszed� dalej.
Wyraz troski nie opuszcza� jego twarzy przez nast�pne godziny, gdy kontynuowa�
sw� w�dr�wk� do chwili, kiedy stwierdzi�, �e zobaczy� to wszystko, co chcia�.
Nast�pnego dnia pojecha� z powrotem na g�r�, do swego zamku na niedost�pnej
turni, a noc zasta�a go le��cego na blankach zamku, zapatrzonego w niebo, tak
samo, jak robi� to w dawnych czasach.
Wia� lekki wiatr, a kr�l patrzy� w gwiazdy.
� Nie wiem, moje siostry - rzek� do nich. - Powiedzcie mi - poprosi�.
I le�a� w milczeniu, a� jego dusz� nape�ni�a wielka, b�oga cisza nocy, za� gdy
gwiazdy zacz�y traci� sw�j blask, usn�� w niezwyk�ym spokoju.
Ludno�� w kr�lestwie, na r�wninie, wyczekiwa�a z niepokojem nast�pnych decyzji
kr�la. Na razie folgowano sobie we wzajemnej nienawi�ci, kontynuuj�c zadawnione
k��tnie ze zdwojon� moc�. Bogaci �arli si� mi�dzy sob� o wzgl�dy kr�la,
przepe�nieni zazdro�ci� i zawi�ci�. Biedni stawali si� bardziej agresywni pod
wp�ywem l�ku. A ka�dy ba� si�, �e kt�ry� z s�siad�w doniesie co� na temat jego
przesz�ych grzeszk�w. Jedynie jacy� dwaj ch�opcy, kt�rzy przerwali naraz prac� w
�rodku pola, aby r�koczynami rozstrzygn�� nieporozumienie, nagle stan�li jak
wryci na wspomnienie czego� i jeden z nich powiedzia� zduszonym g�osem:
� Nie ma czasu na z�o��. Nie ma na to czasu.
I powr�ci� natychmiast do pracy, a w �lad za nim zrobi� to jego towarzysz.
A kiedy sko�czyli pielenie chwast�w, zacz�li m�wi� o tym, co si� sta�o.
Przypomnieli sobie, �e poprzedniego dnia pok��cili si� przed uko�czeniem pracy,
a w efekcie nie zap�acono im i poszli do domu sm�tni, z obola�ym cia�em od
raz�w, kt�rych sobie wzajemnie nie �a�owali, po czym udali si� bez kolacji na
spoczynek.
� Nie, nie ma na to czasu - utwierdzili si� w przekonaniu.
Na pocz�tku nast�pnego tygodnia rozesz�a si� plotka o wydaniu nowego prawa - o
przepisach tak dziwnych, �e trudno by�o w nie uwierzy�. Ustawa stanowi�a o
jakich� b��kitnych kwiatach. C� prawo mog�o mie� wsp�lnego z kwiatami i jak�e�
kwiaty mia�y si� do ustaw? Ludzie sprzeczali si� na temat ewentualnego znaczenia
takiej ustawy. Ci, kt�rym zawsze najpierw przychodzi�y do g�owy paskudne pomys�y
podejrzewali, �e b��kitne kwiaty maj� zosta� posadzone w ogrodach bogatych
specjalnie po to, by zatru� roznosz�c� si� od nich woni� wszystkich biednych.
Jedynymi, kt�rzy spokojnie przyj�li t� wiadomo��, byli dwaj wspomniani ch�opcy
oraz grupa ich przyjaci�, kt�rzy zacz�li przekazywa� mi�dzy sob� jakby szyfr
s�owami: �Nie ma czasu na gniew". A jeden z nich doda� jeszcze jedno zdanie:
�Nie ma czasu na l�k - wykrzykn�� do koleg�w na polu. - Bierzmy si� szybko do
roboty".
Tak wi�c szybko sko�czyli prac� i mieli jeszcze mn�stwo wolnego czasu na zabaw�.
Wreszcie pewnego ranka og�oszono, �e nowy kr�l zamierza urz�dzi� festyn na
�wie�ym powietrzu dla wszystkich swoich poddanych. Mia� on si� odby� na
r�wninie, pod murami miasta, a kr�l wykorzysta� t� okazj�, by osobi�cie
proklamowa� i og�osi� ustaw� o b��kitnych kwiatach.
� Teraz poznamy prawd� - zrz�dliwie szeptali najbardziej przera�eni, niech�tnie
pow��cz�c nogami w kierunku r�wniny, a� ujrzeli ich nasi znajomi ch�opcy,
pos�uguj�cy si� kr�lewskim szyfrem.
� Nie pora my�le� o najgorszym! - wykrzykn�� najm�drzejszy z nich tak dono�nie,
jak tylko potrafi�. - Nie pora. Po�pieszmy si�, bo przyjdziemy sp�nieni na
festyn.
Na te s�owa odwr�ci�o si� wiele g��w, sk�onnych do ich wys�uchania, poniewa� w
g�osie ch�opca us�yszeli weso�e, a jednocze�nie domagaj�ce si� pos�usze�stwa
tony, znamionuj�ce wewn�trzn� si��. Nigdy przedtem nie zdarzy�o si� im us�ysze�
czego� takiego, i to z ust tak m�odego ch�opca, na ziemi kr�la Mordreth'a.
R�wnin� pokrywa�a wysoka, zielona trawa, a nad ni� ros�y drzewa, szeroko
rozpo�cieraj�c swe ga��zie. Przygotowano bogato zdobiony podest, na kt�rym
postawiono tron kr�la Amora, zrobiony ze z�ota i ko�ci s�oniowej. Kiedy zebra�
si� t�um kr�l podni�s� si� z tronu i sta� przed swym ludem - pi�kny olbrzym o
oczach pa�aj�cych jak gwiazdy, z wysoko uniesion� g�ow�. Odczyta� sw� ustaw�.
G�os jego by� dono�ny i wyra�ny. Dotar� do wszystkich - i tych stoj�cych blisko
i tych w oddaleniu. Us�ysza� go nawet pewien ma�y, kulawy ch�opiec, kt�ry sta�
na skraju t�umu i nie mia� najmniejszej nadziei na us�yszenie lub ujrzenie
czegokolwiek. A oto co kr�l przeczyta�:
W mym ogrodzie, na g�rskim szczycie, rosn� B��kitne Kwiaty. Pewien ptaszek,
jeden z moich malutkich braci, sprowadzi� ich nasionka z ukrytego ogrodu pewnego
cesarza. Urod� tych kwiat�w mo�na por�wna� jedynie do pi�kna nieba o wschodzie
s�o�ca. Maj� przedziwn� moc. Odp�dzaj� z�o i nieszcz�cia, wyzwalaj� od pecha i
ponurego nastroju. Przy nich nie ma czasu na niezadowolenie, nie ma czasu na
z�o. S�uchajcie mojej ustawy. Jutro ka�dy m�czyzna, ka�da kobieta, ka�de
dziecko w mym kr�lestwie otrzyma nasionka, nie pominiemy nawet osesk�w. Wszyscy
m�czy�ni, kobiety, dzieci i niemowl�ta, zgodnie z nakazem nowego prawa zasiej�
nasionka, po czym b�d� je podlewa�, nawozi�, a tak�e dba� o to, aby wyros�y z
nich B��kitne Kwiaty. Zadaniem ka�dego b�dzie doprowadzenie ro�liny do
kwitnienia. Matki przytrzymaj� r�czki niemowl�t nad ziemi� tak, aby nasionka
spad�y w odpowiednie miejsce do gruntu. W miar� dorastania male�stw matki
powinny pokazywa� im poszczeg�lne etapy wzrostu ro�linek, pocz�wszy od chwili,
gdy pierwsze kie�ki zaczn� przebija� si� przez brunatn� gleb�. Matki powinny
opowiada� dzieciom o B��kitnych Kwiatach od najwcze�niejszego niemowl�ctwa.
Najpierw dzieciom spodoba si� bajanie o nich, potem zachwyc� si� kolorem i
pokochaj� kwitnienie kwiat�w i od tego momentu czar zacznie dzia�a� dla ich
dobra. Kwiaty przynios� im szcz�cie i udane �ycie. Kwiat�w nie maj� sia� jakie�
wybrane osoby, tu i tam, lecz ka�dy z moich poddanych, bez wyj�tku. Ci, kt�rzy
nie posiadaj� w�asnej ziemi, mog� skorzysta� z dowolnej cz�ci jakiego� wolnego
pola. Kwiaty mo�na sia� wsz�dzie, przy drogach, w szczelinach mi�dzy murami
miejskimi, w starej skrzynce, w doniczce lub w nie u�ywanej balii, w dowolnym,
nie zagospodarowanym miejscu, nawet nale��cego do kogo� pola czy ogrodu.
Ka�dy jednak�e musi zasadzi� osobi�cie swoje nasionka, dba� o nie i pilnie
strzec. W przysz�ym roku, kiedy B��kitne Kwiaty zakwitn�, przejad� moje
kr�lestwo wzd�u� i wszerz i porozdzielam nagrody najlepszym ogrodnikom.
Taka jest moja ustawa, kt�rej ka�dy ma przestrzega�.
� Co si� stanie, je�li nasionka kt�rego� z nas nie wzejd�? - zrz�dzili
najbardziej l�kliwi.
� Nie pora zastanawia� si� nad tym! -wykrzykn�� znany nam ch�opiec. - We�cie si�
do siania!
Kiedy premier i jego �wita oznajmili kr�lowi, �e nale�y wybudowa� wi�ksze i
pot�niejsze wi�zienia dla mno��cych si� przest�pc�w oraz �e niezb�dne s�
podwy�szone podatki, aby wydoby� kraj z n�dznego po�o�enia, odpar�:
� Poczekajcie, a� zakwitn� B��kitne Kwiaty.
Wkr�tce wszyscy mieszka�cy kr�lestwa zacz�li pilnie przyk�ada� si� do prac
rolnych, kopi�c ziemi�, siej�c i podlewaj�c, przy czym malutkie dzieci oddawa�y
si� temu zaj�ciu z tak� sam� pasj�, jak doro�li. Nawet nieroby, pijacy,
z�odzieje, kt�rzy nigdy dot�d nie zha�bili si� �adn� prac�, wyszli ze swoich
obskurnych melin, aby wykona� polecone zadanie, w jasno �wiec�cych promieniach
s�o�ca.
Wsianie kilku nasionek nie stanowi�o �adnej skomplikowanej pracy. Jednak�e
l�kali si�, poniewa� widok pot�nego kr�la Amora r�ni� si� znacznie od
wszystkich znanych im dot�d monarch�w, mia� przy tym taki wzrok, zdaniem
niekt�rych dam cudowny, jednak dla nich nieprzenikniony, w�adczy, nie znosz�cy
sprzeciwu. St�d, pe�ni strachu, nie umieli odpowiedzie� na zadawane sobie
pytanie, jak� m�g�by wybra� dla nich kar�. Byli pewni, �e gdyby pozwolili sobie
na jakie� niepos�usze�stwo, kr�l wymy�li�by zapewne niezwyk�e okrucie�stwo, �eby
da� im nauczk�. Takie rozwa�ania towarzyszy�y im na pocz�tku. Jednak�e z biegiem
czasu, kiedy pracowali wdychaj�c s�odki zapach ziemi, widz�c s�siad�w, jak oni
pochylonych nad grz�dkami, promienie s�o�ca i �wie�e powietrze doda�y im
lepszego humoru, wiatr rozp�dzi� powoli ich koszmary i powsta�e z l�ku przed
nieznanym b�le g�owy. Potem za� wci�gn�li si� stopniowo w rozmow� i rozmy�lania
na temat mocy B��kitnych Kwiat�w. Nasz�o ich pragnienie ujrzenia efekt�w pracy i
przekonania si�, czy rzeczywi�cie odczuj� jaki� magiczny skutek kwitnienia tych
ro�linek. Niewielu z mieszka�c�w kr�lestwa sia�o kiedykolwiek przedtem kwiaty.
To nowe do�wiadczenie skierowa�o ich my�li na inny tor. K��tnie stopniowo
wygasa�y, bo zmieni� si� nastr�j i rozmowy o uprawie nie dawa�y powodu do
niesnasek. Nawet najgorsi i najbardziej leniwi okazali si� zainteresowani
ogrodniczymi eksperymentami. Dzieci by�y autentycznie zachwycone. Nabra�y
rumie�c�w i zdrowego wygl�du przekopuj�c grz�dki, podlewaj�c je konewkami i
usuwaj�c chwasty. Stopniowo zacz�y si� dzia� rozmaite, nadzwyczajne wydarzenia.
Uprawiaj�cy B��kitne Kwiaty przenie�li swoje zainteresowania z kwietnych rabatek
na s�siednie pola i obej�cia swoich dom�w. Brud powoli ust�powa� miejsca
czysto�ci. Kawa�ki papieru, �mieci, kt�re zalega�y dot�d wsz�dzie dooko�a,
stopniowo znika�y zewsz�d. Rozw�j wydarze� by� nadzwyczajny. Zdarza�o si�, �e
czasami ludzie nawet pomagali sobie nawzajem. S�absi i kalecy zaznawali dobroci
od swoich silniejszych s�siad�w, kt�rzy ch�tnie zast�powali ich przy pracy,
widz�c ich miny zbola�e od nadmiernego trudu. D�wigali za nich wiadra wody lub
pielili chwasty.
Pomoc s�siedzka by�a czym� zupe�nie nowym, nieznanym dot�d nikomu w krainie
kr�la Mordreth'a. Znany nam ch�opiec, wybijaj�cy si� inteligencj�, rwa� si� do
wszelkiej pracy z wi�ksz� gorliwo�ci� ni� inni. A po pracy gromadzi� dzieci i
podczas zbi�rek nauczy� je wsp�lnej zabawy, kt�rej elementem by�o przekazywanie
ni to szyfru, ni to has�a - s��w kr�la. Nauczy� te� dzieci, co te s�owa
oznaczaj�. Wkr�tce utworzy� m�odocian� armi� Rycerzy B��kitnych Kwiat�w.
Wszystkie dziewczynki i wszyscy ch�opcy mieli obowi�zek pami�ta� has�o i
stosowa� je w ka�dej chwili swego �ycia i przy ka�dej czynno�ci. Gdy czasami w
jakiej� grupie doros�ych dawa�y si� s�ysze� podniesione g�osy i widoczne by�o
go�ym okiem, �e awantura wisi w powietrzu, naraz odzywa� si� sk�d� srebrzysty,
dzieci�cy g�osik:
� Nie ma czasu na gniew! Nie pora na nienawi��, nie pora!
Zreszt� w�r�d mo�nych i wielkich pan�w kr�lestwa tak�e dzia�o si� inaczej. Ci,
kt�rzy mieli zwyczaj ca�y sw�j czas przepuszcza� przez palce, trwoni� go na
nier�bstwo i k��tnie, teraz musieli wstawa� o �wicie i pracowa� w ogrodzie. Ze
zdziwieniem odkryli, �e ruch na �wie�ym powietrzu dodawa� im ducha i zdrowego
wygl�du i dawa� si� nawet polubi�. Damy dworu zauwa�y�y, �e ogrodowe zaj�cia
korzystnie odbijaj� si� na ich karnacji i �agodz� maniery. Kupcy przekonali si�,
�e praca rolna rozja�nia im umys�y. Ambitni studenci sp�dziwszy po godzinie
rankiem i wieczorem nad rabat� kwiatow� mogli po�wi�ca� wi�cej czasu nauce, bez
odczuwania zm�czenia. Potomkowie ksi���t i mo�now�adc�w zaj�li si� tak
serdecznie prac� i dyskusj� na temat gleby, nasion i ich rozwoju, �e zapomnieli
o sporach, zazdro�ci i zawi�ci o to, kto jak� ma pozycj� na kr�lewskim dworze.
Nie da�oby si� w tym jednym opowiadaniu opisa� ca�ej skomplikowanej machiny
niezwyk�ych wydarze�, kt�re nast�powa�y po sobie w ponurej niegdy� kramie kr�la
Mordreth'a tylko dlatego, �e zobowi�zano wszystkich jej mieszka�c�w - bogatych i
biednych, m�odych i starych, dobrych i z�ych - do siania i nale�ytego,
codziennego troszczenia si� o B��kitne Kwiaty. Och, w jakich przedziwnych
zak�tkach i zakamarkach siano ich nasionka! I jakiego� wzruszenia doznawali
ogrodnicy, gdy pierwsze zielone kie�ki zacz�y wschodzi� i ukazywa� swoje g��wki
na tle brunatnej gleby. A co si� dzia�o, gdy pierwsze p�czki pojawi�y si� na
�ody�kach! Fala podniecenia, z niczym niepor�wnywalna, przela�a si� po ca�ej
krainie. W tym czasie wszyscy nabrali ju� takiego zainteresowania B��kitnymi
Kwiatami, �e nawet ci wyl�knieni przestali zadawa� sobie pytanie, co ich spotka,
je�li nie zdo�aj� ich wyhodowa�. Ludzie jeden po drugim nabierali odwagi oraz
pewno�ci, �e B��kitne Kwiaty ich nie zawiod� i urosn� zgodnie z oczekiwaniami.
Wiedzieli te�, �e nie ma sensu przerywa� pracy po to, by martwi� si� o
ewentualne przysz�e zdarzenia. Nie by�o na to czasu.
M�ody kr�l czasami przebywa� na szczycie g�ry, w towarzystwie wiatr�w, or��w i
gwiazd, a czasami w swoim miejskim pa�acu. Jednak�e zawsze pracowa� dla swoich
poddanych i my�la� jak im pom�c. Tym niemniej nie pokazywa� si� mieszka�com
kr�lestwa, a� do pewnego wspania�ego letniego dnia, kiedy heroldowie oznajmili
wszem i wobec, �e kr�l rozpocznie sw� w�dr�wk� po ca�ym kr�lestwie od objechania
wzd�u� i wszerz stolicy, aby sprawdzi� jak kwitn� B��kitne Kwiaty. Po czym
ponownie na r�wninie pod murami miasta odb�dzie si� festyn. Dzie� by� wyj�tkowo
pi�kny. Powietrze przesyca� z�oty blask lej�cy si� z b��kitnego nieba o
niespotykanym, intensywnym odcieniu. Kr�l wyjecha� konno z bram pa�acu, z
symbolem w�adzy na g�owie, a jego oczy b�yszcza�y pi�kniej ni� klejnoty w
koronie. U�miech, jaki zago�ci� na jego twarzy na widok zmian dooko�a, by�
promienniejszy ni� wsch�d s�o�ca. Wiatr owiewa� go wonnym powietrzem. Brzydota
zosta�a starannie ukryta, a ka�dy paskudny zakamarek wype�ni�o pi�kno. Zdawa�
si� mog�o, �e �wiat przesta� istnie�, wyparty wsz�dzie przez B��kitne Kwiaty.
Popadaj�ce w ruin� domy i zapadni�te p�oty pokry�y kwiaty pn�ce si� jak winna
latoro�l. Zaniedbane pola i ogrody oczyszczono pod now� upraw�. Usuni�to �mieci
i gruz, �eby zrobi� miejsce na b��kitne grz�dki i klomby. B��kitne Kwiaty
odmawia�y wzej�cia po�r�d brudu i ba�aganu. Nie rozwija�y si� nale�ycie, gdy
ogrodnicy tracili czas na k��tnie i pija�stwo. Przy drogach, na podw�rkach, w
oknach, w najprzer�niejszych szparach, na murach, w p�kni�ciach mi�dzy
dach�wkami, w ogrodach mo�nych, na parapetach okien, nad framugami drzwi w
ruderach biedak�w, wsz�dzie ros�y pi�kne, pachn�ce i faluj�ce na wietrze
B��kitne Kwiaty. W miejscach zmienionych na b��kitne klomby nie by�o ju� miejsca
na brud i �mieci i naraz nawet ma�o spostrzegawcze osoby zauwa�y�y, �e ca�a
kraina uleg�a przeobra�eniu, jakby za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki.
Ludzie nabrali zdrowego, czerstwego wygl�du, a na ich twarzach zacz�� 'go�ci�
u�miech oznaczaj�cy rado�� i zadowolenie z �ycia. W �lad za wzmo�on� t�yzn�
fizyczn� przysz�a wi�ksza dba�o�� o higien� i czysto��. Mieszka�cy zacz�li
rozgl�da� si� naoko�o i dostrzega� zmiany, kt�rym ulegali oni sami, ich
otoczenie, a tak�e inni. Zacz�li te� mi�dzy sob� przyja�nie gaw�dzi� o mocy
B��kitnych Kwiat�w, kt�ra objawia�a si� wsz�dzie wok� nich, zgodnie z
zapowiedzi� kr�la. Dzieci zamieni�y si� w schludne, radosne stworzonka, a znany
nam, rozumniejszy od innych ch�opiec i jego koledzy znajdowali do�� czasu, aby
zapracowa� na now� odzie�, gdy� stale wdra�ali w �ycie kluczowe has�o kr�la.
Ka�dy z wie�niak�w ch�tnie ich zatrudnia� na swoim polu, gdy� byli wierni
zasadzie, �e nie ma czasu na lenistwo, b�jki czy z�o�liwo�ci.
Kr�l jecha� coraz dalej, a im bardziej oddala� si� od pa�acu, tym rado�niejszym
u�miechem l�ni�o je
go oblicze. Najwi�ksz� jednak przyjemno�� odczu� spotykaj�c ma�ego, kalekiego
ch�opca, kt�ry siedzia� na skraju t�umu w pierwszym dniu festynu, nie �udz�c
si�, �e dane mu b�dzie cokolwiek ujrze� lub us�ysze�.
Ch�opczyk ten mieszka� w wal�cej si� cha�upie za miastem. Naraz us�ysza�
zbli�aj�c� si� radosn� procesj�. Ma�y ogr�dek ch�opca by� zupe�nie pusty - nic w
nim nie wzesz�o, nie r�s� �aden B��kitny Kwiat. Ch�opiec siedzia� skulony na
pop�kanym progu, �kaj�c z g�ow� ukryt� w d�oniach. Kr�l Amor wstrzyma� swego
rumaka, popatrzy� na ch�opca i na jego n�dzny ogr�d.
� Jak do tego dosz�o? - spyta�. - Ten ogr�d nie jest zaniedbany. Zosta�
przekopany i wypielony, ale z�amano tu moj� ustaw�. Nie widz� tu ani jednego
B��kitnego Kwiatu.
Na te s�owa ch�opiec wsta� dr��c i poku�tyka� przez rozklekotan� bramk� do
kr�la, by rzuci� si� na ziemi� przed ko�skimi kopytami, �kaj�c bezradnie jak
kto�, komu serce p�ka z rozpaczy.
� Och, kr�lu! - wykrzykn�� - Jestem kaleki i ma�y i mo�na mnie zabi� bez
zbytniego wysi�ku. Nie mam �adnego kwiatka. Kiedy otworzy�em opakowanie
nasionek, ogarn�a mnie tak wielka rado��, �e zapomnia�em o wiej�cym wietrze.
Nagle niespodziewany podmuch wichury porwa� wszystkie ziarenka, kt�re przepad�y
na zawsze. Nie pozosta�o mi nawet jedno. Ba�em si� powiedzie� o tym komukolwiek.
I zn�w ch�opiec pogr��y� si� w nieutulonym �alu, a p�acz odebra� mu mow�.
� M�w dalej - rzek� �agodnie kr�l. - Co zrobi�e� potem?
� Nie mog�em niczego zrobi� - rzek� ch�opczyk. - Ale utrzymywa�em ogr�dek w
czysto�ci i regularnie pieli�em chwasty. Czasem pomaga�em innym przekopuj�c ich
ogr�dki. I ka�dorazowo, kiedy zauwa�y�em gdzie� walaj�ce si� �mieci czy
niepotrzebne papiery, podnosi�em je i wyrzuca�em gdzie nale�y. Jednak�e faktem
jest, �e z�ama�em kr�lewskie prawo.
Wszyscy ludzie wstrzymali oddech widz�c jak kr�l Amor zsiada z konia, unosi
kalekiego ch�opczyka w ramionach i tuli go do piersi.
� Dzi� b�dziesz jecha� konno wraz ze mn� - powiedzia� - pojedziemy na zamek na
g�rskim szczycie i zamieszkamy w pobli�u gwiazd i s�o�ca. Kiedy pieli�e� chwasty
w malutkim ogr�dku, przekopywa�e� grz�dki dla innych i ukrywa�e� brzydot� i
nieporz�dek, wykonywa�e� te same prace co inni, kt�rzy siali B��kitne Kwiaty.
Zasia�e� wi�cej od innych, a twoja nagroda b�dzie najpi�kniejsza, bowiem
stara�e� si� sia�, mimo �e nie mia�e� nasionek.
Ludzie zacz�li wykrzykiwa� rado�nie s�ysz�c te s�owa. �wiat zadr�a� ca�y od ich
zgie�kliwego entuzjazmu. Nadesz�o ol�nienie. Poj�li bowiem, �e kraina kr�la
Mordreth'a zamieni�a si� w ba�niow� ziemi�, za spraw� magii B��kitnych Kwiat�w.
� Ziemia faktycznie jest pe�na czarodziejskich mocy - kr�l Amor zwierzy� si�
Starcowi po zako�czeniu festynu na r�wninie. - Wi�kszo�� ludzi nic nie wie na
ten temat i st�d pochodz� nieszcz�cia. Uda�o nam si� pozna� pierwsze prawo
czar�w ziemi. Je�li umys� tw�j przepe�niaj� szlachetne my�li i uczucia, brak w
nim miejsca na z�o�� i wrogo��. Tego nauczy�em si� od ciebie i gwiazd, moich
si�str. Dlatego ofiarowa�em moim poddanym B��kitne Kwiaty, �eby zaj�� ich umys�y
i czas prac�. Dzi�ki temu uda�o im si� dojrze� pi�kno, zazna� rado�ci jak� daje
spe�nienie obowi�zku i doprowadzi� kraj do kwitn�cego stanu. Chocia� jestem im
kr�lem chc�, �eby poj�li, �e mog� sta� si� dla nich bratem. Pomog� im zrozumie�
wszystkie prawdy, kt�re mi wpoi�e� i wykorzysta� je dla ich dobra. Je�li b�d�
nadal m�drzy, b�d� �y� szcz�liwie, a ich fortuna potoczy si� g�adko.
Kaleki ch�opczyk zamieszka� w pobli�u s�o�ca i gwiazd, w zamku na g�rskim
szczycie, gdzie wyleczy� si� i nabra� si�. Powierzono mu funkcj� Naczelnego
Ogrodnika Kr�lewskiego. Znany nam, m�drzejszy od innych ch�opiec zosta�
mianowany kapitanem za�o�onej przez siebie dzieci�cej brygady. Brygada ta
pe�ni�a stra� przy kr�lu, jej kapitan nigdy nie opuszcza� swego stanowiska u
boku kr�la Amora. Zapomniano wreszcie o ponurej Krainie Kr�la Mordreth'a, a jej
miejsce zaj�a Kraina B��kitnych Kwiat�w, rozs�awiona swym pi�knem na ca�ym
�wiecie.
K O N I E C