5801
Szczegóły |
Tytuł |
5801 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5801 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5801 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5801 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K.W. W�JCICKI
KLECHDY STARO�YTNE PODANIA I POWIE�CI LUDOWE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Dominikowi Magnuszewskiemu
Kiedy pierwszej wiosny przeminie poranek, jak mi�o wskrzesza� pami�ci� te sny
dziecinne,
te cuda i powie�ci, kt�rych pe�no by kawek na s�ot�, ka�dy niemal do swojej
ko�yski nawi�za�
i marzy� o nich ma�ym pachol�ciem, gdy ze czworak�w podnosi� wy�ej czo�o ku
niebu!
Ale nie ten cel jedynie maj� niniejsze Klechdy, by mi�ym dziecinnym chwilom
naszego
�ywota za�piewa�y alleluja: zbi�r ich ma da� pozna� fantazj� ludu polskiego, a
razem ukaza�
cz�stk� niepi�miennej literatury, kt�ra dot�d w ca�ym ja�nieje blasku przy
ognisku chaty sielan�w.
Kt� ich nie zna? Kto nie przypomina, a z wspominkiem nie westchnie za tymi
laty, gdy
je chciwie chwyta�o ucho dziecinne, gdy ka�dy wtedy by� za bajkami, jak on stary
szlachcic
poety, za szumk� i dumk�?
Niech po rosie j�knie dumka,
Niech zaszumi w lesie szumka,
To jakbym by� op�tany,
W lasy, pola, s�uch, wzrok n�c�,
Zas�uchany, zap�akany,
Wracam duma� po piosence.
A zadrzemi�, to mi �a��
Szumki, dumki ponad twarz�,
Ponad okiem, ponad czo�em;
Drzemi� z dumk�, jak z anio�em.
Jask�ka przypomina wiosn�, te klechdy niech ci przypomn� twego przyjaciela;
niech jak
ten ptak rodzinny, co ulepia gniazdko pod twoj� strzech�, i klechdy moje znajd�
s�odkie
przyj�cie pod twoim dachem. Posy�am ci owoc moich w�dr�wek, plon lat wielu,
uzbierany to
na w�t�ych tratwach g�rali, to w �niegowych g�rach, na piaszczystym Mazowszu i
czarnej
glebie krakowskiej, to w lasach Kurpi i na r�wninach starego Podlasia. One w
dymnej chacie
skraca�y przyd�u�sze wieczory. Rodzone siostry pie�ni ludu, wi�cej przysiad�e do
zimowych
wieczernic ni� pie�ni.
Spojrzyj na te ko�a wiejskich s�uchaczy i opowiadacza! Noc ju� na dworze ciemna,
zimny
wiatr po�wistuje, �niegowa zamie� wszystko okrywa, a w chacie przy piecu i
kominie nie
czuj� zimna, przy cieple ognia nie s�ysz� po�wistu wichru s�uchaj�c bajek i
powie�ci: bo te
powie�ci pe�ne cud�w i dziw�w przestraszaj�, zachwycaj�, silniej ni� do naszych
przem�wi�
do serc prostych sielan, gdy� dla nich �yj� cuda, widz� je jeszcze i wierz� w
nie szczerze.
Dobry opowiadacz budzi w nich przestrach i rado�� na przemian. Oto noc, z�bata
strzyga
piszczy na dachu, upi�r wychodzi z mogi�y, wilko�ak wyje za p�otem, a ca�e ko�o
dr�y przestrachem
i z bij�cym sercem �ciska si� coraz bli�ej jedno drugiego jak trwo�liwe owce. A
tu
ksi��� mo�ny sprawia wesele, hucz� grajki, miody lej� po pod�odze i wszyscy
rado�nie
klaszcz� w r�ce, bo o przestrachu zapomnieli, ju� nie s�ysz� ani strzygi, ani
wilko�aka za
p�otem.
Ile� lat ju� up�yn�o, ile zmian w tych latach, ale bajki zawsze bawi�y
pokolenia ludu. S�uchali�my
je z zaj�ciem, z czyst� wiar�, bo z ca�� ufno�ci� w dziwy: zapomnieli potem o
nich,
gdy przestali�my wierzy� w dziwy, zostawuj�c w spu�ci�nie jako cacko dla naszych
dzieci, a
nikt przecie� nie zwa�a�, �e w nich prawdziwa rodowa, przedchrze�cija�ska
jeszcze, oddycha
fantazja.
Nieraz pragn��e�, m�j druhu, mie� od�wie�one w pami�ci, szuka�e� z t�sknot� i
pragnieniem,
budzi�e� je w duszy swojej pe�nej poezji. Ot� ci wi�c posy�am: widzisz w nich
dow�d,
�em pami�ta� o tobie, �e� mi bliski serca!
Niech one pos�u�� ci do wskrzeszenia jakiego obrazu, a ja dosy� si� cieszy� nie
przestan�,
gdy � b�d� m�g� wyrzec: �Klechdy moje, na pr�no was w �wiat nie pos�a�em.�
Jachronka nad Narwi� 1837 r.
A powie�ci ludu chcecie?
Nar�d baje jako dzieci�!
T. L[enartowicz, Szopka]
L. Sztyrmer, Kataleptyk, t. 1.
[WST�P]
Nie pogardzaj bajk� gminn�, ona si� wysnuwa z serca ludu, z jego poj��, marze�,
nadziei, z ca�ego jego bytu
w pewnej epoce: dlatego te� objawia w sobie �ywotne pierwiastki narodu, jego
charakter i pogl�d na �ycie.
Do literatury ludu jak nale�� pie�ni i dumy, przypowie�ci i przys�owia, tak
r�wnie powie�ci,
kt�re pod nazw� bajek z ust do ust przechodz�. Jak pierwsze sk�adaj� prawdziw�
poezj�
krajow�, ksi�g� filozofii, rozumu rodowego i do�wiadczenia, tak ostatnie tym s�
u ludu,
czym nasze romanse historyczne, obyczajowe, uczuciowe i fantastyczne. Dot�d
pomi�dzy
ludem, tak w Polsce jako i na ca�ej Rusi, s� opowiadacze wielce cenieni, kt�rzy
w gronie
wiejskim, w�r�d zimowej doby, przy zamieci �nie�nej, prawieniem bajek skracaj�
weso�o
d�ugie godziny nocy. A w tych bajkach cz�sto znajdziesz prawd� historyczn�,
owinion� grub�
ba�ni paj�czyn�, cz�ciej przes�dy wystawione ze wszystkimi szczeg�ami, zawadzi
tu
niekiedy i staro�wiecka my�l s�owia�sko-przedchrze�cija�ska. Zwyczaj zapomniany
daje
tak�e w�tek do powie�ci. Liczba ich jest mnoga, ale zebra� wszystkie, spisa� i
obja�ni�, nie
tak rzecz �atwa ani podobna, by jedna r�ka potrafi�a ten ogrom w ca�ej
zupe�no�ci obj��. Je�eli
do zbioru przys��w znale�� mo�na w dawnej literaturze naszej niema�� pomoc, a
pie�ni
ludu zaj�y umys�y i �ywo oko�o nich krz�ta� si� zacz�to, tedy powie�ci nie
tkni�te, zaj�wszy
my�l moj�, i na moje przysz�y r�ce.
Puszczam wi�c je jak ptaki m�ode z gniazda, niepewne lotu i przyj�cia na tej
ziemi, na
kt�rej si� zrodzi�y lub na kt�rej w�drowne z stron dalekich ju� si� od wieluset
lat przyswoi�y.
Klechdy podzieli� mo�na na trzy cz�ci:
Do pierwszej nale�� staro�ytne podania przedchrze�cija�skich jeszcze wiek�w, jak
powie�ci
o powietrzu, wichrze, wilko�aku itp. Podania przywi�zane do miejsc jakich czy
zwalisk
zamkowych, czy ska� i kamieni, g�r, rzek, jezior, jaski� i pieczar.
Do drugiej � osoby wprawdzie historyczne, ale o kt�rych albo kroniki nasze
milcz�, lub
ma�e daj� obja�nienia. Tu nale�� zaprawd� najstaro�ytniejsi bohaterowi, m�owie
olbrzymiej
si�y, kt�rych pami�� lud w osobach Walig�ry i Wyrwid�bu zachowa�, s�awnego
rozb�jnika
Madeja, a w ko�cu czarodzieja Twardowskiego.
Do ostatniego rz�du i najobfitszego nale�� powie�ci o czarach i czarownicach, o
zakl�tych
kr�lewicach i kr�lewnach, o cudownych zamkach itp.
We wszystkich rej wiod� bujne marzenia wyobra�ni i cudowno��. Cudowno�� ta
zawsze
upragniona, nie tylko si� w samych Klechdach odbija, wyobra�nia ludu tak jest
jej pe�n�, �e
mo�na rzec, i� do �ywota jego nale�y. Jeszcze nie straci�y starodawnego uroku i
swojej poezji
ciemne bory, rzeki i jeziora: pierwsze widzi [Ru�] zamieszkane rusa�kami,
majkami, a w
g�rach dziwo�onami.
Na srebrnej wodzie starego Bugu i Bia�ej Wodzie1, i historycznym Gople pl�saj�
bogunki
i topielce szkodliwi. Nie tylko ziemi� zaludni�y nadzwyczajne istoty, powietrze
nawet jest ich
pe�ne.
W postaci l�ni�cej gwiazdy m�oda dziewczyna widzi kochanka, ku niemu wzdycha i
wyci�ga
d�onie, by go przyj�� w swoje ramiona. �wietliki nocne s� dusze pokutuj�ce:
wiatr
gwa�towny porusza z�y duch jedynie, r�wnie jak zamieszkuje piec stary z
rozwalonej chaty i
1 Dawna nazwa Wis�y; patrz S. Klonowicza Flisa.
star� wierzb�. Nie dosy�, w postaci sowy �mier� przepowiada, tumani i b��dzi
krokiem biednego
w�drowca. Zakl�te dusze jeszcze dysz� w rozwalinach dawnych zamk�w, a j�k
pogrobowy,
kt�ry ucho ludu s�yszy, jest jakby westchnieniem upad�ego grodu.
Jeszcze zakl�cia swojej nie straci�y mocy; pot�g� s�owa flisy doznaj� burzy.
Niejeden zakl�ty
m�odzian w wilczej sk�rze pokutuje d�ugo, a pod pi�rem wrony, kruka i or�a
zakl�te
potomstwo wielkich rodzin kryje wielkie imiona i stare herby.2
Czereda pokutuj�cych w r�nych postaciach nie znikn�a w naszym wieku, a je�eli
nie
s�ycha� o nich po miastach, w sio�ach, na drogach rozstajnych, w g�rach i po
lasach j�k ich
cichy i bolesny budzi trwo�liwe echa. Tr�bki pokutuj�cych my�liwych rozlegaj�
si� po kniejach
przerzedzonych, lubo si� nie mi�szaj� jak dawniej z pomrukiem nied�wiedzia.
Chocia� upiorom nie ucinaj� g�owy, serca osikowym nie przebijaj� ko�em ani na
czarnym
�rebcu nie szukaj� ich mogi�, przecie� widomie ukazuj� si� dot�d, a wiele
powie�ci dok�adnie
samych opisuj� upior�w.
Czarownice na �opatach i miot�ach swobodnie je�d�� na �ys� G�r�, chocia� je nie
p�awi�
ani m�cz� jak przed stu laty.
Cudowno�� ta i fantastyczno�� rozla�a si� mg�� widom� na ca�ej S�owia�szczy�nie.
Jak
dawniej mniema� lud, tak i dot�d wierzy, �e ksi�yc i s�o�ce musi si� codziennie
p�uka� w
nieziemskich pado�ach, pe�nych studziennej wody, by zawsze b�yszcza�y jasnym
�wiat�em. A
to �wiat�o s�oneczne, przecie� promie� skwarny, przed kt�rym topielcy i upiory
uciekaj�, dla
kt�rych jest zgubnym, zabija w krainie Serb�w ich starodawnego w�adc�.
Zatrzymajmy uwag�
nad t� klechd� Serb�w.
1. TROJAN
1
� Podaj mi konia! pr�dzej mi podaj, ju� s�o�ce od dawna zasz�a. Gwiazdy ju�
�wiec� i
ksi�yc �wieci, a rosa b�yszczy na smugach. Wiatr, ciep�y usta�, a cho� powiewa,
nie pali
�arem, lecz ch�odzi. Wi�c dalej na ko�! bo ka�da chwila jest chwil� dla mnie
stracon�. Z bij�c�
piersi� od dawna czeka czarnobrewa krasawica. Lotem po�wistu, lotem go��bim, na
r�czym
koniu poskocz�, bo noc ju� kr�tka, dzie� taki d�ugi, a w nocy tylko �y� mog�.
Tak wo�a� Trojan, kr�l m�nych Serb�w, nie znosz�c promieni s�o�ca: nie zazna�
blasku
ani dnia nigdy bia�ego w �yciu nie widzia�. Albowiem gdyby cho� jeden promie�
za�wieci�
g�owie Trojana, rozp�yn��by si� jak chmura deszczem, zw�okami jego by�aby rosa.
2
2 W okolicach Dobromila utrzymuje si� dot�d podanie mi�dzy ludem, �e ka�dy
umieraj�cy z Herburt�w zamienia�
si� w or�a. Pie�ni ludu polskie i ruskie, serbskie, czeskie i S�owak�w w
W�grzech, stawiaj� dowody na
podobne przemiany. W jednym z r�kopis�w polskich z 1526 roku znalaz�em wzmiank�,
�e c�rki przemo�nego
domu Pileckich, a do tego pierworodne, je�eli zmar�y przed zam��p�j�ciem,
zamienia�y si� w go��bie; zam�ne
za� w �m� nocn� i uk�szeniem przepowiada�y zgon ka�demu z cz�onk�w tej rodziny.
Pos�uszny giermek wywodzi konia, Trojan na� skacze i leci, a wierny giermek
Trojana z
kopyta za nim po�piesza.
� Ch�odno i wietrzno! to doba dla mnie! � zawo�a Trojan radosny � gwiazdy cho�
�wiec�,
ksi�yc cho� �wieci, bladym promieniem nie grzej�. Rosa kroplista jak bia�y
koral okrywa
��ki zielone, a w ka�dej kropli ogl�dam �yw� twarz gwiazdy i twarz ksi�yca.
Jakie milczenie
i jaka cisza! nic nie przerwie zadumania, puchacz zaledwo z ciemnego lasu
sm�tnym si� g�osem
ozowie.
� O! panie m�j � na to s�uga odrzeknie � wol� ja s�o�ce, dzie� bia�y, cho� �arem
pali,
promieniem grzeje, milszy� jak nocy cienie dzie� bia�y. Bo w cieniu nocy nic nie
uwidz�,
�adnej barwy nie rozr�ni�: czy to bosiljak3, czyli to r�a, barwinek albo
fio�ek, ciemnota
nocy za jedno stawia, na pr�no szuka� oczyma. Oto w tej dobie wszystko zasypia,
ptak i
ludzie, i zwierz�ta, czasami jeno z wioski nad drog�, z wie�niaka chaty p�omie�
zab�y�nie,
czasami tylko str� wierny domu, poczuwszy wilka albo cudzego, szczekaniem echo
rozbudzi.
Jak morza fale, k�osiste zbo�e ruszone wiatru powiewem chwieje si�, k�ania, lecz
w ciszy
nocnej �adnego ptaka nie s�yszym. Bo �piewak wiosny, szary skowronek, zbudzony
promieniem
s�o�ca, bij�c skrzyde�ki nad miedz� wzlata i wita z s�o�cem dzie� bia�y, w nocy
jak
ka�dy cz�owiek zasypia, by pokrzepi� swoje si�y, a my, o panie! w�r�d nocnych
cieni, nocnego
zmroku, lecimy!
ciemnej komnaty.
niesz jeszcze, promie� ci� s�o�ca zabije.
b�d� w murach swego zamku.
na konia i biegnie polotem strza�y.
ruta, a na ca�ej Rusi kalina i barwinek.
3
Z dala zaja�nia� dworzec z modrzewia, bo w ka�dym oknie �wiat�o b�yska�o, tam na
Trojana
czeka�a luba, przyj�� go w swoje obj�cia. Trojan podwoi� razy na kania i bie�a�
polotem
strza�y, przebiega chy�o i most lipowy, chy�o podw�rzec kamienny.
Stan�� przed gankiem, zeskoczy� z konia, biegnie w komnaty znajome.
Sta� d�ugo giermek trzymaj�c konie, sen mu zakleja powieki, otrz�s� si� ze snu i
rzek� do
siebie:
� O! ju� kury dawno piej�, trzeba zbudzi� mego pana, droga niema�a jeszcze do
zamku, a
nied�ugo b�dzie �wita�.
Podchodzi pod drzwi komnaty i �ylast� bije d�oni�.
� Zbud� si�, panie! zbud� si�, panie! bo nied�ugo zacznie �wita�, dosiadajmy
pr�dzej koni,
powracajmy ju� do zamku.
� Snu mi, s�ugo, nie przerywaj! � Trojan si� gniewny ozowie � wiem ja lepiej,
kiedy �wita,
kiedy has�o �mierci mojej � s�o�ce � zab�y�nie promieniem. Pilnuj konie, czekaj
na mnie!
Pos�uszny giermek nie odrzek� s�owa i znowu d�ugi czas czeka�. Spojrzy przed
siebie �
�witanie zorzy z przestrachem widzi: wi�c biegnie, �ylast� d�oni� silniej uderza
w podwoje
� Zbud� si�, o panie! � wo�a z rozpacz� � widzia�em zorzy �witanie! Je�li na
chwil� zosta-
� Poczekaj chwil�, zaraz pobiegn�, byle na konia do�� czasu, nim po zorzy
b�y�nie s�o�ce,
Pos�uszny giermek czeka troskliwie, nareszcie po d�ugim staniu wybiega Trojan,
skacze
3 Bosiljak (wasilek: occimum basilicum Linneusza) � ulubiony u Serb�w w
pie�niach, jak u naszego ludu
4
Ledwo podw�rzec przebieg� kamienny, na p� lipowego mostu, a� widzi �wiat�o zza
g�ry
jasne.
� Panie! to s�o�ce! � wykrzyknie giermek.
� Wi�c chwila �mierci zbyt bliska! � z gorycz� odrzeknie Trojan. � Zsi�d� z
rumaka na
ch�odn� ziemi�, przycisn� cia�o nieszcz�sne, okryj mi� p�aszczem, a o zachodzie
przybywaj z
biegunem po mnie.
I skacze z konia dr��cy i s�aby, pada na ziemi� wilgotn�, a wierny giermek
swojego pana
kryje troskliwie pod grubym p�aszczem.
Sam z rumakami �pieszy do zamku, w �elazn� uderza bram�.
� Otw�rz! od�wierny, otw�rz co pr�dzej! � wo�a dr��cym g�osem s�uga.
Spad� most zwodzony, wpada do zamku i czelad� wszelk� zwo�uje.
� Gdzie pan? gdzie Trojan? � pytaj� wszyscy.
On ze �zami konia wskaza�.
� Pan na polu rozci�gniony, na wilgotnej ziemi le�y, skryty pod p�aszcz, o
zachodzie mam
po niego �pieszy� z koniem.
5
By� dzie� skwarny, wiatr nie powia�, s�o�ce piek�o jak ognisko. Pod p�aszczem
stulony
Trojan, dr��c z gor�ca i boja�ni, poprzysi�ga� sobie w duchu, �e je�eli wyjdzie
ca�y, ju� nie
b�dzie czeka� zorzy.
Szli pasterze p�dz�c trzody i nadeszli na Trojana. Patrz�, widz�, �e p�aszcz
le�y, wi�c
podnosz�: widz� cz�eka, nagle ca�y p�aszcz zrzucili. Trojan krzyczy i zaklina:
� Zakryj p�aszczem mi�, cz�owiecze! nie dopuszczaj ognia, s�o�ca!
Pr�no b�aga� i zaklina�: s�o�ce �wieci, a promienie prosto w twarz Trojana
bij�. Ucich�
nagle, bo ju� oczy w dwie si� krople rozp�yn�y, taje g�owa, szyja, piersi � w
kr�tkiej dobie
ca�e cia�o, jakby w �zy si� zamieni�o. A pami�tka zw�ok Trojana w kroplach rosy
chwil�
b�yszczy, skwarny promie� �aru s�o�ca i te krople pr�dko suszy.
za bratem, przez trzy lata zawodz� w pole wychodz�c.
6
O zachodzie wierny s�uga z dworzanami zamku �pieszy: nie zastaje ju� Trojana.
Widzi jeno,
�e p�aszcz le�y, r�ce �amie i zawodzi.4 Pr�ne �zy twe, pr�ne �ale, one pana
nie obudz�.
Z Trojana zamku gruzy zosta�y, a w komnacie jego ciemnej, k�dy nigdy promie�
s�o�ca
nie zaja�nia�, nie za�wieci�, dzi� jask�czym gniazdom �wieci i wilgotne suszy
�ciany!
Przytoczyli�my to podanie Serb�w na dow�d, �e nie brakuje tego rodzaju powie�ci
i w innych
pokoleniach wielkiego szczepu S�owian. Trojan w mgle wiek�w tak odbija, jak
nasze
Walig�ry i Madeje.
Z wielkiej liczby klechd�w staro�ytnych kronikarze jedn� nam przechowali ze
s�owia�skich
czas�w. Pos�uchajmy powie�ci, kt�r� nam Baszko i zas�u�ony heraldyk Bartosz
Paprocki
opowiadaj� zgodnie. Zapomnia� ju� o niej lud dzisiaj, a jednak�e dawniej
powszechnie
4 Zawodzi� � po serbsku: tuziti, jest to p�aka� straty umar�ego. Dotychczas w
Serbii matka za synem, siostra
w okolicach Ty�ca i Wi�licy znan� by�a, przytoczy� j� wi�c musz� jako wa�ny i
ciekawy,
pomnik tej ga��zki literatury.
2. [WALGIERZ WDA�Y]
Wda�y Walgierz albo Walter, hrabia na Ty�cu i pan zamku tynieckiego, bawi�c si�
w postronnych
krainach dla przejrzenia spraw rycerskich, zatrzyma� si� na dworze kr�la
francuskiego.
M�� urodziwy, odwagi i zr�czno�ci niepo�ledniej, w gonitwach i turniejach
pierwszy
dank odnosi� i oczy wszystkich zwr�ci� na siebie, szczeg�lniej c�rki kr�lewskiej
imieniem
Helgundy. Dla niej przyj�� urz�d podczaszego, a gdy misy stawia� na stole,
uwa�a�, z jakim
zaj�ciem wpatrywa�a si� w jego oblicze, jak oczyma �ciga�a ka�de poruszenie
dorodnego
dworzanina.
By� na tym�e dworze Arinaldus, kr�lewicz niemiecki. Ten, rozkochany w
Helgundzie,
jakkolwiek wzgardy doznawa�, ci�gle gorza� nami�tn� mi�o�ci�. Walgierz dla
uj�cia sobie
wi�cej nadobnej kr�lewnej, przekupiwszy str�e zamkowe, codziennie podchodzi�
pod jej
okna i g�osem mi�ym i d�wi�cznym �piewa� dumy smutne.
Helgunda zbudzona, zachwycona �piewem niewidomego trubadura, przywo�a� rozkaza�a
stra�nik�w zamku, a�eby jej wyjawili nocnego �piewaka. Gdy ci, przekupieni, nie
chcieli
wyzna� prawdy t�umacz�c si�, �e z zakrytym obliczem przychodzi, kr�lewna
�mierci� im
zagroziwszy zmusi�a do wydania Walgierza. Pocz�a go dopiero zapalczywiej
mi�owa�, a
potem i do siebie na pok�j wzywa�.5 Tam postanowi�a, widz�c przeszkody od ojca,
uciec z
Walgierzem do Polski.
Ale zazdrosny Arinald wywiedzia� si� tajemnicy, �pieszy do swego kr�lestwa,
przez kt�re
musia� Walgierz powraca�, i na Renie zakazawszy przewo�nikom, aby mniej nie
brali jak
grzywn� z�ota, starali si� przy tym uciekaj�cego zatrzyma�.
Walgierz z Helgund� wkr�tce nadbiega, rozkazuje surowo przewo�nikom, by go co
pr�dzej
na drugi brzeg wysadzili, a gdy ci, zatrwo�eni, pos�uszni Walgierzowi za��dali
zap�aty,
ten rzuca z�oto, wp�aw Ren przebywa i ku Polsce �pieszy.
Arinald dowiaduje si�, �e Walgierz ju� Ren przeby�, uzbraja si� co pr�dzej,
dosiada bieguna
i dop�dza przeciwnika.
� St�j, zdrajco! � wo�a� na� z daleka � przewozu nie zap�aci�e� i kr�lewsk�
c�r� ukrad�!
� K�amiesz! � odwr�ciwszy si� Walgierz odpowiedzia� � przew�z zap�aci�em, a c�ra
kr�lewska
dobrowolnie ze mn� jedzie.
Pop�dliwy Arinald wyzywa go na pojedynek, z warunkiem, �e kto zostanie
zwyci�zc�, zostanie
panem i kr�lewnej, i �upu przeciwnika.
Rozpoczyna si� b�jka. Helgunda, co sta�a za Walgierzem, �ycz�c mu zwyci�stwa,
by�a
bod�cem Arinaldowi, stoj�c mu na oczach. Niemiec zagrzewany jej widokiem par�
silnie
Walgierza, tak, �e ten cofa� si� przymuszony, ujrza� przed sob� kochank�, dla
kt�rej b�j zaci�ty
toczy�. Widok jej zapali� go mocniej: uderza, obala wroga na ziemi� i bez
lito�ci zabija.6
Zdziera zbroj�, a ze zwyci�skim �upem i kr�lewn� powraca do zamku swojego,
Ty�ca.
Ale zaledwie przyby�, poddani �a�obliwie si� uskar�ali na Wis�awa pi�knego,
ksi���cia
wi�lickiego z rodu Popiela jeszcze, o ci�kie krzywdy, jakich doznawa� musieli.
Walgierz,
gdy na pr�no ��da� sprawiedliwo�ci, rozgniewany zbiera swoje rycerstwo i w
jednej bitwie
5 W�asne s�owa Bartosza Paprockiego z dzie�a: Herby rycerstwa polskiego, 1584 r.
6 Godzis�aw Baszko, kronikarz.
rozbiwszy Wis�awa chor�gwie, samego jak bra�ca oku� rozkaza� i do wie�y wsadzi�
na zamku
tynieckim.
Wkr�tce na rozkaz kr�la Walgierz po�pieszy� stan�� ze swoim zast�pem do obrony
granic.
Helgunda rozpacza�a przy odje�dzie m�a. Gdy zaj�ty wypraw� rycersk� d�ugo nie
przybywa�,
Helgunda op�ywaj�c we wszelkie dostatki pocz�a t�skni� i zwierzy�a si� wiernej
s�u�ebnice
z uskar�eniem: ��em ani dziewka, ani �ona, ani te� wdowa�.
Zrozumia�a przywi�zana a przebieg�a s�u�ka t�sknic� swojej pani; radzi przeto,
�e w zamku
jest wi�zie� dorodny, co j� potrafi ukoi�.
Wprowadzono pi�knego Wis�awa, rozkutego z wi�z�w, do komnaty Helgundy; ta,
zapomniawszy
poprzysi�onej wiary m�owi, nie tylko staje si� wyst�pn�, ale z wi�niem do
Wi�licy
ucieka.
Po sko�czonej wyprawie wojennej przybywa na Tyniec Walgierz okryty s�aw�
rycersk�.
Lecz zaledwie wjecha� na podw�rzec zamkowy, zdziwiony, nie widz�c Helgundy, co
zwykle
wybiega�a za mury na powitanie m�a, zapytuje s�u�by, dworzan i czeladzi o pow�d
i odbiera
okropn� wiadomo��, �e uciek�a z Wis�awem.
Uniesiony zemst� i rozpacz�, sam jeden, w tej samej zbroi okrytej kurzaw�,
�pieszy do
Wi�licy. Helgunda by�a sam�, Wis�aw na �owy wyjecha�. Chytra i zdradziecka
niewiasta wybiega
przeciw Walgierza, a padaj�c na kolana, skar�y Wis�awa, �e j� przemoc�
uprowadzi� z
Ty�ca, zaklina, by si� ukry� we wskazanej komorze, a wyda mu Wis�awa dla
zaspokojenia
s�usznej zemsty.
Us�ucha� Walgierz, lecz za p�no pozna� zdrad� wiaro�omnej �ony: napadni�ty,
przemoc�
okuty w kajdany. Wis�aw, l�kaj�c si�, by wi�zie� nie uszed�, odda� go pod stra�
swojej siostry
Ryngi.
Dla wi�kszej m�czarni Walgierza posadzono go na �elaznym wole, a obr� z szyi
przybito
do �ciany. Tak skuty mia� za wi�zienie komnat�, gdzie w poblisko�ci Wis�aw z
Helgund� w
oczach wi�nia okazywali swoj� mi�o��. Walgierz musia� patrze� na wiaro�omn�
�on� i
okrutnego zwodziciela i wroga, lecz nic nie m�wi� ponure zachowuj�c milczenie.
Rynga, maj�c doz�r nad nim, szpetna a� do obrzydzenia, lituj�c Walgierza
m�czarni, a
wi�cej w nim rozkochana, obiecuje z wi�z�w uwolni� z warunkiem, �e j� pojmie za
ma��onk�,
a �ycie uszanuje brata.
� Przystaj� i przyrzekam wszystko! � odrzek� Walgierz chciwy uwolnienia � jeno
rozkuj
mi� z tych kajdan i podaj m�j or� niez�omny.
Rynga otworzy�a k��dki kajdan i miecz Walgierzowi odda�a, wisia� on albowiem na
osobnej
�cianie. Walgierz ju� wolny, or� za plecyma ukry�, zachowuj�c zwyczajn� posta�
bolesn�,
milcz�c�, ponur�.
Helgunda z Wis�awem jak zwykle przyszli si� pie�ci� na zwyczajnym miejscu.
Walgierz
pierwszy raz do nich si� odezwa�, przerwawszy uporne dot�d milczenie.
� C� rzekniecie, gdybym ja teraz nad wami pom�ci� krzywdy i cierpie� moich?
Helgunda podziwem i trwog� przej�ta dostrzegaj�c, �e or� Walgierza nie wisi na
�cianie,
rzek�a do kochanka:
� Wis�awie! ja si� go l�kam, patrz, i miecza ju� nie ma Walgierza!
Ale Wis�aw, ufaj�c wierno�ci swojej siostry, odrzek� z pogard�, spogl�daj�c na
wi�nia:
� Gdyby� mia� i sto miecz�w, nie l�kam si� wcale, a nawet ci odpuszcz�, gdyby�
mi� i zabi�.
Walgierz zrzuca kajdany z wyniesionym mieczem staje nad �o�em: spu�ci� go z
zamachem
i wycisn�� dwa j�kliwe westchnienia konaj�cej Helgundy i Wis�awa.
Pom�ciwszy si� krzywdy swojej, z Ryng� na Tyniec powr�ci�, zabrawszy wszystkie
skarby,
kt�re tak zr�cznie Rynga uwioz�a i �mier� brata ukry�a, �e dworzanie i rycerze
Wis�awa
dopiero si� o morderstwie dowiedzieli, kiedy Walgierz ze zbawczyni� Ryng� w
warownym
ju� stan�li Ty�cu.
Zw�oki Helgundy pochowano w Wi�licy. Kronikarz Godzis�aw Baszko pisze, �e w roku
1242 widzia� jeszcze na kamieniu grobowym twarz Helgundy wyryt�. Bartosz
Paprocki za
dow�d podaje, �e Walgierz do rodziny Toporczyk�w nale�a�, i� po wsiach
starodawnie do
Ty�ca nale��cych: �kiedy na gwa�t wo�aj�, tedy krzycz�: Starza! Starza! albo:
Stary-ko�!
Stary-ko�! a te rodziny z dawnego wieku s� jednej z Toporczykami dzielnicy�.
Jak wedle naszego podzia�u klechdy drugiej cz�ci uwa�a� nale�y za historyczne,
za kronik�
ludu, w kt�rej zachowa� starych bohater�w, pami�� rozb�jnika Madeja i czarownika
Twardowskiego; pierwszej cz�ci, jako szcz�tki wiary, poda� i wyobra�ni
s�owia�skiej, z
przedchrze�cija�skiej epoki; cz�� trzecia najliczniejsza, lubo w niej
gdzieniegdzie przebija
my�l urywkowa, rodzinna, krajowa, w wi�kszej po�owie nosi cech� zupe�nie obc�.
Klechdy
tu obj�te za w�drowne uwa�a� nale�y i st�d wielkie znajdujemy z nich
podobie�stwo do
azjatyckich powie�ci. Nie dziwota! Wiele spod skwarnego s�o�ca i pusty�
piaszczystych Azji
przynie�li rycerze nasi, co walczyli w czasie krucjat �wi�tych, dobijaj�c si�
grobu Chrystusa
na pr�no, wi�cej przynie�li bajek p�tnicy, co d�ugo potem w�drowali do
Jerozolimy lub ich
si� nauczyli od p�tnik�w w�oskich, hiszpa�skich, francuskich, z kt�rymi tak w
Rzymie, jak
Lorecie i tylu cudownych miejscach zabierali znajomo��. Tym p�tnikom, czyli
pielgrzymom,
winni�my wprowadzenie najprz�d widowisk pobo�nych. Wracaj�cy z w�dr�wek od Ziemi
�wi�tej, z Rzymu, Kompostelli, Loretu, nucili pie�ni o cudach �wi�tych, o
dziwach, kt�re
widzieli, o dziejach m�ki Zbawiciela, o �ywocie Panny Marii itp. Mi�szali do
tego ba�nie i
�mieszno�ci i lud prosty bawili; zbiera�y si� gromady p�tnik�w po wsiach,
miasteczkach, a
�piewaj�c przygrywali na kobzie. P�aszcze ich i kapelusze, okryte skorupami
p�az�w, obrazkami
�wi�tych, r�ni�y ich str�j od innych. Wystawiano im podniesione miejsca na
rynkach i
cmentarzach ko�cielnych, do �piew�w przydawano migi. Udawanie os�b rozmowy
utworzy�o
co� podobnego do sztuki teatralnej.7 Ba�nie te silny wp�yw wywiera� musia�y, bo
lud
gromadami zbiega� do ich s�uchania. Powtarzano je sobie przy ognisku domowym,
przetwarzano,
a tak z czasem wiele i rodzinnych obraz�w przybra�o koloryt wschodni.
Dobry i wierny obraz takiego p�tnika wystawia nam komedia z czas�w Zygmunta III-
go,
pod napisem Mi�sopust albo tragicocomaedia na dni mi�sopustne, nowo dla stan�w
rozmaitych
podana 1612 r. 4-to, gdzie nieznajomy autor wyprowadza na scen� pielgrzyma, co
opowiada nies�ychane brednie z nowego �wiata:
P i e l g r z y m
Gdym z granic wyszed�, obaczy�em ska�y
Dziwnie wysokie, kt�re tu� mi si� by� zda�y.
Szed�em do nich dwie lecie, prawie nie przestaj�c,
Tak we dnie, jako w nocy tu� ich by� mniemaj�c.
Tam przyszed�szy, i�em mia� zmordowane nogi,
Spocz��em; a p� roku szuka�em za� drogi,
Chodz�c oko�o ska�y; a �e przyjechali
Kupcy z granic, co mi wst�p na wierzch pokazali
Po drabinie z pi�r ptasich! zaledwie tam wlaz�em
Za ca�e trzy miesi�ce, gdzie dziwny znalaz�em
Gaj!
7 Kto przeczyta dzie�o Ludwika Choquet, wydane w Pary�u 1541 roku, znajdzie, �e
sztuka ta nie lepsza by�a
w tym wieku we Francji jak u nas.
� a p i k u f e l
Nu�e, powiadaj! tamten gaj by� jaki?
P i e l g r z y m
Mia� bardzo dziwne drzewa, mia� rodzaj wszelaki,
Nie tylko co ich znamy, ale niewidziane!
Drugie �elazne, srebrne, z�ote i miedziane.
S� w tym gaju na sosnach wszystkie listki z�ote,
Szyszki z kamieni drogich, trudno u nas o te!
Ba! co wi�ksza, o co kto spyta�, powiada�y,
I co ma by� swych czas�w, tam prorokowa�y!
W tym gaju widzia�em
Mr�wki wi�ksze ni� s�onie i i�� tam nie �mia�em,
Potem widzia�em pch��, je�li si� nie myl�,
Co skoczy�a tu� przez mi�, dalej ni� na mil�.
� a p i k u f e l
Musi tam by� mr�z wielki?
P i e l g r z y m
Jak kto s�owo rzecze,
To marznie na powietrzu, ni�li si� dowlecze,
A gdy jest kto opodal, to zmarz�e zostaje
Przez zim�, a� na wiosn� ledwie si� roztaje.
Co w przytoczonym wyj�tku z tej komedii opowiada Pielgrzym o gaju, gdzie drzewa
srebrne, z�ociste i �elazne, podobne opisy znale�� mo�na w bajkach do teraz
kr���cych u
ludu. Oto opowiastka znana w Krakowskiem ponad Wis�� i u Mazur�w, maj�ca zwi�zek
z
tym, co opowiada� p�tnik o zamarz�ych s�owach.
3. [ZAMARZ�E S�OWA]
Szed� ubogi pielgrzym i zaszed� mi�dzy takie ska�y, �e z nich wyj�cia nie by�o.
Przesiedzia�
lato, nadesz�a zima, a zima tak sroga, �e ptastwo zmarz�e ze z�otym pierzem
upada�o z
powietrza. Przezi�bni�ty pielgrzym czeka� pewnej �mierci, gdy ujrza� sobola, jak
szpar� w
ogromnej skale przebiega�. Spojrzy i zobaczy� uradowany, �e t�dy jest droga: �
Tu wi�c droga!
� zawo�a� � ale s�owa jego zamarz�y, a on sam z wielkiego mrozu w kamie� si�
obr�ci�.
Nadszed� w to samo miejsce drugi pielgrzym i r�wnie jak pierwszy nie m�g�
znale�� wyj�cia
spo�r�d ska� wysokich. Ju� pocz�� rozpacza� i p�aka� rzewliwie, kiedy wiosenne,
skwarem
dopiekaj�ce s�o�ce, zmarzni�te s�owa pierwszego pielgrzyma odtaja�y. Spojrzy �
widzi,
�e le�� s�owa, kt�re l�d ze �niegiem czarnym zakrywa�, a teraz si� �wie��
murawk� okry�y.
Przyszed� bli�ej i przeczyta�: �Tu wi�c droga!� Poszed� wi�c za, tym
przewodnikiem, znalaz�
nie�wiadome przej�cie i ju� prosto stamt�d do grobu Pana Jezusa zaszed�.
Ko�cz� te s��w kilka, potrzebnych do zrozumienia klechd�w: same one uka�� oczom
rozumu
i talentu ca�� swoj� warto�� poetyck�. Dok�adny zbi�r tych poda� odwiecznych i
powie�ci,
przy zbiorach pracowitych dum i pie�ni a oraz przys��w i przypowie�ci ludu,
jedynie
mo�e prawdziwe pi�tno rodzinnego ducha wykry�, obja�ni� i otworzy� dla u�ytku
poezji i
dziej�w bogate miny bogatego kruszczu, kt�ry dot�d w zapomnieniu ukryty
zostawa�, bez
�adnego u�ytku, jak drogie �y�y srebra, zalane w g��biach naszego Olkusza.
Pisa�em w Warszawie 20 grudnia 1835 r.
�o�� i zielono��.
3. OCZY UROCZNE
1
Bogaty szlachcic w murowanym dworze mieszka� nad Wis��. Wszystkie okna tego
dworu
wychodzi�y na wspania�� rzek�: nie by�o �adnego ani od strony go�ci�ca, ani te�
obszernego
gumna. D�uga aleja lip, mi�dzy kt�rymi przechodzi�a droga do dworu szlachcica,
zaros�a
traw� i chwastem, wskazywa�a, �e niewiele s�siad�w to samotne siedlisko
odwiedza, �e nie
znajdziesz tu dawnej go�cinno�ci.
Pan, tego dworu od lat siedmiu dopiero si� z dalekiego powiatu sprowadzi�, ale
wie�niacy
ma�o go znali i nawet z boja�ni� unikali: okropne bowiem powie�ci biega�y o nim.
Z bogatych rodzic�w urodzony nad brzegami Sanu, od ko�yski nieszcz�liwa mu
przy�wieca�a
gwiazda: mia� oczy uroczne, kt�re chorob� i �mier� ludziom zadawa�y. Kiedy
spojrza�
w z�� godzin� na bydl�, zaraz zdech�o, je�eli co pochwali�, niszcza�o zaraz.
Ojciec i matka
ze zgryzoty pomarli, a pan uroczny � jak go w okolicy nazywano, gdzie
nienaliczone
zrz�dzi� swoimi oczyma szkody � przedawszy po rodzicach maj�tek, przeni�s� si�
nad brzegi
Wis�y i zamieszkiwa� dw�r murowany. Wszystkich pooddala� ludzi, zostawiwszy jeno
domownika
starego, kt�ry go na r�ku wypiastowa� i kt�remu jedynie z�e oczy pana nie
szkodzi�y
wcale.
Pan uroczny rzadko wyje�d�a� z domu, bo za jego oczyma ci�gn�y si� kl�ski,
�mier� i
choroby, dlatego ci�gle siedzia� obok pana stary s�uga, co go ostrzega�, gdzie
wie�, miasto
czy cz�owieka zobaczy�; wtedy pan zakrywa� oczy nieszcz�liwe albo je spuszcza�
i zapatrywa�
si� na wi�zk� grochowin, zawsze w nogach po�o�on�.8
Znaj�c swoje oczy, kt�rymi pomimo woli nieszcz�cia i kl�ski sprowadza�, kaza�
wymurowa�
dw�r obszerny, ale wszystkie okna obr�ci� na Wis��, chc�c tym sposobem, a�eby
ludziom
nie szkodzi� ani na w�asne zabudowania gospodarskie nie patrzy�: dwa razy ju� mu
bowiem sp�on�y, kiedy spojrza� w z�ej godzinie. Mimo to przeklinali go flisy i
z trwog� ukazywali
na du�e okna murowanego dworu, sk�d oczy niejednemu zada�y chorob�, a burza
zawsze niemal w przystani na przeciwnym brzegu, wprost bia�ego � jak nazywano �
dworu,
wiele statk�w uszkodzi�a.
Odwa�y� si� flis jeden: podp�yn�� na �odzi do bia�ego dworu i chcia� widzie�
pana urocznego.
Stary s�uga przestraszony wprowadzi� do komnaty jadalnej zuchwa�ego �eglarza.
Pan
jedz�c obiad, rozgniewany, �e mu nieznajomy przeszkadza, spojrza� na przychodnia
ponuro,
a flis dosta� takiej febry, �e s�owa przem�wi� nie m�g� i upad� na progu.
8 Oczy uroczne, zapatruj�c.si� nimi na suche grochowiny, nie mog�y szkodzi�
nikomu; grochowiny si� jeno
zsycha�y wi�cej. Podobnie oczy bazyliszka dzia�a�y na rut�, skoro bowiem na ni�
spojrza�, ca�� utraca�a �wie-
Stary s�uga z rozkazu lito�ciwego pana wyni�s� go do �odzi, du�o da� pieni�dzy i
odwi�z�
na brzeg przeciwny. D�ugo �mia�ek chorowa�: kiedy zdo�a� m�wi�, okropny obraz, w
kt�rym
wystawi� dw�r bia�y i urocznego pana, przestraszy� jeszcze wi�cej wszystkich
flis�w, co go z
ciekawo�ci� otoczyli. Od tego czasu ka�dy �eglarz p�yn�c po Wi�le odwraca� oczy
od bia�ego
dworu, z cicha si� modli� i dr�a� na samo wspomnienie z�ych oczu gro�nego pana.
2
Ju� lat dziesi�� min�o; jak dw�r bia�y by� przestrachem okolicznych mieszka�c�w
i flis�w.
Nikt nie odwiedza� pana urocznego, a nieszcz�liwy p�dzi� samotne godziny.
Sroga nasta�a zima; stadami wilcy woko�o dworu gro�nym g�osem wyli, a pan domu
siedzia�
sm�tny przy kominie, na kt�rym wielki gorza� ogie�, przewracaj�c karty jakowej�
ksi�gi.
Stary s�uga ju� wszystkie drzwi pozamyka� i w tej�e samej komnacie, z drugiej
strony
komina usiad�szy, ogrzewa� stare i przemarz�e cia�o, naprawiaj�c sie� na ryby.
� Stanis�awie! � rzek� pan do niego � czy du�o�cie ryb w przer�bli na�owili?
� Niewiele, panie! ale b�dzie dosy� dla nas obudwu.
� Prawda! � m�wi� nieszcz�liwy bogacz � ju� tyle lat, a my zawsze samotni �
nieszcz�liwa
godzina, kiedy mnie urodzi�a matka! Zawsze sam, �yj� jak pustelnik, bo ludzie
uciekaj�
przede mn�!
I otar� �zy, co zwil�y�y nieszcz�liwe oczy.
Nagle us�yszeli na dziedzi�cu g�os ludzki wzywaj�cy ratunku. Zadr�a� pan domu,
tak
dawno nie s�ysza� obcego g�osu; stary s�uga wybieg� z komnaty, a za nim pan
uroczny z
lampk� w r�ku.
Przed sam� sieni� sta�y sanie kryte, obok nich sta� s�dziwy cz�owiek wo�aj�c
ratunku.
Skoro ujrza� wychodz�cych ze �wiat�em, wyni�s� z sani omdla�� �on�, a stary
s�uga pom�g�
Przy�o�ono drewek na komin, otrze�wiono zemdla�� matk�, pan domu radosny i
weso�y
wysiada� przestraszonej, m�odej i pi�knej c�rce.
doby� zaple�nia�ych butelek w�grzyna i suto s�dziwego ojca pi�knej c�rki raczy�.
Stary s�uga u�miecha� si� skrycie, patrz�c na rado�� i weso�e lica swego pana,
kt�re zawsze
ponuro�� i smutek od kolebki osiada�y.
Go�� przyby�y, rozgrzany starym w�grzynem, opowiada�, jak w drodze zaskoczony
burz�
zmyli� z drogi, a po d�ugim b��dzeniu, napotkawszy gromad� zajad�ych wilk�w,
zaledwie
uciec potrafi� i schroni� si� na podw�rzu bia�ego dworu.
Wnet rozpakowano sanie, a strudzeni, zzi�bli i wystraszeni podr�ni znale�li
ciep�y i wygodny
spoczynek. Znowu cisza dawna zaleg�a komnaty, a ogie� na kominku s�abym jeno
przy�wieca� po�yskiem.
3
Zegar �cienny uderzy� pierwsz� po p�nocy: stary Stanis�aw drzema� przy kominie
pilnuj�c
ognia, gdy zaskrzypn�y drzwi od sypialni pana i wyszed� uroczny nie rozebrany
wcale.
S�uga zdziwiony przetar� oczy i pomrukn��, snem rozmarzony:
� Co! panisko biedne jeszcze nie �pi?
� Cicho! stary m�j druhu! � odrzek� pan weso�o � spa� nie mog� i bodajbym nigdy
nie zasn��,
a by� tak szcz�liwy, jako dzisiaj.
I usiad� w wielkim krze�le przy kominie, u�miecha� si� rado�nie i pocz�� p�aka�.
� P�acz! p�acz biedni�tko! � pomy�la� Stanis�aw � pr�dzej mo�e wyp�aczesz z
uroku nieszcz�liwe
oczy.9
� Gdyby mi B�g da� to, co zamy�lam � m�wi� do siebie pan uroczny � niczego bym
na
tym nie za��da� �wiecie. Ju� lat trzydzie�ci �yj� samotnie jak pustelnik albo
zbrodzie�: a
przecie� nie skala�em si� wyst�pkiem, nie pomy�la�em o zbrodni! Tylko oczy! oczy
moje!
Smutek zas�pi� oblicze przed chwil� radosne, lecz wkr�tce zn�w u�miech osiad� na
dawnym
miejscu: wida�, �e promyk nadziei sp�dza� ponuro��.
� M�j stary przyjacielu! � a Stanis�aw spojrza� weso�o � ja mo�e si� o�eni�!
� Daj to Bo�e! � zawo�a� s�uga � ale gdzie� szuka� przysz�ej mojej pani?
Pan powsta� z krzes�a, zbli�y� si� na palcach do drzwi bocznej komnaty, gdzie
podr�ni
znu�eni smaczno zasypiali, a wskazuj�c r�k�, wyrzek� z cicha: � tam!
Stanis�aw kiwn�� g�ow�, jakby pochwala� wyb�r dobry, i przyrzuci� drew na komin.
Pan
zadumany odszed� do sypialni, a stary s�uga pomrukuj�c: � daj to, Bo�e; ale nie
dojrzej� te
gruszki na wierzbie! � zasn�� twardo.
4
Rano zbudzi� si� podr�ny, ale o dalszej drodze nie m�g� pomy�le� dla s�abo�ci
ma��onki.
Pan domu z rado�ci� si� dowiedzia�, �e dni kilka zabawi�, a Stanis�aw ju� zacz��
wierzy�,
�e dojrzej� gruszki na wierzbie.
Go��, by� to szlachcic niemaj�tny, lecz cho� nie mia� do zbytku, �y� uczciwie i
o nic nikogo
nie prosi�. Upodoba� sobie uprzejmego gospodarza i po tygodniu goszczenia rzek�
raz do
swojej ju� wiele zdrowszej ma��onki:
� Ma�gosiu! co� nasz �askawy gospodarz smali cholewki do naszej Marysi i ona,
jak bacz�,
nie od tego. Nie�le� by to by�o.
� Widzi ci si� tak jeno! � odrzek�a �ona � ale w duszy rada by�a, �e co roi�a
sobie po g�owie
i m�� potwierdzi�.
� Cz�ek nie ubogi, nie m�okos, nic mu nie brakuje � m�wi� dalej chodz�c po
komnacie �
nasza te� dziewka nie krzywa i dojrza�a w latach, �e ju� mo�na odda� w ten stan
�wi�ty i
pob�ogos�awi�.
Po wieczerzy go�� s�dziwy popija� starego w�grzyna, muska� czupryn� i s�ucha� z
u�miechem,
jak pan domu w pokornej mowie uprasza� o r�k� panny Marianny.
� Podoba�e� mi si�, waszmo�� � odrzek� po d�ugim namy�le. � I kiedy o wiano nie
pytasz
ani go ��dasz, a masz dosy� w�asnego chleba, niech�e i prz�dzie k�dziel w waszym
dworze, a
rodzi dzielnych syn�w.
We trzy miesi�ce pan uroczny mia� �on�. Znik�a trawa i chwasty z alei lipowej,
bo je
stratowa�o mn�stwo koni i kolas, co zwioz�y krewniak�w i przyjaci� panny m�odej
na wesele
do bia�ego dworu. � W kilkana�cie dni gwar ucich�; a droga lipowa znowu zacz�a
zarasta�
traw� i pokrzyw�.
5
Nadchodzi�a druga zima, a towarzystwo we dworze powi�kszy�o si� tylko o jedn�
pani�
domu.
Liczna czelad�, kt�r� przyj��, wkr�tce poucieka�a, us�yszawszy, �e pan ich ma
tak nieszcz�liwe
oczy. Kilka pozosta�ych doznawszy od nich ci�kiej choroby porzuci�o dw�r bia-
9 Lud utrzymuje, �e p�acz serdeczny przeczyszcza tego rodzaju oczy.
�y, a m�oda i dorodna pani w ci�kich przewraca�a si� b�lach na bogatym �o�u;
tylko m��
przywi�zany � z odwr�con� g�ow� �ciska� jej r�ce zimne i skrzep�e.
Wiedzia�a, �e m�� ma z�e oczy; wiedzia�a, �e nimi powi�ksza� jej cierpienia i
b�le, a jednak
szczerze przywi�zana b�aga�a strapionego o jedno spojrzenie.
� Mario! � zawo�a� z ci�kim westchnieniem � wiem, �e nie b�d� z tob�
szcz�liwy, dop�ki
mam te oczy: wy�up mi je! Oto n� ostry, a z twej r�ki nie b�dzie mi� bole�.
Wzdrygn�a si� �ona na tak okropne ��danie, a pan uroczny, widz�c j�
niezachwian�,
upad� na krzes�o i rzewnie pocz�� p�aka�.
� Na c� mi ten dar bo�y, to szcz�cie, kt�rego cz�owiek oczyma doznaje, kiedy
wzrok
m�j kl�sk� niesie! Ty chorujesz ci�ko, Mario! wierz�: bo uschnie nawet drzewo
pi�kne, gdy
na� w z�ej godzinie spojrz�. Ale b�d� spokojn�, nasze dzieci� nie zobaczy ju�
tych oczu, nie
zaszkodz� mu te� w niczym i nie b�dzie pami�ci ojca przeklina�!
J�kiem tylko odpowiedzia�a chora ma��onka.
Pan uroczny wyszed� zostawiwszy starego s�ug�: wkr�tce dwa przeciwne krzyki
odezwa�y
si� z dw�ch stron przeciwnych bia�ego dworu.
Zakwili�o dzieci� narodzone w sypialni; rozleg� si�, krzyk bolesny, dono�ny,
m�ski w
komnacie, gdzie gorza� na kominie ogie�. P�acz dzieci�cy zwiastowa� jego
przyj�cie na �wiat,
�e ujrza�o promie� s�o�ca a krzyk m�ski, �e ojciec tego niemowl�cia po�egna� si�
z tym s�o�cem
na zawsze. Dwa oczy, jak dwa kryszta�y, z skrwawionym no�em upad�y na ziemi�.
6
W sze�� lat okna wybito i z przeciwnej strony, sk�d widok by� na obszern� wie� i
gumna,
flisy pod samym bia�ym dworem mieli przysta� wygodn�. Pani domu zdrowa i weso�a
cieszy�a
si� pi�kn� jak anio� c�reczk�, kt�ra �lepego ojca oprowadza�a.
Wie�niacy, co stronili od pana urocznego, teraz na widok �lepego pana i
dzieci�cia nie
uciekali jak dawniej. Znikn�a cicho�� pogrobowa, bo dworzanie i czelad�
nape�niali tak niegdy�
dw�r bia�y samotny.
Stanis�aw ju� zgarbiony laty zakopa� oczy swego pana w ogrodzie. Raz zdj�ty
ciekawo�ci�,
czy si� jeszcze zachowa�y, odgrzeba� ziemi� i spojrza�. Iskrzy�y si� jak �wiece:
ledwie
ich blask odbi� si� o twarz jego, zmarsz [cz] kami okryt�, zadr�a�, upad� i
skona�.
Pierwszy raz i ostatni zaszkodzi�y staremu s�udze oczy urocznego pana! D�ugo
ludzie gadali,
�e dlatego mu dawniej oczy nie szkodzi�y, bo go pan wielce kocha�, serce przeto
odejmowa�o
im si��: teraz same, zagrzebane w ziemi, nabra�y wi�kszej mocy i zabi�y wiernego
s�ug�!
Pan �lepy serdecznie go �a�owa�: wystawi� mu pi�kny nagrobek z krzy�em, pod
kt�rym
flisy modli� si� zwykli, gdy w przystani odpoczywali pod bia�ym dworem.
5. N�DZA Z BIED�
1
Pan wojewoda mia� zamek wspania�y od z�ota i marmur�w; wysokie wie�e wznosi�y
si�
na wzg�rzu ponad Wis��, kaplica zamkowa l�ni�a z�otem, bo miedzi� by�a grubo
wyz�acan�
pokryta. Dw�r mia� liczny, chor�gwie nadwornego wojska jezdnych i pieszych. Jak
zajrza�e�
okiem, wszystko: jego pola, jego miasta, jego wsie nienaliczone, lasy, bory i
puszcze, w kt�rych
mnogie stada zwierzyny bujaj�c swobodnie oczekiwa�y na pana wojewody strza�y
zab�jcze.
Po pierwszych lodach Wis�� okrywa�y jak stado �ab�dzi statki �adowne zbo�em pana
wojewody, wysy�a� on je do Gda�ska, na morze, a w zamian przywozi� wory z�ota,
kt�re
zsypywa� do skarbcu swoich antenat�w.
Kiedy� wszed� na pokoje zamkowe, drogie adamaszkowe obicia, z�otolite materie
okrywa�y
�ciany, w komnacie jadalnej przy kredensie stosami le�a�y z�ociste konwie,
nalewki,
puchary, srebrne tace, talerze, p�miski, wazy. Jak pan wojewoda zasiad� do
sto�u, sypa�o si�
z r�nych zak�t�w mrowie dworzan, czeladzi, a wszystko zg�odnia�e �ar�o, a
wszystko �akn�ce
pi�o pot�nie. Kapela nadworna pod przewodem wyblad�ego W�ocha brzmia�a z ch�ru
i
co dzie� weso�o pan z dworem swoim zjada� ca�ego wo�u tucznego, spa�nego
wieprza, trzy
korce �yta chlebem, drugie tyle pszenicy w ko�aczach, kluskach i marcepanach,
wypija�
beczk� wina, dziewi�� beczek piwa i beczk� miodu. Po obiedzie wstawa� pan
wojewoda z
czerwonymi policzkami, dworzanie z czerwie�szymi jeszcze, dosiadali wtedy na
konie,
strzelali z pistolet�w do celu, zdejmowali kopiami pier�cienie, a pan
najzr�czniejszego udarowywa�
to �a�cuchem z�ocistym, to pucharem srebrnym, to da� mu konia z rz�dem. I tak
dzie� po dniu pada�y pod toporem tuczne wo�y, wysuszano beczki z winem i miodem
z piwnic,
a przecie� niczego nie zabrak�o nigdy, bo za z�oto ze sprzedanych statk�w zbo�em
�adowanych
nowe coraz stada nap�dzano wo��w jeszcze tuczniejszych, sprowadzano z W�gier
wi�ksze beczki s�awnego wina, a z Litwy kowie�skich miod�w.
stoj�c pod lip� tak� wiedli rozmow�:
by nas jak wilk�w lub nied�wedzi.
zik mi�sa, z kawa�ek ko�acza lub marcepana!
2
W dzie� skwarny, gor�cy, letni, pod cieniem g�stej lipy sta�y dwie istoty,
wi�cej do widm�w
ni� ludzi podobne. Trzymaj�c si� za r�ce, spogl�da�y na zamek wspania�y.
Pierwsze wyblad�e, z��k�e, �upan dziurawy, kawa�kiem niegdy� bogatego pasa
przepasane,
buty dziurawe, czapk� podart�; by�a to Bieda.
Drugie sk�ra a ko�ci, oczy zamglone, oblicze skrzywione g�odem, obwini�te sta�o
p�acht�
zbrudzon�, nie mia�o nawet koszuli na sobie. By�a to N�dza. Nieroz��czni
towarzysze z sob�
B i e d a
� Patrz, moja swacho, jak pi�kny zamek, co tu statk�w �adownych pszenic�;
s�yszysz, weso�a
kapela brzmi g�o�no. Ach, gdyby si� tam dosta� na chwilk�!
N � d z a
� I czeg� pragniesz, czy tam nas puszcz�? Spojrzyj, brama zawarta, a cho�by mur
przesadzi�,
co nam �atwo, brytany du�skie kaza�by wojewoda spu�ci� z �a�cuch�w, poszczwano
B i e d a
� Wiatr wieje ze strony zamku, zapach z kuchni wo� roznosi � oblizuj�c si� � o!
�eby zra-
N � d z a (z westchnieniem)
� O, m�j Bo�e, ja bym przesta�a na kawa�ku suchego chleba, na ko�ci nie
dogryzionej, a
tam psy lepsze k�ski co dzie� po�eraj� ni� moja codzienna strawa.
B i e d a
� Daremna nasza oskoma na przysmaki zamkowe, chod�my, pr�nie nie �ykajmy
�linki.
Patrz, co tu si� i miast, tam mnie ju� dobrze znaj�, musz� im ciebie jeszcze
przedstawi�, bo
takie przeznaczenie, �e dla kogo ja d�ugim przyjacielem, to w ko�cu i z tob�
pobrata� si�
musi.
I Bieda nacisn�a podart� czapk� na bakier. N�dza zawin�a si� w p�acht�,
ruszy�y razem
do wioski najbli�szej.
3
Pan wojewoda mia� syna jedynaka, syna, kt�ry imi� �wietne i s�aw� ojca i
pradziad�w
musi przechowa� w potomne wieki.
Wys�a� go do W�och, do Pary�a po rozum, dawszy mu czwart� cz�� skarbcu swego na
drog�. Kiedy odje�d�a�, powt�rzy� mu wprawdzie stare przys�owie, �e: �Kto g�upi,
w Pary�u
sobie rozumu nie kupi� � wierzy� przecie inaczej i by� pewnym, �e wi�cej
ukszta�conym
wr�ci, ni�by siedzia� w kraju.
Bawi� rok wojewodzic, zabrak�o ju� mu z�ota, pan ojciec pos�a� starego
dworzanina z
dwoma worami z�ota. Jedzie dworzanin, a� pod lip� spotyka bladego w dziurawym
�upanie, z
kawa�kiem pasa bogatego niegdy�, w czapce podartej, zdartymi buty, szlachcica.
Chudzina
sk�oni� nisko czapk�, powita� go dworzanin.
� Pomaga B�g, panie bracie � rzek� do jad�cego � a gdzie� to tak �pieszno?
� Ha, jad� z pieni�dzmi, mi�y bracie, dla m�odego panicza. Pojecha� ci po rozum
do Pary�a,
ale kaci po tym, rozum jako� trudno idzie, a du�o pieni�dzy kosztuje.
� Oj! � rzek� chudzina � powoli i rozum si� znajdzie.
� Diabli po nim � odpowie dworzanin � przyjdzie wtedy, jak pieni�dzy zabraknie,
a bieda
zajrzy w oczy. � I odjecha�.
Bieda czapk� w g�r� z rado�ci rzuci�a, wo�aj�c:
� B�d� w zamku, b�d�, i moj� swach� wprowadz�, wtedy cho� raz pohulamy sobie!
4
By� to dzie� uroczysty w zamku, obchodzono powr�t z Pary�a rozumnego
wojewodzica.
Stary wojewoda sprosi� liczne s�siedztwo, pan�w i szlacht� z okolicy. Zamek by�
przepe�niony
od samego rana, grzmi kapela. Przy wieczornym zmroku rozpalono kaga�ce,
o�wiecono
zamek rz�sisto: w zamku widno, jakby s�o�ce �wieci�o, za murami ciemno, cho� oko
wykol.
N�dza z Bied� ujrzawszy �un�, rozumiej�c, �e p�onie zamek, wskoczy�y na mur i
przytulone
do obros�ej mchem baszty, spogl�da�y na dziedziniec.
W komnatach pe�no go�ci, drobna szlachta wieczerza�a na podw�rzu, stary
wojewoda,
ucieszony po d�ugim rozdziale widokiem jedynaka, kaza� wci�gn�� beczki wina,
miodu i
piwa na poddasze i rynnami la� trunki. Przez cztery wi�c rynny lano; to wino, to
piwo, to
miody, a szlachta podstawia�a konwie, to puchary, to gard�a, czapki i pili na
zab�j. O p�nocy
prawie wszyscy zmorzeni legli snem pijackim na podw�rzu. Zsun�a si� wi�c z muru
N�dza
z Bied�, a pewne, �e brytany na uwi�zi, obliza�y rynny, z kt�rych s�czy�o si�
jeno, a podjad�szy
z zostawionej ogromnej wo�owej pieczeni, zajrza�y w okna pierwszy raz w zamku.
Ju� kapela usta�a, patrza�y w sypialni� starego wojewody; nie spa� jeszcze,
sta�o przed nim
kilku �yd�w zagranicznych, siwy dworzanin rachowa� z�oto, kt�re z chciwo�ci�
zgarniali.
Byli to d�u�nicy wojewodzica. Straci� on wszystko, co ojciec posy�a�, po�yczy�
bardzo wiele.
Wojewoda zap�aciwszy z zas�pionym obliczem usiad� na �o�u, dworzanin sta�
zadumany.
Pierwszy raz starcy obadwa poczuli brak w skarbcu, nie dziwota: Bieda i N�dza
zajrza�y
ju� oknem.
5
Up�yn�o lat trzy, sta�y pod lip� jak dawniej nieroz��czne siostrzyce, statki
pr�ne p�ywa�y
na Wi�le, flisy smutni nie �piewali, w zamku cicho, bo �a�oba. Stary wojewoda
umar�: kapela
jego nadworna ostatni raz mu przygra�a prowadz�c do grobu; syn, wypr�niwszy
skarbiec
antenat�w, stopiwszy srebrne i z�ote naczynia, sprzeda� zbo�e na pniu, nie by�o
co �adowa�
do Gda�ska.
Kaplica zamkowa ju� nie b�yszcza�a �wiec�cym dachem, wiatr zrywa� z niej snopki
brudnej
s�omy, bo m�ody wojewodzic obdar� j� z okrycia miedzianego z poz�ot�, a dach, co
dwa
wieki ja�nia�, znik� stopiony u �yd�w.
Dworzanie rozbiegli si� w r�ne strony kraju, utrzymanie zamku zbyt wiele
kosztowa�o,
postanowi� wi�c przenie�� pan m�ody mieszkanie swoje za granic�, sprzedawszy
poprzednio
wszystkie marmury tego gmachu swemu arendarzowi.
Zap�aka� stary dworzanin, kiedy bezbo�ne r�ce wyrywa�y pod�ogi, �ama�y odrzwia
dobywaj�c
drogie marmury.
Opustosza� wspania�y zamek, brama sta�a otwarta, dziedziniec zar�s� muraw�, a
stare
baszty omszone wynosi�y jeszcze dumne czo�a.
N�dza z Bied� bez obawy wi�c wesz�y razem, a chodz�c po pustym podw�rzu,
natrafi�y
na drzwi do piwnicy otwarte. Wesz�y po spr�chnia�ych schodach i w samym ko�cu
d�ugiego
lochu znajduj� rado�ne zapomnian� bary�k� drogiej ma�mazyi, pami�tk� jedyn� po
starym
wojewodzie. Kosztuj� weso�o � smaczne; pij� wi�c rade a pij�: stare wino
pom�ci�o pami��
starego wojewody, upojone usn�y w tym lochu N�dza z Bied�.
Duch starego wojewody, co w d�ugich nocach b��dzi� po ruinach swego zamku,
zatrzasn��
drzwi �elazne od lochu i te dwie siostry, cho� do g�odu nazwyczajone, skona�y.
Niepotrzebne te� by�y w zamku N�dza z Bied�, bo zasiad�o ich miejsce nie tak
ohydne,
powa�niejsze Zniszczenie.
W�drownik patrz�c na gruzy starego zamku, na te resztki baszt ogromnych, duma o
jego
przesz�o�ci, �a�uje upadku i mo�e nieraz kl�sce wojennej przypisze zniszczenie!
a w lochu
trupy N�dzy i Biedy le�� trzymaj�c si� za r�ce. Pilnuje drzwi duch wojewody i
dla wstydu
swej pami�ci nie dopuszcza nikogo; ukry� tam sromot� syna, kt�ry splami� jego
imi� i s�aw�.
w�r�d umar�ych.
6. POWIETRZE
Siedzia� Rusin pod modrzewiem, s�o�ce piek�o jakby ogie�. Patrzy z dala, �e co�
idzie;
patrzy znowu � to niewiasta!
Ca�a p�acht� owiniona, na wysokich nogach chodzi. Zl�k� si� zrazu, chcia�
ucieka�, ale
widmo d�ug� r�k� zatrzyma�o zl�knionego.
� Znasz Powietrze? � Ja to jestem! We��e mi� na barki swoje i obno� po ca�ej
Rusi: nie
pomijaj wioski, miasta, bo wsz�dy zawita� musz�. Ty nie l�kaj si� niczego,
zdrowy b�dziesz
I d�ugie r�ce przewiesza na szyj� biednego kmiecia. Szed� wi�c Rusin, lecz
zdziwiony, �e
ci�aru nic nie czuje, spojrzy za si�, ale widzi, �e na barkach siedzi widmo.
Przyni�s� najwpierw do miasteczka. Po gospodach ta�cowano, weso�o�� na ka�dej
twarzy.
Ledwie zatrzyma� si� w rynku, niewiasta powia�a p�acht�; wnet usta�y rze�we tany
i weso�o��
znik�a z twarzy. K�dy spojrzy wystraszony, nios� trumny, w dzwony dzwoni�; ca�