5801

Szczegóły
Tytuł 5801
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5801 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5801 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5801 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

K.W. W�JCICKI KLECHDY STARO�YTNE PODANIA I POWIE�CI LUDOWE Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Dominikowi Magnuszewskiemu Kiedy pierwszej wiosny przeminie poranek, jak mi�o wskrzesza� pami�ci� te sny dziecinne, te cuda i powie�ci, kt�rych pe�no by kawek na s�ot�, ka�dy niemal do swojej ko�yski nawi�za� i marzy� o nich ma�ym pachol�ciem, gdy ze czworak�w podnosi� wy�ej czo�o ku niebu! Ale nie ten cel jedynie maj� niniejsze Klechdy, by mi�ym dziecinnym chwilom naszego �ywota za�piewa�y alleluja: zbi�r ich ma da� pozna� fantazj� ludu polskiego, a razem ukaza� cz�stk� niepi�miennej literatury, kt�ra dot�d w ca�ym ja�nieje blasku przy ognisku chaty sielan�w. Kt� ich nie zna? Kto nie przypomina, a z wspominkiem nie westchnie za tymi laty, gdy je chciwie chwyta�o ucho dziecinne, gdy ka�dy wtedy by� za bajkami, jak on stary szlachcic poety, za szumk� i dumk�? Niech po rosie j�knie dumka, Niech zaszumi w lesie szumka, To jakbym by� op�tany, W lasy, pola, s�uch, wzrok n�c�, Zas�uchany, zap�akany, Wracam duma� po piosence. A zadrzemi�, to mi �a�� Szumki, dumki ponad twarz�, Ponad okiem, ponad czo�em; Drzemi� z dumk�, jak z anio�em. Jask�ka przypomina wiosn�, te klechdy niech ci przypomn� twego przyjaciela; niech jak ten ptak rodzinny, co ulepia gniazdko pod twoj� strzech�, i klechdy moje znajd� s�odkie przyj�cie pod twoim dachem. Posy�am ci owoc moich w�dr�wek, plon lat wielu, uzbierany to na w�t�ych tratwach g�rali, to w �niegowych g�rach, na piaszczystym Mazowszu i czarnej glebie krakowskiej, to w lasach Kurpi i na r�wninach starego Podlasia. One w dymnej chacie skraca�y przyd�u�sze wieczory. Rodzone siostry pie�ni ludu, wi�cej przysiad�e do zimowych wieczernic ni� pie�ni. Spojrzyj na te ko�a wiejskich s�uchaczy i opowiadacza! Noc ju� na dworze ciemna, zimny wiatr po�wistuje, �niegowa zamie� wszystko okrywa, a w chacie przy piecu i kominie nie czuj� zimna, przy cieple ognia nie s�ysz� po�wistu wichru s�uchaj�c bajek i powie�ci: bo te powie�ci pe�ne cud�w i dziw�w przestraszaj�, zachwycaj�, silniej ni� do naszych przem�wi� do serc prostych sielan, gdy� dla nich �yj� cuda, widz� je jeszcze i wierz� w nie szczerze. Dobry opowiadacz budzi w nich przestrach i rado�� na przemian. Oto noc, z�bata strzyga piszczy na dachu, upi�r wychodzi z mogi�y, wilko�ak wyje za p�otem, a ca�e ko�o dr�y przestrachem i z bij�cym sercem �ciska si� coraz bli�ej jedno drugiego jak trwo�liwe owce. A tu ksi��� mo�ny sprawia wesele, hucz� grajki, miody lej� po pod�odze i wszyscy rado�nie klaszcz� w r�ce, bo o przestrachu zapomnieli, ju� nie s�ysz� ani strzygi, ani wilko�aka za p�otem. Ile� lat ju� up�yn�o, ile zmian w tych latach, ale bajki zawsze bawi�y pokolenia ludu. S�uchali�my je z zaj�ciem, z czyst� wiar�, bo z ca�� ufno�ci� w dziwy: zapomnieli potem o nich, gdy przestali�my wierzy� w dziwy, zostawuj�c w spu�ci�nie jako cacko dla naszych dzieci, a nikt przecie� nie zwa�a�, �e w nich prawdziwa rodowa, przedchrze�cija�ska jeszcze, oddycha fantazja. Nieraz pragn��e�, m�j druhu, mie� od�wie�one w pami�ci, szuka�e� z t�sknot� i pragnieniem, budzi�e� je w duszy swojej pe�nej poezji. Ot� ci wi�c posy�am: widzisz w nich dow�d, �em pami�ta� o tobie, �e� mi bliski serca! Niech one pos�u�� ci do wskrzeszenia jakiego obrazu, a ja dosy� si� cieszy� nie przestan�, gdy � b�d� m�g� wyrzec: �Klechdy moje, na pr�no was w �wiat nie pos�a�em.� Jachronka nad Narwi� 1837 r. A powie�ci ludu chcecie? Nar�d baje jako dzieci�! T. L[enartowicz, Szopka] L. Sztyrmer, Kataleptyk, t. 1. [WST�P] Nie pogardzaj bajk� gminn�, ona si� wysnuwa z serca ludu, z jego poj��, marze�, nadziei, z ca�ego jego bytu w pewnej epoce: dlatego te� objawia w sobie �ywotne pierwiastki narodu, jego charakter i pogl�d na �ycie. Do literatury ludu jak nale�� pie�ni i dumy, przypowie�ci i przys�owia, tak r�wnie powie�ci, kt�re pod nazw� bajek z ust do ust przechodz�. Jak pierwsze sk�adaj� prawdziw� poezj� krajow�, ksi�g� filozofii, rozumu rodowego i do�wiadczenia, tak ostatnie tym s� u ludu, czym nasze romanse historyczne, obyczajowe, uczuciowe i fantastyczne. Dot�d pomi�dzy ludem, tak w Polsce jako i na ca�ej Rusi, s� opowiadacze wielce cenieni, kt�rzy w gronie wiejskim, w�r�d zimowej doby, przy zamieci �nie�nej, prawieniem bajek skracaj� weso�o d�ugie godziny nocy. A w tych bajkach cz�sto znajdziesz prawd� historyczn�, owinion� grub� ba�ni paj�czyn�, cz�ciej przes�dy wystawione ze wszystkimi szczeg�ami, zawadzi tu niekiedy i staro�wiecka my�l s�owia�sko-przedchrze�cija�ska. Zwyczaj zapomniany daje tak�e w�tek do powie�ci. Liczba ich jest mnoga, ale zebra� wszystkie, spisa� i obja�ni�, nie tak rzecz �atwa ani podobna, by jedna r�ka potrafi�a ten ogrom w ca�ej zupe�no�ci obj��. Je�eli do zbioru przys��w znale�� mo�na w dawnej literaturze naszej niema�� pomoc, a pie�ni ludu zaj�y umys�y i �ywo oko�o nich krz�ta� si� zacz�to, tedy powie�ci nie tkni�te, zaj�wszy my�l moj�, i na moje przysz�y r�ce. Puszczam wi�c je jak ptaki m�ode z gniazda, niepewne lotu i przyj�cia na tej ziemi, na kt�rej si� zrodzi�y lub na kt�rej w�drowne z stron dalekich ju� si� od wieluset lat przyswoi�y. Klechdy podzieli� mo�na na trzy cz�ci: Do pierwszej nale�� staro�ytne podania przedchrze�cija�skich jeszcze wiek�w, jak powie�ci o powietrzu, wichrze, wilko�aku itp. Podania przywi�zane do miejsc jakich czy zwalisk zamkowych, czy ska� i kamieni, g�r, rzek, jezior, jaski� i pieczar. Do drugiej � osoby wprawdzie historyczne, ale o kt�rych albo kroniki nasze milcz�, lub ma�e daj� obja�nienia. Tu nale�� zaprawd� najstaro�ytniejsi bohaterowi, m�owie olbrzymiej si�y, kt�rych pami�� lud w osobach Walig�ry i Wyrwid�bu zachowa�, s�awnego rozb�jnika Madeja, a w ko�cu czarodzieja Twardowskiego. Do ostatniego rz�du i najobfitszego nale�� powie�ci o czarach i czarownicach, o zakl�tych kr�lewicach i kr�lewnach, o cudownych zamkach itp. We wszystkich rej wiod� bujne marzenia wyobra�ni i cudowno��. Cudowno�� ta zawsze upragniona, nie tylko si� w samych Klechdach odbija, wyobra�nia ludu tak jest jej pe�n�, �e mo�na rzec, i� do �ywota jego nale�y. Jeszcze nie straci�y starodawnego uroku i swojej poezji ciemne bory, rzeki i jeziora: pierwsze widzi [Ru�] zamieszkane rusa�kami, majkami, a w g�rach dziwo�onami. Na srebrnej wodzie starego Bugu i Bia�ej Wodzie1, i historycznym Gople pl�saj� bogunki i topielce szkodliwi. Nie tylko ziemi� zaludni�y nadzwyczajne istoty, powietrze nawet jest ich pe�ne. W postaci l�ni�cej gwiazdy m�oda dziewczyna widzi kochanka, ku niemu wzdycha i wyci�ga d�onie, by go przyj�� w swoje ramiona. �wietliki nocne s� dusze pokutuj�ce: wiatr gwa�towny porusza z�y duch jedynie, r�wnie jak zamieszkuje piec stary z rozwalonej chaty i 1 Dawna nazwa Wis�y; patrz S. Klonowicza Flisa. star� wierzb�. Nie dosy�, w postaci sowy �mier� przepowiada, tumani i b��dzi krokiem biednego w�drowca. Zakl�te dusze jeszcze dysz� w rozwalinach dawnych zamk�w, a j�k pogrobowy, kt�ry ucho ludu s�yszy, jest jakby westchnieniem upad�ego grodu. Jeszcze zakl�cia swojej nie straci�y mocy; pot�g� s�owa flisy doznaj� burzy. Niejeden zakl�ty m�odzian w wilczej sk�rze pokutuje d�ugo, a pod pi�rem wrony, kruka i or�a zakl�te potomstwo wielkich rodzin kryje wielkie imiona i stare herby.2 Czereda pokutuj�cych w r�nych postaciach nie znikn�a w naszym wieku, a je�eli nie s�ycha� o nich po miastach, w sio�ach, na drogach rozstajnych, w g�rach i po lasach j�k ich cichy i bolesny budzi trwo�liwe echa. Tr�bki pokutuj�cych my�liwych rozlegaj� si� po kniejach przerzedzonych, lubo si� nie mi�szaj� jak dawniej z pomrukiem nied�wiedzia. Chocia� upiorom nie ucinaj� g�owy, serca osikowym nie przebijaj� ko�em ani na czarnym �rebcu nie szukaj� ich mogi�, przecie� widomie ukazuj� si� dot�d, a wiele powie�ci dok�adnie samych opisuj� upior�w. Czarownice na �opatach i miot�ach swobodnie je�d�� na �ys� G�r�, chocia� je nie p�awi� ani m�cz� jak przed stu laty. Cudowno�� ta i fantastyczno�� rozla�a si� mg�� widom� na ca�ej S�owia�szczy�nie. Jak dawniej mniema� lud, tak i dot�d wierzy, �e ksi�yc i s�o�ce musi si� codziennie p�uka� w nieziemskich pado�ach, pe�nych studziennej wody, by zawsze b�yszcza�y jasnym �wiat�em. A to �wiat�o s�oneczne, przecie� promie� skwarny, przed kt�rym topielcy i upiory uciekaj�, dla kt�rych jest zgubnym, zabija w krainie Serb�w ich starodawnego w�adc�. Zatrzymajmy uwag� nad t� klechd� Serb�w. 1. TROJAN 1 � Podaj mi konia! pr�dzej mi podaj, ju� s�o�ce od dawna zasz�a. Gwiazdy ju� �wiec� i ksi�yc �wieci, a rosa b�yszczy na smugach. Wiatr, ciep�y usta�, a cho� powiewa, nie pali �arem, lecz ch�odzi. Wi�c dalej na ko�! bo ka�da chwila jest chwil� dla mnie stracon�. Z bij�c� piersi� od dawna czeka czarnobrewa krasawica. Lotem po�wistu, lotem go��bim, na r�czym koniu poskocz�, bo noc ju� kr�tka, dzie� taki d�ugi, a w nocy tylko �y� mog�. Tak wo�a� Trojan, kr�l m�nych Serb�w, nie znosz�c promieni s�o�ca: nie zazna� blasku ani dnia nigdy bia�ego w �yciu nie widzia�. Albowiem gdyby cho� jeden promie� za�wieci� g�owie Trojana, rozp�yn��by si� jak chmura deszczem, zw�okami jego by�aby rosa. 2 2 W okolicach Dobromila utrzymuje si� dot�d podanie mi�dzy ludem, �e ka�dy umieraj�cy z Herburt�w zamienia� si� w or�a. Pie�ni ludu polskie i ruskie, serbskie, czeskie i S�owak�w w W�grzech, stawiaj� dowody na podobne przemiany. W jednym z r�kopis�w polskich z 1526 roku znalaz�em wzmiank�, �e c�rki przemo�nego domu Pileckich, a do tego pierworodne, je�eli zmar�y przed zam��p�j�ciem, zamienia�y si� w go��bie; zam�ne za� w �m� nocn� i uk�szeniem przepowiada�y zgon ka�demu z cz�onk�w tej rodziny. Pos�uszny giermek wywodzi konia, Trojan na� skacze i leci, a wierny giermek Trojana z kopyta za nim po�piesza. � Ch�odno i wietrzno! to doba dla mnie! � zawo�a Trojan radosny � gwiazdy cho� �wiec�, ksi�yc cho� �wieci, bladym promieniem nie grzej�. Rosa kroplista jak bia�y koral okrywa ��ki zielone, a w ka�dej kropli ogl�dam �yw� twarz gwiazdy i twarz ksi�yca. Jakie milczenie i jaka cisza! nic nie przerwie zadumania, puchacz zaledwo z ciemnego lasu sm�tnym si� g�osem ozowie. � O! panie m�j � na to s�uga odrzeknie � wol� ja s�o�ce, dzie� bia�y, cho� �arem pali, promieniem grzeje, milszy� jak nocy cienie dzie� bia�y. Bo w cieniu nocy nic nie uwidz�, �adnej barwy nie rozr�ni�: czy to bosiljak3, czyli to r�a, barwinek albo fio�ek, ciemnota nocy za jedno stawia, na pr�no szuka� oczyma. Oto w tej dobie wszystko zasypia, ptak i ludzie, i zwierz�ta, czasami jeno z wioski nad drog�, z wie�niaka chaty p�omie� zab�y�nie, czasami tylko str� wierny domu, poczuwszy wilka albo cudzego, szczekaniem echo rozbudzi. Jak morza fale, k�osiste zbo�e ruszone wiatru powiewem chwieje si�, k�ania, lecz w ciszy nocnej �adnego ptaka nie s�yszym. Bo �piewak wiosny, szary skowronek, zbudzony promieniem s�o�ca, bij�c skrzyde�ki nad miedz� wzlata i wita z s�o�cem dzie� bia�y, w nocy jak ka�dy cz�owiek zasypia, by pokrzepi� swoje si�y, a my, o panie! w�r�d nocnych cieni, nocnego zmroku, lecimy! ciemnej komnaty. niesz jeszcze, promie� ci� s�o�ca zabije. b�d� w murach swego zamku. na konia i biegnie polotem strza�y. ruta, a na ca�ej Rusi kalina i barwinek. 3 Z dala zaja�nia� dworzec z modrzewia, bo w ka�dym oknie �wiat�o b�yska�o, tam na Trojana czeka�a luba, przyj�� go w swoje obj�cia. Trojan podwoi� razy na kania i bie�a� polotem strza�y, przebiega chy�o i most lipowy, chy�o podw�rzec kamienny. Stan�� przed gankiem, zeskoczy� z konia, biegnie w komnaty znajome. Sta� d�ugo giermek trzymaj�c konie, sen mu zakleja powieki, otrz�s� si� ze snu i rzek� do siebie: � O! ju� kury dawno piej�, trzeba zbudzi� mego pana, droga niema�a jeszcze do zamku, a nied�ugo b�dzie �wita�. Podchodzi pod drzwi komnaty i �ylast� bije d�oni�. � Zbud� si�, panie! zbud� si�, panie! bo nied�ugo zacznie �wita�, dosiadajmy pr�dzej koni, powracajmy ju� do zamku. � Snu mi, s�ugo, nie przerywaj! � Trojan si� gniewny ozowie � wiem ja lepiej, kiedy �wita, kiedy has�o �mierci mojej � s�o�ce � zab�y�nie promieniem. Pilnuj konie, czekaj na mnie! Pos�uszny giermek nie odrzek� s�owa i znowu d�ugi czas czeka�. Spojrzy przed siebie � �witanie zorzy z przestrachem widzi: wi�c biegnie, �ylast� d�oni� silniej uderza w podwoje � Zbud� si�, o panie! � wo�a z rozpacz� � widzia�em zorzy �witanie! Je�li na chwil� zosta- � Poczekaj chwil�, zaraz pobiegn�, byle na konia do�� czasu, nim po zorzy b�y�nie s�o�ce, Pos�uszny giermek czeka troskliwie, nareszcie po d�ugim staniu wybiega Trojan, skacze 3 Bosiljak (wasilek: occimum basilicum Linneusza) � ulubiony u Serb�w w pie�niach, jak u naszego ludu 4 Ledwo podw�rzec przebieg� kamienny, na p� lipowego mostu, a� widzi �wiat�o zza g�ry jasne. � Panie! to s�o�ce! � wykrzyknie giermek. � Wi�c chwila �mierci zbyt bliska! � z gorycz� odrzeknie Trojan. � Zsi�d� z rumaka na ch�odn� ziemi�, przycisn� cia�o nieszcz�sne, okryj mi� p�aszczem, a o zachodzie przybywaj z biegunem po mnie. I skacze z konia dr��cy i s�aby, pada na ziemi� wilgotn�, a wierny giermek swojego pana kryje troskliwie pod grubym p�aszczem. Sam z rumakami �pieszy do zamku, w �elazn� uderza bram�. � Otw�rz! od�wierny, otw�rz co pr�dzej! � wo�a dr��cym g�osem s�uga. Spad� most zwodzony, wpada do zamku i czelad� wszelk� zwo�uje. � Gdzie pan? gdzie Trojan? � pytaj� wszyscy. On ze �zami konia wskaza�. � Pan na polu rozci�gniony, na wilgotnej ziemi le�y, skryty pod p�aszcz, o zachodzie mam po niego �pieszy� z koniem. 5 By� dzie� skwarny, wiatr nie powia�, s�o�ce piek�o jak ognisko. Pod p�aszczem stulony Trojan, dr��c z gor�ca i boja�ni, poprzysi�ga� sobie w duchu, �e je�eli wyjdzie ca�y, ju� nie b�dzie czeka� zorzy. Szli pasterze p�dz�c trzody i nadeszli na Trojana. Patrz�, widz�, �e p�aszcz le�y, wi�c podnosz�: widz� cz�eka, nagle ca�y p�aszcz zrzucili. Trojan krzyczy i zaklina: � Zakryj p�aszczem mi�, cz�owiecze! nie dopuszczaj ognia, s�o�ca! Pr�no b�aga� i zaklina�: s�o�ce �wieci, a promienie prosto w twarz Trojana bij�. Ucich� nagle, bo ju� oczy w dwie si� krople rozp�yn�y, taje g�owa, szyja, piersi � w kr�tkiej dobie ca�e cia�o, jakby w �zy si� zamieni�o. A pami�tka zw�ok Trojana w kroplach rosy chwil� b�yszczy, skwarny promie� �aru s�o�ca i te krople pr�dko suszy. za bratem, przez trzy lata zawodz� w pole wychodz�c. 6 O zachodzie wierny s�uga z dworzanami zamku �pieszy: nie zastaje ju� Trojana. Widzi jeno, �e p�aszcz le�y, r�ce �amie i zawodzi.4 Pr�ne �zy twe, pr�ne �ale, one pana nie obudz�. Z Trojana zamku gruzy zosta�y, a w komnacie jego ciemnej, k�dy nigdy promie� s�o�ca nie zaja�nia�, nie za�wieci�, dzi� jask�czym gniazdom �wieci i wilgotne suszy �ciany! Przytoczyli�my to podanie Serb�w na dow�d, �e nie brakuje tego rodzaju powie�ci i w innych pokoleniach wielkiego szczepu S�owian. Trojan w mgle wiek�w tak odbija, jak nasze Walig�ry i Madeje. Z wielkiej liczby klechd�w staro�ytnych kronikarze jedn� nam przechowali ze s�owia�skich czas�w. Pos�uchajmy powie�ci, kt�r� nam Baszko i zas�u�ony heraldyk Bartosz Paprocki opowiadaj� zgodnie. Zapomnia� ju� o niej lud dzisiaj, a jednak�e dawniej powszechnie 4 Zawodzi� � po serbsku: tuziti, jest to p�aka� straty umar�ego. Dotychczas w Serbii matka za synem, siostra w okolicach Ty�ca i Wi�licy znan� by�a, przytoczy� j� wi�c musz� jako wa�ny i ciekawy, pomnik tej ga��zki literatury. 2. [WALGIERZ WDA�Y] Wda�y Walgierz albo Walter, hrabia na Ty�cu i pan zamku tynieckiego, bawi�c si� w postronnych krainach dla przejrzenia spraw rycerskich, zatrzyma� si� na dworze kr�la francuskiego. M�� urodziwy, odwagi i zr�czno�ci niepo�ledniej, w gonitwach i turniejach pierwszy dank odnosi� i oczy wszystkich zwr�ci� na siebie, szczeg�lniej c�rki kr�lewskiej imieniem Helgundy. Dla niej przyj�� urz�d podczaszego, a gdy misy stawia� na stole, uwa�a�, z jakim zaj�ciem wpatrywa�a si� w jego oblicze, jak oczyma �ciga�a ka�de poruszenie dorodnego dworzanina. By� na tym�e dworze Arinaldus, kr�lewicz niemiecki. Ten, rozkochany w Helgundzie, jakkolwiek wzgardy doznawa�, ci�gle gorza� nami�tn� mi�o�ci�. Walgierz dla uj�cia sobie wi�cej nadobnej kr�lewnej, przekupiwszy str�e zamkowe, codziennie podchodzi� pod jej okna i g�osem mi�ym i d�wi�cznym �piewa� dumy smutne. Helgunda zbudzona, zachwycona �piewem niewidomego trubadura, przywo�a� rozkaza�a stra�nik�w zamku, a�eby jej wyjawili nocnego �piewaka. Gdy ci, przekupieni, nie chcieli wyzna� prawdy t�umacz�c si�, �e z zakrytym obliczem przychodzi, kr�lewna �mierci� im zagroziwszy zmusi�a do wydania Walgierza. Pocz�a go dopiero zapalczywiej mi�owa�, a potem i do siebie na pok�j wzywa�.5 Tam postanowi�a, widz�c przeszkody od ojca, uciec z Walgierzem do Polski. Ale zazdrosny Arinald wywiedzia� si� tajemnicy, �pieszy do swego kr�lestwa, przez kt�re musia� Walgierz powraca�, i na Renie zakazawszy przewo�nikom, aby mniej nie brali jak grzywn� z�ota, starali si� przy tym uciekaj�cego zatrzyma�. Walgierz z Helgund� wkr�tce nadbiega, rozkazuje surowo przewo�nikom, by go co pr�dzej na drugi brzeg wysadzili, a gdy ci, zatrwo�eni, pos�uszni Walgierzowi za��dali zap�aty, ten rzuca z�oto, wp�aw Ren przebywa i ku Polsce �pieszy. Arinald dowiaduje si�, �e Walgierz ju� Ren przeby�, uzbraja si� co pr�dzej, dosiada bieguna i dop�dza przeciwnika. � St�j, zdrajco! � wo�a� na� z daleka � przewozu nie zap�aci�e� i kr�lewsk� c�r� ukrad�! � K�amiesz! � odwr�ciwszy si� Walgierz odpowiedzia� � przew�z zap�aci�em, a c�ra kr�lewska dobrowolnie ze mn� jedzie. Pop�dliwy Arinald wyzywa go na pojedynek, z warunkiem, �e kto zostanie zwyci�zc�, zostanie panem i kr�lewnej, i �upu przeciwnika. Rozpoczyna si� b�jka. Helgunda, co sta�a za Walgierzem, �ycz�c mu zwyci�stwa, by�a bod�cem Arinaldowi, stoj�c mu na oczach. Niemiec zagrzewany jej widokiem par� silnie Walgierza, tak, �e ten cofa� si� przymuszony, ujrza� przed sob� kochank�, dla kt�rej b�j zaci�ty toczy�. Widok jej zapali� go mocniej: uderza, obala wroga na ziemi� i bez lito�ci zabija.6 Zdziera zbroj�, a ze zwyci�skim �upem i kr�lewn� powraca do zamku swojego, Ty�ca. Ale zaledwie przyby�, poddani �a�obliwie si� uskar�ali na Wis�awa pi�knego, ksi���cia wi�lickiego z rodu Popiela jeszcze, o ci�kie krzywdy, jakich doznawa� musieli. Walgierz, gdy na pr�no ��da� sprawiedliwo�ci, rozgniewany zbiera swoje rycerstwo i w jednej bitwie 5 W�asne s�owa Bartosza Paprockiego z dzie�a: Herby rycerstwa polskiego, 1584 r. 6 Godzis�aw Baszko, kronikarz. rozbiwszy Wis�awa chor�gwie, samego jak bra�ca oku� rozkaza� i do wie�y wsadzi� na zamku tynieckim. Wkr�tce na rozkaz kr�la Walgierz po�pieszy� stan�� ze swoim zast�pem do obrony granic. Helgunda rozpacza�a przy odje�dzie m�a. Gdy zaj�ty wypraw� rycersk� d�ugo nie przybywa�, Helgunda op�ywaj�c we wszelkie dostatki pocz�a t�skni� i zwierzy�a si� wiernej s�u�ebnice z uskar�eniem: ��em ani dziewka, ani �ona, ani te� wdowa�. Zrozumia�a przywi�zana a przebieg�a s�u�ka t�sknic� swojej pani; radzi przeto, �e w zamku jest wi�zie� dorodny, co j� potrafi ukoi�. Wprowadzono pi�knego Wis�awa, rozkutego z wi�z�w, do komnaty Helgundy; ta, zapomniawszy poprzysi�onej wiary m�owi, nie tylko staje si� wyst�pn�, ale z wi�niem do Wi�licy ucieka. Po sko�czonej wyprawie wojennej przybywa na Tyniec Walgierz okryty s�aw� rycersk�. Lecz zaledwie wjecha� na podw�rzec zamkowy, zdziwiony, nie widz�c Helgundy, co zwykle wybiega�a za mury na powitanie m�a, zapytuje s�u�by, dworzan i czeladzi o pow�d i odbiera okropn� wiadomo��, �e uciek�a z Wis�awem. Uniesiony zemst� i rozpacz�, sam jeden, w tej samej zbroi okrytej kurzaw�, �pieszy do Wi�licy. Helgunda by�a sam�, Wis�aw na �owy wyjecha�. Chytra i zdradziecka niewiasta wybiega przeciw Walgierza, a padaj�c na kolana, skar�y Wis�awa, �e j� przemoc� uprowadzi� z Ty�ca, zaklina, by si� ukry� we wskazanej komorze, a wyda mu Wis�awa dla zaspokojenia s�usznej zemsty. Us�ucha� Walgierz, lecz za p�no pozna� zdrad� wiaro�omnej �ony: napadni�ty, przemoc� okuty w kajdany. Wis�aw, l�kaj�c si�, by wi�zie� nie uszed�, odda� go pod stra� swojej siostry Ryngi. Dla wi�kszej m�czarni Walgierza posadzono go na �elaznym wole, a obr� z szyi przybito do �ciany. Tak skuty mia� za wi�zienie komnat�, gdzie w poblisko�ci Wis�aw z Helgund� w oczach wi�nia okazywali swoj� mi�o��. Walgierz musia� patrze� na wiaro�omn� �on� i okrutnego zwodziciela i wroga, lecz nic nie m�wi� ponure zachowuj�c milczenie. Rynga, maj�c doz�r nad nim, szpetna a� do obrzydzenia, lituj�c Walgierza m�czarni, a wi�cej w nim rozkochana, obiecuje z wi�z�w uwolni� z warunkiem, �e j� pojmie za ma��onk�, a �ycie uszanuje brata. � Przystaj� i przyrzekam wszystko! � odrzek� Walgierz chciwy uwolnienia � jeno rozkuj mi� z tych kajdan i podaj m�j or� niez�omny. Rynga otworzy�a k��dki kajdan i miecz Walgierzowi odda�a, wisia� on albowiem na osobnej �cianie. Walgierz ju� wolny, or� za plecyma ukry�, zachowuj�c zwyczajn� posta� bolesn�, milcz�c�, ponur�. Helgunda z Wis�awem jak zwykle przyszli si� pie�ci� na zwyczajnym miejscu. Walgierz pierwszy raz do nich si� odezwa�, przerwawszy uporne dot�d milczenie. � C� rzekniecie, gdybym ja teraz nad wami pom�ci� krzywdy i cierpie� moich? Helgunda podziwem i trwog� przej�ta dostrzegaj�c, �e or� Walgierza nie wisi na �cianie, rzek�a do kochanka: � Wis�awie! ja si� go l�kam, patrz, i miecza ju� nie ma Walgierza! Ale Wis�aw, ufaj�c wierno�ci swojej siostry, odrzek� z pogard�, spogl�daj�c na wi�nia: � Gdyby� mia� i sto miecz�w, nie l�kam si� wcale, a nawet ci odpuszcz�, gdyby� mi� i zabi�. Walgierz zrzuca kajdany z wyniesionym mieczem staje nad �o�em: spu�ci� go z zamachem i wycisn�� dwa j�kliwe westchnienia konaj�cej Helgundy i Wis�awa. Pom�ciwszy si� krzywdy swojej, z Ryng� na Tyniec powr�ci�, zabrawszy wszystkie skarby, kt�re tak zr�cznie Rynga uwioz�a i �mier� brata ukry�a, �e dworzanie i rycerze Wis�awa dopiero si� o morderstwie dowiedzieli, kiedy Walgierz ze zbawczyni� Ryng� w warownym ju� stan�li Ty�cu. Zw�oki Helgundy pochowano w Wi�licy. Kronikarz Godzis�aw Baszko pisze, �e w roku 1242 widzia� jeszcze na kamieniu grobowym twarz Helgundy wyryt�. Bartosz Paprocki za dow�d podaje, �e Walgierz do rodziny Toporczyk�w nale�a�, i� po wsiach starodawnie do Ty�ca nale��cych: �kiedy na gwa�t wo�aj�, tedy krzycz�: Starza! Starza! albo: Stary-ko�! Stary-ko�! a te rodziny z dawnego wieku s� jednej z Toporczykami dzielnicy�. Jak wedle naszego podzia�u klechdy drugiej cz�ci uwa�a� nale�y za historyczne, za kronik� ludu, w kt�rej zachowa� starych bohater�w, pami�� rozb�jnika Madeja i czarownika Twardowskiego; pierwszej cz�ci, jako szcz�tki wiary, poda� i wyobra�ni s�owia�skiej, z przedchrze�cija�skiej epoki; cz�� trzecia najliczniejsza, lubo w niej gdzieniegdzie przebija my�l urywkowa, rodzinna, krajowa, w wi�kszej po�owie nosi cech� zupe�nie obc�. Klechdy tu obj�te za w�drowne uwa�a� nale�y i st�d wielkie znajdujemy z nich podobie�stwo do azjatyckich powie�ci. Nie dziwota! Wiele spod skwarnego s�o�ca i pusty� piaszczystych Azji przynie�li rycerze nasi, co walczyli w czasie krucjat �wi�tych, dobijaj�c si� grobu Chrystusa na pr�no, wi�cej przynie�li bajek p�tnicy, co d�ugo potem w�drowali do Jerozolimy lub ich si� nauczyli od p�tnik�w w�oskich, hiszpa�skich, francuskich, z kt�rymi tak w Rzymie, jak Lorecie i tylu cudownych miejscach zabierali znajomo��. Tym p�tnikom, czyli pielgrzymom, winni�my wprowadzenie najprz�d widowisk pobo�nych. Wracaj�cy z w�dr�wek od Ziemi �wi�tej, z Rzymu, Kompostelli, Loretu, nucili pie�ni o cudach �wi�tych, o dziwach, kt�re widzieli, o dziejach m�ki Zbawiciela, o �ywocie Panny Marii itp. Mi�szali do tego ba�nie i �mieszno�ci i lud prosty bawili; zbiera�y si� gromady p�tnik�w po wsiach, miasteczkach, a �piewaj�c przygrywali na kobzie. P�aszcze ich i kapelusze, okryte skorupami p�az�w, obrazkami �wi�tych, r�ni�y ich str�j od innych. Wystawiano im podniesione miejsca na rynkach i cmentarzach ko�cielnych, do �piew�w przydawano migi. Udawanie os�b rozmowy utworzy�o co� podobnego do sztuki teatralnej.7 Ba�nie te silny wp�yw wywiera� musia�y, bo lud gromadami zbiega� do ich s�uchania. Powtarzano je sobie przy ognisku domowym, przetwarzano, a tak z czasem wiele i rodzinnych obraz�w przybra�o koloryt wschodni. Dobry i wierny obraz takiego p�tnika wystawia nam komedia z czas�w Zygmunta III- go, pod napisem Mi�sopust albo tragicocomaedia na dni mi�sopustne, nowo dla stan�w rozmaitych podana 1612 r. 4-to, gdzie nieznajomy autor wyprowadza na scen� pielgrzyma, co opowiada nies�ychane brednie z nowego �wiata: P i e l g r z y m Gdym z granic wyszed�, obaczy�em ska�y Dziwnie wysokie, kt�re tu� mi si� by� zda�y. Szed�em do nich dwie lecie, prawie nie przestaj�c, Tak we dnie, jako w nocy tu� ich by� mniemaj�c. Tam przyszed�szy, i�em mia� zmordowane nogi, Spocz��em; a p� roku szuka�em za� drogi, Chodz�c oko�o ska�y; a �e przyjechali Kupcy z granic, co mi wst�p na wierzch pokazali Po drabinie z pi�r ptasich! zaledwie tam wlaz�em Za ca�e trzy miesi�ce, gdzie dziwny znalaz�em Gaj! 7 Kto przeczyta dzie�o Ludwika Choquet, wydane w Pary�u 1541 roku, znajdzie, �e sztuka ta nie lepsza by�a w tym wieku we Francji jak u nas. � a p i k u f e l Nu�e, powiadaj! tamten gaj by� jaki? P i e l g r z y m Mia� bardzo dziwne drzewa, mia� rodzaj wszelaki, Nie tylko co ich znamy, ale niewidziane! Drugie �elazne, srebrne, z�ote i miedziane. S� w tym gaju na sosnach wszystkie listki z�ote, Szyszki z kamieni drogich, trudno u nas o te! Ba! co wi�ksza, o co kto spyta�, powiada�y, I co ma by� swych czas�w, tam prorokowa�y! W tym gaju widzia�em Mr�wki wi�ksze ni� s�onie i i�� tam nie �mia�em, Potem widzia�em pch��, je�li si� nie myl�, Co skoczy�a tu� przez mi�, dalej ni� na mil�. � a p i k u f e l Musi tam by� mr�z wielki? P i e l g r z y m Jak kto s�owo rzecze, To marznie na powietrzu, ni�li si� dowlecze, A gdy jest kto opodal, to zmarz�e zostaje Przez zim�, a� na wiosn� ledwie si� roztaje. Co w przytoczonym wyj�tku z tej komedii opowiada Pielgrzym o gaju, gdzie drzewa srebrne, z�ociste i �elazne, podobne opisy znale�� mo�na w bajkach do teraz kr���cych u ludu. Oto opowiastka znana w Krakowskiem ponad Wis�� i u Mazur�w, maj�ca zwi�zek z tym, co opowiada� p�tnik o zamarz�ych s�owach. 3. [ZAMARZ�E S�OWA] Szed� ubogi pielgrzym i zaszed� mi�dzy takie ska�y, �e z nich wyj�cia nie by�o. Przesiedzia� lato, nadesz�a zima, a zima tak sroga, �e ptastwo zmarz�e ze z�otym pierzem upada�o z powietrza. Przezi�bni�ty pielgrzym czeka� pewnej �mierci, gdy ujrza� sobola, jak szpar� w ogromnej skale przebiega�. Spojrzy i zobaczy� uradowany, �e t�dy jest droga: � Tu wi�c droga! � zawo�a� � ale s�owa jego zamarz�y, a on sam z wielkiego mrozu w kamie� si� obr�ci�. Nadszed� w to samo miejsce drugi pielgrzym i r�wnie jak pierwszy nie m�g� znale�� wyj�cia spo�r�d ska� wysokich. Ju� pocz�� rozpacza� i p�aka� rzewliwie, kiedy wiosenne, skwarem dopiekaj�ce s�o�ce, zmarzni�te s�owa pierwszego pielgrzyma odtaja�y. Spojrzy � widzi, �e le�� s�owa, kt�re l�d ze �niegiem czarnym zakrywa�, a teraz si� �wie�� murawk� okry�y. Przyszed� bli�ej i przeczyta�: �Tu wi�c droga!� Poszed� wi�c za, tym przewodnikiem, znalaz� nie�wiadome przej�cie i ju� prosto stamt�d do grobu Pana Jezusa zaszed�. Ko�cz� te s��w kilka, potrzebnych do zrozumienia klechd�w: same one uka�� oczom rozumu i talentu ca�� swoj� warto�� poetyck�. Dok�adny zbi�r tych poda� odwiecznych i powie�ci, przy zbiorach pracowitych dum i pie�ni a oraz przys��w i przypowie�ci ludu, jedynie mo�e prawdziwe pi�tno rodzinnego ducha wykry�, obja�ni� i otworzy� dla u�ytku poezji i dziej�w bogate miny bogatego kruszczu, kt�ry dot�d w zapomnieniu ukryty zostawa�, bez �adnego u�ytku, jak drogie �y�y srebra, zalane w g��biach naszego Olkusza. Pisa�em w Warszawie 20 grudnia 1835 r. �o�� i zielono��. 3. OCZY UROCZNE 1 Bogaty szlachcic w murowanym dworze mieszka� nad Wis��. Wszystkie okna tego dworu wychodzi�y na wspania�� rzek�: nie by�o �adnego ani od strony go�ci�ca, ani te� obszernego gumna. D�uga aleja lip, mi�dzy kt�rymi przechodzi�a droga do dworu szlachcica, zaros�a traw� i chwastem, wskazywa�a, �e niewiele s�siad�w to samotne siedlisko odwiedza, �e nie znajdziesz tu dawnej go�cinno�ci. Pan, tego dworu od lat siedmiu dopiero si� z dalekiego powiatu sprowadzi�, ale wie�niacy ma�o go znali i nawet z boja�ni� unikali: okropne bowiem powie�ci biega�y o nim. Z bogatych rodzic�w urodzony nad brzegami Sanu, od ko�yski nieszcz�liwa mu przy�wieca�a gwiazda: mia� oczy uroczne, kt�re chorob� i �mier� ludziom zadawa�y. Kiedy spojrza� w z�� godzin� na bydl�, zaraz zdech�o, je�eli co pochwali�, niszcza�o zaraz. Ojciec i matka ze zgryzoty pomarli, a pan uroczny � jak go w okolicy nazywano, gdzie nienaliczone zrz�dzi� swoimi oczyma szkody � przedawszy po rodzicach maj�tek, przeni�s� si� nad brzegi Wis�y i zamieszkiwa� dw�r murowany. Wszystkich pooddala� ludzi, zostawiwszy jeno domownika starego, kt�ry go na r�ku wypiastowa� i kt�remu jedynie z�e oczy pana nie szkodzi�y wcale. Pan uroczny rzadko wyje�d�a� z domu, bo za jego oczyma ci�gn�y si� kl�ski, �mier� i choroby, dlatego ci�gle siedzia� obok pana stary s�uga, co go ostrzega�, gdzie wie�, miasto czy cz�owieka zobaczy�; wtedy pan zakrywa� oczy nieszcz�liwe albo je spuszcza� i zapatrywa� si� na wi�zk� grochowin, zawsze w nogach po�o�on�.8 Znaj�c swoje oczy, kt�rymi pomimo woli nieszcz�cia i kl�ski sprowadza�, kaza� wymurowa� dw�r obszerny, ale wszystkie okna obr�ci� na Wis��, chc�c tym sposobem, a�eby ludziom nie szkodzi� ani na w�asne zabudowania gospodarskie nie patrzy�: dwa razy ju� mu bowiem sp�on�y, kiedy spojrza� w z�ej godzinie. Mimo to przeklinali go flisy i z trwog� ukazywali na du�e okna murowanego dworu, sk�d oczy niejednemu zada�y chorob�, a burza zawsze niemal w przystani na przeciwnym brzegu, wprost bia�ego � jak nazywano � dworu, wiele statk�w uszkodzi�a. Odwa�y� si� flis jeden: podp�yn�� na �odzi do bia�ego dworu i chcia� widzie� pana urocznego. Stary s�uga przestraszony wprowadzi� do komnaty jadalnej zuchwa�ego �eglarza. Pan jedz�c obiad, rozgniewany, �e mu nieznajomy przeszkadza, spojrza� na przychodnia ponuro, a flis dosta� takiej febry, �e s�owa przem�wi� nie m�g� i upad� na progu. 8 Oczy uroczne, zapatruj�c.si� nimi na suche grochowiny, nie mog�y szkodzi� nikomu; grochowiny si� jeno zsycha�y wi�cej. Podobnie oczy bazyliszka dzia�a�y na rut�, skoro bowiem na ni� spojrza�, ca�� utraca�a �wie- Stary s�uga z rozkazu lito�ciwego pana wyni�s� go do �odzi, du�o da� pieni�dzy i odwi�z� na brzeg przeciwny. D�ugo �mia�ek chorowa�: kiedy zdo�a� m�wi�, okropny obraz, w kt�rym wystawi� dw�r bia�y i urocznego pana, przestraszy� jeszcze wi�cej wszystkich flis�w, co go z ciekawo�ci� otoczyli. Od tego czasu ka�dy �eglarz p�yn�c po Wi�le odwraca� oczy od bia�ego dworu, z cicha si� modli� i dr�a� na samo wspomnienie z�ych oczu gro�nego pana. 2 Ju� lat dziesi�� min�o; jak dw�r bia�y by� przestrachem okolicznych mieszka�c�w i flis�w. Nikt nie odwiedza� pana urocznego, a nieszcz�liwy p�dzi� samotne godziny. Sroga nasta�a zima; stadami wilcy woko�o dworu gro�nym g�osem wyli, a pan domu siedzia� sm�tny przy kominie, na kt�rym wielki gorza� ogie�, przewracaj�c karty jakowej� ksi�gi. Stary s�uga ju� wszystkie drzwi pozamyka� i w tej�e samej komnacie, z drugiej strony komina usiad�szy, ogrzewa� stare i przemarz�e cia�o, naprawiaj�c sie� na ryby. � Stanis�awie! � rzek� pan do niego � czy du�o�cie ryb w przer�bli na�owili? � Niewiele, panie! ale b�dzie dosy� dla nas obudwu. � Prawda! � m�wi� nieszcz�liwy bogacz � ju� tyle lat, a my zawsze samotni � nieszcz�liwa godzina, kiedy mnie urodzi�a matka! Zawsze sam, �yj� jak pustelnik, bo ludzie uciekaj� przede mn�! I otar� �zy, co zwil�y�y nieszcz�liwe oczy. Nagle us�yszeli na dziedzi�cu g�os ludzki wzywaj�cy ratunku. Zadr�a� pan domu, tak dawno nie s�ysza� obcego g�osu; stary s�uga wybieg� z komnaty, a za nim pan uroczny z lampk� w r�ku. Przed sam� sieni� sta�y sanie kryte, obok nich sta� s�dziwy cz�owiek wo�aj�c ratunku. Skoro ujrza� wychodz�cych ze �wiat�em, wyni�s� z sani omdla�� �on�, a stary s�uga pom�g� Przy�o�ono drewek na komin, otrze�wiono zemdla�� matk�, pan domu radosny i weso�y wysiada� przestraszonej, m�odej i pi�knej c�rce. doby� zaple�nia�ych butelek w�grzyna i suto s�dziwego ojca pi�knej c�rki raczy�. Stary s�uga u�miecha� si� skrycie, patrz�c na rado�� i weso�e lica swego pana, kt�re zawsze ponuro�� i smutek od kolebki osiada�y. Go�� przyby�y, rozgrzany starym w�grzynem, opowiada�, jak w drodze zaskoczony burz� zmyli� z drogi, a po d�ugim b��dzeniu, napotkawszy gromad� zajad�ych wilk�w, zaledwie uciec potrafi� i schroni� si� na podw�rzu bia�ego dworu. Wnet rozpakowano sanie, a strudzeni, zzi�bli i wystraszeni podr�ni znale�li ciep�y i wygodny spoczynek. Znowu cisza dawna zaleg�a komnaty, a ogie� na kominku s�abym jeno przy�wieca� po�yskiem. 3 Zegar �cienny uderzy� pierwsz� po p�nocy: stary Stanis�aw drzema� przy kominie pilnuj�c ognia, gdy zaskrzypn�y drzwi od sypialni pana i wyszed� uroczny nie rozebrany wcale. S�uga zdziwiony przetar� oczy i pomrukn��, snem rozmarzony: � Co! panisko biedne jeszcze nie �pi? � Cicho! stary m�j druhu! � odrzek� pan weso�o � spa� nie mog� i bodajbym nigdy nie zasn��, a by� tak szcz�liwy, jako dzisiaj. I usiad� w wielkim krze�le przy kominie, u�miecha� si� rado�nie i pocz�� p�aka�. � P�acz! p�acz biedni�tko! � pomy�la� Stanis�aw � pr�dzej mo�e wyp�aczesz z uroku nieszcz�liwe oczy.9 � Gdyby mi B�g da� to, co zamy�lam � m�wi� do siebie pan uroczny � niczego bym na tym nie za��da� �wiecie. Ju� lat trzydzie�ci �yj� samotnie jak pustelnik albo zbrodzie�: a przecie� nie skala�em si� wyst�pkiem, nie pomy�la�em o zbrodni! Tylko oczy! oczy moje! Smutek zas�pi� oblicze przed chwil� radosne, lecz wkr�tce zn�w u�miech osiad� na dawnym miejscu: wida�, �e promyk nadziei sp�dza� ponuro��. � M�j stary przyjacielu! � a Stanis�aw spojrza� weso�o � ja mo�e si� o�eni�! � Daj to Bo�e! � zawo�a� s�uga � ale gdzie� szuka� przysz�ej mojej pani? Pan powsta� z krzes�a, zbli�y� si� na palcach do drzwi bocznej komnaty, gdzie podr�ni znu�eni smaczno zasypiali, a wskazuj�c r�k�, wyrzek� z cicha: � tam! Stanis�aw kiwn�� g�ow�, jakby pochwala� wyb�r dobry, i przyrzuci� drew na komin. Pan zadumany odszed� do sypialni, a stary s�uga pomrukuj�c: � daj to, Bo�e; ale nie dojrzej� te gruszki na wierzbie! � zasn�� twardo. 4 Rano zbudzi� si� podr�ny, ale o dalszej drodze nie m�g� pomy�le� dla s�abo�ci ma��onki. Pan domu z rado�ci� si� dowiedzia�, �e dni kilka zabawi�, a Stanis�aw ju� zacz�� wierzy�, �e dojrzej� gruszki na wierzbie. Go��, by� to szlachcic niemaj�tny, lecz cho� nie mia� do zbytku, �y� uczciwie i o nic nikogo nie prosi�. Upodoba� sobie uprzejmego gospodarza i po tygodniu goszczenia rzek� raz do swojej ju� wiele zdrowszej ma��onki: � Ma�gosiu! co� nasz �askawy gospodarz smali cholewki do naszej Marysi i ona, jak bacz�, nie od tego. Nie�le� by to by�o. � Widzi ci si� tak jeno! � odrzek�a �ona � ale w duszy rada by�a, �e co roi�a sobie po g�owie i m�� potwierdzi�. � Cz�ek nie ubogi, nie m�okos, nic mu nie brakuje � m�wi� dalej chodz�c po komnacie � nasza te� dziewka nie krzywa i dojrza�a w latach, �e ju� mo�na odda� w ten stan �wi�ty i pob�ogos�awi�. Po wieczerzy go�� s�dziwy popija� starego w�grzyna, muska� czupryn� i s�ucha� z u�miechem, jak pan domu w pokornej mowie uprasza� o r�k� panny Marianny. � Podoba�e� mi si�, waszmo�� � odrzek� po d�ugim namy�le. � I kiedy o wiano nie pytasz ani go ��dasz, a masz dosy� w�asnego chleba, niech�e i prz�dzie k�dziel w waszym dworze, a rodzi dzielnych syn�w. We trzy miesi�ce pan uroczny mia� �on�. Znik�a trawa i chwasty z alei lipowej, bo je stratowa�o mn�stwo koni i kolas, co zwioz�y krewniak�w i przyjaci� panny m�odej na wesele do bia�ego dworu. � W kilkana�cie dni gwar ucich�; a droga lipowa znowu zacz�a zarasta� traw� i pokrzyw�. 5 Nadchodzi�a druga zima, a towarzystwo we dworze powi�kszy�o si� tylko o jedn� pani� domu. Liczna czelad�, kt�r� przyj��, wkr�tce poucieka�a, us�yszawszy, �e pan ich ma tak nieszcz�liwe oczy. Kilka pozosta�ych doznawszy od nich ci�kiej choroby porzuci�o dw�r bia- 9 Lud utrzymuje, �e p�acz serdeczny przeczyszcza tego rodzaju oczy. �y, a m�oda i dorodna pani w ci�kich przewraca�a si� b�lach na bogatym �o�u; tylko m�� przywi�zany � z odwr�con� g�ow� �ciska� jej r�ce zimne i skrzep�e. Wiedzia�a, �e m�� ma z�e oczy; wiedzia�a, �e nimi powi�ksza� jej cierpienia i b�le, a jednak szczerze przywi�zana b�aga�a strapionego o jedno spojrzenie. � Mario! � zawo�a� z ci�kim westchnieniem � wiem, �e nie b�d� z tob� szcz�liwy, dop�ki mam te oczy: wy�up mi je! Oto n� ostry, a z twej r�ki nie b�dzie mi� bole�. Wzdrygn�a si� �ona na tak okropne ��danie, a pan uroczny, widz�c j� niezachwian�, upad� na krzes�o i rzewnie pocz�� p�aka�. � Na c� mi ten dar bo�y, to szcz�cie, kt�rego cz�owiek oczyma doznaje, kiedy wzrok m�j kl�sk� niesie! Ty chorujesz ci�ko, Mario! wierz�: bo uschnie nawet drzewo pi�kne, gdy na� w z�ej godzinie spojrz�. Ale b�d� spokojn�, nasze dzieci� nie zobaczy ju� tych oczu, nie zaszkodz� mu te� w niczym i nie b�dzie pami�ci ojca przeklina�! J�kiem tylko odpowiedzia�a chora ma��onka. Pan uroczny wyszed� zostawiwszy starego s�ug�: wkr�tce dwa przeciwne krzyki odezwa�y si� z dw�ch stron przeciwnych bia�ego dworu. Zakwili�o dzieci� narodzone w sypialni; rozleg� si�, krzyk bolesny, dono�ny, m�ski w komnacie, gdzie gorza� na kominie ogie�. P�acz dzieci�cy zwiastowa� jego przyj�cie na �wiat, �e ujrza�o promie� s�o�ca a krzyk m�ski, �e ojciec tego niemowl�cia po�egna� si� z tym s�o�cem na zawsze. Dwa oczy, jak dwa kryszta�y, z skrwawionym no�em upad�y na ziemi�. 6 W sze�� lat okna wybito i z przeciwnej strony, sk�d widok by� na obszern� wie� i gumna, flisy pod samym bia�ym dworem mieli przysta� wygodn�. Pani domu zdrowa i weso�a cieszy�a si� pi�kn� jak anio� c�reczk�, kt�ra �lepego ojca oprowadza�a. Wie�niacy, co stronili od pana urocznego, teraz na widok �lepego pana i dzieci�cia nie uciekali jak dawniej. Znikn�a cicho�� pogrobowa, bo dworzanie i czelad� nape�niali tak niegdy� dw�r bia�y samotny. Stanis�aw ju� zgarbiony laty zakopa� oczy swego pana w ogrodzie. Raz zdj�ty ciekawo�ci�, czy si� jeszcze zachowa�y, odgrzeba� ziemi� i spojrza�. Iskrzy�y si� jak �wiece: ledwie ich blask odbi� si� o twarz jego, zmarsz [cz] kami okryt�, zadr�a�, upad� i skona�. Pierwszy raz i ostatni zaszkodzi�y staremu s�udze oczy urocznego pana! D�ugo ludzie gadali, �e dlatego mu dawniej oczy nie szkodzi�y, bo go pan wielce kocha�, serce przeto odejmowa�o im si��: teraz same, zagrzebane w ziemi, nabra�y wi�kszej mocy i zabi�y wiernego s�ug�! Pan �lepy serdecznie go �a�owa�: wystawi� mu pi�kny nagrobek z krzy�em, pod kt�rym flisy modli� si� zwykli, gdy w przystani odpoczywali pod bia�ym dworem. 5. N�DZA Z BIED� 1 Pan wojewoda mia� zamek wspania�y od z�ota i marmur�w; wysokie wie�e wznosi�y si� na wzg�rzu ponad Wis��, kaplica zamkowa l�ni�a z�otem, bo miedzi� by�a grubo wyz�acan� pokryta. Dw�r mia� liczny, chor�gwie nadwornego wojska jezdnych i pieszych. Jak zajrza�e� okiem, wszystko: jego pola, jego miasta, jego wsie nienaliczone, lasy, bory i puszcze, w kt�rych mnogie stada zwierzyny bujaj�c swobodnie oczekiwa�y na pana wojewody strza�y zab�jcze. Po pierwszych lodach Wis�� okrywa�y jak stado �ab�dzi statki �adowne zbo�em pana wojewody, wysy�a� on je do Gda�ska, na morze, a w zamian przywozi� wory z�ota, kt�re zsypywa� do skarbcu swoich antenat�w. Kiedy� wszed� na pokoje zamkowe, drogie adamaszkowe obicia, z�otolite materie okrywa�y �ciany, w komnacie jadalnej przy kredensie stosami le�a�y z�ociste konwie, nalewki, puchary, srebrne tace, talerze, p�miski, wazy. Jak pan wojewoda zasiad� do sto�u, sypa�o si� z r�nych zak�t�w mrowie dworzan, czeladzi, a wszystko zg�odnia�e �ar�o, a wszystko �akn�ce pi�o pot�nie. Kapela nadworna pod przewodem wyblad�ego W�ocha brzmia�a z ch�ru i co dzie� weso�o pan z dworem swoim zjada� ca�ego wo�u tucznego, spa�nego wieprza, trzy korce �yta chlebem, drugie tyle pszenicy w ko�aczach, kluskach i marcepanach, wypija� beczk� wina, dziewi�� beczek piwa i beczk� miodu. Po obiedzie wstawa� pan wojewoda z czerwonymi policzkami, dworzanie z czerwie�szymi jeszcze, dosiadali wtedy na konie, strzelali z pistolet�w do celu, zdejmowali kopiami pier�cienie, a pan najzr�czniejszego udarowywa� to �a�cuchem z�ocistym, to pucharem srebrnym, to da� mu konia z rz�dem. I tak dzie� po dniu pada�y pod toporem tuczne wo�y, wysuszano beczki z winem i miodem z piwnic, a przecie� niczego nie zabrak�o nigdy, bo za z�oto ze sprzedanych statk�w zbo�em �adowanych nowe coraz stada nap�dzano wo��w jeszcze tuczniejszych, sprowadzano z W�gier wi�ksze beczki s�awnego wina, a z Litwy kowie�skich miod�w. stoj�c pod lip� tak� wiedli rozmow�: by nas jak wilk�w lub nied�wedzi. zik mi�sa, z kawa�ek ko�acza lub marcepana! 2 W dzie� skwarny, gor�cy, letni, pod cieniem g�stej lipy sta�y dwie istoty, wi�cej do widm�w ni� ludzi podobne. Trzymaj�c si� za r�ce, spogl�da�y na zamek wspania�y. Pierwsze wyblad�e, z��k�e, �upan dziurawy, kawa�kiem niegdy� bogatego pasa przepasane, buty dziurawe, czapk� podart�; by�a to Bieda. Drugie sk�ra a ko�ci, oczy zamglone, oblicze skrzywione g�odem, obwini�te sta�o p�acht� zbrudzon�, nie mia�o nawet koszuli na sobie. By�a to N�dza. Nieroz��czni towarzysze z sob� B i e d a � Patrz, moja swacho, jak pi�kny zamek, co tu statk�w �adownych pszenic�; s�yszysz, weso�a kapela brzmi g�o�no. Ach, gdyby si� tam dosta� na chwilk�! N � d z a � I czeg� pragniesz, czy tam nas puszcz�? Spojrzyj, brama zawarta, a cho�by mur przesadzi�, co nam �atwo, brytany du�skie kaza�by wojewoda spu�ci� z �a�cuch�w, poszczwano B i e d a � Wiatr wieje ze strony zamku, zapach z kuchni wo� roznosi � oblizuj�c si� � o! �eby zra- N � d z a (z westchnieniem) � O, m�j Bo�e, ja bym przesta�a na kawa�ku suchego chleba, na ko�ci nie dogryzionej, a tam psy lepsze k�ski co dzie� po�eraj� ni� moja codzienna strawa. B i e d a � Daremna nasza oskoma na przysmaki zamkowe, chod�my, pr�nie nie �ykajmy �linki. Patrz, co tu si� i miast, tam mnie ju� dobrze znaj�, musz� im ciebie jeszcze przedstawi�, bo takie przeznaczenie, �e dla kogo ja d�ugim przyjacielem, to w ko�cu i z tob� pobrata� si� musi. I Bieda nacisn�a podart� czapk� na bakier. N�dza zawin�a si� w p�acht�, ruszy�y razem do wioski najbli�szej. 3 Pan wojewoda mia� syna jedynaka, syna, kt�ry imi� �wietne i s�aw� ojca i pradziad�w musi przechowa� w potomne wieki. Wys�a� go do W�och, do Pary�a po rozum, dawszy mu czwart� cz�� skarbcu swego na drog�. Kiedy odje�d�a�, powt�rzy� mu wprawdzie stare przys�owie, �e: �Kto g�upi, w Pary�u sobie rozumu nie kupi� � wierzy� przecie inaczej i by� pewnym, �e wi�cej ukszta�conym wr�ci, ni�by siedzia� w kraju. Bawi� rok wojewodzic, zabrak�o ju� mu z�ota, pan ojciec pos�a� starego dworzanina z dwoma worami z�ota. Jedzie dworzanin, a� pod lip� spotyka bladego w dziurawym �upanie, z kawa�kiem pasa bogatego niegdy�, w czapce podartej, zdartymi buty, szlachcica. Chudzina sk�oni� nisko czapk�, powita� go dworzanin. � Pomaga B�g, panie bracie � rzek� do jad�cego � a gdzie� to tak �pieszno? � Ha, jad� z pieni�dzmi, mi�y bracie, dla m�odego panicza. Pojecha� ci po rozum do Pary�a, ale kaci po tym, rozum jako� trudno idzie, a du�o pieni�dzy kosztuje. � Oj! � rzek� chudzina � powoli i rozum si� znajdzie. � Diabli po nim � odpowie dworzanin � przyjdzie wtedy, jak pieni�dzy zabraknie, a bieda zajrzy w oczy. � I odjecha�. Bieda czapk� w g�r� z rado�ci rzuci�a, wo�aj�c: � B�d� w zamku, b�d�, i moj� swach� wprowadz�, wtedy cho� raz pohulamy sobie! 4 By� to dzie� uroczysty w zamku, obchodzono powr�t z Pary�a rozumnego wojewodzica. Stary wojewoda sprosi� liczne s�siedztwo, pan�w i szlacht� z okolicy. Zamek by� przepe�niony od samego rana, grzmi kapela. Przy wieczornym zmroku rozpalono kaga�ce, o�wiecono zamek rz�sisto: w zamku widno, jakby s�o�ce �wieci�o, za murami ciemno, cho� oko wykol. N�dza z Bied� ujrzawszy �un�, rozumiej�c, �e p�onie zamek, wskoczy�y na mur i przytulone do obros�ej mchem baszty, spogl�da�y na dziedziniec. W komnatach pe�no go�ci, drobna szlachta wieczerza�a na podw�rzu, stary wojewoda, ucieszony po d�ugim rozdziale widokiem jedynaka, kaza� wci�gn�� beczki wina, miodu i piwa na poddasze i rynnami la� trunki. Przez cztery wi�c rynny lano; to wino, to piwo, to miody, a szlachta podstawia�a konwie, to puchary, to gard�a, czapki i pili na zab�j. O p�nocy prawie wszyscy zmorzeni legli snem pijackim na podw�rzu. Zsun�a si� wi�c z muru N�dza z Bied�, a pewne, �e brytany na uwi�zi, obliza�y rynny, z kt�rych s�czy�o si� jeno, a podjad�szy z zostawionej ogromnej wo�owej pieczeni, zajrza�y w okna pierwszy raz w zamku. Ju� kapela usta�a, patrza�y w sypialni� starego wojewody; nie spa� jeszcze, sta�o przed nim kilku �yd�w zagranicznych, siwy dworzanin rachowa� z�oto, kt�re z chciwo�ci� zgarniali. Byli to d�u�nicy wojewodzica. Straci� on wszystko, co ojciec posy�a�, po�yczy� bardzo wiele. Wojewoda zap�aciwszy z zas�pionym obliczem usiad� na �o�u, dworzanin sta� zadumany. Pierwszy raz starcy obadwa poczuli brak w skarbcu, nie dziwota: Bieda i N�dza zajrza�y ju� oknem. 5 Up�yn�o lat trzy, sta�y pod lip� jak dawniej nieroz��czne siostrzyce, statki pr�ne p�ywa�y na Wi�le, flisy smutni nie �piewali, w zamku cicho, bo �a�oba. Stary wojewoda umar�: kapela jego nadworna ostatni raz mu przygra�a prowadz�c do grobu; syn, wypr�niwszy skarbiec antenat�w, stopiwszy srebrne i z�ote naczynia, sprzeda� zbo�e na pniu, nie by�o co �adowa� do Gda�ska. Kaplica zamkowa ju� nie b�yszcza�a �wiec�cym dachem, wiatr zrywa� z niej snopki brudnej s�omy, bo m�ody wojewodzic obdar� j� z okrycia miedzianego z poz�ot�, a dach, co dwa wieki ja�nia�, znik� stopiony u �yd�w. Dworzanie rozbiegli si� w r�ne strony kraju, utrzymanie zamku zbyt wiele kosztowa�o, postanowi� wi�c przenie�� pan m�ody mieszkanie swoje za granic�, sprzedawszy poprzednio wszystkie marmury tego gmachu swemu arendarzowi. Zap�aka� stary dworzanin, kiedy bezbo�ne r�ce wyrywa�y pod�ogi, �ama�y odrzwia dobywaj�c drogie marmury. Opustosza� wspania�y zamek, brama sta�a otwarta, dziedziniec zar�s� muraw�, a stare baszty omszone wynosi�y jeszcze dumne czo�a. N�dza z Bied� bez obawy wi�c wesz�y razem, a chodz�c po pustym podw�rzu, natrafi�y na drzwi do piwnicy otwarte. Wesz�y po spr�chnia�ych schodach i w samym ko�cu d�ugiego lochu znajduj� rado�ne zapomnian� bary�k� drogiej ma�mazyi, pami�tk� jedyn� po starym wojewodzie. Kosztuj� weso�o � smaczne; pij� wi�c rade a pij�: stare wino pom�ci�o pami�� starego wojewody, upojone usn�y w tym lochu N�dza z Bied�. Duch starego wojewody, co w d�ugich nocach b��dzi� po ruinach swego zamku, zatrzasn�� drzwi �elazne od lochu i te dwie siostry, cho� do g�odu nazwyczajone, skona�y. Niepotrzebne te� by�y w zamku N�dza z Bied�, bo zasiad�o ich miejsce nie tak ohydne, powa�niejsze Zniszczenie. W�drownik patrz�c na gruzy starego zamku, na te resztki baszt ogromnych, duma o jego przesz�o�ci, �a�uje upadku i mo�e nieraz kl�sce wojennej przypisze zniszczenie! a w lochu trupy N�dzy i Biedy le�� trzymaj�c si� za r�ce. Pilnuje drzwi duch wojewody i dla wstydu swej pami�ci nie dopuszcza nikogo; ukry� tam sromot� syna, kt�ry splami� jego imi� i s�aw�. w�r�d umar�ych. 6. POWIETRZE Siedzia� Rusin pod modrzewiem, s�o�ce piek�o jakby ogie�. Patrzy z dala, �e co� idzie; patrzy znowu � to niewiasta! Ca�a p�acht� owiniona, na wysokich nogach chodzi. Zl�k� si� zrazu, chcia� ucieka�, ale widmo d�ug� r�k� zatrzyma�o zl�knionego. � Znasz Powietrze? � Ja to jestem! We��e mi� na barki swoje i obno� po ca�ej Rusi: nie pomijaj wioski, miasta, bo wsz�dy zawita� musz�. Ty nie l�kaj si� niczego, zdrowy b�dziesz I d�ugie r�ce przewiesza na szyj� biednego kmiecia. Szed� wi�c Rusin, lecz zdziwiony, �e ci�aru nic nie czuje, spojrzy za si�, ale widzi, �e na barkach siedzi widmo. Przyni�s� najwpierw do miasteczka. Po gospodach ta�cowano, weso�o�� na ka�dej twarzy. Ledwie zatrzyma� si� w rynku, niewiasta powia�a p�acht�; wnet usta�y rze�we tany i weso�o�� znik�a z twarzy. K�dy spojrzy wystraszony, nios� trumny, w dzwony dzwoni�; ca�